Top Banner
Sarmacki kwartalnik STANISŁAW AUGUST (KONIEC)POLSKI reformator czy grabarz Rzeczypospolitej? CAR CAROWI NIERÓWNY opowiadanie Grzegorza Szymborskiego BITWA POD KIESIĄ 1578 1[3]/2013
30

Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

Mar 22, 2016

Download

Documents

Kolejny numer Kwartalnika Sarmackiego
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

Sarmackikwartalnik

STANISŁAW AUGUST (KONIEC)POLSKI

reformator czy grabarz Rzeczypospolitej?CAR CAROWI NIERÓWNYopowiadanie Grzegorza Szymborskiego

BITWA POD KIESIĄ 1578

1[3]/2013

Page 2: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

PUBLICYSTYKA

Jakub Witczak Stanisław August KoniecPolski ______________________5

Jacek Szymała Filmowy obraz potopu szwedzkiego _______________________10

Justyna Kulczycka Słów kilka Jacka Kowalskiego o sarmatyźmie _____14

HISTORIA

Grzegorz Szymborski Czerwone kubraki po polsku _______________________19

Leszek Bober O wygnaniu arian z Polski _______________________25

Yaucheni Boika Porównanie postanowień III Statutu Litewskiego i unii lubelskiej ___________________32

Michał „Kadrinazi” Paradowski Bitwa pod Kiesią _____________37

OPOWIADANIE

Grzegorz Szymborski Car carowi nierówny _______________________44

KONIEC KOŃCÓW

Łukasz Górka Shireowo _______________________56

s pi s tresci

KWARTALNIK SARMACKI nr 3/2012 (marzec-maj)

Redaktor naczelny: Dominik Robakowski [email protected]ępca redaktora naczelnego: Marta Machowska [email protected] techniczny: Agnieszka Kurasińska [email protected] współpracownicy: Łukasz Górka, Michał MochockiAutorzy tekstów do numeru 3-go: Leszek Bober, Yaucheni Boika, Łukasz Górka, Justyna Kulczycka, Michał „Kadrinazi” Paradowski, Jacek Szymała, Grzegorz Szymborski, Jakub WitczakProjekt okładki: Agnieszka KurasińskaStrona internetowa: www.sarmacki.mixxt.comZapraszamy do współpracy i publikowania na naszych łamach. Szczegóły na stronie internetowej. Kolejny numer Kwartalnika ukaże się 1 czerwca 2013 roku.

,

Student z okna na Żyda idącego woła; Ten pojźry, ów mu jajem oko wybił z czoła.

A Żyd: „Słuchaj, ty hultaj, i ty - rzecze - zdrajca! Czemu to bez potrzeby psujesz sobie jajca?”

(Wacław Potocki, Jaje niż oko)

Czołem Waćpanom i Waćpannom!

Witam serdecznie na łamach trzeciego numeru Kwartalnika Sarmackiego. Mam nadzieję, że wszyscy nasi Czytelnicy przetrwali w  zdrowiu zimę i  już gotują się do wiosennych harców. Taki nastrój udzielił się i nam, co widać po zamieszczonym powyżej wierszyku. Niemniej nie umieszczamy go jedynie jako ozdobnika, a raczej jako powód do refleksji. Brzmi to trochę niepoważnie? Oczywiście. Wszak na co dzień nie dostrzegamy sarmackiego dziedzictwa kulturowego, a nawet jeśli je widzimy, to raczej mówimy o nim w odniesieniu do wielkich idei. Nie można nam jednak zapomnieć, że Sarmaci to nie tylko pomnikowe figury, które nie miały nic lepszego do roboty jak dumać nad stanem pań-stwa czy wystawiać pierś w  jej obronie. Czyżby redaktor naczelny Kwartalnika Sarmackiego oszalał i podtrzymywał, że nasi przodkowie to (jak pisał Komuda) warchoły i pijanice? Nie do końca. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na to, że w dzisiejszym świecie, gdy Sarmacja ciągle musi walczyć o swoje nale-żyte miejsce na kulturowej mapie Polski i Europy, bardzo łatwo popaść nam ze skrajności w skrajność. Uważam, podobnie jak profesor Jacek Kowalski, że nie możemy robić z Sarmacji laurki i wybierać do jej obrazu jedynie tego co mądre i szlachetne. Sarmata to nie tylko husarz spod Chocimia, ale także zapijaczony okrutnik zaśmiewający się z  dowcipu o  studencie i  Żydzie. Ot, w  tym winna być nasza wyższość, że w przeciwieństwie do innych – nie tylko potrafimy szczycić się osiągnięciami przodków, ale także ze staropolską pokorą spuścić czasem głowę, a nie zasłonę milczenia. Pamiętajmy o Sarmacji takiej jaką była - o takiej, w której liberum veto było odzwierciedleniem w systemie prawnym mnogości ścierających się na co dzień poglądów. Nie mniej, nie popadajmy też w skrajność i nie czyńmy z wyjątku reguły, ani nie stawiajmy miłosnych poczynań Zygmunta Augusta nad oręż Jana Trzeciego. Po prostu pamiętajmy o Sarmacji też w rzeczach małych. Wszak jak niewiele nas różni od Sarmatów? Czyż wier-szyk Potockiego nie wzbudza i wśród nas uśmiechu?

Pozostając przy postaci Potockiego, chciałbym Państwa zaprosić do zapoznania się z  treścią na-szego wspólnego czasopisma. Mianowicie o  kwestii ariańskiej opowie nam Leszek Bober. Ser-decznie pragnę powitać na naszych łamach Michała Paradowskiego, znanego lepiej w  świecie sar-mackim jako Kadrinazi, który w  znakomity sposób przybliża okoliczności bitwy pod Kiesią z  1578 roku. Bardzo ciekawy temat poziomu niezależności Wielkiego Księstwa Litewskiego poruszył z kolei nasz białoruski współpracownik – Jałchenij Bojka. Dziękuję także serdecznie Justynie Kulczyckiej za nadesłanie kolejnego tekstu – tym razem poświęconego poglądom Jacka Kowalskiego na sarma-tyzm. Jacek Szymala prezentuje nam w  swoim artykule krótką historię ekranizacji Sienkiewiczow-skiego „Potopu”. Jak zwykle mamy nadzieję, że ciekawą polemikę wzbudzi tekst Jakuba Witczaka, który bierze pod lupę kolejnego kontrowersyjnego władcę Rzeczypospolitej – tym razem Stanisława Augusta Poniatowskiego. W naszej braci witamy po raz pierwszy Grzegorza Szymborskiego i  jest to debiut zaiste zacny, gdyż przeczytamy dwie jego prace. Oprócz tekstu poświęconego Gwardii Pieszej czasów saskich na naszych łamach po raz pierwszy zamieszczamy (ku mojej osobistej uciesze) opo-wiadanie. Na ostatek pozostawiamy Wam kolejny znakomity felieton Łukasza Górki, a  wszystko to w przepysznej szacie graficznej autorstwa Agnieszki Kurasińskiej.

Zrezygnowaliśmy z działu „aktualności” – w wypadku Kwartalnika wyraz ten brzmiał dość kurio-zalnie, poza tym najlepszym informatorem i  tak jest Portal Sarmacki Michała Mochockiego. Cieszę się bardzo, że ponownie wzrosła liczba naszych autorów, którzy wykonują znakomitą pracę, stojąc w awangardzie sarmatyzmu. Szczególnie pragnę podziękować tym wszystkim, którzy pojawiają się na naszych łamach po raz kolejny, choć przecież nie czerpią z tego powodu żadnych korzyści materialnych.

Page 3: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

5

Ukłony Waszmościowie i Waćpanny! W numerze znajdziecie także plakat promujący nasze czasopis-mo – bylibyśmy wdzięczni gdybyście mogli go wydrukować i  powiesić w  swojej szkole czy uczelni – walczmy razem o czytelników! Zachęcamy także do udziału w poznańskiej konfederencji poświęco-nej sarmatyzmowi – szczegóły na plakacie, który nadesłali nam organizatorzy. Będziemy na miejscu, więc spodziewajcie się ciekawej relacji.

Podziękowania należą się także naszym czytelnikom i fanom internetowym. Nie udało się powołać (ale tylko póki co!) stowarzyszenia, które łączyłoby sarmackie siły, niemniej warto zawsze dyskutować (przypominamy, że każdy z Was może zamieścić swoją opinię w Kwartalniku). Zgłaszajcie swoje su-gestie – nie ma złych pomysłów! Póki co próbujmy stworzyć więzi, spotykajmy się, poszerzajmy naszą wiedzę, a z pewnością wyda to obfite owoce.

Mam nadzieję, że takiej integracji posłuży nasza nowa strona internetowa www.sarmacki.mixxt.com. Pozwoli Wam ona nie tylko na czytanie Kwartalnika, ale także na o wiele więcej aktywności. Jest to w zasadzie pierwszy sarmacki portal społecznościowy, na którym możecie dzielić się swoimi przemy-śleniami, zdjęciami czy filmikami. Myślmy, że witryna przypadnie Wam do gustu.

Widzimy się ponownie w kolejnym numerze, który ukaże się 1 czerwca 2013 roku – śledźcie nasz profil na facebook’u oraz nowy portal. Tymczasem składamy najlepsze życzenia Wielkanocne - byśmy, jak to w wierszyku Potockiego, „nie psuli sobie jajec”.

Z poważaniem,

Dominik Robakowski

redaktor naczelny

„Bohaterowi Wiednia, co chrześcijan zbawiłPiękny pomnik z kamienia Stanisław wystawił,

Dwakroć złotych kosztował – trzykroć bym dołożyłBy Stanisław skamieniał, a Jan III ożył”

Stanisław August KoniecPolski

Gdy umierał hetman Stanisław Koniecpolski, jego nazwisko interpretowano dosłownie – przeczuwano nadchodzącą tragedię. Gdy na polskim tronie zasiadał Stanisław August znaki na niebie nie przepowiadały jeszcze gorszego finału.

Jakub WITCZAK

Wikipe

dia.or

g

Marcello Bacciarelli, Portret Stanisława Poniatowskiego z klepsydrą , 1793 r.

p ublic st kay y

Page 4: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

6 7

Tekst ten jest próbą odpowiedzi na pytanie, jakim władcą był Stanisław August Poniatowski. Do historii przeszły jego osiągnięcia szczególnie z  dwóch płaszczyzn – szeroko rozumianej kul-tury, a  także polityki. Wspaniałym mecenasem niewątpliwie był. Na nasze nieszczęście próbował być też politykiem.

By powiedzieć, jakim władcą był Stanisław August Poniatowski, najpierw należy się za-stanowić, kim był. A  był… nikim. Tak, nikim. W  XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej ze „staro-żytnymi” rodami Radziwiłłów czy Potockich był jakimś szaraczkiem, ot, zwyczajnym stolnikiem litewskim… Już jako władca skrytykował nie-chlujny ubiór słynnego w całej Europie Radziwił-ła „Panie Kochanku”. W odpowiedzi usłyszał, że kontusz jest tak wytarty, bo go już kolejne poko-lenie nosi. Jak zatem ten – w mniemaniu magna-tów – plebejusz zamienił swój nowy kontusz na królewski płaszcz, skoro dopiero jego ojciec stał pierwszym znanym Poniatowskim?

Śmierć Augusta III i pokój w Hubertusburgu rozpoczęły nową epokę w historii Polski i Europy. Na kontynencie powstał nowy układ sił – system północny i  południowy. Podstawą tego pierw-szego były Prusy i  Rosja. Wybór władcy pogrą-żonej w anarchii Rzeczypospolitej co prawda już dawno przestał być tylko jej sprawą, lecz t elekcja obnażyła to całkowicie. Elektor był jeden – Kata-rzyna II. W instrukcji (6 XI 1763 r.) do Keyserlin-ga i Repnina napisała: „Po zgłębieniu wszystkich motywów i nie wdając się we wszystkie możliwo-ści jest prawdopodobne i nieodzowne, że osadzi-my na tronie polskim przychylnego nam Piasta, użytecznego dla naszych rzeczywistych intere-sów, jednym słowem człowieka, który tylko nam zawdzięczać będzie swoje wyniesienie. W osobie stolnika litewskiego hrabiego Poniatowskiego, znajdujemy wszystkie warunki niezbędne dla na-szej przychylności i w konsekwencji postanowili-śmy wynieść go na tron polski”.

Nauczona doświadczeniem poprzedników uznała, że niekorzystne byłoby kontynuowanie unii polsko-saskiej, gdyż mający oparcie w Sak-sonii, Wettinowie często prowadzili politykę sprzeczną z  interesami Rosji – „Od czasu ostat-nich lat panowania Augusta II dobrze wiadomo, do czego zdolny jest obcokrajowiec wybrany kró-lem Polski, posiadający swoje państwo dziedzicz-ne i dochody. To, że niedawno zmarły August III, niczego nie dokonał, wynikało z  indolencji jego

charakteru, z faktu, że jego minister był niestały, rozrzutny i  pochłonięty niskimi intrygami. Jest także prawdą, że wydarzenia zawsze obracały się na jego szkodę. Z drugiej strony zabrakło mu czasu, by dojść do jakiegoś dobrego wyniku”. Za-wdzięczający wszystko Katarzynie Poniatowski miał być inny. Miał… bo nie był.

Nim zagłębimy się w szczegóły polityki króla musimy podkreślić pewną kwestię – choć ogól-nie zgadzamy się, iż Rzeczpospolita potrzebowa-ła gruntownych reform, to jednak uważamy, iż należy uwzględnić, kiedy i  jak je wprowadzano. Bowiem od polityka, od władcy zależnego kraju, z  silną, pełną pogardy opozycją, bez własnego stronnictwa (tym miała być Familia, lecz Czar-toryscy „obrazili się”, że królem nie został jeden z  nich…) wymaga się nader wszystko realizmu, zmysłu cynika, właściwej oceny sytuacji, wresz-cie – kroków małych, przemyślanych. To wszyst-ko to, czego Poniatowski nie zrobił.

Bezpośrednio po wyborze przystąpił do grun-townej reformy państwa bez oglądania się na Rosję. Na sejmie 1766 r. usiłowano zlikwidować liberum veto w  kwestiach ekonomicznych. Pru-sy i Rosja zagroziły wojną. We wspomnianej in-strukcji Katarzyna II wyraźnie pisała: „Powin-niśmy zwracać całą naszą uwagę, by teraźniejsza forma rządu polskiego pozostała w  zupełności nienaruszona, by nie zmieniło się prawo jedno-myślności na sejmach, by nigdy nie zwiększono liczebności sił zbrojnych,. Na tym zasadza się fundament naszej polityki imperialnej, za pomo-cą czego bezpośrednio oddziałujemy na politykę europejską”.

Tych zasad zawsze trzymała się bezwzględnie, dlatego uznając, że Poniatowski jednak nie gwa-rantuje braku zmian, wraz z Fryderykiem II po-częła forsować sprawę dysydentów. Chciała tym utrudnić królowi działania. Miało to olbrzymie konsekwencje, bowiem przez konfederacje: to-ruńską, słucką, a później radomską, sejm 1768 r., prawa kardynalne i  porwanie senatorów dopro-wadzi to do konfederacji barskiej. Król znalazł się w bardzo ciężkiej sytuacji. Po „szaleństwie reform” w pierwszych chwilach panowania nadszarpnięte zostało zaufanie protektorki i  głównego oparcia dla jego rządów. Z drugiej strony miał przeciwko sobie masy szlacheckie, które przystąpiły do walki z  „uzurpatorem” i  „tyranem”. Propozycje kolej-nych rosyjskich dyplomatów (zawiązanie własnej konfederacji , zwołanie sejmu pacyfikacyjnego)

król odrzucił, mimo że jasno go informowano, iż jeśli tego nie zrobi, to „budiet płocho”. Wobec za-jęcia przez Austriaków Spisza i forsowania przez Prusaków rozbioru Polski konsekwencje wydawa-ły się oczywiste. To pochopne, bezmyślne decyzje króla z  pierwszych lat panowania uruchomiły lawinę niefortunnych zdarzeń. W  chwili próby król zawiódł – jedyną szansą była uległość wobec Rosji. Król jednak tego nie zrobił. Katarzyna II doszła zatem do wniosku, że tylko nad okrojoną terytorialnie Rzeczpospolitą będzie mogła nadal samodzielnie sprawować protektorat.

Szok wywołany I  rozbiorem przekonał króla do zmiany polityki. Stał się tym kimś z  instruk-cji, współpracował ściśle z  „prokonsulem” von Stackelbergiem. Ustanowienie Rady Nieustającej znacznie usprawniło rządy w Polsce, Rzeczpospo-lita wkroczyła w okres kilkunastoletniego, harmo-nijnego rozwoju. W  za-łożonej w 1765 r. Szkole Rycerskiej kształciło się młode, patriotyczne po-kolenie. Powołana w 1773 r. Komisja Edukacji Na-rodowej pchnęła szkol-nictwo na nowe tory. Komisję uzupełniało To- warzystwo dla Ksiąg Ele- mentarnych, które przy-gotowywało podręczni-ki. Król wspierał także rozwój kultury – kto nie słyszał o obiadach czwar- tkowych, o  Bogusław-skim i  Teatrze Narodo-wym, o Łazienkach, Bacciarellim czy Norblinie? Czas spokoju zaowocował rozwojem gospodar-czym – powstawały nowe manufaktury (w  tym słynne na Litwie przez Tyzenhausa), banki (z Tep-perem na czele). Oprócz przemysłu solidny bo-dziec dostał handel, gdzie koronnym przykładem jest Kompania Czarnomorska prowadzona przez Prota Potockiego.

Jak widać – mimo rozbioru – Polska w ostat-nim ćwierćwieczu XVIII w. rozwijała się cał-kiem dynamicznie. Dlatego tym bardziej żal, że wszystko to zaprzepaszczono na Sejmie Wielkim.

Sejm Wielki, który uchwalił Konstytucję 3 Ma- ja, był punktem kulminacyjnym panowania Sta-nisława Augusta. Wielu polskim politykom wy-dawało się, że w  końcu zaistniała korzystna dla

przeprowadzenia reform sytuacja międzynaro-dowa – Rosja zaangażowana w  wojnę z  Turcją (później także ze Szwecją), Prusy niechętnie pa-trzące na rozrastające się imperium Katarzyny II… Wobec niechęci do Petersburga najwięcej posłów oparcia dla zreformowanej Rzeczypospo-litej szukało w Prusach, które miały chronić nas przed zemstą Rosji…

Na początku sejmu król sprzeciwił się zrywa-niu zależności z Rosją. Mówił, że z Petersburgiem handlujemy; że nie mamy z nim sprzecznych in-teresów; że tylko Rosja ma tyle siły, by – oczywi-ście w razie uległości Polski – uniknąć kolejnych rozbiorów. Całkowicie się z  królem zgadzamy. Z  trzech zaborców tylko dla Rosji rozbiory były niekorzystne, bo zmniejszały teren zależnego od niej państwa, a nowe nabytki wzmacniały Prusy. Nie znajdują potwierdzenia w faktach tezy Jerze-

go Łojka, że Prusacy byli do Polski życzliwie ustosunkowani, tylko ich zawiedliśmy. Jego zdaniem właśnie nie-zdecydowanie Polaków, a także uchwalenie nie-rozdzielności teryto-rium Rzeczypospolitej było przyczyną tego, iż rozpadł się plan związa-ny z  Potrójną Koalicją. Przeciwnie – z  listów króla pruskiego wynika, iż Prusakom silna Pol-ska absolutnie nie była na rękę, bo obawiali się,

że wzmocniona Rzeczpospolita upomni się o Po-morze. Na kontaktach i  sojuszu z  Polską Prusy jednak skorzystały – po podburzeniu Polaków i  nieskutecznej pacyfikacji wojskami Katarzyny II wzięły udział w  kolejnym rozbiorze. Tyle zo-stało z  „najdoskonalszej przyjaźni i  wzajemnego szacunku” obiecanych w  tekście sojuszu polsko--pruskiego…

Król spotkał się z  ogromną krytyką posłów. Zarzuty kierowało właśnie to młode, patriotycz-ne pokolenie wykształcone w  Szkole Rycerskiej i  innych nowych placówkach. I… król ugiął się, a  tym samym popełnił największy błąd życia. Decyzja ta naszym zdaniem przesądziła później o upadku Polski. Czym powodowana była zmia-na stanowiska króla? Wydawało się, że po po-

Johann Elert Bode, Taurus Poniatovii, 1801 r.

Wikipe

dia.or

g

Page 5: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

8 9

myłkach z pierwszych lat panowania uświadomił sobie, iż tylko w sojuszu z Rosją można zachować obecne granice. A jednak wyrzekł się tej polityki i  przystąpił do stronnictwa pruskiego, zwanego powszechnie patriotycznym. Może... może za-marzyła mu się sława Sobieskiego? Na początku tekstu przytaczaliśmy wierszyk o Janie III i Stani-sławie Auguście. Sobieski cały czas cieszył się sła-wą króla-zwycięzcy, Poniatowski zaś od początku był postrzegany jako uzurpator i pachołek Kata-rzyny II. W razie przystąpienia do obozu reform król mógł zyskać upragnioną popularność – i tak było. Pojawiły się hasła: „Król z Narodem, Naród z Królem!”, „Vivat król!” etc. etc.

Wraz z aprobatą Poniatowskiego przystąpiono do wielkiej reformy Rzeczypospolitej - wcześniej już obalono (Zd)Radę Nieustającą (jak mawiali na nią jej przeciwnicy), uchwalono zwiększenie liczebności wojska do 100 tysięcy żołnierzy… Podpisano sojusz z  podstępnymi Prusami. Był to straszny błąd. Król, który słusznie ostrze-gał przed Prusakami, teraz zgodził się na alians z nimi. Wreszcie uchwalono Konstytucję 3 Maja, która wprowadzała dziedziczność tronu i znosiła liberum veto. Po śmierci Stanisława Augusta kró-lem miał zostać władca Saksonii Fryderyk August III. Patrząc z perspektywy roku 1791 nie wiado-mo było, kto miał po elektorze panować w Polsce. Fryderyk August III ówcześnie nie miał synów, a jego córka była panną. Tak widziano dziedzicz-ność tronu w ciężkich czasach…

Wprowadzając te dwie zasady łamano podsta-wowe cele polityki Katarzyny II. W kraju wybu-chła euforia, okrzyki: „Vivat król, vivat konstytu-cja!” – nie dostrzegano, że z każdą chwilą jest coraz mniej powodów do radości. Rosja zwycięsko wy-chodziła z  wojny na dwa fronty, do Petersburga skierowali swoje kroki Branicki, Potocki i Rzewu-ski, Prusy szykowały się do zdrady, powiększanie polskiej armii szło nieskładnie, a koncentrowało się na kłótni o kolor guzików w mundurach…

Tymczasem Rosja zakończyła wojnę i – wspie-rana przez wspomnianą trójkę z Targowicy – wy-słała swe wojska przeciwko Polsce pod pretekstem przywrócenia „ustroju republikańskiego”. Roz-poczęła się wojna. Nie wystawiono bitnej, stuty-sięcznej armii. Nie było wyszkolonych żołnierzy – takim zapleczem mogły być wojska magna-ckie, które – bardzo liczne i dobrze wyposażone – znalazłyby swoje miejsce w  armii narodowej. Znalazłyby, gdyby realnie istniały… Jak podaje

Emanuel Rostworowski król we wszystkich pro-jektach konstytucyjnych sprzeciwiał się istnieniu wojsk prywatnych… Według różnych danych z  opracowań Wolańskiego, Ratajczyka czy Der-deja wystawiono tylko 56-65 tysięcy średniej ja-kości wojska, którego kawaleria - prócz pułków przedniej straży – niestety zazwyczaj czmychała przed zaprawionymi w bojach Moskalami. Mimo wygranych pod Zieleńcami i  Dubienką armia koronna cały czas się cofała, na Litwie w wyniku zdrady było jeszcze gorzej. Katarzyna II nie my-ślała o żadnych negocjacjach, żadnych umowach ze Stanisławem Augustem. Nakazywała mu przy-stąpienie do Targowicy, wyrzeczenie się osiągnięć Sejmu Wielkiego, porzucenie sławy i  poparcia poddanych, a  raczej – obywateli. Podczas roz-mów na Zamku Królewskim, w  którym uczest-niczyli m.in. Małachowski i  Kołłątaj, większość (w  tym sam Kołłątaj – „Dziś jeszcze Miłościwy Panie, trzeba to zrobić, nie jutro; każdy moment jest drogi, bo go krew Polaków oblewa!”) poparła przystąpienie do Targowicy. Wiele osób tej w tej decyzji dostrzega zdradę Stanisława Augusta, my – to, że król powrócił do swojej poprzedniej poli-tyki. Wynikało to z jego doświadczenia. Podczas konfederacji barskiej odmawiał posłuszeństwa Rosji i nastąpił rozbiór – teraz liczył, że uległość uratuje nas przed najgorszymi. Przeliczył się jed-nak. Mająca chęć na nowe ziemie klika Zubowa parła do kolejnego podziały do spółki z Prusami – naszym sojusznikiem z 1790 roku…

Król nie zdradził. Jego doświadczenie pod-powiadało mu, że tylko uległość może zapobiec rozbiorowi. Nie jest winą Poniatowskiego, że po porażce Prusaków pod Valmy rozbiór był już pewien – każdy chciał powetować swoje straty. Kardynalny błąd król popełnił dużo wcześniej – podczas Sejmu Wielkiego, gdy przystąpił do obo-zu reform skrajnie sprzecznych z interesami Ro-sji. Już wtedy było pewne, że Rosja – po uporaniu się z własnymi problemami – „zajmie się” także naszymi. Tego jednak nie dostrzegano, za co przyszło nam słono zapłacić. Przez całe panowa-nie Stanisława Augusta byliśmy jak ten skazaniec z  anegdoty – „Jeśli stoisz przed plutonem egze-kucyjnym, w ramach ostatniego życzenia poproś o papierosa – a może coś się wydarzy, zanim ci go przyniosą? – staliśmy przed plutonem i to w du-żej mierze od nas zależało, czy przeżyjemy. Polscy politycy, w tym król, problemy wojenne Rosji po-traktowali tak, jakby plutonowi egzekucyjnemu

skończyła się amunicja. Tymczasem zaborcy tyl-ko przeładowywali broń. Po przeładowaniu zaś papieros już nam nie przysługiwał.

II rozbiór, kryzys gospodarczy, niezadowole-nie społeczne, chęć walki o niepodległość pchnę-ły Polaków do walki w  1794 r. Czy mieliśmy szansę na pokonanie Prus i  Rosji? Porównanie potencjałów państw daje raczej (mówimy ra-czej, gdyż planujemy w przyszłości powrócić do tej kwestii) jednoznaczną odpowiedź. Co zatem należało robić? Choć ciężko to sobie wyobrazić, należało czekać na rzeczywistą zmianę sytua-cji międzynarodowej, która w  1794 r. była dla nas wybitnie niekorzystna. Przeciwko powsta-niu opowiedział się Stanisław August: „Obecne przedsięwzięcie Kościuszki uczyniło wiele złego dla kraju przez zniszczenia z  obu stron, ponie-waż oddziały wojskowe maszerują w  pośpiechu bez zaopatrzenia i bez furgonów, a utrzymują się tylko kosztem mieszkańców, nie płacąc w czasie przemarszów i  zabierając zwierzęta, a  nawet sa-mych chłopów. Przerywa się prace w  polu, tak, że po wielkiej biedzie w  poprzednim roku, bie-żący może doprowadzić do prawdziwego głodu. Jestem zmuszony działać w  powiązaniu z  Rosją przeciw Kościuszce jako przeciw rebeliantowi, ponieważ nie uznaje on ani autorytetu mego, ani powagi obecnego rządu. Jestem też związany traktatem przymierza podpisanym w  Grodnie, a  trzymanie się tego przymierza jest jedynym sposobem zachowania pomocy Rosji wobec za-chłanności Prus. Użyją one bowiem wystąpienia Kościuszki jako pretekstu, by powiedzieć impera-torowej: należy niespokojnych Polaków zgnieść, trzeba podzielić między nas resztę ich kraju aż do zniesienia imienia polskiego. Jest moim obowiąz-kiem trzymać się Rosji, gdyż ona gwarantuje wolę położenia tamy wszystkim uzurpacjom tamtej strony wobec naszych ziem, pod warunkiem, że pozostaniemy wierni naszemu traktatowi przy-mierza z nią” (list do ks. Józefa, 9 IV 1794 r.).

Czyż nie słuszne były jego słowa? Szkoda tyl-ko, że dopiero wtedy zrozumiał, jaka jest jedyna droga do pełnej suwerenności – w  1794 r. było już za późno. Maciejowice i rzeź Pragi przesądziły o  upadku Rzeczypospolitej. Król, szantażowany długami, abdykował. Imię Polski miało być na za-wsze zapomniane. Na ironię losu zakrawa fakt, że to, na co tyle czekaliśmy – zmiana sytuacji mię-dzynarodowej na korzystną – miało miejsce w rok po III rozbiorze. Zmarła Katarzyna II, a tron objął

Paweł I, który jasno stwierdzał, że gdyby wtedy rządził, nie byłoby rozbiorów.

Monitor, Korpus Kadetów, Teatr Narodowy, obiady czwartkowe, Komisja Edukacji Narodo-wej, Konstytucja 3 Maja – niewątpliwie są to wy-bitne osiągnięcia. Ogromna w tym zasługa króla. W  ciągu jego panowania zmieniało się niemal wszystko – znikała zastępowana czynszem pań-szczyzna (w  tej materii polecamy także artykuł doktora Radosława Sikory o chłopach w I RP, bo to fascynujące zagadnienie!), znikała ciemnota, znikała anarchia… Największą jednak zmianą – w dużej mierze przez błędy króla – było to, że znikała i – ostatecznie! – zniknęła także Rzecz-pospolita.

Ze szczytnego hasła: „Król z Narodem, Naród z  Królem!”, został tylko Naród, bo Króla już nie było.

Bibliografia:

Derdej Piotr, Zieleńce–Mir–Dubienka 1792, Warszawa 2008

Góralski Zbigniew, Stanisław August w insurekcji kościuszkow-

skiej, Warszawa 1988

Łojek Jerzy, Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja, Lublin 1986

Ratajczyk Leonard, Wojsko i obronność Rzeczypospolitej

1788-1792, Warszawa 1975

Rostworowski Emanuel, Legendy i fakty XVIII w., Warszawa

1963

Salmonowicz Stanisław, Fryderyk II, Wrocław 1981

Serczyk Władysław, Katarzyna II, Wrocław 2004

Wolański Adam, Wojna polsko-rosyjska 1792, Warszawa 1996

Zahorski Andrzej, Spór o Stanisława Augusta, Warszawa 1988

Zienkowska Krystyna, Stanisław August Poniatowski, Wrocław

1998

http://pl.wikisource.org/wiki/Tajne_instrukcje_Katarzyny_II_

dla_dyplomat%C3%B3w_rosyjskich_w_Warszawie_(1763)

http://pl.wikisource.org/wiki/Traktat_przyja%C5%BAni_i_

przymierza_pomi%C4%99dzy_Prusami_i_

Rzecz%C4%85pospolit%C4%85_(1790)

Page 6: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

10 11

Historii potopu szwedzkiego kino polskie poświęciło dotąd cztery filmy. Każdy powstał w odmiennej epoce – dziejów kina i historii po-litycznej. Oto kolejno niedokończona wskutek interwencji caratu niema adaptacja, następnie antyniemiecki Przeor Kordecki, jeden z  pierw-szych polskich filmów dźwiękowych, potem mo-numentalny Potop Jerzego Hoffmana zrealizowa-ny w czasach socjalistycznych, wreszcie pogodni Szwedzi w Warszawie z początku demokratycznej Rzeczypospolitej.

Kino szwedzkie tematu potopu nie podjęło. Ahistoryczna postawa Szwedów znalazła wyraz w  fakcie niekupienia kopii nominowanego do Oscara filmu Hoffmana. W roku premiery Potopu (1974) powstał brytyjski film Anthony Harveya o  królowej Krystynie, Abdykacja, który na szwedzkich ekranach poniósł druzgocąca klęskę. W 1933 r. Rouben Mamoulian nakręcił Królową Krystynę. Odtwórczynią tytułowej monarchini była Greta Garbo i tylko ze względu na ten fakt film cieszył się popularnością w  Skandynawii1. Niedługo po abdykacji Krystyny (1654) na rzecz kuzyna, Karola Gustawa, nowy król szwedzki za-atakował z  dwóch stron Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Faworyt Krystyny, Magnus de la Gar-die (w Abdykacji pokazany „w cieniu” królowej), służył w Inflantach i uczestniczył w potopie.

Na pierwszą adaptację Potopu dał pozwole-nie sam Henryk Sienkiewicz w  Oblęgorku. Po-wieść miał sfilmować Edward Puchalski, a  pra-wo wyłącznej eksploatacji uzyskała zawiązana jesienią 1913 roku w Warszawie spółka „Sokół”. Za dekoracje odpowiedzialny był Edmund Mi-chrowski, dekorator Teatru Wielkiego, „(…) stroną artystyczną zajmował się artysta malarz Pietkiewicz”2. W epizodzie obrony Częstochowy zapowiadano udział sześciuset statystów, jednak realizację wiosną 1914 r. przerwano. Carski ge-nerał Rausch von Traubenberg zabronił użycia wojsk rosyjskich, nie wyraził również zgody na udział polskich statystów. Ponad tysiącmetro-wą taśmę filmową kupiła od Puchalskiego mo-skiewska wytwórnia Aleksandra Chanżonkowa. Film, po znacznych przeróbkach, miał premierę już w czasie trwania pierwszej wojny światowej, 14 kwietnia 1915 r. Reżyserię objął Piotr Czardy-nin, a  nazwisko Puchalskiego (współpracujące-1 Informacjeiwdzięcznośćzawdzięczamkonsul-tacjiPanaProfesoraTadeuszaSzczepańskiego2 M.Oleksiewicz,535 dni Potopu,Warszawa1975,s.8

go przy rosyjskiej wersji) nie pojawiło się nawet w czołówce. Polski pisarz Igor Newerly sygnalizo-wał w 1915 roku związek wyświetlania w Warsza-wie Potopu z ambicjami rządu carskiego pozyska-nia Polaków (do armii). Zatem kulisy powstania pierwszej adaptacji wiązały się z cenzurą carską i polityką panslawizmu.

Czterdzieści lat przed wejściem na ekrany kin Potopu Jerzego Hoffmana, 24 grudnia 1934 r. w  warszawskim kinie Colosseum miała miejsce premiera ostatniego, czternastego filmu Edwarda Puchalskiego Przeor Kordecki – obrońca Często-chowy3. Reżyser chciał nie tyle dokonać adaptacji powieści Sienkiewicza, co raczej stworzyć „włas-ną «wizję» epizodu wojny polsko-szwedzkiej z XVII wieku, «posiłkując się» przede wszystkim monumentalnym dziełem Samuela Pufendorfa De Rebus a  Carolo Gustavo Sveciae Rege Gestis, libri septem; opublikowano je po raz pierwszy w roku 1696, a zilustrowano rycinami i planami Erica Dahlberga”4.

Przeor Kordecki… powstał w  niespokojnych czasach dwudziestolecia międzywojennego, po dojściu Hitlera do władzy. Kilka miesięcy po pre-mierze filmu zmarł marszałek Józef Piłsudski. W Rzeczypospolitej zdawano sobie sprawę z nie-bezpiecznego położenia geopolitycznego kraju, równocześnie lansując mit silnego państwa. Film Puchalskiego, opowiadając XVII wieczną hi-storię, odsyłał do współczesności – jak Szwedzi odstąpili pokonani od oblężenia Jasnej Góry, tak III Rzesza nie pozbawi Polski dostępu do morza. Szwedzi w  filmie pokazani są w  negatywnym świetle i używają języka niemieckiego5. W komu-nikacie radiowym z pierwszego tygodnia II woj-ny światowej słychać: „Wojska niemieckie zajęły Częstochowę, Westerplatte broni się”. Ciekawe, ilu Polaków pomyślało wtedy o  filmie Puchal-skiego lub powieści Sienkiewicza…

Obrona Częstochowy funkcjonuje w świado-

3 Zob.T.Lubelski,Historia filmu polskiego. Twór-cy, filmy, konteksty,wyd.2,Chorzów2009,s.84;S.Hey-manowa,recenzjafilmuPrzeor Kordecki...[w:]„Bluszcz”,nr5,1934;M.Oleksiewicz,535 dni Potopu,Warszawa1975,s.10-12.Autorzyuważająfilmzasłaby i jużwmomenciepowstaniaprzestarzały4 M.Oleksiewicz,dz.cyt.,s.10-115 Podobnieantyniemieckąwymowęmożnazna-leźć w filmie S. Eisensteina Aleksander Newski (1938), gdzie np. o średniowiecznympaństwie Zakonu Kawale-rówMieczowychmówisięanachronicznie„Niemcy”.Wła-dzaradzieckapopierałafilmzwłaszczapoataku IIIRze- szynaZwiązekRadziecki.

Filmowy obraz Potopu

szwedzkiego

(1655-1660)

Jacek SZYMALA

„Za otwarcie bram twierdzy jego królewska mość (tu znów długo wymieniał tytuły) ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie! Zdumieli się słysząc to wszyscy, zdumiał się na chwilę i pan starosta. Już Forgell

począł toczyć tryumfującym wzrokiem dokoła, gdy nagle wśród ciszy głuchej ozwał się po polsku do starosty stojący tuż za nim pan Zagłoba:

– Ofiaruj, wasza dostojność, królowi szwedzkiemu w zamian Niderlandy (…)”

H. Sienkiewicz, Potop, t. 3, fragment opisu nieudanego oblężenia Zamościa przez wojska szwedzkie Karola Gustawa

p ublic st kay y

Wikipe

dia.or

gFranciszekKondratowicz,Obrona Jasnej Góry,XIXw.;kadryzfilmuPotop JerzegoHoffmanaz1974r.

Page 7: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

12 13

mości narodu jako symbol. Inspiracją dla Sien-kiewicza, szczegółowym opisem obrony, była na-pisana w 1657 r. Nowa Gigantomachia. To dzięki temu pamiętnikowi Augustyna Kordeckiego zna-czenie Jasnej Góry urosło (wtórnie) w ogólnopol-skie. Kersten dowodzi, że obrona częstochowskie-go klasztoru miała głównie religijny charakter, bez związku z  patriotyzmem, jak chciała histo-riografia XVII, XVIII i XIX-wieczna6.

Puchalskiemu odmówiono udziału wojsk rosyjskich w  scenach oblężenia Częstochowy; ekipie filmowej Hoffmana przyszli z pomocą ra-dzieccy kaskaderzy, a koni dostarczył pułk kawa-lerii Mosfilmu. Potop powstał przy współudziale Biełaruśfilmu oraz Wytwórni im. A. Dowżenki w  Kijowie. Dzięki władzy Leonida Koreckiego z  kijowskiego studia, możliwa stała się realiza-cja sugestii Adama Miłobędzkiego, aby Kiejdany i Taurogi zagrały zamki w Podhorcach i Olesku7. Przychylność strony radzieckiej w  pracach nad Panem Wołodyjowskim i Potopem nie mogła jed-nak zrekompensować braku pozwolenia na na-kręcenie Ogniem i  mieczem w  państwie socjali-stycznym.

Scenariusz Potopu Hoffmana zakładał uka-zanie w finałowej sekwencji oblężenia i szturmu zajętej przez Szwedów Warszawy8. Pojawiło się kilka kontrargumentów, w wyniku których zde-cydowano zakończyć film sceną batalii, łączącej elementy bitwy pod Warką i bitwy pod Prostka-mi. Operator Jerzy Wójcik uzasadniał, że oglą-danie pożarów i  walk o  każdy dom byłoby dla współczesnego widza mało atrakcyjne w związku z pamięcią drugiej wojny światowej i jej ekrano-wymi przekazami. Liczono się także z kosztami. Poza tym taka scena wymagałaby wyjaśnienia, dlaczego Polacy oblegają miasto, a nie – jak mia-ło to miejsce w  przeciągu ostatnich dwustu lat – bronią. Do końca niemal sekwencji warszaw-skiej bronił Adam Kersten9. 6 A. Kersten, Sienkiewicz – „Potop” – Historia, wyd.2,Warszawa1974,s.171.Por.takżetegoż:Geneza no-wej gigantomachii (1958), Pierwszy opis obrony Jasnej Góry w 1655 r. (1959), Obrona Klasztoru w Jasnej Górze (1964)Szwedzi pod Jasną Górą 1655 (1975)7 M.Oleksiewicz,535 dni Potopu,Warszawa1975,s41-428 Por.S.Szenic,Walki o Warszawę 1656-1657, War-szawa 1968; A. Kersten,Warszawa Kazimierowska 1648-1668: miasto, ludzie, polityka, 19719 Współautorscenariuszaikonsultanthistorycz-ny Potopu,autorpublikacjizhistoriiXVIIw.,np.Chłopi pol-scy w walce z najazdem szwedzkim 1655 – 1656,1958;Stefan Czarniecki 1599-1665,1966;Sienkiewicz – „Potop” – Histo-

W  1991 roku Włodzimierz Gołaszewski na-kręcił film, którego akcja toczy się w  okupowa-nej przez Szwedów Warszawie10. Jego Szwedzi w Warszawie to nie najwyższych lotów komedia przygodowa przeznaczona dla młodszych wi-dzów. Scenariusz czerpie z  powieści Walerego Przyborowskiego o tym samym tytule11. Osią fa-buły jest rekonesans podziemnego przejścia, któ-rego jedno wejście znajduje się na Zamku Kró-lewskim, a drugie wychodzi poza miasto. Kanał mają wykorzystać wojska polskie hetmana Stefa-na Czarnieckiego.

Współpracę filmowca (Jerzy Hoffman) z histo-rykiem (Adam Kersten) na planie Potopu symbo-lizuje utrwalony przez Marię Oleksiewicz dialog z 1969 roku. Tematem rozmowy jest przedstawie-nie w filmie wspomnianych bitew pod Prostkami i Warką:

„– Adam, nie możemy pokazać dwóch bitew, trzeba stworzyć jedną, w  której będą elementy Warki i Prostek.

– Absurd! – krzyczał Kersten. – Pod Warką 7 kwietnia 1656 dowodził Czarniecki, pod Prostka-mi, 8 października, Gosiewski.

– Gosiewskiego nie mamy w filmie.– To pokaż tylko Warkę!– Potrzebny mi płonący most.Kersten wzruszył ramionami, pykając zgasłą faj-

kę. Spytałem:– Czy Sienkiewicz opisał wszystkie bitwy ze

Szwedami?– Oczywiście, że nie.– Czy opisy Warki i Prostek są absolutnie wierne

historycznie?– Przecież wiesz, że nie.– No to stworzymy własną bitwę Warko-Prostki.

ria, 1966;, Historia Szwecji, 1973; Hieronim Radziejowski: studium władzy i opozycji,Warszawa198810 WażniejszefilmyoWarszawietonp.:wfabule- pierwszypolski filmbarwnyPrzygoda na Mariensztacie (reż.L.Buczkowski, 1953),wdokumencie -filmyTadeu-sza Makarczyńskiego, jak Kalendarz warszawski (1974),Mistrza Canaletta przewodnik po Stanisławowskiej War-szawie (1983)iin.Filmomkręconymwstolicypoświęconajest praca Grzegorza Sołtysiaka Filmowy przewodnik po Warszawie,Warszawa2007.Zob. teżM.Szymański,Pol-ska na filmowo. Gdzie kręcono znane filmy i seriale,Poznań201011 W. Przyborowski, Szwedzi w Warszawie. Po-wieść historyczna dla młodzieży,Warszawa1901,dostępnaonline:http://www.polona.pl/dlibra/doccontent?id=225

Adama zatkało. Dusza historyka łkała. Ale bakcyl filmowy już zaczął swoją dywersję:

– Muszę to skonsultować z  „kolegami –XVII-wiecznikami”.

Gdy historyk Kersten oświadczył kolegom hi-storykom, że Hoffman chce zrobić własną bitwę Warko-Prostki, szok był niemały. Ale filmowiec Kersten ich przekonał”12.

Traktowanie filmowego Potopu jako źródła historycznego jest utrudnione, jako że tak jak Sienkiewicz nie pisał podręcznika historii, po-dobnie Hoffman nie miał takich ambicji. Reżyser wspomina, że wierna literze oryginału adaptacja zaowocowałaby przeszło dwudziestogodzinną projekcją, stąd konieczność skrótów. Największe dotknęły tła historycznego. Finalnie powstał film o Kmicicu. Czyli jakby uzupełnienie Przeora Kor-deckiego… w którym chorążego orszańskiego za-brakło. Postać Kmicica to jedyny fikcyjny bohater klasztoru jasnogórskiego z  relacji autora Nowej Gigantomachii, na której w głównej mierze oparł się Sienkiewicz w opisie oblężenia Jasnej Góry.

Bibliografia

W. Banaszkiewicz, Sienkiewicz w kinematografie [w:] „Film Na

Świecie”, nr 7, 1974

W. Banaszkiewicz, W. Witczak, Historia filmu polskiego. T. I,

Warszawa 1966

T. Bujnicki, A. Helman, „Potop” Henryka Sienkiewicza. Po-

wieść i film, wyd. 2, Warszawa 1988

W. Czapliński, Potop, [w:] Glosa do Trylogii, Wrocław, Warsza-

wa, Kraków, Gdańsk 1974, s.72-156

S. Heymanowa, recenzja filmu Przeor Kordecki [w:] „Bluszcz”,

nr 5, 1934

J. Hoffman w rozmowie z A. Ledóchowskim [w:] „Kino”, nr

8, 1974

B. W. Lewicki, Sienkiewicz na ekranach kinoteatrów. [w:] Hen-

ryk Sienkiewicz. Twórczość i recepcja światowa, Kraków 1968

A. Kersten, Chłopi polscy w walce z najazdem szwedzkim 1655–

1656, 1958

A. Kersten, Geneza nowej gigantomachii, 1958

A. Kersten, Hieronim Radziejowski: studium władzy i opozycji,

Warszawa 1988

12 M.Oleksiewicz,535 dni Potopu,Warszawa1975,s.34-35

A. Kersten, Historia Szwecji, 1973

A. Kersten, Obrona Klasztoru w Jasnej Górze, 1964

A. Kersten, Pierwszy opis obrony Jasnej Góry w 1655 r., 1959

A. Kersten, Stefan Czarniecki 1599–1665, 1966

A. Kersten, Sienkiewicz – „Potop” – Historia, 1966, wyd. 2,

Warszawa 1974

A. Kersten, Szwedzi pod Jasną Górą 1655, 1975

T. Lubelski, Historia filmu polskiego. Twórcy, filmy, konteksty,

wyd. 2, Chorzów 2009

M. Oleksiewicz, 535 dni Potopu, Warszawa 1975

W. Przyborowski, Szwedzi w Warszawie. Powieść historyczna

dla młodzieży, Warszawa 1901,

G. Sołtysiak, Filmowy przewodnik po Warszawie, Warszawa

2007

S. Szenic, Walki o Warszawę 1656-1657, Warszawa 1968

M. Sztokfisz, Jerzy Hoffman. Gorące serce, Warszawa 2011

M. Szymański, Polska na filmowo. Gdzie kręcono znane filmy

i seriale, Poznań 2010

J. Toeplitz, Historia sztuki filmowej. T. I-V, Warszawa 1955-

1970

S. Zawiśliński, Hoffman. Chuligana żywot własny, Warszawa

1999

S. Zawiśliński, Filmy, wojny i rozróby. Rozmowy z Jerzym Hoff-

manem, Warszawa 2011

http://www.serocki.polmic.pl/index.php/pl/tworczosc/o-mu-

zyce-filmowej-kazimierza-serockiego

Page 8: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

14 15

Nazwy Sarmacja i  Sarmackość pochodzą od starożytnego irańskiego plemienia Sarmatów, które w IV – II w.p.n.e zamieszkiwało tereny nad dolną Wołgą. Następnie przesiedliło się ono nad Dunaj. Dzięki migracji tej o  Sarmatach zaczęli pisywać starożytni Rzymianie. Następna epoka przyjęła, za antycznymi pisarzami, że Sarmacja to tereny Europy Środkowej. Jednak to renesans i  polscy kronikarze uznali, iż Polacy pochodzą od starożytnych Sarmatów. Jak zauważa Janusz Tazbir „wyprowadzenie pochodzenia narodu od szczepów zamieszkujących ongiś jego terytorium nie stanowiło wyłącznie polskiej specjalności, wystarczy przypomnieć (…) popularny we Francji XVI wieku frankogalizm. Na terenie Skandynawii zwolenników miał nordyzm. Holendrzy uważali się za potomków Batawów”1. Pojęcia te miały na celu kształtowanie świadomości narodowej i  politycznej szlachty polskiej. „Stanowiły one urzeczywistnienie potrzeby określenia przez szlachecki naród Polaków własnego miejsca zarówno w  historii Europy, jak i  w  przestrzeni kultury śródziemnomorskiej (…)”2. Dla wieku XVII pojęcia te były także synonimami Polaków i Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Współcześnie dla przeciętnego Polaka syno-nimem kultury sarmackiej staje się pojęcie sarmatyzmu, które w  potocznym użyciu nace- 1 Cyt.za:J.Tazbir,Kultura szlachecka. Rozkwit. Upadek. Relikty,Poznań1998,s.90.2 Cyt.za: Słownik Sarmatyzmu. Idee, pojęcia, symbole,pod.Red.A.Borowski,Kraków2001,s.177.

chowane jest pejoratywnie. Właśnie z  tym obrazem walczy Jacek Kowalski, poznański pieśniarz, który poprzez swą działalność przypo-mina, że kultura sarmacka jest oryginalnym i  ciekawym zjawiskiem, które przyczyniło się do zbudowania polskiej tożsamości narodowej. W  swych książkach autor zastanawia się nad wydźwiękiem słowa sarmatyzm. Jest to inte-resujące, bowiem żaden z  polskich badaczy kultury staropolskiej nie zastanawiał się nad ujemnym znaczeniem tego słowa. Sami posłu-giwali się tym terminem. Tazbir uważa, że sar- matyzm to ideologia szlachecka, która ukształ-towała się w  XVII wieku3. Notabene autor cały rozdział książki tytułuje Między postawą otwartą a  sarmatyzmem. Tu dowiadujemy się, że sarmatyzm, który był widoczny w  strojach, meblach, broni, powstał jako wzajemne oddzia-ływanie elementów orientalnych, polskich i zachodnich4.

Inny badacz – Zbigniew Kuchowicz, zajmu-jący się obyczajowością staropolską, uważa, że sarmatyzm to model obyczajowości szlacheckiej, promieniujący na całą szlachtę Rzeczpospolitej5.

Kowalski zaś podkreśla, że słowo to stworzono na użytek oświeceniowego Monitora i  ukuto przeciwko politycznym wrogom króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Zawierało ono w sobie

3 Por.J.Tazbir,dz. cyt.,s.68.4 Por.Ibidem,s.153-154.5 Por.Z.Kuchowicz,Obyczaje staropolskie XVII-XVIII wieku,Łódź1975,s.611.

Słów kilka Jacka Kowalskiego o sarmatyzmie

Johann Bussemacher, Habitus Polonicus equestris, 1576/1600r.

Justyna KULCZYCKA

hold

rusk

i.bl

ogsp

ot.com

p ublic st kay y

Page 9: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

16 17

to, co w  Polsce „zapóźnione, zaściankowe, warcholskie i  wrogie reformom”6. Dlatego autor odcina się od tego słowa, stosując w  swych rozważaniach słowo sarmackość.

Rozważania dotyczące sarmatyzmu wiążą się u  Kowalskiego z  analizą współczesnego postrzegania kultury sarmackiej. Według niego można ją analizować w  dwojaki sposób: jako szlachetne dziedzictwo, ale też przeklęty spadek. Badacz opowiada się za pierwszą opcją, jednakże wyjaśnia czytelnikom, że to drugi pogląd święci triumfy. Dzieje się tak dlatego, ponieważ większość dzisiejszego społeczeństwa tak właś-nie postrzega kulturę przodków. Sytuację tę obrazuje przy pomocy licznych przykładów. I tak dowiadujemy się, że pewien literat (nazwisko nie zostaje ujawnione) pisze „(…) że Sarmacja to synonim polskiego piekła, a  Sarmata to nietolerancyjny i  zadufany głupek, który w roz-strzyganiu sporów dawniej posługiwał się sza-blą, a  dziś kijem bejsbolowym; to kibol, który niegdyś był podgolony i w kontuszu, a dziś łysy i  w  dresie(…)”7. Zdarza się też, że nauczyciele opowiadają się za drugą opcją „(…) nauczycielka naucza: główną cechą Sarmatów była nienawiść do Obcego, głównym zajęciem – wymyślanie fałszywych mitów i  zamykanie się na Europę (…)”8. Jednak autor w  bardzo ciekawy sposób próbuje otworzyć oczy czytelnikom. Wyjaśnia, że „(…) nie byłoby tej naszej którejś tam Rzeczpospolitej bez owej pierwszej, szlacheckiej, czyli sarmackiej. Że nie byłoby naszej kultury bez sarmackiego dziedzictwa (…)”9 .

Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad problemem związanym ze słowem sarmatyzm, bowiem nie utożsamiałam go z  warcholstwem i  pijaństwem. Jednak słowa autora „doszło do tego, że dzisiaj przeciętny polski uczeń i przeciętny polski nauczyciel skłonni są uważać, iż każdy, kto nazywał siebie Sarmatą, był przedstawicielem sarmatyzmu, czyli człowiekiem zacofanym pod każdym względem, na dodatek (…) zabijaką dochodzącym swych racji na drodze zawadiackich kłótni”10, skłoniły mnie do refleksji. Postanowiłam zgłębić problem, odnajdując przykłady, które

6 Cyt.za:J.Kowalski,Niezbędnik Sarmaty,s.19.7 Cyt. za: Ibidem,s.5.8 Cyt. za: Ibidem,s.6.9 Cyt. za: Ibidem,s.6.10 Cyt.za:J.Kowalski,Sarmata et consortes, [w:]http://sarmacja.wordpressy.pl/?page_id=2SarmaciiSarmatyzm-JacekKowalski,dostęp25.02.12.

zobrazowałyby tezę Kowalskiego. Poszukiwania rozpoczęły się od Internetu.

Ściślej rzecz ujmując, od Wikipedii, bowiem (choć to gorzka refleksja) młodzi ludzie czerpią z  niej swą „wiedzę”. To, co przeczytałam pod hasłem sarmatyzm – wiadomości ogólne, potwierdziło słowa autora. Czytamy tu bowiem, że:

Sarmatów cechowało umiłowanie wolności i  przywiązanie do tradycji. Łączyło się to ze zdecydowaną niechęcią do wszelkich zmian ustrojowych. Szlachta żyła w  przekonaniu o  wyższości swojego stanu i  polskich praw. Z  wielką niechęcią odnosiła się do wszystkiego co obce. Spowodowało to wzrost niechęci, szcze-gólnie religijnej. Na co dzień szlachta wiodła życie przyjemne i  beztroskie. (…) Do najważniejszych rozrywek należały uczty, polowania i bale, na które zapraszano wielu sąsiadów. Ponieważ Sarmatę cechowała gościnność i hojność, nie skąpiono jadła oraz różnego rodzaju napitków. Pijaństwo było powszechne, a  wraz z  nim skłonność sarmackiej szlachty do zaczepek, awantur i  bijatyk. Sarmata to przekonany o swej wartości zawadiacki i pewny siebie szlachcic. Gdy brakowało mu argumentów w dyskusji chętnie sięgał po szablę11.

Dla pewności sprawdziłam jeszcze kilka stron tego typu. Oto co kryje się pod tym hasłem na popularnym portalu Onet. Wiem:

sarmatyzm to styl życia oparty na ortodoksyjnie i  dewocyjnie rozumianej religii katolickiej (…).Tradycjonalizm wyróżniający się niechęcią do wszelkich nowości i  cudzoziemskich wzorów, graniczący z  nacjonalizmem. Lubowanie się w  przepychu, wystawności, nieumiarkowaniu w  jedzeniu, piciu, strojach. (…) Zaściankowość i  zacofanie, niski poziom edukacji, uleganie przesądom i  irracjonalizmowi. Skłonność do patetycznej retoryki, nasycanie języka polskiego słowami i  wyrażeniami zaczerpniętymi głównie z łaciny (tzw. makaronizmy)12.

Niektórzy mogą zarzucić, że przykłady te nie wystarczą, aby poprzeć tezę Kowalskiego, bowiem wiedza zaczerpnięta z  Internetu nie zawsze jest naukowa. Jednak wiedzę taką powinny prezentować podręczniki szkolne, zatwierdzone przez MEN. Po przejrzeniu kilku pozycji dotyczących historii i  języka polskiego,

11 Cyt.za:Wikipedia,[w:]http://pl.wikipedia.org/wiki/Sarmatyzm,dostęp25.02.12.12 Cyt.za:Onet.Wiem[w:]http://portalwiedzy.onet.pl/6782,,,,sarmatyzm,haslo.html,dostęp25.02.12.

przeznaczonych dla szkół gimnazjalnych i  lice- alnych, można śmiało stwierdzić, że jedynymi zajęciami naszych przodków było pijaństwo i obżarstwo, co w konsekwencji doprowadziło do upadku kraju.

Już w  gimnazjum młodzież dowie się, że pod hasłem sarmatyzmu ukrywa się: brak wykształcenia, ciemnota, powierzchowna reli- gijność, pycha, zacofanie, przekładanie własnych korzyści ponad dobro państwa, a  także zami-łowanie do przepychu, bójek, obżarstwo i  pi-jaństwo13. Podręczniki do historii wmawiają młodym ludziom, że „Rzeczpospolita, rządzona przez magnatów i  egoistyczną szlachtę, staczała się w przepaść (…) zaś polski sarmata (pisownia oryginalna) odznaczał się płytką religijnością, nietolerancją dla odmiennych poglądów, wiel-ką wystawnością życia oraz pełną niechęci wyższością wobec innych narodowości”14.

13 Por.B.Drabarek,I.Rowińska,Klucze do kultury. Podręcznik do kształcenia literacko-kulturowego. Gimnazjum klasa II,Poznań2010,s.151.14 Cyt.za:T.Małkowski,J.Rześniowiecki,Historia

Wiedza ta zostaje utrwalona w  liceum i  technikum, bowiem według przeznaczonego dla tych typów szkół podręcznika, omawiany termin oznacza zaściankowość, ciemnotę, kse- nofobię i  megalomanię oraz warcholstwo, zgrzebnie ukryte pod hasłami umiłowania wolności i przywilejów stanowych15. Największą wadą Sarmaty jest powierzchowna, ocierająca się o  dewocję, religijność16. Wiedza o  sarmatyzmie, ukazana w  podręcznikach szkolnych prowadzi do tego, że młodym uczniom kultura sarmacka kojarzy się tylko z  pijaństwem i  warcholstwem oraz przyczyną upadku I Rzeczpospolitej.

Swoich poszukiwań nie zakończyłam jednak na szkole, bowiem wiedzę czerpie się także z  encyklopedii i  słowników. W  Popularnej Encyklopedii A-Z  dowiadujemy się, z  bardzo krótkiej notki, że sarmatyzm „(…) to niechęć do cudzoziemszczyzny i  tradycjonalizm, zami-łowanie do obrzędów i  barwnych, kosztownych strojów, nasyconych elementami orientalnymi”17. Negatywnego ujęcia tego zjawiska nie ustrzegł się też Władysław Kopaliński. W  Słowniku mitów i tradycji kultury czytamy że „sarmatyzm charakteryzowały: megalomania narodowo-stanowa, samouwielbienie, pogarda i niechęć do cudzoziemców i  różnowierców, nietolerancja, powierzchowna dewocja połączona z fanatyzmem religijnym i  wiarą w  gusła i  zabobony oraz orientalizacja obyczaju i gustów estetycznych(…)wystawność uczt, przepych kościołów, pałaców, pojazdów, strojów, kontrastujący z  nędzą i  bru-dem wsi i miast”18.

Błędów w ujęciu kultury sarmackiej doszukać się można też w  katalogu wystawy Sarmatyzm – Sen o  potędze. Od lutego do maja 2010 roku krakowianie mieli możliwość obejrzenia tej wystawy, zaś jej trwałym śladem jest katalog, wydany pod redakcją Beaty Biedrońskiej-Sło- ty. Odnajdziemy w  nim negatywne uwagi na temat sarmatyzmu. „Pewne wywodzące się z tra- dycji sarmackiej cechy, z  których często jesteś-

II. Podręcznik do gimnazjum,Gdańsk1999,s.161.15 Por.M.Wójcicki,A.Knychalska,Historia 2. Czasy nowożytne. Ze świata do Polski przez Europę. Cz. I, Warszawa-Wrocław2003,s.215.16 Por.J.Klejnocki,B.Łazińska,D.Zdunkiewicz-Jedynak,Język polski 1 Literatura i nauka o języku. Podręcznik do pracy w domu, Warszawa2003, s.219.17 Cyt.za: Encyklopedia A-Z,podred.J.Marcinek,Kraków1997,s.797.18 Cyt.za:W.Kopaliński,Słownik mitów i tradycji kultury, Lublin1997,s.384.

JacekKowalskipodczaskoncertunaJarmarkuŚwię-tojańskimwKrakowie,2010r.

Wojc

iech

wan

dzel

Page 10: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

18 19

my dumni(…) buta mylona dziś z  dumą, zadzierżystość z  odwagą, kłótliwość z  bezkom-promisowością, nieustępliwość, megalomania, ksenofobia, nietolerancja, prywata, przekupstwo. Cechy te połączone ze zwykłym grubiaństwem, niestety, często przeważają19”. Dodatkowo mo-żemy dowiedzieć się, że następstwem mitu sarmackiego była anarchizacja życia, która spowodowała osłabienie króla i przejęcie władzy przez czupurną i butną szlachtę20.

Niektórzy mogą zarzucić, że Kowalski glo-ryfikuje kulturę sarmacką w sposób bezkrytyczny. Nic bardziej mylnego, bowiem sam mówi „(…) jestem miłośnikiem i chwalcą Sarmacji, wszakże bynajmniej nie bezkrytycznym. Nie zakrywam przed samym sobą tego, co w  Sarmacji było nieciekawe. Ale też tego nie odrzucam. Przyjmuję jako dziedzictwo (…)”21. Dla twórcy ważnym jest też fakt, iż Sarmacja jest żywą tradycją, która w nas tkwi, choć o tym zapominamy:

Wypracowana przez Sarmatów kultura (sarmacka, czy jak ją tam zwać) stała się jedyną wspólną tradycją wszystkich Polaków. (…) Ta tradycja nie ogranicza się do machania szabelką, obejmuje spuściznę naprawdę potężną w różnych dziedzinach życia. W  tej tradycji mieszczą się Kochanowski, Chodkiewicz, Morsztyn, Skarga, Sobieski, Krasicki, nawet król Staś, ale także Słowacki, Mickiewicz, Żeromski, Gombrowicz, Witos, Piłsudski. To tradycja bogata i wieloraka – rzeczą zadziwiającą jest więc jej powszechne niedostrzeganie i  niedocenianie. Ona przecież naprawdę żyje w  nas: od języka, przysłów, duchowości i  religijności, sposobu poetyckiego myślenia, sposobu myślenia o  polityce po najprostsze obyczaje, wciąż jesteśmy w  niej zanurzeni. A że często odżegnujemy się od niej, bo myślmy, że gdy mowa o  Sarmacji, chodzi tylko o  tradycję sejmikowej rąbaniny i  rzygania w damskie dekolty – a, to już tylko nasza dzisiejsza ułomność. Ułomność i niewiedza chyba znacznie większa od ułomności i  niewiedzy dawnych Sarmatów(…)22.19 Cyt.za:B.Biedrońska-Słota,Sarmatyzm. Sen o potędze, pod.red.B.Biedrońska-Słota,Kraków2010, s.17.20 Cyt.za: Ibidem, s.22.21 Cyt.za:J.Kowalski,W poszukiwaniu pozytywnego stereotypu,[w:] Polonia Christianapodred.S.Skiba,nr19/2011,s.31.22 Cyt.za:J.Kowalski,Sarmata et consortes,[w:] http://sarmacja.wordpressy.pl/?page_id=2SarmaciiSarmatyzm-JacekKowalski,dostęp25.02.12.

Jacek Kowalski to twórca, który przyczynia się do promowania kultury sarmackiej w Polsce i za granicą. Dzięki swym publikacjom oraz licznym koncertom, przypomina, iż „u  źródeł polskiej kultury stoi Sarmacja, czyli nasza narodowa oryginalność w  stanie czystym. Jest ona bogata (…), różnorodna, piękna, bujna, godna podziwu. Zaś przede wszystkim - ona nas ukształtowała i w nas trwa(…)”23.

Następnym razem, kiedy będziemy chcieli zanegować sarmackość, przypomnijmy sobie, iż „bez Sarmatów i  Sarmacji nie byłoby Polski i  polskiej kultury, że MY WCIĄŻ JESTEŚMY SARMATAMI (…)”24.

Artykuł został opracowany na podstawie pracymagisterskiej autorki Sarmackość w twórczości Jacka Kowalskiego.

23Cyt.za:J.Kowalski,Konfederacja barska z wielkopolska po Kowalsku, [w:] Christianitas,pod.red.P.Milcarek,nr1/21999,s.255.

24 Cyt.za:J.Kowalski,Sarmata et consortes, [w:]http://sarmacja.wordpressy.pl/?page_id=2SarmaciiSarmatyzm-JacekKowalski,dostęp25.02.12.

Czerwone kubraki po polsku!

Grzegorz SZYMBORSKI

Marsz wojskowy wygrywany przez muzykantów wojskowych został całkowicie zagłuszony przez huk wystrzałów artyleryjskich. Ledwie dosłyszeliśmy niemie-cką komendę: halt, po czym skierowaliśmy wzrok w stronę wroga. Z niebywałym przerażeniem wpatrywałem się we wrogich piechurów, którzy właśnie wycelo-wali w nas swoje muszkiety. Usłyszałem obcy, niezrozumiały dla mnie rozkaz, po którym przeciwnicy pociągnęli za spusty karabinów. Miałem przeklęte szczęście stać w pierwszym szeregu…Make ready! Present! Take aim! Fire!

GwardiaPieszaKoronnazmuzykantaminaobrazieJohannaSamuela MockaKampament wojsk polskich i saskich pod Królikarnią

zdje

cie

obra

zu:

Rado

sław

Szl

eszy

nski

hi sto ria

Page 11: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

20 21

Każda osoba, która tak jak ja, w szczególny sposób upodobała sobie wiek XVIII musi koja-rzyć, ba, znać na pamięć, wymienione wyżej ko-mendy! Od kiedy żywo zacząłem interesować się czasami nowożytnymi, a w szczególności histo-rią rodzimej Rzeczypospolitej, wzrosło również moje zaciekawienie czasami oświecenia- może przez fakt, iż w szkole pobieżnie traktuje się na temat XVIII wieku w Polsce, a już w szczególno-ści czasy saskie.

Regularny tupot równo maszerujących, ja-skrawo i pstrokato umundurowanych żołnierzy piechoty liniowej od zawsze mnie fascynował. Widok zwartych szeregów żołnierzy w elegan-ckich uniformach z charakterystycznymi trójgra-niastymi kapeluszami i bronią skałkową budził wielkie emocje. Kolejne mordercze salwy odda-wane przez rzędy muszkieterów, towarzyszący im przeraźliwy huk wystrzałów i kłęby szczypiącego w oczy dymu prochowego, spowi-jającego pole bitwy niczym poranna mgła otulająca łąkę, miały swój nieodparty urok. Klimat, w jaki wprawiam Sza-nownego Czytelnika najpew-niej kojarzy się z historią oraz ekranizacjami poświęconymi w szczególności Zachodowi: frycom Hohenzollerna, red coats kolejnym Je-rzym zasiadającym na tronie Wielkiej Brytanii, czy w końcu amerykańskim jankesom z czasów Wojny o Niepodległość USA. Ale co z Polską?

Osoba, która śledzi w tej chwili tekst mogła-by stwierdzić, że Rzeczpospolita ludu ognistego nie posiadała. A jak miała, to jak na lekarstwo. Dużo by się nie pomyliła, aczkolwiek godnym za-znaczenia jest fakt, że po reformach Sejmu Nie-mego z 1717 roku, w Rzeczypospolitej pojawiły się liczne, w stosunku do jazdy, oddziały infante-rii, szkolonej i wzorowanej na modłę zachodnią. W Warszawie, u boku królów-Sasów, pojawiła się chluba polskiej piechoty. Pokusiłbym się o stwier-dzenie, że nawet i całej polskiej armii. Mam tu na myśli Gwardię Pieszą Koronną.

Rodowód i historia formacjiTa doborowa jednostka była najnowocześ-

niejszą i najlepiej uzbrojoną w całym wojsku koronnym. Widok muszkieterów, potocznie na-

zywanych „gwardiakami”, przywodzi na myśl angielskie czerwone kubraki. Skojarzenie jest to uzasadnione i po części słuszne: armia polska wzorowała swoje mundury na ubraniach żołnie-rzy saskich, ci z kolei mieli niemalże identyczne co Hanowerczycy, którzy kroje i barwę zaczerp-nęli od Wyspiarzy. Tak więc po nitce do całego uniformu, rodowód umundurowania żołnierzy polskich jest iście brytyjski.

Królowie polscy od zawsze starali się posiąść na wyłączność jakąś część wojska. Jeszcze w I po-łowie XVII wieku zrodził się na Zamku pomysł utworzenia gwardii królewskiej. Jednostka, która stanowi podmiot naszego zainteresowania, jest niczym innym, jak właśnie oddziałem pozosta-jącym do dyspozycji monarchy. Pierwszym ge-nerałem (komendantem) Gwardii Pieszej został saski feldmarszałek Jakub Flemming. Sprawował

komendę aż do 1732 roku, kie-dy szefostwo jednostki przejął po nim książę August Czarto-ryski. Licząca około 1500 lu-dzi, ta formacja piechoty była jedyną na stale skoszarowaną w polskiej infanterii. Siedzi-ba mieściła się w Warszawie, u boku króla. Początkowo żołnierze rozlokowani byli po przedmieściach stolicy,

zaś koszary z prawdziwego zdarzenia ufundo-wał „gwardiakom” dopiero ich drugi komen-dant. Sztab usytuowany był na ulicy Bitnej, w ówczesnej dzielnicy Fawory1. Budowę rozpo- częto w 1729 roku. W pobliżu Wisły postawio-no siedem pawilonów dla żołnierzy, które mogły pomieścić do dwóch tysięcy ludzi. Poza tym wy-budowano wozownie oraz kwatery dla oficerów. Od koszar do centrum miasta ciągnęła się Aleja Gwardii, najszersza ówcześnie, ulica stolicy.2

Zgodnie z założeniami reformy 1717 roku, Gwardia miała liczyć 2050-2330 ludzi, ale oczy-wiście rzeczywistość polska była dalece odmien-na od zakrojonych na szeroką skalę planów i ich realizacji. Przez kilkudziesięcioletni okres swego istnienia, liczebność tego jedynego dwubatalio-nowego regimentu oscylowała w okolicach 1500 żołnierzy. Po podziale na 3 bataliony 8-kompa-

1 StronainternetowaMuzeumWojskaPolsk-iego:http://www.muzeumwp.pl/emwpaedia/gwardia-piesza-koronna2 Rozkwitipierwszekoszary:http://zoliborz.net/index.php?akcja=dzial&nr=0&kol=6&detal=8

nijne pod Królikarnią w 1732, za czasów drugie-go Sasa, liczebność spadała nawet poniżej półtora tysiąca piechurów.3 Żołnierze rozlokowani byli w Warszawie, ale również w Malborku w sile kil-kudziesięciu chłopa. W dawnym zamku krzy-żackim w proch i pociski zaopatrywać się miała połowa regimentu pieszego Gwardii. Od Arty-lerii Koronnej Gwardia otrzymywała rok w rok 450 sztuk grantów ręcznych, które podlegały zwrotowi (!) i wymianie. W przypadku utraty choćby jednej śmiercionośnej kuli, należało pol-skim puszkarzom za zgubę zapłacić…4

Komendant Jakub Henryk Flemming wprowadził do Gwardii i innych jednostek piechoty saski regula-min musztry Exercitia und Handgriffe mit der Flinte. Niemczyzna dominowała w wojsku, choć od przed-ostatniego bezkrólewia pojawiły się głosy postulują-ce wprowadzenia języka polskiego w infanterii, aby uatrakcyjnić służbę wśród polskich mieszczan. Od 1752 w Elektoracie, więc przypuszczalnie również i w Polsce, zatwierdzono nowy regulamin Exer-cier Reglament vor die Konigl. Pohl. Und Churfl. Sachsischl. Infanterie. Wedle założeń Flemminga, batalion miał liczyć 432 gemajnów, podzielonych na 12 plutonów. Spośród wszystkich regimen-tów piechoty w armii polskiej jedynie Gwardia i kilka innych jednostek mogło dostosować się, ze względu na ilość piechurów, do wyżej wspo-mnianego regulaminu.5 Pewnym jest natomiast, że sama Gwardia Piesza 6 VI 1749 roku, z rozka-zu komendanta Czartoryskiego, otrzymała nowy, w oparciu o system pruski.

Każdy regiment piechoty, nie licząc łanowego, posiadał cztery chorągwie. Dzięki obrazowi Jo- 3 T.Ciesielski, Armia Koronna w czasach Augusta III,Warszawa,2009,s.308-309.4 Ibidem,s.431.5 Ibidem,s.434.

hanna Samuela Mocka, na którym uwieczniony został popis wojsk koronnych, wiemy, jak prezen-tował się jeden ze sztandarów: „(…) Regimento-wy wykonany z różowego jedwabiu ze srebrnymi palmetami na brzegach, w rogach monogramy królewskie AR po koroną, wyszyta dewiza Deo fidem, regi fidelitatem, legi obsequium6.

Powinności żołnierzaGwardia pełniła funkcję przede wszystkim

reprezentacyjne oraz policyjne. Piechurzy stacjo-nowali przed Zamkiem Królewskim i Pałacem Saskim, niezależnie od tego, czy w Warszawie faktycznie przebył król polski, jak również pełnili trzecią wartę przed pałacem hetmana wielkiego7. Służbę jednostka sprawowała również podczas posiedzeń Trybunału w Lublinie oraz Komisji Wojskowej w Radomiu8. Żołnierze byli do dyspo-zycji marszałka nadwornego litewskiego Janusza Sanguszko, któremu asystowali i czynili honory. Praca piechurów była poza Warszawą bardzo opłacalna. Książę Janusz nagradzał tak oficerów Gwardii, jak i gemajnów, czyli szeregowych: „(…) bardzo często musieli wystawać z żołnierzami po całych nocach do ognia, ale się o to nie gniewali, kiedy mieli czym spłukiwać z gardeł swoich ku-rzawę prochową, oficjerowie przystojnymi poda-runkami, a żołnierze tuzinami dukatów będąc rekompensowani.”9

Gwardia Piesza brała czynny udział w róż-nych uroczystościach religijnych. Ogień muszkie-towy towarzyszył procesji z okazji Bożego Ciała,

6 Ibidem,s.453.7 J.Kitowicz,Opis Obyczajów za panowania Augu-sta III – O hetmanach8 J.Kitowicz,Opis Obyczajów za panowania Augu-sta III – O Gwardii Pieszej Koronnej

9 Ibidem, O Gwardii Pieszej Koronnej

ZygmuntVogel,Koszary Gwardii

ChorągiewGwardii

Page 12: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

22 23

a w Nowy Rok dobosze i fajfrowie paradowali do ulicach stolicy z instrumentami. Oznajmiali mieszkańcom radosną nowinę, biorąc przy tym dukaty od co możniejszych świeckich i duchow-nych, chcąc by fortuna dopisywała im przez ko-lejne dwanaście miesięcy.

Infanteria uświetniała również swą obecnoś-cią i salwą przybycie posłów zagranicznych.

11 sierpnia 1733 roku Gwardia Piesza wzię-ła udział w uroczystościach pogrzebowych ro-dziny Sobieskich oraz zmarłego Augusta II. Na trasie przemarszu konduktu żałobnego, żołnie-rze utworzyli szpaler przy wozach z trumnami. Po oddaniu trzykrotnej salwy polskiej piechoty na Placu Saskim, szczątki zostały, pod eskortą Gwardii, wyprowadzone z Warszawy.10

O tym, jak z Polaka zrobić gwardzistęPrzyjrzyjmy się teraz jednostce z perspektywy

pojedynczego żołnierza, biorąc pod uwagę jego status społeczny i oporządzenie.

„Przybocznym” króla polskiego mógł zostać praktycznie każdy mężczyzna, którego nie ce-chował jakiś wyraźny defekt uniemożliwiający pełnienie służby, bądź szpecący potencjalnego kandydata. Pośród osób ubiegających się o tę po-sadę, można było znaleźć przede wszystkim ludzi „podłego stanu” tj. zabójców, złodziei, hazardzi-stów i innych kanalii. Oczywiście bywali przyj-mowani ludzi po rekomendacji, którzy chcieli zrobić karierę, jak również obywatele, którzy zachęceni wódką postawioną przez werbownika, porzucali dotychczasowe zajęcie i zaciągali się do Gwardii11. Należy zaznaczyć, że jednostka ta stanowiła azyl dla przestępców, bowiem żołnierz stawał się nietykalny… do czasu aż dopuścił się przewinienia we własnej kompanii...

Jak już wspominałem, „gwardiacy” nosili się „z niemiecka”. Ubrani byli w sukienną kurtkę ko-loru czerwonego (pąsowego) z białymi wyłogami, żółtymi burtami i galonkami oraz złotymi guzi-kami. Poza tym przywdziewali kamizelkę, spod-nie oraz kamasze będące rodzajem getrów.12 Dół munduru również był barwy białej. Głowę zdobił trikorn wykonany z czarnego filcu. Na nogach 10 J.Staszewski,August III Sas,Warszawa,1989,s.146-147.11 J.Kitowicz,Opis…, op.cit.,O Gwardii Pieszej Koronnej12 StronainternetowaMuzeumWojskaPolsk-iego,op.cit.

noszono czarne trzewiki. Kiedy ściskał mróz, piechurzy otrzymywali wełniane, czerwone płaszcze. Żołnierze omawianego okresu mieli trefione włosy, do których doczepiano męski warkocz, tzw. harcap, który, poza tym, że sta-nowił element ówczesnej, wojskowej mody, miał chronić kark piechurów przed cięciami. Przez ramię członkowie Gwardii przewieszone mieli ładownice, w których znajdował się niezbędny sprzęt: ładunki prochowe, forma do robienia kul, przyrząd do usuwania niewypałów, glinka do farbowania patrontasza, krajcar, szwarc do wą-sów i wiele innych13.

Żołnierze uzbrojeni byli we flinty skałkowe saskiej produkcji. Początkowo Gwardia zaopa-trzona była w muszkiety wz. 1722, następnie, od 1749 roku, wz. 1744 – oba typy seryjnie produ-kowane dla armii elektorskiej w manufakturach w Suhl.14 W zwarciu, poza bagnetem tulejowym, żołnierze wykorzystywali pałasze, a oficerowie szpontony, czyli pół-piki, stanowiące atrybut wojskowej elity. We wszystkich regimentach ist-niało rozporządzenie nakazujące obowiązkową wymianę uzbrojenia żołnierza co 10-12 lat. Gdy-by broń nie nadawała się do użytku z winy pie-chura, koszty naprawy, tudzież wymiany, miały być potrącone z jego pensji.15 Gorzej dla szere-gowego „gwardiaka”, gdyby zgubił broń – za to groziła kara 12-krotnego przeprowadzenia przez 200-osobowy szpaler. W czasie trwania kary, każdy żołnierz miał obowiązek zadać delikwen-towi cios rózgą.16

Społeczność i solidarnośćCzłonkowie Gwardii tworzyli barwną wojsko-

wą wspólnotę. Nowo zaciągani rekruci wiązali się z jednostką i innymi służącymi w niej ludźmi. W wojsku taka zażyłość ma specyficzny charakter.

W przypadku śmierci żołnierza, w zależności od rangi, podczas pogrzebu nieboszczyka koledzy z jed-nostki stawiali się podczas pochówku i dawali hono-rową salwę. Na rozkaz oficera klękano i odmawiano nad grobem pacierz, chyba że zmarły nie był kato-likiem, bowiem pozostałe obrządki chrześcijańskie nie uwzględniają modlitwy za duszę. Duże znaczenie

13 J.Kitowicz,Opis…, op.cit.,O Gwardii Pieszej Koronnej14 T.Ciesielski, Armia Koronna…,op.cit.,s.464-465.15 Ibidem,s.452.16 Ibidem,s.424.

miała przyczyna śmierci „gwardiaka”. Jeżeli zginął on w bójce, bądź pojedynku, nie miał prawa ani do upamiętniającej palby z karabinów, ani uroczystego ceremoniału pogrzebowego.

Ulubione zajęcie żołnierzy stanowiły… potyczki z saskimi drabantami królewskimi. Sprowadzony z Elektoratu oddział jezdnych składał się z potężnie zbudowanych, wysokich i przystojnych mężczyzn. Aby okazać wyższość Gwardii nad Sasami, kie-dy tylko doszło do spotkania żołnierzy obu for-macji, piechurzy cięli twarze konnych pałaszami, a gdy wściekli oficerowie je odebrali, kłuli Niem-ców bagnetami nasadzanymi na kije: „Za tymi tedy drabantami gwardiacy chodzili jak myśliwi za zwierzem, a gdzie tylko z nimi zwarzyli bitwę, regularnie ich porąbali, a najwięcej po twa- rzach, hanienie szpecąc przeciętymi nosami, po-liczkami, odwalonymi uszami pięknych wcale ludzi, nie mając z nich żadnego innego pożyt-ku, tylko jednę sławę, że karłowie bili olbrzy-mów.” Ponieważ ko-mendant i drabanci byli bezsilni, w obawie przed kontynuowaniem tych, jak to nazwał Kitowicz, psot, Sasi zostali ode-słani. Kłopoty bynaj-mniej się nie skończyły: „żaden inny żołnierz prędszym nie był do zaczepki jak gwardiacki. Oni się ustawicznie snuli po wszystkich szyn- kowniach i zgrajach szukając, z kim by zadrzeć, a potem go pobić i odrzeć mogli, nie hamując się wspacznym szczęściem nie raz doświadczonym ani karą regimentową.”17 Można więc powiedzieć, że w obliczu powszechnego pokoju w Rzeczypospo-litej, żołnierz Gwardii korzystał z każdej możliwej okazji, byle tylko systematycznie poprawiać spraw-ność bojową jednostki, ku chwale Króla Jegomości!

17 J.Kitowicz,Opis…, op.cit.,O Gwardii Pieszej Koronnej

Pochodzenie społeczne rekrutów zadecydowało o ich dalszych przyzwyczajeniach. Choć mogłoby się wydać, że przywdziewając mundur królewski, ludzie pozostawiali przeszłość za sobą, wielu było takich, którzy kpili z majestatu prawa. Kradli i oszu-kiwali ludzi, tym razem w służbowym uniformie. „Gwardiacy” często zabierali dobra kupców, które zwozili całymi ładunkami na wozach. Żaden kra-marz nie mógł doszukać się ubytku pojedynczych artykułów, ku uciesze kieszonkowców. Bardziej bezczelnym występkiem było naciąganie mieszczan w grze „w kubki”. Żołnierz zapraszał do zabawy, w czasie której naciągany miał wskazać naczynie, pod którym miała znajdować się kulka z wosku.

Piszę tutaj „miała”, gdyż nawet jeśli gracz wskazał właściwy kubek, nacią-gacz zręcznym ruchem potrafił wyciągnąć ga-łeczkę, po czym zgarniał postawione przez nadą-sanego warszawiaka pie-niądze. Aby nie zbudzać podejrzeń, piechurzy dawali czasem komuś wygrać. Najczęściej była to podstawiona oso-ba, która zachęcała ga-piów do wzięcia udziału w przekręcie… W oba-wie przed oficerami, organizatorzy tej „lote-rii” obstawiali rogi ulic towarzyszami, którzy dostrzegłszy wyższego rangą, w kapeluszu ze złotymi galonami, da-wali sygnał tymi słowa-mi: „Porzuć to, bracie, co ci to po tym.” Wów-czas „gwardiak” umykał

przed okiem przełożonego, ukrywając się w najbliż-szej kamienicy. Gdy tylko niebezpieczeństwo mijało, „zabawa” mogła być kontynuowana.18

W obronie granic i honoru wojskaNależałoby na sam koniec napisać, w jakich

sytuacjach Gwardia Piesza mogła okazać swą wyższość nad pozostałymi jednostkami wojska polskiego. Chrzest bojowy zapewne przeszła 18 Ibidem, O Gwardii Pieszej Koronnej

Gwardiapieszakoronna

Page 13: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

24 25

podczas polskiej wojny sukcesyjnej 1733-1736. Oddziały cudzoziemskie, tj. nie rekrutujące się ze szlachty, obstały w większości podczas trwa-nia konfliktu przy elektorze Fryderyku Auguście II. Zapewne starły się z konfederatami dzikow-skimi, reprezentując interesy kolejnego Sasa. Gdyby przyszło im walczyć w polu, przy odgłosie werbli i piszczałek, zgodnie z reformą 1717 roku, regimenty cudzoziemskie powinny postępować w szyku czteroszeregowym.19 Tak oto hipote-tycznie wyglądać miał atak piechoty: Idąc bez przerw między batalionami, infanteria win-na trzymać flinty na ramieniu, przy czym co 50-60 kroków, na krótko wstrzymać pochód, aby linia wojska mogła zostać wyrównana. Gdy żołnie-rze zbliżali się na odległość strzału, a było to około 120 kroków, „bo tu nie idzie o strzelanie, a tra-fienie”, dawano pierwszą salwę. Dalej maszerując, kolejna palba powinna zostać oddana z odległości 80-60 kroków. Ostatnie strzały przedniego rzędu padały przed samą szarżą. Następnie przystępo-wano do ataku na bagnety, po którym batalion miał prędko sformować się na nowo, aby odeprzeć nadchodzącą, druga linię nieprzyjaciela. „Gdyby wypadkowo nieprzyjaciel przebił się przez ata-kujących, to należało, nie tracąc animuszu, wlot wtył się obrócić i na niego pchać i strzelać, ile możliwości.”20 Walkom ogniowym towarzyszyły komendy oficerów. Te, pochodzą z 1767 roku i są one wymawiane po polsku, jednakże dają ogląd na czynności wykonywane podczas ostrzału, który przecież w ciągu lat nie ulegał większym modyfikacjom: 1. Broń do góry 2. Odwiedź ku-rek 3. Przyłóż się 4. Pal 5. Kurek na swoje miejsce 6. Dobądź ładunek 7. Otwórz ładunek 8. Pod-syp 9. Zamknij panewkę 10. Ładunek w rurę 11. Dobądź stempla 12. Przybij 13. Stempel na swoje miejsce.21

Stanisław Leszczyński powołał w Gdańsku nową Gwardię - tak konną, jak i pieszą. 2 kom-panie grenadierskie i 8 muszkieterskich, liczące 1640 żołnierzy, wzięły udział w obronie ostat-niego bastionu Lasa, a po kapitulacji oddział ten dostał się na krótko do niewoli rosyjskiej, by na-stępnie złożyć przysięgę Augustowi III i wstąpić w szeregi jego przybocznych.22 Następny konflikt, w którym Gwardia, o której pisze Kitowicz, mo-19 K.Górski,Historyapiechotypolskiej,Kraków1893,s.65.20 Ibidem,s.67-68.21 Ibidem,s.112.22 T.Ciesielski, Armia Koronna…,op.cit.,s.570-571.

głaby wziąć udział, to Wojna Domowa roku 1764. Nie posiadam jednak informacji na temat ewen-tualnego działania piechoty na polu wojennym.

Piechota polska, a tym bardziej wojsko doby saskiej, zawsze pozostawała na marginesie zainte-resowań historyków wojskowości. Pośród ślepych pocztów, źle uzbrojonych i opłacanych oddziałów oraz kupujących urzędy wojskowe magnatów, jaśniała jednak właśnie Gwardia Piesza Koronna, której sprawność bojowa pozostawała na wyso-kim poziomie. Nie można zarzucać żołnierzom braku powagi, czy popełnianych nagminnie wy-stępków, bowiem na pewno nie byli jedynymi, którzy reprezentując państwo, pozwalali sobie na więcej. Gdyby armia Rzeczypospolitej składała się z jednostek takich jak ta - zadziornych, dobrze zaopatrzonych oraz godnie i okazale reprezentu-jących Rzeczpospolitą, nie moglibyśmy mówić o regresie polskiej sztuki wojennej.

Bibliografia:

Ciesielski Tomasz, Armia Koronna w czasach Augusta III,

Warszawa 2009

Godlewski Jarosław, Gwardia Piesza Koronna, http://www.

muzeumwp.pl/emwpaedia/gwardia-piesza-koronna

Górski Konstanty, Historya piechoty polskiej, Kraków 1893

Kitowicz Jędrzej, Opis obyczajów za panowania Augusta III

Staszewski Jacek, August III Sas, Warszawa 1989

http://zoliborz.net/index.php?akcja=dzial&nr=0&kol=6&d

etal=8

W mojej pracy zajmę się problematyką wygna-nia arian z Polski w kontekście tolerancji religijnej. Na początku opiszę kształtowanie się w Rzeczypo-spolitej tolerancji religijnej, potem poglądy religij-ne arian oraz najważniejsze wydarzenia podczas ich pobytu w  Polsce. Zwrócę uwagę na polemikę teologiczną, którą prowadzili oni z protestantami. Następnie spróbuję wyjaśnić, co doprowadziło do pogorszenia się ich stosunków w resztą społeczeń

Przyczyny wygnania arian z PolskiWygnanie arian to jedno z  bardziej tajemniczych wydarzeń w  dziejach Rzeczypospolitej. Co spowodowało, że sąsiedzi zamienili się w  krótkim czasie we wrogów?

Leszek BOBER

hi sto ria

Page 14: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

26 27

stwa oraz jakie czynniki wpłynęły na wydanie aktu banicji, posługując się cytatami, zaczerp-niętymi od pisarzy epoki. Omówię treść samego aktu oraz jego wcielanie w życie. W mojej pracy postaram się udowodnić, jak bardzo nastroje we-wnętrzne w  Rzeczypospolitej oraz sama konsty-tucja z 1658 roku podkopały długoletnią tradycję tolerancji religijnej w Polsce.

Pisząc moją pracę, wykorzystałem takie teks-ty źródłowe, jak: Akt Konfederacji Generalnej Warszawskiej z  1573 roku, Akta sejmikowe woje-wództwa krakowskiego, Pisma wierszem i  prozą W. Kochanowskiego, Konstytucja sejmu walnego z 1658 roku oraz Lament utrapionej Matki Korony Polskiej Sz. Starowolskiego. W mojej pracy posłu-żę się także informacjami, znalezionymi w tekście Henryka Barycza: U kolebki małopolskiego ruchu reformacyjnego, dostępny w  czasopiśmie Odro-dzenie i  reformacja w  Polsce. Skorzystałem także z prac Topos zdrady ojczyzny w literaturze polskiej lat 1655 – 1668 Mirosława Korolki (Literatura i kultura polska po potopie), Z dziejów polemiki an-tyariańskiej w Polsce XVI – XVII wieku Sławomira Radonia. W próbie znalezienia przyczyn wygna-nia arian niezwykle pomocne były teksty Janusza Tazbira: Nietolerancja wyznaniowa i  wygnanie arian dostępny w  książce Polska w  okresie dru-giej wojny północnej 1655 – 1660, t. I: Rozprawy, Tradycje tolerancji religijnej w Polsce oraz Przyczy-ny banicji arian z Polski dostępny w czasopiśmie Przegląd humanistyczny.

Rzeczpospolita czasów walki z  reformacją najczęściej nazywana jest państwem bez stosów. Od czasów unii Polski z  Litwą bowiem na tere-nie obu państw znaleźli się przedstawiciele wielu wyznań, przede wszystkim katolicy i prawosław-ni. Społeczeństwo przyzwyczaiło się do obecności w  swoim środowisku wyznawców innych religii. Sytuacja zmieniła się w  czasie reformacji, kiedy nastąpił rozłam w  Kościele katolickim. Podczas gdy w całej Europie walczono okrutnie z reforma-cją (warto tu przypomnieć francuską rzeź huge-notów w 1572 roku, zwaną Nocą Św. Bartłomie-ja), w Polsce jej zwolennicy żyli razem w pokoju, o którym mieszkańcy innych państw mogli tylko marzyć. Nie oznaczało to jednak, że w  Rzeczy-pospolitej nie wydawano aktów przeciwko he-retykom. Zygmunt I  Jagiellończyk wydał w 1520 i 1523 roku dekrety zabraniające sprowadzania do Polski pism Lutra pod groźbą banicji i konfiskaty dóbr oraz ustanawiające karę śmierci i przepadku

mienia za wyznawanie nauk reformatorów, spro-wadzanie, czytanie i rozpowszechnianie ich dzieł. Zaczęły się toczyć procesy o herezje. W Krakowie do połowy XVI wieku wytoczono ich około trzy-dzieści1, jednak kończyły one się przeważnie upo-mnieniem. Za wszelką cenę starano się uniknąć jakichkolwiek egzekucji. Zygmunt I Stary zakazał w  1534 roku szlachcie wyjeżdżania i  posyłania dzieci na studia do zarażonych herezją krajów pod groźbą konfiskaty dóbr i  kary śmierci. Jednakże, wbrew temu dekretowi, studenci nadal zapisywa-li się na uniwersytety np. w Wittenberdze i Kró-lewcu, kwestie wyznaniowe spychając na dalszy plan. Podczas swoich podróży obserwowali kraje wyniszczone po wojnach religijnych i wracali do Polski z przekonaniem, że tolerancja religijna jest siłą państwa. Zygmunt August wydał w 1550 roku przywilej, w którym zobowiązywał się do zacho-wania jedności wyznaniowej państwa oraz zabro-nił dopuszczać do senatu i urzędów zwolenników herezji. Wezwał starostów do pilnego ścigania ich i karania. W 1556 roku nakazał starostom zabro-nić wprowadzania nowinek religijnych, a wszyst-kich ich zwolenników wygnać z królewskich miast

1 J.Tazbir,Tradycje tolerancji religijnej w Polsce, Warszawa1980,s.28.

i  wsi. Później zabronił wprowadzania jakichkol-wiek zmian w sprawach religii. Dekrety Zygmun-ta Augusta przeciwko różnowiercom nie zostały wcielone w  życie, a  właśnie za jego panowania ruch reformacyjny krzewił się w Rzeczypospolitej bez większych przeszkód. Stało się tak, ponieważ społeczeństwo było od pokoleń przyzwyczajone do tego, że obywatele wyznają różne religie. Co się tyczy szlachty, podsumował ją świetnie w 1547 roku Jan Mączyński, pisząc: Przeciw szlachcie ani duchowieństwo, ani sam król nie był w stanie nic postanowić.2 Jeśli któryś z  władców polskich chciałby skonfiskować dobra albo umieścić w wię-zieniu szlachcica, spotkałby się z  oporem całej warstwy. Kalwinizm dodatkowo był bardzo atrak-cyjny dla tej warstwy społecznej, ponieważ uzna-wał jej wyższość nad resztą społeczeństwa. Należy tutaj pamiętać, że żaden sejm nie uchwalił ustawy przeciwko różnowiercom, ale były to edykty kró-lewskie, które dodatkowo naruszały obowiązują-cą od 1505 roku ustawę nihil novi. Sądy, złożone ze szlachty, nigdy nie skazałyby jednego ze swo-ich herbowych współbraci. Na przeszkodzie sku-tecznej walce z reformacją stanęły zatem słabość władzy wykonawczej oraz opanowanie jej przez szlachtę.3 Król także, widząc wyniszczenie gospo-darcze innych państw po wojnach religijnych, nie chciał wszczynać wojny domowej i dopuszczać do takiej sytuacji we własnym kraju. Mimo toleran-cji religijnej panującej w  zwyczajach społeczeń-stwa polskiego, przez wiele lat nie uregulowano prawnie kwestii różnowierców. Stało się to w 1573 roku, kiedy uchwalono ustawę zwaną konfedera-cją warszawską, w obliczu elekcji Henryka Wale-zjusza na tron Polski. Tolerancja religijna miała uchronić państwo przed rozłamem na tle wyzna-niowym. Konfederacja potwierdzała utrzymanie przez ruch reformacyjny jego dotychczasowych zdobyczy. Czytamy w niej:

A  iż w  Rzeczypospolitej na-szej jest różnorodność niema-ła z  strony wiary krześcijań-skiej, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny miedzy ludźmi rozruchy jakie szkodliwe nie wszczęły, które po inszych kró-lestwach jaśnie widziemy, obie-

2 Cyt.za:H.Barycz,U kolebki małopolskiego ruchu reformacyjnego, Odrodzenie i reformacja w Polsce, t. I(1956),s.18.3 J.Tazbir,Tradycje tolerancji religijnej w Polsce, Warszawa1980,s.34.

cujemy to sobie spólnie za nas i za potomki nasze na wieczne czasy pod obowiązkiem przy-sięgi, pod wiarą, czcią i  su-mieniem naszym, iż którzy je-stechmy różni w  wierze, pokój miedzy sobą zachować, a  dla różnej wiary i odmiany w Koś-cielech krwie nie przelewać ani się penować odsądzeniem ma-jętności, poczciwością, więzie-niem i wywołaniem i zwierzch-ności żadnej ani urzędowi do takowego progressu żadnym sposobem nie pomagać. I  ow-szem, gdzie by ją kto przelewać chciał, z  tej przyczyny zasta-wiać się o  to wszyscy będziem powinni, choćby też za preteks-tem dekretu albo za postępkiem jakim sądowym kto to czynić chciał.4

Akt konfederacji nie wymienił konkretnie żadnego z  wyznań, czym dopuszczał istnienie w  Rzeczypospolitej wszystkich Kościołów, sekt i  odłamów religijnych. Co zatem doprowadziło do wygnania z Polski ariańskiej ludności szlache-ckiej?

Między rokiem 1562 a 1565 miała miejsce tzw. schizma ariańska, w  wyniku której Kościół kal-wiński podzielił się na Zbór Większy, nadal wier-ny Genewie, i Zbór Mniejszy, którego wyznawcy potocznie zwani są arianami, a sami określali się jako bracia polscy. W  pierwszym okresie swojej działalności głosili bardzo radykalne hasła spo-łeczno – polityczne, nie mogli zatem liczyć na większy napływ szlachty. To samo dotyczyło tak-że luteranizmu, który silnie akcentował potrzebę podporządkowania się władzy panującego, a  nie świeckim seniorom zboru.

Socynianie odrzucili filozoficzne rozróżnienie między osobą i naturą. Twierdzili, że Syn Boże nie może być jednej natury z Ojcem, gdyż wtedy nie byłby Synem, ale Ojcem. W ich opinii, trzy osoby pociągają za sobą trzy natury.5 Jeżeli są trzy oso-by, realnie się między sobą różniące i każda z nich 4 Akt Konfederacji Generalnej Warszawskiej z 1573 roku[online],dostępnywInternecie:http://www.trybu-nal.gov.pl/wszechnica/akty/konf_warsz.htm5 S.Radoń,ZdziejówpolemikiantyariańskiejwPolsceXVI–XVIIwieku,Kraków1993,s.40.

Soni

a27/po

lska

niez

wykl

a.pl

Przy ul.Zamojskiej w Szczebrzeszynie, nieopodal kościo-łapw.św.MikołajaBiskupaznajdujesięciekawastaraka-pliczkasłupowazdatą1655.Zostałaodnowionaw1880r.Kapliczka umieszczona jest na kolumnie, zwieńczonanamiotowymdaszkiem iogrodzonażeliwnympłotkiem.Podobno została wystawiona dla upamiętnienia opusz-czeniamiastaprzezostatniegoarianina.

Page 15: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

28 29

Wikipe

dia.or

g

Cesarz Konstantyn na Soborze nicejskim: palenie ksiąg ariańskich.ManuskryptCLXV,BibliotecaCapitolare,Vercelli,ok.825rokn.e.

jest Bogiem Najwyższym, to wynika z tego, że jest trzech Bogów Najwyższych. Teolodzy katoliccy starali się wyjaśnić zagadnienie boskości Chry-stusa swoim adwersarzom, ale stanowisko anty-trynitarzy w tej kwestii było bezkompromisowe.

Arianie przez wiele lat dążyli do zawarcia unii wyznaniowej z  kalwinami, co jednak nie doszło do skutku z powodu zbyt dużych różnic w poglą-dach, które ujawniły się podczas długoletniej po-lemiki teologicznej6. Poważne konsekwencje dla zboru braci polskich miały wydarzenia, zapocząt-kowane podczas bezkrólewia po śmierci Zygmun-ta III. W 1632 roku kanclerz wielki koronny Jakub Zadzik wniósł do ksiąg grodzkich warszawskich manifest. Dokument ten wyłączał arian, jako ne-gujących bóstwo Chrystusa, z grona dysydentów. Taką właśnie uchwałę podjął sejm w  1648 roku. Klauzulę konfederacji warszawskiej dessidentes de religione uzupełniono o  przymiotnik Christiana. Określenie dysydenci zacieśniono do tych wyznań, które stanęły do ugody sandomierskiej w  1570 roku – kalwini, luteranie i bracia czescy.7 W prak-tyce oznaczało to pozbawienie arian opieki prawa. Różnowiercy nie zareagowali, pokazując, że nie przyznają się do żadnej wspólnoty z socynianami. Wydarzenia bezkrólewia w  tym czasie pokazały, jak bardzo osamotnieni są bracia polscy.

Omawiając genezę aktu banicji z  1658 roku, stałym i  głównym zarzutem przeciwko arianom było ich masowe przejście na stronę Karola Gu-stawa w  obliczu najazdu szwedzkiego8. Nad tą polityczną zdradą rozwodziła się polemika antya-riańska z okresu potopu. Miano im również za złe negatywny stosunek do państwa polskiego, wy-rażający się w odmowie pełnienia służby wojsko-wej, płacenia podatków i  obejmowania urzędów sędziowskich.

W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku wie-rzono, iż braci polskich wygnano głównie dlatego, że swą radykalnie społeczną działalnością i upra-wianą w tym duchu propagandą, stwarzali poważ-ne zagrożenie dla ustroju feudalnego9. Wolano nie pamiętać, że tylko kilkunastu przedstawicieli pierwszej generacji arian próbowało wcielić w ży-cie tą propagandę. Warto przypomnieć, że żaden z polemistów antyariańskich połowy XVII wieku nie podjął zarzutu radykalizmu społecznego.6 Tamże,s.16.7 Tamże,s.17.8 J.Tazbir,Przyczyny banicji arian z Polski [w:] Przegląd humanistyczny2/3,1999,s.13.9 Tamże,s.14.

Chcąc pogrążyć wyznaniowego przeciwni-ka sugerowano, że bracia polscy sprzyjają Porcie Ottomańskiej i zawierają z nią polityczne sojusze, a  w  swoich świątyniach czczą diabła10. W  latach potopu pojawiło się oskarżenie o  wysługiwanie się Karolowi Gustawowi. Jednakże, pod sztanda-rami najeźdźcy znalazła się większość katolickiej szlachty, która nie była wcale przeciwna detro-nizacji Jana Kazimierza i  koronowaniu na króla władcy Szwecji, pod warunkiem, że ten przyjmie katolicyzm. Niezręcznie więc było oskarżać arian o masową zdradę.

Zwolennicy kontrreformacji chętnie wysuwali argument, jakoby arianie swoją propagandą po-zyskiwali sobie wyznawców innych religii11. Tym-czasem wszystkie kierunki reformacji miały na swoim koncie podboje wyznaniowe, których ofia-rą padali katolicy. Gdyby arianie nie byli polską szlachtą oraz mieszczaństwem, ale ludnością na-pływową, daleką od nawracania innych na swoją wiarę, to zapewne przetrwaliby do czasów oświe-cenia12. W ten sposób przetrwali holenderscy ana-baptyści na Żuławach, czy luterańska i  niemie-ckojęzyczna ludność Gdańska, Torunia i Elbląga.

Najprawdopodobniej najważniejszą przyczyną z  tych, które spowodowały lub przyspieszyły akt banicji z 1658 roku, był wstrząs, jaki doświadczyło społeczeństwo, a przede wszystkim szlachta, pod-czas zwycięskiej z początku inwazji na Polskę sił Karola Gustawa13. Państwo, które było uważane przez swoich obywateli za potęgę, w szybkim tem-pie znalazło się pod okupacją wojsk szwedzkich. Od czasów potopu ksenofobia w Polsce stała się zjawiskiem masowym, ciągle potężniejszym. Na-ród szlachecki poczuł się zagrożony i upokorzo-ny. Zaczęto szukać powodów tej porażki. Można by pomyśleć, że szlachta upatrzy je w wadliwym ustroju politycznym oraz niechęci do utrzyma-nia silnej i  dobrze wyszkolonej armii. Jednakże Sarmaci woleli wierzyć w  doskonałość instytucji ustrojowych państwa. W umysłach obywateli oraz w  pismach z  tego okresu pojawił się pogląd, że wszystkie nieszczęścia, które spadły na Rzeczpo-spolitą po 1648 roku, włącznie z potopem szwedz-kim, są karą od Boga za tolerowanie w państwie innych wyznań chrześcijańskich, a  nawet od-miennych religii14. Jedynym wyjściem było wy-

10 Tamże,s.15.11 Tamże,s.16.12 Tamże.13 Tamże.14 Tamże.

Page 16: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

30 31

gnanie innowierców. Banicja luteranów była nie-możliwa, ze względu na mieszkańców bogatych i potężnych miast pruskich. Kalwinistów chronił m.in. wzgląd na współwyznawców w innych pań-stwach. Myślano nad wygnaniem Żydów, usunię-tych już z wielu krajów europejskich, ale szlachta polska była u  nich zadłużona. Zdecydowano się na wygnanie najsłabszej liczebnie i najbardziej nie lubianej przez katolików i protestantów grupy.

W  tekstach współczesnych edyktowi banicji wymienia się kilka tych samych przyczyn po-czątkowego triumfu Szwedów. Były nimi głównie przyczyny wewnętrzne, czyli wady samych Po-laków – zamiłowanie do zbytku, pycha, prywata i skłonność do anarchii. Ks. Szymon Starowolski pisał:

Obłuda i niesforność, swawola zbyteczna Pycha, nieposłuszeństwo i chciwość stateczna

Wszystkich stanów ludzi i herezyje sprośne A przytem opresyje żołnierskie nieznośne Utrapioną ojczyznę gwałtem umorzyły15

Skupiano się przede wszystkim na wadach ludzkich, nigdy na złym ustroju państwa, któ-ry uniemożliwiał stworzenie zasobnego skarbu i potężnej armii. Wśród przyczyn klęski czołowe miejsce zajmowała tolerancja wobec heretyków, szczególnie arian. Winą obarczano także krzyw-dy wyrządzone Kościołowi katolickiemu. Lament utrapionej Matki Korony Polskiej stwierdza, że na-jazd szwedzki i sukcesy Karola Gustawa są konse-kwencją wojny jaką szlachta wypowiedziała Bogu, Kościołowi i księżom. To ich dobra plądrowano, nakładając na kler ogromne podatki i  niszcząc wsie duchowne. Główną winę stanowiło prze-strzeganie konfederacji warszawskiej, uchwalonej po to, żeby w  Polsce mogły znaleźć schronienie wszelkie sekty i  aby każdemu można było imię Pańskie, jako się komu podoba, bluźnić i  podda-nych jeszcze do tego przymuszać16. Starowolskie-mu wtórował bezimienny poeta, pisząc: Wszyscy ci przenajświętszą Trójcę bluźnią srodze, jakoż nas nie masz karać, sprawiedliwy Bodze17.

Wespazjan Kochanowski pisał, że poza Polską nie ma innego kraju, w którym arianie tak śmiało bluźniliby Bogu:15 Sz.Starowolski,Lament utrapionej Matki Koro-ny Polskiej[online],Kraków1859,s.4,dostępnywInter-necie:http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=50625.16 Tamże.17 Cyt.za:J.Tazbir,Nietolerancja wyznaniowa i wygnanie arian [w:] Polska w okresie drugiej wojny pół-nocnej 1655 – 1660, t. I: Rozprawy,Warszawa1957,s.263.

A my ich okrywamy konfederacyją, I tać przywiodła żołnierza

Że króla swego Jana Kazimierza Odstąpił (…)18

Mimo tak wielu argumentów, wysuwanych w ówczesnych pismach, prawie żaden nie znalazł się w treści aktu banicji arian z 1658 roku. Kon-stytucja ta została oparta jedynie na motywacji religijnej. Akt przypomina o  tym, że prawo po-spolite nie pozwalało dotąd krzewić się sekcie ariańskiej19. Ponieważ dość niedawno szerzyć się poczęła20, jej wyznawcy zostali skazani na opusz-czenie terytorium Rzeczypospolitej. W  ten spo-sób akt odwołuje się do charakterystycznego dla szlachty poczucia legalizmu oraz jej niechęci do wprowadzania nowych praw, niezgodnych z  tra-dycją21. Obie strony również dobrze wiedziały, że bracia polscy działali w  Rzeczypospolitej już od co najmniej stu lat. Oczywiście, nie był to pierw-szy tego rodzaju akt nietolerancji wobec arian. Wcześniej wydawano dekrety, które likwidowały gminy ariańskie, zamykały ich szkoły i drukarnie. Bardzo głośne było wydarzenie, kiedy zlikwido-wano znany ariański ośrodek – Raków. Dekrety te jednak nigdy wcześniej nie uderzały w szlache-cką społeczność, która przecież zawsze była chro-niona przez przywileje. Akt o banicji był pierw-szym incydentem, kiedy wygnano z Polski także szlachciców. Oczywiście, bracia polscy starali się zerwać sejm w 1658 roku m.in. poseł Tomasz Iwa-nicki próbował zastosować prawo veta, co miało nie dopuścić do uchwalenia ustawy. Protestu nie uznano, prawdopodobnie dlatego, że arianie byli wtedy pozbawieni prawa zasiadania w parlamen-cie. Nie ujęli się za nimi także uczestniczący w sej-mie protestanci. Rok po uchwaleniu aktu banicji szlachta ariańska złożyła na sejmie petycję, od-wołując się do solidarności herbowej współbraci, którzy nie mogą dopuścić, aby tak wiele szlachty

18 W.Kochanowski,Pisma wierszem i prozą [on-line],Kraków1959,s.43,dostępnywInternecie:http://books.google.pl/books?id=WVQAAAAAcAAJ&printsec=frontcover&dq=wespazjan+kochanowski+pisma+wierszem+i+proz%C4%85&source=bl&ots=lO7V4a7lo0&sig=RaxJU2y45eynNMl67ZAowynHCrA&hl=pl&ei=P7kfTayJN4es8gPZp8jFBQ&sa=X&oi=book_result&ct=result&resnum=1&ved=0CBcQ6AEwAA#v=onepage&q&f=false.19 Konstytucja sejmu walnego z 1658 roku [online],VoluminaLegumt.4,s.238,dostępnywInternecie:http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=64550.20 Tamże.21 J.Tazbir,Przyczyny banicji arian z Polski [w:]Przegląd humanistyczny2/3,1999,s.15.

polskiej musiało nieszczęśliwe tułactwo cierpieć albo na progach domów swoich szyje podawać22. Petycja ta jednak nic w  tej sprawie nie zdziała-ła. Zdaniem Mirosława Korolki dekret stanowił pierwsze w naszych dziejach zastosowanie pojęcia odpowiedzialności zbiorowej23.

Po latach przyznano, że banicja arian nastą-piła z  naruszeniem przywilejów szlacheckich. Z  otwartością pisał na ten temat jezuita Tomasz Młodzianowski: Odkąd Polska Polską stoi, nigdy tak szlachta na krew szlachecką nie nastąpiła, jako przez tę konstytucyją24. Później jednak utrzymy-wał, że to właśnie wygnanie arian pozwoliło na zwycięskie odparcie najazdów szwedzkich, tatar-skich, kozackich, moskiewskich i węgierskich.

O tym, jak wielki wstrząs przeżyło społeczeń-stwo w  czasie najazdu szwedzkiego, świadczy zaostrzenie rygorów prawnych wobec jego do-mniemanych sprawców. Wykonanie aktu bani-cji skrupulatnie dopilnowano, choć wydawane wcześniej przez trybunał koronny ustawy zaka-zujące istnienia ariańskich drukarń oraz szkół w  znacznym stopniu pozostały niezrealizowane. Arianom dano trzy lata na wyprowadzenie się z terenów Rzeczypospolitej, który to czas skróco-no później do lat dwóch.

Choć konfederacja warszawska z  1573 roku formalnie nadal obowiązywała, to jednak edykt banicji braci polskich faktycznie przekreślał waż-ność tej ustawy. W  jeszcze większym stopniu czyniła to uchwalona w  1668 roku konstytucja sejmowa, zakazująca, pod karą przewidzianą za apostazję, porzucania katolicyzmu. Akty z  1658 i 1668 roku skutecznie podkopały długoletnią tra-dycję tolerancji religijnej w Rzeczypospolitej.

W mojej pracy przedstawiłem, na czym opie-rała się długoletnia tradycja tolerancji religijnej w  Rzeczypospolitej. Wspomniałem kilka nieto-lerancyjnych królewskich dekretów, które jednak nie były w  całości wcielane w  życie. Opisałem początki Zboru Mniejszego oraz zarys jego poglą-dów teologicznych, skupiając się na odrzuceniu dogmatu o bóstwie Chrystusa. Następnie przed-stawiłem, jak rozwijała się nietolerancja wobec arian i  jakie czynniki wpłynęły na wydanie aktu

22 Akta sejmikowe woj. krakowskiego,Wyd.A.Przyboś,t.II,Wrocław1955,s.676–677.23 M.Korolko,Topos zdrady ojczyzny w literaturze polskiej lat 1655 – 1668 [w:] Literatura i kultura polska po potopie,Wrocław1992,s.61.24 Cyt.za:J.Tazbir,Przyczyny banicji arian z Polski [w:]Przegląd humanistyczny2/3,1999,s.19.

banicji. Później omówiłem treść samego aktu oraz to, jaki oddźwięk miał on w społeczeństwie polskim. W  historiografii wieków późniejszych porównywano emigrację arian z  emigracją Po-laków na Zachód w XIX wieku. Podkreślano, że twórczość arian po wygnaniu była bardziej zna-na w Europie ze względu na ich szlacheckie po-chodzenie oraz na to, że mieli oni swoich współ-wyznawców w  innych krajach. Literatura polska okresu emigracji po powstaniach nie była znana w tym samym stopniu.

Źródła:Akt Konfederacji Generalnej Warszawskiej z 1573 roku [online],

dostępny w Internecie: http://www.trybunal.gov.pl/wszechnica/akty/

konf_warsz.htm,

Akta sejmikowe woj. krakowskiego, Wyd. A. Przyboś, t. II, Wroc-

ław 1955,

W. Kochanowski, Pisma wierszem i  prozą [online], Kraków

1859, dostępny w  Internecie: http://books.google.pl/books?id=WV

QAAAAAcAAJ&printsec=frontcover&dq=wespazjan+kochanowsk

i+pisma+wierszem+i+proz%C4%85&source=bl&ots=lO7V4a7lo0&

sig=RaxJU2y45eynNMl67ZAowynHCrA&hl=pl&ei=P7kfTayJN4es

8gPZp8jFBQ&sa=X&oi=book_result&ct=result&resnum=1&ved=0

CBcQ6AEwAA#v=onepage&q&f=false,

Konstytucja sejmu walnego z 1658 roku [online], Volumina Le-

gum t. 4, s. 238, dostępny w Internecie: http://www.wbc.poznan.pl/

dlibra/docmetadata?id=64550,

Sz. Starowolski, Lament utrapionej Matki Korony Polskiej [on-

line], Kraków 1859, dostępny w  Internecie: http://www.pbi.edu.pl/

book_reader.php?p=50625.

Opracowania:H. Barycz, U kolebki małopolskiego ruchu reformacyjnego, Odro-

dzenie i reformacja w Polsce, t. I (1956),

M. Korolko, Topos zdrady ojczyzny w literaturze polskiej lat 1655

– 1668 [w:] Literatura i kultura polska po potopie, Wrocław 1992,

S. Radoń, Z dziejów polemiki antyariańskiej w Polsce XVI – XVII

wieku, Kraków 1993,

J. Tazbir, Nietolerancja wyznaniowa i wygnanie arian [w:] Polska

w okresie drugiej wojny północnej 1655 – 1660, t. I: Rozprawy, War-

szawa 1957,

J. Tazbir, Przyczyny banicji arian z Polski [w:] Przegląd humani-

styczny 2/3, 1999,

J. Tazbir, Tradycje tolerancji religijnej w Polsce, Warszawa 1980.

Page 17: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

32 33

hi sto ria

WstępW  historii stosunków Królestwa Polskiego

i Wielkiego Księstwa Litewskiego dwa dokumen-ty zajmują szczególne miejsce. Przywilej wydany przez Zygmunta II Augusta w 1569 roku w Lub-linie można nazwać najważniejszym w tych rela-cjach, ponieważ nigdy wcześniej nie były one tak ścisłe. Kolejny dokument, Statut litewski z  roku 1588, wydaje się być równie ważny. Ten zbiór praw regulował wszystkie węwnętrzne sprawy księstwa, a także i  zewnętrzne, w tym stosunki Wielkiego Księstwa Litewskiego(WKL) z Koroną Polską po unii lubelskiej. W niniejszej prace chcę porównać oba dokumenty, znaleźć powiązania i przeanalizować je.

Artykuł składa się z dwóch części. W pierw-szej omówione są akta unii lubelskiej i  ich od-zwierciedlenie w artykułach statutu litewskiego, gdzie staram się odpowiedzieć na pytania jak Statut litewski traktuje postanowienia unii, ja-kie postanowienia unii są zaakceptowane przez niego, jakie podważane, jakie nie wzmiankowane i na koniec całkiem. Wychodząc z tego założenia, że tło historyczne jest znane, będę omawiał jedy-nie niektóre wydarzenia. W drugiej części spró-buję wytłumaczyć dlaczego statut właśnie tak zareagował na te lub inne zagadnienia aktu unii lubelskiej.

Korzystałem przede wszystkim z samych do-kumentów. Oryginał unii lubelskiej w  języku polskim nie dostarczał problemów ze zrozumie-niem, oprócz łacińskich wstawek. Z kolei analiza oryginału statutu litewskiego, w języku starobia-łoruskim jest podparta współczesnym tłumacze-niem na język białoruski, polskiego tłumaczenia nie udało się zdobyć, dlatego cytaty ze Statutu zostały przetłumaczone samodzielnie. Z opraco-wań historycznych najwięcej szczegółów z  dzie-jów politycznych badanego okresu dostarcza praca Henryka Lulewicza „Gniewów o unię ciąg dalszy”1, która pomaga zrozumieć wydarzenia i  decyzje elit politycznych obu państw. W  bia-łoruskiej historiografii najbardziej charaktery-styczną postawę dla niej wykazuje G. Sahanowicz w  opracowaniu „Historia Białorusi”2. Z  reszty literatury skorzystałem dla zapoznania się z nie-którymi opiniami na szczegółowe zagadnienia.1 H.Lulewicz, Gniewów o unię ciąg dalszy : stosunki polsko-litewskie w latach 1569-1588, Warszawa20022 H.Sahanowicz,przeł.H.Łaszkiewicz,Historia Białorusi: od czasów najdawniejszych do końca XVIII wieku, Lublin2002

Porównanie postanowień III Statutu litewskiego z unią Lubelską

Przywilej wystawiony przez Zygmunta Augu-sta 1 lipca 1569 roku w Lublinie zawierał 20 punk-tów o unii Korony z WKL. Odzwierciedlenie więk-szości tych punktów można znaleźć w  statucie z  roku 1588. Statut składa się z  14 rozdziałów, które z kolei podzielone są na artykuły. Nas będą ciekawiły tylko niektóre artykuły z  rozdziału pierwszego ”O  personie naszej gospodarskiej”, drugiego „O  obronie ziemskiej” oraz trzeciego ”O  wolnościach szlacheckich i  o  rozszerzeniu Wielkiego Księstwa Litewskiego”, ponieważ zawierają interesujące nas zagadnienia.

W  pierwszych dwóch postanowieniach unii ogłaszana jest jej wspaniałość i  doniosłość tego przedsięwzięcia, mającego swe korzenie w histo-rii i tradycji obu narodów3. Odmiennie do rzeczo-nego aktu, w statucie litewskim unia lubelska nie jest przypominana, a jedyne zdanie, gdzie mowa o  fakcie zawarcia unii znajduje się w przywileju Zygmunta III Wazy o potwierdzeniu praw i wol-ności stanom WKL, wydanym 28 stycznia 1588 roku4. Dlatego niektórzy litewscy i białoruscy hi-storycy wyprowadzili wnioski, że statut dążył do uchylenia unii5. Jednak z przepisów dotyczących wyborów na sejm Rzeczypospolitej, gdzie Polacy nazywani są „sąsiadami i braćmi”6, a także z po-wodu włączenia dokumentu konfederacji war-szawskiej i  postulatów tam zawartych, wynika istnienie unii. Tak samo pominięte zostały kwe-stie omówione w punkcie 19 aktu unii, traktujące o ewentualnym jej zerwaniu czy nie przestrzega-niu jej warunków.

Trzeci punkt unii lubelskiej jest najczęś-ciej cytowany, będąc jednocześnie najkrótszym wśród punktów całego aktu. Informacja o  tym, że Korona i  WKL od teraz to „..jest jedno nie-rozdzielne i  nieróżne ciało….ale jedna spolna Rzeczpospolita..”7, brzmi bardzo hasłowo i  w ko-lejnych punktach jest rozwijana. Tylko w tekście konfederacji warszawskiej włączonym do statutu można znaleźć takie wyrażenie jak „nieroździel-

3 S.Kutrzeba,W.Semkowicz,Akta unji Polski z Litwą : 1385-1791,Kraków1932,ss.342-3434 H.Lulewicz, Gniewów…, s.4145 J.Kłoczowski,P.Kras,H.Łaszkiewicz,Unia Lubelska i tradycje integracyjne w Europie Środkowo--Wschodniej,Lublin1999,s.226 Tłum.A.S.Sagun,Statut Vjalìkaga knjastva lìtoŭskaga 1588,Mìnsk2002,ss.42-437 S.Kutrzeba,W.Semkowicz,Akta…,ss.343

Porównanie postanowień III Statutu Litewskiego

z Unią LubelskąYauheni BOIKA

Wikipe

dia.or

g

Page 18: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

34 35

na Rzeczpospolita8”, a  cała narracja litewskiego zbioru praw, gdzie WKL ciągle nazywa się „rzeczą pospolitą” lub „państem naszym”, jeśli nie pod-waża jedności Rzeczypospolitej, to przynajmniej bardzo gruntownie pokazuje odrębność WKL w ramach państwa unijnego9.

Z kolei czwarty punkt jak i piąty aktu unijne-go zawierają warunki na których musi być wy-bierany „jeden król spolny”, i wprowadzają zakaz przeprowadzania osobnych wyborów wielkiego księcia w  Wilnie. W  statucie dwa razy pojawia się tytuł króla i  to zawsze jako „króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego”10, ale w większości wypadków korzysta się z terminu „hospodar”. Na przykład tak nazywa się pierwszy rozdział statu-tu 1588 roku: „O personie naszej gospodarskoj”11. Oprócz tego w  statucie nie napisano o  jakimś osobnym wyborze „hospodara” lub króla, ale dano o tym do zrozumienia w artykule o wolnoś-ciach szlacheckich, gdzie potwierdzono posiada-nie tych samych praw i przywilejów jakimi cieszą się Polacy.

Siódmy punkt unii ustanawia tylko jednora-zowe potwierdzenie praw i  przywilejów przez nowo obranego króla podczas koronacji. W wy-mienionym wcześniej artykule o  przywilejach szlacheckich, statut odwołując się do tradycji akceptuje to, że władca musi potwierdzać przy-wileje i  wolności szlachty litewskiej tak samo jak i polskiej a „osobliwie nad to pri swobodach i  wolnościach na przywilejach i  listach wielkich kniaziej litowskich”12 co oznacza, że wcześniejsze postanowienia władców litewskich są całkowicie wiążące. Ten szczegół zaś faktycznie kwestiono-wał wspólne potwierdzanie praw i  przywilejów dla Korony i Wielkiego Księstwa. Postanowienie to ugruntowało istniejącą juz tradycję oddzielne-go potwierdzenia praw i  przywilejów dla Polski i Litwy przez nowo obranego króla13.

Postulat mówiący iż „..Sejmy i rady oboj na-ród ma zawżdy mieć spolne koronne pod królem polskim..”14, zawarty jest w punkcie ósmym unii. W  tej kwestii, z  jednym wyjątkiem, statut nie odrzuca warunków prowadzenia obrad zatwier-8 Tłum.A.S.Sagun,Statut..., s.439 H.Sahanowicz,Historia…, s.21610 Tłum.A.S.Sagun,Statut.., s.42,s.5711 Tłum.A.S.Sagun,Statut.., sS.1812 Przyg.O.Lickiewicz,СтатутВеликогокняжестваЛитовского1588года[E-źródło]http://star-bel.narod.ru/statut1588_3.htm13 H.Lulewicz, Gniewów…, s.40114 S.Kutrzeba,W.Semkowicz,Akta…,s.344

dzonych w akcie unii. Statut wprowadza istnienie takiej instytucji jak sejm generalny WKL, który ma odbywać się w  Słonimie i  poprzedzać sejm walny, który to postulat wychodzi poza postano-wienia unii lubelskiej.

Punkt 11 reguluje warunki prowadzenia po-lityki zagranicznej, wysyłania poselstw i  zawie-rania przymierzy przez Rzeczypospolitą, które ustala się na wspólnych obradach15. W tej kwestii statut nie zawiera konkretnych postanowień, lecz prowadzenie polityki zagranicznej oddaje w ręce sejmu walnego, o czym mowa w artykule drugim rozdziału II oraz artykule 6 rozdziału III 16.

Zagadnienia z punktu 14 aktu pozwalały Po-lakom w  Litwie, a  Litwinom w  Polsce nabywać ziemie i  tym samym pełnić urzędy w  tych pań-stwach oraz postulowały, aby „..statuta i  ustawy … przeciw narodu polskiemu w Litwie ustawione … żadnej mocy nie miały..”17. Ten punkt został całkowicie odrzucony przez statut litewski, który zabraniał kupowania ziemi i  zajmowania urzę-dów litewskich przez obywateli innych państw, „zagraniczników”, „postronnych”18. Kwestia kupowania ziemi była najważniejszą dla strony polskiej przed podpisaniem unii w Lublinie, lecz w momencie włączenia ziem Ukrainy do Korony straciła nieco na znaczeniu. Po zapoznaniu się podczas sejmu koronacyjnego 1588 przez stro-nę polską z postanowieniami statutu, właśnie ta kwestia wywoływała najwięcej kontrowersji i bu-dziła opór przedstawicieli szlachty19.

W obszernym 18 punkcie aktu przedstawiona została sprawa egzekucji dóbr. Akt gwarantuje to, że nie będzie ona obejmowała ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Kwestia ta, bardzo ważna dla możnowładców litewskich zarządzających wielkimi majątkami ziemskimi, była potrakto-wana w ten sposób by nie wywoływała większe-go sprzeciwu20. Statut, nie wspominając o fakcie istnienia unii, aż w trzech artykułach potwierdza tę zasadę21.

Ostatni punkt mówiący iż „te wszystkie rze-czy tu postanowione … ani przez pany rady i inne wszystkie stany i posły ziemskie obojga narodów … nie mają nigdy być wzruszane i  odmieniane,

15 S.Kutrzeba,W.Semkowicz,Akta…,s.34416 Tłum.A.S.Sagun,Statut.., s.34,s.4417 S.Kutrzeba,W.Semkowicz,Akta…,s.34518 Tłum.A.S.Sagun,Statut.., s.34,s.4419 H.Lulewicz, Gniewów…, ss.412-41420 H.Sahanowicz Historia Białorusi21 Tłum.A.S.Sagun,Statut.., s.34,s.44

ale wieczne, całe i mocne zachowane być mają”22 faktycznie przez statut litewski został odrzu-cony, gdyż w  niektórych kwestiach podważał postanowienia unii, a  niektóre całkiem zanego-wał, jak to było wyżej przedstawione.

Wnioski po przeczytaniu i zapoznaniu się z aktem unii lubelskiej a statutem litewskim

Akt unii lubelskiej, podpisany 1 lipca 1569 roku, nie regulował wszystkich bez wyjątku kwe-stii, wynikających z nowej formy związku Polski i Litwy, co można stwierdzić po dokładnym za-poznaniu się z treścią tego dokumentu. Odczuwa się nieodparcie lakoniczność i hasłowość niektó-rych postanowień. Istniała więc potrzeba napi-sania dokładniejszych dokumentów unijnych. Litwa stworzyła statut 1566, który tuż po zatwier-dzeniu unii postanowiono uzgodnić i dopasować do polskiego statutu Łaskiego, powołując w tym celu specjalną komisję, ale o dziwo w jej składzie nie znalazł się ani jeden Polak23. Komisja, z nie-wielkimi zmianami w  składzie, skończyła swo-ją pracę już w  roku 1586, a  ostateczna redakcja statutu litewskiego została uzgodniona przez se-natorów i deputatów szlachty litewskiej podczas sejmu elekcyjnego 1587 roku24. Litwini nie spie-szyli się z przedstawieniem całości statutu stro-nie polskiej, ujawniając jedynie kilka rozdziałów. Domyślano się, że niektóre postanowienia mogą wywołać sprzeciw strony polskiej, i dlatego wy-czekiwano na odpowiedni moment. Taka sytu-acja wytworzyła się podczas sejmu koronacyjne-go 1588 roku, gdyż był to czas podwójnej elekcji, kiedy Kraków zajmował Zygmunt III Waza, ale jednocześnie niedaleko z  wojskiem stacjonował drugi elekt - Maksymilian. Delegacja litewska przyjechała do Krakowa po miesiącu od rozpo-częcia obrad, kiedy polscy posłowie byli już zmę-czeni i  chcieli jak najszybciej zakończyć obrady sejmu i koronować Zygmunta. Korzystając z tego faktu i mądrze prowadząc grę polityczną, delega-cja litewska osiągnęła wiele celów wśród których było i  zatwierdzenie nowego poprawionego sta-tutu. Tutaj możno dojść do wniosku: jeżeli rok 1569 należy traktować jako polityczną klęskę dla Litwy, to rok 1588 jest jednoznacznym zwycię-

22 S.Kutrzeba,W.Semkowicz,Akta…,s.34723 H.Lulewicz, Gniewów…, ss.41-4224 H.Lulewicz, Gniewów…, s.381

stwem litewskich elit w stosunkach z Polską25. Jak było już wspomniane, cała treść statutu

świadczy w pewnym sensie o odrębności i prawie całkowitej niepodległości WKL. Trzeba przyznać że niektóre zagadnienia poruszane w tym doku-mencie zaskakują. Na przykład, w artykule trze-cim rozdziału III hospodar, czyli władca litewski przyrzeka przywrócić wszystkie ziemie wielkiego księstwa litewskiego, które kiedykolwiek posia-dało. Nie są one wyliczane, ale najprawdopodob-niej chodzi o ziemie Ukrainy, co świadczy o dą-żeniu elit politycznych do odzyskania utraconych przez WKL terenów i  nie pogodzenie się po 20 latach z ich stratą. Takich przykładów można by mnożyć26.

Statut stał się jakby murem broniącym od-rębności Wielkiego Księstwa, którego Korona Polska nie mogła już przekroczyć, a w niektórych kwestiach statut dawał możliwość poszerzenia tej odrębności. Na przykład zwoływanie co trzecie-go sejmu walnego w Grodnie było zawarte w ra-mach statutu. Po unii tak naprawdę i Korona Pol-ska musiałaby dostosować swoje prawodawstwo do nowych warunków, choć tego nie uczyniła. Wydaje się że było to spowodowane faktem, że musiano by przyznać znaczną odrębność WKL w ramach unii i przekreślić szanse na całkowite włączenie Wielkiego Księstwa do Korony.

Porównując postanowienia statutu z  ak-tem unii można dostrzec następujący fakt: sta-tut, próbując zachować jak największą swobodę w  traktowaniu niektórych zagadnień, korzystał z różnych środków, niekiedy bardzo skutecznych. Przemilczenie istnienia unii, choć i  wywołało niezadowolenie polskiej szlachty, to było do zaak-ceptowania, gdyż milczeć nie oznacza odrzucić. Dodatkowo, całkowite włączenie tekstu konfede-racji warszawskiej, a  także odwoływanie się do królów polskich (nie zapominając o  tytulaturze wielkich książąt litewskich) pośrednio wska-zywało na rzeczywisty związek Litwy z  Polską i dzięki temu pominięcie faktu zawarcia unii nie było tak dotkliwym. Bardzo ryzykownym kro-kiem było wprowadzenie zakazu nabywania ziem i  pełnienia urzędów litewskich przez Polaków. Nie wywołało to jednak takiego oburzenia, gdyż przyłączenie rozległych ziem Ukrainy zaspokoiło w większości apetyty szlachty27. Nastoje łagodził 25 H.Wisner,Unia: sceny z przeszłości Polski i Li-twy,Warszawa1988,s.19226 H.Wisner,Unia…, s.19327 H.Wisner,Unia…, s.120

Page 19: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

36 37

też fakt, że większość punktów aktu unii lubel-skiej nie zostało odrzuconych, a niektóre jedynie tylko lekko zmienione. Wydaje się, że dzięki ta-kim rozsądnym zabiegom statut litewski z jednej strony uzyskał akceptacje strony polskiej, a z dru-giej wzmocnił pozycje i rangę Wielkiego Księstwa oraz ugruntował jego odrębność polityczną w ra-mach Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Źródła Przyg. O. Lickiewicz, Статут Великого княжества

Литовского 1588 года [E-źródło] http://starbel.narod.ru/sta-

tut1588.htm

S. Kutrzeba, W. Semkowicz, Akta unji Polski z  Litwą: 1385-

1791, Polska Akademja Umiejętności i  Towarzystwo Naukowe

Warszawskie, Kraków 1932r.

Tłum. A.S. Sagun, Statut Vjalìkaga knjastva lìtoŭskaga 1588,

Mìnsk 2002r.

LiteraturaGenadź Sahanowicz, przeł. H. Łaszkiewicz, Historia Białorusi:

od czasów najdawniejszych do końca XVIII wieku, Instytut Europy

Środkowo-Wschodniej, Lublin 2002r.

Jerzy Kłoczowski, Paweł Kras, Hubert Łaszkiewicz, Unia

Lubelska i  tradycje integracyjne w Europie Środkowo-Wschodniej,

Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, Lublin 1999r.

Jerzy Ochmański, Historia Litwy, Zakład Narodowy imienia

Ossolińskich, Wrocław 1990r.

Jerzy Żenkiewicz, Litwa na przestrzeni wieków i jej powiąza-

nia z Polską, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń 2001r.

Henryk Lulewicz, Gniewów o unię ciąg dalszy: stosunki polsko-

litewskie w latach 1569-1588, Instytut Historii Polskiej Akademii

Nauk, Warszawa 2002r.

Henryk Wisner, Unia: sceny z przeszłości Polski i Litwy, Ludo-

wa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1988r.

Marceli Kosman, Historia Białorusi, Zakład Narodowy

imienia Ossolińskich, Wrocław 1979r.

Vytautas Ališauskas, przekł. Paweł Bukowiec, Beata Kalęba,

Beata Piasecka, Kultura Wielkiego Księstwa Litewskiego: analizy

i  obrazy, Towarzystwo Autorów i  Wydawców Prac Naukowych

Universitas, Kraków 2006r.

Bitwa pod Kiesią (Wenden) stoczona 21 paź-dziernika 1578 roku jest starciem o tyle ciekawym, że mamy w  nim do czynienia z  działaniami sojuszniczych sił Rzeczypospolitej i  Szwecji, walczących ramię w  ramię przeciw armii moskiewskiej. Kieś kojarzy się przede wszystkim ze starciami XVII-wiecznymi, kiedy to Litwini i  Polacy ścierali się ze Szwedami, dlatego też warto przyjrzeć się nieco dokładniej epizodowi z XVI wieku. Bitwa stawiła część polsko-litewsko-szwedzko-moskiewskich zmagań o Inflanty, będą-cych kontynuacją tzw. pierwszej wojny północnej (1563-1570). Kruchy rozejm Rzeczypospolitej i  Carstwa Moskiewskiego przetrwał zaledwie pięć lat, bowiem już w  1575 roku wojska Iwana IV Groźnego zaatakowały Inflanty, licząc na

wykorzystanie zamieszania towarzyszącego bezkrólewiu po ucieczce Henryka Walezego do Francji. Początkowo armia carska odniosła wiele sukcesów, zdobywając liczne zamki inflanckie. Po elekcji Stefana Batorego doszło do podpisania kolejnego rozejmu, porozumienie to przetrwało jednak zaledwie rok. Licząc na zaangażowanie Batorego pod zbuntowanym Gdańskiem, w 1577 roku Iwan IV uderzył po raz kolejny. Łupem jego wojsk padały kolejne zamki i  twierdze. Rzadko dochodziło do walk, wiele umocnionych punktów poddało się bez walki. Heroiczny przykład dali jednak obrońcy i  mieszkańcy Kiesi (Wenden), którzy 31 sierpnia 1577 roku wysadzili się w zamku, nie chcąc poddać się władzy Cara. Już jednak jesienią tegoż roku wojska litewskie, dowodzone

Michał „Kadrinazi” PARADOWSKIEdynburg

Wielkie to zwycięstwoBitwa pod Kiesią (Wenden)

21 października 1587 toku

Dwóch arkebuzerów/rajtarów — podobnie mogławyglądać jazdaszwedzkapodKiesią—wedługJo-staAmmana

Herz

og A

ugus

t Bibl

ioth

ek

hi sto ria

Page 20: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

38 39

przez hetman polnego Krzysztofa „Pioruna” Radziwiłła, przeszły do ofensywy. Z jednej strony z  dużymi sukcesami prowadziły one wojnę podjazdową przeciw armii carskiej, z drugiej dzięki kombinacji sprytu i forteli wojennych do lata 1578 roku odzyskały 17 z 27 zamków inflanckich. Armia Iwana Groźnego poniosła w  tym czasie także spore straty w  walkach ze Szwedami, w  czasie walk w  okolicach Narwy, stąd też nie mogła odpowiednio zareagować na kontrakcję ze strony Radziwiłła. W październiku 1578 roku udało się jednak zebrać wojewodom moskiewskim liczny korpus wojska i na jego czele podeszli pod Kieś. W  poniższym artykule chciałbym przedstawić polsko-szwedzki punkt widzenia na okoliczności, przebieg i  wynik starcia sojuszniczych wojsk z armia moskiewską oblegającą zamek. Chciałbym przy tej okazji podziękować Danielowi Stabergowi za pomoc w dotarciu do materiałów szwedzkich.

15 października silne zgrupowanie mos-kiewskie, zależnie od źródeł spotykamy (nieco chyba zawyżoną) liczbę 18-22  000, podeszło pod bronioną przez oddziały litewsko-polskie Kieś. Dowodzili nimi wojewodowie Piotr Tatow, Wasili Woroncow, Piotr Choroszczyn i  Andrij Szokłanow. Dwa pierwsi mieli pieczę nad artylerią (być może i  piechotą?), dwaj kolejni dowodzili jazdą (złożoną z  moskiewskiego pospolitego ruszenia szlachty oraz lekkiej jazdy tatarskiej).

Wyposażeni w silny park artyleryjski – 30 dział – Moskale podjęli działania oblężnicze. Zapewne nie liczyli się z  możliwością nadejścia odsieczy, gdyż nieliczne (liczące łącznie ok. 1000 koni) chorągwie „wojska inflanckiego” (litewskie) porozrzucane były na leżach, nie spodziewając się tak silnego uderzenia moskiewskiego. Dowodzący obroną Kiesi Mikołaj Suchodolski, „rotmistrz królów polskich”, nie zamierzał się jednak poddawać w  obliczu przeważających sił przeciwnika. Przed zamknięciem pierścienia oblężenia zdążył wysłać posłańców do Andrzeja Sapiehy, który w  zastępstwie hetmana polnego litewskiego Krzysztofa „Pioruna” Radziwiłła dowodził na inflanckim teatrze działań.

Wieści z  Kiesi znalazły Sapiehę w  zamku Nowy Młyn pod Rygą. „Rotmistrz albo porucznik hetmański w  Inflanciech” natychmiast udał się do Stropu, gdzie stacjonowały dwie chorągwie husarskie – jego własna oraz rotmistrza Wacława Żabki (łącznie ok. 300 żołnierzy). Dotarł tam rychło w  czas, gdyż pod zameczek zbliżył się podjazd Tatarów moskiewskich, liczący 1000 jeźdźców (zapewne jest to kolejna przesadnie wysoka liczba). Niewielka grupa husarzy litewskich (jakoby 16 – bo tylko tylu miało osiodłane konie) zaatakowała podjazd, zabijając kilku Tatarów. Czata moskiewska wycofała się, biorąc do niewoli tylko jednego litewskiego pachołka, który jednak

nie okazał się dobrym źródłem informacji. Starcie to miało tak zdemoralizować moskiewskich ordyńców, że aż 12 z nich zdezerterowało na stronę litewską i zdało Sapieże relację z sił i poczynań armii carskiej pod Kiesią. Litewski oficer natychmiast wysłał ordynanse wzywające porozrzucane po kwaterach chorągwie do zebrania się w  Stropie. Posłaniec od Suchodolskiego z  Kiesi doniósł o  znaczącej przewadze nieprzyjaciela, zdawano sobie więc sprawę, że zamek nie utrzyma się zbyt długo bez odsieczy. Sapieha wysłał także wieści o  nadejściu armii moskiewskiej do Jörana Boije, dowodzącego sojuszniczą szwedzką armią polową w  Inflantach. Szwedzi spotkali się z  Sapiehą pod zamkiem Mijan – litewski i  szwedzki dowódca ustalili tam plan wspólnego działania, jednocześnie oczekując na grupujące się oddziały Sapiehy. Nocą 20 października ze sporymi przygodami (sojusznicy nieco się rozminęli po drodze, w marszu przeszkadzała także zła pogoda) ruszono pod Kieś, wysławszy uprzednio trzech posłańców do Suchodolskiego, informując o  nadciągającej odsieczy.

Armia sprzymierzonychPrzyjrzyjmy się teraz jak wyglądały siły sojusz-

ników, które miały stawić czoło armii moskiewskiej.I. Zgrupowanie litewsko-polskie Andrzeja

Sapiehy (w  nawiasach podaję spotykane w źródłach formy zapisu nazwisk oficerów)

Możemy zidentyfikować siedem chorągwi jazdy:

– husarską hetmana Radziwiłła pod Andrzejem Sapiehą

– husarską Wacława Żaby (Zabki, Żabki)– husarską „porucznika królewskiego”

Macieja Dębińskiego– husarską Dymitra Rahozy (Rahoży)– Lenarta Kietlicza– petyhorską kniazia Hawryła Petyhorca

(Petyhorskiego) – (nieznanego typu, być może kozacką)

ZbyszewskiegoTakże konno stanęły oddziały szlachty

inflanckiej, w  relacjach znajdujemy nazwiska kilku oficerów (w późniejszych kampaniach będą dowodzić chorągwiami zaciężnymi) – Mikołaja Korffa, Wilhelma Platera i  Johana Bihringa (Biringa). Prawdopodobnie była to jazda strzel-cza, wyposażona w uzbrojenie ochronne podob-ne do jazdy szwedzkiej (patrz niżej).

Przyjmuje się, że piechotę reprezentowało ok. 400 strzelców witebskich (taką liczbę podaje w swoim opracowaniu Henryk Kotarski) wydaje

BojarzymoskiewscywedługAbrahamadeBruyn JeździecpolskiilitewskiwedługAbrahamadeBruyn

Herz

og A

ugus

t Bibl

ioth

ek,

4x

Page 21: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

40 41

mi się to jednak błędną interpretacją, o  czym wspomnę przy okazji opisu bitwy. Źródła szwedzkie wymieniają jednak wśród poległych żołnierzy ryskich, a  źródła polskie wspominają o „knechtach” być może więc Sapieha miał pod komendą najemną piechotę niemiecką na żołdzie Rygi. Kontyngent prawdopodobnie miał także na stanie działa, nie jest jednak pewne, czy opisy dotyczące użycia artylerii w starciu nie dotycząca tylko i wyłącznie dział przyprowadzonych przez Szwedów.

Łącznie siły pod komendą Sapiehy ocenia się na ok. 2000 ludzi.

II. Zgrupowanie szwedzkie Jörana Boije (polskie źródła nazy-wają go Jerzym Boije):

Szwedzi dyspono-wali 2000-2300 żoł-nierzy (a nie 3500, jak do tej pory przyjmują polskie opracowania) i  kilkoma działami. Ocenia się że Boije miał pod komendą 1300-1500 piechurów i  700-800 jazdy. Woj-sko to było podzielone na siedem oddziałów:

3. „fanor” (cho-rągwie kawalerii):

– niemiecka raj-taria (najemna) Hansa Wachtmeistera

- dwie szwedzkie (krajowe)

4. „fänikor” (cho-rągwie piechoty, wszystkie szwedzkie krajowe):

– Mårtena Bullera– Jona Gisslessona– Sigvarda Jacobssona – (prawdopodobnie) Hansa Grota Wypadałoby chociaż w  kilku słowach

opisać jak mogły być wyposażone jednostki szwedzkie, gdyż armia szwedzka tej doby jest raczej słabo znana w  Polsce. Piechota nie używała uzbrojenia ochronnego, nie miała też pik (wybitnie nielubianych przez szwedzkich

piechurów), była więc typową formacją strzelczą, uzbrojoną w  arkebuzy. Jazda wyposażona była w  pistolety, arkebuzy i  broń białą. Uzbrojeniem ochronnym był najczęściej hełm, napierśnik i naplecznik, a także kolcze rękawy – zestaw taki był znany pod niemiecką nazwą „Trabharnisch”, spotykamy go w  tym czasie powszechnie wśród konnych strzelców w  Europie Zachodniej. Podstawową taktyką szwedzkiej jazdy było prowadzenie ostrzału (z arkebuzów i pistoletów), a  po odpowiednim „zmiękczeniu” przeciwnika przejścia do walki wręcz. Wydaje się więc, że zgrupowanie Boije było idealnym uzupełnieniem

dla jazdy Sapiehy: za- równo szwedzka pie- chota jak i jazda mogła wspierać ogniem arke- buzów litewską hu-sarię, przygotowując grunt pod szarżę.

Sprzymierzeni do- tarli rankiem 21 paź- dziernika pod Kieś, ścierając się po dro-dze z  podjazdami moskiewskimi.

Jako pierwsza do starcia weszła jazda moskiewska, ok. 1000 jezdnych (zapewne tak jazdy bojarskiej jak i  Tatarów) zostało wysłanych z obozu by bronić sprzymierzo-nym przejścia przez bród na rzece Gawii. Wydaje się, że dowód-cy moskiewscy zlekce-ważyli przeciwnika,

wysyłają zbyt małe siły, licząc że ostrzałem z  łuków uda się zatrzymać przeprawę. Jazda moskiewska została jednak szybko odrzucona od brodu celnym ogniem działek – zależnie od źródeł było to albo litewskie albo szwedzkie armaty. Najprawdopodobniej były to jednak działa szwedzkie, ale ustawione na rozkaz prowadzącego atak Sapiehy. Tak czy inaczej, droga na drugi brzeg została utorowana. Jazda litewska i  szwedzka, prowadzona przez petyhorców, przeprawiła się przez Gawię. Co ciekawe, kawalerzyści wzięli na siodła piechurów, zapewniając w  ten sposób

szybką przeprawę – „wziąwszy każdy zasię na koń knechta”. Jazda moskiewska próbowała uderzyć na pierwsze przechodzące roty, została jednak odparta celnym ostrzałem. Znów bardzo ważną rolę odegrała artyleria sprzymierzonych, „bo przeprawiwszy się, i działka przeciągnąwszy, prędko je puszkarze narychtowali”.

Tu znów, jak się wydaje, dowódcy moskiewscy zlekceważyli siły przeciwnika. Nie zaatakowali z całą mocą wojsk Sapiehy i Boije, przeznaczając tylko część sił do walki z  odsieczą. Reszta szykowała się do planowanego szturmu na Kieś. Dało to sprzymierzonym czas na spokojne ustawienie szyku. Żoł-nierze Sapiehy stanęli na prawym, Szwedzi na lewym skrzydle, do tego „knechci w około po obu stronach”. Litewski atak miały prowadzić dwie naj-lepsze chorągwie hu- sarii – Sapiehy i  Dę-bińskiego. Szwedzi mieli nawet czas na to, by zejść z  koni i pomodlić się. Litwini, do których zbliżał się już nieprzyjaciel, „zsiadać z  koni nie śmieli (…) tak się na koniach siedząc Panu Bogu modlili”. Być może, biorąc pod uwagę znaczną przewagę liczebną, dowódcy moskiewscy liczyli że będą w stanie odeprzeć odsiecz, bez angażowania oddzia-łów przygotowujących się do szturmu.

Litwini, dzielnie dowodzeni przez Sapiehę, „prędkością a śmiałością niedługo Moskwę wsparli”. Złamana jazda moskiewska uciekła do obozu, za nimi wpadli tryumfujący Litwini. Szwedzi walczyli w  tym czasie z  obrońcami szańców, gdzie walka musiała być bardzo ciężka, gdyż poniesiono spore straty. Uciekająca jazda moskiewska zebrała się w  lesie poza obozem i po pewnym czasie powróciła do walki. Sapieha do oczyszczania szańców wysłał „cztery sta ludzi pieszo” – wydaje mi się

że chodzi tu o  spieszoną jazdę, a  nie piechurów, gdyż ów oddział 400 ludzi został wsparty przez „knechtów” (czyli piechotę właśnie). Szwedzkie źródła podają także informację, że atakujące armie zostały wsparte wypadem obrońców Kiesi. O  ile nie ma to potwierdzenia w  polskich relacjach, o  tyle wydaje się logiczne i  dobrze świadczyłoby o  umiejętnościach dowódczych Suchodolskiego, który wykorzystałby idealny moment na taki atak.

Kolejny moskiewski kontratak, przeprowa-dzony przez 1200 żołnierzy „jeno z  szablami, bo prochów do rusznic nie mieli”, został zmasakrowany przez sprzymierzonych. „Jako bydło pokłuli, że

trup na trupie leżał”. Zacięta walka trwała aż do zmroku – jak się wydaje wojska moskiewskie utrzyma-ły szańce i  obóz, jed- nak wysokie straty wpłynęły demoralizu-jąco na carskich żoł-nierzy. W  nocy obóz, na czele jazdy bojar- skiej, opuścili woje-wodowie Choroszczyn i  Szokłanow, zosta-wiając resztę armii na pastwę sprzymie-rzonych.

Następnego dnia z d e m o r a l i z o w a n e wojska moskiewskie skapitulowały, w  ręce zwycięzców wpadł ca- ły tabor i  liczna arty-leria. Wielu carskich puszkarzy popełniło wtedy samobójstwa, wieszając się przy

własnych działach, obawiając się gniewu cara.

Kwestia strat w bitwie:Bartosz Paprocki podaje tylko straty

moskiewskich wojewodów: „było w tem wojszcze hetmanów ośm, z  których trzech zabili naszy, dwóch pojmali, trzech ich uciekło”. Wspomina także o zdobyciu 23 dział.

Marcin Bielski pozostawia nader złowieszczy opis pobojowiska: „bo tam i  dziś ujrzy, ano się

HusarzlitewskiwedługAbrahamadeBruyna

Rijk

smus

eum, 2

x

HusarzpolskiwedługAbrahamadeBruyna

Page 22: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

42

konferencja

jeszcze bieli niemal wszystko pole kościami”. Według niego sprzymierzeni zdobyli 23 działa, „a między nimi wołczek działo naosobliwsze, acz i jastrząb nie był zły, i dwie pannie, i sokoli dwa”. Wzięto także „niemało jeńców”, w  tym dwóch wojewodów – Piotra Tatowa i Wasila Worońca.

Rajnold Hejdensztejn także zachwyca się zdobytymi działami: „najznaczniejsze armaty były te, które miały na sobie nazwisko i wyobrażenie: jedna wilka, jedna jastrzębia, dwie panny, dwie sokołów, a do tego kilka szwedzkich z  takiemiż samemi znakami”. W  odróżnieniu jednak od Paprockiego i Bielskiego wspomina, że było owych dział „do 30”. Co do strat ludzkich daje nam niestety tylko ogólniki: „nieprzyjaciół wiele zginęło, do niewoli nie mało zabrano; z naszej strony bardzo małe były straty”.

Gustav Petri w  oparciu o  źródła szwedzkie określa krwawe straty moskiewskie na 6000 ludzi, podczas gdy sprzymierzeni mieli utracić tylko ok. 100 zabitych.

Bardzo dokładne i  niezwykle ciekawe dane podaje w  swym opracowaniu Jonas Hedberg (najprawdopodobniej w  oparciu o  list samego króla Jana III Wazy do księcia holsztyńskiego Magnusa). Armia moskiewska miała stracić 6280 zabitych, 3000 jeńców i  1720 rozproszonych po okolicy. Sprzymierzeni mieli stracić 200 Szwedów, 100 żołnierzy ryskich (prawdopodobnie piechoty w  armii litewskiej), 60 „hovfolk” (określenia którym nazywano konnych, chodzić tu może to szlachtę inflancką) i  kilku Polaków (Litwinów). Moskiewski park artyleryjski który wpadł w ręce zwycięzców to 6 dużych moździerzy i 14 dużych dział. Ten ostatni łup wywołał zresztą kłótnię pomiędzy sojusznikami – miał bowiem przypaść Szwedom, ale to Litwini zagarnęli go w  czasie transportu do Szwedów i  odmówili wydania dział.

Oczywiście nie jest to w  pełni wyczerpujące opracowanie tej bitwy (zabrakło bowiem – z po- wodu bariery językowej – źródeł z  strony mo-skiewskiej), wydaje mi się jednak, że nawet taka krótka forma może zainteresować Czytelników. Wszak Kieś funkcjonuje w polskiej historiografii przede wszystkim z powodu starć z XVII wieku, jako ciekawostkę można więc potraktować epizod z  1578 roku, kiedy to nasi żołnierze traktowali Szwedów jako sojuszników i ramię w ramię z nimi walczyli przeciw armii moskiewskiej. Jako to w szumny sposób określił Rajnold Hejdensztejn:

„Polacy, Litwini, Szwedzi bili się za krzydwy, Inflantczycy za wolność, a wszyscy za chwałę”. Był to specyficzny sojusz, na zasadzie „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, jednak każe się zastanawiać, jak mogłoby wyglądać trwałe porozumienie Rzeczpospolitej i  Szwecji pod rządami Zygmunta III.

Bibliografia:Barkman, Bertil C:son, Kunglig Svea Livgardes historia II,

Stockholm 1937

Bielski Marcin, Kronika polska, tom VII, Sanok 1856

Hedberg, Jonas, Kungl. Artilleriet — Medeltid och Vasatid,

Stockholm 1975

Heidenstein Rajnold, Dzieje Polski od śmierci Zygmunta

Augusta do roku 1594, Petersburg 1857

Kotarski Henryk, Wojsko polsko-litewskie podczas wojny

inflanckiej 1576-1582. Sprawy organizacyjne. cz. 2 [w:] Studia

i  Materiały do Historii Wojskowości, tom. XVII, cz.1, Warszawa

1971 

Kupisz Dariusz, Psków 1581-1582, Warszawa 2006

Paprocki Bartosz, Herby rycerstwa polskiego, Kraków 1584

Petri, Gustav, Kungl. Första livgrenadjärregementets historia I,

Stockholm 1926

Zakład Literatury Staropolskiej i Oświecenia Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM oraz Zakład Historii Nowożytnej do XVIII wieku Wydziału Historycznego UAM, a także Studenckie Koło Naukowe Miłośników Litera-tury Dawnej przy Instytucie Filologii Polskiej UAM i Studenckie Koło Nau-kowe Historyków im. Prof. Gerarda Labudy przy Instytucie Historii UAM ma zaszczyt zaprosić studentów i doktorantów wszystkich kierunków humanistyc-znych do wzięcia udziału w studencko-doktoranckiej konferencji naukowej pt.: Gdy przodkowie nasi śmiali z Rzymianami się ścierali – o roli i historii mitu sarmackiego w Polsce do XVIII wieku, która odbędzie się w dniach 11-13 kwi-etnia 2013 roku w Instytucie Filologii Polskiej UAM przy ulicy Fredry 10 oraz Instytucie Historii przy ulicy Św. Marcin 78. W ramach konferencji planujemy poruszyć następujące zagadnienia:

* Geneza mitu sarmackiego.* Recepcja mitu sarmackiego w XVI – XVIII wieku.* Mit sarmacki wśród mitów założycielskich Europy nowożytnej.* Mity nie odwołujące się do genealogii Sarmacji.* Codzienność sarmacka.* Republice Sarmatorum.* Sarmacja w Europie, Europa o Sarmacji.* Sarmacki model duchowości.

Formularze zgłoszeniowe prosimy przesyłać do 15 marca na adres e-mail: [email protected]ęcej informacji: [email protected]

"Gdy przodkowie nasi śmializ Rzymianami się ścierali"

O roli i historii mitu sarmackiegoKonferencja naukowa 11-13 kwietnia 2013

Page 23: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

44 45

opowiadanie

ar carowi nierówny

Grzegorz SZYMBORSKI

Rzecz się dzieje na granicy Rzeczypospolitej i Carstwa Moskiewskiego w burzliwych dla Rosjan czasach Wielkiej Smuty

Moskwa, 27 dzień maja roku 1606Rankiem, w cztery dni przed wspomnieniem Justyna Męczennika, wszystkie dzwony w  Trzecim Rzymie zwiastowały nadchodzącą tragedię. Tysiące ludzi ru-szyło ulicami Moskwy w  kierunku Kremla, jakowoż doszła ich wieść o  spisku uknutym przeciw carowi i bojarom, przez przybyłych na wesele carycy Maryny, Lachów. Las wideł, piszczeli i samopałów wznosił się ponad głowami moskwian, którzy żądni krwi cudzo-ziemskiej ruszyli pozbyć się Polaków i Litwinów, oca-lić bojarzynów i ich gosudara. W tym samym czasie, grupa dwustu spiskowców, któ-rzy ową plotkę o mordzie bojarów wśród mieszkań-ców rozpowszechnili, przekradła się niepostrzeżenie na Kreml. Bracia Szujscy: Iwan, Dymitr i  Wasyl na czele licznego oddziału przeciwników samozwańcze-go władcy ruszyła na carską kwaterę. Niczego nieświadomy car Dymitr Iwanowicz drze-mał w swojej komnacie. Nie doszły go słuchy o mar-szu mieszkańców Moskwy, nie miał pojęcia, iż w  tej chwili kroczy ku niemu śmierć. Rozległo się pukanie do drzwi. Młodzieniec otworzył oczy i  nim zdążył zezwolić na wejście, do pokoju wkroczył z niemałym hukiem Piotr Basmanow. – Najjaśniejszy gosudarze – skłonił się zdyszany „Bos-man” – Lud Moskwy idzie poruszony. Chce się dostać na Kreml!Jakoby rażony piorunem Dymitr zerwał się z łoża.– Jak to? – wołał rozgorączkowany – Czego chcą?– Chcą się pozbyć Lachów, miłościwy carze. Mówią, że chcą cię zabić!– Nie!! – krzyknął Dymitr – To niemożliwe! Po tym co dla nich zrobiłem!? Basmanowie, natychmiast idź i uspokój tłum. Ja zajmę się resztą.Sługa natychmiast wybiegł z komnaty. Ruszył w kie-runku wrót, gdy nagle ujrzał grupę bojarstwa. Na czele jej dojrzał Wasyla Szujskiego, za nim jego braci oraz Borysa Tatiewa, kniaziów Golicynów, Wałujewa, Wo-jenkowa, Mylninkowców, Tatiszczewa i wielu innych.– Car w niebezpieczeństwie! – krzyknął Basmanow- Polacy chcą go zabić, musimy natychmiast…Nie dokończył, gdyż Tatiszczew obnażył szablę i szyb-kim pchnięciem zadał Rosjaninowi cios w brzuch. Ro-sjanin wytrzeszczył oczy i chwycił się dłońmi za ciało.

Pomiędzy palcami popłynęła krew. Ciało „Bosmana” opadło bezwładnie na posadzkę, widzący to strzelcy wycelowali muszkiety i  rusznice do grupy, jednakże przewaga Szujskich była zbyt znaczna. – Idziemy pozbyć się nieprawego cara! – obwieścił żołnierzom Wasyl-Śmierć Samozwańcowi! Dość już rządów uzurpatora, którego na hosudarski stolec wy-nieśli Lachy!Niestawiających oporu strzelców i członków gwardii carskiej rozbrojono, resztę zamordowano. Buntow-nicy ruszyli po cara. Dymitr widział całe to zajście z okna swojej kwatery. Zabarykadował drzwi do po-koju, lecz na nic się to zdało. Zamachowcy wtargnęli do komnaty.– Jest bladinsyn! – zawołał Borys Tatiew celując samo-pałem w Dymitra.Nim zdążył wystrzelić, car niespodziewanie wysko-czył przez okno. Spadł na podwórze dosyć niefortun-nie, skręcając sobie przy tym nogę. Dojrzeli go strzelcy siewierscy i natychmiast skoczyli batiuszce carowi na pomoc. Gdy tylko go podnieśli, zamachowcy byli już w ogrodzie. – Chrońcie mnie… błagam – jęknął Dymitr podtrzy-mywany przez dwóch żołnierzy z  Siewierszczyzny. Reszta postawiła forkiety i  wycelowała lufy rusznic w stronę otaczających ich spiskowców.– Zdrajcy! – zawołał jeden ze strzelców – Nie damy wam zabić władcy!– Nie władca to, lecz Łżedymitr! Polaczek zawszony i katolik!– Błagam, nie zabijajcie mnie! – łkał car– Milcz psie! – splunął Wasyl – Prawdziwy car, syn Rurykowicza, nie tchórzyłby w  obliczu śmierci. Pa-trzyłby jej prosto w oczy. Widać, żeś nie jego potomek. Z drogi!Szujski odepchnął dwóch przednich obrońców, resz-ta nie oponowała z powodu przewagi przeciwników. Mimo niesprawności nogi Dymitr próbował uciec, lecz nagle podtrzymujące go ręce zacisnęły się na jego ramionach. Wasyl spojrzał na cara z pogardą, splunął mu w twarz a potem z wielką brutalnością uderzył rę-kojeścią szabli w twarz. Trysnęła krew, Dymitr krzyk-nął i omdlał.

Page 24: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

46 47

Popowa Góra, na graniczy litewsko-mo-skiewskiej, czerwiec 1607 roku

Mikołaj Miechowicki obudził się z  tego strasznego koszmaru. Nie pierwszy raz miał przed swymi oczy-ma obraz szlachtowanego jak zwykłe prosię cara Dy-mitra. Ujrzał przed sobą dwa opróżnione kufle stające na karczemnym stole. Zmęczenie po podróży i moc-ne trunki uśpiły niedawnego kanclerza Samozwańca. Mikołaj złapał się dłonią za czoło, które pulsowało mu nader mocno. W uszach mu szumiało do tego stopnia, iż nie słyszał zgiełku w  oberży. Wyjrzał przez okno. Było już ciemno, co znaczy że, jest koło północy. W końcu zaczęło się lato, dzień tu trwał bardzo dłu-go. Osowiały i  znerwicowany Miechowicki udał się na kwaterę na piętrze. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, opadł na łoże. Począł szlochać, lecz nagle żal i smutek przerodziły się w złość, potem gniew i nienawiść. Cis-nął poduszkę w drewniane drzwi, kopnął stojące obok krzesło. Dyszał głośno, zacisnął zęby, lecz po chwili temperament opadł. Łkający Miechowicki uchował swoją twarz w dłoniach...

Moskwa, 27 dzień maja 1606 rokuNieprzytomny car wleczony był do swojej komnaty przez Iwana i Dymitra Szujskich. Na ich czele, z unie-sioną wysoko głową, kroczył Wasyl. Gdy Samozwa-niec znalazł się w swoim drewnianym pałacu, którego budowę nakazał po wstąpieniu na tron, był już nieco przytomny. Ból przeszywał go na wskroś. Pod języ-kiem czuł smak słodkiej krwi oraz płynące w niej wy-bite zęby. Przed oczyma miał swoich oprawców. Wie-dział już, że to koniec. Kilka pistoletów i samopałów wystrzeliło do cara. Kule przeszyły ciało samozwańca, Dymitr wydał ostatnie tchnienie. Bojarzy zaczęli dep-tać i profanować szczątki zmarłego. Cięli nieboszczy-ka szablami, krew wciąż tryskała. Wasyl Szujski swoim ciężkim butem zgniótł czaszkę trupowi. – Nie ma mowy, by znowu się odrodził – mruknął, dając braciom znak, by poszli za nim.

Tłum nacierał na bramy kremlowskie. Strzelcy i stra-że z  trudem powstrzymywali mieszkańców Moskwy przed wtargnięciem na teren kwatery cara. Nie było to jednak jedyne miejsce oblegane przez Rosjan. W całej Moskwie wrzało. Rozpoczęła się rzeź Polaków i Litwi-nów. Rządni krwi mieszkańcy Rzymu Wschodu mor-dowali każdego napotkanego Lacha, a tych do których nie zdołali się dostać, oblegali. Wasyl wyszedł naprze-ciw ludowi stolicy. Kazał dać wszystkim strzelcom salwę w niebo, aby uciszyć moskwian. Szujski uniósł ręce.

– Bracia i siostry! – krzyknął – Nastała godzina smuty, albowiem zamordowany został car Dymitr!Część zgromadzonych zamarła, resztę ogarnął religij-no-patriotyczny szał.– Zginął od oręża tych, dzięki którym został wynie-siony na tron-tu wskazał palcem w  stronę zachodu- Byłbym uchronił cara przed śmiercią, lecz słyszałem przez drzwi, jak przyznawał się przed Polakami…- Szujski zamilkł i opuścił głowę– Dymitr przyznał się, iż był oszustem! Samozwań-cem! Łżedymitrem! Nie godziło się mieć takiego cara! Lachów, którzy deptali naszą ruską ziemię, zabiliśmy, ale i tak żadna to pociecha skoro kraj nasz święty, na-jechany został i rządzony był przez Samozwańca!Ludność nie mogła w  to uwierzyć, ale jednocześnie wznosiła okrzyki niezadowolenia, obelgi dotyczące okupantów zza granicy. – Ruszajmy! – krzyczał Wasyl-Pozbądźmy się wrogów naszych!

Propojsk, Rzeczpospolita, czerwiec 1607 roku

Niewielka ilość światła słonecznego przedostawała się pomiędzy konarami drzew. Te promyki, które prze-darły się między liśćmi olbrzymiego dębu, docierały do piwnicy twierdzy więziennej przez niewielkie, za-kratowane okienko. Okno to było jedynym źródłem światła i  świeżego powietrza dla tajemniczego więź-nia. Kamienna cela była wilgotna większą część roku. Zimą woda która zebrała się w  szparach między ce-głami, zamarzała. Temperatura była tu wówczas nie do zniesienia. Pomieszczenie było nieduże, raptem mieściło się w nim drewniane łóżko, pod nim kaczka wypełniona fekaliami, obok stolik przy którym sie-dząc na taborecie, więzień spożywał posiłki. Grube dębowe, okute miejscami żelazem, drzwi posiadały dwa otwory. Jeden na wysokości oczu, prze który pa-trolujący strażnik doglądał poczynań skazańca, rzecz jasna był on zakratowany, oraz drugi znajdujący się przy samej ziemi. Przez to okienko dostarczano więź-niowi „jedzenie”, wodę oraz odbierano przepełnio-ny nocnik. Ostatnimi czasy jednak skazaniec stał się jeszcze bardziej markotny i osowiały, niż powinien się zdawać jakikolwiek inny więzień. Mężczyzna o krza-czastej, bujnej brązowej brodzie, długich, aż do końca uszu, kręconych kasztanowych włosach oraz złowro-gim wyrazie twarzy, siedział skulony na wypełnionej trocinami kołdrze, okutany w szare szmaty. Spoglądał oczyma na mysz która podbierała jego nietknięte je-dzenie a następnie czmychała do nory i wracała z ko-lejnym gryzoniem. Jak co godzinę okienko rozsunęło się i do wnętrza celi zajrzał strażnik. Nic nadzwyczaj-

nego. Skazaniec przestał interesować się czymkolwiek. Pozostawał w  bezruchu, obracał jedynie oczyma, przyglądał się tworzącym w kubku z wodą okręgom. Czas stanął w  miejscu. O  jego istnieniu wciąż przy-pominały mu nieregularnie opadające z  sufitu kro-ple, wprawiające wodę w ruch. Była to ostatnia rzecz w  jego nędznym życiu, która nie stanowiła dlań ru-tyny...Iwan, bo tak miał najprawdopodobniej na imię ów więzień, powoli dokonywał żywota. Nie wiedział jednak o tym, co jeszcze ma zamiar zgotować mu los.

Tego samego dnia, Czeczersk, kwatera starosty

Pan Zenowicz z  założonymi za plecy rękoma wpa-trywał się przez okno, w pobliskie rubieże Rzeczypo-spolitej. Słońce chyliło się już ku zachodowi, polany i lasy Białorusi skąpane były w blasku letniego słońca, na horyzoncie czerwony olbrzym przysłonięty był już częściowo przez horyzont i wznoszące się ponad nim korony drzew. Niewysoki starosta, odziany w brązo-wy żupan i czarną delię niespokojnie tupał kozakami. Ruszał czarnymi wąsikami, jak gdyby oczekiwał cze-goś, bądź kogoś ważnego. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Gość natychmiast wkroczył do środka. Starosta odwrócił się do przybysza i wsparł dłońmi o oparcie krzesła.– Spóźnił się pan, panie Rahoza – odezwał się ni to zawiedziony, ni to zdenerwowany Zenowicz– Proszę o wybaczenie mości starosto – pan Rahoza skłonił się trzymając kołpak z  niedźwiedziego futra i dłoń przy piersi- Zatrzymały mnie obowiązki…– Obowiązki powiadasz?- bynajmniej Zenowicz nie był zachwycony wymówką podstarościego – To właś-nie tutaj, czekają cię obowiązki. A teraz do rzeczy: Na-sze więzienie w Propojsku jest już przepełnione! Nie ma gdzie upchać tych wszystkich szumowin! Trzeba się pozbyć części więźniów. Najlepiej tych, którzy mie-liby spędzić resztę swojego nędznego życia w celi wię-ziennej. – Mam przez rozumieć, że mości starosta pragnie wy-puścić na wolność skazańców– Nie, do kroćset! – warknął Zenowicz – Twoim za-daniem będzie podróż do Propojska, wizytacja u ko-mendanta twierdzy i wywóz części więźniów do Mo--skwy. – Co? – zdziwił się pan Rahoza-Z co ja potem z nimi pocznę?-Zabijesz ich.

Następnego dnia, Propojsk, twierdza więzienna

Słońce wzeszło właśnie ponad zamkiem, wysuszając tym samym mokrą od nocnej burzy okolicę. Było to całkiem spore oberwanie chmury, w wielu miejscach trakt między Czeczerskiem a Propojskiem, stał całko-wicie w wodzie. Utrudniało to podróż pana Rahozy, który wziąwszy za eskortę poczet dwudziestu seme-nów, ruszył z  rana z misją od pana starosty. Ubrany w niebieski żupan i płaszcz tego samego koloru podbi-ty lisim futrem zmierzał w kierunku więzienia. Twier-dza nie była duża, na pierwszy rzut oka. Ot, niewielki budynek z placem, otoczony kamiennym murem, na którym stróżowali hajducy. Brama rozwarła się przed podstarościm, który wjechał na wyłożony kamieniami dziedziniec. Za nim podążali podkomendni. Podsta-rości zsiadł z konia i zdjął swoja futrzaną, opatrzoną w  pawie, zielone pióro czapkę. Z  budynku na spot-kanie ważnego urzędnika, wyszedł komendant wię-zienny, imć porucznik Klemens Warzeski. Kierownik podszedł do gościa i w te pędy uścisnął jego prawicę.– Witam waszą miłość. Cóż sprowadza cię do naszego więzienia?– Pan starosta niepokoi się o ilość miejsc dostępnych dla skazańców. Mam wybrać tych, którzy i  tak nie wyszliby stąd prędko i odprowadzić do granicy. Przy okazji, mam zlustrować wasze miejsce pracy.– Oczywiście, osobiście oprowadzę waszą miłość po lochu. Gwarantuję, że będzie waść zadowolony.– Nie wyobrażałbym sobie innej odpowiedzi…Strażnik otworzył grube ale niewielkie, drewniane drzwiczki prowadzące do więzienia. Panowie schyli-li głowy i weszli do środka. Wewnątrz czuć było stę-chliznę, powietrze zaś było wilgotne. Odczuwalny był przeciąg. Towarzyszący komendantowi i panu Raho-zie hajduk podpalił pochodnię przykładając ją do in-nej, umocowanej przy ścianie.– Za mną, wasz miłość – zakomenderował pan Wa-rzeski ruszając ziemistą dróżką.Ze stropu kapały krople wody wpadające do wyżło-bionych już przez nią niewielkich lei. Gdzieniegdzie przebiegł szczur, dało się słyszeć zwierzęcy pisk i jęki więźniów przypominające skomlenie ranionego, wy-głodniałego psa. Jeżeli już o strawie mowa, to co zwy-kli tu jadać skazańcy, nawet najgłodniejsze kundle nie raczyłyby skosztować. Woda mętna i  śmierdząca tylko przyprawiała o mdłości. Niezdatny do jedzenia „chleb” był zaś twardy jak kamień. Po uformowaniu i  wygładzeniu kul z  owego pieczywa, taką prowizo-ryczną amunicją można by bez oporu i strachu łado-wać muszkiety, bowiem pociski spełniałyby swą po-winność należycie, a i broń raczej nie powinna była

Page 25: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

48 49

wybuchnąć żołnierzowi podczas strzału. Na obiad każdy dostawał tu od czasu do czasu chochlę zupy z brukwi i botwiny. Paskudztwo!Podstarościemu przeszły ciarki po plecach. To czego tu zdążył się przez ten kwadrans dowiedzieć o  wa-runkach więziennych napawało go grozą. Miał już dosyć tego miejsca. Spoglądając przez zardzewiałe kraty mógł pan Rahoza dostrzec dziesiątki zrezygno-wanych, oszalałych bądź martwych już twarzy. Świeży skazańcy miotali się wykrzykując, aż im hajducy kolbą rusznicy nie przygrzmocili. Niekiedy pan podstarości dostrzegł, że drzwi mają nie jeden niewielki otwór, a  dwa. – W takich celach trzymamy tych, którzy pozostaną tu na zawsze – wyjaśnił Warzeski wyczuwając zainte-resowanie inspektora– O takich mi się właśnie chodziło. Ilu takich macie?– Piętnastu, wasza miłość.– Każcie ich do mnie przyprowadzić.

Tego samego dnia, Propojsk, więzienieSkazaniec spoglądał w  stronę zakratowanego okna. Niewielka ilość światła dostająca się do celi, ukazywa-ła jak dużo drobinek kurzu unosi się tutaj w powie-trzu. Więzień Iwan poruszył lekko głową, gdy usłyszał kroki… i rozmowy. Dosłyszał dźwięk wyszukiwanych kluczy i przekręconego zamka. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. – Wyłazić! – rozkazał wąsaty hajdukIwan nie zareagował od razu.– Słyszałeś co powiedziałem?! – ryknął strażnik celu-jąc rusznicą w więźnia. Bez jakiekolwiek reakcji, Iwan zrzucił z siebie łachma-ny i powstał. Był bardzo wysoki, wyższy od strażnika, co wydawało się bardzo śmieszne wobec ich wzajem-nego statusu i  ról. Hajduk popchnął go w  kierunku korytarza, gdzie Iwan dostrzegł około dwóch tuzinów innych skazańców– W szeregu zbiórka! – krzyknął strażnikRozkaz został wykonany beznamiętnie. – I co wasza miłość myśli? – zapytał komendant wska-zując na grupkę.– Wezmę ich – odparł – przygotować dla każdego z nich konia.– Jak wasz miłość rozkaże.Iwan gniewnie spoglądał na tajemniczego, eleganckie-go przybysza, który po chwili zniknął z komendantem Warzeskim za zakrętem. Jednocześnie cała piętnast-ka więźniów została skierowana w stronę wyjścia. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, Iwan znalazł

się na świeżym powietrzu. Musiał mrowić oczy, gdyż przywykł do egipskich ciemności. Ponownie cała pięt-nastka stanęła w  szeregu, tym razem otoczona tuzi-nem hajduków z  wycelowanymi w  nich rusznicami. Chwilę później skazańcy dostrzegli wychodzących bocznym wejściem komendanta i tajemniczego przy-bysza. Iwan dostrzegł kilkanaście koni które więzienni koniuszy dostarczyli przed plac. Iwan spostrzegł pana Warzeskiego i  eleganckiego jegomościa, żegnających się uściskiem ręki. – Słuchajcie, psubraty! – krzyknął do więźniów przy-bysz- Nazywam się Rahoza, jestem podstarościm cze-czerskim – przedstawił się jegomość – Opuszczacie to więzienie, jednak nie łudźcie się, że zostaniecie unie-winnieni! Zabieram was do Rosji, na roboty do cara! Jakakolwiek próba ucieczki będzie karana śmiercią. Mam nadzieję, że to do was dotarło. Cała piętnastka została kuta łańcuchami przy nad-garstkach, kiedy wszyscy dosiedli koni. Otoczeni przez semenów opuścili mury twierdzy więziennej. Konwój ruszył traktem w stronę Popowej Góry. Ko-lumna skazańców połączona więzami z  metalu nie miała co liczyć na ucieczkę, bynajmniej nie w  cza-sie drogi. Otaczała ich grupa złożona z  dwudziestu jeźdźców, na czele karawany jechał podstarości. Gdy wjechano do lasu, od razu zrobiło się nieco chłodniej. Dochodziło południe, więc największy ich byłby do-padł tegoż dnia upał. Iwan jechał w samym centrum. Nie ponaglał swego konia, on sam tez nie kwapił się do szybkiego pochodu. Był zapatrzony w jegomościa na czele orszaku, ale nie był to wzrok przyjazny. Po godzinnym marszu, karawana rozbiła obóz przy drodze. Wszyscy więźniowie rozsiedli sie przy kilku rozpalo-nych ogniskach, oczywiście, wciąż skuci między sobą łańcuchami. Semeni maszerowali pomiędzy skazań-cami, pan Rahoza siedział koło pniaka i pisał jakiś list. Iwan znalazł się przy ognisku z czterema innymi więź-niami. Jeden z nich, brodacz o czarnych brwiach spo-glądał na wartowników. Mrużył oczy, jakby coś tam liczył. Gdy jeden ze strażników przeszedł, skazaniec nachylił się do towarzyszy. – Słuchajcie – szepnął-proponuję spróbować ucieczki. Gdy będziemy w drodze, możemy im łatwo umknąć… – tu zamilkł, gdyż nadszedł żołnierz-mam przy sobie nóż, od początku drogi próbuje przepiłować ten łań-cuch. Prawie mi się udało. Co wy na to?Iwan nic nie odrzekł, dwaj pozostali przyjęli propozy-cję z aprobatą– Jak ty chcesz uciec? Wystrzelą do nas zanim się choć na krok oddalimy!– O to się nie martw, mam plan. Przy następnym po-stoju podam kolejnemu z was ten nóż. Czy przystaje-

cie na to?– Ja tak – odparli niemalże chórem dwaj więźniowie– A ty? – zapytał brodacz kierując pytanie do Iwana. Bez reakcji.– Czy słyszałeś co mówiłem? – zapytał zirytowany Znowuż brak reakcji.– Nie, to nie. Słuchaj, ale jeżeli zdradzisz im, co pla-nuje to…Iwan nawet na niego nie spojrzał.– Posłuchaj – brodacz złapał Iwana za gardło – Jeżeli cokolwiek opowiesz innym, to ja cię zabiję!– Hej, co tu się wyprawia! – zawołał semen, podbiega-jąc do ogniskaBrodacz puścił Iwana dodając po cichu: „Pamiętaj”– Dosyć tego, wstawajcie, ruszamy w dalszą drogę!Tak jak postanowili, tak uczynili. Trójka więźniów przekazywała sobie wzajemnie nóż podczas następ-nych trzech postojów. Iwan został przydzielony do in-nych grup, biorąc pod uwagę ostatnią awanturę. Trójka skazańców, która znajdowała się na początku kolumny rozcięła już sobie więzy. Dla niepoznaki, przytrzymy-wali sobie rozerwane końce łańcuchów dłońmi. Gdy słońce zaszło za horyzontem, więźniowie rozpoczęli swój chytry plan. Jego stawką było życie.

Tego samego dnia, Popowa góra, godzina ósma

Po nieprzespanej nocy pan Miechowicki postanowił opuścić szumną gospodę w Popowej Górze. Po zapła-ceniu oberżyście iście wygórowanej ceny, jak na takie przeciętne warunki, samopoczucie pana Mikołaja wcale się nie polepszyło. Zapadł zmierzch, lampa nad gospodą świeciła przyciągając masy komarów i inne-go robactwa. Pan Miechowicki spakował swoje rzeczy, po czym oddał je swoim pachołkom do zapakowania w juki. Pan Mikołaj dosiadł konia. Jego poczet złożo-ny z pięciu petyhorców i dwóch czeladzi ruszył goś-cińcem na zachód, w stronę Wielkiego Księstwa. Było jeszcze widno, drużyna ruszyła gościńcem między drzewami. Dopiero koło godziny dziesiątej przyszedł czas na rozpalenie pochodni.

Moskwa, 29 maja roku 1606Zemsta Moskwicinów wobec Lachów oraz innych cu-dzoziemców była potworna. Rzeź trwała długo, gdyż Polacy nie oddali swych szlacheckich zadków po do-broci. Mimo wielu nieudanych szturmów na lackie kwatery, oblężeni Polacy musieli się poddać. Sprawu-jący w Moskwie władzę Wasyl Szujski uwięził carycę Marynę, Jerzego Mniszcha, księcia Wiśniowieckiego

i  setki innych. Wykorzystując sytuację, po udanym powstaniu, Szujski przygotowywał się do objęcia tro-nu…Pierwej zebrała się Duma Bojarska, która dnia dwu-dziestego ósmego wyłoniła kandydatów na przyszłe-go cara. Można się łatwo domyślić, że w gronie tym znalazł się Wasyl. Prócz niego, nominowani zostali Fiodor Mścisławski, Iwan Golicyn i  dziesięcioletni Michaił Romanow. Cóż za bezsens słać dziecko na stanowisko cara!Lud Moskwy wyległ na Plac Czerwony, gdzie zwolen-nicy Szujskiego wychwalali i sławili jego osobę. – Wiwat car Wasyl! – krzyczał na cały głos jego brat Iwan-Sława carowi, z krwi Rurykowiczowi, co zrzucił z nas jarzmo zachodniego świata i ukazał jego praw-dziwe zamiary!Ludność krzyczała po dwakroć tak jak Szujski. Nie było mowy, aby Wasyl przegrał. Miał poparcie kleru i  całej Moskwy. Tego dnia stolica okrzyknęła Wasy-la carem. Pozostawały już tylko formalności. Tak się przynajmniej Szujskiemu wydawało.

Trakt do Popowej Góry, kwadrans po godzinie dziesiątej

Pan Rahoza przysypiał w siodle. Zmęczony po cało-dniowym marszu, miał nadzieję jeszcze przed półno-cą dotrzeć do miasta na odpoczynek. Ledwo trzymał się w kulbace, kilka razy omal nie spadł. Senność była też widoczna u semenów, którzy jednym okiem wciąż zerkali na więźniów, kolejne mieli zamknięte. Po Iwa-nie nie widać było zmęczenia. Miał taki sam wyraz twarzy, jak w więzieniu i jak początku drogi. Taki sam jak w  chwili obecnej. Ta sama złowroga obojętność. Milczał, jednak nie dla tego, iż brodaty skazaniec mu tak kazał.Trójka konspiratorów bacznie obserwowała swo-ją eskortę. Ścierpły im już ręce od trzymania swoich łańcuchów. Wymieniali wzajemnie spojrzenia, dawali sygnały. Aż wreszcie przyszedł czas na działanie. Ja-dący za panem podstarościm, będący w spisku, ska-zaniec zbliżył się do znużonego wartownika i uderzył go pięścią w głowę. Konie zarżały, semen zwalił się na ziemię. To samo zrobiła pozostała dwójka, z  tym że brodacz wyrwał jednemu ze strażników pochodnie. Wszystko o trwało dosłownie kilka sekund. Nim roz-poczęto działania, skazańcy oddalili się już na dość sporą odległość. Pan Rahoza zerwał się, rażony trzaś-nięty piorunem. – Gońcie ich! – rozkazał wskazując za uciekającą czer-woną plamką. Pięciu semenów wystrzeliło jak z procy, reszta otoczyła więźniów ścisłym kordonem i wycelo

Page 26: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

51

Konstantin Yegorovich Makovsky, Przemówienie Minina , 1896 r.

Wikipe

dia.or

g

wała lufy rusznic. Podstarości skoczył do ogłuszonych podwładnych.Trójka uciekinierów cwałowała ile sił w  kopytach. Brodacz spinał konia butami, trzymał lejce jedną ręką, w drugiej dzierżył płonącą pochodnię.– Wyrzuć to – krzyknął jeden z jego towarzyszyBrodacz tylko spojrzał na kompana, płomień odbił się w  jego oczach. Chwilę później wyrzucił po za ścież-kę, świetlisty przedmiot. Najdalej jak tylko potrafił. Potem, dało się słyszeć kwik koni, bluzgi ścigających, którzy dali się wywieść w pole i wpadli na siebie na-wzajem lawirując w  ciemności pomiędzy drzewami. Skazańcy uzyskali niewielką przewagę. – Niech nikt nie waży się ruszać – warknął Rahoza spoglądając na otoczonych więźniów– Sprawdźcie, czy nie nikt inny nie ma jeszcze rozku-tych łańcuchów – to powiedziawszy, pan Rahoza ru-szył w pościg

Rzeczpospolita, trakt wiodący do Propojska

Pan Miechowicki i jego kawalkada sunęła prawie bez-szelestnie w stronę najbliższego miasta. Noc była cie-pła. Jedyne odgłosy towarzyszące podróżnym to wyda-wany w lesie szelest poruszanych przez lekki wietrzyk liści, niekiedy również sygnał puchacza. Słychać było uderzenie kopyt o ubitą ziemię oraz oddechy podróż-nych. Nic dziwnego więc, że pan Miechowicki usłyszał nietypowy odgłos galopujących koni. Orszak pana Mikołaja wjechał na skrzyżowanie dróg. W półmroku nic nie mogli dostrzec, jedynie usłyszeć narastający tętent kopyt. Pachołkowie podjechali do przodu z po-chodniami. W tym momencie, z ciemności wyłoniła się grupa trzech jeźdźców, która zdawała się nie zwa-żać na światła pochodni. Trójka wpadła z impetem na pachołków. Konie zarżały. Zderzenie zwaliło jeźdźców z wierzchowców. – Jezu Chryste! – wołał pan Miechowicki – Cóż to!?Nie dostał odpowiedzi, a  jeno kolejnych jeźdźców, tym razem żołnierzy w  barwach Rzeczypospolitej, którzy zeskoczywszy z  wierzchowców rzucili się na sprawców wypadku. Ci zdawali się wyglądać na więź-niów- w śmierdzących łachmanach. Żołnierze zeskoczyli z  koni i  dopadli trojkę obola-łych uciekinierów. Przyłożyli im kilkakrotnie pięścia-mi w brzuchy, nim powlekli ich za kołnierze na bok drogi. Chwilę później nadjechał odziany w niebieski płaszcz jegomość.– Boże, ja te szumowiny na pal każe wbić! – zawołał, a następnie zsiadł z konia i podszedł do pana Miecho-wickiego.

– Proszę o wybaczenie, waszmość, ci skazańcy uciekli z naszego konwoju. Waćpan pozwoli, że się przedsta-wię – rzekł ściskając dłoń panu Mikołajowi – Podsta-rości Rahoza– Mikołaj Miechowicki – odparł drugi – A kim ze są ci skazańcy? – zapytał spoglądając, jak jeden semen wiąże i knebluje brodatego więźnia.– Jak to? Nie widać? – Przyszli carowie moskiewscy – zaśmiał się pan RahozaPan Miechowicki oniemiał. Podstarości podsunął mu genialny pomysł. – A dużo to tych więźniów macie?– Ze dwa tuziny będzie.– Gdzie reszta?– Pilnowana przez resztę moich ludzi. Gdzieś na dro-dze, zaraz do nich wracamy. – A do czego wam są oni potrzebni? – pytał pan Mie-chowicki– Tego waszmości powiedzieć nie mogę. Jeno tyle, że do niczego ważnego.– Czy mógłbym rzucić okiem na waszą trzódkę?Pan Rahoza uśmiechnął się.– Rzecz jasna, ale nic po za czarnymi owcami wasz-mość tam nie dostrzeżesz.Po spętaniu uciekinierów i opatrzeniu obitych zwie-rząt, pan Rahoza poprowadził Mikołaja do swojej ka-rawany. Gdy dotarli na miejsce, powleczono trójkę więźniów do reszty skazańców.– Rad byłbym – mówił pan podstarości – Jeżeli móg-łbym jakoś zapłacić za szkody. Jednocześnie chciał-bym podziękować. Chcąc nie chcąc, powstrzymaliście tych łotrów przed ucieczką. Kto wie, co by robili na wolności. Mogę zaoferować jednego z koni. – Przyjmę chętnie, ale… – zamyślił się pan Miechowi-cki – Bardziej zależało by mi na jednym z tych więź-niów…– Chce pan dostać któregoś z  tych ludzi? – zapytał zdziwiony Rahoza– A jakże, czy to możliwe?– Po dobrej cenie… wszystko jest możliwe– Jakże to tak? Przed chwilą chciał waść ofiarować mi konia. – Ale to koń, a nie człek! Choćby nie wiem, jak zły, skazaniec to wciąż człowiek. Ale ma swoją cenę. Miechowski był pewien, że to co powiedział Rahoza na temat skazańców, na pewno nie było szczere.– Czyżbyśmy w kraju jakoby tureckim czy tatarskim mieszkali... Za jaką kwotę?

Page 27: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

52

– Niech będzie pięć złotych za to, że nabawił się waść kłopotów.– Ile?!– Nie zniżę oferty. Przystaje waszmość?– Zgoda – rzekł Miechowicki, lecz nie wyciągnął ręki do podstarościego-Sam wybiorę swojego więźnia – dodałSkazańcy stanęli w szeregu. W towarzystwie pana Ra-hozy, Mikołaj oglądał przy świetle pochodni, każdego kolejnego mężczyznę. Wielu było niskich, zawszo-nych, brodatych i  ze złowieszczym wyrazem twa-rzy. Nie takiego szukał pan Miechowicki. Zaczął on już tracić nadzieję, albowiem obejrzał już dziesiątkę skazańców. Jedenastym z kolei kandydatem był dość wysoki mężczyzna o  brązowej, jak to zauważył przy niezbyt dobrym świetle pan Mikołaj, brodzie, długich niepoukładanych, przetłuszczonych włosach. Spoglą-dał z gniewną obojętnością. Był ni to złowieszczy ni szemrawy. Tajemniczy. – Biorę go – oznajmił MikołajRahoza wyciągnął dłoń w  kierunku Mikołaja, który wyjął po chwili z  zanadrza mieszek. Rozwiązał go, wyciągnął i odliczył kwotę pięciu złotych i położył na dłoni podstarościego. – Rozkujcie go – rozkazał Rahoza semenom. Strażnicy wzięli klucze i uwolnili mu rękę.– Interesy z waszmością, to czysta przyjemność – od-parł podstarości żegnając się z  Miechowickim uści-skiem dłoni. – „Zobaczymy, kto będzie miał z tego większy zysk…”

Moskwa, 31 dzień maja 1606 roku, Plac Czerwony

Szczątki nieprawego władcy przeleżały na podwó-rzu trzy dni. Były one dodatkowo uszkodzone, gdyż poprzedniego dnia podczas zgromadzenia na Placu wszyscy profanowali trupy pomordowanych cudzo-ziemców, które zalegały na ulicach Moskwy. No i nic dziwnego. Aby mieć za sobą całą aferę z Łżedymitrem, postano-wiono pozbyć się go raz na zawsze. Do jego genitaliów przywiązano sznur i tak pociągnięto go za mury Mos-kwy. Zakopano w grobie i pozostawiono go na pastwę robactwa. Następnego dnia pierwszego czerwca, lud-ność tłumnie zebrała się w Soborze Uspieńskim. Wasyl Szujski kroczył w kierunku tronu, odziany w złote, wy-sadzane klejnotami szaty. Głowę miał dumnie uniesioną w górę, kątem oka spoglądał na babuleńki błogosławią-ce nowego władcę. Gdy Wasyl podszedł do patriarchy, ukląkł przed duchownym. Obiecał sprawować rządy w sposób uczciwy. Po tym zasiadł na wysokim majesta-

cie. Po jego lewej stronie zasiadali na uboczu jego braci i carowa Marfa – wdowa po Iwanie IV. Pop powoli i de-likatnie osadził na głowie Wasyla czapkę Monomacha. Na znak pokory i wagi tej funkcji schylił głowę. Tłum zaczął wiwatować. Niech żyje car! Niech żyje po wsze czasy, Wasyl Szujski gosudara Wszechrusi…

Rzeczpospolita, po północy, trakt wiodący w stronę Siewierszczyzny

Karawana pana Miechowickiego liczebniejsza o  no-wego członka, resztkami sił zdawała się posuwać w stronę wschodu. Dziwne to było posunięcie, przecie dopiero co z Moskwy powrócili. Straż zasypiała w siodłach, pachołkom ręce zdrętwiały od ciągłego trzymania w górze dogasających pochod-ni. Na czele orszaku jechał bardzo zadowolony pan Miechowicki, obok niego podążał zgarbiony uwolnio-ny więzień.– Więc– zaczął Mikołaj-Jak ci na imię?Skazaniec spojrzał na swego wykupiciela, ale nie od-powiedział.– Chyba masz jakieś imię– zapytał lekko zaskoczony Mikołaj– Iwan – odparł tamten od niechcenia– Cóż, Iwanie – kontynuował – Zechcesz mi może opowiedzieć coś o sobie?Znów brak reakcji.– Posłuchaj mnie, jesteś mi chyba winien podzięko-wania, nie wiadomo jaki los cię czekał. Mógłbyś cho-ciaż łaskawie opowiedzieć mi coś o swojej przeszłości?– Mój los mnie nie obchodził, a przeszłość nie ma dla mnie znaczenia.– „Dla mnie ma”– rzekł w myśli Mikołaj– Długo musiałeś siedzieć w tym więzieniu – ciągnął Miechowicki– Dawno straciłem rachubę czasu…– Za co cię zamknęli?– Przez takich jak ty – szlachciców. Tfu!-Takich, którzy wyciągają przestępców z więzienia?Odpowiedź Mikołaja zaskoczyła Iwana. Spojrzał na wybawiciela i uniósł brew. Chwilę milczał, lecz w końcu zaczął swą opowieść.– Byłem nauczycielem w Mohylewie. Mieszkałem u pewnego zamożnego szlachcica. Kształciłem jego dziecko – prywatnie, ma się rozumieć. Wcześniej mieszkałem w Rosji. Jego żona, zaczęła mnie uwodzić. Stroniłem od niej, aby nie narazić się memu dobro-czyńcy, ale nakrył nas razem, kiedy kobieta rzuciła mi się w ramiona. Ta kobieta zrzuciła całą winę na mnie.

Pryncypał wyrzucił mnie z domu, ale dalej uczyłem w szkole. Chcąc mnie się pozbyć, zemścić i poniżyć, szlachcic przekupił starostę, aby zamknął mnie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Moskwy. Ot, cała hi-storia.– Współczuję ci – powiedział Mikołaj – ale dosyć już o przeszłości, miałeś rację. Nie ma co jej rozpamięty-wać.– Wasz dostojność – zawołał pachołek, wskazując na budynek z dala od głównej drogi.– Jak dobrze – odetchnął Mikołaj – Nareszcie gospo-da! Nie wiem Iwanie, jaki był tamten szlachcic ale po-każę ci, jak piję prawdziwy Sarmata!

Trzecia po północy, gospoda na granicy Rzeczypospolitej i Moskwy

– Dolej nam, panie, jeszcze trochę tego cudnego na-poju – zawołał an Miechowicki unosząc kubek w pro-szącym geście.Oberżysta podszedł do stołu, przy którym siedział Mi-kołaj wraz z Iwanem i dolał do kufla złocistego trun-ku. Pan Miechowicki umoczył usta w  pianie, chwilę się delektował, po czym wypił jakoby na jeden haust całą zawartość. Iwan, choć początkowo ośmielony po rozmowie z  jego nowym panem znowu zamknął się

w sobie. Poprzestał na jednym, ofiarowanym dla nie-go kielichu miodu. Inna sprawa, że pan Miechowicki więcej mu nie proponował. Szlachcic odstawił kubek z hukiem, ułożył nogi na blacie stołu. Czknął niespo-dziewanie i zakrył dłonią twarz. Gdy odetchnął, zwró-cił się do Iwana.– Co zamierzasz robić dalej – spytał się patrząc mu w oczyIwan chwilę nie odpowiadał, opary alkoholowe z ust Miechowickiego odurzyły go na krótki moment.– Co to za głupie pytanie. Należę do ciebie… – Faktycznie – Mikołaj złapał się za głowę – Zapo-mniałem ci powiedzieć.– Co takiego?– Jesteś wolny – Miechowicki rozłożył ręce– Za dużo wypiłeś – skwitował to Iwan– Jak Boga kocham – rzekł szlachcic kładąc dłoń na piersi– Nie ma głupich! – odezwał się Iwan – Twierdzisz, że mogę opuścić to miejsce?– Aha.– I nie będziesz mnie ścigał?– Aha.– Waszmość sobie stroisz ze mnie żarty?

Wikipe

dia.or

g

CarlVenig,Ostatnie chwile Dymitra Samozwańca, 1879 r.

Page 28: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

54 55

Miechowicki zamilkł, zbierał myśli.– Jesteś wolny, możesz udać się, gdzie chcesz-powie-dział powoliIwan powstał z miejsca.– Ale za nim wyruszysz w swoją stronę – Miechowicki chwycił Iwana za ramię-mam do ciebie pytanie– Jakie?– Czy nie chcesz zostać carem Moskwy?– Słucham?- prychnął ironicznie Iwan – Kpisz sobie ze mnie?– Nie, ja wykupiłem ciebie tylko dlatego, że miałem nadzieję, iż pomożesz zemścić mi się na tych moskal-skich psach– Poprzez zostanie carem?– Niekoniecznie – odparł Miechowicki-wystarczy, że ludzie uwierzą, że jesteś carem. Chce odpłacić się Ro-sjanom, za zabicie mojego Dymitra. Tak ciężko było go wynieść na ojcowski tron, a bojarzy usiekli go jak psa! – w oczach Mikołaja pojawiły się łzy – Jakby tego było mało, Polaków wymordowali, ocalałych trzyma-ją wciąż zamkniętych w  Moskwie i  innych grodach. A Szujski, obecny car wmówił wszystkim Moskalom, że to myśmy cara usiekli…– Sprawa to straszna. Zważ jednak na to, że ja też je-stem Rosjaninem. – Dlatego możesz mieć więcej szansy, niż twój po-przednik. Czy zgodzisz się mi pomóc? Obiecuję zro-bić wszystko, aby dopomóc ci w objęciu tronu Mos-kwy, jeżeli ty dopełnisz zemsty na Szujskich i reszcie spiskowców odpowiedzialnych za śmierć Dymitra. Miechowicki wyciągnął ku niemu rękę.Iwan siedział w milczeniu Rozmyślał nad tym, zmarsz-czki na czole dawały o tym znać. W końcu uniósł gło-wę i spojrzał Polakowi prosto w oczy i uścisnął dłoń Mikołaja– Od dziś, masz nazywać mnie carem Wszechrusi.

Następnego dnia o świcie, gospoda na granicy

O brzasku cała grupa zebrała swoje rzeczy, zapłaciła gospodyni za nocleg i jadło, po czym wraz z nowym Samozwańcem ruszyła w kierunku Moskwy. Z same-go rana, Miechowicki rozkazał, a raczej zasugerował carowi, iż jako przyszły władca kremlowy, powinien wyglądać i  pachnieć nieco lepiej od swych podda-nych. Iwan zajął się kąpielą w bali, trwała ona dosyć długo, bo szacowny car Dymitr nie miał okazji myć się, od bardzo długiego czasu. Iwan umył swoje prze-tłuszczone włosy. Ściął i wyrównał brodę, ubrał czarny

żupan z garderoby pana Mikołaja i narzucił na siebie brązową delię. Na głowę nałożył futrzaną czapkę z or-lim piórkiem. Dostał od Miechowickiego szablę, któ-rą przytroczył do pasa ze srebrną klamrą. Car Dymitr prezentował się dosyć okazale, co zauważyli kompani szlachcica twierdząc, że nie wiedzą kim ów jegomość jest. Zamiast tłumaczyć eskorcie, że o  jego więzień, od razu oznajmił wszystkim, że to ocalały car Dymitr. Z  takim przeświadczeniem, ruszyła karawana, nieco zdziwiona, w kierunku Rosji. – Dymitrze – odezwał się Miechowicki, starając się przyzwyczaić do tego stanu rzeczy – Skoro masz zo-stać carem, musimy poczynić zaciągi. Skąd zamie-rzasz zebrać swoje siły, a co ważniejsze: za co?Dymitr spojrzał na niego ze zdziwieniem.– Czy ty właśnie mi chcesz powiedzieć, że ja sam mam zdobyć armie mającą sforsować mury Moskwy?– Rzecz jasna, że nie. Zastanawiam się jeno, czy nie masz pomysłu, skąd zgotować pierwszych wojów?Dymitr zamyślił się. – Zapytam inaczej: Wiesz dokąd powadził cię Raho-za?– Słyszałem od wartowników, że zabierają nas za gra-nicę.– A nie wiesz, co zamierzali z tobą zrobić?– Prawdopodobnie chcieli nas zabić.– Może więc nie pozwolimy, aby pan podstarości marnował życia ludzkie i amunicję bez potrzeby, sko-ro mogą się przydać dla bardziej szczytnego celu.Dymitr uśmiechnął się. – Więc do dzieła!

Siewierszczyzna, Carstwo Rosyjskie, wieś opodal granicy z Rzeczpospolitą

Pan Rahoza podprowadził skazańców pod niewielką wioskę moskiewską. W lesie na południe od osady, za-trzymał się na ostatni dla więźniów postój. – Złazić z koni, ino chyżo! – zakomenderował jeden z semenówSkazańcy uczyli, co nakazał strażnik. – Wszyscy w szeregu zbiórka! – rozkazał Więźniowie posłusznie wykonali rozkaz. Rahoza zsiadł z konia i podszedł do komendanta semenów.– Dobrze, teraz możecie ich zabić.Wąsaty żołnierz dał znak ręką, po czym pozostali jeźdźcy zeskoczyli z koni. Ustawili się w szeregu na-przeciwko skazańców. – Gotuj broń! – rozkazał komendantSkazańcy z  przestrachem patrzyli, jak semeni wbiją forkiety w miękką ziemię. Jak spierają o nie karabin-ki i celują, jak żarzą się lonty arkebuzów. Komendant uniósł szablę. Czekali tylko na jego rozkaz. Rahoza wsparł się o drzewo i ugryzł jabłko. Skinął na komen-danta, który już miał opuścić broń, gdy nagle usły-szano huk. Wszyscy obejrzeli się w  stronę semena. Spojrzał na swój tułów, dojrzał strużkę krwi, a chwilę później ciało bezwładnie opadło na ściółkę. Zza trupa wyjechała grupka jeźdźców. Pięciu petyhorców uzbro-jonych w  łuki i  rohatyny wpadło w szereg żołnierzy. Dwaj inni jeźdźcy uzbrojeni w pistolety okrążyli pana Rahozę. Widząc nadarzającą się okazję skuci ze sobą więźniowie natarli na przewróconych żołnierzy. Za-częli okładać semenów pięściami. Chwilę potem, lu-dzie Rahozy poddali się przybyłym. Petyhorcy czym prędzej zebrali oręż pokonanych wartowników, aby nie zrobili tego skazańcy. Cała grupa senemów z pod-starościm na czele została okrążona przez jeźdźców. Wtem pojawili się organizatorzy całej awantury- pan Miechowicki i tajemniczy jegomość odziany w ciem-ne szaty.– Zdrajcy! – zawołał Rahoza, gdy spostrzegł Miko-łaja-Bodaj was diabeł w swych czeluściach zamknął! Zdrajcy Rzeczypospolitej!– Milcz, panie Rahozo – rzekł władczym tonem Mie-chowicki-Zdrajcą i  to Bożym jesteś tu ty, skoro bez-bronnych ludzi chcesz wywieść i zabić w głuszy.– To bydło – warknął Rahoza-nie mająca żadnej war-tości hołota!– Jeszcze niedawno twierdziłeś co innego... – odparł Miechowicki- Dla obecnego tu cara, mają wartość nie lada dużą.– Co? – zawołał zdenerwowany i rozbawiony tą wypo-wiedzią podstarości – Car moskiewski? Zwiariowałeś?

Iwan wyjechał naprzeciw Rahozie.– Jam jest car Dymitr Iwanowicz! Prawowity car Wszechrusi.Rahoza roześmiał się. Niemal zakrztusił się z  rozba-wienia. – TO COŚ? – zawołał – Niby jest następcą Rurykowi-czów?– Bacz na słowa – warknął Samozwaniec – albo każę cię wbić na pal!– Z  tego, co mi wiadomo, tamten Dymitr okazywał wrogom łaskę. Dlatego go usieczono. To na pewno jest kolejny uzurpator, nikt więcej.– Miechowicki – mruknął Dymitr– Tak, wasza carska mość?– Każcie wystrugać pal dla tego Lacha – tu zwrócił się do podstarościego- W  takim razie byłoby dla ciebie lepiej, gdybym był tamtym Dymitrem – warknął Sa-mozwaniec, odwracając się w stronę więźniów.Na szczęście, nikt ze skazańców go nie poznał.– Drodzy Polacy, Litwini, Rosjanie, Rusini i wszyscy, co stoją tu przede mną- zaczął Dymitr – Zawdzięcza-cie mi życie. Wierzcie mi bądź nie, ale jestem carem Moskwy. Pomóżcie mi objąć należny mi tron, a  nie ominie was nagroda. Czy zgadzacie się ruszyć ze mną, na podbój Rzymu Wschodu?Więźniowie ochoczo przystali na jego propozycję, choć zapewne nie z  powodu tej mało wiarygodnej odezwy. Jedynie brodacz, który niedawno zagroził Iwanowi, nie zgłosił się do wyprawy.– A ty? – wrócił się do niego Dymitr– Nie będę bił się za sprawę Samozwańca, który i tak skończy w grobie. To mi uwłacza.– Wiedz, że i tak wszyscy umrzemy. Co ty możesz jed-nak możesz wiedzieć o obrazie, skoro ja, car Dymitr, proszę prostych ludzi o pomoc.– Łżedymitr, nie car!– Dosyć tego. Dla ciebie też znajdzie się pal. Każdy skazaniec, który przyjął propozycję Samozwań-ca, otrzymał ekwipunek i  strój semena. Strażników Rahozy puszczono wolno. Tych, którzy się zgodzili iść z Dymitrem, wzięto pod zaciąg. Tak więc liczba zwo-lenników Dymitra wzrosła do dwudziestu członków. Mało to na Szujskiego, lecz był to dopiero prolog całej wyprawy.Orszak cara ruszył w kierunku pobliskiej wsi by uka-zać majestat ocalałego Rurykowicza. Pozostawili za sobą Rzeczpospolitą, a także dwa drgające, krwawiące ciała pierwszych z wielu przeciwników i wrogów Dy-mitra.

WasylIV,XVIIw.

Wikipe

dia.or

g

Page 29: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013

SHIREOWOŁukasz Górka

Koniec końców doczekaliśmy premiery „Hobbita”! Zapewne w tym momencie zaczęli się Państwo zastanawiać, jaki wspól-ny mianownik mógł połączyć ekranizację książki Tolkiena z tematyką naszego kwartal-nika, więc już wyjaśniam - jak zasugerował tygodnik „W Sieci” (4/2012) – DZIELNI POLACY TO HOBBICI EUROPY!

Doskonale pamiętam, jak w 2001 roku oglądając początek pierwszej części „Władcy Pierścieni”, a dokładnie scenę przyjazdu Gandalfa do Shire oczyma wyobraźni ujrzałem scenę z początku „Pana Ta-deusza” Andrzeja Wajdy, który swoją premierę miał zaledwie dwa lata wcześniej. Scenę jakże podobną, w której Tadeusz na wzór Gandalfa przyjeżdża powozem do Soplicowa. Choć uwzględniając chronologię pow-stania obu filmów należy raczej powiedzieć, że to Czarodziej na wzór młodego Tadeusza zajechał do Shire. Obie sceny w podobny sposób ukazały sielskość domost-wa oraz nostalgię towarzyszącą powrotowi do rodzinnego domu/domu starego przyjaciela. Analogia ta faktycznie w jakiś magiczny sposób złączyła wtedy mój ukochany świat Śródziemia, który, jak mawiał Tolkien, w swoim zamyśle miał stanowić swoistą mitologię dla Jego rodaków z drugim ukoch-anym światem – Rzeczpospolitą szlachecką, której obraz w swoim poemacie zachował na wieki

wieków Adam Mickiewicz. Autorzy wspomnianego bloku tekstów 4 numeru pisma „W Sieci” pisząc o „dzielnych Polakach” mieli oczywiście na myśli Sarmatów, a przyrównując ich do Hobbitów rozwinęli tylko moje wcześniejsze intuicyjne przemyślenia. Czy słusznie?

Według Grzegorza Górnego opis dawnej Rzeczypospolitej, zachow-any w opowieściach szlacheckich, przypomina tolkienowskie Shire. Oba światy to wiejskie krainy położone wśród malowniczych pól. Autor sugeruje, że mieszkańcy obu tych światów nie wykazują większego zainteresowania tym, co dzieje się poza granicami ich krajów, pochłonięci życiem rodzinnym, domowym i prywat-nym. Wśród Hobbitów, jak wśród Sarmatów, dominuje kultura biesiady i gawędy. Również ustrój Shire ma przypominać dawną Rzeczpospolitą – tolkienowska re-publika „dworków” również opar-ta jest na decentralizacji struktur państwowych, a Wolny Jarmark na którym wybierano burmistrza miasta to odpowiednik naszej wolnej elekcji. Hobbici mają być podobni do Sarmatów również w sensie pojmowania wolności, także ceniąc ją ponad wszystko. Kolejne nasuwające się u Gór-nego analogie to zwyciężanie zła dobrem i odwoływanie się do jasnych mocy duchowych. Ni-etrafnym porównaniem w tekście wydaje się być tylko sugestia braku pragnienia podbojów, tak u Hobbitów (to prawda) jak i Sar-matów, brak instynktu zdobyw-ców dla obu nacji oraz brak ducha imperium (!).

Niestety na dłuższą metę wydaje mi się bezcelowym

porównywanie Hobbitów do nas czy raczej nas, Polaków do nich. Nie podlega wszak wątpliwości, na kim wzorował się Tolkien tworząc tę nację – i nie byliśmy to my. Na miejscu autorów pokusiłbym się raczej o szu-kanie kluczy łączących Ro-hirrimów z Polakami. To ich szarża pod murami Minas Tirith zdecydowanie bardziej kojarzy się z polskim duchem, naszą walecznością i zwycięstwami husarii nad liczniejszymi wojs-kami wrogów. (Ale czy sam Tolkien bodaj nie wspominał, że Rohirrimowie są wzorowani na Germanach z czasów wędrówek ludów?). Hmm, a może Sar-maci to drużyna Krasnoludów na biesiadzie u Bilba? Długo można by się bawić w porów-nania, tylko po co? Lepiej w tym czasie wybrać się na sam film, wszak jest czym ucieszyć oko. A dla naszej sarmackiej braci po kiepskiej wizualnie „Bitwie pod Wiedniem” będzie to prawdziwa uczta! Tylko proszę uważać, ponieważ krytycy, dla których efekty specjalne w filmie Renzo Martinelliego były bardzo słabe, widoki zbyt rozmyte czy zam-glone jednogłośnie orzekli, że Hobbit pod względem tychże efektów jest zbyt... realistyczny i wyraźny. Naprawdę! A jak już wrócimy z kina, to miast zabawy „żądełkiem” szable w dłoń i do roboty!

koniec koncow , ,

56

Redakcja Kwartalnika Sarmackiego zaprasza do lektury jedynego czasopisma poświęconego kulturze sarmackiej.

Znajdziesz u nas artykuły dotyczące:

– historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów w XVI-XVIII w.;

– kultury sarmackiej i wizji sarmackości w sztuce późniejszych epok;

– współczesnego funkcjonowania idei sarmackiej;

– publicystykę polityczno-społecznej inspirowana ideami I RP;

– recenzje książek, filmów i gier;

– opowiadania współczesnych autorów.

Więcej informacji na:www.facebook.com/kwartalniksarmackioraz nawww.sarmacki.mixxt.com

, ,

Page 30: Kwartalnik Sarmacki 1(3) 2013