1 magazyn 31 Sobota–niedziela 18-19 lutego 2012 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl DLACZEGO ROLNICY POWINNI ŚNIĆ | o sklonowanych owcach 1 30 magazyn Sobota–niedziela 18-19 lutego 2012 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl – Przeszedłem do komercyjnej firmy biotech- nologicznej PPL Therapeutics. Opracowałem dla nich techniki klonowania owiec, krów, świń. Dużo zwierząt sklonował pan po Dolly? – Koło setki. Głównie bydło i świnie. A na czym polegał ten pana 60-procentowy wkład w Dolly? – Jestem cytologiem, badam cykl życia komórki. Kiedy przyszedłem do Roslin, było tam wielu em- briologów, którzy usilnie szukali odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo tylu prób klonowanie się nie udaje. W tej metodzie, jak już spreparuje się jajo, trzeba potem poddać je delikatnemu szoko- wi elektrycznemu. Powinno zacząć się dzielić i roz- wijać w kilkukomórkowy zarodek. Na tym etapie należy wszczepić go do macicy matki zastępczej. Jeśli ciąża przebiegnie normalnie i zwierzę się uro- dzi – mamy klon. Kłopot w tym, że to się prawie nigdy nie udawało. Jajo obumierało, zarodek się nie dzielił. Pan wiedział dlaczego? – Podejrzewałem, że to nie jest wszystko jedno, na którym etapie rozwoju komórki wyjmie się z niej jądro. Kiedy komórka zaczyna się przygo- towywać do podziału, zachodzi w niej wiele zmian. To zły moment. Pomyślałem, że jajo to raczej taka uśpiona komórka. Dopóki nie połączy się z plem- nikiem i nie dostanie sygnału do rozwoju – śpi. Mo- że więc lepiej byłoby stworzyć jajo nie z komórki, która wciąż się dzieli, ale z uśpionej? Znalazłem więc sposób zwalniania cyklu życiowego komór- ki. „Usypiałem” je, nim zacząłem zabierać się do patroszenia ich z jąder. Zadziałało? – Tak. Choć w latach 90. efektywność klono- wania była znikoma. Do stworzenia Dolly po- trzebowaliśmy aż 277 komórek jajowych. Tylko z 29 udało się uzyskać zarodki. Wszczepiliśmy je 13 „matkom zastępczym”, a urodziła się tylko jed- na owca. A teraz? – Efektywność klonowania bydła sięga dziś 20 proc. Nieźle, zważywszy na to, że powodzenie „zwykłego” sztucznego zapłodnienia to 40 proc. Czego o klonowaniu nauczono się od czasów Dol- ly? – Mnóstwa rzeczy. Np. dziś wiemy, jak z doro- słej, wyspecjalizowanej komórki zrobić na nowo komórkę macierzystą, czyli odmłodzić ją do eta- pu zarodkowego. To otwiera nowe możliwości w medycynie. Jakie? – Z komórek zarodkowych rozwijają się wszyst- kie tkanki naszego ciała. Czyli biorę dorosłą komórkę, np. ze skóry, od- mładzam ją do stanu zarodkowego i potem ho- duję z niej komórki serca czy wątroby, które mo- gę sobie przeszczepić w razie potrzeby. Bez szu- kania dawcy i obawy, że się nie przyjmie. Tak bę- dzie? – Już się to robi. Np. komórki trzustki, które produkują insulinę, komórki nerwowe, mięśnio- we. Takich komórek macierzystych nie trzeba po- zyskiwać z embrionów, co wiąże się z oporami na- tury moralnej. Poza tym klonowanie stwarza na- dzieje na terapię cukrzycy, chorób neurodegene- racyjnych jak parkinson czy alzheimer. A czego jeszcze nie umiemy? – Takie „odmładzane komórki macierzyste” są bardziej nieobliczalne niż te z embrionów. Mogą wymknąć się spod kontroli i utworzyć nowotwór. Nie umiemy precyzyjnie sterować ich rozwojem. W dodatku nie wszystkie komórki naszego ciała równie chętnie dają się odmładzać. Taka sztucz- ka nie udaje się np. z neuronami. Nie wiemy dla- czego. Jest pan wierzący? – Jestem agnostykiem. Zarzucają panu, że to, co pan robi, to zabawa w Boga. – To samo mówiono o zapłodnieniu in vitro, a dziś? Miliony ludzi rodzi się w ten sposób. W tym, co robię, nie ma nic nadprzyrodzonego. Klono- wanie to tylko jedna z metod wspomagania roz- rodu. Tego nie da się zatrzymać. A jednak nie ma zgody na klonowanie człowie- ka. – W niektórych krajach pozwala się na klono- wanie ludzkich zarodków do celów terapeutycz- nych, jednak nie można ich wszczepiać do macicy. Ale są też kraje, w których nie ma takich zakazów. Nie korci pana, by sklonować człowieka? – Nie. Mam wystarczająco ciekawą pracę, by nie mieszać się w działania wątpliwe etycznie. A mamuta? – Jestem biologiem komórki. Teraz zajmuję się mitochondriami – małymi komórkowymi elek- trowniami. Mają własne DNA, który jakoś wpły- wa na DNA w jądrze komórki. Chciałbym wie- dzieć jak. Ale właśnie przez mitochondria klonowanie mamuta raczej się nie uda. Nawet jeśli jakimś cu- dem znaleźlibyśmy dobrze zachowane komórki mamuta z nietkniętym DNA, to jądro z takiej ko- mórki trzeba by wprowadzić do jakiejś komórki jajowej. No a skąd ją weźmiemy? Od słonia? – OK, załóżmy, że od słonia. To spokrewnione gatunki. Ale zbyt daleko spokrewnione, by DNA jądra komórki mamuta mógł się „dogadać” z DNA mitochondriów słonia. Dlatego międzygatunko- we klony nie wychodzą. Próbowano łączyć ko- mórki ciała owcy z komórkami jajowymi myszy czy kota. Nic z tego. A jakie zwierzę najłatwiej sklonować? – Krowę. A najtrudniej szczura – ma bardzo dziwną embriologię. Nie kusiło pana, żeby sklonować Dolly raz jesz- cze? – Ależ to zrobiłem. Mam cztery Dolly. Gdzie? – Chodźmy, pokażę je pani. Kampus uniwersytetu Nottingham w niczym nie kojarzy się z futurystycznym laboratorium, jakiego oczekiwałam, słysząc te wszystkie historie. Przy- pomina zwykłe gospodarstwo. Mijamy zagrody, sto- doły, szklarnie. W tej scenerii uwagi profesora brzmią nieco absurdalnie: „Tu mieszkają klonowane krowy. A tu świnie. Też klony. A tu mamy genetycznie mo- dyfikowane pomidory”. Przed nami przaśna obór- ka. Wewnątrz zapach słomy i obornika, stadko stło- czonych owiec patrzy na nas z zainteresowaniem. Wyławiam cztery identyczne pyszczki. Stoimy tak dłuższą chwilę. Dziwne uczucie. Patrzy na mnie słyn- na owca Dolly. W czterech kopiach. Nie wyglądają źle. Dolly podobno zdechła, bo by- ła stara od urodzenia. – Medialne bzdury! Te owce urodziły się czte- ry lata temu. Biologicznie mają cztery lata i ani tro- chę więcej. A o Dolly pisano, że biologicznie jest starsza o tyle lat, ile liczyła komórka, z której ją sklonowano. I że przez to przedwcześnie się ze- starzała. To nieprawda. Zabił ją częsty u owiec wi- rus wywołujący chorobę płuc. No a to jej starcze zwyrodnienie stawów? – To prawda, miała zwyrodnienie stawów. Coś pani pokażę. Profesor sięga po wiadro z ziarnem i sypie je do koryta. Ja sięgam po aparat. Owce podbiegają ochoczo. – Widzi pani moje Dolly? Grube, prawda? Bo ciągle ktoś przychodzi i chce je fotografować. A czym je najlepiej zwabić? Jedzeniem. Z tamtą Dolly było tak samo. A nawet lepiej, bo nauczyła się wyłudzać jedzenie, stając na tylnych nogach. A że była gruba, stawy tego nie wytrzymywały. Wykończyła je sława, nie starość. Po co panu te cztery Dolly? Do badań? – Właśnie po to, żeby udowodnić, że starzeją się normalnie. Żyją tu sobie spokojnie, nikt im krzywdy nie robi. Dopiero jak zdechną, zbadamy ich tkanki. Zresztą prócz Dolly wszystkie te owce to klony. Dlaczego nie klonuje pan baranów? – Można. Ale po co? Są agresywne, tylko kłopot z nimi. Samiczki są spokojniejsze i łatwiejsze w ho- dowli. A ta samotna, chuda tam, w rogu? – Ta? Nie ma jej co fotografować. To zwykła owca. Żaden klon. + ROZMAWIALA OLGA WOŹNIAK PROF. KEITH CAMPBELL będzie gościem Centrum Nauki „Kopernik”. Chcesz go zobaczyć, posłuchać? Przyjdź do CNK 25 lutego. Więcej szczegółów: www.genesis.kopernik.org.pl Dolly i jej siostry Takich klonów jak ona są już setki – sekrety najsłynniejszej owcy świata zdradza prof. Keith Campbell Wytęż wzrok i znajdź na zdjęciu cztery siostry Dolly G Gdziekolwiek spojrzę, owce: na półkach, biurku i parapecie, pluszowe, filcowe, ceramiczne. Wła- ściwie nie powinnam być zaskoczona. W końcu to gabinet stwórcy Dolly, która została sklono- wana jako pierwsza w 1996 r. Widząc, jak podzi- wiam tę owczą armię, prof. Keith Campbell za- wstydzony macha ręką i wzdycha: – Już tyle lat, a ciągle je dostaję. Po chwili dodaje jakby na usprawiedliwienie: A tam jest jeden wielbłąd. OLGA WOŹNIAK: Wielbłąd? PROF . KEITH CAMPBELL: Wielbłąda sklonowano w 2009 r. w Zjednoczonych Emiratach Arab- skich. Z inicjatywy tamtejszego rządu. Po co klonować wielbłądy? – Po to samo, po co w USA klonuje się konie. Wyścigi to intratny biznes. Najlepsze wyścigo- we zwierzęta kosztują fortunę. A ile kosztuje sklonowanie takiego czempio- na? – Firma ViaGen za konia bierze 150 tys. dola- rów. Ma klientów? – Oczywiście, przecież zyski z wyścigów są nie- bagatelne. Takich firm jest więcej. Niektóre, zaj- mują się klonowaniem domowych ulubieńców – psów i kotów. W Stanach robi to BioArt, w Ko- rei – RNL. Ta ostatnia klonuje psy – po 50 tys. dol. za sztukę. Pracują w niej naukowcy, o których było głośno w 2006 r. Ci, co twierdzili, że sklonowali ludzkie zarodki? – Tak, chwalili się też innymi osiągnięciami w genetycznej inżynierii. A potem okazało się, że fałszowali wyniki badań. Czy 16 lat temu, kiedy urodziła się Dolly, my- ślał pan, że klonowanie przerodzi się w biznes? – To jeszcze nie biznes, może za jakiś czas. Na razie klonowanie jest za mało efektywne, a przez to za drogie. Trzeba dopracować metodę. Jak pan sobie wyobrażał przyszłość tych ba- dań? – Kiedy pracowaliśmy nad Dolly i ktoś nas py- tał, po co to robimy, żartowaliśmy, że to przy- miarki do sklonowania mamuta. Mówiąc bar- dziej serio – Roslin, gdzie wtedy pracowałem, to instytut rolniczy. Związana z Roslin biotechno- logiczna firma PPL Therapeutics widziała w tym szansę na uzyskanie genetycznie modyfikowa- nych zwierząt – owiec, krów, świń. Po co chcieli je zmieniać? – By ich organy można było przeszczepiać lu- dziom. Albo by produkowały w mleku ludzkie białka przydatne w medycynie – czynniki krzep- nięcia krwi, enzymy. Udało się? – Wiele firm próbuje. Choć pamiętam, że kie- dy sklonowałem dla PPL pierwszą świnię, pre- zes firmy opowiadał mediom, że to kwestia naj- wyżej kilku lat. Owszem, nauka rozwija się szyb- ko, ale nie aż tak. A po co rolnikom klonowane owce? – By usprawnić hodowlę. Można wybierać zwierzęta o najlepszych cechach i dość szybko je powielać, a potem kontynuować hodowlę w tra- dycyjny sposób. Klonowanie plus modyfikacje genetyczne to najkrótsza droga do tego, by zwie- rzęta szybciej rosły, mniej chorowały czy miały chudsze mleko. To ograniczy użycie antybioty- ków i zmniejszy koszty leczenia zwierząt. A zdro- wie zwierząt przekłada się na nasze. Da się stworzyć kury, które nie chorują na pta- sią grypę? – Już się to robi. A chcąc je wyhodować tra- dycyjnie, musielibyśmy czekać długie lata, cierpliwie krzyżując wybrane zwierzęta. I to bez żadnej pewności, że się uda. Jak bardzo klonowanie to skraca? – Normalnie owca rodzi jedno jagnię na rok. Ale kiedy weźmiemy embrion owcy złożony z 32 komórek, to każdą możemy sklonować tak, by dała kolejny embrion. A więc z jednego embrionu mamy 32 sztuki jagniąt. A 10 embrionów to już 320 zwierząt. Wszystkie o pożądanych cechach. Czasem nadzwyczajnych. Bo przecież do DNA owcy możemy wprowadzić wybrane przez nas geny. Bardzo szybko i skutecznie. I o tym wła- śnie myśleliśmy, klonując pierwsze owce w 1995 r. A nie rok później? Dolly urodziła się w 1996. – Przed nią sklonowaliśmy Moran i Megan. To dlaczego cała sława przypadła Dolly? – To, co stanie się medialnym hitem, często zależy od przypadku. Moran i Megan powstały z komórki pobranej nie od dorosłego osobnika, ale od zarodka. Można rzec, że zrobiliśmy klon zarodka, a nie dorosłego, w pełni rozwiniętego osobnika. Ten zarodek jednak był rozwinięty w takim stopniu, że jego komórki zaczęły się już różnicować. Z naukowego punktu widzenia to był przełom. Czytając o tym, wielu przeoczyło ten fakt. A media nie drążyły sprawy z powodu zabójstwa. Zabójstwa? – Informację o Moran i Megan daliśmy me- diom w piątek, a w poniedziałek jakiś szaleniec zastrzelił w Szkocji kilkanaścioro pięcioletnich dzieci. Ta tragedia przyćmiła klonowanie. Dolly trafiła w lepszy czas. – Rok 1996 był wręcz nudny, nic specjalnego się nie działo. A jej historia o wiele łatwiejsza do opowiedzenia i zrozumienia. Bo nagle urodziło się zwierzę, które powstało z komórki wziętej od dorosłego zwierzęcia. Prosty przekaz. Sensacja. I świat oszalał. – To przez media, które snuły coraz bardziej fantastyczne scenariusze. Np. że już niedługo ziemia zaroi się od ludzkich klonów hodowa- nych na części zamienne, a rodzice, którzy stra- cą dzieci, zastąpią je klonami. Do dziś pamiętam rozterki pewnego amerykańskiego dziennika- rza, który dywagował, czy klonowanie nie zwięk- szy skali aborcji. A to dlaczego? – Kombinował tak: kobieta zachodzi w ciążę, lecz to komplikuje jej życie. Więc ją usuwa, ale komórki płodu zamraża. A za kilka lat, kiedy jej sytuacja się poprawia, klonuje z tych komórek dziecko i je rodzi. I teraz pytanie: zabiła czy nie zabiła? W mediach roiło się od takich historii. A wy staliście się sławni. – Sławny stał się Ian Wilmut, szef zespołu. Dostał od królowej tytuł szlachecki. Ale parę lat temu członkowie zespołu, w którym pan pra- cował, wytoczyli prof. Wilmutowi proces o przy- właszczenie sobie ich dokonań. Argumento- wali, że praca była zespołowa, a wkład Wilmu- ta niewielki. – Cóż. Był szefem zespołu, więc... tam był. Ja nie mieszałem się w te procesy czy petycję o ode- branie mu szlachectwa. Byłem poza tym. Choć przed sądem pracy Ian Wilmut ocenił pa- na udział w stworzeniu Dolly na 66 proc. – Tak było. Oczywiście, że to irytujące, gdy ktoś inny zbiera cały splendor, ale nie robię z tego tragedii. Mam dobrą pracę, wiele doko- nań i uznanie środowiska. Na tym mi zależy, nie na opinii publicznej. To zresztą częste spo- ry w nauce – kto tak naprawdę dokonał odkry- cia – zwłaszcza dziś, kiedy wszystko się robi ze- społowo. Mimo to zaraz po sklonowaniu Dolly odszedł pan z Roslin. Dlaczego? Ta samotna, chuda w rogu? Nie ma jej co fotografować. To zwykła owca. Żaden klon CAŁY LONDYN OGLĄDA „David Dawson: Working with Lucian Freud”, Pallant House Gallery, - wystawa czynna do 20 maja 2012 r. Naga Kate Moss na kozetce u Freuda. Lucianowi Freudowi, najsłynniejszemu dziś brytyjskiemu malarzowi, pozowała królowa Elżbieta II, wielu artystów, m.in. David Hockney i Francis Bacon, celebrytów, np. Kate Moss w ciąży, kolejne żony i kochanki oraz kilkoro z jego 14 dzieci. – Wszystkie moje prace są autobiograficzne. Portretuję ludzi, którzy mnie interesu- ją, o których dbam i myślę – mówił Lucian Freud, wnuk Zygmunta, ojca psychoana- lizy, autor aktu kobiecego „Benefits Supervisor Sleeping” sprzedanego za ponad 33 miliony dolarów (rekordowa cena za obraz żyjącego artysty). Fotografie Davida Dawsona, przyjaciela i modela Freuda, przedstawiające malarza, wystawione w kameralnej Pallant House Gallery, to wyjątkowy dokument. Freud chronił swoje życie prywatne, które – sądząc po liczbie dzieci, kochanek oraz posta- ci przewijających się przez jego pracownię – było nadzwyczaj ekscytujące. Rąbka tajemnicy uchylają zdjęcia Dawsona pokazujące m.in. modelkę Kate Moss w czułym uścisku z artystą w jego łóżku (Freud opisał ją jako „fizycznie inteligentną i spóźnialską”), Davida Hockneya pozującego do portretu przez 120 godzin, wresz- cie Freuda podczas codziennych czynności, np. golenia. + BEATA ŁYŻWA-SOKÓŁ DAVID DAWSON/HAZLITT HOLLAND-HIBBERT OLGA WOŹNIAK (2) JONASZ Sens według biskupa Moja najnowsza lektura: „Świat mu- si mieć sens. Prze- rwana rozmowa ar- cybiskupa Józefa Życińskiego i Aleksandry Klich”. Umówiła się z nim na spotkanie 17 lutego 2011 r., ale okazało się, że za późno: zmarł tydzień wcześniej. Nie dopytała go o różne sprawy. Zdążyła zanotować jednak bardzo wiele. Książka jest fascynująca. Dziennikarka rozmawia z ogrom- nym szacunkiem, ale dociekliwie, nieustępliwie, a arcybiskup raz się z nią zgadza, raz nie, ale nigdy nie odpowiada kościelnym frazesem. Błyska inteligencją, nieraz dowci- M pem. Opowiada o rozmowie z amery- kańską feministką, która wyznała mu, że nie wierzy w uniwersalne wartości. Po- prosiła, by podał przykład takowej, a on na to: „Natura kobieca nie jest gorsza od męskiej”... Ale o szacunku dla niewie- rzących mówi najpoważniej w świecie. Nie zawsze się z nim zgadzam, nie przekonują mnie zakazy kapłaństwa ko- biet ani antykoncepcji, które akceptował arcybiskup, niemniej myślimy na tej sa- mej fali i w wielu sprawach tak samo. Mo- że zresztą gdybym sam był hierarchą, był- bym ostrożniejszy w pomysłach refor- matorskich. Umarł młodo bp Chrapek, później, rok temu, Józef Życiński. Jakże byli po- trzebni Kościołowi, Polsce. Oni już wie- dzą, czemu tak się dzieje, ja jeszcze nie mam tej niebieskiej wiedzy. Pocieszam się, że człowiek przezywany Żydzińskim zyskał u wielu autorytet, którego nie miał za życia: bywa tak nieraz z przedwcze- śnie zmarłymi. Może dziś tę książkę wię- cej ludzi przeczyta życzliwie. + GŁOŚNE MYŚLENIE o Józefie Życińskim Codzienna refleksja nad Biblią: JANTURNAU.BLOX.PL