Top Banner
SAMOZWAŃCZY AMBASADOR | ŚWIEŻE JAJA I KAPUSTA Z BECZKI | W MAŁEJ LUBELSKIEJ DRUKA- RENCE OGIEŃ SIĘ KRZEWIŁ I ROZJARZAŁ | MIŁOŚNICY Z SOLNEJ | O WIGILII. ODA DO BURAKA | (Z)BIEG LUBELSKI | (NIE)AKTUALNOŚCI | WYDANIE DWUNASTE 2015 | WWW.ANTIDATUM.COM Lublin niespiesz nie
66

Antidatum wyd 12 2015

Jul 25, 2016

Download

Documents

lariat

Lublin niespiesznie
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: Antidatum wyd 12 2015

SAMOZWAŃCZY AMBASADOR | ŚWIEŻE JAJAI KAPUSTA Z BECZKI | W MAŁEJ LUBELSKIEJ DRUKA-

RENCE OGIEŃ SIĘ KRZEWIŁ I ROZJARZAŁ | MIŁOŚNICY Z SOLNEJ | O WIGILII. ODA DO BURAKA | (Z)BIEG LUBELSKI | (NIE)AKTUALNOŚCI |

WYDANIE DWUNASTE 2015 | WWW.ANTIDATUM.COM

Lublin niespiesznie

Page 2: Antidatum wyd 12 2015

MAGAZyN BEZPłATNy PORTALu ANTIDATuM.COM, SPRZEDAż CAłOśCI LuB FRAGMENTÓW JEST NIEDOZWOLONA I STANOWI NARuSZENIE PRZEPISÓW PRAWA I GROZI ODPOWIEDZIALNOśCIĄ PRAWNĄ. WSZELkIE PRAWA ZASTRZEżONE DLA ICH WłAśCICIELI. WykORZySTANIE MATERIAłÓW Z NINIEJSZEJ PuBLIkACJI MOżLIWE JEST WyłĄCZNIE ZA ZGODĄ REDAkCJI Z POWOłANIEM SIę NA ŹRÓDłO TREśCI.© 2014 ANTIDATuM

WYDANIE DWUNASTE 2015 I WWW.ANTIDATUM.COM

REDAkCJA: łuCJA FREJLICH-STRuG, ANDRZEJ FREJLICH

FOTOGRAFIE:łuCJA FREJLICH-STRuG, ANDRZEJ FREJLICH

SkłAD I GRAFIkA: LARIAT™ STuDIO GRAFICZNE, WWW.LARIAT.PL uL. LIPOWA 4 A, LuBLIN, TEL. 516 979 240

Page 3: Antidatum wyd 12 2015

33

Niewielu z nas może pozwolić sobie dzisiaj na luksus niespiesznego życia. Nieustannie gdzieś biegniemy zaabsorbowani aktualnymi problemami. W natłoku codziennych spraw nie zauważymy, jak wiele rzeczy nam umyka, bezpowrotnie ginie w otchłani upływającego czasu.

Na przekór panującym tendencjom proponujemy Państwu udać się w niespieszną podróż. Podróż z Lublinem w tle, chociaż zasięgiem tematycznym wykraczającą dalece poza zwykłe zwiedzanie miasta. Chcemy, aby smakowanie Lublina stało się pretekstem do głębszej refl eksji nad kulturą, sztuką i stylem życia.

W Antidatum postaramy się na chwilę zatrzymać czas. W kadrach fotografi i i tekstach będących próbą uchwycenia ulotnych chwil oraz nietuzinkowych wydarzeń – tych współczesnych i minionych. Podejmiemy próbę wydobycia spod warstwy kurzu zapomnianych historii i miejsc, które nie przetrwały próby czasu. Pochylimy się nad dziełami sztuki, zarówno tymi docenionymi jak i ukrytymi gdzieś, zepchniętymi na margines świadomości. Zwrócimy uwagę na pełne kunsztu dzieła ludzkiej wyobraźni, którym często trudno przedrzeć się przez gęstą warstwę otaczających nas informacji.

Mamy świadomość tego, że czas i jego percepcja są zjawiskami subiektywnymi. Dlatego na łamach naszego pisma pojawią się teksty pisane z perspektywy przedstawicieli dwóch kolejnych pokoleń. Ich autorzy postrzegają świat inaczej, ogniskują swoją uwagę na innych zjawiskach, poświęcają swój czas odmiennym aktywnościom i zainteresowaniom. To, co ich łączy, to fi lozofi a życiowa, która nakazuje doceniać szczegóły, cieszyć się pięknem i odnajdować je w rozmaitych zaułkach Lublina, rzecz jasna - niespiesznie.

ANDRZEJHistoryk sztuki, bizantynista. Mieszka w Lublinie od dawna i kocha to miasto jak swoje. Fascynuje go dobre rzemiosło w każdym jego aspekcie. Docenia przede wszystkim kunszt zegarmistrzów, ale czary krawców, jubilerów, a nawet repuserów też stara się zgłębić. Nie poprzestaje na podziwianiu. To on rozmontuje zegarek lub radio po to, by zrozumieć, „jak to działa”. Lubi przyrodę i dobre, czyste buty.

łuCJACórka Andrzeja. Zawodowo poszła w ślady rodziców, choć na drodze wykształcenia zahaczyła jeszcze o ogrody. urodziła się w Lublinie i nigdy nim nie znudziła. Po Ojcu odziedziczyła zamiłowanie do detali i tradycji, ale patrzy na nie oczami młodszego pokolenia. Pociągają ją zapomniane miejsca, dobre książki i kuchnia „nie na skróty”.

REDAkCJA

Page 4: Antidatum wyd 12 2015
Page 5: Antidatum wyd 12 2015

5

Życzymy wszystkim Wam, naszym Czytelnikom,

abyście razem z rodzinami i przyjaciółmi spędzili

niespieszne

i przepełnione radością Święta.

Życzymy Wam mnóstwa wspaniałych,

przygotowanych

z miłością i troską potraw, trafionych prezentów

udanych partyjek w scrabble, lub pokera.

Pamiętajmy, że Święta są d la nas, a nie my d la nich

i nie dajmy się skłócić, wykończyć nadmiernymi

przygotowaniami oraz zakupami ani poszarpać i tak

już nadwątlonych nerwów.

Dziękujemy, że jesteście z nami!

Redakcja Antidatum

Page 6: Antidatum wyd 12 2015
Page 7: Antidatum wyd 12 2015

7

Samozwańczy ambasador

Page 8: Antidatum wyd 12 2015

SAMOZWAńCZy AMBASADOR

Gdy oglądam reklamy najnowszych zegarków, mam pewien problem z koncentracją. Trudno mi się zdecydować, czy pa-

trzeć na zegarek – którego i tak najczęściej jest zbyt mało, czy na modelki, gwiazdy fi lmowe, herosów sportu, którzy wybijają się na plan pierwszy. Firmy zegarmistrzowskie z równą starannością donoszą o wypuszczeniu na rynek nowego modelu, jak i wybo-rze nowego ambasadora marki. któż taki pokazuje się z zegarkiem określonej marki na ręku i uczestniczy w ważniejszych fi rmowych eventach? kilka pierwszych lepszych przykładów z brzegu. Ome-ga: Cindy Crowford, George Clooney; Jaeger – LeCoultre: Diane kruger; Hublot: usain Bolt; Audemars Piguet: Leo Messi, Michale Schumacher, Nova Djokovic; Breitling: Jon Travolta, Dawid Beckham; Tag Heuer: Steve McQueen, Cristiano Ronaldo, Maria Sharapova, Cameron Diaz. Mógłbym wymieniać bez końca. Sami sławni, pięk-ni, utalentowani, bogaci. Ani jednego przeciętnego kowalskiego,

Page 9: Antidatum wyd 12 2015

9

czy jakiegoś anonimowego pana Smitha. Gdy w ostatnich miesią-cach Jean-Claude Biver – ten czarodziej szwajcarskiej bran-ży zegarmistrzowskiej – podjął się odświeżenia marki Tag Heu-er, nakreślił plan jej rozwoju na najbliższe lata. Jednym z pierw-szych jego posunięć było zapro-szenie do współpracy Cary Dele-vigne. Czyżby ta piękna i bardzo młoda dama była specem od zegarków? Nie! Jest natomiast jedną z najbardziej rozpoznawal-nych osób na świecie. To model-ka, do której w mijającym roku należał świat modelingu i branży reklamowej. I to Biverowi wystar-cza. On chce trafić z zegarkami Heuera do pokolenia 20-latków. I Cara mu w tym pomoże. Nie musi się nawet znać na zegarku. Wystarczy, że jej śliczną buzię rozpoznają niemal wszyscy. Wie-le dziewczyn, które chciałyby być

Page 10: Antidatum wyd 12 2015

jak ona zacznie od najprostszego posunięcia – wyda parę tysięcy euro na Heuera. Czy pomysły Jean-Claude Bivera zadziałają? Tego możemy być pewni. Jego osoba gwarantuje sukces. Znacząco przyczynił się do sukcesu fi rmy Audemars Piguet. Z małego niszo-wego Blancpaina uczynił topową markę. Dźwignął z zapaści Hu-blota. Dlatego, sądzić należy, że Cara Delevigne w jego misternej układance związanej z Tag Heuerem musi grać niepoślednią rolę.

Tak sobie pomyślałem – ja też chcę być ambasadorem jakiejś zegarkowej marki. Może nie jestem tak piękny jak Cindy czy

Cara, ani tak boski jak Ronaldo, tak dojrzale przystojny jak Clooney. Ale chyba mam jakieś atuty? Sądzę, że przy odpowiednim budżecie nawet mnie dałoby się wywindować na szczyty popularności i roz-poznawalności. Tylko kto mnie zatrudni? Chętnych nie widzę więc postanowiłem zostać ambasadorem samozwańczym. W związku z powyższym mam pewien komfort, sam wybieram markę, którą będę promował. Właśnie się zdecydowałem- będzie to Zenith. Ci, którzy czytali moje dotychczasowe teksty zegarkowe, wiedzą dla-czego. Prezentowałem kilka posiadanych egzemplarzy, rozpisywa-łem się nad jej historią, fi lozofi ą, osiągnięciami technicznymi. Jest jeszcze jeden powód. W tym roku fi rma świętuje 150-lecie istnienia, a to kawał historii szwajcarskiego zegarmistrzostwa. W 1865 roku młody, bo zaledwie 22-letni Georges Favre-Jacot uczynił rewolu-cyjny krok w dotychczasowej produkcji zegarków, zestandaryzował produkcję części mechanizmów, tak aby bazowe komponenty mo-

SAMOZWAńCZy AMBASADOR

Page 11: Antidatum wyd 12 2015

11

gły być stosowane w różnych kalibrach. W Le Locle, jednym z naj-większych centrów zegarmistrzostwa, wzniósł manufakturę, w której jako jeden z pierwszych cały proces produkcji zegarka umieścił pod jednym dachem. Tu powstawały jednostkowe części, montowano i regulowano mechanizm oraz zamykano go w kopercie. To dawało możliwość kontroli produkcji na każdym jej etapie. Taka organizacja i zainteresowanie konstrukcją precyzyjnych mechanizmów dopro-wadziły do spektakularnych osiągnięć w dziedzinie chronometrii. Od początków XX wieku Zenith zaczął zdobywać najwyższe nagro-dy i wyróżnienia na wystawach światowych i konkursach ogłasza-nych przez światowe obserwatoria astronomiczne. W dotychczaso-wej historii firma uzyskała ponad 300 patentów na swe rozwiązania techniczne. Zaledwie kilka lat po zorganizowaniu produkcji Georgie

Page 12: Antidatum wyd 12 2015

Favre-Jacot rozpoczął cykl biznesowych podróży do niemal wszyst-kich zakątków ówczesnego cywilizowanego świata. To zaowocowa-ło wkrótce jedną z pierwszych i już precyzyjnie działających sieci dystrybucyjnych w przemyśle zegarmistrzowskim. Obok zegarków uniwersalnych Zenit wyspecjalizował się w produkcji modeli spe-cjalnych: chronometry morskie, zegary i zegarki do nawigacji lotni-czej – cywilnej i wojskowej, urządzenia do pomiarów sportowych. Największym sukcesem konstrukcyjnym był mechanizm El Primero, zaprezentowany 10 stycznia 1969 roku. Automat chronografu, wy-posażony w koło kolumnowe, działający z częstotliwością 36,000 półwahnięć na godzinę. Była to w tym czasie największa szybkość oscylacji, co skutkowało pracą z dokładnością do 1/10 sekundy. Wtedy był to niezrównany rekord w konwencjonalnych zegarkach naręcznych. Osiągnięcia Zenitha moglibyśmy wymieniać i opisy-wać na kolejnych kilku stronach tekstu. W związku z jubileuszowymi obchodami są one przypominane w licznych publikacjach i na ofi -cjalnej stronie marki. Dla zegarkowych maniaków najważniejsze jest to, że fi rma wypuściła kilka rocznicowych edycji zegarków, nawią-zujących do sztandarowych modeli. Całkowicie retro wygląda Pilot Type 20 GMT. Zegarek lotnika z lat 30-tych i II Wojny światowej, z bardzo dobrze czytelną grafi ką tarczy, z koronką w formie potęż-nej cebulki, możliwej do obsługi nawet w grubych, lotniczych ręka-wicach. Pięknie wygląda rocznicowy model El Primero Chronoma-ster 1969. Grafi ka tarczy utrzymana w klimacie lat 60-tych, duże, tłoczkowe przyciski obsługujące funkcje chronografu. Ale mamy tu

SAMOZWAńCZy AMBASADOR

Page 13: Antidatum wyd 12 2015

13

Page 14: Antidatum wyd 12 2015

też wyraźne nawiązanie do stylistyki współczesnych Zenithów. Dodatkowe liczniki przesunięto pomiędzy godziny 3 i 6. Pomię-dzy 9 – 11 powstało miejsce na okno w tarczy, przez które może-my podziwiać część pracującego mechanizmu. To jeden z naj-bardziej charakterystycznych motywów współczesnych modeli z serii El Primero. Najlepsze zostawiam na koniec. Hołdem złożo-nym założycielowi marki i gwiazdą rocznicowej edycji jest model o bardzo długiej nazwie: Zenith Academy Georges Favre –Jacot. Połączenie bardzo odległej tradycji i zaawansowanej współcze-snej techniki. W dużej – 45 mm, ale klasycznej kopercie zamknię-to mechanizm z regulatorem w formie ślimaka i łańcucha. To roz-wiązanie stosowane było powszechnie już ponad 200 lat temu, potem zarzucono je całkowicie w zegarkach osobistych, zastę-pując balansem. Pozostało w chronometrach, stacjonarnych, np. morskich zegarach nawigacyjnych. System ślimaka i łańcucha oglądamy w podwójnym oknie pomiędzy 9 i 3 godz. Osie beczki i ślimaka łożyskowane są w dwóch wygiętych mostach. Nie wda-jąc się w szczegóły warto powiedzieć, że w mechanizmie o śred-nicy 37 mm i wysokości 5,9 mm pracuje łańcuch o długości 18 cm, składający się z 575 części. Duże okno pozwalające śledzić pracę jest tak dominującym elementem tarczy, że pozostałe jej składniki należało sprowadzić do niezbędnego minimum. Między godz. 7 i 8 mamy tarczę sekundnika, a pomiędzy 4 i 6 wskaź-nik rezerwy naciągu. Retro wskazówki z granatową błyszczącą oksydą kontrastują z kremową, lekko szorstką tarczą. Całość

SAMOZWAńCZy AMBASADOR

Page 15: Antidatum wyd 12 2015

15

dopełniają kreskowe, proste indeksy. W okręgu tarczy sekundnika pojawia się złota pięcioramienna gwiazdka logo i nazwa ZENITH. Zegarek jest limitowany do 150 sztuk – to dla uczczenia 150-lat istnienia marki. Promocję modelu zsynchronizowano z uroczysto-ściami rocznicowymi. Pokazywano go i sprzedawano w najbardziej spektakularnych salonach Zenitha, np.londyńskim Harrodsie. Cena ustalona została na 82,000 funtów, ale wszystkich zainteresowa-nych nie uda się zaspokoić. Jednak to już nie nasze zmartwienie.

Przyznacie Państwo sami – spektakularna marka, szacowny jubi-leusz. I chyba już nikogo nie dziwi, że mianowałem się ambasa-

dorem Zenitha. Rok świętowania wkrótce się skończy, mam nadzieję, że zegarki z gwiazdką będą powstawać przynajmniej nastepne 150 lat. A ja każdego ranka, zakładając na rękę któregoś z moich Zenici-ków będę czuł się jak George Clooney czy Steve McQueen, bo chy-ba nie Cameron Diaz. W końcu jestem przecież tym ambasadorem.

Andrzej Frejlich

Page 16: Antidatum wyd 12 2015
Page 17: Antidatum wyd 12 2015

1717

Świeże jaja i kapusta z beczki

Page 18: Antidatum wyd 12 2015

śWIEżE JAJA I kAPuSTA Z BECZkI

Zakupy! u jednych to słowo wywołuje uśmiech na twarzy, wpra-wia w stan podniecenia, u innych odwrotnie - ataki paniki, albo

biernej rezygnacji. Ci ostatni to realiści. Zakupy to czynność przykra, ale za cholerę nie da się jej uniknąć, podobnie jak okresowych wizyt u dentysty. Co innego zakupy codzienne. To rutyna. Masło, mleko, chleb, coś do niego. Wszystko do kosza, marsz wzdłuż półek do-brze znaną trasą w osiedlowym sklepiku, bez specjalnego namysłu, potem do kasy i po bólu. Ale kilka razy w roku, a zwłaszcza przed świętami, nawet zakupy spożywcze stają się wyzwaniem. Nie tylko ze względu na ilość kupowanych produktów – wciąż świąteczność podkreślamy nadprodukcją wszelkiego jadła, ale i na ich rodzaj. Wielu z nas kulinarną odświętność chciałoby podkreślić produkta-mi innymi niż te codzienne. udajemy się więc na wszelkiego typu targowiska, gdzie – przynajmniej tak nam się wydaje – dostanie-

Page 19: Antidatum wyd 12 2015

19

my wszystko świeżutkie, naturalne, nie przetwo-rzone, prosto od produ-centa. Takimi miejscami są tradycyjne targowiska i w ostatnich latach coraz bardziej popularne kier-masze przedświąteczne. Moda na ekologię wykre-owała ponownie ten ro-dzaj handlu, który kiedyś był najbardziej popularną formą zakupów. Po pro-dukty pierwszej potrzeby szło się na targowisko. W sklepach kupowało się przede wszystkim to, co niedostępne na lokalnym

Page 20: Antidatum wyd 12 2015

rynku, a zwłaszcza tzw. towary kolonialne. Targowiska były więc nie-odłącznym elementem skupisk ludzkich. Często to właśnie wokół nich organizowało się osadnictwo. W średniowiecznym, a także nowo-żytnym mieście był najbardziej reprezentacyjnym jego centrum, ale i głównym miejscem handlu. Place targowe tworzyły koloryt miej-sca, choć także generowały różnego typu problemy: sanitarne, obyczajowe, komunikacyjne i wiele innych. Dbałość o ład prze-strzenny, podnoszenie standardu życia, prowadziły czasem do nie-uchronnego ich rugowania, albo przynajmniej wyrzucania z cen-trów na peryferie, lub wręcz poza granice miast. któż nie pamięta długotrwałej wojny władz Warszawy z handlowcami spod Pałacu kultury. We wszystkich wiadomościach telewizyjnych i radiowych o tym mówili. A Lublin? Również miał i ma takie miejsca. Wiele z nich zmieniło się znacznie, utraciło swój koloryt. Zwolennicy postępu po-

śWIEżE JAJA I kAPuSTA Z BECZkI

Page 21: Antidatum wyd 12 2015

21

wiedzieliby – ucywilizowało się. Dzisiaj amator mleka prosto od krowy i innych wiejskich spe-cjałów musi się trochę wysilić, aby je dostać. Choć wbrew po-zorom, łatwiej to zrobić w okoli-cach centrum, niż w którejś z lu-belskich sypialni. Przedwojenny i powojenny Lublin takich miejsc targowych miał wiele. Najbar-dziej popularny był plac targowy położony na terenie dawnych ogrodów szpitala św. Ducha, tuż za magistratem. A więc na terenie do dzisiaj wolnego placu pomiędzy obecną ulicą Lubar-towską (wtedy Nową) i świę-toduską. Po dawnej jego infra-strukturze zachował się jeszcze niski długi budynek z rytmem arkad w fasadzie widocznej od ulicy świętoduskiej. To dawne jatki, w których lubelskie gospo-dynie i służące zaopatrywały się w świeże mięso. Cały ten targ nastawiony był na handel

Page 22: Antidatum wyd 12 2015

produktami wiejskimi. Tu rzeczywiście producent spotykał się z odbiorcą. Drugie takie miejsce zlokalizowane było nieco niżej, za żelaznym mostem na Cechówce. Duży plac w okolicach ulicy Lu-bartowskiej i Szerokiej – zwany targiem żydowskim, posiadał praw-dziwą halę targową, zbudowaną w początkach XX wieku, w której mieściło się ponad czterdzieści sklepów i magazynowe zaplecze w piwnicach. Tuż przed wojną władze municypalne podjęły budowę

miejskiej hali targowej przy Lubartowskiej. W sumie było tu ponad sto sklepów i stoisk. Starsi mieszkańcy Lublina pamiętają tą halę zw. „koziołek”. Po wojnie zmieniła swą funkcję na sportowo – roz-rywkową. Ale idea handlu w tym miejscu nie zaginęła. Tuż obok mamy funkcjonujący kilka dziesięcioleci targ przy dworcu autobu-sowym i położone nieco dalej targowisko przy Ruskiej. To ostatnie zachowało najwięcej z kolorytu typowego targowiska produktami żywnościowymi. Są zadaszone stragany z piętrzącymi się koloro-

śWIEżE JAJA I kAPuSTA Z BECZkI

Page 23: Antidatum wyd 12 2015

23

wymi stosami owoców i warzyw. Wśród nich są i autentyczni wy-twórcy i pośrednicy, którzy żyją tylko z handlu. Sprzedaje się mąkę, wszelkiego rodzaju kasze i przyprawy. Jest kilku stałych sprzedaw-ców wszelkiego rodzaju staroci. Najbardziej ruchliwą grupę tworzą pokątni sprzedawcy papierosów, którzy konfidencjonalnym tonem oferują swój towar. Wzdłuż ulicy, czasami wręcz na chodniku roz-siedli się detaliści. Wystawiają najczęściej mleko prosto od krowy w plastikowych butelkach po wodzie mineralnej i napojach gazo-wanych. W rozchylonych torbach prezentują się niezbyt apetycznie blade, patroszone wiejskie kury. Podobno - bo już sam tego nie pamiętam - ugotowany na nich rosół smakuje jak ten przedwojenny. I zapewne po jego powierzchni pływają żółte tłuste oka wielkości talerzy. Stoją starsze panie z wiankami czosnku, pęczkami natki

Page 24: Antidatum wyd 12 2015

pietruszki. Niesłychanie chodliwym towarem są wiejskie jaja. Nie-którzy z producentów muszą hodować kury rekordzistki, bo zwożą ich całe kosze. Moje największe zaufanie wzbudzają detaliści. Są to najczęściej starsze panie z odrobiną towaru. kilkanaście jajek, fa-sola w torebce po cukrze, śmietana we wtórnie wykorzystanym pla-stikowym pojemniku, kilka pęczków pietruszki i szczypiorku. Albo to nadwyżki z przydomowego ogródka i podwórka, albo produkty, z których same rezygnują, aby podreperować domowy budżet. Najbardziej lubię ten targ wiosną. Wtedy królują tu sadzonki kwia-tów i warzyw. Wtedy też ruch tu największy. Dopiero, gdy zacząłem tu przychodzić kilka lat temu, uświadomiłem sobie, że można ho-dować przynajmniej kilka gatunków pomidorów i papryki, że łatwo znaleźć przynajmniej pięć rodzajów bazylii. Sprzedawcy to praw-dziwi specjaliści, nie tylko opiszą, jakiej pielęgnacji wymaga zaku-piona sadzonka, ale i jaką wielkość i smak będą miały owoce za kilka miesięcy. Wśród klientów dominują działkowcy – ci dokładnie wiedzą, czego potrzebują, ale z rozmów wywnioskować można, że pojawiają się i tacy, którzy podejmują dopiero pierwsze próby. Po-nad niewielkim placem góruje Wzgórze Czwartkowskie z kościołem św. Mikołaja. To jedno z najstarszych centrów osadniczych Lublina i w okresie przedlokacyjnym prężny ośrodek handlowy. W zamknię-ciu perspektywy ulicy widzimy wieżę cerkwi, obecnie katedry pra-wosławnej. Tak więc, jest to miejsce nawarstwiania się historii, która zderza się z najbardziej elementarnymi potrzebami dnia współcze-snego. Tym bardziej, że kilkadziesiąt lat temu był to obszar dzielni-cy żydowskiej, której ludność żyła głównie z wytwórczości i handlu.

śWIEżE JAJA I kAPuSTA Z BECZkI

Page 25: Antidatum wyd 12 2015

25

Może w gorączce przedświątecznych zakupów trafią tu także ci, który wolą zaopatrywać się w wielkich centrach handlowych, gdzie niemal wszystkie produkty znajdziemy pod jednym dachem. Jeże-li nie potrzebujemy, albo nie mamy zaufania do towarów, których jakość, albo przynajmniej sposób sprzedaży, odbiegają od wyśru-bowanych norm sanitarnych, to przyjdźmy przynajmniej popatrzeć. Nie tylko zapachy, ale i dźwięki są tu zupełnie inne. Dominuje gwar rozmów, a nie rozwrzeszczana muzyka świątecznych „kawałków”, których jedynym celem jest wprowadzenie nas w nastrój bezre-fleksyjnego kupowania. W planach władz miasta jest uporządko-wanie tej dzielnicy, nadanie jej bardziej „światowego” charakteru. Możemy być pewni, że w tych planach nie znajdzie się miejsce dla targu przy Ruskiej. Może stwierdzenie, że to jedne z ostatnich świąt, na które na tym targu możemy zaopatrzyć się w wiejską kurę, serek odciskany w bawełnianym woreczku, czy jaja od kur z wolnego wybiegu, brzmi zbyt katastroficznie. Pewne jest, że ta-kie zmiany nastąpią. Jeżeli nie mamy ochoty próbować produktów tu sprzedawanych, posmakujmy chociaż atmosfery tego miejsca.

Andrzej Frejlich

Page 26: Antidatum wyd 12 2015

W małej lubelskiej drukarence

ogień się krzewił i rozjarzał

Page 27: Antidatum wyd 12 2015

27

Wersy, które posłużyły mi za tytuł pochodzą z poema-

tu Józefa łobodowskiego uczta zadżumionych. Spory jego frag-ment poświęcony jest lubelskim drukarzom i pewnej drukarni, w której także on sam drukował swoje utwory. Była to drukarnia „Popularna”, działająca od 1932 roku przy ul. żmigród 1. Dziś, skręcając z królewskiej w uli-cę żmigród, spadającą stromo w dół, widzimy niepozorną, wciąż jeszcze zaniedbaną kamienicę. Jedynie położone tuż za rogiem drzwi opatrzone szyldami komu-nikują, że to wejście do Domu Słów i Izby Drukarstwa. To jedna z ciekawszych instytucji kultury w naszym mieście. Dom Słów jest częścią Ośrodka „Brama Grodz-ka – Teatr NN”, łączy w sobie kil-ka funkcji: jest muzeum, galerią sztuki współczesnej, ośrodkiem

W małej lubelskiej drukarence

ogień się krzewił i rozjarzał

Page 28: Antidatum wyd 12 2015

W MAłEJ LuBELSkIEJ DRukARENCE OGIEń SIę kRZEWIł I ROZJARZAł

edukacji artystycznej i historycznej. Jest też miejscem, w którym najmłodsi i ci nieco starsi mogą spędzić czas interesująco i poży-tecznie. Realizowane są tu liczne projekty, adresowane do wyro-bionego, świadomego swych oczekiwań odbiorcy, jak i działania o charakterze społecznym, ukierunkowane na najbliższe otoczenie – mieszkańców okolicy, dzieci z sąsiednich podwórek. Ideą nadrzęd-ną programu jest rola i znaczenie słowa, zarówno mówionego, jak i drukowanego, w życiu człowieka. Wchodzimy do wnętrza utrzy-manego w dość surowym, industrialnym klimacie. Dominuje suro-wa cegła odartych z tynków ścian, na których odczytać można

Page 29: Antidatum wyd 12 2015

29

skomplikowaną historię budynku, nawarstwiające się przebudowy i przeróbki. Podłogi i sufity to surowy beton z uwidocznionymi stalowymi belkami konstrukcyjnymi. Poziomy podłóg nieustannie się zmieniają, to opadają, to znów piętrzą w górę. Jakby budynek dostosowywał się do opadającego poziomu gruntu, na którym został zbudowany. Po-mieszczenia rozwijają się amfilado-wo, kluczą meandrami. To wszystko nie stwarza jednak wrażenia cha-osu, braku dyscypliny w organizacji funkcji poszczególnych pomiesz-czeń. Wręcz przeciwnie, wchodząc do środka od razu mamy przyjem-ne odczucia - przestrzeń, choć su-rowa, emanuje przyjaznym klima-tem i ciepłem, aż chce się kluczyć i myszkować po licznych zakąt-kach. Wszędzie znajdujemy ekspo-naty związane ze słowem: druko-wanym i mówionym. Na podłogach i ścianach umieszczono niezliczone cytaty, naniesione różnymi duktami

Page 30: Antidatum wyd 12 2015

druku. Ci, którzy znają style typografii, z łatwością rozróżnią teksty przedwojenne od tych pochodzących z czasów PRL-u. Ekspozycja bardzo dobitnie uświadamia nam, jaką siłę ma słowo, i to mówio-ne i drukowane. Jedno przyjście tutaj to za mało, nawet bardzo uważne prześledzenie ekspozycji nie wystarcza. Tu trzeba bywać, najlepiej uczestnicząc w proponowanych nam aktywnościach.

Ale idźmy dalej! Schody ukrywające się za załomem muru pro-wadzą nas w dół, na poziom piwnic. Tu chciałbym się zatrzymać

na dłużej, bo mnie samego właśnie te piwnice fascynują najbardziej. Tutaj możemy prześledzić cały proces powstawania druku, od pro-dukcji papieru aż po gotowy plakat, afisz, czy starannie oprawioną książkę. Przestrzeń tego żywego muzeum dzieli się na trzy pracownie:

W MAłEJ LuBELSkIEJ DRukARENCE OGIEń SIę kRZEWIł I ROZJARZAł

Page 31: Antidatum wyd 12 2015

31

Page 32: Antidatum wyd 12 2015

Drukarnia i zecernia to cały park maszynowy i narzędzia po-trzebne do składania oraz druku tekstów. Spora ich część

to właśnie wyposażenie dawnej drukarni „Popularna”. Niektó-re z maszyn są tak duże i ciężkie, że nawet na czas remontu nie usunięto ich z dawnego miejsca. Zecernia to tysiące ołowia-nych czcionek zamkniętych w szafach zecerskich, uporządko-wanych według krojów i wielkości pisma. Znajdziemy tu też róż-ne ozdobniki i ornamenty drukarskie. W drukarni zgromadzono maszyny drukarskie służące do odbijania tekstów w różnym for-macie. Są tu i ręczne i mechaniczne prasy drukarskie. Niektóre mają już sto lat z okładem i wciąż są używane. To królestwo Pana Roberta Sawy. On składa i drukuje afisze, plakaty, ulotki i folde-ry, a także inne bardziej wyrafinowane prace typograficzne. Pro-wadzi też warsztaty, które przybliżają proces powstawania druku. Dalsza część to jurysdykcja dwóch Pań:

W MAłEJ LuBELSkIEJ DRukARENCE OGIEń SIę kRZEWIł I ROZJARZAł

Page 33: Antidatum wyd 12 2015

33

Papiernię prowadzi Sylwia Woźniak. Tu pęki suszonych roślin, makulatura, nikomu niepotrzebne bawełniane szmaty, a nawet

skórki od bananów zamieniają się w arkusze papieru. Ten bywa różny, od grubych mięsistych kart o wyraźnej, regularnej faktu-rze, po delikatne i przezroczyste jak mgiełka bibułki. Pani Sylwia wyczarowuje je z pozornie trywialnego materiału, podczas pra-cy ubrana w gumowy fartuch i kalosze. Produkcja papieru wy-maga użycia dużej ilości wody. Obok odpornych na jej działanie stołów, mamy sita do czerpania papieru, stare prasy, które odci-skają z niego nadmiar wody. Proces jego wytwarzania jest dłu-gotrwały i żmudny. Wymaga olbrzymiej wiedzy o naturze roślin, które są głównym surowcem i niesłychanej precyzji w odmierza-niu porcji celulozowej pulpy, tak aby potem papierowa karta mia-ła odpowiednią grubość i inne oczekiwane parametry. Pani Syl-wia prowadzi tutaj też warsztaty czerpania papieru. Takie zajęcia szczególnie fascynują dzieci, bo obok konkretnych efektów jest przy tym świetna zabawa. No i oczywiście leje się dużo wody. W pracowni można spróbować różnych technik, m.in. japońskiej.

Page 34: Antidatum wyd 12 2015

Skoro mamy już papier wytworzony przez Sylwię i zadrukowany przez Roberta, stos luźnych kart wędruje do introligatorni. Tu

rządzi Pani Alicja Magiera, a grube warstwy zadrukowanych kart za-mieniają się w książki, których karty zszywane są różnymi technika-mi. Niektóre z nich praktykowane są już od dziesiątków stuleci. Aby blok zszytych kart stał się książką, wymaga jeszcze należytej oprawy.

W MAłEJ LuBELSkIEJ DRukARENCE OGIEń SIę kRZEWIł I ROZJARZAł

Page 35: Antidatum wyd 12 2015

35

To także domena introligatora. Oprawy mogą mieć różne wykończe-nie, od szarego grubego kartonu, po pięknie wyprawioną, pachną-cą skórę z głęboko przetłoczonymi napisami i złotymi ornamentami. Wyposażenie introligatorni to również spory kawałek lubelskie-go drukarstwa i rozsianych po mieście dawnych pracowni introli-gatorskich. I w tej pracowni prowadzone są zajęcia warsztatowe.

Page 36: Antidatum wyd 12 2015

Początkowo zagubieni i przytłoczeni mnogością maszyn i narzędzi zgromadzonych w Izbie Drukarskiej, powoli zaczynamy rozumieć cały skomplikowany proces powstawania druku. Nasi przewodni-cy: Sylwia, Alicja i Robert cierpliwie wprowadzają nas w jego taj-niki. Ale to dopiero początek, ta profesja ma wiele tajemnic. Gdy weźmiemy do ręki świeżo oprawioną książkę, usłyszymy trzask otwierających się kart, poczujemy pod palcami fakturę papieru i dukt odciśniętych w nim liter, rozumiemy, czym jest sztuka książki. Potem już żadna współczesna książka, drukowana na offsecie, czy techniką cyfrową, nie będzie nam już dostarczać większych emocji.

W MAłEJ LuBELSkIEJ DRukARENCE OGIEń SIę kRZEWIł I ROZJARZAł

Page 37: Antidatum wyd 12 2015

3737

Andrzej Frejlich

Litery śpią cichutko w kaszcie,lecz zaraz czarodziejski sztylet

każe im wstać, gdy skroń pochylę,kiedy w szeregu je policzę,

aż zaczną krzepnąć w szpalty tęgie.I już są siłą, już zaprzęgiem,

szparko niosącym mój wehikuł.…

Page 38: Antidatum wyd 12 2015

MIŁOŚNICY Z SOLNEJ

Page 39: Antidatum wyd 12 2015

3939

Page 40: Antidatum wyd 12 2015

MIłOśNICy Z SOLNEJ

Sezon przedświąteczny w pełni. Nie wiemy, czy to

nowe zjawisko, czy też twór-cy reklam dopiero od niedawna przestali bawić się w subtelności i wyrafinowane techniki wywie-rania wpływu na ludzi. W każ-dym razie, gdy dziesiątki razy dziennie słyszy się z radio lub telewizji faceta, który wrzesz-czy wniebogłosy „kuuuupuuuj”, to trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś chce z nas zrobić idio-tę, albo przynajmniej pomóc nam tego idiotę w sobie odkryć. Zagęszczenie kolorowych lam-pek, bilbordów, promocyjnych akcji, sklepowych „doradzaczy” i hostess częstujących rozmaitym badziewiem urosło w ciągu ostat-nich kilku tygodni do granic absur-du. Nakazy kupowania, korzysta-nia z okazji i robienia prezentów za złotówkę atakują nas zewsząd.

Ponieważ redakcja antida-tum (a przynajmniej jej

część) czuje się trochę anty-, a właściwie anti-, to także w ten grudniowy czas po-zwoliliśmy sobie na pewną dozę przekory. Poszukiwali-śmy miejsc cichych i spokoj-nych, tych nieobwieszonych ledowymi gwiazdkami i fiku-śnymi choineczkami, ludzi, któ-rzy nie wdzięczą się irytująco z bilbordów i rzeczy, które nie atakują z internetowych prze-

Page 41: Antidatum wyd 12 2015

41

Page 42: Antidatum wyd 12 2015

glądarek. Chcieliśmy dać się przyciągnąć nie temu, co hałaśli-we i narzucające się, lecz przeciwnie – temu, co na uboczu, nie-oświetlone i niepozorne. Tak przynajmniej sobie to wyobrażaliśmy.

A teraz do rzeczy. Stali czytelnicy pamiętają pewnie, że w jed-nym z wydań naszego magazynu pisaliśmy o pizzy, któ-

ra broni się sama. Jeśli jesteście ciekawi, jaka pizza wciąż budzi zachwyt pomimo braku większych starań ze strony jej twórców, zajrzyjcie do numeru trzeciego z 2014 roku. Strategię marketingo-wą polegającą na zupełnym braku reklamy, jak się okazało, sto-suje obecnie w Lublinie także inna pizzeria. I ten właśnie placko-wy przybytek postanowiliśmy odwiedzić w grudniowe popołudnie zamiast kupować prezenty, mielić mak lub polować na karpia w promocyjnej cenie. żeby było już całkiem czupurnie i niszowo,

MIłOśNICy Z SOLNEJ

Page 43: Antidatum wyd 12 2015

4343

to przyznamy się, że o miejscu wiedzieliśmy od początku jego istnienia, jednak z pewnych powodów przez pół roku zwlekaliśmy z wizytą. Dlaczego? Bo w czerwcu trochę się o nowej pizzerii pi-sało i podobno trudno było o wolne miejsca. W swojej krnąbr-ności postanowiliśmy nie pisać o restauracji, o której piszą inni. Teraz z kolei, kiedy o pizzy niewielu z nas myśli, a już na pewno nie pisze, wkraczamy my ze swoją recenzją. Przewrotnie, prawda?

Amanti di Pizza, bo o tej restauracji mowa, mieści się na ul. Sol-nej 4. Lokal jest niepozorny z zewnątrz, a był podobno jesz-

cze bardziej, zanim właściciel zdecydował się na zainstalowanie podświetlanego kasetonu. Wnętrze również jest niepozorne, moż-na powiedzieć zwyczajne. Odnosi się wrażenie, że na jego urzą-dzenie zabrakło pomysłu. Oświetlone jasnym światłem pomiesz-

Page 44: Antidatum wyd 12 2015

czenie ozdabia kilka obrazów. W środku jest niewiele miejsca i niewiele stolików. Pod drzwiami opisanymi jako „Gabinet Szefa” oczekuje jedna kelnerka. Pod ścianą ustawiono zwykłą lodów-kę (taką białą, podobną do tych, które większość z nas ma w do-mach). Na niej stoją butelki z na-pojami, które znajdziemy w menu oraz oliwy do pizzy. Cuda zaczy-nają się dziać, kiedy z „Gabinetu Szefa” dobiega dźwięk dzwo-neczka i wychodzi stamtąd okrą-gły placek. Wtedy to zwyczajne i może trochę nieciekawe miejsce zamienia się w krainę marzeń, przynajmniej tych kulinarnych.

Miłośników Pizzy oceniali-śmy na podstawie trzech

kompozycji. Zamówiliśmy, Bal-samicę, Carcioffi i Casienę. Dwie ostatnie w wersji pół na pół, za którą w Amanti di Pizza trze-ba parę złotych dopłacić. Pizza

MIłOśNICy Z SOLNEJ

Page 45: Antidatum wyd 12 2015

45

„wychodzi” z pieca co 10 minut. Czas oczekiwania się kumuluje, więc biada tym, którzy przyjdą ostatni. My akurat zjawiliśmy się tuż po otwarciu. Ciasto na Solnej różni się od tego z innych czołowych lubelskich pizzerii. Jest rzecz jasna cienkie, ale również nie za twar-de i niezbyt miękkie. Przyjemnie natomiast chrupie i ma te cudow-ne bąble na brzegach. Ciasto jest również bardzo delikatne. żeby uzmysłowić to czytelnikom, dość wspomnieć, że ustępuje pod nie-wielkim naciskiem zwykłego noża. Naszym zdaniem takie ciasto stanowi doskonałą bazę pod kompozycję składników. Zwłaszcza, kiedy te są interesujące i dobrej jakości. Tak możemy ocenić dodat-ki, których mieliśmy przyjemność zasmakować w Amanti di Pizza. Po pierwsze primo, karczochy. uwielbiamy je i dlatego pizza Car-cioffi była dla nas pozycją obowiązkową. karczochy od Miłośników świetnie komponowały się z gorgonzolą, która wcale nie zdomino-wała całości. A przecież mogła. kompozycja prosta, lecz wyrazista

Page 46: Antidatum wyd 12 2015

i można by rzec temperament-na, zwłaszcza z ostrą oliwą. Za opis tej ostatniej niech posłużą zdjęcia, które najlepiej oddają jej konsystencję, barwę i nasyce-nie składnikami. W naszej opinii jest fantastyczna. W kompozycji o nazwie Casiena spodobało nam się połączenie świeżego oraz przetworzonego szpinaku i oczywiście obecność bakła-żanów. kontrowersje budził na początku ser kozi, który jak po-wszechnie wiadomo, ma dość specyficzny smak. Ten jednak okazał się dość łagodny i na-wet przez sceptycznie nastawio-ną część jury został przyjęty z aprobatą. Pizza Balsamica za-wdzięcza swoją nazwę octowi balsamicznemu, którego kro-pelki dodają kompozycji inte-resującego smaku. Na całość składa się oczywiście baza z margerity, a do tego ser ple-śniowy, pomidorki cherry oraz

rukola. Ocet świetnie dopełnia smak sera, natomiast pomidor-ki i rukola uzupełniają zestaw o element świeżości, zielono-ści i soczystości. Zimą przecież tak bardzo nam tego brakuje.

Amanti di Pizza to kolejny ar-gument za tym, że dobra

pizza broni się sama i nie po-trzebuje reklamy. Wydaje nam się, że wniosek z poczynionych na Solnej obserwacji może być bardziej uniwersalny. To, co war-tościowe, tworzone z prawdziwą pasją zostanie uznane. Brawa dla Pana Szefa z Amanti. Za by-cie autentycznym w tym co robi. Szkoda, że nie udało się poroz-mawiać, jednak mamy nadzieję, że nie był to nasz ostatni raz na Solnej. Wszak my również uwa-żamy siebie za miłośników pizzy.

Artur Strug, łucja Frejlich-Strug

MIłOśNICy Z SOLNEJ

Page 47: Antidatum wyd 12 2015

47

Artur Strug, łucja Frejlich-Strug

Page 48: Antidatum wyd 12 2015

MIłOśNICy Z SOLNEJMIłOśNICy Z SOLNEJ

Page 49: Antidatum wyd 12 2015

49

Wigilia.Oda do buraka

Page 50: Antidatum wyd 12 2015

O WIGILII, ODA DO BuRAkA

Z wielkiej kuchni gospodyniśle delicję za delicją,sutą ucztę pilnie czyniuważając na tradycją.Teraz wisi, ot, na włoskuCnej jejmości słuszna sławawięc jest szczupak po żydowskuprym jegomość temu dawa!Zasię potem lin w śmietanieI karp tłusty w sosie szarymJedz – nie pytajmości panie,a zapijaj Węgrem starym…

Page 51: Antidatum wyd 12 2015

51

Tak o wigilijnej uczcie pisał żyjący w latach 1867 – 1931 Artur Oppman o pseudonimie „Or-Ot”. To była prawdziwa, postna

jedynie z nazwy, szlachecka uczta. Dziś prawdopodobnie nikt nie zdecydował by się na taką rybną orgię. Nadal jednak ryby, grzy-by i warzywa są postawą większości wigilijnych kolacji. Niegdyś w bogatych domach tradycyjne 12 potraw brano zupełnie na serio, dziś najczęściej liczy się każdy rodzaj śledzia i różnie nadziane pie-rożki, aby do tej symbolicznej liczby dobić, a i tak po skończonej wieczerzy część rodziny musi zażyć raphacholin. Nie wiem, czy możliwości współczesnych spadły, czy dawniej spożywano po-szczególne potrawy w dużo mniejszych ilościach. Pewne jest na-tomiast, że na każdym wigilijnym stole musiał znaleźć się barszcz.

Zupa ta pierwotnie przyrządzana była z dziko rosnącej rośliny zwanej właśnie barszczem, ale i znany nam barszcz z buraków

ma wielowiekową tradycję. Wigilijny musiał być klarowny, niczym nie-zabielany i przygotowany na bazie kwasu z buraków. Podawano go samodzielnie, z uszkami bądź jajkiem. Podanie dobrego barszczu stawiała sobie za punkt honoru każda gospodyni. Barszcz powinien mieć intensywny kolor (w tym celu przed podaniem przelewano go przez umieszczone na sicie utarte surowe buraki) oraz słodko – kwa-śny smak. Buraki i bulion same w sobie są słodkie, a kwaskowatą nutę uzyskiwano poprzez dodatek soku z wiśni, porzeczek, nigdy octu.

Page 52: Antidatum wyd 12 2015

O WIGILII, ODA DO BuRAkA

Przygotujmy zatem idealny barszcz na ten (naszym zdaniem) najbardziej magiczny wieczór w roku.

Potrzebujemy:

• kilku jędrnych buraków • kilku ząbków czosnku

• listków laurowych• ziela angielskiego• ziarnistego pieprzu

• soli morskiej bądź himalajskiej• wody źródlanej lub przegotowanej

• porcji rosołu z tego przepisu

Page 53: Antidatum wyd 12 2015

53

łucja Frejlich-Strug

Zaczynamy około pięciu dni przed godziną zero. W zależności od tego, jak dużą mamy rodzinę, wypełniamy litrowy bądź większy

słoik obranymi i pokrojonymi burakami. Ważne, aby wszystkie skład-niki były dobrej jakości. Do słoja dodajemy kilka ząbków czosnku, kilkanaście lub więcej ziarenek pieprzu, kilka ziaren ziela angielskie-go i parę listków laurowych. Można dodać również kawałek korzenia chrzanu. Całość zalewamy wodą źródlaną lub wystudzoną przego-towaną, posoloną dobrą solą w proporcji: jedna łyżka na litr wody. Słój szczelnie zakręcamy bądź przykrywamy talerzykiem i docią-żamy. To ważne, bo fermentacja mlekowa jest procesem beztleno-wym, a przy dopływie powietrza łatwiej tworzy się niechciana pleśń.

Dzień przed wigilią gotujemy rosół warzywny, najlepiej taki, jak w naszym przepisie z grudnia zeszłego roku. Można dodać

do niego kilka suszonych śliwek, więcej grzybów i jedno jabłko, aby nadać mu bardziej sezonowy charakter. Gotowy rosół łączy-my z kwasem z buraków w proporcji 3 do 1 i przez pół godziny podgrzewamy na granicy wrzenia, jednak nie dopuszczając do zagotowania. Przegotowany barszcz traci aromat, kolor i wartości odżywcze. W razie potrzeby gotową zupę dosmaczamy solą, so-kiem z cytryny i dosypujemy suszony majeranek. Przed ostatecz-nym podgrzaniem do garnka można zetrzeć na drobnych oczkach ząbek czosnku, co dodatkowo pogłębia smak gotowego barszczu.

Page 54: Antidatum wyd 12 2015

(z)bieg lubelski (Z)BIEG LuBELSkI

Page 55: Antidatum wyd 12 2015

55

nie, chociaż przyznam, że ta rzecz sprawiła mi wiele rado-ści. Mowa będzie o marce włoskich rowerów, może mniej znanej niż i prestiżowej niż Bianchi, ale jakże interesującej.

Firma ALAN, bo jej chciał-bym dzisiaj poświęcić kilka

słów, została założona w 1972 roku przez inżyniera Lodovico Falconiego. Próbował on za-stępować tradycyjne stalowe ramy rowerowe konstrukcjami ze stopów aluminium. Materiał ten był już wcześniej wykorzy-stywany do produkcji części ro-werowych, ale nikt przed Falco-

Czy wiecie, czym są miti italiani? kojarzy Wam się

z mitami? I słusznie! każdy z nas kojarzy przynajmniej kil-ku włoskich artystów, trochę zabytków i z pewnością parę marek samochodów rodem z Italii. któż nie słyszał o ko-loseum, Leonardzie da Vin-ci czy Casanovie? Jak wielu z nas podróżowało Fiatem, a marzyło o Ferrari, Lambor-ghini, a może Maserati? Zupeł-nym przypadkiem niedawno miałem okazję dotknąć jednej z takich włoskich legend. Pomyślicie: „Aha, Zbieg do-robił się Ferrari”. Niezupeł-

Page 56: Antidatum wyd 12 2015

(Z)BIEG LuBELSkI

nim nie wpadł na to, że można z niego budować lekkie ramy. Od pomysłu do rozpoczęcia produkcji minął tylko rok. Nie będę wdawał się w szczegóły konstrukcyjne ram marki ALAN. Zainteresowanych odsyłam na stronę internetową firmy (www.alanbike.it/storia). Jak wiele in-nowacji, także ramy z lekkiego stopu były początkowo kryty-kowane. Obawiano się przede wszystkim tego, że będą mniej trwałe od swych stalowych poprzedniczek. Wkrótce jed-nak aluminium ze względu na swoją niewielką wagę i wysoką funkcjonalność stało się mate-riałem powszechnie używanym w produkcji rowerowych ram.

Na aluminium nie kończy się jednak historia techno-

logicznego rozwoju ram rowe-rowych. Niedługo po debiucie

rurek z aluminium pojawiła się idea wykorzystania materiału, który był jeszcze lżejszy – włó-kien węglowych. Po pomyślnie zakończonych testach tak zwa-nego „karbonu” w Japonii, rur-ki z włókien węglowych zosta-ły zaprezentowane na targach w Paryżu w 1977 roku. Pomysł rozwinęła firma ALAN czy-niąc tym samym kolejny krok w kierunku obniżenia wagi rowe-ru. Od 1973 roku na bicyklach z rurami ALAN-a ściga-li się amatorzy i zawodow-cy z teamów reprezentują-cych różne kraje europejskie. Były one popularne również w Polsce. Dzisiaj jest to marka nad Wisłą raczej zapomniana. ALAN ma swoich dystrybuto-rów w niektórych krajach Stare-go kontynentu, m. in. w Niem-czech, Francji czy Hiszpanii. Rowery tej firmy można kupić

Page 57: Antidatum wyd 12 2015

57

Wasz (z)bieg

w Japonii i Stanach Zjednoczo-nych. u nas na aukcjach inter-netowych pojawiają się czasem jakieś perełki z logo ALAN-a.

Charakterystycznymi ele-mentami ram rowero-

wych produkowanych przez firmę Lodovico Falconiego są kolorowe paski i rozpoznawalne liternictwo. Od tego ostatniego w nowszych modelach już się odchodzi. Pozostały natomiast niebiesko-czerwono-czarno--żółto-zielone paski, które ota-czają rurki w kilku miejscach. Jest to chyba najbardziej rzuca-jący się w oczy podpis ALAN-a.

Na koniec jeszcze war-to wyjaśnić, skąd wzię-

ła się nazwa firmy. Przy-znacie, że nie jest ona zbyt efektowana. Może jednak bu-dzić wzruszenie, ponieważ Lodovico Falconi nazwę firmy stworzył z pierwszych imion swoich dzieci: Alberto i Anna-maria. Tak powstał ALAN, jed-na z włoskich legend kolarstwa.

Page 58: Antidatum wyd 12 2015

(nie)aktualnościGrudniowe nieaktualności zacznijmy z pompą – od doniesień

ze świata, a dokładniej z Paryża. W wydaniu Głosu z 4 grudnia 1925 roku, pod ilustracją ukazującą eleganckiego człowieka siedzą-cego w ciasnym pomieszczeniu, czytamy co następuje: „Ofiara manji rekordów. W Paryżu niejaki Wolly zobowiązał się nie jeść i nie spać przez pełnych 28 dni. W tym celu zamknięto go do klatki szklanej. W 11 ym dniu tej dobrowolnej tortury Wolly dostał napadu szaleństwa, rozbił klatkę i strasznie pokaleczony przewieziony został do szpitala.” Dzisiaj wiemy, jak makabryczne i nieodwracalne zmiany w człowieku może poczynić pozbawienie snu, dlatego chyba dobrze dla same-go Wolly’ego, że się z tej klatki wydostał, nawet kosztem skaleczeń.

Lubelskie podwórko w tym samym czasie żyło, między innymi, nadchodzącymi mikołajkami. W wielu instytucjach planowano

spotkanie ze świętym Mikołajem dla członków, pracowników i ich rodzin: „św. Mikołaj w Stowarzyszeniu urzędników Państwowych (Początkowska 6 oficyna wprost wejścia) przybędzie w niedzielę 6 grudnia 1925. Przed przybyciem św. Mikołaja odbędzie się wielka zabawa dziecinna urozmaicona wieloma niespodziankami.” Dalej, po dokładnym wyszczególnieniu cen biletów, dowiadujemy się kilku

Page 59: Antidatum wyd 12 2015

59

szczegółów technicznych: „Początek o godz. 5 ej po południu. Po-darki, które ma doręczyć św. Mikołaj należy składać w Stowarzysze-niu w dniach (…)” Okazuje się, że niestety Mikołaj nie dysponował własnymi prezentami i musiał opierać się na inicjatywie rodziców.

W pierwszych dniach grudnia stała się również rzecz pozor-nie niemożliwa, „gorsze” dzielnice usytuowane po „niewła-

ściwej” stronie Bystrzycy uzyskały w czymś pierwszeństwo przed śródmieściem. W artykule pod tytułem „Przedmieścia w morzu światła elektrycznego. śródmieście zazdrości Bronowicom” czyta-my: „Od kilku już dni śródmieście ma sposobność zgrzytać zę-bami i zezować zazdrośnie w stronę ulic i uliczek na peryferiach.

Page 60: Antidatum wyd 12 2015

Stał się cud. Na Fabrycznej, Bychawskiej, Garbarskiej, Długiej, łę-czyńskiej i częściowo Zamojskiej zabłysły jak w stolicy lampjony elektryczne. Jaśniej tam dziś niż na krakowskiem, a tak niedawno jeszcze mroki tam panowały, że strach było o zmierzchu zagłębić się w czeluście tych ulic. Chwilowo elektryczność świeci do półno-cy tylko, ale po ukończeniu prób wkrótce noc całą tam będzie jak w dzień. Inowacja ta jest całkowicie zasługą miasta, które zastrze-gając sobie wszelkie prawa na moment, gdy stanie elektrownia miejska, zezwoliło przeprowadzić sieć przez ulice za cenę oświe-tlenia tych ulic. Co 50 m. mniej więcej ustawiono estetyczne lampy o sile 200 świec, a na Zamojskiej nawet 400 świec. Czy by jednakże i w śródmieściu nie dało się w ten sposób uzyskać światła dla mia-sta za cenę uporządkowania nielegalnych a jednak tak czy owak istniejących sieci. O oświetleniu tem napiszemy jeszcze obszerniej.”

W dziale „Ze świata” jednego z grudniowych wydań dowiadu-jemy się, ze pogoda w Europie dziewięćdziesiąt lat temu

w niczym nie przypominała tegorocznej: „Ciężka zima. Sprawoz-dania meteorologiczne stwierdzają, że Europę ogarnęła fala zim-na. Na Węgrzech ruch pociągów utrudniony jest z powodu opa-dów śnieżnych. Nad Wiedniem przeszła gwałtowna burza śnieżna. Na północy Włoch panują silne mrozy. W Finlandji wszystkie por-ty zamarzły i żegluga jest przerwana. W Nadrenji warstwa śniegu dosięgła 25 cm. grubości. W Szwajcarji śnieg padał bez przerwy przez 48 godzin. W Portugalji spadły zimne deszcze. W Gre-

(NIE)AkTuALNOśCI

Page 61: Antidatum wyd 12 2015

61

cji wydarzyła się burza morska, a Anglja pokryta jest śniegiem i w niektórych miejscowościach temperatura spadła do 18 poni-żej zera.” Jednym słowem, prawie każde państwo europejskie mia-ło swoją anomalię i żadnemu nie było przykro. Ciekawe, że mówi się iż Internet bombarduje nas niepotrzebnymi informacjami…

Z dzisiejszej perspektywy normalne jest dla nas, że w dużym mieście znajdzie się przynajmniej kilku specjalistów praktycz-

nie od wszystkiego. kiedyś tak nie było, co uświadamia nam anons:

RADIO-INżyNIERwkrótce przyjedzie do Lublina dla demonstracji, naprawy i insta-lacji aparatów radio. Zależnie od ilości zgłoszeń zostaną otwarte przystępne i praktyczne kursa dla radioamatorów. Zgłoszenia przedwstępne i informacje: Inż. radio-ekspert Mieczysław Mar-

cinkowski, Warszawa, Wilcza24-4. Skrzynka pocztowa 409.Znalazło się też kilka ciekawych i zabawnych ogło-

szeń związanych z okresem świątecznym:NA GWIAZDkę!!!

CZEkOLADkI i CukRy firmy „FRANBOLI”

poleca HELJODOR GuZLublin, kościuszki 1

O łaźni łabęckich mogliście przeczytać w arty-kule pod tytułem „Game over” z marcowego wy-

dania antidatum. A ogłaszała się ona tak:

Page 62: Antidatum wyd 12 2015

W ostatnim tygodniu przedświątecznymZakład kąpielowy „DIANA” vis à vis Bernardyńskiej

Będzie czynny:dla Pań: w poniedziałki

dla Panów: we wtorek, środę i czwartekkasa otwarta od g. 8-ej rano do 11-ej wieczór.

A tutaj jeszcze krótka zapowiedź szampańskiej zabawy:Cały wykwintny Lublin

Spotka się w noc Sylwestrowąna Maskaradzie – Reducie Prasy

(NIE)AkTuALNOśCI

Page 63: Antidatum wyd 12 2015

63

Na koniec przytoczę Wam lamenty i utyskiwania jednego z re-daktorów Głosu na temat panujących kanonów kobiecej uro-

dy: „DO PAń. Boże Narodzenie przyniosło między innymi najśwież-sze paryskie przeglądy mód. Boże bądź nam miłościw! Za jakie przewiny? Od kilku już wprawdzie lat tyrani igły i nożyc systema-tycznie odzierają płeć piękną ze wszystkich czarów niewieścich, czyniąc z niewiasty – nie ziemskich stref mieszkankę. W tym jednak sezonie postanowili widocznie sylwetkę kobiecą uczynić z goła bez-cielesną, po prostu kobietę w wytwornej pani zagubić doszczętnie!

Oto przed oczyma mamy dziesiątki, setki sylwetek arty-stycznie rysowanych. Widzimy toalety balowe, wieczoro-

we, skromne kreacje wizytowe, pełno jedwabiu, lam, dżetów, ko-ronek, muślinu. Suknie są wszystkie mimo skromności ujęcia bogato zdobione! Niestety sukien tych nie zdobi – kobieta! ko-bieta została z żurnalu mód skreśloną, zdaje się, nieodwołalnie!

żurnale w miejsce kobiety przedstawiają manekiny złożone z płaskich deszczółek, szczególnie cienkich, niemal przejrzy-

stych, z czterech pręcików, z których dwa miast rąk, dwa zaś nogi mają zastępować, wreszcie niewielka kula bilardowa okryta szcząt-kami niegdyś olśniewającej korony włosów kobiecych! Ten to ma-nekin ma być w tym karnawale ideałem wdzięku i urody kobiecej!

Page 64: Antidatum wyd 12 2015

Z przodu nic, a z drugiej strony również nic! „Toczo-ne, ponętne ramię”. – wzbronione pod karą ośmiesze-

nia się i stracenia na zawsze opinji niewiasty wytwornej!.Eheu me fuga ces! Piękne panie, nie wiedźcie swej urody na jawne zatracenie i na pośmiewisko przyszłych pokoleń! Zbuntujcie się! Inaczej my się zbuntujemy i ogłosimy boycott tych cudactw! Da-remne prośby, próżne żale – nadto Was uwielbiamy!”

(NIE)AkTuALNOśCI

łucja Frejlich-Strug

Page 65: Antidatum wyd 12 2015

65

Page 66: Antidatum wyd 12 2015