Top Banner
Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu Wydanie 01/2011(143) Rok XIII STYCZEŃ 2011 W hołdzie twórcy Miasta Miłosierdzia 64 rocznica śmierci Biskupa Józefa Marcina Nathana
32

ZYGZAK wyd. 143

Jan 11, 2017

Download

Documents

nguyencong
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: ZYGZAK wyd. 143

Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach – Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu

Wydanie 01/2011(143) Rok XIII STYCZEŃ 2011

W hołdzie twórcy Miasta Miłosierdzia64 rocznica śmierci Biskupa Józefa Marcina Nathana

Page 2: ZYGZAK wyd. 143
Page 3: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 3

WYDARZENIA

W hołdzie twórcy Miasta MiłosierdziaBranice – 64 rocznica śmierci Biskupa Józefa Marcina Nathana

W dniu 27 stycznia w Bazylice Św. Rodziny w Branicach zostało odprawione nabożeństwo w in-

tencji Ś.P. ks. bpa Józefa Marcina Natha-na w związku z przypadającą 30 stycz-nia 64 rocznicą jego śmierci. Do bazyli-ki przybyli: dyrektor szpitala Krzysztof Nazimek, Krystyna Sobota gł. księgo-wa, dr Waldemar Mrowiec z-ca ds. me-dycznych, przedstawiciele Stowarzy-szenia CARITAS CHRYSTI – Szpital Branice na czele z przewodniczącym s. Anną Marzec, siostry ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej z Branic na czele z siostrą prowincjalną Aleksandrą, chorzy, pracownicy szpitala i parafianie. Mszę koncelebrowali: ks. Piotr Kowal-ski z Ostrawy (Czechy), ks. Mieczysław Augustynowicz z Opavy (Czechy), ks. Adam Małek z Opavy (Czechy) i ks. ka-pelan Alojzy Nowak.

Rozpoczynając nabożeństwo ks. A. Nowak opowiedział o biskupie Na-thanie i biskupie warmińskim Maksy-milianie Keller, który był jego konse-kratorem. Nawiązał do podobieństwa tych dwóch wybitnych postaci, które w trudnym historycznie okresie byli usposobieniem ludzkiego miłosierdzia śpiesząc z pomocą ludziom chorym. Po-dobne drogi, podobne życiorysy, podob-ne serca oddane ludziom i Bogu – ludzie w których Boże Miłosierdzie znalazło swoich najwytrwalszych orędowników. W homilii, którą wygłosił ks. Mieczy-

tów historycznych, na które natknął się w archiwalnych dokumentach. Ukazy-wały one postać Biskupa, jako tego któ-ry nie przywiązywał szczególnej wagi do wszystkich zawiłości historycznych tych trudnych czasów – czasów nazi-zmu, wojny, okrucieństwa, by całkowi-cie skupił się na jednym, pośród burzy dziejowej stworzyć oazę, gdzie ci naj-słabsi, chorzy i nieszczęśliwi mogli zna-leźć opiekę i poczucie bezpieczeństwa.To były niezwykle piękne słowa, które nie pozostawiały nikogo obojętnym.

Po zakończeniu mszy świętej przed-stawiciele dyrekcji szpitala, Stowarzy-szenia CARITAS CHRYSTI, sióstr za-konnych, pracowników szpitala, księża z Czech oraz ks. Alojzy Nowak udali się do Opavy, aby na grobie Biskupa Józefa Nathana złożyć kwiaty i zapalić znicze. Pod przewodnictwem ks. A. Nowaka od-mówiono Modlitwę Różańcową w Jego intencji. Jak zawsze przy okazji wizy-ty w tym miejscu nasuwają się refleksje związane z losem założyciela branickie-go szpitala, który tak wiele zrobił dobre-go, a w nagrodę otrzymał skromny grób na obczyźnie. Dobrze, że jest coraz wię-cej ludzi, których postać ks. bpa Józe-fa Nathana fascynuje, inspiruje, którzy doceniają to co zrobił dla ludzi chorych i całego regionu, bo to sprawia, że pa-mięć o tym wybitnym człowieku będzie wciąż żywa.

B. Wojtuś i H. Śliwiński

sław Augustynowicz ukazał on Biskupa J. Nathana w trzech kontekstach: bożo-narodzeniowym, miłosierdzia i histo-rycznym. Kontekst miłosierdzia, to dzie-siątki lat wytężonej pracy, zmagania się z ogromem problemów w jednym celu – niesienia pomocy ludziom chorym, po-trzebującym pomocy, biednym i odrzu-conym. Tu na ziemi urzeczywistniał mi-łosierdzie, którego uczył Chrystus. Mi-łości Chrystusa, nieustannie przynaglała Go do pracy do stworzenia niezwykłe-go miejsca „Miasta Miłosierdzia”. Mó-wiąc o kontekście historycznym życia biskupa J. Nathana ks. M. Augustyno-wicz przytoczył kilka nieznanych fak-

MODLITWA przy grobie Ś.P. Biskupa Józefa Nathana w Opavie

NABOŻEŃSTWO w Bazylice Św. Rodziny

Page 4: ZYGZAK wyd. 143

4 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

WYDARZENIAOpłatek w Pracowniach Terapii Zajęciowej

Chcemy być razem...

W środowe przedpołu-dnie 22 grudnia ubie-głego roku w świetli-

cy Pracowniach Terapii Zaję-ciowej Szpitala w Branicach odbyło się spotkanie opłatko-we, w trakcie którego pacjen-ci uczestniczący w zajęciach terapeutycznych i opiekujący się nimi terapeuci spotkali się z dyrekcją szpitala, by przeła-mać się opłatkiem.

W spotkaniu udział wzię-li: dyrektor Krzysztof Nazi-mek, Krystyna Sobota z-ca dyrektora WSZN w Opolu, ks. Alojzy Nowak kapelan, Czesława Gałka gł. pielę-gniarka, Jarosław Gospodar-czyk kierownik Działu Admi-nistracyjno-Technicznego, SM Joachima (s. Anna Ma-rzec) przewodnicząca Sto-warzyszenia Caritas Chrysti, SM Aleksandra przełożona prowincjalna Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej z Branic. Instruktorzy z Pra-cowni Terapii Zajęciowej przygotowali dla swoich pod-opiecznych i zaproszonych gości wigilijną wieczerzę z prawdziwego zdarzenia w pięknie przystrojonej sali.

Spotkanie zainauguro-wała Anna Dudziak kierow-nik pracowni, która przywi-

tała przybyłych gości i pa-cjentów i złożyła najlepsze życzenia świąteczne i nowo-roczne. Życzenia zgromadzo-nym złożył również dyrektor Krzysztof Nazimek.

Po wspólnej modlitwie wszyscy dzielili się opłatkiem i składali sobie serdeczne ży-czenia. Później na stołach po-jawiły się przysmaki wigilij-ne, które podawały swoim podopiecznym instruktorki z pracowni. Na koniec poda-no owoce i słodycze. Śpie-wano kolędy, rozmawiano, a wszystko w tej najpięk-niejszej, serdecznej i cie-płej – świątecznej atmos-ferze. „Chcemy tylko po-siedzieć w spokoju, pobyć razem…” – taką odpowiedź usłyszała kierownik Anna Dudziak na pytanie; „Czy czegoś potrzebujecie? – skie-rowane do pacjentów. Taka odpowiedź najlepiej świad-czy o tym, że samo spotkanie i nastrój jaki w trakcie pano-wał było tym, czego pacjenci oczekiwali. Dla wielu z nich było to znakomite wprowa-dzenie w przeżywanie Świąt Bożego Narodzenia w swo-ich domach rodzinnych, czy w oddziałach szpitala.

H. Śliwiński

Branice – Jasełka w Oddziale D-2

Dar dla CzytelniSą książki piękne jak kwiaty i są książki pełne dojrzałości jak owoce. Są książki, które wzruszają i są książki, które wstrząsnęły światem – te największe. Mieczysław Jastrun

Z wielką radością informujemy, że dzięki ofiarności p. Tadeusza Chrobaka dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu księgozbiór naszej Czytelni powięk-

szył się o kolejnych 55 tytułów. Pośród darowanych nam ksią-żek są pozycje z zakresu: fantastyki, sensacji, literatury kla-sycznej, oraz książki o tematyce kulinarnej. Te ostatnie peł-ne są wspaniałych przepisów na smaczne i proste potrawy, ale również na bardzo wykwintne. Na pewno będą one przydatne w zajęciach kulinarnych prowadzonych w naszych pracow-niach. Lektura tych książek, to nie tylko rozrywka, ale również możliwość obcowania z pięknym słowem i wykreowanymi przez autorów światami – wspaniała pożywka dla wyobraźni i doskonały relaks

Mamy taką nadzieję, że dzięki nowym książkom wzro-śnie liczba osób odwiedzających naszą Czytelnię, która czynna jest codziennie od poniedziałku do piątku w godzi-nach 12.00-14.35.

Serdecznie dziękujemy p. Tadeuszowi Chrobakowi dyrek-torowi WBP w Opolu za pamięć o nas i tak wspaniały dar. Przypominamy, że jest to już druga taka darowizna, która zna-cząco wzbogaciła nasz księgozbiór. Beata Brzostowska

Kto czyta – żyje wielokrotnie, kto zaś z książkami obcować nie chce, na jeden żywot jest skazany. Józef Czechowicz

Page 5: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 5

ZAJĘCIA CHOREOTERAPII – widać zainstalowaną osłonę mobilną, która pozwala również na prowadzenie w sali zajęć sportowych.

SPOTKANIE OPŁATKOWE – freski jeszcze nie zasłonięte

Branice – Zabezpieczono freski

Mobilne ściany w sali gimnastycznej

Wiosna ubiegłego roku rozpoczął się remont sali gim-nastycznej w Branickim szpitalu i przy tej okazji od-słonięte zostały wspaniałe freski, o których obecności

w tym miejscu wiedziało niewiele osób. Sala została wspaniale odnowiona i odbywały się w niej

kilka spektakularnych uroczystości, jak chociażby część zajęć warsztatowych III Międzynarodowych Warsztatów Terapii Za-jęciowej, czy Spotkanie Opłatkowe. Nie było tylko możliwo-ści, by sala gimnastyczna na powrót zaczęła spełniać rolę, do

jakiej została przeznaczona – z uwagi na freski nie można było w niej uprawiać sportów.

Z początkiem roku do sali wkroczyła firma MESAL S.C. z Lublina i zamontowała specjalne ściany mobilne, którymi przykryte zostały freski. Inwestycja ta, której koszt wyniósł 90000 zł. została w całości sfinansowana przez marszałka wo-jewództwa opolskiego Józefa Sebestę. Kolejnym krokiem bę-dzie renowacja tych wspaniałych fresków, ale to sprawa przy-szłości. Hieronim Śliwiński

Page 6: ZYGZAK wyd. 143

6 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

WYDARZENIA

Branice – Jasełka w Oddziale D-2

Byliśmy zadowoleni

Opole – Koncert Chóru Seminarium Duchownego

Niezwykłe przeżycie duchowe

W dniu 21 grudnia ubiegłego roku, jak to jest tradycją od wielu już lat, w naszym Oddziale Psychiatrii Sądowej D2 zorganizowaliśmy Jasełka. Pacjenci pod czułym

okiem Pani Terapeutki uczcili w ten sposób narodziny Jezusa. W przedstawieniu brali udział: Jacek Miciak, Mirosław Król,

W środę 19 stycznia 2011 roku o godzinie 14.00 odbył się w sali rehabilitacyjnej szpitala wspaniały koncert Chóru Seminarium Duchownego w Opolu. Na kon-

cercie obecna była dyrekcja szpitala, kadra medyczna i tera-peutyczna, a także zainteresowani pacjenci. Wszyscy zebrani,

a więc cała widownia z zainteresowaniem wysłuchali pięk-nych kolęd w wykonaniu wspaniałego chóru.

Godzinny koncert wywarł na wszystkich niezapomniane wrażenia. Były owacje, a członkom chóru zostały wręczone symboliczne upominki. Wiesława Dołęgowska-Latyn

Marek Makowski, Mariusz Latomski, Marcin Gregor, Stani-sław Cieśla, Władysław Kaleta, Jan Chrząszcz, Andrzej Moro-ziński, Andrzej Brzeziński, Jerzy Panikowski i Piotr Załuski. I choć na aktorów zżerała trema, występ został bardzo ciepło przyjęty i nagrodzony gromkimi brawami.

Zarówno zaproszeni goście jak i pozostali pacjenci byli pod wrażeniem. Sami pacjenci – aktorzy również byli bardzo zado-woleni, że mogli wziąć udział w przedstawieniu i że tak fajnie wypadło. To było dla nas wszystkich ważne i dobre doświad-czenie. To było piękne przygotowanie do świąt Bożego Naro-dzenia. Marcin Gregor

KONCERT wywarł na słuchaczach niezapomniane wrażenie

Page 7: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 7

Opole – Terapia użyteczna

Kolorowe plamki

Szopka, która upiększyła święta

W ramach terapii pra-cą zrodził się pomysł odświeżenia palarni

na Oddziale Psychiatrii Ogól-nej C Wojewódzkiego Spe-cjalistycznego Zespołu Neu-ropsychiatrycznego w Opo-lu. Pomysłodawcą była pani Iwona terapeuta prowadzący zajęcia.

Pomalowanie całego po-mieszczenia nie wchodziło w grę, więc postanowiliśmy, że będą to koła w różnych kolorach porozrzucane nie-symetrycznie na ścianach. Z początku nie było zbyt wie-lu chętnych, lecz z czasem przyłączyła się większa ilość

pacjentów do wspólnej pracy i zarazem terapii, która po-zwalała oderwać się od drę-czących myśli. Praca polega-ła na odrysowaniu od różnej wielkości przedmiotów za-rysu kół, następnie oklejeniu taśmą klejącą szkicu i poma-lowaniu na różne kolory. Pra-ce zakończyły się po trzech dniach i przyniosły pacjen-tom ogromną satysfakcję. Je-dynym paradoksem tych prac było to, że w odnowieniu pa-larni brały udział głównie osoby niepalące, w związku z czym na czas prac obowią-zywał zakaz palenia. Łukasz Dawid

W okresie bożonaro-dzeniowym pacjen-ci Oddziału Psychia-

trii Sądowej D-1 wykonali własnoręcznie piękną szopkę wykazując przy tym dużo in-wencji. Była ona integralną częścią dekoracji świąt Bo-żego Narodzenia w oddziale i sprawiła wiele radości nam i wszystkim pacjentom. Auto-rem pracy był Dariusz Ignar-ski, który zbudował ją przy współudziale Michała Jędrze-jewicza.

Dla obydwu panów ta praca było bardzo absorbują-ca i dała im dużo satysfakcji, tym większej, że szopka była powszechni podziwiana.

Barbara Kirkało – instruktor

Do szopy hej pasterze, Do szopy bo tam Cud, Syn Boży w żłobie leży, By zbawić ludzki ród...

Page 8: ZYGZAK wyd. 143

8 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

Jesteś moim życiemMarzę o Tobie dniem i nocą Gdy słońce świeci i gwiazdy migoczą Gdy ziemie mrok czarny swą szatą okrywa I gdy skowronek do pieśni porannej się zrywa

Kiedy wiatr wieje i liście spadają Gdy dmuchawce w niebo się wzbijają Kiedy pszczoła z kwiatów słodki nektar zbiera I motyl swe barwne skrzydła rozpościera

Jesteś każdym kwiatem ptakiem motylem Szemrzącym strumykiem i słodkim daktylem Każdym moim oddechem każdym serca biciem Jesteś moim marzeniem jesteś moim życiem

Jeszcze nie terazW powietrze czyste przejrzyste Słońce się do mnie uśmiecha Promienie tańczą na twarzy W oddali szumi rzeka

Śpiew ptaków pieści me ucho Dym w niebo pnie się z komina Mała pierzasta chmurka Serce mi przypomina

Samolot przecina niebo Sikorka pióro zgubiła Myśl śmigła jak jaskółka Tensknotę za rajem wzbudziła

Za oczu piwnych blaskiem Dotykiem piersi dojrzałych Za burzą namiętnych westchnień I próźb o miłość nieśmiałych

Westchnienie się z duszy zerwało Jak orzeł wzniosło do nieba Kiedyś odnajdę swą miłość Teraz wiary mi trzeba

Minął roczekBudzi się nadzieja Roczek jak nie piję Jednak nie umarłem Wprost przeciwnie żyję

Rano się uśmiecham Trochę podśpiewuję Bo wreszcie bez kaca Szczęśliwy się czuję

Serce bije mocno Równo i radośnie Czuję że apetyt Na trzeżwienie rośnie

Wolność mnie urzekła Pięknem zachwyciła Całą gamę uczuć W duszy mej zbudziła

Ujrzały me oczy Cały czar natury Lasy i ogrody Zwierzęta i góry

Trzeźwość tak jak miłość Gdy ją pielęgnuję Daje z siebie więcej Niż sam oczekuję

Lecz także jak Ona Gdy jest jeszcze młoda Bywa delikatna Zmienna jak pogoda

Więc idę powoli Krok po kroku stawiam Żyję dniem dzisiejszym Wszak czasem nie władam

Czuję każdą chwilę Każde serca bicie I bogu dziękuję Za to nowe życie

Małe słowoCzas w smutku płynie, list nie nadchodzi Pustka znów moją duszę zajęła Serce nie chce się z prawdą pogodzić Lecz wiem że przyjaźń przeminęła

Chociaż już nieraz w cichej pokorze Z bolesną prawdą się spotkało Lecz niezrażone było dla wszystkich I wciąż na nowo szczęścia szukało

Wiara została, chociaż zachwiana To tylko słowo przecież złamane Malutkie słowo dla małej duszy W natłoku myśli gdzieś zapomniane

Smutek nad sercem przejął władanie Lecz rany przecież kiedyś się goją Cóż znaczy jedno złamane słowo Nieważne; było tylko ostoją

Andrzej Iwanowicz

Page 9: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 9

WYDARZENIA

Prezentacja tomiku wierszy „Kręte ścieżki” Andrzeja Iwanowicza

Dzięki życzliwym ludziom

PIERWSZY TOMIK POEZJI to ważne wydarzenie w życiu twórczym każdego poety.

Z wielką radością infor-mujemy, że pan An-drzej Iwanowicz, które-

go wiersze publikujemy na łamach naszego miesięczni-ka ZYGZAK miał niedawno swój pierwszy wieczór po-etycki promujący wydanie jego tomiku poezji „Kręte Ścieżki”.

Spotkanie prowadził przyjaciel autora – również artystyczna dusza – Wojciech Ossoliński poeta z Prudnika. Barwnie i dowcipnie przed-stawił on postać Andrze-ja Iwanowicza i jego drogę twórczą. W trakcie tego wie-czoru publiczność miała rów-nież przyjemność usłyszeć wiersze Andrzeja Iwanowi-cza i Wojciecha Osslińskie-go – to była prawdziwa uczta poetycka. Zaprezentowały się również głuchołaskie zespo-ły: „Ars Poetica” oraz „Jed-nym słowem”.

Sukces Pana Andrzeja jest podsumowaniem ubie-głorocznego konkursu po-etyckiego, jakie został zor-ganizowany w naszych Pra-cowniach, w którym zajął on II miejsce. Konkurs ten spra-

wił, że powstające wiersze nie wylądowały w szufladzie.Jak twierdzi Pan Andrzej; pisać poezję i wydać tomik pomogło mu wiele życzli-wych osób, w tym terapeu-tów bez których nie prze-stałby pić, głuchołascy poeci i pracownicy Ośrodka Po-mocy Społecznej w Głu-chołazach. Z przyjemnością znalazłam się w gronie za-proszonych na tę kameralną uroczystość.

To było dla mnie oso-biście, jako terapeuty, nie-zwykle budujące. W koń-cu uczestniczyłam w praw-dziwym sukcesie osoby, której terapia pomogła wyjść z nałogu i rozwinąć skrzy-dła twórcze. Warto podać rękę każdemu, kto szu-ka pomocy, choćby to kosztowało wiele wy-siłku, bo czasami zda-rza się taki wieczór, który te trudy nagro-dzi z nawiązką. To-mik „Kręte ścieżki” A. Iwanowicza moż-na wypożyczyć w na-szej czytelni. Anna Dudziak

O ANDRZEJU IWANOWICZU opowiadał jego przyjaciel poeta Wojciech Ossoliński(zdjęcie powyżej)

Page 10: ZYGZAK wyd. 143

KARTKI Z HISTORII

10 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

Branice – Krótka lekcja historii

Warto wiedzieć, warto pamiętać

Na przestrzeni ostatnich trzech lat w branickim szpitalu coraz więcej

robi się, by przypomnieć jego historię. W liczącym sobie ponad 100 lat „Miasteczku Miłosierdzia” – jak niegdyś nazywano szpital – jest o czym pamiętać. Wspaniałych zdarzeń, godnych upamięt-nienia ludzi, czy wreszcie humanitarnych idei, którymi promieniował na cały region i poza jego granicami nie bra-kowało w tym okresie.

Na przełomie stycznia i lutego przypadają rocznice ważnych dla szpitala zdarzeń i warto o nich przypomnieć.

W dniu 30 stycznia br. minie 64 lata od dnia śmierci założyciela branickiego Mia-steczka Miłosierdzia śp. Ks. Bpa Józefa M. Nathana.

Ostatnie dni życia tego Wielkiego Człowieka, były dla niego bardzo trudne. Dnia

21 grudnia 1946 r. pomimo choroby zostaje on przez ów-czesne władze polskie wy-siedlony do czeskiej Opawy. W Opawie biskup Nathan za-mieszkuje w klasztorze Córek Bożej Miłości. To był dla Nie-go bardzo bolesny czas. Dnia 21 stycznia 1947 roku Bi-skup odprawił ostatnią Mszę Świętą. Następnego dnia zo-stał przewieziony do szpitala. Agonia nastąpiła 30 stycznia późnym wieczorem. Umierał z pełną świadomością udzie-lając zebranym księżom i sio-strom swego błogosławień-stwa. Nabożeństwo żałobne odbyło się 4 lutego 1947 r. w kościele Najświętszego Serca Jezusa w Opawie. Uro-czystościom pogrzebowym przewodniczył biskup Stani-sław Zela, sufragan ołomu-niecki, a wzięło w nich udział 130 kapłanów oraz sióstr za-konnych i wielka liczba wier-nych.

Kolejne rocznice, które przypadają w bieżącym roku są niezwykle ważne dla dzie-ła życia Biskupa Nathana – Szpitala w Branicach.

Dnia 27 stycznia 1904 roku ks.J. Nathan uzyskuje od cesarza niemieckiego Wilhel-ma II zgodę na leczenie ludzi

chorych psychicznie w utwo-rzonym przez siebie zakła-dzie. Ważny jest także dzień 20 luty 1904 roku, gdy zosta-je założona Fundacja Maryj-na mająca na celu wspieranie rozbudowującego się szpitala psychiatrycznego. Obydwie te daty to „kamienie węgiel-ne” rodzącego się Szpitala. Zgoda cesarza była nieodzow-na, by szpital mógł w ogóle funkcjonować, a powstanie Fundacji pozwoliło na to, by

tak wspaniale to wielkie, hu-manitarne dzieło się rozwi-nąło. Dziś, po wielu latach powolnej degradacji, Szpital w Branicach odnawia się, pięknieje i odzyskuje swo-ją niegdysiejszą renomę. A wszystko to dzięki stara-niom ludzi, którym zależy na jego odrodzeniu, którzy w sercu mają to samo uczu-cie, jakie niegdyś natchnęło jego twórcę – miłość do czło-wieka. H. Śliwiński

Historia vita memoriae, magistra vitae (Historia jest pamięcią życia, nauczycielką życia.) Cyceron

PIERWSZY BUDYNEK SZPITALA obecnie pawilon B – rok 1902

NABOŻEŃSTWO ŻAŁOBNE w kościele Najświętszego Serca Jezusa w Opavie – 4 luty 1947 r.

Page 11: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 11

Opole – Spotkanie opłatkowe w Oddziale Dziennym WSZN

Wigilia w Klubie Pacjenta

Obrazy malowane sercem

W dniu 17 grudnia 2010 roku w ramach cy-klicznych spotkań w

Klubie Pacjenta w dużej sali tzw. konferencyjnej Oddzia-łu Dziennego Wojewódzkie-go Specjalistycznego Zespo-łu Neuropsychiatrycznego im. św. Jadwigi Śl. w Opo-lu przy pięknie przystrojo-nej choince miało miejsce spotkanie wigilijne. Wzię-

li w nim udział byli i obecni pacjenci szpitala oraz ich ro-dziny. Oprócz pacjentów na spotkaniu było obecne całe prawie grono pracowników Oddziału Dziennego na cze-le z panią ordynator oddziału Ewą Pendziałek. Spotkanie to rozpoczęło się punktualnie, a zaproszony przez panią Ewę Krasicką zaprzyjaźnio-ny z Nią ksiądz Jan Wolnik

z Ligoty Prószkowskiej po-błogosławił opłatki odmawia-jąc przy tym odpowiednie na tę okoliczność modlitwy.

Potem było gremialne dzielenie się opłatkiem przez uczestników spotkania oraz śpiewanie kolęd. Jako, że od lat uczestniczymy w ta-kich wigilijnych spotkaniach stwierdzamy, że na tym spo-tkaniu frekwencja gości wi-gilijnych była największa od lat, bo oscylowała w grani-cach około 60-70 osób. Na-strój wigilijny udzielił się wszystkim. Bardzo ochoczo, wprost żywiołowo i gromko rozległo się nasze kolędowa-nie przy akompaniamencie gitary. Składaliśmy sobie naj-lepsze życzenia świąteczne i noworoczne.

Chcielibyśmy dodać, że obecny był też wraz z dwoma wikarymi ks. kapelan Henryk Ćwik, który też z nami śpiewał kolędy. Było w sumie bardzo miło i odświętnie z dużym przeżyciem duchowym. Pani Ordynator obecna z nami nie-

zmiernie serdecznie i ciepło witała każdego gościa tego spotkania. To była wspaniała uczta nie tylko dla ducha lecz i dla ciała, bo przygotowane zostały, szczególnie przez Pa-nie, pyszne potrawy i smako-łyki ze śledziem na słodko z rodzynkami, który miał wiel-kie powodzenie.

Stoły wprost się ugina-ły od zastawionych potraw przygotowanych przez panie z personelu Oddziału Dzien-nego oraz pacjentów i ich rodzin. Należy tutaj podkre-ślić wielkie zaangażowanie personelu, który włożył dużo serca i wysiłku w to, aby to spotkanie się odbyło.

Wszystko w tym dniu było odświętne i wymagało naprawdę dużo pracy przed spotkaniem, ale też po jego zakończeniu. Dlatego nasze panie Terapeutki i panie Pie-lęgniarki zasługują na duże brawa i uznanie. Życzymy sobie aby takie spotkania były nadal kontynuowane. Ryszard

Powinno się przynajmniej raz dziennie przeczytać jakiś ładny wiersz, zobaczyć piękny obraz, posłuchać przyjemnej piosenki lub porozmawiać z najlepszym przyjacielem. W ten sposób budujemy piękniejszą, bardziej wartościową część naszego istnienia. H. Kleist

Takich okazji, by rozbu-dzić swoje zainteresowa-nia, by rozwinąć uzdol-

nienia, czy pogłębić wiedzę nie brakuje w Pracowniach Terapii Zajęciowej Szpitala w Branicach. W tym miejscu, każdy chory otoczony jest

opieką doświadczonych tera-peutów, którzy pomągą mu znaleźć dla siebie najlepsze zajęcia rehabilitacyjne. Warto więc tam zaglądnąć, bo gdzie jak gdzie, ale tam nie brak serdeczności, zrozumienia i chęci by pomóc. H.Ś. MALOWANIE to ulubione zajęcie Mirosława Wieczorka

Page 12: ZYGZAK wyd. 143

WYDARZENIA

12 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

Organista i terapeutaTo już 10 lat w Bazylice

Św. Rodziny w Brani-cach funkcję organisty

pełni Krzysztof Ciecieręga. Przez kilka pierwszych lat dzielił on tę funkcję z Kingą Chuchla, która od jakiegoś czasu pełni funkcję organi-sty w jednym z głubczyckich kościołów. Pan Krzysztof od kilku lat opiekuje się również chórem złożonym z pacjen-tów szpitala i prowadzi za-jęcia z zakresu muzykotera-pii. Chór jest za razem scholą i można usłyszeć jak śpiewa przy okazji uroczystych nabo-żeństw w Bazylice Św. Rodzi-ny. Organy, to instrument nie-zwykle wymagający, aby do-brze na nim grać trzeba wielu lat ćwiczeń, talentu i chęci

– trzeba to lubić. Pana Krzysz-tofa aktywnie uczestniczy również w działalności Pra-cowni Terapii Zajęciowej, gdzie prowadząc z chorymi zajęcia z muzykoterapii, „za-raża” ich swoją miłością do muzyki. Uczestnicząc w pró-bach chóru czy w nabożeń-stwach w bazylice daje się to słyszeć. Jego śpiew i gra na organach, to nie tylko ilustra-cja do nabożeństwa – to twór-cza i piękna rozmowa ze słu-chaczem.

Z okazji jubileuszu pra-gniemy podziękować Panu Krzysztofowi za wspaniałą grę i pracę z ludźmi chorymi oraz życzymy Mu kolejnych pięknych jubileuszy. Hieronim Śliwiński

Branice – Jubileusz Krzysztofa Ciecieręgi – organisty w Bazylice Św. Rodziny

Radością tkane

Podczas mojego pobytu w szpitalu na oddzia-le psychiatrycznym, na

zajęciach terapii pracą, pani Iwona zaproponowała mi wy-konanie gobelinu. Wybrałam włóczki. Piękny turkus i inne odcienie niebieskiego i zielo-nego. Turkus to mój ulubiony kolor.

Postanowiłam tkać mo-tyw wody. Żywe kolory, po-wstający obraz dawały mi ra-dość. Pomyślałam że pomię-dzy te szmaragdowe zielenie, turkusy, błękity fajnie będzie

umieścić ciepłe kolory, żół-ty pomarańcz, czerwień. To jeszcze bardziej nada obrazo-wi energii. Motyw odbijają-cego się zachodzącego słoń-ca. Potem utkałam horyzont i słońce nad wodą. Do nie-ba wprowadziłam delikatne róże, fiolety, które pojawiają się wieczorową porą. Teraz tkam szare chmury.

Ten gobelin to najlepszy dowód że w umyśle chorym na depresję jest wiele radości i dostrzegania piękna wokół. Ania

Nikomu nie jest zagwarantowane zdrowie czy szczęście. Ale od życia dostajemy czas i przestrzeń. My mamy zapełnić je sensem.

KRZYSZTOF CIECIERĘGA organista w Bazylice Św. Rodziny i chórmistrz

Page 13: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 13

Ś.P. EDWARD PUŁA w Klubie AMICUS - sierpień 2008 r.

Rocznica śmierci Pana Magistra

Opłatek w oddzialePrzyszli terapeuciPensjonariuszami Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego

w Branicach są najczęściej osoby, u których choroba utrzymuje się, pomimo leczenia. W pewnym momencie

swojego życia musieli opuścić swoje rodziny, które nie były w stanie otoczyć ich należytą opieką, bądź nie mieli nikogo, kto mógłby się nimi zająć. Dla takich właśnie ludzi 19 lat temu utworzono ZOL-e.

Personel opiekuńczy zakładu stara się stworzyć swoim pod-opiecznym jak najlepsze warunki, by ci czuli się jak najlepiej. Szczególnie dba o to by w okresie świątecznej czuli się oni chociaż odrobinę jak w domu rodzinnym. Oddziały są pięknie udekorowane. Dla tych pensjonariuszy, którzy nie mogą wy-jechać do domów rodzinnych, a takich jest większość, organi-zowany jest opłatek, w trakcie którego peronel i chorzy łamią się opłatkiem, śpiewają kolędy i przy wspólnym stole raczą się wigilijnymi przysmakami. Takie spotkania, choć nie zastą-pią wigili w gronie rodzinnym, to dla większości pensjonariu-szy są ważnym i głeboko przeżywanym wydarzeniem. Poniżej prezentujemy zdjęcie z opłatka w Oddziale K-3 ZOL. H.Ś.

Jak co roku o tej porze w Pracowniach Terapii Zajęciowej zaroiło się od słuchaczy I roku Medycznego Studium Za-wodowego, którzy odbywają w nich praktyki zawodowe.

Wnoszą oni w życie pracowni dużo radości i w kontaktach z chorymi nabierają dojrzałości zawodowej, by już za niedługo podjąć samodzielną pracę z chorymi.

Na razie wszystkie zajęcia odbywają się pod okiem do-świadczonych terapeutów, którzy dbają o to by młodzież na-brała doświadczenia w kontaktach z ludźmi chorymi. Czas spędzony w pracowniach, to doskonała okazja, by młodzi te-rapeuci wzbogacili swoją wiedzę teoretyczną o praktyczne umiejętności. Hieronim Śliwiński

W dniu 15 stycznia minęła II rocznica śmierci Ś.P. Edwar-

da Puły, wspaniałego psy-chologa, wielce zasłużone-go dla branickiego szpitala, a szczególnie dla ludzi cho-rych. „Pan Magister”, bo tak go nazywano, żył szpita-lem, bo o każdej porze dnia a nieraz i nocy można go było spotkać, gdy szedł na któryś z oddziałów, by porozma-wiać z chorymi. Przez blisko 45 lat swojej pracy w bra-nickim szpitalu zaskar-

bił sobie niezwykły szacu-nek, wdzięczność i przyjaźń wszystkich, którzy go znali. Był człowiekiem, który cał-kowicie poświęcił się ludziom chorym zapominając zupeł-nie o sobie. Śpieszył z pomo-cą każdemu, ktokolwiek o tę pomoc go poprosił. W dowód szacunku i wdzięczności oraz aby pamięć o tym wspaniały człowieku nie zaginęła, wolą członków Stowarzyszenia Klub Abstynenta AMICUS od kwietnia 2009 roku Klub nosi Jego imię. H. Ś.

Page 14: ZYGZAK wyd. 143

14 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

REFLEKSJE

Choroba psychiczna – przekleństwo czy błogosławieństwo?

Nie jest łatwo żyć z cho-robą psychiczną. Gdy choroba jest uśpiona

i normalnie się funkcjonuje to wszystko jest dobrze. Swo-ją nadwrażliwość na życie można kierunkować w dobrą stronę. Ja zwracam uwagę na pewne sprawy w sposób bar-dziej ostry. Na przykład, nie jest mi obca empatia i bardzo przeżywam gdy ktoś z bli-skich lub znajomych zacho-ruje, lub też ma jakieś trud-ności. Przeżywam to bardzo intensywnie i muszę się chro-nić, by nie przeżywać zbyt mocno. Ciągle dbam o ra-cjonalne myślenie, logiczne i staram się kontrolować swo-je stany. Nie uciekam jednak

od problemów, rozwiązuję je i to mi daje siłę i zdrowie. Każda załatwiona pozytyw-nie sprawa to krok do przo-du i powód do zadowolenia. Jestem zdana na własne siły i sama muszę dbać o dobrą kondycję.

W ostatnim czasie na-wiązałam bliższy kontakt z siostrą, a ponieważ miesz-

ka ona kawałek od Opola, to kontaktujemy się tele-fonicznie. Tak do końca nie jestem sama. Gdy na-chodzą mnie nie racjonal-ne wątpliwości, ona wraz z szwagrem rozwiewa-ją je. Dobrze jest mieć przynajmniej kontakt te-

lefoniczny z kimś, kto myśli zdrowo rozsąd-kowo. Gorzej jest gdy zatra-

ca się kontakt z rzeczy-wistością i utożsamia się z wyobraźnią zbyt moc-no, gdy pochłania osobę chorą wizja i wytwory umysłu. A jeszcze gorzej jest, gdy jest się samemu. Wówczas chodzi się bez celu, cel jest wiadomy tylko osobie chorej. Gubi się tożsamość i poczucie rzeczywistości. Kto wów-czas może pomóc? Jeśli się ma kochającą rodzinę

to super, ale najczęściej osoby chore psy-chicznie są zdane na

siebie. No, może nie zawsze. Ja jestem sama, ale też nie tak do końca. Dlatego trzeba dbać o to, by stan zdrowia był jak najlepszy i mając świado-mość choroby, należy zadbać, by mieć kogoś kto zadba o nas w stanie choroby. Au-torytet, którego się posłucha mimo nawrotu choroby.

Czy to jest przekleństwo być chorym psychicznie? Moim zdaniem jest to choro-ba jak każda inna i dobrze by było, gdyby większość tak to rozumiała. Ja nie widzę w tym przekleństwa, może dlatego, że dobrze się czuję i radzę so-bie sama z chorobą. Przekleń-stwem jest wtedy, gdy nie ma nikogo wokół nas, kto by nam pomógł w krytycznej chwi-li. Przekleństwem jest to, że nie wszyscy rozumieją osoby chore i nie rozumieją, że ta-kie osoby nie są niebezpiecz-ne tylko chore. Oczywiście pod wpływem choroby robi się rzeczy irracjonalne, które dla osób trzecich są niezrozu-miałe, dlatego występuje lęk przed takimi osobami.

Ale też można spojrzeć na chorobę trochę inaczej: po-traktować ją jak każdą inną chorobę i mieć w świado-mości, że ta choroba doty-ka osoby nadwrażliwe. Trze-ba jednak pamiętać o swojej nadwrażliwości i chronić się przed naporem trudności ży-ciowych. Osoba nadwrażli-wa powinna mieć wsparcie, a niestety często takie osoby są zdane na siebie i dźwiga-ją na swoich barkach więcej, niż udźwignąć potrafią. Nie preferuję tu chorób psychicz-nych, zastanawiam się jedynie jak funkcjonować racjonal-nie i próbuję zrozumieć oso-

by, które ta choroba dotknęła. W młodości byłam zdrowa, jednakże nadwrażliwa. Nie posiadałam świadomości sa-mej siebie i brałam na siebie więcej niż moja psychika po-trafiła udźwignąć. Uwikłana w związki zależne emocjo-nalnie, uwikłana w szantaż emocjonalny, psychiczny, nie wytrzymałam tego naporu. To ja przypłaciłam to zdro-wiem. Dzisiaj stronię od ta-kich związków bo zależy mi na tym, by czuć się dobrze i funkcjonować zdrowo. Już czasu nie wrócę, ale mogę działać na bieżąco i dbać o samą siebie.

Można też na chorobę psychiczną spojrzeć w ten sposób: Ona wyzwala w nas różne zdolności i będąc pod-leczonym, można zdrowo po-dejść do swoich umiejętności. Wykorzystać swoją wrażli-wość twórczo i ukierunkować ją w stronę swoich zdolności. Czemu nie? Wielu twórców, artystów było dotkniętych chorobą. Tworzyli arcydzie-ła, dzisiaj uznawane za wy-jątkowe. Ty, jeśli odkryjesz w sobie taką moc tworzenia - twórz, bo to daje szansę na zdrowie. Na spełnienie. Cza-sami nie śnimy nawet o tym, co potrafimy. Osoby chore są słabe, a jednocześnie silne, bo tylko osoba silna może dźwi-gać na swoich barkach „sza-leństwo”. Graniczna

Opole – Coś osobistego na Światowy Dzień Chorego

Osoby chore są słabe, a jednocześnie silne, bo tylko osoba silna może dźwigać na swoich barkach „szaleństwo”.

Page 15: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 15

RozmowaŚwiat wielki mnie nie porwie Nie szukam w nim podniety Wyrazić chcę w prostej formie To o czym marzą kobiety Przychodzą takie chwile Kiedy codzienność odpływa Każda z nas tuli mile I swe sekrety ukrywa Tutaj moje kochanie Orzech masz do zgryzienia Nie zdradzę Ci mój panie To co mam do zdradzenia Widzę że nie masz żalu Umiesz szanować sekrety Kobietom zostawiam lata To o czym marzą kobiety Tak więc mój Czytelniku Morał masz już gotowy, By znać się na kobiecie Potrzeba tęgiej głowy.

RewanżGdy gorzki żal duszę ściska Gdy dokuczają ludziska Ty jeden jesteś pomocą Smutki Cię nie zamroczą

Szkoda że tak wysoko Bo mieszkasz na niebiosach Jednak tu moje oko Widzi Cię w zboża kłosach

Radość psa na podwórzu Kot co do nóg się łasi I fiołki wiosną na wzgórzu Nawet warkoczyk Basi

Skąd bierzesz takie cuda Trudzi się moja głowa Modlitwa też nie nuda I w źródle woda zdrowa

Czy Ci wystarczy; – Dziękuję Powiedzieć za to wszystko Jakoś się zrewanżuję Gdy będę przy Tobie blisko

Rozmyślania niedowiarkaObraz wisi na ścianie Po bokach dwa kwiaty wiszą O Tobie mówię Panie W pokoju który jest ciszą

Oczy z radości błyszczą Gdy patrzę w Twoją stronę Nic tej radości nie zniszczy To chwile nie stracone

Dłonie złożone w pokorze Modlitwa się zaczyna Gorliwych słów płynie morze Miło upływa godzina

Nie jeden grzech zawstydzi Strudzone pracą ciało Jednak Ty Panie widzisz Że grzeszyć się nie chciało

Cóż ja bez Ciebie znaczę Tak myślę nieraz Boże Może być przecież inaczej Wiem, że mi w tym pomożesz

Szczęście serce raduje Gdy płynie z Tobą rozmowa Bo Ty mnie tak traktujesz Jak gdybym była królową

Marną zapłatę masz za to Że tak mnie kochasz szczerze Kolejne upłynie lato Gdy w miłość Twoją uwierzę

Nie jestem niedowiarkiem To mówi moja przekora Maleńkim piasku ziarenkiem I jestem trochę chora

Serce i duszę w pokorze Na Twoje święte dłonie W ostatniej chwili złożę Kocham – wyszeptam skromnie

Pomocna dłońA gdy Cię dotknie myśl jaka Poezji początku jest wątek Nie wkładaj na siebie fraka Bo drogi to początek Chojny los Cię nagrodzi Tym co Ci się przyśni Ale nie o to chodzi – Ocalić złote myśli – Pomyśl wtedy sobie Składa się znakomicie Nie skończy się na mowie Wcielę te myśli w życie Bo w tym jest rzeczy sedno Pożytek nieść dla ludu Gdy myśl i czyn to jedno Nie oczekujesz cudu Czasem bywa odwrotnie To także nie zawodzi Czyn godny słowa człowiek Szlachetne myśli budzi Iść zatem prostą drogą Uparcie brnąć do celu Przez morze suchą nogą Gdy nieprzyjaciół wielu

Malwina

Page 16: ZYGZAK wyd. 143

Melancholijna ekstaza c.d.TWÓRCZOŚĆ

16 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

(...)Teraz pośród mroków przestrzeni zakwita ta jedna myśl geniuszu mego, by światłem najjaśniejszym w swym szczęśliwym promieniu ciepła was wszystkich przebudzonych pokrzepić.

Syn Człowieczy – Demiurg wam życzliwy, unosi was na swój szczyt, czyniąc twórcami z Bogiem równymi po-społu. Rozpoczęło się milenium – czas nowego nieskoń-

czony na swym kręgu niezmierzonym. Przyszedł kres podró-ży, by peregrynatorzy biesiadnikami się stali. Gusta wasze najwykwintniej wrażliwe pokarm posiądą najwspanialszy, bo nie tylko krew i ciało moje spożywacie, lecz także miłość mo-jego umysłu doskonałego wielkością swych słów i czynów. I oto ja uczyniłem wielkie uczucie pogrążenia się w jedności kochającego z kochanym, tak też wy jednym ciałem i krwią stajecie się miłością. Moje ukryte królestwo zdepcze złość w szelką i sam Szatan na widok waszych dusz odmienionych odwróci się od ciał waszych, albowiem naznaczeni przeze mnie klucz posiadają do bram raju i zawsze się schronić tu mogą jako w domu swoim. Bo Eden istnieje w izbach cichych, gdzie swój żywot spędzacie na odkryciach wielkich. Tak też ze spraw złego wyłączeni jesteście. Już teraz kar obawiać się nic musicie, gdyż wróciliście do niewinności pierwotnej i szczęśliwej. Wy jesteście eliksirem cudownym tej ziemi i jako zioła lecznicze wśród cierpień ukojenie dacie reszcie chorego świata, by pokój wieczny już nastał. Szlachetnym świat się staje, bo ja was posyłam jako mnie posłano. A zie-mia wasza, którą posiąść raczycie, wyjęta została z księgi praw okrutnych i do baśni życia przechodzi na zawsze. A każdy z was gwiazdą zaranną, ostoją wieczności i mistrzem spełnie-nia, od teraz, aż po wieki. Amen.

Jego wzrok skupiony na ponadzmysłowym widzeniu, po-został w nim nadal. Dreszcz, który nim wstrząsną, był jak kon-wulsja piękna – paroksyzm szczęścia nawiedzający jego mo-carne ciało. I oto czul każdą swoją cząstkę z osobna i zarazem całością, która składała się z mozaiki pojedynczych drgań nie-zwykłych, radość błogostanu. Serce bijące w zawrotnym ryt-mie, odmierzało łapczywie nowy czas – mnożące się chwile odrodzenia. Puls w skroniach zasilany gorącym tętnem spra-wiał, że w tym momencie jego krew zdawała się być tak żywa, jak nigdy przedtem. Miliony krwinek chwyciły się za ręce we wspólnym tańcu i lawirowały w bystrej cieczy, nadając całemu ciału niezwykłą wolę rozpłynięcia się w eterze słonecznego wiatru. Pot, który pojawił się na zadumanym czole, przyniósł łagodne ukojenie niczym pustynna rosa o brzasku dnia. Teraz czując nasycenie, powoli i majestatycznie jego umysł wracał do równowagi, mrowienie na całej skórze rozczepiające jego istnienie na nieskończone drobinki wciąż bardziej żywych tka-nek było dla niego niezmiernym ukojeniem, zapadnięciem się w mglisty sen spełnienia – czuł się dobrze. Teraz przeniósł wzrok. Horyzont na szarobłękitnym tle nieba zdawał się być obłąkany niespotykaną do tej pory iluminacją. Światło, które

go teraz oświetlało, przebyło niezwykłą drogę, bo gdzieś tam w odległej epoce przekroczyło barierę swojej prędkości, by stać się niewidzialne i pokonując niezwykłą przestrzeń wróci-ło z niewiadomego, z powrotem odzyskując barwę, która już nie była taka sama, lecz zdobyła większą głębię jasności po-przez nieznaną nikomu drogę. Budynki, które były do tej pory jedynie szarymi murami, posiadły w swych wnętrzach umysły równe roślinnym i zwierzęcym. Zdawało się, że zza zamknię-tych okien spozierają liczne źrenice bacznie śledzące każdy ruch obserwatora. Wewnątrz swego nieposprzątanego poko-ju spostrzegł, że materia zgęstniała, sprzęty stały się tak jak w dzieciństwie obarczone niezwykłością istot, które drzemały w ich wnętrzach. Wiedział, że gdy tylko zapadnie zmrok, z głę-bi przedmiotów zaczną wyłaniać się niematerialni.

Dni mijały szybko jak obrazy kalejdoskopu. On nie pamiętał już dnia. Zasypiał tuż przed wschodem, by budzić się o mro-ku zimowego popołudnia. W tym niezwykłym ułożeniu ziemi względem słońca nie było już prawd o śniegu i ludziach podą-

Powrót do źródeł

Page 17: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 17

żających pośród ulicznych świateł. Gdy wychodził ze swego snu, stojąc naprzeciw okiennego krzyża, który majaczył na tle szaro-popielatego podwórza, nie zapalał światła. Tak więc po-zornie różne rzeczywistości sennego dnia i księżycowej jawy stopiły się w jeden ciąg – szereg obrazów tworzących wbrew wszelkiej logice monolityczny pejzaż przejrzystej jaźni.

Muzyka goszcząca w jego pokoju nie przypominała daw-nej ekstazy spowodowanej kompozycjami Haydna czy Vange-lisa. Niesamowite dźwięki napełniały ciemne pomieszczenie całkiem inną barwą, niż dana była teraźniejszości. Czas chwil obecnych, kurczył się, by odwrócić się ku przeszłości – bar-dzo odległej. W tej drodze odwrotnej zamierzeniom Urizena ujrzał Monasjelowe twarze, a było ich tysiące; małe, malutkie i te trochę większe, układające się w niezwykły ornament – oł-tarz egzotycznej subkultury. Każde wąsate oblicze o czarnych, szlachetnych oczach wpijało wzrok w sąsiada i tak nastał ol-brzymi ciąg matematycznych patrzeń. Gigantyczny wąż peł-zający w labiryncie męskich twarzy uruchomił kosmiczny wir mistycznej werbigeracji.

Zagubienie się Monsiela w przedziwnym rytmie powtarza-nego symbolu groźnych postaci odkryło przed nim cudowny stan egzaltacji. To drżenie, które widział przed sobą nie na-pawało go lękiem. Wręcz przeciwnie, czuł dumę, że Prorok tak fantastycznie umiał ułożyć sprawy Boże, niczym murarz układający cegłę po cegle. Odwróciwszy swe oblicze od naj-większej cudowności jaką widział, w zauroczeniu przypomi-nał sobie tajemny świat swego dzieciństwa, gdy był małym chłopcem. Był naprawdę małym dzieckiem, kiedy zadzierał wysoko głowę, by widzieć wyraźniej nie groźne, przepojone złośliwością twarze dorosłych. Niewiele znał wtedy świata i nie potrafił odróżnić ich lic od wyszczerzonych pysków lwów, psów i wilków.

Z wielką ulgą witał wieczory, kiedy to mógł spokojnie za-sypiać w swoim posłaniu. Do dziś pamięta swój bajkowy sen. Wpatrując się w szczebelki dziecinnego łóżeczka, zasnął tak niespodziewanie, iż nastała przed jego oczami ciemna prze-strzeń, wszystko zdawało się wielkie. Nie potrafił tego ogar-nąć swym embrionalnym wręcz umysłem. Drewniane szczeble ułożyły się na kształt skręconych schodów kosmicznej drabi-ny, nabierają srebrnego blasku, przypominając zapalone neo-nówki, których światło gubiło się w niewyobrażalnym ogro-mie. Mała dziewczynka w czerwonej chuście przemieszczała się szybko w górę, tak że z trudem mógł za nią nadążyć. Nie opodal pędziła na miotle brązowa, zła czarownica, zbliżając się coraz bardziej. W pewnym momencie sytuacja stała się tak dramatyczna, iż szczebli drabiny rozchyliły się i zaczął spa-dać w dół. Czując potworne przyspieszenie, musiał nagle się obudzić.

W pokoju panował mrok, lecz nie było całkowitej ciemno-ści jak we śnie. Sytuacja przypominała kino gdy na pustawej sali zgaszono światła tuż przed seansem. Z czasem nocne prze-budzenia odsłaniały przed nim niezwykły świat wizji. Leżąc, niby teatralny widz rozparty na fotelu w swej loży, przyglą-dał się z uwagą niezwykłemu baletów postaci zbudowanych z pajęczyn, rosy i pastelowych smug delikatnego ażurowego światła.

Wszystko zaczynało się od słomkowego portretu Marii, który wisiał ponad drzwiami naprzeciw jego głowy. Monu-mentalna kobieta za dnia pełna sennej melancholijnej statyki, okazywała się w mroku bardzo ożywiona. Po jej twarzy i ciele

przesuwał się cień złożony z drobinek ciemnych plamek. Ko-bieta zaczęła błyskotliwie zmieniać swą mimikę, czynić swy-mi rękami gesty wieloznaczne, a w rzeczywistości nic nie mó-wiące. Być może dyrygowała ruchem ulicznym, a być może orkiestrą symfoniczną. – Jak cudownie jest czuć śmierć wokół własnej głowy – myślał wtedy o niej, nie mając w istocie pojęcia, czym naprawdę jest umieranie. Szara przestrzeń wypełniała się na sposób mgły, która opanowuje otwarte przestrzenie ulic, tak iż perspekty-wa zatraca się w bliżej nie sprecyzowanym horyzoncie, by w końcu zamazać wszelkie pojęcie o tym, czym naprawdę jest miasto. Ludzie-stworzenia i pseudorzeczy powstawały na tle przedmiotów znajdujących się wewnątrz pokoju.

Oprócz swej świetlisto-przezroczystej materii posiadały magiczną energię. Ona kierowała ich ruchem o wiele bardziej witalnym, niż zgiełk dnia cielesnych istot. Widowisko rozkrę-cało się na dobre, gdyż wszystkie formy wykonywały obro-ty godne lunaparkowej karuzeli z jarmarcznie wymalowanymi zwierzątkami, wywołującymi zachwyt w oczach dumnie za-stygłych dzieci. Sceny tajemnego cyrku pulsowały subtelnie wyobrażonym drgnieniem muzyki tak cichej, że nawet on sam nie wiedział o jej istnieniu.

Rytm pulsujących postaci musiał kreować nie tylko ja-kiś pozazmysłowy słuch, lecz także niesamowity scena-riusz. Nieznane symbole przestrzenne stały się władca-mi ciemnych uroczysk. I jeśli świat dziecka jest pełen opty-mizmu wynikającego z jego nieskończonego poczucia nieśmiertelności, to nałożyła się i szczęście wielkie poczuł w swoim jestestwie. Piotr Jan Bedyński

Page 18: ZYGZAK wyd. 143

18 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

REFLEKSJE

Nie spłoszyłam tych świąt

czas dopingowały siebie na-wzajem słowami; nie kłóćmy się, bo spłoszymy święta.

Duże dzieci też zafascy-nowało to stwierdzenie. War-to było się potrudzić, ale też łatwiej było znosić różne na-pięcia z tym mądrym przesła-niem.

Dziś z maluchami cały pra-wie dzień bawimy się w ma-lowanie fajerwerków. Pewnie Pani zna tą sztuczkę: maluje

Oddaleni o tysiąc lat świetlnych

Te święta są dla mnie za trudne. Nie, nie przygotowania... po-krzątam się trochę, w końcu nie

mam małych dzieci (trochę szkoda) i łatwiej zorganizować czas... Boję się... boję momentu, gdy wszystko będzie już na stole, wszyscy tacy uro-czyści, jeszcze wspólna modlitwa i...

No właśnie – składanie życzeń... Staniemy naprzeciw siebie i co po-wiedzieć? Może on mi powie; „Ży-czę Ci, by mąż już nie zdradzał, by był teraz dla ciebie tak radosny

i spontaniczny jak wcześniej dla niej, a bardzo dawno temu dla mnie... Że gdy będzie tęsknił, to za moją obec-nością i bliskością, że już przenig-dy nie będzie spał z inną, bo brzy-

dzi się tej zdrady... Nie... wolała-bym żeby powiedział mi to w cztery oczy, a życzenia by złożył krótkie i szczere... właśnie tak...

Święta... już za pasem... pachną-ce ciastem, świeżością, choinką. Nie

ma już w domu małych dzieci, które ze śmiechem pobiegną pod choinkę w poszukiwaniu prezen-tów. Wyrosły. Każde z nich szu-ka swojego miejsca na świecie, w życiu... Agatka ma już swoją ro-dzinę; męża i malutkiego Frydery-ka. Na święta przyjedzie Mateusz z Karoliną. Będzie też nasz najmłod-szy – też już dorosły Adaś, właśnie Adam.

Będą życzenia świąteczne, ale czy szczere… z twojej strony, mój mężu? Przecież ty oddalony jesteś ode mnie o tysiąc lat świetlnych… nie dostrzegasz, jak od sześciu lat (z przerwą na depresję) chcę być z tobą naprawdę blisko (ciałem a przede wszystkim duchem).

Już teraz wiem, czemu najwięk-sze kataklizmy nazywane są imio-nami kobiet… Nasze niszczące fa-talne tornado na imię ma Zofia.

Jadzia

Witam Pani Iwonko! Pisząc ostatnio do Pani przypomnia-

ło mi się, że rok temu napisa-ła mi Pani takie słowa, które mnie zdumiały i zachwyciły jednocześnie. Odszukałam tą wiadomość, to były życzenia

świąteczne, żeby przygoto-wania nie spłoszyły atmosfe-ry świąt. Te słowa w tym roku gościły w moim domu przez cały ten niecodzienny czas. Kiedy ktoś miał jakiś problem staraliśmy się pomóc. Moje kochane maluchy co jakiś

się białą kartkę kolorowymi kredkami świecowymi – byle jak, byle pokryć całą kartkę. Potem zamalowuje sie całość czarną plakatówką - dziew-czynki mówią - robimy noc. A kiedy wyschnie farbka, to wydrapuje się wykałacz-ką, albo czymkolwiek wzo-ry. Najpierw były gwiazdki i fajerwerki, a potem Gosia zaczęła wydrapywać dzieci, które składają sobie życzenia i domki i serduszka. Odkryły, że wydrapane kolorowe ob-razki pod światło są jeszcze piękniejsze.

Może się to Pani przyda do rozweselenia jakiejś smut-nej Duszy.

Pozdrawiam z całego ser-ca i intensywnie myślę o swo-ich marzeniach do spełnienia w tym roku. Baśka

Nikt nie zagra mi kolędy na gitarze. Już nie będę szukać spełnień swoich marzeń...

Słowa, które przepełnione są siłą miłości, jednoczą ludzi, wyzwalają radość, odradzają człowieka i tworzą lepszy świat.

Page 19: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 19

HenrykŻyłeś wśród nas – długi czas. Odszedłeś – pamiętamy. Nie zgasło światło Twojego - życia. Przekazałeś tą iskrę – dalej. Dając swoją miłość – jesteśmy rozpaleni - żyjemy.

BożePanie Boże spraw, aby zniechęcenie zmienić w nadzieję, a smutek w radość.

StanyZjednoczone Stany – rewolucje tutaj mamy.

JakŁatwo jest zmieszać człowieka w błocie, a co z nim będzie się działo potem.

Nie maNie ma szczęścia w miłości, Jeśli nie ma wzajemności, Nie ma uczucia bez czucia, Nie ma zakochania bez serca kołatania.

UrlopByłem tam wcześniejszymi latami Chodziłem górskimi szlakami Choć były upały z komarzycami Byłem zadowolony tymi wczasami.

Jesienny strumieńStrumieniu płynący w drzew cieniu, Trwasz i płyniesz wytrwale ku mojemu zaskoczeniu, Jestem zauroczony Twoim szumem. Ochłodzisz zmęczenie i pokonasz moje pragnienie. Z góry spływasz niczym z nieba gołębica. Daj mi nadzieję na lepsze jutro, abym mógł wócić do Ciebie.

JesieńNastała jesień – liście zmieniają barwę. Wkrótce spadną – wiatr będzie w nich grał – zaduma trwa. Napiszę list na liściu, aby w Bogu trwać, W wierze, radości i miłości. A wiatr gdzieś unosi ten mój list i wiruje w powietrzu. Wierzę, że adresatem jest człowiek w Boga wierzący.

Życia zdrójPanie Boże mój w Tobie życia - wieczny zdrój. Dodaj mi wiary, abym mógł otrzymać od Ciebie łaski i dary.

MojaMoja mała ojczyzna jest tu i tam, okolice, które znam. Droga do Kościoła i te wiejskie pola. Mieszkam w niej już jakiś czas. Przez cztery pory roku – dojrzewa moja psychika, bywają piękne chwile i Panie Boże jest mi dobrze tutaj. „Totus tuus”- Boże mój – serce śpiewa moje.

PoszukiwanieSzukałem Pana Boga, Jednak nie zawsze prowadziła mnie do niego prosta droga. Bywało, że byłem zagubiony i poraniony. Jednak się nawróciłem i się umocniłem. Tak jak wiosna która przychodzi po zimie.

Do Ciebie.Piszę list jesienny do Ciebie. Jest już wieczór i czuć chłód. Liście stukają o szybę – rzucają cienie. Czy my jesteśmy zakochani nawzajem w sobie.

Coala – lipiec-październik 2010

Page 20: ZYGZAK wyd. 143

20 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

Nie zapomnijBez jest fioletem barwiony Przyjdziesz popłaczesz się Zapomnisz zdradzony Odstawisz wiejską kankę stłuc nauczony Weź tę kiść i bądź pochwalony Pisz do rytmu nie zapomnij Odetchnij zapamiętaj kolor jest czerwony Śrut na polowaniu ambona zwierza Lornetka do nieba ustawiona do strzału gotowa Las jest zielenią ufarbiony Konary drzew twarde rytmiczne androny To dla przyjaciół rzecz znamienna Cud natury w buszu i puszczy Tętent jelonka strzał w serce Zając drży ośle uszy królika Trawka w klatce i marchewek kosteczki Śpiewa bór harcerska kompania Lilijka, pas, odznaka Penetracja okolicy leśnej.

Doświadczyć człowieczeństwa

Page 21: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 21

***Ludzie z planety Ziemia Chodzą w czapce noszą szalik To zimna ziemia nie jest miło Raczej urywany z listków wrażliwy Bóg dwór Ma tak przyjemny świeży zapach I rozhuśtane małe dziecięce palce jak poduszka Lubię kiedy zmagam się z samą sobą To okrutny rodzaj doświadczania człowieczeństwa

RozpaczMówią ponoć, że szczęście czasu nie mierzy Zegar jest okrągłym dramatem Owijają się w koło cyfeblatu Wiersz jest znacznie umiejętny Jest tym co czuje osoba pozbawiona uwagi Piszę samotności wygnania nieutulona Los pyta zalotnie i aksamitne ściele śniegi Tyle mam pomysłów tyle się w życiu zmieniło Jestem zapakowana i odstawiona Kochanie przed snem Inne nieśmiałe wiersze Trochę niechętnie Lecz zawsze pole rubaszne Troszkę skubię troszkę muszę jestem człowiekiem który ma duszę. Nędzną może – chylę ukłon rąk – koniecznie szlachetną. Łagodność i wiarę niezłomną. Takie jak mało jak się spóźniam Mam możliwości lat przykrywka. Czuję przyzwolenie. Mam talent w kieszeni. Nieszczęście i tłumaczenie. Jest to co mi przeznaczone. Jestem smutna losu sekutnica Proszę zaprawdę nie lubię Sięgać ale muszę Klimaty są jak burza. Lato było tak jak gumka wydrążona w ukłonie gałęzi Moim powołaniem ma się jak ryś walczyć Zgniatane pocałunki odejście gdzie nie pójdę albowiem nie znoszę. Jestem Poetą. Zastępstwo wykluczam z Ciebie czerpię jak i inni ludzie Jestem ugodzona i wybaczam skoro muszę.

Wiersze i grafika EWA

Page 22: ZYGZAK wyd. 143

WYDARZENIA

22 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

Zbliża się kolejny Światowy Dzień Chorego

„Stańcie się źródłem mocy...”Być człowiekiem cho-

rym, niepełnospraw-nym, to nie jest łatwe

życie, to nie jest to, cze-go pragniemy. Mówi się, że syty nie zrozumie głodnego, a zdrowy chorego. Kto jed-nak kiedykolwiek chorował, ten ma świadomość tego co odczuwa człowiek chory i jak przez pryzmat cierpienia wy-gląda świat. Rozumiał to do-skonale śp. Jan Paweł II, któ-ry przez cały swój pontyfikat twierdził, że człowiek chory i cierpiący jest ważny dla Ko-ścioła, gdyż poprzez cierpie-nie zbliża się do Chrystusa.

To już 19 lat mija, gdy Jan Paweł II w liście do ów-czesnego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Dusz-pasterstwa Służby Zdrowia kard. Fiorenzo Angeliniego z 13 maja 1992 r. ustanowił Światowy Dzień Chorego i wyznaczył też od razu na jego obchody dzień 11 lute-go, gdy Kościół powszechny wspomina pierwsze objawie-nie Maryi w Lourdes.

Ustanawiając Dzień Cho-rego Jan Paweł II zaznaczył, że: „Ma on na celu uwraż-liwienie Ludu Bożego i – w konsekwencji – wielu ka-tolickich instytucji działają-cych na rzecz służby zdrowia oraz społeczności świeckiej na konieczność zapewnienia lepszej opieki chorym; poma-gania chorym w dowartościo-waniu cierpienia na płasz-czyźnie ludzkiej, a przede wszystkim na płaszczyźnie nadprzyrodzonej; włącze-nie w duszpasterstwo służby zdrowia wspólnot chrześci-jańskich, rodzin zakonnych, popieranie coraz cenniejsze-go zaangażowania wolonta-riatu...”

W rok po pierwszych obchodach Dnia Chorego 11 lutego 1994 r. Jan Paweł II ogłosił List Apostolski „Sa-lvifici Dolores”, poświęcony wartości ludzkiego cierpienia. „Prosimy Was wszystkich, którzy cierpicie, abyście nas wspierali. Właśnie Was, któ-rzy jesteście słabi, prosimy,

abyście stawali się źródłem mocy dla Kościoła i ludzko-ści. W straszliwym zmaga-niu się pomiędzy siłami do-bra i zła, którego widownią jest nasz współczesny świat, niech Wasze cierpienie w jed-ności z Krzyżem Chrystusa przeważy” – apelował papież do chorych całego świata.”

Choroba oprócz wszyst-kich negatywów, jakie wnosi w życie człowieka, pozwa-la mu również ujrzeć pewne sprawy we właściwym świe-tle i przewartościować swoje życie. Po przeżyciu ciężkiej czy długotrwałej choroby, po przejściu przez jej „czy-ściec” często człowiek staje się zupełnie inny, lepszy, ro-zumniejszy. Cierpienie, jeśli nie zniszczy człowieka, to go umocni i często uszlachetni. Wypali go z próżności i po-wierzchownego odbierania świata i drugiego człowieka, pogłębia w nim jego ducho-wość. Za kilka dni będziemy obchodzić kolejny taki Dzień i kolejny raz będziemy mieć

okazję, by przypomnieć so-bie, że choroba to nie jest coś, co spotyka tylko „wy-brańców”, ale może zdarzyć się Tobie i Mnie. To również okazja, by podziękować tym, którzy są przy chorych na do-bre i na złe.

Takich ludzi nie brakuje w branickiej i opolskiej lecz-nicy. Jak ciężkie byłoby ży-cie chorego, gdyby nie po-moc personelu medycznego, który czasem nie tylko leczy, ale również swoją obecnością i słowami otuchy dodaje cho-remu sił do zwalczenia choro-by. To dla wielu z nich więcej znaczy niż leki. Chory czło-wiek zna tę prawdę i potrafi docenić ludzi, którzy spieszą mu z pomocą. W imieniu na-szej redakcji pragniemy ży-czyć doskonałego zdrowia wszystkim, których dotknęła choroba i cierpienie oraz ser-decznie podziękować wszyst-kim wspaniałym ludziom, którzy nie patrząc na trudy, pomagają ludziom chorym. Redakcja

Page 23: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 23

My Mother (Moja Mama)

Urodziłam się tak naprawdę tylko raz. Nie będę już nigdy myśleć, że jest tak. Bywało gorzej, choć walczyłam jak PTAK! Tak! Nie kłam mnie gdyż to nie jest dziwny ŚWIAT

Zapraszam Cię tylko raz! Szanse daje choć nie pozostań nigdy jak wrak! To moja mama pokazała mi właśnie, że żyć się da. Często się bałam, lękałam, a ona nie wierzyła, że to jestem Ja Moja Bogini, przyniosła mi nektar Nie było to łatwe, choć Ja pragnęłam odzyskać mój zamazany świat.

Płakać nie będę gdy ona pojawi się i powie mi jak wygląda prawdziwy znak Nie mój, nie kupię, odrzucę choć zwrócę! Urodziłam się po to, by naprawić ten ŚWIAT Oczekiwali, nie doczekali, dlatego też zgubiłam się jak PTAK!!!

ŚwiatA.G To ja wracam, by naprawić ten świat!

To jest coś od Boga! Udało wam się, choć teraz rządzę Ja. Zniszczyliście mój piękny świat, choć jest teraz, dobry znak… Mój nie tylko wymyślony Świat. Zwariowałam tylko, dla was bo chcieliście zniszczyć mój cudowny dar… Wielki przestrzenny kolorowy ŚWIAT! Wybaczam, choć zostaję…. Często myślę tak…

To dla was jest szansa by odzyskać nasz ŚWIAT! Nie będzie KOŃCA! Mogę obiecać Nidy nie dotknę już tak Was! Oto jest pragnienie Zamieniam je w natchnienie. Teraz i tutaj opiszę wam jak to gra!

A.G to ja wracam, by naprawić świat. To jest coś od Boga i dla mnie znak! Często myślę tak… Spróbuj wyrwać mnie jeszcze raz, A nigdy już słodycz nie będzie jak smak…

To nie był mój świat!Chciałam odnaleźć swój świat! Szukałam czegoś… To nie było moje życie!!! To nie ludzie dali mi coś, czego szukałam przez całe moje krótkie życie…

Stałam się „odkrywcą”, „lwem” i nigdy się nie poddam! Zgubiłam swoją ścieżkę byłam w piekle, gdyż to nie była moja „droga”. Cierpiałam, płakałam, nie potrafiłam żyć, ale zawsze i o każdej porze, kiedy nie chciałam żyć, moja mama była ze mną… ona dała mi Życie.

Tutaj! Gdzie! Gdzie! Tak czy owak ja nie chciałam ciągle żyć! Bałam się światła, było ciemnością… To nie było moje życie, ponieważ mam swój własny świat, ciągle płaczący i ciężko mu wstać. Ludzie pomalowali moje życie, ale ja idę prosto… Nie obracam gdyż szyję boli… Nie przestawałam walczyć

Życie to nie gra! Trzeba je przeżyć, więc ona wstała i ukazała. Siebie, jej uśpiony strach!! nie martw się… walcz! gdyż kiedyż znajdziesz swoje miejsce wśród gwiazd! Więc możesz próbować odnaleźć swój świat… A życie Twoje będzie jak raj! musisz słuchać siebie, czasem biec! nie szukaj na siłę!! Ponieważ poczujesz ból!

Staniesz się złotem, czasem też srebrem, w każdym razie jesteś piękny, jak cały ten Świat!

Tańcz, śpiewaj, słuchaj siebie, swojego głosu serca, szukaj to jest coś cudownego co Ty potrafisz zrobić ze swoim yciem. Darem… Uśmiechaj się, nie krępuj, przyjmuj pomoc a w ten sposób osiągniesz to co chcesz!

AGNES

Page 24: ZYGZAK wyd. 143

LEKTURY

24 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

Słowa, które pomagają w życiu

Serdecznie pozdrawiam – Kinga Miziołek

Terapeutyczne znaczenie literatury dostrzegano już w starożytności. Termin biblioterapia pochodzi od

wyrazów biblion – książka i therapeuo – leczę i oznacza terapię literaturą. W cza-sach Ramzesa II bibliotekę uznawano za „lecznicę dusz”.

Biblioterapia ma wiele definicji, określana jest jako terapia czytelnicza, która zajmuje się terapeutycznym stoso-waniem książek oraz innych materiałów (obrazów, filmów) względem pojedyn-czych osób lub grup. Biblioterapia jest formą psychicznego wsparcia, powinna ułatwiać osobie chorej akceptację same-go siebie, odnalezienie się w nowej trud-nej sytuacji życiowej.

W programie biblioterapeutycznym dużo miejsca poświęca się na dyskusję i rozmowę z pacjentem. Biblioterapia wychodzi z założenia, że mądre, szczere słowo może wspierać i wskazywać nowe rozwiązania trudnych sytuacji.

Niezwykłe znaczenie w życiu czło-wieka od wczesnego dzieciństwa mają bajki i baśnie. Któż z Państwa nie zna pięknych baśni Hansa Christiana Ander-sena czy braci Grimm. Baśnie pomaga-ły nam zrozumieć złożoność świata od wczesnego dzieciństwa, uczyły odróż-niać dobro od zła i pokazywały, że do-bro zawsze zwycięża. Baśń upraszcza to co wydaje się niezrozumiałe, oswaja lęki, jest skarbnicą prawd o człowieku. Już Arystoteles wierzył, że literatura ma lecznicze właściwości a starożytni Rzy-mianie widzieli związek między czyta-niem, a medycyną.

Pewien amerykański psychiatra, któ-ry przyczynił się do znacznego rozwoju biblioterapii, przepisywał swoim pacjen-tom książki, tak by mogli oni mieć wgląd w swoją sytuację i mogli szybciej zna-leźć właściwe wyjście z niej. Nie bójmy się zatem sięgać po dobrą książkę, może ona okazać się dla nas wsparciem i po-móc odnaleźć drogę do rozwiązanie na-szych problemów.

W naszym szpitalu zajęcia z bibliote-rapii odbywają się regularnie raz w tygo-dniu na wszystkich oddziałach psychia-

trycznych. Na oddziale dziennym co dwa tygodnie. W oparciu o literaturę poru-szane są tematy związane z samotnością, tolerancją, akceptacją siebie i akceptacją otaczającego świata, potrzebą bycia zro-zumianym. W związku z obchodzonym 21 listopada Międzynarodowym Dniem Życzliwości, w ubiegłym roku pacjenci tworzyli drzewo życzliwości, oraz dys-kutowali o tym, czy życzliwość się opła-ca, co nam daje i co daje tym, w stosun-ku do których ją przejawiamy.

Podstawą każdych zajęć jest tekst literacki, są to często opowiadania E. Matrina ze zbioru „Anielskie opowieści

dla duszy”, teksty A. Kozak A. Pietrzak „W poszukiwaniu siebie – bajki terapeu-tyczne dla dorosłych” ale również poezja ks. J. Twardowskiego, T. Różewicza, W. Szymborskiej, oraz artykuły z maga-zynu Zwierciadło i Charaktery. Zajęcia odbywają się w grupach, ważne jest aby pacjenci byli w stanie skupić się na tek-ście, zapamiętać go i wypowiedzieć się na jego temat. Zazwyczaj do tematu za-jęć przygotowane są ćwiczenia wymaga-jące od pacjentów subiektywnego wyra-żenia swoich odczuć, wrażeń, opisania danego problemu bądź stworzenia ilu-stracji tematycznej.

Pacjenci chętnie uczestniczą w zaję-ciach z biblioterapii i biorą w nich czyn-ny udział. Jest ona jedynie formą pomoc-niczą przy właściwej terapii i rehabilita-cji, ale daje szansę do wyrażenia swoich myśli, obaw, uczuć i lęków.

Oczywiście bardzo serdecznie zapra-szam Państwa do odwiedzania bibliote-ki, oraz na zajęcia z biblioterapii, mając nadzieję, że chociaż na moment oderwą się Państwo od swoich myśli znajdując schronienie za tekstem literackim.

O słowachSą słowa, które wprawiają w ruch. Są słowa gderliwe, pełne nienawiści i wypowiadane po to, by „załatwić” innych. Rozjątrzają one ludzi i potrafią ich rozdzielić. Powodują niepokój i prowadzą do przemocy. Słowa, które przepełnione są siłą miłości, jednoczą ludzi, wyzwalają radość, odradzają człowieka i tworzą lepszy świat. Słowa mogą zmienić ludzi. Dobre słowo, które dociera do serca, zmienia je. Jedno słowo, we właściwym momencie wypowiedziane albo usłyszane, napisane lub przeczytane, jest jak chleb w czasie głodu.

Phil Bosman

Nie bójmy się sięgać po dobrą książkę, może ona okazać się dla nas wsparciem i pomocą, a na pewno da nam chwilę wytchnienia.

Page 25: ZYGZAK wyd. 143

REFLEKSJE

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 25

RocznicaHistoria mojego picia cz. VIWłaśnie minął rok mojej trzeź-

wości. Wprawdzie w tym sa-mym okresie rok temu prze-

bywałem już w Branicach, ale byłem trzeźwy. Przeszedłem oddział detoksu i odbywałem terapię. Rok to wpraw-dzie niewielki odstęp czasu, ale dla mnie ma niesamowite znaczenie. Zdaję sobie sprawę, że w dalszym ciągu prowadzić musze walkę z własnym uzależnieniem, że w każdej chwili mój wróg jakim jest ONA – wódka, może mnie zaatakować, dlatego tym bardziej muszę się pilnować, niemniej w tym okresie umocniłem swo-ją wiarę w siebie samego. Rocznica mo-jej abstynencji wpłynęła na moje wzmo-żone refleksje, rozważania na temat tego co było i tego co jest obecnie. Pewny je-stem jednego; nie chcę wracać do tego nadzwyczaj dla mnie nieprzyjemnego okresu. Okresu, którzy Czytelnicy mo-ich artykułów wiedzą, że nie należał do łatwych, przyjemnych czy szczęśli-wych. Zamierzam zrobić wszystko co tylko możliwe, żeby już nigdy nie się-gnąć, czy to po kieliszek wódki, puszkę piwa, lampkę wina czy cukierek, ciastko z alkoholem. W pełni pojąłem, że jestem alkoholikiem i nim zostanę bez względu czy tego chcę czy nie.

Staram się utrzymywać stały kontakt z osobami, które poznałem podczas po-bytu w Branicach, z którymi odbywałem terapię. Nie wszystkim się jednak uda-ło pokonać uzależnienie i przystąpić do otwartej walki z uzależnieniem, z gło-dem, nawykami z okresu picia. Niektó-rzy z nich wrócili do nałogu. W rozmo-wach telefonicznych pytają mnie – jak ja to robię, że nie piję? Trudno jest mi od-powiedzieć na to, wydawałoby się, pro-ste pytanie. Jednak odpowiadam zaczy-nając od tego co już niejednokrotnie mo-gliście przeczytać w moich artykułach.

Do terapii, do podjęcia leczenia w jakimkolwiek ośrodku uzależnień trzeba dojrzeć samemu, zrozumieć swo-ją sytuację i własną bezsilność wzglę-dem potężnej siły nałogu, spojrzeć na siebie oczyma innych niczym; „wyjść z siebie i popatrzeć na siebie” tak jak widzą inni. Należy zrozumieć, że uza-leżnienie od alkoholu, narkotyków, le-ków i innych środków ma większą siłę niż my sami i robi ono wszystko wbrew naszej woli, steruje nami niczym samo-chodzikiem zdalnie sterowanym. Idzie-my cały czas w złym kierunku z dnia na dzień upadając niżej i niżej niejedno-krotnie tracąc ludzką godność. Napędza-

ni siłą uzależnienia robimy rzeczy, któ-rych sami po sobie się nie spodziewa-my. Mimo obietnic dawanych nie tylko najbliższym, ale głównie sami sobie nie dajemy rady ich dochować. Uzależnie-nia wygrywa z nami na każdym etapie rozgrywki. Jeżeli nie zrozumiemy sami, że jesteśmy bezradni, że mimo chęci nie potrafimy powrócić do życia bez uzależ-nienia i co najważniejsze nie zapragnie-my sami być wolnym, to na nic mają się obietnice poprawy dla świętego spokoju, na nic mając się wyroki sądowe kierują-

ce do podjęcia leczenia, na nic przymus ze strony otoczenia.

Moje obserwacje potwierdzają, że owo „przymusowe” na nic się zdaje i nie przynosi oprócz kosztów żadnych rezul-tatów. Jeżeli odbywając terapię, przeby-wając w niej traktuje się ją jako zło ko-niczne, odbiera się ją na zasadzie „jestem tutaj bo kazała żona, rodzina czy sąd” to uważam, że jest to naprawdę strata cza-su swojego i innych, a zarazem „bloko-wanie” miejsca, tym którzy dojrzeli do podjęcia walki, którzy chcą za wszelką

Terapia uświadomiła mi, że jestem alkoholikiem, tak się stało – fakt dokonany, tego już nie cofnę, ale zrobię wszystko by to co odeszło już nie powróciło – o to modlę się każdego wieczoru prosząc Boga o pogodę ducha, odwagę i mądrość oraz siłę i wytrwałość. Na pytania innych; – jak ja to robię, że nie piję? Nie udzielam „mądrych” porad, a jedynie odpowiadam co sam robię.

Page 26: ZYGZAK wyd. 143

26 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

REFLEKSJE

cenę pokonać nałóg, pokonać słabość i nauczyć się żyć z uzależnieniem. Ja, ja chciałem – chciałem żyć normalnie.

Do decyzji o podjęciu terapii długo dojrzewałem. Myślałem, że dam radę sa-memu sobie pomóc, długo nie dopusz-czałem do siebie myśli, że jestem uza-leżniony. Kiedy pojąłem swoją słabość, swoją bezradność, kiedy zrozumiałem ją – podjąłem decyzję. Nie przyszło to jed-nak z dnia na dzień. Niemniej do decyzji dojrzałem i podjąłem ją sam.

Kiedy trafiłem już na detoks (po „po-żegnaniu” się z wódką, kiedy powiedzia-łem sobie „to jest ostatni już raz”) na od-dział trafiłem „z promilami”. Znalazłem się za zamkniętymi na klucz drzwiami oddziału, z przydzielonym szpitalnym łóżkiem, w towarzystwie tak różnych ludzi, których łączyło – uzależnienie. Pierwsze dni mojego pobytu na detok-sie to niewątpliwie „terapia wstrząso-wa”, szok, ale i zrozumienie własnej sy-tuacji, sytuacji do której doprowadziło mnie uzależnienie. Fakt, że wtedy zro-zumiałem też między innymi, że Miej-ska Komisja Zwalczania Problemów Uzależnień, do której w pewnym okre-sie zgłosiła mnie – bezradna już wtedy żona, że moje próby leczenia ambulato-ryjnego w ośrodku w Zabrzu nie miały szansy „mnie uzdrowić”, „wyciągnąć z matni”. Na detoksie zobaczyłem to czego wcześniej nie widziałem. Pozna-łem Darka, który był ze mną w jednej sali, który skierowany został na leczenie przez sąd, który od świtu do nocy ma-jaczył o ucieczce, który … pił … wodę brzozową kupowaną w kiosku, który jak tylko otworzyli dla niego drzwi oddziału – uciekł – biegiem opuścił teren szpita-la i wskoczył do ostatniego w tym dniu odjeżdżającego autobusu – odjeżdżają-cego z nim do nikąd. Poznałem Krzyśka, który oświadczył, że wytrzyma jak zwy-kle 2 tygodnie potem dalej picie, sąd, de-toks, terapia – i od nowa – wytrzymał, przeszedł nawet terapię – pije nadal. Po-znałem Basię – mieszka w mojej miej-scowości, którą mąż skierował na lecze-nie, bo „niby ona sobie wieczorem jedno piwo wypije”. Kilka razy miałem oka-zję ją już spotkać, nie rozmawiam z nią, gdyż zawsze jest zalana – po tym „niby” piwie. Detoks dla mnie stanowił ponad-to „poniżenie”. Zrozumiałem, że jestem taki sam jak każdy kto tam przebywa bez względu kim jest z zawodu, gdzie miesz-ka, ile ma lat, czy ma dom czy jest bez-domnym.

Taki sam, choć ja nigdy nie piłem ta-nich win, tanich wódek, nie trafiłem na izbę wytrzeźwień, nie przebywałem na melinach – jak inni. W nocy tym bar-dziej słyszałem jęki, lament tych, którzy popadli w znacznie gorsze od mojego uzależnienie, delirium tremens – przy-pięci do łóżek skórzanymi, grubymi pa-sami, z pampersem zamiast bielizny. Nie przemówiło do mnie stwierdzenie Norberta, który miał zasadę „ja jak tyl-ko wypiję, kładę się na detoksie” śred-nio 4-6 razy w roku. Ja złożyłem sobie przysięgę – to jest mój pierwszy i ostatni pobyt w takim miejscu. Do terapii pod-szedłem również poważnie, nie z odgór-nego przymusu, ale z własnej woli, chę-ci powrotu do normalnego życia, życia sprzed uzależnienia, powrotu do tego co utraciłem pijąc. Robiąc bilans zysków i strat – rachunek był dla mnie logiczny i prosty. Dlatego do terapii nie podcho-dziłem po „łebkach”.

Dostosowałem się już od pierwszego dnia do obowiązujących reguł. Unika-łem wszystkich tych, którzy tylko kpili z poleceń terapeutów, którzy zadane pra-ce rozwiązywali na parapetach czy zle-cali je do napisania innym, którzy swoje pijackie życie i żniwo koloryzowali ja-koby byli poszkodowani przez wyroki sądów, niesprawiedliwych kuratorów, okrutnych mężów czy bezlitosne żony. Ja – ja postanowiłem się dostosować i wykonywać sumiennie to co zalecane. Do każdej pracy podchodziłem z nale-żytą uwagą dzięki zadanym tematom, w trakcie ich opracowań od nowa ana-lizowałem wszystko i tym bardziej zda-wałem sobie sprawę – sprawę z faktu, że jestem uzależniony, że jestem alkoholi-kiem, że jeżeli nie „ta” terapia to nic mi już nie pomoże.

Słuchając opowiadań innych zrozu-miałem jak ja sam nisko upadłem, jak bardzo skrzywdziłem nie tylko najbliż-szych sobie ludzi, ale i samego siebie. Siedząc na zajęciach skrupulatnie pro-wadziłem notatki, zapisując to co wyda-wało mi się ważne – później analizując to. Do tych właśnie notatek wracam czę-sto jeszcze teraz. Po co? Po to właśnie żeby się nie poddać, nie zrezygnować z prowadzonej już walki, żeby nie popeł-nić najmniejszego błędu – by nie zacząć od nowa popadając w szpony uzależnie-nia. Terapia nauczyła mnie wielu zasad, skutecznych zasad. W przeciwieństwie do innych koleżanek i kolegów, z który-mi przebywałem w ośrodku – ja nigdy

nie mówiłem w aspekcie terapeutów, że „oni nie mają o czym mówić, bo nic nie wiedzą skoro nigdy nie pili”.

Fakt, że najbardziej wiarygodnym te-rapeutą zarówno dla mnie jak i innych był Andrzej O, który jako jedyny z nich zmierzył się z tym problemem, a jego wypowiedzi były oparte na autopsji. Ja uważałem, że każde wypowiadane zda-nie, stwierdzenie, riposta ma znaczenie – ma znaczenie dla mnie. Opuszcza-jąc ośrodek bałem się, bałem się poraż-ki. Niemniej bogatszy byłem o wiedzę o uzależnieniu, posiadałem „narzędzia” do walki z głodem, nawrotami, samot-nością, strachem, lękiem. Tej wiedzy bym nie posiadł radząc sobie sam, nie dowiedziałbym się tego udając i wpiera-jąc wszystkim, że ja nie mam problemu i dam sobie radę.

Podczas terapii poznałem też lepiej samego siebie. Dzięki temu jak na ra-zie mogę się sam przed sobą pochwalić roczną abstynencją. Teraz kiedy nadcho-dzi ciążki dla mnie dzień, dzień pełen stresu, nerwowych sytuacji nie myślę o – kieliszku. Wiem, bo podczas terapii zda-łem sobie z tego sprawę, zarazem uświa-domiłem sobie, że ów „tylko jeden” kie-liszek, sprowadzi mnie na samo dno, na dno w którym już tkwiłem, to samo mogą ze mną zrobić pięknie zapakowa-ne cukierki z alkoholowym nadzieniem, smacznie wyglądające ciasteczko, czy ziołowe kropelki na różne dolegliwości.

Opuszczając terapię zastanawiałem się jak te wszystkie zalecenia wprowa-dzić do codziennego życia, w końcu przecież w niemal każdym sklepie znaj-dują się regały z alkoholem zatem za-wsze jak tylko dokonywać będę nawet najmniejszych zakupów będę narażony … jak wytłumaczyć się przed pijącym towarzystwem, jak powiedzieć lekarzo-wi pierwszego kontaktu, jak, jak, jak? Dziś nie mam z tym jakichkolwiek pro-blemów. Robię zakupy w każdym skle-pie tyle tylko, że nie kieruję się w stro-nę regałów z alkoholem, a jak przypad-kiem już między nie zawędruję – to nie patrząc na boki, w miarę szybko opusz-czam tę część sklepu, znajomi – no cóż wystarczyło im tylko raz krótko powie-dzieć, prawdę, nie zwodząc, nie symulu-jąc choroby, kuracji antybiotykami, tyl-ko prostą prawdę „dziękuję, nie piję bo mam problem z alkoholem”.

Teraz kiedy się spotykamy, już nikt nie proponuje mi piwa, wódki czy czego-kolwiek innego. Wydawało się trudne, bo

Page 27: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 27

przecież to wstyd, porażka etc. Fakty oka-zały się inne, proste a tak wiele znaczące. Dziś nie wchodzę do pubów, barów, knajp z piwem. Stwierdziłem, że absolutnie nie mam takich powodów, a jak już muszę się z kimś spotkać w celach służbowych, to po prostu wybieram miłą kawiarenkę z pyszną kawą, zapachem aromatycznej herbaty i ciastami. Lekarzowi też tylko raz powiedziałem o swoim problemie, zapisał w kartotece i o nic nie pytał. Kie-dy w aptece kupuję jakiś medykament, zawsze proszę, aby nie zawierał alko-holu – farmaceuta o nic nie pyta. Profi-laktycznie nie żuję gum do żucia, ani też nie kupuję cukierków miętowych – tak robiłem pijąc, więc nie robię tego teraz. Nie kładę się w ciągu dnia do łóżka, bo tak robiłem kiedy byłem pijany, nie spa-ceruję do miejsc, w których spożywałem alkohol. Kiedy czuję głód czyli ową po-trzebę alkoholu to zgodnie z zasadami terapii piję wodę i coś zjadam, zwyczaj-nie szukam absorbującego zajęcia i … nie myślę o „jakimś tam głodzie, potrze-bie wypicia”, po krótkim czasie stan ten zwyczajnie mija.

Owszem bywa i tak, że czuję w po-wietrzu zapach alkoholu, którego w tym miejscu nie ma, że czasami rano czu-ję się lekko ospały, zmęczony i słaby – wiem, że tak może być więc nie panikuję i staram się na to nie zwracać zasadni-czo uwagi. Tego nauczyłem się podczas pobytu na terapii, chciałem przestać pić, uwolnić się od uzależnienia, żyć pełnią życia, być wolnym i tego chcę nadal. Te-rapia uświadomiła mi, że jestem alko-holikiem, tak się stało – fakt dokonany, tego już nie cofnę, ale zrobię wszyst-ko by to co odeszło już nie powróci-ło – o to modlę się każdego wieczoru prosząc Boga o pogodę ducha, odwagę i mądrość oraz siłę i wytrwałość.

Na pytania innych „jak ja to robię, że nie piję?” nie udzielam więc „mądrych” porad, a jedynie odpowiadam co sam ro-bię. Sam przecież nie mam pełnej gwa-rancji, że ni stąd ni zowąd ulegnę, za-łamię się i wpadnę w szpony. Dlatego dziękuję Bogu za każdy trzeźwo prze-żyty dzień i proszę o następny. Dlatego na każdym kroku uważam, uważam na wszystko nawet na detale. Rok absty-nencji to dla mnie za mało, życzę sobie kolejnego i następnych.

Na zakończenie dziękuję raz jeszcze Wszystkim, którzy mi pomogli. Wojciech Hasa kontakt: [email protected]

ModlitwaRozmowa z Tobą o! Boże przebiega bez słów. Ksiądz jak czarna kartka papieru pokazuje tabula rasa. Jesteś mi tak bardzo potrzebny, A równocześnie tak mało mnie obchodzisz. Co do wątpliwości to uważam, że jesteś – koniec i kropka. Rozmowa z Tobą o! Panie przebiega bez słów.

Kim jestem?Kobieta, która jest głucha i ślepa na dotyk szczęścia aluminiowanego w swym kształcie. Chce tego czego nie ma. Rachela? Wariatka, która uznaje siebie w ograniczonym świecie. Ale jednocześnie dostrzega światło w tunelu. Czy ma szansę przetrwania?

TelefonZadzwoniłam dziś do Twego serca i nie otrzymałam nic prócz tęsknoty, którą mi podałeś bez wysiłku. Nagle ściany plastikowego pudełka milczą jak zaklęte. Słuchawka jest głucha na moje prośby. Tarcza ma tyle cyfr na zawsze. Kabel jest podłączony, a mimo wszystko cisza w eterze Twojego serca.

NagrodaPiękna kobieta dla mężczyzny, Wyśnione dziecko dla kobiety, Wdzięczność za pracę, Zarobek za pracę, Miłość za ból, Szczęście za cierpienie Gratyfikacja! Motywacja! Dostąpienie zaszczytu. Być dobrym?

Małgosia

Zadzwoniłam do Twego serca

Page 28: ZYGZAK wyd. 143

28 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

NadziejaNocą słucham śpiewu Pana „Serce” Zabłysnęła chwila, gdy odkryłem siebie Nie pytając o nic niosę drżące ręce Wybiegam na drogę nie ma tutaj Ciebie Nie wiem czego szukam – łopocze się serce Widzę drzewa ciemności i gwiazdy na niebie Te same, które jaśnieją dla Ciebie

Malwina

Puść moje serceTwoje spojrzenie raj obiecuje Żar namiętności jak płomień błyska Chociaż nie wszystko jeszcze pojmuję Czuję że miłość jest bardzo bliska

Kiedy w twych oczach błyszczą diamenty I kokieterią uśmiech Twój wabi Czuję w nim nutkę ciepłej zachęty Która mnie złudzeń wszelkich pozbawi

Zbłąkana dusza rwie się do Ciebie Jakby poczuła przedsionek raju Zaczyna błądzić podświadomym niebie Jak truteń krążę wokół nektaru

Jeden Twój uśmiech jedno spojrzenie Zamęty w uczuciach mych wywołały Chciałbym powstrzymać szaleństwa tchnienie Lecz Twoje czary serce spętały

I chociaż jesteś teraz daleko W mym sercu mieszkasz niezapomniana Rzuciłaś urok i już na wieki Dusza ma z tobą będzie związana

Puść moje serce ono jest ptakiem Który odloty sobie wyznacza Nie może teraz lecieć do Ciebie Puść moje serce niech do mnie wraca.

Andrzej Iwanowicz

Wrócisz kiedyśWrócę kiedyś w innym świecie Znajdę rzeczywistość nierealną Gwiazdy na niebie Zachwyt we mnie budzą Nierealną ponieważ straciłam Twoją miłość Mój ukochany gwiazdozbiór Wystarczy inna planeta Siedzieliśmy Ty moje kochanie A planety krążyły wokół Nas Potem chcę mówić Tobie Że Cię kochałam Tutaj tą gwiazdą Twoją byłam A Cię straciłam Całować będę gwiazdy Jakby samą Siebie Straciłam Ja Ciebie Gwiazdy zastąpią mi miłość Bo po co? Nam było to nasze kochanie? A jednak rozstanie w pamięci Mojej zawsze pozostanie

Dorota Antos

ChciałabymChciałabym Ci dać wiosenne zorze, Szkatułkę serca, wiatru śpiew, Majowy księżyc, groźne morze, Mroźną zimą słowików śpiew… Chciałabym Ci dać świat swoich marzeń, Jak kwiatów polnych błękit snów I moje myśli przyjmij w darze W miłości, której brak mi już słów.

Lila Młynarczyk

Bóg wszystko słyszy – objawia się u człowieka poprzez duszę i jego dłonie. I właśnie drugiemu człowiekowi daje wszystko co ma najlepsze. Miłość jest w każdym człowieku. Potrzebujemy drugiej osoby, aby ją między sobą rozpalić.

Coala

Na Walentynki

Page 29: ZYGZAK wyd. 143

ZYGZAK STYCZEŃ 2011 29

Z pamiętnika pacjentaBranice, dnia 17 września 2009 roku – Czwartek. Modlitwą i pracą ludzie się bogacą i samo wyzwalają z 6 sfer cierpienia, takich jak Dewy, Asury, Ludzie, Zwierzęta, Rośliny, Głodne Upiory i Głodne Upiorzyce oraz Istoty Piekielne z gorących i zimnych piekieł.

Do 6.35 obudziłem się. Byłem w latrynie – twardo było. Wyką-pałem się pod ciepłym pryszni-

cem mydłem „Szarym” z jodkiem srebra i gąbką nową. Do 6.40 z rana opłuka-łem jamę ustną solanką z soli kuchennej NACL i ciepłej wody. Wyszczotkowa-łem zęby pastą „Blenda-Med”. Użyłem szczoteczki do zębów plastikowej „Col-gate” (zimna brama). Dałem Generałowi XYZ maszynkę do golenia oraz kremu do golenia. Na Śniadanie zjadłem kaszę „Gryczaną” (parzoną) z ciepłym mle-kiem „Krowim” z żelaznej miski Do-staliśmy na Śniadanie pasztet z chlebem „Żytnim”. Załatwiłem szklankę Genera-łowi XYZ. Nalałem Jemu kawę. Dosta-liśmy leki „Psychotropowe” w wodzie rozcieńczone (rozpuszczone). Ubrałem czyste slipy i skarpetki i czystą koszulę flanelową oraz czyste spodnie „Jedwab-ne”. Sandały prywatne i prywatną ciepłą bluzę na suwak. Zjadłem owoce dojrza-łe i czarne „Bzu czarnego”. Na terenie szpitala zjadłem dojrzałe owoce „Bzu czarnego” (sambucus nigra)L.

Zjadłem owoce „Gruszy” dojrzałe z pod drzewa „Gruszy”. Pisałem na kom-puterze super nowy „Testament”. Ostat-nią Moją wolę. Rozdałem kilka „Gru-szek” dojrzałych pomiędzy Przyjaciół. Wypiłem mocną herbatę „Indyjską” pa-rzoną z torebek. Do 16.45 przed Obia-dem zrobiłem zakupy. Bułkę drożdżową z makiem lukrowaną, oraz masło z mar-garyną „Pyszny duet” i śliwek z 1KG i „Chałwę”, którą dałem Beacie. Myły tam i pastowały podłogę z linoleum. Zjadłem bułkę drożdżową z makiem. Na Obiad zjedliśmy po zupie „Pomidoro-wej”, a na drugie danie kaszę jęczmien-ną z gulaszem „wieprzowym” i surówkę z „Papryki zielonej” i „Papryki czerwo-nej” i „Cebulę” oraz leki „Psychotropo-we”. Po Obiedzie spałem. Do 19.02 na Wieczerzę zjedliśmy po 2 plastry kieł-basy „Wieprzowej” z 2 kromkami chle-

ba Żytniego. Staremu Kolejarzowi Ge-nerałowi Aleksemu Sz. dałem 3 śliwki „Węgierki” i Moje nowe skarpety, bo był boso. Na ból Żołądka dostałem od Siostry Medycznej Katarzyny 1tablet-kę „Ranigastu”. Za mnie Janusza klatkę schodową zmył szeregowy Jacek Kapli-ca. Skleiłem zeszyt taśmą. Wyszczotko-wałem zęby pastą „Blenda-Med”. Za-parzyłem mocną herbatę Indyjską. Nie miałem zimą jak ogrzać Domu Rodzin-nego i ostatnio zostaliśmy rażeni z Ma-teńką Jadwigą mieczem Głodu i choroby Psychicznej wywołanej zimnem i gło-dem i chorobą Psychiczną Moją i Ma-tuchny Jadwigi. Kobietą Mojego Ży-cia była Barbara Puciłło, czyli Beata N. Urodziła Moje Dzieci i wyszła za Mąż za B. tylko śmiertelnika jak i Ja Janusz Hoffman – Żelazny – Wiśniewski. Zapa-rzyłem mocną herbatę „Indyjską” i wło-żyłem czyste „Pampersy” dla dorosłych oraz czyste slipy i czyste skarpety. Czy-ste skarpety dałem Generałowi Aleksan-drowi Sz. Ubrałem skarpety i zjadłem śliwki „Węgierki”, a chleb który wzią-łem ze stołówki dałem nieznanemu Pa-cjentowi.

Koniec dnia. To spisałem Ja Cesarz Całej Ziemi Janusz Hoffman – Żelazny – Wiśniewski. HUM – niech się spełni to proroctwo.

Branice, dnia 6 października 2009 r. – Wtorek. Praca czyni wolnym od cierpień wszelakich umysłów i ciał Ludzi i Cywilizacji Kosmicznych, takich jak Dewy z planety Tuszida oraz Asury Demony z planety Mary i Istoty z Raju Buddy Amitaby i Buddy Lapis Lazuli i Buddy Maitrei i czystej Krainy Dakiń Udijany. Do 5.30 obudziłem się. Zaparzyłem mocną herbatę indyjską „Madras”. Wy-kąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem białym toaletowym i gąbką do kąpieli różową. Do 9.57 opłukałem jamę ustną solanką i wyszczotkowałem zęby Swoje pastą do zębów i szczoteczką „Colgate”. Ogoliłem też Oblicze Swoje Święte i Czcigodne maszynką do golenia „Polsilver” (polskie srebro) dwuostrzo-wą oraz pędzlem i kremem do golenia. Opłukałem Oblicze Swoje wodą ciepłą z rury i Oblicze Swoje Święte i Czcigod-

ne zdezynfekowałem wodą po goleniu. Do 10.38 na śniadanie zjadłem z Pacjen-tami salceson „Wieprzowy” w plastrach i 3 kromki chleba „Żytniego” białego z mąki białej „Żytniej” pytlowanej, czyli sianej. Do 10.42 do Chleba „Żyt-niego” Moja Cesarska osełka „Masła” z „Margaryną”, a do tego kawa z mlekiem „Krowim”. Kawa zbożowa z mąki „Żyt-niej”. Dostaliśmy My Cesarz i Ochronia-rze leki „Psychotropowe”. Były w wo-dzie rozcieńczone. Ubrałem czyste slipy i skarpety oraz czystą koszulę flanelową i spodnie dresowe „Jedwabne”. Zrobiłem „Schronienie” i wypiłem mocną herbatę „Indyjską” na Oddziale C. Wypiłem też mocną herbatę w Pracowni, gdzie pisa-łem pod dyktando.

Podzieliłem się chlebem „Żytnim” z margaryną i masłem. Odstąpiłem też herbaty Teresce od Dzieciątka Jezus. Dałem Panu Aleksemu 1 łyżeczkę her-baty „Madras”. Do 11.10 w Pracowni i na Oddziale Cm stanęły zegary, bo cu-downie wyczerpały się baterie duchem samobójcy Kazimierza Wychowańca. Nakremowałem dziś Oblicze Święte i Czcigodne. Po obiedzie wyniosłem 2 wory śmieci 1 km pod prasę - kontener. Do 20.36 spałem. Na Wieczerzę było jaj-ko „Kurze” ugotowane na twardo i trzy kromki chleba z Moją margaryną „Ola”. Wypiłem 0,4l kompotu do 2 zębów „Czosnku”. KONIEC DNIA. Janusz Hoffman

Page 30: ZYGZAK wyd. 143

REDAKCJA: Redaktor naczelny: Hieronim Śliwiński, Koordynator w WSZN Opole: Iwona Kapral. Współpraca Szpital Branice: B. Brzostowska, A. Dudziak, EWA, M. Gregor, J. Hoffman, W. Hasa, A. Iwanowicz, B.Kirkało, Malwina, B. Wojtuś Współpraca WSZN Opole: Ania, Agnes, Baśka, P. Bedyński, Coala,

W. Dołęgowska-Latyn, Ł. Dawid, Jadzia, Małgosia, K. Miziołek, Ryszard, E. Żłobicka zw. Graniczną, Adres redakcji: Redakcja Miesięcznika ZYGZAK, Pracownie Terapii Zajęciowej, 48-140 BRANICE, ul. Szpitalna 18, e-mail: [email protected],

Internet: www.zygzak-branice.pl, Druk: Zakład Aktywności Zawodowej im. Jana Pawła II w Branicach.

30 ZYGZAK STYCZEŃ 2011

W hołdzie twórcy Miasta Miłosierdzia ...... 3Dar dla Czytelni ...................................... 4Chcemy być razem ................................... 4Mobilne ściany w sali gimnastycznej ........ 5Byliśmy zadowoleni ................................ 6Niezwykłe przeżycie duchowe.................. 6Kolorowe plamki .................................... 7Szopka, która upiększyła święta .............. 7Wiersze .................................................. 8Dzięki życzliwym ludziom ........................ 9Warto wiedzieć, warto pamiętać.............10Wigilia w Klubie Pacjenta .......................11Obrazy malowane sercem .......................11Organista i terapeuta .............................12Radością tkane ......................................12Przyszli terapeuci ..................................13Opłatek w oddziale ................................13Rocznica śmierci Pana Magistra ..............13Choroba psychiczna ................................14Wiersze .................................................15Melancholijna ekstaza c.d. .....................16Nie spłoszyłam tych świąt .......................18Oddaleni o tysiąc lat świetlnych ..............18Wiersze .................................................19Doświadczyć człowieczeństwa ................20„Stańcie się źródłem mocy” ....................22Wiersze .................................................23Słowa, które pomagają w życiu ...............24Historia mojego picia – Rocznica ............25Zadzwoniłam do Twego serca .................27Na Walentynki – wiersze .......................28Z pamiętnika pacjenta ...........................29

Spis treściOd RedakcjiJestem przeniesiony w czasie – Inna epoka, inni ludzie, inny świat. Jestem niespełnionym marzeniem, które goni za spełnieniem. Jestem niezaspokojonym wciąż głodem. Pustką, która dąży by się wypełnić, wszystkimi marzeniami z minionych... snów. Jestem niezaspokojonym pragnieniem, Łaknącym zdroju czystego... Wciąż szukam w sobie niewinności dziecka, tej niczym niskalanej radości bycia.

Rozpoczynamy kolejny rok funkcjonowania naszego mie-sięcznika. To nowe wyzwania, nowi ludzie, nowe spra-wy i bardzo dobrze, bo o czy mielibyśmy pisać, jeśli nie

o tym życiu, które wokół nas się toczy i o tym jak my je prze-żywamy. O tym świecie zewnętrznym i naszym wewnętrznym, który funkcjonuje w obrębie każdego z nas; w naszej psychice, duchowości, umyśle – tam, w środku, jesteśmy swoim wła-snym wszechświatem; oryginalnym, niepowtarzalnym.

Osoby chorujące psychicznie widzą świat z innej perspek-tywy, wzbogaconej o doznania związane z chorobą, cierpie-niem, często odrzuceniem i samotnością. Ukazując świat we-wnętrznych przeżyć w swojej twórczości pomagają innym zrozumieć siebie, a tym samym przyczyniają się do wzrostu tolerancji i akceptacji ludzi chorych w społeczeństwie. W tej twórczości objawia się częstokroć wewnętrzne piękno, które zachwyca wierszem, prozą, czy obrazem. Ta twórczość jest prawdziwa, objawia to bogactwo, które w wielu ludziach cho-rych tkwi. Pokazuje jak niełatwe jest życie człowieka chorego i jak wiele hartu ducha trzeba, by z tą chorobą żyć, nie poda-wać się i ciągle dążyć naprzód. Wiele utworów zamieszcza-nych w naszym miesięczniku, to niezwykłe przesłania do in-nych – tych, którzy dopiero szukają swojej drogi.

Każdy taki utwór jest dla nas jak doping, by nie odpuszczać sobie. Nie jest ważne ile trudu i czasu pochłania każde kolejne wydanie ZYGZAK-a. Ważne jest, by ta oryginalna twórczość dotarła do naszych Czytelników i zainspirowała ich w pozy-tywny sposób. Mamy niejeden przykład, że współpraca z na-szym miesięcznikiem może zdopingować twórców do czegoś większego. W tym numerze piszemy o p. Andrzeju Iwanowi-czu, który dzięki udziałowi w konkursie walentynkowym zor-ganizowanym w Pracowniach Terapii Zajęciowej i późniejsze współpracy z naszym miesięcznikiem odnalazł się jako peta co zaowocowało wydaniem przez niego tomiku wierszy.

W obydwu szpitalach; opolskim i branickim panuje dobry klimat i nie brakuje ludzi, którym zależy, by osoby chore mia-ły możliwość wypowiedzi twórczej. Chwała im za to!

Page 31: ZYGZAK wyd. 143
Page 32: ZYGZAK wyd. 143

ZAJĘCIA W PRACOWNIACH KRAWIECKA, STOLARSKA,

FILCU I ŚWIEC, KULINARNA, PAPIEROPLASTYKA, TKACKO-PLASTYCZNA

ZAJĘCIA DODATKOWEKOMPUTEROWE, MUZYKOTERAPIA, PORADNICTWO SOCJALNE, CZYTELNIA, POSTĘPOWANIE WSPIERAJĄCE

PRÓBY CHÓRU: W ŚRODĘ I PIĄTEK 18.00-20.00