Page 1
1
Hanna Serkowska
Neo-neorealizm we Włoszech „po dobrobycie”,
czyli dokąd zmierza współczesna włoska proza?
Alex, wspinając się po schodach do domu, miał wizję, czy nawet t e l e – wizję swojej rodziny,
która zabarykadowana w dużym pokoju ogląda amerykańską papkę na ekranie grundiga.
…Rzeczywiście siedzieli zabarykadowani w dużym pokoju…
Wielki Boże!...Czy naprawdę ci żałośni biedacy wiele świetlnych lat temu byli rodziną żywych Włochów?
(Enrico Brizzi, Jack Frusciante opuszcza grupę [1994] 2004)
Prezentacja tak szeroko przez Redakcję „Nowej Dekady” zakreślonego tematu wymaga
przyjęcia pewnego punktu w przeszłości, który sam jednak przedmiotem prezentacji już nie
będzie. Zadanie omawiającego współczesną włoską prozę ułatwia wszelako fakt, że oto w latach
80. pojawiło się w Italii całe pokolenie pisarzy odcinających się od tradycji. Mam na myśli
pisarzy „bez ojców”, bez literackiej przeszłości, bez kanonu. Jest to tzw. drugie pokolenie
postmodernistów (o nich za chwilę). Do pierwszego zaliczyć można Giorgia Manganelliego, Itala
Calvina, Umberta Eco – pisarzy, tworzących teksty podwójnie kodowane, przeznaczone do
lektury na różnych poziomach, zależnie od kompetencji czytelnika i dla których literatura była
najważniejszym miejscem wiedzy o świecie, często świat zdarzeń zastępującym, zawsze go
poprzedzającym. Odnaleziony lub poszukiwany tekst mógł stać się motywem zbrodni (jak w
Imieniu róży U. Eco); wyznanie miłości mogło być wyłącznie cytatem wyznania jakiegoś
bohatera literackiego (Dopiski do Imienia róży) a miłosne uściski nie powinny zbytnio opóźniać
lektury, która zresztą je sprowokowała (Jeśli zimową nocą podróżny, I. Calvina).
Postmodernizm po włosku
Nawet ten pierwszy, nazwijmy go właściwy czy wczesny włoski postmodernizm, od
nurtu amerykańskiego – z którym łączyły go przeświadczenie o nieskuteczności poetyki
prowokacji i nastawienie na masową konsumpcję, swobodne korzystanie z tradycji,
sprowadzonej do ironicznie przytaczanego i pozbawionego reguł repertorium mitów i toposów –
sporo różni. Sam Eco w Dopiskach do imienia róży stwierdzał, że postmodernizm staje przed
tymi samymi problemami co neoawangarda, ale nie potrafi ich rozwiązać. Wystarczy zajrzeć np.
do Palomara Calvina, by przekonać się, że cechowało ów nurt poczucie przegranej, wyczerpania,
melancholijna bądź sceptyczna kontemplacja (zgoła odmienne od nieumiarkowanego
triumfalizmu za oceanem), wreszcie postawa obronna wobec wyraźnie rysującego się schyłku. W
Page 2
2
Italii zasada „podobania się” odbiorcy i sprawiania mu przyjemności wyparła zupełnie etykę
krytyki, konflikt, patos prawdy. Inaczej więc niż w Stanach, gdzie, metadyskurs szedł w parze z
zaangażowaniem w sprawy współczesne (dowodem tego zgodnego mariażu jest niedawny
światowy bestseller Łaskawe Jonathana Littella, 2006), te dwa bieguny włoscy postmoderniści
znacząco od siebie oddalili, dyskredytując całą realistyczną tradycję. I tylko we Włoszech,
powiedzmy wprost, postmodernizm był poetyką antyrealistyczną. Ich pismo widzi samo siebie,
sobą wypełnia tkankę tekstu, nie mówi o rzeczach, samo staje się rzeczą. Można by powiedzieć,
że włoski postmodernizm zrodził się na gruzach poetyki zaangażowania i zakorzenienia
piszącego (nie tylko w ideologii, lecz) w polityce, społeczeństwie, w świecie w ogóle. Stąd
zwrot, który do dziś wydaje w Italii okazałe owoce (o nim będzie tu przede wszystkim mowa),
powrót do rzeczywistości, czy tzw. neo-neorealizm1, będzie możliwy dopiero po tym jak, w
połowie lat 90., poetyki postmodernistyczne wejdą w fazę schyłkową. Jednak jak często
podkreślają znawcy włoskiej literatury, pisarze sami z siebie nigdy nie zaczęliby opisywać
rzeczywistości, gdyby to rzeczywistość nie zmusiła ich do jej „odkrycia”2. Tak było z pierwszą i
drugą wojną światową, tak stało się po 1968r. i nie inaczej po 11-ym września 2001 r. Ostatni jak
dotychczas zew rzeczywistości wywołały globalny gospodarczy i finansowy kryzys, załamanie
się rynku pracy, masowa (i)migracja.
Zanim to jednak nastąpiło mieliśmy jeszcze specyficznie włoską drugą fazę
postmodernistów w latach 80. aż do połowy lat 90. Uwolnieni od tradycji, tzn. także od
literackości i jej ciężaru, i poszukujący godnego paktu z rynkiem, pojawili się wtedy pisarze tacy
jak Daniele Del Giudice3 i Andrea De Carlo
4, zrodziło się sentymentalne pisarstwo Paoli
1 Przedrostek „neo” przed „neorealizmem” nie oznacza powrotu (przeciwne, chodzi o zaznaczenie różnicy) do starej,
powojennej poetyki neorealizmu, która w latach 1945-55 wydała obfite plony zwłaszcza w kinie. 2 La Porta, L’autoreverse dell’esperienza. Euforie e abbagli della vita flessibile, 2004, s. 11.
3 Przekonany, że pismo poprzedza i organizuje życie, Del Giudice, zwłaszcza w swojej najbardziej znanej powieści
pt. Lo stadio di Wimbledon (to odmiana biofikcji, 1983) ucieka przed fotograficzną formą opowiadania i
równocześnie poszukuje drogi wyjścia z językowego impasu. Sceptyczny wobec ograniczonej zdolności
zmysłowego poznania świata (częsta jest u niego metafora złudzenia wzrokowego), cały czas odwołuje się do praw
matematyki, kartografii, fizyki i geometrii. Del Giudice, utożsamiając się ze swoim bohaterem, Roberto Bazlenem,
pisarzem, który nie pisał, wskazuje drogi wyjścia z nowoczesnego kryzysu języka poprzez ecriture potentielle. 4 Z nazwiskiem De Carla kojarzyć zaś można przełom polegający na deprowincjonalizacji i fascynacji bitnikami. Na
tle pisarzy na ogół nieskorych do odbywania dalszych podróży De Carlo był wyjątkiem, opisywał Amerykę, której
sam doświadczył i wraz z Pierem Vittoriem Tondellim, Claudiem Piersantim i Enrikiem Palandrim, należy do
pokolenia tzw. „młodych pisarzy” (nie ma tu mowy o jakiejś programowo tworzonej grupie, wspólnym manifeście,
czy poetyce), które odcinało się od doświadczeń 1968 roku, dystansowało od kontestacji i terroryzmu. Nie chciało
słyszeć o rewolucji. Bohaterowie ich opowieści raczej uciekają od świata, niż próbują go zmieniać. Brak tu odniesień
do świata polityki, jest natomiast rozczarowanie cynizmem i pogonią za karierą, satyryczna wizja konsumpcjonizmu
i wypaczonego indywidualizmu.
Page 3
3
Capriolo czy Susanny Tamaro, wreszcie zaczął tworzyć swoje bestsellerowe powieści pseudo-
eksperymentalista Alessandro Baricco.
Tondelli i jego „młodzi pisarze”
Równolegle z nimi powstaje w owym czasie twórczość naznaczona impulsywnością i
młodzieżową „bezkulturą”. Subwersywna, żargonowa, będąca zlepkiem języków nieliterackich,
hiper-mimetyczna, uzależniona od doświadczanej bezpośrednio rzeczywistości. Pisarstwo zatem
antyliterackie, literackie na opak, nie czerpiące z wielkiej literackiej tradycji (tradycja była dla
tego pokolenia najwyżej zbiornikiem cytatów, po które sięgali dowolnie je montując), inspirujące
się raczej kinem, muzyką, komiksem, grą komputerową, i zainspirowane utworami prawdziwej
ikony subwersji, jaką stał się Pier Vittorio Tondelli. Polskim odbiorcom znany z debiutanckiej
powieści epizodycznej Altri libertyni (przełożonej jako Libertyni inaczej, 2012), Tondelli nigdy
nie chciał być nikim innym niż zwyczajnym kronikarzem. W młodych adeptach pisarskiego
fachu zdołał wykształcić poczucie grupowej przynależności, pokoleniowej tożsamości.
Bohaterowie tych opowiadań mieli być reprezentatywni dla całej zbiorowości, każde „ja”
brzmieć miało jak „my”. Naprawdę stanowili jedynie pewną specyficzną część młodego
pokolenia: to młodzi zbuntowani lub wykolejeni – alkohol, narkotyki, prostytucja, drobna
przestępczość są tu stale obecne – bez pomysłu i szansy na przyszłość, żyjący gdzieś „poza”,
jakby we śnie przemierzający dworce kolejowe, ciemne wypełnione dymem papierosowym bary,
przejścia podziemne i stacje metra. Tondelli, co ważne, zwrócił uwagę na niedocenianego
wcześniej przez wydawców młodego czytelnika. W ramach laboratorium „Under25”, którego
owocem były trzy zbiory opowiadań debiutantów: Giovani blues (1986), Belli & perversi (1987),
e Papergang (1990), na łamach czasopisma Panta i w zbiorze Mouse to Mouse, podał do chrztu
wielu „młodych pisarzy”. Zarazem jednak dzięki owej pokoleniowej przynależności zdołał
Tondelli rozbroić potencjalnie wybuchowy ładunek młodzieżowej kontestacji, wygasić zarzewia
buntu. Formy literackiej kontestacji, w której ów bunt znajdował ujście, ograniczały się do
spojrzenia na powierzchnię rzeczy. Oszołomiony zgiełkiem, oślepiony światłami, odurzony
zapachami podmiot nie potrafił zbudować sprzyjającego refleksji dystansu. To właśnie w latach
80., kiedy nastąpiło gwałtowne pogorszenie sytuacji zwłaszcza młodych Włochów (bezrobocie,
brak określonego miejsca w społeczeństwie, stan zawieszenia i oczekiwania opisują typową,
coraz bardziej masową kondycję), zanikł młodzieżowy zbuntowany podmiot, antagonista, nośnik
krytyczno-utopijnych marzeń o innym, lepszym świecie.
Page 4
4
Tondelli odmłodził i przewietrzył zamkniętą w wysokim obiegu włoską literaturę w aurze
skandalu, wywołanego zarówno treściami jak i językiem swoich tekstów. Poza tym, że twórczość
jego i jemu podobnych dokumentowała współczesną rzeczywistość, była nowatorska zwłaszcza
w warstwie językowej (kalki i obce zapożyczenia, onomatopeje, do dziś tak rozpoznawalne
teondellowskie neologizmy, dialektyzmy i regionalizmy, młodzieżowy żargon, język wulgarny i
naśladujący mowę), a zarazem odnotowywała i poświadczała zmiany zachodzące w
społeczeństwie i w literaturze. Bez niego trudno byłoby sobie wyobrazić modnych w latach 90.
„kanibali” – pierwszą grupę wykraczającą poza postmodernistyczne krąg – w niekonwencjonalny
sposób piętnujących współczesne bolączki (ich oręż to satyra, pastisz, centon i przede wszystkim
karykatura): obyczajowość, politykę, wszechobecną telewizję i rosnącą rolę mediów,
konsumeryzm i władzę systemu dóbr, wreszcie zaklęty trójkąt związków wikłających tożsamość
z konsumpcją i z przekazem telewizyjnym. To w ich tekstach, od początku lat 90., na porządku
dziennym znajdziemy neotelewizję i nowe nie-miejsca, , z którymi jednostka nie może się
utożsamić. Związek między konsumpcją a wyobrażeniem o sobie samym i tożsamością jednostki
dobitnie wyraża obsesja tych pisarzy na tle marek produktów, które zastępują nazwy własne
pisane często małą literą: nie papierosy, lecz lucky strike, nie buty a timberlands, jeśli samochód
to tylko toyota, i nie telewizor, lecz grundig), bowiem to marki produktów pozwalają określić
tożsamość bohatera, który je nabywa, podobnie zresztą jest z rodzajem słuchanej przez niego
muzyki.
„Kanibale”
Giovani cannibali nie utworzyli żadnej szkoły, nie ogłosili manifestu i nie wydali
żadnego wspólnego oświadczenia, to tylko etykietka, skuteczny chwyt marketingowy, tytuł
wydanej w 1996r. przez Daniele Brolliego antologii opowiadań (Niccolò Ammanitiego, Silvii
Ballestry, Enrika Brizziego, Giuseppe Calicetiego, Rossany Campo, Giuseppe Culicchii, Mattea
Galiazzo, Giulia Mozziego, Alda Novego, Franceska Piccolo, Isabelli Santacroce i Tiziana
Scarpy) powstałych pod znakiem „skrajnego horroru”. Ich teksty utrzymane są w poetyce pulp i
splatter i opisują ekstremalne gesty i zachowania. Okrucieństwo, (samo)okaleczenie i zbrodnia
niejednokrotnie przemieszane są ze scenami groteskowymi, komicznymi, wesołość z
bestialstwem. Ów mix miał m.in. za zadanie uniemożliwiać utożsamienie, budował dystans
czytelnika od spływających krwią scen. Można sądzić, że kanibali cechowała postawa
ambiwalentna rozpięta między śmiechem a obrzydzeniem, między kataklizmem a karnawałem.
Page 5
5
Najciekawszy aspekt tej twórczości dotyczy spłaszczonego i zubożonego skrajnie języka
naśladującego i wyszydzającego telewizyjną mowę, jej mity i symbole. Kiedy sami „kanibale”
oskarżani byli o propagowanie niemoralności, wulgarności, okrucieństwa bronili się
przekonująco. „Nie sądzę, żeby w opowiadaniu Ammanitiego było więcej przemocy niż w
jednym programie Programu Piątego” – tak Aldo Nove mówił o Błocie Niccolò Ammanitiego.
Przemoc właściwą uprawia i dopuszcza się jej właśnie znienawidzone medium propagujące
określony styl życia i posługujące się określonym językiem. Możemy zauważyć, że kanibale nie
byli pierwszymi intelektualistami, rzucającymi wyzwanie telewizji. Ostrzegał już przed nią Pier
Paolo Pasolini (była odpowiedzialna za rozpad rodziny i za śmierć dialektów). Przed nim
moralista Alberto Moravia ubolewał, że telewizyjne Włochy, to pod-Włochy, Włochy serii B, a
Italo Calvino przewidywał, że cywilizacja obrazu pozbawi nas wyobraźni. W opublikowanym na
łamach dziennika „La Repubblica” opowiadaniu, dokładnie w dniu trzydziestej rocznicy
pierwszej transmisji telewizyjnej (L’utlimo canale tv, 3 gennaio 1984), Calvino opisuje nerwowe
podrygiwanie pilota, w takt którego rytmicznie pojawiają się i znikają wywiady z ministrami,
uściski kochanków, reklama dezodorantu, koncerty rokowe, ukrywający twarz przestępcy, start
rakiety kosmicznej, strzelanina, piruety balerin, pojedynki pięściarskie, quizy, zapasy
samurajów…
Aldo Nove powie wkrótce, pisząc La più grande balena morta della Lombardia (2004),
że telewizja była w życiu Włochów począwszy od lat 70. bardzo ważna, bo nauczyła ich języka,
którym mogli się wszyscy porozumieć i podsunęła wspólne tematy. Było to być może pierwsze
wspólne dobro w tym niedostatecznie zjednoczonym kraju. W pokoleniowej książce Giuseppe
Culicchi, Tutti giù per terra (1994) i Enrika Brizziego, Jack Frusciante opuszcza grupę (1994), a
nawet w niedawnej L’amore contro (2001) Mauro Covacicha, telewizja została jednak wprost
oskarżona o niszczenie więzi rodzinnych, a sam Nove pokazywał w słynnym zbiorze Woobinda
(1996 i w późniejszym Superwoobinda, 1998) że to unifikujące a zarazem uniformizujące
medium pozbawia siły i odrealnia rzeczywistość, zastępując ją fikcyjnym obrazem i rodząc
fałszywe wyobrażenia. Nove próbował reanimować ofiarę, pokazując jak rozbroić wroga:
kreował ogłupiałych telewizyjnym przekazem bohaterów i naśladował telewizyjną technikę w
piśmie, szybkim, krótkim, urywanym, o synkopowanej syntaksie, urywanych zdaniach i
przerywanych w pół słowa mikro-opowiadaniach.
Page 6
6
Neo-neorealizm, hipermodernizm – definicje w toku
W połowie lat 90., kiedy wytarły się hasła i spłowiały sztandary, pod którymi rozwijały
się przez lata poetyki postmodernistyczne (tekstualizacja świata, cytacjonizm i rewriting,
manieryzm, parodia i pastisz), ukazuje się jeszcze szereg książek, które schyłkowy
postmodernizm radykalizowały, w których skupiały się jak w soczewce najbardziej typowe cechy
tej poetyki. Umberto Eco w Tajemniczym płomieniu królowej Loany (2004) jakkolwiek dokonuje
zwrotu memuarystyczno-autobiograficznego (rzecz dla semiologa wcześniej nie do pomyślenia),
to jak w Imieniu róży (1980) aż po Baudolino (2010) zachowuje to samo pogodzone stanowisko
wobec kultury masowej i jej nośników, którym tym razem jest powieść graficzna. Równocześnie
pojawią się też jednak w owym czasie pisarze, dla których najważniejsze jest to, co znajduje się
poza tekstem, choć jedną nogą nadal tkwią w schyłkowym, bardziej więc nawet „nasilonym”
postmodernizmie, jak Walter Siti oraz ci, dla których postmodernizm był naturalnym habitatem.
W tym środowisku się urodzili i ukształtowali Giuseppe Genna i Nicola Lagioia. Siti i Lagioia
zwłaszcza uprawiają już prozę neo-neorealistyczną, która stawia sobie za zadanie ostrzegać przed
fikcją i fikcjonalizacją, przesadnie podkreślając różnicę między fiction i non-fiction (to ich
obsesyjny temat) na niekorzyść fiction. Pytanie, które na wiele sposobów te nowe teksty będą
sobie zadawały dotyczy w takim samym stopniu rzeczywistości, co samego realizmu. Obsesyjnie
powraca problem autentyzmu i wiarygodność tekstowej relacji, zauważalne będzie napięcie na
styku fikcji i rzeczywistości.
Realistyczny zwrot napotyka zrazu na swej drodze trudną do pokonania przeszkodę:
okazało się bowiem, że symboliczne wydarzenie kładące kres postmodernizmowi, że to ,co dla
nowojorczyków było prawdziwym wstrząsem (atak na WTC), dla reszty świata przekształciło się
w obraz. Widmowy, apokaliptyczny, ale jednak obraz. Po upadku mitu końca historii nowemu
początkowi historii, towarzyszy zatem silny przejaw post-realizmu. Choć, jak napisze Tiziano
Scarpa w Kamikaze d’Occidente (2003) minęło upojenie przedstawieniem (rappresentare) i teraz
potrzeba nam obecności (presenziare), zapośredniczony, medialny przekaz raz jeszcze zdaje się
zwyciężać nad realizmem. Jak zatem uprawiać realizm w dobie medialnej fikcji? Jak opowiadać
o dzisiejszej rzeczywistość, jak zaspokajać powszechny głód „prawdziwych historii”
nieznoszących ironii, sarkazmu, skoro wszystko czego dotkniemy zamienia się w telewizyjny
przekaz? Walter Siti w Troppi paradisi (2006) opisze to ryzyko porównując dzisiejszy realizm do
sufletu, który w każdej chwili gotów jest opaść, zamieniając się w błotnistą miazgę fikcji. Po
Page 7
7
wtóre, opowiadane historie, choć prawdziwe, są nieautentyczne w tym sensie, że powtarzają
wcześniejszy medialny przekaz. Neo-neorealizm i zmediatyzowane, zapośredniczone obrazy
rzeczywistości, choć poprzysięgły sobie nienawiść do grobowej deski, łączy to samo obsesyjne
dążenie do maksymalnej redukcji wszelkich filtrów, w tym także literackich, przy jednoczesnej
świadomości ich nieodzowności i skuteczności. Ścigające umykającą rzeczywistość teksty
(widać to na przykładzie włoskiej odmiany noir) miast rejestrować fakty, okazują się narracjami
do drugiej potęgi: opowiadają to, co wcześniej podały media. Kultura, nieodwracalnie skażona
symulacją rzeczywistości nie może uwolnić się od następstw popełnionej przez media zbrodni.
Począwszy zatem od drugiej połowy lat 90. włoska proza rzucać będzie wyzwanie
rzeczywistości, zaklinać ją na różne sposoby i przysięgać wierność. Nawoływać do realizmu,
choć jest to realizm kruchy, podobnie jak kruchy, słaby i niepewny siebie – choć uparty i
nieustępliwy – będzie nowy, zrehabilitowany podmiot narracji, jak labilnie będzie zawiązana
akcja, jak pełen rezygnacji, ustępliwy i pokonany będzie bohater wciąż uwikłany w „kryzys
doświadczenia”. Skoro mowa o kryzysie doświadczenia, wyjaśnijmy, że proklamował go w
2006r. Antonio Scurati, mając na myśli brak realnego, rzeczywistego doświadczenia, które
rzekomo odebrała nam wszystkożerna telewizja i jej wirtualne obrazy. Innego zdania jest Walter
Siti. W swojej ostatniej powieści, Exit strategy (2014) twierdzi, że teza o końcu doświadczenia
jest jedynie poręczną wymówką, uzasadniająca postawy obronne i bierne wobec budzącej trwogę
rzeczywistości i planetarnych problemów, które wymagają naszej pilnej interwencji. Prawdziwy
koszmar nie jest wcale wirtualny, przeciwnie, to ta część rzeczywistości, na którą nie mamy
wpływu, a której żadna fikcja nie pochwyci i nie rozbroi, ani nie rozwiąże5.
Zauważmy, akcent raz jeszcze pada na narracje pierwszoosobowe. To stały wyznacznik
tekstów niekoniecznie opowiadających o sobie (autofonia), za to zawsze w pierwszej osobie
(egofonia). Krytyk Raffaele Donnarumma (Ipermodernità, 2014), za którym przytaczam te
określenia, określa owe narracje jako „egofilskie” i zauważa, że sytuują się one na przeciwnym
krańcu do postmodernistycznych gier Itala Calvina, którego bohater, Silas Flannery „tak dobrze
potrafiłby pisać, gdyby go nie było” (Jeśli zimową nocą podróżny).
5 Exit strategy nieprzypadkowo wiąże koniec swojej prywatnej obsesji, o której w trylogii (Scuola di nudo, Un
dolore normale, Troppi paradisi) opowiadał bohater Walter Siti, ze schyłkiem ery Berlusconiego. Jeśli wielu
Włochów niechętnie odwraca się od byłego premiera, to dlatego, że trudno jest im porzucić własne pragnienia,
diagnozuje Siti. Dręczy dziś Włochów odpowiedzialność za aktualny kryzys, świadomość, że żyli ponad stan, przez
co sytuacja , w której się dziś znaleźli, budzi w nich niepokój, wstyd i poczucie winy. Czas na zmiany, nie wiadomo
jednak jeszcze w jakim kierunku się one potoczą i przede wszystkim, jak się do tego zabrać.
Page 8
8
Dzisiejsze teksty-hybrydy, posługujące się trybem pierwszoosobowego świadectwa i
wyznania, Gianluigi Simonetti6 dzieli z kolei na dwie kategorie. Pierwsza jest typowa dla
dziennikarzy, którzy stopniowo stawali się pisarzami jak Roberto Saviano i Mauro Covacich. Ci
z jednej strony deklarują, że pisząc niczego nie zmyślają (io no fingo), jakkolwiek ich
pierwszoosobowa narracja musi wydać się niewiarygodna z uwagi na treści. Z drugiej, za
każdym razem tropią ślady tych zdrad, piętnują je w tekście, i poszukują sposobów, by im
zapobiec. Do innej kategorii należą pisarze tacy jak Walter Siti (który dziennikarzy naśladuje) i
Antonio Pascale (pisarz stopniowo zamieniający się w dziennikarza, od opowiadań przechodzący
do reportaży narracyjnych), pod wieloma względami bardzo od siebie różni, ale których łączy to,
że podkreślają literackość swoich tekstów.
Jedną z najważniejszych cech wyróżniających nowy włoski realizm ostatnich lat –
możemy bez wahania zgodzić się z oceną Raffaele Donnarummy – jest słaby i kruchy podmiot,
próbujący uniknąć pisania pod znakiem rewanżyzmu, rewolty, napaści na przeciwnika, i
przyjmujący pozycję wyczekującą, defensywną. Opowiadanie oscyluje niezdecydowane między
pragnieniem wyjawienia i napiętnowania jakieś publicznej bolączki a koniecznością ograniczenia
osobistych strat i poprawy złego samopoczucia bohatera/narratora. W ten jednak sposób
konflikty i zagrożenia, o których podmiot informuje, przed którymi ostrzega, tracą wyrazistość i
schodzą na dalszy plan. Dzisiejszy realizm, który nie jest zwykłym powrotem do realizmu 19-
wiecznego, najlepiej opisuje niepokój i „lęk przed odrealnieniem” (angoscia di derealizzazione).
W ślad za Paulem Virilio i Gilles’em Lipovetskym, Donnarumma nazwie zatem tę fazę
„hipermodernizmem”. Obowiązują w niej bowiem przesada i nadmiar w każdej postaci,
hiperbola w życiu prywatnym i publicznym. Termin ów, na grunt literatury przeniesiony z
socjologii, psychologii i filozofii, opisuje pisarstwo hiperkrytyczne wobec dzisiejszej
rzeczywistości. Nie tylko piętnujące przesadny hedonizm i indywidualizm, lecz, co ważniejsze,
wysuwające na plan pierwszy przejawy postaw solidarnych, odpowiedzialności etycznej,
aktywizmu ekologicznego, logiki, która nie pozwala dalej utyskiwać na rzekomo powszechny
dziś nihilizm. Włoskiemu hipermodernizmowi brakuje za to – i to odróżnia go od francuskiego –
zdecydowanego odcięcia się od postmodernizmu. Nie przejawia też tryumfalizmu. Napędza go
niepokój i poczucie zagrożenia.
6 Przytoczona wypowiedź pochodzi z wystąpienia na paryskiej konferencji „Nuovi realismi” w czerwcu br.
Page 9
9
Znamienna jest postawa piszącego, który wprost, bez ironii i bez literackich masek nie
potrafi zabierać głosu w sprawach mu współczesnych. Inaczej być nie mogło, jeśli z powrotem
powieść miała stać się miejscem, z którego można by podejmować próbę zrozumienia
współczesności. Próbę powiedzenia o współczesności czegoś decydującego, rozstrzygająco
ważnego, delegując literaturze zadanie opowiedzenia prawdy. Na te teksty, będące bardziej
wyrazem aktywnej postawy w życiu i w świecie, niż tradycyjnie pojmowanego zaangażowania,
czyhają różne zagrożenia. Z jednej strony moralizatorstwo, związane z próba przywrócenia
literaturze jej funkcji krytycznej, którą odebrał jej postmodernizm. Z drugiej – epatowanie
skrajną niemoralnością. Pisząc autorzy z jednej strony usilnie próbują wychowywać i pouczać, z
drugiej – uchylić się od tego obowiązku.
Ciekawie o realistycznym zwrocie ostatnich lat wypowiada się genialny pisarz Antonio
Pascale w zbiorze esejów Nadszedł czas (Si è fatta ora, 2006) opisujący dwie postawy pisarzy
wobec opisywanej rzeczywistości. Jego zdaniem panuje we współczesnej literaturze z jednej
strony skłonność do romantyczności: ulegają jej twórcy przekonani o wyższości świata doznań
wewnętrznych nad światem zewnętrznym i o konieczności ochrony owego nobliwego świata
przed napierającym z zewnątrz zepsuciem. Z drugiej, retoryka apokalipsy skłania pisarzy do
niestrudzonego opisywania napawającego obrzydzeniem brudu świata. Do kultywowania obsesji
wirusa, choć są pozbawieni przeciwciał. Obie postawy odzwierciedlają w gruncie rzeczy oblicza
tego samego zjawiska: pierwsze to ucieczka od fizycznej rzeczywistości, drugie – unikanie
postaw konstruktywnych (w tej drugiej grupie znajdziemy jakże modne dziś, prawdziwie
hipermodernistycznie katastroficzne, antyutopie i dystopie, do których będziemy mieli okazję
wrócić). Zdaniem Pascalego, Włochy to kraj wyżej ceniący to, co piękne, od tego co prawdziwe:
uśmierzanie bólu i rozładowujący napięcie chichot lepsze są od zaciśniętego gardła (ss. 165–6).
Teksty samego Pascalego jednak, co warto zauważyć, nie ulegają żadnej z tych tendencji. Są
pisane z „zaciśniętym gardłem”. Pisać trzeba tak, powiada, żeby się nie stać pocieszycielem,
sprzymierzeńcem, wspólnikiem ani apologetą dotkniętej rozpadem, skażonej rzeczywistości.
Świat wyobrażony w pięknym zbiorze opowiadań La manutenzione degli affetti (2003) odsłania
mechanizmy wyzwalające zmiany obyczajowe i potęgujące typowe przywary Południa Włoch
(klientelizm, familizm, kameleontyzm) w kontekście wielkich przemian społecznych i
ekonomicznych.
Page 10
10
Rzeczywisty świat i prawdziwe, opowiadające o jego problemach historie, których głód
przyczynił się do schyłku postmodernistycznych gier, powracają w różnych formach i układają
się w ciągi tematyczne, których wybrane przykłady chciałabym zaprezentować. Spojrzenie na
rzeczywiste problemy współczesnego świata7 nie ogranicza się – jak to czynili „kanibale” – do
ukazania jego groteskowości, nie kończy na karykaturze. Miejsce groteski z powrotem zajmuje
tragedia i patos.
Od fabryki do call center
Problemem, który od razu wypłynął na fali neo-neorealizmu, była dotykająca wielu
młodych ludzi niepewność lub tymczasowość zatrudnienia, opisana przez Fabrizia Buratto w
Curriculum atipico di un trentenne tipico (Nietypowy życiorys typowego trzydziestolatka”, 2007).
W niezliczonych już dziś opowieściach na ten temat mieszają się ze sobą fiction i non-fiction,
pamięć i reportaż, esej i dokument, elementy śledztwa z autobiografią. Czasem autentyczność
doświadczenia jest markowana i tekst broni się tym, że choć opowiada historię zmyśloną (Santa
Precaria Raffaelli R. Ferré, 2008), to jest ona prawdziwa, bo wytworzyła ją dana rzeczywistość
społeczno-ekonomiczna. Często są to narracje transmedialne, migrujące z blogu na papier (Il
mondo deve sapere Romanzo tragicomico di una telefonista precaria, Michela Murgia, 2006)
lub odwrotnie (Generazione mille euro, Antonio Incorvaia, Alessandro Rimassa, 2006), z książki
na deski teatru (Lotta di classe, Ascanio Celestini, 2009), na wielki ekran (Un giorno perfetto,
Melania Mazzucco, 2006), od reportażu do podręcznika czy vademecum (Mi spezzo ma non
7 Tych problemów jest tak wiele – na historyczne zaszłości (faszyzm, ruch oporu, rok ’68, to tematy wciąż sporne)
nakładają się kwestie globalnego świata (poczynając od G8 w Genui w 2001r., na bezrobociu młodych, falach
imigracji, skażeniu środowiska i zorganizowanej przestępczości kończąc) – a tak niewiele robi się, by je rozwiązać,
że niezależnie od wybranej konwencji (kryminał, noir, teatr narracji, reportaż, faction, czy komiks – ulubione
medium piszących o masakrze w szkole Diaz) włoscy pisarze przejmują rolę, którą w wielu zachodnich
demokracjach pełnią dziennikarze, historycy, kronikarze, prokuratorzy i śledczy. Muszę pominąć tak wiele
dzisiejszych bolączek, które zainspirowały mnóstwo tekstów, w tym filmowych, a o których będę mogła
opowiedzieć przy innej okazji: chodzi np. o eutanazję. Marco Mancassola w Non saremo confusi per sempre (2011)
świetnie pokazał – podobnie jak rok później film Marka Bellocchia, La Bella addormentata (2012), nie tylko
zbiorową histerię i całkowite zamknięcie na wszelki dialog, ale także oskarżył media o zawłaszczanie i odrealnianie
zdarzeń tak rzeczywistych jak tragedia Eluany Englaro i jej ojca walczącego przez lata o zaprzestanie sztucznego
utrzymywania jej przy życiu. Media nie przedstawiają rzeczywistości, lecz ją wymyślają: zarazem znieczulają i
podgrzewają sytuację, czyniąc z osobistej tragedii Eluany przypadek uniwersalny. Mądrze o tym samym problemie
opowie w A nome tuo Mauro Covacich (2011, Valeria Golino nakręciła w oparciu o jego powieść film pt. Miele,
2013), piękną baśń o starej, pomagającej umrzeć cierpiącym Bonarii, napisze Michela Murgia w Accabadora (2009).
Przybywa zarazem tekstów o starości, problemach społecznych, rodzinnych, ekonomicznych i medycznych z nią
związanych, w tym cały nurt opowieści o chorych na demencję rodzicach, jak Perdutamente Flavio Pagano (2013).
Ciekawy jest też bogaty nurt powieści uniwersyteckiej, i nie chodzi tu (jedynie) o piszących profesorów, lecz o
teksty, w których autor odsłania kulisy akademickiego świata, antropologię uniwersytetu, kolejnej instytucji
przeżywającej dziś kryzys.
Page 11
11
m’impiego. Guida di viaggio per lavoratori flessibili, Andrea Bajani, 2006 oraz Jobbing. Guida
alle 100 professioni più nuove e più richieste, Antonio Incorvaia, Alessandro Rimassa, 2009)..
Teksty takie jak Mi chiamo Roberta, ho 40 anni, guadagno 250 euro al mese Aldo Novego
(Nazywam się Roberta, mam 40 lat, zarabiam 250 euro miesięcznie, 2006) szybko budują
wspólnotę „prekariuszy”, trzydziesto- i czterdziestolatków bez przyszłości. Czytelnicy bez trudu
utożsamiają się z bohaterami, bo teksty te, ulegając retoryce stanu wyjątkowego każą wysłuchać
„naglących historii”, które „są wszędzie”, które „trzeba koniecznie opowiedzieć”. Książka jest
zbiorem wywiadów z pracownikami za grosze, zatrudnionymi na śmieciowe umowy, na rynku
pracy bez pracy, która sama stała się towarem i trzeba za nią płacić agencjom pośrednictwa.
Reguły gry dyktują bezwzględni szefowie, resztę załatwia mobbing. W tym świecie znikają
pojęcia takie jak urlop wypoczynkowy, zwolnienie lekarskie, urlop macierzyński, czy
odszkodowanie. Jeden rodzaj umowy szybko wypiera inny, oddalając coraz bardziej od siebie
pracownika i pracodawcę: umowa o współpracy przy realizacji projektu (co.co.pro) zastąpiła
umowę o współpracy koordynowanej i ciągłej (co.co.co), itd. W tych tekstach, i to wyjątek,
najmniej sprawdza się teza Donnarummy o podmiocie wycofanym i przegranym, bohaterowie i
narrator rzucają głośne i odważne oskarżenia.
Choć fabryka nie jest już obiektem opowiadania, należy bowiem do przeszłości, a jej
miejsce zajął call center, trudno byłoby mówić o zdradzonym testamencie Paolo Volponiego,
ojca tzw. powieści przemysłowej, uparcie piętnującego późnokapitalistyczny świat, o którym
Pasolini powiedział, że to świat rozwoju bez postępu. Także w warstwie formalnej współczesne
teksty o „prekariuszach” stanowią kontynuację tamtych pozbawionych linearnej narracji,
rozczłonkowanych i epizodycznych fabuł. Rynek zatoczył koło, sytuacja pracowników
ustawicznie się pogorsza, i wszystko to, co odrzucało pokolenie 68. roku – dom, rodzina,
niedzielny obiad, macierzyństwo – stało dziś się niedoścignionym, zakazanym marzeniem. Co
więcej, przytoczone przeze mnie przykłady należą do pewnej, zamkniętej już fazy opowieści o
rynku pracy. Posługiwały się one prostym, mówionym i powiązanym z miejscem akcji językiem,
linearną narracją i skupiały na jak najwierniejszym opisie dręczącej rzeczywistości. Od niedawna
zaczęły pojawiać się zwiastuny wyraźnej stylistycznej zmiany w tym obszarze: obserwujemy
plurilingwizm, powrót mody na apokaliptyczne przedstawianie rzeczywistości (znany z lat 60. i
70.) i nowa funkcja tekstu – chodzi o wzbudzenie poczucia najwyższego zagrożenia. Robotnik
prekariusz – Francesco Dezio w Nicola Rubino è entrato in fabbrica (2004) i adwokat bez pracy
Page 12
12
Francesco Maino w Cartongesso (2014) posługują się pismem jak wendetą, inwektywą,
świadectwem i oskarżeniem świata pracy, w którym nie ma solidarności ani poczucia wspólnoty.
Narrator w obydwu powieściach podejmuje wielki wysiłek, by nie ulec powszechnej
niemoralności, środowisko i krajobraz ulegają degradacji, ubożeją język (pojawią się tu nie tylko
dialekty ale i obce zapożyczenia) i relacje międzyludzkie.
Fiction z non-fiction oraz autofiction
Narrator-świadek w interesujących nas narracjach to częściej superstes, czyli ktoś, kto
osobiście uczestniczy w relacjonowanych zdarzeniach, niż testis, czyli ten, kto donosi o
przedmiocie publicznej debaty, ale nie podkreśla własnego w nim udziału. Do pierwszej odmiany
należą też, poza całą bezmierną literaturą o rynku pracy, najgłośniejsze włoskie teksty ostatnich
lat opowiadające o morderstwach mafijnych, L’abusivo (2001) Antonia Franchiniego i Gomorra
(2006) Roberta Saviana (a także Eralda Affinatiego, Edoarda Albinatiego czy Sandra
Veronesiego). Gomorra to z jednej strony reportaż bogaty w szczegółowe dane, nazwiska, liczby,
i inne informacje dotyczące działalności kamorry. Z drugiej – angażująca czytelnika całą paletą
literackich chwytów opowieść, umiejętnie grająca na emocjach, budząca empatię i utożsamienie.
Saviano, podobnie jak Antonio Franchini, który w historie zamordowanego przez mafię
dziennikarza Giancarlo Sianiego wplata szereg elementów autobiograficznych, podkreśla swoją
więź z miejscem, w którym rozgrywa się akcja powieści. Pochodzenie autora, jego troska i
miłość dla własnej ziemi są najlepszą rękojmią prawdy. Co ciekawe, te współczesne świadectwa-
reportaże, im częściej sięgają po nieliterackie praktyki komunikacyjne i im dotkliwiej rysują
społeczną niesprawiedliwość, tym bardziej pragną pozostać literaturą. Raz jeszcze fiction i non-
fiction potrzebują siebie nawzajem i sobie sprzyjają. Z jednej strony, widzimy to dziś wszędzie,
narracja zastępuje argumentację zwłaszcza w wykorzystujących ją do własnych celów mediach,
zupełnie jakby nie pozostało już nic innego poza opowiadaniem historii. Z drugiej, dzięki
dowartościowaniu literackości, we wszystkich jej odmianach, włoska proza na nowo rozkwita,
swoją nową misję odnalazłszy w piętnowaniu powszechnych nowych zagrożeń (bezrobocie,
śmiertelne wypadki w miejscu pracy, nielegalne wysypiska śmieci, odpady radioaktywne,
nielegalna imigracja, korupcja, przestępczość).
Inną popularną odmianą prozy neo-neorealistycznej jest w Italii od ponad dekady trudna
do zdefiniowania autofiction. Pomimo utożsamienia autora z bohaterem, używającym
personaliów i intymnych szczegółów z życia pisarza, autofikcja nie jest powieścią
Page 13
13
autobiograficzną.W odróżnieniu od autobiografii, która poddaje się weryfikacji prawdomówności
i ukrywa zmyślenie, autofikcja kłamstwa nie tylko nie ukrywa, lecz opowiada w sposób
zdecydowanie niewiarygodny. Kreuje bohatera o niejasnym statusie, którego perypetie znajdują
w pewnej mierze potwierdzenie w biografii autora, którego często cechują jednak popędy,
pragnienia i czyny ekstremalne, niejednokrotnie wstydliwe, przekraczające „normalną” sferę
doznań, czasem karalne. Zupełnie jakby autor pragnął uczynić z siebie ofiarę czy królika
doświadczalnego. Odmianą autofiction rządzi sprzeczność. Tekst z pozoru autobiograficzny sam
podpowiada, że mówi nieprawdę. Może to czynić na dwa sposoby. Tak jak Giulio Mozzi – to
model Serge’a Doubrovskiego; szczerość opiera się na kłamstwie narratora, który deklaruje, że
część tego, co o sobie opowiada jest nieprawdziwa. Rzecz tylko w tym, że pomni paradoksu
kłamcy nie powinniśmy mu wierzyć. Inny jest przypadek większości włoskich autorów
autofiction – tu paradoks tkwi w samej historii jawiącej się zarazem jako prawdziwa i zmyślona –
podążających śladami Gérarda Genetta. To przypadek trylogii Waltera Sitiego, pentalogii Mauro
Covacicha, La vita oscena Aldo Novego ( 2010) oraz I cani del nulla Emanuele Treviego (2003).
Jakkolwiek narrator zapewnia o swojej prawdomówności, opowiada o sobie rzeczy tak
perwersyjne, haniebne i występne (sceny sadomaso, środki odurzające, pedofilia, prostytucja), że
musimy w prawdziwość tych narracji wątpić. A skoro tak, zapytać można, dlaczego autofiction
stała się tak popularna właśnie w chwili, kiedy literatura zapragnęła na powrót odzyskać status
autentycznej, wiernej pozatekstowej rzeczywistości. Może dlatego, że odmiana ta oddaje nie
tylko udręki rzeczywistości, lecz także trudność realistycznego roszczenia. Czyni ową trudność
swoim motywem, pokazuje jak zwodnicze jest doświadczenie świata i ostatecznie pozostawia
nam niepewność.
World fiction
Zgoła inaczej rzecz się ma – otworzę w tym celu nawias – w tekstach należących do tzw.
world fiction, przeznaczonych do globalnej konsumpcji, uniwersalnie zrozumiałych, pisanych dla
globalnego czytelnika i często gotowych do przekładu na inne języki, bo powstających w tzw.
traduttese, czyli w języku narodowym o sztucznie uproszczonej składni, zbanalizowanej leksyce,
nieobecnej interpunkcji, z myślą o języku, na który mają zostać przełożone. Zdania krótkie i
proste, powtarzające się tematy, ta sama struktura mają ograniczyć liczbę specyficznych lokalnie
elementów nieprzekładalnych i ułatwić przekład. Zespół tych zjawisk, przez oczywiste
nawiązanie do Weltliteratur Goethego, kładzie akcent zwłaszcza na konsumpcję, recepcję,
Page 14
14
lekturę tekstów o planetarnym wymiarze i zasięgu. Najbardziej oczywiste przykłady tego rodzaju
twórczości znajdziemy u Davida Lodge’a, Salmana Rushdiego, Iana McEwana, Johna Maxwella
Coetzee czy u Harukiego Murakamiego. Z włoskich autorów, poza Umbertem Eco, wymienić
należy Andreę Camilleriego, Roberta Saviana, Melissę P. i Federika Moccię (zauważmy, książki
całej piątki są sukcesywnie przekładane na polski). Część badaczy zwraca przy tym uwagę, że
„światowa powieść” jest sumą precyzyjnie zaprogramowanych działań pozaartystycznych, takich
jak odpowiedni rodzaj marketingu, sprzedaż telewizyjna i w wielkich sieciach dystrybucji,
będących lustrzanym odbiciem koncernów wydawniczych, a dalej koedycja, wykorzystywanie
nowych technologii, nastawienie na młodych i niewyrobionych czytelników, którym podaje się
odpowiednie współrzędne interpretacyjne. Inni podkreślają niski poziom eksperymentalizmu czy
nowatorstwa tekstu; wykorzystanie nowych mediów, strategii takich jak zbiorowe autorstwo;
pisanie delocalizzato – pozbawione jednoznacznych odniesień do miejsc, zdarzeń, osób,
obyczajów kojarzonych z danym krajem, narodem, językiem ; a dalej strategie adaptacji, re-
mediatyzacji, przekładu interkulturowego. Idealnym wręcz przykładem tego rodzaju pisarstwa
jest właśnie wydana w polskim przekładzie ZeroZeroZero Roberta Saviana (2013). W
porównaniu z Gomorrą, pisarz odwraca tu perspektywę. Wpierw opisuje rynek produkcji i
handlu kokainy w Ameryce Łacińskiej, dalej stopniowo rozszerza perspektywę na Afrykę, Azję,
Australię, gdzie kokaina jest sprzedawana. Śledzi globalne kanały dystrybucji i zbytu. Wreszcie
stopniowo przechodzi do Włoch, głównie południowych, żeby pokazać, iż organizacje
przestępcze (kamorra), są częścią globalnego systemu produkcji i handlu narkotykami. Strategia
pisarza polega tu na wyjściu od perspektywy globalnej, światowej, nie dlatego, że bez niej
lokalna pozostałaby niezrozumiała. W ten sposób odwołuje się do globalnego odbiorcy i do niego
zarazem kieruje informacje o rzeczywistości lokalnej, otwiera dla niej „okno na świat”. Saviano
świetnie wpisuje się w międzynarodowy trend, jak sam pisze: „Poświęciłem całe lata na to, żeby
badać i śledzić gdzie indziej to, co wcześniej poznałem w Scampia i w Casal di Principe, po to,
żeby rozszerzyć kąt widzenia, żeby moja obsesja objęła całą kulę ziemską”. Sens jego operacji
wyjaśnia dodatkowo końcowa apostrofa i oskarżenie skierowane zarazem do siebie samego i do
czytelnika, którego obwinia o to, że niczego nie zdołał zmienić w Scampii. Saviano ubolewa nad
bezsilnością własnego słowa, ale przecież “Nie sposób utrzymywać przez całe lata w napięciu
uwagi skupionej na niezmienionej scenerii, sa inne sprawy, które wydają się nam ważniejsze lub
zwyczajnie nowe”.
Page 15
15
Literatura imigrantów i o imigrantach
Doskonale realizują formułę nowych włoskich neo-neorealistycznych powieści teksty
należące do szalenie popularnej od blisko ćwierć wieku odmiany tematycznej „literatury
migracyjnej”. Podobnie jak w opowiadaniach o rynku pracy, w których winą za trudności
obarcza się często Ustawę nr 30, tzw. Ustawę Biagiego z 2003r., teksty traktujące o losach
imigrantów nawiązują często do będącej wyrazem włoskiej ksenofobii i umożliwiającej
automatyczne wydalanie nielegalnych imigrantów Ustawy o pakiecie bezpieczeństwa z 2009 r. i
wcześniejszej, regulującej sprawy imigrantów ustawy Bossi-Fini z 2001r. Dość wspomnieć Io,
venditore di elefanti, Pap Khouma i Oreste Pivetty (1990) i Immigrato Mario Fortunato i Salah
Methnaniego (1990) – te dwa teksty utorowały drogę całemu szerokiemu nurtowi opowieści o
imigracji. Wyłaniają się z nich historyczne, geograficzne i polityczne przesłanki dzisiejszej
ksenofobii, rysują przyczyny słabej integracji imigrantów, a Włochy okazują się krajem nie w
pełni wielokulturowym. Raczej wieloetniczną i wielojęzyczną mozaiką. Na historyczne
zróżnicowanie etniczno-językowe Półwyspu nakłada się nowy imigracyjny patchwork. Od kiedy
z uwagi na swoje położenie geograficzne Włochy stały się ulubionym celem migracji, zaostrzyły
się owym stivale meticcio („but mieszaniec”) tendencje odśrodkowe i separatystyczne.
Najciekawsze jest to, że imigranci nieuchronnie zmieniają włoską rzeczywistość, często pomimo
kampanii wrogości prowadzonej przez media, kreślące tendencyjny wizerunek imigranta jako
zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego i konkurencji na rynku pracy. Kultura, a zatem i te
migracyjne opowieści mają do odegrania ważną rolę, rozbroić wrogość, wyciszyć ksenofobię,
uspokoić, rodząc zainteresowanie, intrygując, otwierając na inność. Zadania podejmują się często
przedstawiciele tzw. G-2 (G jak generacja), czyli dzieci imigrantów, urodzone już w Italii i
żyjące między dwoma światami. Owo „pokolenie po”, choć obarczone ambicjami rodziców,
utożsamia się przede wszystkim z włoskimi rówieśnikami.
Teksty pisarzy imigrantów bądź o imigrantach, zostały już drobiazgowo zbadane i
opisane (także pod względem językowym). Ograniczę się zatem do prezentacji wybranego ich
aspektu. Jeszcze nie minęła moda na teksty piętnujące rasizm i ksenofobię Włochów, którzy z
narodu emigrantów przedzierżgnęli się w kraj imigracji i źle radzą sobie w tej nowej roli, a już
nastała era krotochwili, żartu. Zapanowała poetyka, nazwijmy to „migracyjnego śmiechu”. O
niezaangażowanym, być może frywolnym, lekkim z pozoru podejściu do tematu świadczyć może
np. łatwość, z jaką posługują się różnorakimi konwencjami i odmianami gatunkowymi (noir,
Page 16
16
thriller, dystopia), parodiując typowo włoskie gatunki jak commedia all’italiana, a dalej sposób,
w jaki teksty te posługują się metaforą kulinarną, bo jedzenie, jak napisze Laila Wadia, poza
wyglądem i gestykulacją, to rzecz dla samych Włochów najważniejsza: „przed jedzeniem, kiedy
jedzą i po jedzeniu, Włochów zajmuje jeden temat: jedzenie” (Come diventare italiani in 24 ore,
2010, s. 61). Wtrącenia kulinarne – inaczej niż u Antonia Tabucchiego, Franceski Duranti czy u
Andrei Camilleriego, którzy inkrustują swoje teksty przepisami na ulubione smakołyki, bawią
dialogami z kelnerem, wtajemniczają czytelników w kulisy przyrządzania ulubionej potrawy – w
tekstach o imigracji lub pisanych przez imigrantów, wyraża z jednej strony przywiązanie do
własnej tradycji i stanowi o tożsamości bohatera (tak jest u urodzonej w Bombaju i piszącej po
włosku Laili Wadii oraz u Gabrielli Kuruvilli, córki Włoszki i Hindusa, autorki Milano, fin qui
tutto bene, 2012), z drugiej zaświadcza o trudnej kulturowej bądź obyczajowej integracji. Miasto
– Triest Wadii, Mediolan Kuruvilli – jest jak wielki tort, złożony z wielu warstw, i którego
najniższa warstwa to zatrudnieni w handlu i gastronomii Chińczycy, a tuż obok przybysze z
Ameryki Południowej, Marokańczycy, Senegalczycy, Bengalczycy, Tunezyjczycy, Hindusi,
Lankijczycy, Rumuni, Albańczycy. W Amiche per la pelle (2009) Wadia opowiada o czterech
przyjaciółkach, każda pochodzi z innego kraju, które razem zapisały się na kurs włoskiego.
Nauczycielka wtajemnicza je w arkana włoskości, bo jej zdaniem nie wystarczy mówić po
włosku, trzeba wtopić się w triesteńską społeczność, nauczyć miejscowych obyczajów, potrafić
zamawiać kawę w barze zgodnie z tutejszą terminologią, jeść mięso z rusztu, spróbować
wyrabianych przez okolicznych chłopów potraw i wina. Każda z bohaterek napotyka na inne
trudności, np. dla Bośniaczki Marinki, pragnącej jak najszybciej zapomnieć upiorną przeszłość,
jedynym czasem gramatycznym, którego potrafi się nauczyć, jest czas przyszły. Bohaterki
nowszej powieści Wadii, już tu cytowanej, Come diventare italiani in 24 ore (Jak stać się
Włochem w 24 godziny, 2010) muszą sprostać różnym wyzwaniom. Jedna zastanawia się, ile razy
błędnie użyje trybu łącznego (congiuntivo) zanim stanie się prawdziwą Włoszką, kultywuje
hinduską tradycję urządzając mieszkanie na orientalną modłę, nosząc sari i używając typowych
dla rodzimej kuchni przypraw. W pięknym zbiorku pt. Pecore nere (Czarne owce, 2005) –
składają się nań opowiadania Wadii, Kuruvilli, Igiaby Scego (urodzonej we Włoszech córki
Somalijczyków) i Ingy Mubiayi (to córka Zairczyka i Egipcjanki, autorka wraz z Scego słynnego
reportażu o dzieciach afrykańskich imigrantów we Włoszech pt. Quando nasci è una roulette,
2007), - znajdziemy cały szereg motywów kulinarnych, które stają się raz po raz nośnikami
Page 17
17
inności, obcości, leku przed odrzuceniem, pragnieniem asymilacji, wyrazem tożsamości,
sposobem na podtrzymanie więzi z krajem rodziców. Bohaterka opowiadania Wadii, Curry di
pollo, nie chce, żeby matka przyrządziła hinduską potrawę, kiedy odwiedza ją jej chłopak,
Włoch. Boi się, że wyda się mu ona zbyt egzotyczna, że zbyt odległa kulturowo wyda mu się ona
sama i jej rodzina. W opowiadaniu Salsicce (Kiełbasa) Igiaba Scego, zastanawia się kim jest i
kim czuje się w większym stopniu, Włoszką czy Somalijką. Swoją mieszaną (czasem mówi o
niej jak o mnogiej) tożsamość opisuje wyliczając spożywane potrawy i napoje. Czuje się bardziej
Włoszką spożywając słodkie śniadanie, lub zastanawiając się, czy byłaby gotowa zjeść kiełbasę,
a Somalijką pijąc herbatę z kardamonem, goździkami i cynamonem, albo jedząc ryż na słodko.
Można oczywiście zauważyć, że także i dla niektórych włoskich pisarzy kuchnia stanowi o więzi
z przeszłością i kultywowaną z nostalgią rodzinną tradycją. Jednak przeszłość to i tradycja zgoła
nietraumatyczne, i kulinaria nie stają się pretekstem do refleksji nad rozczłonkowaną
tożsamością. Tak jest u Clary Sereni, zwłaszcza w opowiadającej o korzeniach żydowskiego rodu
Serenich sadze Il gioco dei regni (1993). Podobnie, przeszłość ma swoje smaki i zapachy dla
bohaterów wielu tekstów Laury Pariani (mowa o pełnej włoskich wpływów kuchni
argentyńskiej). Tymczasem podane na wesoło kulinarne szczegóły, jak u Wadii (Jak stać się
Włochem w 24 godziny), choć mają wywołać śmiech, bo wspólny śmiech to świetny fundament,
nie dzieli, nie segreguje, łączy, to spotkania różnych kuchni nie prowadzą jeszcze do zbliżenia.
Jedna z bohaterek tej powieści-vademecum gotuje „typową triesteńską zupę” po to, by nauczyć
się „trawić” włoskość. Zupa nie jest jednak „typowo włoską potrawą”, i ujawnia raczej brak
jednorodnej tradycji kulinarnej Italii, gdzie podobnie jak w architekturze i historii, obowiązują
regionalne podziały. Problemem dla włoskiej tożsamości nie są zatem sami imigranci, lecz
własne wewnętrzne zróżnicowanie. Same Włochy są już multi-kulti, czego dowodzi
zróżnicowana, nawet bez „obcych” domieszek, kuchnia Półwyspu. Italia zatem to społeczna
fikcja, nie ma (jednej) włoskiej tożsamości, która zasadzałaby się na jakimś katalogu wspólnych
cech.
Odchodząc od kulinariów, także inne elementy/czynniki świadczą o wewnętrznym
skonfliktowaniu samych Włochów, o obyczajowym i mentalnościowym zróżnicowaniu,
istniejącym zanim jeszcze zdołali się tam pojawić mieszkańcy dawnych kolonii i inni imigranci.
Widać to świetnie w słynnej powieści Algierczyka Amary Lakhousa, Scontro di civiltà per un
ascensore a Piazza Vittorio (2006), w której starcie dwóch cywilizacji następuje z banalnego
Page 18
18
powodu: w związku z rywalizacją o windę w jednej z rzymskich kamienic, w której zamieszkał
młody Ahmed, ukrywający się pod włoskim imieniem Amedeo. Fakt, że Algierczyk mówi
świetnie po włosku sprawia, że inni lokatorzy uważają go za Włocha, co prowokuje pytanie, kto
w takim razie jest Włochem, ten, który urodził się we Włoszech, kto ma włoski paszport, czy ten,
kto dobrze zna język, nosi włoskie imię i mieszka we Włoszech? Portierka Benedetta nie wierzy,
że Amedeo jest imigrantem. Pyta, skoro on, taki miły i dobrze wychowany, mówiący po włosku
lepiej niż jej własny syn Gennaro, jest imigrantem, kto w takim razie jest prawdziwym
Włochem? Inni lokatorzy podejrzewają, że jest Włochem z Północy, dlatego próbuje wszystkim
narzucić reguły korzystania z windy. Wiadomo, ci z Północy chcą rządzić, choć sami są
odpowiedzialni za łapówkowaą aferę tangentopoli. Wieloetniczny Rzym, jak widać, to nie
jedyny problem Rzymian, a dzisiejszy skonfliktowani z Północą mieszkańcy wiecznego miasta to
wczorajsi imigranci z Południa. Trudno o bardziej wyrazisty demontaż mitu o włoskiej
tożsamości, która nie istnieje inaczej niż strój Arlekina.
Temat imigracji do Włoch dostarcza ostatnio inspiracji także autorom dystopii, co nie
dziwi, bo dystopia tradycyjnie rodzi się tam, gdzie pojawiają się silne społeczne napięcia. Temat
imigrantów a zwłaszcza próby zahamowania ich masowego napływu, mnożąc ustawy o
rasistowskiej i ksenofobicznej wymowie, jest z pewnością jednym z aktualnie najbardziej
palących włoskich problemów. W orwellowskiej, ksenofobicznej Nordìi (to aluzja do Ligi
Północnej) – w której rozgrywa się akcja niedawnej powieści Marii Attanasio, Il condominio di
Via della Notte (2013), panuje stan wyjątkowy. Imigranci mogą co najwyżej zamieszkiwać
obrzeża miasta, a prawowici obywatele do tego stopnia podporządkowali się dyktaturze i
kontroli, że nie potrafią już odróżnić przymusu od wolności. Punkt zwrotny następuje w chwili,
kiedy główna bohaterka postanawia opisać mechanizm ubezwłasnowolnienia i kontroli. Za
niesubordynację Rita Massa zapłaci najwyższą cenę, a próba wzruszenia dyktatury zostanie
udaremniona, bo cały świat stał się jedną wielką Nordią, i nikomu już nie zależy na obaleniu
systemu. O ile problem nielegalnych i pozbawionych praw imigrantów w powieści Attanasio
należy do wątków dalszoplanowych, do głównego nurtu dystopii imigracyjnej należą z
pewnością: opowiadanie Brazylijki, Christiany De Caldas Brito, Io, polpastrello 5.423 (Ja,
opuszek nr 5.423, ze zbioru Qui e là. Racconti, 2004) i opowiadanie Argentyńczyka, Miguela
Angela Garcii, L’ultimo immigrato (Ostatni imigrant ze zbioru Il Maestro di tango, 2005).
Tradycyjna dystopia, pamiętamy, za przedmiot własnych katastroficznych wizji obierała przyszłe
Page 19
19
międzyplanetarne wojny lub kreśliła wizje państwa, w których całkowitą kontrolę sprawował
okrutny dyktator. Tutaj zaś dystopijne okazują się relacje Włochów z imigrantami i ich
absurdalne następstwa. Opowiadanie De Caldas Brito tworzy groteskowy obraz Włoch po
wprowadzeniu w 2001 r. Ustawy Bossi-Fini. Z jednej strony nowe przepisy zredukowały
imigranta do liczby, pod którą został zarejestrowany ów niepożądany przybysz, z drugiej
imigrant jest niezbędny do wykonywania prac, których sami Włosi wykonywać już od dawna nie
chcą (w hutach, fabrykach, szpitalach i domach opieki, w barach, restauracjach i na stacjach
benzynowych, w sklepach i hotelach). Opuszek to synekdocha rąk do pracy, które utrzymują przy
życiu cały kraj, a zarazem muszą się od pracy odrywać, żeby rejestrować się na policji,
godzinami stać w kolejach po pozwolenie na pobyt. Argentyńczyk Garcia z kolei opowiada
historię wyludnionej Europy, pragnącej nakłonić imigrantów do osiedlenia się na jej terenie.
Zgodnie z apokaliptycznym scenariuszem, na skutek demograficznej implozji zabrakło młodych
ludzi do pracy i załamał się system emerytalny. Na ulicach widać wyłącznie osiemdziesięcio- i
dziewięćdziesięciolatków. Miejscowi decydenci opracowali więc plan mający przyciągnąć
obcokrajowców. Na przeszkodzie stają jednak zmasowane siły policji rzucone na południowe
wybrzeża kontynentu nie po to, by uniemożliwić przedostawanie się imigrantów do europejskiej
fortecy, lecz aby zapobiec odpływowi resztek ludności zamieszkującej jeszcze wyludniające się
południa świata. Satyryczna wizja Garcii odwraca dzisiejszą sytuację i wrogie nastawienie do
imigrantów. Podobną sytuację, choć odniesioną do Stanów Zjednoczonych, wyobraża bardzo
znany film Sergio Arau Un día sin mexicanos (Dzień bez Meksykanina, 2004), utrzymany w
podobnej groteskowej konwencji, tyleż zabawny co pouczający, bo pokazujący konsekwencje
nagłego zniknięcia wszystkich pracujących w Kalifornii Meksykanów.
Brakuje natomiast tekstów, których autorami byliby chińscy imigranci, choć Chińczycy,
jak podają statystyki, to po Marokańczykach i Albańczykach, najliczniejsza grupa imigrantów w
Italii. Grupa ta, dodajmy, najsłabiej się integruje (tworzy wyłącznie chińskie enklawy, kultywuje
własną tradycję), zdołała za to wywołać całą falę tekstów, które można nazwać sinofobicznymi8.
Dla Włochów głównym problemem wydaje się to, że obecność Chińczyków wiąże się zawsze z
8 Jest od tej reguły wyjątek, choć dotyczy kina. Reżyser Andrea Segre w Io sono Li (2011) opowiada o przyjaźni
Chinki (Li), zatrudnionej w barze w Chioggi, z rybakiem i poetą amatorem (Beppi), przyjaźni, której nie akceptują
ani Włosi ani Chińczycy, i co ma tragiczne następstwa. Segre pokazuje uprzedzenia przede wszystkim Włochów do
Chińczyków (i odwrotnie, żeby uniemożliwić kontakty Li z Włochem Chińczycy przenoszą ją z powrotem do
fabryki w Rzymie i grożą, że długo jeszcze nie zobaczy swojego synka) a zarazem cały szereg problemów, które
rodzi imigracja do Włoch, będąca w istocie imigracją do fabryki. Fabryki, której Chińczycy nie będą mogli opuścić
dopóki nie spłacą gigantycznego – odkrywają to dopiero na miejscu – długu zaciągniętego na opłacenie podróży.
Page 20
20
istotnymi zmianami w sferze ekonomicznej i społecznej. Wymieńmy jedynie najważniejsze
pozycje. Już w 1997r. słynny pisarz noir, Carlo Lucarelli, opisał w Febbre gialla nielegalną
chińską imigrację, pracę na czarno w toskańskim sektorze drobnej przedsiębiorczości i rzemiośle,
i związki ze światem przestępczym. Podobnie w książce Grazi Verasani, Quo vadis, baby?
(2004) Chińczycy to najeźdźcy, przekształcający włoskie miasta w upiorne Chinatown intruzi.
Giuseppe Genna napisał na ten temat thriller, Non toccare la pelle del drago (2003). W Cinacittà.
Memorie del mio delitto efferato (2008) Tommaso Pincio ukazuje zorientalizowany
apokaliptyczny Rzym-świat, który nie nadaje się już do życia, i w którym tylko Chińczycy,
obdarzeni większą zdolnością przystosowania, potrafią się jeszcze odnaleźć, przez co wszystko,
w tym wymiar sprawiedliwości, stopniowo przechodzi w ich ręce. A Antonio Scurati w
dystopijnej powieści La seconda mezzanotte (2011) ukazał Włochy 2092 roku jako satelitę Chin
po tym, jak Italia sprzedała Chinom cały swój dług publiczny. Wenecja, wpierw zatopiona na
skutek globalnego ocieplenia, została odbudowana, wykupiona przez Chińczyków i zamieniona
w ogromny park rozrywki dla orientalnych nuworyszy. Tuż po ogłoszeniu powieści Scurati,
którego niepokój wywołuje wizja zderzenia cywilizacji Zachodu z ekspansywnym orientalnym
barbarzyństwem, wyjawił dziennikarzom swoje obawy i krótko je podsumował: „Nie chce
umrzeć jak(o) Chińczyk” (non voglio morire cinese). .
Ten sam problem inaczej pokazuje Edoardo Nesi w powieści Storia della mia gente
(2010). Literacko chybiona, ta łącząca wspomnienia z dzieciństwa z wywodem ekonomicznym
powieść oparta jest na autentycznej historii. Podobnie jak Ermanno Rea opowiadający w La
dismissione (2002) o rozbiórce, likwidacji i sprzedaży Chińczykom huty Ilva w Neapolu, Nesi
rozpamiętuje sprzedaż rodzinnego zakładu włókienniczego w Prato w 2004 r., po tym, jak firma
przestała przynosić zyski. Winą za upadek przemysłu lekkiego, rodzimego rzemiosła w sercu
Toskanii, obarcza Chińczyków, osiedlających się tam od ponad dwudziestu lat i dziś
stanowiących przeszło połowę mieszkańców. To rzekomo prawdziwe zagrożenie dla miejscowej
gospodarki. Owładnięty obsesją inwazji ze strony „milczącego legionu” Nesi z jednej strony
ubolewa nad losem białego mężczyzny, który nigdy nie stanie się już głową rodziny, bo odebrano
mu pracę i godność, z drugiej antagonizuje my – oni, autochtoni – obcy i sprowadza Chińczyków
do poziomu pracujących w nieludzkim brudzie i biedzie bestii. Nie sposób nie zauważyć, że
wyróżniono w ten sposób (książka zdobyła najbardziej prestiżową włoską nagrodę literacką
Page 21
21
Premio Strega) nie tylko tęsknotę za przeszłością, za Włochami przedsiębiorczości i dobrobytu,
lecz także przykład uprzedzeń, zamknięcia na zmiany i hołdowania stereotypom..
Rodzina w potrzasku
Kolejnym tematem, który wyraźnie przyciągnął uwagę wielu włoskich pisarzy jest
szeroko rozumiany kryzys rodziny jako instytucji i poszczególnych jej ról/członków, pojawiający
się ostatnimi laty na każdym niemal kroku i w każdym tekście, niezależnie od uprawianego
gatunku. Zastanawia na przykład najczęściej powtarzająca się (typowa dla baśni) sytuacja
niewyjaśnionego zniknięcia rodziców. To na skutek ich nieobecności młodzi bohaterowie ulegają
różnym wypadkom, spotykają ich groźne przygody, zdobywają życiowe doświadczenia. Wyłania
się z tych opowieści zarazem obraz młodych ludzi skrępowanych lękami, które przenoszą na nich
dorośli, a które odebrały im możliwość doświadczania świata. Innych dorosłych rodzice
postrzegają jako zagrożenie, ustawicznie ostrzegają i straszą nimi dzieci. Ograniczają im
swobodę poruszania się do miejsc pozornie chronionych (jak własny pokój) i zagospodarowują
ich czas do ostatniej minuty. Przygoda stała się domeną utopii, a zabawa jako przyjemność,
otium, należy do przeszłości. Dzieciństwo jawi się jako czas lęku i niepokoju. Wszystko to
sprawia, że rodzice to główna przeszkoda w dorastaniu. W pięknej książce Eravamo bambini
abbastanza (Byliśmy dostatecznie dziećmi, 2012), będącej skrzyżowaniem baśni i kroniki
wypadków, Carola Susani, opisuje przygody siedmiu powracających do Rzymu po trzyletniej
włóczędze chłopców. Uprowadził ich z domu tajemniczy dorosły, „Raptor Alexander”, lecz – co
jeszcze bardziej zagadkowe – nie czują wcale braku rodziców. W krótkim czasie stworzyli
samowystarczalną wspólnotę, rządzącą się własnymi zasadami, których starannie przestrzegają w
obawie przed tym, że ktoś ich odnajdzie i odeśle do domu. Choć uprowadzeni siłą, nie próbują
wcale ucieczki. Podobnie bohaterowie Tetano Alessio Torino (Tężec, 2012) to chłopcy, którzy w
czasie letnich wakacji postanawiają zbudować tratwę (tratwa za każdym razem tonie, i muszą ją
budować od nowa), by na niej pożeglować wzdłuż rzeki, która nie prowadzi jednak do morza, bo
napotykają na sztuczną zaporę. Instynkt ucieczki, którą uniemożliwia wpierw tratwa a potem
zapora, bierze górę. Pod wodzą nowopoznanego Tężca (postaci podobnej do Kapitana Haka),
który zabierze ich ze sobą w krainę przygód, w świat, do którego dorośli nie mają wstępu,
chłopcy błądzić będą po okolicznym lesie, zdobywać doświadczenia, których długo nie zapomną.
Wreszcie tytułowy bohater dickensowskej powieści Michele Mariego, Roderick Duddle (2014)
udaje, że nie ma obojga rodziców i ucieka z domu po śmierci matki. Raz jeszcze brak tu
Page 22
22
pozytywnej postaci dorosłego, który w kulminacyjnym momencie pojawiłby się i przestawił losy
młodego bohatera na inne tory.
Także powieści spoza kręgu literatury młodzieżowej, mierzą się z problemem zmierzchu
instytucji rodziny. Tu z kolei najczęściej przewija się problem braku silnej pozytywnej postaci
najczęściej ojca jako rodzinnego autorytetu. Skrajny pod każdym względem jest przypadek
„Włoch bez ojca” opisany w kultowej, słusznie chyba wychwalanej przez wszystkich powieści
Tempo materiale Giorgia Vasty (2008). Apogeum –– w kultowej, Występujący pod
pseudonimem Nimbo, jedenastoletni narrator także dla rodziców wymyślił odpowiednie aliasy
(lo Spago – matka, la Pietra – ojciec). Długo jednak nie możemy się zorientować, że chodzi o
rodziców, bo bohater mówi o nich w taki sposób, jakby chodziło o jakichś, nie wiadomo na jakiej
zasadzie współzamieszkujących z nim rówieśników. Ocenia ich nie przebierając w słowach,
lekceważy, wręcz gardzi. Matka jest uczulona na samą siebie i na pozostałych członków rodziny,
ojciec porusza się jak bezwolny robot, codziennie z tym samym zegarkiem na ręku i tą samą
teczką wychodzi do pracy, a wieczorem czyta synom sceny z ilustrowanej ewangelii. W czasie
podróży pociągiem wyobraża sobie, że inni przypadkowi podróżni to jego prawdziwi rodzice, a
Spago i la Pietra zniknęli. Jest oczywiście związek między brakiem autorytetu i szacunku dla
rodziców a patologiczną ewolucją trójki jedenastolatków, którzy uprowadzą, będą torturować i
wreszcie zamordują swojego szkolnego kolegę, dosłownie wprowadzając w czyn – jak sami
stwierdzili – retorykę komunikatów Czerwonych Brygad. Jaka to spuścizna doprowadziła do tak
tragicznego finału? Czy można było postąpić inaczej, będąc spadkobiercą takiego testamentu?
Jaką schedę przejmuje pokolenie synów. Te wszystkie pytania cisną się nam na usta. I, pod jakim
warunkiem dorastać może oznaczać pogodzić się z ojcem jak Telemach, pokonać fazę
narcystyczną i kompleks Edypa. Inspirujący się wyraźnie książką Vasty Paolo Marino, w
Strategie per arredare il vuoto (2014), nie bez powodu zacznie opowiadanie od śmierci
rodziców. Narrator komunikuje nam zwyczajnie, że nie żyją, nagle zniknęli, i odtąd
trzynastoletni Edo rozpoczyna swoje maniakalne peregrynacje wewnątrz domu rodzinnego,
którego nigdy więcej już nie opuści. Będzie kultywował chorobliwe zainteresowanie życiem
pszczół i naśladował ich obyczaje, obsesyjnie śledził życie zarazków. To ta sama klaustrofilia,
pragnienie przebywania w zamkniętym pomieszczeniu, które mieliśmy już w Cartongesso
Francesco Maino, w Sparire Fabio Violo, w Il diciottesimo compleanno Riccardo Romagnoli,
czy w znanym polskiemu czytelnikowi Spokojnym chaosie Sandro Veronesiego. Bohater próbuje
Page 23
23
zamknąć się, odizolować, oddzielić, jak gdyby nieruchomiejąc w pozycji antalgicznej próbował
powstrzymać ból, albo jakby meblując tytułową próżnię planował coś równie upiornego jak
bohaterowie Tempo materiale.
Coś chyba jest na rzeczy, bo oto w tym samym czasie, słynny włoski psychoanalityk,
Massimo Recalcati, ogłosił aż trzy studia, w których roztrząsa problemy nieistniejących, słabych,
nieobecnych ojców (Cosa resta del padre. La paternità nell’epoca ipermoderna, Cortina, 2011; Il
complesso di Telemaco. Genitori e figli dopo il tramonto del padre, Feltrinelli, 2013; Patria
senza padri. Psicopatologia della politica italiana, 2013). Jak zatem Telemach, syna
nieobecnego Odyseusza, powinien zagospodarować pustkę? Czy można odbudować ojcostwo
samemu stając się dobrym, nieautorytarnym ale też nie nazbyt słabym ojcem? Okazuje się
bowiem, że pobłażliwy ojciec-nieudacznik to większe zagrożenie niż gwałtowny i autorytarny
ojciec znany z tekstów Franza Kafki, Philipa Rotha i Paula Ausera, a we Włoszech z Con gli
occhi chiusi Federiga Tozziego (1919), La coscienza di Zeno Itala Sveva (1922), Tragedia
dell’infanzia Alberto Savinia (1937) czy z Poznawania cierpienia Carla Emilia Gaddy (1963).
Antonio Scurati w Il padre infedele (2013) pisze o niezdolności do bycia wiernym roli
ojca, którą odziedziczyliśmy po poprzednich pokoleniach, a która wtedy polegała zwyczajnie na
byciu kolejnym ojcem w łańcuchu ojców. Dziś tamta rola jest bezużyteczna. Nie dość bowiem
dziecko spłodzić, trzeba jeszcze je „zaadoptować”, postanowić o opiece i miłości. Takiej
terapeutycznej adopcji możemy też dokonać wobec innych, jeśli zerwała się więź z naszym
własnym dzieckiem, pisze Gianrico Carofigio w Il silenzio dell’onda (2011).
O dzisiejszym kryzysie ojcostwa opowiada Michele Serra w Gli sdraiati (2013), tekście
stylizowanym na list otwarty ojca do dwudziestoletniego syna, od którego oddziela go cisza,
niezrozumienie, złość. Ojciec jednak nie słucha, mówi a nie próbuje zrozumieć, nie umie wpoić
miłości dla piękna, szacunku dla ludzi i miejsc, dla siebie samego i najbliższych. O konieczności
skorygowania „bezstresowego” wychowania, o klęsce współczesnych metod wychowawczych
opowiada też wyróżniona w 2014 r. przez jury nagrody Premio Calvino książka Simone Giorgi,
L’ultima famiglia felice (Ostatnia szczęśliwa rodzina). Zamieszczony na łamach miesięcznika
L’Indice dei libri e mese fragment opowiada o cierpieniu ojca, uwielbiającego wprost swojego
trzynastoletniego syna, który na drzwiach do swojego pokoju napisał „tacie tu nie wolno
wchodzić”. Równocześnie prowokuje go do granic wytrzymałości, cała noc waląc piłką tenisową
w ścianę sypialni. „Tata” postanowił nie reagować, nie gani syna ani słowem, nie zmusza, żeby
Page 24
24
przestał, wyznaje bowiem teorię, że krzyczeć można na targu, przymus to nieskuteczne
nadużycie, a dać się sprowokować to najgłupsza i najbardziej niebezpieczna z reakcji. Trzeba
szanować życiową przestrzeń innych, szanować ich autonomię, nawet za cenę utraty spokoju,
zwłaszcza jeśli chodzi o młodzież z takim trudem poszukującą własnego miejsca w świecie.
Podobnie postać ojca – dobrego i łagodnego, ale niezdolnego do wychowania dziecka –
przedstawiają opowiadania Paolo Cognettiego, Sofia si veste sempre di nero (2012). Nawet
bowiem wtedy, gdy ojciec domu nie porzuca, często uwewnętrzniwszy kryzys wartości
patriarchalnych, udaje się na psychologiczne wygnanie. Konsekwencje są druzgocące: miejsce
tradycyjnego ojca-tyrana zajmuje ogłupiona telewizją kukła. Karykatura ojca. U Cognettiego
ojciec rodziny nie opuścił, nie zniknął, nie odszedł, jest, mieszka w tym samym domu. Jednak
kiedy Sofia ma napisać wypracowanie o ojcu, nie wie co zrobić i postanawia napisać o swoim
psie. Osiem opowiadań, na podobnie jak Sofia zadany im temat napisze też ośmiu autorów,
którzy sami są ojcami (Sandro Bonvissuto, Andrea Canobbio, Ascanio Celestini, Diego De Silva,
Marcello Fois, Ernesto Franco, Valerio Magrelli, Antonio Pascale) w zbiorze pt. Scena padre
(2013). Mieli opowiedzieć o własnym doświadczeniu ojcostwa. Wcześniej czy później konflikt z
dzieckiem jest nieunikniony, czytamy, a wtedy ojciec odkrywa, że dziecko jest jego
sprzymierzeńcem w tej samej mierze co rywalem. Na co dzień potykamy się o przepaść między
potęgą generowania a bezsilnością wychowania. A jak to jest, zostać ojcem – pyta bohater
opowiadania Antonio Pascalego. Odpowiedź: „Pytam go trwożliwie, „jak to jest, jak to jest mieć
dziecko?”. Zbliża się do mojego biurka, zdecydowanym gestem zmiata wszystko na ziemię.
„Tak” – mówi, „to jest tak. Nic nie zostaje. To znaczy, nic z tego, co było przedtem. To
kataklizm, najcudowniejszy kataklizm jaki ci się może przytrafić”.
…
W 1989 r. Paolo Volponi w Le mosche del capitale pisał, że nic już nie zostało nam do
opowiedzenia. Nie ma madame Bovary. Są tylko kategorie płciowe, produkty farmaceutyczne,
literackie, kinematograficzne, dietetyczne itd. Powieść się skończyła, a jeśli chce przetrwać, to
musi upodobnić się do lady w supermarkecie. Taki apokaliptyczny scenariusz widzieliśmy w
zamaszystych karykaturach kreślonych w tekstach „kanibali”. Wyłaniał się obraz włoskiego
społeczeństwa, które przystało na prymat rynku i przedsiębiorstwa, przejmujących kontrolę nad
pracownikami. Rozwój bez postępu. Literatura włoska odradzająca się po schyłku
postmodernizmu, to literatura Włoch po dobrobycie. Odsłania rany, obnaża, piętnuje, nawołuje
Page 25
25
wieloma głosami. Sięga po różne strategie, miesza fiction i non-fiction, posiłkuje się autentyczną
biografią. Jednak odpowiadający na zew rzeczywistości narrator/bohater tych historii to kruchy,
niepewny siebie podmiot. Italia to wciąż kraj bez bohaterów. Im więcej w historii włoskiej
literatury refleksji nad heroizmem w perspektywie narodowej, tym mniej – mowa o literaturze –
postaci prawdziwie aspirujących do rangi bohatera, i, jak pisał kiedyś Giacomo Debenedetti, tym
trudniej o bohatera-człowieka.
Hanna Serkowska