I "Transformacje” są pismem interdyscyplinarnym, recenzowanym, wychodzącym od 1992 roku. Poświęcone są m.in. problematyce: transformacji cywilizacyjnych i kulturowych społeczeństwa informacyjnego i społeczeństwa wiedzy zagadnieniom globalizacji kwestiom rozwoju trwałego filozofii politycznej i aksjologii dociekania przyszłości. Transformacje są charakterystyczną formą i sposobem funkcjonowa- nia, rozwoju, trwania świata ludzi. Ich wszechobecność i znaczenie skłania do uznania kategorii transformacji za swoisty paradygmat w badaniu rozwo- ju techniki, cywilizacji, społeczeństwa, kultury, wartości i przekonań. Kon- sekwencje i potencjalności zmian i przeobrażeń wymagają nowych metodo- logicznych podejść i narzędzi, nowych wizji oraz innowacji teoretycznych, a także budowania zdolności do radzenia sobie nie tylko dziś, ale i w przysz- łości. Ważnym celem niniejszego pisma jest także promowanie inter-, multi- i transdyscyplinarności w badaniach i analizach, orientacji prospektywnej oraz myślenia strategicznego i globalnego. Horyzont poznawczy zamiesz- czanych tekstów jest bardzo szeroki – od ujęć teoretycznych i metodolo- gicznych przez tematykę krajową i regionalną do globalnej oraz empirycz- nej. Opisy i ewaluacje konkretnych doświadczeń są też przedmiotem zainte- resowań pisma. Transformacje mają już zasięg międzynarodowy - w 2012 roku podpisaliśmy umowę licencyjną z globalną bazą danych EB- SCO Publishing (Ipswich, MA, USA) TRANSFORMACJE
487
Embed
TRANSFORMACJE - kozminski.edu.pl · Prof. Witold Kieżun Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Andrzej K. Koźmiński Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Wojciech
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
I
"Transformacje” są pismem interdyscyplinarnym, recenzowanym,
wychodzącym od 1992 roku. Poświęcone są m.in. problematyce:
transformacji cywilizacyjnych i kulturowych
społeczeństwa informacyjnego i społeczeństwa wiedzy
zagadnieniom globalizacji
kwestiom rozwoju trwałego
filozofii politycznej i aksjologii
dociekania przyszłości.
Transformacje są charakterystyczną formą i sposobem funkcjonowa-
nia, rozwoju, trwania świata ludzi. Ich wszechobecność i znaczenie skłania
do uznania kategorii transformacji za swoisty paradygmat w badaniu rozwo-
ju techniki, cywilizacji, społeczeństwa, kultury, wartości i przekonań. Kon-
sekwencje i potencjalności zmian i przeobrażeń wymagają nowych metodo-
logicznych podejść i narzędzi, nowych wizji oraz innowacji teoretycznych,
a także budowania zdolności do radzenia sobie nie tylko dziś, ale i w przysz-
łości.
Ważnym celem niniejszego pisma jest także promowanie inter-, multi-
i transdyscyplinarności w badaniach i analizach, orientacji prospektywnej
oraz myślenia strategicznego i globalnego. Horyzont poznawczy zamiesz-
czanych tekstów jest bardzo szeroki – od ujęć teoretycznych i metodolo-
gicznych przez tematykę krajową i regionalną do globalnej oraz empirycz-
nej. Opisy i ewaluacje konkretnych doświadczeń są też przedmiotem zainte-
resowań pisma.
Transformacje mają już zasięg międzynarodowy -
w 2012 roku podpisaliśmy umowę licencyjną z globalną bazą danych EB-
SCO Publishing (Ipswich, MA, USA)
TRANSFORMACJE
II
TRANSFORMACJE 1-2 (76-77) 2013 ISSN 1230-0292
Czasopismo recenzowane (7 pkt. MNiSzW)
Ukazuje się dwa razy do roku (numery podwójne) w jęz. pol. oraz ang. (odrębne teksty)
Redakcja (kierownictwo):
Prof. dr hab. Lech W. ZACHER, Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych, Akade-
mia Leona Koźmińskiego, Warszawa ([email protected]) – Redaktor Naczelny
Prof. dr hab. Tadeusz MICZKA, Instytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych,
Uniwersytet Śląski, Katowice ([email protected]) – Z-ca Redaktora Naczelnego
Dr Magdalena RZADKOWOLSKA, Katedra Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej,
Pojęcie transformacji odnosi się do zbiorów (np. w przypadku mate-
matyki) lub systemów. Tutaj zawężam ogólne rozważania o transformacji sys-
temów wyłącznie do systemów społecznych. Wobec tego w dalszym ciągu
mówiąc „system” będę miał na myśli „system społeczny”. Pojęcie „system
społeczny”, dostatecznie jasno zdefiniowane w naukach społecznych, nie musi
być tutaj definiowane. Transformacja jest momentem procesu ewolucji syste-
mu, który zaznacza w jego historii jakąś ważną zmianę, zazwyczaj jakościo-
wą. Wszelka zmiana zachodząca w systemach materialnych – a takim jest sys-
tem społeczny – nie jest natychmiastowym przejściem od jednego stanu do
drugiego, jakby w okamgnieniu (w bezwymiarowym punkcie czasu), lecz roz-
grywa się w pewnym przedziale czasu. Dlatego transformacja będąc elemen-
tem procesu ewolucji sama też jest procesem, tyle, że krótkotrwałym, zazwy-
czaj o wiele krótszym w porównaniu z historią danego systemu. Przeważnie
trwa ona o wiele dłużej niż poszczególne transformacje, jakie w nim zacho-
dzą. Na przykład, w ponad tysiącletniej historii państwa polskiego transforma-
cja ustrojowa od gospodarki planowej do wolnorynkowej u schyłku dwudzies-
tego wieku trwała „zaledwie” kilkanaście lat i faktycznie już się zakończyła.
Na ogół transformacje postrzega się jako zmiany jakościowe systemu, które
wiążą się z przekształcaniem jego takożsamości przy zachowaniu tożsamości.
Mogą to być zmiany całych systemów albo ich fragmentów czy też substruk-
tur.1 W wyniku takich zmian systemy zachowują swoją tożsamość empirycz-
ną. Ze względu na to, że transformacji nie musi ulegać system w całości, lecz
poszczególne jego substruktury, można mówić o wymiarach (aspektach) tran-
1 W przypadku transformacji naszego państwa z socjalistycznego w kapitalistyczne zakończyło się istotne
przekształcanie substruktur ekonomicznej i politycznej, podczas gdy inne substruktury, jak na przykład
kulturowa, świadomościowa itp. nie uległy jeszcze takim przekształceniom.
46
sformacji - każdy z nich związany jest z przekształcaniem się jakiejś części
lub substruktury. Można więc mówić o takich wymiarach transformacji sys-
temu, jak: gospodarczy, polityczny, prawny, edukacyjny itd. Z transformacją
nie jest związana strzałka czasu, jaką wyznacza postęp. Nie każda transforma-
cja więc przyczynia się do poprawy struktury albo funkcjonowania systemu.
Bywa też na odwrót – zdarza się, że pociąga za sobą rozpad struktury, dys-
funkcję syste-mu i powoduje regres. Wielu autorów twierdzi, że transformacje
w wymiarach społecznym, ustrojowym itd. miały swe źródło w czynnikach
endogennych i dokonywały się pod wpływem sił (przyczyn) wewnętrznych.2
Z tym nie zgadzam się. Taka sytuacja, co najwyżej, może mieć miejsce w
systemach zam-kniętych, ale nie jestem pewien, czy one w ogóle są w stanie
ewoluować. A system społeczny jest systemem otwartym, podobnie jak żywy
organizm, który jest podatny na oddziaływania z zewnątrz i który dzięki nim
może się rozwijać. Tylko na krótką metę system zamknięty jest w stanie roz-
wijać się na koszt energii endogennej, ale po wyczerpaniu jej zasobów, co
zazwyczaj szybko następuje, musi zacząć korzystać z energii egzogennej, jeśli
nie ma ulec autodestrukcji. W systemach społecznych transformacje są prze-
ważnie wymuszone przez czynniki zewnętrzne.3
Transformacja nie jest jakąkolwiek zmianą, lecz specyficzną zmianą
jakościową ze względu na ważne właściwości lub funkcje systemu. Dlatego w
jakimś sensie można ją chyba uznać za zmianę rewolucyjną, mimo że zazwy-
czaj transformację przeciwstawia się rewolucji społecznej, dlatego że w prze-
ciwieństwie do rewolucji społecznej albo konfliktu zbrojnego jej przebieg jest
łagodniejszy, bardziej rozciągnięty w czasie i nie pociąga za sobą tylu ofiar.
2. Czas na transformacje
W dwudziestym wieku, przede wszystkim dzięki postępowi technicz-
2 Szczepański J., Reformy, rewolucje, transformacje, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1999. 3 Z tej racji, przykładem naiwności politycznej i historycznej jest mniemanie, jakoby transformacja ustro-
jowa, jaka dokonała się u nas w końcówce ubiegłego stulecia, była dziełem sił wewnętrznych (ruchu spo-
łecznego) działających w kraju, podczas gdy była ona wspomagana na różne sposoby – materialnie, fi-nansowo i duchowo – przez siły zewnętrzne, nie koniecznie kierujące się przyjaźnią ani filantropią w
stosunku do naszego państwa, kraju i narodu. Działały one zupełnie z innych pobudek. (Zob. np. Schwe-
izer P., Victory, czyli zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych, CIA i "Solidarność", Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1994, Tłumaczenie: Igor Apiński) Bez ich wsparcia ideolo-
gicznego oraz politycznego, jak i sponsoringu tej transformacji w ogóle nie udałoby się przeprowadzić.
47
nemu oraz rozwojowi gospodarki, ukierunkowanemu na maksymalizację zys-
ku, świat stawał się coraz bardziej dynamiczny. O wiele szybciej dokonywał
się postęp cywilizacji. Jak nigdy wcześniej, lawinowo i coraz szybciej doko-
nywały się zmiany tak w środowisku przyrodniczym, jak i społecznym. Wraz
z nimi zmieniali się też ludzie pod każdym względem. Zaczęliśmy żyć w szy-
bko zmieniającej się przestrzeni społecznej i pod presją niesłychanego przys-
pieszania tempa życia. Naraz wszystko zaczęło płynąć i zmieniać się coraz
wojen, w których faktycznie nie ma zwycięzcy. Odkąd zrównoważyły się
arsenały tej broni oraz środków jej przenoszenia między dwoma imperiami
światowymi – USA i ZSRR – starano się sposobami pokojowymi rozwiązy-
wać wszystkie poważniejsze sprzeczności interesów i likwidować konflikty
lokalne i światowe. Między innymi za pomocą dokonywania transformacji w
różnych obszarach systemów społecznych: politycznym, gospodarczym, reli-
gijnym i kulturowym. Nie zawsze się to jednak udawało, o czym świadczą
liczne konflikty zbrojne o charakterze lokalnym w różnych miejscach świata.
Zresztą cała polityka USA i Zachodu w okresie tzw. zimnej wojny była ukie-
runkowana na rozmiękczanie ustroju politycznego w krajach socjalistycznych,
zrazu za pomocą drobnych i stopniowo dokonywanych, a później bardziej
radykalnych transformacji. Opierała się ona na teorii konwergencji Walta
Rostowa, Samuela Hungtingtona i Clarka Kerra.8 Teoria ta zakładała, że w
konsekwencji postępu naukowo-technicznego, od którego nie sposób jest
uciec, w krajach socjalistycznych dokonają się takie transformacje w różnych
sferach życia społecznego, które przybiorą postać pełzającej rewolucji. W jej
konsekwencji postępować będzie stopniowe upodobnianie się tych państw
pod każdym względem do państw zachodnich, a w ostatecznym rachunku -
przekształcenie się ich w państwa kapitalistyczne. Inaczej mówiąc, w rezulta-
cie wprowadzania nowoczesnych technologii - co było konieczne do postępu
gospodarczego - i nasilających się akcji politycznych oraz ideologicznych
świat socjalizmu będzie coraz szybciej erodować aż do momentu całkowitego
roztopienia się w świecie kapitalizmu. Wówczas dojdzie do transformacji od
ustroju socjalistycznego do kapitalistycznego w skali globalnej i świat będzie
podporządkowany tylko jednemu imperium. Historia pokazała, że ta polityka
okazała się skuteczna i w dalszym ciągu daje dobre efekty w krajach postko-
munistycznych i we współczesnych reliktowych krajach socjalistycznych, np.
w Chinach.
Celem globalnej polityki nakreślonej przez mocarstwa zachodnie jest
ujednolicanie ustrojów politycznych we wszystkich państwach świata. Mają
one być demokratyczne w zachodnim rozumieniu demokracji – jedynym us-
troju politycznym uznawanym za najlepszy. W związku z tym, od pewnego
czasu funkcjonuje globalny paradygmat transformacji ustrojowej (politycz-
8 Zob. P Sztompka, Socjologia zmian społecznych. Kraków: Znak, 2005.
51
nej), któremu na imię „demokratyzacja”. Na życzenie odpowiednich elit poli-
tycznych wytyczających arbitralnie dalszy bieg dziejów i zgodnie z ich intere-
sami i zakusami imperialnymi w każdym państwie musi być ustrój demokra-
tyczny niezależnie od woli narodów i rządów tych państw. Jak ongiś w imię
chrystianizacji i walki z pogaństwem, tak teraz w imię demokracji i walki z in-
nymi ideologiami, w szczególności z komunizmem - pogaństwo jest wciele-
niem Szatana, a komunizm uważany jest za ucieleśnienie Zła - stosuje się
wszelkie możliwe sposoby „nawracania” na demokrację – od ewolucyjnie
przebiegających procesów transformacyjnych do mniej lub bardziej pokojo-
wych interwencji (raczej ingerencji w wewnętrzne sprawy niepodległych
państw), a nawet konfliktów zbrojnych, najazdów, mordów politycznych i pu-
czów. Ostatnie dekady dostarczyły wielu przykładów tego typu działań i zja-
wisk. Na siłę „uszczęśliwia się” ludzi, łudząc ich, że demokracja zapewni im
szczęście, jak kiedyś chrześcijaństwo albo komunizm. Nie ma niczego gorsze-
go od odgórnego uszczęśliwiania ludzi, na dodatek wbrew ich woli! Skrycie
działające elity polityczne i finansowe, żądne panowania nad światem, usiłują
również wmówić masom społecznym, jakoby te elity były powołane (tylko
przez kogo?) do wcielania w czyn tzw. obiektywnych prawidłowości rozwoju
społecznego i do realizacji tendencji dziejów. Chcą w ten sposób osiągnąć
dwa cele: po pierwsze, uzyskać legitymizację w opinii publicznej swych niec-
nych knowań i działań oraz po drugie, angażować w nie społeczność świato-
wą. Nie tak dawno temu w podobny sposób próbowano urzeczywistniać idee
faszyzmu i komunizmu wmawiając masom, jakoby były one zgodne z obiek-
tywną tendencją historii (czy coś takiego w ogóle jest?) i realizowały cele o-
biektywnego procesu dziejowego zmierzającego w granicy do społeczeństwa
doskonałego, gdzie „każdy każdemu bratem” i „każdemu według jego pot-
rzeb”. Nie można mieć wątpliwości co do tego, że owe „obiektywne” tenden-
cje dziejów są faktycznie wymysłem określonych ludzi – liderów, będących
niekiedy neurotykami, psychopatami lub szaleńcami, wspomaganych przez
mafio- lub lożo-podobne „układy”. Odkąd w skali masowej da się coraz sku-
teczniej stosować różne zabiegi manipulacyjne wspomagane nowoczesnymi
technikami i środkami przekazu, niepomiernie wzrasta rola czynnika subiek-
tywnego (jednostek lub małych grup – „układów”) w kształtowaniu biegu wy-
darzeń dziejowych. Niestety, spiskowa teoria dziejów potwierdza się w jakimś
stopniu, coraz większym w miarę centralizacji władzy, głównie globalnej.
52
Okazuje się, że również w historii, tak jak w innych dziedzinach, sztuczność –
kształtowanie dziejów na zamówienie jednostek albo małych grup zgodnie z
ich mniej lub bardziej przeidealizowanymi albo chorymi wizjami - zaczyna
przeważać nad naturalnością, czyli nad wydarzeniami przebiegającymi spon-
tanicznie w obrębie wielkich układów (grup) społecznych. Ocena tego, co lep-
sze - sztucznie tworzony bieg dziejów czy naturalnie - jest nader skompliko-
wana; chyba jeden i drugi sposób kształtowania historii ma jakieś wady i zale-
ty. Ci, którzy wpływają na naturalny bieg wydarzeń, kierują się raczej intuicją.
Zaś u tych, którzy kształtują sztuczny (kontrolowany) bieg wydarzeń, przewa-
ża czynnik racjonalny.9 W związku z tym można by przypuszczać, że bieg
wydarzeń wymyślony i kontrolowany przez jednostki ma być mądry, a dalsza
ewolucja społeczna powinna być logicznie uzasadniona. Co do tego można
jednak mieć zastrzeżenia, ponieważ zgoła coś innego pokazuje praktyka. Być
może, dlatego, że rządy sprawują coraz głupsi. Dawno temu, Prof. Walenty
Nowacki10
spostrzegł, że głupota liderów jest odwrotnie proporcjonalna do
postępu cywilizacyjnego.11
Podał on trzy zasady rozwoju cywilizacji, z któ-
rych jedną można traktować jak przestrogę aktualną również w dzisiejszych
czasach. Jest to zasada odpływu logiki wśród liderów krajów zaawansowa-
9 Zob. D. Kahnemann, Schnelles Denken, langsames Denken, München 2012. 10 Prof. Walenty Nowacki, b. minister przemysłu i handlu w II RP, który od 1966 r. przebywał w USA i
analizował historię prezydentów Stanów Zjednoczonych A.P. oraz innych państw, m. in ZSRR, Niemiec
i Polski, pod kątem ich potencjału myślenia logicznego, zdolności do racjonalnych zachowań i podej-mowania decyzji logicznie uzasadnionych w różnych sytuacjach społecznych. Swoje wyniki badań i cie-
kawe spostrzeżenia zawarł w książce „Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupi-
dity,” opublikowanej w 1983 r. Sformułował tam "prawo zanikania logiki u przywódców krajów rozwi-niętych”: W trakcie postępu cywilizacyjnego, przejawiającego się w stałym wzroście nauki i technologii
oraz w nieustannym wzroście stopy życiowej ludności, liderzy narodowi zaangażowani w zarządzanie w
sektorze publicznym tracą swą mądrość i zrozumienie dla narodów ubogich. W rzeczywistości, narodowi przywódcy państw rozwiniętych zachowują się jak dzieci mylące tęsknoty, fałszywe przesłanki i pobożne
życzenia z rzeczywistością. Na tej podstawie przedstawił hipotezę o nieuchronnym końcu cywilizacji za-
chodniej i o rozpadzie imperiów światowych w niedalekiej przyszłości wskutek narastającej głupoty ich przywódców politycznych. Walenty Nowacki zwracał uwagę na to, że głupota liderów odwrotnie pro-
porcjonalna do postępu, a wyrażająca się w nierozumnych, a więc błędnych decyzjach politycznych od-
noszących się do krajów zacofanych gospodarczo, zwiększa ryzyko upadku cywilizacji Zachodu. Podał trzy zasady rozwoju cywilizacji: 1) zasadę odpływu logiki wśród liderów krajów zaawansowanych, 2)
zasadę lawiny postępu, oraz 3) zasadę zniszczenia cywilizacji przez głodne masy. Pierwsza głosi od-wrotną proporcjonalność między postępem cywilizacyjnym społeczeństwa i zdolnością jego przedstawi-
cieli do logicznego myślenia: im wyższy poziom nauki i technologii, tym mniejsze zrozumienie relacji
międzyludzkich. Druga stwierdza, że „W ciągu historii wzrośnie różnica między potencjałem cywilizacyj-nym narodów zaawansowanych i zacofanych pobudzając zazdrość i nienawiść biednych narodów do bo-
gatych. Nie ma sposobu zniesienia lub zmniejszenia tej naturalnej tendencji." A trzecia, która jest lo-
giczną konsekwencją dwóch pierwszych zasad, stwierdza, że „Nienawiść i zazdrość zacofanych narodów i fatalistyczne zanikanie mądrości wśród liderów rozwiniętych narodów czynią nieuniknionym poważne
starcie między tymi dwoma grupami narodów, co przyniesie ostateczną śmierć narodom Zachodu i stwo-
rzonej przez nie kulturze”. 11 Zob. Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity, Now Mail Order Books NY,
1983.
53
nych. Oni kierują się wprawdzie rozumem i myślą racjonalnie, ale w istocie i
w ostatecznym rachunku szkodzą sobie i przede wszystkim innym – społecze-
ństwu i gatunkowi ludzkiemu - i dlatego należą do kategorii głupich zgodnie z
kategoryzacją ludzi, podaną przez Mario Cippolego12
. Nawiasem mówiąc, ma-
my do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Z jednej strony, wzrasta wśród nas
liczba ludzi wykształconych, w związku z czym powinniśmy być wciąż mą-
drzejsi, jeśli mądrość i inteligencja wzrastają wraz z edukacją. Badania ilorazu
inteligencji przeprowadzone przez Jamesa N. Flynna z University of Otago w
ponad 20 krajach pokazały, że średnio IQ rośnie w nich o 0,3 % rocznie (efekt
Flynna)13
A z drugiej strony, ludzie kierują się coraz bardziej przesłankami
irracjonalnymi i dlatego zachowują się i postępują głupio, dokonują głupich
wyborów i podejmują głupie decyzje14
. A może historia jest albo powinna być
efektem hybrydowych działań – intuicyjnych i racjonalnych ? W każdym ra-
zie, dążenie do demokracji, chociaż nie całkiem mądre i pożyteczne, stało się
współczesną tendencją, chyba sztuczną, ewolucji społecznej i celów politycz-
nych oraz paradygmatem transformacji ustrojowej na obecnym etapie historii.
4. Transformacja obyczajów i kultury
Wszystko zmienia się coraz szybciej w wyniku zamierzonych działań
i sztucznie przyspieszanych procesów w świecie. O wiele bardziej zmienia się
rzeczywistość społeczna aniżeli przyrodnicza. Socjosfera stała się jednym
wielkim kłębowiskiem zmian, często chaotycznych i żywiołowych, które co-
raz bardziej wymykają się spod kontroli i których skutków nie potrafimy
przewidzieć na podstawie wiedzy naukowej i myślenia racjonalnego. Pokazu-
je się je raczej w utworach science fiction, w zazwyczaj horrorystycznych
filmach albo w dziełach artystów. Praktycznie, transformacje mają miejsce w
całej rzeczywistości społecznej, we wszystkich jej obszarach – w gospodarce,
12 zob. M. Cippola, The Basic Laws of Human Stupidity, w: „Whole Earth Review”, Spring 1987. 13 Zob. 1. Flynn J. R., Are We Getting Smarter? Rising IQ in the Twenty-First century, Cambridge Univ.
Press 2012; 2. Zimmer D.E., Ist Intelligenz erblich? Eine Klarstellung, Hamurg 2012. 14 Zob. 1. Livreghi G., Power of Stupidity, Trento 2009; 2. Szmyd J., Myślenie i zachowanie irracjonalne.
Studia z psychologii irracjonalizmu, Kraków 2010; 3. Krajewski A, Studenci są coraz głupsi? Czy to szkoła nie daje rady? W: Newsweek.pl, aktualizacja 13.3.2012; 4. Weber N., Die Menschen werden
dümmer, w: „Spiegel Online”, 12.11.2012.
54
logistyce itd., a także w obrębie jej struktury - w sferze relacji interpersonal-
nych i interinstytucjonalnych oraz w takich elementach, jak państwo, instytu-
cje, grupy zawodowe, rodzina, elity społeczne itd.
Twierdzę, że u podstaw wszystkich transformacji przebiegających w
rzeczywistości społecznej leżą zmiany w sferze kultury, a przede wszystkim w
aksjosferze. Uznaję je za warunek konieczny do przeprowadzania transforma-
cji w pozostałych obszarach rzeczywistości społecznej. Wprawdzie aksjosfera
kształtowana jest przez materialny byt społeczny („byt społeczny kształtuje
świadomość społeczną”), ale wbrew pozorom, na życie ludzi w wymiarze
jednostkowym i zbiorowym oraz na ich sposób funkcjonowania i aktywność,
w której wyniku przekształcają oni również swój byt społeczny i siebie sa-
mych, w znacznym stopniu wpływa ich świadomość indywidualna i społeczna
(„świadomość społeczna kształtuje byt społeczny”). Toteż od pewnego czasu,
z różnych względów poświęca się coraz więcej uwagi roli świadomości w
życiu ludzi oraz w funkcjonowaniu systemów społecznych. Świadczą o tym
nasilone badania w obszarach kogniwistyki, a szczególnie neurofizjologii
mózgu. Nic dziwnego, że jawne i skryte elity rządzące społeczeństwem, które
sobie to uświadomiły, prowadzą zmasowany atak na świadomość (również na
podświadomość) ludzi, przede wszystkim w celu przeprowadzenia transfor-
macji tradycyjnej kultury i obyczajowości, odpowiednich do ich celów. Wie-
dzą bowiem, że bez zastąpienia starych norm kulturowych oraz wartości
etycznych nowymi, odpowiadającymi ich celom ideologicznym oraz strategii
politycznej oraz bez rozpropagowania w skali globalnej nowych standardów
kulturowych i kryteriów etycznych nie są w stanie realizować swej polityki w
różnych sferach życia społecznego.
Dlatego w ciągu ostatniego półwiecza i nadal, mamy do czynienia z
gwałtownie dokonującymi się zmianami obyczajowymi w zakresie sposobów
bycia, myślenia, postaw, postępowania, zachowywania się i mody. Najpierw,
z różnych przyczyn, zachodzą one w krajach wysokorozwiniętych gospodar-
czo, a po upływie pewnego czasu także w pozostałych krajach. Najchętniej za
takimi transformacjami optuje młodzież i ludzie zamożni i oni realizują je i
upowszechniają. Młodzi, korzystając z daleko posuniętego liberalizmu, są a-
wangardą transformacji, ponieważ są najbardziej buntowniczy, radykalni i po-
datni na to, co nowe i łatwo ulegają iluzjom ideologów. Natomiast ludzie za-
możni z racji snobizmu, nudy, chęci wyróżniania się i uchodzenia za postępo-
55
wych (nie wiadomo dlaczego bycie postępowym ma nobilitować), a także po-
kazania, że ich na to stać, chętnie akceptują nowe mody i okazują nonszalan-
cję wobec tradycji. Z upływem lat stosunkowo szybko, a ostatnio coraz szyb-
ciej, zreformowane obyczaje i standardy kulturowe są akceptowane przez re-
sztę społeczeństwa. Ulegają im stopniowo i z pewnym opóźnieniem zależnym
od uwarunkowań historycznych, religijnych itp. nawet konserwatyści oraz
tzw. ludzie starej daty, którzy są dość odporni na wszelkie nowinki i niechęt-
nie oraz sceptycznie odnoszą się do nich. Ulegają, ponieważ z jednej strony,
na dłuższą metę nie są w stanie odstawać od innych i uchodzić za cudaków al-
bo zacofanych i w konsekwencji spychanych na margines społeczny, a z dru-
giej strony, z biegiem lat przyzwyczają się do nowych standardów zachowań,
które z początku tylko tolerują, potem pobłażają im, bo nie są w stanie skute-
cznie przeciwstawić się im, a w końcu poddają się, akceptują je i internali-
zują. To, co zrazu szokuje, wydaje się sztuczne, niepotrzebne, niekiedy szkod-
liwe albo gorsze i budzi niesmak, lecz po pewnym czasie jest uznawane za
normalne i naturalne. W konsekwencji, dawne normy obyczajowe ulegają
erozji i idą w niepamięć, a ich miejsce zajmują nowe. I tak, na ogół stare prze-
grywa z nowym.
W znacznym stopniu na zmianę obyczajowości i kultury wpływa ide-
ologia. Z inspiracji ideologii dokonuje się przekształcenie świata w nas, czyli
wizerunku świata, jaki kształtuje się w naszej świadomości, w świat dla nas,
czyli w ten, który budujemy, który faktycznie nas otacza i którego fizycznie
albo intelektualnie w rzeczywistości doświadczamy. „Świat w nas” buduje się
pod przemożnym wpływem zinterioryzowanych wartości. Natomiast ”świat
dla nas” jest mniej lub bardziej udaną zmaterializowaną kopią „świata w
nas”. Zmiany zachodzące w systemie wartości etycznych powodują zmianę
wyobrażania sobie świata. A więc, trzeba wpierw zmienić wyobrażenie o nim
i stworzyć nową ideę lub wizję świata, żeby dokonać transformacji aktualnego
świata rzeczywistego w jakiś nowy i uznawany za lepszy. Tego nie da się
dokonać bez zmiany wartości etycznych, np. w wyniku substytucji oraz zmia-
ny kryteriów wartościowania.
W ostatnich czasach namnożyło się wiele rywalizujących ze sobą ide-
ologii politycznych – lewicowych i prawicowych, świeckich i religijnych. Ka-
żda z nich w różnym stopniu i mniej lub bardziej skutecznie otumania i ogłu-
pia ludzi na swój sposób i wyraża interesy tych grup społecznych, którym
56
służy. Teraz jednak dominuje ideologia konsumpcjonizmu. Podporządkowane
są jej mody, style myślenia, wzory zachowań oraz odnoszenia się ludzi do się-
bie i do swego otoczenia, a także systemy wartości etycznych. Jest to ideolo-
gia, którą w najprostszej formie wyraża hasło „MIEĆ ważniejsze niż BYĆ”.
Ale samo „mieć” już nie wystarczy; trzeba mieć coraz więcej, w coraz krót-
szym czasie i coraz częściej zmieniać to, co się ma. Fundamentem tej ideolo-
gii jest nakręcanie spiritus movens konsumpcji, co implikuje lawinowy i nieo-
graniczany wzrost produkcji, w wyniku czego rozwija się gospodarka, co jest
dobre, ale proporcjonalnie też wzrasta wyzysk ludzi pracy (i nie tylko) oraz
marnotrawstwo materiałów (surowców) i energii towarzyszące nadprodukcji –
odwrotnej strony nadkonsumpcji związanej ze stałym wzrostem potrzeb i szy-
bką ich rotacją, co jest złe. Ideologia konsumpcjonizmu ma doprowadzić do
coraz szybszego wzrostu liczby potrzeb i ich różnorodności. A to można osią-
gnąć w wyniku transformacji zachowań konsumenckich za pomocą wszelkich
sposobów i środków manipulacji, jakich dostarcza współczesna technika. Ty-
A zatem, trzeba je usunąć i zastąpić nowymi. I to się robi.
Na gruncie nowych norm obyczajowych i kulturowych zbudowano już zręby
społeczeństwa konsumpcyjnego, które, niestety, nadal bardzo szybko rozwija
się – społeczeństwa marnotrawców niszczących zasoby przyrody i próżnia-
ków spędzających większość życia w samochodach albo przed telewizorami16
.
Naturalną rolą ideologii jest deformacja wizerunku świata w wyniku
dostarczania jego zafałszowanego obrazu – przedstawiania go albo w jasnych
barwach, jako świat pełen optymizmu, albo w ciemnych, jako świat pełen
zagrożeń dla człowieka. W przedstawianiu przejaskrawionego wizerunku
świata pełnego nadziei na lepszą przyszłość dla całej ludzkości celują ideolo-
gie liberalizmu i konsumpcjonizmu. Nawet im się to udaje dzięki odwracaniu
wartości i żonglowania nimi w zależności od sytuacji, zgodnie z zasadą utyli-
taryzmu: każdy środek jest dobry, który przyczynia się do osiągnięcia celu.
Sztandarowym hasłem ideologii liberalizmu jest demokracja, oczywiście, jak
15 Łatwo można się o tym przekonać na przykładzie historii stylu ubierania się w ostatnich kilkudziesięciu
latach. Trzeba było przełamać normy obyczajowe zakazujące odsłaniania coraz większych części ciała i inne tradycyjne normy dotyczące kolorystyki i estetyki fasonów ubiorów, żeby dokonywać coraz szyb-
szych zmian mody. Tradycyjnym standardom estetycznym w zakresie mody (ubiorów) przeciwstawiają
się przede wszystkim byle jacy aktorzy i artyści, którzy braki swoich zdolności i umiejętności skrywają pod strojami wyróżniającymi się błazeństwem i brzydotą.
16 Sztumski, Od homo rationalis do homo prodigus, w: „Sprawy Nauki”, Nr 1, 2013.
57
najbardziej liberalna. Działa ono na ludzi, jak słowo magiczne i różdżka cza-
rodziejska, która wprawia masy społeczne w stan swego rodzaju oczadzenia i
porywa je w owczym pędzie do działań na rzecz ciągłego rozwijania liberalnej
ekonomii i polityki, nie licząc się z przykrymi skutkami. Nie na wiele zdaja
się głosy ekofilozofów, alterglobalistów i innych, którzy nawołują do kiero-
wania się rozsądkiem, do refleksji, opamiętania się, do krytyki i zawrócenia
czym prędzej z drogi wiodącej nieuchronnie w ślepy zaułek ewolucji społecz-
nej. Nie odnosi też skutku ukazywanie rozmaitych zagrożeń globalnych w
wymiarze przyrodniczym, społecznym, kulturowym i duchowym, wynikają-
cych z podporządkowania się tej ideologii. Niestety, przyszło nam żyć w kul-
turze fundowanej na wartościach odwracanych i w konsekwencji, w coraz
bardziej „odwróconym świecie” kształtowanym na bazie antywartości, który
postrzega się w ich optyce i który aktualnie uznajemy za jedyny, realny i naj-
lepszy z możliwych świat dla nas, jaki wymyślili ideologowie i filozofowie
hołdujący przesadnemu liberalizmowi i konsumpcjonizmowi.
Przekształcenie rzeczywistości społecznej i ustanowienie nowego ładu
społecznego w myśl jakiejś ideologii wieszczącej budowę lepszego świata
wymaga odpowiednich działań przygotowawczych w sferze aksjologicznej, w
szczególności potrzebna jest zmiana dotychczasowych standardów etycznych
i architektury wartości, które od wieków utrwaliły się w świadomości ludzi.
Na początku ubiegłego stulecia, ideolodzy faszyzmu i komunizmu, a pod jego
koniec - ideolodzy liberalizmu próbowali narzucić światu nowe standardy e-
tyczne i nową strukturę wartości inną od tradycyjnej, zwłaszcza chrześcijań-
skiej. Jednym udało się to na krótką metę i to tylko w wymiarze lokalnym - w
kilku krajach i nie do końca. Drudzy robią, co mogą i nie przebierają w środ-
kach, by stworzyć podbudowę aksjologiczną dla nowego ładu społecznego,
tym razem w większym wymiarze; ten nowy ład miałby z pewnością istnieć w
dłuższym horyzoncie czasu. Ich działania, ukierunkowane na transformację
dzisiejszej kultury i życia społecznego, wywołują przerażenie wielu ludzi, któ-
rzy nie bez racji obawiają się destrukcji tej kultury i ładu społecznego (w róż-
nych wymiarach), do którego przywykli i który uznają za lepszy od nowego.
Niestety, pewne fakty i symptomy zdają się potwierdzać ich obawy17
.
Transformacja obyczajów dokonuje się w zasadzie jednocześnie w
17 W.Sztumski, Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie, w: Człowiek i jego pojęcie
(red. A. Zachariasz), Wyd. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2011.
58
wielu obszarach – w zakresie norm moralnych i odnoszenia się do innych
ludzi (piaru) oraz w sposobach ubierania się, zachowania się (w domu, szkole,
w miejscu pracy i w przestrzeni publicznej), wypowiadania się (słownictwie) i
komunikowania, ekspresji uczuć oraz odnoszenia się do przyrody, dóbr mate-
rialnych i świętości (symboli państwowych, narodowych i religijnych). Zmia-
ny w jednym obszarze pociągają za sobą zmiany w pozostałych obszarach i
często wspierają je. Przeważnie idą one w złym kierunku, zwłaszcza z punktu
widzenia starszych generacji – ich systemów wartości i przyzwyczajeń. Ale
niekiedy też idą ku lepszemu, na przykład w przypadku postaw wobec ludzi
niepełnosprawnych czy odnoszeniu się do zwierząt i innych składników śro-
dowiska przyrodniczego w wyniku kształtowania postaw proekologicznych.
Tradycyjna etyka opierała się na trwałych wartościach, normach i kry-
teriach. Oczywiście, one też zmieniały się głównie wskutek relatywizacji,
wymuszanej przez czynniki subiektywne oraz obiektywne (zmieniające się
warunki życia), ale nie tak szybko, jak teraz. Miały przeważnie charakter ilo-
ściowy. Natomiast zmiany jakościowe, rewolucjonizujące etykę, zachodziły
rzadko wraz z epokowymi wydarzeniami, np. z kolejnym przechodzeniem od
Starożytności do Średniowiecza, Renesansu, Nowożytności itd. Najwięcej ich
dokonywało się w czasach nowożytnych, a szybkość tych zmian była propor-
cjonalna do postępu techniki – do następujących po sobie rewolucji nauko-
wych i technicznych. W końcu dwudziestego wieku, w konsekwencji gwał-
townego przyspieszenia postępu nauki i techniki, zaczął się zasadniczy zwrot
w ewolucji etyki. Teraz relatywizacja norm etycznych dokonuje się coraz
częściej i szybciej – w granicznym przypadku w „oka mgnieniu”.18
Zmiany
ilościowe zachodzące w treści i interpretacji jakiejś normy narastają teraz
bardzo szybko, aż do osiągnięcia wartości krytycznej, po której przekroczeniu
radykalnie (rewolucyjnie albo skokowo) zmienia się jej jakość. W krańcowym
przypadku powoduje to eliminację tej normy i zastąpienie jej przez odpowia-
dająca jej antynormę. To samo odnosi się do wartości etycznych – w ich miej-
sce pojawiają się coraz częściej substytuty w postaci antywartości. W ten spo-
sób rodzi się nowa etyka budowana na antywartościach czyli antyetyka.
W ciągu stuleci aksjologię budowano na bazie podstawowych wartoś-
ci etycznych, które charakteryzowały się bardzo dużą powszechnością (uniwe-
18 W.Sztumski, Wartości i antywartości, „Sofia” Nr 12, 2013.
59
rsalnością), absolutnością i niezmiennością. Jednak doświadczenia dwudzies-
tego wieku pokazały, że takich wartości nie ma. W związku z tym teraz prak-
tycznie ma się do czynienia z etykami fundowanymi na wartościach zmien-
nych i dostosowywanych do wymogów aktualnie panujących ideologii, wyz-
nań religijnych oraz polityki, a także na użytek różnych grup społecznych, w
szczególności korporacji. Są to w istocie etyki prezentystyczne, które przemi-
jają proporcjonalnie do akceleracji postępu cywilizacyjnego. A wartości stałe i
uniwersalne funkcjonują już nie jak coś realnego, lecz jako mity głoszone
przez religię i ideologię. Tradycja i ciągłość pokoleniowa sprawiają, że stabil-
nej etyki bronią i pożądają kolejne pokolenia ludzi, którzy chcieliby, żeby
trwałe normy etyczne zapewniały równie trwały ład społeczny w wymiarze
globalnym i atemporalnym i żeby obowiązywały one ponad różnymi podziała-
mi społecznymi. Dlatego ludzie chcą dawnej niezmiennej etyki na przekór te-
mu, że jest to coraz mniej prawdopodobne. Nie na wiele zdają się wysiłki po-
dejmowane od dawna przez etyków chrześcijańskich, a ostatnio przez etyków
należących do nurtu humanizmu uniwersalnego i globalnego. Za ponadhisto-
ryczną etyką opowiadają się też ideolodzy konsumpcjonizmu oraz współcześ-
ni politycy, ale po to, by wykorzystywać ją do realizacji swoich celów impe-
rialnych lub monopolistycznych. Pragną bowiem, by masy społeczne uwierzy-
ły, że propagowane przez nich wartości i normy etyczne są absolutne i uniwe-
rsalne, ponieważ to ułatwia im skuteczne rządzenie i umożliwia osiąganie od-
powiednich profitów. Niestety, jak dotychczas, coraz trudniej udaje się im ziś-
cić ten zamysł, gdyż ukształtowało się już uprzytomnienie sobie szybko zmie-
niającego się świata, także aksjosfery. Z jednej strony, szkoda, że nie można
wprowadzić globalnego ładu społecznego na podstawie jakiejś absolutnej e-
tyki, ale z drugiej strony, dobrze, bo groziłoby to powrotem do jakiegoś totali-
taryzmu aksjologicznego.
Począwszy od dwudziestego wieku zauważa się postępującą kwanty-
fikację i gradację wartości etycznych. Coraz częściej wartości te ulegają para-
metryzacji, jak wiele innych zjawisk społecznych. Nastała moda na matematy-
zację wszystkiego. Coraz bardziej różnicują się natężenia wartości (wielkość
wartości) w zależności od kontekstu aksjologicznego oraz od stopnia możli-
wości ich urzeczywistniania. Tak jak cechy, są one faktycznie doświadczane i
realizowane w takich przedziałach natężeń, w jakich postrzega się je w życiu
codziennym. A sytuacje życiowe zmuszają do coraz większego różniczkowa-
60
nia tych natężeń – w granicy aż do nieskończenie małych przedziałów. Jeśli
jakaś wartość występuje w nieskończenie małym natężeniu, to faktycznie się
jej nie doświadcza, czyli to jest tak, jakby jej nie było. W jej miejsce wprowa-
dza się więc inną wartość zamienną, ponieważ przestrzeń aksjologiczna nie
znosi pustki podobnie jak przyrodnicza. Najczęściej pożądanym substytutem
danej wartości jest wartość komplementarna w stosunku do niej i przeciwsta-
wna jej, czyli tzw. antywartość. Taka transformacja wartości w antywartość
gwarantuje dokonanie rewolucji w etyce. Relatywizacja wartości polega na
zmianie jej sposobu rozumienia w zależności od czynników obiektywnych (o-
koliczności lub kontekstu społecznego) i subiektywnych (stereotypów zako-
rzenionych w świadomości). W ostatecznym rachunku, postępująca kwantyfi-
kacja, parametryzacja i relatywizacja jakiejś wartości etycznej skutkuje jej za-
negowaniem i zastąpieniem jej przez wartość przeciwstawną. W dzisiejszym
świecie, coraz bardziej postępuje substytucja wartości etycznych przez odpo-
wiadające im antywartości. Już obecnie w aksjosferze funkcjonuje wiele anty-
wartości, a jest wysoce prawdopodobne, że liczba ich będzie szybko wzrastać.
Antywartość obraża tradycyjne pojęcia moralne i powoduje zmianę stosunków
moralnych panujących w danej społeczności w danym czasie i miejscu - zda-
niem tradycjonalistów - na gorsze. Dlatego często jest ona uznawana za nega-
tywną w przeciwieństwie do wartości dotychczas obowiązującej, którą pow-
szechnie uznaje się za pozytywną. Oczywiście, podział na wartości pozytywne
i negatywne jest względny i raczej konwencjonalny i obwiązujący w coraz
krótszym czasie. Antywartością jest wartość negatywna albo wartość pozorna,
którą z różnych względów i dla różnych celów wprowadza się w zamian za
wartość tradycyjną albo rzeczywistą. Zazwyczaj antywartości wywołują awer-
sję, są źle oceniane przez większość społeczeństwa, choć nie zawsze słusznie.
Antywartość też jest względna i umowna: to, co dla jednych ludzi jest wartoś-
cią, dla innych może być antywartością. Dalszy rozwój cywilizacji, podporzą-
dkowanej ideologii skrajnego liberalizmu ekonomicznego i politycznego oraz
ideologii konsumpcjonizmu, wymaga wzmożonego dokonywania substytucji
wartości przez antywartości oraz transformacji etyki w antyetykę. Chodzi
przecież o doprowadzenie do takiej sytuacji, żeby ludzie poczuli się całkowi-
cie zwolnieni z obowiązku przestrzegania tradycyjnych norm obyczajowych i
zasad postępowania etycznego, co jak najbardziej odpowiada światowym eli-
tom władzy gospodarczej, finansowej i politycznej. Bo, skoro wszystko jest
61
moralnie dozwolone, to również i przede wszystkim to, że wolno im bezkarnie
ogłupiać ludzi na skalę masową, by rządzić nimi, jak się podoba i wyzyski-
wać, ile się da. Transformacji etyki w antyetykę przeciwstawiają się ludzie
przywiązani do tradycji, zwłaszcza religijnej, którzy w antyetyce upatrują psu-
cia dobrych obyczajów i przyczyny wszelkiego zła, jakie panoszy się w świe-
cie. Jedni i drudzy nie uświadamiają sobie tego, że budowanie porządku spo-
łecznego na antywartościach i antyetyce jest równie złe, jak utrzymywanie
ładu społecznego opartego wyłącznie na wartościach tradycyjnie uznawanych
za pozytywne i na dawnej etyce. Przecież w jednym i drugim przypadku może
dochodzić do tworzenia się skrajności i radykalizmów oraz do formowania
postaw ekstremistycznych. Wobec tego wydaje się sensowne, by rzeczywis-
tość aksjologiczną kształtować na zasadzie złotego środka – uwzględniając
wartości i antywartości.
Przede wszystkim w dzisiejszej etyce rozwija się negatywny proces,
który nazywam „żonglowaniem wartościami”. Polega on na rozmyślnej mani-
pulacji wartościami oraz na wciąż szybszej zmianie pozycji, jakie zajmują one
w rankingu wartości etycznych. Coraz inne wartości pojawiają się na szczycie
hierarchii w zależności od panującej ideologii, mody, kontekstu społecznego,
uwarunkowań wyznaniowych, politycznych i ideologicznych oraz miejsca i
czasu. Niewątpliwie proces ten jest wspomagany przez:
Procesy globalizacyjne, dzięki którym szybko szerzą się ideologie, mody,
standardy itp.
Koncentrację władzy.
Postęp w dziedzinie komunikacji i łączności.
Nasilające się ruchy migracyjne - przemieszczający się ludzie przenoszą
swoje priorytetowe wartości do nowych środowisk.
Coraz szybszą rotację upodobań ludzi w dziedzinie konsumpcji dóbr,
wymuszaną przez ideologię konsumpcjonizmu.
Politykę globalnego i celowego ogłupiania, dzięki której narzuca się stan-
dardy etyczne oraz hierarchie wartości pożądane przez elity doraźnie
sprawujące władzę i czerpiące z tego tytułu odpowiednie profity.
Odwracanie wartości i zastępowanie ich antywartościami prowadzi do
paradoksów i do towarzyszących im rozterek etycznych. Okazuje się, że dzi-
siejszy świat jest nie tylko odwrócony pod względem etycznym, ale pełen
62
paradoksów i dlatego można nazwać go przewrotnym. Życie w nim wymaga
intensywnej i pilnej refleksji nad sposobem życia, wychowywaniem oraz
możliwościami przetrwania, po to, by odpowiedzieć na najważniejsze pytania:
Jak żyć?
Do czego wychowywać?
Co robić, żeby przeżyć?
Formowaniu antyetyki sprzyja coraz większa partykularyzacja etyki
tradycyjnej. Powstaje wiele etyk cząstkowych, tworzonych na użytek rozmai-
tych grup społecznych, przede wszystkim zawodowych (lekarzy, nauczycieli,
policjantów, biznesmenów itd.) i wyznaniowych (katolików, islamistów itd.).
Rywalizują one ze sobą o priorytetowe przywileje i chcą jakby zawłaszczyć te
etyki. Rośnie też liczba etyk funkcjonujących w różnych obszarach i branżach
działalności ludzkiej (w nauce, reklamie, handlu, sądownictwie itd.). Również
filozofii nie jest obca partykularyzacja etyki, ponieważ w dwudziestym wieku
pojawiło się dużo nowych kierunków i koncepcji filozoficznych, z których
każdy lansował jakąś specyficzną, właściwą mu koncepcję etyki. To wszystko
utrudnia, a nawet uniemożliwia stworzenie jakiejś światowej etyki uniwersal-
nej, która byłaby może wskazana w czasach powszechnej globalizacji. Wzra-
sta również relatywizacja norm i kryteriów etycznych. Etyki partykularne us-
tanawiają i interpretują wartości wedle uznania tych grup społecznych, którym
służą oraz przez pryzmat ich egoicznych interesów. Im więcej etyk cząstko-
wych, tym większe prawdopodobieństwo ich relatywizacji. Wobec tego zbu-
dowanie jakiegoś jednolitego światowego systemu etycznego na bazie warto-
ści ogólnoludzkich i ponadczasowych jest raczej zadaniem niewykonalnym. Z
tym związany jest jeden z paradoksów globalizacji, polegający na tym, że w
miarę wzrostu procesów uświatowienia, w istocie dośrodkowo skierowanych i
dlatego sprzyjających globalizacji, rośnie liczba działających odśrodkowo
partykularyzmów, które jej przeszkadzają.
THE TRANSFORMATION
- A NEW PARADIGM OF SOCIAL EVOLUTION
Thise article includes a reflection on the formation of a new paradigm functioning in
63
the evolution of the sociosphere. The author understands transformation as a specific
qualitative change - a relatively short-lived and slow change, on the contrary to revo-
lutionary changes. The economy focused on meaningless hiperconsumption and virtu-
ally unlimited enlargement of profit leads to accelerating rhythms of life and an in-
creasing number and variety of transformations. It does not matter whether their ef-
fects are good or bad; what is important is change. Transformation as a magic wand
counteracts the crisis and gives people happiness. First, one transforms social systems
- political and economic – towards democracy and liberalism. Then one needs to
transform other spheres of social life. But to do this, one needs to change the architec-
ture of ethical values, moral norms and standards of culture. Therefore, on the basis of
anti-values one forms anti-ethics and based on the introduction of new standards of
human life one builds an anti-culture. Thus, at the core of any transformation in the
sociosphere is the transformation of the axiosphere.
BIBLIOGRAFIA
1. Cippola M., The Basic Laws of Human Stupidity, w: Whole Earth Review, Spring
1987
2. Flynn J. R., Are We Getting Smarter? Rising IQ in the Twenty-First Century,
przyrody etc. Za kulturowym obliczem stoi jednak coś więcej – wspólnota
metafizyczna. Przestrzeń jest wymowniejsza niż słowo. To przesunięcie
umożliwia zadanie pytania o to, co znaczy, że dana przestrzeń kulturowa jest
specyficzna, jedyna, a może i formuje „dobre życie”.
Zrozumienie sił ludzkich i sił przyrody musi mieć odzwierciedlenie w
kulturowym krajobrazie doświadczeń. Nie ufam społecznościom, które po
macoszemu traktują rytm terytorium kulturowego i natury, unieważniając ich
specyficzny głos. Dobre przestrzenie mieszczą w sobie odrębne myślenie,
które wybrzmiewa w nas i manifestuje się na zewnątrz, gdy jesteśmy uloko-
wani w miejscu. Uderza innych swą odmiennością, ale i nas zatrważa w chwili
konfrontacji z tym, co odmienne. Myślenie to nie jest społeczne, ale metafi-
zyczne. Tożsamość kulturowa nie wspiera się bowiem na społecznych atrybu-
tach „my” i „oni”, tak jak nie wspiera się na inwentaryzacyjnym etnograficz-
1 Ewa Rewers, Miasto – twórczość. Wykłady krakowskie, Kraków 2010, s. 32.
76
nym ciągu kuchni, wierzeń i obyczajów. Zakorzeniamy się dopiero w tym, co
istotne – w rozumieniu czasoprzestrzeni; w podjęciu dystansu do siebie i in-
nych; w przywiązaniu do losu i konieczności; w podjęciu milczenia; w kon-
centracji na przypadku; w afirmacji stałości czy zmiany; w myśleniu o frag-
mencie, całości, detalu; w otwarciu na to, co nieskończone; w doświadczeniu
życia; w przywiązaniu do określonej geometrii etc.
Jednak, aby można było prawdziwie zaufać przestrzeni – temu, że nie
jest tylko doraźną konstrukcją społeczną, która wyczerpuje się w użyteczności
społecznej – trzeba czegoś więcej. Przestrzenie silne kulturowo nie wyczerpu-
ją się w demonstrowaniu swej specyfiki, ale tworzą miejsce dla wielorakich
wpływów, przyjmują odmienne praktyki codzienności, tworzą sfery dla eks-
perymentowania z miejscem, z jego wytrzymałością. Jednak nie pozwalają na
unifikację i na pochód globalizującego Nijakiego. Nie są to przestrzenie pod-
porządkowane przemarszom innych. Miejsca wyraźne nie są przechodnie. Nie
wymuszają osiedlenia innych, nie nakazują zamieszkiwania, ale wymagają
uznania wartości dla lokalnych miejsc i praktyk życia. Siła miejsca uderza nas
w jego lokalności i swobodzie z jaką się manifestuje.
Metropolię w pierwszym rzędzie wydobywa myślenie z rozmachem, a
dopiero potem samo administrowanie, które staje się rozległe, komasuje różne
sfery działań odniesionych do okolicznych miejscowości, czasem miast, naj-
częściej dzielnic. Metropolis jest przestrzenią wieloogniskowego eksperymen-
tu architektonicznego2, który odważnie przekracza ciężar dawnej przestrzeni,
jednocześnie przy tym zachowując jej koloryt. Namacalny architektoniczny
fajerwerk istnieje wespół z fajerwerkiem edukacyjnym, gospodarczym, wol-
nościowym, obyczajowym, artystycznym etc. W metropolii otwartość zastę-
puje poczucie „pierwotnej więzi”, o której rozprawiali antropolodzy3. Opo-
wieść o krwi, pochodzeniu, obyczajach, religii, języku traci na jednoznaczno-
ści, co nie znaczy, że „pakiet” tożsamościowy Clifforda Geertza4 odszedł cał-
kowicie do lamusa. Metropolis to rozmach instrumentalnego myślenia i dzia-
łania.
Myślenie z rozmachem jest ukoronowaniem rozwoju kultury miej-
2 Zob. projekty przestrzenne rozwijane w metropoliach: The Contested Metropolis. Six Cities at the Be-
ginning of the 21th Century, red. Raffaele Paloscia, Basel 2004. 3 Edward Shils, Naród, narodowość i nacjonalizm a społeczeństwo obywatelskie, przeł. K. Kwaśniewski,
„Sprawy Narodowościowe” 1996, nr 5, s. 9-30. 4 Clifford Geertz, The Interpretation of Cultures, New York 1973, pp. 261-263.
77
skiej, która istnieje jednak w sieci korelacji między miastami, miejscowo-
ściami, osadami, wsiami, terytoriami. Metropolie, jako wyraziste punkty na
mapie terytorialnego myślenia, promują nośne idee, wzmacniając je w powtó-
rzeniach i zachęcając do mutacji myśli i praktyk kulturowych. Na to „rozcho-
dzenie się” mody, tendencje kulturalne, wzorce zachowań wskazuje Roberto
Salvadori5. Z jednej strony metropolia promieniuje na to, co okoliczne, ale z
drugiej strony nie byłoby metropolii bez wzmacniającego kontekstu, który
koryguje myślenie metropolii. Powściąga jej sztuczność i nadmierne ekspe-
rymentatorstwo centrum. Interesuje mnie to, że metropolia istnieje „osobno” i
„razem” z innymi. I dopiero z właściwej proporcji między „osobno” i „razem”
wynika specyfika miejsca.
Pewnie dałoby się metropolię scharakteryzować jako związek mniej-
szych organizmów. To wciąż nośna metafora dla architektów i strategów
miejskich, którzy w połączeniu materiałów naturalnych z tkanką miasta widzą
szansę na ożywienie przestrzeni, jak pokazują idee spiętrzone na platformie
„The Pop-Up City”, prezentującej koncepty i strategie kształtujące przyszłość
miast. Dzięki nowym technologiom i architekturze czerpiącej z natury miasto
staje się dosłownie „miastem żyjącym”, jak to jest w projektach Rachela Arm-
stronga, który współpracuje z architektami i naukowcami, by wykorzystać
materiały budowlane, które posiadają właściwości systemów żywych i mogą
stymulować „wzrost" architektury6. Armstrong ma nadzieję zbudować zrów-
noważone miasta przy „podłączaniu” ich do natury – i tak rafa wapienna ma
uratować Wenecję przed zatonięciem i zaszczepić myślenie ekologiczne.
Jednak metafora organiczna nie jest priorytetowa do opisania antropo-
logicznego wymiaru miejsca. Metropolia to nie organizm, za którym stoi wia-
ra w XVIII czy XIX byt utrzymywany pracą organów, które tworzą całościo-
wy egzemplarz życia społecznego. Metropolia to nie organizacja. Metropolia
żyje, ale gdyby była biologicznie rozumianym żywym organizmem, transpo-
nowanym na grunt społeczny, to trudno byłoby zauważyć jej szczątkowe ży-
cie. Jeszcze trudniej byłoby podjąć jej nieuładzone i nieskoordynowane do-
świadczenia, które nie są wprost namacalne i wymykają się przedmiotowej
obserwacji. I chociaż opowieść o sercu miasta, tkankach, powłokach, arte-
5 Roberto Salvadori, Miasto mieszczańskie, przeł. Halina Kralowa, „Architektura” 2005 nr 2. 6 Joëlle Payet, Architecture That Grows And Repairs Itself, “The Pop-Up City” 2011, May 24,
riach, płucach jest zadomowiona w naszej przestrzeni publicznej, tak jak i
wskazywanie na przystosowanie do środowiska, to jednak rozumiem metropo-
lię w oddaleniu od ewolucyjnej myśli Herberta Spencera7. Sądzę, że mit do-
skonałej kooperacji cząstek powinniśmy raczej marginalizować w myśleniu.
Trudno się też zgodzić, że metropolia to system. Pojęcie systemu za-
dowala poznawczo tylko teoretyków pracujących z modelowymi wyobraże-
niami świata myśli i czynów. Nie podzielam fascynacji Ludwiga von Berta-
lanffy’ego możliwościami ogólnej teorii systemów8, bowiem trudno uwierzyć
w jej „dotykalność” świata, a jeszcze trudniej znaleźć zasadność dla tworzenia
ujednolicającej płaszczyzny myślenia. Niezależnie od tego czy system ma
odniesienie biologiczne, cybernetyczne czy ekonomiczne, staje się zbyt łatwą
praktyką intelektualną odkrywającą prawa rządzące całościowymi układami
złożonymi. Dzieje się tak ze względu na ruch myśli uogólniającej, totalizują-
cej i uproszczającej. Ogólność i jedność myślenia o świecie przyrody, społe-
czeństwa, układów sztucznych każe mi w oddaleniu formułować myślenie o
metropolii. Jakkolwiek zastosowanie narracji systemowej znalazło oddźwięk
w socjologii Talcotta Parsona czy Niklasa Luhmanna, to jednak doświadcze-
nie miejsca chcę sytuować w oddaleniu od inżynierów społecznych. Zawsze
było mi to obce, bo zawodzi przy teorii, która wciąż chce zachować zmysło-
wość, być niejako „sensorium teoretycznym”, by w sobie pomieścić kruchość
doświadczeń. System jest bezużyteczny w opisach doświadczeń czy punktów,
w których uchwytny jest człowiek, tak jak okazuje się mało pomocny w tro-
pieniu gęstości miejsc. Chociaż żal jest się z nim rozstawać, bo jest tak łatwy
w zastosowaniu, w procedurach weryfikacji czy falsyfikacji, no i efektowny w
narracji, którą uspójnia i czyni jednoznaczną.
Metropolia to nie prosta maszyna z duchem celowości i wyspecjali-
zowanych jednostek, chociaż słownik maszynowy nieustannie produkuje no-
we metafory, zaspakajające nasze potrzeby innowacji. To nie tylko nawoły-
wanie do stworzenia rozśpiewanej maszyny miasta9. Odnosi się to zarówno do
słownika w wersji XVII-wiecznej, jak i współczesnej formuły maszynerii,
która może mieć kilka odsłon. Może odnosić się do sieci konsumpcji, proce-
sów rynkowych, maszynerii władzy lokalnej, procesów globalizacyjnych,
7 Zob. Herbert Spencer, The Principles of Sociology, Charleston 2009. 8 Ludwig von Bertalanffy, Ogólna teoria systemów. Podstawy, rozwój, zastosowania, przeł. E. Woydyłło-
Woźniak, Warszawa 1984. 9 T. Peiper, Rano, w: Tenże, Pisma wybrane, oprac. S. Jaworski, Warszawa 1979, s. 169.
79
regulacji społecznych, polityk miejskich, maszyny ideologicznej. Na problem
maszynerii wskazuje Kevin R. Cox, który - nawiązując do myśli Harveya
Molotcha z 1976 roku - ponownie stara się analizować w roku 1999 tę maszy-
nerię praktycznych terytorialnych ideologii miejskich, które jednoczą zjawiska
lokalnego poziomu i marginalizują wewnętrzne podziały rasowe, etniczne czy
różnice społeczne. Stara się też pojąć maszynerię ideologii lokalnej wspólno-
ty, która wiąże się z przeświadczeniami, dzięki którym systemowo celebruje-
my lokalność wspólnoty w formule „we feeling”, wytwarzając lokalne poczu-
cie tożsamości zbiorowej10
. Nacisk na maszynerię może wydobyć miasto jako
maszynę rozrywki, jak w koncepcie Terry’ego Nicholsa Clarka, który pokazu-
je, że dawne sposoby myślenia o lokalności są zbyt proste, gdyż teraz pytając
o lokalizację siebie samych w mieście, pytamy jednocześnie „blisko czego?”,
mając na myśli miejsca rozrywki, konsumpcji, miejskich udogodnień11
. Mia-
sto staje się maszyną biznesu rozrywki, turystów, konsumentów, rezydentów,
Myślenie o mieście jako maszynie może też dotyczyć usieciowionej
przestrzeni, gdzie skomunikowanie terytorialnych połączeń produkuje więzi
miasta. Może być wreszcie maszyną polityczną czy finansową. W każdym
wypadku chodzi o wydobycie automatycznie odtwarzanej, powtarzanej proce-
dury, dzięki której miasto trwa. Tak pojęte miasto okazuje się demonstracyj-
nie stechnicyzowanym, informatycznym, cybernetycznym monstrum. Dzisiej-
sze nurty myślenia o mieście, a dalej o metropoliach eksplorują aspekty uma-
szynowienia, ale to już wyraźniej dryfuje w stronę sieci, cybernetycznych
przestrzeni, wirtualnego miasta, które łączy elektroniczne przestrzenie i dawną
tkankę miasta. I chociaż zabieg ten jest efektownym wizerunkiem miasta, bo
jest widoczny, przetwarzany w projektach artystycznych czy komunikacyj-
nych, to jednak nie sieciowość czy cybernetyczność są jedynymi punktami
ciężkości miasta. Metropolie mają wiele tych punktów ciężkości, ale też wiele
punktów zagęszczenia czasoprzestrzeni (bo miasto to nie tylko przestrzeń)
Jednak te punkty prawdziwego ciążenia, uplasowane są po stronie tego, co jest
lokalnym doświadczeniem miasta.
10 Kevin R. Cox, Ideology and the Growth Coalition, w: The Urban Growth Machine: Critical Perspectives
Two Decades Later, red. Andrew E.G. Jonas, David Wilson, New York 1999, s. 21-22. 11 Terry Nichols Clark, Introduction: Talking Entertainment Seriously, w: The City As an Entertainment
Machine. Research in Urban Policy, red. Terry Nichols Clark, Oxford 2004, vol. 9, s.1-18.
80
Metropolitarny rys to polityka uznania nie tyle jedności, ale niezależ-
ności współtworzących ją brył, figur, punktów. Z ducha niezależności tej
dziwnej geometrii powstaje metropolia, która nigdy nie jest monolitem fizycz-
nym czy duchowym. Badając geometrię przestrzeni, w przypadku metropolii
odsłaniają się rozmaite geometrie. Wyodrębniając nieliniowość czy liniowość
metropolii, akcentując przestrzenność czy płaszczyznowość, wyliczając przy-
wiązanie do brył czy figur, nie możemy zapomnieć o jednym – o roli punktów
czasoprzestrzeni jako indywidualnych doświadczeniach mieszkańców w obli-
czu losu i siły kulturowej terytorium. Metropolia się na nich wspiera.
Metropolia jest wzmocnieniem osady miejskiej w jej głównym rysie,
o którym pisał Richard Sennett, w tworzeniu przestrzeni spotkań obcych sobie
osób12
. Metropolitarność gloryfikuje odstępy międzyludzkie i programową
ufność dla dziwności. Rozluźnia więzi, czyni z uprzejmości i obojętności re-
guły społecznych gier. Nie znaczy to jednak, że staje się tylko produktem
społecznym, bowiem silne metropolie skrywają to ciążenie terytorium kultu-
rowego. I o tej lokalnej wyrazistości nie można zapominać.
Metropolia musi zajmować pokaźną przestrzeń, bo jej siłą jest po-
wierzchnia, to prawdziwa potęga namacalna w terytorialnych granicach. Nie
można osłabiać w interpretacji tej władzy terytorialnej, gdyż bez poczucia
ugruntowania i osadzenia na ziemi i w ziemi, bez tej rozległości nie zaistnia-
łaby rozległość myśli i właściwa dla metropolii nonszalancja działań. Kiedy
się panuje nad wielkim terytorium, to rządy kulturowe takiego bytu nobilitują
różnice składowych obszarów, a co najważniejsze rozmazują granice i doce-
niają detal, ornament, stygmat odrębności doświadczeń. Rozmach myśli nobi-
lituje kruche punkty doświadczeń i indywidualnych związków z metropolią.
Metropolia nobilituje lokalne trakty.
Metropolia jest projektem społecznym, i głębiej – projektem kulturo-
wym, który wypracowuje sposób radzenia sobie z różnicami. Przed bramami
ponowoczesnych metropolii, które już stały się rozmyte, transparentne, prze-
nikające w wewnętrzną przestrzeń miasta, zawsze gromadzą się obcy. Na
takie napięcie w relacji gospodarzy i obcych wskazuje Michael Alexander13
.
12 Richard Sennett, The Fall of Public Man: On the Social Psychology of Capitalism, New York 1978, s.
39. 13 Michael Alexander, Host-Strangers Relation In Theory and Practice, w: Michael Alexander, Cities and
Labour Immigration: Comparing Policy Responses In Amsterdam, Paris, Rome and Tel Aviv (Research In Migration and Ethnic Relations), Hampshire 2007, s. 25-36.
81
Można byłoby wyprowadzić wniosek, że metropolia jest dziwnym konceptem,
wypracowującym siebie z obcymi u bram i wewnątrz siebie. Musi chorować
na rozdźwięk między polityką otwarcia, również liberalnego i estetycznego, a
praktykami wykluczenia i asymilacji. Jak słusznie zauważa Rewers, metropo-
lia może zmierzać do tego, by stać się z „kosmopolitycznej zbieraniny” czymś
więcej – „transcendującą konstytutywne różnice kulturą miejską”14
. Może
jednak też różnice kulturowe unieważniać, wyciszać i sprowadzać do ceremo-
nialnego obnoszenia w przestrzeni publicznej tylko nieistotnych różnic. Mnie
jednak interesuje inny moment życia metropolii – etnicyzacja przestrzeni,
która wzmacnia różnice własne i różnice „przybyszów”, co koresponduje ze
zjawiskiem zauważonym przez Rewers „powtórnej etnicyzacji kultury euro-
pejskiej”, w której „przybysze, jak i gospodarze wycofują się do tego, co zna-
ne”15
. W humanistyce widziane jest to jako zagrożenie w kontekście dominu-
jącego mitu wykorzenienia, który jest rozwijany przez literaturę lękającą się
powrotu do państw narodowych. Idea państwa narodowego zostaje odniesiona
do zdławienia autonomicznych wspólnot i lokalnych dialektów, czego obawia
się Zygmunt Bauman16
. Jednak nadużyciem jest wiązanie zakorzenienia i
etnicyzacji z monolitem czystego narodu. Nie należy tego procesu sytuować
jedynie w poczuciu zagrożenia powrotem tego, co narodowe. Nie o naród tu
idzie, ale o lokalność. To raczej nadzieja, na etniczne, a zatem prawdziwe
oblicze miejsca, które może być dobrą, domową i wspólnotową przestrzenią, o
ile nie stanie się obszarem dyktatury kulturowej. Zdecydowanie bardziej nale-
ży ufać przywiązaniu do różnic kulturowych miejsca niż kosmopolityzmowi J.
Nicholasa Entrikina, związanego jedynie z projektem edukacyjnym przekra-
czania własnego miejsca i czasu w imię czegoś nie do końca znanego i rozu-
mianego17
. Rewers zastanawiała się nad tym, co sprzyja kosmopolitycznemu
miejscu, czy hybrydyzacja i transgresja, a może miksowanie, czy raczej otwie-
ranie granic i transnarodowe standardy18
. To kluczowy problem. Sądzę, że
patrząc z perspektywy miejsca i lokalności, to upragnione otwarcie granic
może zapewnić tylko silne miejsce, to jest miejsce zakorzenione i wyraźne na
14 Ewa Rewers, Miasto – twórczość…, s. 29. 15 Tamże, s. 37. 16 Zygmunt Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Kraków 2006. 17 J. Nicholas Entrikin, Political Community, Identity, and Cosmopolitan Place, w: Europe without Bor-
ders. Remapping Territory, Citizenship, and Identity in a Transnational Age, Mabel Berezin, Martin
Schain (red.), Baltimore, London 2003. 18 Ewa Rewers, Miasto – twórczość…, s. 42.
82
mapie okolicznych wspólnot, a jednak gościnne, bowiem w nim wybrzmiewa
to, co „przybyłe”, co jest zmienną kulturą przybyszów. Obcość zostaje wydo-
byta przez lokalną kulturę, o ile ta otwarcie w tym wydobyciu jej pomaga.
I w tym kontekście widzę problem lokalności i metropolii. Metropolia
lokalna to przestrzeń, która wciąż wydobywa lokalność wspólnoty, silniejszej
niż doraźne i głośne zdarzenia społeczne czy widoczne zmiany cywilizacyjne.
Lokalność jest obecna w doświadczeniach jednostek, które realizują siebie we
wspólnocie i czynią to w poczuciu zakorzenienia przez miejsce. Barcelona by-
łaby taką dobrą, lokalną metropolią. Wydobywa ją Katalonia. Bez silnego re-
gionalizmu nie byłoby domu, w którym dopiero metropolia jest w stanie od-
słonić zakorzenienie. Odejść należy od mniemań o pierwszorzędnej roli wyko-
rzenienia i obecności tolerancyjnego projektu społecznego, ufundowanego na
zlepku odmiennych poglądów i praktyk życia. Prawdą jest, że dochodzą one
do głosu w metropoliach ze względu na rozmach myślenia i otwartość prze-
strzeni gościnnej. Nie są jednak pierwszorzędne. Dom buduje się siłą teryto-
rium i, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, namiętnością myślenia o lokalnym
ułożeniu człowieka. To zorientowanie człowieka nie prowadzi do zamykania
lokalnych światów, ale do współtworzenia pewnościowej przestrzeni, w której
jest i niekwestionowana duma z własnej tożsamości i imperatyw wyprowa-
dzania jej we wszystkich kierunkach: w stronę nieskończonego, w stronę in-
nego, w stronę niemożliwego, w stronę niezrozumiałego, w stronę dziwnego.
Lokalność zatem wyprowadza miasto do sąsiednich sfer, które ją w jakieś
mierze współtworzą. Nadużyciem byłoby jednak stwierdzenie, że wyprowa-
dza poza siebie. Bycie „u siebie” nie jest utracone. Metropolia lokalna nie
zamyka obcych, nie przytłacza różnicy, ale ją wzmacnia i pokazuje siłę miej-
sca. Wymusza poczucie, że jesteśmy poddanymi miejsca, które nas przekra-
cza. Szanować obcych to uznać, że „moje” jest silne, a różnice obcych przy-
byszów mają podobnie mocny fundament. Szanujemy różnice, a zatem nie
rozprawiamy o miałkiej i nijakiej równości, bo miejsce jest „jakieś”, jest „mo-
je” A to, co „moje” jest spojone imperatywem gościnności, ale i chronienia
siebie i własnych wyobrażeń człowieka, wspólnoty i terytorium. Lokalność
metropolii byłaby alternatywą dla metropolii jako supermarketu społecznego.
Dla lokalnych terytoriów różnice są istotne i nie są łagodzone w dyskursie
politycznej poprawności.
Chciałabym podzielać pogląd Rewers, że to imigranci stanowią
83
„awangardę i laboratorium społeczeństwa postnarodowego”19
. Rozumiem, że
mogą być ożywczym elementem, który powściąga rozrost swojskości jako
domu – twierdzy, która jest szczelnie zamknięta przed obcymi. Nie sądzę
jednak, aby byli siłą sprawczą, bo właściwym podmiotem kulturowym jest
miejsce. To ono wybrzmiewa w myśleniu, w otwarciu na innych, w podejściu
do czasu, w rozumieniu konieczności i losu, w podjęciu przyrody. Przybysze
dopełniają projekt miejsca, jeśli stają się jego poddanymi – w dobrym rozu-
mieniu służby i pokory, świadomego bycia w miejscu jako bycia na miejscu.
Źle się staje, gdy kwestionują zasady wspólnoty i unieważniają wymowę
miejsca.
Prawdą jest, że potrzebny jest nam język praw wspólnotowych, które
wyznaczają przynależność do wspólnoty na przykład europejskiej, jednak nie
należy go traktować jako projektu unieważnienia różnic lokalnych. Ilekroć
myślę o koncepcie Habermasa „europejskiego patriotyzmu konstytucyjne-
go”20
, wiem, że mam do czynienia jedynie z etnograficzną zdobyczą Europy –
pomysłem wiązania wspólnot w imię wspólnoty rozumiejącej emancypacyjne
projekty oświeceniowe. Ponadnarodowe ruchy społeczne i troska o prawa
człowieka są kulturową zdobyczą, zwykłym partykularnym gestem, który
staje się przedmiotem pożądania przybyszów, ale i przedmiotem ich agresji.
Uniwersalizm w europejskim spojrzeniu jest lokalną wartością, która może
innych wabić i może być przedmiotem dumy wspólnoty. Pozostaje rozsądne
trwanie przy własnej przestrzeni, która otwarta jest na to, co przychodzi, ale
jednocześnie pilnuje zachowania własnej wyrazistości w repertuarze lokal-
nych wartości i nawyków mentalnych. Jest to gwarantem wyrazistości miejsca
i tego, że nie żyjemy w konstruktach prawno-administracyjnych.
Lokalność Barcelony w projektach kulturowych
– Niemal wszystko, co spotkało mnie w życiu dobrego, znalazłem w
tym miejscu – powiedziałem nagle. – Nie chcę się z nim żegnać.
Zafón Carlos Ruiz, Gra Anioła, przeł. Katarzyna Okrasko,
Carlos Marrodan Casas
19 Ewa Rewers, Miasto – twórczość.., s. 46. 20 Jürgen Habermas, Citizenship and National Identity: Some Reflections on the Future of Europe, „Praxis
International” 1992, nr 12.
84
Zapuściliśmy się w uliczki dzielnicy Raval, przechodząc pod arkadą
rysującą się niczym sklepienie wzniesione z niebieskiej mgły. Sze-
dłem z ojcem wąskim zaułkiem […]. Uśmiechnął się i puścił do mnie
oko. – Danielu, witamy na Cmentarzu Zapomnianych Książek.
Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru, przeł. Beata Fabjańska- Potapczuk,
Marrodán Casas Carlos
Rozległe arterie Barcelony skrywają podejrzane zaułki i urokliwe
sklepy. Słyszalny jest tu głos Eduarda Mendozy, który w Mieście cudów od-
malował Barcelonę przełomu XIX i XX wieku z jej prowincjonalizmem, za-
sami, karierami hochsztaplerów, dla której wystawy światowe w latach 1888 i
1929 są impulsem do przeobrażeń metropolitarnych i nowoczesnego rozwo-
ju21
. Namacalna jest tu tajemnica z powieści Carlosa Ruiza Zafóna, w której
obraz Barcelony z lat 20., jak i drugiej połowy XX wieku, odsłania prze-
strzenny i symboliczny mrok22
. Zarówno w Cieniu wiatru, jak i w Grze anioła
dokumentowane są dzielnice Barri Gótic, Port Vell i Raval. Barcelona to do-
świadczane miejsca. Cmentarz zapominanych książek, na który chłopiec zo-
staje zaprowadzony przez ojca, by wybrać jedyną książkę swego życia, jak w
Cieniu wiatru, buduje doznanie niesamowitego w Barcelonie. Wciąż do-
świadczany jest tu duch dawnej prowincjonalnej metropolii, która dopiero w
latach 80. XX wieku weszła na drogę gwałtownych przeobrażeń, stając się
metropolią światową. Jest i wielkość przeszłości z Katedry w Barcelonie Ilde-
fonsa Falconesa de Sierry, w której pamięć zakorzeniona jest w XIV wieku w
Księstwie Katalonii, w stolicy Barcelonie, wokół katedry Santa Maria del
Mar23
. Jak to nawarstwienie czasu jest słyszalne „tu i teraz” w Barcelonie?
Czy przekłada się na poczucie lokalności?
Stara i podejrzana dzielnica El Raval w Barcelonie jest miejscem
trudnym społecznościowo. To przestrzeń wymieszana etnicznie, sporo tu imi-
grantów. Jest to dziwne życie miejsca, w którym są enklawy arabskie, nowe
rewiry azjatyckie, wciąż obecne rytmy drobnomieszczańskiej społeczności
katalońskiej. Małe restauracje, sklepiki mięsne i cukiernie sąsiadują z hotela-
21 Eduardo Mendoza, Miasto cudów, przeł. Anna Sawicka, Kraków 2010. 22 Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła, przeł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas, Warszawa 2008;
Tenże, Cień wiatru, Fabjańska-Potapczuk Beata, Marrodán Casas Carlos, Warszawa 2005. 23 Ildefonso Falcones de Sierra, La catedral del mar, 2006.
85
mi, apartamentowcami, reprezentacyjnymi kamienicami w pobliżu głównych
traktów Avinguda del Prallel, Ronda de Sant Pau czy Ronda de Sant Antoni.
Obecne jest tu symptomatyczne wymieszanie historycznego ciążenia, które
przydało dzielnicy obraz ciekawy, dynamiczny i podejrzany – jako dzielnicy
prostytutek. Zarazem jest jednak to ciążenie nowego procesu, wielkiej fali
imigracji, która naturalnie została wchłonięta przez podejrzane obszary. Róż-
nica etniczna jest tu manifestowana i jest problemem. W sercu El Raval znaj-
duje się Centre de Cultura Contemporània de Barcelona CCCB. Projekty tego
centrum nie są kulturowo obojętnymi prezentacjami. Arogancją poznawczą i
moralną byłoby estetyzowanie rzeczy i rozwijanie sztuki dla sztuki. Ekspery-
mentowanie w sztuce ma sens, o ile przekłada się na eksperymentowanie z
myślą, która zmienia świat i przeobraża ludzkie więzi czy obraz przestrzeni.
CCCB to miejsce zaangażowania antropologicznego w opowieść o czasoprze-
strzeni, która nieustannie się zmienia, ale zarazem jest wciąż odziedziczoną
przestrzenią.
Jeden z projektów CCCB pt. Barcelona – València – Palma/Barcelo-
na – Valencia – Palma. Una història de confluències i divergèncie/Una histo-
ria de confluencias y divergencias24
, stał się taką manifestacją zaangażowania
w myślenie o czasoprzestrzeni bliskiej i sąsiedzkiej. CCCB i Departament
Kultury i Mediów Katalonii wspólnie podjęły trud przemyślenia miast i regio-
nu. Trzy katalońskie śródziemnomorskie miasta zostały splecione historią
zbiegów i rozchodzących się dróg rozwoju. Pojawiła się tu opowieść o zmia-
nach, które zachodzą w sferze cywilizacyjnej, gospodarczej, przyrodniczej.
Kuratorzy wystawy: Ignasi Aballí, Melcior Comes i Vicent Sanchis wskazali
na historię lokalności, wspólnotę języka, doświadczenia turystyczne, procesy
urbanizacyjne i migracyjne, podobieństwo rozwiązań architektonicznych i
praktyk życia. Współczesne oblicze miast zostało ukazane z uwagi na prze-
strzeń miasta i krajobraz, który został tu dokumentowany w różnych odsło-
nach. Poszczególne sektory wystawy ukazują miasto przyszłości, transforma-
cje językowe, miasto jako spektakl, miasto w swej brzydocie: demoralizacji i
turyzmie, miasto hedonistyczne i miasto średniowieczne.
24 Wystawa miała miejsce od 25 maja do 12 września 2010 roku. Katalog z wystawy: Barcelona - València
- Palma / Barcelona - Valencia – Palma. Una història de confluències i divergències / Una historia de
confluencias y divergencias, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010, p. 184.
dukcji, maskotek etc. Degradacja estetyczna i antropologiczna polega tu na
wytwarzaniu zasłony ikonicznej miejsca. Pojawia się ona „zamiast” doświad-
czeń rytmu życia i praktyk wspólnoty. Tkanka życia jest zaś skrywana za za-
słoną pamiątek. Dobra lokalność każe jednak inaczej pomyśleć. Można tak
formować szlak pamiątek, aby fragmentarycznie sytuować go obok rytmów
życia i zachowań lokalnych wspólnot. Po to, by ich nie zdominować.
Barcelona, Palma i Valencia w innej odsłonie jawią się jako miasta
hedonistyczne. Są miastami śródziemnomorskimi, a bliskość morza i przyja-
zny klimat są powodem dla rozwijanych przestrzeni spędzania tzw. wolnego
czasu i organizacji masowej turystyki. Istotne jest tu kulturowe zakorzenienie,
gdzie dla życia społecznego ważna jest przestrzeń ulicy, placu, bo tam odby-
wa się komunikacja. Historyczność zagospodarowania przestrzeni jest w sta-
nie wydobyć lokalność miejsca. To stałe szlaki obecności na placach i skwe-
rach, wreszcie to stałe zwyczaje spędzania czasu w miejscu, cementują wspól-
noty. Nawet, jeśli w przestrzeń wdzierają się szlaki turystyki masowej, to nie
niszczą one wszystkiego. Niewzruszenie trwa powaga chwili, stałość spędza-
nia sjesty, upór w pielęgnowaniu niespiesznej obecności w miejscu, swoboda
bycia u siebie. Lokalność, która sytuuje się mimo turyzmu, a nie przeciw nie-
mu, to dobre rozwiązanie dla metropolii. I taka jest Barcelona.
Wreszcie to sektor średniowiecznego miasta. Trzy porównywane mia-
sta mają ten kościec historyczny. Istotne jest, by nie stał się on jedynie celem
wędrówek turystycznych i ostentacyjnym brakiem życia społecznego. Troska
miasta powinna być ukierunkowana na to, by historyczne części miasta wciąż
były ożywiane przez stałe trasy mieszkańców, przez stałe nawyki zachowań,
89
by były zasiedziałe. Trudno jest jednak utrzymać normalność i codzienność
tych miejsc.
Projekt CCCB dokumentuje przestrzeń Katalonii i jednocześnie ją
przetwarza, rozbudzając społeczne myślenie wokół swojego miejsca. Wzmaga
to odpowiedzialność za kształt architektury i praktyk życia. Uwrażliwia na
sąsiedztwo i tworzenie nienachalnych i plakatowych relacji z imigrantami. Co
ważne, pokornie dokumentuje lokalność. Dlatego Barcelona została pomyśla-
na jako zadanie lokalne. Podobne przedsięwzięcia uzmysławiają, że metropo-
lia nie jest tylko administracyjną i ikoniczną wspólnotą, widoczną z uwagi na
znakową przestrzeń, zabytki, sprawną organizację i rozmach eventów. W
przypadku Barcelony to przede wszystkim metropolia wydobyta przez kata-
lońskie myślenie. Jest ono fundamentem życia i odpowiada za sukcesy i po-
rażki tej czasoprzestrzeni. Jednak katalońskości nie da się usunąć z oblicza
miasta. Koresponduje ona z katedrą, morzem, portem, skwerem, parkiem,
ulicą i aleją, kamienicą, targiem, urzędem, barem, etosem pracy, wpływami
francuskimi, odrębnością regionu.
Podobnie wydobyto metropolię w lokalności we wcześniejszym pro-
jekcie CCCB pt. Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene25
. Kura-
tor wystawy Francesc Muñoz z okazji 30-lecia powrotu demokratycznych rzą-
dów stworzył projekt dokumentujący zmiany obywatelskie, estetyczne, tech-
nologiczne, administracyjne, ludnościowe, które zaszły wraz z rozerwaniem
monolitu państwowego i upadkiem rządów gen. Franco. Demokracja pocią-
gnęła rozrost ambicji autonomicznych i rozwój świadomości regionalnej ze-
spolonej z metropolitarnym duchem. Przeobrażenia od miasta do metropolii,
przeobrażenia samej lokalności są tu ciekawym tłem do opowieści o zmianach
w przestrzeni. Barcelona wraz z okolicznymi miastami została sportretowana
obrazem i słowem w obszarach: form, które przybiera metropolia; społeczno-
ści informacji i nowych wyobrażeń, które pojawiają się w świecie otwartej
komunikacji; nowych form koegzystencji, które miejska przestrzeń musi wy-
pracować.
25 Wystawa CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona: Local, local! La ciutat que ve /
La ciudad que viene; kurator wystawy: Francesc Muñoz; w okresie od 22.02 do 2.05 2010 roku; katalog:
Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene (català /castellani), CCCB i Direcció de Comunica-ció de la Diputació de Barcelona, Barcelona 2010, p. 152.
90
Wystawa: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB and Direcció
de Comunicació de la Diputació de Barcelona, 22.02 do 2.05 2010, curator: Francesc
Muñoz (katalog).
Wprowadzenie do katalogu autorstwa Josepa Ramonedy26
odsłania problemy
Barcelony i miast na przestrzeni lat 80., 90. i pierwszej dekady XXI wieku.
Pierwszy problem to demograficzny wzrost – tu zwłaszcza trudna do oswoje-
nia przez miasta jest długość życia ludzkiego – o ile w XIX wieku w Hiszpa-
nii wynosiła ona 36-37 lat, to już w wieku XX ok. 80 lat; ponadto wzrost po-
pulacji ludzkiej w skali planetarnej w XX wieku z 1.6 mld do 7.7 mld. Co
ważne dla Ramonedy, to fakt, że koresponduje to z masakrami politycznymi i
ludobójstwem XX wieku, rozwojem miast i życiem w silnie zurbanizowanym
wieku, gdzie, jak wskazuje Ramoneda za Baumanem, miasto mieści w sobie
kluczowe światowe problemy i jest miejscem konfliktu społecznego i poli-
tycznego27
. Problemem staje się relacja między miejskością a duchem civitas,
a także efekty globalizacyjne, które wdzierają się w miasto. Istotne z punktu
widzenia lokalności są zaznaczone, chociaż naskórkowo podjęte, problemy
etnosu i kosmopolityzmu miast, co wiąże się z przeformułowaniem lokalno-
ści. Z uwagi na miejsce należy przemyśleć przyszłość miast w zakresie koeg-
zystencji z obcymi, z utrzymaniem istoty miejskości. Groźbą jest to, że miasto
26 Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de
Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010, p. 152. 27 Josep Ramoneda, Prolog, w: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB i Direcció de
Comunicació de la Diputació de Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010.
91
przyszłości nie będzie korespondowało z naszym dzisiejszym wyobrażeniem
miejskości. Miasto zmieni swe oblicze. Kluczem jest dążenie do autonomii
miast i indywidualnej wolności, by ocalić ducha miast. Stąd ważna tu rola
Barcelony, która z jednej strony rozwija się w duchu metropolitarnej aglome-
racji, ale z drugiej strony musi chronić odrębność i specyfikę.
W tym pomyśle CCCB jest jeden ważny moment. Nie tylko idzie o zrówno-
ważony rozwój metropolii, o czym mówią twórcy, ale idzie o lokalność. To jej
siła jest w stanie wzmocnić metropolię. I chociaż twórcy wystawy nie rozwija-
ją ideowo myślenia lokalnego, to jednak wydobywając specyfikę miejsca,
niezauważenie natrafiają na jej wymowę i podskórną pracę. Stąd projekty
CCCB są przesycone lokalnością.
THE SEPARATE THINKING OF THE METROPOLIS.
TRANSFORMATIONS OF CCCB’S CULTURAL PROJECTS
The author deals with problems of the separate thinking of the metropolis. The metro-
politan locality is defined by specific thinking, characteristic celebration of life, local
pride, roots and at the same time by tolerance, openness and hospitality.
This paper undertakes a concept of metropolitan locality that is presented in the cul-
tural projects of Centre de Cultura Contemporània de Barcelona. The reflections are
organized around two projects: Barcelona – València – Palma/Barcelona – Valencia
– Palma. Una història de confluències i divergèncie/Una historia de confluencias y
divergencias (2010) and Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene (2010).
The main idea expressed in the article concerns the necessity of local thinking in
contemporary culture.
Dr hab. Aleksandra KUNCE, prof. UŚ – zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Kul-
Genius loci jest jednym z terminów, które od jakiegoś czasu budzą
szerokie zainteresowanie zarówno na gruncie badawczym, jak i w różnych
obszarach życia społecznego. Z entuzjazmem odnoszą się do niego nie tylko
naukowcy - specjaliści różnych dziedzin, ale samorządy lokalne, instytucje
państwowe i organizacje pożytku publicznego, przedstawiciele środowisk
artystycznych, także reprezentanci sektora usług w zakresie zagospodarowy-
wania i urządzania przestrzeni. Moda na genius loci nie przemija, duchowego
wymiaru przestrzeni gotowi są poszukiwać w danych miejscach mieszkańcy i
turyści, humaniści i inżynierowie, władze miejscowe i zwykli ludzie.
Popularność samego pojęcia, co ciekawe, idzie w parze z jego nie-
przejrzystością semantyczną. Genius loci, choć niezaprzeczalnie immanentnie
związany z przestrzenią, jest formą pojemną, mieszczącą wiele znaczeń. Po
pierwsze więc, pojmowany jest jako figura stylistyczna – środek poetyckiego
wyrazu, aura, klimat - bliżej nieokreślony typ impresji wywieranej przez nie-
które miejsca lub też bardziej radykalnie jako antropomorficzny duch – wy-
imaginowany partner dialogu, jaki może nawiązać się pomiędzy miejscem
i człowiekiem. Po wtóre, interpretuje się go jako przedkulturową modalność
miejsca, związaną z naturalnymi cechami krajobrazu, domagającą się respektu
w procesie zagospodarowywania określonego terenu przez człowieka. Wresz-
cie współcześnie, coraz częściej, traktowany jest on jako zespół wyrazistych
cech definiowanych w kategoriach tak zwanej „estetyki przestrzeni”, wyróż-
niający pozytywnie dane miejsce wśród innych albo też wprost jako przycią-
gający uwagę konsumenta emblemat - identyfikator określonego produktu
komercyjnego1.
1 Wiele współczesnych firm umieszcza w swoim logo termin genius loci. Wykorzystując znaczenie słow-
nikowe tego pojęcia, czerpią one inspiracje z przestrzeni i historii, jednak cel działalności jest w ich wy-
padku jednoznaczny: oferują po prostu towary na sprzedaż. Zob. np.: http://www.geniusloci.net.pl; http://gl-architekci.pl; http://geniusloci.co. (22.04. 2013 r.).
93
Już ten pobieżny przegląd możliwości dzisiejszego operowania termi-
nem uświadamia, iż genius loci charakteryzuje dynamika i można rzec, iż po-
jęcie to przechodzi ewolucję na naszych oczach. Czym jednak genius jako fi-
gura antropologiczna jest w swej istocie? Zjawiskiem kulturowym, pod któ-
rym skrywają się nostalgiczne asocjacje dotyczące miejsca, tak chętnie artyku-
łowane w różnych dziedzinach sztuki, a następnie translokowane w procesach
komunikacji2 czy też w świetle najnowszych publikacji można przyznać temu
pojęciu status naukowy? Dostrzegalne w płaszczyźnie społecznej zaintereso-
wanie geniuszem należy interpretować jako wyraz tęsknoty ponowoczesnego
człowieka za utraconą wraz z tradycyjną kulturą duchowością, transcendencją
czy raczej wynika ono z określonej koniunktury na klarowne miejsca – produ-
kty turystyczne? Jaka wreszcie rysuje się przyszłość dla genius loci: czy
w kulturze technologicznej czeka go unicestwienie czy przeciwnie, stanowić
może remedium w walce o ocalenie miejsc antropologicznych, a może ma
szansę transmutować się w jakąś inną formę wyrażającą relacje człowieka
z przestrzenią ?
Historia pojęcia
Genius loci swym rodowodem sięga czasów antycznych. U zarania
konstytuuje go podstawowa dla starożytnych teza o istnieniu prymarnej analo-
gii pomiędzy człowiekiem i miejscem, która wynika z faktu ich przynależnoś-
ci do uniwersum natury. To środowisko przyrodnicze jest zatem początkową
siędzibą ducha miejsca – obrońcy i strażnika jednocześnie, który lewitując
władczo, w co wierzyli Rzymianie, nad jakimś terytorium nadaje mu specy-
ficzne, jemu tylko właściwe cechy.
Opiekuńczego ducha, jak można sądzić, odpowiednika późniejszych
sztą przy każdym człowieku z osobna, ponieważ dla człowieka religijnego ka-
żda forma życia ziemskiego miała sens o tyle, o ile istniała w wymiarze tran-
scendentnym. Zgodnie z tym wierzono, iż genius – duchowy protektor towa-
rzyszy każdemu mężczyźnie od narodzin do śmierci, każdej kobiecie nato-
2 O relacjach między miastem jako rodzajem miejsca a sztuką, które wykraczają poza praktyki reprezenta-
cji zob. E. Rewers: Wprowadzenie do: Miasto w sztuce – sztuka miasta red. tejże, Kraków 2010, s. 5 -14.
94
miast na podobnych zasadach patronuje Junona. Ten spirytualny wymiar ist-
nienia przenoszono na miejsca – ludzkie środowiska, którym patronowały lary
i penaty - bóstwa opiekuńcze domu i domowego ogniska3. Opiekę duchów ro-
zumieli Rzymianie nie tylko jako konieczny warunek zamieszkiwania, ale
w ogóle korelacji z miejscami, dlatego czcili rozmaite bóstwa, odpowiadające
różnym rodzajom przestrzeni: prywatnej i publicznej, morskiej i lądowej,
miejskiej agorze i całemu państwu, drodze i rozstajom. Sfera sacrum obejmo-
wała przy tym zarówno miejsca „swoje”, jak i „obce”, bowiem także na tere-
nach kolonizowanych zdobywcy oddawali cześć lokalnym patronom.
Genius jako strażnik, opiekun, protektor uosabia nie tylko władzę
i pieczę nad jakimś miejscem; od początku ściśle osadzony jest w historii. La-
ry rzymskie czczone jako bóstwa opiekuńcze były przecież duchami zmarłych
przodków. To znaczenie: ducha przeszłości i tradycji wespół z unikatowością,
przypisywaną miejscom nawiedzanym przez określone sacrum oraz niemate-
rialnością właściwą istotom nie z tej ziemi, zaczyna formować tworzącą się
stopniowo w ciągu wieków metaforę genius loci.
W toku dziejów metafora podlega przeobrażeniom. Pierwszym eta-
pem tego procesu jest antropomorfizacja krajobrazów, miejsc, przestrzeni.
Początkowo każde bez wyjątku miejsce, w którym żyje i gospodaruje czło-
wiek, obdarzone jest asekurującą siłą ducha, który nadaje mu jednocześnie
niepowtarzalny, jemu tylko właściwy charakter. Wergiliusz w Eneidzie pisze,
iż nie ma miejsca bez geniusza, który chroni je i czyni jednocześnie świętym4.
Stopniowo jednak anioł staje się symbolem miejsc wybranych: unikatowych,
wyjątkowych, obdarzonych specjalnymi walorami estetycznymi. Miejsca te
włączone w nurt reprezentacji, jako dzieła artystyczne, zaczynają być opisy-
wane za pośrednictwem kategorii takich jak: „specyficzna aura”, „atmosfera”,
„tajemniczy klimat”.
Animacje geniusza w sztuce, co charakterystyczne, realizowały się
w ciągu wieków głównie w idei miasta. Wyobraźnię dziewiętnastowiecznych
podróżników pobudzało w tym względzie zwłaszcza południe Europy; stąd
najczęściej przywoływane w literaturze i malarstwie są słoneczne miasta Italii:
Rzym, Neapol, Florencja, Wenecja, które do dziś zachwycają zarówno urodą
3 Zob.: E. Rewers: Od miejskiego genius loci do miejskich oligopticonów, w: Fenomen genius loci. Toż-
samość miejsca w kontekście historycznym i współczesnym, red. B. Gutowski, Warszawa 2009, s. 16 -17. 4 P. Ciriello: Przedmowa do: Genius loci – mappa della ricerca, mapa badań, research map, Napoli,
Katowice 2010, s. 18.
95
krajobrazu, kunsztem architektury, dorobkiem naukowym i artystycznym
swoich mieszkańców, dostarczając jednocześnie, jak pisze Stanisław Grzy-
bowski, „wzorców miejskiej kultury literackiej, artystycznej, politycznej, spo-
łecznej”5. Ale przecież osobliwych, wyjątkowych miast/miejsc, które znalazły
swoje odzwierciedlenie w literaturze (czy też dzięki literaturze zyskały swój
niezapomniany kształt?) jest dużo więcej. Ich wizerunki tworzą kanony dzie-
więtnasto i dwudziestowiecznej miejskości, by wspomnieć tylko Dublin Joy-
ce’a, Combray Prousta, Paryż Hugo.
Mniej oczywiste i nie tak jednoznacznie pozytywne na tym tle wydaje
się inne znaczenie geniusza – także strażnika, jednak nie opiekuna, przyjacie-
la, lecz wartownika, który w tradycji przedstawiany był pod postacią węża.
„Wąż symbolizuje chaos – pisał Mircea Eliade – to, co bezkształtne, nieujaw-
nione. Obcięcie głowy węża jest równoznaczne z aktem stworzenia, z przej-
ściem od wirtualnego i bezkształtnego do tego, co ukształtowane”6. W róż-
nych kulturach spotkać można rozliczne, często przeciwstawne znaczenia tego
symbolu, który określać może zarazem słońce i wodę, zniszczenie i odrodze-
nie, śmierć i nieśmiertelność i stanowi kwintesencję ambiwalencji.
W dzisiejszej semantyce genius loci odnaleźć można rudymenty bez-
ładu i bezkształtu - tego zapomnianego znaczenia węża – upadłego anioła,
który patronuje wszelkim niejasnościom, zawiłościom i tajemnicom. Fascyna-
cja miejscem, jaka ukrywa się pod figurą genius loci nie musi, a nawet nie po-
winna, zamykać się bowiem w afirmacji piękna materii, urody pejzażu czy
w innych doznaniach estetycznych. Przypomina o tym wymownie Tadeusz
Sławek, kiedy pisze: „Gdy mówimy o genius loci, usiłujemy przy pomocy te-
go terminu dotrzeć do przestrzeni nieuschematyzowanej, a zatem nieuporząd-
kowanej (…) genius loci może przybrać formę (…) demonicznego wyz-
wania”7. Takie rozumienie geniusza bliskie jest, jak się wydaje, nie tylko
współczesnym dyskursom naukowym, ale także chętnie dzisiaj podejmowa-
nym społecznym projektom ochrony dziedzictwa kulturowego na obszarach
historycznie trudnych, na przykład na dawnych pograniczach. Ich autorzy sta-
wiają sobie za cel działalność kulturalną i edukacyjną, służącą budowaniu
więzi z miejscem poprzez kształcenie rozumienia zawiłości kulturowych re-
5 S. Grzybowski: Trzynaście miast czyli antynomie kultury europejskiej, Wrocław 2000, s. 6. 6 M. Eliade: Sacrum, mit, historia, Warszawa 1993, s. 80. 7 T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga i ludzi. Fragment z Horacego, w: Genius loci. Studia o czło-
wieku w przestrzeni, red. Z. Kadłubek, Katowice 2007, s. 88.
96
gionu. Często podejmują równocześnie trud budowania wspólnoty doświad-
czeń drogą pojednania jednostkowych pamięci wyzwolonych od przeszłych
zależności8.
Z jednej strony jest zatem genius loci metaforą uschematyzowaną
i dość silnie skonwencjonalizowaną w kulturze – w postaci pozytywnego, czy-
telnego wizerunku jakiegoś miejsca, rezonującego tajemniczą wprawdzie, lecz
dość racjonalnie zagospodarowywaną „aurą”. Z drugiej strony rysuje się wy-
raźnie jako trop szerszy, bardziej pojemny i otwarty semantycznie - patron
miejsc pogmatwanych, niejednoznacznych, o mglistym i/lub trudnym do usta-
lenia znaczeniu z powodu zawiłej historii, położenia geofizycznego czy też
skomplikowanych procesów społecznych występujących na danym terenie.
W każdym z tych przypadków można go traktować dwojako. Po pierwsze
więc, jako przynależnego do samego miejsca, stanowiącego zespół charakte-
rystycznych jego cech - wówczas jawi się jako scena, otoczenie, pojemnik dla
zdarzeń tego świata lub jako dekoracja, dołączony do reszty ornament. Można
też przypisać go do wnętrza człowieka jako subiektywne narzędzie percepcji.
Najciekawsze jednak wydaje się rozważanie genius loci w kategoriach relacji
- współzależności podmiotowo/przedmiotowej. Nie jest on wtedy ani wyłącz-
nie treścią świata, ani immanentnym składnikiem ludzkiego umysłu, lecz sy-
tuuje się w strefie „pomiędzy”, jak pisze Tadeusz Sławek: „między miejscem
a spoglądającym na nie człowiekiem”9.
Jeśli zaś mowa o relacji, na inny jeszcze, równie istotny sens metafory
geniusza, zwraca uwagę Ewa Rewers: „Biblijna opowieść o wygnaniu z raju
połączyła zarazem i rozdzieliła aksjologicznie obu – anioła i węża – czyniąc
ich strażnikami szczęśliwego, a utraconego miejsca pierwotnej harmonii mię-
dzy człowiekiem i przyrodą, a także oddzielonej od wiedzy niewinności”10
.
Zgodnie z powyższym w tym, co nazywamy „duchowością przestrzeni” mie-
ści się wzajemny stosunek pomiędzy naturą i kulturą, historia procesu zasie-
dlania świata przez ludzi, a także, w dalszym planie, ambiwalentne znaczenie
dziejowe procesów nowoczesności.
8 Interesujące wydają się na przykład inicjatywy stowarzyszenia lokalnego w Rudzie Śląskiej, które swoją
nazwą: Genius loci - duch miejsca autoryzuje działania skierowane na ochronę, dokumentację, promocję lokalnego i regionalnego dziedzictwa kulturowego Górnego Śląska. Zob. http://www.geniusloci.com.pl/
wordpress/?cat=7 (22. 04.2013 r.). 9 T. Sławek: Genius loci jako doświadczenie. Prolegomena, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 15. 10 E. Rewers: Od miejskiego genius loci…, s. 21.
97
Wyobraźnia antropocentryczna a genius loci
Koneksje człowieka i przestrzeni mają, jak wiadomo, w antropologii
tradycyjnej znaczenie rudymentarne. Kluczowa jest tu relacja z miejscem,
jaką nawiązywały społeczeństwa pierwotne, podejmując trud zasiedlania no-
wego terenu w procesie budowania „swojego świata”. Opanowanie jakiegoś
obszaru zawsze związane było z wykonaniem gestu konsekracji, będącego
symbolicznym powtórzeniem boskiego dzieła kosmogonii. Czynność ta miała,
po pierwsze - obezwładnić siły chaosu przez człowieka, który bezładowi na-
daje konstruktywny własny porządek, po wtóre - zapewnić pozytywny kontakt
z transcendencją.
Podstawą nawiązania relacji z miejscem było fundamentalne przeko-
nanie, iż człowiek może żyć jedynie w świecie świętym, i to nie tylko dlatego,
iż zapewniałby mu on opiekę boską, lecz dlatego, że „tylko taki świat ma
udział w bycie”, tylko taki świat „istnieje naprawdę”11
. Adaptując przestrzeń
do własnych potrzeb, człowiek respektował zatem istnienie na danym terenie
osobowo pojmowanego ducha miejsca. Społeczności pierwotne, o czym pisał
Eliade, na całym świecie budowały swe siedliska w podobny sposób. Wznosi-
ły symboliczną kolumnę świata, łączącą ziemię i podziemia z niebem ko-
smiczną oś, zwaną axis mundi, która w wymiarze wertykalnym zapewniała
kontakt z transcendencją, horyzontalnie zaś wyznaczała w społecznym imago
mundi środek oswojonego „naszego świata”.
Teoria antropocentryczna, powołując się na prasymbole, początkiem
wszelkich relacji z miejscem czyni człowieka, a dokładniej ludzkie ciało. Yi –
Fu Tuan przykładowo pisze tak: „Człowiek jest miarą (…), ludzkie ciało jest
miarą kierunków, położenia, odległości”, podobnie w fenomenologii Maurice
Merleau-Ponty’ego – początkiem percepcji jest położenie człowieka, które
wyznacza uniwersalne konfiguracje postrzegania12
. Sytuując siebie pośrodku,
człowiek, jak kwakiutlański neofita, wołający „Jestem w środku świata!”,
obejmuje wzrokiem świat aż po horyzont i cieszy się spokojem wynikającym
z faktu, iż wie, że przejmuje kontrolę, nadaje ton otaczającej go rzeczywisto-
ści. To w tym geście homo microcosmus ustanawia swoją centralną pozycję
wśród istot żyjących. Także w wyniku tego właśnie kreatywnego aktu duch
11 M. Eliade: Sacrum, mit…, s. 87. 12 Maurice Merleau-Ponty: Fenomenologia percepcji, Warszawa 2001.
98
miejsca oderwie się od swojego macierzystego środowiska – świata natury i
stanie się komponentem kultury.
Niemniej jednak, nie jest przypadkiem, iż kardynalny dla pierwotnych
relacji człowiek/miejsce punkt, punkt centralny - zarazem uświęcony i nawie-
umieszcza tam, gdzie przychodzimy na świat, w miejscu urodzenia, gdzie
stawiamy pierwsze kroki i dorastamy. Dom stanowi pierwszy, najbliższy krąg
przestrzenny człowieka, zarazem ośrodek najważniejszych egzystencjalnych
wartości, dlatego też jest najbardziej nacechowany emocjonalnie. To wokół
domu, w rytmiczności rutynowych czynności, skupiają się wiodące praktyki
kulturowe, to tutaj krystalizuje się sens życia. Nie dziwi zatem przekonanie, iż
genius loci, łączący duchowość i przyziemność, prostotę i zagmatwanie,
oczywistość rzeczy wielkich i urodę szczegółu, objawia się właśnie w tej naj-
ważniejszej ludzkiej relacji. Obejmuje ona w pierwszym rzędzie człowieka
i dom, dalej roztacza się: na otoczenie, środowisko lokalne, „małą ojczyznę”.
Strony rodzinne tradycyjnie zresztą należą do przestrzeni sakralizowanych, o
czym opowiadają dawne mity o terra mater, według których to ziemia rodzi
ludzi, dzięki czemu łączy ich z nią afektywna, mistyczna, wiekuista więź.
Teorie umieszczające człowieka w środku świata łączy myśl o orga-
nicznym, uniwersalnym przymierzu istniejącym między podmiotem a miejs-
cem. Nie jest to jednak pakt całkowicie bezstronny. Emancypującemu się
człowiekowi przyświecać bowiem będzie ponętna myśl, by grać pierwsze
skrzypce i przejąć wszechświat razem ze wszystkimi stworzeniami i duchami
w posiadanie. Racjonalizując w toku procesów nowoczesności swe myśli o
świecie, utraci tym samym transcendentny wymiar geniusza, sprowadzając je-
go znaczenie do występujących w miejscu osobliwych, niepowszednich cech.
Fenomenologia ducha
Nie można jednak zapominać, że poczucie sensu istnienia, jakie mie-
ści się w genius loci odnajdywanym na niwie centralnie ulokowanej kultury,
nie wyczerpuje bynajmniej złożoności zagadnienia. Równie zasadna wydaje
się inna wykładnia, o której przypomina Zbigniew Kadłubek: „Epifania ge-
niusza miejsca (…) jest totalnością całkowicie nieuwarunkowanego myślenia
99
całości bycia, całości świata; ma charakter holistyczny”13
. A w innym miej-
scu: „Genius loci w czuły sposób zachęca do uznania faktu, że człowiek jest
częścią świata i ważnym skrzyżowaniem linii wszystkiego, co żyło, żyje i
jeszcze się narodzi, zasieje, rozpleni”14
. Kontemplacja ducha zasadza się tu na
odczytywaniu rozgrywającego się w naturze misterium życia. W tym sensie
przypomina znane z tradycji procedery tropienia hierofanii w świecie przez
człowieka religijnego, który pragnął dotrzeć do różnych modalności sacrum i
czynił to nie tylko przecież po to, by tworzyć własną kulturę według świętego
wzorca, ale po to, by po prostu uczestniczyć w transcendencji.
Jak się wydaje, epifania ducha w świecie ma jednak w tym przypadku
niewiele wspólnego z ontologią naturalistyczną, jaką znamy z myśli dziewięt-
nastowiecznej. Tam uzasadnienie wszystkich zjawisk świata mieściło się w
działaniu praw przyrody pojmowanej materialistycznie. Z podobnym podej-
ściem koresponduje na przykład obecna w filozofii Wschodu formuła krajo-
brazu przyrodniczego – wartości samej w sobie, dostępnej na drodze estetycz-
nej kontemplacji. Ten typ refleksji wpisuje człowieka – istotę podobną do
innych stworzeń ziemskich - w naturalny rytm przyrody, w którym może on
zrealizować jednak co najwyżej, drogą medytacji, potrzebę osiągania harmonii
ze światem. Realizacją marzeń o tej idealnej symetrii są obdarzone znacze-
niem kosmologicznym kompozycje miniaturowych ogródków, popularne w
Chinach od mniej więcej XVII wieku, w których komponentami są symbole
wszechświata: góra, grota, drzewo, woda czy też ich pomniejszone wersje:
misy, w których „ nasycona wonnościami woda przedstawiała morze, a ster-
cząca przykrywa- górę”15
, powtarzające jednak ten sam schemat świata w
miniaturze - krajobraz idealny, pełen sił mistycznych, archaiczna konfiguracja
kosmiczna.
W fenomenologii ducha idzie jednak o inną interpretację rzeczywisto-
ści, taką mianowicie jakiej niegdyś dokonywał człowiek religijny: kamień i
drzewo nie są święte dlatego, że są kamieniem i drzewem, ale dlatego, że wy-
rażają coś, co je zdecydowanie „przerasta”, że duchowość, nadrealność defi-
niują ich prawdziwą treść16
. Genius loci odwołuje się zatem do natury, kom-
pleksowego, żywego organizmu, którego doskonałość wynika z tajemniczego
13 Z. Kadłubek: Esej o geniuszu miejsca z Rzymem w tle, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 51. 14 Tamże, s. 48. 15 M. Eliade: Sacrum…, s.154. 16 Tamże, s.125 – 126.
100
gestu stworzenia, jednak w istocie kryje się pod nim coś więcej niż tylko wy-
czuwalna analogia przyrody i ludzkiego życia. Duch jest patronem, jak określa
to Kadłubek, „więzi z Byciem”. To dlatego w nim czy też poprzez niego
człowiek po heideggerowsku szuka w świecie miejsca dla siebie, odnajdując
w tym procesie głębszy, egzystencjalny sens.
Owo zanurzenie w życiu oznacza, iż za pośrednictwem geniusza miej-
sca w sposób ezoteryczny ujawnia się w danej przestrzeni zarówno atawisty-
czna siła natury, przypominająca o naszej przynależności do wykraczającego
poza epistemologię uniwersum, jak i dorobek ludzkich rąk, świadczący o na-
szych poprzednikach, wszystkich tych, którzy byli tu wcześniej, a których hi-
storia wyryła się trwale w materii świata. W tym ujęciu genius loci istnieje
niejako samoistnie, niezależnie od człowieka; przerasta go na tyle, iż nie może
on go po prostu zniszczyć. Żywotna, bujna energia ducha ma niezwykłą
wprost moc odtwarzania się. Dlatego nawet miasta, które dotknęły tragedie
wojny i wypędzeń, takie jak Wrocław, nie ulegają całkowitej zagładzie, lecz
nom „być tym placem”, „odkrywać sojusz miejsca i rytm własnego serca”17
.
Anioł miejsca, jako siła ponadludzka, domaga się tym samym konie-
cznego respektu, o czym przekonywał, adaptując metaforę na grunt architek-
tury Christian Norberg Schulz. Zgodnie z jego klasycznym już dzisiaj dzie-
łem18
, warunkiem powodzenia w procesie urządzania przez człowieka miejsc,
w których będzie on mógł żyć, jest wsłuchiwanie się w głos prominentnego i
pierwotnego zarazem gospodarza danego lokum – geniusza miejsca. Cały wy-
wód autora, w którym w fascynujący sposób ujawnił, jak dzieła architektury i
szerzej kultury konfigurują miejsce i tożsamość jego mieszkańców, oparty jest
na przekonaniu, iż człowiek w toku tradycji wytwarza znaczenia, jednak nie
imaginuje ich w próżni. Wszystko, co jest stworzone przez ludzi, jak dowodził
badacz, istniało już wcześniej w świecie, a zapisane jest w znakach natury i w
symbolach kulturowych. Tym samym nawiązał do myśli filozoficznej Martina
Heideggera, według której „być na ziemi oznacza być pod niebem”19
.
U Schulza fenomen jakim jest genius loci, dostępny jest spojrzeniu,
które absorbuje świat na zasadzie gry wrażeń, ulotności przebłysków pod pos-
17 Z. Kadłubek: Esej o geniuszu miejsca…, s. 57. 18 Ch. N. Schulz: Genius Loci: Towards a Phenomenology of Architecture, Rizzoli 1979. 19 Tamże, s. 165.
101
tacią światła, które przenika do wnętrza świątyni, podkreślając jej kosmiczną
strukturę, wzgórz, widocznych w prześwicie pomiędzy budynkami, na hory-
zoncie, kontrastujących z barwą południowego nieba. Jednak błędem byłoby
redukowanie tych impresji do satysfakcji estetycznych. Jeśli bowiem mówimy
o genius loci, nawet pozostając na gruncie fenomenologii, mamy na myśli zło-
żoność zagadnienia wykraczającą poza powierzchowne relacje. Musimy za-
tem przyjąć, za Tadeuszem Sławkiem, iż nie to jest istotne, że miejsce rozta-
cza swój powab, urzeka mnie, także nie to, że w efekcie jawi się ono jako do-
stępne konceptualizacji zgodnie z moją wolą. Ważne jest raczej to, że miejsce
jest fenomenem, który mnie pokonuje i deklasuje moje zapędy kategoryzowa-
nia, że emanuje z niego nieprzystępność i złowieszczość20
. Idzie tu w istocie o
czynniki ludzkie: historię, tradycję, skomplikowane procesy kulturowe i nielu-
dzkie: przyrodzoną dzikość i grozę świata, który zawsze radykalnie nie przys-
taje do moich narzędzi poznawczych, ujawnia moją bezsilność i poddaje w
wątpliwość możliwość opisu w ogóle.
Genius bez lokum?
Aby uczestniczyć w doświadczeniu genius loci, chcąc nie chcąc, nale-
żałoby poddać je zatem praktykom dekonstrukcji. Po pierwsze, należy bo-
wiem uznać, iż to nie przestrzeń antropologiczna jest wyłączną i bezwzględną
areną ducha, po wtóre, percypowanie na zasadzie kumulowania myśli i wra-
żeń, które ma zapewnić wgląd w naturę świata nie wystarcza. Genius jawi się
tym samym już nie tylko jako figura pełna ambiwalencji, ale jako osobliwość
złożona z paradoksów, uwidaczniających się w przeciwieństwach, takich cho-
ciażby jak: codzienne/unikatowe, kulturowe/dzikie, urokliwe/pełne grozy, po-
znawalne/nieprzystępne. Przestrzeń opatrzona taką charakterystyką zmusza
człowieka do gruntownego przemyślenia pojęć „myślenie” i „widzenie”, do
zaangażowania intuicji jako narzędzia poznania oraz wyrażenia zgody na fakt,
iż miejsce jest zawsze odmienne od ludzkich względem niego oczekiwań, zaś
nasza wiedza o nim z konieczności musi zostać niepełna21
.
20 Zob.: T. Sławek: Bowman, opodal farmy Chapmana, nad Bear River piaszczysta wyspa na Dunaju
niedaleko Bratysławy, w: Genius loci. Studia o człowieku…, zwłaszcza s. 137 – 141. 21 Tamże, s. 144.
102
Zdekonstruować miejsce znaczy więc w pierwszym rzędzie zaprzes-
tać traktowania go jako foremnego, poddającego się zabiegom klasyfikowania
i archiwizowania kompletnego bytu. Tadeusz Rachwał pisze: „miejsce (…)
jest zawsze już nie na miejscu”22
, co należałoby rozumieć, iż nigdy nie jest
ono stabilne i skończone, lecz zawsze odsyła do czegoś innego, mieszczącego
się poza aktualną wiedzą, topograficzną orientacją, bezpieczną swojskością.
Cytując Jacquesa Derridę, stwierdza dalej, iż miejsca, podobnie jak książki
autora O gramatologii, charakteryzują się geometrią, w której nie ma takich
konwencjonalnych pojęć jak: „środek” i „centrum”, zamiast nich jest dezorie-
ntujący labirynt. W ten sposób miejsce jest „skierowane na zewnątrz”, jego is-
totą jest „wychodzenie ku temu, co być powinno”, ruch w kierunku nieobec-
nej przyszłości, zmiany, doskonałości. Genius loci jako duch „odmiejscawia-
nia miejsca” jest tu metaforą sposobu myślenia o świecie, który wzbudza „za-
niepokojenie” i „zastanowienie”23
.
Gest dekonstrukcji odsłaniać ma więc w miejscu nieczytelne obrzeża
zamiast oczywistych i rzucających się w oczy punktów centralnych, kierować
uwagę na marginesy, suburbia, obszary „obcego”. Zdaniem Tadeusza Sławka
dostrzeganie „inności” w obrębie „swojskości” ma tutaj kluczowe znaczenie.
Rytmiczność codziennych praktyk w obrębie antropologicznej przestrzeni
własnej utwierdza bowiem człowieka w mylnym przekonaniu, iż oto posiadł
on „całą” wiedzę o „swoim”, gdy tymczasem tak naprawdę nie wie nic lub ba-
rdzo mało. Konieczne jest zatem wyzbycie się ścisłej przyległości do miejsca,
a co za tym idzie oddalenie od domu. „Genius loci jest tą siłą, która nie dopu-
szcza do tego, aby miejsce zostało całkowicie i bez reszty „umiejscowione”,
aby było wyłącznie „miejscowe” i „na miejscu”; jest otwarciem miejsca na
świat”24
. Dlatego właśnie namysł nad światem inspirowany przez genius loci
niesie z sobą, jak określa to autor: „głęboki kryzys poczucia zadomowienia”, a
„duch miejsca wy – miejscawia”25
.
Jak widać, „stabilitas jest wroga geniuszowi”, „odgradza go od świa-
ta”26
. A skoro tak, musimy przyjąć, iż anioł miejsca jest stanem świadomości,
jaką zyskujemy nie zamieszkując po prostu, a raczej będąc w ruchu, wędrując.
22 T. Rachwał: O powinności miejsc, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 65. 23 Tamże, s. 64 – 65. 24 T. Sławek: Vedi Napoli, e poi muori! Neapol i genius loci, w: Genius loci. Studia o człowieku …, s. 85. 25 Tenże: Bowman, opodal farmy Chapmana…, s. 132. 26 Z. Kadłubek: Esej o geniuszu…, s. 50.
103
Zgodnie z powyższym można by powiedzieć, że w sposób najbardziej oczy-
wisty daje się genius poznać wszystkim tym, którzy miejsce z różnych przy-
czyn opuszczają, rozmyślnie lub bezwiednie się z niego wyłączają - emigran-
tom, banitom, outsiderom. Z pewnością tak właśnie jest, czego dowodem jest
szeroko reprezentowana w literaturze twórczość emigracyjna, w której utraco-
ne miejsce odzyskiwane na powrót w przestrzeni tekstu, dzięki namiętności
wynikłej z tęsknoty, zyskuje bardziej wyraziste, pełniejsze, a czasem imponu-
jąco przebudowane kształty. Trzeba jednak zaznaczyć, iż opis świata, jakiego
oczekiwalibyśmy, patrząc przez okulary genius loci, nie może mieć nic
wspólnego z chwytającą za serce nostalgią zamkniętą w określonej, zastygłej
formie, ponieważ, jak wiadomo, geniusz nie jest wybranym, raz na zawsze
ustalonym pejzażem.
Faktycznie istotą tego, co nazywamy aniołem miejsca, nie jest wszak-
że fizyczne oddalenie, wywołujące określone stany emocjonalne, a raczej
przeżycia i doznania, jakie towarzyszą relacjom człowieka z miejscem w
określonym „tu i teraz”. Miarą tych doświadczeń jest zaś suwerenność i nie-
skrępowanie myśli. Mówiąc inaczej, nie idzie więc o to, by podróżować, a już
na pewno nie o to, by zbierać kolekcjonerskie zapasy miłych obrazów z punk-
tów widokowych czy zachować neutralną pozę turysty, którego zadowalają
banalne pamiątki i którego nie dotyczą lokalne problemy. Idzie o to, by reflek-
syjnie zagłębić się w miejsce, poznać je gruntownie, a nie tylko z góry, prze-
niknąć to, co nieoczywiste, co niekoniecznie rzuca się w oczy, polemicznie
odnieść się do jego bieżących spraw - co jednak jest cechą zamieszkiwania,
nie zaś orientowania się w przestrzeni lub zwiedzania.
Kiedy Tadeusz Sławek pisze, iż „tylko spoza „miejsca” odsłania się
jego geniusz”27
, należy to być może rozumieć tak, iż, aby zaznać mocy ducha,
trzeba świadomie oddalić się, pozostając jednocześnie we własnym domu, w
jego wnętrzu poczuć się jak gość, być w pewnym sensie „obcym” we „wła-
snej” wspólnocie lub spojrzeć na „swoje” miasto oczami przybysza, nie za-
dowalając się jednym, ustalonym kiedyś wizerunkiem. Oddalenie nie jest tu
rozumiane jako fizyczna odległość, a raczej jako dystans egzystencjalny (nie
dystans - chłód emocjonalny!), sposób bycia, któremu patronuje myśl, iż
ludzka wiedza o miejscu z konieczności zawsze będzie niepełna, dlatego war-
27 T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga i ludzi…, s. 80.
104
to pozostawić w tej relacji margines wolności, puste, potencjalne miejsce dla
nowych, bezimiennych jeszcze treści. Tę wzajemną współzależność określić
można również tak: zamieszkiwać nie mieszkając, być bezdomnym, mając
dom, zachować podniosłą niezależność myślenia w familiarności codzienne-
go, rutynowego obrządku.
Dekonstrukcja miejsca pociąga za sobą zasadniczą zmianę w kwestii
tożsamości, której nie może już po prostu ustanowić kompletny i relacyjny
punkt, gdyż ten, jak wiadomo, nie istnieje, lecz dynamika, ruch, otwarcie się
na inność, a nawet obcość umiejscowioną w ramie własnego „ja”. Odkryć w
sobie „innego” oznacza przy tym nie tylko empatycznie wczuć się w sytuację
drugiego człowieka, mieszkańca przeciwnego skraju miasta, sąsiada przyby-
łego niegdyś z daleka albo też dawnego autochtona, być może mówiącego
niezrozumiałym językiem. Konieczne jest uznanie faktu, iż miejsce razem ze
swoją historią, wpisaną weń naturą i kulturą, radykalnie bierze górę nade mną,
pokonuje mnie, nie umniejszając jednak wcale moich kreatywno – koncepcyj-
nych możliwości. Można też nazwać tytaniczne właściwości przestrzeni „we-
zwaniem”, które płynie ze strony miejsca w kierunku zamieszkującego je
człowieka i odmienia go w kogoś innego, bardziej wrażliwego na otaczający
świat, gotowego odkrywać jego złożone treści. Tylko w taki sposób człowiek
ma szansę odzyskać swoją tożsamość, a miejsce może stać się czymś więcej
niż tylko adresem zamieszkania.
Duch ukryty w „warstwach” kultury
Problem tożsamości wiąże się z dziedziną ducha miejsca w sposób
oczywisty, ponieważ tak samo dotyczy relacji człowieka z miejscem. Współ-
cześnie obydwa wątki z konieczności należy rozpatrywać w kontekście pono-
woczesnej utraty miejsc antropologicznych, symbolicznych punktów identyfi-
kacji, zmieniających się w przestrzenie tranzytowe, tymczasowe, instrumen-
talne – słowem „nie – miejsca”, jak nazywa je Marc Auge28
oraz na tle kryzy-
su tożsamości, która coraz częściej jawi się nie jako przynależność do kogoś i
czegoś, lecz jako niezlokalizowany konkretnie „problem”, „zadanie do wyko-
28 Zob.: M. Augé: Nie – miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, Warszawa 2010, s.
51 – 80.
105
nania”29
. Swoistym panaceum na egzystencjalne bolączki człowieka dwudzie-
stego pierwszego wieku są identyfikacje odnajdywane na gruncie kultur re-
gionalnych i lokalnych. Aktywność orędowników wskrzeszania tych tożsamo-
ści koncentruje się na działaniach mających na celu na powrót przywrócić
więzy człowieka z bliską przestrzenią. Aby jednak dokonać tego w zgodzie z
genius loci, należy spełniać pewne konieczne warunki.
Wszelkim działaniom proregionalnym i prolokalnym towarzyszyć
musi w szczególności refleksja o uwolnieniu się od pokus dominacji i świa-
domość, że potencjalny nowy porządek nie może być miejscu narzucany i
utrzymywany przemocą. Miejsce bowiem nie jest niczyją własnością, tak
samo, jak nie jest stabilną, trwałą, ustaloną formą. Gdyby traktować geniusza
jako nieprzemijalną cechę miejsca, konstytuującą stały jego wizerunek, musie-
libyśmy zgodzić się na funkcjonowanie ducha jako co najwyżej narzędzia
promocji danej miejscowości, zredukowanego do banału, wygodnego stereo-
typu, swojskiego produktu, jakim rozporządzają lokalni włodarze, by spełnić
potrzeby konsumpcyjne turystów. Także zaborcze, konkwistadorskie aspiracje
ery nowożytnej, prowadzące do jednoznacznego podporządkowania prze-
strzeni człowiekowi, są całkowicie obce formie myślenia, jaką jest genius loci,
ponieważ jest on zasadniczo „przestrzenią niesystematyzowaną i nietematy-
zowalną”30
. Niestety, nie zawsze pamiętają o tym autorzy projektów przebu-
dowy współczesnych miast, w których postępujące procesy modyfikacji miej-
sca wciąż przypominają apodyktyczne gesty człowieka - demiurga śniącego
sen o nowoczesności.
Duch miejsca, o czym nie można zapominać, jakkolwiek bardzo
współcześnie otwarty semantycznie i ujawniający się w każdorazowym „tu i
teraz”, w istocie jest duchem przeszłości. Dlatego namysł nad geniuszem
przypomina o potrzebie stanu świadomości, którą Paul Ricoeur nazwał „kultu-
rą szacunku”, a która zasadza się na atencji dla historii; nie tyle dla faktów czy
postaci historycznych, które miały wpływ na miejsce, ile dla całego konglo-
meratu kulturowych śladów pozostawionych przez minione stulecia, tworzą-
cych określony klimat i atmosferę. Co do atmosfery, to trzeba by pojmować ją
tak, jak trafnie formułuje to Ilja Kabakow: „Kiedy mówimy o aurze miejsca,
to mówimy nie tyle o specyficznych przedmiotach, budynkach czy historycz-
29 Zob.: Z. Bauman: Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, Gdańsk 2007. 30 T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga…, s. 88.
106
nych zdarzeniach związanych z konkretnym miejscem(…). Mówimy raczej o
licznych kulturowych „warstwach” skupionych w danym miejscu. Mówimy o
odczuciu historycznej głębi, o nakładających się na siebie obrazach (…); mó-
wimy o aktywizacji pamięci, która przesądza o wielowarstwowości i wielo-
głosowości miejsca”31
.
Jawi się zatem genius loci jako polifonia głosów rozbrzmiewających
w miejscu, mozaika relacji, nie zaś wybrana partykularna zależność. Tworzy
go w równej mierze indywidualizująca aktywność „ja”, co rozsądne współ-
uczestnictwo w „my”. Definiowany jest w kategoriach ruchu i komunikacji.
Jednak nie tej, do której dążą nowoczesne miasta, budując jak najszersze,
przecinające na wskroś arterie, zapewniające tak zwaną „płynność ruchu”.
Komunikacyjne właściwości ducha zasadzają się na jego zdolności do kumu-
lowania i przekazywania znaczeń. Miejsce nawiedzone przez ducha jest bo-
wiem „palimpsestem nakładanych na siebie elementów”, jest „dodawaniem” –
„marmurowy liść na liściu”, „stal na stali”, „kamień, warstwa na warstwie”32
.
Sensu geniusza poszukiwać można w pokładach historycznie i synchronicznie
formujących miejsce: w fakturze i kształcie dawnej i współczesnej materii, w
uroku detali architektonicznych, w rozbłyskach światła, w idei sąsiedztwa i
bliskości, ale także w rozmaitości polemicznie usposobionych języków.
Genius loci, jak starano się wykazać, jest z jednej strony figurą antro-
pologii, z drugiej zaś złożonym zjawiskiem we współczesnej kulturze, ukazu-
jącym problemy, jakie nurtują ponowoczesnego człowieka. Zarówno w pierw-
szym, jak i drugim wypadku jest jednak formą myślenia o miejscu, a właści-
wie głęboką refleksją o świecie i ludzkiej w nim obecności. W nauce jest tak-
że uczonym namysłem nad sposobami postrzegania w ogóle, a zatem jest me-
tarefleksją. Jako taka rodzi się na gruncie nawarstwiania się znaczeń, w efek-
cie czego dane miejsce pozostaje ciągle jakby w ruchu, niekompletne i niedo-
kończone.
Ewa Rewers nazywa geniusza miejsca metaforą ontologiczną, która
stanowi „jeden ze sposobów przystosowywania się języka pojęciowego do
świata jeszcze niepoznanego lub takich jego aspektów, których cechą konsty-
tutywną jest nieprzezroczystość, wieloznaczność, niepowtarzalność”33
. Z kolei
31 I. Kabakow: Publiczny projekt albo duch miejsca, w: Miasto w sztuce…, s. 348. 32 T. Sławek: Miasto. Próba zrozumienia, w: Tamże, s. 44. 33 E. Rewers: Od miejskiego genius loci do miejskich oligopticonów…, s. 16.
107
Chaim Perelman funkcję ontologiczną metafor sprowadza do analogii, pisze
tak: „Naukowiec (…), kiedy ma do czynienia z nową dziedziną dociekań (…)
daje się prowadzić analogiom. Analogie te odgrywają przede wszystkim rolę
heurystyczną – występują jako narzędzia wynalazczości dostarczające bada-
czowi hipotez, które ukierunkowują jego poszukiwania”34
. Jak z tego wynika
genius loci jest w dzisiejszej nauce skutecznym narzędziem poznawczym,
można nawet uczynić krok dalej i zaryzykować twierdzenie, iż staje się także
pojęciem naukowym w antropologii. Jego semantyka zdaje się bowiem kry-
stalizować i dość konkretnie można go zdefiniować jako miejsce, w którym
synchronicznie i diachronicznie, warstwowo układają się znaczenia. Tworzo-
ne i odkrywane zaś są na zasadzie równorzędności treści i pluralizmu form.
W perspektywie pedagogiki miejsca
Skoro jednak genius loci oprócz swego występowania na niwie nauki,
jest jeszcze żywym i aktualnym zjawiskiem kulturowym, kojarzonym ze śro-
dowiskiem i tożsamością człowieka, powinien znaleźć swoje miejsce w dys-
kursach edukacji. Podjęcie wysiłku odczytywania piętrzących się w miejscu
sensów wymaga bowiem przede wszystkim określonej wiedzy i umiejętności.
Nie idzie tu wyłącznie o wyposażanie młodego człowieka w toku edukacji
szkolnej w wiadomości historyczne, geograficzne, etnograficzne czy ekono-
miczne na temat miasta, regionu, w którym żyje, lecz o transmisję sposobów,
z pomocą których może udać się mu w przyszłości nawiązać bliskie, intymne
relacje z przestrzenią, które jednocześnie opierać się będą na procesach men-
talnych sięgających „w głąb”. Być może spontaniczny przekaz owych sposo-
bów życia w miejscu, jaki zachodzi w toku socjalizacji i inkulturacji nie wy-
starcza już dzisiaj i ukierunkowana pedagogizacja, prowadzona nie tylko na
płaszczyźnie szkoły, ale przy zaangażowaniu innych instytucji oraz sektora
użyteczności publicznej, mogłaby się okazać niezbędna.
Jak bowiem można sądzić, pozostawanie w duchowej łączności z
miejscem wciąż jeszcze przekonuje współczesnych ludzi. Być może genius
loci pożegluje kiedyś w stronę jeszcze bardziej zindywidualizowanych, ale też
zredukowanych do skopiowanego obrazu, więzi z miejscem, zamkniętych w
34 Ch. Perelman: Analogia i metafora w nauce, poezji i filozofii, Pamiętnik Literacki LXII, z. 3, s. 250.
108
formule nowych technologii, w których treścią naszej metafory będzie oligop-
ticon35
? Jakkolwiek by było, pomimo obserwowalnych w dzisiejszych mia-
stach radykalnych procesów rozmywania się idei miejskości w bezimiennych
przestrzeniach urbanistycznych, o których pisze Ewa Rewers, pozbycie się
aniołów miejsca, równoznaczne z wykorzenieniem, jest jednak sprawą jakiejś
nieokreślonej i, miejmy nadzieję, niedosiężnej przyszłości.
Przed pedagogiką miejsca rysuje się natomiast całkiem konkretne za-
danie przygotowywania młodzieży do lokalizowania się w miejscu na nowych
zasadach. Podstawową praktyką powinno być uczenie, w toku procesów wy-
chowania i kształcenia, rozumnego patrzenia i konfigurowania składników
tego świata bez inklinacji do podporządkowywania, zawłaszczania przestrzeni
przez forsowanie jakiejś jej jedynej wizji. Spojrzenie to oczyszczone z miał-
kości łatwego stereotypu, za to pełne emocji, wiedzy o kulturze i historii, musi
mieć ostrość przenikania taką, by pozwoliła dostrzec to, czego w miejscu
jeszcze zwyczajnie nie ma, ale co rysuje się już jako potencjał dla przyszłych
całkiem może innych treści.
GENIUS LOCI AS AN ANTHROPOLOGICAL FIGURE.
SEMANTIC TRANSFORMATIONS,
INTERPRETIVE CONTEXTS
The title of this article is the examination of the nature of genius loci phenomenon in
culture as well as rethinking its status in contemporary anthropology. The subject of
the analysis is the ambiguity of the concept, which functions as a multi-layered meta-
phor in both society and science and its dynamics and evolution on the basis of mod-
ernistic processes. The analysis aims to establish the importance of genius in relation
to different research contexts.
Dr Ilona Copik – Wydział Nauk Humanistyczno-Społecznych Gliwickiej Wyższej
35 Określenia oligopticon, które jest powołane w celu ożywienia uschematyzowanej metafory geniusza, a
które wskazuje zarazem na istotę relacji człowieka i miejsca w kulturze obrazu, używa Ewa Rewers, zob.: Od miejskiego genius loci …
109
Joanna KUŹNICKA
TRAJEKTORIE ORTEGIZMU W KULTURZE
Zmienny charakter rzeczywistości - perspektywizm
Kluczowym obszarem w rozumieniu kultury i antropologii jest dla
Ortegi y Gasseta teoria perspektywizmu. Ta filozoficzna orientacja kształtuje
się już między 1914 a 1917 rokiem, kiedy Ortega proponuje przełamanie ten-
dencji idealizmu i realizmu, by w Medytacjach o Don Kichocie zaprezentować
trzecią drogę - perspektywizm, który osiągnie formę dojrzałą w Zadaniach
naszych czasów1. Poprzedzona została ona przejściem od lektur Renana i filo-
zofii neokantyzmu do Bergsona, Nietzschego i Kierkegaarda. Ten ostatni rów-
nież posługiwał się pojęciem rozumienia, widzenia, które jest perspektywicz-
nie osadzone w pewnym kontekście.
Rzeczywistość jest zmienna, a poznanie ludzkie jego zdaniem jest
wybiórcze i zachodzi z określonego punktu widzenia – perspektywy, co ilu-
struje fragment z Medytacji o don Kichocie: „Ściśle rzecz biorąc, z perspek-
tywy każdego miejsca, las stanowi pewną możliwość. Jest ścieżką, która mo-
glibyśmy podążyć, by po kilku krokach trafić na źródło, którego lekki szum
dochodzi do nas, jakby tłumiony ciszą. Las stanowi pewną sumę naszych
możliwych czynów, które jednak – jeśli ich dokonamy – utracą swoją pier-
wotną wartość. Wszystko to czego doświadczamy w lesie bezpośrednio, sta-
nowi jedynie pretekst do tego, aby cała reszta mogła pozostać w ukryciu i w
oddaleniu.[…] Las zawsze jest nieco dalej niż my”2. Nasze życie to las. Las to
perspektywa. Perspektywa to rzeczywistość. Kiedy znajdujemy się w danym
punkcie, okoliczności będą zmieniały się w zależności od punktu, w którym
jesteśmy. Punktu widzenia, myślenia, przeżywania, wartościowania oraz od-
powiadającym im elementom rzeczy i rzeczywistości. Rzeczywistość to sze-
roka perspektywa, życie to sieć okoliczności. „Kiedy w końcu przekonamy
1 J. Sánchez Villáseñor, Pensamiento y trayectoria de José Ortega y Gasset, México 2007, s. 60. (wyd. I
Mexico 1943). 2 J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, Warszawa 2008, s. 37.
110
się, ze bytem ostatecznym świata, nie jest materia, ani dusza, nie jest żadna
określona rzecz, ale pewna perspektywa? Bóg jest perspektywą i hierarchią;
błąd szatana był błędem perspektywy”3. Życie ludzkie, określone tu metaforą
lasu, jest zbiorem możliwości, poprzez które w danym momencie konstruuje-
my rzeczywistość. „Perspektywa jest uporządkowaniem i formą w jakich
przedstawia się oglądającemu rzeczywistość. Jeśli zmieni się punkt, który
zajmuje obserwator, zmianie ulegnie również perspektywa” 4. W niezmierzo-
nej perspektywie świata musimy dla naszej okoliczności znaleźć miejsce.
Życie ludzkie jest ciągłym absorbowaniem owych okoliczności, które dla
filozofa są drugą częścią naszego „Ja”. „Ten obszar rzeczywistości mnie ota-
czającej tworzy druga połowę mojej osoby: tylko przez nią mogę się spełnić i
być całkowicie sobą. […] „Ja” jestem mną i moją okolicznością i jeśli jej nie
ocalę, nie ocalę i siebie”( Yo soy yo y mi circunstancia, si no salvo a ella, no
me salvo yo)5. W innych tłumaczeniach używa sie liczby mnogiej na określe-
nie okoliczności „ ja to ja i moje okoliczności.” Tak czyni Krzysztof Polit w
swej monografii Ortegi6, jak i Janusz Wojcieszak w tłumaczeniu Medytacji o
„Don Kichocie”7. Jednakże sam filozof używa słowa okoliczność w liczbie
pojedynczej lub mnogiej. Człowiek składa się zatem z „ja” i „mojego ja”,
czyli „ja i okoliczności”. Okoliczności stają się drugą częścią osoby. Jarosław
Gowin w książce Ortegiańska filozofia życia, interpretuje drugie „ja” jako
„dynamiczną ciągłość aktów twórczych kierowanych przez człowieka ku
światu, gwarantujących utrzymanie kontaktu z okolicznościami, natomiast
pierwsze „ja” to osobowość we właściwym sensie, lecz nie osobowość preeg-
zystująca na podobieństwo tego, co tradycyjnie ujmuje się jako dusza, ale
tworząca się dopiero w toku ludzkiej działalności. Osobowość stanowi tedy
rezultat przełamywania się ludzkich czynów w spowijającej człowieka war-
stwie okoliczności, jest powstającą w czasie wypadkową ludzkiej aktywności
i wpływu zewnętrznego”8. Badacze napotykają wyraźnie trudności z określe-
niem tego Ortegiańskiego terminu. Świadczy o tym chociażby tok myślenia w
podanym fragmencie z książki Krzysztofa Polita Kryzys cywilizacji Zachodu
3 Tamże, s. 21. 4 J. Ortega y Gasset , Po co wracamy do filozofii, j. w., s. 120. 5 Medytacje nad „Don Kichotem”, [w:] R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w. , s. 213 oraz 43. 6 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli Jose Ortegi y Gasseta, Lublin 2005, s. 43. 7 J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, przeł. Janusz Wojcieszak, Warszawa 2008., s. 17. 8 J. Gowin, Ortegiańska filozofia życia, Znak, nr 8/9, s. 30.
111
w myśli José Ortegi y Gasseta: „A sam człowiek? Co pozostanie, kiedy po-
zbawimy go pamięci, intelektu, woli, charakteru, pragnień, wspomnień, pożą-
dań, namiętności? Kiedy wszystko to zaliczymy do okoliczności, gdyż takie
rozumienie tego terminu jest dopuszczalne w Ortegiańskiej filozofii. Okolicz-
ności oznaczają tutaj nie tylko świat przyrody, nie tylko społeczeństwo, in-
nych ludzi, kulturę, świat norm i wartości, zdobycze techniczne, ale również
to, co tradycyjnie rozumiane było jako niezbywalny aspekt samego bytu ludz-
kiego. Tak czy inaczej, pozostaje nam owo „ja”, które w dodatku w centralnej
fazie Ortegiańskiej filozofii pojawia się dwa razy: „ja to ja i moje okoliczno-
ści”. Podwójne użycie tego terminu świadczy o tym, że możemy tu mówić o
podwójnym charakterze ludzkiej jaźni, a dokładnie o podwójnym jej dynami-
zmie9. Ortega neguje tradycyjne teorie filozoficzne, człowiek nie jest ciałem -
tak jak chciał tego naturalizm, ani nie jest świadomością - tak jak w ideali-
zmie. Pełnią one rolę służebną wobec człowieka są środkami jakie napotyka
„ja” w trakcie życia.
W analizie pojęcia „okoliczności” Ryszard Gaj zwraca uwagę, że dro-
gą dojścia, źródłem natchnienia dla myśliciela stał się krajobraz, który obser-
wował i który umieszczał w swoich licznych esejach. Drogą do zrozumienia
filozofii perspektywizmu są właśnie opisy przyrody ilustrujące jego tezy. Oto
kilka przykładów z Medytacji o „Don Kichocie”: „Moim naturalnym oknem
na świat jest przełęcz Guadarramy albo pola Ontigoli. Ten wycinek otaczają-
cej mnie rzeczywistości tworzy druga część mojej osoby: tylko dzięki niemu
jestem pewną całością i mogę być w pełni sobą. Nauki biologiczne badają
ostatnio organizm żywy jako całość złożoną z ciała i określonego środowiska:
tak wiec proces życiowy nie polega jedynie na przystosowaniu ciała do śro-
dowiska, ale także na przystosowaniu środowiska do ciała. Ręka usiłuje dopa-
sować się do danego przedmiotu, aby go dobrze uchwycić, ale jednocześnie i
każdy przedmiot kryje już w sobie pewne podobieństwo do określonej ręki”10
.
Człowiek i byty niematerialne są w nieustannej kategorii relacji, w każdej
rzeczy tkwi pełnia jej możliwości. Rzeczy same w sobie nie są bytem, ani
życiem, stają się nimi dopiero w relacji do człowieka. Aby stały się życiem,
muszą znaleźć się w obrębie czyjejś świadomości. Toteż dlatego, że nie mają
bytu człowiek czuje się w nich zagubiony niczym rozbitek. Jego zadaniem jest
9 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu…, j. w., s. 44. 10 J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, j.w., s.22.
112
wymyślenie im bytu i podporządkowanie się rzeczom, bowiem przynależą one
do jego okoliczności11
.
Ta możliwość – potencjalność rzeczy wchodzi w relacje z człowie-
kiem, który może ją twórczo wykorzystać, czyli ocalić. Celem pisania esejów
tywizm są ograniczone, ponieważ absolutyzują swój punkt widzenia. „Świat
zatem istnieje perspektywicznie, nie ma centrum albo centrum znajduje się
wszędzie. Centryzm jest właśnie przejawem prowincjonalizmu. Tym grzeszą
ludzie Zachodu, nie dostrzegając racjonalności innych kultur i nie przyznając
im prawa do własnej perspektywy”15
.
Opinia ta współgra ze współczesnymi teoriami kultury, ujęciami so-
cjologicznymi i filozoficznymi, które podkreślają, że tradycyjny model świata
- centrum – peryferie, nie odpowiada dzisiejszemu stanowi kulturowo – spo-
łeczno – ekonomicznemu świata. Tendencje owe widoczne są w pismach ta-
kich badaczy jak Arjun Appadurai, Manuel Castells, Zygmunt Bauman, Jean
Baudrillard. Sprzyjają temu dziś zjawiska netcentryzmu, globalizacji, usie-
ciowienia w ponowoczesnym świecie.
Czy teoria perspektywizmu nie wpisuje się w świat Internetu? Czy
analizując Ortegiańską metaforę lasu, nie czujemy podskórnie, że doskonale
wpisałaby się w cyfrowy świat hipertekstów ?
Krajobrazem Medytacji jest przyroda - pejzaż naszego życia. Wpływa
na to, jacy jesteśmy. Podróże dynamizują nasze „okoliczności”, odnawiają nas
wewnętrznie. Ortega powołuje się w swoich poglądach na przyrodę, na bada-
nia niemieckiego biologa Jacoba von Uexkülla, na „nową biologię”. Kluczo-
wym pojęciem był dla niego Uwelt (wokółświat). Jest to świat otaczający isto-
tę żywą, która projektuje na zewnątrz siebie znaki zmysłowe, znaki postrzega-
nia. Według niego, organizm ludzki jest zdolny do twórczej adaptacji w ob-
cym środowisku, a nie skazany na bierność jak tego chciał Darwinizm. Jest to
możliwe także dzięki zmianom hormonalnym zachodzącym w ciele człowie-
ka.
„Do okoliczności należą także ciało, dusza człowieka, które są jedynie
jego „aparatami”, mechanizmem fizycznym i psychicznym. […] Ortega jesz-
cze inaczej uzasadnia swoją oryginalną tezę, że ciało i dusza nie należą do po-
dmiotu. Życie jest dla mnie oczywistością i wszystkie jego składniki istnieją
14 R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w., s. 83. 15 Tamże, s. 86.
115
dla mnie, gdyż są dla mnie przejrzyste. Dlatego moje ciało, nie będąc przej-
rzyste, nie istnieje dla mnie w moim życiu, to samo dzieje się z duszą. […]
Dziki człowiek nie ma teorii ciała ani duszy a jednak żyje”16
. Byt duszy i ciała
pojawia się dopiero na poziomie świadomości - na przykład naukowej. Okoli-
czności nie istnieją bez człowieka, są zespołem ułatwień i utrudnień jakie na-
potyka człowiek w trakcie swojego życia. Życie składa się natomiast w myśl
ortegizmu z zaspakajania potrzeb. Każda potrzeba, jeśli ją wesprzemy, przek-
ształca się w obszar kultury. Życie to obszar tego, co dane bezpośrednio, to
okoliczności, „odłamki życia”, z którego nie wyłonił się jeszcze żaden duch
logos. Jest burzliwe i problematyczne. Logos jest pewnym sensem, powiąza-
niem tego wszystkiego, co jednostkowe, bezpośrednie i okolicznościowe, po-
zbawione znaczenia. Życie jest dla filozofa zbiorem okoliczności i przypad-
ku17
. Kultura uobecnia się w życiu jednostkowym, w tym, co dane bezpośred-
nio. Wszystko to powstało za sprawą duchowej siły twórców, ale także za
sprawą ich kaprysów i nastrojów, a te jak wiadomo opierają się na zmianie.
Dlatego „nie należy kultury nabytej zamieniać w posag, troszcząc się bardziej
o jej odtwarzanie niż wzbogacanie. […] Wszystko co dzisiaj otrzymujemy ja-
ko już przyozdobione w subtelne aureole, musiało w swoim czasie podlegać
zawężeniu i skurczeniu, by zaistnieć w sercu konkretnego człowieka”18
. Orte-
ga to przeciwnik kulturowego schematyzmu, podręcznikowego powtarzania
utartych reguł w procesach interpretacji dzieł kultury. „Nie powinniśmy ciągle
ulegać zauroczeniu hieratycznymi wartościami, lecz wywalczyć odpowiednie
pośród nich miejsce dla naszego indywidualnego życia. Podsumowując: reab-
sorbcja danych nam okoliczności stanowi konkretne przeznaczenie każdego
człowieka”19
. Dla filozofa tymi okolicznościami była przełęcz Guadarramy,
która jego zdaniem tworzyła drugą część jego osoby. Dzięki niej mógł być ca-
łością i być w pełni sobą20
. Taką postawę dostrzega w Biblii i przywołuje cy-
tat benefac loco illi quo natus es, (bądź dobroczyńcą miejsca, w którym się
urodziłeś ). Natomiast dla przedstawicieli szkoły platońskiej celem kultury
jest „ocalanie pozorów” zjawisk, poprzez poszukiwanie sensu świata. Ortega
postuluje zwrot ku konkretnej części świata, z konkretnego punktu widzenia
16 R. Gaj, Ortega y Gasset, Warszawa 2007, s. 63-64. 17 J. Ortega y Gasset, Medytacje…, j. w., s.20. 18 Tamże, s. 20. 19 Tamże, s. 22. 20 Tamże, s. 22-23.
116
na konkretną część kształtującego nas pejzażu. Pragnie zmiany perspektywy
dotychczasowego patrzenia na kulturę, dotychczasowe wizje były niepełne,
błędne, a błąd miał charakter optyczny, był błędem patrzenia – perspektywy.
Należy dokonać zwrotu ludzkości ku życiu, ku najskrytszym pragnie-
niom człowieka, włącznie z cielesnością człowieka. „[…] Nadszedł już czas,
abyśmy rozstrzygnęli wreszcie kwestię hipokryzji drzemiącej rzekomo w cha-
rakterze człowieka doby nowożytnej, który udaje zainteresowanie wyłącznie
pewnymi uświęconymi przez konwenanse dziedzinami – nauką, sztuką czy
społeczeństwem – ograniczając, tak jak by nie można inaczej, swoje najskryt-
sze pragnienia do błahostek czy wręcz sfery biologicznej. […] Mamy tutaj do
czynienia z tajemnicą samych podstaw witalności, nad którą człowiek współ-
czesny z przyzwoitości powinien się zastanowić i próbować zrozumieć. Dzi-
siaj ogranicza się do jej skrywania, odsuwa od niej wzrok, podobnie jak od
tylu innych mrocznych sił – choćby popędu seksualnego - które jednak, wsku-
tek tych wszystkich uników dominują w jego życiu”21
. Sensem życia człowie-
ka nie są wielkie sprawy, wielkie przyjemności, lecz „owa błoga chwila przy
zimowym ognisku, owo przyjemne odczucie przy kieliszku likieru, ów sposób
stawiania kroków przez powabną dziewczynę, której skądinąd nie kochamy
ani tez nie znamy, jakiś przebłysk geniuszu w miłych słowach błyskotliwego
przyjaciela”22
. Cielesność człowieka, jego popędy, dążenie do zaspakajania
potrzeb seksualnych to podstawy witalności. Należy zmienić dotychczasową
postawę przyjętą przez społeczeństwo, polegającą na skrywaniu tychże aspek-
tów ludzkiego życia. To, co podświadome, pod-ludzkie, trwa w człowieku,
jest sensem jego trwania. Dlatego nie możemy pozbawić człowieka sensu ży-
cia23
. Społeczeństwo XX wieku doceniło ważność sfery fizjologicznej i cieles-
nej człowieka. Wiemy, że zdrowie człowieka opiera się na równowadze mię-
dzy psychiką i cielesnością człowieka. Problem polega jednak na tym, iż lu-
dzkość, której Ortega zarzucał kiedyś hipokryzję i zakłamanie, popadła teraz
w skrajność, propagując pierwszoplanową rolę cielesności. Kulturowy zwrot
ludzkości w stronę cielesności dokonał się i dokonuje nadal na naszych
oczach. Oczywiście w niektórych formach kultury przybrał on postać ekstre-
malną, stał się ekstremizmem, według terminologii ortegizmu. Przykładami
21 Tamże, s.24. 22 Tamże, s. 25. 23 Tamże, s. 25.
117
mogą być niektóre odmiany kultury medialnej, programy i kanały telewizyjne,
które bazują na cielesnym li tylko aspekcie ludzkiej egzystencji. Popularyzują
one określone style życia skupione wokół ludzkich popędów seksualnych,
żądz cielesnych i fizjologicznej sfery zachowań - stając się wzorem stylu ży-
cia. Skrajność taka powoduje, że część populacji ludzkiej, czy tego chce czy
nie, żyje pod przymusem zmysłowości !
Ziścił się zatem projekt Ortegi, ale cielesność stała się ekstremizmem
i jest dzisiaj jednym z zagrożeń i niebezpieczeństwem dla cywilizacji zagro-
żonej demoralizacją, ale i to filozof przewidział w Buncie mas. Cielesność
wraz z kultem zmysłowości stała się integralną częścią kultury.
Krzysztof Polit zwraca uwagę na to, że atak ortegizmu na filozofię
nowożytną jest próbą odwrócenia podporządkowania władz zmysłowych ro-
zumowi, na rzecz wyzwolenia zmysłowości. Estetyka nie może być wchłonię-
ta przez logikę i metafizykę. „W tej sytuacji te wszystkie jej procesy, które nie
pasowały do racjonalistycznej epistemologii, jak chociażby intuicja, wyobraź-
nia, swoboda twórcza, stały się bezdomne. Ortega usiłuje dowartościować i
wprowadzić ponownie do obiegu kultury ten właśnie stłamszony i zapomnia-
rzę, pantera – rzuca się na nas nieoczekiwanie, przenikając do naszego wnęt-
rza przez szpary zmysłów, podczas gdy świat ideałów zależy tylko od nas sa-
mych. Narażamy się zatem na niebezpieczeństwo, że ta inwazja zewnętrzności
pozbawi nas naszego jestestwa, ogołoci naszą wewnętrzność […]”25
. Dlatego
myśliciel twierdzi, że siłą samego intelektu nie potrafimy odkryć tajemnicy
dzieła sztuki. Ta tajemnica opiera się przemocy ze strony dociekliwych uczo-
nych, traktujących je jako przedmiot polowania. Sztuka „oddaje się temu, kto
ją pokocha”26
. Należy dokonać wielu starań, poddać się kultowi medytacji, nie
docierać do niej najkrótsza drogą, lecz zataczać kręgi. Tak czyni to pisarz w
Medytacjach… zatacza kręgi wokół sztuki, teorii i historii literatury, traktując
swe rozważania w sposób bardzo otwarty i stosując metodę perspektywizmu.
24 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, j.w., s. 262. 25 J. Ortega y Gasset, Medytacje…, J. w. , s. 63. 26 Tamże, s. 31.
118
Analizowana rzeczywistość ujmowana jest w sposób okolicznościowy
i perspektywiczny. Świat to sieć możliwości. Zależy od punktu widzenia jaki
przyjmuje podmiot. Zbliżanie lub oddalanie od przedmiotu analiz nazywa
filozof wirtualną własnością rzeczy z mocy działania podmiotu postrzegające-
go27
. Opisał tę zależność Ortega na przykładzie wrażeń słuchowych. Kiedy
słyszymy dźwięk z różnych odległości, będzie on miał inną jakość. Podmiot
za sprawą działania nadaje dźwiękowi wirtualną zależność. Oddalanie i zbli-
żanie do przedmiotu analiz jest ich wirtualną własnością poprzez działanie
podmiotu28
. Bliskość jest wyznacznikiem prawdy o obserwowanym przed-
uwagę na jego powierzchnię, głębię oraz trzeci wymiar. Ten trzeci wymiar
jest dla nas tajemnicą, pozaświatem. Widzimy tylko część przedmiotu analiz.
„Oczyma widzimy tylko część pomarańczy, natomiast cały owoc jako taki
nigdy się naszym zmysłom nie uwidacznia. Największa część pomarańczy
pozostaje poza zasięgiem naszego wzroku. […] Drzewa nie pozwalają mi
dostrzec lasu i dzięki temu właśnie las istnieje. Misją drzew widzialnych jest
zakrycie pozostałych drzew. […] Niewidzialność, pozostawanie w ukryciu nie
jest po prostu cechą negatywną, lecz pewną cechą pozytywną, która przypisa-
na danej rzeczy, przekształca ją w coś nowego. W tym też sensie czymś absu-
rdalnym jest – zgodnie z wyrażonym sądem - dążenie do zobaczenia lasu” 29
.
Rzeczywistość składa się z wielu poziomów, warstw, które jedne po drugich
odkrywamy. Penetrujemy poprzez powierzchnię, głębię oraz trzeci wymiar.
„Platon potrafił określić takie sposoby patrzenia, które są widzeniami, boskim
słowem: nazwał je ideami. I tak trzeci wymiar pomarańczy jest jedynie ideą, a
Bóg ostatnim wymiarem pola”30
. Sfera głębi może mieć charakter: czasowy,
wizualny, słuchowy. Nierozerwalnie ujawnia się na powierzchni. Powierzch-
nia ma dwa atrybuty - materialny i wirtualny, ulega rozszerzeniu, tworząc per-
spektywiczny skrót. Skrót jest organem wizualnej głębi, w którym ogląd (per-
cypowanie) stają się aktem czysto intelektualnym31
.
W interpretacji rzeczywistości wyróżnia filozof pierwszy jej plan -
postrzeganie zmysłami, wobec którego jesteśmy bierni, oraz następne pozio-
27 Tamże, s 42. 28 Tamże, s. 42. 29 Tamże, s. 40. 30 Tamże, s. 45. 31 Tamże, s. 45.
119
my czekające na odkrycie prawdy o nich. „Prawda pozostaje czystą iluminacją
jedynie w chwili jej odkrycia. Stąd jej grecka nazwa aletheia, oznaczała pier-
wotnie to samo, co późniejsze apocalipsis, czyli odkrycie, ujawnienie, odsło-
nięcie, zdjęcie welonu, bądź zasłony”32
. Prawda to „objawienie” (revelación)
tego, co było ukryte.
Dla Ortegi nie istnieje prawda powszechna, absolutna - jest ona zależ-
na od fragmentu rzeczywistości, w której człowiek jest w danej chwili. Każdy
człowiek postrzega obraz świata inaczej z danego punktu widzenia i dla każ-
dego jest prawdziwy. Względem siebie natomiast są one komplementarne.
Różnica i indywidualność to zatem podstawy w perspektywie życia społecz-
nego Prawda istnieje w formie perspektywy i okoliczności naszego życia.
Prawda polega na zgodności człowieka z sobą samym, na spotkaniu siebie33
.
Komentatorzy podkreślają ciągłe odkrywanie prawdy w życiu człowieka,
wszak człowiek jest projektem34
, który cały czas się urzeczywistnia oraz to, że
ma ona transwitalny charakter, czyli jest zależna od potrzeb witalnych czło-
wieka oraz jednocześnie zanurzona w świecie trascendentnym35
. Jest zmienna.
Kulturowe przestrzenie rzeczywistości analizowane są w Medytacjach
metodą perspektywizmu. Pisarz wprowadza nas do tego świata pejzażem lasu,
by dalej poprowadzić nas do puszczy, którą jest według niego Don Kichot.
Obraz istoty kultury hiszpańskiej, staje się pretekstem do szerszego kontekstu,
mianowicie zderzenia kultury śródziemnomorskiej z germańską, by w efekcie
wyłonić najważniejsze tendencje dominujące w kulturze całej Europy, jak i
ogólnym spojrzeniu na kulturę. Kultura germańska to według Ortegi obszar
rzeczywistości głębokich, natomiast śródziemnomorska – powierzchniowych.
Ta pierwsza jest klarowna, opiera się na filozofii, mechanice i biologii, jest
schematyczna, w tej drugiej dominuje tendencja do zmysłowości, emocjonal-
ności, jak i pozornego wdzięku. Filozofowie kręgu germańskiego - Leibniz,
Kant, Hegel są według niego trudni, lecz klarowni, natomiast Giordano Bruno
i Kartezjusz trudni, lecz mętni36
. „Śródziemnomorze oznacza proces żarliwego
i ciągłego potwierdzania zmysłowości, pozoru, powierzchowności i ulotnych
32 Tamże, s. 44. 33 J. Ortega y Gasset, Prawda jako zgodność człowieka z samym sobą [w:] Wokół Galileusza, Warszawa
1993. 34 R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w., s. 38-39. 35 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu, j. w., s. 143-145. 36 J. Ortega y Gasset, Medytacje…, j. w., 50-57.
120
wrażeń, które rzeczy pozostawiają w naszym podrażnionym systemie nerwo-
wym”37
. Dlatego Don Kichot operuje w sposobie narracji niewyobrażalną
cielesnością rzeczy. W przeciwieństwie do Fausta Goethego, mającego cha-
rakter wizyjno - symboliczny. Cervantes reprezentuje widzenie zmysłami, na-
tomiast Goethe - „widzenie oczyma”.
Skoro według filozofa jesteśmy tylko podporami zmysłów, to praw-
dziwą jasność osiągamy za pomocą zmysłowości. Przedmioty rzeczywistości
tworzą strukturę powiązaną z cielesnością, materialna istota rzeczy to jej cie-
lesność. Jego zdaniem są one ze sobą powiązane w pewien potencjał możliwo-
ści, bycia innymi, rozprzestrzeniania się. „Rzec by można, iż każda rzecz ule-
ga zapłodnieniu przez pozostałe. Rzec by można, iż rzeczy pragną siebie ni-
czym samce i samice; rzec by można, że kochają się i dążą do zawarcia mał-
żeństwa, do łączenia się we wspólnoty, w organizmy, w budowle, w światy”38
.
Myśliciel zwraca uwagę, że po otwarciu oczu przez człowieka przedmioty mi-
gocą, przenikają do jego pola widzenia, mamy wrażenie, że się poruszają, po-
tem wszystko wraca do normy. To uspokojenie przedmiotów jest skupieniem
naszej uwagi, której je podporządkujemy. „Odblask jest najbardziej odczu-
walną formą wirtualnego istnienia jednej rzeczy w drugiej. A sens danej rze-
czy jest najwyższą formą współistnienia z innymi, jej głębokim wymiarem”39
.
Aby odkryć sens rzeczy należy umieścić go wirtualnie w centrum
świata, inaczej mówiąc - pokochać badany przedmiot. Filozofia to poszukiwa-
nie sensu rzeczy pobudzane przez „erosa” – powtarza Ortega za Platonem40
.
Kultura musi być zakotwiczona w życiu, witalna. Wyznacznikami jej
witalności są: zmysłowość, cielesność, sensualizm. Zmysłowość daje jasność
rzeczom, człowiek będzie zawsze dążył do „rozjaśniania” rzeczywistości.
Analizowanie tekstów kultury to panowanie naszej świadomości nad przed-
miotami. Jasnością w życiu, światłem przedmiotów są pojęcia. Tej pewności
posiadania brakuje w kulturze europejskiej. „Życie zaś jest odwiecznym tek-
stem, krzewem janowca, gorejącym na skraju drogi, gdzie słychać głos Boga.
Kultura. czyli sztuka, nauka i polityka jest komentarzem, jest takim sposobem
życia, w którym przez własne odbicie podlega ono wygładzeniu i uporządko-
37 Tamże, s. 59-60. 38 Tamże, s. 65. 39 Tamże, s. 66. 40 Tamże, s. 67.
121
waniu.”41
Wyjaśnianie świata i jego uporządkowanie odbywa się za pomocą
kultury. Jest ona odrębnym światem, który w ramach perspektywicznego my-
ślenia Ortegi, może być jednym z punktów odniesienia. Paradoksalnie będzie
ona dla nas tym odpowiednim punktem widzenia, jeżeli będziemy ją postrze-
gać jako złudzenie. Prawda i sprawiedliwość, to idee, jakie zdaniem filozofa
wytwarza materia. Podaje przykład Don Kichota, nie jest on przy zdrowych
zmysłach i widzi olbrzymy zamiast wiatraków42
. Olbrzymy w rzeczywistości
nie istnieją, lecz aluzja Cervantesa nawiązuje do miologicznej postaci olbrzy-
ma Briareusa. Wiatraki - przedmioty odsyłają nas do ich sensu - olbrzymów.
Zdaniem Ortegi w obu przypadkach z idealnej perspektywy dojdziemy do
postaci olbrzyma. Don Kichot widzi ze swojej perspektywy olbrzymy, czło-
wiek natomiast poprzez aluzję literacką.
Zakres naszej interpretacji ma charakter pluralistyczny. Przedmioty
wypluwają z siebie mnogość sensów. Kultura niesie ze sobą pewną niewystar-
czalność, niepełność, ale jednocześnie jest dla siebie samowystarczalnym
fikcyjnym światem43
. Światem, w którym bohaterowie spełniają swoje pra-
gnienia, posługują się instynktem biologicznym. Żyć, to znaczy przystosowy-
wać się do materialnego otoczenia i pozwalać, by w nas wniknęło, wydziedzi-
czając nawet z naszego ja44
. Ortega przywołuje alegorię pantery z Boskiej ko-
medii Dantego, na określenie destrukcyjnej dla człowieczeństwa siły zmysło-
wości. „Rzeczywistość dzikie zwierzę, pantera – rzuca się na nas nieoczeki-
wanie, przenikając do naszego wnętrza przez szpary zmysłów, podczas gdy
świat ideałów zależy od nas samych. Narażamy się zatem na niebezpieczeń-
stwo, że ta inwazja zewnętrzności pozbawi nas naszego jestestwa […]”45
.
Tą drogą podążyła kultura europejska w erotyzm, cielesność, fizjolo-
gię i zmysłowość.
Racjowitalizm
Filozofia Ortegi y Gasseta bazuje na pojęciu powracających kryzy-
41 Tamże, s. 75. 42 Tamże, s. 115. 43 Tamże, s. 117. 44 Tamże, s. 136. 45 Tamże, s. 63.
122
sów. Rzeczywistość ludzka jest przestrzenią kryzysu, a człowiek to byt o kon-
dycji chwiejnej i niestabilnej46
. Zagrożenie kryzysem jest warunkiem dyna-
micznego rozwoju kultury osadzonej w kontekście filozofii zmiany.
Racjonalizm jako sposób filozoficznego poznawania rzeczywistości
to utopia, nazwana przez myśliciela kryzysem czystego rozumu. Zadaniem na-
szych czasów jest przezwyciężenie nowożytnego racjonalizmu i powrót do
witalności, czyli zmiana systemu wartości. Kryzys to w pismach filozofa zja-
wisko cykliczne, w miejscu kulturowo-społecznych „pęknięć” nazwanych
kryzysami, rodzą się nowe formy cywilizacji. Przezwyciężanie tych kryzy-
sów, to podstawa istnienia człowieka, kultury, społeczeństwa, cywilizacji i
myślenia.
Kryzys cywilizacji Zachodu wedle ortegizmu spowodowany został
tym, iż ludzkość zbyt silnie zawierzyła rozumowi, a czysty rozum, koncentru-
jąc się na „byciu wewnątrz siebie”, ograniczył istnienie do myślenia. Na tym
polega błąd intelektualizmu i człowieka. „Ten ostatni zaczyna wierzyć, że oto
posiadł boską umiejętność, która wyjaśni mu ostatecznie najwyższą zasadę
bytu. Umiejętność ta, zwana czystym intelektem lub czystym rozumem, jest
całkowicie niezależną od doświadczenia, a opiera się tylko i wyłącznie na
samej sobie. Rozum sam z siebie buduje doskonałe konstrukcje i zamiast szu-
kać kontaktu z rzeczami ogranicza się do zaufania w swoje własne prawa,
które sam stanowi. […] Jest zatem czysty rozum u Ortegi ni mniej ni więcej
tylko typową odmianą ekstremizmu”47
. Utopię racjonalizmu ilustruje filozof
następującą metaforą: „Lucyfer pragnął zastąpić Boga, tak jak w intelektuali-
zmie inteligencja zbuntowała się i dążyła do zadeklarowania, że jest jedyną
rzeczywistością.”48
Człowiek Zachodu miał stać się jednostką bez świata, gdy
tymczasem konfrontacja z rzeczywistością była i jest dla człowieka podstawą
istnienia, a nie pozostawiony sam sobie umysł.
W zbiorze Po co wracamy do filozofii49
, Ortega odpowiada na ważne
dla człowieka pytania dotyczące poznawania rzeczywistości. Kreśli filozofi-
czne zręby racjowitalizmu. Uważa, że skoro rozum zawiódł i cywilizacja Za-
chodu przeżywa kryzys racjonalistycznego podejścia do świata, należy wrócić
46 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, Lublin 2005. 47 Tamże, s. 119. 48 Tamże, s. 120. 49 J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii ?, Warszawa 1992. Tytuł oryginału: Por que se vuelve a
la filosofia? Tłumaczenia dokonano na podstawie: Obras completas, Madrid 1961, t. I-XIII.
123
do życia, czyli do racjowitalizmu i odkryć witalną funkcję rozumu. Jest to re-
akcja na jednostronność wszystkich nurtów filozoficznych, które zmierzają ku
subiektywizmowi lub relatywizmowi, a prawda i rzeczywistość, jego zdaniem,
istnieją obiektywnie. Filozof mówi o rozdwojeniu współczesnego człowieka,
który z jednej strony ma charakter witalny i przynależy do rzeczywistości
historycznej (według Ortegi człowiek nie posiada natury, lecz historię), z dru-
giej zaś posiada „pierwiastek racjonalności, który uzdolnia nas do osiągnięcia
prawdy, lecz który nie żyje, pozostając nierealnym, niezmiennym w czasie
widmem, nie podlegającym wszystkim kolejom losu, które są symptomami
witalności”50
. Rozum mimo swej doskonałości, nie odkrył uniwersum prawd i
ludzkość egzystuje w błędnych przekonaniach. Jego zdaniem zarówno Kartez-
jusz, jak i Einstein, podobnie Kant i Spinoza, popełnili błąd, ponieważ głów-
nym celem ich działań było ustalenie oceny prawdziwości lub błędności swo-
ich teorii. Pragnęli oni zastąpić istniejące doktryny filozoficzne i fizyczne no-
wymi. Zdaniem Ortegi powinni oni odkryć nową wrażliwość, zwiastuna no-
wych czasów, zamiast popadać w skrajność czystego rozumu, który ogranicza
się do świata zamkniętego w intelektualnych operacjach. „Entuzjazm Kartez-
jusza dla rozumowych konstrukcji doprowadził do całkowitego odwrócenia
naturalnej dla człowieka perspektywy. Bezpośredni i oczywisty świat, który
oglądają nasze oczy, którego dotykają nasze dłonie i słyszą nasze uszy, zbudo-
wany jest z jakości, kolorów, konsystencji, dźwięków. Jest to świat, w którym
człowiek żył i żyć będzie zawsze. […] Dla odmiany, cyfra – choćby ta, którą
nasi matematycy nazywają irracional - odpowiada swą naturą rozumowi. Ten
nie musząc dostosować się do czegokolwiek poza samym sobą, potrafi stwo-
rzyć całe uniwersum ilości za pomocą pojęć o ostrych i wyraźnych grani-
cach.”51
Otaczający nas świat jest zatem iluzoryczny i to zdaniem Ortegi sta-
nowi paradoks, który jest podstawą współczesnej fizyki i filozofii.52
Wszelkie
postawy ekstremalne, kartezjanizm czy relatywizm są jego zdaniem niebez-
pieczne. „Nie należy wiec dopuścić ani do absolutystycznego racjonalizmu,
który broniąc rozumu przekreśla życie, ani do relatywizmu, który zachowując
życie eliminuje rozum”53
. Dążąc do płynności życia relatywizm odrzuca praw-
dę. Każda z postaw prowadzi do wewnętrznego okaleczenia ludzkiej osoby.
50 J. Ortega y Gasset, Zadanie naszych czasów [w:] Po co wracamy do filozofii, j. w., s.54. 51 Tamże, s. 55. 52 Tamże, s. 56. 53 Tamże, s. 57.
124
Już Platon dostrzegł antynomię tkwiąca w ludzkim rozumie. Poznanie
rozumowe przechodząc od całości do poszczególnych składników, jest zwyk-
łym formalnym rozbiorem. Anatomia staje wobec ostatecznych elementów,
wobec których rozum jest bezsilny. Staje się nieracjonalny - wobec dylematu
tej natury, iż albo nie mogąc ich poznać metodą racjonalna, nie poznaje ich
wcale, albo sięga do środków irracjonalnych. Pierwsza droga prowadzi do pa-
radoksu poznania przedmiotu - do cząstek niepoznawalnych. W drugim przy-
padku rozum staje się strefą, pomiędzy irracjonalnym poznaniem całości, a
równie irracjonalnym poznaniem jej elementów. Racjonalizowanie staje się
bezradne i kieruje się w stronę intuicjonizmu. Dla Leibniza zasadą wszelkiego
poznania jest principium reddende rationis - zasada racji ostatecznej, którym
jest dowód twierdzenia. Dla Leibniza, Platona, Kartezjusza racjonalność pole-
ga na umiejętności rozłożenia czegoś złożonego do jego ostatecznych elemen-
tów54
. Racjonalizm utrzymuje, że każdą rzecz poznaje się przez jakąś inną,
poznawanie jest ciągiem działań segmentacyjnych i analitycznych intelektu.
Jednak rzeczy pierwsze, na przykład rozum, są poznawalne tylko same przez
się czyli intuicyjnie, irracjonalnie. Paradoksalnie - od tego, co irracjonalne za-
leży nasza wiedza racjonalna. Analizy pojęciowej Leibniza nie można prze-
prowadzić do końca, bowiem rozum zatrzymuje się na pewnym jej etapie.
Rozum popada więc w pułapkę irracjonalności. Rzeczywistość jest irracjonal-
na, ponieważ nie ma w niej miejsca na prawdy rozumowe, a jest dla wiedzy
historycznej i prawd faktycznych. Drogą wyjścia z tej sytuacji jest uznanie, że
świat rzeczywisty ma wartość semiracjonalną. To, co rzeczywiste określa się
jako przypadkowe, zawiera w sobie nieskończenie wiele racji. Analiza ciągnie
się wobec tego w nieskończoność. Rzeczywistość w związku ze swą wewnęt-
rzną strukturą racji okazuje się irracjonalna. Ta teza zmusza Leibniza do przy-
jęcia skończonego intelektu człowieka oraz hipotetycznego, nieskończonego
intelektu, który znajduje się w Bogu. Rzeczywistość racjonalna przetworzona
przez nasz ograniczony intelekt w rzeczywistość irracjonalną, odzyskuje swą
racjonalność w nieskończoności boskiego rozumu. Powołując się na filozofię
Leibniza, Ortega y Gasset formułuje następujące wnioski:
a. Istnieją rzeczy nieskończenie złożone, wszystkie zjawiska rzeczywiste,
które są tym samym irracjonalne.
54 Tamże, s. 134.
125
b. Rozum jest wąską strefą analitycznej jasności między dwiema niezgłębio-
nymi strefami irracjonalności.
c. Operacyjny i formalny charakter rozumu powoduje, że przyjmuje on me-
todę intuicyjną, sprzeczną z nim samym, ale życiodajną.
d. Rozumowanie staje się kombinacją irracjonalnych obrazów.
Wobec tego racjonalizm jest swego rodzaju ślepotą oraz lekkomyślno-
ścią. Widać to w matematyce, w której dostrzeżono istnienie struktur irracjo-
nalności. (Określenie to pochodzi od nazwy liczby, która nie istnieje a-logon.)
Nieskończoność, czas, przestrzeń są irracjonalne. „Gdy od matematyki przej-
dziemy do fizyki, irracjonalność się zagęszcza. Kategorie substancji i przy-
czyny są w ujęciu fizyki niemal całkowicie irracjonalne. Przyczyna zakłada
zawsze inną przyczynę i jawi się jako człon ciągu w dwojakim znaczeniu nie-
skończonego: bezkresnego i wymagającego nieograniczonej kontynuacji”55
.
Racjonalizm jest metodą, która „narzuca pewien sposób bycia, znie-
wala i gwałci” piękno świata , zmienność krajobrazu. Jego zadaniem jest
„konstruowanie modeli” rzeczy, kopii rzeczywistości, a nie jej rozumienie.
W racjonalizmie tkwi pierwiastek antyteoretyczny, antykontemplacyjny i an-
tyracjonalny. Takie utopijne podejście czyni z niego jeden z ekstremizmów.
Dlatego Ortega nie akceptuje wyłączności racjonalizmu i przedstawia teorie
witalną56
.
Filozof stwierdza, że inteligencja ma charakter witalny, odwracając
zakorzenione myślenie jakoby poznajemy rzeczywistość dlatego, że rozumu-
jemy. Sygnalizuje przedintelektualny, witalny charakter inteligencji. Myślimy,
ponieważ żyjemy. Myślenie to reakcja na przedintelektualne potrzeby czło-
wieka57
. Życie duchowe jest także zespołem funkcji witalnych, „ których wy-
twory czy wyniki mają formę transwitalną. Weźmy następujący przykład:
spośród różnych sposobów zachowań wobec bliźniego nasze uczucie wybiera
to, w którym odnajdujemy specyficzna cechę o nazwie „sprawiedliwość”. Ta
zdolność odczuwania sprawiedliwości, myślenia o niej, stawiania tego, co
słuszne, nad to, co niesłuszne, jest przydatną organizmowi umiejętnością słu-
żącą jego własnej, subiektywnej wygodzie. Gdyby poczucie sprawiedliwości
55 Tamże, s. 139. 56 Tamże, s. 133. 57 J. Ortega y Gasset, Wokół Galileusza, Warszawa 1993, s. 6.
126
było dla istoty żyjącej szkodliwe, czy wręcz zbędne, wynikające z tego faktu
brzemię biologiczne doprowadzić by mogło do wyginięcia gatunku ludzkie-
go”58
. Zatem zjawiska intelektualne i duchowe stanowią funkcje witalne.
Dla zgłębienia biologicznego wymiaru procesu poznawczego Ortega
przytacza wymowną, wręcz fizjologiczną metaforę: „Myślenie jest funkcją ży-
ciową, taką samą jak trawienie czy krążenie krwi. Dla naszego tematu nie ma
głębszego znaczenia fakt, że myślenie nie jest tak jak te ostatnie, procesem
przestrzennym, cielesnym.[…] Myślę to, co myślę, w ten sam sposób, w jaki
trawię pożywienie, lub w jaki moje serce przepompowuje krew. We wszyst-
kich trzech przypadkach chodzi o potrzeby życiowe”59
. Akty woli człowieka
są wedle tej teorii „wybuchem wydobywającym się z organicznych głębi”60
,
dzięki którym człowiek zaspokaja potrzeby życiowe. Analizując akt woli, my-
śliciel dochodzi do wniosku, że nasze myślenie niesie ze sobą pewną dwois-
tość, którą odkrywamy. Spontaniczny wytwór podmiotu tkwi w jego organicz-
nym wnętrzu, z drugiej strony musi dostosować się do tego, co na zewnątrz,
poza nim. Podkreśla, że nie można myśleć z pożytkiem dla swoich potrzeb
biologicznych nie myśląc prawdy. Życie człowieka to także wykraczanie poza
siebie, mające wymiar transcendentny i tu powołuje się na filozofię Simmla.
„Życie człowieka – czy inaczej: zjawisk tworzących jednostkę organiczną –
ma pewien wymiar transcendentny, w którym wychodzi poza to, czym jest, i
uczestniczy w tym, co nie jest nim, co znajduje się poza. […] Życie, jak mówi
Simmel, polega właśnie na byciu czymś więcej niż życiem – jego immanentną
cechą jest wykraczanie poza siebie”61
. To wykraczanie poza siebie urzeczy-
wistnia się w woli, myśleniu, zmyśle estetycznym, uczuciach religijnych.
Kultura jest zatem zbiorem funkcji witalnych, podporządkowanych
systemowi transwitalnemu. „Termin kultura można więc bardziej uściślić. Na
kulturę składają się pewne czynności biologiczne, jakościowo równe trawie-
niu czy poruszaniu się. Życie duchowe jest niczym innym jak zespołem funk-
cji witalnych. […] Kulturą są te właśnie funkcje witalne – a zatem zjawiska
subiektywne, intraorganiczne – które wypełniają prawa obiektywne, z założe-
nia podporządkowujące się pewnemu systemowi transwitalnemu”62
. Ortega y
58 J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, Warszawa 1992, s.61. 59 Tamże, s. 58. 60 Tamże, s. 59. 61 Tamże, s. 60. 62 Tamże, s. 60-61.
127
Gasset zarzuca kulturoznawcom hipokryzję, ponieważ badając kulturę, czyli
„życie duchowe”, odrywają je od życiowej spontaniczności. Człowiek Zacho-
du jest dla filozofa hipokrytą, który pozbawia zarówno filozofię, jak i kulturę
perspektywy witalnej. „Kulturoznawca koncentruje się na przymiotniku „du-
chowy”, przecinając wszelkie więzy łączące go z rzeczownikiem „życie”, oz-
naczającym życie sensu stricte; zapomina tym samym, że przymiotnik służy
jedynie do określenia rzeczownika i że nie ma jednego bez drugiego. Taki jest
właśnie zasadniczy błąd racjonalizmu we wszystkich jego formach. Raison
[fr.-rozum], który uznaje, że nie jest – tak jak inne funkcje – funkcją witalną i
nie podporządkowuje się rządzącym innymi funkcjami prawom organicznym,
nie istnieje, jest prostacką i całkowicie fikcyjną abstrakcją. […] Rozum czysty
musi zostać zastąpiony rozumem witalnym, w którym ten pierwszy umiejsca-
wia się i nabiera ruchliwości oraz mocy przeobrażenia samego siebie63
.
Wiara w prawdę jest podstawowym czynnikiem ludzkiego życia, a
prawda to zgodność człowieka z samym sobą. Dlatego jego zadaniem, jako
filozofa, jest stworzenie systemu myślowego obejmującego całość ludzkiego
życia w oparciu o tę wartość. „Najważniejszą cechą systemu naukowego jest
prawdziwość”64
Ortega spełnia zadanie swoich czasów, spełnia obowiązek
wobec ludzkości i przedstawia profetyczną koncepcje przyszłości, bowiem
wieszczony przez niego witalizm, biologizm, „życie spontaniczne”, dwoistość
natury ludzkiej, powracające kryzysy, demoralizacja ludzkości, dziś w róż-
nych formach, są jednak obecne we współczesnej kulturze. Nasze czasy są
wręcz zdominowane przez biologizm, spontaniczność, ale przybrały one nieco
inną postać od tej, o której mówi filozof. Pragnął on „uświęcenia życia” jako
najważniejszej wartości, samej w sobie.
W swoim pojmowaniu ludzkiej witalności Ortega zwraca uwagę na
dwa imperatywy: kulturowy i życiowy. Kultura nakazuje człowiekowi być do-
brym, drugi imperatyw witalny nakazuje, że to, co dobre musi być ludzkie,
przeżywane. „Życie musi być kulturalne, lecz kultura musi być również życio-
wa”65
. Filozof przedstawia ten ciąg imperatywów w następującym schema-
cie66
:
63 Tamże, s. 62 oraz 88. 64 Tamże, s. 44. 65 J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, j. w., s. 62. 66 Tamże, s.64.
128
Imperatywy
Kulturowy Życiowy
Myśl
Wola
Uczucie
Prawda
Dobroć
Piękno
Szczerość
Samorzutność
Zadowolenie
Rysunek 1. Imperatyw kulturowy i życiowy według Ortegi y Gasseta
Imperatyw kulturowy nawiązuje do starożytnego trójkąta platońskie-
go, natomiast drugi - życiowy, do wartości witalnych. Postulatem Ortegi jest
wtopienie się kultury w wartości życiowe tak, aby nie była ona „fikcją” czy
„obłudą”. Kultura nie może być „otoczką” naszego życia, nie może być fał-
szem musi, być zanurzona w życiu. Takie jest główne przesłanie kultury. Do-
tychczasowe pojmowanie kultury nazywa filozof utopizmem kulturowym. Nie
można tworzyć zasad kultury nie przeżywając jej. A taka jest według niego ta
współczesna kultura europejska, uważająca się za kulturę racjonalną, bo takie
stanowisko przypomina mistyczne wręcz pojmowanie racjonalności i jest hi-
pokryzją. „Smutny to fakt, ze uczymy się uznawać za doskonale piękne dzieła
sztuki, na przykład dzieła klasyków, które obiektywnie są być może bardzo
wartościowe, lecz które nie dają nam poczucia radości. […] Ideał etyczny nie
może zadowolić się swą poprawnością; musi jeszcze być w stanie rozniecić
nasza samorzutność”67
. Rozdźwięk między normami etycznymi, estetycznymi
może być przezwyciężony tylko wtedy, jeżeli poddamy go zestawowi impera-
tywów witalnych. Zdaniem filozofa kultura w trakcie swoich cyklicznych,
sinusoidalnych wzlotów i upadków, ma moment swoich radosnych narodzin,
podmiot dostarcza jej dopływ witalności , swojej pełni, a także moment unice-
stwienia, kiedy umiera z powodu braku tychże sił życiowych. Kryzysy kultury
związane są z tym, że nauka, etyka, sztuka, wiara religijna normy prawne
odrywają się od podmiotu (człowieka), uzyskują swoja autonomię i odrywają
się od życia. Następuje zapaść kultury, dezorientacja witalna, ale w tym stanie
rzeczy dostrzega Ortega moment, w którym rodzi się nowa kultura, zawieszo-
ne zostają imperatywy kulturowe, a triumfują witalne i to jest czas narodzin
nowej kultury. W takim stadium dostrzegał myśliciel współczesną sobie kul-
turę, która podąży do życia.
Jednak komentatorzy ortegizmu skupiają się bardziej na katastroficz-
67 Tamże, s.64.
129
nej wizji losów cywilizacji, upraszczając wymowę tego nurtu myślowego,
czyniąc filozofa katastrofistą kulturowym, a przecież Ortega reprezentuje re-
latywizm filozoficzny i liberalne poglądy, na co zwrócił uwagę Grzegorz Le-
wicki w artykule Sinusoida kultury: Ortega y Gasset - filozofia historii68
. Jego
zdaniem kryzys cywilizacji to zjawisko wielowątkowe, trzonem którego jest
filozofia, na niej opiera się kultura i społeczeństwo. Autor przedstawia trzy
kryzysy filozoficzne Zachodu w formie sinusoidy: pierwszy to kryzys staro-
żytności, drugi - średniowiecza, natomiast trzeci to kryzys współczesności.
„Kultura jest więc dynamiczna: z czasem przeradza się we własna karykaturę,
a jej kryzysy są cykliczne i naturalne; z powodu uspołecznienia, powodujące-
go jej bezrefleksyjną, powszechną akceptację, po okresie pełni nieuchronnie
traci swą siłę. Sekwencje tej dynamiki można by zapisać następująco: 1. Kry-
zys kultury, wynikający z jej wypalenia się i okres dezorientacji witalnej,
prowadzący do poszukiwania nowej jakości; 2. Przełom intelektualny i stop-
niowa ekspansja nowej, indywidualistycznej, bazowanej na nim kultury (dzię-
ki zaangażowaniu twórczych jednostek); 3. Epoka pełni (apogeum ekspansji),
powszechna akceptacja kultury i jej upowszechnienie, prowadzące do jej us-
połecznienia, powodującego twórczą inercję, 4. Degradacja kultury w wyniku
uspołecznienia i kolejny kryzys”69
. Lewicki stwierdza że model ewolucji kul-
tury Ortegi antycypuje współczesne tendencje społeczne. Formuła vivo ergo
cogito znajduje swoje spełnienie w ewolucyjnym nurcie antropologii kulturo-
wej oraz kognitywistyce; dezorientacja witalna i jej konsekwencje w pismach
Jurgena Habermasa, natomiast wizja przejęcia władzy przez elity intelektualne
w bardzo popularnych wśród intelektualistów dyscyplinach: neuropsychologii,
public relations, psychologii społecznej.
Ponadto zdaniem Lewickiego filozof przewidział zjednoczenie Euro-
py oraz zagrożenia radykalnym islamem. W końcu najważniejsza teza o nie-
wystarczalności czystego rozumu we współczesnej filozofii, której przejawem
jest fenomenologia oraz niektóre odmiany egzystencjalizmu, dopuszcza istnie-
nie transcendencji. Elity nie są obecnie w stanie pokierować energią witalną
człowieka masowego, to znaczy zaproponować mu stałe niezmienne normy70
.
Zastąpienie wiary w Boga, wiarą w rozum, było skrajnością, której
68 G. Lewicki, Sinusoida kultury: Ortega y Gasset - filozofia historii, Kwartalnik Filozoficzny 2/2009,(37),
s. 29-51. 69 Tamże, s. 37. 70 Tamże, s. 49.
130
konsekwencje ludzkość odczuwa do dziś i jest jedną z podstaw dzisiejszego
kryzysu cywilizacji. Świat, a zatem także kultura, sztuka stały się atrascen-
dentne, o czym mówi Ortega w Dehumanizacji sztuki71
.
Życie musi służyć kulturze (Dobru, Pięknu, Prawdzie). Dlatego wed-
ług myśliciela „Kulturalizm jest chrześcijaństwem bez Boga. Istota boska zo-
staje odarta i ograbiona z atrybutów nadrzędnej rzeczywistości, czyli właśnie
Dobra, Prawdy, Piękna. Kiedy atrybuty te są już niezależnymi wartościami
deifikuje się je. Nauka, moralność, sztuka są pierwotnie działaniami witalny-
mi, wspaniałymi i bogatymi wytworami życia, nie docenianymi przez kultura-
lizm, o ile nie zostaną oddzielone od rodzących je i podtrzymujących je proce-
sów witalnych. Kulturę często nazywamy życiem duchowym”72
. Przykładem
dominowania kulturalizmu były Niemcy XIX wieku. Dominowała tam filozo-
fia natury. Ortega dostrzega w niej formalne podobieństwo do średniowiecz-
nej teologii. Miejsce Boga zastąpiono „Ideami” (Hegel), „Prymatem Prak-
Nastąpiła deifikacja energii witalnych, dezintegracja elementów, które
są zdaniem myśliciela nierozłączne: nauka i oddychanie, moralność i seksu-
alizm, sprawiedliwość i zdrowie. Życie narzuca imperatyw integralności tych-
że jego aspektów. Dlatego postuluje filozof zmianę postawy życiowej na wi-
talną. „Jawi nam się zatem bardzo kusząca propozycja zmiany postawy – za-
miast szukać sensu życia poza życiem, może powinniśmy się przyjrzeć jemu
samemu”73
. Teza ta to imperatyw witalizmu we wszystkich dziedzinach ludz-
kiej egzystencji. Dlatego tworzy swoisty manifest filozoficzny nowych cza-
sów, które mają zwrócić się ku witalizmowi i zmianie systemu wartości. „Za-
daniem naszych czasów jest podporządkowanie rozumu witalności, umiejsco-
wienie go w sferze biologicznej , uzależnienie od spontaniczności. Już wkrót-
ce wyda nam się absurdem, żądanie, by życie było na służbie kultury. Misją
nowych czasów jest odwrócenie tej relacji i wykazanie, że to kultura, rozum,
sztuka i etyka maja służyć życiu”74
. „Życie spontaniczne” to życie duchowe
czyli kultura, natomiast czynności czysto biologiczne poruszanie się, trawie-
nie, to według Ortegi „życie podduchowe”75
.
71 J. Ortega y Gasset, Dehumanizacja sztuki i inne eseje, Warszawa 1980. 72 J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, j., w., s.75. 73 Tamże, s. 76. 74 Tamże, s. 69. 75 Tamże, s.61.
131
Krzysztof Polit określa ortegiański powrót do witalności lekarstwem
na kryzys kultury. Twierdzi, że apoteoza życia, ma u Ortegi swoje granice, nie
chodzi o powrót do natury, tak jak u Rousseau, lecz o uporządkowanie syste-
mu wartości. Nie chodzi także o zastąpienie wartości kulturowych - witalny-
mi, lecz o ich „zakorzenienie” w życiu76
.
Swoją koncepcję struktury osobowości człowieka zawarł filozof w
eseju „Żywotność, dusza, duch”77
i włącza ją w obręb antropologii filozoficz-
nej. Trzy elementy zawarte w tytule, stanowią strefy naszego wnętrza. Pod-
stawowym trzonem tejże budowy jest żywotność (vitalidad), którą filozof
nazywa duszą cielesną, z niej wyrasta to, co somatyczne i to, co psychiczne,
co cielesne i to, co duchowe. Każdy człowiek jest przede wszystkim wewnęt-
rzną cielesnością – większą, zdrową lub chorą. Stan dwóch pozostałych duszy
(alma) i ducha (espritu) zależą od naszego witalizmu - żywotności. Ortega
zatem mówi o troistości istoty ludzkiej.
Rysunek 2.. Troistość istoty ludzkiej (strefy)
Żywotność („ja” cielesne, dusza cielesna, wewnętrzna cielesność) to
wedle filozofa „gleba żywiąca całą resztę naszej osobowości”, dająca energię
życiową, która powoduje, że człowiek jest aktywny w sferze moralnej, nau-
kowej, politycznej, artystycznej czy erotycznej. To podświadoma w pewnym
sensie tajemnicza, utajona część osobowości. Podłoże i tło naszej osoby. „O-
wą cielesną duszę, ten korzeń i podstawę naszej osobowości, winniśmy nazy-
wać „żywotnością”, ponieważ z niej wyrasta to, co somatyczne i co psychicz-
ne, co cielesne i co duchowe; to wszystko nie tylko z niej wyrasta, ale z niej
76 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, Lublin 2005, s. 137. 77 Żywotność, dusza, duch [w:] Dehumanizacja sztuki i inne eseje, j. w., s.175- 216. Tytuł oryginału Vitali-
dad, alma, espritu, 1924, Obras completas, T. II, 451 – 480. Tekst wygłoszony jako jeden z wykładów z
antropologii filozoficznej, a następnie umieszczony w zbiorze La deshumanizacion del arte, 1925. Warto
zaznaczyć, że artykuł jest poprzedzony obszernym wprowadzeniem filozofa, dotyczącym faktu błędnego zrozumienia wykładu przez dziennikarza „El Sol”, który powiązał jego rozważania z freudyzmem.
3.duch ("ja")
2.dusza("moje ja")
1.żywotność ("ja"cielesne)
132
też ciągnie niezbędne do życia soki. Każdy z nas jest przede wszystkim siłą
żywotną: mniejszą lub większą, mniej lub bardziej prężną, zdrową lub chorą.
Pozostałe cechy osobowości zależne są od naszej żywotności”78
. Witalizm
człowieka wynika z jego cech dziedzicznych, objawia się w naszych zacho-
waniach instynktownych, jako zestaw gotowych, doskonałych cech , którymi
obdarzone jest nasze ciało. Zdaniem filozofa zjawisko nienawiści między ra-
sami ludzkimi, czy w świecie zwierzęcym wynikają z różnic witalnych. Zja-
wiska biologiczne zrozumiałe są wtedy, gdy przyjmiemy istnienie jednego
harmonijnego życia, opartego na pewnym pierwotnym wzorze. To samo doty-
czy życia poszczególnych osobników bazującego na tej witalnej, pierwotnej
zasadzie.
„Ja” cielesne w przeciwieństwie do zewnętrznej cielesności człowie-
ka, nie posiada, ani określonego kształtu ani koloru, Cielesności nie można
zobaczyć. Składają się na nią, wrażenia ruchowe, skurcze i rozkurcze wnętrz-
ności i mięśni, doznania związane z rozszerzaniem i kurczeniem się naczyń
krwionośnych, krążenie krwi w tętnicach, odczuwanie bólu i rozkoszy. Na
przykładzie analizy neurastenii opisuje myśliciel konstrukcje osobowości. Ne-
urastenicy ulegają zaburzeniom krążenia naczyń krwionośnych w związku z
tym pojawiają się u nich niezwykłe doznania. W związku z tym skupiają uwa-
gę na swojej wewnętrznej cielesności i tracą zainteresowanie światem zew-
nętrznym. Własna cielesność staje się dla tych osób problemem. Neurastenik
jest „wirtuozem we wsłuchiwaniu się w siebie samego”.
Zdaniem Ortegi niektórzy filozofowie, mistycy, poeci to ludzie obda-
rzeni pewnymi dolegliwościami wewnątrzcielesnymi, którzy przyczynili się
do rozwoju kultury. Wewnętrzne anomalia cielesne mogą być oznaką choro-
by. Mogą też przyczynić się do rozwijania pewnych potrzebnych cywilizacji
zdolności. Sokrates w świetle tej teorii jest typem klasycznego neurotyka, na-
tomiast Pindar skupiony jest na tym, co zewnętrzne. Sokrates to moralista na-
kłaniający młodych do odkrywania samych siebie, natomiast poeta skupia się
na „wdzięcznej sylwetce i zgrabnych nogach.”. „Tutaj, podobnie jak w wielu
innych wypadkach, rozwój kultury umożliwiony został przez coś, co z biolo-
gicznego punktu widzenia jest patologią, wartością negatywną”79
. Zwróćmy
uwagę, że powyższe spostrzeżenia filozofa korespondują z dzisiejszymi bada-
78 Tamże, s.181-182. 79 Tamże, s. 184.
133
niami twórczych osobowości, które wykazują podłoże chorobowe. To także
temat wielu współczesnych filmów. Jeden z najwybitniejszych współczesnych
reżyserów Woody Allen uczynił ze swojej neurastenii zarówno temat swoich
filmów, jak i metodę twórczą. Choroby, patologie, anomalia cielesne człowie-
ka, to zatem czynniki kształtujące i tworzące kulturę i mediokulturę. Z drugiej
strony w ostatnich dwudziestu latach mamy do czynienia z medialną modą na
szanej ciągle zmieniającą się konfiguracją wszelakich elementów w taki czy
inny sposób ową tożsamość determinujących. Zważywszy na swoiste ‘roz-
wodnienie’ ponowoczesnego uniwersum wydaje się, że nie możemy już liczyć
na Riceourowską la mêmeté i pozostając raczej przy l’ipséité powinniśmy
przystać jednak na hybrydyczną rekonfigurację „ja”. Takiej hybrydyzacji by-
najmniej nie zakładał, oczywiście, sam Paul Ricouer, lecz jest ona zasadniczo
wynikiem rozdzielenia wspomnianych dwóch, równoprawnych w jego kon-
cepcji, komponentów i skupienia się przede wszystkim na tym ostatnim, pod-
noszącym kwestię naszej względem innych różnicy. Rzecz jasna w kontekście
ponowoczesnym różnica ta nie jest już w żaden sposób ontologicznie ugrun-
towana. Podlega ona bowiem procesowi zamazania, upłynnienia, fragmenta-
ryzacji, mediatyzacji, merkantylizacji, przede wszystkim zaś po prostu po-
wszechnej estetyzacji. W ten sposób upłynniona l’ipséité, stanowiąc mimo
wszystko dominantę w procesie kształtowania tożsamości sprawia, że ta
ostatnia przybiera charakter performatywny. Stąd tym bardziej, za Zygmun-
tem Baumanem, należy przyznać, iż rzeczywiście „(…) tożsamość to idea
beznadziejnie mętna (…).”2
W czym tkwi ewentualna przyczyna tej mętności? Co sprawia, że po-
nowoczesny homo aestheticus nie kieruje się już zasadą cuius regio, eius natio
i nie zadawala go ani plemiennie wytyczana (co zrozumiałe), ani filozoficznie
określona tożsamość (jakkolwiek by nie pojęta, czy to substancjalnie, ducho-
wo, wrażeniowo, intuicyjnie, dialogicznie, etc.3), ani nawet bardziej dyna-
1 Z. Bauman, Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, przeł. J. Łaszcz, Gdańsk 2007, s. 84. 2 Ibidem, s. 72. 3 Zob. np. T. Kobierzycki, Jaźń i tożsamość. Studia z filozofii człowieka, Warszawa 2012; S. Czerniak,
Kontyngencja, tożsamość, człowiek. Studia z antropologii filozoficznej XX wieku, Warszawa 2006; J.
140
miczne i przez to, być może, lepiej pasujące do współczesności utożsamianie
z określoną kulturą, gdyż sama kultura uległa skrajnej rekonfiguracji i diago-
nalnej kontekstualizacji? Wreszcie, w jaki sposób ponowoczesny homo
aestheticus może, jeśli w ogóle, zrealizować delficki program gnothi seauton?
Przede wszystkim zaś, czy jest on wart realizacji, skoro do ewentualnego roz-
poznania pozostało nam „ja” „zbydlęcone” czy „skundlone”4?
Załóżmy jednak, że przejście od „świata korzeni” do „świata wybo-
rów” jaki stanowi ponowoczesny „supermarket kultury”5 niekoniecznie musi
oznaczać realizację tych ponurych wizji, lecz wiąże się po prostu z nieco inną,
diagonalną czy wręcz zezowatą kontekstualizacją kultury, a co za tym idzie,
samej tożsamości.
Wspomniana diagonalna perspektywa pojawia się wraz z pewnym
fundamentalnym w swych skutkach, paradoksalnie wyznaczanych właśnie
przez swoisty nie-fundamentalizm, zerwaniem z wszelką formą paradygma-
tycznego dyskursu, nade wszystko zaś z odrzuceniem metafizyki. „Coś znik-
nęło, mianowicie zasadnicza różnica między tym, co przysporzyło tyle uro-
ków abstrakcji. Różnica odpowiedzialna za (…) magię pojęcia i czar rzeczy-
wistości. (…) Odpada wszelka metafizyka. (…) Można się obejść bez racji,
przestał bowiem istnieć, jako ideał bądź negatyw, punkt odniesienia. (…)
Chodzi o podstawienie w miejsce rzeczywistości znaków rzeczywistości
(…).”6
Taki pan-semiotyczny kontekst jest w rzeczywistości pseudo-
semiotyczny: „Nawet znak nie jest już tym, czym był. Entropia fizyczna, en-
tropia metafizyczna (…). To wszystko, co w różnicy jest jeszcze żywe, zabije
obojętność. To wszystko, co żywe w znaczeniu, zabije jego brak.”7 Co więcej,
ów anty-metafizyczny kontekst jest kontekstem aksjologicznie zezowatym:
„Próbujemy dziś zrehabilitować wszystkie wartości po kolei, ale tym, czego
nie umiemy odtworzyć, jest elektryczne napięcie ich przeciwstawienia. (…)
Opróżnione z negatywnego napięcia, wartości stają się równoważne, wymien-
ne. Przeświecają przez siebie nawzajem – dobro prześwieca przez zło, fałsz
Tyszka, Kryzys tożsamości a przemiany kultury, w: B. Harwas-Napierała, H. Liberska (red.), Tożsamość
a współczesność, Poznań 2007, s. 157 - 180; J. Bremer, Osoba – fikcja czy rzeczywistość. Tożsamość i jedność Ja w świetle badań neurologicznych, Kraków 2008.
4 Nawiązuję tutaj, kolejno, do diagnozy stawianej człowiekowi przez Witkacego i Salmana Rashdiego. 5 Zob. G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, War-
szawa 2005. 6 J. Baudrillard, Precesja symulakrów, w: R. Nycz (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków
1996, s. 176-177. 7 J. Baudrillard, Przed końcem. Rozmawia Philippe Petit, przeł. R. Lis, Warszawa 2001, s. 10-11.
141
przez prawdę, brzydota przez piękno, męskie przez żeńskie i na odwrót. Każ-
da zezuje zza innej. Powszechny zez wartości”8.
Niewątpliwie takie dyskursywnie diagonalne, aksjologicznie zezowa-
te, kulturowo hybrydalne zaplecze nie może pozostać obojętne jeśli chodzi o
sposób kontekstualizowania tożsamości. W istocie jednak, porzucając Baud-
rillardowską, nieco przygnębiającą, retorykę warto zagadnienie tożsamości
umieścić w perspektywie transkulturowej uzupełnionej o aspekt estetyzacyj-
ny, jako że „(…) designerowska kultura powierzchni, estetyzacja i teatraliza-
cja życia (…)”9 wydają się szczególnie sprzyjać owej trans-perspektywie.
Ontologicznie ugruntowana, silna i głęboka „kultura korzeni” stała się za
sprawą estetyzacji metafizycznie jałową, słabą i powierzchniową „transkulturą
wyborów”.
Pomimo swego metafizycznego wyjałowienia i aksjologicznego roz-
mycia „(…) transkulturowość zawiera w sobie również potencjał do przekra-
czania naszych – z góry otrzymanych i niby to determinujących – monokultu-
rowych punktów widzenia, a my powinniśmy ten potencjał jak najczęściej
wykorzystywać.”10
Na przykład przy redefiniowaniu pojęcia „kultury” – tym
bardziej, że ponowoczesne zmącenie tożsamości wydaje się być bezpośrednią
konsekwencją skorelowania jej z kulturą. To ostatnie oznacza przede wszyst-
kim swoistą kulturową relatywizację „ja” – zwłaszcza w kontekście globalnej
„Transkulturowość nie zakłada relacji między kulturami pojętymi ja-
ko całości, to nie jest spotkanie ani dialog dwóch monolitycznych kultur; tran-
skulturowość całości rozsadza i wszystkie je przenika, stając się istotną cechą
dzisiejszych społeczeństw. W dobie migracji ludzi, towarów i wzmożonego
przepływu informacji, zarówno społeczności, jak i jednostki są transkulturo-
we, a to znaczy hybrydalne, kulturowo przemieszane, heterogeniczne. (…)
Zarówno w skali makro (społeczeństwa), jak i mikro (jednostki) musi się
ukształtować nowe jakościowo pojęcie tożsamości (…).”11
Tak rozumianej
transkulturowości niezwykle sprzyja zjawisko estetyzacji, bowiem okazuje
8 Ibidem, s. 9. 9 T. Pękala, Awangardy, ariergardy, w: A. Kawalec (red.), O pojęciu sztuki w kulturze współczesnej,
Lublin 2010, s. 46 – 47. 10 W. Welsch, Transkulturowość, nowa koncepcja kultury, w: R. Kubicki (red.), Filozoficzne konteksty
rozumu transwersalnego. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, Poznań 1998, s. 213. 11 K. Wilkoszewska, Ku estetyce transkulturowej. Wprowadzenie, w: K. Wilkoszewska (red.), Estetyka
transkulturowa, Kraków 2004, s. 14.
142
się, iż to właśnie „(…) aisthesis jako rodzaj otwarcia na świat angażuje pole-
micznie wobec siebie nastawione dyskursy (…)”12
i to dzięki niej możliwe jest
porzucenie linearnej narracji czy teleologicznie nastawionego dyskursu prze-
biegających w perspektywie horyzontalno-wertykalnej na rzecz diagonalnej
gry aranżującej perspektywę rizomatyczną czy transkulturową. Zatem właśnie
estetyzacja wydaje się istotą ponowoczesnego pojmowania i kształtowania się
tożsamości, choć, jak zauważa Gianni Vattimo, estetyczność doświadczenia
nabrała charakteru ‘centralnego’ znacznie wcześniej, bo już w epoce nowo-
czesnej, kiedy to w filozoficznych propozycjach Vico, Nietzschego, Schellin-
ga, Schlegla czy Sedlmayra pojawiła się, na różny sposób artykułowana, hipo-
teza o tym, że „jeśli porzucimy wiarę w Grund i w bieg rzeczy pojmowany
jako rozwój zmierzający do jakiejś finalnej rzeczywistości, świat będzie mógł
się jawić tylko jako samotworzące się dzieło sztuki (ein sich selbst gebärendes
Kunstwerk (…)).”13
Na podobne źródła estetyzacji wskazuje Stefan Morawski
dostrzegając dodatkowo jej dwie wersje. „Estetyzacja epistemologiczna” (re-
prezentowana między innymi przez Baumgartena, Blumenberga, Schillera,
Schellinga, Crocego, Heideggera czy Merleau-Ponty’ego) oznacza przede
wszystkim estetyzację myślenia filozoficznego, które zostaje przez ‘estetycz-
ność’ jak gdyby doprecyzowane i dopełnione o to, co pomijane było do tej
pory przez dominujący aspekt poznawczy. Tymczasem druga wersja estetyza-
cji – bardziej według Morawskiego „zakamuflowana” – skutkuje swoistą mi-
tologizacją filozofii, co najlepiej widoczne jest u takich filozoficznych ‘outsi-
derów’, jak Nietzsche, Foucault, Derrida, De Man, Lyotard czy Rorty.14
Warto
w tym miejscu podkreślić, iż estetyzacja ponowoczesna nie jest do końca tą
samą, z którą mamy do czynienia w nowoczesności, a już z pewnością zmienił
się status wspomnianego wyżej dzieła sztuki, które dziś w znakomitej więk-
szości przypadków wydaje się ograniczone do „aspektu gastronomicznego”15
– także kreacja bowiem została, jak wszystko w dobie płynnej ponowoczesno-
ści, podporządkowana konsumpcji.
Czy dotyczy to także tożsamości? Czy perspektywa transkulturowa
wpływa na „gastronomiczny”, konsumpcyjny charakter dyskursu tożsamo-
12 E. Rewers, Post-Polis. Wstep do filozofii ponowoczesnego miasta, Kraków 2005, s. 14. 13 G. Vattimo, Koniec nowoczesności, przeł. M. Surma-Gawłowska, Kraków 2006, s. 89. 14 Zob. S. Morawski, O swoistym procesie estetyzacji kultury współczesnej, w: A. Zeidler-Janiszewska
(red.), Estetyczne przestrzenie współczesności, Warszawa 1996. 15 G. Vattimo, Koniec nowoczesności, op.cit., s. 48.
143
ściowego? Wydaje się, że tak, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę prostą obser-
wację Gordona Mathewsa, według którego „nasze wybory dotyczące sfery
tożsamości (…) są podejmowane nie dla nas samych, lecz ze względu na na-
szą grę wobec innych (…): w supermarkecie kultury wybieramy siebie spo-
glądając w stronę świata społecznego, który nas otacza. Tożsamość (…) jest
odgrywana w taki sposób, by widzowie dali się przekonać (…).”16
Staje się
więc tożsamością performatywną nastawioną na rodzaj „imagologicznego”
uwodzenia17
.
Pojęcie performatywności w odniesieniu do zagadnienia tożsamości
może wydawać się problematyczne, zważywszy na całą, filozoficzną i arty-
styczną, tradycję jego używania.
Słowo „performatywny” zostało wprowadzone w połowie lat pięć-
dziesiątych przez Johna L. Austina i, co ciekawe, od początku w pewnym
sensie było uwikłane w estetykę i w Arystotelesowską aisthesis: „Macie pełne
prawo, by nie wiedzieć, co znaczy słowo ‘performatywne’. Słowo jest nowe i
brzydkie, i może nie ma żadnego specjalnego znaczenia. Ale w każdym razie,
jedno przemawia na jego korzyść – nie jest to głębokie słowo. Pamiętam, że
gdy mówiłem kiedyś na ten temat, ktoś potem powiedział: ‘Wiesz, nie mam
najmniejszego pojęcia, co on ma na myśli, chyba, że zachodziłaby taka moż-
liwość, iż ma po prostu na myśli to, co mówi’. Cóż, właśnie to chciałbym
mieć na myśli.”18
W ten sposób, wprowadzając swoisty neologizm, Austin
przeciwstawia performatywny i konstatujący typ wypowiedzi i dokonuje tym
samym swoistej filozoficznej rewolucji: wypowiedzi językowe nie tylko opi-
sują czy stwierdzają jakiś stan rzeczy, lecz mogą brać czynny udział w two-
rzeniu rzeczywistości. „Filozofowie przyjmowali (…), że interesują ich tylko
wypowiedzi zdające sprawę z faktów lub prawdziwie czy fałszywie opisujące
sytuacje. W ostatnich czasach ten rodzaj podejścia został poddany w wątpli-
wość (…). A to nowe podejście przyniosło wiele dobrego; bardzo wiele rze-
16 G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa
2005, s. 43. W przytoczonym cytacie świadomie pominęłam określenie ‘kulturowa’ w odniesieniu do
pojęcia ‘tożsamości’, które w kontekście transkulturowym, na co zwracam uwagę w swoim tekście, wy-daje się mylące lub po prostu niepotrzebne.
17 Zob. M. C. Taylor, E. Saarinen, Imagologies: Media Philosophy, New York – London 1993. 18 J. L. Austin, Wypowiedzi performatywne, w: Idem, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozo-
ficzne, przeł. B. Chwedeńczuk, przekład przejrzał J. Woleński, Warszawa 1993, s. 311. Co ciekawe, w
pierwotnej formie pojęcie to brzmiało ‘performatoryjny’ (‘performatory’ zamiast ‘performative’), lecz
Autorowi wydawało się ono jeszcze brzydsze. Zob. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, przeł. M. Borowski, M. Sugiera, Kraków 2008.
144
czy pozbawionych prawdopodobnie sensu zostało postrzeżonych jako takie
właśnie. (…) Mimo wszystko (…) ludzie zaczynają pytać, czy ostatecznie
niektóre z tych rzeczy, które traktowane jako zdania, narażone byłyby jako
nonsensy na niebezpieczeństwo usunięcia, naprawdę są zdaniami. Czy nie
mogą być one pomyślane nie jako sprawozdania z faktów, lecz jako środki
wpływania tak lub inaczej na ludzi (…)?”19
Tak rozumiane performatywy,
głównie dzięki swej autoreferencyjności, sugerują między innymi, co wydaje
się istotne dla niniejszego artykułu, zachwianie czy wręcz zerwanie z, jak go
nazywa sam Austin, „mitem opisowości” i z rzekomo konieczną formą dycho-
tomicznego dyskursu. Co więcej, analizując wypowiedzi performatywne typu
‘Nadaję temu statkowi imię Elżbieta’, ‘Daję ci mój zegarek’ czy ‘Idę o zakład,
że wyzdrowiejesz’, Austin interesował się przede wszystkim ich skuteczno-
ścią (podał nawet dość długą, sześciopunktową, listę warunków ich powodze-
nia20
). Dokonując przeglądu ewentualnych „niewypałów” i „nadużyć”21
w
stosowaniu wypowiedzi per formatywnych, wskazał na to, iż „(…) konieczne
do wypełnienia warunki powodzenia wypowiedzi mają zatem nie językową,
ale przede wszystkim instytucjonalną i społeczną naturę.”22
Oznacza to oczy-
wiście, że wypowiedzi/czynności adresowane są zawsze do określonego,
obecnego w danym miejscu i czasie, odbiorcy23
. Te dwa aspekty wydają się
szczególnie istotne dla zjawiska performansu artystycznego, jak i w ogóle
estetyki performatywności, a w konsekwencji – dla ujęcia i opisania fenomenu
performatywnej tożsamości ponowoczesnego homo aestheticus.
Nie wchodząc w liczne niuanse i zakamarki historii performansu jako
określonej propozycji artystycznej, zauważmy jedynie, iż „dzieje performance
wyznaczają nieuświadamiany czy podświadomy nurt historii sztuki, składają
się bowiem ze zdarzeń ulotnych o paraartystycznej intencji, z epizodów przy-
padkowych o trudnych do jednoznacznego rozstrzygnięcia kwalifikacjach, bo
19 J. L. Austin, Wypowiedzi performatywne, s. 311– 312. W późniejszych tekstach Austin, jak wiemy,
zrezygnował z tej opozycji i wolał rozpatrywać wypowiedzi w trzech kategoriach: lokucyjnej, illokucyj-
nej, perlokucyjnej sugerując, iż wszelka wypowiedź czy akt mowy stanowi formę działania. Zob. Idem, Jak działać słowami, w: Ibidem, s. 544 – 713, zwłaszcza rozdział VIII: Czynności lokucyjne, illokucyj-
ne, perlokucyjne. 20 Zob. Ibidem, s. 563 – 564. „Otóż, jeśli grzeszymy przeciw którejś (lub przeciw więcej niż jednej) z tych
sześciu reguł, nasza wypowiedź performatywna będzie (w ten czy inny sposób) nieudana.” 21 Zob. Ibidem, s. 573 – 598. 22 E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 33. 23 Wypowiedź performatywna’ czy ‘performatyw’ pochodzą od angielskiego ‘to perform’, „czasownika,
który występuje zazwyczaj z rzeczownikiem oznaczającym czynność – wskazuje ona, że wygłoszenie
wypowiedzi jest wykonaniem jakiejś czynności, jest czymś, o czym nie myśli się normalnie jako tylko o powiedzeniu czegoś.” J. L. Austin, Jak działać słowami, op.cit., s. 555.
145
zatrzymujących się w połowie drogi między twórczością artystyczną a zjawi-
skami przynależnymi do socjologii życia artystycznego.”24
Zapoczątkowana
przez futurystów (Filippo Marinetti, Carlo Carrà, Giacomo Balla) i dadaistów
(Marcel Duchamp, Tristan Tzara, Kurt Schwitters), udoskonalona i zintensy-
fikowana w wydaniu happeningowej działalności artystów lat sześćdziesią-
tych XX wieku (Allan Kaprow, Dick Higgins, Terry Riley, Eric Andresen)
propozycja artystyczna, jaką jest performans, samą siebie określa jako sztukę
żywą25
. To sprawia, że performans jest rodzajem „manifestacji estetyki pospo-
litości. Nie jest to forma ukazywania indywidualnego Ego, co ma często miej-
sce w tradycyjnych dziełach sztuki, nie jest to szczególny aspekt persona-solo
dance. Performance jest życiem ukazywanym za pomocą metod i systemów
zaczerpniętych z teatru. Jest więc publiczność, są widzowie. Ale performance
nie znajduje się poza rzeczywistością, nie ma granicy pomiędzy sceną a wi-
downią, performance jest rzeczywistością”26
. Podkreślmy w tym miejscu –
rzeczywistością rozumianą nie jako szczególna, wymagająca pogłębionego,
ale zdystansowanego filozoficznego namysłu, lecz po prostu jako rzeczywis-
tość ‘normalna’, pospolita, rutynowa, codzienna. Wspomniany przez Klausa
Groha brak czwartej ściany w połączeniu z pospolitością daje w efekcie pew-
ną ‘wydarzeniowość’, która zastępuje klasyczny spektakl czy przedstawienie.
Wydarzenie, podobnie jak w przypadku jego filozoficznego ujęcia zapropo-
nowanego przez Martina Heideggera (Ereignis)27
, gwarantuje performansowi
ową żywość, a przez to zapewnia też autentyczność. Sprawia ponadto, że za-
miast teatru obcujemy z dramatem: „Teatr i dramat (…) to ze swej natury
przeciwieństwa, (…) dzielą je różnice zbyt istotne, żeby ich symptomy nie
dochodziły do głosu: dramat to twór słowa pojedynczego artysty, teatr to dzie-
ło publiczności i jej sług”28
.
Rozważania Johna Austina w oczywisty sposób odnosiły się wyłącz-
24 G. Dziamski, Performance – tradycje, źródła, obce i rodzime przejawy. Rozpoznanie zjawiska, w: G.
Dziamski, H. Gajewski, J. St. Wojciechowski, Performance (wybór tekstów), Warszawa 1984, s. 20. 25 Żywą w podwójnym znaczeniu: „po pierwsze dlatego, że wprowadza żywy, nie zapośredniczony w
materialno-stabilnej strukturze dzieła kontakt autora/wykonawcy z odbiorcą, a po drugie dlatego, że wy-
stępuje przeciwko temu wszystkiemu, co skonwencjonalizowane, co jest przeciwieństwem żywej sztu-ki.” G. Dziamski, Performance – tradycje, źródła…, op.cit., s. 16.
26 K. Groh, Teoretyczna idea sztuki performance, w: G. Dziamski, H. Gajewski, J. St. Wojciechowski,
Performance (wybór tekstów), op.cit., s. 61. 27 Zob. np. M. Heidegger, Źródło dzieła sztuki, przeł. J. Mizera w: Idem, Drogi lasu, Warszawa 1997; Idem,
Identity and Difference, przeł. by J. Stambaugh, New York 1969. 28 M. Herrmann, Bühne Und Drama, “Vossische Zeitung” 1918, 30 VII. Cyt. za E. Fischer-Lichte, Estetyka
performatywności, op.cit., s. 43.
146
nie do aktów mowy, natomiast zaproponowane przez niego ujęcie nie wyklu-
cza, jak zauważa Erika Fischer-Lichte, objęcia pojęciem ‘performatyw’ pew-
nych fizycznych działań – takich na przykład, z jakimi spotykamy się przy
okazji performansu29
. Mamy tutaj do czynienia i z likwidacją czwartej ściany,
i z pospolitością (jedzenie miodu, picie wina), i z autentycznością (okalecze-
nia, krew, cierpienie). Tym samym performans redefiniuje, głównie poprzez
Austinowskie zniesienie dychotomii, podstawowe estetyczne pojęcia, czy
lepiej pary pojęciowe: podmiot/przedmiot, oglądający/oglądany, teatr/dramat,
znaczące/znaczone30
. Mamy zatem dramat; przedstawienie-wydarzenie, które-
go centralnym punktem staje się tożsamość performera (niekoniecznie pokry-
wająca się z tożsamością performatywną). Jej zasadniczymi komponentami
wydają się być: emergencja autopojesis, brak dychotomii oraz liminalność.
Jednocześnie elementy te, jak podkreśla Erika Fischer-Lichte, w istotny spo-
sób stanowią o wydarzeniowości performansu, który, jako propozycja bądź co
bądź artystyczna, przestaje być tradycyjnym artefaktem, a staje się ulotnym,
nieokreślonym, jednorazowym faktem. Mamy zatem „(…) trzy istotne układy
parametrów, bezpośrednio związanych z wydarzeniowością przedstawienia,
które bez wątpienia w decydujący sposób określają jego estetykę. Mam na
29 Jako przykład podaję, za E. Fischer-Lichte, fragment opisu performansu jednej z, paradoksalnie, najbar-
dziej spektakularnych i autentycznych performerek, Mariny Abramović: „Dnia 24 października 1975 ro-
ku w galerii Krinzinger w Insbrucku miało miejsce interesujące i pamiętne wydarzenie. Marina Abra-mović (…) pokazała swój performans ‘Lips of Thomas’. Najpierw zdjęła ubranie i naga podeszła do tyl-
nej ściany galerii, by przypiąć do niej fotografię długowłosego mężczyzny, który nieco przypominał ją
wyglądem. Następnie (…) Abramowić usiadła za stołem i (…) powoli, łyżka po łyżce, zjadła cały kilo-gram miodu. Potem nalała sobie do kieliszka wina i piła je powoli (…) aż opróżniła całą butelkę. Wtedy
prawą ręką zgniotła kieliszek. Dłoń zaczęła krwawić. Artystka wstała od stołu i (…) żyletką wycięła so-
bie na brzuchu pięcioramienną gwiazdę (…). Chwyciła pejcz, uklękła (…) i z całej siły zaczęła się bi-czować (…). Potem położyła się na wznak na blokach lodu (…). Na suficie umieszczony był grzejnik,
który kierował strumień ciepła na jej brzuch, powodując ponowne krwawienie rany (…). Artystka leżała
bez ruchu (…). Kiedy przez pół godziny nie dawała żadnego znaku, że chce przerwać męczarnię, kilku oglądających nie wytrzymało napięcia. Podeszli do bloków lodu, chwycili Abramović pod ręce i wynie-
śli, kończąc tym samym performans.” E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 11 – 12. 30 Oto skrócony, zaproponowany także przez Erikę Fischer-Lichte, komentarz wyżej opisanego performan-
su: „W tym czasie [2 godzin – M. S.-J.] performerka i widzowie wzięli udział w wydarzeniu, którego nie
przewiduje i nie sankcjonuje ani tradycja, ani obowiązujące konwencje sztuk plastycznych i widowisko-
wych. Swoimi działaniami artystka nie powołała przecież do istnienia żadnego artefaktu (…). Trudno też powiedzieć, żeby cokolwiek przedstawiała. Nie zachowywała się jak aktorka grająca sceniczną postać,
która je zbyt wiele miodu i pije zbyt wiele wina, a potem w rozmaity sposób kaleczy swoje ciało. To, co
robiła, wcale nie oznaczało, że jakaś fikcyjna postać zadaje sobie ból. Okaleczała samą siebie. Maltreto-wała własne ciało, świadomie lekceważąc jego ograniczenia. (…) Ograniczyła się do wykonania czynno-
ści, które w widoczny sposób przemieniały jej ciało (…) nie ujawniając żadnych symptomów swoich
wewnętrznych doznań. Postawiła zatem widzów w irytującej, głęboko dezorientującej i w tym sensie trudnej do zniesienia sytuacji, gdyż zakwestionowała wszystkie niepodważalne dotąd normy i zasady.
(…) Stworzyła taką sytuację , która umieszczała widza między normami i regułami sztuki a prawami co-
dziennego życia, między zasadami estetyki a nakazami etyki.” E. Fischer-Lichte, Estetyka performatyw-ności, op.cit., s. 12 – 13.
147
myśli, po pierwsze, powstająca w czasie przedstawienia autopojesis pętli fe-
edbacku, po drugie, zjawisko emergencji i (…) zniesienia przeciwieństw, po
trzecie zaś sytuację liminalności (…)”31
. Referując32
pokrótce wspomniane
elementy, skupię się jedynie na tych aspektach, które w taki czy inny sposób
korespondować mogą z ideą tożsamości performatywnej homo aestheticus.
Autopojetyczna pętla feedbacku złożona jest z działań i zachowań za-
równo wykonawców, jak i widzów i w tym sensie zrywa ona z tradycyjnym
założeniem o autonomiczności autora i jego dzieła. Dzięki temu powstaje au-
toreferencyjna i emergentna sytuacja, w której znaczenie ma tylko to, co fak-
tycznie wydarza się podczas spektaklu. „Funkcjonuje ona jako samoorganizu-
jący się system, który nieustannie musi integrować pojawiające się niespo-
dziewanie i dlatego trudne do przewidzenia elementy.”33
Wydarzeniowości
sprzyja ponadto realizacja Austinowskiej intuicji wskazującej na konieczność
zniesienia dychotomii centralnych dla naszej kultury i towarzyszącego jej dys-
kursu par pojęciowych takich, jak sztuka/rzeczywistość, podmiot/przedmiot,
wnętrze/zewnętrze, ciało/duch, estetyczny/etyczny etc. – „(…) tracą one w
tych przedstawieniach swoją jednoznaczność, zostają wprawione w ruch i za-
czynają oscylować, a w ostatecznym rozrachunku zostają całkowicie zniesio-
ne.”34
Tym samym, likwidując zasadniczą dychotomię sztuki i życia oraz re-
zygnując z idei autonomii dzieła, performans stanowi autoreferencyjne działa-
nie ustanawiające rzeczywistość35
. Ta ostatnia jednak staje się dynamiczną,
nieustannie wydarzającą się rzeczywistością ‘pomiędzy’. Owa liminalność jest
zostają zniesione, a wszystko równie dobrze może być czymś innym, wtedy
uwaga kieruje się na przejście między jednym a drugim.”36
W ten sposób ro-
zumiana liminalność wnosi do performansu pewne elementy rytuału i wywo-
łuje tak pożądaną z punktu widzenia twórcy, ale i odbiorcy, przemianę.
Powyżej zrekonstruowana teoria estetyczno-artystycznej performa-
31 Ibidem, s. 261 – 262. 32 Zob. Ibidem, s. 259 – 288. 33 Ibidem, s. 265. 34 Ibidem, s. 271. 35 „Kiedy Marina Abramowić zgniatała kieliszek i jej dłoń krwawiła, to znaczyło to dokładnie tyle, że
zgniotła kieliszek i jej dłoń krwawiła. Jej działanie powoływało do istnienia rzeczywistość zgniecionego kieliszka i krwawiącej dłoni. (…) Wszystko, co zostało w jego [performansu – M. S.-J.] trakcie wykona-
ne i pokazane oznaczało to, co zostało wykonane i pokazane, a to w konsekwencji ustanawiało daną rze-
czywistość.” Ibidem, s. 273. 36 Ibidem, s. 280.
148
tywności może stanowić, jak myślę, interesujący i inspirujący kontekst tytu-
łowego zagadnienia podejmującego problem tożsamości ponowoczesnego
homo aestheticus, zanurzonego w kulturowo płynne, jak opisuje Zygmunt
Bauman, chaotycznie schizoidalne, co diagnozują Gilles Deleuze i Felix Guat-
tari, czy aksjologicznie diagonalne, przed czym przestrzega Jean Baudrillard,
uniwersum37
. Sama Erika Fischer-Lichte podkreśla, iż od początku lat sześć-
dziesiątych performerzy „(…) uzmysławiali widzom fakt pojawienia się no-
wego obrazu artysty, a może nawet nowego obrazu człowieka (…)”38
, propo-
nując tym samym alternatywny obszar dla poszukiwań tożsamościowych.
Tymczasem, performatywność rozpatrywana w kontekście ponowoczesnego
dyskursu tożsamościowego wydaje się zaledwie swobodnie, jeśli w ogóle,
czerpać inspiracje z powyżej opisanego zagadnienia.
Generalnie obraz ponowoczesnego podmiotu jawi się jako niezbyt po-
ciągający. Będąc, jak zauważa Gianni Vattimo, efektem ogólnego kryzysu
humanizmu i osłabienia tradycyjnych „mocnych” kategorii metafizycznych
pojęcie podmiotu „(…) uległo potwornemu spotęgowaniu (…) a teraz zdema-
skowane jest jako fikcja”39
. Fikcyjny charakter ponowoczesnej podmiotowo-
ści dodatkowo intensyfikuje jej komercjalizacja (związana oczywiście z feno-
menem powszechnego konsumeryzmu) oraz jej płynny charakter. W efekcie
odpowiedź na pytanie o bycie odbywa się po prostu poprzez „dokonywanie
codziennego życia”40
, które skądinąd – nieco metaforycznie rzecz ujmując –
odbywa się, w znakomitej większości przypadków, między regałami41
.
Płynność, czy też „(…) ‘roztapianie wszystkiego, co trwałe’ było od
pierwszej chwili przyrodzoną definiującą właściwością nowoczesnej formy
życia. Ale dziś, inaczej niż niegdyś, formy stopione nie mają już być – a i nie
są – zastępowane przez inne ciała stałe – (…) bardziej jeszcze solidne i »sta-
łe« od form poprzednich (…). Na miejsce jednych form topliwych, a więc
nietrwałych, przychodzą inne, nie mniej, jeśli nie bardziej jeszcze od nich
37 Zob. np. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Kraków 2006; G. Deleuze, F. Guattari, Anti-
Oedipus: Capitalism and Schisophrenia, translated by R. Hurley, M. Seem, H. R. Lane, London – New
York 2008; J. Baudrillard, Przed końcem, op.cit. 38 E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 264. 39 A. Zawadzki, Koniec nowoczesności: nihilizm, hermeneutyka, sztuka, w: G. Vattimo, Koniec nowocze-
sności, op.cit., s. XIII. Por. F. Nietzsche, Wola mocy, przeł. S. Frycz, K. Drzewiecki, Kraków 1985. 40 Zob. A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności, przeł.
A. Szulżycka, Warszawa 2001, s. 67 – 69. 41 Zob. M. Sułkowska-Janowska, Tożsamość w płynie: homo aestheticus między regałami, „Folia Philo-
sophica” pod red. P. Łaciaka, t. 31, Katowice 2013.
149
topliwe, a więc i nietrwałe”42
. Taka kultura „ciągłej kapaniny” to kultura na-
stawiona na ciągle zmieniającą się ponętną zmysłowość i zawrotną prędkość,
które sprzyjają permanentnemu konsumowaniu. „Cokolwiek robimy i jakkol-
wiek to coś nazywamy – zawsze robimy zakupy (…). Język naszej ‘polityki
życia’ jest oparty na pragmatyce ‘zakupów’(…)”43
. Żyjąc „rozglądamy się”
jak w handlowej galerii, buszujemy między regałami. Lecz tym, co nami kie-
ruje bynajmniej nie jest potrzeba, lecz raczej „pragnienie – byt znacznie bar-
dziej od ‘potrzeb’ ulotny, efemeryczny, nieuchwytny, kapryśny i zasadniczo
nie odnoszący się do niczego w szczególności; samorodny i samowystarczal-
ny motyw, który nie potrzebuje uzasadnienia ani przyczyny”44
. Powodowani
niezaspokajalnym pragnieniem wszyscy cierpimy na bulimia nervosa: uzależ-
niają nas skonsumowane w pośpiechu i bez przetrawienia, natychmiast zwró-
cone obrazy45
. Wytwarzanie obrazów stało się substytutem życia, a ich per-
został przez, oparty na komunikacji ikonicznej, piktocentryzm46
.
Ikonizacja języka i komunikacji niewątpliwie wpływa na dyskurs toż-
samościowy, jak i tożsamość jako taką, skoro, co podkreśla Zygmunt Bau-
man, stała się ona czymś „do obnoszenia i pokazywania”. Nie chodzi zatem o
tradycyjny, narracyjnie ‘opowiedziany’ bios, choć z drugiej strony nie chcemy
przecież poprzestać nad zwykłym, trywialnym zoe. Okazuje się, że rozwiąza-
nie tego dylematu może przynieść sfera theatron. Pytanie tylko, czy jest ono
zadowalające; bo że ponętne, zwłaszcza wizualnie – niewątpliwie tak. Przy-
pomnijmy jednak, przywoływane powyżej, rozróżnienie na teatr i dramat i
zapytajmy o proporcję między tymi elementami: jaka część tożsamości homo
aestheticus to stylizowana teatralizacja, a jaką stanowi autentyczny dramat?
Na pierwszy rzut nieco banalnie brzmiące określenia tutaj, w kontekście dys-
kursu tożsamościowego, przestają być jedynie pustymi hasłami; zwłaszcza,
kiedy uzupełni się je o pełniące metodologicznie pomocniczą, lecz nade wszy-
stko merytorycznie zasadną, funkcję - pojęcie klipowości. W ten oto bowiem
42 Z. Bauman, Kultura w płynnej nowoczesności, Warszawa 2011, s. 26. 43 Z. Bauman, Żyjąc w czasie pożyczonym. Rozmowy z Citali Rovirosa-Madrazo, przeł. T. Kunz, Kraków
2010, s. 114. 44 Ibidem, s. 115. 45 Zob. K. Tester, Moral Culture, London 1997. 46 Zob. K. Krzysztofek, Od logosfery do piktosfery. Czy konizacja języka ?, w: Z. Suszczyński (red.), Słowo
w kulturze mediów, Białystok 1999, s. 9 – 20; por. W. Chyła, Od kultury słowa do kultury audiowizual-
nej; w: A. Gwóźdź, S. Krzemień-Ojak (red.), Intermedialność w kulturze końca XX wieku, Białystok 1998, s. 65 – 82.
150
sposób pojawia się tytułowa (klipowa) tożsamość performatywna homo
aestheticus, przy czym o ile klipowość związana jest z określonym typem nar-
racji, o tyle teatralność, czy lepiej – teatralizacja, wyznacza specyficzne poj-
mowanie performatywności.
Zjawisko klipowości wiąże się przede wszystkim z rozwojem wideo,
którego poetyka, w odróżnieniu od opartego na narracyjnej fabule filmu, opie-
ra się na inter-semiotycznym zjawisku intertekstualnych wariacji. Dzięki ta-
kiej formie fenomen klipu mógł stać się swoistą kulturową dominantą pono-
woczesności. Z jej fragmentacją, labilnością, płynnością, eklektyzmem, po-
wierzchownością, zawrotnym tempem i feerią wizualności współgra najważ-
niejsza cecha jaka charakteryzuje klipowość, czyli „(…) niekończące się wi-
rowanie elementów – przemieszczają się one nieustannie, tak że żaden z nich
nie jest w stanie na dłużej zająć miejsca ‘interpretanta’ (albo znaku prymarne-
go), tylko zaraz musi ustąpić miejsca drugiemu (…) i spada na podrzędną
pozycję, gdzie z kolei zostaje ‘zinterpretowany’ przez radykalnie odmienną
treść logo lub obrazu”47
. Owo intertekstualne wirowanie elementów to jedna z
konsekwencji porzucenia logosu na rzecz logo oraz, w innym wymiarze, dia-
chronii na rzecz synchronii. Innymi słowy, klipowość zakłada sieciowość, a ta
z kolei, jak pamiętamy, wiąże się z uwielbianą przez postmodernistów nieli-
nearnością i nieteleologicznością wszelakiego dyskursu: „(…) mamy sieć,
czyli labirynt, który Deleuze i Guattari nazywają kłączem. Tutaj każda droga
może się skrzyżować z dowolnie inną. Nie ma środka, nie ma peryferii, nie ma
wyjścia, ponieważ kłącze jest potencjalnie nieskończone”48
. Wizja dla jednych
kusząca, dla innych mimo wszystko niebezpieczna – pozbawiona jakiejkol-
wiek hierarchii i logiki wyboru; przestrzeń rhizomatyczna niesie z sobą nie-
bezpieczeństwo egzystencjalnego niezaangażowania. Tym bardziej, jeśli dołą-
czymy do niej wizualnie skrajnie rozestetyzowaną, choć najczęściej etycznie
miałką i płytką, teatralizację. W tak zarysowanej perspektywie tożsamość
„(…) przybiera formę egzoaksjalną. Jest skierowana na to, co jest jej prezen-
47 F. Jameson, Surrealizm bez podświadomości, w: Idem, Postmodernizm, czyli logika późnego kapitalizmu,
przeł. M. Płaza, Kraków 2011, s. 93; por. U. Jarecka, Od teledysku do wideoklipu. Ewolucja idiomu kli-powego, w: M. Hopfinger (red.), Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, War-
szawa 2002, s. 293 – 315. 48 U. Eco, Imię róży, przeł. A. Szymanowski, Warszawa 1988, s. 613. Po labiryncie greckim i maniery-
stycznym jest to trzeci z wymienionych przez Eco labiryntów, które stanowią metaforę trzech różnych
typów dyskursu. J.-N. Vuarnet dodaje do tego zestawienia czwarty typ, który według niego znacznie le-
piej niż kłącze obrazuje dyskurs postmodernistyczny. Zob. J.-N. Vuarnet, Filozof-artysta, przeł. K. Ma-tuszewski, Gdańsk 2000.
151
tacją, czyli na wygląd, ubiór, dodatki, gadżety, etc.”49
i jako taka właśnie
ogranicza się zasadniczo do sensorycznej sfery aisthesis, co z kolei w oczywi-
sty sposób sprzyja wspomnianej teatralizacji sprawiającej, iż „to, co bywa
przedstawiane jako prawdziwe życie, okazuje się po prostu życiem prawdzi-
wie spektakularnym”50
.
Spektakl, jeśli przywołać wspomniane powyżej rozróżnienie, to ponę-
tny imagologicznie blichtr, ale też płytki pozór, którego miałkim fundamen-
tem wydaje się być prosta zasada, iż „co się ukazuje, jest dobre; a co jest do-
bre, ukazuje się.”51
Spektakl, będąc zwieńczeniem „fetyszyzmu towarowego”,
albo po prostu „formalną liturgią przedmiotu” stanowi faktyczne, czy może
lepiej – ‘artefaktyczne’ – uniwersum ponowoczesnego homo aestheticus52
.
Zatem „to, co dzieje się obecnie, nie jest już kolejnym przesuwaniem noto-
rycznie ruchomych granic między sferą publiczną a prywatną. Wydaje się, że
tym razem chodzi o przedefiniowanie znaczenia sfery publicznej, o uczynienie
z niej sceny, na której zagoszczą prywatne dramaty (…).”53
W efekcie owej
teatralizacji „dzieło sztuki, które chcemy uformować z kruchej materii życia,
nazywa się tożsamością”54
.
Mamy zatem skrajnie wystylizowaną, teatralną, artefaktyczną sytu-
ację: „to, o czym teoretycy teoretyzują, a filozofowie filozofują, w mniej sub-
telny sposób wtłacza nam do głowy sztuka popularna (…). Nie ma potwier-
dzenia prócz samo-potwierdzenia i nie ma tożsamości prócz tożsamości sa-
modzielnie wytworzonej”55
. Zauważmy, iż tym samym dwie główne zachod-
nie tradycje ujmowania tożsamości – grecko-chrześcijańska i judaistyczna –
zostają wraz z towarzyszącym im paradygmatem myślenia arystotelesowsko-
kartezjańskiego wyparte przez nową propozycję, w której, jak pisał Derrida,
tożsamość nigdy nie jest dana, przyjęta czy jakkolwiek osiągnięta, lecz w za-
mian, gdzieś pomiędzy tym, co jest i co się staje, nieustannie „wydarza się” w
nieskończenie „fantazmatycznym” procesie utożsamiania56
. „Tożsamość wy-
49 W. Daszkiewicz, Antropologiczne aspekty kultury, w: A. Kawalec (red.), O pojęciu sztuki w kulturze
współczesnej, op.cit., s. 76. 50 G. Debord, Społeczeństwo spektaklu oraz Rozważania o społeczeństwie spektaklu, przeł. M. Kwaterko,
Warszawa 2006, s. 113. 51 Ibidem, s. 36. 52 O „fetyszyzmie towarowym” pisał Karl Marks, o „formalnej liturgii przedmiotu” Jean Baudrillard. 53 Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 108. 54 Ibidem, s. 128. 55 Ibidem, s. 277. 56 Zob. J. Derrida, Jednojęzyczność innego czyli proteza oryginalna, przeł. A. Siemek, Literatura na Świe-
152
daje się trwała i solidna tylko wówczas, gdy popatrzy się na nią z zewnątrz – i
przez krótką chwilę. (…) Z powodu ulotności i nietrwałości wszystkich lub
niemal wszystkich tożsamości najprostszym sposobem zaspokojenia tożsamo-
ściowych marzeń i fantazji staje się możność »nabycia« tożsamości (…). Ma-
jąc taką szansę, można w każdej chwili przymierzać i odrzucać kolejne tożsa-
mości.”57
W teatralnej garderobie przymierzając kolejne t-shirty, czy może
lepiej – id-shirty, na moment stajemy się sobą, nie odnajdując przy tym by-
najmniej, co podkreśla w swojej wizji ponowoczesnej autokreacji Wolfgang
Welsch, żadnego własnego, substancjalnie pojętego, „ja”58
.
Garderobiana atmosfera sprzyja wytworzeniu czegoś, co Zygmunt
mość to coś do obnoszenia i pokazywania.” Paradoksalnie zatem, najwięk-
szym sprzymierzeńcem tożsamości performatywnej okazuje się moda: „towar
produkowany na masową skalę staje się środkiem zapewniającym indywidu-
alną odrębność. Tożsamość – ‘wyjątkową’ i ‘niepowtarzalną’ – można zbu-
dować wyłącznie z takich materiałów, które wybierają i kupują wszyscy. Zdo-
bywasz niezależność dzięki kapitulacji”60
. Z pozoru autonomiczna autokreacja
przybiera w rzeczywistości niewygodny i jakże dziś niemodny charakter
przymusowy: co prawda „(…) życie w świecie pozornie nieskończonych moż-
liwości (…) zapewnia słodkie poczucie ‘swobody stania się kimkolwiek’
(…)”61
, faktycznie jednak ta słodycz ma swoją gorzka cenę, jaką jest skrajna
teatralizacja życia odbywająca się kosztem jego dramaturgii i autentyczności.
Widzimy więc, iż proponowana począwszy od lat sześćdziesiątych
zeszłego stulecia przez artystów związanych z performansem perspektywa
nakierowana na ‘wydarzeniowość’ uległa ponowoczesnemu wypaczeniu. Pa-
radoksalnie, artystyczna propozycja okazuje się bardziej naturalna i ‘życiowa’
niż sztuczna, wystylizowana, uzależniona od kapryśnej mody, rzekomo auten-
tyczna performatywna tożsamość kreowana przez homo aestheticusa. Być
cie, 1998, nr 11 – 12 (328 – 329). Por. E. Rewers, Post-Polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta, op.cit., s. 289.
57 Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 128 – 129. 58 Zob. W. Welsch, Stając się sobą, przeł. J. Wietecki, w: A. Zeidler-Janiszewska (red.), Problemy pono-
woczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, Poznań 1998. 59 Zob. Z. Bauman, Tożsamość, op.cit., s. 32. 60 Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 130. 61 Ibidem, s. 97.
153
może warto zatem skorzystać z owej artystycznej wizji „nowego człowieka” i
przyjrzeć się raz jeszcze performansowi jako swoistemu „laboratorium życia
codziennego”62
. Okazuje się, iż właśnie w takich laboratoryjnych warunkach
„(…) nie sposób oddzielić tego, co estetyczne, od tego, co etyczne. To drugie
stanowi bowiem istotny wymiar pierwszego.”63
Performans inspiruje więc do
ponownego przemyślenia relacji między wspomnianymi komponentami an-
troposfery, relacji której zachwianie może grozić adiaforyzacją z jednej, bądź
pustą stylizacją z drugiej strony64
. Z pozycji sztuki, stwarzając warunki labo-
ratoryjne, stawia mimo wszystko zadanie do zrealizowania w kontekście życia
codziennego.
PERFORMATIVE IDENTITY OF HOMO AESTHETICUS .
The author of this article joins a contemporary discussion on the problem of identity.
The last one – in the context of Baumanian “liquidity” or Wolfgang Welsch’s idea of
“autocreativity” – seems to be a performative one and is created by the postmodern
subject that is called here, because of its aestheticized universum, homo aestehticus.
The background for the article is John Austin’s idea of performatives as well as some
artistic propositions of performance art (Joseph Beuys, Marina Abramović, or Frank
Castorf) and thus a kind of aesthetics of performativity (proposed by Erika Fischer-
Lichte). One could assume that the performative identity of postmodern homo
aestheticus continues the above mentioned plots. Unfortunately, the postmodern, anti-
metaphysical context causes the performative identity to be reduced merely to its
aesthetical and thus commercial aspect.
Dr Mariola Sułkowska-Janowska – Zakład Antropologii Filozoficznej i Filozofii
62 Zob. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 275 – 276. 63 Ibidem, s. 275. 64 Zob. M. Sułkowska-Janowska, Przemoc rozestetyzowana, Folia Philosophica pod red. P. Łaciaka, t. 29,
Katowice 2011, s. 339 – 349.
154
Monika MICZKA-PAJESTKA
POSTMODERNA I TRANSFORMACJA PRZESTRZENI
KULTUROWEJ. JEDNA KULTURA CZY RACZEJ WIELOŚĆ
KULTUR?
„To, co nowe, nie jest możliwe bez tego, co dawne”1
Odo Marquard, Philosophie des Stattdessen
W myśleniu o przestrzeni ponowoczesnego życia pojawia się często
obraz „chaotycznie polepionej budowli” czy „rozbitego dzbanka”, którego
elementów nie da się już dopasować, w dyskursie naukowym z kolei wyko-
rzystuje się metafory „kłącza” bądź „różnicy”, „rozproszenia” i „hipertelii”.
Dostrzega się różnego typu przeobrażenia i przekształcenia w obrębie kultury,
wskazuje się kierunki zmian, nie można jednak powiedzieć o jednej całościo-
wej transformacji, ale o wielu podlegających transformacji obszarach kultury.
Problematyczne jest już samo pojęcie postmoderny2. Wolfgang Welsch pod-
kreśla, że w zasadzie można mówić o postmodernie dla wszystkich i postmo-
dernie wynikającej ze stanowisk filozoficznych, które w dużej mierze sprowa-
dzają owo pojęcie postmoderny do ujmowania jej jako moderny w procesie jej
transformacji, a także jako otwartej jedności, która już poza pojęciem postmo-
derny projektuje wielość3. Niemniej – jak sam przyznaje – dla wielu jest ona
„tylko starym winem w nowych bukłakach”4.
Pojawia się zatem pytanie: czy postmoderna wnosi coś nowego, a je-
żeli nie wnosi nic nowego, to czy coś zmienia? Jeśli postrzegać postmodernę
za W. Welschem jako swoistą transformację moderny, to można przyjąć, iż
stanowi ona wyraz szeregu przemian, potęgujących się zjawisk społeczno-
1 O. Marquard, Philosophie des Stattdessen, Stuttgart 2000, s. 42. 2 Dyskusja na temat postmodernizmu i rozumienia pojęcia rozwinęła się intensywnie po wydaniu przez
Jeana-Françoisa Lyotarda w 1979 roku książki pt. La condition postmoderne. Przekład polski Kondycja
ponowoczesna ukazał się znacznie później. W tekście tym J.-F. Lyotard wprowadził filozoficzne pojęcie
postmodernizmu, odwołując się do wielkich narracji i heterogenicznych koncepcji wiedzy i wskazując na „rozbieżność” jako główną zasadę rozwoju społecznego.
3 Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, przekł. R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Ofi-
cyna Naukowa, Warszawa 1998. 4 Tamże, s. 14.
155
kulturowych, uobecniających się stylów i konwencji. Trudno jednak wskazać
jeden zasadniczy kierunek owych działań i zmian, stąd wiele, często sprzecz-
nych ze sobą, głosów opisujących czy diagnozujących ponowoczesną prze-
strzeń życia.
Dosyć szerokim zakresowo pojęciem, przez co często wykorzystywa-
nym, okazuje się termin „kultura”. To właśnie kultura staje się tą przestrzenią,
którą człowiek chce scharakteryzować, opisać, omówić, zakreślić, wyjaśnić i
może nawet zrozumieć. Zarówno na gruncie teoretycznym, jak i praktycznym,
ową najczęściej dostrzeganą i rozpatrywaną sferę zjawisk stanowią zwykle te,
które dokonują się w przestrzeni kulturowej, niezależnie od tego, czy wskazu-
je się na kultury lokalne czy też mówi się o kulturze w sensie globalnym.
Zawsze, wypowiadając słowo „kultura”, pozwala się człowiekowi myśleć, że
ma wyznaczone jakieś ramy i samego pojęcia i przestrzeni, do której owo
pojęcie się odnosi, są przecież pewne tropy zamknięte w tym pojęciu, co do
których można się odwoływać. Czy jednak postmoderna nie burzy tego po-
rządku? Czy nie wprowadza zamętu i chaosu w istniejące struktury i modele
społeczno-kulturowe? W zasadzie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te
pytania; zapewne „coś burzy” i „coś wprowadza”, ale – przyjmując założenia
Welschowskie - nie prowadzi ani do „zniszczenia”, ani do „chaosu”.
Można jednak odnieść ową sytuację także do istniejących paradygma-
tów, kwestii poznania czy po prostu do pojęcia mózgu, jak czynią to Gilles
Deleuze i Félix Guattari. Wówczas obraz postmoderny rysuje się zupełnie
inaczej, jako obraz całkowitego chaosu. Stwierdzają oni bowiem, iż obecnie:
„Oparte na modelu drzewa paradygmaty mózgu ustępują miejsca kłączowym
idalnym stanom”5. Zaistniały chaos pobudza do zafunkcjonowania, dążący do
granic poznawczych podmiot, a w zasadzie mózg. Tu ujawnia się, zdaniem
wspomnianych autorów, zadanie dla nauki, a mianowicie „(…) ukazanie cha-
osu, w którym pogrąża się sam mózg jako podmiot poznania”6, z kolei „Mózg
stale ustanawia granice określające funkcje zmiennych w szczególnie rozcią-
gniętych powierzchniach (…)”7. Proponują oni swoiste przejście od chaosu do
mózgu, który wskazuje pewne ramy czy struktury, projektuje swego rodzaju
5 G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, przekł. P. Pieniążek, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2000, s.
239. 6 Tamże, s. 239. 7 Tamże, s. 239.
156
porządek rzeczy. Wszelkie stawanie się i rozwój wymagają bowiem jakiegoś
odniesienia i relacji, w których mogą się unaoczniać i spełniać. Tak jak sztuka
potrzebuje nie-sztuki, a filozofia nie-filozofii, aby mogły się urzeczywistnić,
chociaż jak przyjmują G. Deleuze i F. Guattari nie dają się one, podobnie jak
trzecia płaszczyzna, mianowicie - nauka, już odróżnić „w odniesieniu do cha-
osu, w którym mózg się pogrąża”8. I jak stwierdzają dalej „Właśnie tam poję-
cia, uczucia, funkcje stają się nierozstrzygalne, tak samo jak filozofia, sztuka i
nauka są nie do odróżnienia, jak gdyby podzieliły się tym samym cieniem,
który rozciąga się poprzez ich odmienną naturę i stale im towarzyszy”9. Ów
cień może być różnorodnie interpretowany, stanowi jednak swego rodzaju tło
dla zjawisk kulturowych, które – w zależności od światopoglądu i założeń
poznawczych – przyjmować może różne barwy i stawać się bardziej lub mniej
nasycone.
Niemniej w kontekście rozważań czy dyskusji o kulturze rodzi się py-
tanie: czy na rzeczywistość składa się jedna kultura czy raczej wielość kultur?
Wiąże się ono zarówno ze sposobem rozumienia samego pojęcia kultury, jak i
postrzegania możliwości uczestnictwa w niej podmiotu. Można za Odo
Marquardem i Arnoldem Gehlenem uznać kompensacyjny charakter kultury,
zasadzający się w dużej mierze na „symbolicznym charakterze ludzkiego ob-
cowania ze światem”10
. Wówczas obszarem czy przestrzenią rozważań staje
się horyzont symbolicznych form, a ich przedmiotem uczestnik kolejnych
etapów rozwoju kultury i zachodzących w niej zjawisk. Z kolei wskazanie na
kompensacyjne procesy, zmierzające do nieustannego przywracania równo-
wagi w kulturze, dokonane przez wspomnianych autorów, pozwala na do-
strzeganie swoistego zakotwiczenia człowieka w przeszłości.
Przestrzeń kultury może zostać określona jako „przestrzeń kontynu-
acji”, i jednocześnie jako „przestrzeń postępu”, a co za tym idzie wpisany w
nią człowiek zyskuje miano „istoty nawiązującej”, ale też „innowatywnej”. To
rozpatruje Odo Marquard w tekście zatytułowanym Philosophie des Stattde-
ssen, stwierdzając: „Człowiek jest istotą nawiązującą, nie jest bezgranicznie
8 Tamże, s. 242. 9 Tamże, s. 242. 10 Por. S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji nauk humanistycznych. Kontekst
polemiczny. W: S. Czerniak, R. Michalski, Cielesność. Kompensacja. Mimesis. Wokół pojęciowego in-
strumentarium współczesnej antropologii filozoficznej. Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2008, s. 111.
157
innowatywny (…)”11
, bowiem „Ludzie nie wytrzymują absolutnego zrywania
z istniejącą rzeczywistością… To, co nowe, nie jest możliwe bez tego, co
dawne… Przyszłość potrzebuje przeszłości… To dlatego właśnie Geisteswis-
senschaften czynią zerwanie kontynuacją”12
. W tej perspektywie zestawienie
„stare-nowe”, w odniesieniu do zjawisk kulturowych, wydaje się nie tyle nie-
stosowne, co niejasne i nieuzasadnione, bowiem w „przestrzeni kontynuacji”
nie można wyznaczyć grubej linii demarkacyjnej, oddzielające to, co nowe od
tego, co stare. Człowiek jako „istota nawiązująca” niejako staje się łącznikiem
pomiędzy przyszłością a przeszłością, funkcjonującym w konkretnej teraźniej-
szości. Tym samym kultura jawi się jako pewna całość dziejowa, aktualizują-
ca się dzięki pewnej regule dialektycznej, a człowiek – korzystając z termino-
logii Marquardowskiej – jako „hypoleptyczny”, czyli właśnie „nawiązujący”.
Można mówić zatem o swego rodzaju zakotwiczeniu człowieka w kulturze,
unaoczniające się w dialektyce czy też poprzez dialektyczną naturę postępu.
Całość nie jest jednak jednoznaczna, zwłaszcza w koncepcji O.
Marquarda. Jej rozumienie uległo zmianie, a jak podkreśla Stanisław Czer-
niak, analizując Marquardowską myśl o „hypoleptyczności” i „całości”, „No-
wożytność zatraciła dawne doświadczenie całości jako hierarchicznego sys-
temu statycznych ról. Idea tak rozumianej całości ustąpiła miejsca >>totaliza-
cji<< jako procesowi inkluzji o nieograniczonym horyzoncie. Totalizacja po-
lega na uobecnianiu tego, co nieobecne, wykluczone, tabuizowane. Całość nie
jest substancją, ale formą ruchu rehabilitującego wszystkie ukryte potencje
aktualnej rzeczywistości, zwłaszcza zaś te, dzięki których historycznemu wy-
parciu się ukształtowała”13
. Można uznać zatem, iż poprzez swego rodzaju
wielość pewien potencjał stającej się rzeczywistości aktualizuje wszystko to,
co dotąd ulegało wyparciu czy zakryciu. Wskazana zostaje jakaś ruchoma
całość społeczno-kulturowa. Postrzeganie całości jako „formy ruchu”, budzi
jednak pytanie o sens i jakość istnienia, o to, czy człowiek ma do czynienia z
utratą form czy raczej z „formami ruchomymi”? Na ten problem zwraca uwa-
gę między innymi Theodor W. Adorno, który stwierdza, że utożsamienie
świata nowoczesnego ze światem bez formy, związane jest, czy może raczej
było, z nadmiernym eksponowaniem ideologii. Jego zdaniem żadne współcze-
11 Cyt. Za S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji…, s. 108. Por. O. Marquard,
Philosophie des Stattdessen, Stuttgart 2000, s. 42. 12 Cyt. Za S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji…, s. 108. 13 Tamże, s. 111.
158
sne społeczeństwo „nie jest pozbawione formy”14
, a ujawniająca się i rozpa-
trywana, zwłaszcza na początku XX wieku, „Wiara w utratę form brała się ze
spustoszenia miast i krajobrazów przez bezplanową ekspansję przemysłu, z
braku racjonalności, a nie z jej nadmiaru”15
. Tymczasem postrzeganie całości
jako „formy ruchu” pozwala na wpisanie w tzw. ogólność, wszelkich możli-
wych aspektów kształtowania się indywidualności i tożsamości.
Myślenie o całości jako tej, która funkcjonuje poprzez zasadę indywi-
dualnego samozachowania16
, ale i otwartego projektowania przyszłości, wyda-
je się uzasadnione. Chociaż rozważając głosy obwieszczające sytuację „za-
wieszenia”, „rozmycia” czy „płynności”, można zastanawiać się nad sensem
istnienia całości?
Czy wobec tego, w perspektywie postmoderny, można mówić o ja-
kiejś dokonującej się zmianie czy transformacji w sposobie postrzegania cało-
ści, a co za tym idzie przestrzeni społecznej i kulturowej? W zasadzie realizu-
je się wspomniana zasada myślenia o całości, społeczeństwie i kulturze, po-
przez uczestniczące w nich indywidualności, formujące się tożsamości i pod-
miotowości. Postrzegając postmodernę, za Jeanem-Françoisem Lyotardem,
jako „przepisywanie nowożytności”, jako coś zawartego już w modernie,
można odsunąć myśl o transformacji, przemianie czy innowacyjności. Nie-
mniej - jak sam zaznacza - „(…) zwodnicze potrafi być (…) rozumienie prze-
pisywania. Pułapka tkwi w tym, że poszukiwanie źródeł przeznaczenia samo
jest już tego przeznaczenia częścią, a pytanie o początek intrygi stawia się na
końcu, bo ono dopiero stanowi jej zamiar finalny”17
i tak też „Pisać ją (…)
znaczy zawsze ją prze-pisać. Nowożytność pisze się sama, wpisuje się w samą
siebie, w ciągłym prze-pisaniu [przepisywaniu]”18
. Nie zawsze jednak przepi-
sywanie oznacza powtarzanie. W „stawaniu się” rzeczywistości ujawniają się
obszary, sfery czy przestrzenie, w których dokonujące się przeobrażenia stają
się bardziej widoczne. Wydaje się, że między innymi sztuka czy filozofia
stanowią takie właśnie widoczne przestrzenie zmian. Wielu myślicieli wska-
zuje na sztukę jako dziedzinę radykalnych przekształceń, podobnie na gruncie
14 Por. T. W. Adorno, Dialektyka negatywna, przekł. K. Krzemieniowa, PWN, Warszawa 1986, s. 396. 15 Tamże, s. 396. 16 Por. tamże, s. 436. 17 J.-F. Lyotard, Przepisać nowożytność, w: Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów, pod red. S. Czer-
niaka, A. Szahaja, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1996, s. 49. 18 Tamże, s. 50.
159
filozofii podkreślają oni szereg zmian w myśleniu i postrzeganiu rzeczywisto-
ści społeczno-kulturowej.
Sama charakterystyka filozofii postmodernistycznej sprowadza się w
dużej mierze, co zaznaczał swego czasu Andrzej Szahaj, do stwierdzenia, że
jest ona „wehikułem zmiany i apelem o przemyślenie podstaw naszej kultury
od nowa”19
. A co za tym idzie, rozpatrzenia – funkcjonującej od starożytności
- kwestii wielości i jedności rzeczywistości. W kontekście ponowoczesnej
kultury, sprowadza się to do rozważania problemu aktualizowania się kierun-
ku bądź kierunków rozwoju. Czyli dążenia do odpowiedzi na pytanie: czy
człowiek i jego kultura zmierza bardziej ku globalizacji i uniwersalizacji czy
też raczej w stronę różnicowania i wielości? Zarówno procesy globalizacyjne,
jak i zjawiska wielokulturowego i transkulturowego funkcjonowania człowie-
ka, wzajemnie się nie wykluczają, w związku z czym trudno wskazać jednoli-
ty kierunek dokonujących się zmian. W tej sytuacji pomocne okazuje się po-
wszechne dążenie człowieka do opisywania i komentowania rzeczywistości,
wsparte na „pragnieniu metafory”. Wspomniany już Andrzej Szahaj, odwołu-
jąc się do powieści Michaiła Bachtina i jego opisów karnawału, zwraca uwagę
na podobieństwo owego opisu z obecną rzeczywistością i proponuje rozumie-
nie postmoderny jako „kultury karnawału”20
. Dalej, nawiązując z kolei do
koncepcji Leszka Kołakowskiego, stwierdza, iż kultura taka posiada swego
bohatera, mianowicie: „filozofa-błazna”21
. Zarówno czas karnawału, jak i
działania błazna niosą z sobą potencjał aktualizowania się twórczych wyobra-
żeń, ale też kreowania przestrzeni tajemnicy. Niemniej nie jest tajemnicą, dla
A. Szahaja, iż w przestrzeni sztuki „Następuje zmierzch linearnej wizji rozwo-
ju”22
i „Dominować poczyna lokalność komunikatów artystycznych”23
.
Przyjmuje on, że „Transformacja ta towarzyszy bardziej ogólnemu procesowi
decentracji kultury współczesnej. Sens nie bije już w niej z jednego źródła,
produkcja znaczących kulturowo tekstów staje się rozproszona, publiczność
19 A. Szahaj, Ponowoczesność – czas karnawału. Postmodernizm – filozofia błazna, w: Postmodernizm a
filozofia…, s. 389. 20 Por. tamże, s. 381-390. 21 Por. koncepcję filozofa-błazna, zarysowaną przez Leszka Kołakowskiego w tekście pt. Kapłan i błazen
(Rozważania o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia), w: tegoż, Pochwała niekonsekwen-
cji, t. II, Wyd. Nowa, Warszawa 1989. Istotne dla postawy filozofa-błazna jest to, że myśl jego jako bła-zna „może poruszać się po wszystkich ekstremach myślenia, albowiem świętości dzisiejsze były wczoraj
paradoksami, a absoluty na równiku bywają bluźnierstwem na biegunie”. Tamże, s. 178. 22 A. Szahaj, Ponowoczesność – czas karnawału …, s. 387. 23 Tamże, s. 387.
160
zaś nastrojona na różne fale”24
. Czy jednak owo rozproszenie nie może być
właśnie ową tajemnicą? Rozproszenie może bowiem – jak w karnawale –
ujawniać się jako chwilowe, albo też może stanowić swoisty „żart” rozumu.
Tym samym przestrzeń sztuki ponowoczesnej, ale też przestrzeń na-
uki i wiedzy, rysują się z jednej strony jako swoiste przestrzenie karnawałowe,
„z zakrytą twarzą”, ale odważnie i frywolnie kroczące po ulicach codzienno-
ści, z drugiej zaś strony jako przestrzenie samotnego poszukiwania znaków w
świecie naznaczonym wielością i różnorodnością. Wydaje się, że ów brak
jednotorowości w działaniach dokonywanych na owych płaszczyznach „by-
cia” człowieka, pozwala właśnie na budowanie pochopnych sądów o rzeczy-
wistości oraz na opór wobec poruszania wyobraźni. Tymczasem wspomniany
apel o „przemyślenie podstaw naszej kultury od nowa”, jaki miałaby wyrażać
postawa postmoderny, może okazać się właściwą drogą, co zresztą zostało już
w dyskursie filozoficznym podjęte.
Jednak jak mówić o jedności w perspektywie multikulturowej wielo-
ści? Odpowiedzi szuka m.in. Jürgen Habermas, który rozważając myśl Johan-
na Metza, podkreśla, iż w ponowoczesności człowiek styka się z „poszuflad-
kowanym i pozbawionym centrum” światem, stając przed faktem „równocze-
sności nierównoczesnego”25
. Odwołuje się on do ilustracji owej „równocze-
sności nierównoczesnego”, dokonanej przez J. Metza w tekście pt.: Unterbre-
chungen. Theologisch-politische Perspektiven und Profile. Zwraca on uwagę
na to, że człowiek nieustannie zmuszony jest do odkrywania tego, co w zasa-
dzie zostało już przez innych dawno odkryte, niezależnie od tego, czy związa-
ne jest to ze sferą polityki czy sztuki, czy dotyczy reguł postępowania spo-
łecznego czy reguł gry. Wiele rzeczy, które początkowo wydają się człowie-
kowi obce i dziwne, zostało już przecież doświadczone, opisane i przedysku-
towane przez innych wcześniej26
. Tym samym orzeka on konieczność rekon-
tekstualizowania nie tylko pojęć, ale i samej tradycji. W związku z tym odwo-
łuje się między innymi do pojęcia rozumu anamnetycznego, który „opiera się
zapominaniu, także zapominaniu zapominania”27
. Łącząc motywy z przeszło-
24 Tamże, s. 387. 25 Por. J. Habermas, Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu, Oficyna Naukowa, Warszawa
2004, s. 84. 26 Por. tamże, s. 84-85. A także J. Metz, Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und
Profile, Gutersloher Verlagshaus Mohn, Gutersloh 1981, s. 13. 27 Por. tamże, s. 86. Cyt. Za J. Habermasem.
161
ści z nowoczesnym potencjałem językowym, łączy on ratio z memoria i – jak
stwierdza sam J. Metz – dochodzi do „ugruntowania rozumu komunikacyjne-
go w anamnetycznym”28
. Na bazie tego zestawienia buduje obraz kształtowa-
nia się „kultury przypomnienia” czy też, jak określa to inaczej „kultury od-
czuwania braku”, w której przypominanie stanowi istotę uwrażliwiania na
przyszłość.
Można zatem przyjąć za J. Habermasem, iż w owej perspektywie „fi-
lozofia kieruje siłę anamnezy przeciwko zapominaniu o zapominaniu”. I jak
stwierdza on dalej „(…) to sam argumentujący rozum w głębokich warstwach
swych własnych pragmatycznych założeń odsłania warunki sięgania do bez-
warunkowego sensu – i tym samym otwiera wymiar roszczeń do ważności,
które transcendują społeczne przestrzenie i historyczne czasy”29
. W przyto-
czonym kontekście to właśnie rozum pozwala człowiekowi zafunkcjonować w
aspekcie kulturowego pluralizmu światopoglądowego i sytuacji wielokultu-
rowości. Różnorodność sposobów „bycia” w społeczeństwie multikulturowym
utrudnia zapewne budowanie jednego modelu wspólnoty, niemniej rozum
pozwala na poszukiwanie wspólnego punktu odniesienia i tego, co wspólne,
bez zapominania o własnych źródłach.
Zarówno na gruncie filozofii, jak i teorii sztuki stawia się pytania i
stosuje pojęcia znane od dawna, czyni się to natomiast w pewnej „nowej’
perspektywie, naznaczonej ruchliwością, wielością znaczeń i interpretacji
ludzkich działań. „Nowej” rozumianej jednak jako „szerszej”, „bardziej
otwartej”, a nie „przeciwstawnej” wobec tego, co było.
Jak podkreśla Jerzy Bober zwraca się „uwagę przede wszystkim na
istnienie nieciągłości i kryzysów, wskazujących na przechodzenie od dawnego
(nowoczesnego) do nowego (ponowoczesnego) sposobu bycia. Przejście to
ma się wiązać z odrzuceniem dawnego sposobu interpretowania rzeczywisto-
ści (…)”30
.
Większość badaczy podkreśla jednak polifoniczność ponowoczesnej
kultury i możliwość dostrzegania raczej fragmentu niż całości. Nie jest to by-
najmniej ostateczny stan rzeczy, a sposób postrzegania czy dostrzegania w
przestrzeni rzeczywistości jednej globalnej kultury bądź wielu różnorodnych
28 Tamże, s. 87. Cyt. Za J. Habermasem. 29 Tamże, s. 91. 30 J. Bober, Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej,
Warszawa 2008, s. 125.
162
kultur zależy w dużej mierze od subiektywnego podejścia, uwarunkowań ro-
zumu i sposobu myślenia. Można zatem zapytać: czy zmienia się faktycznie
przestrzeń kulturowa czy raczej dokonują się zmiany w sposobie postrzegania
i oglądu rzeczywistości, a zwłaszcza owej przestrzeni przez człowieka? Czy
raczej świat zewnętrzny czy raczej sposób myślenia o tym świecie? Według J.
Metza w Europie uwidacznia się wyraźnie uniwersalizm w myśleniu o kultu-
rze i postrzeganiu w niej człowieka, wypływający z uniwersalizmu oświece-
niowego. Jego zdaniem ów uniwersalizm „(…) uzasadnia nową polityczną
kulturę”31
i „Gwarantuje (…), że pluralizm kulturowy nie rozpłynie się po
prostu w niejasnym relatywizmie i że postulowana kultura wrażliwości pozo-
stanie nosicielką prawdy (wahrheitsfähig)”32
. Tym samym można przyjąć, iż
dążenia wypływające z założeń uniwersalizmu sprzyjają koegzystencji róż-
nych grup i wspólnot w jednej przestrzeni kulturowej i pozwalają na kształto-
wanie płaszczyzny częściowej integracji, np. na poziomie edukacji czy spraw
socjalnych.
Niemniej J. Metz, a za nim także J. Habermas podkreślają, iż istotna
dla integracji przestrzeń kultury to przestrzeń polityki. W społecznościach
wielokulturowych – jak pisze J. Habermas, analizując poglądy J. Metza –
„podstawowe prawa oraz zasady państwa prawa stanowią punkty krystaliza-
cyjne politycznej kultury, która ma jednoczyć wszystkich obywateli państwa;
ta z kolei jest podłożem równoprawnej koegzystencji grup i subkultur o specy-
ficznym pochodzeniu i tożsamości. Rozłączenie tych dwóch płaszczyzn inte-
gracji jest warunkiem tego, by kultura większości nie wywierała dłużej defi-
nicyjnej presji na wspólną kulturę polityczną, by się jej raczej podporządko-
wała i otworzyła na pozbawioną przymusu wymianę z kulturami mniejszo-
ści”33
. Wspólna zatem przestrzeń polityczna Europy jest miejscem, była i bę-
dzie, działania wielu, zróżnicowanych kulturowo społeczności, co zmusza do
bardziej otwartego i szerszego myślenia o relacjach międzyludzkich, między-
kulturowych i międzypaństwowych. Większe możliwości przemieszczania,
poruszania czy komunikowania sprzyjają owym wymianom międzykulturo-
wym i pod tym względem antropolodzy i badacze kultury są zgodni, wymiana
kulturowa i przenikanie się kultur już dawno się dokonało. Wszystkie koncep-
31 Cyt. Za J. Habermas, Od wrażenia zmysłowego…, s. 93. 32 Cyt. Za Tamże, s. 94. 33 Tamże, s. 94-95.
163
cje, których twórcy wskazywali na „mozaikowość”, „hybrydowość” czy
„fragmentaryczność”, znalazły swe uzasadnienie w szeregu zjawisk i proce-
sów społeczno-kulturowych. Niemniej myśl o wielości kultur w jednej, cało-
ściowej przestrzeni kultury globalnej nie wydaje się w pełni akceptowana.
Zapewne wynika to z faktu, iż pojęcie „globalności” odnosi się zwykle do
procesów związanych z wirtualizacją rzeczywistości i „globalizowanie się”,
tworzenie wspólnej dla wszystkich mieszkańców świata przestrzeni, łączy się
często z możliwościami, jakie daje przestrzeń wirtualna. Stąd zestawienie
płaszczyzn - politycznej, państwowej, religijnej, obyczajowej, naukowej itd.
jako przestrzeni realnej z tym, co określa się mianem globalizacji w sensie
nich rozpoznać „trzy typowe formy: Wielość może pojawiać się jako rozłącz-
ne zestawienie pojedynczych monad; może być zainscenizowana jako pełne
napięcia współdziałanie rozmaitych paradygmatów w jednym dziele; może też
pojawić się w formach zespolonych, gdzie różne punkty wyjścia są wprawdzie
36 Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 438. 37 Por. Tamże, s. 438. 38 Tamże, s.439.
165
aktywne, lecz prawie nie dadzą się wyrazić pojedynczo”39
. Analogia architek-
toniczna w tym wypadku wydaje się właściwa i sprzyja obrazowaniu pewnych
posunięć w przestrzeni społeczno-kulturowej. Na przykład fragmentaryczność
w postrzeganiu człowieka może zostać odczytana jako zestawienie różnorod-
nych, niejednolitych fragmentów fasady, a hybrydowość w edukacji jako zle-
pienie ze sobą i powołanie do życia jako nową formę czy postać niezależnych
i odmiennych przestrzeni, wewnętrznej i zewnętrznej, sklepienia i podłogi,
okien i drzwi, przytłumionych niszy i otwartych przedsionków, a w końcu
także sacrum i profanum. Postmoderna ma jednak to do siebie, że – jak suge-
ruje wspomniany W. Welsch – zarówno w sztuce, jak i w naukach, akcenty są
różnie rozłożone.
Tym samym, jeśli położy się akcent, jak zrobił to Jean Baudrillard, na
cyfrowość i fraktalność otaczającej człowieka rzeczywistości, istotna w wi-
dzeniu kultury okazuje się być aleatoryczność. Wówczas przestrzeń kultury
jawi się jako pozbawiona punktu odniesienia, a także rozproszona, bez możli-
wości zakreślenia czy wskazania przyczyn i skutków ludzkich działań. Termin
aleatoryczność stosuje on jako słowo klucz do odczytywania informacji o
rzeczywistości. W swej książeczce, znacząco zatytułowanej: Słowa klucze,
stwierdza on, iż „Żyjemy w świecie aleatorycznym, świecie całkowicie przy-
padkowym, w którym nie istnieje już ani podmiot, ani przedmiot, harmonijnie
rozdzielone w rejestrze wiedzy. (…) także my sami, przez wzgląd na sam nasz
sposób myślenia, należymy do mikrokosmosu molekularnego – i to właśnie
przesądza o radykalnej nieokreśloności świata”40
. Wydaje się jednak, iż owa
aleatoryczność stanowić może jedynie swoistą matrycę rzeczywistości, i to
jedną z wielu, które kształtowane są w cyfrowej przestrzeni kulturowej jako
sposoby odbijania i pomnażania rzeczywistości.
Czy można jednak określić jakoś ową sytuację człowieka bądź wska-
zać istotną cechę jego ponowoczesnego życia bez odwoływania się do wirtua-
lizacji czy cyfryzacji rzeczywistości? Dla W. Welscha taką cechą będzie za-
pewne „zdolność do przejść” realizowana przez rozum transwersalny, a sta-
nowiąca, jego zdaniem, „wręcz ponowoczesną cnotę”41
. Niemniej J. –F. Lyo-
tard, rozważając formę ponowoczesnego życia, użył pojęcia „sveltezza”, co
39 Tamże, s. 439-440. 40 J. Baudrillard, Słowa klucze, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2008, s. 42. 41 Por. Tamże, s. 438.
166
można tłumaczyć jako „zręczność” czy też „chyżość”42
. Celność owego ter-
minu docenia także W. Welsch, uznając, iż wyraża on właśnie transwersal-
ność. W swych analizach dobrotliwie stwierdza: „Jak sveltezza – inteligentna i
nie dogmatyczna, lekkonoga, ale nie lekkomyślna, precyzyjna, a nie tylko
dokładna – przechodzi od jednej konfiguracji do drugiej, tak rozum transwer-
salny ma swój byt (Dasein) w procesach przejścia i wymiany”. Można potrak-
tować owe słowa jako pewien ukłon w stronę Lyotarda, którego teksty podda-
je on zazwyczaj solidnej krytyce. Tymczasem sveltezza okazuje się na tyle
wyrazista, aby wystarczająco opisać ponowoczesną, zręcznie przekształcającą
się, przestrzeń życia. Nad jakością i formą owych przekształceń można się
długo rozwodzić i zastanawiać nad tym, czy są one wyrazem faktycznych,
głębokich zmian czy też raczej tylko nowego ujęcia, ale niektóre przekształ-
cenia okazują się przestrzenią codziennych ludzkich doświadczeń.
Wystarczy odwołać się do tych zjawisk czy procesów, o których pisał
już wiele lat temu Zygmunt Bauman, rozpatrując płynność czasów ponowo-
czesnych i problem życia w niepewności. Wskazał on przede wszystkim na
zanikanie więzi wspólnotowej, na jej stopniowe osłabianie i tworzenie się
„połączeń” doraźnych i tymczasowych, a także na „upadek długoterminowego
myślenia, planowania i działania”43
. Kolejną widoczną zmianę, w rozważa-
niach Z. Baumana, stanowi przeniesienie „odpowiedzialności za rozwiązywa-
nie dylematów tworzonych przez dokuczliwie ulotne i nieustannie zmieniające
się okoliczności na barki jednostek – oczekuje się od nich dziś, że będą świa-
domymi podmiotami >>wolnego wyboru<< i w pełni ponosić będą konse-
kwencje podejmowanych przez siebie decyzji”44
. Biorąc pod uwagę zanikanie
bezpośrednich więzi wspólnotowych w społecznościach ponowoczesnych i
kształtowanie się raczej powiązań opartych o wspólnotę sieciową, a także
idący za tym brak poczucia współodpowiedzialności, można przyjąć, iż jedy-
ną możliwą do zainicjowania formą „bycia” w świecie, okazuje się „bycie
epizodyczne”, naznaczone elastycznością i niepewnością właśnie. Tym sa-
mym mówienie o wielości kultur i kreowaniu przez nie własnych odrębnych
przestrzeni staje się nietrafione. Obecne uczestnictwo człowieka w kulturze
42 Por. J.-F. Lyotard, Tombeau de l’intellectuel, Editions Galilée, Paris 1984. Por. Też W. Welsch, Nasza
postmodernistyczna…, s. 439. 43 Por. Z. Bauman, Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, przekł. M. Żakowski, Sic!, Warszawa 2007,
s. 10. 44 Tamże, s. 10.
167
sprowadza się bowiem, biorąc pod uwagę zatracanie się bezpośredniego „by-
cia” wspólnotowego, do dzielenia przestrzeni uczestnictwa, dzielenia z Ob-
cymi, Innymi, Drugimi, a jak podkreśla Z. Bauman do życia „w niepożądanej
i naprzykrzającej się bliskości nieznajomych”45
. Nie chodzi bynajmniej o róż-
norodności i odmienności kulturowe, ale o poczucie więzi z daną grupą, daną
społecznością, którego w zasadzie brak, a także o poczucie sensu i znaczenia
uczestnictwa w przestrzeni społecznej, politycznej, historycznej, edukacyjnej
czy kulturowej.
W kontekście rozważań prowadzonych przez Z. Baumana nasuwa się
myśl o znaczeniu słów i gestów, co rozpatrywał już wcześniej Max Horkhe-
imer w książce pt.: Społeczna funkcja filozofii. Pisząc m.in. „Dzisiaj odebrano
naturze mowę” czy „Podejrzane jest każde słowo czy zdanie (…)”46
, podkre-
ślił on problem zatracania przez człowieka pewnych sfer doznań, a w tym
przypadku akurat doświadczania poprzez słowo i wypowiedź, poprzez które
realizowała się zawsze ludzka wolność i twórczość. Pozbawienie słowa zna-
czenia, sprawiło, iż pozostały człowiekowi jedynie puste ślady, bez kontekstu,
zawartości, wnętrza i interpretacji. Tym samym przytoczona przez M. Hork-
heimera „anegdota o chłopcu, który spojrzał w niebo i zapytał: >>tato, co
reklamuje księżyc?<<”47
, nie jest już tylko „alegorią tego, co stało się ze sto-
sunkiem człowieka do przyrody”48
, ale tego, co stało się ze stosunkiem czło-
wieka do świata w ogóle.
Dla wskazanego autora to obraz transformacji „świata w świat będący
bardziej światem środków niż celów”49
, światem pustych śladów, pozbawio-
nych znaczenia i sensu, prowadzących do nikąd. Taki obraz nie sprzyja ani
myśleniu o całości, ani podkreślaniu wielości w ponowoczesnym modelu spo-
łeczno-kulturowym. Na puste słowa, gesty i pozbawione znaczenia znaki
zwraca również uwagę J. Baudrillard pisząc o procesie „likwidacji znaczeń” i
„manipulowaniu rzeczywistością”50
. Wartość znaku to we wszystkich kultu-
rach świata źródło siły dla przestrzeni symbolicznej danej społeczności, tym-
czasem, jak podkreśla J. Baudrillard: „Dzisiaj rozciąga się przed nami nowy
45 Tamże, s. 119. 46 Por. M. Horkheimer, Społeczna funkcja filozofii. Wybór pism, przekł. J. Doktór, PIW, Warszawa 1987,
336. 47 Tamże, s. 336. 48 Tamże, s. 336. 49 Tamże, s. 336. 50 Por. J. Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji zła, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2005, s. 60.
168
świat fetyszyzmu radykalnego (…), który potrwa aż do chwili, gdy znak sta-
nie się na nowo czystym obiektem, poza i ponad metaforą”51
. To samo też –
jego zdaniem – spotyka myśl, „popada ona w rzeczywistość”, co pozbawia ją
dystansu i obarcza pustką. Jeśli bowiem przechodzi się „od wirtualnych muta-
cji do realnych projektów (jak Peter Sloterdijk w swym projekcie parku ludz-
kiego)”, traci się „wszelki filozoficzny dystans, a myśl, mieszając się w rze-
czywisty bieg spraw, nie oferuje nam nic więcej prócz fałszywej możliwości
wyboru wewnątrz samodzielnie funkcjonującego systemu”52
.
Nie można uznać owej wizji za jedyny możliwy obraz postmoderny,
ale jej autor wskazuje wyraźnie na swoisty upadek ponowoczesnego myślenia,
„upadek w rzeczywistość”, który zarówno myśl, jak i znak, unicestwia po-
zbawiając je sensu i znaczenia. Niemniej propozycja J. Baudrillarda stanowi
istotny głos w dyskusji nad kształtem obecnej kultury, zazwyczaj też jest to
głos pobudzający do refleksji, budzący pytania, zmuszający do poszukiwań.
Tymczasem W. Welsch zaleca dużą ostrożność w definiowaniu i opisywaniu
„postmoderny”, ponieważ, jak sam podkreśla, „postmoderna wprawdzie trans-
formuje modernę, lecz jej nie kończy i nie przeradza się w antynowocze-
sność”53
. Można zatem uznać, iż to, co się dokonuje w przestrzeni kulturowej
to, coś w rodzaju nieustannego, wieloaspektowego, wielowymiarowego i
zróżnicowanego przekształcania, sprzyjającemu również odradzaniu się na
nowo nawet „najbardziej przedawnionych stanowisk”54
. Niemniej obecna
struktura rzeczywistości zostaje w „postmodernie” określona jako „stan rady-
kalnej wielości”, w którym dopuszczalne są wszystkie możliwe strategie i
wszystkie rozwiązania. Można uznać ją za nową formę gry jedności i wielo-
ści, w odniesieniu do których dąży się do przeformułowań55
, a sam termin – za
hasło wywoławcze czy sygnał do dyskusji nad tradycyjnymi i nowymi strate-
giami, stanowiącymi podłoże do poszukiwania zrozumienia tego, co nazwano
niegdyś kulturą.
51 Tamże, s. 60. 52 Tamże, s. 60. 53 W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 441. 54 Por. Tamże, s. 441. W. Welsch podkreśla, iż niezależnie od dokonujących się w obszarze postmoderny
zmian, nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby właśnie w jej sprawach na nowo zajmować stanowiska,
uznawane za przedawnione, jak np. realizmu pojęciowego. 55 Stąd też W. Welsch określa grunt filozofii jako „pojęciowo-paradygmatyczne miejsce przemiany”,
tamże, s. 443.
169
POST-MODERNITY
AND TRANSFORMATION OF CULTURAL SPACE.
ONE CULTURE OR RATHER THE MULTIPLICITY OF
CULTURES?
In this article the issue of perception and understanding of post-modernity has been
considered. An attempt has also been undertaken to answer the questions: does post-
modernity bring something new, and if not, does it change anything? Doesn’t it intro-
duce confusion and chaos into the existing structures and socio-cultural models? And
does the reality, known as post-modernity consist of one culture or rather the multi-
plicity of cultures? The question of transformations taking place in the area of culture
is also considered, especially the transformation in the way of thinking, particularly on
the basis of philosophy. The problem of changes or transformation in the way of per-
ception of the whole has also been considered, especially the one relevant to culture.
The article refers to the thoughts and assumptions, among others, of: W. Welsch, G.
Deleuze and F. Guattari, T. Adorno, J. Habermas, O. Marquard, J.-F. Lyotard and L.
Kołakowski.
BIBLIOGRAFIA:
1. Adorno T. W., Dialektyka negatywna, przekł. K. Krzemieniowa, PWN, Warsza-
wa 1986
2. Baudrillard J., Słowa klucze, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2008
3. Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji zła, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa
2005
4. Bauman Z., Płynna nowoczesność, przekł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2006
5. Bauman Z., Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, przekł. M. Żakowski, Sic!,
Warszawa 2007
6. Bober J., Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współ-
czesnej filozofii moralnej, Warszawa 2008
7. Czerniak S., Michalski R., Cielesność. Kompensacja. Mimesis. Wokół pojęciowe-
go instrumentarium współczesnej antropologii filozoficznej. Wydawnictwo Insty-
tutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2008
8. Deleuze G., Guattari F., Co to jest filozofia?, przekł. P. Pieniążek, słowo/obraz
terytoria, Gdańsk 2000
9. Habermas J., Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu, przekł. K.
Krzemieniowa, Oficyna Naukowa, Warszawa 2004
170
10. Horkheimer M., Społeczna funkcja filozofii. Wybór pism, przekł. J. Doktór, PIW,
Warszawa 1987
11. Kołakowski L., Pochwała niekonsekwencji, t. II, Wyd. Nowa, Warszawa 1989
12. Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów, pod red. S. Czerniaka, A. Szahaja,
Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1996
13. Welsch W., Nasza postmodernistyczna moderna, przekł. R. Kubicki, A. Zeidler-
Janiszewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998
Dr Monika Miczka-Pajestka – adiunkt w Katedrze Pedagogiki na Wydziale Huma-
2 P. Stasiak: Sony wraca do gry. "Newsweek" 2013 nr 8, s. 69. 3 Co ciekawe PlayStation w założeniu jej twórców nigdy nie miało być "kombajnem multimedialnym" z
jakim mamy do czynienia w dniu dzisiejszym. Teruhisa Tokunaka - ówczesny wiceprezes zarządu Sony
- w 1994 roku miał powiedzieć, że "Nie jest to odtwarzacz multimedialny, lecz konsola do gier. I nie od-
twarza gier jako części pokazu multimedialnego, ale pozwala wyłącznie grać w gry"; cyt. za: R. Asakura: Rewolucjoniści z Sony. Proces tworzenia PlayStation i wizjonerzy, którzy podbili świat gier wideo. War-
szawa 2001, s. 157.
192
atrakcyjne hybrydy przyciągająca rzesze klientów do produktów określonego
koncernu (wybór pomiędzy kontrolerem Move czy kamerą Kinect?) - ów spo-
sób rozrywki niepostrzeżenie ściąga chaos w pole zgoła "tradycyjnych" pojęć.
Warto więc w tym miejscu postawić pytania, zrewidować dotychczasową
percepcję kategorii: Czym dotychczas była interaktywność? Czym stała się
ona w obliczu nowych technologii, magii marketingowego uniesienia? Nowe
światło zostało również rzucone na problem ludzkiego ciała, które staje się
medium spajającym rzeczywistość obrazu - cyfrowa reprezentacja zamknięta
pod szklaną matrycą displayu, napędzana "fizycznością" gestów, realizuje się
niewątpliwie w technologiach udostępnianych przez producentów konsol.
Potrzeba nowego doświadczania gry, swoiste wyzwanie rzucone użytkowni-
kowi ("Ty jesteś kontrolerem!"), stało się przyczynkiem dla transponowania
cyfrowej rozrywki na wymiar cielesny. Gra rozpoczęła się na linii pojęć:
CIAŁO – PRZESTRZEŃ - INTERAKCJA, obraz stał się czymś drugorzęd-
nym, wypartym przez "przeżywanie" mediów, przezwyciężenie dotychczaso-
wej formy. Poprzez to, co wydawać by się mogło, jest czymś najbardziej
pierwotnym - gra "wróciła" do człowieka, to właśnie "stwórca" znów stał się
najważniejszy, przestał być bezosobową jednostką.
"NURT KINETYCZNY"
Jak więc się okazało joystick czy gamepad to nie wszystko. "Nurt ki-
netyczny"4, którego najważniejsze punkty postaram się w tym miejscu zary-
sować, opiera się na interfejsach, które w kolejnych formach niejako „oderwa-
ły się” od klasycznego pojęcia kontrolera.
Konsola Wii (produkcji japońskiej firmy Nintendo), która została za-
prezentowana w 2006 roku, była pierwszym urządzeniem, w którym za pomo-
cą specjalnego kontrolera (Wii Remote) wykrywającego ruch w trzech wymia-
rach, możliwe było pełne zaangażowanie ("pozorne" zanurzenie) użytkownika
w rozgrywce. Innowacja, która pojawiła się we wtórnym sektorze rynku gier,
zmieniła podejście znudzonych playerów (i przede wszystkim konkurencji) do
działań prowadzonych z poziomu fotela. Niewątpliwie, nastąpił swoisty zwrot
w tej dziedzinie - możliwość ruchu, innego typu aktywności z wykorzysta-
4 Przyjmuję określenie "gry kinetyczne" za "kinein", czyli "ruszać się" lub nazwą urządzenia stworzonego
przez Microsoft - Kinect.
193
niem odpowiedniego akcesorium przesądziła o atrakcyjności i rekordowych
wynikach sprzedaży produktu. Jak zaobserwował Piotr Mańkowski: "Cała sy-
tuacja zaczęła wyglądać na największą sensację dekady, ponieważ dwa lata po
premierze (która miała miejsce w 2006 roku - przyp. B.O.) Wii Sports pobiła
rekord Guinnessa w liczbie sprzedanych egzemplarzy. Sprzedawała się cały
czas, często w liczbach przekraczających pól miliona sztuk tygodniowo. [...]
Wii Sports została oficjalnie namaszczona jako najpopularniejsza gra wszech-
czasów!"5. Bardzo łatwo można dojść do wniosku, że wraz z opisywanym
"zwrotem (kinetycznym)", doszło do odstąpienia od prymatu obrazu - "Zwy-
kłym graczom podobała się interakcja, jaką oferowała Wii Sports, a że dyspo-
nowała ona oprawą z początku dekady, a może i lat wcześniejszych - nie mia-
ło znaczenia dla przyjemności grania"6.
Swego rodzaju "wariacją" w obrębie omawianego nurtu był symulator gitary -
seria Guitar Hero (18 edycji powstałych w latach 2005 - 2009)7 oraz zabawa
w karaoke - cykl SingStar (wydawany od 2004 roku)8. Obie gry zmuszały
użytkownika do opuszczenia wygodnej kanapy i próby naśladowania czynno-
ści obserwowanych na koncertach czy w programach muzycznych. "Udawa-
nie" osiągnęło kolejny poziom: odpowiedni gadżet-artefakt przybrał niezwy-
kle realistyczną formę, zaś samo działanie zostało przeniesione na odpowied-
ni, zrozumiały dla komputera algorytm.
Kolejnym etapem w rozwoju gier kinetycznych, było wprowadzenie
na rynek w 2010 roku przez Sony Computer Entertainment kontrolera Move,
dedykowanemu konsoli PlayStation 3. Pozornie mogło by się wydawać, że
akcesorium wykorzystuje tą samą technologię co Nintendo Wii: akcelerometr i
3-osiowy żyroskop. Jednak prawdziwą nowością, odróżniającą je od konku-
rencji, było wprowadzenie do rozgrywki trzeciego wymiaru (wedle zasady
działania: kamera PlayStation Eye rejestruje tor ruchu świecącej kuli znajdu-
jącej się na kontrolerze Move)9. Sony promowało swój nowy gadżet w poetyce
swoistego przejścia do innego świata: "Trzymając kontroler ruchu PS Move w
dłoni, zostaniesz gwiazdą występu, bohaterem w sercu bitwy lub sportowcem,
5 P. Mańkowski: Cyfrowe marzenia. Historia gier komputerowych i wideo. Warszawa 2010, s. 329. 6 Ibidem. 7 Wikipedia: Guitar Hero (seria). http://pl.wikipedia.org/wiki/Guitar_Hero_(seria), [dostęp: 15.02.2013]. 8 P. Mańkowski: Cyfrowe marzenia..., s. 338. 9 M. Piotrowski: PlayStation Move - poznaj magiczną różdżkę Sony, http://www.benchmark.pl/te-
Konkurencję dla PlayStation Move stworzył Kinect, czujnik ruchu dla
konsoli Xbox 360, zaprezentowany przez firmę Microsoft w 2009 roku (na-
tomiast wprowadzony do handlu rok później) pod kryptonimem Project Natal.
Zasadę działania sensora można – zdaniem Dawida Kosińskiego – streścić w
dwóch słowach: Motion Capture. Ta znana z produkcji filmowych i gier kom-
puterowych technika, polega na przechwytywaniu ruchu (konkretnych punk-
tów) w trójwymiarowej przestrzeni i rejestracji tych sekwencji12
. Technolo-
giczna "nagość" stała się prawdziwym kamieniem milowym w rozrywce,
transformacją samego pojęcia gry komputerowej, głębszym stopniem zanu-
rzenia. Interakcja osiągnęła bezsprzecznie stan "totalny" – pozbawiony zbęd-
nych akcesoriów użytkownik, został umieszczony w centrum rozgrywki, stał
się (podług chwytliwego sloganu) kontrolerem – personifikacją gry.
Alternatywą dla technologii Wii, Move i Kinect może być natomiast
interfejs programu "EA Sports Active 2" (na stronie głównej PlayStation czy-
tamy, że gra "zapewnia autentyczne rezultaty z fitnessu przy wykorzystaniu
innowacyjnych urządzeń peryferyjnych i monitoringu procesów biometrycz-
nych"13
). Ruch użytkownika odbierany jest przez przyczepione do rąk i nóg
sensory, z kolei pulsometr (komplementarna część zestawu czujników) nadaje
aktywnościom realistyczny ton, przekazuje graczowi sygnały płynące z jego
10 Kontroler ruchu PlayStation Move, http://pl.playstation.com/psmove,.[dostęp: 15.02.2013]. 11 Logo PlayStation Move, http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:PlayStation_Move_ Logo.svg, [dostęp:
15.02.2013] . 12 D. Kosiński: Microsoft Kinect – Ruchy, ruchy, ruchy!, http://www.frazpc.pl/artykuly/538901
,Microsoft_Kinect__Ruchy_ruchy_ruchy.html, [dostęp: 17.02.2013]. 13 EA Sports Active 2, http://pl.playstation.com/easportsactive2, [dostęp: 17.02.2013].
195
ciała. Z pozoru wirtualna rozrywka poprzez całościowe zaangażowanie play-
era staje się rzeczywistym wysiłkiem – gra z wymiaru "mentalnego", wyobra-
żeniowego, wchodzi w stadium "fizyczne", "mięsne".
nej technologii – zmieniają się wektory w obrębie tego terminu, dyskurs roz-
paczliwie wymaga dookreślenia, powstania nowej jakości. Moją tezę potwier-
dzają słowa Aleksandry Mochockiej, której zdaniem "interaktywność to poję-
cie modne, chętnie używane zarówno w sferze popkultury, jak i dyskursu
naukowego - a co za tym idzie, o znaczeniu bardzo szerokim, często pokrywa-
jącym zupełnie odmienne, a nawet przeciwstawne treści"19
.
Jaka formuła interaktywności byłaby w tym miejscu odpowiednia,
mając na uwadze, że obszar ten w dobie gwałtownie morfujących mediów ule-
ga wyczerpaniu, przewartościowaniu? Punkt wyjścia może stanowić krytyka
dokonana przez Espena Aarsetha, który twierdzi, że "to termin czysto ideolo-
giczny, odnoszący się raczej do bliżej nieokreślonej fantazji niż do koncepcji
o znaczeniu analitycznym"20
(warto przypomnieć, że w tym sensie zakłada
ona równorzędność człowieka i maszyny w procesie komunikacji21
). Czy za-
tem należy - idąc drogą wyznaczoną przez badacza - odrzucić to pojęcie na
rzecz kategorii ergodyczności? Stanowi to niewątpliwie problem nieroztrzy-
galny. Uważam, że w przypadku tego typu działalności, warto na cechach kla-
sycznej definicji (dla bezpieczeństwa całego systemu), dokonać swoistej "nad-
budowy" (gdyż nie sposób całkowicie odrzucić ergodyzmu gier wideo, który
nieusuwalnie tkwi w ich fundamentach) - przeprowadzić upgrade pojęciowy
na miarę technologicznych wyzwań rzuconych nam przez producentów gier.
W dobie wieloznaczności należałoby, więc znaleźć „złoty środek”, dokonać
próby rozszerzenia zakresu interaktywności, tak jak na potrzeby opisu nowych
mediów dokonał tego Lev Manovich. Zaznaczyć trzeba, że dla autora „Języka
nowych mediów” owo pojęcie „zawiera w sobie konflikt między immersją
(zanurzeniem użytkownika programu w wirtualnej rzeczywistości) a dostępem
do interfejsów i manipulacją”22
(dzięki gwałtownie postępującej konwergencji
zakresy pojęcia na osi PC-konsola zostają ujednolicone, zaś konfikt – pogłę-
biony: „Immersja wyklucza sterowanie – sterowania umożliwia immersję”23
).
19 A. Mochocka: Między interaktywnością a intermedialnością. Książka jako przestrzeń gry. "Homo Lu-
dens" 2009, nr 1, s. 167, http://ptbg.org.pl/Homo Ludens /vol/1, [dostęp: 22.02.2013]. 20 E. Aarseth: Cybertext: Perspectives on Ergodic Literature.Baltimore 1997, p. 51. 21 Wiedza i Edukacja: M. Falkowska: Gry wideo jako nowe medium - podstawowe kategorie badawcze,
http://wiedzaiedukacja.eu/archives/45387, [dostęp: 22.02. 2013]. 22 L. Manovich: Język nowych mediów…, s. 19. 23 Ibidem.
198
Zamiast spowszechniałych i nadużywanych pojęć (m.in. interaktywności czy
hipermediów) Manovich proponuje „własną listę pięciu cech, do których moż-
na zredukować opis nowych mediów: reprezentację numeryczną, modular-
ność, automatyzację, wariacyjność i transkodowanie kulturowe”24
. Dobór ter-
minologiczny dokonany na zaproponowanej przez badacza matrycy, umożli-
wia szybką odpowiedź na zmieniające się potrzeby dyskursu.
W „upłynnionym”, zdynamizowanym środowisku nowomedialnym o-
mawiana kategoria została "uwolniona", zaczęła być pojmowana w katego-
riach niestandardowych, bo - jak pisze Zbigniew Wałaszewski - "wraz z ros-
nącym stopniem audiowizualizacji w grach komputerowych wzrastał równo-
cześnie stopień swobody sterowania widocznym na ekranie monitora kompu-
terowego ruchem, zachowaniem postaci bohatera"25
. Mechanizm opisywany
przez badacza i jak dotąd właściwy jedynie rozgrywkom wideo, jest możliwy
do transponowania na opisywany przeze mnie nowy twór, jakim są gry kine-
tyczne. Każdy kolejny gatunek, wytrącony z materii audiowizualnej rozrywki,
najprawdopodobniej będzie działał w (upozorowanej) ramie narastającej wol-
ności.
Jak w związku z tym funkcjonuje "interaktywność" (w postaci termi-
nologicznej "narośli") zapośredniczona przez technologie kinetyczne? W mo-
jej opinii przybiera ona dwie formy: "niepełną" (wspomaganą kontrolerami
Move - w przypadku PlayStation 3 i Wii Remote dla konsoli Wii) oraz "całko-
witą" - (Xbox 360 Kinect), która realizuje wspomniany wcześniej slogan: "Ty
jesteś kontrolerem!". Kolejne tytuły gier dostępne na konsole skoncentrowały
się na przewidywalnej tematyce, w zależności od dostępnej technologii odpo-
wiedni kontroler ("różdżka" lub ludzkie ciało) został przyobleczony w odpo-
wiednią metaforę. Prym wiodą więc gry sportowe (w trendzie video fitness np.
Nike+ Kinect, gry taneczne - Dance Star Party), gry akcji (Kinect Star Wars),
gry z motywem magicznym (Sorcery: Świat magii). Specyfika danej konsoli
zawęża (PS Move) lub rozszerza (Kinect) pole aktywności użytkownika.
Kolejnym istotnym problemem w obszarze gier kinetycznych jest
kwestia "zanurzenia" użytkownika w prezentowanym świecie. "Postać bohate-
ra jest dla grającego nie tyle obiektem poddanym zaciekawionej obserwacji,
24 Ibidem, s. 83. 25 Z. Wałaszewski: Audiowizualność gier komputerowych. W: Kulturotwórcza funkcja gier: gra jako
medium, tekst i rytuał. T 2. Red. A. Surdyk, J. Szeja. Poznań 2007, s. 231.
199
co sposobem wejścia w świat gry, zanurzenia się w jego zbudowanej z audio-
wizualnej fantomatyki przestrzeni atrakcyjnego dziania się zdarzeń niezwy-
kłych i od gracza zależnych"26
- wydawać, by się jednak mogło, że w dobie
rozrywki kinetycznej, stworzony przez użytkownika awatar jest wystarczają-
cy. Gracz poprzez całkowite, cielesne zaangażowanie w rozgrywkę staje się
swego rodzaju "alfą i omegą" swoich działań. Świat "zewnętrzny" jest bufo-
rem, który utrzymuje użytkownika w bezpiecznym zawieszeniu. "Zanurzenie"
odczuwalne jest w mięśniach, fantazja projektantów gier jest przemijającym
zmęczeniem. Gra według ustalonych zasad nie zaczyna się wbrew pozorom w
głowie, zamierzenie "stwórcy" zamyka się w fizycznych bodźcach. Użytkow-
nik nie musi posiadać swojej metafory, użytkownik staje się bohaterem w
Dlaczego gry kinetyczne cieszą się tak dużą popularnością? Nie ulega
wątpliwości, że to, co cielesne, sensualne nie od dziś stało się dominantą na-
szej kultury. Jak pisze Derrick de Kerckhove: "przez kładzenie nacisku na
29 Xboxc.pl: Microsoft prezentuje IllumiRoom, rzeczywistość rozszerzoną, http://www. xboxc.pl/microsoft-
prezentuje-illumiroom-rzeczywistosc-rozszerzona, [dostęp: 4. 03.2013]. 30 T. Wrzesień: Microsoft prezentuje IllumiRoom - rozciąga grę na cały pokój, http://www.dobreprogra-
czeństwa wiedzy jest Wikipedia – internetowa encyklopedia4.
Wikipedia jest jednym z podstawowych źródeł poszukiwania infor-
macji naukowej w Internecie5, działającym na zasadzie bezpłatnego dostępu
do zawartych w niej informacji. Co więcej, to internauci każdego dnia dodają,
1 Ç. A. Çilan, B. A. Bolat, E. Coşkun, Analyzing digital divide within and between member and candidate
countries o f European Union, “Government Information Quarterly” 2009, Vol. 26, Issue 1, s. 98. 2 K. de Valck, G. H. van Bruggen, B. Wierenga, Virtual communities: A marketing perspective, “Decision
Support Systems”, Vol. 47, Issue 3, s. 185. 3 J. Palfrey, U. Gasser, Born Digital. Understanding the First Generation of Digital Natives, Basic Books,
New York 2008, s. 6. 4 H. Brdulak, Uwarunkowania funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego [w:] Uwarunkowania
prawne marketingu w społeczeństwie informacyjnym. Zagadnienia wybrane, red. A. Mokrysz-Olszyńska,
B. Targański, Oficyna Wydawnicza Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Warszawa 2012, s. 14. 5 G. Lakshmi, S. Prokopec, If you build it will they come? - An empirical investigation of consumer per-
ceptions and strategy in virtual worlds, “Electronic Commerce Research” 2009, Vol. 9, Issue 1-2, s. 116.
207
uzupełniają, poprawiają zawarte w encyklopedii hasła oraz dbają o jakość pu-
blikowanych informacji. Z drugiej strony warto zaznaczyć, że treści publiko-
wane w Wikipedii są czytane, analizowane i wykorzystywane przez ogromną
liczbę internautów z całego świata, w tym wykładowców i studentów.
Celem niniejszego artykułu jest zbadanie czy i w jakim stopniu stu-
denci Wydziału Zarzadzania i Administracji UJK w Kielcach korzystają z Wi-
kipedii, a także jaka jest ich ocena użyteczności encyklopedii Wikipedia w
działaniach naukowych (tj. przygotowywanie się do zaliczeń/egzaminów; pi-
sanie pracy licencjackiej).
Strony Wiki
Punktem wyjścia w podejmowanych rozważaniach jest stwierdzenie,
że społeczności online wraz z oferowaną zawartością „zapraszają” każdego
uczestnika Internetu do wzięcia udziału w jej formowaniu, kształtowaniu i
modyfikowaniu. Dotyczy to wymiany informacji o stronach zawierających
fotografie, filmy, blogi oraz samych stron, w których toczy się nieustanna
dyskusja. Ci cyfrowi tubylcy tworzą wspólną zawartość w formie tekstów,
zdjęć, fotografii, nagrań wideo, a nawet kodów źródłowych6.
W zakresie wspólnej zawartości na szczególną uwagę zasługuje typ
serwisu internetowego określany mianem „wiki”. Wiki to strona WWW, która
„reprezentuje” tworzenie wspólnej zawartości. Strony wiki mogą być edyto-
wane przez każdego internautę o każdej porze dnia i nocy. Wiki są niezmier-
nie popularne ze względu na prostotę i elastyczność. Przykładami wiki są róż-
nego rodzaju dokumentacje, raporty, grupy dyskusyjne, słowniki oraz ency-
klopedie online.
Warto odnotować, że zasadnicza różnica pomiędzy wiki a blogiem
polega na tym, że w wiki oryginalna zawartość może być zmieniana, z kolei
na blogu można wyłącznie dodawać informacje w formie komentarzy. Środo-
wisko wiki może zatem zmieniać zawartość, poszerzać definicje o określone
funkcje itd.7.
6 P. B. de Laat, Coercion or empowerment? Moderation of content in Wikipedia as “essentially contested”
bureaucratic rules, “Ethics of Technology” 2012, Vol. 12, Issue 2, s. 123. 7 R. T. Stephens, Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras,
E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009, s. 4.
208
Główna idea „wiki” (co na Hawajach oznacza „szybko”) polega za-
tem na wymianie poglądów, opinii, umiejętności oraz wiedzy. W wiki użyt-
kownicy „przemieniają się” w autorów, którzy m.in. porządkują dostępną
wiedzę oraz pozyskują nową. Najbardziej popularnym obecnie wiki jest ency-
klopedia Wikipedia8.
Wikipedia - wirtualna encyklopedia
Współczesne encyklopedie coraz rzadziej przypominają tradycyjne
dzieła. W przeszłości uznawanymi za najbardziej prestiżowe były Encyklope-
dia Britannica oraz francuska Encyclopédie9. W okresie ostatnich dwóch de-
kad nastąpiła jednak transgresja od ciężkich tomów encyklopedii World Book,
przez Microsoft Encarta na płycie CD, do encyklopedii internetowych two-
rzonych przez samych użytkowników10
, jak m.in. Wikipedia.
Nazwa Wikipedia jest kombinacją „wiki” oraz „encyclopedia”11
. Wi-
kipedia jak wiele innych projektów posiada czytelników, edytorów, admini-
stratorów, ekspertów od zawartości, deweloperów ds. oprogramowania i ope-
ratorów systemu. Wszyscy oni kreują środowisko otwarte na wymianę infor-
macji i wiedzy dla dużej liczby użytkowników12
.
Zastanawiając się nad fenomenem Wikipedii wiele osób postrzega ją
jako „mądrość tłumu” lub jako urzeczywistnienie filozofii „open source”. Fi-
lozofia open source oznacza, że najlepszym sposobem poprawy błędów zwią-
zanych z informacjami/danymi publikowanymi w Internecie jest zaakcepto-
wanie tego, aby sami użytkownicy te dane/informacje poprawiali czy uaktual-
niali13
.
Wikipedia postrzegana jest również jako struktura społeczno-tech-
8 Homo wikipedicus: New ways of participating online, http://www.dbre-search.com/servlet/ reweb2.Re
WEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INTERNET_EN-PROD$ERESEARCH& rwobj=ReDisplay.Start.class&rws ite=DBR_INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012.
9 R. A. Schultz, Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Impli-
cations, Information Science Reference, Hershey – New York 2010, s. 37. 10 C. Shih, Era Facebooka. Wykorzystaj sieci społecznościowe do promocji, sprzedaży i komunikacji z
Twoimi klientami, Helion, Gliwice 2012, s. 37. 11 R. A. Schultz, Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Impli-
cations, Information Science Reference, Hershey – New York 2010, s. 37. 12 R. T. Stephens, Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras,
E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009, s. 4. 13 X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned
from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 712-714.
209
niczna, która motywuje do udziału, promuje dyskusję czy promuje wysoką
jakość pracy14
.
Początki powstania Wikipedii datują się na styczeń 2001 roku15
.
Obecnie Wikipedia zawiera ponad 20 milionów haseł we wszystkich edycjach
językowych, w tym ponad 3,7 mln haseł w wersji angielskiej oraz ponad 0,9
mln haseł w wersji polskiej16
. Dla porównania, Encyklopedia Britannica, która
ma 340 lat, zawiera 66 tys. artykułów17
.
Powyższe dane świadczą o tym, że Wikipedia jest jednym z najwięk-
szych serwisów informacji online w Internecie18
. Taki fenomenalny rozwój
Wikipedii wynika z faktu, że jej ideą jest praca zespołowa, zarówno amato-
rów, jak i profesjonalistów, którzy mają gwarantować rzetelny i dobry produkt
końcowy.
Tabela. Statystyki Wikipedii (wrzesień 2012 rok)
Język Liczba artykułów w mln
angielski 4,11
niemiecki 1,47
francuski 1,30
holenderski 1,21
włoski 0,97
hiszpański 0,93
polski 0,92
rosyjski 0,91
japoński 0,83
Źródło: Statystyki Wikipedii, http://stats.wikimedia.org/PL/Sitemap.htm z dn.
30.09.2012.
14 X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned
from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 715. 15 M. Szpunar, Wikipedia – zbiorowa mądrość czy kolektywna głupota?, „e-mentor” 2008, nr 5, s. 11. 16 Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia z dn. 30.01.2013. 17 B. King, Bank 2.0. How Customer Behavior and Technology Will Change the Future of Financial Ser-
vices, Marshall Cavendish Business, Singapore 2010, s. 268. 18 T. Weingerg, The New Community Rules: Marketing on the Social Web, O’Reilly Media, Beijing -
Cambridge - Farnham - Köln - Sebastopol - Taipei – Tokyo 2009, s. 174.
210
Na uwagę zasługuje argument, iż od momentu utworzenia Internetu,
ponad 1 mln użytkowników będąc wolontarystami-edytorami tworzyło i/lub
modyfikowało zawartości Wikipedii19
. W latach 2001-2012 użytkownicy
(Wikipedianie) niezależnie od siebie opublikowali ok. 4 mln artykułów w
języku angielskim20
.
Użytkownicy Wikipedii to również (a może przede wszystkim) czy-
telnicy informacji zawartych w tej elektronicznej encyklopedii. Na szczególną
uwagę zasługują w tym względzie studenci uczelni wyższych. Warto bowiem
zastanowić się czy, a jeżeli tak, to w jaki sposób korzystają oni z Wikipedii w
zakresie działalności naukowej:
podczas przygotowań do zdawania egzaminów;
podczas pisania pracy licencjackiej.
Homo Wikipedicus w świetle badań własnych
Na przełomie listopada i grudnia 2012 roku przeprowadzono badania
dotyczące stopnia, w jakim studenci korzystają z portalu Wikipedia. W bada-
niach udział wzięło 92 studentów Wydziału Zarządzania i Administracji Uni-
wersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Wśród badanych respondentów 83% stanowiły kobiety, a 17% męż-
czyźni. Dominowali respondenci w wieku 21 lat (58%) i 20 lat (26%), znacz-
nie mniejszy odsetek stanowili badani w wieku 23 lat (11%) i 19 lat (5%). W
badanej próbie znalazło się 97% studiujących na kierunku zarządzanie, a tylko
2% studiujących na kierunku administracja i 1% na kierunku logistyka. Wśród
badanych największy odsetek (49%) stanowili mieszkańcy wsi. Z kolei 31%
respondentów to mieszkańcy miast powyżej 100 tys. mieszkańców, a pozosta-
łych 20% miast poniżej 100 tys. mieszkańców.
Zdecydowana większość respondentów posiada stały dostęp do Inter-
netu.
19 X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned
from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 712. 20 Homo wikipedicus: New ways of participating online, http://www.db research.com/servlet/reweb2.
Potocznie demokrację definiuje się jako rządy większości obywateli –
jeśli ktoś zdobywa większość w wyborach, w jakimś organie władzy lub in-
stytucji, to zyskuje prawo do realizacji swoich koncepcji programowych i
pomysłów, większa liczba otrzymuje wówczas siłę prawa i zaczyna oznaczać
monopol na prawdę. Podstawą systemu demokratycznego okazuje się przeci-
wieństwo między interesami większości i mniejszości obywateli. Z historii
znane są różne formy rozwiązywania tej sprzeczności: zaniechane dziś loso-
wanie urzędników, powoływanie nowych instytucji demokratycznych; ukie-
runkowanie na rozwiązywanie problemów; przyjmowanie teorii o „aktywnej
mniejszości” i „milczącej większości”; oddawanie władzy elitarnym mniej-
szościom lub fachowcom; dyktatura jakiejś klasy, grupy czy jednostki; soju-
sze i kompromisy. Doświadczenie historyczne pokazało nie raz, że liczbowa
większość nie musi być dowodem prawdy czy sprawiedliwości, że ci, co sta-
nowili rządzącą większość, stają się zmarginalizowaną mniejszością.
Alexis de Tocqueville o większości i demokracji
Alexis de Tocqueville zwrócił uwagę na istnienie sprzeczności po-
między interesami większości obywateli a demokracją. Nie jest to jakiś lo-
giczny przypadkowy paradoks, lecz sprzeczność o charakterze strukturalnym.
Pisał: „W samej istocie demokratycznych rządów leży to, że władza większo-
ści jest bezwzględna, ponieważ nie ma w demokracji nikogo, kto mógłby się
jej oprzeć”1. Zdaniem Tocqueville’a głównym zarzutem przeciwko rządom
demokratycznym w Ameryce nie była, wbrew pozorom, ich słabość, lecz ich
potęga, nie to, że panowała tam nadmierna wolność, lecz że brakowało zabez-
pieczenia przeciwko tyranii większości.
Odpowiadając na pytanie do kogo mogła odwołać się jednostka lub
1 Alexis de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, PIW, Warszawa 1976, s. 189.
219
grupa, która doznawała niesprawiedliwości, odsłaniając sprzeczności systemu
demokratycznego pisał: „Do opinii publicznej? Przecież to właśnie opinia
publiczna decyduje o istnieniu większości. Do ciała ustawodawczego? Prze-
cież ono reprezentuje większość i jest jej ślepo posłuszne. Do władzy wyko-
nawczej? Przecież ona jest mianowana przez większość i służy jej jako bierne
narzędzie. Do armii? Przecież siły zbrojne nie są niczym innym jak uzbrojoną
większością. Do sądu przysięgłych? Przecież sąd przysięgłych to większość
wyposażona w prawo wydawania werdyktów. Nawet sędziowie zawodowi są
w niektórych stanach wybierani przez większość. Człowiek musi więc cier-
pieć nawet najbardziej niesprawiedliwą i niedorzeczna krzywdę”2. Tak czy
owak, zdaniem Tocqueville’a, mniejszość skazana jest na wolę większości,
która wyraża się w działalności wszystkich państwowych instytucji i organi-
zacji.
Uważał on, że przezwyciężeniu sprzeczności pomiędzy wolą więk-
szości a mniejszości służy prawo do tworzenia różnego rodzaju stowarzyszeń.
Wolność tworzenia stowarzyszeń była „gwarancją zabezpieczającą społeczeń-
stwo przed tyranią większości […] Mniejszość musi mieć szansę przeciwsta-
wienia całej swej moralnej siły materialnej potędze, która ją gnębi”3. Chociaż
nieograniczone prawo organizowania stowarzyszeń politycznych może rodzić
obawy o niebezpieczeństwo anarchii, to jednak, ma jeden pozytywny skutek –
nie powstają wówczas organizacje konspiracyjne i spiski, które są nieprzewi-
dywalne i trudne do kontroli.
W pierwszym tomie O demokracji w Ameryce Tocqueville dostrzegł
odmienność stowarzyszeń w Europie i USA. „W naszych stowarzyszeniach,
tak jak w wojsku, dyskutuje się po to, by obliczyć siły i wzbudzić zapał, po-
tem zaś wyrusza się na wroga. Środki legalne mogą mieć pewne znaczenie dla
członków naszych stowarzyszeń, ale w gruncie rzeczy nie uważa się ich za
wystarczające do zwycięstwa”. Jego zdaniem odmiennie jest w Stanach Zjed-
noczonych, gdzie stowarzyszenie pojmuje się jako organizację rozwojową,
zarówno jeśli idzie o metody, jak i cele działania. „Obywatele tworzący mnie-
jszość stowarzyszają się tam przede wszystkim po to, by udowodnić, jak są
liczni i przez to osłabić moralne panowanie większości. Drugim celem stowa-
rzyszonych jest gromadzenie argumentów i wybranie spośród nich takich,
2 Tamże, s. 193. 3 Tamże, s. 152.
220
które mogą najskuteczniej przekonać większość; nie tracą oni bowiem nadziei
na zdobycie jej dla siebie, by potem w jej imieniu zdobyć także władzę”4.
Ostatecznym celem stowarzyszenia jest więc zdobycie większości i przejęcie
władzy.
Zdaniem Tocqueville’a europejskie stowarzyszenia nie reprezentowa-
ły poglądów większości i nie mogły mieć nawet nadziei na jej zdobycie, ale
uważały się za dostatecznie silne, „by z większością walczyć”5. W Ameryce
natomiast poglądy stowarzyszeń, które też dalekie były od poglądów większo-
ści „nie mają żadnych szans na podważenie jej władzy”6.
Różny stopień ambicji politycznych stowarzyszeń w Europie i Sta-
nach Zjednoczonych sprawia, że „Stosowanie prawa do stowarzyszania się
jest tym niebezpieczniejsze, im trudniej przychodzi wielkim stowarzyszeniom
zdobyć większość”. W Europie brak pozytywnych doświadczeń w wykorzy-
stywaniu prawa o stowarzyszeniach sprawia, że wolność stowarzyszeń widzi
się tylko jako „prawo do wypowiadania wojny rządowi”. W Stanach Zjedno-
czonych stowarzyszenia są świadome tego, że nie reprezentują większości –
„Wynika to z samego faktu ich istnienia, ponieważ reprezentując większość
mogłyby same zmienić prawa, miast ubiegać się o ich reformę”7. Z kolei wia-
ra europejskich stowarzyszeń w to, że reprezentują wolę większości, sprawia,
że są gotowe usprawiedliwiać swe wszelkie metody działania, włącznie z
tłumieniem demokracji wewnętrznej, odrzuceniem przekonywania i stosowa-
niem przemocy wobec swych przeciwników. Najskuteczniejszym środkiem,
który zapobiega w USA pretendowaniu poszczególnych stowarzyszeń do re-
prezentowania woli większości i powstrzymuje ich przed wojowniczą posta-
wą, jest „powszechne głosowanie”.
Chociaż Tocqueville uważał, że większość może decydować w kraju
o wszystkim, to jednak jest ona „bezbożną i godną pogardy”. Jeśli nie prze-
zwyciężenie, to chociaż ograniczenie negatywnych skutków tej sprzeczności,
jest możliwe w wyniku zastosowania kilku mechanizmów jednocześnie. Idzie
przede wszystkim o „prawo ogólne”, jakim jest „sprawiedliwość”. Kiedy bo-
wiem ktoś odmawia podporządkowania się niesprawiedliwemu prawu, nie
odmawia większości prawa do rządzenia, a jedynie odwołuje się „od suwe-
4 Tamże, s. 153. 5 Tamże. 6 Tamże, s. 153-154. 7 Tamże, s. 154.
221
renności ludu do suwerenności rodzaju ludzkiego”8, czyli innymi słowy prawa
człowieka są dla niego ważniejsze niż wola większości. Myślenie, że więk-
szość (lud, suweren) nie może przekraczać sprawiedliwości i rozumu, jest
sposobem „myślenia niewolnika”. Dlatego władza musi mieć przeszkody w
łamaniu wolności mniejszości. Gwarancją wolności staje się trójpodział wła-
dzy na władzę ustawodawczą (wolną od namiętności), wykonawczą (dysponu-
jącą własną siłą) i sądowniczą (niezależną od dwóch pozostałych). Główne
gwarancje przed wyrodzeniem się sprzeczności między większością i mniej-
szością w tyranię, Tocqueville widział w Stanach Zjednoczonych w warun-
kach naturalnych (duży obszar i dostępność ziemi), w prawach i, co ważniej-
sze, w codziennych obyczajach ludu.
Tocqueville był zdania, że demokratycznym narodom zagraża nowy
rodzaj tyranii i despotyzmu, odmienny od tych spotykanych wcześniej w hi-
storii. Nowy despotyzm jest w stanie bardziej wnikać w życie prywatne oby-
wateli, gdyż wynika z powszechnego postulatu równości. Jednakże równość
jednocześnie toruje drogę despotyzmowi i go osłabia: „w czasie panowania
równości obyczaje publiczne stają się […] bardziej ludzkie, łagodne. Kiedy
żaden obywatel nie posiada ani wielkiej władzy, ani wielkich bogactw, tyranii
brak okazji do działania. Pośród powszechnej przeciętności fortun namiętno-
ści są skrępowane, wyobraźnia ograniczona, a rozrywki nader proste. To
ogólne umiarkowanie miarkuje również samego władcę i ogranicza jego sa-
mowolne pragnienia”9. Tocqueville oceniał, że despotyzm rządów demokra-
tycznych trwa krócej i jest mniej okrutny.
Demokratyczna władza, zaspakajając potrzeby ludzi i czuwając nad
ich losem, ubezwłasnowolnia ludzi, zapewniając równość obywateli, osłabia
ich czujność przed zagrożeniami i rzadko zmusza do działania. „Nie niszczy,
lecz dba, by nic się nie rodziło. Nie tyranizuje – krępuje, ogranicza, osłabia,
gasi, ogłupia i zmienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych i praco-
witych zwierząt, których pasterzem jest rząd”. Taki rząd wyrasta w cieniu
zasady suwerenności ludu, łącząc ją z „powierzchownymi formami wolno-
ści”10
. Despotyczny rząd jest drugą stroną zasady suwerenności ludu opartej
na woli większości.
8 Tamże, s. 191. 9 Tamże, s. 469. 10 Tamże, s. 470.
222
Większość świadomie godzi się na zależność od władzy, gdyż kierują
nią dwie sprzeczne namiętności: z jednej strony to potrzeba opieki i bycia
kierowanym, a z drugiej dążenie do zachowania wolności. „Marzą więc o
jedynej, opiekuńczej i wszechstronnej władzy, którą wybieraliby jednak wszy-
scy obywatele. Kojarzą centralizację z suwerennością ludu. […] Żyją pod
ciągłą kuratelą, ale pociesza ich myśl, że sami wybrali swoich opiekunów.
Każdy pozwala się krępować, ponieważ widzi, że to nie jest jakiś człowiek
czy klasa, lecz samo społeczeństwo trzyma w ręku drugi koniec łańcucha”11
.
W powszechnych wyborach władz pojęcie wolności i suwerenności jest jed-
nak złudne: „obywatele zrzucają zależność tylko na chwilę, w której wybiera-
ją swego pana, po czym znowu popadają w niewolę”12
. Sprzeczność pomiędzy
większością i mniejszością przerasta w sprzeczność pomiędzy administracyj-
nym despotyzmem a suwerennością ludu.
Trudno oczekiwać, by ludzie, którzy wyrzekli się rządzenia sami sobą
na rzecz administracyjnego despotyzmu, dokonali właściwych wyborów tych,
którzy mają nimi rządzić. Wewnętrzne sprzeczności demokratycznego syste-
mu wyborczego sprawiają, że: „Trudno uwierzyć, by głosowanie zniewolo-
nych ludzi mogło kiedykolwiek powołać rząd liberalny, silny i mądry”13
.
Tocqueville uważał, że w czasach mu współczesnych, do władzy nie
mogli dojść jawni zwolennicy przywilejów i zasad arystokratycznych. Wszy-
scy, którzy chcą mieć wpływ na władzę, zachować obywatelską godność,
„muszą występować jako zwolennicy równości”14
. Sprzeczności generowa-
nych przez stosowanie zasady równości nie można zatem było przezwyciężyć.
Zwolennicy demokracji i suwerenności ludu nie mogą, w przeciwień-
stwie do arystokracji, obyć się bez wolności prasy. Zniewolenie większości
nigdy nie jest całkowite, jeśli prasa jest rzeczywiście wolna. Prasa jest „demo-
kratycznym narzędziem wolności”.
W dawnym ustroju arystokratycznym istniała hierarchiczna organiza-
cja społeczeństwa, która krępowała inicjatywę jednostek, ale jednocześnie
zabezpieczała jednostki przed despotyczną ingerencją rządu. Absolutyzm, a
następnie rewolucja zniszczyły tę tradycyjną ochronę. Największym niebez-
pieczeństwem ze strony demokratycznej większości jest nieliczenie się z pra-
11 Tamże. 12 Tamże, s. 471. 13 Tamże, s. 472. 14 Tamże, s. 473.
223
wami jednostki. „W czasach demokracji prawdziwi sprzymierzeńcy wolności
i godności ludzkiej powinni być na straży praw jednostki i nie pozwalać, by
władza społeczna poświęcała je lekkomyślnie na rzecz wykonania ogólnych
zadań. Nie ma dzisiaj tak niewiele znaczącego obywatela, by można było się
zgodzić na jego prześladowania, ani indywidualnych uprawnień tak nieistot-
nych, by wolno było bezkarnie powierzać je czyjejś samowoli”15
.
Tocqueville był zwolennikiem liberalizmu i indywidualizmu. Demo-
krację uważał za proces nieodwracalny. Ameryka była dla niego interesująca
nie dlatego, że demokracja była tam najbardziej rozwinięta, ale dlatego, że
stworzono tam gwarancje dla wolności jednostki, których zabrakło w porewo-
lucyjnej Francji. Rozwiązanie sprzeczności między władzą większości a ko-
niecznością poszanowania praw mniejszości Tocqueville widział w gwaran-
cjach instytucjonalnych, poglądach i postawach większości, w prawie do two-
rzenia różnego rodzaju stowarzyszeń, przestrzeganiu zasad sprawiedliwości.
Inaczej widział rozwiązanie tej sprzeczności Gustave Le Bon w swojej psy-
chologicznej koncepcji tłumu. O ile Tocqueville uważał, że panowanie więk-
szości opiera się na założeniu, że wielu ludzi zgromadzonych w jednym miej-
scu, posiada więcej wykształcenia i rozumu niż każdy z osobna będący na nim
człowiek, o tyle Le Bon uważał, że stan świadomości zgromadzonego tłumu,
jest zawsze niższy niż tworzących go jednostek.
John Stuart Mill o sprzeczności pomiędzy większością i mniejszo-
ścią
Problem większości i mniejszości w życiu politycznym John Stuart
Mill (1806-1873) analizował z pozycji klasowych. Mając zapewne na myśli
stosunkowo nieliczne warstwy posiadające i wyżej wykształcone, pisał, że
grupa stanowiąca mniejszość, nie może być pozbawiona udziału w reprezen-
tacji politycznej. Zakładał więc sprzeczność pomiędzy powszechnym prawem
wyborczym, a ograniczoną reprezentacją lub nadreprezentacją mniejszości. W
celu rozwiązania tej sprzeczności zalecał pluralny system wyborczy, co kłóci
się z współcześnie rozumianą zasadą równości wszystkich obywateli. Najwy-
żej wykształceni mieli mieć możliwość wielokrotnego głosowania, aby móc
15 Tamże, s. 477.
224
przeciwstawić się liczebnej dominacji niewykształconej klasy robotniczej.
Również podział okręgów wyborczych nie powinien dopuścić do jej przewagi
w parlamencie.
W związku z głównym lękiem Milla przed rosnącą w siłę klasą robot-
niczą, jego uwagi dotyczące klasy robotniczej i demokracji miały sprzeczny
charakter. Można potraktować je jako odnoszące się do konkretnych warun-
ków historycznych, albo jako postulaty teoretyczno-programowe. Z jednej
strony, jak na demokratę przystało, w opiniach i życzeniach najuboższej i
najmniej wykształconej klasy robotniczej, widział pożyteczny wpływ na wy-
borców i ustawodawców, ale z drugiej ich szkodliwość. Stan taki miał mieć
przejściowy charakter, dlatego za jedno z głównych zdań demokratycznego
rządu uważał sprzyjanie interesom danego społeczeństwa i rozwijanie przy-
miotów moralnych, intelektualnych i praktycznych ludu poprzez wprowadze-
nie powszechności oświaty.
Uważał, że problemu większości i mniejszości nie należy rozpatrywać
w kategoriach arytmetycznych i ilościowych, lecz jakościowych. Każda forma
rządów powinna mieć po swojej stronie większość sił społeczno-politycznych,
a te nie są sprawą „siły nerwów i muskułów”. O większości politycznej decy-
dowały bowiem dwa inne atrybuty władzy – bogactwo i inteligencja. Mill
ubolewał nad tym, że w historii jest wiele przykładów na to, że większość
pozostawała pod panowaniem mniejszości, nawet wówczas, gdy większość ta
była „wyższą bogactwem i indywidualną inteligencją”. Dlatego, żeby te atry-
buty władz (bogactwo i inteligencja) „miały wpływ polityczny, trzeba, aby
były zorganizowane”. Atrybuty te daję większą szansę na dłuższą dominację
tym siłom społecznym, którym uda się zdobyć władzę państwową (rządową).
Duże znacznie ma zdecydowanie w działaniu i siła duchowa. Jeden zdecydo-
wany człowiek jest w stanie przeciwstawić się dziewięćdziesięciu dziewięciu
innym, kierującym się prywatnym interesem. Za jedną z głównych sił spo-
łecznych Mill uważał religię i „myśl spekulatywną”, nawet jeśli nosicieli ich
prowadziła później do zguby. Dla zagwarantowania wysokiej pozycji poli-
tycznej elity ważne są „wyobrażenia i przekonania przeciętnego człowieka”
oraz „jednozgodna powaga ludzi wykształconych”16
.
Za dopuszczalne uznawał Mill przejściowe wprowadzenie dyktatury,
16 John Stuart Mill, O rządzie reprezentatywnym oraz o zasadzie użyteczności, Hachette, Warszawa 2011, s.
23.
225
a więc władzy zdecydowanej mniejszości. Da się to usprawiedliwić, jeżeli
dyktator „użyje całej powierzonej sobie władzy na obalenie przeszkód dzielą-
cych naród od wolności”. Czas i cel dyktatury powinny jednak być ściśle
określone, bowiem w dłuższej perspektywie czasowej fałszywa jest teza o
„dobrym despotyzmie”. Mill reprezentował tu nieco przewrotny sposób rozu-
mowania. W dłuższej perspektywie lepszy jest bowiem „zły” despotyzm, gdyż
„dobry” „daleko więcej miękczy i obezwładnia myśli, uczucia i zdolności
wrodzone ludu”17
.
Pisząc o demokracji, Mill wyodrębnił dwa jej rodzaje: rzeczywistą
demokrację większości, „rządy całego ludu przez prostą większość ludu, która
sama tylko wyłącznie jest reprezentowaną” i demokrację mniejszości, „rząd
przywileju na korzyść liczebnej większości, która faktycznie sama tylko ma
głos w państwie”18
. Jest to trochę zaskakujący podział i nieudolna próba roz-
wiązania sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością, gdyż w opinii
powszechnej demokracja polega na tym, że mniejszość powinna podporząd-
kować się większości. Zaproponowanie tego podziału demokracji przez Milla
dowodziło popularności wśród mas idei demokracji i równości oraz chęci
pogodzenia tego z rządami uprzywilejowanej mniejszości. Dlatego miała ona
sprawować rządy w imieniu i interesach większości, przez co miało dochodzić
do legitymizacji władzy mniejszości. Tymczasem, zdaniem Milla, ludziom nie
przychodziło na myśl żadne pośrednie rozwiązanie, które nadawałoby liczbie
mniejszej, te same uprawnienia, co większej, a wręcz przeciwnie, skłaniali się
oni ku zupełnemu pominięciu praw mniejszości.
W zgodzie z Millem pozostają wszystkie współczesne elitarystyczne
teorie sprawowania władzy.
Mill bronił jednak praw mniejszości, co gdybyśmy pominęli ich
aspekt klasowy, nadaje jego wywodom pewien uniwersalistyczny lub drob-
nomieszczański wymiar. Z tego, że mniejszość musiała podporządkować się
większości, nie powinno wynikać to, że mniejszość nie powinna w ogóle mieć
żadnych reprezentantów. A z tego, że większość panuje nad mniejszością nie
należy wnioskować jednak, że powinna ona mieć wszystkie miejsca w parla-
mencie. W prawdziwej demokracji poszczególne partie powinny być repre-
zentowane proporcjonalnie do swoich wpływów w społeczeństwie, a nie zdo-
17 Tamże, s. 55-56. 18 Tamże, s. 121.
226
bywać monopolu politycznego kosztem partii słabszych w wyniku oszustwa
przy pomocy przepisów ordynacji wyborczej. „Większość wyborców powinna
mieć zawsze większość reprezentantów, ale i mniejszość wyborców powinna
mieć swoją mniejszość reprezentantów. […] Bez tego pewna partia ludu rzą-
dzi niepodzielnie, a inna część pozbawiona jest tej części wpływu, jaka się jej
z prawa należy w reprezentacji, a to wbrew wszelkiej społecznej sprawiedli-
wości, a nade wszystko wbrew zasadzie demokracji, głoszącej, że równość
jest jej rdzeniem i podwaliną”19
.
Zasadę równości rozpatruje się obecnie jako zależną od powszechne-
go prawa wyborczego, a powszechność prawa wyborczego, jako podporząd-
kowaną zasadzie suwerenności ludu. Dla Milla trwała eliminacja mniejszości
oznaczała złamanie zasady równości głosów wyborców. Demokracja nie osią-
ga wówczas deklarowanych przez siebie celów, a oddaje władzę w ręce par-
lamentarnej większości, która może wyrażać, wbrew oficjalnym hasłom, inte-
resy mniejszości społeczeństwa. Znaczna część wyborców może więc nie
mieć żadnego wpływu na wynik wyborów i realizowanej później polityki
rządu. Jeżeli demokracja ma oznaczać rządy większości, to mniejszość musi
mieć jakieś gwarancje instytucjonalne i nie może być odsunięta od wpływu na
władzę. Warunkiem rzeczywistej demokracji jest to, aby mniejszość była w
odpowiednim stosunku reprezentowana w parlamencie. Analizując problem
politycznej roli mniejszości i większości, Mill dostrzegł odchodzenie demo-
kracji burżuazyjnej od jej szczytnych haseł. Poszczególne partie polityczne
dążyły do zdobycia monopolu w parlamencie, a to prowadziło do powstania
fałszywej demokracji, w której „zamiast zapewnić reprezentację wszystkim,
zapewnia się ją tylko większości”20
. W warunkach dominacji społecznej więk-
szości, wykształcona mniejszość, która tylko jest w stanie powstrzymywać jej
instynkty, nie ma możliwości wyrażania swoich opinii i wywierania wpływu
na politykę i osoby takie nie kandydują w wyborach, bo nie widzą dla siebie
żadnych szans na wybór.
Mill przy rozpatrywaniu problemu większości i mniejszości popadł w
sprzeczność, która leży często także u podłoża wielu współczesnych rozwa-
żań, gdyż uważał, że demokracja była co prawda władzą większości, ale nie
ówczesnej większości społeczeństwa, czyli klasy robotniczej, lecz większości
19 Tamże, s. 122. 20 Tamże, s. 133.
227
zorganizowanej wokół „bogactwa i indywidualnej inteligencji”.
Mill obawiał się, że przyznanie niecenzusowego, powszechnego pra-
wa wyborczego, dałoby robotnikom parlamentarną większość i żadna inna
klasa nie byłaby w stanie walczyć o swoje interesy. Zdawał sobie sprawę z
tego, że demokracja liberalna, powołana do walki z feudalizmem oraz przywi-
lejami szlachty i arystokracji, po spełnieniu tego zadania zaczęła zagrażać
interesom samej burżuazji. Dlatego, wprowadzając ustrój konstytucyjny, dos-
tosowała go do istniejących sprzeczności społecznych: proklamując rządy par-
lamentarnej większości, wprowadziła prawo veta władzy wykonawczej i moż-
liwość rozwiązania parlamentu; ogłaszając rządy demokracji, przewidziała
możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego (oblężenia, wojennego); pro-
klamując prawa i wolności obywatelskie, uzależniła je od poszanowania po-
rządku publicznego, czyli bezpieczeństwa dla kapitału i własności.
Dążenie poszczególnych partii do zdobycia większości, lęk przed zna-
lezieniem się w roli wykluczonej mniejszości, sprawiało, że unikały one roz-
łamów, aby pośrednio nie wzmocnić przeciwnika. W związku z tym w cza-
sach Milla, wbrew życzeniu, aby wybierać najlepszych, pojawiali się kandy-
daci nijacy i przypadkowi. Forowani oni byli przez przywódców partii, którzy,
aby zachować niekwestionowane przywództwo w partii, wystawiali na kan-
dydatów ludzi, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniali. Mieli jednak
niewątpliwą zaletę – nie wywoływali sporów wewnętrznych, a przy tym de-
klarowali swoją lojalność wobec partii. Dla Milla było to szczególnie widocz-
ne podczas wyborów prezydenckich w USA, kiedy programy i działania szta-
bów wyborczych nakierowane były na tzw. przeciętnego wyborcę. Wówczas
„o wyborze większości decyduje najbojaźliwsza, najograniczeńsza, najbar-
dziej przesiąknięta przesądami albo najuparciej do interesów klasy przywiąza-
na frakcja ciała wyborczego – a prawa wyborcze mniejszości, zamiast służyć
głównemu celowi każdego głosowania, sprawiają tylko ten skutek, że zmusza-
ją większość do stawiania kandydata wybranego spomiędzy najlichszych i
najgorszych swoich kandydatów”21
.
Mill zdawał sobie sprawę z tego, że dopóki nie wykształci się „opinia
publiczna”, powszechne prawo wyborcze może być wykorzystywane w pry-
watnych lub lokalnych interesach. Jeśli władza jest słaba – trwa zacięta walka
21 Tamże, s. 125.
228
o stanowiska, a jeśli jest silna – staje się despotyczna. Dzisiaj możliwości
kształtowania opinii publicznej niepomiernie wzrosły dzięki nowoczesnym
środkom masowego przekazu, ale w związku z ich komercjalizacją i prywaty-
zacją wzrosły również możliwości manipulacji wbrew interesom większości.
Przy przyznaniu praw wyborczych Mill, aby ograniczyć rolę większo-
ściowej klasy robotniczej, był zwolennikiem cenzusu wykształcenia i płacenia
podatków. Uważał, że prawa głosowania nie powinni mieć ludzie nieumiejący
czytać, pisać i wykonać prostych działań arytmetycznych, nieznający pew-
nych innych rzeczy (kształtu ziemi i jej podziałów politycznych, historii po-
wszechnej i własnego kraju), czyli tego wszystkiego, co umiała burżuazja i
drobnomieszczaństwo, a ponadto osoby niewypłacalne i korzystające z pomo-
cy społecznej. Zastrzegał jednak, że wykształcenie powinno być osiągalne dla
każdego bezpłatnie, bądź po cenie dostępnej dla najuboższych. Dopóki społe-
czeństwo nie dopełni swoich edukacyjnych obowiązków pozbawienie prawa
głosu większości „pozostaje niesprawiedliwością, ale niesprawiedliwością,
którą bądź co bądź popełnić trzeba […] oświata powszechna powinna poprze-
dzać powszechne głosowanie”22
.
Trzeba przyznać, że była to „szlachetna” wymówka, która służyła po-
zbyciu się niewygodnej klasy społecznej. W dzisiejszych warunkach pojawiło
się nowe pojęcie analfabetyzmu – analfabetyzmu funkcjonalnego, który jest
zjawiskiem nabytym w wyniku zaniechania dalszej nauki i chęci wykorzysty-
wania tego, czego nauczyło się w szkołach. Analfabetyzm funkcjonalny skut-
kuje analfabetyzmem politycznym. Zdecydowana większość ludzi umie co
prawda czytać, ale duża ich część nie rozumie tego, co czyta w programach
wyborczych, albo widzi w nich to, czego tam nie ma; umie pisać, ale nie umie
napisać żadnego pisma urzędowego czy listu; zgłasza liczne (często wyklu-
czające się) postulaty, ale nie umie wprowadzić ich w życie, gdyż nie zna
mechanizmów funkcjonowania systemu politycznego. Sprzeczność pomiędzy
umiejętnością czytania programu politycznego a niezrozumieniem jego sensu
znajduje swój wyraz w wezwaniach do głosowania na tzw. lokomotywy wy-
borcze lub szyldy i listy partyjne. Umiejętności pozyskania większości analfa-
betów funkcjonalnych względami pozamerytorycznymi może prowadzić do
zdobycia większości w wyborach.
22 Tamże, s. 152.
229
Rawls, wyjaśniając stanowisko Milla, pisał, że wynikało ono z przyję-
tego założenia, że ci, którzy mają wyższe wykształcenie i łatwość w wyraża-
niu swoich poglądów powinni stać po stronie sprawiedliwości i dobra wspól-
nego. Rawls uważał, że Mill zdawał sobie sprawę z klasowych źródeł niewie-
dzy i niekompetencji ludowych mas oraz z ich konsekwencji. Dlatego pisał, że
wpływ warstw wykształconych „powinien być wystarczająco duży, by chronił
ich przed klasowym ustawodawstwem niewykształconych, ale nie tak wielki,
by pozwalał im na wprowadzenie własnego klasowego ustawodawstwa”23
.
Dzisiaj, kiedy idee równości stały się powszechne nie słychać pu-
blicznych nawoływań do wyborczego uprzywilejowania wyżej wykształco-
nych osób. Ale ustawa o lobbingu jest właściwie współczesną wersją koncep-
cji Milla. Wynika ona ze sprzeczności pomiędzy posłami i senatorami a wy-
borcami (ludem, demosem).
Sprzeczność między niewykształconymi i niekompetentnymi masami,
a koniecznością wykazania się wiedzą fachową w sprawach politycznych,
dostrzegał także Herbert Spencer, ale proponował inny środek zaradczy. Kan-
dydaci do parlamentów, zabiegając o głosy potencjalnych wyborców, po-
wstrzymują się przed wykazywaniem masom błędności ich poglądów i wma-
wiają im, że ich poglądy są zgodne z ich poglądami. Każdy kandydat i przy-
wódca partii, która usiłuje utrzymać się u władzy, zostaje zniewolony przez
masy. Proponowane w parlamencie ustawy nie odzwierciedlają prywatnych
poglądów proponujących je parlamentarzystów, stąd przywódcy partii muszą
odwoływać się do tzw. dyscypliny klubowej. „W ten sposób licha polityka
bronioną jest nawet przez tych, którzy dostrzegają jej wady. Jednocześnie też
odbywa się na zewnątrz propaganda czynna, znajdująca poparcie we wszyst-
kich tych wpływach”24
. W ślad za tym idzie działalność prasy (środków ma-
sowego przekazu). Dziennikarze, aby przypodobać się czytelnikom, piszą i
mówią im to, co chcą usłyszeć. Umiejętność czytania i pisania wykorzysty-
wana jest bardziej dla zaspokajania przyjemności, niż poznawania prawdy.
Powstaje pewien samodegradujący się system polityczny – „opętańcy poli-
tyczni i nieroztropni filantropi nie przestają wichrzyć z wiarą i powodzeniem
ciągle wzrastającym. Dziennikarstwo będące zawsze echem opinii publicznej
wzmacnia te poglądy codziennie, stając się ich narzędziem, podczas gdy
23 John Rawls, Teoria sprawiedliwości, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 341. 24 Herbert Spencer, Jednostka wobec państwa, Hachette, Warszawa 2011, s. 51.
230
mniemanie przeciwne, coraz więcej onieśmielane, niewielu już znajduje
obrońców”25
. Dlatego Spencer proponował odrzucenie, ocenianych jako prze-
sądy polityczne, boskich praw parlamentów i większości.
Poszukiwania rozwiązań sprzeczności pomiędzy większością i
mniejszością
Procedura oparta na regule większościowej i wolne wybory stanowią
fundamentalną zasadę demokracji liberalnej. Wola większości powinna decy-
dować w sprawach publicznych. Jednakże mniejszość poprzez fakt jej prze-
głosowania nie przestaje istnieć, lecz zachowuje mniejszą lub większą wiarę
na przekształcenie się w większość i zwycięstwo. Zdaniem Wojciecha Lamen-
towicza w demokracji liberalnej istnieją trzy główne instytucjonalne gwaran-
cje praw mniejszości. Przed dyktatem większości chroni, po pierwsze - prawo
do oporu i prawo do opozycji, które jest „granicą zakresu władzy elity rządzą-
cej i zarazem instrumentem politycznej kontroli nad rządzącymi”, po drugie –
kadencyjność pełnienia funkcji władczych w strukturze politycznej państwa,
„ograniczenia czasu pełnienia ról szczególnie istotnych”, i po trzecie – insty-
tucja cykliczności wyborów parlamentarnych i prezydenckich, „które pozwa-
lają pokojowo i spokojnie dokonać zmian składu elity decyzji strategicznych i
treści polityki”26
. Muszą one występować łącznie, ale każda z nich ujawnia
swoje wewnętrzne sprzeczności i ograniczenia.
Powszechnie zauważalnym zjawiskiem jest coraz mniej wyraźne
identyfikowanie się elit politycznych z większością społeczeństwa. Andrzej
Sepkowski w ślad za Alvinem Tofflerem pisał, że konieczne jest poszukiwa-
nie nowych struktur demokratycznych, gdyż dotychczasowe stały już całko-
wicie niewydolne. „Demokracja zdaje się wyczerpywać wraz z kapitalizmem.
Dla społeczeństwa trzeciej fali potrzebne są nowe rozwiązania. Już teraz trze-
ba zacząć myśleć o eliminacji paradygmatów drugiej (przemysłowej) fali i
proponować nowe zasady, od zakwestionowania zasady większości poczyna-
jąc. Ta zasada nie odpowiada już potrzebom czasu. Demokratyczne większo-
25 Tamże, s. 53. 26 Wojciech Lamentowicz, Paradoksy liberalnej demokracji, [w:] Transformacje demokracji. Doświadcze-
nia, trendy, turbulencje, perspektywy, red. naukowy Lech W. Zacher, Difin SA, Warszawa 2011, s. 46.
231
ści już nie istnieją, ich miejsce zajęły setki mniejszości, zgadzające się ze sobą
tylko w generaliach. Pojawia się problem godzenia ze sobą mozaiki mniejszo-
ści tak, by stała się większością trzeciej fali, nad czym powinni zastanawiać
się eksperci i praktycy. Wedle A. Tofflera demokracja pośrednia także stała
się anachronizmem, toteż proponował stworzenie nowej jakości, nazywanej
»demokracją na pół bezpośrednią«”27
.
W ostatnich latach karierę zrobiła teza o istnieniu tzw. klasy politycz-
nej, będącej prawdziwą klasą ucisku. Twórcą tego pojęcia jest Gaetano Mosca
(1858-1941). „Klasa polityczna” to ci, których utrzymanie nie wywodzi się z
rynku, lecz od państwa. Klasa polityczna jest pasożytnicza i żywi się dzięki
„środkom politycznym” – konfiskatom, podatkom i innym formom przymusu
państwowego. Jej ofiarami są wszyscy ci, którzy żyją uczciwie i w pokoju, jak
pracownicy czy przedsiębiorcy – klasa produktywna, czyli większość społe-
czeństwa. Zdaniem Gaetano Mosca rządy mniejszości są nieuchronne i nieza-
leżne od istniejącego ustroju politycznego, a skoro tak, to demokracja jest
niemożliwa. Hasło demokracji jest jedynie, co najwyżej fasadą, za którą
skrywają się rządy mniejszości. Dysponując środkami masowego przekazu i
systemem szkolnictwa, klasa polityczna może skutecznie posługiwać się ma-
nipulacją i unikać bezpośredniego odwoływania się do ekonomicznej, czy
policyjnej przemocy. Taka pseudodemokracja jest znacznie skuteczniejszym
sposobem ograniczania wolności niż dyktatura. Klasa polityczna staje się rze-
czywistą siłą społeczno-polityczną dzięki temu, że podniesiony zostaje stan
świadomości społecznej, aż do momentu, gdy z „klasą polityczną” połączy
się „klasa społeczna”, klasa dla siebie z klasą w sobie. Proces ten ułatwia fakt,
że klasa polityczna jest tysięcznymi nićmi spleciona z klasą menedżerską,
a przejście do biznesu po zakończeniu kariery politycznej jest nagrodą za do-
bre sprawowanie. Zniesienie podziału na rządzącą mniejszość i rządzoną
większość zawsze kończy się klęską, niezależnie czy próbuje się tego dokonać
na drodze reform czy rewolucji. Po każdej rewolucji przychodzi nowa klasa
rządząca, która jest zorganizowaną mniejszością, sprawującą wszystkie funk-
cje polityczne i cieszącą się przywilejami. Legitymizacji władzy mniejszości
służą takie formuły jak: władza „ z Bożej łaski” lub „woli ludu”, „prawo natu-
w kraju o liczebnej przewadze chłopstwa. Jego zdaniem każda demokracja w
społeczeństwie antagonistycznym stanowi jedną z podstawowych form roz-
woju walki klasowej, przy czym „najbardziej demokratyczna republika, nie
jest niczym innym jak machiną do uciskania jednej klasy przez drugą”53
.
Rozważając zaś problem w kategoriach mniejszości i większości, pisał, że
„najbardziej demokratyczna republika burżuazyjna nie jest niczym innym jak
machiną do dławienia klasy robotniczej przez burżuazję, mas pracujących
przez garstkę kapitalistów”54
. Pomimo powstania państwa dyktatury proleta-
riatu, którą Lenin uważał za dyktaturę większości nad burżuazyjną mniejszo-
50 F. Engels, Wprowadzenie do pracy Karola Marksa Walki klasowe we Francji 1848-1850 (wydanie z
1895 r.) , [w:] MED, t. 22, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 614-615. 51 F. Engels, Wprowadzenie do pracy Karola Marksa Wojna domowa we Francji (wydanie z 1891 r.), [w:]
MED, t. 22, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 235. 52 Tamże, s. 236. 53 W.I. Lenin, List do robotników Europy i Ameryki z 21 stycznia 1919 roku, Dzieła Wszystkie, Książka i
Wiedza, Warszawa 1988, t. 37, s. 428-429. 54 W.I. Lenin, Tezy i referat o demokracji burżuazyjnej i dyktaturze proletariatu 4 marca. I Kongres Mię-
dzynarodówki Komunistycznej 2-6 marca 1919 r., Dzieła Wszystkie, t. 37, Książka i Wiedza, Warszawa
1988, s. 478.
240
ścią, postulował, by robotnicy bronili się przed własnym państwem. Dla prze-
zwyciężenia sprzeczności pomiędzy mniejszością a większością zalecał sojusz
proletariatu z stanowiącym większość chłopstwem oraz ścisłą więź awangardy
(partii politycznej) z masami pracującymi.
Gdy Kautsky postawił pytanie: po co potrzebna jest dyktatura masom
pracującym, skoro stanowią większość społeczeństwa? – Lenin odpowiadał,
że po to, aby złamać opór burżuazji, by wzbudzić strach wśród reakcjonistów,
by proletariat mógł trzymać w karbach swoich przeciwników. „Kautsky tych
wyjaśnień nie rozumie. Zakochany w »czystości« demokracji, nie widzi on jej
burżuazyjnego charakteru i »konsekwentnie« obstaje przy tym, że większość,
skoro jest większością, nie ma potrzeby »łamać oporu« mniejszości, nie ma
potrzeby »trzymać w karbach« jej »przemocą« - wystarczy, jeżeli dławić bę-
dzie wypadki naruszania demokracji. Zakochany w »czystości« demokracji,
Kautsky niechcący popełnia ten sam maleńki błąd, który zawsze robią wszy-
scy burżuazyjni demokraci, mianowicie: formalną równość (na wskroś kłam-
liwą i obłudną w warunkach kapitalizmu) bierze za faktyczną”55
.
Zdaniem Lenina problemu nie można sprowadzać do liczbowej więk-
szości wyzyskiwanych, lecz trzeba widzieć, że wyzyskiwacze zachowują fak-
tyczną przewagę nawet po przewrocie rewolucyjnym, pomimo swej liczebnie
mniejszej. Posiadają oni pieniądze, majątki, lepsze wykształcenie, znajomości
ludzi, umiejętności rządzenia i zarządzania, wpływy wśród warstw wykształ-
conych itd. W tych warunkach „przypuszczenie, że w choć trochę głębokiej i
poważnej rewolucji sprawę rozstrzyga po prostu stosunek większości do
mniejszości, jest największą tępotą, jest najbardziej bzdurnym przesądem
tuzinkowego liberała, jest oszukiwaniem mas […]. Nigdy […] wyzyskiwacze
nie podporządkowują się decyzji większości wyzyskiwanych, zanim nie wy-
próbują w ostatniej, rozpaczliwej bitwie, w szeregu bitew swej przewagi.
Przejście od kapitalizmu do komunizmu – to cała epoka dziejowa. Póki ona
się nie zakończyła, wyzyskiwaczom nieuchronnie pozostaje nadzieje na re-
staurację, a nadzieje ta przeistacza się w próby restauracji”56
.
Lenin wskazał także na dialektykę pojęcia mniejszości, opozycji i
wroga. Mniejszość, pod nazwą opozycji, może cieszyć się pewną ograniczoną
55 W.I. Lenin, Rewolucja proletariacka a renegat Kautsky, [w:] W.I. Lenin, Dzieła Wszystkie, t. 37, Książ-
ka i Wiedza, Warszawa 1988, s. 248. 56 Tamże, s. 249.
241
swobodą w czasach pokojowych. Według Lenina „»opozycja« - to pojęcie
dotyczące walki pokojowej i wyłącznie parlamentarnej, czyli pojęcie odpo-
wiadające sytuacji nierewolucyjnej, pojęcie, które ma zastosowanie wtedy,
gdy nie ma rewolucji. Podczas rewolucji mamy do czynienia z nieubłaganym
wrogiem w wojnie domowej […]. Wówczas gdy burżuazja gotowa jest popeł-
niać wszelkie zbrodnie […] gdy […] wzywa na pomoc obce państwa i intry-
guje wraz z nimi przeciw rewolucji, rozpatrywać zagadnienia bezlitosnej woj-
ny domowej z punktu widzenia »opozycji« - to komiczne”57
.
Teoria awangardy przewodzącej nieświadomym masom jest wyrazem
sprzeczności, a zarazem próbą jej rozwiązania. Do roli awangardy społecznej
lub politycznej pretendują uczeni, eksperci czy niektóre organizacje społeczne
i partie polityczne i chcą wyznaczać cele oraz środki i metody ich osiągania.
Awangarda, stanowiąca nieliczną mniejszość, ma poczucie więzi z innymi i
wyobcowania jednocześnie. Dlatego paradoksem awangardy jest między in-
nymi to, że zrealizowanie jej pomysłów czyni ją zbędną, a klęska utwierdza ją
w przekonaniu o słuszności wyznaczanych celów. Awangarda ma poczucie
wyobcowania w sytuacji braku społecznego uznania, ale popularność i po-
klask utożsamia ją z masami. Paradoks awangardy polega m.in. na tym, że
słuszność swych racji i radykalność mierzy głębią osamotnienia i siłą oporu
nych i politycznych równowartościowo i z tego powodu najwyżej ceni demo-
krację, u podłoża której zawiera się relatywizm. Demokrację wiąże z warto-
ścią fundamentalną, to znaczy wolnością. Przestrzega, że dyktatura może po-
wstać w ustroju demokratycznym, a więc fakt występowania instytucji demo-
kratycznych nie znaczy jeszcze, że ustrój jest demokratyczny”66
.
Gustaw Radbruch rozważa sytuację, w której następuje zamiana miej-
scami pomiędzy mniejszością i większością, mniejszość staje się rządzącą
większością, a większość staje się opozycyjną (lub nawet pozbawioną praw
politycznych) mniejszością oraz konsekwencje tego dla funkcjonowania sys-
temu sprawiedliwości. Gustaw Radbruch w okresie Republiki Weimarskiej
był zdecydowanym zwolennikiem pozytywizmu prawniczego. Zgodnie z po-
zytywistycznym stanowiskiem teoretycznym, nie można byłoby pozbawić
65 Przemysław Wielgosz, Chantal Mouffe i paradoksy demokracji, jw. 66 Maria Szyszkowska, Teoria i filozofia prawa, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2008, s. 190.
248
ustawodawstwa Niemiec hitlerowskich ważności prawnej. Sędzia musi bo-
wiem wydawać wyroki jedynie w oparciu o zgodność z prawem, a nie zgodnie
z zasadą sprawiedliwości czy własnym sumieniem. Na gruncie pozytywizmu
prawniczego przeprowadzenie linii demarkacyjnej między przepisami obo-
wiązującymi, ustanowionymi przez większość, a niesprawiedliwym i ustawo-
wym bezprawiem było niemożliwe. Radbruch po doświadczeniach Niemiec z
narodowym socjalizmem zdystansował się od swej pierwotnej teorii i zwrócił
się ku teorii prawa naturalnego. Uważał, że: „Także to prawo ponadustawowe
może przybrać formę ustawy”67
. Odmówił w związku z tym miana prawa
takiemu prawu pozytywnemu (ustawom), które traktowało jakiegoś człowieka
jako podczłowieka, świadomie naruszało sprawiedliwość czy prawo natury.
Prawo ponadustawowe czyni fałszywym pozytywistyczny znak równości
prawa i ustawy. Słynna „formuła Radbrucha” głosi, że jeśli norma prawna
(ustawa) w drastyczny sposób narusza normy moralne, to nie obowiązuje.
Taka norma (ustawa) nie staje się prawem i obywatele nie mają obowiązku jej
przestrzegania, a sądy i administracja stosowania.
„Formuła Radbrucha” zaprezentowana po raz pierwszy w 1946 roku,
pozwoliła na podważenie wielu krzywdzących aktów prawnych i wyroków
wydanych w czasach III Rzeszy. Na jej podstawie za bezprawne uznano po-
zbawienie majątku i obywatelstwa emigrantów pochodzenia żydowskiego
oraz wyroki przeciwko dezerterom w wojnach zaborczych. Pozwalała ona na
ukaranie osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko
pokojowi i zbrodnie przeciwko ludzkości, a także strzelanie do osób uciekają-
cych z NRD przez Mur Berliński. Odrzucenie przez tę formułę skorupy do-
gmatyzmu prawniczego pozwalało ukarać denuncjatorów do Gestapo za po-
moc w „mordzie sądowym”, ponieważ czyn będący przedmiotem denuncjacji
nie stanowił zdrady stanu nawet według wówczas obowiązującego prawa.
Można było również pociągnąć do odpowiedzialności karnej sędziego za wy-
dane przez niego „nieludzkie” wyroki karne, nawet jeśli były wydane na pod-
stawie narodowosocjalistycznych ustaw. Formuła ta pozwoliła również skazać
lekarzy za udział w programie eutanazji, nawet jeśli przeprowadzano ją na
podstawie formalnie zgodnej z prawem decyzji Hitlera, gdyż ze względu na
treść była bezprawiem. „Formuła Radbrucha” wymaga od sędziów apolitycz-
67 Gustaw Radbruch, Ustawa i prawo, [w:] „Ius et lex” nr 1/2002, Przedruki, s. 160.
249
ności, silnego charakteru i cywilnej odwagi. Twierdzenia, że sędzia ma odwo-
ływać się przy osądzaniu oskarżonych do własnego sumienia, oznacza jednak
zgodę na indywidualną ocenę przepisów prawnych i wiarę w istnienie moral-
ności uniwersalnej ucieleśnionej w osobie sędziego. Bez względu na konse-
kwencje prawne, „formuła Radbrucha” była pewną próbą prawno-
filozoficznego usankcjonowania politycznych praw mniejszości, jednakże
traktowanych jako wyjątek, a nie norma powszechna.
Radbruch zdawał sobie sprawy z tego, że nie można w sposób trwały
rozwiązać sprzeczności pomiędzy wolą większości i mniejszości w polityce,
która wyraża się w sprzeczności między pozytywizmem prawniczym i ponad-
ustawowym prawem natury. W związku z tym, uznając prawa rządzącej więk-
szości, pisał, że z jednej strony „musi zachować aktualność pozytywistyczna
teza, że ustawa powinna być uznawana za obowiązujące prawo bez względu
na swoją treść. Państwo prawa i bezpieczeństwo prawne wymagają zasadni-
czego związania ustawą. Tylko w pojedynczych, wyjątkowych przypadkach
można od niego odstąpić, tylko w przypadkach, które przeżyliśmy w okresie
nazizmu”, kiedy doszło do podważenia „idei równości wobec prawa, idei
równych praw człowieka dla wszystkich noszących ludzkie oblicze; gdy wy-
daje rozkazy, a nie normy prawne”. A z drugiej strony, uznając prawo i moż-
liwość przekształcenia się mniejszości w rządzącą większość, wskazywał
niebezpieczeństwa odwołania się i „uznania prawa ponadustawowego”68
.
Sprzeczność pomiędzy sprawiedliwością a bezpieczeństwem prawnym, tak
jak i sprzeczność pomiędzy większością i mniejszością, wpisana jest bowiem
w każde prawo. Rozwiązanie jej przestaje być celem, a staje się jej niekończą-
cym się ruchem.
DIALECTICS OF THE MAJORITY AND MINORITY
In the term democracy, there is a contradiction between the businesses of the majority
and the minority of citizens. In antagonistic societies, this contradiction took dramatic
forms. To solve this problem, officials were drawn, a plural voting system was used,
new political institutions came into being, theories of „the vocal minority” and „the
silent majority” became famous, elites and specialists governed, and dictatorship was
68 Tamże, s. 163.
250
established. The number of rights of the minority is often a measure of democracy.
Achieving a majority of votes does not mean possessing the truth or acting according
to the rules of justice. The majority may become the minority and the other way
round. In order to challenge decisions made in compliance with democratic proce-
dures, which constantly stigmatize and marginalize the minority, people refer to the
concept of natural and moral rules. Oligarchy pretends to rule in businesses of the
majority. To legitimize decisions, deliberative democracy assumes reaching consen-
sus. The need to avoid contradictions between the majority and the minority is ex-
pressed as a proposal to transform antagonism into agonism.
Dr Edward Karolczuk – Konsultant w Rejonowym Ośrodku Doskonalenia Nauczy-
Wprowadzenie: Znaczenie reprezentacji dla demokracji
Zasada reprezentacji jest jednym z fundamentów nowożytnej demo-
kracji. Jest ona na tyle mocno wpisana w ustrój demokratyczny, że niektórzy
filozofowie polityki wykazują skłonność nawet do ich utożsamiania1. Istot-
ność zasady reprezentacji wyraża się również w tym, że znajduje ona często
oparcie konstytucyjne. W Polsce jest tak w obowiązującej dziś Konstytucji RP
z 1997 roku, gdzie w art. 4 ust. 2 wskazuje się, że „naród sprawuje władzę
przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”2. Już z samej konstrukcji tego
zapisu wnioskować można, że władza sprawowana poprzez reprezentantów
jest najbardziej istotną jej formą, zaś bezpośrednie jej sprawowanie przez
suwerena ma znaczenie drugorzędne. Potwierdził zresztą taką interpretację
zapisów ustawy zasadniczej Trybunał Konstytucyjny, który w 2006 roku
orzekł, że to władza przedstawicielska jest w Polsce regułą, zaś bezpośrednia
władza suwerena jedynie od niej wyjątkiem czy uzupełnieniem3. I taka jest
praktyka funkcjonowania współczesnych systemów demokratycznych – od-
wołanie bezpośrednie do woli suwerena następuje rzadko, zaś większość de-
cyzji politycznych jest podejmowana przez organy przedstawicielskie ją re-
prezentujące. Nie zmieniają tego pojawiające się niekiedy projekty demokracji
deliberatywnej, partycypacyjnej czy cyberdemokracji itp., w których to oby-
watele, a nie ich reprezentanci, mieliby być bezpośrednio zaangażowani w
1 Zob. np. D. Plotke, Representation Is Democracy, „Constellations” 1997, Vol. 4, No. 1, s. 30-32. Z
drugiej strony należy zauważyć, że w niektórych koncepcjach reprezentacja nie musi mieć charakteru
demokratycznego i – w zależności od zastosowanych tzw. reguł oceny (rules of recognition) przez repre-
zentowanych – reprezentacja niedemokratyczna jest również jak najbardziej możliwa (zob. A. Rehfeld, Towards a General Theory of Political Representation, „The Journal of Politics” 2006, Vol. 68, No. 1, s.
1-20). 2 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78 poz. 483). 3 Uzasadnienie Wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 3 listopada 2006 roku, sygn. akt. K 31/06 (Dz.
U. Nr 202, poz. 1493).
252
procesy decyzyjne. Nawet jeżeli te koncepcje są niekiedy wdrażane, to ich
znaczenie jest póki co marginalne4. Nie stanowią one zresztą, wbrew pierwot-
nym oczekiwaniom, rozwiązania idealnego. Bezpośrednie sprawowanie całej
władzy przez suwerena w skali makro wiązałoby się bowiem z całym szere-
giem negatywnych konsekwencji, takich jak zagrożenie systemową tyranią
większości, sprowadzenie polityki do gry o sumie zerowej, obciążenie opinii
publicznej brzemieniem znacznej odpowiedzialności i zobowiązaniem do
pozyskiwania ogromnej wiedzy, zagrożenie polaryzacją społeczeństwa i eks-
tremizmami itd.5
Demokracja przedstawicielska nie jest jednak pierwotną formą tego
ustroju politycznego6. Stworzona ona została i rozpowszechniona w wyniku
tzw. drugiej transformacji demokratycznej (określenie Roberta A. Dahla), w
trakcie której bezpośrednie rządy ludu zostały zastąpione rządami przedstawi-
cielskimi, przy zachowaniu jednakże zasady realizowania woli obywateli two-
rzących wspólnotę polityczną7. Reprezentacja jest więc przede wszystkim
rozwiązaniem problemu o charakterze technicznym, związanego z wytworze-
niem się państwa narodowego i przejmowaniem przez nie roli – pełnionej
wcześniej przez zbiorowości o mniejszym zasięgu – podstawowej areny de-
mokratycznej polityki8. Polega on na tym, że niewykonalne jest zgromadzenie
wszystkich obywateli przeciętnej wielkości państwa narodowego w celu
wspólnego podjęcia decyzji zbiorowej, zaś inne sposoby jej bezpośredniego
podjęcia przez demos (takie jak np. referendum) są na tyle kosztowne i niedo-
skonałe, że niemożliwe jest ich zastosowanie do bieżącego zarządzania orga-
nizacją państwową9. Aby to umożliwić, stworzono zatem system przedstawi-
cielstwa, w którym obywatele nie biorą udziału bezpośrednio w podejmowa-
4 Zob. np. P. Lissewski, Cyberdemokracja? Internetowe iluzje, „Przegląd Politologiczny” 2002, nr 3, s.
117-118. 5 G. Sartori, Teoria demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 150-156. 6 J. Miklaszewska, Demokracja – dzieje pojęcia, w: Oblicza demokracji, red. R. Legutko i J. Kloczkowski,
Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2002, s. 14-15. 7 R. A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995, s. 39-52. 8 Por. R. A. Dahl, O demokracji, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, s. 13-28. 9 Nawet w kolebce demokracji bezpośredniej – starożytnych Atenach, nie wszystkie decyzje polityczne
podejmowane były przez zgromadzenie ludowe. Bieżące zarządzanie wspólnotą pozostawało w rękach
urzędników, których można traktować jako reprezentantów demos, zaś same obrady zgromadzenia lu-
dowego i podejmowane tam decyzje były przygotowywane przez mniej liczebne organy (D. Judge, Re-presentation. Theory and practice in Britain, Routledge, London 1999, s. 3-5; zob. też D. Held, Modele
demokracji, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010, s. 21-23). Już stosunkowo nieliczna zbiorowość miesz-
kańców Aten byłaby więc niemożliwa do efektywnego zarządzania wyłącznie w drodze demokracji bez-pośredniej, zaś przy powstawaniu państw narodowych, zwykle dużo liczebniejszych i większych teryto-
rialnie, problem ów miał znaczenie kluczowe.
253
niu decyzji politycznych, ale wyłaniają swoich reprezentantów, uprawnionych
do tego, by czynić to w ich imieniu.
Modele reprezentacji politycznej
W praktyce funkcjonowania systemów demokratycznych wytworzyło
się dotąd wiele modeli instytucjonalnych reprezentacji, zaś w teorii demokra-
cji – wypracowano wiele ich uzasadnień i aksjologicznych fundamentów10
.
Sama reprezentacja może być rozumiana przynajmniej na kilka sposobów. Na
przykład Andrew Heywood wskazuje na cztery możliwe jej modele:
1. Powiernictwo – reprezentant to kierujący się samodzielnym osądem po-
wiernik, działający dla interesu mniej od niego rozumnych i słabiej roze-
znanych reprezentowanych oraz biorący za nich odpowiedzialność,
2. Delegacja – reprezentant jest jedynie bezwiednym nośnikiem opinii in-
nych, zobowiązanym do działania według ściśle wytyczonych wskazówek
czy instrukcji i nie mogącym poza nie wykroczyć,
3. Mandat – reprezentant ma mandat od ugrupowania, pod którego szyldem
dostał się do ciała przedstawicielskiego i dlatego jest zobowiązany, by re-
alizować jego program, który został poparty w wyborach przez obywateli,
4. Podobieństwo – reprezentant to osoba typowa dla reprezentowanej grupy,
zaś struktura ciała przedstawicielskiego winna możliwie wiernie odzwier-
ciedlać strukturę demos, na przykład pod względem wieku, wykształcenia,
interesów grupowych itd.11
Modele te kładą nacisk na różne aspekty reprezentacji, pozostają jed-
nak zgodne pod pewnym względem, odpowiadającym zresztą etymologii po-
jęcia. Łacińskie określenie „repraesentare” oznacza tyle, co „ponownie ujaw-
nić, ponownie przedstawić, ponownie zamanifestować”12
. Dosłownie tłuma-
czyć je można jako „przedstawiać coś czy kogoś, co nie jest obecne, ale istnie-
10 Zob. np. N. Urbinati, M. E. Warren, The Concept of Representation in Contemporary Democratic Theo-
ry, “Annual Review of Political Science” 2008, Vol. 11. 11 A. Heywood, Klucz do politologii. Najważniejsze ideologie, systemy, postacie, Wydawnictwo Naukowe
PWN, Warszawa 2008, s. 133-134; A. Heywood, Politologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008, s. 279-284.
12 Na temat etymologii, a także historycznych przemian w znaczeniu słowa „reprezentacja” patrz: H. F.
Pitkin, The Concept of Representation, The University of California Press, Berkeley – Los Angeles – London 1967, s. 241 i nast.; D. Runciman, M. Brito Vieira, Reprezentacja, Wydawnictwo Sic!, Warsza-
wa 2011, s. 19-42.
254
je w rzeczywistości”13
. Reprezentacja – etymologicznie – jest więc „obra-
zem”, „podobieństwem” czy „odbiciem”. Najdalej odbiega od tego model
powiernictwa, jednak i w nim zachowana zostaje zasada wtórności reprezen-
tanta wobec reprezentowanych: to ich interesy mają tu zasadnicze znaczenie.
Przedrostek „re-” wskazuje, że reprezentowanie jest pochodne, jest odbiciem
(„ponownym prezentowaniem”) tego, co pierwotne i znajduje się po stronie
reprezentowanych. Im większa zaś różnica między tym co reprezentowane, a
tym co reprezentuje, z tym bardziej niedoskonałą reprezentacją mamy do czy-
nienia – idealna miałaby charakter „przezroczysty”14
.
Różnice między poszczególnymi modelami stają się nieistotne gdy
spojrzymy na problem reprezentacji z punktu widzenia teorii racjonalnego
wyboru, zaś samą demokrację potraktujemy jako instytucjonalny mechanizm
decyzyjny, który charakteryzuje się specyficznymi właściwościami, dzięki
którym podejmowanie rozstrzygnięć w zbiorze dostępnych alternatyw może-
my określić jako demokratyczne15
. Tak pojmowana demokracja opiera się
przede wszystkim na konfrontowaniu różnych systemów preferencji jednost-
kowych, charakteryzujących obywateli i składające się z nich grupy oraz usta-
laniu w ten sposób wspólnej preferencji społecznej16
. W takim przypadku
reprezentacja będzie polegała na odtworzeniu struktury preferencji w społe-
czeństwie przez decydentów i uczynienia z niej podstawy procesów decyzyj-
nych. Perspektywa racjonalnego wyboru zakłada, że wyborcy, chcąc zapewnić
sobie realizację interesów czy preferencji, głosują (lub przynajmniej powinni
głosować) na tych kandydatów do ciała przedstawicielskiego, których system
preferencji, wyrażany w postaci programu politycznego, jest najbardziej zbli-
żony do ich własnego w istotnych dla nich kwestiach17
. W takim ujęciu miarą
reprezentacji jest stopień podobieństwa struktury preferencji jednostkowych w
13 B. Ponikowski, Pojęcie reprezentacji jako kategoria teorii polityki, w: Studia z teorii polityki, Tom III,
red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000, s. 164. 14 E. Laclau, Emancipation(s), Verso – New Left Books, London 1996, s. 85 oraz 97. Równocześnie autor
ten zauważa, że idealna, w pełni „przeźroczysta” reprezentacja jest z samej swojej istoty niemożliwa.
Patrz też: L. Rasiński, Dyskurs i władza. Zarys polityki agonistycznej, Wydawnictwo Naukowe Dolno-
śląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2010, s. 51-54. 15 Por. G. Lissowski, Demokratyczne sposoby podejmowania decyzji, „Prakseologia” 1983, nr 3-4, s. 67-71;
J. Haman, Demokracja, decyzje, wybory, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2003, s. 39-46. 16 Jest to tzw. agregatywna koncepcja demokracji i dobra wspólnego (zob. I. Shapiro, Stan teorii demokra-
cji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 14-28). 17 G. Lissowski, Wprowadzenie do przestrzennej teorii głosowania, „Studia Socjologiczne” 2003, nr 1, s.
10-34; zob. też J. Raciborski, Zachowania wyborcze Polaków, w: Wymiary życia społecznego. Polska na przełomie XX i XXI wieku, red. M. Marody, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2002, s. 228-
230.
255
społeczeństwie i struktury preferencji reprezentantów tworzących ciało przed-
stawicielskie.
Gdy pojęcie reprezentacji odniesiemy do zgodności systemów prefe-
rencji, to różnice pomiędzy poszczególnymi jej modelami zanikają bądź
sprowadzają się do kwestii czysto technicznych, nie mających wpływu na
ostatecznie przyjmowane decyzje polityczne. Najdłużej będzie się tu bronił
przed takim ujednoliceniem model powiernictwa, jednak i on mu się nie oprze
w momencie, gdy przyjmie się postulowane przez R. Dahla zasady postępo-
wania demokratycznego, odnoszące się do kompetencji obywateli oraz rów-
nego traktowania ich preferencji (słabą i mocną zasadę równości oraz zasadę
presumpcji osobistej autonomii). I w istocie, model reprezentacji jako uwol-
nionego od preferencji reprezentowanych powiernictwa, opierać by musiał się
na koncepcji kurateli, uznawanej przez R. Dahla za niedemokratyczną – a
zatem reprezentacja demokratyczna musi, zdaniem tego teoretyka, zakładać,
że możliwości rozpoznawania własnych interesów oraz kompetencje w zakre-
sie rozstrzygania o losie swoim i społeczności są wśród jej członków zbliżo-
ne18
. Tym samym nie można przyjąć, że przedstawiciel w demokratycznym
systemie sprawowania władzy będzie potrafił lepiej rozpoznawać interesy
obywateli niż oni sami. W swoich działaniach w sferze polityki będzie musiał
zawsze jako punkt odniesienia przyjmować poglądy, interesy i preferencje
swoich wyborców. Z drugiej natomiast strony wyborcy będą starali się odczy-
tywać to, jakie rozwiązania określonych problemów decyzyjnych proponują
im poszczególni kandydaci, a następnie wybierać tych, których propozycje są
najbardziej zbliżone do ich systemu preferencji.
Tradycyjny model reprezentacji
Powyższy model reprezentacji zakłada wzajemne komunikowanie i
odczytywanie systemów preferencji między obywatelami i ich przedstawicie-
lami bądź kandydatami na przedstawicieli. Obywatele potrzebują tej informa-
cji, by dokonywać racjonalnych decyzji wyborczych, zaś przedstawiciele – by
móc konstruować programy polityczne i podejmować decyzje polityczne
oparte na przedstawicielstwie. Używając terminologii wprowadzonej przez
18 R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 77-169.
256
Niklasa Luhmanna, można powiedzieć, że we współczesnej demokracji doko-
nują się „komunikacyjne procesy okrężne”, polegające na tym, że obywatele
(publiczność) oraz reprezentanci (władza) dokonują wzajemnej obserwacji19
.
Zauważają to również Juliet Roper, Christina Holtz-Bacha i Gianpietro Maz-
zoleni, którzy piszą: „Na reprezentację można patrzeć z dwóch stron. Z jednej
strony, jednostki (obywatele) poszukują reprezentacji swoich interesów w
kształtowaniu polityki publicznej. Z drugiej strony, ci którzy dążą do tego, by
być [ponownie] wybranymi reprezentują samych siebie wyborcom poprzez
kreowanie tożsamości mającej artykułować bądź łączyć interesy reprezento-
wanych z reprezentantami. (…) Obie strony spotykają się poprzez media, co
składa na nie szczególną odpowiedzialność za funkcjonowanie sfery publicz-
nej”20
.
Wzajemna obserwacja umożliwia wzajemne pozyskiwanie informacji
o preferencjach uczestników drugiej strony i podejmowanie takich działań,
które będą prowadziły do tego, by preferencje obu stron były jak najbardziej
zbliżone do siebie. Wyborcy czynią to głosując na tych kandydatów, którzy
przedstawiają i realizują programy najbliższe ich systemowi preferencji, zaś
kandydaci (lub już wybrani przedstawiciele) – dopasowując swoje działania i
formułowane programy do systemów preferencji zdefiniowanych przez nich
własnych elektoratów. Oprócz aktów wyborczych, które w demokracji odby-
wają się stosunkowo rzadko i dlatego nie mogłyby stanowić wyczerpującej
podstawy informacyjnej, wzajemna obserwacja dokonuje się również na co
dzień, w miarę pojawiania się kolejnych spraw w agendzie publicznej.
Warunkiem koniecznym skutecznej obserwacji jest wzajemne komu-
nikowanie się stron stosunku reprezentacji. W okresie pomiędzy poszczegól-
nymi elekcjami istnieje wiele kanałów przepływu informacji, z których repre-
zentanci działający w obrębie systemu politycznego mogą czerpać wiedzę na
temat preferencji członków społeczeństwa – od sondaży i badań marketingo-
wych, po osobiste spotkania z wyborcami i postulaty przekazywane przez
instytucje społeczeństwa obywatelskiego; z drugiej strony również obywatele
19 N. Luhmann, Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Warszawa 1994, s. 52-57. W koncepcji N. Luhmanna w proces komunikacji okrężnej zaangażowany jest
jeszcze jeden podmiot, a mianowicie administracja państwowa. Jednak nie jest ona istotna z punktu wi-
dzenia problematyki niniejszego tekstu, a zatem – dla uproszczenia – ją pomijam. 20 J. Roper, Ch. Holtz-Bacha, G. Mazzoleni, The Politics of Representation. Election Campaigning and
Proportional Representation, Peter Lang Publishing, New York 2004, s. 1-2.
257
mogą wykorzystywać wiele kanałów pozyskiwania informacji o swoich repre-
zentantach – od bezpośrednich z nimi kontaktów, poprzez oficjalne, przygo-
towane przez nich informacje, po przekazy w mediach masowych21
. Komuni-
kowanie odbywa się więc za pośrednictwem szeroko pojmowanych mediów i
bez nich nie byłoby możliwe. Media te – w najbardziej idealizacyjnym ujęciu
– pełnią jedynie rolę bezwiednego przekaźnika informacji. Zobowiązane
etycznie do obiektywności (np. dziennikarze czy media masowe) bądź neu-
tralne z samej swojej istoty (np. dzienniki ustaw czy kartki wyborcze), umoż-
liwiają każdej ze stron obserwację rzeczywistości politycznej drugiej strony
„takiej, jaka ona jest”. W efekcie w tradycyjnym modelu reprezentacji mamy
do czynienia z dwoma stronami jej stosunku, dokonującymi wzajemnej ob-
serwacji za pośrednictwem „przezroczystych” mediów.
Rysunek 1. Tradycyjny model reprezentacji politycznej, opartej na komunikacji
i wzajemnej obserwacji stron stosunku reprezentacji.
Źródło: opracowanie własne.
Z jednej strony zatem obywatele dokonują obserwacji polityków, aby
z formułowanych przez nich programów oraz oceny dotychczasowych działań
wywnioskować, którzy z nich najbliżsi są ich poglądom i dają największe
gwarancje realizacji ich interesów. Należy przy tym jednak zauważyć, że za-
21 W. Szewczak, Media a efektywność polityki - krótki zarys problemu, w: Media a polityka, red. A. M.
Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007, s. 365-369. Por. także: D. Easton, An Approach to the Analysis of Political Systems, "World Politics"
1957, Vol. 9, No. 3, s. 386-390.
258
łożenia R. Dahla dotyczące umiejętności rozpoznawania własnych interesów i
w miarę zbliżonych kompetencji wszystkich obywateli mają charakter ideali-
zacyjny i w praktyce funkcjonowania systemów demokratycznych się nie
sprawdzają. Przeciętni obywatele nie mają takiego rozeznania w sprawach
publicznych, jak zajmujący się tym zawodowo politycy pretendujący do bycia
przedstawicielami. Najbardziej zagorzali krytycy ignorancji obywateli okre-
ślają nawet demokrację przydomkiem „idiotokracji” czy „głupkokracji”. Ich
zdaniem, obywatele, w swojej masie, nie mają nawet minimalnej informacji
niezbędnej do podejmowania rozsądnych decyzji. I jest to stan nieusuwalny,
gdyż nawet najwyższy wyobrażalny czy realistyczny poziom ich poinformo-
wania byłby współcześnie zbyt niski22
. Co więcej, obywatele nie mają żadne-
go interesu w tym, by takie rozeznanie czynić. Zgodnie bowiem ze spostrze-
żeniem o tzw. paradoksie racjonalnego wyborcy, obywatel, niezależnie od
tego czy i ile czasu oraz wysiłku włoży w rozpoznanie spraw istotnych dla
zbiorowości, otrzymuje od systemu politycznego dokładnie takie same korzy-
ści. W takim razie najbardziej opłacalną indywidualną strategią wyborcy jest
pozostanie ignorantem, korzystającym z wysiłku poznawczego innych23
.
Z tym problemem tradycyjna teoria reprezentacji może sobie jednak
poradzić. Reprezentacja może być bowiem w takim przypadku swoistą „pro-
tezą”, zastępującą wykwalifikowanego i zaangażowanego (przynajmniej po-
znawczo) w sprawy publiczne obywatela – wyborcy cedują na swoich repre-
zentantów nie tylko samo uczestnictwo w procesach decyzyjnych, ale również
obowiązek zdobywania kwalifikacji i kompetencji niezbędnych do rozstrzy-
gania problemów decyzyjnych, a także wiedzy na temat konkretnych proble-
mów będących w agendzie politycznej. I rzeczywiście, wyniki badań empi-
rycznych wskazują , że wyborcy w systemach demokratycznych w akcie gło-
sowania nie popierają zazwyczaj konkretnych programów politycznych, nie
22 Zob. B. Gilley, Is Democracy Possible?, “Journal of Democracy” 2009, No. 1, s. 117. 23 A. Downs, An Economic Theory of Political Action in a Democracy, “The Journal of Political Economy”
1957, Vol. 65, Issue 2, s. 145-148; W.H. Riker, P.C. Ordeshook, A Theory of the Calculus of Voting,
“The American Political Science Review” 1968 Vol. 62, No. 1, s. 25-42; M. Olson, The Logic of Collec-
tive Action. Public Goods and the Theory of Groups, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1971, s. 163-165; T.J. Freddersen, Rational Choice Theory and the Paradox of Not Voting, “Journal of Eco-
nomical Perspectives” 2004, Vol. 18, No. 1, s. 99 i nast. Także: T. Michalak, Ekonomiczna teoria demo-
kracji Anthony’ego Downsa, w: Teoria wyboru publicznego. Wstęp do ekonomicznej analizy polityki i funkcjonowania sfery publicznej, red. J. Wilkin, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005, s. 75-
81. W praktyce ów paradoks partycypacji oczywiście często się nie sprawdza, albowiem wielu wybor-
ców podejmuje wysiłek głosowania mimo jego jednostkowej nieracjonalności. Nie podważa to jednak samego mechanizmu. Zob. W. Aksztejn, Racjonalność wyborcy a paradoks partycypacji. Znaczenie in-
strumentalnej motywacji dla wyjaśniania absencji wyborczej w 2005 r., „Decyzje” 2006, nr 5, s. 42-50.
259
kierują się szczegółowymi preferencjami dotyczącymi konkretnych proble-
mów decyzyjnych, ale raczej dają ogólne wytyczne co do tego, w jakim kie-
runku powinna zmierzać prowadzona polityka oraz kto uosabia ten kierunek i
styl w jakim winno się go realizować24
. Jest to zresztą – z punktu widzenia
stabilności i efektywności działania systemów demokratycznych – nie tylko
zrozumiałe, ale i pożądane. Nadmierne zaangażowanie obywateli w sprawy
publiczne mogłoby zaowocować szeregiem niepożądanych konsekwencji, z
paraliżem decyzyjnym włącznie25
. Wyborcy w sprawnie funkcjonującym sys-
temie demokratycznym na ogół nie angażują się więc w rozpoznawanie
wszystkich szczegółowych kwestii będących przedmiotem decyzji politycz-
nych, ale ograniczają się jedynie do bardzo generalnego oglądu spraw pu-
blicznych i wizerunku kandydatów na przedstawicieli.
Oznacza to, że szczególną rolę w reprezentacji musi pełnić drugi kie-
runek komunikacji między społeczeństwem a systemem politycznym. Jeżeli
wyborcy nie wykazują skłonności do tego, by zapoznawać się ze szczegóło-
wymi rozwiązaniami problemów decyzyjnych, jeżeli redukują oni do mini-
mum stopień znajomości programów politycznych i systemów preferencji,
jakie chcieliby wspierać poszczególni kandydaci, to zadanie rozpoznawania
preferencji społecznych spada przede wszystkim na przedstawicieli, wybra-
nych i sprawujących już swoje funkcje. To nie tyle wyborcy starają się więc
głosować na tych, którzy możliwie najwierniej odzwierciedlają ich system
preferencji; to sami wybrani przedstawiciele winni być zorientowani na reali-
zację funkcji reprezentacji politycznej poprzez odczytywanie struktury prefe-
rencji obywateli i przyjmowanie jej za punkt odniesienia w procesach decy-
zyjnych. Tym samym preferencją społeczną jest to, jaki jej obraz zostaje stwo-
rzony w umyśle decydentów politycznych – to sami decydenci rozpoznają
interesy i preferencje ludzi, a następnie konstruują z nich wspólną preferencję
społeczną26
. Jest to związane z charakterystyką systemu preferencji obywateli:
nie są one, pomijając najbardziej istotne kwestie, formułowane a priori, ale
konstruowane dopiero w konkretnej sytuacji decyzyjnej, niejako „wywoływa-
24 A. Hadenius, Democracy and Development, Cambridge University Press, Cambridge 1992, s. 12-23; V.
O. Key, Jr., The Responsible Electorate. Rationality in Presidential Voting 1936-1960, Harvard Univer-
sity Press, Cambridge (MA) 1966. 25 P. Braud, Rozkosze demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 23-50. 26 Por. A. Sen, Racjonalność i wybór społeczny, w: Elementy teorii wyboru społecznego, wyb. G. Lissow-
ski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2001, s. 53.
260
ne” przez to, co pojawia się w agendzie politycznej. W przypadku większości
kwestii obywatele nie mają sprecyzowanych preferencji, przynajmniej do
momentu, gdy staną one na forum publicznym. Często bywa, że są one kon-
struowane już po przeprowadzeniu całego procesu decyzyjnego i ujawnieniu
gotowego rozwiązania, które jest wówczas oceniane post factum27
. I w tym
momencie winny być odczytywane w akcie obserwacji przez pełniących rolę
reprezentantów politycznych.
Kryzys polityki i tradycyjnego modelu reprezentacji politycznej
Zarysowany powyżej tradycyjny model reprezentacji sprawdzał się
dość dobrze przez długi okres czasu – od „wynalezienia” demokracji przed-
stawicielskiej w okresie Oświecenia, aż do drugiej połowy, a może nawet
końca XX wieku. W pewnym stopniu działa również dzisiaj, jednak warunki
w jakich funkcjonuje obecnie polityka demokratyczna, wraz z będącą jej czę-
ścią zasadą przedstawicielstwa, ulegają zasadniczym zmianom, a zatem i on
zostaje zdezaktualizowany.
W ostatnich latach bądź dziesięcioleciach obserwujemy istotne zmia-
ny w mechanizmach funkcjonowania polityki w krajach demokratycznych. Są
one na tyle istotne, że niektórzy określają je mianem kryzysu polityki28
, inni
mówią o przejściu od polityki do postpolityki29
, niektórzy zaś proponują prze-
budowę jej instytucjonalnego szkieletu30
. Wśród tych symptomów przemian,
które najsilniej wpływają na funkcjonowanie reprezentacji politycznej, można
27 Jest to związane z logiką działania mediów we współczesnych systemach demokratycznych. Skoncen-
trowane na poszukiwaniu tematów wzbudzających silniejsze zaangażowanie emocjonalne odbiorców, wykazują one tendencje do krytycznego informowania o już przyjętych rozwiązaniach (tym bardziej, że
są one łatwiej dostępne dziennikarzom), aniżeli o dopiero przygotowywanych propozycjach legislacyj-
nych. Z tego powodu informacje o konkretnych kwestiach decyzyjnych często docierają do obywateli dopiero po ich rozstrzygnięciu i – w konsekwencji – dopiero w tej perspektywy poddawane są one oby-
watelskiej ewaluacji. 28 Patrz np.: B. Kaczmarek, Polityka a władza. Kryzys paradygmatu?, „Studia Politologiczne” 2004, Vol. 8
(zeszyt monograficzny: Współczesne teorie polityki – od logiki do retoryki, red. T. Klementewicz), s.
195-200. 29 Na przykład: J. Golinowski, Perspektywa porządku postpolitycznego. W stronę technologii władzy,
Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007; B. Michalak, Czy grozi nam depolityzacja polityki?
Rozważania na temat wizji postpolitycznej, "Studia Polityczne" 2010, Vol. 25, s. 129-145; J. Macała, Postpolityka – niepewna przyszłość demokracji?, w: Odsłony współczesnej polityki, red. J. Golinowski i
A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz 2012, s. 66-80. 30 Na przykład: A. Toffler, H. Toffler, Budowa nowej cywilizacji. Polityka nowej fali, Zysk i S-ka Wydaw-
nictwo, Poznań 1996, s. 88-109; G. Rydlewski, Rządzenie w świecie megazmian (Studium politologicz-
ne), Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2009, s. 165-179.
261
by wymienić:
kryzys obywatelskości – czyli obniżający się poziom zaangażowania (w
tym poznawczego) obywateli w politykę,
mediatyzacja polityki i tabloidyzacja mediów masowych – powodująca,
że programy polityczne reprezentantów, z natury nie stanowiące atrakcyj-
nego dla odbiorców mediów contentu, zostają wypierane przez treści roz-
rywkowe i mało istotne,
zaostrzająca się konkurencja na rynku politycznym, wymagająca stoso-
wania środków marketingowych i manipulacji politycznej,
kryzys wartości i ideologii – wyrażający się w rozmyciu ideowym partii
politycznych, odrywaniu się partii od sztywnych programów wyborczych
i ustabilizowanych elektoratów, tworzeniu się partii typu catch-all itp.31
Wszystkie te czynniki, jakkolwiek mają swoją własną dynamikę, są
przede wszystkim produktem przemian społecznych o szerszym zakresie,
m.in. takich jak: globalizacja i pojawienie się sieci powiązań międzynarodo-
wych, organizacji ponadpaństwowych oraz problemów o zasięgu globalnym,
nasilanie się tempa zmian społecznych, zasadnicza nieprzewidywalność kie-
runków rozwoju społecznego, rosnące zróżnicowanie wewnętrzne systemów
społecznych i wiele innych32
. Można powiedzieć, że tradycyjne instytucjonal-
ne instrumentarium demokracji przedstawicielskiej stworzone zostało w zu-
pełnie odmiennym kontekście społecznym i nic dziwnego, że w dzisiejszych
warunkach w coraz mniejszym stopniu jest ono zdolne do pełnienia przewi-
dzianych dlań funkcji. Również leżące u jego podstaw mechanizmy reprezen-
tacji politycznej ulegać muszą zmianom i adaptacjom.
Płynność i amorficzny charakter współczesnej polityki oraz kontekstu
jej funkcjonowania, jak również permanentna zmienność sytuacji decyzyjnych
powodują, że komunikacja między reprezentantami a reprezentowanymi jest
coraz trudniejsza. I w rezultacie każda ze stron wie coraz mniej na temat pre-
ferencji drugiej. Wyborcy coraz mniej wiedzą o kandydatach, coraz bardziej
31 Zob. W. Szewczak, O pojęciu kryzysu polityki, w: Od teorii do praktyki politycznej. Księga jubileuszowa
dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40-lecia pracy naukowej i 70-lecia urodzin, red.
M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań 2012, s. 225-237. 32 Patrz np. A. Toffler, Trzecia fala, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2001; M. Hirszowicz,
Spory o przyszłość. Klasa, polityka, jednostka, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998; M. Hirszo-
wicz, Stąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007.
262
rozmytych ideologicznie i dostosowujących poglądy do aktualnego układu sił
politycznych oraz wskazań specjalistów od marketingu. Kandydaci coraz
mniej wiedzą o wyborcach, którzy nie tworzą już zwartych i homogenicznych
elektoratów, są coraz bardziej rozproszeni i różnorodni, ale też w odniesieniu
do wielu kwestii nie mają jednoznacznych preferencji. Obie strony nie są też
w stanie przewidzieć tego, jakie sprawy będą przedmiotem regulacji politycz-
nej w najbliższej przyszłości, ani jakie i dotyczące czego decyzje przyjdzie w
tym czasie podejmować. Wyborcy nie wiedzą już więc na kogo tak naprawdę
głosują, przedstawiciele nie wiedzą czego tak naprawdę oczekują od nich
wyborcy (często i sami wyborcy nie potrafiliby tego określić), nikt nie wie
jakie dylematy przyjdzie w przyszłości rozstrzygać i jakim systemem prefe-
rencji się przy tym kierować. W tej sytuacji obywatele i ich przedstawiciele
przestają być dla siebie punktem wzajemnego odniesienia, zaś sama reprezen-
tacja i mechanizmy wyłaniania reprezentantów stają się w coraz większym
stopniu fasadą i jedynie pozostałością po systemie instytucjonalnym tradycyj-
nej demokracji przedstawicielskiej.
Nie oznacza to jednak zerwania z reprezentacją w ramach systemów
demokratycznych. Teza, jaką chciałbym postawić, zakłada, że obie te grupy –
zarówno reprezentanci, jak i reprezentowani – będące wcześniej dla siebie
wzajemnie punktem odniesienia dla podejmowanych działań i decyzji, potrze-
bują obecnie innego dla nich oparcia. Nie wyrzekają się paradygmatu repre-
zentacji, ale musi on być oparty na odmiennych niż do tej pory zasadach i
mechanizmach jej powstawania. Te nowe mechanizmy muszą zapewniać
większą niż do tej pory elastyczność relacji między reprezentantami i repre-
zentowanymi. Reprezentanci nie mogą dążyć do odtwarzania struktury prefe-
rencji demos, gdyż ta w klasycznym znaczeniu często w ogóle nie istnieje, a z
pewnością nie jest możliwa do dokładnego rozpoznania nawet przy zastoso-
waniu najbardziej wyrafinowanych narzędzi badawczych. Obywatele nie mo-
gą natomiast liczyć na to, że znajdą kandydatów wiarygodnych i ideologicznie
stabilnych, a nawet na to, że dane im będzie poznać szczegółowe programy
polityczne. W tej sytuacji potrzebne jest zaistnienie pomiędzy tymi grupami
swoistego bufora, rekompensującego te niedostatki. Elastycznego, działające-
go wraz z pojawianiem się nowych kwestii w agendzie politycznej i dającego
możliwość kompensacji tych luk poznawczych. Tym buforem jest obecny w
mediach dyskurs publiczny.
263
Nowy model reprezentacji – reprezentacja oparta o dyskurs
W tradycyjnym modelu reprezentacji każda z jej stron była równocze-
śnie obserwatorem i przedmiotem obserwacji, jednak w społeczeństwach ery
ponowoczesności nie jest to już możliwe. W tej sytuacji każda ze stron zaczy-
na orientować się na to, co jest jej najbliższe, najbardziej widoczne i najlepiej
dostrzegalne w sferze polityki – a mianowicie na będący jej zewnętrznym
ców, ekspertów i ludzi biznesu na tematy polityczne)”33
. Wypowiedzi te od-
noszą się do kwestii będących częścią agendy politycznej, ale również same
wpływają na jej tworzenie. O ile zatem w tradycyjnym modelu reprezentacji
przedstawiciele i obywatele wzajemnie się obserwowali i komunikowali, to w
modelu nowym obserwowany jest sam dyskurs, który staje się tym samym
punktem odniesienia dla własnych działań w sferze polityki. Zarówno obywa-
tele, jak i reprezentanci obserwują dyskurs publiczny, równocześnie w nim
uczestnicząc.
Ten rodzaj dyskursu publicznego, który stanowi istotny punkt odnie-
sienia i tworzy ramy interpretacyjne (zarówno dla publiczności, jak i dla re-
prezentantów) oraz uzyskuje przez to funkcje quasi-reprezentacyjne, ma cha-
rakter zinstytucjonalizowany i sprofesjonalizowany. Jest to dyskurs prowa-
dzony w mediach o charakterze masowym, adresowanych i docierających do
szerokiej publiczności o względnie szerokim spektrum poglądów i orientacji
politycznych. Pojawia się on w gazetach i czasopismach, programach telewi-
zyjnych i radiowych, a także na największych portalach internetowych. Media
33 M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski, Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, Wydawnic-
twa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, s. 25. W tym tekście – inaczej niż proponują to
wspomniani autorzy – będę traktował dla uproszczenia synonimicznie pojęcia dyskursu politycznego i
dyskursu publicznego. Ograniczam też zakres dyskursu publicznego do tych wypowiedzi, które pojawia-ją się w mediach masowych, mających możliwość istotnego wpływu na politykę i preferencje stron sto-
sunku reprezentacji w szerokiej skali.
264
te mają największy zasięg oddziaływania (oglądalność, słuchalność, czytelnic-
two) oraz najwyższy potencjał opiniotwórczy. Wytworzyły one również swo-
isty etos uczestnictwa w procesie komunikacji politycznej i pretendują do
miana „obiektywnych”, a przynajmniej nie związanych z tylko jedną opcją
polityczną. Dlatego są one postrzegane przynajmniej przez dużą część odbior-
ców jako godne zaufania źródło wiedzy o kwestiach będących przedmiotem
politycznych rozstrzygnięć.
Media te tworzą pole dla dyskursu publicznego, chociażby poprzez
fakt stosowania i udostępniania infrastruktury technicznej umożliwiającej
docieranie komunikatów uczestników dyskursu do szerokich rzesz odbiorców.
Ich rola w tworzeniu pola dyskursu publicznego nie ma jednak jedynie takie-
go, technicznego charakteru. Ustanawianie pola dla dyskursu polega również
między innymi na:
ustalaniu i narzucaniu reguł wypowiadania się,
kontrolowaniu stosowania się do tych reguł, mniej lub bardziej konse-
kwentnym wobec różnych uczestników dyskursu,
kreowaniu agendy, czyli tematów będących przedmiotem dyskursu,
dopuszczaniu lub wykluczaniu różnych podmiotów z dyskursu,
kreowaniu i narzucaniu konwencji wypowiedzi (np. poważna vs. saty-
ryczna, emocjonalna vs. racjonalna) itd.
Wszystko to sprawia, że media nie tylko ustanawiają pole dla dyskur-
su publicznego, ale także wpływają na jego kształt i zawartość. Takim wpły-
wem może być na przykład faworyzowanie niektórych podmiotów lub orien-
tacji ideowych w dyskursie34
, przemilczanie niektórych tematów bądź niektó-
rych ich aspektów35
czy takie ustanawianie agendy medialnej (a poprzez to
również i publicznej), które służyć będzie interesom określonych grup (na
przykład własnym)36
. Wreszcie przedstawiciele mediów są również aktywny-
34 Zob. np. B. Dobek-Ostrowska, Polski system medialny na rozdrożu. Media w polityce, polityka w me-
diach, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2011, s. 68-78. 35 Zob. R. Necel, Sfery przemilczeń w dyskursie publicznym. Praktyki unieważniania w polskiej debacie
publicznej, rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem Krzysztofa Podemskiego, UAM, Poznań 2012,
.pdf [dost. 11-05-2013]; P. Bourdieu, O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, Wydawnictwo Naukowe
PWN, Warszawa 2009, s. 44-48. 36 Por. M. McCombs, Ustanawianie agendy. Media masowe i opinia publiczna, Wydawnictwo Uniwersyte-
tu Jagiellońskiego, Kraków 2008.
265
mi uczestnikami samego dyskursu.
Uczestnicy dyskursu publicznego
W ramach dyskursu publicznego w mediach masowych można wyróżnić czte-
ry zasadnicze typy uczestników, w zależności od tego w jakiej roli oni wystę-
pują, jakie funkcje pełnione w dyskursie są z tą rolą związane oraz w jaki
sposób są oni odbierani przez obserwujących dyskurs. Podział ten nie ma cha-
rakteru klasyfikacji, ale typologii, a zatem poszczególni uczestnicy dyskursu
publicznego mogą być kwalifikowani jako członkowie jednej z poniższych
grup, ale nie muszą w pełni odpowiadać ich charakterystyce. Te cztery grupy
to:
1. Politycy i przedstawiciele zorganizowanych grup interesów (np. związ-
ków zawodowych, stowarzyszeń ukierunkowanych na realizację partyku-
larnych celów itd.),
2. Obywatele – osoby bez szczególnego zaangażowania w dane kwestie,
jednak wyrażające swoje zdanie jako „przeciętny człowiek” (np. uczestni-
cy sondy ulicznej czy publiczność programu publicystycznego w studio,
której członkowie są proszeni o zabranie głosu),
3. Dziennikarze, publicyści i inne osoby związane z mediami, uczestniczące
w dyskursie publicznym w ramach pracy zawodowej,
4. Eksperci – czyli osoby nie pracujące w mediach, jednak zapraszane do
zabierania głosu ze względu na domniemane wysokie kompetencje w da-
nej kwestii (np. pracownicy uczelni wyższych, firm consultingowych, au-
torzy specjalistycznych publikacji itp.).
W tradycyjnym modelu reprezentacji członkowie dwóch pierwszych
grup stanowią strony tej relacji, zaś dwóch pozostałych mają za zadanie
usprawnianie komunikacji między nimi. W modelu reprezentacji zorientowa-
nej na dyskurs tak już nie jest. Role poszczególnych grup się bowiem zmienia-
ją, zaś sam dyskurs nie jest jedynie komunikacją pomiędzy politykami a oby-
watelami i uzyskuje status quasi-autonomiczny, staje się na wpół niezależnym
od jego uczestników tworem sui generis. Komunikacja coraz bardziej nabiera
cech wielostronnej, w której poszczególne strony zatracają autonomiczny
266
charakter obserwatora/obserwowanego, zaś konkluzywne i zamknięte stają się
nie tyle wypowiedzi tych stron, co sam dyskurs jako całość.
Różne grupy mogą wpływać na kształt dyskursu w różny sposób i z
różnym skutkiem, a poprzez to odmienny może być ich wpływ na obserwato-
rów dyskursu. Zróżnicowanie to jest skutkiem dwóch zasadniczych charakte-
rystyk tych grup, które przesądzają o tym, która z nich jest najbardziej istotna
w stanowieniu punktu odniesienia dla pozostałych w procesie reprezentacji
politycznej. Tymi kryteriami są:
1. Poziom kompetencji w zakresie spraw będących przedmiotem dyskursu –
czyli czy uczestnicy dyskursu są postrzegani jako ci, który dysponują po-
nadprzeciętną, specjalistyczną wiedzą w określonej kwestii, czy wiedza ta
daje podstawę do formułowania optymalnych rozwiązań i czy jest przez
nich w ten sposób wykorzystywana.
2. Poziom obiektywności – czy uczestnicy dyskursu nie są związani partyku-
larnymi interesami swoimi lub określonych grup, bądź też własnym sys-
temem aksjologiczno-ideologicznym, a zatem: czy w swoich wypowie-
dziach kierują się interesem całego społeczeństwa, czy też jedynie jego
części, wyróżnionej przez wspólnotę interesów grupowych lub poglądów
politycznych.
Trzeba zauważyć, że powyższe charakterystyki nie dotyczą absolut-
nych cech grup uczestniczących w dyskursie, ale ich „charakterystyki wize-
runkowej”, czyli tego jak są one postrzegane przez odbiorców mediów, śle-
dzących dyskurs publiczny i wypowiedzi przedstawicieli poszczególnych grup
w jego ramach. Nie jest zatem istotne czy np. dziennikarze są rzeczywiście
obiektywni (abstrahując od zagadnienia, czy obiektywność jest w ogóle moż-
liwa), ale czy są jako tacy odbierani przez innych; nie ma znaczenia czy eks-
perci rzeczywiście dysponują specjalistyczną wiedzą, ale czy inni tak uważają
itd. Niejednokrotnie zresztą przez członków tych grup celowo podejmowane
są działania w ramach strategii mających zapewnić im taki wizerunek, z róż-
nym wszakże skutkiem.
Z punktu widzenia problemu reprezentacji, to właśnie odbiór po-
szczególnych grup przez obserwatorów dyskursu publicznego, a nie ich rze-
czywista charakterystyka, ma kluczowy charakter. Liczy się przede wszystkim
to, w jaki sposób poszczególne grupy uczestników dyskursu są postrzegane
267
przez pozostałych. Na tym poziomie różnice są istotne i mają zasadniczy
wpływ na kształt reprezentacji politycznej. Od niego bowiem zależy, kto jest
punktem odniesienia dla oceny interesu społecznego i preferencji społecznej
w procesie reprezentacji.
Przejdźmy zatem do dokładniejszego przedstawienia poszczególnych
grup uczestniczących w dyskursie publicznym, ze szczególnym uwzględnie-
niem powyższych dwóch kryteriów. Gdyby wyodrębnić to, co najbardziej w
tych grupach typowe i najbardziej interesujące z punktu widzenia problematy-
ki niniejszego tekstu, to ich charakterystyka wyglądałaby jak poniżej.
1. Członkowie ugrupowań politycznych i przedstawiciele grup inte-
resu, związków zawodowych itp.
Cechują się oni zróżnicowanym poziomem kompetencji. Z jednej
strony mamy do czynienia ze stereotypowym wizerunkiem polityka-dyletanta,
którego jedynym polem rzeczywistej kompetencji są rozgrywki personalne i
rywalizacja partyjna, zaś pozostałe, istotne dla społeczeństwa sprawy pozosta-
ją poza jego polem uwagi bądź pozostawia on je ekspertom oraz partyjnym
władzom, których opinie bezkrytycznie akceptuje. Z drugiej strony, z pewno-
ścią istnieje pewne grono aktywnych polityków, którzy są mocno zaintereso-
wani jakąś – zazwyczaj dość wąską – problematyką i ich wiedza w tym zakre-
sie jest głęboka. Dotyczy to również przedstawicieli zorganizowanych grup
interesu, którzy zazwyczaj są uznawani za kompetentnych, ale w wąskim za-
kresie spraw, które ich bezpośrednio dotyczą. Tak czy inaczej, przedstawiciele
tej grupy uczestników dyskursu publicznego mogą być uważani za przeciętnie
lepiej poinformowanych i bardziej kompetentnych niż „zwykli obywatele”, co
wynika chociażby z ich silniejszego zaangażowania w wypracowywane roz-
strzygnięcia i debatę wokół nich. Wiedza ta jednak rzadko ma charakter rozle-
głej wiedzy eksperckiej, jej poziom jest także bardzo zróżnicowany w zależ-
ności od konkretnej jednostki.
Zdecydowanie niski jest w przypadku tej grupy natomiast poziom
obiektywizmu. Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z przedstawi-
cielami grup interesu czy lobbystycznych, których istotą działalności jest dą-
żenie do realizacji tych rozwiązań, które są najbardziej dla nich korzystne. Do
268
tego typu uczestników dyskursu publicznego można zazwyczaj zaliczyć
przedstawicieli związków zawodowych, ale i organizacji pracodawców, pod-
miotów gospodarczych, organizacji terytorialnych itd. Z drugiej strony nato-
miast mamy do czynienia z członkami ugrupowań politycznych, rywalizują-
cych – w krótszej lub dłuższej perspektywie czasowej – o władzę i poparcie
elektoratu. Tu pojawiają się często deklaracje o działaniu w interesie całego
społeczeństwa, jednak w społecznym odbiorze są one raczej mało wiarygod-
ne. Zazwyczaj politycy postrzegani są jako ci, którzy dbają przede wszystkim
o interes swój i swojego ugrupowania, w najlepszym zaś przypadku – o inte-
res własnego elektoratu, kosztem pozostałych grup37
. Pomimo więc deklaracji
werbalnych, ocena poziomu ich obiektywności przez odbiorców dyskursu
publicznego jest bardzo niska (choć zapewne uzależniona w pewnym stopniu
od uwarunkowań kulturowych). Ich wypowiedzi są natomiast interpretowane
przede wszystkim w kontekście kalkulacji wyborczych i zabiegania o względy
elektoratu, a nie dbania o wspólny interes społeczny.
Podsumowując, można powiedzieć, że przedstawiciele tej grupy
uczestników dyskursu publicznego cechują się zróżnicowaną kompetencją,
której poziom zazwyczaj przekracza jednak poziom kompetencji przeciętnego
obywatela, chociaż dość rzadko jest to wiedza o charakterze eksperckim. Zde-
cydowanie niski jest tu natomiast poziom obiektywności, praktycznie zawsze
ich wypowiedzi są postrzegane jako motywowane partykularyzmem – czy to
w postaci interesów grupowych, czy kalkulacji wyborczych.
2. „Zwykli obywatele”
Niekiedy w ramach dyskursu publicznego okazję do wypowiedzi mają
osoby, które są traktowane jako „zwykli obywatele”, tzn. niczym się nie wy-
różniający, przypadkowo dobrani ludzie, których wypowiedzi mogą być od-
bierane jako głos „człowieka przeciętnego”. Ich udział w dyskursie publicz-
nym jest jednak bardzo ograniczony, jak również fragmentaryczny, incyden-
37 Dla przykładu, w badaniu – wprawdzie niereprezentatywnym, ale przynoszącym bardzo sugestywne
wyniki – przeprowadzonym przez A. Węgrzyna, dotyczącym postrzegania polityków przez obywateli,
największy odsetek, bo aż 82% badanych, wskazywało, że cechę polityków jest „Dbanie wyłącznie o
własne interesy, egoizm, materializm, stawianie własnego interesu ponad interes ogółu (…)”. Zob. A. Węgrzyn, Postrzeganie polityków polskich przez mieszkańców Wałbrzycha, dost. online:
talny oraz skażony domniemaniem niekompetencji bądź nieobiektywności
(partykularyzmu interesów). Ów „zwykły obywatel” w dyskursie publicznym
w mediach masowych przybiera najczęściej jedną z dwóch ról. Pierwszą z
nich jest głos „przeciętnego człowieka”, zagadniętego na ulicy lub w innym
równie przypadkowym miejscu i mającego na poczekaniu sformułować opinię
na jakiś temat. Nie wykracza ona jednak poza jedno-, dwuzdaniowy ogólnik,
oparty najczęściej na myśleniu stereotypowym lub emocjach. Podobną rolę
pełni też publiczność w studio telewizyjnym, proszona niekiedy o zabranie
głosu, jednak bez możliwości szczegółowego uzasadnienia czy choćby wy-
czerpującego przedstawienia. Drugą rolą jest natomiast rola reprezentanta
jakiejś partykularnej grupy interesu, starającego się forsować korzystne dla
siebie rozwiązanie w określonej, wąskiej kwestii, czyli na przykład protestują-
cego przeciwko zamknięciu lokalnej szkoły czy budowie uciążliwej fabryki
koło swojego miejsca zamieszkania38
. Ani w pierwszej, ani w drugiej z tych
ról obywatele przebijający się do dyskursu publicznego nie mogą stanowić
stałego punktu odniesienia dla decydentów politycznych. W pierwszej bo-
wiem są oni traktowani jako osoby o bardzo ograniczonej kompetencji, zaś
ich wypowiedzi mają charakter ogólnikowy i niewiele wskazujący decyden-
tom. W drugiej natomiast występuje silny partykularyzm, znoszący możli-
wość reprezentowania społeczeństwa i różnorodnych interesów w jego ra-
mach. Zresztą w tym drugim przypadku kwestie poruszane w dyskursie mają
zwykle charakter jednostkowy i nie powinny być wprost traktowane jako pod-
stawa informacyjna decyzji politycznych, które mają ze swojej natury charak-
ter syntetyczny i abstrakcyjny39
. Istotna w obu przypadkach jest natomiast
incydentalność uczestnictwa w dyskursie publicznym, która uniemożliwia
uczynienie z tych jego uczestników stałej podstawy dla reprezentacji.
„Zwykli obywatele” mają natomiast możliwość uczestniczenia – i
często uczestniczą – w innym obiegu dyskursu publicznego, charakteryzują-
cym się dużą autonomicznością i funkcjonowaniem w dużej mierze niezależ-
nym od tego oficjalnego, sprofesjonalizowanego i będącego domeną mediów
38 Typowym przypadkiem byłby tu uczestnik grupy działającej według syndromu NIMBY („not in my
backyard”). Zob. np. P. Matczak, Społeczne uwarunkowania eliminacji syndromu NIMBY, w: Podmio-
towość społeczności lokalnych. Praktyczne programy wspomagania rozwoju, Media – G.T., Poznań
1996. 39 Por. W. Szewczak, Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji ad hoc, „Studia Socjologiczne”
2010 nr 2.
270
masowych. Ten autonomiczny dyskurs toczy się przede wszystkim w Interne-
cie, zarówno w postaci komentarzy na portalach masowych, jak i w mniej-
szych, tworzonych for, grup dyskusyjnych, blogów itd. Ta forma komunikacji
jest jednak rozproszona, a przez to trudna do ogarnięcia i przełożenia na
wspólną preferencję społeczną. Nastawiona jest też przede wszystkim na
utwierdzanie własnych poglądów i konfrontację z innymi, a nie na ścieranie
dla wypracowania wspólnych punktów widzenia. Nie ma ona bezpośredniego
połączenia i przełożenia na system polityczny, wypowiedzi w ramach tego
autonomicznego pola dyskursu nie docierają najczęściej w ogóle do reprezen-
tantów zasiadających w ciałach przedstawicielskich, a nawet jeżeli, to nie
tworzą one spójnego obrazu preferencji grupowych, jak również – jako skażo-
ne internetową anonimowością wypowiedzi – pozostawiają poważne wątpli-
wości co do ich reprezentatywności i możliwości jej zmanipulowania oraz nie
pozwalają na zidentyfikowanie elektoratów.
Podsumowując, można powiedzieć, że „zwykli obywatele” to incy-
dentalni uczestnicy dyskursu w mediach masowych, wykazujący zwykle niski
poziom zaangażowania w sprawy publiczne, a co za tym idzie – również
kompetencji w ich zakresie. Wyjątkiem będzie grupa tych obywateli, którzy są
bezpośrednio zainteresowani jakąś kwestią i działają w celu realizacji własne-
go interesu w tej sprawie – wówczas jednak ich zaangażowanie jest jedynie
aspektowe, zaś poziom neutralności bardzo niski, co oznacza, że mogą oni być
traktowani raczej jako partykularnie zorientowani przedstawiciele grup intere-
su.
3. Dziennikarze, pracownicy mediów
Kolejną grupą uczestniczącą w dyskursie publicznym są osoby zawo-
dowo związane z mediami i uczestniczące w dyskursie w ramach pracy w
nich. Są to przede wszystkim dziennikarze programów o tematyce politycznej
(publicystycznych, informacyjnych), publicyści, komentatorzy polityczni itp.
Przedstawiciele mediów zajmują w dyskursie pozycję, którą można określić
jako uprzywilejowaną. Są oni bowiem z jednej strony postrzegani jako bez-
stronni, nie angażujący się w sam dyskurs, kompetentni arbitrzy. Z drugiej
natomiast strony – równocześnie jako wyraziciele przekonań i interesów prze-
271
ciętnych ludzi, ich sprzymierzeńcy w kontrolowaniu władzy, która bez tej
kontroli skłonna jest stale te interesy naruszać. Można powiedzieć, że spełnia-
ją oni kryterium obiektywności (przypomnijmy – w odbiorze społecznym) i
działania w interesie ogółu, nie obarczonego partykularyzmem grupowym.
Wizerunek ten jest umacniany i pielęgnowany, między innymi instytucjonal-
nie – poprzez odpowiednie zapisy w kodeksach etyki zawodowej i statutach
stowarzyszeń dziennikarskich, ale często własna obiektywność jest również
deklarowana i podkreślana przez samych dziennikarzy w przekazach medial-
nych. Nawet w samej teorii demokracji oraz komunikowania społecznego jest
głęboko zakorzenione oczekiwanie tego, że dziennikarze będą pełnili role
obiektywnego arbitra i czynnika kontrolującego władzę polityczną, realizują-
cego przede wszystkim interes publiczny40
.
Przekonanie o bezstronności i obiektywizmie dziennikarzy jest
wprawdzie mocno na wyrost41
. Przedstawiciele mediów prezentują często
swoje orientacje ideowe, dokonują ocen wypowiedzi innych uczestników
dyskursu i formułują wypowiedzi o charakterze normatywnym42
. Niektórzy
dziennikarze na swojej wyrazistości ideowej budują nawet całą swoją obec-
ność w dyskursie. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę grupę przedstawicieli
mediów jako całość, to postrzega się ich jako obiektywnych43
.
Równocześnie dziennikarze są uważani zazwyczaj za dość kompe-
tentnych w zakresie spraw, jakimi się zajmują44
. To przekonanie również czę-
40 Zob. np. R. E. Denton Jr., G. C. Woodward, Jak zdefiniować komunikację polityczną, w: Władza i społe-
czeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Na-
ukowe Scholar, Warszawa 1998, s. 198-199; D. McQuail, Teoria komunikowania masowego, Wydaw-nictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, s. 177-179.
41 P. Legutko, D. Rodziewicz, Mity czwartej władzy: dla widzów, słuchaczy i czytaczy, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2002, s. 113-130. 42 Zob. np. G. Pawlik, Stronniczość polityczna mediów w demokracji, w: Mediatyzacja kampanii politycz-
nych, red. M. Kolczyński, M. Mazur i S. Michalczyk, Wydawnictwo UŚ, Katowice 2009, s. 147-156. 43 Szczególnie mocno jest to widoczne, gdy porówna się ten wizerunek z odbiorem innej grupy uczestni-
czącej w dyskursie publicznym – polityków. Dla przykładu można podać, że w badaniu CBOS z 2006
roku aż ośmiokrotnie więcej respondentów wskazało, że interesem społecznym w swoich działaniach kierują się dziennikarze (40% wskazań) niż politycy (zaledwie 5% badanych). Zob. M. Wenzel, Oceny
pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/179/2006, Warszawa 2006, s. 1). 44 Potwierdzają to prowadzone niekiedy badania empiryczne. Na przykład, w badaniu ankietowym CBOS z
kwietnia 2002 r. na pytanie o kompetencje dziennikarzy 60% respondentów odpowiedziało, że uważają,
iż solidnie przygotowują się oni do poruszanych tematów, zaś zaledwie 18% badanych stwierdziło, że
często są oni nieprzygotowani i słabo znają poruszane tematy (M. Strzeszewski, Jacy są, a jacy powinni być dziennikarze?, komunikat z badań CBOS nr BS/68/2002, Warszawa 2002, s. 6). W podobnym bada-
niu z 2012 roku proporcje te pozostały zbliżone – wynosiły 57% do 23% (M. Omyła-Rudzka, Opinie na
temat pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/164/2012, Warszawa 2012, s. 7). Oznacza to, że znaczna większość społeczeństwa uważa dziennikarzy in genero za kompetentnych w zakresie spraw,
którymi się zajmują.
272
sto nie przystaje do rzeczywistości45
. Łatwo je jednak podtrzymywać, między
innymi dzięki specyfice roli pełnionej przez dziennikarzy w przekazach me-
dialnych: to oni narzucają jakie tematy są poruszane, mogą kierować wypo-
wiedzi innych na te kwestie, do których się wcześniej przygotowali, nie są
narażeni na pytania weryfikujące ich kompetencje ze strony innych uczestni-
ków dyskursu, podczas gdy sami są władni innym takie pytania zadawać.
Przedstawiciele mediów zatem postrzegani są jako obiektywni i dość
kompetentni wyraziciele preferencji społeczeństwa w danych kwestiach („głos
ludu”) oraz kontrolerzy poczynań przedstawicieli władzy pod kątem ich zgod-
ności z interesem społecznym, który sami definiują.
4. Eksperci
Podobne cechy specyficznego położenia przejawiają się względem
innej grupy uczestników dyskursu publicznego, a mianowicie osób biorących
w nim udział z pozycji eksperckich. Są to zwykle komentatorzy nie zatrudnie-
ni w mediach i nie będący dziennikarzami, ale proszeni o udzielanie wypo-
wiedzi w określonych kwestiach, co do których istnieje domniemanie o ich
wysokiej kompetencji. Często są oni zresztą wprost anonsowani w mediach
jako eksperci w określonych kwestiach. Zaproszenie danego eksperta do
udziału w dyskursie ma niekiedy charakter jednorazowy czy incydentalny,
jednak istnieje dość wąski krąg takich osób pojawiających się w mediach re-
gularnie, aczkolwiek zakres tematyki ich wypowiedzi jest ograniczony. Jak
policzono, w Polsce taki status „stałego eksperta” z różnych dziedzin w me-
diach ogólnokrajowych ma około stu osób, które praktycznie wyczerpują pulę
osób zapraszanych do wypowiadania się z pozycji eksperckich46
. Jest to spo-
wodowane pragmatyką pracy dziennikarskiej – łatwiej jest utrzymywać stałe
kontakty z wybranymi osobami, aniżeli poszukiwać kolejnych ekspertów do
kolejnych programów czy artykułów prasowych.
Eksperci najczęściej wywodzą się z kręgów świata nauki, ale też z
firm doradczych, stowarzyszeń, fundacji i innych organizacji skupiających
swoją działalność na określonym zakresie problemów. Niekiedy są to osoby
45 P. Legutko, D. Rodziewicz, Mity czwartej władzy…, op. cit., s. 53-71. 46 G. Rzeczkowski, Znani z tego, że się znają, „Press” 2008, nr 5(148), s. 42.
273
nie związane instytucjonalnie, jak na przykład samodzielni analitycy rynkowi
czy osoby, które wcześniej zajmowały wysokie pozycje w administracji pu-
blicznej bądź w sferze gospodarki. Pozycja „eksperta” wynika więc zwykle z
działalności zawodowej, badawczej lub społecznej. Wypowiedzi osób ją zaj-
mujących zazwyczaj są bardzo autorytatywne, choć często nie ma to wystar-
czającego uzasadnienia w poziomie ich kompetencji w kwestiach szczegóło-
wych47
. Co więcej, również niezależność i obiektywność ekspertów jest tylko
iluzoryczna, jako że często łączą ich powiązania ideowe, a niekiedy również
po prostu finansowe, z pewnymi grupami interesów czy stronami dyskursu
publicznego48
. Tym niemniej, ich pozycja w dyskursie publicznym jest o tyle
silna, że stanowią oni zwykle źródło wiedzy oraz punkt odniesienia dla przed-
stawicieli mediów, czyli mających zazwyczaj zaledwie ogólnikowe rozezna-
nie w danej kwestii dziennikarzy, a tym bardziej dla odbiorców przekazów
medialnych.
Specyfika roli ekspertów w dyskursie publicznym wyraża się w
dwóch stereotypowych założeniach dotyczących formułowanych przez nich
wypowiedzi medialnych:
1. założenie o obiektywności – eksperci są postrzegani jako ci, który nie są
zaangażowani po żadnej stronie politycznego sporu, nie są z żadną ze
stron w jakikolwiek sposób związani, nie wyrażają swoich poglądów, ale
jedynie „obiektywne” racje,
2. założenie o wiedzy instrumentalnej – wyraża się ono w technokratycznym
przekonaniu, że dla każdego problemu istnieje jedno optymalne rozwiąza-
nie, które może być odnalezione i sformułowane przez osobę o odpowied-
nim zasobie wiedzy na dany temat; eksperci są postrzegani jako ci, którzy
te rozwiązania znają bądź przynajmniej potrafią dla każdej pary alterna-
tywnych rozwiązań wskazać to, które jest lepsze z punktu widzenia czysto
instrumentalnych i oczywistych, nie podlegających dyskusji kryteriów.
47 Zob. np.: M. Rotkiewicz, Aureola profesora, „Polityka” 2013, nr 7 (2895), 12 luty 2013, s. 20-22. Pozy-
cja eksperta daje danej osobie często prawo, ale i zobowiązanie do wypowiadania się na różne, luźno
powiązane tematy, co do których nie zawsze osoba ta ma kompetencje. Jeden z dziennikarzy telewizyj-nych, często korzystających z pomocy ekspertów, mówi o nich wprost: „Nie znam nikogo, kto powie-
działby, że się na czymś nie zna.” (cyt. za: E. Winnicka, Anatomia niusa, „Polityka” 2008, nr 37 (2671),
13 września 2008, s. 22). 48 Por. S. Krimsky, Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 2006.
274
Obydwa powyższe założenia są błędne i bezzasadne. Z jednej bowiem
strony, kwestie podnoszone w dyskursie publicznym odnoszą się zazwyczaj
do wyborów o charakterze politycznym i aksjologicznym, a nie instrumental-
nym. Nie rozstrzyga się tu tego, w jaki sposób realizować przyjęte wcześniej
cele, ale to, jakie te cele powinny być, jakim celom i wartościom dawać prio-
rytet oraz jak te wartości definiować49
. Oznacza to, że w przypadku większo-
ści kwestii poruszanych w dyskursie publicznym nie istnieje jedno obiektyw-
nie najlepsze rozwiązanie, które mogłoby być wskazane przez niezależnego,
neutralnego i nieomylnego eksperta. Jego udział w dyskursie publicznym jest
zazwyczaj – mniej lub bardziej świadomym i otwartym – opowiedzeniem się
po jednej ze stron, deklaracją dokonanego wyboru o charakterze politycznym
(w niepotocznym znaczeniu tego słowa).
Status eksperta nie jest więc zwykle odzwierciedleniem rzeczywiste-
go, ontologicznego statusu danej osoby, ale raczej swoistą „etykietą” legity-
mizującą subiektywne poglądy i arbitralne sądy przezeń formułowane. Jej
nadanie wypływa z potrzeby mediów uwiarygodniania przekazów i budowa-
nia mitu własnej obiektywności. Jednak – w kontekście dyskursu publicznego
– jest ono często na granicy manipulacji, ma znaczenie przede wszystkim
wizerunkowe, w dużo mniejszym zaś stopniu merytoryczne.
Pomimo powyższych zastrzeżeń, w odbiorze społecznym eksperci są
postrzegani jako neutralni aksjologicznie i wysoce kompetentni w zakresie
spraw, których dotyczą ich wypowiedzi w dyskursie publicznym. Te ich pozy-
tywne charakterystyki oraz znaczenie w dyskursie publicznym rosną tym bar-
dziej, im bardziej skomplikowane i słabo znane ogółowi kwestie są jego
przedmiotem, co w miarę wzrostu złożoności systemów społecznych staje się
coraz częstsze.
49 Jeżeli uznalibyśmy nawet, że istnieją pewne wartości uznawane przez wszystkich członków społeczeń-
stwa za godne realizacji i priorytetowe, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że zgodność
ta jest jedynie efektem ogólnikowego charakteru takich wartości, zaś rzeczywiste zakresy znaczeniowe
im przypisywane przez różne podmioty są nawet zasadniczo odmienne. Na przykład, można śmiało przy-jąć, że wyznawcy wszystkich opcji ideologicznych i teorii etycznych dążą do realizacji jakoś zarysowa-
nej idei równości i sprawiedliwości (zob. A. Sen, Nierówności. Dalsze rozważania, Wydawnictwo Znak,
Kraków 2000, s. 16-17). Tak naprawdę postulują oni jednak realizację różnych rodzajów równości, wy-rażających się w różnych formułach sprawiedliwości (por. m.in. Ch. Perelman, O sprawiedliwości, Pań-
stwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1959, s. 19-29; Z. Ziembiński, Sprawiedliwość społeczna
jako pojęcie prawne, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1996, s. 20-39). W takim przypadku dyskurs publiczny polega przede wszystkim na ustalaniu bądź przeforsowywaniu własnego rozumienia (definicji)
powszechnie uznawanej wartości.
275
Mechanizm reprezentacji opartej o dyskurs
Powyższe charakterystyki są oczywiście jedynie przybliżeniem, ide-
alizacją, chociażby dlatego, że żadna z powyższych grup nie jest jednorodna,
ani też ich przedstawiciele nie zachowują się jednakowo w każdej sytuacji
obecności w mediach. Poszczególni uczestnicy dyskursu publicznego mogą
też pretendować do występowania w kilku rolach naprzemiennie lub nawet
równocześnie, mogą też odbiegać w pewnym stopniu od podanych charakte-
rystyk (np. publicyści i część innych dziennikarzy nie pretenduje do neutral-
ności, niektórzy politycy starają się reprezentować całe społeczeństwo, a nie
tylko swój elektorat itd.). Mając jednak świadomość skrótów myślowych,
można te charakterystyki w syntetyczny sposób przedstawić następująco:
Tabela 1. Zróżnicowanie podmiotów dyskursu publicznego pod względem odbio-
ru ich kompetencji i obiektywności.
Podmiot dyskursu publicznego Postrzegany poziom
kompetencji
Postrzegany poziom
obiektywności (neutralno-
ści)
Politycy, związkowcy, przed-
stawiciele grup interesu Zróżnicowany Bardzo niski lub brak
„Przeciętni obywatele” Bardzo niski Zróżnicowany
Dziennikarze, pracownicy
mediów, komentatorzy Wysoki Wysoki
Eksperci Bardzo wysoki Bardzo wysoki
Powyższa tabela uwidacznia, że obie strony, na których wzajemnej
obserwacji opierał się tradycyjny model reprezentacji politycznej, we współ-
czesnych realiach obciążone są wyraźnymi mankamentami. Politycy postrze-
gani są przez obywateli jako nieobiektywni, związani partykularyzmem i sie-
cią interesów grupowych, a także – gdy weźmiemy pod uwagę ich grupę jako
całość – co najwyżej umiarkowanie kompetentni. Obywatele z kolei postrze-
gani są przez polityków jako zdecydowanie niekompetentni i z dużym praw-
sy nad interes społeczny. Te „mankamenty” sprawiają, że we współczesnych
demokracjach wzajemna obserwacja tych grup przestaje pełnić swoje funkcje,
staje się nieatrakcyjna dla jej stron i de facto powoli zanika. Zamiast tego obie
276
strony przenoszą swoją uwagę na dyskurs sam w sobie, stający się podstawo-
wym obiektem obserwacji. W szczególności zaś obserwacji poddawane są te
podmioty, które są tychże mankamentów pozbawione, zaś w tradycyjnym
modelu reprezentacji miały charakter „przeźroczysty”. I to one stają się dla
nich punktem odniesienia:
Obywatele patrzą na ekspertów jako na źródło objaśniania im kwestii
będących przedmiotem dyskursu, w tym przede wszystkim konsekwencji,
jakie płyną dla nich z poszczególnych rozwiązań; dziennikarzy zaś traktu-
ją jako tych, którzy umiejętnie definiują preferencję i interes społeczny –
przyjmują zatem ich punkt widzenia i proponowane przez ekspertów zale-
cenia,
Politycy za pośrednictwem dziennikarzy starają się poznać preferencję
społeczną, zaś eksperci są dla nich źródłem wiedzy instrumentalnej.
Orientacja na dyskurs publiczny oznacza, że obserwujący go obywa-
tele i politycy przyjmują go nie tylko jako podstawowe źródło informacji o
sferze publicznej, ale także jako źródło orientacji afektywnej oraz kryteriów
ewaluacji i samych ocen. Obywatele (wyborcy), którzy sami niewiele wiedzą
na temat reprezentantów (kandydatów), oddają zadanie poszukiwania kompe-
tencji poznawczej uczestnikom dyskursu publicznego i z niego czerpią ewen-
tualne informacje, już wyselekcjonowane i poddane interpretacji. Co więcej,
również oceny i emocje w głównej mierze nie powstają w pełni bezpośrednio
w ich w umysłach, ale są tworzone i okazywane w ramach dyskursu publicz-
nego, a następnie transponowane w stronę przyjmującej je pozarefleksyjnie
publiczności. Inaczej mówiąc, w poszerzającej się grupie zewnątrzsterownych
obywateli50
, informacje, ale również ich interpretacje, oceny i emocje są
przejmowane od uczestników dyskursu publicznego.
Z kolei politycy, zdający sobie sprawę (mniej lub bardziej świadomie)
z powyższego faktu, również zaczynają przyjmować jako punkt odniesienia
dla własnych działań i programów dyskurs publiczny i jego uczestników. Nie
50 Pojęcie zewnątrzsterowności zaczerpnięte zostało z pracy Davida Riesmana. Charakteryzując grupę
zewnątrzsterownych obywateli w polityce, zwraca on uwagę przede wszystkim na to, że jej członkowie
nie mają własnej autonomii moralnej, zestawu stałych poglądów i wartości, zaś uczestnictwo i znajo-
mość zagadnień politycznych służy im przede wszystkim do umacniania poczucia przynależności gru-powej i zdobywania uznania innych, np. z tytułu bycia „dobrze poinformowanym” (zob. D. Riesman, N.
Glazer, R. Denney, Samotny tłum, Wydawnictwo Muza, Warszawa 1996, s. 244-252).
277
są w stanie łatwo zidentyfikować swoje elektoraty, ani tym bardziej określić
jakie oczekiwania i interesy mają ich wyborcy. Łatwo natomiast im określić
takie oczekiwania ze strony dominujących uczestników dyskursu publicznego,
a zatem – przyjmując, że i tak zostaną one przetransponowane do publiczności
politycznej – uznają je za równoważne oczekiwaniom wyborców. Tym sa-
mym, punktem odniesienia dla decyzji politycznych podejmowanych przez
ciała przedstawicielskie i zasiadających w nich reprezentantów przestają być
interesy i oczekiwania wyborców, natomiast stają się nim przewidywane reak-
cje ze strony tych, którzy odgrywają najbardziej istotną rolę w dyskursie pu-
blicznym: komentarze dziennikarzy i oceny medialnych ekspertów.
Rysunek 2. Nowy model reprezentacji politycznej, opartej o uczestnictwo i obserwa-
cję dyskursu publicznego.
Źródło: opracowanie własne.
Grupy ekspertów i dziennikarzy uzyskują zatem status autonomiczny i
to oni stają się de facto w coraz większym stopniu źródłem reprezentacji. A
właściwie jej substytutu, gdyż logika tego nowego mechanizmu normatyw-
nym założeniom reprezentacji zaprzecza, spełniając i zastępując jednakże
równocześnie jej funkcje.
Konsekwencje
Zarysowane powyżej zmiany w mechanizmie reprezentacji przyczy-
niają się do przemian w funkcjonowaniu współczesnych systemów demokra-
278
tycznych. To, że tradycyjne mechanizmy procesu demokratycznego są nie do
utrzymania w obliczu coraz bardziej skomplikowanej materii decyzji poli-
tycznych, wieszczono już niemal pół wieku temu51
. I rzeczywiście, gdyby
spojrzeć na systemy demokratyczne państw zachodnich z początku lat 70. XX
wieku i współcześnie, to widać, że – pomimo zasadniczo nie zmienionego
instrumentarium instytucjonalnego – działają one dziś w odmienny sposób niż
kiedyś. Nie sposób nie zauważyć przemian w samym dyskursie publicznym i
sposobie przedstawiania kwestii politycznych52
, tabloidyzacji mediów i me-
diatyzacji polityki53
czy przemian w strategiach pozyskiwania elektoratów i
głosów wyborczych oraz pozyskiwania podporządkowania władzy54
. Za jedną
z najważniejszych konsekwencji można uznać technokratyzację polityki, wy-
rażającą się w przekonaniu, że problemy polityczne mogą być (i powinny)
przedmiotem racjonalnego, obiektywnego rozstrzygnięcia, a nie aksjologicz-
nego wyboru55
. Prowadzi to do wytworzenia się „polityki zmierzającej do
centrum” i dogmatu braku alternatywy, które tłumią ujawnianie różnic w spo-
łeczeństwie i poszukiwanie alternatywnych rozwiązań kwestii politycznych56
.
Zarówno dziennikarze najbardziej wpływowych mediów, jak i przede wszyst-
kim występujący w nich eksperci stanowią grupę znacznie bardziej homoge-
niczną, aniżeli całe społeczeństwo. Reprezentują oni zaledwie wąski wycinek,
stanowiącego zasób dostępnych rozwiązań, spektrum ideologicznego. W ten
sposób utrwala się zastany porządek, zaś wybór staje się jedynie pozorem.
Dalej idące konsekwencje przemiany mechanizmów reprezentacji
wydają się mieć dla teorii demokracji. Tradycyjne jej uzasadnienie i aksjolo-
giczne podłoże przestają być aktualne. Skoro bowiem zarówno reprezentanci,
51 Patrz np.: A. Toffler, Szok przyszłości, Wydawnictwo Kurpisz S.A., Przeźmierowo 2007, s. 405-419
(wyd. oryg. 1970 r.). 52 Zob. np. H.M. Kepplinger, Demontaż polityki w społeczeństwie informacyjnym, Wydawnictwo Uniwer-
sytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007. 53 Zob. np.: B. Abramowicz, Demokratyczny system polityczny i medialny a komunikowanie polityczne.
Dylematy demokracji komunikacyjnej, w: Media a polityka, op. cit., s. 331-334; W. Adamczyk, Tablo-idyzacja mediów mainstreamowych: przyczyny i konsekwencje, „Przegląd Politologiczny” 2008, nr 1, s.
129-141; C. Sparks, Żegnaj, Hildy Johnson! – upadek „poważnej prasy”, w: Komunikowanie i obywatel-
skość. Mass media w społeczeństwie, czyli atak na system nadawców publicznych. Plotki, sensacje, do-niesienia, red. P. Dahlgren i C. Sparks, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2007, s. 67-80.
54 Zob. W. Szostak, Kierunki zmian w inżynierii społecznej w XX wieku, w: Socjotechnika w polityce wczo-
raj i dziś. Tom 1, red. A. Kasińska-Metryka i K. Kasowska-Pedrycz, Wydawnictwo Uniwersytetu Huma-nistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego, Kielce 2009, s. 37-48.
op. cit., s. 52-55. 56 Ch. Mouffe, Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji
TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005, s. 115 i nast.
279
jak i reprezentowani przestają się wzajemnie obserwować, przestają być dla
siebie wzajemnie punktem odniesienia i kierują swoją uwagę ku innym gru-
pom, to oznacza odchodzenie od licolnowskiej formuły demokracji jako „rzą-
dów ludu, przez lud i dla ludu”57
. Ciężar reprezentacji zostaje przeniesiony z
całego społeczeństwa na jedynie wąski jego wycinek. W procesie dyskursu
publicznego w mediach masowych nie obowiązują bowiem zasady równości
formalnej oraz inkluzji politycznej58
. Status eksperta czy „neutralnego” dzien-
nikarza uprzywilejowuje jednostkę wraz z wyznawanym przez nią systemem
wartości, nadając im status obiektywnej konieczności. Przy niezmienionym
szkielecie instytucjonalnym pozycja suwerena zaczyna więc coraz bardziej
przenosić się od demos do jego wąskiego, względnie homogenicznego wycin-
ka, który jest władny narzucać pozostałym sposób myślenia o sprawach pu-
blicznych, wyznaczać ich agendę oraz wskazywać bezalternatywne, prefero-
wane rozstrzygnięcia.
Nie byłoby tu niczego nowego, wszak umiejętność narzucania innym
korzystnego dla siebie, własnego sposobu postrzegania rzeczywistości i war-
tościowania jej elementów przez wąskie, uprzywilejowane segmenty społe-
czeństwa była dostrzegana już wcześniej59
. Grupy te jednak były zwykle zako-
rzenione w strukturze społecznej, teraz natomiast ich dobór nosi znamiona
dużej przypadkowości. Wszak o tym, kto zostanie popularnym dziennikarzem
czy często zapraszanym do studia telewizyjnego ekspertem, decydują kryteria
– z punktu widzenia systemu politycznego i mechanizmu reprezentacji – nie-
relewantne. Co więcej, grupy te są bardzo wąskie, zaś ich pozycja opiera się
na regularnym dostępie do środków masowego przekazu. O ile więc mieliśmy
wcześniej do czynienia z – używając sformułowania P. Bourdieu – władzą elit
symbolicznych, to w tym przypadku możemy mówić o jeszcze węższych eli-
tach komunikacyjnych. Ich członkowie spełniają w pełni sformułowane przez
J. Higleya, M. Burtona i R. Gunthera kryteria przynależności do elity poli-
tycznej: regularność i substancjalność wpływu na polityczne procesy decyzyj-
57 A. Lincoln, The Gettysburg Address, cyt. za: R. C. White, Jr., The Words That Moved a Nation, w:
Abraham Lincoln. A Legacy of Freedom, U. S. Department of State – Global Publishing Solutions,
Washington 2008, s. 58. 58 Na temat znaczenia tych wartości dla tradycyjnych modeli demokracji patrz np.: S. White, Równość,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008, s. 40-74; K. Dziubka, Inkluzja polityczna jako wartość demokra-
tyczna, w: Studia z teorii polityki, Tom III, op. cit., s. 25-50. 59 Zob. na przykład: P. Bourdieu, Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, Wydawnictwo Nauko-
we PWN, Warszawa 2006.
280
ne60
. Ich wyłanianie nie ma natomiast charakteru demokratycznego, nie są oni
reprezentantami społeczeństwa, choć często pretendują do definiowania inte-
resu społecznego. A stąd już tylko krok do modelu kurateli, uznawanego przez
jego twórcę, Roberta Dahla, za zaprzeczenie demokracji61
.
We współczesnych systemach demokratycznych można zatem do-
strzec niekiedy mechanizmy ich przemian prowadzące do obniżania poziomu
ich „demokratyczności”. Niekiedy mówi się nawet o kryzysie demokracji62
.
Jest to jednak kryzys demokracji, jaką znamy i „demokratyczności” takiej, jak
ją rozumiemy współcześnie. Jak zauważa sam R. Dahl, demokracja w swoich
dziejach przechodziła już transformacje radykalnie zmieniające jej oblicze63
.
Teoria demokracji musiała zaś sobie radzić z tymi zmianami i podobnie bę-
dzie sobie musiała poradzić ze współczesnymi. Dlatego nie stawiam tu tezy o
zniesieniu reprezentacji, ale o tym, że mamy do czynienia z jej substytutem,
być może początkami jej innego, nowego modelu. Potrzeba poszukiwania
nowego paradygmatu reprezentacji, który lepiej odzwierciedlałby współcze-
sne realia jest zresztą dostrzegana64
. I formułowane są też konkretne propozy-
cje, niektóre nawiązujące do relacji między reprezentacją a dyskursem. Na
przykład, John Dryzek i Simon Niemeyer piszą wprost o „reprezentacji dys-
kursowej”, czyli takim jej modelu, w którym poszczególni gracze polityczni
nie reprezentują ludzi, ale aktualne dyskursy65
. Jej projekt formułowany przez
filozofię polityki nie musi się wprawdzie spełnić, ale chyba taki już jest los
badacza zjawisk politycznych, które często wymykają się racjonalnym projek-
tom i przewidywaniom, zdążając w zupełnie inną stronę. Nam zaś pozostaje
poszukiwanie i modyfikowanie teorii w ten sposób, aby mogła ona podążać
śladami stale zmieniającej się rzeczywistości politycznej.
60 M. Burton, J. Higley, R. Gunther, Elity a rozwój demokracji, w: Władza i społeczeństwo. Antologia
tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, War-szawa 1995, s. 18.
61 R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 78-116. 62 Zob. np. R. Rosicki, Kryzys demokracji liberalnej - wybrane problemy rządzenia, legitymizacji i repre-
zentacji, w: Od teorii do praktyki politycznej…, op. cit., s. 241 - 258. 63 R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 19-52. 64 Zob. np. J. Mansbridge, Representation Revisited: Introduction to the Case against Electoral Accounta-
bility, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1; M. Warren, D. Castiglione, The Transformation of
Democratic Representation, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1. 65 J. S. Dryzek, S. Niemeyer, Discursive Representation, “American Political Science Review” 2008, Vol.
102, No. 4, s. 481 i nast. Tym, co odróżnia stanowisko tych badaczy od przedstawionego w powyższym
tekście, jest przekonanie o pluralizmie dyskursów, podczas gdy tutaj przyjmuję założenie, że dają się one sprowadzić do wspólnego dyskursu publicznego, który staje się odniesieniem dla reprezentacji politycz-
nej.
281
PUBLIC DISCOURSE AS A SUBSTITUTE TO POLITICAL
REPRESENTATION – A PARAINSTITUTIONAL DIMENSION
OF CONTEMPORARY DEMOCRACY
Representation has been one of the foundations of democratic systems throughout the
ages. Since the invention of indirect democracy these two phenomena have been
closely related. In the article, a traditional model of political representation is exam-
ined, and it is stated that it no longer provides a good explanation of functioning mod-
ern democratic systems. As the context of contemporary politics changes, so social
systems grow more complex, fickle, instable and fuzzy. .It is no longer possible to
provide the function of representation by traditional means. Therefore, a new model of
representation arose in modern democracies, deriving from public discourse.
The issue of the article is to examine this new model of representation. As in tradi-
tional models both sides of the relation of representation were mutually observed
through transparent media, now the subject of observation is media and discourse
itself. This brings journalists and media experts to the foreground, who become more
and more important sources of quasi-representation in contemporary democracies.
The whole process and its main consequences to democratic theory are examined.
BIBLIOGRAFIA
1. Abramowicz B., Demokratyczny system polityczny i medialny a komunikowanie
polityczne. Dylematy demokracji komunikacyjnej, w: Media a polityka, red. A. M.
Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Między-
narodowych, Łódź 2007.
2. Adamczyk W., Tabloidyzacja mediów mainstreamowych: przyczyny i konse-
kwencje, „Przegląd Politologiczny” 2008, nr 1.
3. Aksztejn W., Racjonalność wyborcy a paradoks partycypacji. Znaczenie instru-
mentalnej motywacji dla wyjaśniania absencji wyborczej w 2005 r., „Decyzje”
2006, nr 5.
4. Bourdieu P., O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, Wydawnictwo Naukowe
PWN, Warszawa 2009.
5. Bourdieu P., Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, Wydawnictwo
Naukowe PWN, Warszawa 2006.
6. Braud P., Rozkosze demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
7. Burton M., Higley J., Gunther R., Elity a rozwój demokracji, w: Władza i społe-
czeństwo. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyń-
282
ski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1995.
8. Czyżewski M., Kowalski S., Piotrowski A., Rytualny chaos. Studium dyskursu
publicznego, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010.
9. Dahl R. A., Demokracja i jej krytycy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995.
10. Dahl R. A., O demokracji, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000.
11. Denton R. E., Jr., Woodward G. C., Jak zdefiniować komunikację polityczną, w:
Władza i społeczeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J.
Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1998.
12. Dobek-Ostrowska B., Polski system medialny na rozdrożu. Media w polityce,
polityka w mediach, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2011.
13. Downs A., An Economic Theory of Political Action in a Democracy, “The Jour-
nal of Political Economy” 1957, Vol. 65, Issue 2.
14. Dryzek J. S., S. Niemeyer, Discursive Representation, “American Political Sci-
ence Review” 2008, Vol. 102, No. 4.
15. Dziubka K., Inkluzja polityczna jako wartość demokratyczna, w: Studia z teorii
polityki, Tom III, red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu
Wrocławskiego, Wrocław 2000.
16. Easton D., An Approach to the Analysis of Political Systems, "World Politics"
1957, Vol. 9, No. 3.
17. Freddersen T.J., Rational Choice Theory and the Paradox of Not Voting, “Journal
of Economical Perspectives” 2004, Vol. 18, No. 1.
18. Gilley B., Is Democracy Possible?, “Journal of Democracy” 2009, No. 1.
19. Golinowski J., Perspektywa porządku postpolitycznego. W stronę technologii
władzy, Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007.
20. Hadenius A., Democracy and Development, Cambridge University Press, Cam-
bridge 1992.
21. Haman J., Demokracja, decyzje, wybory, Wydawnictwo Naukowe Scholar, War-
szawa 2003.
22. Held D., Modele demokracji, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010.
23. Heywood A., Klucz do politologii. Najważniejsze ideologie, systemy, postacie,
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.
24. Heywood A., Politologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.
25. Hirszowicz M., Spory o przyszłość. Klasa, polityka, jednostka, Wydawnictwo
IFiS PAN, Warszawa 1998.
26. Hirszowicz M., Stąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery, Wydawnic-
two Sic!, Warszawa 2007.
27. Judge D., Representation. Theory and practice in Britain, Routledge, London
1999.
283
28. Kaczmarek B., Polityka a władza. Kryzys paradygmatu?, „Studia Politologiczne”
2004, Vol. 8 (zeszyt monograficzny: Współczesne teorie polityki – od logiki do
retoryki, red. T. Klementewicz).
29. Kepplinger H.M., Demontaż polityki w społeczeństwie informacyjnym, Wydaw-
nictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007.
30. Key V. O., Jr., The Responsible Electorate. Rationality in Presidential Voting
1936-1960, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1966.
31. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr
78 poz. 483).
32. Krimsky S., Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006.
33. Laclau E., Emancipation(s), Verso – New Left Books, London 1996.
34. Laska A., Politologiczne determinanty technokratyzacji polityki, w: Odsłony
współczesnej polityki, red. J. Golinowski i A. Laska, Wydawnictwo UKW, Byd-
goszcz 2012.
35. Legutko P., Rodziewicz D., Mity czwartej władzy: dla widzów, słuchaczy i czyta-
Podstawą stabilnej demokracji jest sytuacja, w której rządy są wystar-
czająco silne, aby skutecznie rządzić, ale jednocześnie wystarczająco słabe,
aby nie móc rządzić wbrew ważnym społecznym interesom. Skutecznym kata-
lizatorem „siły - słabości” demokratycznego ładu staje się instytucja społe-
czeństwa obywatelskiego, rozumiana jako zbiorowość zdolna do samoorgani-
zacji, posiadająca wobec państwa autonomię, w której pojawia się idea wspól-
nego dobra, przekraczającego interesy indywidualne1. Bez silnych instytucji
politycznych społeczeństwo jest pozbawione środków, aby zdefiniować i
osiągać wspólne cele. W tym procesie szczególna rola przypadała systemowi
politycznemu, ale o jego powodzeniu decydują jakościowe zmiany w systemie
ekonomicznym. Równolegle ze zmianami o charakterze ekonomicznym po-
winny postępować zmiany w strukturze społecznej, które mogłyby wymuszać
zwolnienie tempa, a nawet wywoływać impulsy w kierunku restauracji wcze-
śniejszych rozwiązań.
Innymi słowy, projekt demokratycznego ładu stoi przed koniecznością
sprostania kwadraturze koła, tj. jednoczesnego wypełnienia trzech głównych
zadań:
powinien stworzyć warunki do konkurencyjności, co wymaga złożonych
decyzji gospodarczych i podatkowych;
nie może zagrozić solidarności socjalnej, z czym wiąże się trudny proces
reformy państwa;
ma obowiązek również zachować wolności polityczne.
Wizytówką demokratyzacji społeczeństwa staje się jego aktywność,
którą można definiować jako zbiorowe i indywidualne działania o charakterze
obywatelskim, a więc odnoszące się przede wszystkim do sfery dobra wspól-
nego, sfery spraw publicznych, a także łączące w sobie zaangażowanie, zau-
1 W. Bokajło, Społeczeństwo obywatelskie: sfera publiczna jako problem teorii demokracji, [w:] W. Bokaj-
ło, K. Dziubka (red.), Społeczeństwo obywatelskie, Wrocław 2001, s. 17- 83.
288
fanie i solidarność społeczną oraz odpowiedzialność za wspólnotę2.
Polskie społeczeństwo kształtowało się w okresie transformacji pod
wpływem trzech głównych czynników sprawczych; prodemokratycznego
przełomu z roku 1989; mechanizmu samorozwoju i samoedukacji charaktery-
stycznego dla ruchów społecznych i obywatelskich oraz szeroko pojętego
wsparcia pomocy zagranicznej. Jednym z trzech podstawowych celów pol-
skiej transformacji – oprócz wprowadzenia instytucji rynku i demokracji –
miał być rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Obserwacja obecnej sytuacji
prowadzi do konkluzji, że pomimo rozwoju instytucji obywatelskich po roku
1989, to ostatnie zadanie zostało zrealizowane w stopniu wręcz minimalnym.
Struktury społeczeństwa obywatelskiego są w Polsce stosunkowo słabe, po-
siadają na ogół charakter enklawowy i nie stanowią równoważnego partnera
dla sfery biznesu i polityki3. Grzechem pierworodnym polskiej transformacji
było zaniedbanie u początku przemian kwestii związanych z procesami
instytucjonalizacji. Już w 1990 r. podnoszono kwestię lekceważenia wartości
ustroju państwa przez polityków i ich doradców oraz konsekwencji tego za-
niedbania. Zaufanie społeczne i zaufanie do rządu wraz z jego instytucjami są
ze sobą ściśle związane. Pozwala ono budować instytucje społeczne i poli-
tyczne zapewniające rządowi skuteczność działań, a to podnosi z kolei zaufa-
nie do instytucji publicznych. Możliwa jest też zależność odwrotna: niesku-
teczność rządu, ujawniająca się w korupcji politycznej, może powodować
cykle, które prowadzą do upowszechnienia się w społeczeństwie postaw nie-
ufności4.
Obecny model systemu politycznego, biorąc pod uwagę praktyki oli-
garchizacji partii, deficyt myślenia programowego oraz silne tendencje wo-
dzowskie, jest zamkniętym na nowe inicjatywy i nie znajduje przesłanek do
politycznej artykulacji. Poziom społecznej apatii stał się spustowym mechani-
2 P. Gliński, Aktywność aktorów społecznych – deficyt obywatelstwa wobec codziennej zaradności Polaków,
[ w:] W. Wesołowski i J. Włodarek (red.), Kręgi integracji i rodzaje tożsamości. Polska. Europa. Świat. Wydaw. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2005, s. 225-226.
3 Jeżeli pojmujemy demokrację jako coś więcej, niż same zasady proceduralne, jako „inkluzywny” system,
gdzie wszyscy obywatele są prawowitymi członkami wspólnoty, a ludzie pracy włączeni są w system gospodarczy – dzisiejsza Polska jest systemem mało demokratycznym. Przy nawracającej tendencji do
wykluczania przeciwników ze wspólnoty oraz systematycznej erozji społecznych praw ludzi pracy, post-
komunistyczna Polska nigdy nie była szczególnie liberalna ani szczególnie inkluzywna. Zob. D. Ost, Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, Warszawa 2007, s. 380.
4 A. Zybertowicz, Demokracja jako fasada: przypadek III RP, [w:] E. Mokrzycki, A Rychard, A. Zyberto-
wicz (red.), Utracona dynamika ? O niedojrzałości polskiej demokracji, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2002.
289
zmem do formowania populistycznych roszczeń, a brak istotnościowych róż-
nic wyboru między zwyczajową lewicą i prawicą jest zastępowany przez de-
magogów, dając im ogromną przewagę nad rzeczywistą polityką. Hasła de-
magogów i oferty, zarówno skrajnie prawicowych a także lewicowych ugru-
powań, nie rozwiązują problemu, tylko go pogłębiają. Problem polega na tym,
że współcześni populiści zazwyczaj mają dużo racji w opisie problemów, ale
zwykle odpowiadają na nie w kompletnie pozorowany, szkodliwy sposób.
Zestawiając normatywne wskazania dążeń Polaków do demokracji z
przebiegiem procesów transformacji, na pierwszy plan wysuwają się sprzecz-
ności i paradoksy towarzyszące przekształceniom ustrojowym5. U podstaw
wspomnianych antynomii leży teza o zatrzymanym rozwoju instytucjonal-
nym, a w konsekwencji utrzymaniu przepaści między obywatelem a pań-
stwem – wyrażającej się zarówno w postawie indywidualistycznego zatomi-
zowania, a także ukształtowaniu ukrytych, zakulisowych mechanizmów obro-
ny partykularnych interesów. Drugą tezą, w pewien sposób przeciwstawną
pierwszemu założeniu, jest niedostrzeganie horyzontu globalnej skali
zmian towarzyszących polskiej transformacji. Obecny kryzys może skłaniać
do wniosku, iż pod koniec ubiegłego wieku zaczęły występować oznaki naru-
szania ustabilizowanych, głównych odmian ustroju kapitalistycznego zarówno
w formach doktrynalnych, jak i realizowanych w praktyce. Przekształcenia w
systemie rynkowym postawiły pod znakiem zapytania względną trwałość
szwedzkiej odmiany kapitalizmu z opiekuńczymi funkcjami państwa, formę
francuskiego modelu zachowującą kapitalistyczne rozwiązania własnościowe i
wolnorynkowe, a także społeczną gospodarkę rynkową Niemiec z elementami
utrwalającymi zrównoważony porządek polityczno-społeczny i gospodarczy.
Ich miejsce zaczął skutecznie przejmować trend uniwersalizacji rynku inspi-
rowany pomysłami ideologii neoliberalnej. Po trzecie – i co być może naj-
ważniejsze – okazało się, iż coraz częściej Polacy spotykają się z nowymi
formami kształtowania relacji społecznych, a w konsekwencji braku równo-
wagi interesów między grupami społecznymi.
Syntetycznie zarysowane tło problemu prowadzi do wniosku, że kie-
runek zmian musi sprzyjać kreowaniu działań proinnowacyjnych, prowadzić
do wzrostu znaczenia ładu społecznego w powiązaniu z perspektywą awansu
5 J. Hardy, Nowy polski kapitalizm, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2010.
290
ale także stabilizacji jednostek i grup społecznych. W dłuższym okresie wła-
dza może liczyć na poparcie społeczeństwa, jeśli zdoła przebudować zało-
żony w swej wizji - petryfikujący ją - system ekonomiczny. Stąd tempo
przeobrażeń nie jest obojętne dla procesu transformacji6. Tutaj warunkiem
pomyślnego funkcjonowania demokratycznego państwa jest wysoki poziom
partycypacji obywatelskiej, a wskaźniki społecznego zaangażowania mogą
świadczyć o kondycji systemu politycznego i poziomie jego społecznej legi-
tymacji.
Innymi słowy, stajemy obecnie w obliczu dylematu; konieczności
wypracowania nowej formuły kontraktu społecznego, gwarantowanego dotąd
przez państwo narodowe, czy też wchodzimy w coraz bardziej globalizujący
się świat bez jakichkolwiek szerszych społecznych uzgodnień? Stąd także
pojawia się widmo zagrożeń, również w Europie, przed szeroko pojmowaną
integracją. Coraz więcej mówi się o globalizacji, ale jest ona pojmowana - nie
jako zbliżenie kultur i społeczeństw, lecz jako operacja finansowo-
ekonomiczna, jako prawo działania kapitału na wszystkich rynkach świata,
przepojone duchem- nie zbliżenia, tylko dominacji.
1. Od postulowanego solidaryzmu społecznego do permisywizmu
działania
Okres transformacji był szczególnie ważny dla Polski i całej Europy.
Dzięki zmianom zachodzącym w krajach Europy Środkowo -Wschodniej
wiele narodów zyskało takie atrybuty jak wolność, suwerenność, a w związku
z tym możliwość kształtowania otaczającej rzeczywistości. Praktyka okresu
przedtransformacyjnego ujawniała, że państwa całkowicie oderwane od spe-
ich obywateli to organizmy silnie zetatyzowane i zbiurokratyzowane. Zasa-
dzały się one na skoncentrowaniu władzy politycznej w organach partii hege-
monistycznej, doprowadzając nie tyle do likwidacji, ale bardziej do zaostrze-
6 Bierność społeczna Polaków postawiła pod znakiem zapytania powszechne na początku transformacji
wyobrażenia o wyjątkowych prodemokratycznych, obywatelskich atrybutach polskiego społeczeństwa.
Wycofanie się dużych grup obywateli z przestrzeni publicznej, kontrastujące z aktywnością solidarno-
ściową sprzed 1989 r., przypisywano szokowi związanemu z transformacją, „traumą wielkiej zmiany”. Zob. P. Sztompka, Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji, Warszawa 2000.
291
nia i skumulowania sprzeczności społecznych, a w rezultacie do głębokich
konfliktów i kryzysów. Wbrew deklaracjom o relatywnie dużym uwarunko-
waniu systemów społecznych przez ideologię i doktrynę ruchu komunistycz-
nego, w praktyce, zwłaszcza w ostatnich latach, znacznie ważniejszą rolę ode-
grał bieżący pragmatyzm, subiektywizm oraz woluntaryzm władzy politycz-
nej7. Przede wszystkim negowano prawo istnienia opozycji, której celem jest
jakościowa zmiana systemu i nadużywano siły do jej zwalczania. Dążono
również do wyeliminowania tych wszystkich sił politycznych, które nie chcia-
ły pełnić funkcji „transmisyjnych” w systemie politycznym. Wspomniane
czynniki wpłynęły naturalnie na rezygnację z idei sprawiedliwości społecznej,
równości i wolności obywatelskich w podejmowanych praktykach „realnego
socjalizmu”.
Proces modernizacji przyniósł Polakom nie znane dotąd doświadcze-
nia. Radykalne poszerzanie wolności gospodarczej i politycznej sprzyjało
kształtowaniu się nowych wzorów organizacji przestrzeni publicznej i rozwo-
jowi tendencji rynkowych w gospodarce. Architektura nowego ładu była kon-
struowana w prostych opozycjach do poprzedniego reżimu; a mianowicie -
socjalizm versus gospodarka rynkowa czy liberalna demokracja versus suwe-
renność. Typowa trajektoria ewolucji prowadziła od socjalizmu i gospodarki
planowej do pluralizmu i europeizacji. W założeniach transformacji ustrojo-
wej upatrywano realizację wielu celów; w zakresie ekonomii – stały wzrost
gospodarczy, masową prywatyzację gospodarki oraz powstanie kapitalistycz-
nych grup wpływu, natomiast w obrębie polityki, konsolidację społeczną po-
przez ukształtowanie stabilnych partii politycznych i ugruntowanie demokra-
tycznej kultury politycznej. Demokracja liberalna, pluralizm, indywidualizm
czy prawa człowieka miały być wartościami powszechnie pożądanymi i
uznawanymi za słuszne. A sama idea uniwersalizującej się cywilizacji, nawią-
zująca do rozwiązań rozwiniętych państw Zachodu, miała służyć jako legity-
mizacja zachodnich wartości na świecie.
Dokonując modernizacji społeczeństwo polskie zostało postawione
wobec możliwości ekonomicznego, społecznego i kulturowego otwarcia na
świat, ale jednocześnie potrzeby imitacji wzorów - zarówno gospodarczych,
jak i politycznych - społeczeństw zachodnich. Powrót do „normalności” za-
7 Z. Blok, Transformacja systemowa – próba scharakteryzowania procesu, [w:] Z. Blok (red.), Transforma-
cja systemowa w Polsce, Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań 1993, s. 8-9.
292
kładał, iż zmiany społeczne miały być oparte na stworzeniu stabilnego syste-
mu gospodarczego, opartego na gospodarce wolnorynkowej oraz demokracji
jako formie porządku politycznego. Ekonomiczna klęska „realnego socjali-
zmu” oraz impas idei państwa opiekuńczego spowodowały, że za skompromi-
towany uważano interwencjonizm państwowy i myślenie o gospodarce w
kategoriach interesu narodowego, a tym samym rywalizacji między narodami.
Można sądzić, iż kształt polskiego kapitalizmu byłby zdecydowanie inny,
gdyby demontaż poprzedniego systemu odbywał się w odmiennej atmosferze.
Obecnie można pokusić się o stwierdzenie, iż okres przejściowy mię-
dzy „starym” a „nowym porządkiem” (okres tranzycji) przedłuża się, a nawet
do pewnego stopnia zaczyna się utrwalać, ukazując własną logikę. Jego prak-
tycznym następstwem we wszystkich sferach życia publicznego jest kryterium
efektywności i zysku, czyli szybki rozwój konsumeryzmu jako filozofii
życia i przekształcenie środków przekazu w narzędzia rozrywki. A po-
nieważ konsumpcja i rozrywka wymagają dobrego nastroju, ów nastrój
zaczęły stwarzać media, usuwając z przestrzeni publicznej społeczeń-
stwa - realne problemy. Przyjęte praktyki pozostają poważną przeszkodą w
tworzeniu kapitału społecznego budowanego na zaufaniu i więziach społecz-
nych8. W sposób rozmyślny bądź nieświadomie polskie społeczeństwo na-
śladuje instytucje, wzory zachowań i wartości należące do kilku faz roz-
wojowych społeczeństwa zachodniego. Zostało ono, poprzez procesy mo-
dernizacji i westernizacji wystawione na oddziaływanie różnych elementów
oraz wzorów współczesnego systemu kapitalistycznego.
Należy podkreślić, że w polski konflikt od chwili powstania Solidar-
ności uwikłane były nie tylko żądania ekonomiczne, które można śledzić w
wymiarze nieakceptowanych zróżnicowań w podziale dóbr, ale również cele
natury politycznej, adresowane do władzy centralnej9. Sposób postrzegania
konfliktu, odwołujący się do dychotomicznego podziału społeczeństwa na
8 Demoralizacja wszczepiona w kulturę Polaków na poziomie zbiorowego organizowania się polega przede
wszystkim na rozpowszechnieniu się zjawisk klikowości, klientelizmu i kronizmu, a przejawia się głów-
nie poprzez funkcjonowanie specyficznego stylu działania niektórych polskich organizacji pozarządo-
wych, który określić można mianem stylu „nostalgicznego”. Styl ten wyraża również dyskutowane zja-wisko utraty podmiotowości, a jego cechą charakterystyczną jest specyficzna, nostalgiczna obyczajo-
wość organizacyjna i mentalność działaczy. Zob. P. Gliński. Style działania organizacji pozarządowych
w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN. IFiS PAN. War-szawa 2006, s. 112.
9 Renesans idei społeczeństwa obywatelskiego zaczął się w Polsce razem z oporem przeciwko komuni-
stycznej władzy. Zob. J. Zakrzewska, Prawo w społeczeństwie obywatelskim, [w:] B. Markiewicz (red.), Obywatel. Odrodzenie pojęcia, Warszawa 1993, s. 98.
293
antagonistyczne strony, w którym „ my” oznacza społeczeństwo, a „oni” mo-
nocentryczną partię, a zwłaszcza jej aparat administracyjno-gospodarczy,
towarzyszył praktycznie od początku zmiany ustrojowej. Radykalizacji nastro-
jów społecznych i aktywizacji związków zawodowych oraz partii politycz-
nych sprzyjał nie tylko kryzys, ale także postępujący w latach „realnego socja-
lizmu” proces społecznej alienacji.
Dekompozycja ustrojowa oraz wejście Polski na drogę wiodącą ku
demokracji i gospodarce rynkowej oznaczały uruchomienie procesów kształ-
towania wzorów zachowań i artykulacji interesów często uważanych za „za-
skakujące i niezrozumiałe”, ponieważ niezgodnych z myśleniem życzenio-
wym, zarówno samych polityków, jak także obywateli. Takie wartości jak
demokracja, wolność słowa, własność prywatna czy pluralizm polityczny
zaczęły być postrzegane jako środki, o ile pomagają osiągnąć sukces material-
ny i prestiż społeczny. Współudział społeczeństwa w rozstrzyganiu o kierun-
kach dalszej transformacji zderzył się z poczuciem zagrożenia w postaci bez-
robocia, spadku poziomu życia i kurczenia się świadczeń socjalnych10
.
Wspomniani politycy stanęli wobec nowych wyzwań ujawniających antyno-
mie okresu przejściowego, w szczególności zaś problem jednoczesnej przebu-
dowy wspomnianych składowych procesu transformacji; a mianowicie:
konieczności stworzenia nowych ram ładu gospodarczego drogą odgór-
nych, politycznie narzuconych decyzji konfrontowanych z brakiem odpo-
wiedniego „kapitału” w społeczeństwie;
modernizacyjnych praktyk części elit politycznych i zainteresowanych
grup społecznych stojących w relacjach konfrontacyjnych wobec roszcze-
niowych postaw znacznej części społeczeństwa;
prób pogodzenia twardych reguł rynku, wymuszających marginalizację i
społeczne wykluczenie z głoszonymi wcześniej postulatami wrażliwości
na losy socjalnie słabszych członków społeczeństwa;
tendencji oligarchicznych w strukturze władzy wobec postulatów budowy
społeczeństwa samorządnego;
mobilizowania społeczeństwa do czynnego udziału w określaniu kierun-
ków dalszej transformacji ze społecznymi oczekiwaniami wobec władzy
10 L. Kolarska- Bobińska, Nowa rzeczywistość- stare konflikty, „Przegląd Polityczny”, nr 4, Gdańsk 1993.
294
mającej roztaczać nad obywatelem parasol ochronny11
.
Ruch Solidarności nie był tylko etapem walki kapitalizmu z okresem
„realnego socjalizmu”. Solidarność wyróżniała kluczowa cecha – nie mówiła
językiem interesów, lecz językiem praw. Jeszcze w pierwszej połowie 1990
roku panowało powszechne przekonanie, że nie będzie potrzeby istnienia par-
tii politycznych, ponieważ uda się stworzyć nowy model demokratycznego
ładu oparty na społeczeństwie obywatelskim z lat 80-tych. W tym sensie Soli-
darność nie tylko przeciwstawiła się konkretnemu systemowi opresji, nie tyl-
ko podejmowała się odbudowy polskiego społeczeństwa, lecz stała się waż-
nym etapem szerzenia oświeceniowego uniwersalizmu. Siłą projektu społe-
czeństwa solidarnego była jego jedność i o tę jedność nie było trudno, dopóki
program sprowadzał się do wspólnego działania na rzecz ograniczenia wpły-
wu i zwalczania poprzedniego reżimu. Obszary jego działania były ukierun-
kowane na ruch na rzecz emancypacji pracowniczej, praw obywatelskich i
demokratyzacji, a także ruch na rzecz suwerenności narodowej i modernizacji
państwa. Moralistyczny charakter działania projektu społeczeństwa solidarne-
go uniemożliwiał reprezentację jakichkolwiek bardziej uchwytnych, wspól-
nych celów ponad ogólne hasła wolności, niepodległości, suwerenności i soli-
darności. Ta jedność skrywała jednak różnice poglądów, programów i intere-
sów.
Kiedy po 1989 roku pojawiły się trudności z definiowaniem kategorii
solidaryzmu społecznego w tworzeniu stabilnej strategii rozwoju nie było
jasności, ani co do pozytywnej treści wspólnego dobra, ani co do instytucji,
jakie powinny służyć jego realizacji. Co więcej - okazjonalny kult Związku
kontrastował na co dzień z piętnowaniem związków zawodowych jako prze-
żytku, a związkowców (zwłaszcza strajkujących) jako populistów i awantur-
ników. Można sądzić, iż projekt obywatelski Solidarności, deklarując swoją
spontaniczność i autentyzm społecznych oczekiwań, był jednocześnie uwikła-
ny i wkalkulowany w strategie uczestników międzynarodowej rozgrywki o
wpływy w Polsce i krajach Europy Środkowo - Wschodniej. W sposób mniej
11 Wspomniane sprzeczności okresu przejściowego ujawniają, że przewaga autonomii państwa względem
społeczeństwa prowadzi do rozwoju tendencji oligarchicznych, natomiast przewaga mobilizacji społe-
czeństwa nad autonomiczną formułą funkcjonowania instytucji państwowych oznacza w konsekwencji anarchizację życia społecznego, znajdującą odwzorowanie w populizmie i korupcji dyskursu publiczne-
go Zob. J. Golinowski, Dylematy tożsamości społeczeństwa, ładu. postmonocentrycznego, [w:] Totalita-
ryzm. Wybrane problemy teorii i praktyki pod red. T. Wallasa. Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań 2003, s. 76- 83.
295
lub bardziej zamierzony zostało zmarginalizowane stanowisko, ujawniające,
że w społeczeństwie współistnieje wiele odmiennych, często sprzecznych
potrzeb i celów, a zadaniem polityki jest dokonywanie wyborów i osiąganie
kompromisów12
.
Eklektyzm i brak ideowej spójności ruchu znalazły wyraz w różnokie-
runkowych próbach wywierania wpływu, począwszy od tendencji niepodle-
głościowych i walce przeciw narzuceniu poprzedniego ustroju po ruch robot-
niczy, ruch na rzecz modernizacji, praw obywatelskich i emancypacji pracow-
niczej. Idea solidarności jako akuszerka porządku odwołującego się do walki
o godność pracy, podmiotowość pracownika i swobody związkowe zostaje
uwieńczona demokracją liberalną, paradoksalnie jako alibi dla liberalno-
technokratycznej transformacji kapitalizmu. Szeregowi liderzy Solidarności i
ich załogi, stając się moralnymi triumfatorami i zwycięzcami, poczuli się jed-
nocześnie ekonomicznie i życiowo przegranymi na skutek upadku przedsię-
biorstw lub planów redukcji załóg w praktykach transformacji. Poczucie soli-
darności i wzajemnej identyfikacji podczas walki w latach osiemdziesiątych
zostało w kolejnych fazach transformacji przeistoczone we wrogość, a nawet
nienawiść. Następuje autodestrukcja mitu Solidarności dokonywana rękami
jej uczestników, zwolenników, apologetów i sukcesorów.
Niektórzy badacze zwracają uwagę na postawę - a niejednokrotnie,
jak formułują to niektórzy socjologowie- „zdradę polskich elit”, oraz wiele
antyobywatelskich grup interesu, takich jak: grupa „klientelistyczna”, „etaty-
styczna”, „samorządowa” czy „korporacyjna”. Elity solidarnościowe, wywo-
dzące się z dawnej opozycji demokratycznej, które w czasach walki z syste-
mem, formułowały obywatelskie programy polityczne takie jak „nowy ewolu-
cjonizm” czy Program Samorządnej Rzeczypospolitej, które jednocześnie
uznały budowę społeczeństwa obywatelskiego za jeden z trzech głównych
(obok stworzenia instytucji rynku i demokracji) celów polskiej transformacji,
bardzo szybko przestały się interesować kwestią zapewnienia warunków roz-
12 W demokracji przedstawicielskiej zakłada się, że obywatele powierzają swoje sprawy wybranym przed-
stawicielom, wymagającym zaufania. W Polsce powstaje paradoksalna sytuacja, społeczeństwo coraz
gorzej ocenia polityków i ta sytuacja powoduje, że do wyborów kandyduje coraz więcej osób, które nie
mają odpowiedniego kapitału zaufania, które na starcie podejrzewa się o złe intencje i którym trudniej jest przełamać nieufność. Dane wynikające z badania CBOS, dotyczące zaangażowania Polaków w dzia-
łalność obywatelską w organizacjach społecznych pokazują, że ponad 68% dorosłych Polaków nie włą-
cza się w działania grup społecznych o charakterze obywatelskim. Zob. M. Grabowska (red.), Społeczeń-stwo obywatelskie w Polsce A.D. 2012, seria „Opinie i Diagnozy” nr 22, CBOS, Warszawa 2012.
296
woju instytucji obywatelskich w niepodległej Polsce13
.
Praktycznie od połowy lat 90-tych, mamy w Polsce do czynienia z
krytyczną analizą transformacji, obecną głównie w dyskursie naukowym,
opartą na przekonaniu, iż rzeczywistość rozmija się z projektem, do którego
Polska miała zmierzać, a więc projektem postępu i powrotu do „normalności”.
Naturalizacja zmian gospodarczych sprawiła, iż w dyskursie publicznym,
główne spory toczyły się o stan demokracji z pomijaniem reguł i źródeł
polskiego kapitalizmu, jego legitymizacji czyli obszarów pozostających
domeną głównie ekonomistów. A należy podkreślić, iż to kategorie z dyskursu
ekonomicznego, eksponowane w określonej wersji – ekonomii neoklasycz-
nej- wyznaczały i nadal wyznaczają prawomocność analiz funkcjonowania
gospodarki wolnorynkowej i społeczeństwa w Polsce14
. W dyskursie trans-
formacyjnym pojawiły się paradoksy, które trudno wyjaśnić na bazie modelu
modernizacji jako konwergencji i to w jego najbardziej „technologicznym”
wydaniu. Warto w tym sensie zwrócić uwagę na problem złożoności otocze-
nia, a wręcz paradoksu polskiej transformacji czyli ustanowienie kapitalizmu
pod parasolem Solidarności i w konsekwencji ograniczenia związkokracji.
Ów paradoks polega na tym, że o ile w 1990 roku większość społe-
czeństwa mogła dostrzec upadek komunistycznej utopii, o tyle nie zauważyła
załamania wielkiej utopii Zachodu - państwa opiekuńczego i społecznej gos-
i gospodarczy. Można sądzić, iż paradoksalnie okres względnej równowagi
powojennego ćwierćwiecza kapitalizmu, zakotwiczonej w balansie głównych
sił społecznych – korporacyjnym kapitale i zorganizowanej pracy najemnej
został wymuszony przez rywalizację dwóch megasystemów – kapitalistyczne-
go i komunistycznego. Upadek muru berlińskiego w pewnym sensie otworzył
13 Na dylematy polskiej transformacji zwraca uwagę Witold Kieżun opisując specyfikę procesów, jakie
toczą się w Polsce od 1989 roku. Autor, opisując typowe patologie zarządzania publicznego, nadaje im
nazwy najbardziej dolegliwych dla społeczeństwa zjawisk: gigantomanii, luksusomanii, korupcji oraz
arogancji władzy. Zwraca uwagę, przykładowo na niekontrolowany rozrost zatrudnienia w administracji publicznej, które ze 156, 6 tys. w roku 1990 zwiększyło się do 440,5 tys. w roku 2010. Zob. W. Kieżun,
Patologia transformacji, Wydaw. Poltext, Warszawa 2012. 14 Robert Skidelsky, występując przeciwko zwolennikom Nowej Szkoły Klasycznej celnie obrazuje skrzy-
wienie współczesnej ekonomii polegające na idealizowaniu ludzkiego zachowania. Podkreśla, że uży-
teczność takiego podejścia można uzasadnić wyobrażając sobie mechaniczny świat wchodzących ze sobą
w interakcje robotów, wówczas ekonomia może zyskać status twardej, przewidywalnej nauki. Ekonomi-ści powinni łączyć swoją dyscyplinę z innymi naukami społecznymi, które badają ludzkie zachowania.
Ekonomiści woleli wybrać regresywny program badawczy, ukryty pod pozorem skomplikowanych mo-
deli matematycznych. Zob. R. Skidelsky, How to rebuild a shamed subject, “Financial Times” z 06.08.2009.
297
drzwi do upadku tego projektu wraz przemianą systemu kapitalistycznego i
jego ekspansji w kierunku nowoczesnego rynku, lokalizującego swoje sukcesy
w globalności, mobilności i deregulacji. W ślad za tymi zmianami można
stagnacji dochodów większości pracowników, złamania siły związków zawo-
dowych oraz podporządkowania mediów wielkiemu kapitałowi, zaburzają-
cych w pewien sposób samonaprawcze mechanizmy gospodarki.
Postępy demokratyzacji przyniosły w ciągu minionych dekad upo-
wszechnienie systemów opartych na wolnych wyborach, ale w tym samym
czasie mechanizmy demokracji zaczęły tracić na znaczeniu. Realna władza
zaczęła przesuwać się ku ośrodkom siły ekonomicznej– korporacjom i insty-
tucjom gospodarczym, pozostającym poza wszelką kontrolą społeczeństw. O
ile w okresie PRL-u głównym mechanizmem regulacji, kontroli i nadzoru
społeczeństwa była władza polityczna wszechobecnego państwa, o tyle w
ładzie społecznym powstałym po 1989 roku głównym mechanizmem kontrol-
nym stała się władza ekonomiczna ze wszechobecną logiką rynku. Jednocze-
śnie obok egzorcyzmów i totalnego „wykreślenia” PRL następuje wstydliwe
wykorzystanie i konsumowanie elementów jej dorobku gospodarczego czy
naukowego, tyle że w oprawie standaryzacji, rywalizacji, konkurencji, uprzed-
miotawiania, kalkulacyjności i manipulacji.
Transformacja to nie tylko problem techniczno-organizacyjny. To
przede wszystkim proces zmian świadomościowych, polegających na przyję-
ciu zupełnie odmiennego systemu wartości, w więc posiadający w gruncie
rzeczy znaczny wymiar ideowy15
. O ile transformację w wymiarze ustrojo-
wym można traktować jako swego rodzaju „powrót do normalności”, o tyle
radykalne zmiany w sferze gospodarczej nie próbuje się powiązać ze zmia-
nami w innych podsystemach społecznych. Paradoks tego myślenia o ewo-
lucji polegał także na tym, że instrumentem wprowadzania zmian, mają-
cych przynieść spontanicznie wykształcający się porządek społeczno-
15 Wraz z owym naturalnym procesem rozwoju ulegają rozpowszechnieniu zjawiska klikowości, klienteli-
zmu, przejawiające się głównie poprzez funkcjonowanie specyficznego stylu działania niektórych pol-
skich organizacji pozarządowych, który określić można mianem stylu „nostalgicznego”. Jego cechą cha-
rakterystyczną jest specyficzna, nostalgiczna właśnie obyczajowość organizacyjna i mentalność działa-czy w której „siłą napędową skłaniającą patronów do roztoczenia opieki nad stanowiącymi określoną
grupę interesu klientami stało się zabieganie o poparcie w wyborach parlamentarnych”. Zob. P. Gliński.
Style działania organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN. IFiS PAN, Warszawa 2006, s. 114-115.
298
gospodarczy miało być państwo. Ale jednocześnie udział państwa w go-
spodarce był od początku uznawany za zło konieczne. Jego rola miała się
sprowadzać do niezmiernie aktywnego regulatora konfliktów społecznych,
poprzez instytucje oraz biernego regulatora zmian makroekonomicznych,
które należało maksymalnie oddzielić od kontekstu politycznego. Podejmo-
wane działania w intencjach ich reżyserów miały utrzymywać ową paradok-
salność zmiany, a w efekcie okazywały się dobrymi etykietami, które miały
określać na wskroś, jak chcieliby tego ich zwolennicy, racjonalne i naturalne
procesy rozwoju. Skutkiem tej sytuacji były zaniechania w tworzeniu warun-
ków dla kształtowania się struktur i kultury obywatelskiej: np. regulacji legi-
slacyjnych, programów aktywizacyjnych czy systemu edukacji obywatelskiej.
W grupie czynników mentalnościowych niesprzyjających budowaniu
etosu obywatelskiego można wskazać na chaos myślowy i uczucie pustki
uniemożliwiające podejmowanie racjonalnych decyzji. Nowe postsolidarno-
ściowe elity wchodziły na scenę polityczną z ogromnym kredytem zaufania.
Oczekiwano, że nowi politycy, wybrani w „prawdziwie demokratycznych”
wyborach będą różnić się od swoich komunistycznych poprzedników kompe-
tencjami, stylem uprawiania polityki i wyczuleniem na interes publiczny16
.
Rzeczywistość ukazała swoje przeciwne oblicze – przedstawiciele nowej wła-
dzy, zamiast stanowić dla społeczeństwa zachętę i wsparcie, zaczęli wzbudzać
coraz większą irytację i niesmak. Podziały i konflikty inspirowane często per-
sonalnymi utarczkami i towarzyskimi animozjami często przyczyniają się do
społecznej frustracji i niezadowolenia. Trudno więc dziwić się złym nastrojom
społeczeństwa poddawanemu przeżywaniu szoku kulturowego. Błahe zdarze-
nia wywołują przesadnie silne reakcje objawiające się w bezsensownej prze-
mocy. Upartyjnienie życia politycznego pociągnęło za sobą destrukcyjne upo-
litycznianie podmiotów społeczeństwa, a niechęć Polaków do polityki jako
takiej, coraz to bardziej odgrywa negatywną rolę, kładzie się bowiem cieniem
16 Według Eurostatu- w 2012 roku w Unii Europejskiej żyło 119,6 mln osób zagrożonych ubóstwem lub
wykluczeniem społecznym, czyli 24,2 proc. całej populacji UE. Czarnym punktem na europejskiej mapie
biedy jest Bułgaria, gdzie zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym było 49 proc. miesz-kańców, w Rumunii i na Łotwie (po 40 proc. społeczeństwa), a także na Litwie (33 proc.), w Grecji i na
Węgrzech (po 31 proc.). W Polsce zagrożonych biedą lub wykluczeniem jest w naszym kraju 27,2 proc.
mieszkańców. Tuż za nami plasuje się Hiszpania (27 proc.). Proporcjonalnie najmniej osób zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem jest w Czechach (15 proc. populacji), Holandii i Szwecji (po 16 proc.) oraz
w Luksemburgu i Austrii (po 17 proc.). Krytycy obecnego modelu rozwoju UE zwracają uwagę, że kon-
centruje się on na popieraniu mobilności pracowniczej w ramach Unii Europejskiej, zamiast skupić się na ochronie praw obywatelskich, politycznych i socjalnych.
299
na relacjach pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi.
2. Generatory antynomii systemowej zmiany
Z logiki holistycznego rozumienia zjawisk wynika, że systemy spo-
łeczne charakteryzują się określonym stopniem trwałości z jednej strony, z
drugiej zaś podlegają przekształceniom, posiadając zdolność do adoptowania
się i asymilacji wszelkich, nowych elementów świata zewnętrznego. Wycho-
dząc z założenia, iż całość jest czymś więcej, niż tylko sumą składników oraz,
że cechy części są determinowane przez całość, należy zwrócić uwagę na
wzajemne powiązania, oddziaływania i zależności między elementami, two-
rzącymi strukturę z jej swoistą dynamiką. Można przyjąć, że tej dynamice w
reorganizacji sprzyjają przede wszystkim: rozwój nauki, postęp naukowo-
techniczny i przemiany w sferze technologii (np. w sferze informatyzacji) czy
zmiany w mentalności społeczeństw itd.
Jako myśl przewodnią idei postępu zwykło się przyjmować przekona-
nie, że rodzaj kumulatywnego rozwoju, jaki ma miejsce w nauce, może zostać
powtórzony i odwzorowany w społeczeństwie. W gwałtownie zmieniającym
się świecie jest to wątła podstawa dla strategii politycznej. Takie stanowisko
nie wymaga świeckiej wiary w postęp, lecz trzeźwości i realizmu. Czasy prze-
łomów z reguły zapowiadają nadejście „nowej jakości”, która zdominuje wy-
łaniające się w czasie uniwersum - system polityczny17
. Rozważanie o przy-
szłości to czynność wymagająca permanentnego poddawania w wątpliwość
własnych osądów, to również zmaganie z projektem, który może być niejed-
nokrotnie gruntownie niezrozumiały. A prognozowanie to nie tylko poszuki-
wanie właściwszego scenariusza, ale ciągły proces weryfikacji faktów, tren-
dów, opinii, a więc czynność będąca w ciągłym ruchu.
17 Interesujące hipotezy w tym zakresie tj. sukcesu bądź porażki reprodukcji ładu społecznego, stawia Niall
Ferguson, Autor przekonuje, iż rozwój systemów finansowych w zmianach historycznych jest równie
istotny jak wynalazki czy rozwój wielkich cywilizacji. Dominacja Europy z końca XIX wieku już dawno
przeminęła, a hegemonia Stanów Zjednoczonych datowana od zakończenia II wojny światowej jest coraz częściej negowana. Tak długa dominacja Europy czy też Stanów Zjednoczonych musiała rozpowszech-
nić elementy zachodniej cywilizacji. Niemniej kultura zawsze podąża za władzą. Jeśli nadal chcemy wie-
rzyć, że cywilizacja zachodnia może być cywilizacją uniwersalną, a nie-zachodnie państwa mają znowu ulegać wpływom zachodniej kultury, to musi nastąpić to w wyniku ekspansji ekonomicznej i demogra-
ficznej, co wydaje się być mało prawdopodobne. Zob. N. Ferguson, Imperium. Jak Wielka Brytania zbu-
dowała nowoczesny świat, Wyd. Sprawy Polityczne Warszawa 2007, czy N. Ferguson, Potęga pienią-dza. Finansowa historia świata, Wydaw. Literackie Kraków: 2010.
300
W tym sensie współczesne projekty ładu społecznego coraz częściej
próbują dokonywać swoich redefinicji w oderwaniu od jakichkolwiek pojęć
odnoszących się do kategorii całości. Niechęć do całościowej oceny sytuacji
idzie w parze z tendencją do pomnażania działań mających charakter nadzwy-
„restrukturyzacja”, „konkurencyjność”, „kapitał ludzki” to słowa, które prze-
wijają się w dzisiejszych debatach publicznych - niczym mantra. Ich natrętne
powtarzanie przyjmuje wręcz siłę magii, zaklinania rzeczywistości – nie tylko
nazywa rzeczy po imieniu, ale także oferuje jedynie słuszne rozwiązania. Klu-
czową rolę w tej strategii odgrywa pojęcie kryzysu, który w ostatnim dwu-
dziestoleciu pełni wręcz funkcję regulującą wobec wszelkich zamierzeń po-
szczególnych działań politycznych. W rezultacie kryzys uzyskuje status stanu
permanentnego, a rodzące się z takiej operacji uniwersum dyskursu zaczyna
nosić znamiona języka stanu wyjątkowego. Jeśli stan wyjątkowy staje się
normą, pytania o rozumienie schodzą na plan dalszy, a na porządku dziennym
pozostają jedynie kwestie natury bieżącej, których rozstrzygnięcie wymaga
nie tyle rozumienia, co bezpośredniej i natychmiastowej skuteczności. Ponie-
waż nie ma norm progowych miedzy demokracją a niedemokracją, to od ob-
serwatora i komentatora często zależy czy do określenia konkretnego systemu
użyje pojęcia „autokratyczny” czy „demokratyczny”. Przez samą nazwę czę-
sto nadaje się temu konkretnemu systemowi pewne określone cechy mimo, że
w rzeczywistości jest to zawsze ten sam system. Jak podkreśla Eric Hobs-
bawm -nigdy słowo „wspólnota” nie było tak chętnie używane i tak pozba-
wione znaczenia jak w dekadach, kiedy wspólnotę w sensie socjologicznym
trudno było znaleźć w realnym życiu18
.
Należy podkreślić, iż w ostatnich dekadach język publicznych debat
uległ całkowitej ekonomizacji. Kalkulacja kosztów i opłacalności stała się
głównym, jeśli nie jedynym, kryterium oceny słuszności bądź niecelowości
podejmowanych zadań i rozwiązywanych problemów. Pod koniec lat 80-tych
wśród zachodnich ekspertów zaczęło panować przekonanie, że jedynym spo-
sobem na pobudzenie wzrostu jest zbiór metod, które zwykło się nazywać
konsensusem waszyngtońskim. Oznaczał on wprowadzanie praktyk dyscypli-
ny budżetowej, konkurencyjnej waluty, liberalizacji handlu i finansów, prywa-
18 E. Hobsbawm, Wiek skrajności: spojrzenie na krótkie dwudzieste stulecie, Wydaw. Świat Książki, War-
szawa 1999, s.391.
301
tyzacji i deregulacji, wzbogacony w późniejszym czasie o takie sprawy jak
konieczność przeprowadzenia reform instytucjonalnych, czyli walkę z korup-
cją, poprawę pracy sądownictwa, ulepszenie ładu korporacyjnego. Po pomyśl-
nej fazie wdrożeniowej tego projektu w polityce gospodarczej USA za czasów
prezydenta Ronalda Reagana, a W. Brytanii rządów premier Margaret Tha-
tcher, zakończonej znacznym ożywieniem gospodarek obu państw, nasileniu
uległo dalsze propagowanie neoliberalizmu, którego przedstawiciele coraz
mocniej domagali się znoszenia regulacji państwa nad rynkami finansowymi.
Pod wpływem tych prądów następowało przekształcanie doktryny liberalizmu
gospodarczego w neoliberalną ideologię pozbawioną już nie tylko niezbędne-
go rygoryzmu naukowego, ale nawet elementarnych zasad kupieckiej uczci-
wości, nakłaniających do powstrzymywania się od działań podważających
zaufanie w biznesie. Jednocześnie konsensus waszyngtoński był oficjalną
polityką, którą bogaty Zachód zalecał pozostałym państwom świata. Po kilku-
nastu latach stosowania polityki gospodarczej, a zwłaszcza pieniężnej, opartej
na wspomnianej ideologii, w gospodarce USA i innych państwach zachodnich
objawiły się kryzysogenne dysfunkcje zarówno systemu rynkowego, jak i
organów państwa w realizowaniu ich podstawowych zadań.
Idea, że niczym nieskrępowany kapitalizm za każdym razem prowa-
dzi do dobrych rezultatów okazała się iluzją pozbawioną racjonalnego kry-
tycyzmu i racjonalizującego wpływu doświadczenia. Otworzyła ona pokaź-
ne możliwości wpływu dla grup o często egoistycznych interesach. Żadna re-
forma nie oddawała ducha ery Thatcher lepiej niż "wielki wybuch" finansowej
deregulacji w 1986 roku, która przygotowała grunt pod nieuchronny wzrost
znaczenia londyńskiego City. Wiele rozwiązań politycznych zastosowanych
po raz pierwszy przez rząd brytyjski było naśladowanych w znaczącej części
państw na świecie. Podejmowane działania dotyczyły praktyk prywatyzacji,
deregulacji, cięć podatkowych, zniesienia kontroli kursu wymiany oraz czyn-
ności raczej celebrowania i wirtualnego tworzenia bogactwa niż jego redy-
strybucji. Jeden z najbardziej znanych zwrotów Thatcher brzmiał: "Nie ma
alternatywy". Jak dotąd, żadna znacząca polityczna postać w świecie zachod-
nim tak naprawdę nie przedstawiła spójnej alternatywy odziedziczonych po
thatcheryzmie zasad wolnorynkowych19
.
19 Stare dobrze ugruntowane systemy społeczne muszą zwykle ponieść wyraźną porażkę, zanim będzie
302
Paradoks neoliberalnej gospodarki polega na tym, że gdy osiąga suk-
ces, przestaje być liberalną i demokratyczną, bowiem na co dzień kierowana
jest przez lobbystów20
. To dzięki finansjeryzacji współczesny kapitalizm zbli-
ża się do swojego „czystego funkcjonowania”, stopniowo uwalniając się od
tego wszystkiego, co mogłoby trzymać go w pewnych ramach czy regulować.
Narzędziami służącymi do wzmocnienia praktyk „czystego funkcjonowania”
współczesnego kapitalizmu były działania na rzecz:
wzrostu znaczenia instytucji handlowych typu Międzynarodowy Fundusz
Walutowy, które wraz z pokrewnymi instytucjami w innych krajach ode-
grały istotną rolę w budowie globalnej gospodarki korporacyjnej, aczkol-
wiek nie był to wyłącznie sukces wolnego rynku;
włączanie gospodarek narodowych w globalną gospodarkę korporacyjną
poprzez powoływanie wyspecjalizowanych komisji ds. finansów, polityki
handlowej i innych filarów gospodarki;
udział państwa w funkcjonowaniu ogólnoświatowego systemu gospo-
darczego za pośrednictwem współpracy międzynarodowej między wyspe-
cjalizowanymi agendami rządowymi, które zajmują się takimi obszarami
jak globalizacja rynków kapitałowych, międzynarodowe normy czy poli-
tyka konkurencji;
podniesienie rangi procesu deregulacji ekonomicznej, a wraz z nim pry-
watyzacji funkcji dawniej niepublicznych, zarezerwowanych dla instytucji
państwa.
Dotychczas trzema głównymi czynnikami zasilającymi współczesny
kapitalizm była globalizacja, rozrost sektora finansowego oraz rewolucja
technologiczna. Dziś wszystkie trzy straciły swój rozmach ekspansji, z wyjąt-
kiem czynnika technologicznego, aczkolwiek fundamenty tego ładu nie uległy
zmianie21
. Chociaż globalny kapitał zdobywa coraz większą przewagę nad
możliwe ich przystosowanie do nowego środowiska. Bez widocznej porażki „większość umysłów pozo-
staje zamknięta” Stanowisko takie syntetycznie charakteryzuje praca Roubiniego i Mihma, rozdziały
Tektonika płyt i Wszystko w rozpadzie. Zob. N. Roubini, S. Mihm, Ekonomia kryzysu, Wydaw. Wolters Kluwer Business, Warszawa 2011, s. 84–141.
20 Saskia Sassen, amerykańska socjolog, opisuje zmiany w obrębie państwa liberalnego wymuszone przez
globalną gospodarkę korporacyjną. Dostrzegany w Stanach Zjednoczonych poziom asymetrii władzy nie jest tak widoczny w Europie (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, gdzie asymetria ta stanowi jedno ze źródeł
kryzysu instytucjonalnego). Ale również na Starym Kontynencie dają się odczuć wspomniane procesy i
tendencje. Zob. S. Sassen, Dysfunkcjonalna demokracja „Newsweek” z 25.07.2009 roku 21 Bardziej istotne dla naszych czasów jest jednak to, że bogaci są dziś również różni od bogatych z wczo-
303
narodowymi procesami reprodukcji, nie oznacza to końca samych państw
narodowych, mamy tu raczej do czynienia z ich transformacją - od homoge-
nicznych bytów, w ramach których ma miejsce połączenie społeczeństwa z
ich państwem, do separacji państwa od społeczeństwa. Samo państwo, staje
się coraz bardziej nastawione na międzynarodowy przepływ kapitału, na jego
autoregulację, co wpływa na zdolność do utrzymania przy życiu poszczegól-
nych jednostek gospodarczych, działających na danym terytorium. Rynek nie
jest w stanie zagregować wszystkich potrzeb, ponadto nie jest w stanie za-
pewnić trwałości wzrostu gospodarczego. Rynki są bardziej zainteresowane
krótkim okresem, niż perspektywą wielu lat. Forsują rozwiązania, które
wzmacniają gospodarkę w krótkim okresie, jednakże w dłuższym horyzoncie
czasowym nierzadko ją osłabiają. Okazało się, iż deregulacja nie zawsze
uwalnia wielkie moce produkcyjne, a wręcz przeciwnie, częściej je dławi oraz
kreuje nowe źródła konfliktu interesów22
.
Dostrzegalne coraz bardziej trendy i kierunki zmian występujące we
współczesnym świecie można określić wspólnym mianem „neomediewali-
zmu” - nowego Średniowiecza. Dzisiejszy rynek globalny przypomina grę bez
jasnych reguł i arbitra. Mamy zaawansowany proces globalizacji, ale nie two-
rzy się gospodarka globalna. Trudno mówić o gospodarce globalnej, gdy nie
ma podmiotu i mechanizmu identyfikującego cele globalne i racjonalność
globalną. Powstał więc system niespójny, hybrydowy z elementami logiki
przejętej z ładu opartego na państwie narodowym i elementami logiki zacho-
wań wynikającej z możliwości działania w sferze ponadnarodowej, niepodda-
nej żadnej kontroli i koordynacji. Praktyki władzy, zarówno na szczeblu naro-
dowym, międzynarodowym czy globalnym dowodzą, że funkcjonowanie
wszystkich instytucji publicznych zrywa z demokratycznymi ideami na rzecz
autokracji.
Współczesny projekt ładu społecznego dzieli ludzi według kryteriów
ekonomicznych w podobny sposób, co jego średniowieczny odpowiednik.
Elity finansowe żyją w odizolowaniu od zwykłych ludzi, tak samo jak śre-
raj. Powstanie nowej plutokracji jest nierozerwalnie połączone z dwoma zjawiskami: rewolucją w dzie-
dzinie technologii informatycznych i liberalizacją handlu światowego. Super-bogaci już dawno zauważy-
li, że filantropia, oprócz swoich nagród moralnych, może również służyć jako droga do społecznej ak-ceptacji, a nawet nieśmiertelności, badają, jak kupić sobie drogę do świata idei. Finansowane przez plu-
tokratów think tanki niestrudzenie wymyślają argumenty przeciw samoorganizacji społeczeństw. Zob.
Ch. Freeland, The Rise of the New Global Elite, “The Atlantic Magazine” 2011 January/February. 22 J. Stiglitz, Szalone lata dziewięćdziesiąte, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 239 – 243.
304
dniowieczne klasy społeczne. Owi „oligarchowie” nie będący formalną ary-
stokracją, ale w istocie posiadający jej prawa, określają parametry sukcesu
bądź porażki reprodukcyjne cywilizacyjnego przełomu. Metropolie XXI wie-
ku wyzbyte kulturowej unifikacji przypominają dziś mediewalne miasta, pełne
nie asymilujących się mniejszości. Ich dotychczasowi obywatele – nazywani
umownie ludźmi Zachodu - opuszczają swoje centra i przenoszą się do wyizo-
lowanych dzielnic lub na przedmieścia. Następstwem narastających procesów
społecznej polaryzacji jest wzrastająca liczba ludzi wykluczonych, którzy w
żadnej postaci nie biorą udziału w wymianie rynkowej czy w życiu społecz-
nym. Najbardziej dotkliwą perspektywę rysuje koncepcja „20/80”, która ma
oznaczać, że w przyszłości dostęp do pracy będzie miała tylko jedna piąta
część społeczeństwa, na którą spadnie ciężar utrzymania pozostałych 80 proc.
ludności. Oligarchiczne struktury kapitału znajdują się w węzłowym konflik-
cie z demokratycznym systemem politycznym, tworząc podłoże dla demokra-
cji oligarchicznej.
Powyższe konkluzje korespondują z określeniem Josepha Stiglitza
„wielki nieobecny”, które skłoniło go do konstatacji, że działania niewidzial-
nej ręki rynku są niewidoczne, bo jej tam po prostu nie ma. Jej miejsce zajmu-
ją często ponadnarodowe korporacje i gdy „rynek domaga się” większej wol-
ności, to przypuszczalnie chodzi o większą wolność dla korporacji, a nie o
wolny rynek sugerujący wolną konkurencję. Nie tyle konkurencja, ile rywali-
zacja pomiędzy gigantami decyduje o możliwościach działania tradycyjnie
pojmowanych mechanizmów rynkowych23
. Owe przeobrażenia zarówno w
gospodarce, jak i w systemie władzy, wespół z tradycyjną skłonnością gospo-
darki rynkowej do cyklicznego rozwoju tworzą nową fazę kapitalizmu, ostat-
nio nieprzypadkowo zwaną kapitalizmem finansowym.
Jeżeli z takiej perspektywy zadamy pytanie o wyzwania XXI stulecia,
to odpowiedź sprowadza się do rozpoznania pola możliwości działania, jakie
występuje w naszym kraju, w obrębie którego otwierają się różne scenariusze
dla przyszłości. Pole to ma jednak pewną fundamentalną właściwość. Jest nią
ambiwalencja, niejednoznaczność występujących tendencji i stojących za nimi
wartości, a często ich wzajemna przeciwstawność.
23 J. Stiglitz, Szalone lata…, s. 205-206.
305
3. Polska modernizacja w perspektywie indyferentnych zmian oto-
czenia
W Europie Środkowo - Wschodniej, w tym także w Polsce, mamy do
czynienia nie tyle z impasem demokracji czy nawet liberalizmu, ile z po-
wszechną niechęcią do polityki okresu transformacji. Społeczeństwom post-
komunistycznym udało się pokojowo rozmontować reżim komunistyczny oraz
utworzyć instytucje rynkowe. Jednocześnie transformacja doprowadziła do
szybkiego rozwarstwienia społeczeństwa, a grupa przegranych okazała się
znacznie liczniejsza niż grupa wygranych. Populizm przestał być domeną
niektórych partii politycznych. Nadaje dzisiaj charakter europejskiemu życiu
politycznemu. W rezultacie główna linia podziału przebiega już nie między
lewicą i prawicą, ale między coraz bardziej nieufnymi wobec demokracji eli-
tami i coraz bardziej wrogimi wobec liberalizmu społeczeństwami24
.
Sytuacja Polski na tle innych krajów pogrążonej w impasie Europy
wygląda korzystnie z uwagi na dość tradycyjny, w sumie nienowoczesny cha-
rakter gospodarki, który okazał się dobrym neutralizatorem zjawisk kryzyso-
stwo polskie stoi przed koniecznością określenia silnych stron i słabości oraz
celów i sposobów ich realizacji. Sformułowany raport „Polska 2030 - Solidar-
ność pokoleń” przedstawił najważniejsze wyzwania, które państwo powinno
zrealizować, aby sprostać gospodarczej konkurencyjności. Wspominany ra-
port, stanowiący o kierunkach formułowania strategii, proponuje model „pola-
ryzacyjno-dyfuzyjnego rozwoju”, czyli wspieranie „biegunów wzrostu”, jaki-
mi mają być w Polsce metropolie - konkurujące z europejskimi - ale także,
usuwanie przeszkód w rozwoju pozostałych regionów. Dyfuzja ma sprzyjać
m.in. wyrównywaniu szans edukacyjnych, budowaniu solidarności pokoleń.
Aby Polska mogła się rozwijać, musi zmienić się ze społeczeństwa żyjącego z
transferów w społeczeństwo utrzymujące się z pracy25
.
24 Przebieg polskiej transformacji można charakteryzować poprzez praktyki imitacyjne społeczeństw za-
chodnich. Stosownie do pojęcia „transformacja imitacyjna”, można też mówić o ‘modernizacji imitacyj-
nej’. Zob. M. Ziółkowski, O imitacyjnej modernizacji społeczeństwa polskiego, [w:] P. Sztompka (red.)
Imponderabilia wielkiej zmiany: mentalność, wartości i więzi społeczne czasów transformacji. Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa, Kraków 1999, s. 41.
25 Polska 2030 „Solidarność pokoleń” przedstawia najważniejsze wyzwania dla przyszłości takie jak ;
wzrost konkurencyjności gospodarki; poprawa sytuacji demograficznej; poprawa wskaźnika zatrudnie-nia; budowa infrastruktury; poprawa bezpieczeństwa energetycznego oraz ochrona środowiska natural-
306
Kontury projektowanych zmian są w pewien sposób odpowiedzią
pod postacią starych recept na nowe wyzwania rozwojowe. Wyścig eko-
nomiczny o uzyskanie jak większych wpływów stanowi z pewnością zrozu-
miały powód koncentrowania się na długookresowym wzroście gospodar-
czym. Jeśli rywalizacja ta ma być jednak głównym uzasadnieniem takiego
działania, to należy ponownie przyjrzeć się standardowym modelom makro-
ekonomicznym, które jak na razie całkowicie ignorują to zagadnienie. Formy
demokratyczne odgrywają bardzo ograniczoną rolę w sytuacji, gdy decyzje w
sprawie podstawowych aspektów życia spoczywają w rękach nieponoszącej
odpowiedzialności, skoncentrowanej władzy prywatnej, a społeczeństwo
znajduje się pod panowaniem interesów dążących do prywatnego zysku przez
prywatną kontrolę nad bankowością, przemysłem, wzmocnionych przez kon-
trolę nad prasą i agencjami informacyjnymi.
Można lakonicznie powiedzieć, iż obecny model systemu rynkowego
stał się ofiarą swojego własnego sukcesu. Po upadku reżimu komunistycznego
"intelektualna hegemonia kapitalizmu” doprowadziła do samozadowolenia i
ekstremizmu: samozadowolenia w formie degeneracji systemu, a ekstremi-
zmu w formie wdrażania własnych ideologii. Żyjemy w czasach, gdy prawie
wszystko można kupić lub sprzedać. Lata poprzedzające kryzys finansowy z
2008 roku były czasem beztroskiej wiary w wolny rynek i deregulację, a eko-
nomia stawała się domeną imperialną. Logika kupna i sprzedaży nie odnosi
się już do dóbr materialnych, ale stopniowo zaczyna rządzić całym naszym
życiem26
. Demokracja– według Michaela Sandela – wcale nie wymaga jakiejś
doskonałej równości. Wymaga natomiast, by obywatele dzielili wspólne ży-
cie, gdyż tylko w ten sposób uczymy się negocjować, tolerować różnice, osią-
gać kompromis i troszczyć o dobro wspólne.
Obserwatorzy sceny politycznej w przeciągu ostatniej dekady wyraża-
li przekonanie, że w Europie, a nawet na całym świecie, jesteśmy świadkami
narodzin nowego porządku politycznego, w którym państwo narodowe – w tej
formie, w jakiej je znamy – zostanie podporządkowane jakiegoś rodzaju no-
wym instytucjom. Entuzjaści projektu europejskiego wierzyli, że Unia Euro-
nego; tworzenie gospodarki opartej na wiedzy oraz rozwój kapitału ludzkiego; zwiększenie spójności regionalnej; zmiana struktury administracji i tworzenie sprawnego państwa. Zob. Raport „Polska 2030.
Wyzwania rozwojowe” www.polska2030.pl . 26 M. Sandel, Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku, Kurhaus Publishing, Warszawa
2012, s. 18.
307
pejska przestanie być organizacją międzyrządową i stanie się jednostką wy-
kraczającą poza porządek państw narodowych. Niektórzy twierdzili, że pod
parasolem amerykańskiej potęgi militarnej narodzi się nowy, ogólnoświatowy
ustrój kapitalistyczny, polegało na zabiegach nadających mechanizmowi wol-
norynkowemu charakter ponadpaństwowy, łagodzonych pomysłem „państwa
minimum”. Polityka państwa redukującego zakres i stopień regulacji wobec
firm, a zwłaszcza działalności banków i instytucji rynkowych, spotykała się
nie tylko z aprobatą Wall Street, ale z wyraźną akceptacją elit rządzących,
poddających się ewolucji w kierunku oligarchicznym. Aksjomatem stało się
założenie, że kapitał nie ma ojczyzny ani narodowości, że żyjemy w świecie
bez granic, w świecie coraz bardziej zglobalizowanym. Za rzecz bezdyskusyj-
ną przyjęto, iż liberalizacja i deregulacja umożliwia odtworzenie w dowolnym
miejscu globu czegoś w rodzaju sposobu życia krajów bogatych. Wyjściem ze
stanu takiego „nacechowania Zachodem” byłoby więc odjęcie tym warto-
ściom charakteru przynależności do jednego typu kultury, szczególnie amery-
kańskiej i odkrywanie go w cechach uniwersalnych.
Utożsamianie uniwersalizacji z westernizacją okazało się błędem,
gdyż westernizacja, jak wskazuje Huntington, wyzwala obok przychylności -
postawy odrzucenia. Co więcej, polityka multikulturowości połączona z post-
modernizmem wzorów kulturowych doprowadziła do negacji fundamentów
cywilizacji zachodniej wśród samych Europejczyków. Klęska tej polityki jest
ostatnio dobrze widoczna, co przyznali i potwierdzili przywódcy europejscy.
W świecie, gdzie zanikają dotychczasowe różnice ekonomiczne i polityczne,
ludzie tracą możliwość odróżniania się od siebie w dotychczasowy sposób i
muszą poszukiwać nowych różnic celem określenia tożsamości. Przy zaniku
różnic politycznych i gospodarczych najbardziej rzucają się w oczy różnice
kulturowe. Dlatego nie tracą one na znaczeniu, ale wręcz przeci-wnie, zysku-
ją. Gdy różnice gospodarcze i polityczne zanikają, nie stanowiąc podstawy do
określenia swojego „ja”, naczelnego znaczenia nabierają partykularne warto-
27 Ideologia neoliberalna okazała się, pod wpływem propagowania jej przez mass-media, atrakcyjną projek-
cją przeszłości. Zachwyt dla kapitalizmu - ówczesny szef FED - Alan Greenspan ocenił w następujący sposób: żyjemy w nowym świecie - świecie globalnej kapitalistycznej gospodarki, znacznie bardziej ela-
stycznej, odpornej, otwartej, samoregulującej się i podlegającej szybszym zmianom, niż jeszcze dwa-
dzieścia pięć lat wcześniej. Zob. A. Greenspan, Era zawirowań. Krok w nowy wiek. Wydaw. MUZA, Warszawa 2008, s.18.
308
ści, będące podstawą procesów separatystycznych – dzielenia się ludzi.
W tym kontekście warto podkreślić, iż jedną z głównych przeszkód
dla harmonijnego rozwoju jest zjawisko przerostu globalnej dominacji gos-
podarczej i technologicznej nad zdolnością do nadania jej kierunku przez
politykę ograniczoną do państw narodowych. Kapitał, terroryzm czy tech-
nologie bez problemu przenikają dziś przez granice państwowe, ale jednocze-
śnie powstaje obszar wymykający się wszelkiej kontroli, rządzący się wła-
snymi prawami28
. Następuje przy tym swoiste obniżenie etycznych standar-
dów zachowania, świat bowiem traktowany jest nie jak dobro wspólne, lecz
jako źródło łupów. Dlatego właśnie wiarę w demokratyczny uniwersalizm
można uznawać za niebezpieczne złudzenie. Podsyca ją globalizacja, podkre-
ślająca, że skoro stacje benzynowe, ipody i gry komputerowe są takie same na
całym świecie, to czemu nie instytucje polityczne? Standaryzacji w technice
nie należy jednak przenosić do świata instytucji politycznych. Obecni poli-
tycy, bez względu na to, jak bardzo odległe wydawaliby się reprezentować
stanowiska, sprawiają wrażenie uczestniczenia w permanentnej procedurze
wyboru najsprawniejszego zarządcy, który podjąłby się bieżącego admini-
strowania najbardziej aktywnym modelem. W tym sensie pytania o miejsce
namysłu w procesie sprawowania władzy razi całkowitym oderwaniem od
Możliwość stworzenia ponadnarodowego porządku na poziomie świa-
towym zależałaby od uzyskania absolutnej przewagi jednego państwa nad in-
nymi aktorami sceny politycznej. A obecne społeczeństwa i narody nie żyją w
wielobiegunowym świecie, jak twierdzą niektórzy, lecz w świecie całkowicie
pozbawionym biegunów29
. Żadne z państw nie osiągnie w najbliższej przy-
szłości pozycji analogicznej do tej, jaką USA właśnie traci - podkreśla John
Gray. O sile westernizacji miało zdecydować to, iż nie tylko wpływa ona na
każdą niemal sferę działań człowieka, od zawodowej po codzienny styl życia,
28 Na palcach jednej ręki można w Polsce policzyć sprowokowane przez polityków dyskusje o wyzwaniach
stojących przed krajem, nie mówiąc już o dyskusji o świecie, którego wpływ na Polskę przekształcił się
szybko z pośredniego w bezpośredni. W dużym stopniu scena polityczna ma głowę odwróconą do tyłu,
kontemplując bliższą i dalszą przeszłość. Zob. W. Szymański, Niepewność i niestabilność gospodarcza. Gwałtowny wzrost i co dalej. Wyd. Difin SA Warszawa 2011, s.253.
29 W ostatnich dekadach pojawiło się wiele nowych etykiet dotyczących cywilizacji, gospodarki, społeczeń-
stwa wskutek zarówno radykalnych transformacji i zmian, jak i wskutek hołdowania pewnym modom naukowym, etykietującym – nie bez znaczącej arbitralności –nowe zjawiska i procesy. Etykiety mogą
być gruntem dla iluzji, złudzeń, fałszywych ocen, utopijnych wizji. Etykiety pojawiają się i znikają
szybko a w ich rozgłosie dużą rolę odgrywają media i polityka. Zob. L. W. Zacher, Gry o przyszłe świa-ty, Wyd. PAN, Warszawa 2006, s. 185- 189.
309
ale ma zdolność „oddzielenia od pierwotnego źródła”. Czyli stworzenia pozo-
rów oderwania od naznaczenia przez wartości amerykańskie przez wtopienie
się jej zasad do lokalnych struktur. W tym kluczowym przypadku, na przekór
ufnym oczekiwaniom zachodniej opinii publicznej, nie nastąpił proces uni-
wersalizacji wzorów i umasowienia, zachodniego stylu myślenia i działa-
nia. Nie tylko w biedniejszych częściach świata, lecz także w Europie nie uda-
ło się przełamać układu instytucjonalno-politycznego wypracowanego w epo-
ce nowoczesności. Zamiast ogólnoeuropejskiego porządku mamy do czynie-
nia z interwencjami dokonywanymi przez rządy narodowe w celu obrony
swoich partykularnych interesów.
W obecnym etapie ów proces, zamiast jednego modelu, wytwarza ca-
łą gamę systemów „hybrydowych”. Jednak przekonanie, że oto wyłania się
jeden powszechnie akceptowany typ społeczeństwa wciąż kształtuje sposób,
w jaki przedstawiciele nauk społecznych i publicyści myślą o kondycji współ-
czesnych społeczeństw30
. „Globalna iluzja” jest jednym z najważniejszych
elementów zachodniego myślenia o postępie i rozwoju ekonomicznym, po-
cząwszy od XIX wieku – powiada John Gray. W XIX i XX wieku teoretycy
społeczeństwa i ekonomiści sądzili, że proces industrializacji umożliwia po-
wstanie nowego systemu globalnego, gdzie w końcu rozprawimy się z wszel-
kimi brakami uniemożliwiającymi godne życie. Ogarniająca cały świat indu-
strializacja, podkreśla Gray - odtwarza przeszłe konflikty o bogactwa natural-
ne. Z jedną różnicą - tym razem na większą skalę. Wolny rynek bardziej niż
demokracji wymaga stabilizacji. Twierdzenie to jest szczególnie prawdziwe
w sytuacji, gdy proces produkcji rozprasza się po całym globie31
.
Nie trudno dostrzec, że rozwój gospodarczy to proces podlegający
nieprzerwanej ewolucji i dlatego utrzymanie wzrostu jest trudniejsze niż jego
zainicjowanie32
. Obecny rynek staje się systemem globalnym, z jednej strony
ujednolicając gusta ludzi na całym świecie, z drugiej zaś likwiduje w nich
30 T. Kowalik, W kierunku „realnych utopii” [w:] Spotkania z utopią w XXI wieku, pod red. P. Żuk, Oficyna
Naukowa, Warszawa 2008, s. 19 – 48. 31 John Gray sugeruje, iż tak jak w przeszłości państwa mają obecnie rozbieżne cele strategiczne. Wysoko
cenią własne bezpieczeństwo i w wypadku uznania, że siły globalnego rynku zagrażają temu, co uznają za żywotny interes narodowy, będą dążyły do ich zablokowania. Jest jak najbardziej zrozumiałe, że owe
różnice mogą w którymś momencie doprowadzić do wybuchu konfliktu. Zob. J. Gray, Globalne złudze-
nie, „Europa - Tygodnik Idei” 2006, nr 19. 32 Niektórzy badacze twierdzą, że kreowanie przez globalizację agresywnej strategii eksportowej w wielu
krajach jest samoistnym czynnikiem destabilizującym światowa gospodarkę, co może oznaczać, że zbli-
ża się koniec modelu wzrostu gospodarczego opartego na eksporcie. Zob. T.T. Kaczmarek, Globalistyka- przyszłość globalnej gospodarki, Wydaw. Difin Warszawa 2007, s. 84.
310
poczucie wspólnoty. Prowadzi przez to do pojawienia się zupełnie nowych,
regionalnych i globalnych problemów. Nie wystarczy osiągnąć stabilności
makroekonomicznej, bowiem ważniejszym zadaniem jest zdolność rządu do
odpowiedniego stymulowania aktywności gospodarczej i przedsiębiorczości,
szczególnie w nietradycyjnych, nowatorskich dziedzinach. W praktyce – cza-
sem uważane za przebrzmiałe – takie hasła jak polityka przemysłowa czy
pozycja ekonomiczna potrafią stworzyć przesłanki do wzrostu i odblokować
powstające hamulce przedsiębiorczości33
.
Często wbrew quasi-religijnemu podejściu do demokracji, mającemu
źródło w wierze, w jej immanentne właściwości lecznicze – system rządów
sprowadzający się do okresowych wyborów powszechnych nie rozwiązuje
sam z siebie ani kwestii rozwoju społeczno-gospodarczego, ani też nie zapew-
nia sprawności rządzenia. Łączenie wolnego rynku z demokracją stało się
dość powszechnym nawykiem myślowym - także obecnie, co można tłuma-
czyć tym, iż rynek rozwinął współczesną demokrację i rozszerzył jej zasięg
społeczny, m.in. ze względu na zwiększenie udziału społeczeństwa w życiu
politycznym, a także w korzystaniu z konsumpcji masowo wytwarzanych
produktów i świadczonych usług. Zarówno udział w życiu politycznym, jak i
konsumpcja wytwarzanych dóbr przestają być reglamentowane przywilejami
stanowymi, jak to miało miejsce w systemie feudalnym. Ale w ich miejsce
system ten wprowadził ograniczenia ekonomiczne. Czynnikiem limitującym
udział w korzystaniu z dobrodziejstw demokracji staje się pieniądz. I on też
sprawia, że dla znacznej części obywateli udział w życiu politycznym zostaje
zredukowany do możliwości oddania w dniu wyborów głosu na „swojego
kandydata”, wyłonionego „demokratycznie” przez mniej lub bardziej osobli-
we socjotechniki wpływu stosowane przez elity wielkiego biznesu i mediów,
maskujące swoje działania istnieniem „niewidzialnej ręki” wolnego rynku.
Projekt demokracji działa skutecznie, gdy społeczeństwo cechuje się
dojrzałością i jest społecznie wyrównane, to znaczy ma zaspokojone podsta-
wowe potrzeby i umie wyłonić instytucje dostrzegające jego całościowe inte-
resy, potrafiące godzić się na kojarzenie wielu sprzecznych wektorów. Innymi
słowy, demokracja jest projektem umożliwiającym ludziom dostrzeganie swo-
33 L. Kenworthy, Institutional coherence and macroeconomic performance. “Socio-Economic Review”
2006, nr 4, s. 69-91.
311
ich interesów również w sferze publicznej, nie tylko prywatnej34
. Sam Adam
Smith uważał, że rynek i kapitał mogą dobrze wypełniać swoje funkcje pod
warunkiem wsparcia innych instytucji - w tym służb publicznych i wartości
innych niż zysk. Wymagają też hamulca i korekty innych instytucji, np. dob-
rze pomyślanych regulacji i programów przeciwdziałających destabilizacji,
nierównościom i niesprawiedliwościom35
. Produkcja rynkowa opiera się na
maksymalizacji zysków, ale też na szeregu innych działań, jak bezpieczeń-
stwo publiczne i świadczenia społeczne, dzięki którym można mówić o
względnej stabilności i przewidywalności gospodarki zarządzanej efektywnie.
Myśląc o alternatywnej wizji działalności gospodarczej uwzględniającej pra-
gmatyczny wybór usług publicznych i przemyślanych uregulowań, nie odcho-
dzi się od reform, które przewidywał Smith, krytykując kapitalizm, a zarazem
go broniąc.
W tym sensie „postępowe idee” stają się odwzorowaniem równorzęd-
ności przede wszystkim szans i wolności dla wszystkich, ale także - w miarę
możliwości - dochodów i standardu życia, bowiem społeczeństwa egalitarne,
także uwzględniając mechanizmy rynkowe, lepiej rozwiązują swoje problemy,
z czego korzystają nie tylko najubożsi obywatele. Drugim wyzwaniem dla
progresywnie myślących jest zmiana definicji jakości życia, odrzucająca
składniki starego paradygmatu wzrostu gospodarczego i przyrostu PKB jako
głównego kryterium sukcesu bądź niepowodzeń, bo niewiele mówią o kondy-
cji społeczeństwa. Bardziej ważna, od słupków wzrostu produkcji i sprzedaży
jest perspektywa awansu społecznego i cywilizacyjnego czy też ochrona śro-
dowiska i oferowana opieka zdrowotna. Dlatego też wiara w postęp i nowo-
34 Kiedy przeciwstawia się sobie dwa typy organizacji życia zbiorowego, z których jeden uosabia społe-
czeństwo obywatelskie, drugi zaś państwo, ma się na uwadze nie tylko represyjność tego drugiego, lecz
również to, że jest ono organicznie niezdolne do generowania prawdziwej wspólnoty. Organizacji pań-
stwowej przeciwstawia się nie tylko stosunki zawiązywane oddolnie, dobrowolnie i świadomie, lecz sto-sunki mające nadto tę cechę, że są mocne i wszechstronne – por. J. Szacki, Liberalizm po komunizmie,
Wyd. Znak, Kraków 1994, s. 122. 35 W polskiej debacie na temat ekonomii na dobre zagościło wytykanie niedogodności, z jakimi zderzają się
pracodawcy, że koszty pracy są wysokie, że trzeba tak dużo oddać w postaci zaliczki na PIT, składki na
NFZ i wszystkie pozostałe składki odprowadzane na ZUS. Problem polega na tym, że te opinie o zbyt
wysokich kosztach pracy w Polsce to mit skutecznie podtrzymywany przez rzeczników neoliberalizmu. Według statystyk OECD, organizacji zrzeszającej najbardziej rozwinięte gospodarki zachodniego świata
w 2010 r. koszt pracy sięgał w Polsce 10,4 dol. za godzinę. Taniej było tylko w Meksyku (6,1 dol. w
2009 r.). Natomiast reszta krajów OECD, i to również tych znajdujących się na podobnym do nas po-ziomie rozwoju, miała wyższy wskaźnik kosztów pracy. Węgierscy przedsiębiorcy płacili 11,4 dol., Es-
tończycy 12 dol., a Czesi 14,4 dol. za godzinę. Nie mówiąc już o Niemcach (31 dol.) czy Szwedach (27
dol.), Irlandczykach (26,5 dol.) czy Amerykanach (35,4 dol.). Zob. Największe mity polskiej gospodarki „Dziennik Gazeta Prawna” z 1 lutego 2013 roku.
312
czesność staje się dziś raczej wyrazem strachu i bezsilności człowieka ani-
żeli prawdziwego przekonania.
Te zjawiska można obserwować obecnie, gdy w wyniku rosnącej dy-
namiki zmian współczesne projekty ładu, także w naszym kraju, nabierają w
coraz większym stopniu cech doraźności. Wszystkie niemalże rodzaje działal-
ności człowieka, w tym także gospodarcze, stają się nietrwałe, a ich cykle
życia coraz krótsze. Dotyczy to nie tylko technologii, produktów, stanowisk
pracy, ale również metod komunikacji i wymiany handlowej, edukacji, a na-
wet modeli życia rodzinnego oraz zawodowego. Niemalże wszystko staje się
prowizoryczne. W takich warunkach nie tylko przyszłość, ale i teraźniejszość
jawią się jako coraz mniej przejrzyste i coraz bardziej chaotyczne, trudne do
zrozumienia, zwłaszcza w sytuacji mnożących się, sprzecznych źródeł infor-
macji36
. Problemem jest zacieranie się lub zanikanie wyrazistych punktów
odniesienia w kształtowaniu systemów wartości w działalności gospodarczej,
także w życiu ludzkim. Ironia obecnego etapu rozwoju polega na tym, że uni-
wersalizuje on popyt na lepsze życie, ale nie dostarcza narzędzi służących
jego zaspokojeniu. Dlatego schowany w rynkowym fundamentalizmie poten-
cjał społecznego darwinizmu znalazł upust nie tylko w polityce społecznej.
Bodziec zmiany wykreował zamknięty, w ramach rynkowego mechanizmu,
integralny obraz „normalności”, którego społeczne koszty zarazem dys-
kurs publiczny uwidacznia, eksternalizując je, jak mówią ekonomiści, poza
rynek, do gospodarki reprodukcyjnej37
. Jego następstwem jest narastająca
polaryzacja ekonomiczna, a koncentracja władzy i bogactwa w rękach nielicz-
nej elity odbiera strukturom demokratycznym realną treść. Stąd przywoływa-
na praktyka casino finance, shadow banking system oraz związany z tym
„powrót gospodarki kryzysowej”.
Rosnąca sprzeczność między logiką demokratycznego samostano-
wienia a logiką akumulacji kapitału uruchomiła „elastyczność” jako eufe-
36 "Duch kapitalizmu" wkroczył w ludzkie dzieje stosunkowo późno. Przedtem rynki kupna i sprzedaży
obwarowane były szeregiem moralnych i prawnych restrykcji. Nie był wzorem do naśladowania ktoś,
kto poświęcił życie robieniu pieniędzy. Do grzechów śmiertelnych zaliczano chciwość, zachłanność i zawiść. Lichwa (robienie pieniędzy z pieniędzy) była obrazą boską Zob. R. Skidelsky, Życie po kapitali-
zmie, „Gazeta Wyborcza” z 21.02.2011 roku. 37 Ekonomiści muszą zmierzyć się z niewygodną rzeczywistością, że rynki finansowe są niewystarczająco
perfekcyjne, że podlegają one zwyczajnym złudzeniom i szaleństwom tłumów, że ekonomia keynesow-
ska posiada lepsze narzędzia do identyfikowania recesji i depresji oraz że będą musieli zrobić wszystko,
aby uwzględnić realia finansów w makroekonomii. Zob. P. Krugman. How Did Economists Get It So Wrong? “The New York Times” 2009, September 2,
313
mizm wzrostu eksploatacji pracowników, a „wolny rynek” jako narzędzie
budowy monopolu korporacji. W tym sensie instytucje polityczne stały się
animatorami procesu, którego nie planowały, ani też na który nie mogą wpły-
wać, ale za który w praktyce muszą być odpowiedzialne. Natomiast decyzje
podejmowane w gospodarce są przesycone rzeczywistymi treściami politycz-
nymi, do których działający na tych płaszczyznach nie posiadają żadnej legi-
tymizacji. Liberalizacja barier dla przepływu kapitału sprawiła, że owa cyrku-
lacja stanowi niezwykle potężną broń przeciwko obecnemu państwu. Zdyscy-
plinowane państwo musi prowadzić politykę gospodarczą przychylną bizne-
sowi i światu finansów. W przeciwnym razie kapitał rozpocznie politykę re-
presyjną (np. wycofa się z danego kraju).
***
Mając na względzie oczekiwania polskiego społeczeństwa wynikające
z procesu transformacji, należy podkreślić, że pokonanie politycznie narzuco-
nej i ekonomicznie nieefektywnej władzy - traktowane było jako zwycięstwo.
Jednak poszukiwanie nowej wiary w reguły stabilizujące przestrzeń życia
społecznego napotyka na próżnię bądź selektywną imitacje fragmentów rze-
czywistości ładu zachodniego, który – jak stwierdzają niektórzy analitycy,
stanął wobec widma kryzysu legitymizacji. Losy transformacji rozstrzygają
się korzystnie, gdy społeczeństwo w zasadniczej części przyjmuje za własny
system wartości wyrosły z nowego ustroju społecznego. Aby to nastąpiło, nie
wystarczy samo przekonanie o jego atrakcyjności, ale również pozytywna
ocena na temat jego realizacji38
. A jego ocena powstaje w następstwie obywa-
telskiego zaangażowania dużej części uczestników zmian.
Strategia rozwoju w polskiej praktyce modernizacyjnej staje dzisiaj
naprzeciw trzem rodzajom deficytu; małej lojalności wobec instytucji,
zmniejszaniu się zaufania społecznego oraz zubożenia wiedzy instytucjo-
nalnej - czynników kapitału społecznego niezbędnych do modernizacji. Każ-
dy deficyt z osobna odbija się w sposób wymierny na życiu zwykłych obywa-
teli. Kapitał społeczny jest niski, kiedy ludzie uważają, że ich zaangażowanie
38 Już w 1999 roku Mirosława Marody w swoim eseju podkreślała, że polskie społeczeństwo osiągnęło
obecnie taki punkt na swojej drodze do nowego systemu społecznego, kiedy przestaje być już napędzane
w swych reakcjach przez prostą awersję do komunizmu i równie prosty podziw dla demokracji zachod-
nich”. Zob. M. Marody, Od społeczeństwa drugiego obiegu do społeczeństwa obywatelskiego, „Studia Socjologiczne” 1999, nr 4, s. 35-53.
314
jest niskiej jakości i vice versa. Do rozwoju społeczeństwa demokratycznego
potrzebna jest nie tylko gotowość obywateli do angażowania się, ale także ot-
wartość na taką aktywność po stronie struktur państwa. W rzeczonym kształ-
cie ładu sprawą priorytetową jest zapewnienie uczestnictwa w decyzjach naj-
większej liczbie członków wspólnoty oraz ustrukturyzowanie działań społecz-
nych w taki sposób, aby zapewniało możliwość rozwijania spontanicznych
inicjatyw. Zatem nacisk winien być położony na uczestnictwo, a nie na kon-
trolę, na aktywne zaangażowanie we wspólne dzieło, nie zaś na reprezentację
i funkcjonalne rozczłonkowanie życia z uwagi na pozorne swobody działań i
równość praw.
Taka jednak logika skutkuje sprzecznością wobec oczekiwań biznesu,
tj. działań na rzecz ekonomicznej racjonalizacji, która zaczyna dyktować swo-
je warunki nawet w tych dziedzinach, od których dotąd pozostawała z daleka.
Niech za przykład posłużą praktyki pracodawców, oczekujących lepszego do-
pasowania kompetencji i umiejętności praktycznych absolwentów. Gdy ich
zapytać, jakich umiejętności oczekiwaliby od młodych pracowników – wy-
mieniają kreatywność, analityczny rygor, myślenie interdyscyplinarne. A są to
umiejętności odległe od praktyki bodźców rynkowych, bardziej przyjazne ab-
solwentom humanistyki. W tych sprzecznościach można jednak dostrzegać
pewien sens. Perspektywa społeczeństwa jako całości została podporządkowa-
na strukturom konsumpcyjnego kapitalizmu, który przekuł ludzkie przywary
w cnoty. Sprywatyzowana wizja wolności i zindywidualizowana wizja sukce-
su nie mogą być w tej sytuacji komplementarne wobec jakiegokolwiek intere-
su pokoleniowego czy społecznego. Na społeczeństwo zaczynamy spoglądać
jak na „porowatą”, sfragmentaryzowaną strukturę. Egoizm jest zatem „dobry”,
ponieważ wydaje się być produktywnym. Dlatego rozwój społeczeństwa
obywatelskiego, wytworzenie „aktywnego obywatela”, wymaga restytucji
właściwej roli sfery publicznej, jako płaszczyzny negocjacji interesów spo-
łeczno-ekonomicznych i dyskursu publicznego.
ANTINOMIES AND CHALLENGES OF THE POLISH
TRANSFORMATION
The act of comparing normative aspirations of Poles to democracy with the course of
315
the transformation process, emphasises contradictions and paradoxes associated with
the transformation of a political system. The basis of these antinomies is comprised of
the thesis of restrained institutional development that has its consequences in main-
taining the gap between the citizen and the state – expressed both by individualistic
atomisation and formation of concealed mechanisms supporting particular interests.
On the contrary to the first statement, the second argument points out the lack of ca-
pability to analyze the Polish transformation in the context of global changes. The
current crisis may lead to the conclusion that it is the end of the last century when
symptoms of violation of stabilised, fundamental variations of capitalism -in terms of
doctrinal and practical forms - were exposed. Thirdly - and perhaps most importantly
– as it has occurred, even more often Poles are exposed to new ways of forming the
social relations that result in an inability to reach the balance between the interests of
Filozofia ekonomii jest specyficzną, wystarczająco ugruntowaną sub-
dziedziną filozofii, która skupia się na konceptualnych, metodologicznych i e-
tycznych problemach właściwych gospodarowaniu. Jej problematyka zamyka
się w trzech grupach pytań. Jedna dotyczy racjonalnych wyborów, druga – o-
ceny efektów działalności gospodarczej instytucji i procesów ekonomicz-
nych, a trzecia - ontologii zjawisk ekonomicznych i możliwości zdobywania
wiedzy o nich.1 Chyba ta trzecia jest najbardziej godna refleksji filozoficznej,
ponieważ zgodnie z tym, jak filozofia ekonomii sama się określa, powinna
analizować fundamenty ekonomii - podstawowe jej założenia. Niestety, czyni
to raczej w niewielkim stopniu. Filozofów ekonomii bardziej interesują praw-
ne, etyczne i socjologiczne aspekty, aniżeli stricte filozoficzne, tj. ontologicz-
ne, epistemologiczne i metodologiczne, a więc te, jakimi zajmują się filozofo-
wie nauki. Można się o tym przekonać na podstawie liczby publikacji i syla-
busów zajęć z filozofii ekonomii. Wskutek tego wkraczają oni bardziej do ob-
szaru badań filozofii biznesu. Dlatego chyba, że to jest łatwiejsze od analizy
podstaw ekonomii za pomocą instrumentarium filozofii nauki. Tu należy od-
nieść się do wątpliwości, czy w ramach filozofii nauki powinna w ogóle zna-
leźć się filozofia ekonomii. To zależy od tego, czy ekonomię uznaje się za na-
ukę w sensie rygorystycznym, scjentystycznym, jak np. biologię, fizykę itp.
nauki przyrodnicze - jak funkcjonuje w świadomości filozofów nauki2. czy w
1 Zob. Daniel M. Hausman, Philosophy of Economics, w: Routledge Encyclopedia of the Philosophy of
Science (red. E. Craig), Vol., London 1998 2 Ekonomię określa się jako naukę o prawidłowościach rządzących procesem gospodarowania, tj. produk-
cją, podziałem, wymianą i konsumpcją środków zaspokajania potrzeb. Podobnie jak inne nauki społecz-ne, różni się np. od nauk przyrodniczych ze względu na możliwość prognozowania zdarzeń oraz weryfi-
kacji tez. Trudno formułować w ekonomii prawidłowości i uogólnienia, gdyż obiekty badań są w zasa-
dzie jednopojawieniowe, a o prawidłowości można mówić w przypadku zjawisk powtarzalnych. Z tego samego powodu nie da się weryfikować albo falsyfikować twierdzeń w ekonomii, gdyż nie ma sensu
odwoływanie się do zgodności z rzeczywistością (klasycznego kryterium prawdy), kiedy rzeczywistość
321
słabszym, jak np. medycynę, pedagogikę, nauki techniczne, artystyczne itp.
Podstawowe problemy filozofii ekonomii zawierają się na przykład w
pytaniach:
Czy założenia ekonomii są realistyczne?
Czy prawa ekonomii są sprawdzalne lub falsyfikowane?
Czy teorie ekonomiczne są prostymi systemami matematycznymi bez
praktycznego znaczenia?
Jaki jest status pojęcia racjonalności ekonomicznej?
Jaka jest rola wartości etycznych w ekonomii?
Czy naukowcy z dziedziny ekonomii badają dystrybutywną sprawiedli-
wość w rozumieniu Arystotelesa?
Czy istnieje jakaś podstawa dla racjonalnej dyskusji o instytucjach gospo-
darczych?
Czy są alternatywne instytucje gospodarcze, które mogłyby funkcjonować
we współczesnej ekonomii?
Czego można się nauczyć z porównawczych analiz ekonomicznych?
Ta lista problemów nie jest pełna ani zamknięta. Nowe sytuacje go-
spodarcze przynoszą nowe tematy do rozważań filozoficznych. Tutaj rozmy-
ślania koncentrują się tylko na kilku kwestiach - na dekoncentracji gospodarki
rozpatrywanej ze względu na efektywność przedsięwzięć oraz na potrzebie
redefinicji fundamentalnych kategorii ekonomii i ewentualnej potrzebie doko-
uznawano za zaletę, a oszczędność była cnotą. Racjonalne gospodarowanie
polegało na wykorzystaniu zasad poprawnego myślenia (wiedzy z zakresu lo-
giki) i skutecznego działania (wiedzy z zakresu prakseologii) dla osiągnięcia
założonego efektu ekonomicznego. Racjonalnie gospodarować znaczy osiągać
założony efekt, kierując się zasadą oszczędności oraz zasadą największej wy-
dajności, wiążącej się z oszczędnością czasu. Teraz jesteśmy świadkami dość
radykalnej zmiany pojęcia racjonalności w ekonomii i odchodzenia od racjo-
nalności gospodarowania w tradycyjnym sensie. Okazało się bowiem, że pos-
331
tęp w dziedzinie ekonomii i maksymalizację zysku można skutecznie osiągać
w wyniku odwoływania się do irracjonalności i nieoszczędzania. Oszczędność
jest cechą ludzi biednych, a najlepszym nauczycielem racjonalnej gospodarki
jest bieda. Niestety, współczesne modele ekonomiczne tworzone są przez
bogatych i przede wszystkim z myślą o nich. Wobec tego, racjonalne stało się
to, co wiąże się z marnotrawstwem, ponieważ ono zapewnia postęp ekono-
miczny krajów bogatych. Teraz zaletą dobrego gospodarowania jest marno-
trawstwo, a rozrzutność uchodzi za cnotę współczesnego człowieka.
Oszczędność można rozumieć na dwa sposoby: albo jako robienie
czegoś na zapas i odkładanie na potem, żeby mieć pewne nadwyżki w stosun-
ku do bieżących potrzeb i korzystać z nich, gdy zajdzie taka konieczność, albo
jako korzystanie z czegoś lub użytkowanie czegoś w jak najmniejszym stop-
niu, żeby na jak najdłużej wystarczyło. Nie zawsze oszczędność jest dobra;
niekiedy może okazać się zła. Gdy nie zachowuje się umiaru, oszczędzanie
przeradza się w chciwość i chorobliwe sknerstwo. Zdarza się też, że na
oszczędzaniu można stracić, na przykład zaoszczędzone pieniądze lokuje się
w niepewnym banku albo gdy się je inwestuje w podejrzane przedsięwzięcia
finansowe. Jednak oszczędność w rozsądnych granicach jest pożyteczna i nie-
wątpliwie stanowi warunek przetrwania. Wiedzą o tym nawet zwierzęta, które
gromadzą zapasy na zimę. Pod wpływem gospodarki wolnorynkowej ukie-
runkowanej na maksymalizację zysku rozumność człowieka łączyła się z osz-
czędnością. W wyniku walki o byt ekonomiczny czy ekonomiczne przetrwa-
nie w warunkach narastającej konkurencji homo rationalis (człowiek rozum-
ny) coraz bardziej przekształcał się homo frugi (człowieka oszczędnego).
Jednak ten sam system ekonomiczny w obecnym stadium rozwoju
spowodował pojawienie się u ludzi - z wyjątkiem biedoty, która i tak nie ma
co oszczędzać i praktycznie nie ma żadnego wpływu na politykę gospodarczą
- cech krańcowo różniących się od oszczędności, a mianowicie rozrzutność i
marnotrawstwo. Gospodarka ukierunkowana na maksymalizację zysku wyko-
rzystuje wszelkie sposoby i środki, które służą temu celowi. Najprostszym z
nich jest stałe obniżanie kosztów produkcji zazwyczaj w wyniku obniżania
płac realnych i podnoszenie cen sprzedaży, ale jedno i drugie ma swoje grani-
ce. Obniżanie płac nie może przekroczyć minimum socjalnego określonego
dla poszczególnych krajów, a podwyższanie cen ogranicza siła nabywczą
ludzi, która zależy od wysokości ich zarobków. Z reguły, za podwyżkami cen
332
idą roszczenia płacowe, a ich zaspokajanie implikuje kolejne podwyżki cen i
tak w sposób irracjonalny napędza się spiralę płac i cen. Nie wydaje się to być
korzystne dla gospodarki ani nie zadowala ludzi. Raczej w momentach nie-
równowagi między płacami i cenami wywołuje niezadowolenie społeczne i
nastroje buntownicze.
Pod koniec ubiegłego wieku siłą motoryczną gospodarki uczyniono
wzrost konsumpcji, który z konieczności pociąga za sobą wzrost produkcji
towarów oraz usług i powoduje coraz szybszą cyrkulację towarów oraz kapita-
łu, która korzystnie wpływa na rozwój ekonomiczny. Już pod koniec XIX
wieku Charles Gide zwracał uwagę na to, że pierwszą przyczyną rozwoju
gospodarki jest konsumpcja i że jej znaczenie jest o wiele większe niż się wy-
daje.7 Uwypuklenie roli konsumpcji znalazło wyraz w ideologii konsumpcjo-
niżmu, propagowanej i realizowanej od niedawna. Ta ideologia jest instru-
mentem do kształtowania odpowiednich postaw społecznych odnośnie do za-
kupów; niech każdy kupuje, co się da i ile się da, czy mu to potrzebne, czy
nie, a jak nie ma za co kupić, to na kredyt – banki chętnie udzielają pożyczek.
We współczesnej gospodarce najważniejsze jest konsumowanie dóbr. Chodzi
o to, by ludzie konsumowali jak najwięcej dóbr, czyli niszczyli je - konsump-
cja sprowadza się w zasadzie do niszczenia - i by dzięki temu dokonywał się
postęp w gospodarce. Znaczny spadek konsumpcji pociąga za sobą lawinę zja-
wisk negatywnych i szkodliwych: wstrzymanie produkcji, likwidację przed-
siębiorstw i sklepów, zmniejszenie podatków od sprzedaży, zwiększenie defi-
cytu finansów publicznych, wzrost bezrobocia, powiększanie się sfery ubós-
twa, narastanie niezadowolenia społecznego itp. Toteż współcześni teoretycy
ekonomii nie wskazują alternatywy dla nieograniczonego i przyspieszanego
wzrostu konsumpcji, ponieważ nie odkryli jej. Obawiają się drastycznego
spadku konsumpcji, który może spowodować kryzys. Dobitnym przykładem
świadczącym o słuszności ich obaw był światowy kryzys gospodarczy lat
2008-2010, którego główną i bezpośrednią przyczyną było załamanie się
sprzedaży (konsumpcji) najważniejszych dóbr, tj. mieszkań i samochodów
oraz większości towarów komplementarnych8. Wymuszanie konsumpcji stało
się warunkiem sine qua non rozwoju gospodarczego. Spełnienie tego warunku
7 Zob. K. Gide, Zasady ekonomii społecznej, Warszawa 1907. 8 Zob. C. Bywalec, Konsumpcja a rozwój gospodarczy i społeczny, Wydawnictwo C. H. Beck, Warszawa
2010.
333
wymaga tworzenia ponadnaturalnych potrzeb i kreowania sztucznego popytu.
Trzeba więc rozbudzać odczucie braku dóbr i wzmacniać pożądanie wykra-
czające daleko poza naturalne potrzeby posiadania czegoś. I to się udaje. Lu-
dzie pożądają i kupują różne rzeczy, które są tanie i szybko się psują, a na-
prawa się nie opłaca. Zresztą nawet gdyby warto było naprawić, to one po co-
raz krótszym czasie wychodzą z mody. Są fizycznie dobre, ale moralnie zuży-
te, więc nadają się tylko do wyrzucenia. O to właśnie chodzi. Wobec tego
zmienia się moda w coraz krótszych przedziałach czasu. Wskutek tego sterty
rzeczy nadających się jeszcze do użycia, ale już niemodnych, ląduje na śmiet-
nikach. A producenci kuszą wciąż nowszymi i zabawniejszymi towarami i ga-
dżetami. Duży wpływ na to ma postęp techniczny, przede wszystkim w dzie-
dzinie telekomunikacji, telefonii komórkowej, telewizji i komputerów. Wyt-
warzane są coraz nowsze generacje urządzeń – lepszych, inteligentniejszych i
ładniejszych, które kuszą nabywców i których posiadanie jest oznaką bycia
trendy. Wzrost marnotrawstwa stał się faktem i jest procesem nieodwracalnym
we współczesnym modelu gospodarki światowej. Nawet lansowana idea roz-
woju zrównoważonego nie zdoła chyba spowodować spowolnienia go. Nota
bene, ta idea ma na celu nie tyle oszczędne gospodarowanie zasobami energe-
tycznymi, ile zastępowanie tradycyjnych surowców energetycznych (węgla,
drewna i ropy naftowej) alternatywnymi źródłami energii (wiatr, woda, słoń-
ce). Nie głosi ona wcale rezygnacji z nadmiernego wykorzystywania energii
np. na iluminacje, reklamy itp. ani z przesadnego zużycia materiałów. Mieści
się bowiem w ramach modelu gospodarki nastawionej na wzrost konsumpcji
ponad rozsądne potrzeby, czyli na nadkonsumpcję i - co za tym idzie – na
nadprodukcję, a więc na coraz większe i szybsze nad-zużywanie energii oraz
różnych materiałów. Wzrost zużycia energii będzie postępować w związku ze
wzrostem produkcji, mimo stosowania energooszczędnych urządzeń technicz-
nych. Nie ma wszak pewności, czy zaoszczędzona przez nie energia zrekom-
pensuje narastające zapotrzebowanie na energię, wynikające ze wzrostu pro-
dukcji i usług. W przypadku energii nie chodzi o to, by zmniejszyć ilość jej
zużycia w ogóle, a o to, by nie zabrakło jej do postępującej nadprodukcji wo-
bec perspektywy szybkiego wyczerpywania się tradycyjnych źródeł energii. A
że przy okazji spełnia się jakieś wymogi ekologiczne, to całkiem inna i raczej
drugorzędna sprawa.
Rozrzutność i marnotrawstwo idzie w parze z postępem cywilizacji i
334
wzrostem stopy życiowej. Przejawia się w różnych formach i dotyczy różnych
dóbr. Najbardziej widoczne i oburzające jest marnotrawstwo żywności, sprzę-
tu, obuwia, odzieży i papieru. Wyrzuca się żywność kupowaną w nadmiarze
(im więcej się kupuje i w większych ilościach, tym jest taniej), której nie jest
się w stanie potem skonsumować. Według badań przeprowadzonych w 2011
r. przez Szwedzki Instytut Żywności i Biotechnologii w ramach międzynaro-
dowego programu Global Food Losses and Food Waste pod auspicjami FAO
każdego roku traci się około 1,3 mld ton żywności, co stanowi 1/3 całkowitej
globalnej produkcji rocznej. W krajach uprzemysłowionych 40% żywności
zdatnej do spożycia wyrzucają detaliści i konsumenci z różnych powodów.
Można by tym nakarmić 12 mld ludzi. W Niemczech badania przeprowadzone
w marcu 2012 r. w Uniwersytecie w Stuttgarcie pokazały, że rocznie marnuje
się 11 mln ton żywności, z czego 60% w gospodarstwach domowych, tj. ok.
82 kg przez jednego mieszkańca. Ogromne jest też marnotrawstwo papieru.
Do nadmiernego i niepotrzebnego zużycia papieru przyczyniło się masowe -
w urzędach i domach - korzystanie z drukarek i kserokopiarek. Pisanie ręczne
i maszynowe wyszło z obiegu, bo jest zanadto męczące. Pisanie „na kompute-
rze” nie wymaga wysiłku, podobnie jak drukowanie. Teraz już nikt nie liczy
się z papierem. Szczególne marnotrawstwo papieru występuje w reklamie i
propagandzie przedwyborczej. Wytwarza się ogromne ilości różnych ulotek i
plakatów, które wciska się przechodniom, wiesza na słupach i wysyła pocztą.
(np. w Niemczech wrzuca się rocznie do skrzynki pocztowej jednego miesz-
kańca około 30 kg ulotek reklamowych, których prawie nikt nie czyta i szyb-
ko lądują w koszach na śmieci. A płacą za nie konsumenci i podatnicy. To
samo dotyczy druków urzędowych (nasz Sejm zużywa prawie 6 tys. kartek
papieru dziennie), gazet i czasopism, których ukazuje się bez liku (prawie 7,5
tys. tytułów wydawanych jest obecnie, podczas gdy dziesięć lat temu było ich
5,5 tys., a dwadzieścia lat temu 3,2 tys.), chociaż wystarczyłoby kilka, bo
wszystkie zawierają te same informacje i ilustracje czerpane z jednego źródła,
jednej światowej agencji informacyjnej i odpowiednio wyselekcjonowane czy
ocenzurowane. W ciągu ostatnich 40 lat, mimo, a może dzięki, komputeryza-
cji 4-krotnie wzrosło zużycie papieru w świecie. U nas jedna przeciętna insty-
tucja państwowa zużywa rocznie 4 863 029, 33 stron papieru formatu A4; ich
wyprodukowanie wymaga wyrębu 405 drzew (z jednego drzewa otrzymuje się
ok. 60 kg papieru). Roczne zużycie papieru w Polsce wynosiło w końcu lat
335
80-tych ok. 40 kg na osobę, a ostatnio wynosi już 72 kg. Dla porównania w
USA wynosiło ono w 2012 r. 340 kg (najwięcej na świecie), a w Szwecji,
Finlandii i Niemczech jest dwukrotnie wyższe niż w Polsce (Niemcy zużywa-
ją tyle, ile Ameryka Płd. i Afryka razem). Zanim zaczęto wprowadzać kompu-
tery do masowego użytku, twierdzono - a to miało między innymi świadczyć
o zaletach komputeryzacji - że w wyniku informatyzacji i dygitalizacji doku-
mentów nastąpi znaczny spadek zużycia papieru. Ale to się wcale nie spraw-
dziło. Wręcz przeciwnie, zużycie papieru i jego marnotrawstwo znacznie
wzrosło. A ilość zużywanego papieru uznaje się – o zgrozo, bo to przypomina
czasy, kiedy o postępie decydowały ilości ton stali na głowę mieszkańca - za
jeden ze wskaźników postępu cywilizacyjnego. Drukuje się różne mniej lub
bardziej potrzebne dokumenty w niezliczonych ilościach, powiela się je, ko-
piuje i gromadzi, chociaż wszystkie dane można zapisywać na nośnikach pa-
mięci komputerowej i sięgać do nich w każdej chwili w razie potrzeby.
Współczesny człowiek w konsekwencji postępu zachodniej cywiliza-
cji, ekonomii żywiącej się zbyteczną nadprodukcją i braku umiaru oraz roz-
sądku szasta bez namysłu, czym się da i ile się da, byleby tylko zaspokajać
swoje zachcianki i dzięki temu zapewnić zyski koncernom globalnym i finan-
sjerze. Ideologia konsumpcjonizmu wypiera skutecznie racjonalność z życia
ludzi i sprowadza ich do istot jeszcze w jakimś sensie racjonalnych, ale z
pewnością pozbawionych rozsądku. Przyczyniła się do redukcji odpowie-
dzialności, której należy domagać się od istot myślących, co w znacznej mie-
rze uszczupla racjonalność. Człowiek oszczędny – wytwór racjonalności -
zauważalnie przekształca się w człowieka rozrzutnego (homo prodigus) i nic
nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej w dającej się przewidzieć przy-
szłości. Warto przypomnieć, że marnotrawstwo obce jest zwierzętom.
Problem pracy jako podstawowego pojęcia ekonomii
Kwestia fundamentalnych pojęć dotyczy filozoficznych postaw eko-
nomii. Podstawowymi pojęciami, wokół których koncentruje się ekonomia i
które wywierają wpływ na tworzenie modeli gospodarowania realizowanych
w praktyce są: kapitał, dochód narodowy i praca. Jednak właściwe rozumienie
pracy jest najważniejsze, bowiem kapitał i dochód narodowy są pochodnymi
336
pracy, jej efektami mniej lub bardziej wymiernymi. Praca jest procesem wie-
lowymiarowym przebiegającym na wielu płaszczyznach i w różnych sferach
życia. Mimo to postrzega się ją zazwyczaj w jakimś jednym wymiarze i tylko
z jednego punktu widzenia. Dlatego definiuje się ją na wiele sposobów w
zależności od tego, czemu ta definicja ma służyć. Najczęściej w ujęciu fizy-
kalnym, ekonomicznym, socjologicznym i psychologicznym i filozoficznym.
W fizyce pracę określa się jako wydatkowanie energii mechanicznej ludzi,
zwierząt, tzw. sił przyrody oraz urządzeń technicznych. W ekonomii pracę
rozumie się jako czynność ludzką służącą do wytwarzania towarów i świad-
czenia usług. (Przy tym, odkąd zaistniała gospodarka rynkowa sama praca -
proces pracy i nawet gotowość do pracy - jest towarem.) W socjologii praca
jest procesem, dzięki któremu w konsekwencji społecznego podziału pracy
następuje zróżnicowanie społeczeństwa i ról społecznych. W psychologii pra-
ca jest świadomą czynnością mającą na celu dokonanie zmian w otoczeniu,
żeby zaspokoić różne potrzeby, przede wszystkim potrzeby wyższego rzędu.
W filozoficznym jest interakcją między człowiekiem a środowiskiem, w trak-
cie której przekształca je wskutek wymiany substancji i energii. W naukach
społecznych rozumienie pracy zmienia się wraz z postępem techniki. Współ-
cześnie przeważa wąskie postrzeganie pracy przez pryzmat ekonomii oraz
świadomość pracy, ukształtowaną jeszcze w dawnych wiekach. Stąd wy-
obrażenie o pracy, jej odczuwanie i kryteria oceny nie są adekwatne naturze
pracy na obecnym etapie rozwoju techniki i cywilizacji. Bardziej odpowiada
pracy rzemieślników i robotników, którzy posługiwali się prostymi narzę-
dziami i nieskomplikowanymi maszynami, przeważnie wprawianymi w ruch
siłą mięśni ludzi lub zwierząt. Z tej racji praca kojarzy się wciąż z wysiłkiem
cielesnym, z zużywaniem energii endosomatycznej, mimo że już od dłuższego
czasu wykonuje się ją na koszt energii egzosomatycznej. Ekonomiczne poję-
cie pracy sprzęgło się z fizykalnym, mechanistycznym, a praca w potocznym
odczuciu kojarzy się z wysiłkiem mięśni i zmysłów. Jest to typowe rozumie-
nie pracy, jakie ukształtowało się na etapie produkcji maszynowej, w której
największą rolę gra czynnik podmiotowy produkcji – człowiek. Wskutek eko-
nomizacji pojęcia pracy postrzega się ją najczęściej jak źródło pozyskiwania
środków do życia, czyli zarabiania pieniędzy. Praca jest warunkiem koniecz-
nym do życia, bogacenia się i osiągania zysków. W ten sposób współczesną
świadomość pracy zdominował jej aspekt monetarystyczny. Jeśli dziś mówi
337
się o pracy, to ma się na myśli przeważnie i w zasadzie tylko jeden jej typ –
pracę wykonywaną przez pracownika najemnego.9 Poza pojęciem pracy pozo-
stawiono czynności, w wyniku których coś się osiąga lub realizuje się jakieś
cele, niekoniecznie produkcyjne, ale duchowe, artystyczne, zabawowe itp.
Dziś wiemy, że natura pracy jest bogatsza, a jej pojęcie szersze. Obejmuje ono
„pracę z konieczności”, czyli pracę zarobkową, dzięki której zaspokaja się
przede wszystkim potrzeby egzystencjalne oraz pracę dobrowolną (nieprzy-
muszoną), podejmowaną z potrzeby samorealizacji. Nowe pojęcie pracy po-
winno więc zawierać w sobie pracą zarobkową i niezarobkową, opłacaną i
nieopłacaną, pracę dla potrzeb bytowych - własnych i społecznych, jak też
pracę dla przyjemności. W taki sposób określają pracę ludzką niektóre słowni-
ki encyklopedyczne: praca jest aktywnością ciała albo umysłu, działalnością,
w której człowiek wykorzystuje swą siłę oraz umiejętności, aby coś wykonać
lub osiągnąć.10
Nowe określenie pracy musi uwzględnić fakt, że w pracy pro-
dukcyjnej coraz mniej uczestniczy ludzi, a coraz więcej robotów i że produk-
cja obywa się w coraz większym stopniu bez udziału czynnika ludzkiego,
podmiotowego.11
Wielu autorów zajmujących się problematyką pracy, stwier-
dza, że w przyszłości, tylko nieznaczna część ludzi zajmować się będzie pro-
dukcją, a coraz więcej usługami i inną działalnością pozaprodukcyjną. Nowe
pojęcie pracy kojarzy się raczej z greckim słowem ποίησις aniżeli τεχνή, jako
twórczość, która zapewnia ludziom samorealizację i maksymalną wolność;
bowiem „ludzka aktywność jest najważniejszym sposobem wyrażania osobo-
wości i wolności”12
. Gdy dzisiaj mówi się, że praca ma sens, to rozumie się
przez to, jak w starożytnej Grecji, że służy ona dobru, czyli dobremu życiu
człowieka lub dobrobytowi społecznemu.13
A dobre życie to nie tylko zaspo-
9 Zob. O. Nell-Breuning, Arbeitet der Mensch zuviel?, Herder Verl., Freiburg 1985, s.130. 10: “Work – activity in which one exerts strength or faculties to do or perform something”. (“Encyclopedia
Britannica”). 11 W rozwoju techniki występują trzy etapy redukcji czynnika osobowego, czyli przejmowania funkcji
roboczych człowieka przez urządzenia techniczne: do czasu pojawienia się maszyn (posługiwanie się narzędziami pracy wymagało wysiłku motorycznego, sensorycznego i intelektualnego), od pierwszej re-
wolucji przemysłowej (urządzenia mechaniczne przejęły tę rolę człowieka, która polegała na bezpośred-
nim oddziaływaniu na przedmiot pracy), od wprowadzenia automatów do procesów wytwórczych (prze-jęcie funkcji sterowania procesami technicznymi przez automaty lub roboty) i od zastosowania robotów,
odkąd udział człowieka w procesach technicznych zredukowany został do programowania. (zob. W.
Sztumski, Wybrane zagadnienia filozofii techniki, Wyd. PCz., Częstochowa 1988, s. 109-116). 12 J. Arkell, The Employment Dilemma and the Future of Work w: PROGRES Newsletter – Programme de
Recherche sur l’Économie des Services, Annex to Issue No. 27, Genève, 1998. s.1 13 Zob. P. Schmitz, How the concept of work changes in a sustainable society: ethical, philosophical and
theological perspectives. (Referat wygłoszony na IV Międzynarodowej konferencji o etyce i polityce
ekologicznej w Bressanone, 1999).
338
kojenie potrzeb życiowych, ale samorealizacja, solidarność i kreatywność.
Praca w ujęciu ekonomii była i nadal jest usytuowana w kontekście
klasyczno-deterministycznego modelu gospodarki. Ale ten model zdezaktuali-
zował się. W świecie pełnym dynamiki, w szybkozmiennym środowisku ży-
cia, nie ma dziś miejsca na pewność i stałość w gospodarce. Jest ona niezrów-
noważona pod wieloma względami, kieruje się prawami statystycznymi i co-
raz większą rolę grają w niej zdarzenia przypadkowe, często kreowane przez
światowe elity finansowe. Punktem wyjścia do sformułowania nowego poję-
cia pracy jest usytuowanie jej w kontekście warunków społecznych, ekono-
micznych i politycznych, pokazanych na diagramie Nr 1 oraz ukazanie zakre-
su pojęcia pracy na diagramie nr 2.14
Diagram 1: Usytuowanie pracy w kontekście społecznym
3. sprzyjanie nieetycznym zachowaniom producentów i pośredników han-
dlowych (np. kreowanie chciwości w postawach menedżerów, zwiększa-
nie kosztów obrotu przez wydłużanie łańcucha dystrybucyjnego, kredy-
towanie zakupów tych produktów, które nie są zbyt potrzebne ich nabyw-
com, czy wręcz służenie bogatym i wykorzystywanie ubogich).
Oblicza marketingu
Do najbardziej rozpowszechnionych sposobów postrzegania marke-
tingu należą te, które ukazują go jako zbiór intensywnych działań promocyj-
nych (czasem tylko reklamy), tworzenie nowych produktów i modyfikacji is-
tniejących czy też działań wspierających sprzedaż produktów lub usług. Taki
obraz marketingu wyłania się często w głowach konsumentów, przedstawi-
cieli mediów, a często także przedsiębiorców i menedżerów. Prawdopodobnie
345
jest on skutkiem zróżnicowanych działań związanych ze sprzedażą produktów
i usług oraz poszukiwaniem sposobów skutecznego oddziaływania na poten-
cjalnych i aktualnych nabywców. Niezależnie od rzeczywistego związku z ko-
ncepcją marketingową, wszelkie działania tego typu są często bezkrytycznie
zaliczane do działań marketingowych.
Niestety, coraz częściej wykorzystuje się marketing jako wizytówkę
dla działań niewłaściwych, niepoprawnych, zawstydzających lub wręcz na-
gannych. Taki sposób wypowiadania się i w dużej części kształtowania nieko-
rzystnego wizerunku marketingu jest zwykle dziełem osób, które z marketin-
giem nie mają nic wspólnego. Uznają jednak one, że wsparcie własnych wy-
powiedzi znaną koncepcją uwiarygodni ich wypowiedzi. Koncepcja ta jest im
jednak nieznana i zazwyczaj jest rozumiana w absolutnie błędny sposób. Nie
chodzi przy tym często o brak dobrej woli, ale raczej o ignorancję w tym za-
kresie. W 2006 r. ukazaniu się nowej książki Güntera Grassa pt. „Przy obiera-
niu cebuli” stanowiącej tom wspomnień z dzieciństwa i lat młodzieńczych, to-
warzyszyła prasowa informacja na temat wojennego epizodu Autora. Spowo-
dowała ona uruchomienie publicznej debaty m.in. na temat pozbawienia go
honorowego obywatelstwa Miasta Gdańska. Pytani o opinię na ten temat poli-
tycy, twierdzili, że zasługi Güntera Grassa dla pojednania polsko-niemiec-
kiego są ogromne, a dwutygodniowy epizod nie ma tu większego znaczenia.
Ponieważ informacja ta pojawiła się tuż przed ukazaniem się nowej książki,
zaczęto podejrzewać, że stanowi ona coś w rodzaju „chwytu marketingowe-
go” sprzyjającego komercyjnemu sukcesowi książki. Przykładów tego rodza-
ju jest znacznie więcej; mamy do czynienia z rodzajem „wyścigu” całkowicie
nieuprawnionych wypowiedzi, w których marketing jest odmieniany przez
niedopuszczalne przypadki. Można je zwłaszcza odnaleźć w wypowiedziach
polityków atakujących oponentów lub też krytyków sztuki obniżających rangę
sukcesów odnoszonych przez niektórych artystów. Wydaje się jednak, że w
wielu przypadkach stanowi to wyraz własnej bezsilności, a wykorzystanie sło-
wa „marketing” ma służyć łatwemu zdezawuowaniu osiągnięć innych.
Zdarzają się też przypadki w pełni świadomego wypaczania znaczenia
słowa „marketing”. Rozpowszechnienie elementarnej wiedzy na temat marke-
tingu sprawia, że inteligentni sprzedawcy potrafią w skuteczny sposób przeko-
nać potencjalnych klientów do zakupu niepotrzebnych im produktów lub us-
ług, uwypuklić nieistotne lub wręcz nieistniejące zalety produktu, wykorzys-
346
tać strach lub obawę przed zwykle wyimaginowanym zagrożeniem jako silny
motyw zakupu. W następstwie takich i podobnych im sytuacji dochodzi do os-
karżania marketingu o manipulację i wykorzystywanie łatwowiernych klien-
tów. I nie chodzi tu jedynie o wąski krąg tzw. „domo-„ lub „biurokrążców”, a
więc ludzi działających w sumie na niewielką skalę. Światowy kryzys finan-
sowy obnażył mechanizmy gigantycznych oszustw wielkich korporacji finan-
sowych tworzących skomplikowane, kompletnie niezrozumiałe dla klientów
produkty finansowe, których sprzedaż bazowała na podstawowej potrzebie
tych klientów związanej z zapewnieniem bezpieczeństwa finansowego na ko-
lejne lata. Oszukańcze praktyki nie wynikają jednak z koncepcji marketingu,
lecz z działań ludzi kierujących się niskimi pobudkami i zmierzających do
szybkiego wzbogacenia się.
Koncepcja marketingu ulega zmianom i przewartościowaniom w wy-
niku zmian warunków, w których jest stosowana i którym podlegają wszelkie
działania biznesowe. Dlatego też można bez większego trudu odnaleźć ewolu-
cyjny mechanizm przekształceń w marketingu. Inaczej definiowano i rozu-
miano marketing w latach 40. XX wieku, inaczej w latach 70., 90., czy w pier-
wszej dekadzie XXI wieku. W znakomity sposób ewolucję myślenia o marke-
tingu obrazują często cytowane definicje najpotężniejszej chyba w świecie in-
stytucji zajmującej się marketingiem, a mianowicie American Marketing As-
sociation (Amerykańskiego Stowarzyszenia Marketingu).
W latach 40. marketing definiowano jako „podejmowanie działań biz-
nesowych skierowanych na i odnoszących się do przepływu dóbr i usług od
producenta do konsumenta i użytkownika”1. Punkt ciężkości był położony na
kwestiach działań biznesowych odnoszonych do, de facto, dwóch podmiotów
– uczestników rynku. W kolejnych latach upowszechnianie marketingu w pra-
ktycznych działaniach w znaczny sposób rozszerzało zakres jego zastosowań i
kierowało uwagę nie tylko na działanie podmiotów na rynku, ale także na fun-
kcjonowanie organizacji niekomercyjnych. Marketing był określany jako
„proces planowania i wdrażania koncepcji, idei, dóbr i usług, ich cen, promo-
cji i dystrybucji, mający na celu wywołanie wymiany, która umożliwi zreali-
zowanie celów indywidualnych i organizacyjnych”2. Z kolei w pierwszej de-
1 American Marketing Association 1948. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction.
Sage Publications, London 2009. 2 American Marketing Association 1985. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction.
347
kadzie XXI wieku bardziej eksponowano w marketingu identyfikację, tworze-
nie, komunikowanie i dostarczanie wartości. W myśl definicji z roku 2004,
marketing „to funkcja organizacji oraz zestaw procesów służących tworzeniu,
komunikowaniu i dostarczaniu wartości nabywcom, a także zarządzaniu rela-
cjami z nabywcami w taki sposób, aby zapewnić korzyści tej organizacji i jej
interesariuszom”3. Natomiast w roku 2007 uznano, że „marketing jest działal-
nością, zbiorem instytucji i procesów zmierzających do tworzenia, komuni-
kowania, dostarczania i wymiany ofert postrzeganych jako wartościowe przez
nabywców, klientów, partnerów i całe społeczeństwo”4.
Sposoby definiowania marketingu nie przesądzają oczywiście o jego
miejscu i roli w praktycznych działaniach gospodarczych i pozagospodar-
czych. Jednak definicje American Marketing Association nie zostały przyto-
czone bez powodu. Można by w tym miejscu ukazać dużą liczbę definicji za-
wartych w uznanych w Polsce i na świecie klasycznych, sztandarowych pod-
ręcznikach marketingu. To jednak mogłoby spotkać się z zarzutem prezentacji
wyidealizowanych koncepcji teoretycznych. Wprawdzie takie definicje nie
odbiegałyby znacznie od przytoczonych wcześniej, ale warto zdawać sobie
sprawę z faktu, że zawarte w definicjach AMA stwierdzenia pochodzą od
praktyków marketingu, a więc odzwierciedlają ich obserwacje praktycznych
działań marketingowych prowadzonych przez podmioty rynkowe oraz od-
zwierciedlają określone zmiany i tendencje w tych zjawiskach.
Marketing można zatem traktować jako „celowy sposób postępowania
na rynku, oparty na zintegrowanym zbiorze instrumentów i działań oraz orien-
tacji rynkowej”5. Wykorzystywanie marketingu oznacza respektowanie trzech
następujących zasad postępowania:
zorientowanie działalności na nabywców,
zintegrowany sposób stosowania instrumentów oddziaływania,
dążenie do osiągania przyjętych celów.
Pierwsza zasada związana z orientacją na nabywców oznacza, że pun-
Sage Publications, London 2009, s.32.
3 American Marketing Association 2004. Na podstawie: Ch. Gronroos, On Defining Marketing: Finding a New Roadmap for Marketing, Marketing Theory, 2006, nr 4, s.397.
4 American Marketing Association 2007. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction.
Sage Publications, London 2009, s.32. 5 Marketing. Koncepcja skutecznych działań. Praca zbiorowa pod red. Lechosława Garbarskiego. PWE,
Warszawa 2011, s. 27.
348
ktem wyjścia działań są nabywcy i ich potrzeby. Oznacza to przewartościo-
wanie sposobu działania przedsiębiorstwa, w wyniku którego ważniejsze jest
zajmowanie się obecnymi i potencjalnymi nabywcami niż własnymi produkta-
mi. Klasyk marketingu Theodore Levitt ujął tę zasadę w zaleceniu wskazują-
cym, że każda firma musi nauczyć się myśleć o sobie nie jako o producencie i
sprzedawcy produktów, lecz jako o nabywcy przychylności klientów. Prak-
tyczne stosowanie pierwszej zasady marketingu wymaga szerokiego wykorzy-
stania różnych źródeł informacji oraz prowadzenia badań marketingowych.
Orientacja działalności na nabywców, szeroko utożsamiana z orienta-
cją rynkową często opisywaną w literaturze jako działanie napędzane przez
rynek (market driven) była przez wiele dziesięcioleci punktem odniesienia dla
działań praktycznych. Jednak w miarę upływu czasu okazało się, że tego typu
podejście jest z jednej strony (wbrew pozorom) podejściem biernym, z drugiej
zaś może prowadzić do poddawania się mało wymagającym gustom klientów
i ich schlebianiu. W latach 90. XX wieku, a także w pierwszej dekadzie wieku
XXI można obserwować bardziej aktywne działania związane ze zmianami
rynku (market driving). Działania tego typu to próby aktywnego oddziaływa-
nia na potencjalnych nabywców i swoistego rodzaju „podpowiadanie” im,
czego powinni chcieć (zamiast oferowania im tego, czego chcą), a więc ucze-
nie ich zachowań pożądanych. Klasycznym przykładem działań tego typu są
kampanie oferowania zimowych opon do samochodów. Gdyby postępować
według reguł „market-driven” to opony takie nie powstałyby, ponieważ klien-
ci nie byliby w stanie nazwać i opisać tego typu potrzeby. Niezbędne stają się
w takiej sytuacji kampanie uczące klientów stosowania takich technicznych
rozwiązań w samochodach, które zapewniałyby większe bezpieczeństwo jaz-
dy w trudnych warunkach zimowych („market-driving”). Dopiero świado-
mość klientów w tym zakresie może prowadzić do zmian utartych nawyków.
Druga zasada marketingowego sposobu myślenia i działania dotyczy
zintegrowanego sposobu stosowania przez przedsiębiorstwo instrumentów od-
działywania na rynek. Instrumenty, które stosują przedsiębiorstwa, obejmują
m.in. procesy komunikowania (np. reklamę, sprzedaż osobistą, public rela-
tions), kształtowanie cen (np. ustalanie poziomu cen, wyznaczanie marż, sto-
sowanie rabatów), produktu (np. kształtowanie właściwości produktu, opako-
wania, marki, gwarancji), dystrybucji (np. wybór pośredników handlowych,
fizyczny przepływ produktów). Nie chodzi jednak o samo wykorzystywanie
349
instrumentów lub wręcz tylko niektórych spośród nich. Istotny jest taki sposób
ich stosowania, który zakłada wykorzystywanie wzajemnych zależności i efe-
któw synergicznych, które mogą pojawić się w wyniku jednoczesnego ich
kształtowania. Często występujące skojarzenie marketingu z reklamą i innymi
działaniami promocyjnymi nie znajduje więc żadnego uzasadnienia w kon-
cepcji marketingu. Narzędzia te stanowią wprawdzie bardzo ważny instrument
marketingu, ale mogą być i często są stosowane w takich sposobach działania,
które z marketingiem nie mają nic wspólnego.
Trzecia zasada charakteryzująca marketingowy sposób działania i my-
ślenia jest związana z dążeniem przedsiębiorstwa do osiągania przyjętych ce-
lów. Cele przedsiębiorstwa są często utożsamiane z maksymalizacją zysku.
Ale ponieważ marketing jako koncepcja działania, co już wskazano, nie jest
wykorzystywany wyłącznie przez przedsiębiorstwa, to cele mogą być rozpat-
rywane także w innych wymiarach. Dotyczy to działania m.in. organizacji nie-
komercyjnych, instytucji administracji rządowej czy samorządowej. W wielu
dziedzinach życia (np. ochrona zdrowia, edukacja, kultura) osiąganie zysku
nie stanowi celu działania instytucji czy organizacji. Cele te raczej odnoszą się
do zaspokajania pewnych kategorii potrzeb (np. promowania aktywnego stylu
życia, wspomagania osób niepełnosprawnych, wspomagania rozwoju nauki
czy edukacji), a zatem nie mają charakteru komercyjnego. Klasycznymi przy-
kładami tego typu działań są obecnie prowadzone szerokie kampanie pomocy,
np. „First World Problems” nawołująca do wsparcia finansowego działań
zmierzających do udostępniania czystej wody tym, którzy jej nie mają bądź
też „World Humanitarian Day”, wykorzystującej wizerunki znanych osób do
u-dzielania pomocy potrzebującym. Także w Polsce mamy wiele przykładów
kampanii propagujących pożądane zachowania związane np. z bezpieczeń-
stwem na drogach6.
Wizerunek marketingu
Pomimo powszechności powyższych zasad i ich stałej obecności we
wszystkich podręcznikach i monografiach z zakresu marketingu, obserwacja
6 Kampanie odbywały się m.in. pod hasłami: „Zapnij pasy. Włącz myślenie”, „Piłeś? Nie jedź”, Stop
wariatom drogowym”.
350
rzeczywistych działań przedsiębiorstw wskazuje na liczne od nich odstępstwa.
Nieliczenie się z zasadami zdrowego żywienia, zwiększanie szybkości obrotu
poprzez działania promocyjne wspierające wzrost konsumpcji, przyczynianie
się do nadmiernego wykorzystywania zasobów naturalnych to kolejne przy-
kłady zarzutów stawianych marketingowi. Ale tego typu działania skłaniają do
postawienia pytania o kwestie etyki w marketingu. Sądzę, że nie jest to jednak
problem „etyczności marketingu”, lecz problem „etyczności” ludzi wykorzy-
stujących marketing w praktycznym działaniu.
Siła oddziaływania wielu instrumentów marketingu sprawia, iż nie-
uczciwi przedsiębiorcy i menedżerowie stosując je, przyczyniają się do oskar-
żania marketingu o manipulatorskie zapędy. Takie odczucia narastają w wielu
krajach, nie tylko w Polsce. Ta kwestia jest więc związana z pytaniem o spo-
łeczny wizerunek marketingu.
Kilka lat temu Katedra Marketingu Uniwersytetu Ekonomicznego w
Krakowie przeprowadziła badania dotyczące wizerunku marketingu w Pol-
sce7. W badaniach z 2008 roku na reprezentatywnej próbie Polaków stwier-
dzono, że odsetek respondentów określających działania marketingowe przed-
siębiorstw jako skuteczne wyniósł 85,7%, jako zgodne z prawem 70,4%, jako
natrętne 65,4%, jako kontrowersyjne 52,6%, jako agresywne 48,7%, jako
irytujące 48,5%, jako uczciwe i etyczne 41%8.
Zastanawiające są skojarzenia z marketingiem, które wykształciły się
w ostatnich latach w Polsce. Wprawdzie najszerzej akceptowane opinie na te-
mat marketingu mają charakter pozytywny (ponad 90% respondentów uważa,
że marketing jest czymś niezbędnym w biznesie i skutkuje większymi możli-
wościami wyboru produktów i usług dla klientów), to prawie połowa respon-
dentów uważa, że w wyniku działań marketingowych ceny produktów są wy-
ższe. Niepokojący jest fakt, iż 75% Polaków postrzega marketing jako sztukę
manipulowania klientem. Wśród tych osób, których stosunek do marketingu
jest negatywny odsetek ten wzrasta do blisko 90%. Natomiast wśród respon-
dentów deklarujących pozytywny stosunek do marketingu, upatrujący w mar-
ketingu manipulację stanowią ponad 70% respondentów. Jest to prawdopo-
dobnie rezultatem tych działań menedżerów, którzy są nakierowani na krótko-
7 Patrz szerzej: Wizerunek marketingu w Polsce. Pod redakcją Romana Niestroja. Wydawnictwo Uniwer-
sytetu Ekonomicznego w Krakowie. Kraków 2009. 8 Jw., s. 97.
351
okresowe wyniki finansowe. Ich działania prowadzą do „skrzywienia” obrazu
marketingu. Warto dodatkowo porównać opinie na temat roli marketingu wy-
rażane przez różne grupy respondentów, którzy brali udział w badaniu (próba
liczyła 1021 osób). Przedstawia je tabela 1.
Tab. 1. Opinie na temat roli marketingu w Polsce w przekroju poszczególnych grup
respondentów.
Opinie na temat marketingu Społe-
czeństwo
Studenci
i absol-
wenci
Firmy
Społe-
czeństwo
zdaniem
naukowców
Marketing to tak naprawdę to
samo co reklama i promocja 69,9 56,0 48,5 88,1
Marketing to sztuka manipulo-
wania klientem 81,3 87,4 63,6 88,5
Marketing to coś nieodzownego
w biznesie 93,6 92,4 95,5 78,9
Marketing to interesująca dzie-
dzina dla kariery zawodowej 83,3 70,0 88,1 71,9
Marketing to coś, co niepo-
trzebnie podnosi ceny produk-
tów
60,0 34,7 16,1 59,9
Marketing to różne techniki
zwiększania wielkości sprzeda-
ży firmy
96,2 97,3 97,1 95,2
Marketing to coś, co skutkuje
większymi możliwościami
wyboru dla klientów
83,5 80,6 79,3 53,4
Marketing to filozofia działania
firm uwzględniająca przede
wszystkim potrzeby klientów
69,1 66,0 73,6 34,8
Marketing to dziedzina wiedzy
oparta na solidnych naukowych
podstawach
72,1 71,4 82,4 26,1
Tak naprawdę nie wiadomo, o
co chodzi w tym całym marke-
tingu
54,4 16,8 4,9 -
Źródło: Wizerunek marketingu w Polsce …, op.cit., s.109 (wybrane opinie na pod-
stawie tabeli 5.1).
Analizując opinie w ramach wyróżnionych w tabeli grup, można za-
352
uważyć, że w obrębie przeważającej większości kategorii opinii nie ma
ogromnych różnic. Widać ją natomiast w ostatnim stwierdzeniu sprowadzają-
cego się do braku jasnego określenia istoty marketingu. Ponad połowa człon-
ków społeczeństwa nie wie o co chodzi w marketingu, natomiast w przypadku
firm to tylko niespełna 5%. Warto jednak odnotować, że ponad 80% społe-
czeństwa zauważa, że dzięki marketingowi zwiększają się możliwości wyboru
produktu na rynku. Natomiast niepokojąco wysoka opinia o manipulacjach
dokonywanych za pomocą marketingu skłania do postawienia pytania o etykę
działań marketingowych.
Etyka marketingu
Kategoria „etyka marketingu” może być rozumiana jako „…nazwa
ogólna etosu charakterystycznego dla działalności gospodarczej, a więc fak-
tycznych wartości i norm rządzących zachowaniami ludzi zaangażowanych w
ten rodzaj działalności”9. Można też definiować tę kategorię jako „… syste-
matyczne badania nad wpływem standardów moralnych na decyzje marketin-
gowe, zachowania i organizacje”10
. Normy moralne nie są jednak automatycz-
nie powszechnie respektowane. Dotyczy to zwłaszcza działań gospodarczych.
Ponieważ przedsiębiorstwa nie kierują się zazwyczaj w swoich działaniach
normami etycznymi, uważa się często, że obowiązkiem menedżerów i przed-
siębiorców jest podnoszenie zysków przedsiębiorstwa11
. Łamanie zasad
etycznych jest zatem konsekwencją pokusy uniknięcia niektórych kosztów,
które należałoby ponieść, uproszczenia działalności i niezbędnych przedsię-
wzięć, zwykłego wygodnictwa i niedbalstwa. Wymienione powyżej przyczy-
ny odnoszą się jednak do konkretnych osób, decydentów, wykonawców decy-
zji, a nie do marketingu jako takiego.
Niektóre z pokazanych powyżej dylematów są dylematami pozorny-
mi. Wydaje się powszechnie, że w krótkich okresach łamanie podstawowych
zasad etycznych przynosi decydentom szereg korzyści. Mają one głównie
9 W. Gasparski, Etyczność marketingu – marketingiem etyczności. W: Kontrowersje wokół marketingu w
Polsce – tożsamość, etyka, przyszłość. Redakcja naukowa Lechosław Garbarski. Wydawnictwo WSPiZ
im.L. Koźmińskiego, Warszawa 2004, s.206. 10 Murphy P.E., Laczniak G.R., Bowie N.E., Klein T.A., Ethical Marketing: Basic Ethics in Action. Pren-
tice Hall. Uppear Saddle River 2005, s.17. 11 Por. J. Dietl, W. Gasparski, Etyka biznesu. PWN, Warszawa 1997, s. 148.
353
wymiar finansowy. Jednak konsumenci, kontrahenci czy dostawcy w okresie
dłuższym, doświadczając różnego typu niedogodności lub wręcz nieuczciwo-
ści, zmieniają swoje nastawienie do tego typu przedsiębiorstw. W konsekwen-
cji łamanie zasad etycznych powoduje wiele negatywnych skutków, np. po-
gorszenie wizerunku przedsiębiorstw, utratę zaufania czy utratę wiarygodno-
ści.
Zasady etycznego postępowania w różnym stopniu mogą przenikać do
procesu podejmowania decyzji marketingowych przez menedżerów w przed-
siębiorstwach oraz organizacjach. P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders i V.
Wong wyróżniają w tym zakresie dwie odmienne postawy12
. Pierwsza z nich
czerpie uzasadnienie z podstawowych zasad wolnego rynku i w związku z
tym nakazuje respektowanie obowiązującego prawa, natomiast kwestia ocen
moralnych dotyczących podejmowanych decyzji gospodarczych jest poza
dyskusją. Oznacza to praktycznie respektowanie zasady: wszystko, co nie jest
zabronione jest dozwolone. Druga postawa nawiązuje do swoistego rodzaju
zobowiązania respektowania pewnego rodzaju „odpowiedzialności społecz-
nej”; to zaś oznacza kształtowanie zachowań społecznie odpowiedzialnych i
etycznych.
S. Hollensen, oceniając znaczenie etyki w działaniach podmiotów go-
spodarczych, wyróżnił cztery poziomy zaangażowania13
. Poziom pierwszy jest
związany z łamaniem prawa i w związku z tym jest oceniany jako typowe
działanie nieetyczne, a tym samym jest to działanie nie do zaakceptowania.
Poziom drugi na skali zachowań etycznych oznacza wypełnianie zo-
bowiązań przedsiębiorstwa najmniejszym kosztem, co w wielu sytuacjach
wręcz zbliża do granicy prawa. Wprawdzie przedsiębiorstwo z formalnego
punktu widzenia nie łamie prawa, ale zaangażowanie w sprawy etyki jest zni-
kome.
Poziom trzeci jest związany z zachowaniami, które można określić ja-
ko standardowe. W takiej sytuacji przedsiębiorstwa respektują, poza podsta-
wowymi zasadami i standardami wynikającymi z regulacji prawnych, także
akceptowane i uznawane powszechnie zasady działania innych podmiotów,
np. dostawców, konkurentów i organizacji społecznych. Oznacza to przygoto-
12 Por. P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders, V. Wong, Marketing. Podręcznik europejski. PWE, Warszawa
2002, s. 99. 13 S. Hollensen, Marketing Management. A Relationship Approach. FT Prentice Hall, Harlow 2003, s. 712,
354
wywanie, a później respektowanie dobrowolnych kodyfikacji branżowych
(Kodeksów Etyki) oraz innych zasad działania organizacji, korporacji, itp.
Taka postawa nie jest więc wymuszona regułami prawa, ale jest związana z
odczuwaną potrzebą pozytywnego oddziaływania na życie społeczne, warunki
środowiska naturalnego, sprzyjania społecznościom lokalnym, itp.
Czwarty poziom zaangażowania jest związany ze stałym działaniem
w myśl „ducha etyki”. S. Hollensen upatruje owego „ducha etyki” w odnie-
relacjach z klientami (ceny, jakość produktów, reklama, itp.),
relacjach branżowych (transfer technologii, badania i rozwój, rozwój in-
frastruktury, stabilność organizacyjna, itp.),
relacjach politycznych (respektowanie prawa, łapówki i inne działania o
charakterze korupcyjnym, ulgi podatkowe, ochrona środowiska, itp.).
W klasycznym podejściu do marketingu uwzględnia się kilka zasadni-
czych kategorii. Odnoszą się one do segmentacji rynku, wyboru tzw. rynku
docelowego, pozycjonowania oferty oraz opracowania struktury instrumentów
oddziaływania na rynek. Potencjalnie istotne zagrożenia etyczne występują
głównie w obrębie stosowania poszczególnych instrumentów marketingu15
, w
tym zwłaszcza:
produktu, np. wprowadzanie i wycofywanie produktów, ochrona patento-
wa, zmniejszenie wielkości opakowania przy nie zmienionej cenie, niska
jakość produktu, niekorzystne warunki gwarancji, produkty niebezpieczne
(zwłaszcza dla dzieci), brak lub słaba obsługa posprzedażowa, nieuczciwe
opakowania i oznakowanie, zanieczyszczanie środowiska opakowaniami,
14 Jw., s. 712-713. 15 Na podstawie: Peter J.P. Donelly J.H.,A Preface to Marketing Management. Richard D. Irwin, Burr
Ridge 2000; Pride W.M., Ferrell O.C., Marketing: Concepts and Strategies. Houghton Mifflin. Boston 1997; P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders, V. Wong, Marketing. Podręcznik europejski. PWE, War-
szawa 2002.
355
dodawanie bezużytecznych cech w celu podniesienia ceny,
komunikowania z rynkiem, np. nieuczciwa reklama porównawcza, prze-
sadzone (fałszywe) stwierdzenia dotyczące produktu, korumpowanie
przedstawicieli sprzedażowych, reklama skierowana do dzieci, apele re-
klamowe kreujące strach lub odwołujące się do seksu, sprzedawcy na-
chalni lub wprowadzający w błąd,
cen, np. zmowy cenowe konkurentów, ceny paskarskie, praktyki kredyto-
we wprowadzające w błąd,
dystrybucji, np. oportunistyczne zachowania uczestników kanałów dys-
trybucji, fundusze płacone detalistom za udostępnienie półek sklepowych,
Food na Facebooku posiada ponad 5 tysięcy fanów5, a ich liczba stale wzrasta.
Zdjęcie znajdujące się w tle profilu oraz zdjęcie główne są zintegrowane z
wyglądem oficjalnej strony sklepu oraz bloga kulinarnego. Taka spójność daje
odbiorcy poczucie bezpieczeństwa, wzrasta również rozpoznawalność marki.
Codzienna komunikacja firmy na Facebooku opiera się na kilku filarach: pre-
zentowanie produktów i propozycji kulinarnych, ciekawostki zdrowotne, ak-
tywizacja użytkowników oraz konkursy. Za ogromny sukces marki uznać
3 Zob. T. Baran, A. Miotk, Blogerzy w Polsce 2012, znajomość, wizerunek, znaczenie, online [dostęp
28.04.13]: http://pbi.org.pl/aktualnosci/Blogerzy%20w%20Polsce%202013%20%2818kwi13%29.pdf . 4 G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 59. 5 Dane pochodzą z dnia 29.04.2013 http://www.facebook.com/fitnessfood?hc_location=stream .
363
należy fakt, iż bez względu na tematykę publikacji liczba osób lubiących i ko-
mentujących wpis oscyluje w granicach 20-30 osób.
Jedną z najczęściej podejmowanych dyskusji dotyczących marketingu
społecznościowego (social media marketing) jest próba odpowiedzi na pyta-
nie czy media społecznościowe sprzedają? Nie dochodzi do tego bezpośred-
nio, ale wykreowanie odpowiedniego contentu, a także nieustanne podtrzy-
mywanie zainteresowania odbiorców w sposób pośredni wywołuje wymierne
korzyści handlowe. Skuteczną metodą przyciągnięcia uwagi internautów jest
storytelling, polegający nie tylko na opowiadaniu historii marki, ale także
wizualizacji celów i założeń samych konsumentów. Seth Godin w jednej ze
swoich książek wysunął tezę, iż marketing to tworzenie historii, w którą kon-
sument będzie chciał uwierzyć6. W społecznościach najbardziej wyróżniają
się marki potrafiące opowiadać o sobie w formie graficznej. Główną strategią
Fitness-Food jest nawiązywanie do marzeń wizerunkowych oraz prezentowa-
nie metamorfoz zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Zygmunt Bauman
zauważył, że w dobie postępującej globalizacji kult ciała rośnie niemal wprost
proporcjonalnie do osiągnięć technicznych, a współczesny człowiek nigdy nie
jest wystarczająco wysportowany, modny czy aktywny7. Nieustanne dążenie
do poprawy własnego wizerunku prowadzić może do zaburzeń odżywiania i
chorób cywilizacyjnych. Marka oferująca zdrową żywność jest szczególnie
narażona na insynuacje sugerujące nakłanianie do nadmiernego odchudzania.
Zalążki kryzysu wywołanego tą tematyką zauważyć można było na profilu
marki w okresie marca – kwietnia 2013. Komentarze umieszczane pod propo-
zycjami kulinarnymi coraz częściej zawierały negatywne wypowiedzi sugeru-
jące, iż artykuły spożywcze oferowane przez Fitness-Food nie należą do kate-
gorii zdrowych, ze względu na swoją kaloryczność. Zagrożenie dla marki było
poważne, gdyż została zakwestionowana jej wiarygodność, a skutki tej sytu-
acji mogły doprowadzić do upadku firmy. Nie doszło do tego dzięki nieustan-
nemu monitorowaniu profilu oraz szybkiej reakcji moderatorów. Właściciel
firmy zdecydował się na ryzykowne, ale w rezultacie skuteczne działanie –
zmianę lokalizacji dyskusji. Stanowisko marki nie zostało umieszczone w
komentarzach, ale zaprezentowano je w postaci odrębnej publikacji, której
zadaniem było przekonanie odbiorców, iż zdrowe odżywianie nie jest równo-
6 Zob. S. Godin, All marketers are liars, New York, 2009, s. 3-4. 7 Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 125.
364
znaczne z odchudzaniem, lecz odpowiednim dobieraniem składników i kom-
ponowaniem potraw bogatych w witaminy i wartości odżywcze niezbędne do
codziennego oraz prawidłowego funkcjonowania ludzkiego organizmu. Pro-
ponując lekturę artykułu na portalu Potreningu.pl marka pokazała, że wiedzę
na ten temat pozyskuje od osób kompetentnych w tej dziedzinie.
Kolejną strategią marketingu społecznościowego marki jest organiza-
cja konkursów, których swoisty przesyt na Facebooku sprawił, że internauci
biorą udział wyłącznie w tych rywalizacjach, które ich szczególnie interesują
oraz wymagają od nich większego zaangażowania. Wbrew powszechnym
tendencjom aplikacje wymagające zbierania „lajków” są uznawane za mało
atrakcyjne. Na przełomie marca i kwietnia 2013 roku Fitness-Food organizo-
wał na swoim profilu dwa konkursy. Pierwszy należał do kategorii długofalo-
wych rywalizacji i był nawiązaniem do strategii Nike, gdyż wykorzystywał
popularną w Polsce aplikację przeznaczoną na smartfony z androidem – en-
domondo. Program ten służy do kalkulowania spalonych kalorii w trakcie
treningu, rejestrowania trasy biegu, a także pomiaru tętna i nawodnienia orga-
nizmu. Sklep ze zdrową żywnością postanowił zachęcić swoich odbiorców do
większej aktywności i zaproponował im rywalizację rowerową, a dla osoby,
która w ciągu miesiąca przejedzie największą liczbę kilometrów przewidziany
był bon o wartości 100 zł do wykorzystania w sklepie internetowym marki.
Użytkownicy wymieniający się wynikami i wzajemnie się motywują-
cy przyznają, że jest to skierowanie aktywności na nowy poziom, a wykorzy-
stanie usług geolokalizacyjnych dostępnych w najnowszych telefonach ko-
mórkowych świadczy o nieustannym monitorowaniu gustów i poziomu ak-
tywności życia użytkowników. Wszystko to stanowi praktyczną odpowiedź na
naturalną potrzebę rywalizacji, o której pisał Paweł Tkaczyk oraz Grzegorz
Mazurek, który za D. Banksem przywołuje teorię Maslowa dostosowaną do
modelu rzeczywistości globalnej. Potrzeba akceptowania i szacunku jest za-
spokajana właśnie poprzez aktywne działanie w grupie internetowej, a samo-
realizacja dokonuje się poprzez dzielenie się własnymi osiągnięciami na fo-
rach czy portalach społecznościowych8. Kasina Stasiuk-Krajewska zauważa
natomiast, że w dobie Internetu zmieniły się podstawowe funkcje zabawy, jej
celem nie jest już oderwanie od świata rzeczywistego, ale nawiązanie z nim
8 Zob. G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 133.
365
głębszego kontaktu, próba płynnego przejścia i balansowania pomiędzy tymi
pozornie odrębnymi płaszczyznami. Świat zabawy i gry prowadzonej za po-
mocą nowoczesnych technologii ma niejako stanowić umocnienie związków z
rzeczywistością analogową. Straciła ona swoją nieautoteliczność i spontanicz-
ność, stając się czynnikiem niezbędnym do prawidłowego funkcjonowania
kultury. Jest to szczególnie widoczne właśnie przez wykorzystanie elementów
gry w działaniach promocyjnych9.
Drugi konkurs zastał zaprojektowany przez samych użytkowników
poprzez metodę crowdsourcing. Z okazji polubienia profilu przez 5 tysięcy
osób, marka poprosiła swoich odbiorców o wymyślenie konkursu, a także
nagrody. Tak duża swoboda pozostawiona internautom jest ryzykowną takty-
ką, gdyż istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo pojawienia się zbyt wygó-
rowanych żądań, marka Fitness-Food nie spotkała się jednak z tym proble-
mem, co świadczy o tym, że osoby odwiedzające jej profil są realnie zaintere-
sowane produktami. Pod wpisem z propozycjami konkursów wywiązała się
merytoryczna dyskusja dotycząca regulaminu organizowania rywalizacji na
Facebooku, tego, co jest dozwolone, a czego należy unikać. Konsumenci
przyznali, iż nie są zainteresowani konkursem, w którym zwycięzcą jest osoba
z największą liczbą subskrypcji czy „lajków”. Moderatorzy nie pozostawiali
wpisów bez odpowiedzi, każdy pomysł był analizowany. Ostateczna postać
konkursu jest niewątpliwie efektem tych dyskusji – rywalizacja polegała na
miały odwzorowywać zasady żywienia promowane przez markę. Pierwsze dni
zabawy upłynęły w atmosferze oczekiwania, gdyż nadesłana została tylko
jedna praca. Branżowe poradniki dotyczące marketingu społecznościowego w
takiej sytuacji nakazują czekać i nie przypominać zbyt często o konkursie,
nazywając taką komunikację zbyt inwazyjną10
. Fitness-Food nie skorzystał z
tych rad i po kilku dniach na profilu pojawił się wpis sugerujący, że osoba,
która wzięła dotychczas udział w konkursie ma ogromną szansę wygrać, gdyż
nikt inny nie jest zainteresowany nagrodą. Ten ironiczny komunikat okazał się
być doskonałym motywatorem, a w przeciągu kilku dni rywalizacja zyskała
kolejnych uczestników. Sytuacja ta dowodzi, że niejednokrotnie balansowanie
9 Zob. K. Stasiuk-Krajewska, Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez
zabawę, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 219. 10 P. Jaroszyński, 7 grzechów konkursów na FB, [w:] „Marketing w Praktyce” nr 3/2012.
366
na granicy ryzyka jest właściwą metodą, a odwołanie się do sumienia inter-
nautów przynosi zamierzone rezultaty.
Fitness-Food podobnie jak wiele innych marek (również tych świato-
wych) popełnia ogromny błąd, orientując całą swoją uwagę i strategię marke-
tingową wokół działań na Facebooku. W marcu 2013 roku na oficjalnym pro-
filu pojawiła się informacja zapraszająca użytkowników do odwiedzenia wi-
tryn firmy na Twitterze i Google+, niestety platformy te w przeciwieństwie do
Facebooka i bloga nie zostały docenione przez Fitness-Food, a umieszczane
na nich wpisy są kopiowane z Facebooka. Marka nie dostrzega procesu sy-
multanicznej komunikacji, która w dobie globalizacji funkcjonuje w postaci
syntezy kilku przestrzeni. Większość internautów korzysta co najmniej z
dwóch portali społecznościowych, właśnie ze względu na ich ogromną różno-
rodność, odmienne są ich cele i metody działania, więc strategia marki rów-
nież powinna być zróżnicowana. „Twitter stanowi nie tylko najszybsze oparte
na piśmie medium w historii, ale jest również najlepiej zintegrowaną kombi-
nację interpersonalnej i masowej komunikacji, jaka kiedykolwiek powstała”11
.
Moderatorzy Fitness-Food nie dokonują nawet drobnych przeformułowań
komunikatów, każdy z nich jest dokładną kopią wpisu z Facebooka i jest
wzbogacony o link do tej platformy. Działanie to powoduje, że marka posia-
dająca ponad 5 tysięcy fanów na Facebooku ma zaledwie 49 obserwujących
na platformie mikroblogowej. Generowanie wpisów wyprowadzających od-
biorcę z serwisu w kierunku zewnętrznych witryn jest bowiem uważane za
jeden z podstawowych błędów marketingu społecznościowego.
Portale społecznościowe są przestrzenią, w której reklamować się mo-
że niemal każdy. Badania marketingowe jednoznacznie wskazują, że zmienił
się nasz sposób kupowania. Istotny i ciekawy jest fakt, iż coraz częściej się-
gamy po produkty lokalne, wytwarzane przez małe przedsiębiorstwa. Jest to
skutek wielu przeprowadzonych kampanii społecznych wspierających lokalne
wartości. Konsumenci coraz chętniej sięgają po wyroby hand made czy regio-
nalne uprawy. Daje im to poczucie bezpieczeństwa, ale również wrażenie
walki z wielkimi korporacjami wykorzystującymi swoich pracowników. „W
sferze deklaratywnej nabywcy cenią przyjęcie przez przedsiębiorstwa odpo-
wiedzialności i przekładają ten fakt na pozytywny wizerunek przedsiębiorstwa
11 P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 210.
367
(...)”12
. Zygmunt Bauman zauważa, że znakiem współczesnej konsumpcji jest
zatarcie się granicy między kupowaniem a pozostałymi obszarami naszego
życia. Potoczne stwierdzenie, iż jesteśmy tym, co kupujemy stało się rzeczy-
wistością. Kupujemy określone przedmioty, gdyż chcemy być postrzegani
przez ich pryzmat13
. Nie nabywamy wyłącznie rzeczy, ale określony styl ży-
cia, do którego nieustannie dążymy. Świat współczesnej techniki oraz marke-
tingu zmienia kierunek, nie potrzebuje już masy, która jeszcze do niedawna
była jego osią. Przedsiębiorcy muszą być świadomi, iż nowy kierunek biznesu
zwany customization odrzuca ujednolicenie, zastępując je kreatywnością pro-
duktów tworzonych według indywidualnych potrzeb odbiorcy14
.
Zaprezentowane poniżej przedsiębiorstwa są prowadzone przez młode
kobiety, które zmieniły swoją pasję w sposób na życie (Beretta-art i Flower-
Felt Design). Produkowana przez nie biżuteria hand made staje się coraz bar-
dziej popularna, a firmy te stanowią niewątpliwie modelowe przykłady repre-
zentujące najpopularniejsze trendy w branży, pokazujące, iż tę samą kategorię
produktów, z tego samego stopnia rozwoju przedsiębiorstwa można promo-
wać mniej lub bardziej skutecznie. Analiza ta ma na celu ukazanie zależności
wyboru technik marketingowych na wzrost sprzedaży, obrazując równocze-
śnie, że sam produkt nie jest najistotniejszym czynnikiem decydującym o
sukcesie rynkowym.
Beretta-art wykorzystuje Facebookową tablicę w sposób nietypowy,
czy wręcz kontrowersyjny, gdyż stała się ona swoistym substytutem sklepu
internetowego. „Według zasady marketingu wartości firma powinna więk-
szość swych zasobów kierować na inwestycje marketingowe tworzące war-
tość. Wiele działań w ramach marketingu — jednorazowe promocje sprzeda-
ży, niewielkie zmiany opakowań, pompatyczna reklama — może zwiększyć
sprzedaż w krótkim okresie, jednak dodaje mniej wartości niż zrobiłaby to
rzeczywista poprawa jakości, cech użytkowych czy wygody produktu. Światły
marketing wzywa do budowania długofalowej lojalności u klientów przez
stałe zwiększanie wartości, jaką klient otrzymuje z oferty marketingowej fir-
12 M. Stefańska, Nabywcy a komunikacja marketingowa społecznie odpowiedzialnych przedsiębiorstw
hurtu detalicznego, [w:] Komunikacja rynkowa, strategie i instrumenty, Red. B. Pilarczyk, Poznań 2011, s. 327.
13 Zob. Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 90. 14 Zob. K. Krzysztofek, Skonsumowany konsument czyli samokonsumujące się społeczeństwo, [w:] Homo
creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 192.
368
my”15
. Brakuje tu angażujących komunikatów czy treści niezwiązanych bez-
pośrednio ze sprzedażą produktów. Sporadycznie autorka publikuje informa-
cje o wygranych przez siebie konkursach i zdobytych wyróżnieniach, główną
osią komunikacji są jednak wytwarzane przez nią elementy biżuterii, opatrzo-
ne bezpośrednią prośbą zachęcającą do ich zakupu. Bez wątpienia autorka
marki łamie szereg podstawowych zasad związanych z modelową komunika-
cją w przestrzeni społecznościowej. Jednym z kluczowych błędów powtarza-
nych jak mantra w magazynach branżowych jest swoista akwizycja, internauci
odwiedzają portale w celach towarzyskich. Osoby szukające rozrywki nie
będą zainteresowane bezpośrednią sprzedażą, można ich zachęcić wartością
dodaną: podzielić się sposobem wyrobu określonych produktów, wydarze-
niami w branży czy filmami instruktażowymi. Żaden z tych sposobów nie jest
wykorzystywany przez Beretta-art, brak tu najmniejszego elementu viral mar-
keting. Z drugiej jednak strony w niewielkim stopniu model ten nawiązuje do
panującej w świecie fashion strategii nie tworzenia bezwartościowych komu-
nikatów. Odbiorcy marek modowych i jubilerskich oczekują zaprezentowania
im najnowszej kolekcji, limitowanych edycji produktów, które nie są dostępne
w żadnym innym miejscu. Bez wątpienia projektantka skupiła swoją uwagę na
wpisach ukazujących charakter jej biżuterii, brakuje tu jednak historii, która
stałaby się bazą do dyskusji i stworzenia pasjonującej narracji.
Na profilu projektantki niemal nie dochodzi do sytuacji kryzysowych,
nie jest to jednak wynik doskonale prowadzonej strategii komunikacyjnej,
lecz niewielkiego zaangażowania ze strony internautów. Z tego samego po-
wodu 30 września 2012 roku artystka nie wzbudziła szumu wokół swojej
marki i nie wywołała poważnego kryzysu wizerunkowego. Zaistniała sytuacja
nie różni się znacznie od tych, które dotykają wielkie firmy – niezadowolony
bloger wyrażający negatywną opinię o produkcie lub korzystający ze zdjęć
marki bez jej zgody. Beretta-art umieściła na swojej osi czasu link do serwisu
aukcyjnego allegro, na którym pojawiła się aukcja opatrzona zdjęciem jej
biżuterii. Jest to niewątpliwe naruszenie i autorka bez wątpienia miała prawo
domagać się usunięcia zdjęcia, mimo to, metoda rozwiązania konfliktu ukaza-
ła projektantkę w negatywnym świetle. Beretta-art nie zdecydowała się na
koncyliacyjną publikację lub prywatną korespondencję z osobą wykorzystują-
15 P. Kotler, Marketing podręcznik europejski, Warszawa 2002, s. 53.
369
cą jej pracę, lecz zamieściła na swoim profilu niezwykle oskarżycielski i wul-
garny wpis. Brak reakcji ze strony internautów ukazuje, iż nie są oni związani
z marką na tyle, by osobiście jej bronić.
Odmienny sposób komunikacji zauważalny jest na profilu marki Flo-
werFelt Design, rozmowa z konsumentem poprzez ogólne pytania niezwiąza-
ne z branżą jest uznawana za swoisty wypełniacz właściwych i rzetelnych tre-
ści. Marka osobista działa jednak na odmiennych zasadach – aktywizujące
wpisy i dzielenie się sprawozdaniem własnego dnia jest postrzegane w katego-
rii opowiadania własnej historii. Autorka biżuterii każdą publikację na Face-
booku wzbogaca o zdjęcie, będące dopełnieniem krótkiej wiadomości. Głów-
ną osią komunikacji nie są produkty sprzedawane przez projektantkę, lecz co-
dzienne życie artystki. „Pierwotną przyczyną powstania Facebooka była próba
umożliwienia studentom poznawania się – swojego wyglądu, zainteresowań –
bez konieczności spotykania się w świecie rzeczywistym”16
. Aspekt ten bez
wątpienia zdeterminował kierunek komunikacji na profilu marki. Autorka sta-
ra się przybliżyć odbiorcom charakter swojej pracy, dzieli się wątpliwościami
dotyczącymi wyboru tkanin, kolorów czy półproduktów. Obrazy są swoistymi
wehikułami dokumentującymi proces twórczy.
Paweł Tkaczyk grę i zabawę postrzega jako ogromną okazję dla mar-
ketingu, który ma szansę wywołać w konsumentach chęć zatracenia się oraz
naturalnej spontaniczności. „Rzecz polega na tym, że zabawa traci swe odręb-
ne miejsce w kulturze, staje się zjawiskiem służącym czemuś, a tym samym w
istocie przestaje być zabawą, nie realizując jej podstawowych kryteriów”17.
Niestety, dla większości marek jedynym elementem grywalizacji jest organi-
zacja konkursu. Analizując kolejne strategie marketingowe, nietrudno dos-
trzec, iż jest to jedna z najczęściej wykorzystywanych form promowania włas-
nego produktu. Taka taktyka stanowi odpowiedź na potrzeby i oczekiwania
konsumentów, którzy chcą być nagradzani, gdyż jest to dla nich substytut
sukcesu.
Beretta-art i FlowerFelt Design wykorzystują ten sam schemat organi-
zacji konkursów, niestety, jest on niezgodny z regulaminem witryny. „Regu-
lamin promocji jasno mówi, że działania promocyjne mogą być prowadzone
16 P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 191. 17 K. Stasiuk-Krajewska, Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez zabawę,
[w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 219.
370
tylko za pomocą aplikacji promocyjnej, na stronie danej aplikacji, lub w za-
kładce powiązanej z aplikacją (…) Łamaniem zasad regulaminu jest również
informowanie o zwycięstwie w konkursie na tablicy fan page'a”18
. Rywaliza-
cja prowadzona jest bowiem za pomocą profilu marki, na którym pojawiają
się również wyniki, naruszając regulamin Facebooka. Poza kwestiami praw-
nymi należy wspomnieć również o zasadach zwyczajowych. Taka forma kon-
kursu jest jedną z najprostszych, nie wymaga bowiem żadnych przygotowań
(poza stworzeniem prostej grafiki w popularnym programie rysunkowym) czy
nakładu finansowego ze strony przedsiębiorcy, stanowi jednak najmniej sku-
teczną formę promocji. Przed stosowaniem takich narzędzi reklamy przestrze-
ga większość konsultantów social media, uznając je za spam, gdyż automa-
tyczne powiadomienia pojawiające się na newsfeedach użytkowników są nie-
jednokrotnie powodem anulowania subskrypcji treści danej marki. Ostatnim
błędem popełnionym przez obie projektantki jest brak konkretnego zadania
aktywizującego odbiorcę. Konkurs polegający na polubieniu marki i zapro-
szeniu do rywalizacji znajomych nie buduje więzi i zaangażowania internau-
tów. Jego działanie jest chwilowe, gdyż osoby zainteresowane określonym
gadżetem rezygnują z obserwacji marki tuż po zakończeniu konkursu. Dosko-
nale obrazuje to liczba lubiących grafikę informującą o konkursie. Beretta-art
otrzymała aż 139 polubień i 145 komentarzy, ten imponujący wynik traci jed-
nak na znaczeniu w porównaniu z innymi postami sugerującymi jaka jest real-
na wartość tej komunikacji (ilość polubień pozostałych postów waha się od 1
do 2). Paweł Tkaczyk przypomina, iż Roger Caillois wyróżnił cztery formy
grania. Wyznaczanie internautom swoistej misji – zrobienia pomysłowego
zdjęcia, wymyślenia hasła reklamowego itp. - budzi w nich chęć współzawod-
nictwa (agon). Gry losowe (alea) są bardziej chwilowe, element niepewności
jest wprawdzie elektryzujący, ale niestały19
. Brak określonej narracji wywołu-
jącej napięcie, budzi w konsumentach pytanie o powody zaangażowania, a
odpowiedź nie jest satysfakcjonująca dla przedsiębiorców.
Aby dotrzeć do jak najliczniejszej grupy odbiorców, lokalne przedsię-
biorstwa bardzo często korzystają z płatnych form promocji na Facebooku. Do
najpopularniejszych z nich należą sponsored stories, które do stycznia 2012
roku były umieszczane wyłącznie w prawej kolumnie, dziś są widoczne dla
18 B. Brzozowski, Zakręcony regulamin,[w:] „ Marketing w praktyce” nr 2/2011. 19 Zob. P. Tkaczyk, Punkty i nagrody to za mało, [w:] „Marketing w praktyce” nr 2/2012.
371
docelowej grupy konsumentów (wyselekcjonowanej na podstawie zaintere-
sowań) w dziale aktualności. Znacznie większa widoczność tych treści daje
marce możliwość uzyskania dodatkowych fanów. Do najpopularniejszych
odmian tej formy należą: Page Like Sponsored Stories oraz Page Post Sponso-
red Stories, automatycznie rekomendujące wydarzenie lub witrynę w przy-
padku polubienia czy promocji postu. Ze względu na zmiany w regulaminie
wszystkie zarejestrowane marki mają możliwość skorzystania z tej formy20
.
Jest to jedyny sposób dodatkowej promocji analizowanych profili. Żaden z
nich nie wykorzystuje metody triggerów, polegającej na wzbudzeniu maksy-
malnego zaangażowania odbiorcy i uatrakcyjnieniu treści oferowanych przez
markę. Kluczową zasadą jest ukazanie takich informacji, jakie będą istotne dla
potencjalnego klienta. Najbardziej powszechną, a zarazem skuteczną strategią
wykorzystywania triggerów jest zaoferowanie klientom bonów rabatowych
przy dokonaniu pierwszego zakupu, gwarancja niezmiennej ceny lub wzboga-
cenie transakcji o wartość niematerialną. Sklepy z ręcznie robioną biżuterią
poza kartami podarunkowymi mogłyby udostępniać poradnik produkcji po-
szczególnych elementów lub wymienne półprodukty umożliwiające modyfi-
kowanie zakupionego przedmiotu.
Przedstawione rozwiązania formalne obu marek reprezentują dwa
skrajne modele mierzenia efektów działań w social media. Beretta-art repre-
zentuje model tradycyjnego „lejka marketingowego”, w całości kształtującego
świadomość odbiorców. Wzór ten jest krytykowany przez ekspertów mediów
społecznościowych, których zdaniem w dobie wirtualnej konsumpcji nie ist-
nieje szansa na narzucenie klientom jednej, z góry ustalonej ścieżki działania.
Marketingowcy mają niewielki wpływ na postępowanie wewnątrz lejka, cała
siła oddziaływania należy bowiem do wzbierającego nurtu – konsumentów
wymieniających się opiniami. Odmienną teorię komunikacji marketingowej
prezentuje FlowerFelt Design – jest to model Dona Bartholomewa. Wzór
EEIA tłumaczy poszczególne efekty działań w social media. Pierwszymi, a
zarazem klasycznymi elementami były: ekspozycja – udostępnienie (ang.
exposure), zaangażowanie – interakcja z treścią (ang. engagement), wpływ –
zapamiętanie marki (ang. influence) oraz działanie – decyzje zakupowe (ang.
action). Ze względu na zmianę zachowań konsumentów autor uzupełnił swoje
20 M. Kulka, A ty znasz już wszystkie formy reklamowe na Facebooku?, online [dostęp 04.05.2013]:
rozważania o kolejne elementy: Paid – treści płatne, Earned – treści dla dzien-
nikarzy, Shared – marketing szeptany, Owned – strony towarzyszące marce
(www, mikroblog, blog, Facebook)21
.
Współczesna kultura na wzór innych dziedzin życia i wartości, jest
nieustannie modyfikowana zgodnie z charakterem zachowań konsumentów.
Jej głównymi wyróżnikami nie są już normy, lecz atrakcyjne oferty, mające na
celu swoiste uwiedzenie odbiorców. Dynamika wzrostu i potencjału serwisów
społecznościowych jest tak duża, że nawet marki posiadające już określoną
tradycję, kojarzone wyłącznie z przestrzenią analogową, decydują się na
zmianę, a raczej poszerzenie kierunku zainteresowań marketingowych i roz-
poczynają prowadzenie kampanii w rzeczywistości wirtualnej. Połączenie
historii i tradycji antykwariatu z nowoczesnością platformy społecznościowej
ma charakter podróży w czasie. „Nasze społeczeństwo jest społeczeństwem
konsumentów, dlatego kultura, podobnie jak wszystkie inne elementy świata
widzianego oczami konsumentów, staje się magazynem towarów konsump-
cyjnych, które walczą o przelotne, przejściowe i nietrwałe zainteresowanie
potencjalnych klientów w nadziei, że uda im się przyciągnąć i utrzymać czyjąś
uwagę nieco dłużej niż przez krótką chwilę”22
.
Antykwariat Kwadryga został założony w 1988 w Warszawie z miło-
ści do literatury pięknej, ale także rysunków, szkiców i pocztówek. Mieści się
w niewielkim lokalu w podwórzu, ale jego goście zgodnie przyznają, że czuć
tutaj zapach książki wymieszany z przygodą i tajemnicą, coś, czego nie da się
poczuć w dużych i nowoczesnych księgarniach. Jest to lokalne przedsiębior-
stwo, którego tradycja sięga 15 lat, podążając jednak z duchem czasu jego
właściciele zdecydowali się w 2009 roku na promocję swojego biznesu w
Internecie. Można zastanawiać się czy istnieje odpowiedni sposób do promo-
cji antykwariatu w sieci, wiele osób uzna, że są branże, które nie powinny
zmieniać tradycyjnej i bezpiecznej dla siebie przestrzeni. Manuel Castells
uważa jednak, że „Internet został przystosowany w praktyce społecznej do
wszystkich aspektów życia, co wywiera także określony wpływ na samą tę
praktykę”23
.
21 Por. A. Miotk, Skuteczne social media, prowadź działania osiągają zamierzone efekty, Gliwice 2013, s.
118-123. 22 Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 119. 23 M. Castells, Galaktyka Internetu, refleksje nad internetem, biznesem i społeczeństwem, Poznań 2003, s.
137.
373
Pierwsze kroki marka stawiała na blogu, zapoznając się z wirtualną
rzeczywistością, „przedstawiając” się odbiorcom i zyskując kolejnych wielbi-
cieli. Blog jest postrzegany jako doskonały sposób promocji dla osób i firm
rozpoczynających integralną strategię społecznościową. „Blogi firmowe mogą
być bardzo skutecznym narzędziem marketingowym, szczególnie w wąskich,
specjalistycznych branżach, gdzie każda wiadomość ma swoją wagę i powin-
na być publikowana. (…) Blogi takie można wykorzystać do budowania i
wzmacniania relacji z klientami, mediami, inwestorami lub podwykonawcami,
dzielenia się wiedzą, wzmacniania wizerunku czy budowania świadomości
marki organizacji”24
. Pierwszy wpis został opublikowany 20 marca 2009 roku
i prezentował statystyki dotyczące czytelnictwa w Polsce, wyniki tego badania
były przerażające – 23 miliony Polaków nie przeczytało w roku 2008 żadnej
książki. Kolejne wnioski stanowią swoiste objaśnienie powodów, dla których
Antykwariat nagle postanowił zaistnieć w sieci globalnej – w roku 2008 roku
zaledwie 5% osób kupujących książki (0, 01% rodaków) dokonało zakupu w
antykwariacie25
.
Następne wpisy stanowiły wprowadzenie do rozpoczęcia aktywnych
działań marketingowych na portalach społecznościowych. Czynności te od-
bywały się na przełomie marca i kwietnia, co jest niewątpliwie związane z
Międzynarodowym Dniem Książki, obchodzonym 23 kwietnia w rocznicę
śmierci Miguela Cervantesa i Williama Szekspira. Doroczne święto nie tylko
czytelników, ale także księgarni jest doskonałym momentem na zaplanowaną
akcję promocyjną. Antykwariat Kwadryga rozpoczynając swoją przygodę w
sieci nie miał jeszcze sklepu online, mimo to skorzystał z popularnych w e-
commerce triggerów i zaproponował swoim konsumentom atrakcyjną promo-
cję: przy zakupie trzech książek, czwartą czytelnik otrzymywał bezpłatnie.
Należy nadmienić, że połączenie kampanii online i offline wzbudziło tak duży
entuzjazm wśród czytelników, iż marka postanowiła zmienić charakter pro-
mocji i uczynić z niej wydarzenie cykliczne.
Wszystkie profile społecznościowe od czterech lat obsługuje nie-
zmiennie Marcin Gałązka, co jest widoczne w syntezie publikowanych treści,
hipertekstualnym sposobie nawigacji, a także jednolitej taktyce. Każda z wi-
24 G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 59. 25 Zob. Polacy czytają coraz mniej książek, online [dostęp 4.05.2013]: http://kwadryga.blox.pl/html
/1310721,262146,14,15.html?2,2009 .
374
tryn Antykwariatu (od sklepu internetowego aż do Pinteresta) jest zachowana
w tym samym stylu, grafika, czcionka oraz sposób poruszania się są identycz-
ne, takie rozwiązanie nie tylko ułatwia funkcjonowanie w przestrzeni, ale
także daje odbiorcy poczucie bezpieczeństwa i znajomości marki. Doskona-
łym rozwiązaniem, o którym należy wspomnieć jest możliwość wirtualnego
zwiedzania Antykwariatu.
Moderator w znakomity sposób wykorzystuje cytaty z popularnych
książek do stworzenia wiadomości o charakterze wirusowym. Łącząc elemen-
ty rozrywkowe z codziennym życiem i charakterem marki uzyskać można nie-
bywały efekt. „Rozkręcenie kampanii wirusowej jest marketingowym idea-
łem. Promocja ma charakter masowy – przekaz dociera do szerokich grup od-
biorców i to za darmo, gdyż internauci sami go rozpowszechniają. Niestety,
stworzenie materiału, który tak doskonale zaskoczy jest niezwykle trudne.
Wymaga nie tylko błyskotliwego pomysłu, ale i sporego szczęścia, bo prze-
cież prawdopodobieństwo, że internauci wyłowią dany materiał spośród całej
masy treści publikowanych w sieci jest małe”26
. Wykorzystanie kampanii tea-
serowych, polegających na nieustannym pobudzaniu ciekawości odbiorców i
stopniowym prezentowaniu im przekazu reklamowego jest świetną taktyką
marketingu szeptanego. Szereg pomysłów wykorzystywanych przez modera-
tora nawiązuje do wydarzeń dnia codziennego, umożliwiając tym samym ma-
rce możliwość przekazania wiadomości jeszcze większej grupie odbiorców.
Tematem dominującym w polskiej przestrzeni sieci globalnej w kwietniu
2013 była pogoda, a mianowicie niespodziewane opady śniegu. Wokół ano-
malii pogodowych powstały liczne memy i komiksy, a największe firmy stara-
ły się stworzyć spontaniczny, ale interesujący content, nie zawsze jednak z po-
zytywnym rezultatem. Antykwariat Kwadryga również postanowił wykorzys-
tać panującą w sieci modę, nie zapominając jednak, że publikowane na profi-
lach firmowych treści zawsze powinny być pośrednio związane z branżą mar-
ki. Opublikowane zdjęcie z wizerunkiem Bolesława Prusa i cytatem z „Lalki”:
„Początek kwietnia, jeden z tych miesięcy, które służą za przejście między
zimą i wiosną. Śnieg już zniknął, ale nie ukazała się jeszcze zieloność; drzewa
są czarne, trawniki szare i niebo szare; wygląda jak marmur poprzecinany
srebrnymi i złotawymi nitkami” zostało opatrzone nieco ironicznym komenta-
26 T. Bonek, M. Smaga, Biznes w Internecie, praktyczny przewodnik o marketingu, sprzedaży, public
relations on-line i promocji w mediach społecznościowych, Warszawa 2012, s. 72.
375
rzem: „Początek kwietnia... Prus by się zdziwił, widząc to, co się dzieje za ok-
nem”27
. Wykorzystywanie modnych tematów stanowi nie tylko zaskakujący
content, ale zdaniem teoretyków jest wymogiem skutecznego Public Rela-
tions28
.
Wykorzystując marketing afiliacyjny, marka publikuje szereg cieka-
wych, zabawnych czy informacyjnych treści. Żadna z takich publikacji nie jest
jednak oderwana tematycznie od zainteresowań marki. Coroczny Światowy
Dzień Książki jest dla wielu firm okazją do opublikowania ciekawych treści,
w 2013 roku statystyki dotyczące czytelnictwa wyraźnie spadły, co stało się
motywacją do skupienia swoich publikacji właśnie wokół tego tematu. Kwa-
dryga wraz z wydawnictwem Hokus-Pokus zaprezentowała mini komiks Jan-
ka Kozy definiujący przyczyny spadku czytelnictwa, wniosek był stosunkowo
prosty: język polski ma zbyt dużo liter. Takie humorystyczne traktowanie tego
dnia dominowało w Internecie, a Antykwariat wpisał się w tę panującą kon-
wencję. Należy nadmienić, iż tablica Facebooka po najnowszych modyfika-
cjach jest przestrzenią nieco chaotyczną, Antykwariat stara się, aby najważ-
niejsze treści: powiadomienia o zbliżających się wydarzeniach kulturalnych,
spotkania z autorami (nie tylko te organizowane przez markę) zostały wyróż-
nione i do czasu ich wystąpienia były widoczne w centralnym punkcie, tuż
pod zdjęciem głównym będącym logo firmy.
„Tak zwana społeczność wirtualna, to coś więcej niż pewna liczba lu-
dzi mniej lub bardziej bezpośrednio, mniej lub bardziej permanentnie zaanga-
żowanych we wspólną aktywność. Jest to, tak jak pracujący umysł, bezpo-
średnia obecność i przygodność w czasie rzeczywistym. Komunikacja online
zrodziła nową kategorię umysłu – umysł otwarty, do którego można dołączyć
bez naruszenia integralności całej jego struktury”29
. Działania crowdsourcin-
gowe czy wykorzystywanie inteligencji tłumu są odpowiedzią na powstanie
nowej kategorii umysłu, większość firm wykorzystuje siłę konsumentów wy-
łącznie na poziomie konkursów czy gier. Crowdsourcing jest modelem roz-
wiązywania kwestii spornych czy problemów za pomocą głosu internautów,
niebędących w danej tematyce ekspertami, istnieje jednak znacznie prostsza
ype=1&relevant_count=1 . 28 Zob. R. Laermer, M. Prichinello, Public Relations, Gdańsk 2004, s. 55-56. 29 D. de Kerckhove, Inteligencja otwarta, Warszawa 2001, s. 163.
376
forma będąca jednak efektem długofalowego zaangażowania ze strony od-
biorców oraz poprzednich działań marki – content stworzony przez odbior-
ców. Social media przyzwyczaiły internautów, że za wartościowe pomysły są
nagradzani, na tym bowiem polega crowdsourcing i jest to powszechnie sto-
sowana praktyka. Antykwariat Kwadryga to jednak jedna z niewielu marek,
która na swoim profilu nie organizuje konkursów, a mimo to odbiorcy niczym
nieprzymuszeni udostępniają jej interesujące zdjęcia i grafiki odnalezione w
sieci. Niezwykle ciekawym przykładem było stylizowane na lata 40. czarno-
białe zdjęcie młodej i popularnej aktorki Emmy Stone, czytającej książkę w
trakcie relaksu w basenie, przesłane przez fankę Antykwariatu. Połączenie
elementów kultury popularnej z kluczowymi zainteresowaniami marki dosko-
nale ukazało nie tylko kierunek strategii marketingowej, ale również jej obraz
w oczach użytkowników.
Mądrość zbiorowa jest tematem wielu publikacji, James Surowiecki
zauważył, że mówiąc o crowdsourcingu mamy do czynienia ze specyficzną
formą mądrości, która wydaje się być tym większa, im więcej osób jest zaan-
gażowanych w dany projekt30
. Pierre Lévy wskazywał, iż jest to proces niez-
wykły, przenikający niemal wszystkie sfery ludzkiej egzystencji, sytuacja ta
wynika z postępu, który sprawił, że nie możemy już traktować o wiedzy jako
pochodzącej jedynie od specjalistów. Mobilność dotyczy bowiem każdej
płaszczyzny naszego życia, a wiedza i umiejętności są uznawane za kluczowe
źródło rozwoju i bogactwa. W 1997 roku książka Collective Intelligence:
Mankind's Emerging World in Cyberspace była uznawana za wizję utopijną,
do której spełnienia potrzebne są lata rozwoju technologicznego, jednak pa-
trząc na obecny stan środków masowego przekazu, można stwierdzić, że owe
zapowiedzi powstawania knowledge communities (ang. społeczności wiedzy)
spełniają się na naszych oczach31
.
„Związek między YouTube a telewizją w relacjonowaniu wydarzeń
publicznych dopełnia związek między blogowaniem a prasą drukowaną i poz-
wala dokładnie określić pozycję nowych nowych mediów w naszej kulturze.
(…) YouTube oferuje audiowizualny zapis pokazanych w telewizji wydarzeń,
30 J. Surowiecki, Mądrość tłumu. Większość ma rację w ekonomii, biznesie i polityce, Gliwice 2010. 31 P. Lévy, Collective Intelligence: Mankind's Emerging Worls in Cyberspace, Cambidge 1997 s. 9, cyt.
Za: P. Siuda, Media początku XXI wieku (…) , Warszawa 2012, s. 27.
377
które w przeciwnym wypadku przepadłyby po emisji”32
. Sukces tego portalu
opiera się na perswazji ruchomych obrazów oferujących odbiorcom informa-
cję i rozrywkę. To swoista rewolucja nie tylko w dziedzinie rozrywki, demok-
racji, ale także kultury i nauki. Antykwariat Kwadryga na swoim profilu udos-
tępnia filmy dokumentujące niezwykłe wydarzenia kulturalne i spotkania z
autorami, umożliwiając ogromnej rzeszy internautów uczestniczenie w even-
tach, które z różnych względów znalazły się poza ich zasięgiem. Zdaniem
Philipa Kotlera, marketing oparty na poczuciu misji jest jednym z najbardziej
skutecznych dla firm promujących idee społeczne, dla których sprzedaż pro-
duktu jest elementem pośrednim33
. Wykorzystanie platformy wideo jako kole-
jnego kanału marketingowego stanowi ogromną szansę dla marek pragnących
dotrzeć do młodego pokolenia. Niestety, niemal wszystkie filmy publikowane
przez Antykwariat nie należą do niego, a są jedynie udostępnianym materia-
łem viral wideo. W przypadku firm rozpoczynających swoje działania w spo-
łecznościach takie działanie jest poprawną i „bezpieczną” taktyką, jednak An-
tykwariat, korzystając z innych witryn w maksymalnym stopniu, angażuje
użytkowników i poprzez niebanalne wpisy zachęca ich do nawiązania jeszcze
większej więzi. Odbiorca systematycznie czytający bloga lub Facebooka fir-
my może poczuć się zawiedziony jej niewielką kreatywnością na YouTube.
Platformą bezpośrednio zintegrowaną z YouTube wbrew pozorom nie
jest Facebook, ale Google+. Powiązanie tych dwóch witryn jest ciekawym,
aczkolwiek wciąż niedocenianym sposobem komunikacji biznesowej. Anty-
kwariat Kwadryga postanowił wykorzystać nowy serwis, jakim wciąż jest
Google+ do stworzenia bazy ciekawostek i kalendarza wydarzeń. Sporadycz-
nie zdarza się, iż wpisy publikowane w tym miejscu dublują się z aktualiza-
cjami na Facebooku, jednak w Google+ zyskują one zupełnie inny wymiar.
Poprzez umieszczenie marki w określonych kręgach zainteresowań jest ona
widoczna wyłącznie dla osób o podobnych zainteresowaniach, co sprawia, że
ruch na profilu firmy jest znacznie bardziej obiektywny, a odbiorcy zaintere-
sowani jej przekazem. Przynależność do wybranych kręgów daje marce rów-
nież możliwość subtelnego „podglądania” konkurentów i promowania ich
wydarzeń. Wbrew pozorom taka afiliacja jest niezwykle skuteczna i ceniona.
Antykwariat potraktował Google+ jako witrynę budującą wizerunek
32 P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 110. 33 Zob. P. Kotler, Marketing podręcznik europejski, Warszawa 2002, s. 94.
378
marki, zbyt duża liczba zapożyczeń na Facebooku razi jego użytkowników,
gdyż ze względu na jego kilkuletnią tradycję internauci wymagają takich tre-
ści, do których są przyzwyczajeni. Nowość i świeżość Google+ w sieci daje
firmie niemal nieograniczone możliwości eksperymentowania z nowymi na-
rzędziami i taktykami biznesowymi. Marka postanowiła porzucić dotychcza-
sową formalność na rzecz osobistych kontaktów z odbiorcą i udostępniania
subiektywnie interesujących treści (związanych z tematyką swojej branży).
Profil marki funkcjonuje w tej przestrzeni zaledwie od trzech miesięcy, w
czasie których 40 osób zdecydowało się na obserwowanie strony, a 10 umie-
ściło ją w swoich kręgach zainteresowań. Należy nadmienić, że wybór takiej
formy prowadzenia komunikacji jest wynikiem świadomego podejścia do
marketingu internetowego. Bardzo wiele omawianych przeze mnie firm usiłu-
je prowadzić profil na tych samych zasadach, na których opiera się Facebook.
Jest to niewątpliwy błąd wynikający nie tylko z powielania tych samych tre-
ści, ale również z innej specyfiki portalu. Charakter Google+ jest absolutnym
przeciwieństwem najpopularniejszych dotychczas portali. Witryna nie pozwa-
la bowiem na wykorzystywanie narzędzi niezintegrowanych z wyszukiwarką
Google, nie umożliwia rozsyłania newslettera, wymuszając w ten sposób na
markach innowacyjność i pomysłowość. Ograniczenia te są jednym z kluczo-
wych powodów niepowodzeń firm na portalu.
Profil na portalu Pinterest również został założony w marcu 2013, a
mimo to marka umieściła tam już 5 tablic, 72 pinezki, polubiła 52 zdjęcia
innych użytkowników i zyskała 7 stałych obserwatorów. Platforma ta jest
doskonałym rozwiązaniem dla Antykwariatu, gdyż pozwala mu na uporząd-
kowanie wszystkich zdjęć publikowanych w innych serwisach. Szczególnie
chaotyczne poszukiwania odbywają się na Facebooku, gdyż wzbogacając
publikację o zdjęcie automatycznie zostaje ono zakwalifikowane do folderu
„na tablicy”. Moderator Kwadrygi do każdej aktualizacji dodaje zdjęcie, co
sprawia, że jego późniejsze zlokalizowanie jest niezwykle trudne. Nie jest to
jednak wina marki, ale wynik rozwiązań formalno-technicznych platformy.
Doskonałym rozwiązaniem jest zintegrowanie obu witryn. Serwisy typu photo
sharing cieszą się coraz większą popularnością, a internauci powoli przyzwy-
czają się do uzurpowania przez nie prawa do visual content. Antykwariat
umieścił na swoim profilu cztery tablice, na których umieszcza zdjęcia i
okładki książek poszczególnych autorów, ostatnia kategoria to archiwalne
379
zdjęcia Warszawy. Pomimo braku rewolucyjnych kampanii reklamowych w
tej przestrzeni, marka świetnie się w niej odnalazła, wykorzystując ją do po-
układania tego, co w chaosie dostępne jest na innych portalach.
Antykwariat Kwadryga mimo pozornie trudnego zadania jakim jest
promocja kultury w sieci doskonale odnajduje się w tej przestrzeni. Prowa-
dzona przez markę komunikacja jest niewątpliwym przełamaniem stereoty-
pów i poparciem wniosków Manuela Castellsa, sugerującego, że nie ma tema-
tu, który byłby dla globalnej sieci niewłaściwy. Na profilach marki nie docho-
dzi do sporów z konsumentami czy sytuacji kryzysowych, w których wyma-
gana jest szybka reakcja, a mimo to firma dba, aby jej odbiorcy nie pozosta-
wali sami ze swoimi wątpliwościami. Wyrazy wdzięczności i szacunku są
widoczne w wielu komentarzach, co jest jedynie potwierdzeniem słuszności
obranej strategii.
Zygmunt Bauman porównuje Internet do pustyni, na której nie ma
wydeptanych ścieżek i drogowskazów, a wszystkie orientacyjne punkty są
zamazane i ruchome. Poruszanie się w tej przestrzeni jest intuicyjne, a odci-
śnięte w piasku ślady są jedynie chwilową wskazówką, której nie można
przegapić34
. Precyzyjnie dobrana strategia contentowa sprawia, że brandy pos-
ługujące się archiwalnymi zdjęciami, pack shotami (przedstawienie produktu
za pomocą ruchomego lub statycznego obrazu) czy nawiązaniami do wyda-
rzeń ważnych dla marki są postrzegane jako integralna część platform spo-
łecznościowych. Zaprezentowane przykłady doskonale obrazują najczęściej
powielane błędy marketingu społecznościowego, ale także dominujący sposób
myślenia, zakładający, iż social media marketing stanowi jedynie uzupełnie-
nie tradycyjnych form promocji. Należy bowiem pamiętać, że „znaczenie
jakie zdobyli konsumenci, wcale nie musi zapewniać wolności, wręcz prze-
ciwnie – stanowić może formę kontroli”35.
NEW MARKETING FORMS IN LOCAL INITIATIVE
The Internet does not constitute a separate communication space any more. Partition
between virtual and analogue reality disappears and marketing returns to its initial
34 Zob. Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler- Janiszewska, Życie w kontekstach. Rozmowy o tym, co za nami
i o tym,co przed nami, Warszawa 2009, s. 56-57. 35 P. Siuda, Media początku XXI wieku (…), Warszawa 2012, s. 149.
380
form of communication. Social media marketing is not a privilage but requirement for
effective promotion based and depending not on the budget but on interesting content.
BIBLIOGRAFIA:
1. Altkorn J. (red.), Podstawy marketingu, Instytut Marketingu, Kraków 2000.
2. Baran T., Miotk A., Blogerzy w Polsce 2012, znajomość, wizerunek, znaczenie,
wioralnych ekonomii było jedną z przyczyn kryzysu finansowego 2008 r.; np.
przed kryzysem zakładano, że konsumenci - podejmując decyzje o zaciąganiu
różnego rodzaju kredytów - podejmują racjonalne decyzje ekonomiczne.
384
Irracjonalny decydent w świecie rachunkowości
Badania nad czynnikami wpływającymi na percepcję rozpoczęto w la-
tach 50-tych XX wieku. Dopiero jednak badania Daniela Kahnemana i Amosa
Tversky’ego dokonały zauważalnego przełomu w ekonomii. Badacze ci mię-
dzy innymi analizowali błędy popełniane przy podejmowaniu decyzji oraz
wprowadzili do słownika ekonomicznego pojęcie „błąd poznawczy”. Opisali
także badania nad przypisywaniem większego prawdopodobieństwa zdarze-
niom, które łatwiej przywołać do świadomości – zauważyli, że ludzie przypi-
sują większe prawdopodobieństwo takim wydarzeniom, które znają np. bar-
dziej się boją lotu samolotem niż jazdy samochodem, (ponieważ katastrofy
lotnicze są zawsze opisywane w mediach i „znane” masowemu odbiorcy).
Wprowadzili także do ekonomii i psychologii pojęcie „heurystyki, czyli
uproszczonej reguły wnioskowania, czyli myślowego pójścia na skróty", któ-
rej stosowanie doprowadza do błędów przy ocenie rzeczywistości, a w konse-
kwencji przy podejmowaniu decyzji. Daniel Kahneman w roku 2002 otrzymał
Nagrodę Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii.
Tversky i Kahneman udowodnili, że nie jesteśmy istotami racjonal-
nymi, gdyż nasza tolerancja na ryzyko nie jest taka sama. Okazuje się, że to
od nas zależy czy szklanka jest w połowie pusta, a w połowie pełna. Naukow-
cy dowiedli, że kiedy w szklance o pojemności 120 ml znajduje się 60 ml
wody, 69 % ludzi określa ją jako w połowie pustą. Kiedy do pustej szklanki
dolejemy tyle samo wody, wówczas 88 % badanych określi ją jako w połowie
pełną. Jest to zjawisko ramowania. Czy zjawisko ramowania można zauważyć
w rachunkowości? Z pewnością tak: wystarczy zamiast o szklance wody po-
myśleć o pojemności magazynu w firmie i stopniu jego zapełnienia. W innym
słynnym badaniu Kahneman i Tversky przedstawili badanym dwa scenariusze
wypadków. Kazali im wyobrazić sobie sytuację, w której USA przygotują się
na wybuch epidemii mającej zabić 600 osób. Pierwszej grupie przedstawiono
dwa alternatywne plany działania: w pierwszym udaje się uratować 200 osób,
w drugim zaś prawdopodobieństwo uratowania wszystkich 600 osób wynosi 1
do 3, a prawdopodobieństwo, że nikogo się nie uratuje to 2 do 3. Drugiej gru-
pie przedstawili równolegle ten sam problem z inaczej sformułowanymi roz-
wiązaniami. Pierwszy plan zakładał, że umrze 400 osób, drugi zaś zakładał, że
385
nikt nie umrze z prawdopodobieństwem 1 do 3 i że umrze 600 osób z praw-
dopodobieństwem 2 do 3.1
Inne przykłady irracjonalności dotyczą subiektywnego postrzegania
wartości ze względu na stosowane liczby, np. reakcje na ceny towarów z koń-
cówką 9. Z ekonomicznego punktu widzenia różnica pomiędzy 1,99 zł a 2 zł
jest marginalna, z psychologicznego zaś – duża. W jednym z badań promo-
cyjna obniżka ceny z 0,83 dol. na 0,63 dol. przyniosła wzrost sprzedaży o
194%, zaś obniżka z 0,83 dol. do 0,59 dol. przyniosła wzrost sprzedaży o
406%. W innym badaniu informowano, że na drugim końcu miasta jest wy-
przedaż kalkulatorów. Można było zaoszczędzić 5 dol., kupując kalkulator,
który normalnie był wart 15 dol. Zgłosiło się wielu zainteresowanych, nato-
miast kiedy powiedziano o wyprzedaży płaszczów przecenionych z 125 dol.
na 120 dol., chętnych już nie było31. Pomimo że w obu przypadkach można
było zaoszczędzić tyle samo, tzn. pięć dolarów, różnice w podjęciu decyzji o
zaoszczędzeniu były znaczące. Według standardowego ludzkiego myślenia, w
pierwszym przypadku oszczędność wynosi 33%, a w drugim zaledwie 4%.
Ludzie myślą zatem w kategoriach względnych (proporcjonalnych), a nie
bezwzględnych (absolutnych).2
Po tych wszystkich przekonujących przykładach warto więc zadać
kardynalne pytanie: skoro wszyscy ludzie są irracjonalni to czy irracjonalni są
także księgowi?
Zanim jednak rozważymy możliwe konsekwencje tej niedawno
„zdemaskowanej” irracjonalności ludzi – w tym ludzi związanych ze światem
finansów - zajmijmy się zdefiniowaniem kapitału intelektualnego.
Kapitał intelektualny
„Kapitał intelektualny” jest pojęciem niezwykle mało precyzyjnym -
nawet jak na standardy nauk o organizacji i zarządzaniu. Wszelkie próby jego
zdefiniowania za pomocą „twardych” mierników takich, jak „Q Tobina” (róż-
1 G. Sadowski, Mózg nieracjonalny, Patrz: http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/ mozg-nieracjonalny/
2852546, dostęp: 11.02.2013. 2 B. Zatwarnicka-Madura, Irracjonalność zachowań konsumenta, Studia i Prace Kolegium Zarządzania i
Finansów, Zeszyt Naukowy 93, SGH, Warszawa 2009, s. 16, http://www.sgh.waw.pl/kolegia/kzif/pozos tale/zeszyty_naukowe/z.%2093.pdf, dostęp: 14.02.2013.
386
nica pomiędzy wartością księgową a wartością rynkową) są skazane na nie-
powodzenie. Pod koniec lat 90-tych XX wieku wiązano wielkie nadzieje z
perspektywami, jakie otwierały się przed pomiarem kapitału intelektualnego –
szczególnie po publikacji artykułu: „BrainPower” Thomasa Stewarta na ła-
mach miesięcznika Fortune w roku 1991. Pokusa zmierzenia kapitału intelek-
tualnego jest wielka – wszak na odkrywcę uniwersalnej metody wiarygodnego
i rzetelnego pomiaru kapitału intelektualnego czeka nagroda w postaci sławy
w środowisku naukowym i strumienia intratnych zleceń na usługi doradcze
płynących z całego świata. Obecnie, w roku 2012 można powiedzieć, że zapał
związany z pomiarem kapitału intelektualnego, jaki obserwowaliśmy 10 lat
temu bezpowrotnie (?) minął. W międzyczasie miejsce w gospodarce świato-
wej miejsce miały trzy kryzysy gospodarcze (2000 r. – „bańka internetowa”;,
2008 - „Lehmann Brothers”; 2011 - „Grecja”).
Zróżnicowanie definicji kapitału intelektualnego, jakie można zaob-
serwować w literaturze przedmiotu wynika przede wszystkim z faktu, że defi-
nicje te są sformułowane przez przedstawicieli różnych zawodów i dyscyplin
wiedzy (patrz: Tabela 1). Wśród alternatywnych wobec „kapitał intelektual-
nego” określeń w literaturze przedmiotu pojawiają się takie określenia, jak:
Aktywa wiedzy (knowledge assets),
Wartości niematerialne (intangibles)
Aktywa intelektualne (intellectual assets).
Żadne z tych określeń nie oddaje w pełni istoty zagadnienia – każde z
nich zawiera w sobie niedoskonałości i nieścisłości. Na przykład, w przedsię-
biorstwach przemysłowych, a więc niekojarzonych w pierwszej kolejności z
gospodarką opartą na wiedzy, zaawansowana technologicznie linia produk-
cyjna w fabryce mikroprocesorów jest „aktywem wiedzy” - co prawda mate-
rialnym, lecz jednocześnie „intelektualnym” ze względu na zaawansowaną
wiedzę, jaka była potrzebna do jej wyprodukowania. Innym przykładem są
technologie informatyczne: liczba serwerów w firmie nie jest skorelowana z
jej wydajnością. W Tabeli 1 przedstawiono różne sposoby rozumienia pojęcia
„kapitał intelektualny” uzależnione od tego, jaka grupa zawodowa ten kapitał
definiuje i wykorzystuje dla swoich celów profesjonalnych.
387
Tabela 1. Rozumienie pojęcia „kapitał intelektualny” ze względu na dyscyplinę
wiedzy lub grupę zawodową.
Perspektywa
rozumienia
pojęcia „kapi-
tał intelektu-
alny”
Grupa zawodo-
we, dla której
dana perspek-
tywa jest naj-
bardziej typowa
Definicje kapitału intelektualnego
Charakterystyczne dla
danej perspektywy
atrybuty bądź elemen-
ty kapitału intelektual-
nego
Perspektywa
menedżerska
Prezes zarządu
(CEO),
profesor
zarządzania,
przedsiębiorca
„Wiedza pracowników, skumulo-
wane doświadczenie, kultura orga-
nizacyjna, relacje wewnątrz firmy i
z jej otoczeniem, reputacja, siła
marki i umiejętności zawodowe
pracowników służące uzyskiwaniu
przewagi konkurencyjnej przedsię-
biorstwa na rynku dzięki posiada-
nym zasobom.”
„Wiedza będąca w dyspozycji
firmy, która może być zamieniona
na zyski”.
Marka
Relacje z otoczeniem
Perspektywa
rynków
finansowych
Analityk finan-
sowy,
prezes fundu-
szu inwesty-
cyjnego,
bankowiec
„Różnica pomiędzy wartością
rynkową a wartością księgową
przedsiębiorstwa”.
„Potencjał do generowania zysków
wynikający z posiadanych zaso-
bów niematerialnych”.
Rating przedsiębior-
stwa
Ceny transakcji ryn-
kowych dotyczących
podobnych do wyce-
nianego przedsię-
biorstw
Opinie analityków
Perspektywa
księgowego
Główny
księgowy,
przedstawiciele
agencji regulu-
jących rynek
finansowy
takich jak:
Bank central-
ny, Komisja
Nadzoru Fi-
nansowego,
Ministerstwo
Finansów
„Różnica między wartością rynko-
wą i księgową przedsiębiorstwa”.
„Aktywa nie uwzględniane w bila-
nsie przedsiębiorstwa, które mają
znaczący wpływ na jego wartość”.
„Goodwill” (wartość firmy - w ra-
chunkowości termin określający tę
część wartości przedsiębiorstwa,
która nie wynika bezpośrednio z
wyceny jego aktywów netto. Goo-
dwill powstaje jedynie w przypad-
ku przejęć i jest wykazywana w
skonsolidowanym sprawozdaniu
finansowym.”
Wartość
przedsiębiorstwa
Kwestia amortyzacji
nakładów na kapitał
intelektualny
Kwestia księgowania
strat z inwestycji w
kapitał intelektualny
Perspektywa
strategiczna
CEO,
profesorowie
zarządzania,
Zdolność do transformacji wiedzy
jaką dysponuje przedsiębiorstwo w
aktywa zdolne do tworzenia pozy-
tywnych przepływów pieniężnych.
Dylematy związane z
wyborem strategii in-
westycyjnej
Kaskadowanie stra-
tegii na poszczególne
obszary funkcjono-
wania przedsiębior-
stwa
Poszukiwanie mierni-
ków efektywności ka-
pitału intelektualnego
Źródło: opracowanie własne.
388
Pomiar kapitału intelektualnego w zasadzie we wszystkich znanych
obecnie modelach pomiaru sprowadza się do obliczenia wartości cząstkowych
wskaźników pomiarowych wg schematu przedstawionego w tabeli 2.
Tabela 2. Najczęściej stosowane podejścia do pomiaru kapitału intelektualnego.
Określenie
obszaru
pomiarowego
Uzasadnienie
Przykładowe
wskaźniki pomia-
rowe
Uzasadnienie wyboru
wskaźnika; założenia leżące
u podstaw wyboru dawnego
wskaźnika
Kapitał ludzki
Ludzie i zawarta w
ich umysłach wiedza
stanowią rdzeń kapi-
tału intelektualnego
każdej firmy.
Odsetek pracow-
ników z wykształ-
ceniem wyższym.
Odsetek pracow-
ników z tytułem
doktora.
Lepiej wykształceni pra-
cownicy są bardziej pro-
duktywni i szybciej adap-
tują innowacje wdrażane w
firmie.
Firmy zatrudniające pra-
cowników z przygotowa-
niem do prowadzenia prac
naukowych są w stanie
tworzyć więcej innowacji.
Struktura
wewnętrzna,
kapitał
organizacyjny
Produktywność pra-
cowników wiedzy
może być istotnie
zwiększona, jeśli zo-
staną wsparci przez
odpowiednią infras-
trukturę niematerial-
ną w postaci persone-
lu administracyjnego,
systemów IT, syste-
mów zarządzania w
tym PM itd.
Stosunek liczby
pracowników ad-
ministracyjnych
do liczby eksper-
tów.
Indeks satysfakcji
pracowników.
Produktywność pracowni-
ków kreatywnych najlepiej
zwiększyć delegując zada-
nia nie-kreatywne do reali-
zacji przez personel wspar-
cia.
Zadowoleni z pracy pra-
cownicy są bardziej wy-
dajni; mniejsza fluktuacja
personelu obniża koszty
funkcjonowania firmy.
Struktura
zewnętrzna,
kapitał
klienta
Kapitał klienta jest
uznawany za jeden z
trzech podstawowych
składników kapitału
intelektualnego (obok
kapitału ludzkiego i
organizacyjnego).
Dotyczy relacji z in-
teresariuszami zew-
nętrznymi firmy (np..
dostawcami, konku-
rentami, mediami,
potencjalnymi pra-
cownikami itp.)
Indeks satysfakcji
klientów.
Indeks satysfakcji
dostawców w łań-
cuchu dostaw.
Rozpoznawalność
marki.
Zadowoleni klienci gwa-
rantują większą lojalność
wobec marki (szczególnie,
gdy satysfakcja ma charak-
ter emocjonalny).
Zadowoleni dostawcy gwa-
rantują większą stabilność
dostaw i elastyczność w ro-
związywaniu problemów
pojawiających się w łańcu-
chu dostaw.
Większa rozpoznawalność
marki zwiększa sprzedaż i
uodparnia klientów na
działania konkurentów.
Źródło: opracowanie własne.
389
Inspiracje i założenia stojące za wysunięciem koncepcji „negatyw-
nego kapitału intelektualnego”
Prezentowana w niniejszym opracowaniu koncepcja negatywnego ka-
pitału intelektualnego opiera się na następujących założeniach:
1. Pewne elementy w klasycznej strukturze kapitału intelektualnego (tj. kapi-
tał ludzki + struktura wewnętrzna + struktura zewnętrzna) „nie sumują się
do zera”, co oznacza, że ta sama organizacja może (i zwykle tak jest) po-
siadać zarówno elementy tworzące wartości, jak i tę wartość niszczące. W
dotychczas opisywanych w literaturze przedmiotu koncepcjach ten aspekt
jest pomijany. Autorzy zakładają implicite, że kapitał intelektualny „jest
lub go nie ma” lub że „można mieć duży lub niewielki kapitał intelektual-
ny”. Poza tym waga negatywnych komponentów kapitału intelektualnego
często bywa inna niż waga pozytywnych. Np. posiadanie 10 klientów ne-
gatywnie nastawionych do naszej firmy nie może być skompensowane po-
siadaniem 10 klientów nastawionych pozytywnie. Obie kategorie klientów
są autonomiczne. Wprawdzie Stewart i Edvinsson pisali już pod koniec lat
90-tych XX wieku o tym, ze kapitał intelektualny jest raczej „pasywem”3
niż składnikiem aktywów, ponieważ jest on użyczany przez pracowników
(ale nie rozwinęli tego wątku i nie pokusili się o uogólnienia). Wszak re-
putacja marki, która dopiero weszła na rynek także jest „pożyczana” od
klientów; pracownik, który czuje się źle w organizacji staje się „wewnęt-
rznym emigrantem” itd.
2. Zmiany w wartości kapitału intelektualnego nie wyjaśnia(-ją) funkcja/’-e
liniowa/-e. Przy pewnym poziomie nakładów nie obserwujemy wyników,
chyba że przekroczona zostanie pewna wartość progowa. Np. inwestycje
w szkolenia mogą nie przynosić wymiernych efektów w postaci podnie-
sienia jakości obsługi klienta aż do przekroczenia jakiegoś progu, np. 20 h
na pracownika/kwartał. Takie założenie stanowi istotne implikacje dla po-
miaru kapitału intelektualnego, ponieważ zmienia możliwe interpretacje
jego wartości zarówno po stronie nakładów, jak i wyników. Dwa przed-
siębiorstwa, z których każde inwestuje porównywalne kwoty w szkolenia
pracowników mogą uzyskiwać diametralnie inne rezultaty wynikające z
3 Patrz: T. Stewart, Intellectual Capital. The New Wealth of Nations, Doubleday, New York, 1997.
390
faktu, że funkcja nakłady/efekty nie jest liniowa (patrz też ramka 1). I tak,
jedno przedsiębiorstwo inwestujące w 19 godzin szkoleniowych na pra-
cownika na kwartał może nie odnieść żadnych korzyści z tego faktu, dru-
gie - inwestujące 21h na kwartał na pracownika może uzyskać dużą stopę
zwrotu z inwestycji tylko dlatego, że przekroczyło progową wartość na-
kładów4.
3. Dużą rolę (jeśli nie centralną) odgrywają w wycenie kapitału intelektual-
nego emocje rozumiane jako stan umysłu, skutkujący odmiennym sposo-
bem interpretowania tych informacji w zależności od stanu emocji. Emo-
cje nadają kontekst informacjom, a zmienne emocje sprawiają, że ocena
kapitału intelektualnego może być odmienna, np. w zależności od inter-
pretacji ten sam składnik aktywów może być źródłem wartości dla przed-
siębiorstwa, jak i niszczyć tę wartość.
4. Postępowanie menedżera wg koncepcji negatywnego kapitału intelektual-
nego jest inne: ma on(ona) nie tylko dbać o wzrost (pozytywnego) kapita-
łu intelektualnego, lecz także o spadek wartości negatywnego kapitału.
Do wysunięcie koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego zain-
spirowały autora (oprócz 15 letniej działalności naukowej i popularyzatorskiej
i wynikających z niej refleksji) następujące teorie z zakresu nauk o organizacji
i zarządzaniu oraz z zakresu ekonomii:
1. Dwuczynnikowa teoria Herzberga5: Zakłada ona, że satysfakcję oraz mo-
ty-wację do pracy zapewniają pracownikom dwa rodzaje czynników:
a. czynniki higieny nie prowadzą bezpośrednio do satysfakcji z pracy,
jednak wpływają na poziom niezadowolenia z pracy; do tej grupy
czynników można zalicza się m.in.: politykę przedsiębiorstwa, zarzą-
dzanie, stosunki międzyludzkie, wynagrodzenie, bezpieczeństwo pra-
cy, zajmowaną pozycję;
b. motywatory, które zapewniają satysfakcje z pracy; w skład tej grupy
czynników wchodzą m.in. uznanie ze strony przełożonych, satysfak-
cja czerpana z osiągnięć zawodowych, awanse, możliwość rozwoju
4 Analogiczne zjawisko zostało opisane przez Malcolma Gladwella, który spopularyzował zasadę „10 tys.
godzin”. Wedle tej zasady mistrzów w danej kompetencji uzyskuje się tylko wówczas, gdy cykl szkole-
niowy przekroczy objętość 10 tys. godzin. Patrz: M. Gladwell, Poza schematem, Znak, Kraków, 2009. 5 Pod red. H. Króla i A. Ludwiczyńskiego, Zarządzanie zasobami ludzkimi. Tworzenie kapitału ludzkiego
organizacji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.
391
osobistego.
2. Teoria perspektywy i inne teorie oraz odkrycia z zakresu ekonomii beha-
wioralnej6: Teoria perspektywy została sformułowana po raz pierwszy
przez dwóch psychologów z Izraela: Daniela Kahnemana i Amosa Tver-
sky’ego w roku 1979. Jest to teoria opisowa. Wyjaśnia zjawisko spadku
postrzeganej wartości inwestycji w miarę wzrostu zysków. Zawiera także
istotne twierdzenie, że „zyski cechują się mniejszą wartością obiektywną
niż starty o takiej samej wartości bezwzględnej”. Przedstawione w tabeli 2
podejście do pomiaru kapitału intelektualnego tak mocno utarło się w tra-
dycji, że od dawna nikt nie próbował go kwestionować. Tymczasem w
świetle wspomnianych wcześniej teorii dotyczących irracjonalności po-
dejmowania decyzji przez ludzi niemal oczywista wydaje się konieczność
radykalnego redefiniowania modelu pomiaru opartego na jednobieguno-
wym pomiarze.
Jeśli wprowadzimy metodę pomiaru dwubiegunowego oraz jeśli przyj-
miemy założenia związane z irracjonalnością podejmowania decyzji przez
człowieka, będziemy zmuszeni także zmienić sposoby pomiaru kapitału inte-
lektualnego. W takich innowacyjnych metodach kapitał intelektualny lub po-
szczególne jego komponenty będą przybierały wartość negatywną. Co gorsza,
dla przyzwyczajonych do liniowych funkcji, kontrolerów pomiarowych zmia-
ny wartości poszczególnych wskaźników będą wyjaśniane przez funkcje nie-
liniowe np. potęgową (patrz ramka 1) i nieciągłe.
Ramka 1. Krzywa dzwonowa.
Krzywa potęgowa inaczej jest określana mianem kija hoke-
jowego. Opisuje zjawiska, w których za 90% nasilenia odpowiada
garstka osobników np. za zanieczyszczenie środowiska przez samo-
chody odpowiada mały ułamek pojazdów na drogach. Podobnie
całoroczna emisja CO2 przez Polską gospodarkę odpowiada kilkudniowej emisji go-
spodarki chińskiej7.
„Krzywa Dzwonowa” (ang. bell curve) jest określeniem kształtu
6 T. Zaleśkiewicz, Psychologia Ekonomiczna, PWN, Warszawa 2011, s. 103 – 106, a także: D. Ariely,
Potęga irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009; D. Ariely, Zalety irracjonalności,
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011. 7 Patrz. M. Gladwell, Co widział pies, Znak, Kraków, 2011.
392
Krzywa dzwonowa stała się w ostatnich latach symbolem schematów my-
ślowych, które są obalane. Np. tezy Richarda J. Herrensteina i Charlesa Murray'a, że
brak zainteresowania dzieci szkołą, wysoka przestępczość, skłonności do alkoholu
i narkotyków to patologie wywołane wyłącznie przez środowisko społeczne, nie zna-
lazły potwierdzenia w badaniach, a większość programów naprawczych niemal cał-
kowicie zawiodła. Nowoczesny system oświaty zwiększa ruchliwość społeczną i dość
sprawnie wyławia inteligentne jednostki, nawet z zaniedbanych środowisk. W przysz-
łości społeczeństwo, w znacznie większym stopniu niż dziś, dzielić się będzie na
zdolnych i wykształconych, posiadających dobrze płatną pracę oraz mniej zdolnych,
z reguły bezrobotnych lub utrzymujących się z pracy dającej małe dochody.
Krzywa dzwonowa jest symbolem demokratycznego i egalitarnego myślenia
o rzeczywistości. Zgodnie z rozkładem normalnym wszystkie nakłady przyniosą efek-
ty, w niektórych miejscach znikome, w innych - bardzo duże. Schemat myślenia
przedstawiany krzywą potęgową symbolizuje duże ryzyko inwestycji w obszary, które
nie dadzą żadnych efektów, np. polityka innowacyjna prowadzona przez rząd „dziele-
nia po równo” - zgodnie z myśleniem krzywej dzwonowej powinna przynieść efekty
we wszystkich regionach.
Logika „krzywej potęgowej” wymaga przyjęcia, że cześć inwestycji będzie
całkowicie nietrafiona, a tylko kilka wąskich obszarów przyniesie duże zwroty. Pyta-
nie, jak te obszary odkryć. Sukcesy w przedsiębiorczości lepiej wyjaśnia krzywa po-
tęgowa i to zarówno, jeśli spoglądamy na historie poszczególnych przedsiębiorców,
jak i całej gospodarki. Większość przedsiębiorców zanim osiągnęło trwały sukces od-
niosło wiele porażek, a w biznesie porażka zwykle oznacza bankructwo firmy lub po-
ważny kryzys. Np. Steve Jobs miał na swoim koncie wiele porażek zanim osiągnął
sukces. Każda z nich oznaczała, że na krzywej potęgowej współrzędna y była bliska
zeru (gdzie x = zysk). W 1995 r. we współpracy z firmą Bandai Apple wypuściło na
rynek konsolę o nazwie Pippin. Ostatecznie na całym świecie sprzedano zaledwie 42
tysiące (!) sztuk Pippina. W 2006 r. magazyn PC World umieścił go na 22 miejscu na
liście 25 najgorszych produktów technologicznych w historii. Gdyby krzywa dzwo-
nowa miała wyjaśniać rozwój przedsiębiorczości (a niestety nie wyjaśnia), to porażki
w biznesie miałyby łagodniejszy wymiar: nie byłoby wielu zwycięzców ani bankru-
tów, nie powstałyby Apple, Skype, Google itd. W USA tylko 7 stanów odpowiada za
niemal 50% wydatków na badania i rozwój, sama Kalifornia - za 21% amerykańskich
wydatków na B+R (tzn. 77 mld dolarów) czyli więcej niż Niemcy i blisko dwa razy
więcej niż Wielka Brytania. Z badan OECD wynika, że połowa wydatków na B+R w
krajach OECD pochodzi z 10% regionów („Świat innowacji nie jest płaski”)8. Konsta-
tacja ta jest o tyle ważna, że obecnie planuje się inwestowanie dużych sum w innowa-
cyjność różnych regionów, miast i klastrów w Polsce. Logika dowodzi, że innowacyj-
ność musi być skoncentrowana. Polska jest często w rodzimej prasie przedstawiana
jako kraj mało innowacyjny, choć np. awans w ciągu jednego roku z pozycji 68 na 49
w The Networked Readiness Index napawa optymizmem.9
Źródłó: opracowanie własne w oparciu o: racjonalista.pl oraz „The Bell Curve, Intell-
gence and Class Structure in American Life", Free Press Paperbooks, New York 1996
oraz. M. Gladwell, Co widział pies, Znak, Kraków, 2011.
8 Patrz: Ministerial report on the OECD Innovation Strategy. Key Findings, OECD, Paris, Maj 2010, s.9. 9 Według The Networked Readiness Index 2009–2010 opracowanego przez World Economic Forum w roku
2010 zajmowaliśmy 65-tą pozycję na 133 kraje. W roku 2012 awansowaliśmy w tym rankingu na pozy-cją 49 (wartość indeksu: 4.16).
393
Pomiar kapitału intelektualnego zawsze był dodatkiem, często trakto-
wanym, jako „piąte koło u wozu” przy sprawozdaniach finansowych. Może
się jednak zdarzyć tak, że w miarę jak rozwijać się będą teorie na temat irra-
cjonalności podejmowania decyzji pomiar kapitału intelektualnego stanie się
nie piątym, lecz „pierwszym kołem u wozu” w wehikule nowoczesnej ra-
chunkowości. Oto kilka przykładów:
1. Wartości kapitału finansowego ujemna i dodatnia po zsumowaniu dają
wartość zerową. Jeśli „zsumujemy” pozytywny i negatywny kapitał intele-
ktualny, suma wcale nie musi być równa zero, np. nieufność wobec marki
ma silniejsza wartość niż wartość ufności. Kilku zrażonych do marki
klientów może wywołać gorszy negatywny PR dla firmy niż cała rzesza
zadowolonych klientów. Kilku skonfliktowanych pracowników w jednym
dziale firmy może zaprzepaścić prace kilkuset doskonale współpracują-
cych pracowników w pozostałych działach firmy
2. Niektóre komponenty kapitału intelektualnego wyjaśniają funkcje niecią-
głe, np. wiadomo, że innowacyjność firm spada znacznie po przekrocze-
niu pewnej liczby zatrudnionych. Np. małe firmy biotechnologiczne gene-
rują znacznie więcej patentów w przeliczeniu na pracownika niż duże
koncerny farmaceutyczne (choć te ostatnie dysponują większym budżetem
na badania i rozwój – w przeliczeniu na pracownika i w wartościach bez-
względnych). Innowacyjność firmy może rosnąć w miarę jak rośnie zat-
rudnienie, np. z poziomu 20 do 130 pracowników, po czym „nagle” ta
sama firma przestanie generować innowacje po przekroczeniu progu za-
trudnienia 150 (co będzie dziwne i niewytłumaczalne dla „racjonalnego”
inwestora giełdowego, który analizuje daną spółkę i nie zna najnowszych
wyników badań z zakresu innowacyjności10
).
3. Poziom transparentności kapitału intelektualnego pozytywnego i negatyw-
nego może się różnić. Wybitna osobowość CEO może być doskonale zna-
na inwestorom giełdowym, natomiast lobbing w pracy i skandale obycza-
jowe mogą być ukrywane (choć dotyczą tej samej osoby). Inwestorzy czę-
sto kupują dodatni kapitał intelektualny, lecz nie widzą skorelowanego z
nim kapitału negatywnego.
4. Pomiar kapitał intelektualnego (dodatniego) jest zadaniem trudnym. Na-
10 K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global Polish Pharma!, Raport o innowacyjności polskiej
branży farmaceutycznej, Uczelnia Vistula, Warszawa 2011.
394
tomiast pomiar kapitału negatywnego jest często wykonalny. Znacznie
trudniej zmierzyć porażki, nadużycia rynkowe, sabotaż, uchylanie się od
pracy, ukryte konflikty, rasizm w firmie i inne tego typu negatywne zjawi-
ska Poza tym często żadna ze stron (ani zarząd ani pracownicy) nie są za-
interesowani ujawnieniem wartości negatywnego kapitału intelektualnego.
W Tabeli 3 przedstawiono istotę koncepcji negatywnego kapitału inte-
lektualnego. Wynika z niej, że uzasadnionym się wydaje prowadzenie po-
dwójnej rachunkowości kapitału intelektualnego. Koncepcja ta ma zarówno
implikacje dla teoretyków nauk ekonomicznych, jak i dla praktyków. Teorety-
cy mogą na jej podstawie tworzyć np. nowe modele wartości przedsiębior-
stwa. Praktykom istnienie dwóch kategorii kapitału może ułatwić podejmo-
wanie decyzji inwestycyjnych: czy inwestujemy w niwelowanie negatywnego
czy też inwestujemy w pozytywny kapitał intelektualny; czy przedsiębiorstwo
będące obiektem przejęcia ma jakieś ukryte aktywa niematerialne o negatyw-
nej wartości ? itp.
Tabela 3. Struktura kapitału intelektualnego w organizacji gospodarczej.
zakłada współpracę i „wyciągnięcie pomocnej ręki”. Autor zaznacza, że takie
ujęcie jest ujęciem od strony możliwości, praktyka może wyglądać inaczej.
Niezależnie od kontekstu historycznego, kulturowego, istnieją cztery
sposoby rozwiązywania konfliktów między systemami wartości w przypadku
ich niezgodności - jednostkowym a zbiorowym: zakorzenienie tradycji, uwol-
nienie się od nieprzyjaźnie nastawionego obcego, dyskurs lub dialog; przymus
lub przemoc. Wszystkie cztery sposoby występują we wszystkich kulturach,
jako wachlarz potencjalnych strategii, mających jednak indywidualne rangi.
2 W podrozdziale 1.1. i 1.2 sięgam częściowo do przygotowanej przeze mnie publikacji - tomu jubile-
uszowego dla prof. dr hab. Jolanty Polakowskiej-Kujawy, która ukazać się ma wkrótce. pod red. dr K. Górak-Sosnowskiej i dr A. Kozłowskiej, w Oficynie Wydawniczej SGH.
403
W społeczeństwach tradycyjnych, „tradycyjne wierzenia i praktyki przefiltro-
wane przez działania strażników <<eliminują z gry>> wiele możliwości. Za-
korzeniona władza pozostaje w znacznym stopniu w ukryciu, a przystosowa-
nie kulturowe przybiera przede wszystkim postać geograficznej segmentacji
(Giddens, 2009:141, w: Beck, Giddens, Lash). Uwolnienie się nie nabiera w
tym wypadku formy aktywnego procesu, ale jest wynikiem organizacji czaso-
przestrzennej systemów przednowoczesnych, czemu towarzyszą bariery stoją-
ce na drodze komunikacji ponadlokalnej. Ale komunikacja wydaje się być ko-
nieczna, bowiem „Kiedy kończą się rozmowy, często zaczyna się przemoc.”
(Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash). A sama globalizacja w wymia-
rze kulturowym – wobec komunikacji dopuszcza jedynie alternatywę w posta-
ci przemocy. Zderzenia kulturowe na globalnej arenie mogą rodzić przemoc;
mogą też generować dialog (Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash).
Sytuacja zmienia się czasach ponowoczesnych, szczególnie w związ-
ku z intensyfikacją procesów globalizacyjnych w ich różnych wymiarach. Na-
stępuje odwołanie się do tradycji jako instancji wyjaśniającej: „(…) tradycje
mogą przetrwać, jeśli poddają się dyskursywnemu uzasadnieniu i jeśli są goto-
we wejść w otwarty dialog nie tylko z innymi tradycjami, ale również z alter-
multimiliarderów współżyje z 250 milionami ludzi zmuszonych do wegetowa-
nia za jeden dolar dziennie. 42,5% dzieci poniżej 5 lat cierpi z niedożywienia;
8 milionom dotkliwy, a bezlitosny głód doskwiera na co dzień, deformując je
na resztę życia fizycznie i psychicznie, a 2 miliony z ich grona z tegoż powodu
skazując corocznie na śmierć. Ale bieda, wraz z jej nieodłącznymi towarzy-
szami – upośledzeniem, upokorzeniem i brakiem perspektyw życiowych – nie
tylko trwa w krajach, które zaznawały niedoli, nędzy i niedożywienia od nie-
pamiętnych czasów: odwiedza ona dziś ponownie kraje, które – jak się do nie-
dawna zdawało – przepędziły ją ze swych granic raz na zawsze i skutecznie się
przed jej powrotem zabezpieczyły”4.
Zatem głównymi zarzutami stawianymi kapitalizmowi jest „marno-
trawstwo dóbr” i niski poziom etyczny. To , co zmieniło się od początków
kapitalizmu, to zasięg tych zjawisk. Wraz z globalizacją stały się one proble-
mem „planetarnym” i skutkują również globalnymi konsekwencjami: bieda,
3 Zaznaczam, że ograniczam się jedynie do kwestii związanych z kapitalizmem, nie odnosząc się w tym
miejscu do rozważań o globalizacji (Bauman, 2000), czy paradygmacie konsumpcji. 4 Zygmunt Bauman, Socjalizm potrzebny od zaraz, 29.09.2010, za: http://www.krytykapolityczna.pl
(Bauman, 2000, podziela to również Sennett, 2010,125-141). Konsumpcja w
ponowoczesnej wersji kapitalizmu wyparła produkcję. Ona jest siłą sprawczą i
napędową do budowy tożsamości jednostki, grupy, do sprawowania władzy.
„Konsumpcja stała się doskonałą metodą podkreślania różnic społecznych i
zyskiwania pewności siebie. Jednocześnie zapobiega wyrzutom sumienia. Jeśli
ludziom brakuje czasu dla rodziny, bo muszą zarabiać na utrzymanie, szukają
kompensacji. A rynek oferuje materialną namiastkę troskliwości i, przyjaźni,
miłości. Akt zapłaty w kasie zastępuje wyrzeczenie, które mogłoby się wiązać z
odpowiedzialnością za innych.” 7
Według Baumana zatem kapitalizm, to nie tylko formacja polityczna
(poziom makro), ale sposób życia jednostek (poziom mikro). „ Sposób życia
przyjęty od pewnego czasu przez gatunek Homo sapiens, sposób ochrzczony
mianem <<kapitalizmu>>, (...) polega, nie tyle na samoodtwarzaniu się, ile
na kompulsywnej ekspansji; nie mógł kapitalistyczny sposób życia i ludzkiego
współżycia trwać inaczej niż na drodze <<reprodukcji rozszerzonej>> wbu-
dowanej w jego sposób istnienia – będącej jego sposobem istnienia”.8
Bauman wskazywał na mechanizm „uwodzenia”, który sprawia, że
5 Pogrubienie MM-Z. 6 Bauman Z., Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października
2010. 7 Bauman Z., Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, „Süddeutsche Zeitung”, tłum.
„Forum”, 26 kwietnia 2011. 8 Bauman Z., Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października
2010.
411
kapitalizm rozumiany jako styl życia jest po prostu atrakcyjny, dysponuje siłą
przyciągania na podobieństwo Steinerowskiej „kultury kasyna”. Mechanizm
składa się z „(…) ulotnych radości z przybytków i niezaznanych przedtem u-
ciech. Smutków ze strat i zawiedzionych nadziei oraz obaw przed przyszłością
niejasną i pełną pułapek. George Steiner określił kontekst naszego życia
<<kulturą kasyna>> – a ludzie ciągle garną się do kasyna wabieni szansą
lub uciekają przed nim przerażeni ryzykiem. A kapitalizm bez kultury kasyna
to jak Mahomet bez brody albo ryba bez wody. Nie zanosi się więc w najbliż-
szym czasie na to, by kapitalizm miał się jakoś zmienić lub by miano go od-
mienić.”9 Ta przyczyna powoduje dość pesymistyczną wizję przyszłości kapi-
talizmu według Baumana. Z jednej strony mamy bowiem świadomość wycze-
rpywalności zasobów, a z drugiej „atrakcyjność” konsumpcji. Wzmacnia to
jedynie system pracy stosowany w korporacjach, polegający na odchodzeniu
od drobiazgowej kontroli i powierzaniu coraz większej liczny spraw pracow-
nikom. Nastąpiła zatem zmiana stylu zarządzania.10
Niestety, mimo pozornej
atrakcyjności jest on w rezultacie oparty na jeszcze większej kontroli.11
„(….)
To pułapka. Nowy system jest wygodny tylko dla zwierzchników, bo uwalnia
ich od uciążliwej harówki, jaką jest detaliczne określanie zadań podwładnych,
pilnowanie, by się zaleceń kurczowo trzymali, i dźwiganie odpowiedzialności
za rezultat. To podwładny musi teraz co dzień na nowo dowodzić swej pomys-
łowości, ostrości zębów i pazurów, giętkości i zwinności – innymi słowy, przy-
datności dla korporacji, której zawołaniem jest teraz nieustająca lustracja
panoramy zmiennych szans i możliwości. W wyciskaniu z podwładnych mak-
symalnego wysiłku nadzorcę zastąpił strach przed ubóstwem własnych walo-
rów, spowszednieniem i zblaknięciem uzyskanego wprzódy uroku, a w efekcie
– przed wypadnięciem z rynkowej konkurencji. Zysk zatem dla korporacji
olbrzymi, ale dla pracowników i szerzej, stosunków społecznych, wątpliwy”.12
9 Kokoszka, I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, http://www.forbes.pl/artykuly/
sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-baumana,5586,3 10 (…) Czasy drobiazgowej reglamentacji i rutynizacji czynności oraz wścibskiego i wszędobylskiego
nadzoru ustąpiły miejsca cedowaniu na podwładnych decyzji i odpowiedzialności. Nowy styl zarządzania
udostępnia do eksploatacji nowe połacie ludzkiego potencjału, jak np. osobista inicjatywa i odbiegające od szablonu cechy osobowości, na jakich eliminowanie wdrażanych jednolitych standardów tradycyjne
zarządzanie biurokratyczne traciło wiele wysiłku i pieniędzy (ibidem). 11 Możliwości kontroli, a także „uelastyczniania” czasu pracy znacznie się zmieniły po pojawieniu się
nowych mediów. Tak zwany służbowy telefon komórkowy, laptop z dostępem do Internetu , iPad to do-
skonałe narzędzia kontroli i narzucania tzw. „nienormowanego czasu pracy.” 12 Kokoszka I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, http://www.forbes.pl/artykuly/
stwa, które mogą skutkować (i już to robią) groźnymi następstwami. Autor
wymienia 4 rodzaje takowych: rozrost siły totalitarnej, konflikt jądrowy lub
wojna na szeroką skalę, zniszczenia lub katastrofa środowiska oraz załamanie
się mechanizmów gospodarczego wzrostu (Giddens, 2008:121).
Autor kończy swoje rozważania dość pesymistycznie, ale ma nadzie-
ję, że taki alarmistyczny ton przyczyni się do wstrząsu społecznego i zmusze-
nia nas wszystkich do działania. „Żadne siły opatrzności nie zainterweniują,
by nas zbawić; żadna historyczna teleologia nie daje gwarancji, że druga wer-
sja ponowoczesności nie wyprze pierwszej. Apokalipsa stała się banałem, tak
bardzo obecna jest dziś w codziennej wyobraźni; jednak podobnie jak wszyst-
kie parametry ryzyka może stać się rzeczywistością” (Giddens, ibidem;122).
Przypomina to wizję Baumana, a również i Becka, który dotyka tema-
tu wprowadzając bardzo pojemnie pojęcie „społeczeństwa ryzyka”. Wszyscy
przytaczani autorzy apelują zatem o zmianę dotychczasowego stylu życia,
opamiętanie się w bezustannej konsumpcji, będącej napędową siłą kapitali-
zmu.
Wizje przytaczanych autorów są dosyć pesymistyczne. Mimo, że
wskazują na alternatywę, nie wierzą, że zostanie ona zaakceptowana. Winią za
to zbyt duże dysproporcje w rozwoju i dochodach w świecie. Wciąż dla wielu
ludzi – model konsumpcji promowany przez kapitalizm – „kulturę nowego
kapitalizmu” (Sennett) jest raczej celem, pragnieniem, o którego realizacji
marzą. Aktualne, coraz liczniejsze podziały społeczne (bowiem, istotnym ich
kryterium są wzory konsumpcji w różnych wymiarach: ekonomicznym, kultu-
rowym, czy nawet politycznym) nie sprzyjają uspokojaniu nastrojów. Nie-
spełnione pragnienia prowadzą raczej do frustracji, które w skali masowej
mogą skutkować wybuchem społecznym14
, czy wręcz rewolucją.15
Na razie
14 Najlepszym przykładem tego jest seria protestów rozpoczęta przez ruch Occupy Wall Street, trwających
począwszy od 17 września 2011 w Zuccotti Park w Nowym Jorku. Zostały zapoczątkowane m.in. przez kanadyjską grupę aktywistów z organizacji Adbusters . Potem, rozprzestrzeniły się na wiele krajów eu-
ropejskich. ”Uczestnicy, którzy nazywają siebie "99 procentami" (ang."99 percenters"), protestują głów-
nie przeciwko nierównościom społecznym, chciwości korporacji, banków oraz przeciwko nadmiernemu wpływowi bankierów, menedżerów wielkich korporacji i lobbystów na rząd”. za: http://pl.wikipe
dia.org/wiki/Okupuj_Wall_Street, data dostępu 5 lipca 2012. Zdaniem Richarda Floridy, cel protestów
został źle sformułowany. „Okupuj Wall Sreet odwołuje się do ideału równości. To oczywiście jest słusz-ne, Ale ludzie tego nie kupują. Więcej ludzi przychodzi bronić czystego powietrza” (Florida, 2012:119).
obywatele-konsumenci – zdaniem Baumana - ograniczają się do protestów w
imię obrony dotychczasowych zasad konsumpcji (opartej w dużej mierze na
kredytach16
), a której kres położył kryzys 2008+.17
Bauman uważa system kapitalistyczny za szkodliwy, nazywając
go wręcz „pasożytniczym”, ale – pozostając przy tej metaforze – jak każ-
dy pasożyt posiada niezwykłe umiejętności przetrwania i wyszukiwania
coraz to nowych żywicieli. „Mówiąc bez ogródek, kapitalizm to w istocie
system pasożytniczy. Jak każdy pasożyt, może rozwijać się, gdy znajdzie ży-
wiciela – organizm, na którym jeszcze nie żerował. Jako pasożyt szkodzi ży-
wicielowi i prędzej czy później niszczy warunek własnego dobrobytu, czy
nawet przetrwania. Róża Luksemburg, pisząc w epoce szalejącego imperiali-
zmu i podbojów terytorialnych, nie przewidziała – i przewidzieć nie mogła –
tego, że przednowoczesne ziemie egzotycznych kontynentów nie były jedy-
nymi potencjalnymi <<żywicielami>>, dzięki którym kapitalizm mógł prze-
dłużać swoje życie i inicjować kolejne okresy rozkwitu. Dziś, sto lat później,
wiemy już, że siła kapitalizmu tkwi w jego zadziwiającej pomysłowości w
wyszukiwaniu nowych gatunków żywicieli – gdy tylko dotychczas wyzyski-
wane gatunki ulegają przerzedzeniu lub giną – i w jego wręcz wirusowych
zdolnościach przystosowawczych oraz szybkości, z jaką dostosowuje się do
nowych pastwisk. Obecny <<krach kredytowy>> nie oznacza końca kapitali-
zmu, lecz tylko spustoszenie kolejnej łąki.” 18
15 Taka wizja obecna jest w rozważaniach Baumana, publikowanych w formie artykułów na łamach lewi-
cowego Social Europe Journal, często przedrukowywanych przez Krytykę Polityczną, której środowisko
również podziela tę wizję. 16 Dla Baumana karta kredytowa jest ikonicznym wręcz narzędziem do ponowoczesnego „uwodzenia” w
społeczeństwie konsumpcyjnym. Karty „ Trafiły one "na rynek" pod wiele mówiącym i wyjątkowo uwo-
dzicielskim hasłem: "take the waiting out of wanting" (nie zwlekaj z zaspokojeniem zachcianek). Pra-
gniesz czegoś, ale brak ci na to pieniędzy? W dawnych czasach, które na szczęście przeminęły, zaspoko-jenie musiałoby poczekać (zdaniem Maxa Webera, odroczenie to było zasadą, która umożliwiła nadejście
kapitalizmu). Trzeba byłoby zacisnąć pasa, odmawiać sobie przyjemności, wydatki planować rozważnie i
oszczędnie, a to, co uda się w ten sposób odłożyć, wpłacać na książeczkę, wierząc, że dzięki należytym staraniom i przy wielkiej cierpliwości uzbiera się wreszcie sumę pozwalającą zrealizować marzenia.
Dzięki Bogu i hojności banków raz na zawsze z tym skończyliśmy Dzięki karcie kredytowej możesz ten
porządek odwrócić: ciesz się teraz, a płać później! Karta kredytowa pozwala ci zarządzać zaspokajaniem własnych potrzeb: dostajesz rzecz wtedy, gdy jej chcesz, a nie dopiero wtedy, gdy na nią zarobisz.”
http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-sie-chwieje.html, data dostępu
5 lipca 2012. 17 Interview – Zygmunt Bauman on the UK Riots, 15.08.2011, http://www.social-europe.eu/2011/08/
interview-zygmunt-bauman-on-the-uk-riots/, data dostępu 7 lipca 2012. 18 http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-si-chwieje.html, data dostępu
5 lipca 2012.
418
3.2. Trochę optymizmu R. Floridy
Ale, aby nie pozostawać jedynie przy tych pesymistycznych wizjach,
zwrócę uwagę na spojrzenie optymistyczne co do przyszłości, które prezentuje
amerykański intelektualista Richard Florida, badacz globalnego miasta, autor -
nośnego dla wyjaśniania ponowoczesnych procesów - pojęcia klasa kreatyw-
na19
(Florida, 2011). Jego zdaniem, jesteśmy świadkami zderzenia dwóch po-
rządków : starego i nowego. Jak wyjaśnia w wywiadzie udzielonym Jackowi
Żakowskiemu obecna sytuacja jest „Trochę jak u Marksa, który opisał wyła-
nianie się kapitalizmu ze sztywnej skorupy systemu feudalnego. Teraz mamy
kreatywny, innowacyjny, indywidualistyczny, napędzany przez przyciągający
talenty metropolie nowy system wyłaniający się w otoczeniu starego porządku
przemysłowego” (Florida, 2012:116).
Rewolucja – mniej radykalna - jego zdaniem już trwa, na co wskazują
konflikty społeczne w Afryce Północnej, w Europie, w USA, w Azji Połu-
dniowo-Wschodniej i w Rosji. „Porządek, który się wyłania uprzywilejowuje
metropolitalną, lepiej wykształconą, indywidualistyczną, kreatywną część
współczesnych społeczeństw. Dzieje się to kosztem słabiej wykształconych,
prowincjonalnych, tradycyjnych, mniej mobilnych, związanych z produkcją
materialną społeczeństwa. Tym ludziom grunt usuwa się spod nóg. Jakość ich
życia spada” (Florida, 2012: 117). Florida nie przewiduje walki klas i syste-
mów na wzór tej trwającej od połowy XIX wieku do połowy XX wieku. Nie
podpisuje się pod pesymistyczną wizją zmiany opłaconej chaosem, regresem
kulturowo-społecznym. Jego optymizm budowany jest na dość racjonalnych
przesłankach , jak np. badania wartości Ronalda Ingleharta. Wynika z nich, że
w świecie wzrasta liczba ludzi zainteresowanych jednoczeniem się wokół
wartości postmaterialistycznych, dotyczących dóbr publicznych (ekologia,
zielona energia, zdrowa żywność, czyste powietrze itd.), niż wokół interesów
partykularnych i grupowych. Florida postuluje redefinicję kapitalizmu właśnie
19 Richard Florida w środowisku naukowym jest postacią kontrowersyjną, zarzuca się jego pracom bardziej
publicystyczny niż naukowy charakter (socjologowie raczej krytycznie podchodzą do jego koncepcji). Gościł w Polsce na zaproszenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego w listopadzie 2011 roku. Był go-
ściem konferencji „Zintegrowane podejście do rozwoju”, towarzyszącej nieformalnemu spotkaniu mini-
strów polityki regionalnej i rozwoju w ramach programu polskiej prezydencji w Radzie Unii Europej-skiej. Wygłosił referat "Wielki Reset" - Rola klasy kreatywnej w modernizacji globalnej gospodarki, por.
Nam samym, nie pozostaje zatem nic innego jak aktywnie włączać się
w te procesy i sprawić, że zakończą się pozytywnie, a modele konsumpcji
ulegną racjonalizacji.
SCENARIOS OF CAPITALISM IN POSTMODERN SOCIO-
LOGICAL APPROACHES (Z.BAUMAN, A.GIDDENS,
R.SENNETT)
The author compares the theoretical approaches to capitalism proposed by some prin-
cipal researchers of postmodernity: Zygmunt Bauman, Anthony Giddens, Ulrich Beck
and Scott Lash. In this context the author presents the concept of a “new culture of
20 Wychodzi tym samym naprzeciw stanowisku Giddensa: „Demokracja nie oznacza jedynie prawa jed-
nostki do swobodnego rozwoju, ale również konstytucyjne ograniczenie jej udziału we władzy. „Wolność
silnych” musi być ograniczana, co nie jest jednak, o ile nie mamy do czynienia z anarchizmem, równo-znaczne z pozbawieniem ich władzy” (Giddens, 2007).
420
capitalism” invented by Richard Sennett. The “New culture of capitalism” started
after the industrial capitalism, connecting the military Bismarckian model and
Weberian model of bureacracy.
In search of an answer regarding the future of capitalism, the author presents a pessi-
mistic concept proposed by A. Giddens, Z. Bauman as well as Richard Florida’s posi-
tive scenario.
BIBLIOGRAFIA:
1. Bauman Z. (1995) Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna,
przeł. J. Bauman, przekład przejrzał Z. Bauman, PWN Warszawa
2. Bauman Z., Globalizacja. I co z tego wynika dla ludzi, (2000), PIW Warszawa,
W środowisku żydowskim i chrześcijańskim – tj. pośród rabinów
oraz chrześcijańskich teologów, ale też i „zwykłych” wierzących – za do-
gmat wręcz uznawany jest zakaz wykonywania czynności wróżebnych.
Dlaczego dogmat? Bo, po pierwsze, pierwsze biblijne przykazanie
orzeka: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” („mówi” Bóg), a
wróżenie, tj. akt dywinacji, przybierać ma postać swoistego bożka, czynnoś-
ci przyjmującej boski status, na co Bóg nie zezwala, co ma go gniewać, złoś-
cić, w konsekwencji więc czego Bóg ma sobie nie życzyć. Wróżbiarstwo ma
być więc przejawem idolatrii, [...] ze szczególną cechą bluźnierczego przys-
wajania sobie prerogatyw wszechwiedzy Boga w odrzucaniu Jego autorytetu
[...]1. Stąd, po drugie, Biblia – w ślad za prawem żydowskim – potępia
wróżbiarstwo i wyraża się bardzo surowo o adeptach wróżbiarstwa (zob.
przede wszystkim Pwt 18, 10-122, ale też: Kpł 19, 26
3; Kpł 19, 31
4; Kpł 20,
275). Sam wróżbita bowiem ma rzekomo przypisywać sobie prawo do posia-
dania właściwości i cech boskich – reprezentowanych tu głównie przez om-
niscjencję, tj. (boską) zdolność przewidywania przyszłych wydarzeń. Wróż-
bita dokonujący czynności dywinacyjnej oskarżany jest w tej krytyce o „wy-
dzieranie” owych przyszłych zdarzeń z boskiego zamysłu, tym samym
o swoiste „wchodzenie Bogu w kompetencje”, o lekceważenie Boga (jako
najwyższej i wszechpotężnej instancji) i w istocie o degradowanie go do ja-
1 Ks. Aleksander Posacki SJ, Propaganda wróżbiarstwa, spirytyzmu i magii, czyli mediumizm jako
antyreligia, na: http://archiwum.dlapolski.pl/informacje/wrozby (stan: 21-04-2013). 2 „Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani
wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, Ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani
znachor, ani wzywający zmarłych; Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędza ich przed tobą”; cytaty biblijne w niniejszym artykule we-
dług: Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblijne w Polsce, War-
szawa 1996. 3 „[...] nie będziecie wróżyć ani czarować”. 4 „ Nie będziecie się zwracać do wywoływacz duchów ani do wróżbitów. Nie wypytujcie ich, bo stanie-
cie się przez nich nieczystymi; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym”. 5 „A jeżeli mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy lub wróżyć, to poniosą śmierć. [...]”.
423
kiejś pomniejszej siły, nad którą człowiek może w jakiś sposób sprawować
kontrolę i której kompetencje może przejąć.
Zarzuty owe są oczywiście bezzasadne. Trudno porównywać czło-
wieka do Boga, jeśli ten ostatni nie jest zantropomorfizowany. Bezosobowy
Bóg nie może „wiedzieć”, „komunikować się” itd. „Wiedzieć” o czymś mo-
że tylko ludzka lub nie, ale istota posiadająca umysł. Owa wiedza umysłowa
pozostaje w bezdyskusyjnym związku z pamięcią (zdolnością zapamiętywa-
nia), umiejętnościami myślenia, kojarzenia, uczenia się, spostrzegania (o-
czy!) oraz odczuwania emocji w, nomen omen, ciele. Umysł to psychiczny
element fizycznego mózgu. Mózg to organ ciała. Ciało (soma) to materia.
O Bogu domniemuje się w chrześcijańskiej wykładni teologicznej,
że umysł posiada, gdyż stwierdza się tu, że pozostaje on rozumny, a to na
mocy tego, że ma być osobą – czyni tak zarówno egzegeza katolicka, prote-
stancka, jak i prawosławna, w których Bóg jest co prawda jeden, ale w
trzech osobach (Ojciec, Syn, Duch Święty), które to osoby na równi praw
współistnieją w boskiej istocie/boskiej pełni.
Interpretacja katolicka, wyrażona na przykład przez papieża Jana
Pawła II6, powołuje się na definicję „osoby” zaproponowaną przez rzym-
skiego filozofa Boecjusza (V/VI w.), brzmiącą: „Persona proprie dicitur ra-
tionalis naturae individua substantia”7, tj. „osoba jest to jestestwo jednotko-
we natury rozumnej”8.
Tym samym, pomiędzy osobą a rozumem postawiony zostaje tu
swoisty znak równości – mówiąc osoba, teologowie mają na myśli isto-
tę/jednostkę o rozumnej naturze.
Niemniej, o czym zostało wspomniane powyżej, owa rozumność
6 Katecheza środowa Jana Pawła II pt. „Trzy Osoby Boże”, wygłoszona 4 grudnia 1985; za:
http://www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-04-2013). 7 Boecjusz, De persona et duabus naturis, 3 (PL 64, 1343); za: http://www.katolik.pl/forum/read.php?
f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-04-2013). 8 Interpretacja chrześcijańska mówiąc o trójcy świętej ma na myśli, że w Jezusie Chrystusie poprzez
Ducha Świętego objawił się Bóg Ojciec, przy czym nie ma chodzić [...] o objawienie trzech osób, lecz o odwieczne objawienie jednej istoty Bożej. Dogmat o Trójcy Św. przyjmujemy [tu: protestanci, ale ja-
ko przedstawiciele chrześcijan w ogóle – DB] jako słowne ujęcie wzajemnego odniesienia się do siebie
"osób" Trójcy Św., przy czym trzeba wiedzieć, że „osoba” w sensie nauki chrześcijańskiej ma [chcia-łoby się rzec: rzekomo – DB] inne znaczenie, niż się powszechnie przyjmuje. Mówiąc o trzech "oso-
bach" w Trójcy jedynego Boga, nauka chrześcijańska chce zawsze przedstawić Tego, wobec którego
chrześcijanin staje ze czcią i z miłością w wierze. Jest on zawsze niepojęty, a zawsze bliski – Stwórca, Zbawiciel, Pocieszyciel [http://old.luteranie.pl/pl/?D=27 (stan: 20-04-2013)]. Pojawia się tu próba
ominięcia antycypowanego problemu związanego z rozumieniem natury „osobowości” Boga, stąd owa
asekuracyjna konstatacja, że [...] „osoba” w sensie nauki chrześcijańskiej ma inne znaczenie, niż się powszechnie przyjmuje.
424
(rozum), nawet posiadanie umysłu, musi iść w parze z posiadaniem mózgu,
co już ujawnia sprzeczności i kłóci się z ideą Boga jako bytu bezcielesnego.
Bóg bowiem jako kategoria z założenia transcendentna, pozaświatowa, bę-
dąca w opozycji do tego, co ziemskie i skończone, winna być kategorią nie-
fizyczną, niematerialną – mózgu zatem (jako materialnego organu) Bóg
posiadać nie może. Kategoria osoby sprzężona jest z kategorią świadomości,
jaźni (jako epifenomenu funkcjonowania mózgu9). Tej ostatniej Bóg nie
posiada – nie jest więc osobą.
Skoro zatem kategorie umysłu i rozumu - jako przejaw działalności
mózgu - wiążą się w łańcuchu korelacji z koniecznością posiadania obwo-
dów neuronowych, będących de facto częścią fizycznego ciała, a Bóg z racji
swej boskości nie może być fizyczny, materialny, cielesny, to primo: wystę-
puje tu wewnętrzna kontradykcja w pojęciu Boga – co oznaczałoby, że błę-
dem jest charakteryzowanie Boga przy użyciu kategorii umysłu i rozumu;
secundo (co pociąga za sobą powyższe): Bóg nie może być wiązany z żad-
nymi ludzkimi właściwościami i nie można o nim orzekać żadnych ludzkich
predykatów, a już na pewno niestosowne są te wskazujące na właściwe lu-
dziom czynności: przemyśliwania, rozumienia, posiadania wiedzy o czymś
itd.
Implikuje to po pierwsze, że nie można mówić, jakoby osoba doko-
nująca dywinacji zawłaszczała sobie jakąś boską umiejętność i poprzez pre-
kognicję, akt przewidywania przyszłości wchodziła w „domenę boską”. Czy
wróżbita faktycznie dokonuje aktu przewidywania, tzn. jest w stanie przewi-
dzieć przyszłe losy – czy to jednostki, czy większych grup ludzkich – to już
inna kwestia. Istotą problemu jest tu konstatacja, że, w świetle przedstawia-
nego stanowiska, trudno jest mówić o Bogu, który by o czymś „wiedział”, tj.
„wiedział” np. o tym, co się wydarzy (danemu człowiekowi), tj. – innymi
słowy – w swoim boski umyśle zawierał już niejako te wydarzenia, a to dla-
tego, że, co pokazano, jako takiego umysłu posiadać on nie może, co wynika
9 Termin epifenomen używany jest na stronach niniejszej pracy w sensie, jaki przypisywany jest mu na
gruncie filozoficznej orientacji epifenomenalizmu, tj. oznacza zjawisko (fenomen) wtórne wobec swo-
jej przyczyny, ale z nią (jako zjawiskiem-fenomenem podstawowym) współwystępujące, przy kluczo-
wej asercji o stanowieniu przezeń zjawiska (zdarzenia) o charakterze niefizycznym (mentalnym), bę-dącym następstwem zjawiska (zdarzenia) o charakterze neurofizjologicznym. W ramach takiej optyki
uprawnione jest mówienie o świadomości, jaźni i umyśle (fenomenach/„zdarzeniach” niefizycznych,
swoiście mentalnych) jako epifenomenie (epifenomenach) pracy fizycznego mózgu (jako kategorii z obrębu neurobiologii).
425
z bezcielesnej, amorficznej natury Boga (Bóg nie jest bytem fizycznym = nie
ma ciała = nie ma mózgu = nie ma umysłu).
Świadomość, będąca konsekwencją posiadania umysłu (a zatem wy-
twór funkcjonowania mózgu), okazuje się zatem cechą typowo ludzką
(a prawdopodobnie też i zwierzęcą). Świadomość to stan psychiczny zwią-
zany z procesami myślowymi – jako wynik pracy mózgu – właściwy jedno-
stce10
. Mówiąc o fenomenie świadomości mówi się zatem o zjawiskach
chemicznych zachodzących w mózgu i w obwodach neuronowych. Świa-
domość i umysł to określenia stosowane do mówienia o aktywnościach mó-
zgu (ludzkiego, zwierzęcego), a więc organu fizycznego (dodatkowo: świa-
domość i umysł tworzą tzw. osobowość). Pojęcie „umysłu Boga” czy też
„świadomości Boga” zatem, o ile nie jest kategorią dalece symboliczną lub
metaforyczną, nie odnajduje sensowności i nie powinna znajdować zastoso-
wania. Osoba wróżąca nie zawłaszcza sobie w związku z tym boskiego tery-
torium, gdyż dokonując aktu dywinacji nie werbalizuje treści, które zawiera-
łyby się w owym tzw. umyśle bożym.
Tym samym nie jest możliwe „urażenie”, „rozgniewanie”, „zmar-
twienie” czy „zasmucenie” Boga ewentualnym postawieniem wróżby i prze-
powiedzeniem przyszłości (tj. dokonanym czynem dywinacyjnym). Jeśli
Bóg jest bytem niecielesnym, to nie odczuwa na sposób ludzki i stany właś-
ciwe człowiekowi, jego nastrojowi, schematom myślowym, poznawczym,
emocjonalnym itd. nie znajdą odniesienia w sytuacji rozprawiania o Bogu.
Aby możliwe było mówienie o jakiejś relacji – wyrażającej się tu np. w
gniewaniu się na kogoś, wykazywaniu dezaprobaty wobec czyjegoś zacho-
wania itd. (jak miałby prezentować się względem ludzi Bóg) – obie strony
musiałyby być bytem świadomościowym oraz być bytem, podmiotem pozo-
stającym w „sprzężeniu zwrotnym”, tj. być de facto bytem osobowym, oso-
bą.
A, jak wykazano, Bóg – z racji swojej niesomatycznej natury – nie
może być bytem osobowym. Pozostaje zatem transcendentnym absolutem i
jako taki – tj. jako „wymykający się” ludzkiemu poznaniu nieosobowy, nie-
skończony absolut – z definicji nie wchodzi w relacje z bytami skończonymi
10 Świadomość (w postaci psychicznych obrazów myśli, planów itd.) niefizycznie „zamieszkuje” mózg,
„wypełnia” sieci neuronowe.
426
(tj. z człowiekiem)11
. Jeśli to, co boskie jest absolutem i tym, co nieskończo-
ne, obejmującym to, co względne i to, co skończone, to nie może być ono wy-
rażone w kategoriach osoby. Osoba bowiem może być tylko względna12
.
Kolejne pytania: czy żydowska i chrześcijańska nauka o zakazie
praktykowania dywinacji nie jest sprzeczna z samym tekstem Biblii? Co
począć z pojawiającymi się na kartach biblijnych ksiąg opisami mówiącymi
o „rzucaniu losów”13
? Czy nie przypominają one lub nawet w swojej istocie
nie są czynnościami wróżebnymi, dywinacyjnymi?
Poza tym, kategoria divinatio pojawia się i w samym nauczaniu
chrześcijańskim, występując w tym ostatnim jako „dar widzenia”. Pozwoli-
my sobie przytoczyć dłuższy fragment na temat fenomenu divinatio z klasy-
ka religioznawstwa, Rudolfa Otto, jego wypowiedź następnie krótko anali-
zując:
„Tam gdzie występuje prawdziwy dar widzenia (divinatio) „święto-
ści w jej przejawach”, tam nabiera też znaczenia element, który należałoby
określić jako „współwystępujący znak”, wprawdzie nie jako właściwe nośne
podłoże daru widzenia, ale jako jego potwierdzenie, a mianowicie te elemen-
ty wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otacza-
jącym światem, które występują w historycznym obrazie Jezusa. Posiadają
one swoje analogie w powszechnej historii życia duchowego i historii religii.
Przejawiają się w talentach profesyjnych wielkich proroków Izraela jako wi-
zjonerskie intuicje i wieszcze przeczucia, a w życiu Chrystusa jako spotęgo-
wane „talenty duchowe”. „Cudami” one nie są, gdyż jako moce ducha są –
jak sama nasza wola, która potrafi uporać się z naszym ciałem – po prostu
11 Abstrahuje się tu od chrześcijańskiej idei wcielenia Boga w Jezusa Chrystusa – w kontekście trójcy
świętej rozważania powyższe tyczyły się najprędzej „osoby” Boga Ojca, tj. bytu swoiście transcen-dentnego. Niemniej, gwoli rzetelności, mówienie przez Jezusa do Boga i o Bogu „Ojcze” świadczyć
może o tym, że postrzegał on tegoż jako de facto osobę, tj. kogoś, z kim można nawiązywać relacje i
kogoś, z kim można wchodzić w „dialog” (a żeby dialog był możliwy, konieczne jest zachodzenie re-lacji podmiot – podmiot; druga strona relacji zatem musi być osobą).
12 Louis Dupré, Inny wymiar, przeł. Sabina Lewandowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 1991, s. 282. 13 Przykładowo: „I rzekł jeden do drugiego: Szybko! Rzućmy losy, aby się dowiedzieć, z czyjej winy
spadło na nas to nieszczęście! Gdy więc rzucili losy, los padł na Jonasza” (Jon 1, 7); „I rzucali losy w
sprawie swoich czynności służbowych, zupełnie tak samo młodszy jak i starszy, mistrz jak i uczeń” (1
Krn 25, 8); „Potem osiedlili się naczelnicy ludu w Jeruzalemie, reszta ludności zaś rzucała losy, aby jednego z dziesięciu doprowadzić do osiedlenia się w świętym mieście Jeruzalemie, a dziewięciu po-
zostałych w innych miejscowościach” (Ne 11, 1); „A Jozue rzucił dla nich losy przed Panem w Sylo i
rozdzielił tam ziemię między synów izraelskich, każdemu jego dział” (Joz 18, 10); „W miesiącu pierwszym, to jest w miesiącu Nisan, w dwunastym roku panowania króla Achaszwerosza rzucono w
obecności Hamana «pur», to znaczy los co do każdego dnia i każdego miesiąca, i los padł na trzynasty
dzień dwunastego miesiąca, to jest miesiąca Adar” (Est 3, 7). O rzucaniu/ciągnięciu losów w Biblii zob. poza tym np.: Kpł 16, 8; 1Sm 14, 42; 1Krn 24, 31; 1Krn 26, 13; Na 3, 10; Jl 4, 3; Ab 1, 11.
427
czymś „naturalnym”, i to w najwyższym stopniu naturalnym. Występują
oczywiście tylko tam, gdzie sam duch ma wznioślejszą postać i gdzie obda-
rzony jest większą żywotnością, ale można ich się przynajmniej spodziewać
tam, gdzie jak najbliżej i jak najściślej jest on złączony ze swym wiecznym
podłożem, gdzie całkowicie na nim się opiera i dzięki temu zdolny jest do
własnych wyższych czynów. Dlatego właśnie także ich istnienie i występo-
wanie może być «współwystępującym znakiem» dla ostatniej okoliczności,
a tym samym i dla skutku samego daru widzenia”14
.
Dar widzenia (divinatio) przejawia się zatem np. w „talentach profe-
syjnych” proroków izraelskich i przybiera postać „wizjonerskich intuicji
i wieszczych przeczuć”. Z drugiej strony, divinatio manifestuje się również
w osobie i życiu Chrystusa. Idzie w istocie o dar widzenia „świętości w jego
przejawach”, jakkolwiek w odniesieniu do współczesnych wróżbitów dar ów
egzemplifikowałby się jako dar widzenia przyszłości. Obok divinatio poja-
wia się kategoria „współwystępującego znaku”, którym są „elementy wyż-
szego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym
światem”. Mają się one hipostazować – gdy idzie o wykładnię chrześcijań-
ską – w osobie Jezusa Chrystusa.
Jednakże, wspomniane „elementy wyższego życia duchowego”
można potraktować też jako inherentne umiejętnościom dywinacyjnym
współczesnych wróżbitów. Ci ostatni, poprzez zdolność dywinacji (divina-
tio), uosabialiby wyższy stopień rozwoju duchowego/życia duchowego
i wyższy stopień wiedzy o świecie – z uwagi na wiedzę o przyszłych zda-
rzeniach mających się na nim wydarzyć. Wróżbici, tj. ludzie, którzy „obda-
rzeni” (sic! – „dar” widzenia) zostali umiejętnością widzenia, tj. „przewidy-
wania” (divinatio), byliby tymi, których „duch ma wznioślejszą postać”.
Przejawy divinatio, tj. praktykowane wróżby jednakowoż „cudami
nie są”, [...] gdyż jako moce ducha są – jak sama nasza wola, która potrafi
uporać się z naszym ciałem – po prostu czymś „naturalnym”, i to w najwyż-
szym stopniu naturalnym. Ponieważ umiejętności te, tj. zdolności dywinacy-
jne są czymś naturalnym, tj. właściwym jednostkom ludzkim na mocy ich
konstytucji psychofizycznej, okaże się, że owe zdolności dywinacji i preko-
14 Rudolf Otto, Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonal-
nych, przeł. Bogdan Kupis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 191.
428
gnicji są konsekwencją pracy ludzkiego umysłu (jako epifenomenu fizycz-
nego mózgu), o czym powiedziane zostanie więcej w końcowej części ni-
niejszego artykułu.
Jasno wypływający z powyższego wniosek jest zatem taki, że styg-
matyzowanie idei dywinacji – a więc, nomen omen, i divinatio – przez ży-
dowskich oraz chrześcijańskich egzegetów jest niewłaściwe i nierozsądne.
Według teologów bowiem wróżenie, które osoby zainteresowane
praktykują przy użyciu różnych metod dywinacyjnych (najpowszechniejsza
technika to kartomancja – wróżenie za pomocą kart, czy to tarota, czy in-
nych) jest, najdelikatniej mówiąc, niegodne aprobaty, a w wykładni skrajnej
stanowić ma część lub rodzaj okultyzmu (waloryzowanego naturalnie nega-
tywnie) oraz jako składowa satanizmu (!), prowadzić ma do opętania15
.
Wróżbiarstwo ukazywane jest często w nauce chrześcijańskiej jako
synonimiczne ze spirytyzmem (tj. prowokowanym kontaktem z duchami).
Stawiany znak równości tłumaczony jest tu rzekomą nierozłącznością wróż-
biarstwa od współdziałania duchów, gdyż to pierwsze bez tego drugiego ma
być pozbawione mocy i ponieważ wywoływanie duchów służyć ma otrzy-
maniu od tychże pewnych informacji16
. Jakkolwiek teza o bliskoznaczności
wróżbiarstwa i spirytyzmu jest wysoce dyskusyjna i stanowi zbyt powierz-
chowne uproszczenie, dość jasne wydają się motywy czynienia takiego utoż-
samienia: sam bowiem Stary Testament tam, gdzie mówi o wróżbiarstwie,
mówi jednocześnie o wywoływaniu duchów (tj. w istocie o spirytyzmie)17
.
Praktykowanie wróżbiarstwa (czynne lub bierne, tj. albo w postaci
własnego zajmowania się dywinacją, tj. wróżenia sobie i innym, albo w po-
staci odwiedzania wróżbitów i tzw. doradców duchowych) jest według hie-
rarchów kościelnych złem. Negatywnie (a wręcz potępiająco) o wróżbach
i praktykach wróżebnych dosadnie wyraża się np. cała tradycja katolickiego
nauczania: począwszy od stanowiska Ojców Kościoła18
, przez dekrety staro-
żytnych synodów (Toledo [397-400 r.]19
, Mar Isaac [410 r.]20
) i soborów
15 Zob. np. http://docs7.chomikuj.pl/426404216,0,0,Lista-złych-furtek.doc (stan: 20-04-2013). 16 Posacki, Propaganda..., op. cit. 17 Zob. przypisy nr 2, 4 i 5 niniejszego artykułu. 18 Powie np. Tomasz z Akwinu: „[...] wszelkie wróżenie posługuje się jakąś radą i mocą szatańską do
poznania przyszłych wydarzeń. Niekiedy wróżbici wzywają tej pomocy wyraźnie, niekiedy zaś demo-ny w sposób ukryty wpływają na poznanie rzeczy przyszłych nieznanych ludziom, im zaś znanych w
sposób, który omówiliśmy gdzie indziej” (cyt. z: idem, Suma teologiczna, tłum. F. Bednarski OP, q.
94, a. 3; za: Posacki, Propaganda..., op. cit.). 19 W Kanonie 15: „Jeśli ktoś uważa, że należy wierzyć w astrologię albo w kabalistykę, niech będzie
429
(Kartagina [398 r.]21
), a kończąc na Katechizmie Kościoła Katolickiego (ar-
tykuł 211722
)23
.
Wróżbiarstwo potępiane jest w nauczaniu Kościoła chrześcijańskie-
go, gdyż stanowić ma grzech bałwochwalstwa i zdradzać ma inklinacje czło-
wieka do niewierności względem Boga. Nadto, wróżbiarstwo podważać ma
(przez suponowaną możliwość odczytania przyszłych zdarzeń) zasadę posia-
dania przez człowieka wolnej woli i negować ma ideę Boga jako „Pana czło-
wieczego losu”. Ma być w końcu dywinacja [...] duchowym oszustwem, któ-
rego ostatecznym celem jest odwodzenie ludzi od drogi zbawienia poprzez
"utwierdzanie grzechu" (św. Augustyn), do czego prowadzi negacja wolności
człowieka i Boga (co ostatecznie jest też deformacją obrazu Boga)24
.
Tymczasem, występujące w Biblii „rzucanie losów” ma być, według
egzegetów, czymś zgoła odmiennym. Więcej nawet. Owej czynności opisa-
nej na kartach Nowego Testamentu przydawana jest przez biblijnych inter-
pretatorów swego typu kwalifikacja moralna – rzucanie losów okazuje się
czymś dobrym i nie pozostającym sprzecznym z bożą wolą.
Najbardziej reprezentatywnym fragmentem w Nowym Testamencie
dotyczącym „rzucania losów” jest werset z Dziejów Apostolskich 1, 26: „I
dali im losy; a los padł na Macieja, i został dołączony do grona jedenastu
wyklęty” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.).
20 W Kanonie 5: „Zakazuje się wszystkim, także wiernym, praktykowania wróżb z trzewi, przepowiada-nia przyszłości, okultyzmu, związań, amuletów, czarów, pod karą anatemy” (za: Posacki, Propagan-
da..., op. cit.). 21 W Kanonie 83 (89): „Ten, kto spędza swój czas z wróżącymi z trzewi i zajmuje się zaklęciami (incan-
tationes), powinien być wyłączony z Kościoła” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.). 22 „Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługi-
wać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towa-
rzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów.
Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych
tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania
łatwowierności drugiego człowieka” (za: http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-1.htm [stan: 21-04-2013]).
23 Zob. też np. tekst Noty Duszpasterskiej Konferencji Biskupów Toskanii na temat magii i demonologii
(czego część stanowić ma wróżbiarstwo, tj. przepowiadanie przyszłości): „[...] najgorszy i najbardziej niebezpieczny wyraz przepowiadania przyszłości to nekromancja czy spirytyzm lub uciekanie się do
duchów zmarłych, aby wejść z nimi w kontakt i odkryć przyszłość lub jakiś jej aspekt. Seanse spiryty-
styczne należą do tego typu magii. Na takich seansach uczestnicy i medium (nowoczesne wydanie sta-rożytnych nekromantów) poświęcają się przyzywaniu dusz zmarłych (na przykład rzekome nagrania
głosów spoza grobu), a w rzeczywistości wprowadzają one pewną formę wyobcowania z teraźniejszo-
ści i dokonują zafałszowania wiary w życie pozagrobowe, zwykle za pomocą sztuczek, działając w istocie jako narzędzia sił Złego, który używa ich często do celów destruktywnych, skierowanych na
zwodzenie człowieka i oddalanie go od Boga” (w: A. Posacki SJ, Okultyzm, magia, demonologia,
Wydawnictwo m, Kraków 1996, s. 111-172; za: idem, Propaganda..., op. cit.). 24 Posacki, Propaganda..., op. cit.
430
apostołów”25
. Komentarz biblistów orzeka, że pojawiające się w tym miej-
scu „rzucanie losów” ma być tu de facto zdawaniem się na Boga, tj. w isto-
cie na los ustalony uprzednio przez stwórcę, i sposobem, drogą dowiadywa-
nia się o boskich zamiarach. W Dz 1, 26 apostołowie ciągną losy, aby do-
wiedzieć się, kto, zgodnie z bożą wolą, zajmie miejsce w gronie uczniów
Jezusa po Judaszu (Maciej czy Barsaba). W wyniku rzucania losów jasne
mają stawać się dla ludzi boże wybory, boże preferencje (co do ludzkiego
postępowania), boska wola (por. Prz 16, 33: „Losem potrząsa się w zanad-
rzu, lecz jego rozstrzygnięcie zależy od Pana”26
).
W sytuacji natomiast praktykowania dywinacji, stawiania wróżb,
używania talii tarota itd. – czyli wykonywania czynu wchodzącego w skład
czegoś, co w wyniku zbanalizowania i zwulgaryzowania nazwane zostało
„ezoteryką” – ludzie, poprzez chęć poznania losu, przyszłych zdarzeń, za-
przeczać mają, jak twierdzą wojujący wyznawcy religijni, boskiej (tzn. naj-
lepszej) decyzji i boskiemu wyborowi. Ludzie winni, jak głoszą teologowie,
z wiarą i ufnością zdawać się na Boga, na zdarzenia „ustalone” przez Boga.
Powinni z zaufaniem podchodzić do przyszłych, niewiadomych (póki co)
zdarzeń, tego, co nastąpi, żywiąc jednocześnie przekonanie, że zdarzenia te
na pewno będą dobre – bo „wybrane”, „zadecydowane” i „zesłane” w przy-
szłości (bliższej bądź dalszej) przez Boga – a nie przy pomocy wróżbitów
„wchodzić Bogu w kompetencje”.
Nadto, zwłaszcza dla chrześcijanina niemożliwe jest zaakceptowa-
nie przekonania o zapisaniu z góry przyszłych wydarzeń, przyszłości jako
takiej – do której wróżbici mają mieć dostęp – gdyż w ten sposób jakoby
zaprzeczać ma on swojej wolnej woli i przyrodzonej mu odpowiedzialności
za siebie i innych. Wróżbiarstwo ma też rzekomo alienować człowieka, któ-
ry wskutek praktykowania dywinacji lub korzystania z usług wróżbitów
tracić ma możliwość panowania nad swoim przeznaczeniem, podczas gdy
cała przyszłość ma być jedynie w gestii Boga i do niego, przy współpracy
z człowiekiem, należeć27
.
Podobnie zatem jak w sytuacji „rzucania losów”, także wróżbiar-
25 Zob. szerzej: Dz 1, 21-26. 26 W tłumaczeniu Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum, Poznań
2003: „We fałdy sukni wrzuca się losy, ale Pan sam rozstrzyga”. 27 Jean Vernette, Przewodnik po zjawiskach nadnaturalnych. Magia, wróżbiarstwo, czary, zjawiska
paranormalne, przeł. Alicja Kałużny, Wydawnictwo m, Kraków 2009, s. 29.
431
stwo – jako część, dziedzina okultyzmu i rodzaj spirytyzmu – podlega kwali-
fikacji moralnej (duchowo-moralnej). Z jednej strony ową ocenę czyni sam
tekst biblijny (zob. cytowane wcześniej starotestamentowe wersety – głów-
nie z Księgi Kapłańskiej), a z drugiej, skodyfikowane i nie, nauki chrześci-
jańskiego kościoła (głównie katolickiego). Wszelako, co jasno widać, ocena
moralna nadana dywinacji radykalnie różni się od tej przydanej czynności
rzucania losów.
Reasumując, wróżenie ocenianie jest przez teologów i co bardziej
fundamentalnych teistów jako złe, podczas gdy praktykowane przez aposto-
łów „rzucanie losów” (Dz 1, 26) ma być dobre, bo w rzucaniu losów wyra-
żać się ma boża wola, a w tym pierwszym czynie nie.
Powyższa „kościelna” optyka wydaje się jednak ponownie nieracjo-
nalna. Po pierwsze, rzucanie losów – czy to „biblijne”, czy inne – jest
w rzeczywistości niczym innym, jak metodą dywinacyjną, nomen omen
(sic!) divinatio, a dywinacja była szeroko praktykowana przez ludzi w dzie-
jach historii. Przypomnijmy fragment z cytowanego wyżej Otta: [...] Posia-
dają one [tj. „elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha
nad naturą i otaczającym światem” (o czym wcześniej), które egzemplifikują
się pod postacią „daru widzenia”, tj. divinatio – DB] swoje analogie
w powszechnej historii życia duchowego i historii religii28
. Uprawiał ją (tj.
divinatio) również naród izraelski29
(Ottowskie „talenty profesyjne proroków
Izraela”) oraz, później, pierwsi chrześcijanie, w tym i apostołowie Jezusa, a
nawet charakteryzował się swoistą „umiejętnością” divinatio sam Jezus
(przyjmowała ona u niego postać zaproponowanych przez Otta „duchowych
talentów”).
Po drugie, współczesne praktykowanie przez ludzi wróżenia (w ja-
bibliomancja i wiele innych. W kontekście niniejszych rozważań bibliomancja wydaje się wyjątkowo
interesująca, zważywszy przedmiot zainteresowania, którym jest tu książka – najczęściej święta księga wyznawców danej religii (w tym judaizmu i chrześcijaństwa). W bibliomancji używa się świętej księgi
w czynności wróżebnej: otwiera się ją „na chybił-trafił” i odczytuje dowolny wers/fragment, który sta-
nowić ma odpowiedź na postawione wcześniej pytanie i/lub przepowiadać ma przyszłość. Praktyko-wanie bibliomancji przy użyciu Biblii popularne było w środowisku chrześcijańskim we wczesnych
wiekach średnich – mimo że o owej praktyce (zwanej sortilegium) autorytety kościelne wyrażały się
niepochlebnie (a nawet ją potępiły i zakazały jej stosowania); zob. Richard M. Golden, Encyclopedia of Witchcraft. The Western Tradition, ABC-CLIO/Greenwood, 2006, s. 120-121.
432
nia losów. To ostatnie stanowi bowiem w swojej istocie czynność zmierza-
jącą do poznania boskich czy to wyborów, czy zamiarów (jeśli uprzeć się, że
takie pojęcia jako „boskie wybory”, „boże zamiary” mają sens). Paralelnie,
techniki wróżebne charakterystyczne dla dzisiejszych wróżbitów (np. karto-
mancja) także, w odpowiedniej wykładni, służą poznaniu boskich „decyzji”,
tego, czego Bóg „chce” i czego od ludzi „oczekuje”. Dzięki wróżbom ludzie
dowiadywać się mają o najlepszym dla nich losie, wytyczonym im de facto
przez Boga.
W tym wypadku niechwalebna „ezoteryczna”, „okultystyczna” dy-
winacja wykonywana przez współczesnych wróżbitów w żadnym wypadku
nie byłaby „wchodzeniem w kompetencje” Bogu. Nie stanowiłaby próby
zawłaszczenia sobie sfery tylko Bogu dostępnej – płaszczyzny, na której
możliwe jest kreowanie i kierowanie zdarzeniami. Mało tego. Wróżbici nie
mają się za bogów, a bardzo często jedynie za „narzędzia”, za media (me-
dium), za pośrednictwem których przekazują ludziom informacje.
Są pośrednikami, „kanałami”, którymi płynąć ma boski przekaz co do przy-
szłych losów. Wróżbici nie uzurpują sobie statusu boskiego, nie stanowią
więc zagrożenia dla boskiego dominium. Zresztą, co istotne w tym kontek-
ście, wróżbici nierzadko przed aktem dywinacji sami zwracają się do siły
wyższej, do Boga (w formie modlitwy, inkantacji)31
– nie mogą zatem trak-
tować siebie jako bogów (nie modlą się przecież do siebie). Adepci wróż-
biarstwa postrzegają siebie jako przekaźniki, „biorą” się za pośredników
przekazujących informacje, jakieś wiadomości. Czują się subiektywnie zo-
bligowani do wyartykułowania informacji dotyczących przyszłości (wierząc,
że posiadają do nich/niej dostęp).
Istotnym aspektem pozostaje przy tym afektywny charakter i kon-
tekst wydarzającej się relacji wróżbita – osoba korzystająca z jego porad.
„Relacja „widzący” – klient, dotykająca głębi ludzkiej istoty, nie jest więc
nigdy neutralna. Drugi uczestnik tej relacji przypisuje niekiedy pierwszemu
nieograniczona moc, dar łączności z bóstwem, co jest typowe dla sfery reli-
gijności. Usakralnionej osobie wróżbity odpowiada wierzenie wiernego”32
.
Niemniej raz jeszcze: nawet jeśli osoba korzystająca z umiejętności dywina-
31 Nota bene, tak samo czynili też apostołowie: poprzedzali akt „rzucenia losów” modlitwą, zwróceniem
się do Boga. 32 Vernette, Przewodnik..., op. cit., s. 27.
433
cyjnych wróżbity upatruje w nim jakichś dodatkowych, nadprzyrodzonych
mocy (w tym nawet „daru łączności” ze sferą boską, nadprzyrodzoną, tj. de
facto „daru widzenia” – divinatio), optyka taka wpisywałaby się bardziej w
paradygmat Ottowskich „mocy ducha”33
, będących rezultatem rozwiniętego
życia duchowego wróżbity i [...] wyższej mocy ducha nad naturą i otacza-
jącym światem34
, przy czym owa „wznioślejsza postać ducha” (tu: wróżbi-
tów) pozostaje czymś naturalnym, a nie nadnaturalnym (jak również chce
Otto) i związanym z ciałem – do którego to zagadnienia zbliżamy się już
wielkimi krokami.
Należy przedtem jednak jeszcze raz odwołać się do tezy, że użyte
powyżej kategorie i terminy („wybór” i „zesłanie” zdarzeń „dokonywane”
przez Boga; boska „decyzja”; boski „zamiar”; boże „chcenie” i „oczekiwa-
nie” przezeń czegoś od ludzi) nie powinny znajdować odniesienia przy mó-
wieniu o Bogu, gdyż bóstwo nie jest człowiekiem (i nie powinno być perso-
nifikowane), więc nie ma umysłu (ponieważ nie ma mózgu). Zatem, do Bo-
ga nie stosują się terminy określające ludzkie stany emocjonalno-psychi-
cznie i ludzkie zachowania. Idea (poznania) boskich „zamiarów”, „decyzji”,
„oczekiwań” i bożej „woli” jest więc wewnętrznie sprzeczna.
Pod znakiem zapytania staje w związku z tym również cała koncep-
cja prawdziwości i wiarygodności „rzucania losów” oraz przepowiedni wró-
żebnych jako takich (skoro nie ma ich do kogo/czego odnieść), chyba że wy-
kluczy się ideę teistyczną i potraktuje się przekazy dywinacyjne w świetle
innej optyki, mianowicie pozbawionej Boga osobowego, tj. np. optyki mó-
wiącej o czymś na kształt informacyjnego monizmu, energetycznego „splą-
tania” ludzi ze sobą (koncepcja zbudowana na hipotezach spopularyzowanej
i strywializowanej fizyki kwantowej) oraz istotowej jedności rodzaju ludz-
kiego (odwołanie do filozofii) – idei jakże popularnych w new’age-owskiej
duchowości. W takim ujęciu możliwe staje się, przynajmniej hipotetycznie,
łość”, pobieranie stamtąd informacji i przekazywanie ich innym na drodze
werbalizacji w postaci wróżby („postawionej” przy pomocy jakichś narzędzi
dywinacyjnych).
Zjawiska prekognicji, tj. przewidywania przyszłych zdarzeń, być
33 Zob. cytowany wcześniej fragment z Otta (str. 6 niniejszego artykułu). 34 Ibidem.
434
może bowiem wynikają z naturalnych umiejętności ludzkiego mózgu. Umie-
jętność odczytywania przyszłości byłaby tu częścią szerszych zdolności
psychicznych, które interpretowane mogą być albo w ramach wyjaśnień
opierających się na złożoności fizycznego pojęcia czasoprzestrzeni, gdzie
można by było „sięgać” przyszłości (fizyka kwantowa35
), albo w ramach
wyjaśnień upatrujących przeznaczenie i rzekomą przyszłość w formie (już)
obecnych w człowieku, tj. w jego – nomen omen – umyśle, obrazów (psy-
chologia), albo w ramach wyjaśnień „parareligijnych”, gdzie przyszłość
„wyjawiać” mają jednostkom specjalnie ku temu usposobionym istoty wyż-
sze, boskie (parapsychologia)36
. Wszystko pozostaje kwestią przyjętego pa-
radygmatu.
Szczególnym zainteresowaniem zdaje się ostatnimi czasy cieszyć
wyjaśnienie mieszczące się w ramach paradygmatu zsymplifikowanej fizyki
kwantowej. Ta ostatnia – poprzez swoje koncepcje: zasadę nieokreśloności,
probabilizm i przypadkowość – usprawiedliwia też przy okazji koncepcję
wolnej woli człowieka (i ludzkiego wyboru), stawiając tym samym pod du-
żym znakiem zapytania stanowisko postulujące zdeterminowanie ludzkich
losów.
Inaczej mówiąc, fizyka kwantowa w wykładni „uduchowionej” wy-
jaśniać ma możliwość zmiany mgliście zarysowanej przyszłości, jeśli po-
wzięta zostanie stosowna decyzja (kwestia „wyboru”, „decyzji”, „kreowania
rzeczywistości”, teza „życia zależącego wyłącznie ode mnie” to idee nowe-
go, duchowego, swoiście new age’owskiego paradygmatu opartego na filo-
zofii mechaniki kwantowej). Fenomen wolności uzasadniany i możliwy jest
tu dzięki (niezdeterminowanym) operacjom zachodzącym w ludzkim mó-
zgu, w sieciach neuronowych, i w interpretacji wspierany jest kwantową
zasadą nieoznaczoności Heisenberga, a także – niejako z drugiej strony –
naukami z pogranicza biologii i neurofizjologii, głoszącymi, że wolność,
wolny wybór, wolna wola „ulokowana jest” w płacie czołowym mózgu.
Główną ideą nowego paradygmatu opartego na fizyce kwantowej w
35 Która sugerować ma, [...] że świat nie jest mechanizmem zegarowym, lecz raczej organizmem żywym,
w którym wszystko jest ze wszystkim połączone... poprzez przestrzeń i czas (słowa dra Deana Radina,
zamieszczone w: William Arntz, Betsy Chasse, Mark Vicente i in., What the Bleep Do we (k)now!? Co my tak naprawdę wiemy!? Odkrywając nieskończone możliwości zmiany naszej codziennej rzeczywi-
Wrocław 2008, s. 27). 36 Zob. Vernette, Przewodnik..., op. cit., s. 30-31.
435
odniesieniu do zagadnienia prekognicji i dywinacji jest kategoria „splątania”
kwantowego. „Splątanie” owo pozostaje w silnej zależności od tzw. koncep-
cji nielokalności cząstek (kwantowych). Pojawiający się tu pomysł, że umy-
sły ludzkie pozostają „splątane” ma być konsekwencją „splątania” cząstek
na poziomie kwantowym, „[...] a cząstki są podobne do informacji, zaś
umysł jest jak materia, a materia jak umysł, czemu więc i umysły nie miałyby
być splątane ?”37
.
Na gruncie tzw. teorii splątanych umysłów autorstwa dra Deana Ra-
dina38
wyjaśniany jest między innymi fenomen percepcji pozazmysłowej.
Według Radina doświadczenia pozazmysłowe – do których zalicza się pre-
kognicja39
, egzemplifikowana przez dywinację – to w istocie przejaw „splą-
tania” umysłów w postaci zjawiska zachodzącego pomiędzy dwiema (lub
więcej osobami), w efekcie czego możliwe stawać się ma „wydzieranie”
informacji na temat potencjalnych przyszłych zdarzeń z umysłu drugiej oso-
by/innych osób (wtenczas owa optyka łączy się z wyjaśnieniem psycholo-
gicznym, w ramach którego istotność otrzymują obrazy już zawarte w dru-
gim człowieku – w jego świadomości lub nieświadomości, tj. w świadomym
lub nieświadomym umyśle – po które się myślowo „sięga”40
) lub też docho-
dziłoby do mentalnej partycypacji w tychże „przyszłych”, już jakoś swoiście
ustalonych i „zadecydowanych”, zdarzeniach, w wyniku czego można póź-
niej zwerbalizować otrzymaną wiedzę – tj., nomen omen, „postawić” prze-
powiednię/wróżbę.
Wspomniany paradygmat sprowadza się do idei postulującej jedność
umysłów, która to jedność umożliwiać ma prekognicję, a przez to i dywina-
cję. Na poziomie głębszym idzie o tzw. ideę żywego (wszech)świata wzaje-
mnych powiązań – w kontraście do paradygmatu „martwego” (wszech)-
37 Pytanie takie pada w: Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 215. 38 Zob. jego książkę Entangled Minds: Extrasensory Experiences in a Quantum Reality, Paraview Pocket
Books, New York 2006. 39 Ale też takie fenomeny ludzkiego umysłu jak telepatia, jasnowidzenie, psychokineza czy uzdrawianie
na odległość; zob. Arntz..., What the Bleep..., op. cit., s. 216 40 Po jungowsku: nieświadomość zbiorowa jako metaforyczna, konceptualna przestrzeń, w której znaj-
dować mają się obrazy nieświadomości, dostępne wszystkim ludzkim umysłom, co implikuje ideę mówiącą o połączeniu wszystkich ze wszystkim, tj. de facto o „splątaniu”. Mało tego. Dr Radin wy-
suwa hipotezę istnienia pewnego rodzaju przestrzeni, opcjonalnie pola umysłu, gdzie zachodzić mają
omawiane przez niego fenomeny, tj. interakcje pomiędzy „splątanymi” umysłami (efektem których jest np. zjawisko prekognicji) [zob. Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 216]. Interesującym przed-
sięwzięciem byłaby przy tym próba powiązania wspomnianej przestrzeni umysłu, o której mówi dr
Radin, z przestrzenią nieświadomości Junga (i tu, i tu dochodzić ma do partycypacji ludzkiego umysłu w większej „bazie” informacji).
436
świata podzielonego na niezwiązane ze sobą części41
– oraz o hipotezę mó-
wiącą o możliwości rzeczywistego wpływu czegoś w istocie niefizycznego
(umysłu, świadomości) na świat fizyczny, na materialną rzeczywistość42
.
Umysł jest więc w ramach powyższego „paradygmatu kwantowego”
tym, co stanowi fundament czynienia jakichkolwiek dywagacji na temat
(możliwości) prekognicji i dywinacji. Tak zatem jak w początkowej części
artykułu, umysł i świadomość – jako „wytwór” pracy mózgu – okazują się
kategoriami zasadniczymi dla niniejszych rozważań, jakkolwiek ze zgoła
odmiennych punktów widzenia.
W pierwszej części mówiło się bowiem o zakładanym przez egzege-
tów religijnych (głównie chrześcijańskich) istnieniu umysłu Boga, a więc
boskiego rozumu, skąd bardzo blisko do idei Boga jako osoby, Boga zantro-
pomorfizowanego, Boga spersonifikowanego (korelacja umysł/rozum-mózg-
fizyczne ciało-materia), co, jak wykazano, jest, wraz z implikowanym kom-
pleksem idei, podejściem niewłaściwym. Ów nieuzasadniony kompleks idei
to raz: ujmowanie Boga jako osoby, którą rozgniewać, zasmucić itd. rzeko-
mo mogą praktykowane przez ludzi czynności wróżebne (tj. traktowanie
Boga jako istoty, która odczuwa emocje); dwa: ujmowanie Boga jako osoby,
która widzi, spostrzega, co dzieje się na świecie (przez co, jak przy primo,
w konkretny sposób ustosunkowywać by się miała emocjonalnie do tych
zdarzeń – tj. tu: do ludzkich aktów dywinacyjnych); trzy: ujmowanie Boga
jako osoby, która przemyśliwuje, rozumie, pamięta, posiada wiedzę o czymś
itd. – a to wszystko z uwagi na niepoprawność przedstawiania Boga
w kategoriach ludzkich i przy użyciu predykatów odnoszących się do ludzi.
Równocześnie ukazano, że czynienie jasnej dyferencjacji pomiędzy
wróżeniem praktykowanym przez współczesnych wróżbitów (tzw. ezotery-
ków) a opisaną w Biblii czynnością „rzucania losów” jest nieuprawnione,
zważywszy istotowe podobieństwo między tymi zjawiskami oraz wspólną
obu ideę divinatio.
W dalszej części natomiast artykuł potraktował kategorie mózgu
oraz – jako jego swoistego epifenomenu – umysłu i świadomości pod kątem
stanowienia przez nie de facto podstawy dla możliwości zajścia aktów dy-
winacji i prekognicji. Te ostatnie pozostają tu częścią ogólniejszych zdolno-
41 Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 214. 42 Ibidem, s. 217.
437
ści psychicznych, które – jako wyjściowo świadomościowe, umysłowe – są
wynikiem operacji zachodzących w mózgu, w obwodach neuronowych i bez
nich niemożliwe. Umysł oraz mózg po raz wtóry zatem wyznaczają clou
odnośnie zagadnienia dywinacji (wróżenia), jakkolwiek w tym drugim wy-
padku czynią to z całkowicie innej perspektywy.
“AND THEY GAVE FORTH THEIR LOTS...”. ABOUT THE
TRANSFORMATIONS IN THE INTERPRETATION OF THE
PHENOMENON OF DIVINATION
This article presents a look at the phenomenon of divination, within the framework
of which the mind and consciousness are made as categories of vital importance. In
its first part the text shows why it is impossible to anger, sadden etc. God with the
practised acts of divination, that is to see God as: a) somebody (sic!) who feels emo-
tions; b) somebody who sees what is going on in the world; c) somebody who
thinks, understands, knows etc. Through it and considering the correlation of
mind/intellect-brain-physical body (soma)-matter the question is presented as to why
it is unwarranted to employ – when talking about God – the conception of (divine)
mind, (divine) intellect, and to predicate on God as on a person. Furthermore, the
article proves that a clear-cut separation between the fortune-telling and the divina-
tion techniques typical for the modern fortune-tellers and the so-called “esoterics”,
and the act of divination, augury described in the Bible in the form of giving forth
the lots is a misconception – mainly due to the, nomen omen, religious idea of
divinatio (“the gift of prophecy/”the gift of seeing”). Next, the categories of brain
and mind-conscoiusness (as its ephiphenomenon) are shown from the point of view
of determining by them the actual basis for the possibility of the divination and
precognition acts to happen. The latter are namely the effect of the neuronal opera-
tion in the brain, and the capability to carry out the divination, to “see” the anticipat-
ed future is interpreted as part of more general psychic abbilities, manifested in the
domain of mind and consciousness. The above-mentioned optics are in fact charac-
teristic for New Age world-view and the new paradigm (based primarily on quan-
tum physics and Jungian psychology), representative for modern ways of thinking
and seeing the world – at least present in some, continually widening, circles.
BIBLIOGRAFIA:
1. Arntz W., Chasse B., Vicente M. i in., What the Bleep Do we (k)now!? Co my
438
tak naprawdę wiemy!? Odkrywając nieskończone możliwości zmiany naszej co-
dziennej rzeczywistości, przeł. M. Reszka, K. Jakimowicz, J. Jakimowicz, J.
Mądrzak, Manawa, Wrocław 2008.
2. Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblij-
ne w Polsce, Warszawa 1996.
3. Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum,
Poznań 2003.
4. Dupré L., Inny wymiar, przeł. S. Lewandowska, Wydawnictwo Znak, Kraków
1991.
5. Golden Richard M., Encyclopedia of Witchcraft. The Western Tradition, ABC-
CLIO, Greenwood 2006.
6. Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do
elementów racjonalnych, przeł. B. Kupis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999.
7. Posacki A., SJ, Okultyzm, magia, demonologia, Wydawnictwo m, Kraków
1996.
8. Radin D., Entangled Minds: Extrasensory Experiences in a Quantum Reality,
Paraview Pocket Books, New York 2006.
9. Vernette J., Przewodnik po zjawiskach nadnaturalnych. Magia, wróżbiarstwo,
czary, zjawiska paranormalne, przeł. A. Kałużny, Wydawnictwo m, Kraków
Myślenie mityczne (symboliczne, „nieoswojone”) nie jest nam
współcześnie bynajmniej obce. I dziś bowiem posługujemy się uogólnienia-
mi, poszukujemy ciągłości i celowości, odnajdujemy znaczenie tam, gdzie
nie powinniśmy go szukać i powiązania tam, gdzie ich nie ma. Nasze życie,
los, wydarzenia lokalne czy światowe muszą mieć sens, być w naszym od-
czuciu sprawiedliwe, słuszne, właściwe, w przeciwnym wypadku, jak można
byłoby zmusić się do wysiłku ciągłego podporządkowywania się zasadom
moralnym i innym nakazom oraz zakazom, skoro żadne nie mają oparcia w
wyższej rzeczywistości? Podstawą myślenia mitycznego „jest poczucie jed-
ności świata (człowieka i natury) oraz słabe oddzielenie myślenia logicznego
od sfery emocjonalnej, afektywno-motorycznej. Jest to myślenie konkretne,
obrazowo-zmysłowe, cechuje je skrajna antropomorfizacja świata – persona-
lizacja, animatyzacja i animacja natury, przy jednoczesnym nieostrym roz-
graniczeniu przedmiotu i podmiotu, słowa (nazwy) i rzeczy (istoty), znaku i
denotatu, całości i części, jedności i wielości, stosunków czasowych i prze-
strzennych itd.”1 Należy zauważyć, że „metaforyczna w swej istocie logika
mitologiczna zdolna jest do uogólnień, klasyfikacji i analizy, nie różniąc się
skutecznością od logiki naukowej, choć operuje ona na innym poziomie
(bezpośrednie dane zmysłowe) i stosuje odmienne sposoby rozwiązywania
problemów (binaryzm, mechanizm postępujących mediacji). (…) Pogląd o
dwuwarstwowości myśli ludzkiej, tj. współistnieniu myślenia mitologiczne-
go (konkretnego, obrazowego) i myślenia naukowego (abstrakcyjnego) jest
podzielany dość powszechnie. (…) Zdaniem Leszka Kołakowskiego potrze-
ba rodząca pytania i przeświadczenia mitologiczne przejawia się w trzech
postaciach: potrzeby przeżywania świata jako sensownego i celowego, pot-
1 R. Tomicki, Mit [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań
1987, s. 245-246.
440
rzeby postrzegania go jako ciągłego oraz potrzeby wiary w trwałość wartości
ludzkich”2. Sięgamy po nie często, kiedy stajemy wobec niespodziewanych,
niezrozumiałych, zaskakujących wydarzeń.
Gatunkami folkloru funkcjonującymi dziś w Polsce, poprzez które w
największym stopniu ujawnia się światopogląd grupy oraz myślenie mitycz-
ne w nim zawarte, są niewątpliwie podanie i legenda miejska/współczesna
(zwana także mitem współczesnym). Folklorystyka nie wypowiedziała się
jeszcze ostatecznie – czy mamy w ich wypadku do czynienia z dwoma róż-
nymi gatunkami, które istniały równolegle od dawien dawna i jedynie zmia-
ny w zakresie komunikacji oraz fakt późnego dostrzeżenia przez folklory-
stów tego drugiego generują wątpliwości, czy też wraz ze zmianami cywili-
zacyjnymi transformacji uległa konwencja, poprzez którą realizowane są te
same funkcje. Bo tak jak nie budzi wątpliwości tożsamość a przynajmniej
znacząca bliskość funkcjonalna tych gatunków, tak poetyka – niemałe. Nie-
zbędne jest zwrócenie uwagi na różnorodność, która charakteryzuje wątki
zgrupowane pod nazwą legenda miejska – gatunek ten z pewnością wymaga
licznych badań. Skupię się jednak na różnicach między opowieściami okre-
ślanymi mianem podań wierzeniowych (jest to odmiana nadal aktywnie two-
rzona i przekazywana3) a tymi, w stosunku do których używamy nazwy le-
genda miejska.
Podaniem nazywamy krótką, zwykle jednoepizodyczną opowieść,
będącą w odczuciu przekazujących relacją z rzeczywistych zdarzeń, prezen-
tującą historię, która przydarzyć się miała konkretnym ludziom w określo-
nym miejscu i czasie, opisującą fragment historii danego obszaru, bądź ma-
jące fatalny dla bohatera ludzkiego finał spotkanie z istotą lub zjawiskiem o
charakterze nadprzyrodzonym. Podejmuje ono aktualną dla danej grupy
społecznej tematykę, a wyrażone w nim treści są zgodne z jej światopoglą-
dem, jest opisem wydarzenia poprzez ów światopogląd interpretowanego.
Pełni funkcje: informacyjną, wychowawczą, kształtuje poczucie tożsamości,
spełnia rolę integrującą, zaspokaja zapotrzebowanie na przeżycie czegoś ek-
2 Ibidem, s. 246-247. Zob. też: L. Kołakowski, Obecność mitu, Paryż 1972. 3 Na podstawie badań własnych wykonywanych w latach 1999-2004 w Zagłębiu Dąbrowskim. Zob.
Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Bajka ludowa, legenda, anegdota. Materiały, oprac. A.
Przybyła-Dumin, Chorzów-Katowice 2013, Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Podanie, opo-
wieść wspomnieniowa, legenda współczesna. Materiały, oprac. A. Przybyła-Dumin, Chorzów-Katowice 2013.
441
scytującego i budzącego grozę4. Legenda miejska z kolei to krótka narracja o
wydarzeniach współczesnych lub znanych osobach, traktowana z reguły ja-
ko prawda, co poświadczone zostaje powołaniem się na bohatera, osobę mu
bliską lub wiarygodne źródło (niemal zawsze jednak znane dzięki pośrednic-
twu znajomego). Jest określona co do miejsca i czasu. Cechuje ją szeroka
rozpiętość tematyczna, która obejmuje wszystkie sfery życia społecznego i
jednostkowego. Najczęściej jest opowieścią o wydarzeniach prawdopodob-
nych, jednak zdarzają się wśród reprezentujących ją wątków historie o cha-
rakterze fantastycznym (zależy bowiem od światopoglądu grupy, która jest
jej twórcą i nosicielem). Formalnie nie różni się od codziennych relacji.
Charakteryzuje ją sensacyjność, krótka żywotność, przełamujący wszelkie
bariery zasięg geograficzny, interspołeczność. Pełni funkcje: informacyjną,
wychowawczą, ostrzegawczą, interpretacyjną, kompensacyjną. Pojawia się
zwłaszcza w okresie napięć społecznych, jest reakcją na niedoinformowanie,
projekcją lęków i pragnień społecznych oraz jednostkowych5.
Jedną z zasadniczych różnic między podaniem wierzeniowym a le-
gendą miejską jest konwencja podawcza, w jakiej realizowany jest podejmo-
wany temat – czy jest ona memoratowa czy fabulatowa. Podział opowieści
na memoraty i fabulaty, odnoszący się do prozy ludowej z wyjątkiem aneg-
doty i bajki6, wprowadził Karl von Sydow. Uczony ten wyznaczył wiele in-
nych kategorii, ale folklorystyka przejęła przede wszystkim dwa wyżej wy-
4 Por. D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, Opole 1969; J. Hajduk-Nijakowska, Temat
śpiącego wojska w folklorze polskim. Próba typologii, Opole 1980; D. Simonides, Memorat i fabulat
we współczesnej folklorystyce [w:] Literatura popularna – folklor – język, t. 2, red. W. Nawrocki, M.
Waliński, Katowice 1981; Nie wszystko bajka. Polskie ludowe podania historyczne, oprac. J. Hajduk-Nijakowska, Warszawa 1983; D. Simonides, Śląski horror. O diabłach, skarbnikach, utopcach i in-
nych strachach, Katowice 1984; D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, Opowiadania ludowe [w:]
Folklor Górnego Śląska, red. D. Simonides, Katowice 1989; W. Łysiak, Folklor jako źródło historycz-ne, „Literatura Ludowa” 1992, nr 3; J. Ługowska, W świecie ludowych opowiadań, Wrocław 1993; D.
Kadłubiec, Między memoratem a fabulatem [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata.
Księga ofiarowana Profesor Dorocie Simonides, red. T. Smolińska, Opole 1999; A. Mianecki, Kilka uwag o genologii podań wierzeniowych, „Literatura Ludowa” 1999, nr 2; i in.
5 Por. D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, op.. cit.; R. L. Rosnow, O pogłosce, przeł. H.
Walińska de Hackbeil, „Literatura Ludowa” 1976, nr 2; K. Thiele-Dohrman, Psychologia plotki, przeł. A. Krzemiński, Warszawa 1980; D. Czubala, Opowieści z życia. Z badań nad folklorem współczesnym,
Katowice 1985; D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, Opowiadania ludowe [w:] Folklor Górnego
Śląska, op. cit.; D. Czubala, Współczesne legendy miejskie, Katowice 1993; Contemporary Legend. A Folklore Bibliography, red. G. Bennett, P. Smith, G. Publishing, New York & London 1993; D. Czu-
bala, Nasze mity współczesne, Katowice 1996; M. Waliński, Folklor człowieka zindustrializowanego,
czyli czarna wołga jeździ po Polsce [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata. Księga ofiarowana Profesor Dorocie Simonides, red. T. Smolińska, Opole 1999; D. Czubala, Wokół legendy
miejskiej, Bielsko-Biała 2005; i in. 6 Por. W. Gusiew, Estetyka folkloru, Wrocław 1974, s. 146-147. Zob. też: D. Simonides, Memorat i
fabulat... [w:] Literatura popularna..., op. cit., s. 28.
442
mienione7. Memoratami nazwane zostały opowiadania ludzi o wydarzeniach
z własnego życia, zawierające ich wspomnienia osobiste, fabulatami nato-
miast jednoepizodyczne, ukształtowane już fabularnie opowieści o doświad-
czeniach z życia, które istnieją w tzw. obiegu społecznym8. Faktem jest jed-
nak, że gdziekolwiek te terminy przyjęto, zyskały one odmienną interpreta-
cję.
Podanie wierzeniowe jest indywidualną, choć wynikającą ze zbioro-
lub relacją z podobnego wypadku, które było udziałem określonej, najczęś-
ciej znanej osoby bliskiej – dlatego z reguły przybiera formę memoratu (fa-
bulatów wierzeniowych jest niezwykle mało – powstają, jeśli dane wydarze-
nie zostanie powiązane z charakterystycznym elementem przestrzeni lokal-
nej – wówczas jednak określane są mianem podań lokalnych; ta właśnie od-
miana oraz podanie historyczne najczęściej mają postać fabulatu, wątki je
reprezentujące znikają jednak z przekazu9). Przeżycie własne, poddane przez
jednostkę procesowi fabularyzacji, trafia do obiegu społecznego i wówczas
ulega folkloryzacji.
Legenda miejska praktycznie zawsze jest fabulatem (te które nie są,
wyłączyłabym z rozważań – to po prostu podania wierzeniowe). Nie traktuje
o przeżyciu własnym, ale zawsze czyimś, narrator nie zna osobiście bohatera
przytaczanych wydarzeń. Tworzy ją kolektyw w poszukiwaniu odpowiedzi
na jakieś pytanie. Często jest bowiem reakcją na nowość – recepta, wyjaś-
nienie, interpretacja dopiero są poszukiwane. Gdy informacje są skąpe lub
zgoła sprzeczne, a społeczeństwo – zbiór jednostek – zaniepokojone, wów-
czas zaczyna rozmowę, dyskusję, poszukiwanie opinii i dzielenie się nią. Po-
danie wierzeniowe w pierwszej wersji jest memoratem, legenda miejska nie.
W przypadku legendy miejskiej nie ma tego etapu, ponieważ nie przeżycie
indywidualne leży u jej podwalin, a jakaś odrębna wobec jednostki sytuacja,
znacząca dla społeczności, takoż dyskutowana. Wydarzenie będące przed-
7 Por. D. Simonides, Memorat i fabulat... [w:] Literatura popularna..., op. cit., s. 28. Zob. też: Interna-
tional Dictionary of Regional European Ethnology and Folklore, Volume II – Folk Literature (Ger-
manic) by Laurits Bødker, Rosenkilde and Bagger, Copenhagen 1965, s. 257. 8 Por.W. Gusiew, Estetyka folkloru, op. cit., s. 147. Zob. też: D. Simonides, Współczesna..., op. cit., s.
45-46; D. Simonides, Powstania śląskie we współczesnych opowiadaniach ludowych, Opole 1972, s.
16; A. Mianecki, Kilka uwag..., op. cit., s. 53-54. 9 Por. A. Przybyła-Dumin, Schemat fabularny podania, „Transformacje” 2012, nr 1-4 (72-75), s. 314-
318.
443
miotem opowieści zawsze przytrafia się komuś, bo wynika ze zbiorowych
lęków i sytuacji dotyczących kogoś innego, nie zaś przeżyć własnych.
W związku z odmienną formą podawczą, następuje odmienny spo-
sób uwierzytelniania opowieści – oba gatunki tego potrzebują, bowiem prze-
kazywane są i odbierane jako prawda (takie jest założenie grupy będącej ich
twórcą i nosicielem – to inaczej myślący je ośmieszają). Legenda miejska
zawsze jest przeżyciem czyimś, podanie wierzeniowe natomiast własnym, w
pierwszym gatunku pojawia się więc znajomy znajomego, ciocia znajomego,
znajomy czytał coś w gazecie – to znajomy, w dodatku pośrednio, jest gwa-
rantem prawdziwości relacji, w drugim narrator osobiście lub osoba mu
znana. To kolejna wskazówka, że mamy do czynienia z różnymi gatunkami
– najlepszym uwiarygodnieniem jest przecież konwencja memoratowa. Mo-
że to jednak być konsekwencją nieustannej zmienności, z jaką mamy do czy-
nienia współcześnie, kultury prefiguratywnej, w której przestaliśmy ufać
starszym, bliskim, autorytetom i poszukujemy odpowiedzi dalej – u bliżej
nieokreślonych specjalistów.
Czyżby ta niepewność wynikała ze zmienności, z jaką ma do czy-
nienia współcześnie żyjący człowiek, z gwałtownych i przyspieszających
transformacji? Wcześniej wiedział, co się dzieje, miał względnie spójny i z
jednego źródła pochodzący światopogląd, a rzeczywistość społeczno-kultu-
rowa nie była tak zmienna, dziś ma wiele źródeł, zaś najpewniejsze z nich –
nauka – generuje niepewność (nie odpowiada na wszystkie, zwłaszcza egzy-
stencjalne pytania, często też mnoży wątpliwości zamiast je rozwiewać), po-
dobnie jak ciągła zmienność, więc człowiek jest zagubiony i wciąż musi od
nowa, rozmawiając i analizując kolektywnie, poszukiwać odpowiedzi.
Czy jest to ewolucja tego samego gatunku wynikająca z tego, że nie-
spokojne czasy, pełne nowości, wciąż wymagają dostosowywania i szukania
Dawniej nowości było znacznie mniej, dziś są na porządku dziennym. Czło-
wiek najczęściej znał odpowiedź, nie musiał jej poszukiwać, a jeśli musiał,
to najbliższe otoczenie szybko uświadamiało mu znaczenie wypadku. Gdy
informacje są niedostateczne, a sytuacje niejasne – dawniej lękaliśmy się, ale
wiedzieliśmy, jak rzecz zinterpretować, dziś musimy poszukać recepty. A
może zawsze to konwencja właściwa legendzie miejskiej była wykorzysty-
wana podczas nagłych wypadków, w momencie gdy społeczność spotkało
444
coś nowego, nieoczekiwanego, wstrząsającego? Opowieści zwane dziś le-
gendami miejskimi istniały od zawsze – historie o drugim życiu dawały na-
dzieję na lepsze jutro, plotki o zbrodniach realizowały potrzebę sensacji, sta-
nowiły też egzemplum, prezentowały to, czego robić nie należy i kary, jakie
dosięgną grzeszącego w konsekwencji, opowieści o nowych przedmiotach
były skutkiem obaw przed nowością, wątki o katastrofach – potrzeby usen-
sownienia, zrozumienia, odkrycia winnych, zaś o zagrożeniach – ostrzeżenia
przed nimi10
. Od zawsze poszukujemy sensu, usiłujemy zrozumieć znaki –
więcej niż daje przypadkowy świat, bo potrzebujemy koherencji, bezpie-
czeństwa, zrozumienia.
Dziś kształtujemy światopogląd nie tylko w oparciu o przekaz ustny,
ale i wiele innych, mechanizm jednak pozostał, bo zinstytucjonalizowane re-
lacje nie wystarczają. Dziś mniej mamy gotowych odpowiedzi – dlatego
wciąż poszukujemy (bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, mamy też świa-
domość różnorodności i relatywności rozwiązań), albo – za sprawą mediów
poszukiwania stały się bardziej widoczne. Zapewne oba czynniki powinny
być brane pod uwagę. Media to przysłowiowa „plotkarka na jarmarku”, tyle,
że z megafonem: wiele dziennikarzy i serwisów po prostu podąża za tłu-
mem, przekazuje to, co popularne i wyolbrzymia, potęguje, zwielokrotnia te
treści, które i tak by w przestrzeni publicznej, w przekazie bezpośrednim za-
istniały, ale byłoby to cichsze lub krótsze – bo media, licząc na zarobek,
sztucznie podtrzymują niektóre wątki. Niestety, nieliczne z nich działają jak
jednostki i krytycznie ujmują prezentowany materiał. Internet natomiast daje
badaczowi możliwość wglądu w początek kształtowania się opowieści – w
komentarzach można uchwycić pierwsze pomysły, zorientować się którędy
podąży interpretacja i jaka potrzeba dla danej grupy jest istotna do realizacji.
Internet stał się dzisiaj nieocenionym źródłem informacji o nastro-
jach społecznych, opiniach wyrażanych przez poszczególne grupy, ich spo-
sobie postrzegania rzeczywistości, myślenia i rozumowania. Oczywiście, je-
go badanie nie jest łatwe, zarówno z racji ogromu informacji w nim się znaj-
10 Por. D. Czubala, Współczesne legendy miejskie, op. cit.; D. Czubala, Nasze mity współczesne, op. cit.;
A. Przybyła-Dumin, Transformacje medialne folkloru. W kontekście folklorystycznego obrazu kata-strofy smoleńskiej, „Transformacje” 2010, nr 1-2 (64-65); F. Graliński, Znikająca nerka. Mały leksy-
kon współczesnych legend miejskich, Poznań 2012; Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Podanie,
opowieść wspomnieniowa, legenda współczesna…, op. cit.; M. Napiórkowski, Mitologia współczesna, Warszawa 2013; i in.
445
dujących, jak i z powodu innych generowanych jego właściwościami prob-
lemów11
. Metodologicznie opieram się na doświadczeniach nabytych pod-
czas badań własnych folkloru obecnego w przestrzeni Internetu, a także na
wskazówkach uczonych, którzy tego typu analiz się podejmowali. Istotne
jest w tym względzie ustalenie popularności badanego tekstu, jego powiązań
z innymi znajdującymi się w Sieci, analiza intencji, poglądów i zachowań je-
go nadawców i odbiorców oraz cechy platformy bądź kanału, w obrębie
której odbywa się rzeczona komunikacja12
.
Mitotwórcze skłonności, uaktywniane w niepokojących i nieoczeki-
wanych sytuacjach są ciągle aktualne – wciąż gotowe na połączenie faktów,
na odczytanie znaku. Czasami następuje nagromadzenie tych ostatnich. Tak
właśnie było 11 lutego 2013 roku i w dniach po nim następujących. Wów-
czas bowiem aż cztery mocno znaczące wiadomości poruszyły siły skłonne
dopatrywać się sensów tam, gdzie niekoniecznie szukać się ich powinno.
Pierwszą była abdykacja papieża, drugą odkrycie, że brzoza, o którą zaha-
czyło skrzydło Tu-154 10 kwietnia 2010 roku została złamana na wysokości
666 centymetrów, kolejną – przelot planetoidy 15 lutego 2013 roku, który po
raz kolejny przypomniał o końcu świata i wreszcie deszcz meteorytów nad
Czelabińskiem. Moim celem jest uchwycenie różnorodności reakcji, a co za
tym idzie, odmiennych narracji, charakteryzujących biorące w dyskusji no-
woplemiona. Przytoczone wydarzenia zaktywizowały różne grupy, a zatem i
tyleż odmiennych interpretacji (śledziłam wówczas wiele komentarzy13
,
przytoczę natomiast kilka reprezentatywnych wypowiedzi). W przypadku
abdykacji jedna podjęła rozważania na temat znaczenia tej decyzji w kontek-
ście słynnych przepowiedni na temat papiestwa i spodziewanego jego końca,
11 Por. V. Krawczyk-Wasilewska, E-folklor jako zjawisko kultury digitalnej [w:] Folklor w dobie Inter-
netu, red. G. Gańczarczyk, P. Grochowski, Toruń 2009, s. 15-22; J. Hajduk-Nijakowska, Folkloro-
twórcza rola mediów [w:] Folklor w dobie Internetu, op. cit., s. 23-40; P. Grochowski, Folklorysta w sieci. Prolegomena do badań folkloru internetowego, „Literatura Ludowa” 2010, nr 3, s. 33-46; A.
Przybyła-Dumin, Tekst folkloru w sieci mediów. Wybrane aspekty [w:] Wirtualizacja – problemy, wy-
zwania, skutki, red. L. W. Zacher, Warszawa 2013, s. 391-409. 12 Por. P. Grochowski, Folklorysta w sieci…, op. cit., s. 43. 13 Np. http://www.wprost.pl/ar/387730/Nastpca-papieza-bdzie-czarnosklry-Faworytem-jest/, http://wiado
Te dowcipne przekazy, które ośmieszają poważne wcześniej wypo-
wiedzi, a także takież wątki legendy miejskiej, również pełnią ważną rolę.
Poza rozładowywaniem napięcia, gdy mamy do czynienia z niebezpieczeń-
stwem, to ostrzeżenie następuje mimo formy, zaś zabawny przekaz rozprze-
strzenia się równie szybko co sensacyjny (jeśli nie szybciej), a dzięki zmia-
nie charakteru przekazu dociera do większej liczby kręgów społecznych –
grup i nowoplemion żywiących odmienne poglądy30
. Podobnie działać może
utrwalone już skojarzenie. Dziś – gdy informacje są skrótowe, a kontakty
momentalne – w takich właśnie celujemy – tekst sprowadzony do zdania
bądź puenty, hasło, formuła niejednokrotnie wystarczają zarówno dla prze-
kazania znaczeń, jak i transmitowania czy potwierdzania światopoglądu.
Niezatarte wrażenie tego tygodnia uzupełniła planetoida i deszcz
meteorytów, który spadł na Czelabińsk. Te z kolei wydarzenia wzbudziły
wątpliwości w stosunku do skuteczności obserwacji podejmowanych przez
NASA oraz serię innych interesujących żartobliwych skojarzeń i przypusz-
czeń, także o prawdopodobnej pomyłce bogów31
:
30 Por. A. Przybyła-Dumin, Proza folklorystyczna u progu XXI wieku na podstawie badań terenowych.
Monografia, Chorzów-Katowice 2013, s. 220-242. 31 Graucho, 15 lutego 2013, [na:] http://demotywatory.pl/4051839/Juz-w-wieczornych-wiadomosciach-
Rosjanie-uslysza; Ihan, 15 lutego 2013, [na:] http://demotywatory.pl/4051723/Wszelkie-znaki-na-
niebie-i-ziemi-; wojtekjd, 15 lutego 2013, [na:] http://demotywatory.pl/4052098/Ku*wa, dostęp:
16.02.2013. Zob. też: UFO ocaliło Ziemię? Zestrzeliło meteoryt, który spadł w Czelabińsku!, [na:] http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/ufo-ocalilo-ziemie-zestrzelilo-meteoryt-ktory-spadl-w-
czelabinsku_309584.html; Czelabińsk: Deszcz meteorytów wieszczy koniec świata (wideo Youtube),
odleglosc-w-historii: normalny, 2012-11-06 10:32: Zagrożenie zderzeniem niby wynosi 0, ale skąd pewność, że naukowcy nie kłamią? Mało razy tak było w różnych kwestiach? Nawet jak zbierali ropę
z tankowca z powierzchni oceanu to wcisnęli kit, że ropa została "zniknięta" magicznym środkiem
chemicznym. A tak naprawdę została nim jedynie dociążona i opadła na dno wywołując tam dramat ryb i innych stworzeń oraz katastrofę ekologiczną. Tak samo z tą asteroidą. Coś powiedzą bo ukryć już
tego nie można. Ale mówią to, co im każą. Te 120 mln kilogramów rozpędzonej masy może być na
kursie kolizyjnym lub za chwilę będzie i nie sądzicie chyba, że ktoś nam coś powie. A dlaczego Ro-sjanie szykowali niedawno sprzęt do rozbijania asteroidów? I coś cisza nagle w temacie.
35 Por. Koniec Świata bądź gotowy 21 XII 2012, [na:] http://koniec-swiata2012.com.pl/, dostęp:
30.10.2012; 10 sygnałów wskazujących na to, że Majowie mieli rację, [na:] http://niewiarygodne.pl/gid,15083701,img,15084103,kat,1017185,title,10-sygnalow-wskazujacych-na-
to-ze-Majowie-mieli-racje,galeriazdjecie.html, dostęp: 12.11.2012; Poradnik na koniec świata, [na:]
http://koniecswiata.pl/, dostęp: 02.11.2012; i in. 36 Por. Czekając na apokalipsę, [na:] http://natgeotv.com/pl/czekajac-na-apokalipse, dostęp: 14.08.2013.