-
„P A T R IO T Y C Z N Y R U C H P OL SK I” N R 2 6 2 , 1 K W IE
C IE Ń 2 0 1 1 R . 1
Drodzy Czytelnicy i Sympatycy! W naszym biuletynie zamieszczamy
teksty różnych autorów, tak „z pierwszej ręki” jak i przedruki,
traktujące o najistotniejszych problemach Polski i Świata. Kluczem
doboru publikowanych treści, nie jest zgodność poglądów Autorów
publikacji z poglądami redakcji lecz decyduje imperatyw ważnością
tematu. Poglądy prezentowane przez Autorów tekstów, nie zawsze
podzielamy. Uznając jednak że wszelka wymia-na poglądów i wiedzy,
jest pożyteczna dla życia publicznego - prezentujemy nawet
kontrowersyjne opinie, pozostawiając naszym czytelni-kom ich osąd.
Redakcja
------------------------------------------------------------- Adres
kontaktowy Redakcji PRP: PO Box 1602, Cranford NJ 07016 i
internetowy: [email protected]
W numerze: 1) Wiadomości; 2) Kogel-mogel z limitowanym cukrem;
3) Bóg nie umarł, ale jest chory; 4) XVI Walne Ze-
branie USOPAŁ; 5) Sądowa wojna dwóch cywilizacji; 6) Czy nowa
„Kartagina” wytrzyma starcie?; 7) USA – maszyna
do wytwarzania kłamstwa; 8) Bez strachu – XII; 9) Geremek tajnym
współpracownikiem?;
------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Iran uważa, że oficjalne logo Olimpiady w Londy-nie zawiera
ukryte słowo “Zion”. -
Rozważa bojkot igrzysk.
Sekretarz Generalny irań-skiego Komitetu Olimpij-skiego
oświadczył że Iran wysłał
oficjalne pismo do Jacques Rogge - prezy-denta Międzynarodowe-go
Komitetu
Olimpijskie-go, w którym wskazuje, że logo olimpiady w Lon-dynie
w 2012 r. zawiera
zakamuflowane słowo “Zion” (po polsku “Syjon”). Bahram
Afsharzadeh, sekretarz irańskiego Komitetu Olim-pijskiego
oświadczył, że Komitet jest
przeciwny takiemu, jak to nazwał “rasistowskiemu logo”, i że
Iran rozważa możli-wość nawet
bojkotu igrzysk olimpijskich.
Organizatorzy olimpiady w Londynie odpowiadają, że lo-go zostało
zaprojektowane w 2007
r. i wyrażają “zdziwie-nie, że właśnie teraz wysuwane są
zażalenia”. Organiza-torzy nie mogą
jednak zaprzeczyć temu, że liczni obserwa-torzy zauważyli to
ukryte słowo zaraz po oficjalnym
zapre-zentowaniu logo.
Słowo “Syjon” oznacza biblijne określenie Izraela jako na-rodu
wybranego. Od niego pochodzi też słowo “syjonizm”
będący doktryną ideologiczno-polityczną żydowskiego
nacjo-nalizmu, wcielanego w życie przez szowinistyczne i rasis-
towskie państwo Izrael.
Za: www.bibula.com [2011-02-28] - na podstawie Associated
Press
# # #
Płonie bliski Wschód – kim są podpalacze?
Żyjemy obdarzeni dziedzictwem klątwy (Obyś żył w cie-kawych
czasach!), wydarzenia na które zwykle czekało się w
historii całe dziesięciolecia, wybuchają jak gniewne wiązki
wulkanów burząc nasz spokój i stawiając pytanie: co dalej?
... Co z Bliskim Wschodem, co z rewolucją? Kto sprzyja buntowi
tych biednych, uciemiężonych ludzi? Kto wywołuje ich
do tablicy historii, i jakie siły na światowej arenie mogą
skorzystać z ich buntu? Pozostaje jeszcze inne pytanie: czy te
siły
dokonawszy odwiertów rewolucyjnych, wyzwoliwszy gniew i nadzieje
lokalnych populacji, potrafią ukierunkować ten
płynący żywioł. Żywioł ten oprócz mglistego apetytu na
sprawiedliwość społeczną i demokrację, może oprzeć się - tak
naprawdę, tylko na swojskim islamie i plemiennych tradycjach
dając reszcie świata przeciągły ból głowy. Pier-wszy
wystrzał z Aurory padł w Tunezji, ale jego echo po-tęguje się w
pochodzie przez kraje Maghrebu i nie tylko.
Więc kim mogą być ci interesowni [na świecie nie ma przy-padków
na taką skalę] reżyserzy, sponsorzy? Czyją spraw-czą
dłoń podejrzewamy w tym wypadku?
... Inną stroną zainteresowaną w przyspieszeniu buntu może być
Izrael, który nie może już spokojnie czekać na
osiągnięcie zdolności atomowej przez Iran. Nie może też liczyć,
że bankrutujące USA pozwolą się zmanipulować do
kolejnej wojny w obronie pozycji i interesów Izraela. Pań-stwo
Izrael nauczone nieudaną wojną libańską już wie, że w
wojnie konwencjonalnej ze światem arabskim ma dzisiaj małe
szanse. Aby wygrać z czasem Żydzi mogli wpaść na stary,
genialny pomysł taktyczny wprowadzenia zamętu wśród swoich
realnych i potecjalnych przeciwników, aby w ten
sposób ich osłabić i może wciągnąć ociągające się pań-stwa
europejskie w grę. Pozwoliłoby to na następne prze-
PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI NR 262 1 IV 2011 R.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
N O W Y J O R K , C H I C A G O , T O R O N T O , B E R L I N , W A
R S Z A W A .
PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI W INTERNECIE: www.wicipolskie.org
http://www.bibula.com/http://hosted2.ap.org/APDEFAULT/*/Article_2011-02-28-London%20Logo%20Iran%20Complaint/id-42aa4beaceed4b7d99cbb9eae9336e84
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 2 meblowanie
wśród państw Maghrebu i stworzenia nowych korzystniejszych
zależnosci w tym rejonie. Oczywiście jest to
zabawa z zapałkami [możliwe gwałtowne odrodzenie a-gresywnego
islamu], ale to jest wydaje się sposób, aby do zabawy
wtrącili się też rodzice (byłe państwa kolonialne). Kiedy
telewizje krajów zachodnich pokażą okrótne sceny z pacyfikacji
bezbronnej ludności, łatwiej będzie przekonać ich rządy w
sprawie interwencji wojskowej. Media to potę-ga wpływu.
Chodzi o to aby nie zostać samemu na placu boju przeciwko grupie
fanatycznie zdeterminowanych wro-gów. W ten
sposób Izrael może tańczyć jeszcze długo na nieco grubszej,
bezpieczniejszej linie.
Konkurencyjną grupą o ambicjach globalnych, jest ten u-kład,
który w ostatnich wyborach wprowadził Baracka H.
Obamę do Białego Domu, ta grupa jest bardziej czerwona,
rewolucyjna. A jej plany to zniszczenie starego porządku i
przebudowa świata, przy wycięciu wszelkich lokalnych
na-cjonalizmów i pariotyzmów i otwarcia go - na jeden wspa-
niały rynek. Przykładem może jeszcze niedoskonałym jest model
Unii Europejskiej, z jej otwarciem granic i rynków.
Unia propaguje nowe wartości i nową tożsamość wokół faj-ności,
humanizmu socjalistycznego i wyrzucenia za burtę
przestarzałych wartości płynących z historii, religii i
tradycji.
Tak jak kiedyś sowieci budując model „homo sovieticus”, tak
teraz oni chcą zbudować człowieka-wydmuszkę, który cały
ten odziedziczony bagaż historii, tradycji, tożsamości i
religijnej moralności zostawi gdzieś na poczekalni nieczyn-nego
dworca kolejowego wyjeżdżając na zachód w poszu-kiwaniu pracy
lub w biegu na dyskotekę, czy kolejny narko-muzyczny
Jarocin.
Grupa ta m.in. reprezentowana jest przez światową finan-sjerę
(ludzie Rockefellera i Komisja Trójstronna z „na-
szym” Zbigniewem Brzezińskim i innymi masonami) a jed-nym z jej
liderów jest węgierski Żyd George Soros, wytra-
wny rekin finansowy, który obok lewicowych przywódców związków
zawodowych, jest częstym gościem Obamy w Bia-
łym Domu. Grupa Sorosa, nie przepada za lokalnymi
patrio-tyzmami, czy nacjonalizmami, chyba, że może je
wykorzy-stać
do swoich celów. Ma duże doświadczenie w przewra-caniu starych
porządków, tak aby zająć się tortem prywa-tyzacji i
szerzenia swoich wpływów (pierestrojka w Polsce, rewolucja
welwetowa-Czechy, pomarańczowa-Ukraina itd). Nie
wszystkie rewolucje się udają (rosyjska pierestrojka, U-kraina),
wydaje się, że kluczem do sukcesu jest przygoto-wanie i
wykorzystanie lokalnych kadr zdolnych do zagospo-darowania
rewolucji po zwycięstwie. Dlatego nabór i szkole-nie kadr z
poważnym wyprzedzeniem organizowanej akcji jest bardzo ważne.
Stąd też, tak wielu potomków założycieli PRL gościło
na specjalnych stypendiach w końcu lat 70-tych na Zachodzie. W
Polsce aktywa tej grupy to m.in. Fun-dacja Batorego,
czy też Otwarte Społeczeństwo, ale to szerszy temat.
Oczywiście dramat na Bliskim Wschodzie rozgrywa się i dokonuje
na żywym organizmie tamtejszych społeczeństw,
którym możemy tylko współczuć, życząc im jak najmniej-szych
ofiar w tym kolejnym zderzeniu z walcem Historii.
Ciekawsze fragmenty z felietonu Jacka K. Matysiaka pod tytułem:
„Płonie Bliski Wschód - kim są podpalacze”. Za:
http://wzzw.wordpress.com/2011/03/-02/plonie-bliski-wschod-kim-sa-podpalacze/
# # #
Agenda ONZ chce legalizacji prostytucji
Jedna z agend oenzetowskich lobbuje za legalizacją prostytucji
na świecie. Inicjatywę popiera sam Sekre-tarz
Generalny ONZ, Ban Ki-moon.
Agenda UNAIDS zaangażowała się w promocję progra-mów, które mają
niejako „zadośćuczynić” prostytutkom i in-nym
grupom, czerpiącym korzyści z „pracy seksualnej”, za straty
poniesione w wyniku wdrażania programów zwalcza-nia
HIV/AIDS.
Jedną z organizacji działających w ramach agendy UNAIDS jest
Network of Sex Work Project (NSWP). Jest to, jak napi-
sali na oficjalnej stronie internetowej jej przedstawiciele,
„so-jusz pracowników seksualnych [sic!] i instytucji, które
świad-
czą usługi dla nich oraz popierają ich prawa zdrowotne i prawa
człowieka”.
Organizacja celowo zastępuje słowo „prostytutka” określe-niem
„pracownik seksualny”. Wyjaśnia ona, że „ta zmiana
terminologii ma istotny wpływ dla zmiany globalnego rozu-mienia
pracy seksualnej, aby wprowadzić zapisy prawne,
które pozwolą przezwyciężyć wiele problemów, z jakimi to
spotykają się pracownicy seksualni”. Zauważono również, że
tego typu pracownicy są napiętnowani i dyskryminowani. Dlatego
należy walczyć o uznanie ich praw.
Organizacja NSWP wydała broszurę, w której zapewniała, że „seks
z pracownikami seksualnymi jest bezpieczny, o ile
konsekwentnie i prawidłowo stosuje się prezerwatywy”. Bro-szura
zawiera skandaliczne zdjęcia instruktażowe, demon-
strujące techniki seksu oralnego. Autorzy broszury zalecają
„pracownikom seksualnym” wyuczenie się różnych technik
seksualnych - w celu zwiększenia dochodów. „Pracownicy seksualni
muszą nabyć wiele umiejętności, które pozwolą im
zmaksymalizować dochód i ograniczyć ryzyko zaraże-nia się
wirusem HIV”.
Za legalizacją prostytucji opowiada się sam Sekretarz Ge-neralny
ONZ. Ban Ki-moon w 2008 r., podczas konferencji
poświęconej problematyce AIDS, wezwał do depenalizacji na
świecie prostytucji, narkomanii i homoseksualizmu pod
pretekstem walki z dyskryminacją. - W większości państw wciąż
dyskryminuje się prawnie kobiety i mężczyzn, którzy
uprawiają ze sobą seks, pracowników seksualnych, narko-manów i
mniejszości etniczne. To się musi zmienić... W kra-jach,
w których nie ma przepisów, chroniących pracowni-ków
seksualnych, narkomanów i mężczyzn uprawiających seks z
mężczyznami, tylko wąska grupa ma dostęp do pro-filaktyki -
mówił. Źródło: LifeSiteNews.com, AS
http://wzzw.wordpress.com/2011-/03/02/plonie-bliski-wschod-kim-sa-podpalacze/
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 3 Komentarz
PiotrSkarga.pl:
Jak widać konsekwentnie i szybko wszystkie kwe-stie związane z
seksualnością stają się wyjęte spod prawnego i
moralnego osądu, a z prostytucji i sute-nerstwa robi się zwykły
zawód niczym krawiec czy szewc. Jest to tak koszmarny i
tragiczny przykład moralnego upadku świata, że trudno uwierzyć,
że podobne skandaliczne zabiegi mają miejsce.
W sposób oczywisty musi więc dojść do prześla-dowania
wszystkich, którzy domagają się w tej sfe-rze stosowania
chrześcijańskich zasad moralnych, którzy potępiają moralne zło
rozpusty, prostytucji, aktów homoseksualnych itp.
Gdzie jest kres tego szaleństwa?
Za: piotrskarga.pl [2011-02-25]
# # #
Niemcy: matka 12 dzieci skazana na areszt, bo nie chciała
posyłać dzieci na ”wychowanie seksualne”
Matka 12 dzieci z Salzkotten została skazana na 43 dni
pozbawienia wolności, z powodu odmowy posyłania trójki
młodszych dzieci na lekcje „wychowania seksual-nego”, prowadzone
w miejscowej szkole podstawowej.
Kobieta, której nazwiska nie ujawniono, jest baptystką.
Sprzeciwia się ona programowi nauczania, realizowanemu w
miejscowej szkole podstawowej. Twierdzi, że placówka nagminnie
ignoruje jej prawa, gwarantowane przez Europej-ską
Konwencję Praw Człowieka, do której przestrzegania zobowiązały
się Niemcy, jako sygnatariusz traktatu. Powo-łuje się
ona na art. 2 pierwszego protokołu dodatkowego, który stanowi:
„Wykonując swoje funkcje w dziedzinie wy-chowania i
nauczania, państwo uznaje prawo rodziców do zapewnienia tego
wychowania i nauczania, zgodnie z ich własnymi
przekonaniami religijnymi i filozoficznymi”.
Miejscowa szkoła, jak donoszą media, ignoruje to prawo od 2005
r., za zgodą i poparciem ministerstwa sprawiedli-
wości.
Mąż kobiety żali się, że jego żona bardzo tęskni za ro-dziną, a
dzieci za nią.
W Niemczech panuje bardzo rygorystyczne prawo dot. przymusu
szkolnego. Władze nie godzą się na tzw. nau-czania
domowe, ani na wyłączenie z jakichkolwiek zajęć, nawet jeśli są
one niemoralne.
Podobne przypadki osadzenia w areszcie jednego z rodzi-ców nie
należą do rzadkości. W Salzkotten zdarzyło się to już co
najmniej kilka razy, właśnie z powodu odmowy posy-łania na
niemoralne lekcje „wychowania seksualnego”. Nie-które z
rodzin postarały się o azyl i wyjechały do USA.
Źródło: LifeSiteNews.com, AS
Komentarz PiotrSkarga.pl:
A więc doczekaliśmy się. Oto „wspaniała” nowa Europa, w której
matka sprzeciwiająca się demoralizacji własnych
dzieci ma trafić do więzienia, a inni proszą o azyl i uciekają
do USA. Niech to będzie memento dla wszystkich katolików,
gdyż niemal na pewno i u nas pojawią się próby wprowa-dzenia
obowiązkowej i deprawującej edukacji seksualnej.
Karać matkę za to że stoi na straży moralności swych dzieci to
wyjątkowa podłość i świadectwo głębokiego kryzysu jeśli nie
upadku Europy. Za: piotrskarga.pl
# # #
Czyżby wyznaczono Holandię do promowania na glo-balną skalę
eutanazji?
Co 5 zgon w Holandii to sprawka "lekarzy" którzy "po-magają"
pacjentom zastrzykiem. Aż 81% zwyrodnialców w
białych kitlach dokonało eutanazji co najmniej raz w życiu.
Ponad 10% ofiar eutanazji to osoby nieświadome za-biegu.
Decyzje podejmowano w kręgu "rodzina - lekarze". Sposób jest
prosty. Dosypuje się odpowiedniego specyfiku do szklanki
z lekami i podaje się pacjentowi. W ciągu 5-10 minut po wypiciu
osoba zasypia. Wtedy tylko czeka się aż ciało ostygnie i
zabiera się do kostnicy. Oficjalnie mówi się że to nie
morderstwo ale wybawienie od cierpień i bólu. Podobnie uważa
"ojciec chrzestny" eutanazji jak sam się nazwał. "Doktor" Peter
Admiraal, bo o nim mowa dokonał już w swym życiu
ponad 100 eutanazji !!! Mówi o tym otwar-cie i bez skrępowania.
Uważa, że zbawia ludzi. Napisał na-wet książkę jak
uśmiercać ludzi.
Na razie to tylko Holandia ale zaczyna się już rozprzestrze-niać
niczym zaraza. Przecież też musimy być "postempowi".
Lewactwo już od paru lat chce legalizacji w Polsce. A osta-tnio
POsłanka Mucha powiedziała że "Ludzie starsi chodzą co 2
tygodnie do lekarzy bo im się nudzi, a w ogóle to star-szych
ludzi nie opłaca się leczyć". Podsumowując, radzę Wam
obudźcie się i obudźcie znajomych. Mówmy o tym gło-śno i
protestujmy. Bo inaczej niedługo [w imię szybszej glo-balizacji
- TK] z powodu bólu zęba czy brzucha zaczną nas zabijać.
Oczywiście w imię ludzkiej godności i dla naszego dobra.
Za:
http://wyszperane.nowyekran.pl/post/4751,wyszperane-28-02-11
# # #
Władysławie Bartoszewski, dziękujemy za szczerość! “Polska to
ewenement. Wszystkie liczące się siły polity-czne w naszym kraju są
życzliwe Izraelowi. Zarówno PO, jak i
prawicowe PiS. Przecież świętej pamięci Lech Kaczyń-ski był
wielkim przyjacielem państwa żydowskiego. Proszę
wskazać inny kraj w Europie, w którym w ostatnim 20-le-ciu
trzech szefów dyplomacji, Meller, Rotfeld i Geremek, było
żydowskiego pochodzenia, jeden ma honorowe oby-watelstwo
Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. (wypo-wiedź dla
“Rzeczpospolitej” z dnia 23/02/2011)
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 4 Za:
nacjonalista.pl [2011-02-25]
-------------------------------------------------------------------------------------------------
KOGEL-MOGEL Z LIMITOWANYM CUKREM
Dzień po dniu doświadczamy owoców aneksji do Unii Eu-ropejskiej.
Informacyjny zgiełk wydawany przez konkurujące
ze sobą czołowe partie polityczne nie słabnie. Słabnie
nato-miast zachwyt europejskim rajem. Ubywa entuzjastów. Acz-
kolwiek media sugerują co innego to jednak rzeczywistość
wskazuje na to, że Polacy tracą zaufanie do rządzących.
Jaruzelska szkoła wybierania mniejszego zła nadal obo-wiązuje.
Mając jedynie taki wybór, co w zasadzie wyborem
trudno nazwać, Polacy zdają się na tych z którymi są fami-lijnie
bliżej związani. Upłynęło dosyć czasu, by nawet bez lupy
zauważyć sromotne skutki ścisłej unijnej podległości. Jednak
zmiany systemowe w Polsce i możliwość wyjazdu w
poszukiwaniu pracy do innych krajów wpłynęły na osłabie-nie
decyzji zniewolonych podatników do drastycznych roz-
wiązań. Zamiast od rządzących domagać się realizacji zo-bowiązań
i obiecanek o drugiej Japoni i Irlandii, zniechęceni
starają się szukać rozwiązań na własną rękę, najczęściej daleko
od domu rodzinnego.
Ostatnie wiadomości agencyjne odnośnie cen cukru na rynku
światowym - nie wyciągnęły jednak na ulice i place
miast naszych i stolicy wszystkich tych co kiedyś nieźle so-bie
radzili z uprawą buraka cukrowego, jego skupem i prze-
twarzaniem na kryształowy cukier. Odczuwa się bardzo brak kogoś
jak Lepper. Nie ma chętnego do zmobilizowania nie-
zadowolonych plantatorów do akcji przeciwko bzdurnym de-cyzjom
ekonomicznym i gospodarczym - rządzących do
przerwania im błogiego stanu samozadowolenia. Aczkolwiek
medialnie walczą ze sobą na przysłowiowe noże czym spra-
wiają kłopot ze zrozumieniem ich rzeczywistych intencji.
Okazuje się, że w Unii Europejskiej brakuje cukru, a jesz-cze
tak niedawno rządowymi decyzjami niszczono polskie
cukrownictwo, zakłady wyprzedawano na siłę. Ograniczenia - jakie
przyjęto ostatnio od Unii na produkcję przez Polskę
cukru to ok. 1,4 mln ton. To jest o 16% mniej od limitu
wy-negocjowanego przed akcesją. Bzdurne dyrektywy z Bruk-seli,
niczym wcześniejsze z Moskwy, nadają się do kabaretu bardziej
niż do zarządzania gospodarką.
W sezonie 2009/2010 nasze cukrownie wytworzyły 1,5 mln ton tego
produktu, ale nadwyżkę (100 tys. ton) zgodnie z u-
nijnymi przepisami Polska musi sprzedać. Pomimo tego, że aby
zaspokoić rynek krajowy trzeba będzie zakupić za gra-nicą
200-250 tys. ton cukru! Zapewne na weksel. I dziwnie jakoś, mało
kto i w niewielu miejscach wspomina rewelacje
ekonomiczne Balcerowicza, oczywiście profesora nie tylko
komunistyczno-krajowego ale także renomowanych centrów
formujących świat jak np. korporacji ponadnarodowych; ani też
prywatyzacyjnych krętactw ministra Lewandowskiego,
obnoszącego się euro-pejsko, ani żadnych innych tzw. ge-niuszy
polskiego cudu gospodarczego.
Przeciętny obywatel napuszczany jest przez kłamiące pu-blikatory
i nikt nie rzuci hasła “TELEWIZJA KŁAMIE!” na tyle
głośno - aby coś z tego wynikło. Ciągle nie malejąca liczba
widzów pasjonuje się medialnymi pojedynkami i grą w słu-pki
w walczących, wydawałoby się, poważnie najmocniej-szych na
krajowym ringu PO-PiS-PSL-SLD. Jedynie od cza-su do
czasu ktoś nieśmiało zauważy ich okrągłostołowy krę-gosłup.
Ludziom zaganianym za groszem na chleb codzienny podrzuca się
różne mocne tematy. To rewelacje z zakresu
katastrofy smoleńskiej, to ciągle atrakcyjny hit o spełnieniu
marzeń po wprowadzeniu bezwizowych podróży do USA. W
kraju, spakowana już pierwsza fala rodaków na to czeka,
aczkolwiek niewymienny minister Sikorski twierdzi, że zain-
teresowanie wyjazdem za ocean znacznie zmalało. Mimo kolejnych
obiecanek rządzących nadal jedyną szansą na po-prawę
życia rodaków znad Wisły jest wyjazd za chlebem na zachód. W tym
samym czasie zamyka się fabrykę samo-chodów na
warszawskim Żeraniu na amen. Kombinacje z łupkami chyba już
dotarły do finału. Cyrograf gazowy pod-pisany na lata.
Już tylko kwestia czasu żeby utwierdzić nas w genialnej
tranzakcji, że miedź nie opłaci się mieć. I tylko czekać jak
zaczną
gasić światło, ale już bez emocji z re-gionowymi świecznikami w
ręku.
Wokół po świecie kolorowe rewolucje będące wynikiem zapaści
zarówno ekonomicznych, społecznych jak i gierek
różnych specsłużb, a nad Wisłą b. spokojnie. Najwyraźniej
specsłużby są wystarczająco zadowolone.
Znacznie więcej emocji wzbudza oczekiwanie: czy w PO już się
posprzeczali? Czy Tusek lubi Schetynę i odwrotnie? Czy
też jakie są nowości z życia zięcia byłego prezydenta? Poza
medialnym “imperium Ojca Tadeusza” mało które o-środki
zwracają uwagę na sprawy istotne dla egzystencji państwa. Można
odnieść wrażenie, że rządzący czują się lubiani i z
zadowoleniem aprobują swoją namiestnikowską rolę; a apanaże
interesują ich najbardziej.
Żeby uniknąć starcia z przerastającymi ich problemami i w miarę
możliwości nie zakłócać sielanki, czołowe postacie
głównych partii zajęte są tematem ile dni potrzeba im na
do-konanie nowego naboru swoich ludzi w publicznym głoso-
waniu. Jeden dzień, to i jedna noc, a to może nie wystarczyć
dopilnować żeby ktoś typu Leppera czy też Giertycha, lub
dobrze odnotowującego przekręty rządzących Wrzodaka nieopatrznie
załapał się do licencjonowanej partyjnie wła-dzy.
Byłoby to zapewne ze szkodą dla okrągłostołowych elit i ich
dzieci, nie wspominając o całym gronie zaszczytników
wyrosłych na gruncie stanu wojennego i obsmyczenia
Soli-darności. Jedynie wypróbowani towarzysze, namaszczeni
przez
ponadnarodowe ”autorytety”, spełniają wymagania do rządzenia
kondominium. Rządzący na magdalenkowym ka-cu nie
mogą pozwolić sobie na ujawnienie powodów ich i-diotycznych
decyzji i przemyślanych zaniechań. To by mo-gło
wstrząsnąć społeczeństwem. Dlatego też żadne okręgi wyborcze z
jednym miejscem poselskim nie wchodzą w grę - liczy
się tylko partia. A to przerabialiśmy tyle razy, że taki stan
rzeczy może wydawać się już jako jedyny i słuszny.
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 5 Ale skoro
jednak u nas nie tylko cukier krzepi, tak więc można sądzić że jak
się przebudzimy to zabraknie kolorów na
to aby zrobić jakąś zawieruchę i rozgonić całe to towa-rzystwo
wzajemnej adoracji, co wcale może nie zmienić na-szego
uczucia ręki w nocniku.
Waldemar Głodek, 2011-03-08 - www.polishclub.org
-------------------------------------------------------------------------------------------------
BÓG NIE UMARŁ, ALE JEST CHORY
Niedziela: 8h00, 9h00, 10h30, 12h15, 16h30, 18h30; dzień
powszedni: 7h45, 12h15, 18h30 - to nie rozkład jazdy pocią-
gów TGV do zagubionej krainy bożej ufności ale rozkład
na-bożeństw w kościele św. Mikołaja od Błękitnych Ostów przy
rue Monge w V Dzielnicy Paryża.
O dziwo, ten kościół nie zamiera, nie pustoszeje, jak inne na
bezbożnej niwie paryskiej metropolii, w których nierzadko
odprawia się ledwo jedną mszę w ciągu tygodnia. Do świą-tyni tej
przychodzą tłumy, a śpiew wiernych i głos kapłana,
słychać na sąsiednich ulicach.
Ten kościół należy do lefebrystów. Jego duchowni i jego wierni
obchodzą 20-tą rocznicę śmierci arcybiskupa Marcela
Lefebvre‟a, założyciela Bractwa Świętego Piusa X.
Cały francuski Kościół był kiedyś prężny i wpływowy. Ale to
przeszłość. Dziś jego oddziaływanie dramatycznie się kur-
czy. Jest biedny, pokorny, wręcz lekceważony przez współ-czesne
dzieci dawnych wyznawców jego przebrzmiałej wiel-
kości. Lefebryści przyczyn kryzysu dopatrują się w reformach
Soboru Watykańskiego II, które ich zdaniem prowadzą do
herezji modernizmu i są zagrożeniem dla wiary. Zrzeszeni w
Bractwie Kapłańskim św. Piusa X w imię wierności trady-cji
nie zaakceptowali zmian w sprawach liturgii, ekumenizmu oraz
religijnej wolności, wypowiadając w tych kwestiach po-
słuszeństwo papieżowi.
Odrzucili wprowadzenie do liturgii języków narodowych i
celebrację mszy w stronę wiernych, pozostając przy łaci-nie
i kapłanie zwróconym w stronę ołtarza, czyli krucyfiksu na
tabernakulum uosabiającym tajemnicę Boga. Odrzucili
ekumenizm i międzyreligijny dialog (w tym z Żydami) oraz
soborową deklarację o wolności wyboru religii, akceptując
jedynie taką wolność, która daje prawo Kościołowi
rzymsko-katolickiemu do działania w strukturach politycznych.
Bractwo powstało 40 lat temu z inicjatywy Francuza Mar-cela
Lefebvre‟a, biskupa tradycjonalisty. Był on pierwszym
arcybiskupem Dakaru oraz nuncjuszem papieskim w Afryce
Francuskiej, gdzie spędził 30 lat. Pełnił też obowiązki arcy-
biskupa tytularnego Arcadiopolis w Turcji. Wyznaczony do komisji
Soboru Watykańskiego II odmówił podpisania niektó-
rych dokumentów soborowych.
W 1976 r. papież Paweł VI zawiesił działalność Bractwa za
udzielenie przez Lefebvre‟a święceń klerykom bez zgody
miejscowego ordynariusza, a w 1988 r. Jan Paweł II obło-żył go
ekskomuniką, jak i 4 biskupów, których wyświęcił on bez
zgody papieża. Lefebvre nie zaakceptował tej decyzji; uznał, że
działał w stanie wyższej konieczności związanej z
kryzysem w Kościele. W 2009 roku Benedykt XVI zdjął tę
ekskomunikę.
Marcel Lefebvre zmarł w wieku 85 lat w marcu 1991 r. w Martigny.
Tuż przed śmiercią wytoczono mu proces o pro-
pagowanie nienawiści rasowej.
W jego obronie stanął m.in. czarnoskóry prezydent Ga-bonu.
Lefebryści są przeciwni beatyfikacji Jana Pawła II,
którego obwiniają o laicyzację i niszczenie Kościoła.
Karol Wojtyła często przyjeżdżał do Paryża, po raz pierw-szy w
1947 r., kiedy będąc młodym księdzem, uczył się ję-zyka
Woltera w tutejszym Instytucie katolickim. W roku 1980 odwiedził
Instytut jako papież. Była to pierwsza papieska wi-zyta
we Francji od czasów Napoleona. W noc majową po-płynął wtedy w
niezapomniany rejs po Sekwanie - statkiem "Święta
Genowefa" [patronka Paryża], który w jego majesta-cie zmienił
się w prawdziwą łódź Piotrową.
Niedawno opat lefebrystów Patrick de La Rocque nawią-zał do tej
łodzi Piotrowej, zarzucając Janowi Pawłowi II, że
jego pontyfikat pozostawił Kościół jak dziurawą łódź, do któ-rej
z każdej strony wdziera się woda.
Przyczyn doszukiwał się w liberalizmie papieża wobec in-nych
religii: w jego pocałunku złożonym na Koranie i uzna-niu
go za Słowo Boże; w modlitwie przy Ścianie Płaczu w
Je-rozolimie; przyjęciu świętych popiołów hinduskiego bóstwa
Śiwy;
uczestniczeniu w kulcie animalistów w Togo.
Opat integrysta zapomniał przypomnieć o uścisku Dalaj-lamy, więc
przypomnijmy i "buddyjski grzech" polskiego pa-
pieża. Paryski kościół lefebrystów (Saint Nicolas du
Char-donnet) znajduje się w bliskiej odległości placu Jana Pawła
II,
który jest tuż przy katedrze Notre Dame. Dzieli je Sek-wana i
kilka księgarń, w których można natrafić na „czarne perły”
traktujące o fenomenie wiary.
Jedną z nich wyłowiłem - książkę Odona Valleta "Bóg nie umarł,
ale jest chory". Na powierzchni innej - "Anielskiego
pątnika" - błysnęły refleksem jakże znamienne słowa: Chrys-tus
mógłby nawet tysiąc razy narodzić się w Galilei, ale to
wszystko i tak jest daremne, dopóki nie narodzi się we mnie.
No właśnie, a to może trochę potrwać, więc zanim to na-stąpi,
zajrzę na inne nadsekwańskie drogi homo religiosus:
muzułmanów, judaistów, buddystów, hinduistów, no i tych ateuszy
ducha, co to nie bardzo wiedzą, dokąd iść, by dać
świadectwo misterium życia.
Korespondencja Leszka Turkiewicza z Paryża -
http://www.polishclub.org/
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 6
-------------------------------------------------------------------------------------------------
XVI WALNE ZEBRANIE USOPAŁ – 11-13.III.2011
Na XVI Walnym Zebraniu - w imieniu Patriotycznego Ruchu Polski i
Patriotycznego Klubu Dyskusyjnego w
Nowym Jorku - uczestniczy Arkadiusz Tomaszewski.
Poniżej zamieszczamy treść wystąpienia:
Panie Prezesie!
Szanowni zebrani!
Mam zaszczyt uczestniczyć w tym spotkaniu z upoważ-nienia
Patriotycznego Ruchu Polski i nowojorskiego Patrio-
tycznego Klubu Dyskusyjnego, solidaryzując się tym sposo-bem z
ideami realizowanymi przez Unię Stowarzyszeń i Or-
ganizacji Polonijnych Ameryki Łacińskiej.
Tu właśnie upatrujemy matecznika myśli i działalności Po-lonii
na rzecz naszej Ojczyzny - Polski. Nie ukrywamy, że nie
tylko sercem jesteśmy tu, ale i zazdrościmy nieco wa-runków
istnienia. My - nowojorscy Polacy musimy opędzać się nie
tylko od wrogich nam instytucji ale i bronić naszych szeregów
przed infiltracją obcoplemieńców, nazywających siebie
Polakami. Są to w większości konfidenci wysłani w latach 80-tych
do ośrodków polonijnych w celu m.in. przej-mowania
organizacji, jej nieruchomości a przede wszystkim prowadzenia
roboty destrukcyjnej wśród Polonusów. Mimo to staramy
się budzić ducha polskości i świadomość narodo-wą wśród tych,
którym mózg na galaretę przeformował soc-jalistyczny
internacjonalizm wstydzących się swej polskości.
Z przykrością konstatujemy zjawiska rujnujące naszą Oj-czyznę,
realizowane przez obecne władze. Wydawało się że już
nigdy nie wrócą czasy saskie, kiedy to obcy monarcho-wie
sprzedawali wszystko na co tylko znaleźli się nabywcy.
Główną troską wszystkich ekip rządzących w Polsce, od czasów tej
tzw. transformacji, jest nie dobro Kraju, lecz u-
trzymanie się przy władzy oczywiście z wyjątkiem PiS, któ-remu
tak wstrętne były pierwiastki patriotyzmu w koalicjan-
tach [Samoobrona i Liga Rodzin Polskich], że dobrowolnie zrzekł
się władzy, przekazując ją w ręce swojej opozycji. U-
ważamy że to było zamierzone działanie. Bo, czy ktoś nor-malnie
myślący wyobraża sobie, by premier dobrowolnie w
połowie swojej kadencji, zapominając o obietnicach swoim
wyborcom - oddał w ręce [rzekomego wroga] władzę?
Tak że od zmowy przy okrągłym stole, do którego nie do-puszczono
Polaków, kraj nasz nierządem stoi czyli jak za
czasów saskich istnieje tylko dzięki braku rządzenia.
A gdzie nie ma prawdziwego gospodarza, nie ma spój-nej myśli
przewodniej, wytyczającej ścieżkę ku lepszemu, tam
władzę przejmują małe stokłosy, drzewieckie czy so-biesiaki,
dysponujące ukradzionymi fortunami, skupiając wo-kół siebie
tych, którzy przy fortunie mandaryna i swoją for-tunę gromadzą.
Na widownię wstępują zuchwali awanturni-cy,
posługujący się siłą bez zahamowań moralnych. Z tym, że ich siła
rażenia jest uzależniona: tyle mogą „popajaco-wać”, na
ile im pozwolą ich zagraniczni mocodawcy.
Główną metodą działalności publicznej dziś w Polsce jest
grabież, bezkarność, zależności i protekcje, handel prero-
gatywami władzy, stanowienie złodziejskich reguł oraz kra-dzież,
obalanie, łamanie, omijanie lub korumpowanie straż-
ników przepisów względnie pożytecznych.
Serce kroi się na myśl, co uczyniono z naszą wyidealizo-waną
Polską. Już nawet pojawiły się tendencje odśrodkowe na
Śląsku. Co prawda Ruch Autonomii Śląska odcina się od idei
separatyzmu, obstając przy idei samorządności ale jest to
tylko parawan. Jest to zły symptom, oznaczający że państwo
polskie w niewystarczającym stopniu troszczy się o swych
obywateli.
Wydaje się jednak na podstawie także innych symptomów, że
narasta w społeczeństwie polskim odruch buntu przeciw
rządzącym. Jeśli nawet Platforma Obywatelska sfałszuje wy-bory i
formalnie zostanie zwycięzcą, jej czas a tym samym
całej tej tzw. klasy politycznej, dobiega kresu. Jesienne
wy-bory najprawdopodobniej wyłonią nową większość w posta-ci
PO i SLD, bowiem PiS nie będzie w stanie chcieć, uczest-niczyć
we władzy. Co jest zrozumiałe, bo nie ma łatwiejszej i
równie intratnej roli niż opozycja parlamentarna, która mo-że
cały wysiłek skierować na zajmowanie się sobą.
Kiełkuje w nas nieśmiała nadzieja, że tym razem auten-tyczna
trzecia Solidarność, już nie da się doradcom z obozu
KOR, wyprowadzić w pole i pozwolić negocjować nie pola-kom z nie
polakami o przyszłość Polaków.
Kończąc pozdrawiam wszystkich, którym na sercu leży dobro Polski
a szczególnie całą strukturę USOPAŁ, z pa-nem
Janem Kobylańskim na czele, a zebranym życzę o-wocnych obrad,
skutkujących konkretnym pożytkiem dla Polski i
Polonii.
Patriotyczny Ruch Polski i Polish Patriotic Discassion Club
Nowy Jork 03.11.2011
-------------------------------------------------------------------------------------------------
SĄDOWA WOJNA DWÓCH CYWILIZACJI
Przedłużający się od kilku lat proces sądowy Jana Kobylań-skiego
przeciw 19 oszczercom z liberalnych mediów na po-
czątku wydawał się tylko jednym z wielu mało znaczących procesów
o zniesławienie które dotychczas nie budziły wiel-
kich emocji. Jednak proces znanego Polonusa, człowieka legendy,
którego dobre imię zostało zbrukane w wyniku ste-
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 7 rowanej
medialnej nagonki Gazety Wyborczej i telewizji wy-wołało duży
oddźwięk społeczny a nawet stał się wyrazem
sądowej wojny cywilizacyjnej.
Z jednej strony cywilizacja łacińska reprezentowana przez
człowieka zasad i honoru, Prezesa USOPAŁ - Jana Koby-
lańskiego a z drugiej strony kto? Cywilizacja fałszu, obłudy i
interesu czy braku zasad. Jaką cywilizację reprezentują ci co
tak w zmowie i zgodnej współpracy nawet politycznie od-miennych
mediów podjęli się organizacji oszczerstwa na du-żą
skalę. Siła władzy medialnej oszczerców była tak
przy-gniatająca, że wielu z nas znając realia polskiego
sądow-nictwa,
przypuszczało, że na trzeciej rozprawie oszczercy zostaną
uniewinnieni, a proces, zagmatwany i zakończony bez
satysfakcji dla poszkodowanego. Podobnie pewni sie-bie byli
oskarżeni, co wyczuwało się z początkowych roz-prawach
procesu, gdy nie chcieli zeznawać przed Sądem a tylko wydawali
oświadczenia, że potwierdzają prawdziwość swoich
paszkwili. Jednak trafiła kosa na kamień, jak mówi
przysłowie.
Prezes USOPAŁ okazał się człowiekiem, który nie prze-straszył
się potęgi liberalnych mediów i wielkości fałszywych
autorytetów a oszczerców uchodzących w Polsce za niety-kalnych
zaciągnął na ławę oskarżonych. Takie „tuzy” me-diów
jak: Adam Michnik, Jarosław Gugała, Daniel Passent, ambasador
Schnepf i inni plącząc się musiały odpowiadać na
pytania Sądu, już bez początkowej pewności siebie i a-rogancji.
Obnażyli swoją małość, a Adam Michnik nie był w
stanie sensownie wyjaśnić pojęcia antysemityzmu z którym tak
gorliwie chce walczyć. Jan Kobylański mimo już dojrzałego wieku
wykazał się niezwykłą zdolnością organizacyjną. Sprawnie z
Urugwaju
kierując swoimi świadkami i oskarżycielską stroną procesu
sądowego. Pomogło mu w tym wielu życzliwych Polaków:
Prof. Robert Nowak wydał potężną książkę „Potępiany za
Patriotyzm”, w której przedstawiając szeroko ilustrowany i
udokumentowany życiorys Jana Kobylańskiego i demasku-jąc
fałszywość oskarżeń prasowych.
W rozprawach brali udział sympatyzujący prawdzie posło-wie i
senatorzy. Powstał społeczny Ruch Poparcia Jana Ko-
bylańskiego w obronie jego imienia i walki z Antypoloniz-mem.
Wielu patriotów w Polsce uważało za przyzwoitość
pojawić się wśród publiczności na rozprawie i dać wyraz poparcia
Prezesowi USOPAŁ. Zainteresowanie społeczne tym
procesem i ciągła obecność na sali Sądu znaczącej pu-bliczności,
nawet do 100 osób, w tym senatorzy, posłowie i znane
osobistości oraz pikiety społecznego poparcia sym-patyków
Kobylańskiego przed budynkiem Sądu, podniosła na tyle
rangę procesu, że wyrok nie mógł być już wydany pośpiesznie i na
zlecenie.
Wszyscy wiedzą, że jest oczekiwany z napięciem przez szerokie
warstwy społeczne i będzie podlegał szerokiej ana-lizie.
Wyrok skazujący byłby ciosem w te pseudo-elity, które od
dziesiątków lat manipulują życiem politycznym Polski,
działając na jej szkodę. Wyrażał to stale towarzyszący na
pi-kietach transparent JAN KOBYLAŃSKI WALCZY Z ANTY-
POLONIZMEM. Ten proces przeciwko 19 oszczercom a póź-niej proces
przeciwko szefowi MSZ Radkowi Sikorskiemu
stał się dla Polaków symbolem walki zakłamanych zwolen-ników
Okrągłego Stołu z Narodem Polskim. Naród czuje się
oszukany i okradziony przez obecne elity władzy. Ich
przedstawicielami są oszczercy z liberalnych polskojęzycz-nych
mediów, więc wyrok w tym procesie, jest dla wielu z nas ważną
odpowiedzią na pytanie, jaka będzie Polska? Dla wielu
środowisk jest to bardzo ważna odpowiedź. Interesu-jąca jest
przypuszczalna geneza zorganizowanego ataku na Jana
Kobylańskiego.
Celem jak można sądzić było wyeliminowanie z życia poli-tycznego
znanego Polaka, który dał dowód, że potrafił zjed-
noczyć Polonię Ameryki Łacińskiej - i na podobny sposób mógłby
zjednoczyć patriotyczne siły narodowe w Polsce.
Trzeba przyznać, że to im się udało. Zastosowano metodę wyjętą z
gangsterskich filmów, gdzie przewagę zdobywa
najbrutalniejszy mafiozo i człowiek bez zasad. Być może jest
normą świata przestępczego za którą ląduje się na
krześle elektrycznym a nie norma zasad społecznych w
demokratycznym państwie.
Przestraszono się, że po podjęciu współpracy z Moska-lem z
Kongresu Polonii Amerykańskiej jego oddziaływanie
może mieć wpływ na Polskę i odebrać władzę siłom
okrą-głostołowym, uzdrowić patologiczną demokrację w Kraju,
gdzie rządzą obce etnicznie środowiska, nie utożsamiające się z
narodem i państwem polskim. Te elity w rzeczywisto-ści nie
mają legitymacji do rządzenia naszym krajem a wła-dzę zdobyły
oszustwem i wyrachowaną socjotechniką wy-borczą. To
co sami nie zauważyliśmy w kraju, widziane jest ostrzej z
zewnątrz, nawet z tak dalekiego Urugwaju.
Dlatego atak medialny na Jana Kobylańskiego był zmaso-wany i
przebiegle sterowany. Rozpoczęła go Gazeta Wybor-cza
wysyłając na swój koszt do Urugwaju pod przykrywką młodego red.
Mikołaja Lizuta, który udając studenta w cza-sie
godzinnej rozmowy przy obiedzie na koszt Kobylańskie-go,
rozmawiał swobodnie o latynoskiej Polonii, popijając do-brej
jakości urugwajskie wino gospodarza. Być może wino to tak
poruszyło wodze fantazji młodego redaktora Lizuta, że do
życiorysu 20-letniego wówczas Jana Kobylańskiego - chłopaka
który w 1943 r. złapany przy okazji ulicznej łapanki przez
gestapo, został osadzony w obozie koncentracyjnym i w nich był
do końca wojny - zrobił wpływowego szmalcow-nika i
żydożercę.
Inni redaktorzy liberalnych mediów, tak posłusznie rozwi-nęli
swoje wyobraźnie, oczywicie nadążając za Gazetą Wy-
borczą, że licząc na bezkarność wymyślali kolejne absur-dalne
ale medialnie chwytliwe oskarżenia. Władza państwo-wa
zaś, ustami swojego przedstawiciela, zagroziła Listem Gończym -
gdyby Jan Kobylański ośmielił się przekroczyć polską
granicę. Za tym poszły następne represje, pozbawie-nie tytułu
honorowego konsula, umieszczenie na czarnej li-ście
Ministerstwa Spraw zagranicznych polonijnej organiza-cji USOPAŁ
[Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ame-ryki
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 8 Łacińskiej],
zakaz kontaktowania się dyplomatów amba-sad polskich z Janem
Kobylańskim, a w Polsce wszyto w
podświadomość społeczną miano szmalcownika i człowieka
podejrzanego.
Z postaci która mogła być wzorcem osobowym dla Pola-ków:
człowieka który osiągnął w wyniku swojej pracy suk-ces
materialny, który mimo, że żyje na Obczyźnie daje przy-kład
bezinteresownej miłości do Kraju i bezpośrednio jest nim
zainteresowany zrobiono antywzorzec. Z człowieka peł-nego
mądrości i filozofii życiowej, której wielu z nas chciało-by
się
uczyć i naśladować, zrobiono postać godną pogardy. Od świętości
do nicości jest tylko jeden krok i ten krok Ga-zeta
Wyborcza i jej najemnicy z nadmiarem przekroczyła. Byli pewni
bezkarności i buty. Każdy z tych 19 oszczerców otrzymał
nader obfitą zapłatę. Zapłatę tę dano nie w przy-słowiowych
srebrnikach ale w złocie i platynie.
Gdy popatrzy się na listę 19 oskarżonych o zniesławie-nie, to
widać jak wszyscy zostali wyróżnieni. Stali się tuzami
polskojęzycznych mediów, redaktorami naczelnymi gazet i stacji
radiowych, wysokopłatnymi prezenterami telewizyjny-
mi, ambasadorami państwa polskiego za granicą, i wpływo-wymi
redaktorami opiniotwórczych gazet. Każdy z nich sam w
sobie stał się medialną instytucją, bo wykonał tak ważną robotę,
eliminując Jana Kobylańskiego. Aż do dzisiaj ktoś o nich
dba, aby byli na medialnym świeczniku, pieniędzy i sławy. Być
może gdyby nie ich łajdackie zlecenie, dzisiaj
Prezydentem Polski byłby już kolejną kadencję Jan Koby-lański a
Polakom żyło by się dostatnie i z godnością. Nie
musielibyśmy wyjeżdżać po chleb za granicę a każdy z nas
uwłaszczony, byłby współwłaścicielem Polski. A tak media są
tylko polskojęzyczne, gospodarka i banki w obcych rę-kach, 3
miliony jak za zaborów poszukuje gorzkiego chleba za
granicą a niby polski rząd słucha wytycznych Unii Euro-pejskiej
jak przedtem zaleceń Moskwy. Gorliwie wypełnia tylko te
dyrektywy które szkodzą Narodowi Polskiemu a za nagrodę dostają
Unijne stanowiska.
Słuchając kolejnych rozpraw i robiąc notatki zastanawia-łem się
jak można na zamówienie tak kłamać i dyskredy-tować
szanowanego przez Polaków człowieka. Kłamać tak bezczelnie nawet
w Sądzie, że sala się oburzała a w za-mian
stronniczy sędzia Żak - wyprosił publiczność z sali. W toku
wyjaśnień Schnepfa, Lizuta, Michnika zaczęły wypły-wać
sprawy - etnicznego pochodzenia oskarżonych, chęci zemsty za
holokaust ich krewnych. Jakby sugerowali że Jan
Kobylański miał wpływ na wojny światowe lub zasygnalizo-wanie,
że wszyscy oskarżeni stanowią jeden klan etniczny,
który z natury jest bezkarny, i sędzia powinien o tym wie-dzieć.
Odczuwa się przez cały czas, że na procesie tym, ciąży
cień idola różowych liberałów Bronisława Geremka. On to
wymyślił, zdefiniował i zalegalizował - pojęcie „faktu
prasowego”, czyli informacji medialnej, która jest wyracho-wanym
wymysłem. Zdemoralizował tym dziennikarzy i ich
szefów. Dał im polityczne prawo do urzędowego kłamstwa. A
dzisiaj okazuje się że IPN wykazuje jego związki z komu-
nistycznymi służbami. Tak mnie to zastanowiło, że przeczy-tałem
opasły tom z dziejów czasów rzymskich „ich narodu‟ pt.
„Rzym i Jerozolima„ i wtedy zrozumiałem, że na Sali są-dowej
rozstrzyga się wojna dwóch filozofii: europejskiej cy-
wilizacji Łacińskiej z obcą nam cywilizacją Żydowską, w któ-rej
dla władzy i pieniędzy można zrobić wszystko: zdradzać
kraj w którym żyją, współplemieńców, krzywoprzysięgać czy
ogłaszać wyroki wg zasady kto sędziego wyżej przekupi.
Robić największe podłości o ile to da korzyści, władzę i
pie-niądze. Występujący świadkowie strony oskarżonych
postę-pują
niezgodnie z polskim zwyczajem sądowym. Świadek ma przedstawić
dowody, co widział, z kim mówił a świadek
Jurkowska stawia poważnie rozbudowane zarzuty a uzasa-dnia je
tym, że to słyszała, ale nie wie od kogo, i powołuje się na
dokument którego nie ma, albo go w ogóle nie było. Czyli świadek
nie przedstawia dowodów lecz plotki a Wy-soki Sąd
gorliwie to zapisuje do protokołu. Czemu to ma służyć, jakiemu
dochodzeniu do prawdy? Gdyby tego świa-dka
zaprzysiężyć jaka wtedy byłaby wartość plotki pod przy-sięgą?
Pełno w tym procesie jest procedur które zadziwiają, czy
chodzi o prawdę, czy chodzi o zagmatwanie procesu aż do
przedawnienia po 6 latach a może chodzi o manipula-cję której
celu jeszcze nie możemy rozpoznać. Pouczające jest obserwowanie
równolegle procesu cywilnego Jana Ko-bylańskiego
przeciwko Radkowi Sikorskiemu, który go znie-sławił nazywając
publicznie „typem spod ciemnej gwiazdy”. Na procesie
19-tu w Sądzie Rejonowym Michał Lizut, jako oskarżony nie
przyznaje się, że został przez Gazetę Wybor-czą wysłany
jako agent do Urugwaju z zadaniem znalezie-nia haka na
Kobylańskiego. Sugeruje, że to była własna ini-cjatywa i
pieniądze. Na procesie Radka Sikorskiego w Są-dzie Okręgowym
jako świadek obrony mówi, że za pienią-dze Gazety
Wyborczej i pod przybranym nazwiskiem uda-wał studenta i
naciągał Jana Kobylańskiego na zwierzenia. Która wersja jest
prawdziwa z Sądu Rejonowego czy z Są-du Okręgowego. Jak można
się zgodzić na takiego świa-dka, takie zeznania w
Sądzie Okręgowym powinny być wy-cofane jako niewiarygodne. On
nie może być świadkiem. Po kilkunastu już sesjach
sądowych widać, że młody wie-kiem Sędzia Żak gimnastykuje się
jak tu wybrnąć z wyro-kiem. Nie chce się narazić
mającej wpływ na władzę „eli-cie”, siedzącej na ławie
oskarżonych, bo może mu złamać karierę gdy ogłosi wyrok
sprawiedliwy. Jednocześnie ta elita może go wywyższyć, gdy wbrew
prawdzie ich uwolni czy u-niewinni. Sadzę, że sędzia
kalkuluje jak postąpić. W cywili-zacji Łacińskiej było by to
proste, są dowody na winę oskar-żonych w leżących w aktach
sprawy oryginałach gazet i te-lewizyjnych nagraniach i zależnie
od skruchy i możliwości naprawienia win powinien wydać
wyrok skazujący. W cywi-lizacji żydowskiej na wyrok ma główny
wpływ kalkulacja i geszeft. Dowody i sprawiedliwość
to kwestia swobodnego uznania sędziego. Proces sądowy odbywa się
w Polsce, o-bowiązuje polskie prawo i polskie racje
społeczne, więc ma-my prawo oczekiwać takiego wyroku. Po
lekturze wyżej wy-mienionego tomiska już nie mam tej
pewności, bo nie wiem czy ktoś nie kalkuluje. Również kompromisu
w pogodzeniu tych dwóch cywilizacji nie widzę.
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 9 Odczuwalny na
Sali Sądo-wej podział na MY i ONI świadczy, że pochodzimy z
roż-nych światów, gdzie pojęcie dobra i
zła mają odmienne de-finicje.
Racja jednak jest po NASZEJ stronie i nie możemy od-puścić
ewentualnego fałszywego wyroku, bo taki wyrok
byłby skazaniem nas wszystkich. ONI nie mają racji - i powinni
przegrać.
Dlatego obecność nasza na Sali Sądowej i przed budyn-kiem Sądu
musi być trwale zaznaczona, bo jako suweren - Naród
patrzymy na ręce elitom i też ich osądzamy.
Jan G. Grudniewski – [Warszawa 21-02-2011 r.] [email protected]
-------------------------------------------------------------------------------------------------
CZY „NOWA KARTAGINA” [Libia] WYTRZYMA STARCIE Z – „MIASTEM
BŁYSZCZĄCYM NA
WZGÓRZU”, CZYLI USA?
(Samoloty Min. Spraw Nadzwyczajnych – MSN – wywiozły z Libii
wszystkich Rosjan)
Юлия АЛЕХИНА - 28.02.2011
Nie wierzcie temu, co wam mówią w telewizorze o Libii - tak
często zaczynają się listy tych, którzy właśnie teraz pra-
cują w tym kraju i nie zamierzają z niego wyjechać.
Jak to jest możliwe? W tym kraju po wiadomościach poda-wanych
przez massmedia, „straszny dyktatorski reżim zabija
ludzi tysiącami, z pomocą helikopterów, bomb i lotnictwa
o-strzeliwuje dzielnice mieszkaniowe, „czarni najemnicy” roz-
walają ludzi na ulicach strzelając z dżipów z karabinów
ma-szynowych, zabijając wszystkich. Siły Kadafiego, których o-
czywiście jest coraz „mniej i mniej” - jak podają
„demokra-tyczne media” - są gotowe nawet wykorzystać broń che-
miczną”.
- Natomiast ludzie w Libii, na przykład lekarze z Ukrainy
których tam jest niemało, pracują i piszą do kraju, że nie
zamierzają wyjeżdżać. Jak to może być? Wyjaśnienie jest proste,
większa część tak zwanych wiadomości z Libii to
oszustwo. „Oprócz siedmiorga Rosjan”
„Samolot MSN z Rosjanami na pokładzie, który wyleciał z
Tripolisu w niedzielę wieczór, lądował w Moskwie 28 lutego o
godz. 1.30 na lotnisku Domodiewo. Oprócz siedmiu [!] Ro-sjan
ewakuowanych z ogarniętej zamieszkami Libii, IŁ-76
przywiózł on do Moskwy 22 obywateli innych krajów”. (…)
W sumie, po danych MSN, z Libii w zeszłym tygodniu [27.II -
4.III] wyjechłao 330 obywateli Rosji. Byli to pracow-
nicy Rosyjskich Kolei Żelaznych (204 osoby) i Gazpromu na
zarządzenie swych przedsiębiorstw. Ci którzy pozostali w
Libii, zorganizowali video-czat ze zbombardowanej przez
[rzekomo] lotnictwo Kadafiego dzielnicy - pokazujące że ni-
czego tam nie bombardowano. Ale szans, aby to video do-stało się
na zachodnie telekanały nie ma żadnych. (…)
Jeszcze 21 lutego telekanał „Al-Jazira” [rzekomo arabski ka-nał]
wyemitował wiadomość: „Libijskie siły bezpieczeństwa
uderzyły na demonstrację opozycji w Bengazi. Celem ude-rzenia
była baza wojskowa, której to personel przeszedł na stronę
przeciwników reżimu”. My natomiast, wiemy jak wy-glądają
dzielnice po dużym ataku lotniczym: wystarczy przy-pomnieć
zdjęcia z rozwalenia Groznego.
Minął tydzień i nie ma ani jednej fotografii, ani jednego vi-deo
z tej likwidacji bazy wojskowej - także takiego zrobione-go
prostym, mobilnym telefonem. A gdzie byli ci wojskowi, którzy
przeszli na stronę opozycji? Rozpłynęli się? Gdzie są ci
wszyscy ludzie? A Bengazi - miasto które, według za-chodnich
mediów, już od dwóch tygodni przeszło na stronę opozycji?
Dlaczego to, zwycięscy bohaterowie narodowego sprzeciwu tacy
skromni?
21 lutego telekanał Al-Jazira stwierdził „Kadafi uciekł z kraju.
Fala zamieszek likwiduje wszystko na swej drodze.
Większość dzielnic Tripolisu znajduje się pod kontrolą
uzbro-jonych przeciwników reżimu”.
„Pokażcie mi choć jedn atak, choć jedną bombę” - pro-sił syn
Kadafiego Al-Islam zachodnich dziennikarzy na kon-
ferencji 27 lutego w Tripolisie. Boję się, że im niczego nie
u-dało się pokazać.
Dlaczego Al-Jazira kłamie o wydarzeniach w Libii? I to przed
swoimi arabskimi widzami? Jednak przyjrzyjmy się
bliżej telekanałowi Al-Jazira...!
Popatrzmy: ta telewizja ma swój sztab w Katarze. Jądro
współpracowników stanowią dziennikarze pracujący wcze-śniej
w BBC. Tę korporację finansują władze Kataru; Katar to sojusznik
USA, który podpisał z Waszyngtonem umowę o
współpracy w dziedzinie obrony i bezpieczeństwa. - Ja-sne?
A oto najświeższe wiadomości: „libijska opozycja utwo-rzyła rząd
tymczasowy w mieście Bengazi. Oczekuje on, że
powstańcy w Tripolisie skończą z reżimem. A głową rządu
tymczasowego został były minister sprawiedliwości Mustafa Abud
al-Dżelej”. Informacja o „rządzie tymczasowym w Ben-gazi”
rozeszła się po naszych i światowych mediach bez ja-
kiegokolwiek potwierdzenia. Warto przypomnieć, że wszy-stko to
dzieje się w prawie milionowym mieście, posiadają-cym
swoją telewizję, radio, węzły telekomunikacyjne, port do którego
przypływają zagraniczne statki, swoje lotnisko, miasto
które rzekomo już od dawna kontroluje opozycja.
Powinna być jakaś kontrol! Zaczynamy sprawdzać. Wyja-śniają się
wszystkie dostępne fakty: skład „rządu” nigdzie nie
jest podany; program nie istnieje nawet w zarysach; do-kładny
adres tego rządu nikomu nie jest znany; o jego po-
siedzeniach niczego nie wiadomo.
mailto:[email protected]://kp.ru/daily/column/4636/
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 10
Przedstawiciele Rady Narodowej Bengazi ogłaszają, że żadnej zgody
na powołanie rządu tymczasowego nie wydali.
Natomiast w świat poszła wiadomość, że w tym rządzie jest już i
Premier. Kto go wybrał? Dalej, została jakoby przepro-
wadzona konferencja prasowa dla zagranicznych dzienni-karzy - w
czasie której, cokolwiek jest to dziwne, nie zro-biono
ani jednego zdjęcia z tej konferencji.
Jacy dziwni dziennikarze! A i „premier” daje wywiad już swojej
libijskiej gazecie «Quryna» - telefonicznie, znowu je-go
nikt nie widzi. Ale to nikogo nie wzburza, to co główne -
podkreślić „utworzenie tymczasowego rządu Libii”. Haczyk
został rzucony, zadanie zostało wykonane. A to, że to kłam-stwo,
wyjaśni się później, ale o tym nikt nie napisze.
W dodatku już wcześniej od wszelakiej Al-Jaziry, o utwo-rzeniu
„tymczasowego rządu Libii” z głową w osobie Sal-
Dżelejla, powiadomiła Sekretarz Stanu USA Hilary Clinton -
pokazując całemu światu skąd wyrastają nogi „libijskiej de-
mokracji”.
Tylko w ciągu ostatniego tygodnia „premier” Al-Dżelejl zdążył
nam oświadczyć, że „Kadafi osobiście wydał rozkaz
wysadzenia samolotu amerykańskiej kompanii „Panam” w grudniu
1988 roku” i o tym, że „Libijski dyktator skończy ży-
cie samobójstwem jak Hitler”, a także o tym że „wojska
Ka-dafiego są gotowe użyć broń chemiczną wobec opozycji”.
„Libia posiada 9,5 tony bojowych środków trujących - wtóruje mu
Michael Luhan - z organizacji domagającej się zakazu
broni chemicznej [ponad 3000 ładunków bojowych] pod nad-zorem
organizacji międzynarodowych.
O tym dowiedzieliśmy się 27 lutego - patrząc na paski
in-formacyjne głównych telekanałów: - „Drugie pod względem
wielkości miasto Libii Bengazi przeszło pod kontrolę
prze-ciwników Kadafiego”. O tym że według ich własnych oświad-
czeń Bengazi jeszcze 21 lutego „przeszło pod kontrolę
prze-ciwników Kadafiego” - to oświadczenie obleciało wszystkie
media na świecie. Powiedzcie – czy oni mają nas za durni?
Oni piszą „Z miastem Bengazi nie ma połączenia”. Spraw-dzimy?
Podnoszę słuchawkę telefonu, wybieram pierwszy z
brzegu zwyczajny numer w Bengazi i - ktoś mi odpowiada po
arabsku! No, proszę, znowu kłamią?
A gdzie te tysiące zabitych?
Telekanały nas informują o „tysiącach zabitych w Libii”. Ale coś
tu jest dziwnego: nie widać żadnych pogrzebów tych za-
bitych - oprócz wiadomości o tym że w Bengazi było pocho-wanych
14 ludzi - przy tym, że pogrzeby na Wschodzie za-
wsze gromadzą ogromne rzesze krewnych. Natomiast tych pogrzebali
cicho, bez szumu, żadnych zdjęć. Być może dla-tego,
że nie było żadnych „tysięcy zabitych”?
I znowu zachodnie media kłamią, a syn dyktatora Kada-fiego Sejf
przedstawił cyfry, że wszystkiego podczas kilku dni
zamieszek w Bengazi zginęło 84 osoby, w El-Bajdzie - 14 co jest
zapewne prawdą. Ale jego nikt na świecie nie u-słyszy.
«My poprzemy Rosję w każdym przypadku» Ja osobiście nie jestem
za Kadafim. Ja nie wiem, czy on upadnie, czy się utrzyma. Ale jedno
wiem na pewno: tak jak nam
kłamią na temat Libii, w sposób zorganizowany i jed-nogłośny -
tak też kłamali, niestety, w okresie wojny w Po-
łudniowej Osetii w 2008 roku. Wtedy - przypomnijmy - Libia
prawie w pojedynkę poparła Rosję na Radzie Bezpieczeń-
stwa ONZ, w okresie gdy nasz kraj [Rosję] obwiniali o agre-sję
przeciw Gruzji. M.S. – „Konsomolskaja Pravda” z 28
lutego br.)
# # # #
«Такого откровенного вранья раньше слышать не приходилось» [1
marca 2011]
(Tak otwartego kłamstwa wcześniej nigdy nie słyszałem) Muchomor.
Takim trującym grzybem nazywają między so-bą Kadafiego, niektórzy
Rosjanie mieszkający w Libii. Jakim i
dla kogo w te dni ten przywódca stał się muchomorem? Jest
jasnym, że standardowy scenariusz w Libii nie wyszedł,
potwierdzając mój osobisty punkt widzenia, który zapewne
rozdziela nas, pracujących w Libii. To, że Libia to nie jest
kraj arabski, to zupełnie inny przypadek. Jest to taka
Kar-tagina naszych czasów, gdzie się mówi odmianami arab-
skiego języka i nic więcej. Będąc świadkiem naocznym ostat-nich
wydarzeń i znajdując się w Tripolisie, pozwolę sobie po-
dzielić się z moimi czytelnikami osobistymi wywodami i
ob-serwacjami.
Problemy na wschodzie kraju zaczęły się prawie od po-czątku.
Stara historia separatystycznej Cyreneiki (półwysep na
wschodzie Libii) doskonale jest znana władzom central-nym. Mając
swój rozwój, skierowali się w ślad za zwykłymi
wydarzeniami które, jak zwykle odczuli liczni mieszkańcy z
początkiem roku. Rozdane w Bengazi dotacje - pieniądze,
ulgi i, w specjalnych przypadkach, talony na samochody dla
potrzebujących i ich rodzin [czy znacie jakikolwiek jeszcze
kraj na świecie, który znajdującym się w potrzebie miesz-kańcom
bezpłatnie daje samochody) - spotkały się z nieza-
dowoleniem. Stwierdzono, że za mało. I co wy o tym myśli-cie?
Władza idzie na nietypowy ruch... Na rozkaz centrum
(Mubarak w tym czasie już wyjechał na Synaj) - sekretarze
Komitetów Narodowych jeszcze im DOKŁADAJĄ (!) pienię-
dzy, mąki, oleju, przecieru pomidorowego. Takich dopłat w
Bengazi było ponad 800!
Ale, było już za późno. Centrum nie zrozumiało co się tworzy
poza granicami kraju (a część ludu nieświadomego
chciałaby jeszcze więcej i sama nie wie jakiego przysmaku, i z
jakiego rożna im jeszcze potrzeba). I w regiony, szybko
została wysłana grupa MSW, prokuratury, specsłużb i kilku
przedstawicieli aparatu Kadafiego pod osobistym przywódz-
twem szefa specsłużb bezpieczeństwa A. As Senusi. Przy-bywszy do
Bengazi, grupa ta - spędziła w nim kilka dni, i u-dało
się jej być w Bajdzie i w Dernie. Utraciwszy 10 zabi-tych ludzi,
opuściła miejsce ogarnięte zamieszkami i dostar-czyła do
http://kp.ru/daily/25644.5/808675/
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 11 Tripolisu to
co najważniejsze - fakty i świadectwa, zezwalające przywództwu
wypracować taką linię zachowa-nia się,
którą to utrzymuje i obecnie. Ta linia znalazła swe odbicie w
wystąpieniach syna lidera C.I. - Al. Kadafiego, w nocy w
trzecią dobę zamieszek.
Jest ona następująca: - główną przyczyną jest wmiesza-nie się
agentów USA i sprzymierzeńca oraz rzędu dotych-czas
najemników z nie rozpoznanych krajów (później zos-tało
potwierdzone uczestnictwo ludzi z Egiptu, Sudanu, Af-ganistanu
i Libanu) w wewnętrzne sprawy kraju za pomocą przekupywania
obywateli, przywozu i składowania broni, nar-kotyków,
materiałów propagandowych. - Zostały przechwy-cone dokumenty,
broń, instrukcje zabrane wraz z osobami, które były
organizatorami zamieszek. Wszyscy, jako zasada rekrutowali się
(jeśli to byli Libijczycy) z kręgów miejskiej in-teligencji -
prawników, inżynierów, kupców. Ich taktyka po-legała na
organizacji wystąpień młodzieży, z masowym roz-dawnictwem
ubezwalniających narkotyków oraz pieniędzy [średnio 300-500
dolarów na osobę]. Szli tłumnie na szturm placówek
policji, obiektów wojskowych, a za nimi działały grupy
bojowników po 20-30 osób, strzelając do wartowni-ków,
pozostających lojalnymi centrum oficerów i urzędni-ków. W
momencie przechwycenia arsenałów sytuacja wy-szła spod
kontroli i pojawiła się dezercja wojskowych. Ich część (ci
urodzeni w mieście) przeszli na stronę buntowni-ków, część
zdecydowała się siedzieć w domach. Wielu z nich pod lufą
pistoletu kazali pokazywać się w TV i skła-dać przysięgę na
wierność „nowemu reżimowi”.
Zwłaszcza czynnik zagraniczny odegrał rozstrzygającą rolę w
inspirowaniu powstania. Na tle starych, tlejących się
problemów było przeprowadzone dokładne przygotowanie do tych
rozruchów. To samo nie mogłoby się stać w dowol-nym
mieście Libii. Separatyzm Cyreneiki odegrał rolę do-mowej
zawiści i władzy, niestety, udało się na czas uprze-dzić tych
nowych zagrożeń. Na razie Cyreneika z ludnoś-cią ok. 1 miliona
ludzi de facto okazała się być w politycz-nej i
ekonomicznej izolacji od reszty kraju, co już odczuwa. Przy tym
należy uściślić, że ok. 70 proc. ludności w ogóle nie
uczestniczy w tym co się dzieje, a po prostu żyje i ocze-kuje
czym to się zakończy. O tym świadczą liczne telefony
(połączeń ze Wschodem nikt nie blokował) i opowieści
ucie-kinierów stamtąd. Pod kontrolą władz (centralnych) pozo-
stają oddzielne rejony i garnizony, które nie złożyły broni. Tak
to dowiedzieliśmy się o tym że w Tobruku i Mardże wła-
dza pozostała w rękach stronników lidera [Kadafiego], co
pośrednio jest potwierdzone z braku jakichkolwiek zwycię-
skich relacji z tych miast.
Sytuacja ustabilizowała się 27 lutego. Linia rozbicia
prze-chodzi w rejonie Adżabii, przyczym drogi nikt nie zamykał.
W
zachodnim Ras Ranufa żadnych powstańców nie było i nie ma, jeśli
nie liczyć na pojedyncze międzyplemienne star-cia.
Cały Zachód i Południowy zachód znajduje się pod kon-trolą
Tripolisu i żyje tak, jakby się nic nie stało. Największe pod
względem liczby ludności plemię - klan Varfalla – po-twierdziło
swoją wierność M. Kadafiemu. Rząd utrzymuje w swych
rękach strategiczny rejon Syrta - mis urat - Choms, przy czym
armia, jako taka, nie brała uczestnictwa w wyda-rzeniach. Są
świadectwa wskazujące na to, że trypoliskie i sebchańskie
zgrupowania są postawione w stan pełnej go-towości,
przygotowane na zbrojne rozwiązanie konfliktu w Cyreneice,
oprócz tego, 32 wzmocniona brygada im. Abu Miniara
rozebrała szereg zapór na drodze Tadżura-Zbeja, okrążywszy
miasto z północy i północnego wschodu.
Zamieszki w Al. Zawii nosiły charakter lokalny i obecnie
opozycja zaczyna topnieć. Jak dotąd postawiono na rozwią-
zanie sytuacji w sposób pokojowy. Natomiast Wschód, po-żywszy
bez chleba, benzyny, lekarstw i pieniędzy, nie wi-dząc
wyjścia, może rozmyśli się i sam; inne grupy, jak do-tąd
rozmyślają się. Polityka władzy, jak dotąd się sprawdza: kto
pracowal w Libii wie, że Tripolis dla kraju - to wszystko.
Środki M. Kadafi posiada. Ziaran zkupiono, według oficjal-nych
danych, około 600 000 ton, cukru 150 000 ton, przez
porty nadal dopływają wszystkich odmian towary. Benzyny w kraju
jest dość, a jeśli chodzi o finanse, to tylko w dniach 26-
28 lutego władze udostępniły ludności kredyty na sumę 4
miliardów libijskich dinarów (to jest ok. 3,2 miliardy $). A
broni tyle, że i przez 20 lat nie trzeba kupować. Zostały
o-twarte wszystkie drogi w kierunku Afryki. Z południa przy-
bywa aprowizacja, przyjeżdżają wciąż nowi i nowi stronnicy
lidera [Kadafiego].
Obecny tydzień w znacznym stopniu okaże się decydują-cym. Jak
dotąd nie mamy u autorów planu rewolucji, jakim by
on nie był, aby zrobić coś takiego jak w Egipcie i Tunisie. Ja
widzę w tym dwie przeszkody. Bezwzględnie, rola lidera w
Libii bardzo znaczna i on okazał się bardzo dobrym, jeśli można
tak powiedzieć, wojownikiem. Jeśli jakaś to swołocz go
nie otruje, to nie wykluczone, że wszystko zakończy się całkiem
nie tak, jak tego chcą Waszyngton, Tel-Aviv i Lon-dyn. I
po drugie - masa samych Libijczyków w znacznym stopniu
przestawia się, że był to „koszmar rewolucji”, o któ-rym pisał
W.I.Lenin. Małymi sklepikarzami, małymi burżu-jami, zdolnymi
utopić każdy rewolucyjny zryw, jeśli będzie mieć wybór
między handelkiem, dochodem i rewolucją. Jest to, można
powiedzieć, libijskie marzenie „mieć sklepik kolo-nialny,
autoserwis, duże sklepy, może i dwa”, aby żyć na rencie i marzyć
o życiu wiecznym”. Władza, rozdając kredy-ty i
subsydia, kupuje, jeśli tak można powiedzieć, spokój w
społeczeństwie i to nie za kopiejki jak to robią niektórzy. Z
tego
powodu Cyreneika może sobie pożyć sama, ale tylko chleba nie
będzie za co miała kupić. A głód dobrze otrze-źwia.
Ja świadomie nie dotykam sprawy plemiennej oraz najem-ników i
związanych z tym scenariuszy. Pozwolę sobie zwró-cić
uwagę tylko na to: - wszystkich obywateli Rosji, przebywa-jących
tutaj, wstrząsnęła pozycja rosyjskich mediów, a szcze-
gólnie ВГТРК. Takiego otwartego łgania wcześniej nie dane nam
było słyszeć. Dążenie za tanią sensacją, powtarzanie za
Al-Jazirą i innymi stacjami prostych idiotycznych wiado-mości
można by zrozumieć, jeśli byśmy nie pretendowali do
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 12 jakiegoś to
swojego miejsca w tym świecie. My, tutaj mie-szkając, nie patrzymy
już więcej na rosyjskie kanały. Z ta-
kim samym skutkiem można by patrzeć, dla nabycia języ-kowej
wprawy, na kanał Pentagonu. Jeśli wcześniej w okre-sie
wydarzeń w Iraku, w Jugosławii, w Afganistanie w ro-syjskich
mediach jeszcze była jakaś to samodzielna pozy-cja, to
obecnie jej brak. I strach pomyśleć, że jest to wyraz rządowej
polityki, a nie prosty brak profesjonalizmu i pogoń za
gorącymi faktami…
Ja osobiście, po usłyszeniu słów dziennikarza ВГТРК D. Kajstro o
„kanonadzie” i „pracujących snajperach” wypowie-
dzianych w kontekście pierwszej ewakuacji z lotniska w
Tri-polisie, zrobiłem sobie nową skalę w spisie starodawnych
profesji. Ja bym naszych, ВИИЯ-kowskich dziennikarzy o-raz
innych, którzy porzucili solidność w tym zawodzie,
postawił na pierwszym miejscu. Potem - prawników. I tylko po
nich - prostytutki. Темы: Россия, Ливия, Внешняя политика России,
СМИ и массовые коммуникации в России, Народные волнения в
странах арабского мира
Источник: Клуб Товарищей Военного института иностранных языков
Красной армии
-------------------------------------------------------------------------------------------------
USA = MASZYNA DO WYTWARZANIA KŁAMSTWA:
1. Fake Loty na Księżyc, 2. Fake Revolution w Libii
1. Tytułem wstępu: dwa filmy wskazujące - i to w szczegółach -
jak Amerykanie w latach 1969-71 pozorowali loty na
Księżyc:
Tu jest najlepsze:
http://www.youtube.com/watch?v=ul87ieOZpaQ
Zobacz i tu: http://www.youtube.com/watch?v=fFs-iNNfU1I
Komu tu wierzyć? Ja do oglądnięcia - dwukrotnego - tych filmów
też nie wierzyłem, że to była pozoracja.
2. Poniżej krótkie sprawozdanie „byłego człowieka radzie-ckiego”
z Libii kilka dni temu. Dziś rano usłyszałem w pol-
skim Radio, że „powstańcy” apelują do rządu Włoch o po-moc w
postaci dostaw benzyny, bo im Kadafi zakręcił kurki w
rafineriach które powstańcy, jak ta w Bregga, ponoć zdobyli. Jak
twierdzą, bez benzyny z Włoch, powstanie an-
tykadafiowskie skazane jest na sromotną klęskę…
„Coś z tą rewolucją jest nie tak…” [korespondent witryny
www.km.ru, 4 marca br.]
«Что-то с этой революцией не так…»
Pojeździwszy po kraju (Libii), zaczynam podejrzewać, że moje
sądy mnie oszukały. Wcześniej nie chciałem ich wy-
powiadać, jak jeszcze nie byłem tego pewny.
W Libii wszystko pięknie. Nie ma problemów z jedzeniem, z wodą,
z elektrycznością. Medykamentami kraj jest zawa-
lony. Szpitale wyposażone wszystkim czym się da. Choć to nie
Szwajcaria, ale wszystko jest.
Gdy chciałem znaleźć świadectwa masowych mordów, to nie dałem
rady. Wideo z trzema pokiereszowanymi ciałami
trudno wziąć za świadectwo masakry tysiąca ludzi.
Ja byłem na wielu wojnach, gdzie ludzie ginęli setkami i
tysiącami. I widziałem jak to odbija się na twarzach ludzi. Ja
widziałem nieszczęścia, nabierałem je na łopatę i obmywa-łem
nogi sztywniejące od krwi. ALE TUTAJ TEGO NIE MA.
Głównie czego ja tutaj nie widzę, to tego nieszczęścia setek i
tysięcy wdów i sierot. Wszyscy buntownicy, gdzie by to nie
było, nawet pojedyncze swoje trupy taszczą po ulicach,
pod-stawiają dziennikarzom, chowają z celebrą na centralnych
placach zbuntowanych miast. Czy ja szukałem nie tam gdzie
potrzeba?
Powtarzam jeszcze raz. W Libii jest pięknie. Szczerze mó-wiąc,
nie widzę żadnych przyczyn dla rewolucji. To że głowa
państwa zajmuje swą pozycję już 42 lata i prowadzi bardzo
autorytarną wewnętrzną politykę - to jest jedyna przyczyna (a
czy u nas jest inaczej?), ale nędzarzy i głodnych ja tam nie
widziałem. Dobrobyt, sądząc po ulicach, domach i sa-
mochodach o rząd wyższe niż w Egipcie.
Pierwsze co szokuje, ja bym powiedział „co uderza w no-zdrza” to
brak „wschodnich” zapachów mieszaniny moczu oraz
przypraw. Przyprawami pachnie, natomiast moczem - nie. Jeśli
chodzi o rewolucyjny „gnój”, o którym wcześniej pisałem,
to miałem na myśli znajdujące się obok miejskiego Smolnego
(centrum rewolucji) śmieci. Jednak dozorcy (je sprzątający)
się pojawili.
Kto zorganizował tę rewolucje i w jakim celu, ja nie wiem. Niech
analitycy to roztrząsają. Ja co widzę - to piszę.
W ogólności Libijczycy rozbijają moje stereotypy i nie
prze-stają zaskakiwać. Oto rozpowszechniane nowinki:
„Wieczorem setki ludzi z karabinami maszynowymi i au-tomatami
jechali zwalczać „muchomorców” (stronników Mu-
hamara Kadafiego) do Breggi (rafineria koło Bengazi). Dzi-siaj
cały ten tłum, powrócił do Bengazi, głosząc zwycięstwo i
strzelając w powietrze…”.
„Wczoraj w nocy, na cześć zwycięstwa w Bregga, święto-wano
zwycięskimi salwami... Strzelano jeszcze o północy, wtedy
gdy zwykli ludzie [Libijczycy] już spali”.
Te nowinki bardzo szybko przycichły w Libii. „Murzyn zro-bił
swoje, murzyn może odejść”.
Tradycyjnie należy oczekiwać piątku (4 marca), zobaczy-my czy
wystąpi opozycja w Tripolisie.
Do nas przyjechała zmiana, i niestety przyjdzie mi jutro jechać
do siebie, do rodziny.
Kadafii zezwól abym mógł sobie pospacerować po Tripo-lisie. Będę
wstrętnym - wszystko opowiem uczciwie…
http://news.km.ru/category/tegi/v-rossiihttp://news.km.ru/category/tegi/liviyahttp://news.km.ru/vneshnyaya_politika_rossiihttp://news.km.ru/smi_i_massovye_kommunikaczii_v_rhttp://news.km.ru/category/tegi/narodnye-volneniya-v-stranakh-arabskogo-mirahttp://news.km.ru/category/tegi/narodnye-volneniya-v-stranakh-arabskogo-mirahttp://www.clubvi.ru/news/2011/03/01/tereenkov/http://www.youtube.com/watch?v=ul87ieOZpaQhttp://www.youtube.com/watch?v=fFs-iNNfU1Ihttp://www.km.ru/
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 13 Jak dotąd
widziałem tylko jedną stronę - a zatem trudno robić wywody i ja nie
będę ich robić. Ale jedno uczciwie po-
wiem, coś w tej rewolucji jest nie tak…
3 марта 2011 года (3 marca 2001 roku)
W ŚLAD…
Wczoraj [3 marca] 3 pacanów z automatami zabrało tele-fon
komórkowy oraz portfel operatorowi grupy RTR (radio
rosyjskie) w Bengazi.
Wczoraj wieczorem [3 marca] w hallu hotelu „Tibesti” w Bengazi
zebrali się międzynarodowi dziennikarze. Omawia-jąc
to co się dzieje, wszyscy się zgadzali, iż jest to «fake
re-volution» - (falszywa rewolucja).
Wszystkie zebrane grupy mówią to samo; Breggi nikt nie
szturmował. Na jakoby przechwyconym przez „muchomor-
ców” lotnisku i jakoby od nich odbitym - jak podają zachod-nie
media - nie ma jakichkolwiek śladów walk. Nie ma łusek po
nabojach i dziur po kulach. Jedyny zademonstrowany lej po
„bombie lotniczej” okazał się podobnie jak i reklamowy
plakat obok, także bez zadraśnięć.
Wideo z nieznanym „muchomorskim” samolotem - lipa. Takich
samolotów Kadafi nigdy nie miał.
Ze sputnika żadnych bojów i wybuchów nikt nie widział.
A teraz wspólnie przypomnijmy film „Ogon macha psem”.
Wy jak wiecie, a ja umywam ręce.
Już wyjechałem do Egiptu. Dalej od tego świata pozórow.
Za:
https://mail.google.com/mail/?shva=1#inbox/12e958b33a11eb1f
-------------------------------------------------------------------------------------------------
BEZ STRACHU – TOM I [CZĘŚĆ XII]
Rozdział XI
Generał Zygmunt Berling
Jako siedemnastoletni chłopak wróciłem z Mazur do War-szawy z
marzeniem odbudowy stolicy. Moim drugim prag-
nieniem było zostać wojskowym. Ale inwalidztwo całkowicie
wykluczało wojsko, o którym mogłem rzeczywiście tylko ma-
rzyć. Godzinami patrzyłem na równo maszerujących żołnie-rzy i
oficerów. Rembertów, gdzie do dziś mieszkam, to nie
tylko poligony i strzelnice, ale przede wszystkim uczelnie
wojskowe, czyli kuźnia kadry oficerskiej. I chociaż co jakiś
czas z powodów politycznych zmieniano nazwy tych uczelni, to
najważniejsza zasada była i jest ta sama: wojsko, musi
dobrze strzelać, prowadzić pojazdy itd., nieustannie się u-czyć,
bo przecież co pewien czas wchodzą nowe technolo-gie,
nowe uzbrojenie, ale wojsko to przede wszystkim lu-dzie których
nauczono pięknie chodzić krokiem marszowym. To
naprawdę było coś pięknego, gdy pluton czy kompania, a czasami
cały pułk, dokonywał zwrotów w marszu i przed
komendą „stój" przybijał w ziemię butami, aż ptactwo z
po-bliskich drzew uciekało spłoszone hukiem uderzeń zelówek o
beton. Przyglądając się wówczas żołnierzom, którzy zape-wne,
żeby tak chodzić wylali morze potu, myślałem o tym, żeby
w czasach pokoju nauczyć mężczyzn porządnie cho-dzić. Przykro
nieraz patrzeć, jak mężczyzna dwudziesto - czy
trzydziestoletni nie umie iść jak należy ulicą, powinno się
każdego brać na takie przeszkolenie. Ale to były ma-rzenia,
zupełnie nie przystające do rzeczywistości.
Nigdy nie pomyślałbym jednak o tym, że w swoim życiu poznam tylu
wojskowych i to tak wysokiej rangi. A to, że bę-dą
przede mną stawać na baczność i salutować, absolutnie nie
przychodziło mi do głowy. Tymczasem każdy służbowy lot
samolotem, w kraju czy za granicę, miał to do siebie, że nim
weszło się na pokład to dowódca - przeważnie generał, ale
niekiedy pułkownik - składali członkowi biura meldunek o
sprawności maszyny i celu lotu. Gdy zostałem członkiem
Komitetu Centralnego to zdarzało się, i to dość często, że
zapraszano nas na różne ćwiczenia i pokazy sprawności
naszego wojska. Właśnie w takich okolicznościach pozna-łem
generała Berlinga.
Rano pojechałem na lotnisko wojskowe, skąd mieliśmy le-cieć do
Szczecina-Dąbia na zakończenie ćwiczeń, obok mnie
stała grupa generałów, z którymi się przywitałem, za chwilę
doszedł generał Władysław Hermaszewski, rodzony brat pol-
skiego kosmonauty, i zameldował generałowi Siwickiemu, że
samolot jest gotów do startu.
W czasie lotu generał Berling, siedzący parę foteli przede mną,
zaczął się rozglądać, aż po chwili wstał i podszedł do
miejsca, gdzie siedziałem z generałem Czyżewskim. Podał nam rękę
na przywitanie i spytał, czy może obok usiąść. „Tak,
siadaj" - odpowiedział Czyżewski. „To towarzysz Siwak" -
przedstawił mnie Berlingowi. „A tak, tak wiem" - powiedział
Berling. „Podziwiam was, że nie boicie się tej sfory wred-nych
ludzi. Uważnie czytam wasze wystąpienia" - dodał Ber-ling.
„Czemuś od nich odszedł?" - spytał Czyżewski Berlinga, na co
tamten odpowiedział: „Za dużo tam cebuli".
„Co ty mówisz? Cebuli nie jadają, perfumują się i co ty tam
czujesz?" - drąży Czyżewski.
„Wacek, ja ci powiem tak. Żeby trzy razy dziennie brali prysznic
i obleli się butelką francuskich perfum, to i tak Żyd z
nich wyjdzie. Dlatego nie mogę z nimi siedzieć, rozu-miesz?" -
dodał Berling.
„Czy nie boisz się tak mówić?" - zastanawiał się Czy-żewski. „A
co oni mogą mi jeszcze zrobić. Co chcieli to już
zrobili. Zabić mnie chyba się boją" -
dodał.
Na platformie, z której oglądaliśmy wystawione pułki i przemarsz
wojska, general Berling trzymał się z nami. Tak
samo w kasynie i w drodze powrotnej do Warszawy. Gdy po odejściu
Berlinga, żegnałem się z Czyżewskim, ten stwier-
https://mail.google.com/mail/?shva=1#inbox/12e958b33a11eb1f
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 14 dził:
„Traf chciał, że rzeczywiście w tej grupie generałów, gdzie
usiadł Berling, byli generałowie w większości pochodzenia
żydowskiego".
Później widywałem Berlinga wiele razy, czy to w loży hono-rowej
w Sali Kongresowej na różnych uroczystościach pań-
stwowych, czy w pochodach pierwszomajowych na trybu-nie. Zawsze
zamieniałem z nim parę zdań i miałem wraże-nie,
że chętnie ze mną rozmawia. Raz byliśmy obaj wśród zaproszonych
gości podczas wręczania awansów na wyż-sze
stopnie generalskie i wtedy Berling spytał się mnie, czy ja
zdaję sobie sprawę z tego, że jak na razie to ludzie, któ-rzy
mają
odwagę źle mówić o Żydach, nie wygrają tej ba-talii. Mówię mu,
że tak. „Ale ja, krytykując często kogoś, nie wiedziałem,
że on jest akurat Żydem - tłumaczę. - Po prostu denerwował mnie
sposób, w jaki ten człowiek podchodził do racji stanu.
Później dopiero od przyjaciół dowiedziałem się, że ten
krytykowany przeze mnie człowiek to Żyd. Ale moim celem wcale
nie było krytykowanie Żyda, tylko towarzysza partyjnego który
swoimi decyzjami działał na szkodę Polsce.
Przecież na gębie nie mają gwiazdy Dawida i ja nie roz-różniam,
kto Żyd, a kto Polak" - odpowiedziałem Berlingowi.
„To źle - stwierdził general. - Poruszacie się po omacku, a
wtedy łatwo samemu sobie nabić guza". Wyjął wizytówkę i
powiedział: „Tu jest mój telefon i adres. Zadzwońcie kiedyś i
wpadnijcie do mnie do domu". Po paru dniach zadzwoniłem i
zgodził się tego samego dnia mnie przyjąć. W domu ge-nerała
olbrzymi pokój pełen był książek i pamiątek z wojny, cały
stół i biurko zajęte przez arkusze papieru zapisane rę-cznie. A
gdy zauważył, że ciekawie oglądam te zapisane ar-kusze -
powiedział: „kończę i przerabiam to, co napisałem".
Usiedliśmy przy stole i żona generała, pani Maria, przy-niosła
herbatę. Berling trzymał filiżankę w ręku i długo mi się
uważnie przyglądał. Gdy odezwał się, nie mówił mi „to-warzyszu",
jak do tej pory.
„Panie Albinie, zaprzestań pan wojny z Żydami, bo oni tak to
odczytują - powiedział. - Pan, strzelając, jak sam mi o
tym powiedział, nie wie nawet, że trafia w Żyda. Ale oni są
święcie przekonani, że pan doskonale wie, kim oni są i robi to
celowo. Tej wojny z nimi nikt z Polaków nie wygra, a ten
problem, musi dojrzeć jak owoc nim spadnie z drzewa.
ONI sami, bardzo pośpiesznie pracują, a przez swoją chytrość i
pewność pracują na nowy holokaust, który wcale nie w
Polsce wybuchnie. Szkoda pana, bo jeśli zechcą - a widać już, że
chcą - to zniszczą pana. Pół Polski uwierzy w wersję,
którą o panu puszczą, a panu nie starczy życia, żeby się z tego
szamba wygrzebać. Po to poprosiłem pana na tą rozmowę.
Ja swoje już przeszedłem i znam ich me-tody i sposoby niszczenia
ludzi" - powiedział Berling.
Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny, ale generał już mało mó-wił.
Byłem przekonany, że on ma rację, że toczę walkę bez
perspektywy, bez cienia szansy, że ktoś publicznie przyzna mi
rację, nie mówiąc już o zwycięstwie.
Kolejna uroczystość, jaka miała miejsce w Sali Kongreso-wej,
odbywała się już bez generała Berlinga. Na jego po-grzebie
tych najważniejszych osób, dzierżących władzę, o-czywiście nie
było, bo uważali go za swego wroga.
Wszak do wrogów na pogrzeby się nie chodzi, tylko wy-syła sobie
wiernych, żeby zobaczyli, czy rzeczywiście zako-pali
go porządnie i nie wstanie. Upłynęło trochę czasu i gdy byłem
już członkiem biura politycznego i przewodniczącym
Komisji Skarg i Interwencji, przyszła do mnie pani Maria, wdowa
po generale Berlingu z synem Januszem. „Panie
Albinie, zaczęła swą sprawę - jak pan wie, mieszkamy w bu-dynku
dla wojskowych. Przysłali pismo, że mamy z synem
opuścić ten lokal, ale dają nam nowe mieszkanie. Tyle że syn ma
żonę i dwoje dzieci, a ja chciałabym mieć osobno
malutkie mieszkanie. Pomóż pan nam, prosimy" - błagała
wdowa.
Zawsze, kiedy sprawa dotyczyła generałów, zasięgałem rady czy
tylko informowałem o sprawie generała Jaruzel-
skiego, który z reguły kazał taką sprawę załatwiać pozy-tywnie.
I tym razem tak zrobiłem. Generał Jaruzelski obar-czył
mnie przy tej okazji dodatkowym zadaniem: „Sprawę trzeba
oczywiście załatwić tak, jak oni sobie życzą, ale mo-żna by
od razu załatwić i drugi problem. Berling od paru lat pisał
pamiętnik, możemy się tylko domyślać, co tam było. Dobrze,
żeby ten pamiętnik nie dostał się w niepowołane ręce. Spróbujcie
tak załatwić, żebyście pożyczyli ten pamię-tnik" -
polecił mi generał.
Szczerze mówiąc to ja sam miałem od dawna chęć do-wiedzieć się,
co general napisał. Sprawę mieszkaniową o-
czywiście załatwiłem tak, jak chciała jego rodzina, ale na temat
pamiętnika nie miałem odwagi napomknąć. Czułem, że
jak tylko pożyczą mi ten pamiętnik to od ręki będę go musiał
oddać Jaruzelskiemu. Nie mógłbym tego zataić, bo
przecież generał mógłby się dowiedzieć, że pożyczyłem pa-miętnik
i nie przekazałem w jego ręce. Myśl o tym, by przej-rzeć
notatki Berlinga nie opuszczała mnie jednak i cały czas myślałem
o tym jak by je pozyskać do przeczytania. Sprawę ułatwiły
mi pewne zdarzenia.
Jednego dnia, gdy odjeżdżaliśmy samochodem spod Komitetu
Centralnego, bo miałem jechać do Lublina na
konferencję wojewódzką, w tym momencie przyszła pani Maria z
kwiatami, aby mi podziękować. Mówię, że nie za-
biorę tych kwiatów ze sobą, bo zwiędną i szkoda ich tylko. „Ale
odwiedzę panią w tym nowym mieszkaniu" - powie-
działem. Kazałem później oficerowi umówić się na tę wi-zytę, ale
zaznaczyłem, żeby i syn był z nią wtedy w mie-
szkaniu. Gdy zajechałem z kierowcą i oficerem na miej-sce, oboje
już na mnie czekali. Zależało mi, by być pod-czas
rozmowy bez świadków, więc wcześniej przeprosi-łem kierowcę i
oficera. Nigdy nie stosowałem takiej me-tody, żeby
tych, co ze mną pracują wypraszać, gdy się spo-tykam prywatnie,
chyba że druga strona sobie tego nie ży-czyła, wtedy tak.
Zostaliśmy więc sami i zaczęliśmy rozma-wiać jak im się żyje
osobno.
-
D O D A T E K S PE C J A LN Y – „P A T R IO T Y C Z N Y R U C H
P OL S K I” N R 2 6 2 , 1 K W IE C IE Ń 2 0 1 1 R . 15 Zaczęli
oboje mi dziękować i dawali do zrozumienia, że chcieliby jakoś
wynagrodzić tak dobrze załatwioną sprawę.
„Pani Mario - mówię, p