Dlaczego stopy procentowe są tak ważne dla każdego uczestnika rynku? Wahania waluty – szanse i zagrożenia. Dodatek współfinansowany ze środków Narodowego Banku Polskiego FOT.: FOTOLIA.PL DECYDUJĄCY CZAS DLA GOSPODARKI Banki centralne w czasach spowolnienia
3
Embed
DECYDUJĄCY CZAS DLA GOSPODARKI - Narodowy Bank … · towe są zerowe, nie znaczy, że te gospodarki są zdrowe. My jesteśmy w ... stopy na poziomie 4 proc. Zaryzykowałbym stwierdzenie,
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Dlaczego stopy procentowe są tak ważne dla każdego uczestnika rynku?Wahania waluty – szanse i zagrożenia.
Dodatek współfinansowany ze środków Narodowego Banku Polskiego
FOT.:
FOT
OLI
A.PL
DECYDUJĄCY CZAS DLA GOSPODARKI
Banki centralne w czasach spowolnienia
Forbes: Panie profesorze, po co tak właściwie są te stopy procento-we, skoro największe banki centralne świata już ich prawie nie ma-ją. To znaczy – stopy są tam bliskie zera.Dariusz Filar: To, że w wielu największych bankach świata stopy procen-towe są zerowe, nie znaczy, że te gospodarki są zdrowe. My jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. Stopy są ceną pożyczanego pieniądza. Pozwalają one temu, kto zamierza pieniądze pożyczyć, ocenić, czy projekt finanso-wany przez firmę kredytem, jest atrakcyjny i dochodowy. Na tyle atrakcyj-ny, by pozwalał zwrócić pożyczone pieniądze, zapłacić cenę ich udostęp-nienia i jeszcze uzyskać nadwyżkę. Gdyby projekt realizowany przed firmę był w sumie dochodowy jedynie na tyle, by wystarczyło na zwrot pienię-dzy i zapłacenie ceny pożyczki, inwestycja nie miałaby sensu.
A jakie mają znaczenie stopy procentowe dla gospodarstwdomowych?D. F.: Podobne. Pozwalają ocenić, na ile przyszłe dochody rodziny będą pozwalały na zwrot pożyczonych pieniędzy i zapłacenie ceny ich udo-stępnienia (czyli na obsługę kredytu).
Jakie znaczenie, w teorii, mają zmiany stóp dla gospodarstw domowych i inwestycji osób fizycznych?D. F.:To zależy, czy gospodarstwa te myślą o pożyczaniu czy o oszczędza-niu. Dla pożyczkobiorców korzystny jest spadek stóp, bo zmniejsza łączny koszt obsługi kredytu. Dla podejmujących decyzje o oszczędzaniu wzrost stóp, bo wtedy rośnie szansa, że przewyższą one inflację. Znając wysokość oprocentowania, jakie oferuje bank, i inflacji, mogę sobie policzyć, czy stopa broni mojego stanu posiadania, czy zrekompensuje mi inflację, czy pozwala na realny zarobek. Realny to znaczy taki, by nie zjadła go inflacja.
Czy stopy procentowe w Polsce są dziś wysokie?D. F.:Wydają się odpowiednie z punktu widzenia poziomu inflacji i relatyw-nie niewielkiej skłonności do oszczędzania, którą należy wspierać. Nie są na tyle wysokie, by blokować decyzje inwestycyjne. Jeśli projekt inwestycyjny, przy obecnych stopach, nie jest w stanie przynieść dochodu przewyższają-cego koszt pożyczenia pieniądza, należy się zastanowić, czy taki projekt w ogóle realizować. Uważam, że stopy procentowe przy obecnej kondycji pol-skiej gospodarki są właściwe. Oczywiście trudno się dziwić skłonności do porównywania kosztu pieniądza w Polsce do praktycznie zerowych stóp w USA czy strefie euro. Tam jednak stopy procentowe są objawem kryzysu fi-nansowego.
To znaczy, że my nie powinniśmy się porównywać do Rezerwy Federalnej i Europejskiego Banku Centralnego (ECB), których słu-chają inwestorzy na całym świecie?
D. F.:Ja bym wolał się porównywać z takimi kra-jami, jak Chile, Korea Południowa, Izrael, Australia, czy Szwecja. W tych krajach stopy są porównywalne z polskimi - nominalnie i realnie. Imponują mi kraje, które mimo globalnego kry-zysu prowadzą politykę dodatniej stopy realnej. Mam nadzieję, że NBP będzie taką politykę nadal prowadził, mimo coraz głośniejszych komenta-rzy, że stopy w Polsce nadal są zbyt wysokie.
Ale przecież jest kryzys. Wszędzie słyszymy, by przygotować się na kolejne hamowanie, że bę-dzie gorzej. Dlaczego nie możemy sobie ulżyć, wyprzedając bieg wydarzeń?D. F.:Pojęcie kryzysu jest u nas tak często nadużywa-ne, ze straciło ładunek informacyjny. Używamy słowa kry-zys do opisania każdej bolączki gospodarczej. W Polsce nie mamy takiego problemu, jaki mają główne gospodarki świata. Kryzys finansowy przejawia się tym, że gospodar-stwa domowe na masową skalę tracą zdolność do obsługi-wania kredytów. Cierpią na tym banki, bo istotna część ich aktywów traci na wartości. Państwa muszą ratować banki i dają się wciągnąć w ten wir (dopiero co dotarła do nas wiadomość, że rządy Francji i Belgii poświęcą kolejnych 5,5 mld euro, by ratować bank Dexia). Ciężar kryzysu przerzuca się z kolei na banki centralne, które próbują ratować sytuację emisją pieniądza.
Czy w Polsce jest masowe zjawisko zaprzestawania spłaty kredytów? D. F.:Nie, w Polsce odsetek kredytów niepracujących jest umiarko-wany, a hipoteczne obsługiwane są wręcz znakomicie. Czy polskie banki dostały pieniądze budżetowe? Nie, żaden bank nie potrzebo-wał rządowego dokapitalizowania. Czy rząd nie jest w stanie sprze-dać obligacji na rynku? Nie, wręcz przeciwnie – popyt na polskie ob-ligacje jest wysoki, a uzyskiwane ceny lepsze od tych, jakie udaje się osiągnąć Włochom czy Hiszpanii. I czy ktoś żąda u nas od NBP, by skupował rządowe obligacje? Nie. Ja wiem, że dla wielu jest to praw-da trudna do przyjęcia, ale kryzys finansowy nie przeniknął do pol-skiej gospodarki.
Mimo wszystko w Polsce ludzie tracą pracę, a obsługa kredytów, głów-nie walutowych, kosztuje coraz więcej.D. F.: Zgadzam się. Wraz ze wzrostem bezrobocia i stagnacją płac wskaźniki obsługiwania kredytów będą się prawdopodobnie pogar-szać. Ale w Polsce kredytu hipotecznego nie traktuje się jako sposo-bu finansowania zwyczajnej inwestycji. To raczej sposób na zabez-pieczenie podstawowej potrzeby życiowej, czyli dachu nad głową. Jak się robi trudniej, to Polacy zaciskają pasa i sięgają po wszystkie środki, by mieszkanie utrzymać.
Przypomnę wypowiedź jednego z ważniejszych polityków koalicji z 7 października, tuż po tym, jak RPP nie zdecydowała się na ob-niżkę stóp: „Pieniądz jest drogi, a więc firmy trzymają go bardziej na lokatach, a nie inwestują w produkcję i miejsca pracy”. Zgadza się Pan z tym?D. F.: Rzeczywiście, firmy utrzymują spore depozyty. Uważam jednak, że główny wpływ na wartość tych depozytów ma raczej poczucie niepew-
ności co do rozwoju sytuacji w Europie, niż tylko oprocentowanie. To także efekt braku obiecujących projektów inwestycyjnych. Gdy wiadomo, że popyt poza granicami Polski słabnie, a popyt wewnętrzny w naszym kraju nie już wystarczająco silny, firmy nie an-gażują się w ryzykowne projekty.
Jak Pan ocenia listopadową decyzję RPP o obniżce stóp o 25 pkt baz.?D. F.: Była przewidywalna i prawidłowa. Trzeba ja oce-niać w dłuższej perspektywie, łącznie z podwyżką stóp z maja 2012 r. Podwyżka była wymierzona w szybko ro-snące oczekiwania inflacyjne. Chodziło o pokazanie, że bank centralny nie pozwoli na wzrost inflacji w przy-szłości. Oczekiwania inflacyjne spadły i po upływie sze-ściu miesięcy obniżka stóp była już możliwa. Rada musi patrzeć 6-7 kwartałów do przodu. RPP dysponowała projekcją inflacyjną, z której wynikało, że prawdopodo-bieństwo inflacji poniżej i powyżej celu jest w 2014 r. wyrównane. W klubie banków, które prowadzą polity-kę dodatnich realnych stóp procentowych, na podobny manewr jak obecnie Polacy w ubiegłym roku zdecydo-wali się Szwedzi. W lipcu podnieśli stopy, a już w grud-niu je obniżyli. Później zrobili pauzę. O Szwedach złośli-
wi też mówili, że nie wiedzą co robią. Władze monetarne Szwecji bardzo dobrze wiedziały, co robią. Zastopowały oczekiwania inflacyjne i zaczęły spokojnie schodzić w dół.
A jakby Pan zagłosował na listopadowym posiedzeniu, gdyby był Pan jeszcze w RPP?D. F.: Zagłosowałbym za obniżką o 25 pkt baz. A w maju za podwyż-ką. Zgadzam się z polityką RPP.
Czy uważa Pan, że dla Polski nadal najlepsza jest przewidywalna polityka dodatnich, realnych stóp procentowych, choć recesja stoi już u naszych bram? D. F.: Oczywiście. Oceniam, że właściwym momentem do kolejnej obniżki stóp będzie I kwartał przyszłego roku. To powinien być cykl redukcji realizowany małymi krokami.
Gdzie będzie koniec tego cyklu?D. F.: Historyczna obserwacja stóp procentowych i kształtowania inflacji pozwala zaryzykować tezę , że dwie ostatnie obniżki, dokonane w 2009 r. przez Radę Polityki Pieniężnej, której ja byłem członkiem, to był o je-den lub dwa kroki za daleko. Dziś uważam, że należało raczej zostawić stopy na poziomie 4 proc. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że 4 proc. to najniższy punkt, do którego rada może zejść i teraz.
Dla wielu nadal to będzie za wysoko. Czy my musimy być zawsze ta-kim wyjątkowym krajem na tle innych? Z dość wysokimi stopami?D. F.: Do pewnego stopnia jesteśmy wyjątkowi, skoro kryzys finanso-wy do nas nie przeniknął .A to chyba nie jest najgorsza wyjątkowość, prawda? Wydaje się, że w dzisiejszych warunkach, gdy Polska nie straciła równowagi, obrona tego , co osiągnęliśmy, jest bardzo istot-na. Kontynuacja odpowiedzialnej polityki monetarnej jest ważniej-sza, niż próby pieniężnego stymulowania wzrostu.
Polska osiągnęła bardzo wiele. Dlatego teraz może prowadzić zdrową
politykę monetarną - mówi Dariusz Filar, ekonomista, były członek
Rady Polityki Pieniężnej
Kryzys do nas nie przeniknął
FOT.:
MAT
ERIA
ŁY P
RASO
WE N
BP, F
OTOL
IA.P
L
Dodatek współfinansowany ze środków Narodowego Banku Polskiego
Narodowy Bank Polski
Pojęcie kryzysu jest u nas tak często nadużywane, że straciło ładunek informa-cyjny. Używamy słowa kry-zys na opisanie każdej bo-lączki gospodarczej.
Imponują mi kraje, które mimo globalne-go kryzysu prowadzą politykę dodatniej stopy realnej.
Konstytucyjnym celem NBP jest dbanie o wartość polskiego pieniądza. NBP realizuje to zadanie dążąc do utrzymania sta-bilnego poziomu cen za pomocą strategii bezpośredniego celu inflacyjnego. Stabilizowanie kursu walutowego nie jest
celem banku centralnego. Kurs interesuje jednak bank jako jeden z waż-nych elementów wpływających na możliwość osiągnięcia podstawowe-go celu, czyli inflacyjnego. – Gdy w ubiegłym roku kurs niebezpiecznie zbliżał się do poziomu, który zagrażał przekroczeniem kolejnego progu ostrożnościowego relacji długu do PKB, bank centralny reagował na rynku– mówi Janusz Jankowiak, głów-ny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Interwencje na rynku były podej-mowane w sposób najbardziej efektywny. Bank nie określił żadnego limitu kursu naszej waluty, której bronił. Wchodził do gry wtedy, gdy interwencja miała duże szanse powodzenia.
- Działania banków centralnych z reguły są skuteczne jedynie w krótkim terminie. Dlatego instytucje nie starają się walczyć z rynkiem, wykorzy-stują trend, który już się rozpoczął – mówi Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale.
Nie walczyć z rynkiem- Dla banku centralnego ważny jest zarówno nadmierny wzrost, jak i nadmierny spadek wartości naszej waluty. Kanał kursowy jest znacz-nie bardziej drożny niż kanał stopy procentowej. Kursy walut mogą mieć duży wpływ na wahania cen. Dlatego są bardzo ważne dla po-lityki banku centralnego – mówi Janusz Jankowiak. Duże wahania złotego służą głównie inwestorom o zacięciu spekulacyjnym, którzy szukają okazji do zarobku. Dla firm i zwykłego Kowalskiego nie są korzystne.
FOT.:
FOTO
LIA.
PL
- Zbyt duże osłabienie waluty grozi wzrostem presji inflacyjnej, natomiast nadmierne umocnienie może powodować deflację i duże problemy eksporterów, tak jak to był w przypadku franka szwajcarskiego – tłuma-czy Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Ekspert zaznacza jednak, że słabszy złoty nie zawsze służy gospodarce. Spadek kursu polskiej waluty jest również związany z wyższymi ratami kredytu w obcej walucie, rosnącymi cenami paliw czy innych surowców.
Rynek a koniunkturaEuropejska gospodarka hamuje. Przed nami drugie dno kryzysu w stre-fie euro. Może nie na rynkach finansowych, ale w sferze realnej na pew-no. W 2009 r. złoty był dużo słabszy, mniejszy popyt na polskie produk-ty zrównoważyły większe wpływy, dzięki korzystnym dla eksporterów różnicom kursowym. Polska uniknęła recesji. Teraz złoty jest znacznie silniejszy niż na przełomie 2008 i 2009 r. Będzie trudniej, bo trzeba będzie pogodzić interesy wszystkich.- Nie ma wątpliwości, że słabszy złoty byłby dla sfery realnej gospodar-ki korzystniejszy. Część ekonomistów utrzymuje w swoich prognozach, że dzięki osłabieniu złotego Polska znów uniknie recesji. Tak znaczące osłabienie złotego nie jest oczywiście w interesie ministerstwa finansów. Wracamy do progów ostrożnościowych. Nawet osłabienie do 4,5 zł za euro nie wchodzi w rachubę. Z kolei umocnienie złotego, korzystne dla importerów i teoretycznie konsumentów, dla dynamiki PKB byłoby gwoź-dziem do trumny – mówi Janusz Jankowiak. Jego zdaniem kurs między 4,10 a 4,20 zł za euro wydaje się optymalny z punktu widzenia gospo-darki. Z kolei według Grzegorza Maliszewskiego jednym z czynników, które pozwalają niektórym krajom przejść przez kryzys, jest własna waluta. Tu ekonomista upatruje szanse dla polskiej gospodarki. - Na przykładzie Grecji widać, że brak własnej waluty nie pozwala odbudować konkurencyjności gospodarki. W przypadku Polski próg opłacalności dla eksportu dla EUR/PLN to 3,84 zł oraz 2,94 zł dla USD/PLN. Umocnienie złotego do tych poziomów nie jest szkodliwe dla przedsiębiorstw, które sprzedają produkty za granicę - mówi Grzegorz Maliszewski.
Przewidywalność w cenieProblem w tym, że bank centralny w takim kraju jak Polska nie może sobie pozwolić, by taki optymalny kurs wyznaczyć. To byłoby zapro-szenie do gry kapitału spekulacyjnego. Polskie władze monetarne i rząd mogą jednak dążyć do tego, by być jak najbliżej tego kursu. Prowadząc rozsądną, przewidywalną politykę monetarną i fiskalną, i interweniu-jąc na rynku wtedy, gdy takie działanie mają duże szanse powodzenia. Jak pod koniec 2011 r.- To rzecz prawie niemożliwa do zrealizowania, rynek walut jest zbyt płynny. Na przykładzie działań SNB (Narodowy Bank Szwajcarii) w zeszłym roku widać, jak trudna jest obrona wyznaczonego kursu – dodaje Grzegorz Maliszewski.Złoty, mimo kolejnych zagrożeń, ma się dziś całkiem dobrze. Zajmuje mocną pozycję w gronie renomowanych walut rynków wschodzących. Dobra ocena Polski, coraz mniejsze ryzyko i relatywnie wysoka płynność rynku przemawia na korzyść złotego.- Złoty dziś jest teoretycznie niedoszacowany. Długoterminowy trend wzrostowy jest nieuchronny. Natomiast nie jesteśmy w stanie powiedzieć,
kiedy ten trend się zmaterializuje – mówi Janusz Jankowiak.Podobnego zdania jest Jarosław Janecki. - Biorąc pod uwagę solidne fundamenty polskiej gospodarki, kurs zło-tego powinien być wyższy – dodaje ekonomista.Rynek bardzo dobrze ocenia podstawy polskiej gospodarki i polity-kę pieniężną. Widać to po notowaniach obligacji, które cieszą się sporym popytem wśród inwestorów. Do tej pory relatywnie wyższe oprocentowanie zwiększało atrakcyjność polskich obligacji na tle państw rozwiniętych - Francji, Niemiec, USA czy Wielkiej Brytanii. Obligacje krajów z rynków wschodzących zyskują w oczach inwesto-rów, zapewniając większy zwrot niż papiery skarbowe głównych rynków dojrzałych. Dobra ocena Polski i polskich obligacji, coraz mniejsze ryzyko i płynność rynku przemawia na korzyść złotego i stabilizuje naszą walutę.
Polityka waży więcej W ostatnich pięciu latach kryzysu wiele się zmieniło. Rynek walutowy mocno się rozrósł i odgrywa dziś dużo większą rolę niż 5-10 lat temu. Który z czynników ma dziś więc główny wpływ na kształtowanie kursów walutowych? W szkole uczyliśmy się, że to stopy procentowe.- Akurat dziś nie mają one decydującego znaczenia. Kursy walutowe są kształtowane głównie przez czynniki zewnętrzne. Czynniki lokalne w ostatnich latach odgrywają coraz mniejszą rolę – mówi Janusz Jankowiak. I podaje przykład. W 2008 r. i na początku 2009 r. polska gospodarka na tle Europy rozwijała się szybko i wyglądała dobrze. Nikt na świecie się tym nie zajmował. Euro na przełomie lutego i marca kosztowało 4,8-4,9 zł. - W okresie perturbacji czynniki lokalne i mocne fundamenty polskiej gospodarki nie stanowiły dla inwestorów żadnych argumentów na korzyść złotego – przypomina Janusz Jankowiak.- Inwestorzy na rynku walut zwracają uwagę przede wszystkim na wydarzenia ze świata polityki i działania banków centralnych. Czasem wystarczą nawet same zapowiedzi działań, co było widoczne w przypadku Europejskiego Banku Centralnego i programu skupu obligacji rządowych na rynku wtórnym – OMT – tłumaczy Grzegorz Maliszewski.
Niezbędne rezerwyJarosław Janecki uważa, że to właśnie działania największych instytucji finansowych na świecie miały wpływ na umocnienie złotego w sierpniu i wrześniu. Gdy na rynek wraca spokój inwestorzy częściej patrzą na fundamenty gospodarki. Ważna jest również relacja zadłużenia krótko-terminowego do rezerw walutowych danego kraju. - Jeżeli rezerwy są mniejsze niż dług krótkoterminowy, w przypadku nagłego odpływu kapitału, pojawia się ryzyko niewypłacalności – mówi Grzegorz Maliszewski. - Rezerwy za bezpieczne można uznać wtedy, gdy są większe od średniej wartości importu danego kraju z np. sześciu miesięcy – dodaje.– Rezerwy walutowe zyskały na znaczeniu w latach 2008-2009, po upad-ku banku Lehman Brothers, kiedy to coraz więcej państw miało proble-my z obsługą zagranicznego długu. To w połączeniu z kryzysem zadłu-żenia strefy euro w większym stopniu przekonało inwestorów do zwra-cania uwagi na rezerwy walutowe poszczególnych państw – dodaje Grzegorz Maliszewski.
Zapraszamy Państwa do podzielenia się opiniami na temat naszej publikacji poprzez wzięcie udziału w badaniu zamieszczonym na www.forbes.pl/nbp
Stabilny złoty najlepszy dla gospodarki
Kursy walutowe mają wpływ wartość długu, raty kredytów i inflację. Dlatego bank centralny stale monitoruje notowania złotego
Cezary Koprowicz
Narodowy Bank Polski Narodowy Bank PolskiWięcej o edukacji ekonomicznej na stronie www.nbportal.pl
Dodatek współfinansowany ze środków Narodowego Banku Polskiego