-
Ryszard Kapuciski
HEBAN
Pocztek, zderzenie, Ghana '58
Przede wszystkim rzuca si w oczy wiato. Wszdzie - wiato. Wszdzie
-jasno. Wszdzie -soce. Jeszcze wczoraj, ociekajcy deszczem,
jesienny Londyn. Ociekajcy deszczem samolot. Zimnywiatr i ciemno. A
tu, od rana cae lotnisko w socu, my wszyscy - w socu.
Dawniej, kiedy ludzie wdrowali przez wiat pieszo, jechali na
wierzchowcach albo pynlistatkami, podr przyzwyczajaa ich do zmiany.
Obrazy ziemi przesuway si przed ich oczami wolno,scena wiata
obracaa si ledwie-ledwie. Podr trwaa tygodniami, miesicami. Czowiek
mia czas,eby zy si z innym otoczeniem, z nowym krajobrazem. Klimat
te zmienia si etapami, stopniowo.Nim podrnik dotar z chodnej Europy
do rozpalonego rwnika, mia ju za sob przyjemne ciepoLas Palmas,
upay El-Mahary i pieko Zielonego Przyldka.
Dzisiaj nic nie zostao z tych gradacji! Samolot gwatownie wyrywa
nas ze niegu i mrozu ijeszcze tego samego dnia rzuca w rozpalon
otcha tropiku. Nagle, ledwie przetarlimy oczy,jestemy wewntrz
wilgotnego pieka. Od razu zaczynamy si poci. Jeeli przylecielimy z
Europyzim- zrzucamy palta, zdejmujemy swetry. To pierwszy gest
inicjacji nas, ludzi Pomocy, po przybyciudo Afryki.
Ludzie Pnocy. Czy pomylelimy, e ludzie Pnocy stanowi na naszej
planecie wyranmniejszo? Kanadyjczycy i Polacy, Litwini i
Skandynawowie, cz Amerykanw i Niemcw,Rosjanie i Szkoci, Lapoczycy i
Eskimosi, Ewenkowie i Jakuci - lista nie jest tak bardzo duga.
Niewiem, czy obejmuje ona w sumie wicej ni piset milionw ludzi:
mniej ni dziesi procentmieszkacw globu. Natomiast ogromna wikszo
yje w cieple, cae ycie grzeje si w socu.Zreszt czowiek narodzi si w
socu, jego najstarsze lady znaleziono w ciepych krajach. Jakiklimat
panowa w biblijnym raju? Panowao wieczne ciepo, wrcz upa, tak e Ewa
i Adam moglichodzi nago i nawet w cieniu drzewa nie czuli, eby byo
im chodno.
Ju na schodkach samolotu spotyka nas inna nowo: zapach tropiku.
Nowo? Ale to przeciewo, ktra wypeniaa sklepik pana Kanzmana Towary
kolonialne i inne" przy ulicy Pereca w Pisku.Migday, godziki,
daktyle, kakao. Wanilia, licie laurowe; pomaracze i banany na
sztuki, kardamon iszafran na wag. A Drohobycz? Wntrza sklepw
cynamonowych Schulza? Przecie ich saboowietlone, ciemne i uroczyste
wntrza pachniay gbokim zapachem farb, laku, kadzida,
aromatemdalekich krajw i rzadkich materiaw"! Jednak zapach tropiku
jest troch inny. Szybko odczujemyjego ciar, jego lepk materialno.
Ten zapach zaraz uwiadomi nam, e jestemy w tym punkcieziemi, w
ktrym wybujaa i niestrudzona biologia nieustannie pracuje, rodzi,
krzewi si i kwitnie, ajednoczenie choruje, rozkada si, prchnieje i
gnije.
Jest to zapach rozgrzanego ciaa i suszcych si ryb, psujcego si
misa i pieczonej kassawy,wieych kwiatw i kisncych wodorostw, sowem
wszystkiego, co jednoczenie przyjemne idranice, co przyciga i
odpycha, wabi lub budzi odraz. Zapach ten bdzie dobiega do nas
zpobliskich gajw palmowych, wydobywa si z rozpalonej ziemi, unosi
nad stchymi rynsztokamimiasta. Nie opuci nas, jest czci
tropiku.
I wreszcie odkrycie najwaniejsze - ludzie. Tutejsi, miejscowi.
Jake pasuj do tego krajobrazu,wiata, zapachu. Jak tworz jedno. Jak
czowiek i krajobraz s nierozerwaln, uzupeniajc si,harmonijn
wsplnot, tosamoci. Jak kada rasa jest osadzona w swoim pejzau, w
swoimklimacie! My ksztatujemy nasz krajobraz, a on formuje rysy
naszych twarzy. Biay czowiek jest
1
-
wrd tych palm, lian, w tym buszu i dungli jakim dziwacznym i
nieprzystajcym wtrtem. Blady,saby, spocona koszula, sklejone wosy,
cigle mczy go pragnienie, uczucie bezsiy, chandra. Cigleboi si, boi
si moskitw, ameby, skorpionw, wy - wszystko, co si porusza, napenia
go lkiem,przeraeniem, panik.
Miejscowi przeciwnie: ze swoj si, wdzikiem i wytrzymaoci
poruszaj si naturalnie,swobodnie, w tempie ustalonym przez klimat i
tradycj, w tempie nieco spowolniaym, niespiesznym,bo przecie w yciu
i tak nie da si wszystkiego osign, bo c by pozostao dla innych?
Jestem tu od tygodnia. Prbuj pozna Akr. To jakby rozmnoone,
powielone miasteczko, ktrewypezo z buszu, z dungli i zatrzymao si
nad brzegiem Zatoki Gwinejskiej. Akra jest paska,parterowa, licha,
ale s te domy, ktre maj jedno i wicej piter. adnej wymylnej
architektury,adnego zbytku ni pompy. Tynki zwyczajne, ciany w
kolorach pastelowych, jasnotych,jasnozielonych. Na tych cianach
peno zaciekw. wiee, po porze deszczowej tworz
nieskoczonekonstelacje i kolae plam, mozaik, fantastycznych map,
esw-floresw. Ciasno zabudowanerdmiecie. Ruch, toczno, gwarno, ycie
toczy si na ulicy. Ulica to jezdnia oddzielona od poboczaotwartym
ciekiem-rynsztokiem. Nie ma chodnikw. Na jezdni samochody wmieszane
w tum ludzi.Wszystko to posuwa si razem - przechodnie, auta,
rowery, wzki tragarzy, jakie krowy i kozy. Napoboczu, za ciekiem,
wzdu caej ulicy - ycie domowe i gospodarcze. Kobiety ubijaj maniok,
piekna wglach bulwy taro, gotuj jakie potrawy, handluj gum do ucia,
herbatnikami i aspiryn, pior isusz bielizn. Na widoku, jakby
obowizywa nakaz, eby o smej rano wszyscy opuszczali domy
iprzebywali na ulicy. W rzeczywistoci przyczyna jest inna:
mieszkania s mae, ciasne, ubogie.Duszno, nie ma wentylacji,
powietrze jest cikie, zapachy mde, nie ma czym oddycha. Poza
tym,spdzajc dzie na ulicy, mona bra udzia w yciu towarzyskim.
Kobiety cay czas rozmawiaj zesob, krzycz, gestykuluj, a potem miej
si. Stojc tak nad garnczkiem czy miednic maj wietnypunkt
obserwacyjny. Mog widzie ssiadw, przechodniw, ulic, przysuchiwa si
ktniom iplotkom, ledzi wypadki. Cay dzie czowiek jest wrd ludzi,
jest w ruchu i na wieym powietrzu.
Po tych ulicach jedzi czerwony ford z gonikiem na dachu.
Ochrypy, donony gos zachca doprzyjcia na wiec. Atrakcj wiecu bdzie
Kwame Nkrumah - Osagyefo, premier, przywdca Ghany,przywdca Afryki,
wszystkich uciskanych ludw. Fotografie Nkrumaha s wszdzie - w
gazetach(codziennie), na plakatach, na chorgiewkach, na
perkalowych, do kostek sigajcych spdnicach.Energiczna twarz mczyzny
w rednim wieku, umiechnita albo powana, w takim ujciu, ktrepowinno
sugerowa, e przywdca patrzy w przyszo.
- Nkrumah to zbawiciel! - mwi mi z zachwytem w gosie mody
nauczyciel Joe Yambo. -Syszae, jak przemawia? Jak prorok!
Ot tak, syszaem. Przyjecha na wiec, ktry odbywa si na tutejszym
stadionie. Z nimministrowie - modzi, ruchliwi, sprawiali wraenie
ludzi rozbawionych, takich, ktrzy si ciesz.Impreza zacza si od
tego, e kapani z butelkami dinu w rce polewali tym alkoholem podium
- tobya ofiara dla duchw, nawizanie z nimi kontaktu, proba o ich
yczliwo, ich dobro. Na takimwiecu s, oczywicie, doroli, ale jest
take mnstwo dzieci - od niemowlt noszonych przez matki naplecach,
poprzez takie co ledwie raczkuj, a po maluchy i szkoln dzieciarni.
Modszymi opiekujsi starsze, tymi starszymi - jeszcze starsze. Ta
hierarchia wieku jest bardzo przestrzegana, aposuszestwo -
absolutne. Czterolatek ma pen wadz nad dwulatkiem, szeciolatek
nadczterolatkiem. Przy czym dzieci zajmuj si dziemi, starsze s
odpowiedzialne za modsze, tak edoroli mog powici si swoim sprawom,
na przykad sucha uwanie Nkrumaha.
Osagyefo przemawia krtko. Powiedzia, e najwaniejsze to zdoby
niepodlego - resztaprzyjdzie niejako sama, wszelkie dobro wyniknie
wanie z tej niepodlegoci.
Postawny, o zdecydowanych ruchach, mia ksztatne, wyraziste rysy
twarzy i due, ywe oczy,ktre przesuway si po morzu czarnych gw z tak
skupion uwag, jakby chcia je wszystkiedokadnie policzy.
2
-
Po wiecu, ci z podium zmieszali si z tumem, zrobi si ruch,
toczno, nie byo waciwie widaadnej ochrony, obstawy, policji. Joe
dopcha si do modego czowieka (mwic mi po drodze, e tominister) i
spyta go, czy mgbym przyj do niego jutro. Tamten, w oglnie panujcym
gwarze niebardzo syszc o co dokadnie chodzi, powiedzia, troch na
odczepnego - dobrze! dobrze!
Nazajutrz odnalazem stojcy wrd krlewskich palm nowy budynek
Ministerstwa Owiaty iInformacji. By to pitek. W sobot, w swoim
hoteliku, opisaem w dzie poprzedni:
Droga wolna, ani policjanta, ani sekretarki, ani drzwi.Odchylam
wzorzyst zasonk i wchodz. Gabinet ministra w ciepym pmroku. On sam
stoi przy
biurku i porzdkuje papiery. Te zmi i do kosza. Te wygadzi i do
teczki. Szczupa, drobna posta,koszulka gimnastyczna, krtkie
spodenki, sanday, kwiecista kente przez lewe rami, nerwowe
ruchy.
To Kofi Baako, minister owiaty i informacji.Jest najmodszym
ministrem w Ghanie i w caej Wsplnocie Brytyjskiej. Ma trzydzieci
dwa lata
i swoj tek piastuje od trzech lat. Jego gabinet znajduje si na
drugim pitrze gmachu ministerstwa. Tuhierarchii stanowisk odpowiada
drabina piter. Im wysza osobisto, tym wysze pitro. Bo na grze
jestprzewiew, a w dole powietrze kamienne, nieruchome. Wic na
parterze dusz si drobni urzdnicy, nad nimidyrektorzy departamentw
maj ju leciutki cug, a u samej gry chodzi ministrw wanie ten
wymarzonypowiew.
Do ministra moe przyj kto chce. I kiedy chce. Jeli kto ma spraw,
przyjeda do Akry, dopytasi, gdzie tu minister np. od rolnictwa,
idzie, odchyla zasonk, siada przed urzdow osob i wyuszcza, cogo
trapi. Nie zastanie osoby w urzdzie, to znajdzie j w domu. Nawet i
lepiej, bo tam dostanie obiad i co donapicia. Ludzie czuli dystans
wobec biaej administracji. Ale teraz s swoi, mona si nie krpowa.
Mjrzd, to musi mi pomc. eby mg, musi wiedzie w czym. eby wiedzia,
musz przyj i wyjani.Najlepiej samemu, osobicie i wprost. Nie ma
koca tym interesantom.
- Dzie dobry! - powiedzia Kofi Baako. - Skd to?- A z Warszawy.-
Wiesz, mao brakowao, ebym tam by. Boja zjedziem ca Europ: Francj,
Belgi, Angli,
Jugosawi. W Czechosowacji czekaem na wyjazd do Polski, ale Kwame
przysa telegram, e mam wrcina zjazd partii, naszej rzdzcej
Convention People's Party.
Siedzielimy przy stole, w jego gabinecie bez drzwi i okien.
Zamiast tego byy okiennice zrozsunitymi szparami, przez ktre cign
saby powiew. Niewielki pokj zawalay papiery, akta,broszury. W kcie
staa szafa pancerna, na cianach wisiao par portretw Nkrumaha, na
pce stagonik u nas zwany kochonikiem. Przez ten gonik omotay
tam-tamy, a w kocu Baako gowyczy.
Chciaem, eby mi opowiedzia o sobie, o swoim yciu. Baako ma
ogromny mir wrd modych.Lubi go za to, e jest dobrym sportowcem. Gra
w non, w krykieta, jest mistrzem Ghany w ping-pongu.
- Zaraz - przerwa - tylko zamwi Kumasi, bo jad tam jutro na
mecz.Zadzwoni na poczt, eby mu dali poczenie. Nie dali, kazali
czeka.- Wczoraj byem na dwch filmach - mwi do mnie ze suchawk przy
uchu - chciaem zobaczy,
co graj. Puszczaj takie filmy, na ktre szkolniacy nie powinni
chodzi. Musz wyda zarzdzenie, abymodziey zabroni ogldania takich
rzeczy. A dzisiaj od rana wizytowaem w miecie stoiska z ksikami.Rzd
ustala niskie ceny na szkolne podrczniki. A mwi, e sprzedawcy te
ceny podnosz. Poszedemsprawdzi. Tak, sprzedaj droej ni powinni.
Znowu zadzwoni na poczt.- Suchajcie, czym wy si tam zajmujecie?
Ile mam czeka? Moe nie wiecie, kto dzwoni?Kobiecy gos w suchawce
odpowiedzia: Nie.- A ty kto jeste? - zapyta Baako.- Dyurna
telefonistka.- No to ja jestem ministrem owiaty i informacji, Kofi
Baako.- Dzie dobry, Kofi! Zaraz dostaniesz poczenie. Ju rozmawia z
Kumasi.Patrzyem na jego ksiki lece w maej szafce: Hemingway,
Lincoln, Koestler, Orwell.
Popularna historia muzyki, Sownik amerykaski - wydanie
kieszonkowe, kryminay.- Czytanie to moja pasja. W Anglii kupiem
sobie Encyclopaedia Britannica i teraz czytam po
kawaku. Nie mog je nie czytajc, ksika musi lee przede mn
otwarta.Po chwili:
3
-
- Jeszcze wiksze hobby to fotografia. Zdjcia robi zawsze i
wszdzie. Mam ponad dziesiaparatw fotograficznych. Kiedy id do
sklepu i widz nowy aparat, zaraz musz kupi. Dzieciomsprawiem
projektor i wieczorem wywietlam im filmy.
Ma czworo dzieci, od dziewiciu do trzech lat. Wszystkie chodz do
szkoy, to najmodsze te.Nie jest to nic osobliwego, jeeli trzyletni
berbe zostaje uczniakiem. Zwaszcza kiedy obuzuje, matkaoddaje go do
szkoy, eby mie spokj.
Sam Kofi Baako poszed do szkoy majc trzy lata. Ojciec jego by
nauczycielem i wola miechopca na oku. Kiedy skoczy szko, wysano go
do gimnazjum w Cape Coast. Zosta nauczycielem,potem urzdnikiem. W
kocu 1947 roku Nkrumah wraca po studiach w Ameryce i w Anglii do
Ghany.Baako sucha, o czym mwi ten czowiek. Mwi o niepodlegoci.
Wtedy Baako pisze artyku Mojanienawi do imperializmu". Zostaje
wyrzucony z pracy. Ma wilczy bilet, nigdzie go nie chczatrudni,
obija si po miecie. Nastpuje spotkanie z Nkrumahem. Kwame powierza
mu stanowiskonaczelnego Cape Coast Daily Mail".
Kofi ma dwadziecia lat. Pisze artyku Woamy o wolno" i idzie do
wizienia. Poza nimaresztuj Nkrumaha i kilku aktywistw. Siedz
trzynacie miesicy, w kocu zostaj uwolnieni.Dzisiaj grupa ta stanowi
rzd Ghany.
Teraz mwi o sprawach oglnych: Tylko trzydzieci procent ludzi w
Ghanie umie czyta ipisa. Chcemy przez pitnacie lat zlikwidowa
analfabetyzm. S trudnoci: brak nauczycieli, ksiek,szk. Szkoy s
dwojakiego rodzaju: misyjne i pastwowe. Ale wszystkie podlegaj
rzdowi i jestjedna polityka owiatowa. Poza tym: za granic ksztaci
si pi tysicy studentw. Z nimi jest tak, eczsto wracaj i ju nie maj
z ludem wsplnego jzyka. Patrz na opozycj. Przywdcy opozycji
towychowankowie Oxfordu i Cambridge.
- Czego chce opozycja?- A bo ja wiem? Uwaamy, e opozycja jest
potrzebna. Przywdca opozycji w parlamencie
otrzymuje pensj od rzdu. Pozwolilimy zjednoczy si tym wszystkim
opozycyjnym partyjkom,grupom i grupkom w jedn parti, eby byli
silniejsi. Stoimy na stanowisku, e kady, kto chce, maprawo w Ghanie
stworzy parti polityczn, z tym, aby nie opieraa si o kryterium
rasy, religii, czyplemienia. Kada partia moe u nas uywa wszystkich
rodkw konstytucyjnych, aby zdoby wadzpolityczn. Ale, rozumiesz,
przy tym wszystkim nie wiadomo, czego opozycja chce. Zwouj wiec
ikrzycz: my mamy Oxford, a taki Kofi Baako nie skoczy nawet
gimnazjum. On jest dzi ministrem,a ja niczym. Ale jak zostan
ministrem, to Baako bdzie dla mnie za gupi, ebym go zrobi
bodajgocem. Ludzie tego gadania nie suchaj, bo takich Kofi Baakw
jest tutaj wicej ni wszystkichopozycjonistw razem wzitych.
Powiedziaem, e bd si zbiera, bo czas na obiad. Spyta, co robi
wieczorem. Miaem jechado Togo.
- Co tam - machn rk - przyjd na zabaw. Dzisiaj Radio robi
zabaw.Nie miaem zaproszenia. Poszuka kawaka kartki i napisa: Przyj
Ryszarda Kapuciskiego,
dziennikarza z Polski, na Wasz zabaw - Kofi Baako, Minister
Owiaty i Informacji".- Masz, ja tam te bd, zrobimy troch zdj.
Warta u bram gmachu Radia oddaa mi wieczorem spryste honory i
zasiadem przy specjalnymstoliku. Zabawa bya w penym biegu, kiedy
zajecha pod parkiet do taca (byo to w ogrodzie) szarypeugeot, z
ktrego wysiad Kofi Baako. By ubrany tak samo jak w ministerstwie,
tylko pod pach trzymaczerwony dres, bo tej nocy jecha do Kumasi, mg
zmarzn. Znali go tu wietnie. Baako jest ministremszk, wyszych
uczelni, prasy, radia, wydawnictw, muzew, wszystkiego, co jest
nauk, kultur, sztuki propagand w tym kraju.
Rycho znalelimy si w tumie. Usiad, eby wypi coca-col. Zaraz
poderwa si.- Chod, poka ci moje aparaty.Otworzy baganik samochodu i
wycign walizk. Pooy j na ziemi, uklkn i otworzy.
Zaczlimy wyjmowa aparaty i rozkada je na trawie. Byo ich
pitnacie.Wtedy podeszo dwch chopakw, troch podpitych.
4
-
- Kofi - zacz jeden z pretensj- kupilimy bilet, a tu nie
pozwalaj nam zosta, bo nie mamymarynarek. To po co sprzedali nam
bilet?
Baako wsta, eby odpowiedzie.- Suchajcie, ja jestem za wielkim
czowiekiem do takich spraw. Tu jest mnstwo maych facetw,
niech oni zaatwiaj te mae sprawy. Ja mam na gowie zagadnienia
pastwowe.Ta dwjka odpyna chybotliwie, a mymy poszli robi zdjcia.
Wystarczyo, e pokaza si
obwieszony aparatami, ju woano go od stolikw proszc o zdjcie.-
Kofi, zrb nam.-Nam!-1 nam te!Kry, wybierajc miejsca, gdzie byy co
adniejsze dziewczta, ustawia je, kaza si mia i
strzela fleszem. Zna je po imieniu: Abena, Ekwa, Esi. One witay
si podajc mu rk, nie wstajc,wzruszajc ramionami, co jest tu wyrazem
zalotnej kokieterii. Baako szed dalej, zrobilimy wtedy duozdj.
Spojrza na zegarek.
- Musz jecha. Chcia zdy na mecz.- Przyjd jutro, to wywoamy
zdjcia. Peugeot bysn wiatami i znikn w mroku, a zabawa
wirowaa czy raczej koysaa i kbia si do witu.
5
-
Droga do Kumasi
Co przypomina dworzec autobusowy w Akrze? Najbardziej przypomina
tabor wielkiego cyrku,ktry zatrzyma si na krtki postj. Jest
kolorowo i rozbrzmiewa muzyka. Autobusy s podobneraczej do wozw
cyrkowych ni do luksusowych chaussonw, ktre sun po autostradach
Europy iAmeryki.
Te w Akrze to jakby ciarwki o drewnianych nadwoziach, ktre maj
dach oparty na supkach.Dziki temu, e nie ma cian, w czasie jazdy
chodzi nas zbawienny przewiew. Przewiew jest w tymklimacie wartoci
wielce poszukiwan. Jeeli chcemy wynaj mieszkanie, pierwsze pytanie
dowaciciela bdzie: Ale czy jest tu przewiew?". Na to otworzy on
szeroko okna i zaraz obejmuje nasyczliwie prd ruchomego powietrza:
oddychamy gbiej, czujemy ulg - zaczynamy znw y.
Na Saharze paace wadcw maj najbardziej wymylne konstrukcje -
pene otworw, szczelin,zakosw i korytarzy, tak pomylanych,
ustawionych i zbudowanych, eby daway moliwie najlepszyprzewiew. W
poudniowy upa u wylotu takiego orzewiajcego cigu ley na macie wadca
i zrozkosz oddycha nieco chodniejszym w tym miejscu powietrzem.
Przewiew jest rzecz wymiernfinansowo: najdrosze domy budowane s
tam, gdzie jest najlepszy przewiew. Powietrze, kiedy
stoinieruchomo, nie ma wartoci, ale wystarczy, e si ruszy - od razu
nabiera ceny.
Autobusy s jaskrawo, wzorzycie, rnobarwnie pomalowane. Na
szoferkach i burtachkrokodyle szczerz ostre zby, pr si we gotowe do
ataku, na drzewach hasaj stada pawianw,sawann pdz cigane przez lwa
antylopy. Wszdzie zatrzsienie ptakw... a take acuchy,
bukietykwiatw. Kicz, ale jake peen fantazji i ycia.
Najwaniejsze s jednak napisy. Biegn ozdobione girlandami kwiatw,
due, z dalekawidoczne, poniewa maj by zacht albo przestrog. Dotycz
Boga, ludzi, powinnoci i zakazw.
Duchowy wiat Afrykanina (wiadomy jestem, e uywajc tego
okrelenia, bardzo upraszczam)jest bogaty i zoony, a jego ycie
wewntrzne przenika gboka religijno. Wierzy on, e istniejjednoczenie
trzy rne, cho powizane ze sob wiaty.
Pierwszy to ten, ktry go otacza, a wic namacalna i widoczna
rzeczywisto, na ktr skadajsi ywi ludzie, zwierzta i roliny, a take
przedmioty martwe - kamienie, woda, powietrze. Drugi -wiat przodkw
- tych, ktrzy zmarli przed nami, ale zmarli jak gdyby nie
cakowicie, nie do koca,nie ostatecznie. Owszem, w sensie
metafizycznym istniej nadal, a nawet potrafi bra udzia wnaszym yciu
realnym, wpywa na nie, ksztatowa je. Dlatego utrzymanie dobrych
stosunkw zprzodkami jest warunkiem pomylnego ycia, a czasem nawet
ycia w ogle. Wreszcie, wiat trzeci toprzebogate krlestwo duchw;
duchw, ktre istniej niezalenie, ale zarazem yj w kadym bycie,
wkadej istnoci, w kadej rzeczy, we wszystkim i wszdzie.
Na czele tych trzech wiatw stoi Istota Najwysza, Byt Najwyszy,
Bg. Dlatego wiele napiswna autobusach przenika pryncypialna
transcendencja: Bg jest wszdzie", Bg wie, co robi", Bgjest
tajemnic". S te napisy bardziej przyziemne, ludzkie: Umiechaj si",
Powiedz mi, e jestempikna", Kto si czubi, ten si lubi" itd.
Wystarczy pojawi si na placu, na ktrym tocz si dziesitki
autobusw, a ju otoczy nasgromada przekrzykujcych si dzieci z
pytaniem - dokd chcemy jecha: do Kumasi, do Takoradi czydo
Tamale?
Do Kumasi.Te, ktre owi pasaerw jadcych do Kumasi, podaj nam rk i
podskakujc z radoci,
prowadz do odpowiedniego autobusu. Ciesz si, poniewa za to, e
znalazy pasaera, dostan odkierowcy banana albo pomaracz.
Wchodzimy do autobusu i zajmujemy miejsce. W tym momencie moe
doj do starcia dwchkultur, do zderzenia i konfliktu. Stanie si tak
wwczas, jeeli pasaer to przybysz, ktry nie znaAfryki. Czowiek taki
zacznie rozglda si, wierci i pyta Kiedy odjedzie autobus?". Jak to
-kiedy? - odpowie zdumiony kierowca. - Kiedy zbierze si tyle ludzi,
aby cay zapenili".
6
-
Europejczyk i Afrykanin maj zupenie rne pojcia czasu, inaczej go
postrzegaj, inaczej si doniego odnosz. W przekonaniu europejskim
czas istnieje poza czowiekiem, istnieje obiektywnie,niejako na
zewntrz nas, i ma waciwoci mierzalne i linearne. Wedug Newtona czas
jest absolutny:Absolutny, prawdziwy, matematyczny czas pynie sam
przez si i dziki swej naturze, jednostajnie, anie zalenie od
jakiegokolwiek przedmiotu zewntrznego". Europejczyk czuje si sug
czasu, jest odniego zaleny, jest jego poddanym. eby istnie i
funkcjonowa, musi przestrzega jego elaznych,nienaruszalnych praw,
jego sztywnych zasad i regu. Musi przestrzega terminw, dat, dni i
godzin.Porusza si w trybach czasu, nie moe poza nimi istnie. One
narzucaj mu swoje rygory, wymagania inormy. Midzy czowiekiem i
czasem istnieje nierozstrzygalny konflikt, ktry zawsze koczy siklsk
czowieka - czas czowieka unicestwia.
Inaczej pojmuj czas miejscowi, Afrykaczycy. Dla nich czas jest
kategori duo bardziej lun,otwart, elastyczn, subiektywn. To czowiek
ma wpyw na ksztatowanie czasu, na jego przebieg irytm (oczywicie,
czowiek dziaajcy za zgod przodkw i bogw). Czas jest nawet czym,
coczowiek moe tworzy, bo np. istnienie czasu wyraa si poprzez
wydarzenia, a to, czy wydarzeniema miejsce czy nie, zaley przecie
od czowieka. Jeeli dwie armie nie stocz bitwy, to bitwa ta niebdzie
miaa miejsca (tzn. czas nie przejawi swojej obecnoci, nie
zaistnieje).
Czas pojawia si w wyniku naszego dziaania, a znika, kiedy go
zaniechamy albo w ogle niepodejmiemy. Jest to materia, ktra pod
naszym wpywem moe zawsze oy, ale popadnie w stanhibernacji i nawet
niebytu, jeeli nie udzielimy jej naszej energii. Czas jest istnoci
biern, pasywn iprzede wszystkim zalen od czowieka.
Cakowita odwrotno mylenia europejskiego.W przeoeniu na sytuacje
praktyczne oznacza to, e jeeli pojedziemy na wie, gdzie miao po
poudniu odby si zebranie, a na miejscu zebrania nie ma nikogo,
bezsensowne jest pytanie: Kiedybdzie zebranie?". Bo odpowied jest z
gry wiadoma: Wtedy, kiedy zbior si ludzie".
Tote Afrykanin, ktry wsiada do autobusu, nie pyta, kiedy autobus
odjedzie, tylko wchodzi,siada na wolnym miejscu i od razu zapada w
stan, w jakim spdza znaczn cz swojego ycia - wstan martwego
wyczekiwania.
- Ci ludzie maj fantastyczn zdolno czekania! - powiedzia mi
mieszkajcy tu od lat Anglik. -Zdolno, wytrwao, jaki inny zmys!
Gdzie w wiecie kry, pynie tajemnicza energia, ktra, jeeli zbliy
si i nas wypeni, da namsi, aby uruchomi czas - co zacznie si dzia.
Dopki jednak to nie nastpi, trzeba czeka wszelkie inne zachowanie
jest zud i donkiszoteri.
Na czym polega owo martwe czekanie? Ludzie wchodz w ten stan
wiadomi tego, co nastpi:staraj si wic umoci najwygodniej, w miejscu
moliwie najlepszym. Czasem kad si, czasemsiedz wprost na ziemi, na
kamieniu albo w kucki. Przestaj mwi. Gromada martwo czekajcych
jestniema. Nie wydaje gosu, milczy. Nastpuje rozlunienie mini.
Sylwetka wiotczeje, osuwa si,kurczy. Szyja nieruchomieje, gowa nie
porusza si. Czowiek nie rozglda si, niczego nie wypatruje,nie jest
ciekaw. Czasem ma przymknite oczy, ale nie zawsze. Raczej oczy s
otwarte, ale wzroknieobecny, bez iskry ycia. Poniewa godzinami
obserwowaem cae tumy bdce w stanie martwegooczekiwania, mog
stwierdzi, e zapadaj w jaki gboki fizjologiczny sen: nie jedz, nie
pij, nieoddaj moczu. Nie reaguj na bezlitonie prace soce, na
natrtne, aroczne muchy obsiadajce ichpowieki, ich usta.
Co si w tym czasie dzieje w ich gowach?Nie wiem, nie mam pojcia.
Nie myl? ni? Wspominaj? Ukadaj plany? Medytuj?
Przebywaj w zawiatach? Trudno powiedzie.
7
-
Wreszcie, po dwch godzinach czekania, peny autobus rusza z
dworca. Na wyboistej drodze,potrzsani, pasaerowie budz si do ycia.
A to kto siga po biszkopta, a to obiera banana. Ludzierozgldaj si,
wycieraj spocone twarze, dokadnie skadaj mokre chustki. Szofer cay
czas comwi, jedn rk trzyma kierownic, drug gestykuluje. Wszyscy raz
po raz zanosz si miechem, onnajgoniej, inni ciszej; moe tylko z
grzecznoci, bo tak wypada?
Jedziemy. Ci ze mn w autobusie to dopiero drugie, a czsto i
pierwsze pokolenie szczliwcw,ktrzy w Afryce jad. Przez tysice i
tysice lat Afryka chodzia pieszo. Ludzie nie znali tu pojciakoa ani
nie umieli go sobie przyswoi. Chodzili, wdrowali, a to, co trzeba
byo nosi, nosili naplecach, na ramionach, a zwykle - na gowach.
Skd si wziy statki na jeziorach w gbi kontynentu? Std, e byy
rozbierane w portachoceanicznych na czci, czci przenoszono na
gowach i skadano na brzegach jeziora. W czciach,w gb Afryki
przenoszono miasta, fabryki, urzdzenia kopal, elektrowni, szpitali.
Caa cywilizacjatechniczna XIX wieku zostaa przeniesiona do wntrza
Afryki na gowach jej mieszkacw.
Mieszkacy pnocnej Afryki, czy nawet Sahary, mieli wicej szczcia:
mogli uywazwierzcia jucznego -wielbda. Ale wielbd czy ko nie mogy
zadomowi si w Afryce na poudnieod Sahary - giny dziesitkowane przez
much tse-tse, a take z powodu innych miertelnych chorbwilgotnego
tropiku.
Problem Afryki to sprzeczno midzy czowiekiem a rodowiskiem,
midzy ogromemprzestrzeni afrykaskiej (ponad trzydzieci milionw
kilometrw kwadratowych!) a bezbronnym,bosonogim, ubogim czowiekiem
-jej mieszkacem. W ktr stron obrci si - wszdzie daleko,wszdzie
pustkowie, bezludzie, bezkres. Trzeba byo i setki, tysice
kilometrw, eby spotkainnych ludzi (nie mona powiedzie - innego
czowieka, poniewa pojedynczy czowiek nie mgby wtamtych warunkach
przey). adna informacja, wiedza, zdobycze techniki, dobra,
towary,dowiadczenia innych - nie przenikay, nie znajdoway drogi.
Nie istniaa wymiana jako formauczestniczenia w kulturze wiatowej.
Jeeli pojawiaa si, to wycznie jako przypadek, wydarzenie,wito. A
bez wymiany nie ma postpu.
Najczciej mao liczebne grupy, klany, ludy yy w izolacji,
zagubione, rozrzucone nabezkresnych, wrogich obszarach, miertelnie
zagroone malari, susz, upaami, godem.
Z drugiej strony - bytowanie i poruszanie si w maych grupach
pozwalao im ucieka z miejsczagroenia, np. z rejonw suszy lub
epidemii, i w ten sposb przetrwa. Ludy te stosoway t samtaktyk, jak
dawniej obieraa lekka kawaleria na polach bitewnych. Jej zasady to
ruchliwo, unikaniefrontalnej konfrontacji, omijanie i
przechytrzanie za. To sprawiao, e tradycyjnie Afrykanin
byczowiekiem w drodze. Nawet jeeli wid ywot osiady, mieszka na wsi
- te by w drodze, bo caawie, od czasu do czasu, rwnie wdrowaa: a to
skoczya si woda, a to ziemia przestaa rodzi,innym razem - wybucha
epidemia, wic - w drog, w poszukiwaniu ocalenia, w nadziei na
lepsze.Dopiero ycie w miastach wnioso w t egzystencj wicej
stabilizacji.
Ludno Afryki to bya gigantyczna, spltana, krzyujca si i
pokrywajca cay kontynent sie wcigym ruchu, w nieustannym falowaniu,
zbiegajca si w jednym miejscu i rozprzestrzeniajca winnym, bogata
tkanina, barwny arras.
Ta przymusowa ruchliwo ludnoci sprawia, e w gbi Afryki nie ma
starych miast, takstarych, jak bywaj w Europie czy na Bliskim
Wschodzie, ktre by istniay do dzisiaj. Podobnie -znowu w
przeciwiestwie do Europy i Azji - bardzo duo spoecznoci (niektrzy
twierdz, ewszystkie) zajmuje dzi tereny, na ktrych kiedy nie
mieszkay.
Wszyscy s przybyszami z innych stron, wszyscy imigrantami. Ich
wsplnym wiatem jestAfryka, ale w jej obrbie wdrowali i
przemieszczali si przez wieki (w rnych miejscach kontynentuten
proces trwa do dzisiaj). Std uderzajca cecha tej cywilizacji -jej
tymczasowo, prowizorka, brakcigoci materialnej. Chata dopiero
wczoraj sklecona, a dzisiaj ju jej nie ma. Pole uprawiane
jeszczetrzy miesice temu - dzi ju ley odogiem.
8
-
Cigo, ktra jest tu ywa i spaja poszczeglne spoecznoci - to cigo
tradycji rodowych iobrzdkw, gboki kult przodkw. Std, bardziej ni
wsplnota materialna czy terytorialna,Afrykaczyka czy z najbliszymi
wsplnota duchowa.
Autobus coraz gbiej wjeda w gsty, wysoki las tropikalny.
Biologia w strefachumiarkowanych wykazuje dyscyplin i porzdek: tu
mamy lasek sosnowy, tam rosn dby, gdzieindziej - brzozy. Nawet w
lasach mieszanych panuje przejrzysto i stateczno. Natomiast w
tropikubiologia yje w stanie szalestwa, w ekstazie najdzikszego
podzenia i mnoenia. Uderza nas tubuczuczna i rozpychajca si obfito,
ta nieustajca erupcja bujnej, dyszcej masy zieleni, z ktrejkada
czstka - drzewo, krzew, liana, pncze - rozrastajc si, napierajc na
siebie, stymulujc ipodbechtujc, tak si ju posczepiaa, zawlia i
zwara, e tylko ostra stal i to z nakadem pracykatorniczej, moe
przecina w niej przejcia, cieki, tunele.
Poniewa nie byo pojazdw koowych, w przeszoci na tym ogromnym
kontynencie nie byorwnie drg. Kiedy na pocztku XX wieku sprowadzono
pierwsze samochody, nie bardzo miaygdzie jedzi. Szosa bita lub
asfaltowa jest w Afryce rzecz now, liczy kilkadziesit lat. I cigle
nawielu obszarach jest rzadkoci. Zamiast drg jezdnych, byy cieki.
Dla ludzi, dla byda, zwyklewsplne. Ta ciekowa forma komunikacji
tumaczy, dlaczego ludzie maj tu zwyczaj chodzigsiego; nawet jeeli
id dzi szerok szos, to te gsiego. Dlatego idca gromada milczy
-gsiegotrudno prowadzi dyskusj.
Trzeba by wielkim specjalist od geografii tych cieek. Kto jej
nie zna zabdzi; a jeelibdzie bdzi dugo bez wody i jedzenia -
zginie. Rzecz w tym, e rne klany, plemiona i wioskimog mie swoje
krzyujce si cieki i kto o tym nie wie, moe chodzi po tych ciekach -
mylc,e one go dobrze prowadz- a one go zaprowadzana manowce i w
mier. Najbardziej tajemnicze iniebezpieczne s cieki w dungli.
Czowiek cigle zahacza o jakie kolce i gazie, nim dojdzie docelu,
jest cay podrapany i opuchnity. Warto mie kij, bo jeeli na ciece
bdzie lea w (co sizdarza czsto), trzeba go wyposzy, wanie najlepiej
kijem. Innym problemem s talizmany. Ludzietropikalnego lasu, yjc w
niedostpnej guszy, s z natury nieufni i przesdni. Dlatego na
ciekachrozwieszaj przerne talizmany, aby poszyy wszelkie ze duchy.
Kiedy natrafi si na wiszc wpoprzek cieki skr jaszczurki, gwk ptaka,
pczek trawy lub zb krokodyla - nie wiadomo, corobi: ryzykowa i i
dalej czy raczej zawrci, bo za tym znakiem ostrzegawczym moe kry si
conaprawd zego.
Co jaki czas nasz autobus zatrzymuje si na poboczu. Bo kto chce
wysi. Jeeli wysiadamoda kobieta z dzieckiem albo z dwojgiem dzieci
(rzadki to widok - moda kobieta bez dziecka),wwczas scena, ktr
zobaczymy, bdzie pena zrcznoci i gracji. Najpierw kobieta perkalow
chustprzytroczy sobie dziecko do plecw (ono cay czas pi, nie
reaguje). Nastpnie kucnie i postawi swojnieodczn misk albo miednic
pen wszelkiego jedzenia i innych towarw - na gowie. Terazwyprostuje
si i zrobi taki ruch ciaem jak linoskoczek, kiedy stawia pierwszy
krok na linie nadprzepaci: balansujc, chwyta rwnowag. W lew rk
bierze plecion mat do spania, a prawprowadzi za rczk drugie
dziecko. I tak - idc od razu bardzo rwnym, jednostajnym krokiem
-wchodz na ciek len wiodc w wiat, ktrego nie znam i moe nigdy nie
zrozumiem.
Mj ssiad w autobusie. Mody czowiek. Buchalter w jakiej firmie w
Kumasi, ktrej nazwy niedosyszaem.
- Ghana jest niepodlega! - mwi przejty, zachwycony. -Jutro caa
Afryka bdzie niepodlega! -zapewnia. - Jestemy wolni!
I podaje mi rk w gecie, ktry ma oznacza: teraz Czarny moe Biaemu
poda rk bezadnych kompleksw.
- Widziae Nkrumaha? - pyta zaciekawiony. - Tak? To jeste
szczliwym czowiekiem! Wiesz,co zrobimy z wrogami Afryki?
mieje si ha-ha, ale dokadnie nie mwi, co zrobimy.
9
-
- Teraz najwaniejsza jest owiata. Owiata, wyksztacenie,
zdobywanie wiedzy. Tacy jestemynierozwinici, tacy nierozwinici!
Myl, e cay wiat przyjdzie nam z pomoc. Musimy by zrozwinitymi
krajami rwni! Nie tylko wolni - ale i rwni! Na razie oddychamy
wolnoci. I to jest raj.To jest wspaniae!
Ten jego entuzjazm jest tu powszechny. Entuzjazm i duma, e Ghana
stoi na czele ruchu, dajeprzykad, przewodzi caej Afryce.
Mj drugi ssiad, siedzcy po lewej stronie (autobus ma trzy
miejsca w rzdzie), jest inny:zamknity w sobie, maomwny, wyczony. Od
razu zwraca uwag, poniewa ludzie tutaj s z reguyotwarci, chtni do
rozmowy, skorzy do opowiada i wygaszania wszelkich opinii. Dotd
powiedziami tylko tyle, e nie pracuje i e ma z prac trudnoci. Jakie
- nie mwi.
W kocu jednak - kiedy wielki las kurczy si ju i maleje, co
oznacza, e powoli dojedamy doKumasi - decyduje si co mi wyzna. Ot -
ma kopoty. Jest chory. Nie jest zawsze, bez przerwychory, ale
czasami, okresami -jest.
By ju u rnych rodzimych specjalistw, ale aden mu nie pomg.
Sprawa polega na tym, e wgowie, pod czaszk, ma zwierzta. Nie to, e
widzi te zwierzta, e o nich rozmyla lub si ich boi - nie.Nic
podobnego. Chodzi o to, e te zwierzta s w jego gowie, one tam yj,
biegaj, pas si, poluj albopo prostu pi. Jeeli s to zwierzta agodne,
jak antylopy, zebry czy yrafy, znosi je dobrze, s, nawetprzyjemne.
Ale czasem przychodzi godny lew. Jest godny, jest wcieky - wic
ryczy. I wtedy ryk tegolwa rozsadza mu czaszk.
10
-
Struktura klanu
Do Kumasi przyjechaem bez adnego celu. Na og uwaa si, e mie
okrelony cel to dobrarzecz, bo wtedy czowiek czego chce i do czego
zda; z drugiej jednak strony taka sytuacja nakadana niego koskie
okulary: widzi tylko swj cel i nic wicej. Tymczasem to wicej
szerzej - gbiej, moeby znacznie ciekawsze i waniejsze. Przecie
wejcie w inny wiat to wejcie w jak tajemnic, a onamoe kry w sobie
tyle labiryntw i zakamarkw, tyle zagadek i niewiadomych!
Kumasi ley wrd zieleni i kwiatw, na agodnych wzgrzach. Jest jak
wielki ogrd botaniczny, wktrym pozwolono osiedli si ludziom.
Wszystko wydaje si tu yczliwe czowiekowi - klimat,rolinno, inni
ludzie. Poranki s olniewajco pikne, cho trwaj tylko kilka minut.
Jest noc i z tej nocynagle wypywa soce. Wypywa? Ten czasownik
sugeruje przecie pewn powolno, pewien proces.Ono zostaje wyrzucone
przez kogo w gr jak pika! Od razu widzimy ognist kul tak blisko
nas, eodczuwa si pewien lk. W dodatku kula sunie w nasz stron,
coraz bardziej. Zblia si.
Widok soca dziaa jak strza startera: od razu miasto rusza z
miejsca! Jak gdyby przez ca nocwszyscy czaili si w swoich blokach
startowych i teraz, na sygna, na ten soneczny strza ruszyli i
pognalido przodu. adnych stadiw porednich, adnych przygotowa. Od
razu ulice pene ludzi, sklepyotwarte, dymi ogniska i kuchnie.
Kumasi jest jednak ruchliwe w inny sposb ni Akra.Ruch w Kumasi
jest miejscowy, regionalny, jakby zamknity w sobie. Miasto jest
stolic
krlestwa Ashanti (stanowicego cz Ghany) i czujnie strzee swojej
innoci, swojej barwnej i ywejtradycji. Tu mona spotka
przechadzajcych si ulic wodzw rodowych albo zobaczy obrzdekwywodzcy
si z pradawnych czasw. Tu rwnie yje, wybujay w tej kulturze, wiat
magii, czarw izakl.
Droga z Akry do Kumasi to nie tylko piset kilometrw od wybrzea
Atlantyku w gb Afryki,to take podr do tych obszarw kontynentu, na
ktrych mniej jest ladw i znamion kolonializmuni w pasie
przybrzenym. Albowiem rozlego Afryki, niedostatek spawnych rzek i
brak jezdnychdrg, a take ciki, zabjczy klimat, byy co prawda
przeszkod w jej rozwoju, ale zarazem stanowiynaturaln obron przed
inwazj; sprawiy, e kolonialici nie mogli przenikn zbyt gboko.
Trzymalisi brzegw morskich, swoich statkw i uzbrojonych
fortyfikacji, swoich zapasw ywnoci i chininy.Jeeli w XIX wieku kto
jak Stanley -odway si przewdrowa kontynent ze wschodu na zachd,to
wyczyn taki by na wiecie tematem prasy i literatury przez wiele
lat. Dziki tym przeszkodomkomunikacyjnym wiele kultur i zwyczajw
afrykaskich mogo przetrwa do naszych czasw w niezmienionej
postaci.
Formalnie, ale tylko formalnie, kolonializm panuje w Afryce od
czasu konferencji w Berlinie(1883-85), na ktrej kilka pastw Europy
(gwnie Anglia i Francja, a take Belgia, Niemcy iPortugalia)
podzielio midzy siebie cay kontynent - a do czasu wyzwolenia si
Afryki w drugiejpoowie XX wieku. Faktycznie jednak penetracja
kolonialna zacza si znacznie wczeniej, bo ju wXV wieku, i rozkwitaa
przez nastpnych piset lat. Najbardziej haniebn i brutaln faz tego
podbojuby trwajcy ponad trzysta lat handel niewolnikami
afrykaskimi. Trzysta lat obaw, apanek, pocigwi zasadzek,
organizowanych, czsto z pomoc afrykaskich i arabskich wsplnikw,
przez biaychludzi. Miliony modych Afrykanw zostao wywiezionych - w
koszmarnych warunkach, upychani wlukach statkw -za Atlantyk, aby
tam w pocie czoa budowa bogactwo i potg Nowego wiata.
Afryka - przeladowana i bezbronna - zostaa wyludniona,
zniszczona, zrujnowana. Opustoszaycae poacie kontynentu, jaowy busz
zars kwitnce i soneczne krainy. Ale najbardziej bolesne itrwae lady
pozostawia ta epoka w pamici i wiadomoci Afrykanw: wieki pogardy,
upokorzenia icierpie wytworzyy w nich kompleks niszoci i gdzie w
gbi serca osadzone poczucie krzywdy.
W momencie kiedy wybucha II wojna wiatowa, kolonializm przeywa
apogeum. Jednakeprzebieg tej wojny, jej symboliczna wymowa w
rzeczywistoci zapocztkoway klsk i koniec tegosystemu.
11
-
Jak i dlaczego tak si stao? Wiele wyjani krtka wyprawa do
mrocznej krainy mylenia wkategoriach rasy. Ot centralnym tematem,
esencj, rdzeniem stosunkw midzy Europejczykami iAfrykanami, gwn
form, jak te stosunki przybieraj w epoce kolonialnej, jest rnica
ras, koloruskry. Wszystko, kada relacja, zaleno, konflikt przekada
si na jzyk poj: Biay - Czarny; przyczym, oczywicie, Biay jest
lepszy, wyszy, silniejszy ni Czarny. Biay to - sir, master, sahib,
bwanakubwa, niekwestionowany pan i wadca, zesany przez Boga, aby
rzdzi Czarnymi. WpajanoAfrykaninowi, e Biay jest nietykalny,
niezwyciony, e Biali stanowi jednolit, zwart si. To byaideologia
podpierajca system kolonialnej dominacji, ideologia, ktra gruntowaa
przekonanie, ewszelkie jego kwestionowanie czy kontestacja nie maj
adnego sensu.
I nagle Afrykanie, ktrych werbowano do armii brytyjskiej i
francuskiej, widz, e w tej wojnie,w ktrej uczestnicz w Europie,
Biay bije Biaego, e strzelaj do siebie, e jedni drugim burzmiasta.
Jest to rewelacja, zaskoczenie, szok. onierze afrykascy w armii
francuskiej widz, e ichwadczyni kolonialna - Francja - jest
pokonana i podbita. onierze afrykascy w armii brytyjskiejwidz, jak
stolica imperium - Londyn -jest bombardowana, widz Biaych
ogarnitych panik, Biaych,ktrzy uciekaj, o co prosz, pacz. Widz
Biaych obdartych, godnych, woajcych o chleb. A wmiar, jak posuwaj
si na wschd Europy i razem z biaymi Anglikami bij biaych
Niemcw,napotykaj to tu, to tam kolumny odzianych w pasiaki biaych
ludzi, ludzi-szkielety, ludzi-strzpy.
Wstrzs, jakiego doznawa Afrykanin, kiedy obrazy wojny Biaych
przesuway si przed jegooczyma, by tym silniejszy, e mieszkacom
Afryki (poza maymi wyjtkami, a w wypadku np. Kongabelgijskiego -
bez wyjtku) nie wolno byo do Europy, czy w ogle poza ich kontynent,
jedzi. Oyciu Biaych mogli sdzi tylko na podstawie luksusowych
warunkw, jakie mieli Biali w koloniach.
Jeszcze i to: mieszkaniec Afryki, w poowie XX wieku, nie ma
adnych rde informacji pozatym, co powie mu ssiad albo szef wioski
czy kolonialny administrator. Wie on wic o wiecie tyle, cosam
zobaczy w najbliszej okolicy albo co usyszy od innych w czasie
wieczornej pogwarki przyognisku.
Tych wszystkich kombatantw II wojny, ktrzy wrcili potem z Europy
do Afryki, spotkamywkrtce w szeregach rnych ruchw i partii
walczcych o niepodlego swoich krajw. Liczba tychorganizacji ronie
teraz szybko, powstaj jak grzyby po deszczu. Maj rne orientacje,
stawiaj sobieodmienne cele.
Ci z kolonii francuskich wy suwaj na razie ograniczone
postulaty. Nie mwi jeszcze owolnoci. Chc tylko, aby wszystkich
mieszkacw kolonii uczyni obywatelami Francji. Paryodrzuca ten
postulat. Owszem, obywatelem Francji zostanie ten, kto zostanie
wyksztacony w kulturzefrancuskiej, wzniesie si do jej poziomu -
tzw. evolue. Ale tacy oka si wyjtkami.
Ci z kolonii brytyjskich s bardziej radykalni. Inspiracj,
impulsem i programem sada nichmiae wizje przyszoci krelone przez
potomkw niewolnikw, intelektualistw afro-amerykaskichw drugiej
poowie XIX i pierwszej -XX wieku. Sformuowali oni doktryn, ktr
nazwalipanafrykanizmem. Jej gwni twrcy to: dziaacz Alexander
Crummwell, pisarz W.E.B. Du Bois idziennikarz Marcus Garvey (ten
ostatni z Jamajki). Rnili si, ale w dwch punktach byli zgodni: 1)e
wszyscy Czarni na wiecie - w Ameryce Poudniowej i w Afryce - tworz
jedn ras, jedn kultur ie powinni by dumni ze swojego koloru skry;
2) e caa Afryka powinna by niepodlega izjednoczona. Ich haso
brzmiao Afryka dla Afrykanw!". W trzecim, rwnie wanym
punkcieprogramu, W.E.B. Du Bois gosi pogld, e Czarni powinni
pozosta w tych krajach, w ktrychmieszkaj, natomiast Garvey - e
wszyscy Czarni, gdziekolwiek s, powinni powrci do Afryki. Jakiczas
sprzedawa on nawet fotografi Hajle Sellasje, utrzymujc, e jest to
wiza powrotna. Umar w1940 roku nigdy nie zobaczywszy Afryki.
Entuzjast panafrykanizmu sta si mody dziaacz i teoretyk z Ghany
- Kwame Nkrumah. W1947 roku, po skoczeniu studiw w Ameryce, wrci do
kraju. Zaoy parti, do ktrej przycignkombatantw II wojny, a take
modzie, i na jednym z wiecw rzuci w Akrze bojowe haso:Niepodlego
teraz!". Wtedy, w tamtej kolonialnej Afryce zabrzmiao to jak wybuch
bomby. Ale wdziesi lat pniej Ghana staa si pierwszym na poudnie od
Sahary niepodlegym krajem Afryki, aAkra - od razu prowizorycznym,
nieformalnym centrum wszelkich ruchw, pomysw i dziaa dlacaego
kontynentu.
12
-
Panowaa tu gorczka wyzwolecza i mona byo spotka ludzi z caej
Afryki. Przyjedao temnstwo dziennikarzy ze wiata. Sprowadzaa ich
ciekawo, niepewno i nawet lk stoliceuropejskich - czy aby Afryka
nie wybuchnie, czy nie poleje si tu krew Biaych, a nawet czy
niepowstan armie, ktre, wyposaone w bro, jak podrzuc im Sowieci,
nie sprbuj- w odruchuzemsty i nienawici - ruszy na Europ?
Rano kupiem miejscow gazet Ashanti Pioneer" i poszedem szuka
redakcji. Dowiadczenieuczy, e w takiej redakcji mona przez godzin
dowiedzie si wicej, ni chodzc przez tydzie dornych instytucji i
notabli. Tak byo i tym razem.
W maym obskurnym pomieszczeniu, w ktrym wo przejrzaego mango
czya si wprzedziwny sposb z zapachem farby drukarskiej, powita mnie
wylewnie -jakby czekajc na t wizytnie wiedzie od kiedy - pogodny,
korpulentny czowiek (Ja te jestem reporterem" powiedzia nawstpie) -
Kwesi Amu.
Przebieg i atmosfera powitania maj istotne znaczenie dla
dalszych losw znajomoci, dlategoprzykadaj tu wielk wag do sposobu,
w jaki si witaj. Najwaniejsze to od samego pocztku, odpierwszej
sekundy okaza wielk, ywioow rado i serdeczno. Wic najpierw wycigamy
rk.Ale nie tak formalnie, powcigliwie, wiotko, lecz przeciwnie
-biorc duy, energiczny zamach tak,jakbymy chcieli witanemu nie tyle
poda spokojnie rk, co mu j urwa. Jeeli jednak zachowuje onrk w
caoci i na miejscu, to dlatego, e znajc cay obrzdek i reguy
powitania, on rwnie zeswojej strony nabiera duego i energicznego
zamachu i kieruje swoj rozpdzon rk w stron naszejrozpdzonej rki.
Obie te, naadowane ogromn energi koczyny spotykaj si teraz w p
drogi iwpadajc na siebie ze straszliwym impetem redukuj, a nawet
znosz do zera, przeciwnie dziaajcesiy. Jednoczenie, kiedy nasze
wprawione w ruch rce pdz sobie naprzeciw, wydobywamy z
siebiepierwsz, donon, przecig kaskad miechu. Ma ona oznacza, e
cieszymy si ze spotkania i ejestemy do spotkanej osoby dobrze
usposobieni.
Teraz nastpuje duga lista okolicznociowych pyta i odpowiedzi w
rodzaju: Jak si masz? Czyjeste zdrw? Jak si czuje twoja rodzina?
Czy wszyscy zdrowi? A dziadek? A babcia? A ciocia? Awujek?" - itd.,
itd., bo rodziny s tu liczne i rozgazione. Zwyczaj kae, eby kad z
pomylnychodpowiedzi kwitowa kolejn kaskad dononego i ywioowego
miechu, ktra powinna wywoapodobn, a nawet jeszcze bardziej homeryck
kaskad u pytajcego.
Czsto widzimy dwch (albo wicej) ludzi stojcych na ulicy i
zanoszcych si miechem. Nieoznacza to, e opowiadaj sobie dowcipy.
Oni si po prostu witaj. Natomiast jeeli miechyzamilkn- to albo
zakoczy si akt powitania i mona przej do meritum rozmowy, albo,
zwyczajnie,spotykajcy si ucichli, eby zmczonym trzewiom da przez
chwil odpocz.
Kiedy ju odbylimy z Kwesi cay huczny i wesoy rytua powitania,
zaczlimy rozmow okrlestwie Ashanti. Ashanti opierali si Anglikom do
koca XIX wieku i tak na dobr spraw nigdy imsi do koca nie poddali.
A i teraz, w warunkach niepodlegoci, trzymaj si oni na dystans
odNkrumaha i popierajcych go ludzi z wybrzea, ktrych kultury nie
ceni sobie najwyej. S bardzoprzywizani do swojej przebogatej
historii, swoich tradycji, wierze i praw.
W caej Afryce kada wiksza spoeczno ma wasn, odrbn kultur,
oryginalny systemwierze i obyczajw, swj jzyk i tabu, a wszystko to
niezmiernie skomplikowane, arcyzawie itajemnicze. Dlatego wielcy
antropolodzy nigdy nie mwili kultura afrykaska" czy
religiaafrykaska", wiedzc, e nic takiego nie istnieje, e istot
Afryki jest jej nieskoczona rnorodno.Widzieli kultur kadego ludu
jako wiat odrbny, jedyny, niepowtarzalny. W ten te sposb
pisali:E.E. Evans-Pritchard wyda monografi o Nuerach, M. Gluckman -
o Zulu, G.T. Basden -o Ibo itd.Tymczasem umys europejski skonny do.
racjonalnej redukcji, do szufladkowania i uproszcze,chtnie wpycha
wszystko co afrykaskie do jednego worka i zadowala si atwymi
stereotypami.
- Wierzymy - powiedzia mi Kwesi - e czowiek skada si z dwch
elementw. Z krwi, ktrdziedziczy po matce, i z ducha, ktrego dawc
jest ojciec. Silniejszym z tych elementw jestpierwiastek krwi,
dlatego dziecko naley do matki i jej klanu - nie do ojca. Jeeli
klan ony kae jejzostawi ma i wraca do rodzinnej wioski, zabiera ona
ze sob wszystkie dzieci (bo ona co prawda
13
-
mieszka w wiosce i w domu ma, ale jest tam tylko niejako w
gocinie). Ta szansa powrotu doswojego klanu sprawia, e jeeli m j
porzuci, kobieta ma gdzie si podzia. Moe te sama siwynie, jeeli
bdzie on dla niej despot. Ale s to sytuacje skrajne, bo zwykle
rodzina jest siln iywotn komrk, w ktrej wszyscy maj zwyczajowo
wyznaczone role i kady zna swojepowinnoci.
Rodzina jest zawsze liczna - to kilkadziesit osb. M, ona (ony),
dzieci, kuzyni. Jeeli jest tomoliwe, rodzina zbiera si czsto i
wsplnie spdza czas. Wsplne spdzanie czasu jest jedn znajwikszych
wartoci, ktr wszyscy staraj si szanowa. Wane jest, by mieszka razem
albo bliskosiebie: jest duo prac, ktre mona wykona tylko zbiorowo -
inaczej nie ma szansy na przeycie.
Dziecko wychowuje si w rodzinie, ale w miar, jak dorasta, widzi,
e granice jego wiataspoecznego sigaj dalej, e obok yj inne rodziny
i e wiele tych rodzin razem stanowi klan. Klantworz ci wszyscy,
ktrzy wierz, e mieli wsplnego praprzodka. Jeeli wierz, e kiedy ty i
jamielimy tego samego praprzodka to naleymy do jednego klanu. Z
tego przekonania wynikajniesychanie wane konsekwencje. Np. mczynie
i kobiecie z tego samego klanu nie wolno miekontaktw seksualnych.
Jest to objte najostrzejszym tabu. W przeszoci za jego naruszenie
oboje byliskazywani na mier. Ale i dzi jest to cikie wykroczenie,
ktre moe rozgniewa duchy przodkw icign na klan mas nieszcz.
Na czele klanu stoi wdz. Wybiera go zgromadzenie klanu, ktremu
przewodzi rada starszych.Starsi to szefowie wsi, wodzowie podklanw,
funkcyjni wszelkiego rodzaju. Moe by kilkukandydatw i wiele gosowa,
bo ten wybr ma znaczenie: pozycja wodza jest wana. Od momentuwyboru
wdz staje si osob wit. Odtd nie wolno mu chodzi boso. Ani
bezporednio siada naziemi. Nie wolno go dotkn ni powiedzie o nim
zego sowa. e idzie wdz - wida z daleka porozpitym parasolu. Wielki
wdz ma ogromny, zdobny parasol, ktry trzyma specjalny suga;
mniejszywdz chodzi z normalnym parasolem kupionym u Araba na
targu.
Wdz klanu to funkcja o wyjtkowym znaczeniu. Sednem wiary ludzi
Ashanti jest kultprzodkw. Klan obejmuje ogromn liczb istot, ale
tylko cz moemy widzie i spotka, t cz,ktra yje na ziemi. Inni -
wikszo -to przodkowie, ktrzy czciowo odeszli, ale w
rzeczywistocinadal uczestnicz w naszym yciu. Patrz na nas, obserwuj
nasze zachowanie. S wszdzie, wszystkowidz. Mog nam pomc, ale mog te
ukara. Obdarzy szczciem albo skaza na zagad.Decyduj o wszystkim.
Dlatego utrzymanie dobrych stosunkw z przodkami jest
warunkiempomylnoci caego klanu i kadego z nas. A wanie za jako i
temperatur tych stosunkwodpowiada wdz. Jest on porednikiem i
cznikiem dwch integralnych czci klanu: wiataprzodkw i wiata ywych.
To on komunikuje ywym, jaka jest wola i decyzja przodkw w
danejsprawie, on rwnie baga ich o przebaczenie, jeeli ywi naruszyli
obyczaj lub prawo.
To przebaczenie mona uzyska, skadajc przodkom ofiary: kropic
ziemi wod lub winempalmowym, odkadajc im jedzenie, zabijajc owce..
Wszystko to jednak moe nie wystarczy przodkowie bd gniewa si dalej,
co oznacza dla ywych cige niepowodzenia i choroby.Najwikszy gniew
wywouj: kazirodztwo, zabjstwo, samobjstwo, napad, obraanie
wodza,czarownictwo.
- Samobjstwo? - zdziwiem si. - Jak mona ukara kogo, kto popeni
samobjstwo?- Prawo nasze nakazywao obci mu gow. Samobjstwo byo
zamaniem tabu, a naczeln
zasad kodeksu klanowego jest to, e kade przewinienie musi by
ukarane. Jeeli zdarzy siprzewinienie, ktre nie spotka si z kar klan
pogry si w katastrofie, stanie w obliczu zagady.
Siedzielimy na werandzie jednego z wielu tutejszych barw. Pilimy
fant; firma najwyraniejma tu monopol na sprzeda. Za kontuarem,
oparszy gow na rkach, drzemaa moda barmanka. Byogorco i sennie.
- Wdz - cign Kwesi - ma mnstwo innych obowizkw. Rozstrzyga spory
i rozwizujekonflikty, jest wic rwnie i sdzi. Wane, a na wsiach wane
szczeglnie, jest to, e wdzprzydziela rodzinom ziemi. Nie moe on tej
ziemi da ani sprzeda, poniewa ziemia jest wasnociprzodkw. Oni s w
niej, w jej wntrzu. Wdz moe j tylko przydzieli pod upraw. Jeeli
polewyjaowieje, wyznaczy on rodzinie inny kawaek gruntu, a ten
bdzie odpoczywa, nabiera si naprzyszo. Ziemia jest wita. Ziemia
daje ludziom ycie, a to, co daje ycie, jest wite.
Wdz cieszy si najwyszym szacunkiem. Jest otoczony rad starszych
i nie moe zdecydowa oniczym bez zasignicia jej opinii i bez jej
zgody. Tak rozumiemy demokracj. Rano kady z
14
-
czonkw rady odwiedza dom wodza, aby pozdrowi gospodarza. W ten
sposb wie on. e rzdzidobrze i ma poparcie. Jeeliby tych rannych
wizyt nie byo, znaczyoby to, e straci zaufanie i musiodej. Stanie
si tak wwczas, jeli popeni jedno z piciu przewinie. S nimi:
pijastwo, obarstwo,konszachty z czarownikami, zy stosunek do ludzi
i rzdzenie bez zasigania opinii rady starszych.Musi te odej, jeeli
olepnie, zarazi si trdem lub postrada zmysy.
Kilka klanw tworzy zwizek, ktry Europejczycy nazywaj plemieniem.
Ashanti to poczenieomiu klanw. Na czele stoi krl - Ashantehene,
otoczony rad starszych. Zwizek taki cz nie tylkowsplni
praprzodkowie. Jest on take wsplnot terytorialn, kulturow i
polityczn. Czasem taki ludjest potny, wielomilionowy, wikszy ni
niejeden nard europejski.
Dugo wahaem si, ale w kocu poprosiem go: - Powiedz mi co o
czarownictwie. - Wahaemsi, poniewa jest to temat, o ktrym mwi si tu
z niechci, a czsto po prostu pomija milczeniem.
- Ju nie wszyscy w to wierz - odpowiedzia Kwesi. -Ale duo ludzi
- tak. Wielu po prostu boisi nie wierzy. Moja babcia uwaa, e
czarownice istniej i noc spotykaj si na wysokich drzewachstojcych
pojedynczo w polu. Ale czy babcia widziaa kiedy czarownic? - pytaem
j. - To jestniemoliwe - odpowiadaa z przekonaniem. Noc czarownice
osnuwaj ca ziemi pajcz nici.Jeden koniec nici trzymaj w rku, drugi
jest umocowany do wszystkich drzwi na wiecie. Jeeli ktoprbuje drzwi
otworzy i wyj na zewntrz - porusza pajczyn. Czarownice to czuj i w
popochuznikaj w ciemnociach. Rano mona tylko zobaczy strzpy pajczyn
zwisajce z gazi i z klamekdrzwi.
15
-
Ja, Biay
W Dar es-Salaam kupiem starego land-rovera od Anglika, ktry
wraca ju do Europy. By rok1962, kilka miesicy wczeniej Tanganika
uzyskaa niepodlego i wielu Anglikw ze subykolonialnej stracio
posady, stanowiska i nawet domy. W ich pustoszejcych klubach coraz
to ktoopowiada, jak wszed rano do swojego pokoju w ministerstwie, a
tam zza jego biurka umiecha sikto z miejscowych: - Przepraszam.
Bardzo mi przykro!
Ta okolicznociowa zmiana warty nazywa si afrykanizacj. Jedni
witaj j z aplauzem, jakosymbol wyzwolenia, innych ten proces
oburza. Wiadomo, kto si cieszy, a kto jest przeciwny. Londyni Pary,
eby zachci swoich urzdnikw do pracy w koloniach, stwarzay chtnym do
wyjazduwspaniae warunki ycia. Drobny, skromny urzdnik na poczcie w
Manchesterze po przyjedzie doTanganiki dostawa will z ogrodem i
basenem, samochody, sub, urlopy w Europie itd.
Biurokracjakolonialna ya naprawd wietnie. I oto mieszkacy kolonii z
dnia na dzie otrzymuj niepodlego.Przejmuj w nie zmienionej postaci
pastwo kolonialne. Nawet dbaj o to, eby nic tu nie zmieni,poniewa
to pastwo daje biurokratom fantastyczne przywileje, ktrych nowi
waciciele oczywicienie chc si zrzec. Wczoraj jeszcze ubodzy i
poniani, dzisiaj s ju wybracami, maj i wysokiepozycje, i pen kies.
Ta kolonialna geneza pastwa afrykaskiego - w ktrym europejski
urzdnikpacony by ponad sens i miar, a system ten zosta bez zmian
przejty przez miejscowych - sprawia,e w niepodlegej Afryce walka o
wadz przyja od razu niesychanie zacity i bezlitosny charakter.W
jednej chwili, od jednego zamachu, powstaje tam nowa klasa rzdzca -
buruazja biurokratyczna,ktra niczego nie wytwarza, nie produkuje,
lecz tylko rzdzi spoeczestwem i korzysta z przywilejw.Prawo XX
wieku, prawo zawrotnego popiechu, zadziaao i w tym wypadku - niegdy
na powstanieklasy spoecznej trzeba byo dziesicioleci, nawet wiekw,
tu wystarczyo kilka dni. Francuzi, ktrzy zprzymrueniem oka
przygldali si owej walce o miejsca w nowej klasie, nazwali ten
fenomen lapolitique du ventre (polityk brzucha), tak cile bowiem
stanowisko polityczne byo zwizane zkrociowymi korzyciami
materialnymi.
Ale to jest Afryka i szczliwy nuworysz nie moe zapomnie o starej
tradycji klanowej, a jedenz jej naczelnych kanonw brzmi: dziel si
wszystkim, co masz, ze swoimi pobratymcami, z innymczonkiem klanu,
czyli, jak si tu mwi, kuzynem (w Europie wi z kuzynem jest dosy ju
saba iodlega, w Afryce kuzyn z linii matki jest waniejszy ni m). A
wic masz dwie koszule - daj mujedn, masz misk ryu - daj mu poow.
Kto amie t zasad, skazuje si na ostracyzm, na wygnanie zklanu, na
budzcy zgroz status jednostki odosobnionej. To w Europie
indywidualizm jest wartocicenion, w Ameryce nawet najbardziej
cenion; w Afryce - indywidualizm jest synonimemnieszczcia,
przeklestwa. Tradycja afrykaska jest kolektywistyczna, bo tylko w
zgodnej gromadziemona byo stawi czoo pitrzcym si tu nieustannie
przeciwnociom natury. A jednym z warunkwprzetrwania gromady jest
wanie dzielenie si najmniejsz drobin tego, co posiadam.
Kiedyotoczya mnie tu gromada dzieci. Miaem jeden cukierek, ktry
pooyem na doni. Dzieci staynieruchomo, wpatrzone. Wreszcie
najstarsza dziewczynka wzia cukierek, ostronie rozgryza go
isprawiedliwie rozdaa wszystkim po kawaku.
Jeeli kto w miejsce Biaego zosta ministrem i otrzyma jego will z
ogrodem, jego pensj isamochody, wie o tym szybko dotrze do miejsca,
skd w wybraniec losu pochodzi. Wiadomolotem byskawicy obiegnie
okoliczne wioski. Rado i nadzieja wstpi w serca jego kuzynw.Wkrtce
zacznie si ich pielgrzymka do stolicy. Tu bez trudu odnajd
wyrnionego pociotka. Zjawisi przed bram jego domu, pozdrowi go,
rytualnie pokropi dinem ziemi, aby podzikowaprzodkom za tak
szczliwy obrt losu, a nastpnie rozgoszcz si w willi, na podwrzu, w
ogrodzie.Wkrtce zobaczymy, jak w cichej rezydencji, w ktrej mieszka
starszy Anglik z maomwn on,zrobio si rojno i gwarno. Przed domem od
rana pali si ognisko, kobiety ubijaj kassaw wdrewnianych
modzierzach, tum dzieci baraszkuje na klombach i rabatach.
Wieczorem caa liczna
16
-
rodzina zasiada na trawniku do kolacji bo cho zaczo si nowe
ycie, zwyczaj pozosta dawny, zczasw odwiecznej biedy: je si tylko
raz dziennie, wieczorem.
Kto ma bardziej ruchliwe zajcie, a mniej respektu dla tradycji,
prbuje zmyli trop. Razspotkaem w Dodomie ulicznego sprzedawc
pomaraczy (niski jest z tego dochd), ktry w Dar es-Salaam przynosi
mi do domu te owoce. Ucieszyem si i spytaem, co tu robi, piset
kilometrw odstolicy. Musia ucieka przed kuzynami, wyjani. Dzieli si
z nimi dugo, ale w kocu mia ju tegodosy i czmychn. Przez jaki czas
bd mia troch grosza -cieszy si. - Dopki mnie nie znajd!
Wspomnianych wypadkw awansu niepodlegociowego nie ma jeszcze w
owym czasie takduo. W dzielnicy Biaych - nadal dominuj Biali. Bo
Dar es-Salaam, podobnie jak inne miasta tejczci kontynentu, skada
si z trzech oddzielonych od siebie dzielnic (najczciej wod albo
pasmempustej ziemi).
A wic najlepsza, najbliej morza pooona dzielnica naley oczywicie
do Biaych. To OysterBay: wspaniae wille, tonce w kwiatach ogrody,
puszyste trawniki, rwne, wysypane szutrem alejki.Tak, tu yje si
naprawd luksusowo, tym bardziej e samemu nic nie trzeba robi: o
wszystkotroszczy si cicha, czujna, dyskretnie poruszajca si suba.
Tu czowiek przechadza si tak, jakprawdopodobnie robi to w raju:
wolno, luno, zadowolony, e tu jest, zachwycony piknem wiata.
Za mostem, za lagun, znacznie dalej od morza, toczy si kamienna,
ruchliwa, handlowadzielnica. Jej mieszkacy to Hindusi,
Pakistaczycy, Goaczycy, przybysze z Bangladeszu i Sri Lanki,wszyscy
cznie nazywani tu Azjatami. Cho jest wrd nich kilku wielkich
bogaczy, og yje sobierednio, bez adnego zbytku. Zajci s handlem.
Kupuj, sprzedaj, porednicz, spekuluj. Licz,cigle licz, przeliczaj,
krc gowami, kc si. Dziesitki, setki sklepw na ocie otwartych,
ichtowar wywalony na chodnik, na ulic. Tkaniny, meble, lampy,
garnki, lusterka, wiecideka, zabawki,ry, syropy, przyprawy -
wszystko. Przed sklepem na krzele siedzi Hindus, jedna stopa oparta
nasiedzeniu krzesa, cay czas dubie w palcach tej stopy.
Kadej soboty po poudniu mieszkacy tej dusznej i ciasnej
dzielnicy ruszaj nad morze.Ubieraj si wtedy odwitnie - kobiety w
zocone sari, mczyni w schludne koszule. Jadsamochodami. Wewntrz
toczy si caa rodzina, jedni u drugich na kolanach, na ramionach,
nagowie: dziesi - pitnacie osb. Zatrzymuj samochd nad spadzistym
brzegiem morza. O tej porzeprzypyw bije potn, oguszajc fal.
Otwieraj okna. Wdychaj zapach morza. Wietrz si. Podrugiej stronie
tej wielkiej wody, ktr widz przed sob, ley ich kraj, ktrego czasem
ju nawet nieznaj - Indie. Przebywaj tu kilkanacie minut, moe p
godziny. Potem kolumna zatoczonychwozw odjeda i na brzegu robi si
znowu pusto.
Im dalej od morza, tym wikszy upa, susza i kurz. Tam wanie na
piasku, na nagiej, jaowejziemi stoj lepianki dzielnicy afrykaskiej.
Poszczeglne jej czci maj nazwy dawnych wiosekniewolnikw sutana
Zanzibaru Kariakoo, Hala, Magomeni, Kinondoni. Nazwy s rne,
alestandard glinianych domw jednakowo biedny, a ycie ich mieszkacw
liche, bez szansy poprawy.
Dla ludzi z tych dzielnic wolno polega na tym, e mog teraz
swobodnie chodzi po gwnychulicach tego stutysicznego miasta, a
nawet zapuszcza si do dzielnicy Biaych. Niby nigdy nie byoto
zakazane, bo Afrykanin mg zawsze tam si pojawi, ale musia mie
jasny, konkretny cel: musiai do pracy albo wraca z pracy do domu.
Oko policjanta atwo rozrniao chd kogo, komuspieszno byo do zaj, od
jakiego bezcelowego, podejrzanego wasania si. Kady, w zalenoci
odkoloru skry, mia tu przypisan rol i wyznaczone miejsce.
Ci, ktrzy pisali o apartheidzie, podkrelali, e by to system
wymylony i obowizujcy wPoudniowej Afryce, pastwie rzdzonym przez
biaych rasistw. Ale teraz przekonaem si, eapartheid jest zjawiskiem
duo bardziej uniwersalnym, powszechnym. Jego krytycy mwili, e jest
tosystem wprowadzony przez zakutych Burw, aby rzdzi niepodzielnie i
trzyma Czarnych w gettach,zwanych tam bantustanami. Ideologowie
apartheidu bronili si: jestemy za tym, gosili, eby wszyscyludzie
mieli coraz lepiej i mogli si rozwija, ale eby w zalenoci od koloru
skry i przynalenocietnicznej rozwijali si oddzielnie. Bya to
oszukacza myl, bowiem, kto zna realia, wiedzia, e zaow zacht, aby
si wszyscy jednakowo rozwijali, kry si gboko niesprawiedliwy stan
rzeczy: zjednej strony Biali mieli najlepsze gleby, przemys i
bogate dzielnice miast, po drugiej natomiaststronie wegetowali
Czarni, stoczeni na marnych, ppustynnych skrawkach ziemi.
17
-
Idea apartheidu bya przewrotna do tego stopnia, e z czasem jej
najwiksze ofiary zaczyupatrywa w niej pewne korzyci, jak szans na
niezaleno, wygod bycia u siebie. Afrykaninmg bowiem powiedzie: -
Nie tylko ja, Czarny, nie mog do ciebie wej, rwnie ty, Biay,
jeelichcesz pozosta cay i nie czu zagroenia, lepiej nie wchod do
mojej dzielnicy!
Do takiego miasta przyjechaem na kilka lat jako korespondent
Polskiej Agencji Prasowej.Krc po jego ulicach, szybko zorientowaem
si, e jestem w sieciach apartheidu. Przede wszystkimponownie ody we
mnie problem koloru skry. Jestem Biay. W Polsce, w Europie, nigdy
si nad tymnie zastanawiaem, nie przychodzio mi to do gowy. Tutaj, w
Afryce, stawao si to wyznacznikiemnajwaniejszym, a dla prostych
ludzi -jedynym. Biay. Biay, czyli kolonialista, grabieca,
okupant.Podbiem Afryk, podbiem Tanganik, wyciem w pie plemi tego,
ktry akurat stoi przede mn,jego przodkw. Zrobiem go sierot. W
dodatku sierot upokorzonym i bezsilnym. Wiecznie godnymi chorym.
Tak, kiedy patrzy teraz na mnie, to wanie musi myle: Biay, ten,
ktry mi wszystkozabra, bi dziadka batem po plecach, gwaci moj matk.
Masz go teraz przed sob, przypatrz mu si!
Nie umiaem rozwiza we wasnym sumieniu problemu winy. W ich
oczach, jako Biay, byemwinny. Niewolnictwo, kolonializm, piset lat
krzywdy - to przecie sprawka Biaych. Biaych? Awic i moja. Moja? Nie
potrafiem rozbudzi w sobie tego oczyszczajcego, wyzwoleczego
uczucia:poczu si winnym. Okaza skruch. Przeprosi. Przeciwnie! Z
pocztku prbowaem kontratakowa:- Wycie byli skolonializowani? My,
Polacy, te! Przez sto trzydzieci lat bylimy koloni trzechobcych
pastw. Zreszt te Biaych. miali si, pukali w czoo, rozchodzili.
Gniewaem ich, poniewapodejrzewali, e chc ich oszuka. Wiedziaem, e,
mimo wewntrznego przewiadczenia o mojejniewinnoci, dla nich -jestem
winny. Ci bosonodzy, godni i niepimienni chopcy mieli nade
mnprzewag etyczn, t, ktr daje przeklta historia swoim ofiarom. Oni,
Czarni, nigdy nikogo niepodbijali, nie okupowali, nie trzymali w
niewoli. Mogli patrze na mnie z poczuciem wyszoci. Byli zrasy
czarnej, ale czystej. Staem wrd nich saby, nie majc ju nic do
powiedzenia.
Wszdzie byo mi le. Biay kolor skry, cho uprzywilejowany, te
trzyma mnie w klatceapartheidu. W tym wypadku co prawda ze zota,
ale jednak w klatce Oyster Bay. Pikna dzielnica.Pikna, ukwiecona i
- nudna. Owszem, mona tu byo chodzi wrd wysokich kokosowych
palm,podziwia kbice si bugenwille i eleganckie, delikatne
tunbergie, poronite gstym wodorostemskay. Ale co wicej? Co poza
tym? Mieszkacami dzielnicy byli urzdnicy kolonialni, ktrzy
mylelijedynie, aby doczeka koca kontraktu, kupi na pamitk skr
krokodyla czy rg nosoroca iwyjecha. Ich ony rozmawiay albo o
zdrowiu dzieci, albo o minionym lub zbliajcym si party. A jamiaem
codziennie wysya korespondencj! O czym? Skd bra materia? Wychodzia
tu jedna maagazeta - Tanganyika Standard". Odwiedziem jej redakcj,
ale ludzie, ktrych tam zastaem, byliwanie Anglikami z Oyster Bay. I
te ju si pakowali.
Wybraem si do dzielnicy hinduskiej. Ale co w niej robi? Gdzie
pj? Z kim rozmawia?Panuje zreszt straszny upa i nie da si dugo
chodzi: nie ma czym oddycha, nogi sabn, caakoszula mokra. Waciwie
po godzinie takiej wczgi ma si wszystkiego dosy. Pozostaje
tylkojedno pragnienie: gdzie usi, koniecznie usi w cieniu,
najlepiej pod wiatrakiem. W takichchwilach myli si: czy mieszkacy
Pnocy wiedz, jakim skarbem jest to szare, zgrzebne,
wieczniezachmurzone niebo, ktre ma jednak wielk, cudown zalet - nie
ma na nim soca?
Moim gwnym celem byy oczywicie przedmiecia afrykaskie. Miaem
zapisane jakienazwiska. Miaem adres lokalu rzdzcej partii - TANU
(Tanganyika African National Union). Niemogem odnale tego miejsca.
Wszystkie uliczki jednakowe, piasek po kostki, dzieci nie daj
przej,cisn si rozbawione, natarczywie ciekawe - Biay w tych
niedostpnych obcym zaukach to jednaksensacja i widowisko. Z kadym
krokiem traci si pewno siebie. Dugo czuj na sobie
uwany,odprowadzajcy wzrok mczyzn siedzcych bezczynnie przed domami.
Kobiety nie patrz, odwracajgowy: to muzumanki, ubrane w czarny,
zarzucony luno strj bui-bui, zakrywajcy dokadnie cafigur i cz
twarzy. Paradoks sytuacji polega na tym, e nawet gdybym spotka kogo
z miejscowychAfrykanw i chcia duej z nim porozmawia, nie mielibymy
gdzie pj. Dobra restauracja bya dlaEuropejczykw - poda dla
Afrykanw. Jedni nie bywali u drugich, nie byo zwyczaju. Kady czu
sile, jeeli znalaz si w miejscu niezgodnym z reguami
apartheidu.
18
-
Majc ju mocny, terenowy wz, mogem ruszy w drog. By powd: na
pocztku padziernikassiadujcy z Tanganik kraj - Uganda - uzyskiwa
niepodlego. Fala niepodlegociowa sza przezcay kontynent: w jednym
tylko - 1960 roku siedemnacie krajw Afryki przestao by koloniami.
Iproces ten, cho ju na mniejsz skal, trwa dalej.
Z Dar es-Salaam do gwnego miasta Ugandy - Kampali, w ktrym miay
si odby uroczystoci,pdzc od witu do nocy z moliwie maksymaln
prdkoci, potrzeba trzech dni jazdy. Poowa trasyto asfalt, druga
poowa - to drogi gruntowe, laterytowe, zwane afrykask tark, bo maj
nawierzchnikarbowan, po ktrej mona jecha tylko z wielk szybkoci, po
szczytach karbw, tak jak to jestpokazane w filmie Cena
strachu".
Pojecha ze mn Grek, troch makler, a troch korespondent rnych
gazet w Atenach - Leo.Wzilimy cztery zapasowe koa, dwie beczki
benzyny, beczk wody, jedzenie. Wyjechalimy owicie, kierujc si na
pnoc, majc po prawej rce niewidoczny z drogi Ocean Indyjski, a po
lewejnajpierw masyw Nguru, a potem cay czas step Masajw. Wzdu
drogi, po obu stronach, zielono izielono. Wysokie trawy, gste,
zwenione krzewy, rozoyste parasole drzew. I tak a do gryKilimandaro
i do dwch lecych koo niej miasteczek Moshi i Arushy. W Arushy
skrcilimy nazachd, w stron Jeziora Wiktorii. Po dwustu kilometrach
zaczy si problemy. Wjechalimy naogromn rwnin Serengeti, najwiksze
na wiecie skupisko dzikich zwierzt. Wszdzie, gdziespojrze,
olbrzymie stada zebr, antylop, bawow, yraf. Wszystko to pasie si,
hasa, bryka, cwauje. Ajeszcze tu przy drodze nieruchome lwy, troch
dalej - gromada soni, a jeszcze dalej, na liniihoryzontu, wielkimi
susami pomykajcy lampart. Nieprawdopodobne to wszystko,
niewiarygodne.Jakby widziao si narodziny wiata, ten szczeglny
moment, kiedy jest ju ziemia i niebo, kiedy swoda, roliny i dzikie
zwierzta, a jeszcze nie ma Adama i Ewy. A wic wanie ten wiat
ledwienarodzony, wiat bez czowieka, a to znaczy take i bez grzechu,
widzi si tutaj, w tym miejscu, ijest to naprawd wielkie
przeycie.
19
-
Serce kobry
Z tego nastroju uniesienia i ekstazy szybko sprowadziy nas na
ziemi realia i zagadki naszejdrogi. Pierwsze, najwaniejsze pytanie:
ktrdy jecha? Bo oto, kiedy znalelimy si na wielkiejrwninie, nasz
szeroki dotd szlak zacz si nagle rozwidla, rozgazia w kilka
wygldajcychidentycznie polnych drg idcych jednak w zupenie rnych
kierunkach. I adnego drogowskazu,napisu, strzaki. Gadka jak st,
poronita wysok traw rwnina, bez gr i rzek, bez naturalnychpunktw i
znakw, tylko z t nie koczc si, coraz bardziej nieczyteln, spltan,
zagmatwan siatkpolnych drg.
Nie byo tu nawet skrzyowa, tylko co kilka kilometrw, a czasem
nawet co kilkaset metrw,nowe i nowe rozgwiazdy, sploty i wzy, z
ktrych podobne do siebie odnogi chaotycznie rozchodziysi w
najprzerniejszych kierunkach.
Spytaem Greka, co robi, ale on, rozgldajc si niepewnie,
odpowiedzia mi tym samympytaniem. Dugo jechalimy na chybi trafi,
wybierajc te drogi, ktre zdaway si prowadzi nazachd (a wic do
Jeziora Wiktorii), ale wystarczyo przejecha kilka kilometrw, kiedy
nagle, bezadnego powodu, wybrana odnoga zaczynaa skrca, w nie
wiadomo jakim kierunku. Zupeniezagubiony, zatrzymywaem wz,
zastanawiajc si ktrdy teraz? - tym bardziej e nie mielimy
anidokadnej mapy, ani nawet kompasu.
Wkrtce te pojawia si nowa trudno, bo przyszo poudnie, czas
najwikszego upau, kiedywiat pogra si w martwocie i w ciszy. O tej
porze zwierzyna chroni si w cieniu drzew. Ale stadabawow nie maj
gdzie si ukry. S zbyt wielkie, zbyt liczne. Kade z nich moe liczy
tysic sztuk.Takie stado w godzinie najwikszego upau po prostu
nieruchomieje, zamiera. I to na przykad zamierawanie na drodze, ktr
chcemy jecha. Zbliamy si; przed nami stoi tysic ciemnych,
granitowychposgw, mocno osadzonych w ziemi, skamieniaych.
Potna sia drzemie w tym stadzie, potna i - jeeli eksploduje
gdzie przy nas - miertelna. Tosia grskiej lawiny, tyle e
rozpalonej, oszalaej, napdzanej spienion krwi. Bernhard
Grzimekopowiada, jak latajc maym samolotem, miesicami ledzi w
Serengeti zachowanie bawow.Samotny baw w ogle nie reagowa na warkot
pikujcego samolotu: spokojnie pas si dalej. Inaczejbyo, kiedy
Grzimek nadlatywa nad due stado. Wystarczyo, e znalaz si w nim
jakinadwraliwiec, jaki histeryk i mimoza, ktry na dwik motoru zacz
si rzuca, chcia ucieka. Caestado natychmiast wpadao w panik i
przeraone ruszao przed siebie.
A tu stoi przede mn takie wanie stado. Co robi? Zatrzyma si i
sta? Sta -jak dugo?Zawrci? Ju za pno: boj si zawrci, bo moe rzuc si
za nami. To piekielnie szybkie, zaciekei wytrwae zwierzta. Robi
znak krzya i wolno, wolno, na pierwszym biegu, na psprzgle,wjedam w
stado. Jest ono wielkie, cignie si prawie po horyzont. Obserwuj
byki, ktre s naczele. Te, ktre stoj na drodze samochodu, zaczynaj
ospale, z namysem usuwa si na tyle, aby wzmg jecha. Przy czym nie
usuwaj si nawet na centymetr wicej, ni jest to konieczne, i
land-rovercay czas szoruje o ich boki. Jestem cay mokry. To jest
tak, jakby si jechao zaminowan drog.Ktem oka spogldam na Leo. Ma
zamknite oczy. Metr po metrze, metr po metrze. Cae stado stoi
wmilczeniu. Nieruchome.
Setki par mrocznych, wyupiastych oczu w masywnych bach. Te oczy
zawilge, tpe, bezwyrazu. Trwa ten przejazd dugo, ta przeprawa zda
si nie mie koca, ale wreszcie jestemy znowu nabezpiecznym brzegu -
stado zostao w tyle, jego mocna, ciemna plama na tle zielonej
powierzchniSerengeti staje si mniejsza i mniejsza.
Im bardziej mija czas, im dalej jechalimy, krc i bdzc, tym
wikszy czuem niepokj. Odrana nie spotkalimy adnych ludzi. Nie
natrafilimy te ani na szos, ani bodaj na jaki drogowskaz.Upa by
przeraajcy, nasila si z kad minut, jakby trasa, czy nawet wszystkie
moliwe trasy,prowadzia prosto w soce i jakbymy jadc nieuchronnie
zbliali si do momentu, w ktrymsponiemy jako ofiary zoone na jego
otarzu. Rozpalone powietrze zaczo drga i falowa. Wszystko
20
-
stawao si pynne, kady obraz poruszony i rozmyty jak na nieostrym
filmie. Horyzont oddali si izatar, jakby podlega oceanicznemu prawu
przypyww i odpyww. Szare, zakurzone parasoleakacjowcw poruszay si
rytmicznie i zmieniay miejsce -zdawao si, e nios je jacy
obkacy,ktrzy snuj si tu, nie wiedzc, gdzie si podzia.
Ale najgorsze byo to, e drgna i zacza si porusza owa pogmatwana
siatka drg, ktra odkilku godzin trzymaa nas w swojej zdradliwej i
duszcej matni. Widziaem, jak ta sie, caa ta zawiageometria, ktrej
co prawda nie umiaem rozszyfrowa, ale ktra bya jakim staym
nieruchomymelementem na powierzchni sawanny, teraz sama szamoce si
i dryfuje. Dokd dryfuje? Dokd cignienas uwikanych i miotajcych si w
jej splotach? Gdzie sunlimy, Leo, samochd i ja, nasze
drogi,sawanna, bawoy i soce, w jak nieznan, wiecc, rozjarzon
przestrze.
Nagle zgas silnik i samochd gwatownie stan. To Leo, widzc, e co
si. ze mn dzieje,przekrci kluczyk w stacyjce. - Daj - powiedzia -
poprowadz dalej. - Jechalimy tak, a zela upa iwtedy zobaczylimy
daleko dwie afrykaskie chatki. Podjechalimy. Byy to puste domki,
bez drzwi iokien. We wntrzu stay drewniane prycze. Domki te
najwyraniej nie naleay do nikogo, miay poprostu suy przygodnym
podrnikom.
Nie wiem, jak znalazem si na pryczy. Byem ledwie ywy. Soce
szumiao mi w gowie. ebyopanowa senno, zapaliem papierosa. Nie
smakowa mi. Chciaem go zgasi i kiedy odruchowospojrzaem na moj rk
kierujc si w stron podogi, zobaczyem, e chciaem go zgasi na
gowielecego pod prycz wa.
Zamarem. Zdrtwiaem do tego stopnia, e zamiast szybko cofn rk z
arzcym sipapierosem, trzymaem j nadal nad gow wa. W kocu jednak
zdaem sobie spraw z sytuacji:byem winiem mierciononego gada.
Wiedziaem jedno: nie ma mowy, eby si ruszy. Rzuci si iugryzie. Bya
to kobra egipska, szarota, leaa na glinianej pododze zwinita w
regularny kbek.Jej jad szybko przynosi mier, a w naszej sytuacji -
bez adnych lekw, w miejscu, z ktrego doszpitala mg by dzie drogi -
byaby to mier niechybna. By moe w tym momencie kobraznajdowaa si w
stanie jakiej katalepsji (podobno typowy dla tych gadw stan
bezczucia i letargu),bo nie ruszaa si, leaa nieruchomo. Boe wity,
co robi? - mylaem gorczkowo, zupenie juoprzytomniay.
- Leo - szepnem gono - Leo, w!Leo by wewntrz wozu, wanie wyjmowa
bagae. Milczelimy, nie wiedzc, jak postpi, a nie
byo czasu, bo jeli kobra przebudzi si z katalepsji, zaraz rzuci
si do ataku. Poniewa nie mielimyadnej broni, adnej maczety, nic,
postanowilimy, e Leo zdejmie z wozu jeden kanister i bdziemynim
prbowali zadusi kobr. By to pomys ryzykowny, ale zaskoczeni t
nieoczekiwan sytuacj nieumielimy nic innego wymyli. Co trzeba byo
robi. Nasza bezczynno dawaa inicjatyw kobrze.
Mielimy ze sob kanistry z angielskiego demobilu, due, o mocnych,
wystajcych kantach. Leo,ktry by potnym mczyzn, wzi jeden z nich i
zacz skrada si do chatki. Kobra nic, leaanieruchomo. Leo, trzymajc
za uchwyty kanister, unis go w gr i czeka. Stojc tak,
oblicza,przymierza, celowa. Leaem nieruchomo na pryczy, napity,
gotowy. I wtedy, nagle, w sekundzieLeo, trzymajc przed sob
kanister, rzuci si caym ciarem na wa. W tym momencie ja z
koleiprzygniotem koleg swoim ciaem. Byy to sekundy, w ktrych wayo
si nasze ycie - wiedzielimyo tym. Ale waciwie pomylelimy o tym
pniej, bo w momencie, kiedy kanister, Leo i ja runlimyna wa -wntrze
chatki zamienio si w pieko.
Nigdy nie przypuszczaem, e w jakim stworzeniu moe by tyle siy.
Tyle strasznej,monstrualnej, kosmicznej siy. Sdziem, e krawd
kanistra przetnie wa atwo, ale gdzie tam!Szybko uwiadomiem sobie, e
mamy pod spodem nie wa, ale stalow, rozedrgan, rozwibrowanspryn,
ktrej ani zama, ani skruszy nie sposb. Kobra rzucaa si i bia w
podog z takrozszala wciekoci i furi, e wewntrz lepianki zrobio si
ciemno od kurzu. Bia ogonem z takenergi i si, e gliniana podoga
kruszya si i rozpryskiwaa, olepiajc nas tumanami pyu. Wpewnym
momencie pomylaem ze zgroz, e nie damy rady, e gad wylinie si nam i
obolay,ranny, rozjuszony, zacznie nas ksa. Jeszcze mocniej
przygniotem koleg. Ten pojkiwa, lecpiersiami na kanistrze, nie mia
czym oddycha.
Wreszcie, ale trwao to dugo, ca wieczno, uderzenia kobry zaczy
traci impet, wigor,czstotliwo. - Popatrz -odezwa si Leo - krew. - W
istocie, szczelin podogi, przypominajcej terazporozbijane naczynie
gliniane, sczya si powoli wska struka krwi. Kobra saba, saby te
drgania
21
-
kanistra, ktre czulimy cay czas i ktrymi dawaa nam zna o swoim
blu i nienawici, drganiatrzymajce nas w cigym przeraeniu i panice.
Ale teraz, kiedy byo ju po wszystkim, kiedystanlimy z Leo na nogi,
a kurz w lepiance zacz rzedn i opada i kiedy spojrzaem znowu na
twsikajc szybko struk krwi, zamiast zadowolenia i radoci, poczuem w
sobie pustk, a nawetwicej - poczuem smutek, e to serce, ktre leao
na samym dnie pieka, w ktrym przedziwnymzbiegiem okolicznoci bylimy
jeszcze przed chwil wszyscy, e to serce przestao bi.
Nazajutrz trafilimy na szeroki, rdzawy, laterytowy szlak, ktry
gbokim ukiem okala JezioroWiktorii. Szlakiem tym, po kilkuset
kilometrach jazdy przez zielon, bujn, dorodn Afryk,dotarlimy do
granicy Ugandy. Waciwie nie byo granicy. Przy drodze staa prosta
budka, miaa naddrzwiami wypalony na desce napis: Uganda". Bya pusta
i zamknita. Takie granice, za ktreprzelewa si krew, miay powsta
dopiero pniej.
Pojechalimy dalej. Bya ju noc. Wszystko, co w Europie nazywa si
zmierzchem i wieczorem,trwa tu ledwie kilka minut, nawet waciwie
nie istnieje. Jest dzie i zaraz potem noc, jakby ktojednym
przekrceniem kontaktu momentalnie wyczy prdnic soca. Tak, noc jest
od razu czarna.W jednej chwili jestemy wewntrz jej najbardziej
mrocznego jdra. Jeeli zastanie nas ona idcychprzez busz, musimy
natychmiast stan: nic nie wida, jakby kto znienacka wcisn nam worek
nagow. Tracimy orientacj, nie wiemy, gdzie jestemy. W takich
ciemnociach ludzie rozmawiaj zesob, zupenie si nie widzc. Chc si
nawoywa, nie wiedzc, e stoj obok siebie. Ciemnorozdziela i przez to
tym bardziej wzmaga pragnienie, aby by razem, w gromadzie, we
wsplnocie.
Pierwsze godziny nocy to najbardziej towarzyski czas w Afryce.
Nikt nie chce wtedy by sam.Sam? To nieszczcie, to potpienie! Dzieci
te nie id tu spa wczeniej. W krain snu wkraczamyrazem - ca rodzin,
klanem, wiosk.
Jechalimy przez Ugand ju upion, niewidoczn za zason nocy. Gdzie
w pobliu musiaoby Jezioro Wiktorii, gdzie krlestwa Ankole i Toro,
pastwiska Mubende, Wodospady Murchinsona.Wszystko to na dnie nocy
czarnej jak sadza. Nocy penej ciszy. Reflektory samochodu
przenikayciemno gboko, w ich wietle wirowa oszalay rj muszek, gzw i
moskitw, ktre pojawiay sijakby znikd, przez uamek sekundy odgryway
na naszych oczach swoj yciow rol - optaczytaniec owada - i nastpnie
giny bezlitonie miadone przez mask pdzcego wozu.
Tylko od czasu do czasu w tej jednolitej masie ciemnoci pojawia
si wietlna oaza, jarzca si zdaleka, jarmarczne kolorowa buda: to
sklepik hinduski, duka. Znad stosw biszkoptw, paczekherbaty,
papierosw i zapaek, znad puszek sardynek i kostek myda wystaje
owietlona unjarzeniwek i lamp gowa waciciela nieruchomo siedzcego
Hindusa, ktry z cierpliwoci inadziej oczekuje na spnionych klientw.
Blask tych sklepikw, ktry jak gdyby pojawia si i gasna nasze
zawoanie, rozwietla nam, niby samotne latarnie na pustej ulicy, ca
drog do Kampali.
Kampala przygotowywaa si do wita. Za kilka dni - 9 padziernika -
Uganda miaa otrzymaniepodlego. Skomplikowane gry i przetargi toczyy
si do ostatniej chwili. Wszystko w politycewewntrznej Afryki i jej
poszczeglnych pastw jest zawie i popltane. Bierze si to std,
eeuropejscy kolonialici pod wodz Bismarcka na konferencji w
Berlinie, dzielc midzy sob Afryk,upchali okoo dziesiciu tysicy
krlestw, federacji i bezpastwowych, ale samodzielnych
zwizkwplemiennych, jakie istniay na tym kontynencie w poowie XIX
wieku, w granicach zaledwieczterdziestu kolonii. Tymczasem wiele z
tych krlestw i zwizkw plemiennych miao za sob dughistori wzajemnych
konfliktw i wojen. I oto, nie pytane o zdanie, znalazy si nagle w
obrbie jedneji tej samej kolonii, podlegajc tej samej (obcej
zreszt) wadzy, wsplnemu prawu.
A teraz zacza si epoka dekolonizacji. Stare stosunki midzy
etniczne, ktre obca wadza tylkozamrozia lub je zwyczajnie
ignorowaa, nagle odyy, stay si znowu aktualne. Pojawia si
szansawyzwolenia, tak, ale wyzwolenia pod takim warunkiem, e
wczorajsi przeciwnicy i wrogowie utworzjedno pastwo, ktrego bd
zgodnymi gospodarzami, patriotami i obrocami. Dawne
metropoliekolonialne i przywdcy ruchw wyzwoleczych Afryki przyjli
zasad, e jeeli w jakiej koloniiwybuchn krwawe konflikty wewntrzne -
terytorium takie nie uzyska niepodlegoci.
22
-
Proces dekolonizacji mia dokonywa si-jak to okrelano - metodami
konstytucyjnymi, przyokrgym stole, bez wielkich politycznych
dramatw, przy zachowaniu rzeczy najwaniejszych: abyobrt bogactw i
towarw midzy Afryk i Europ odbywa si bez zbytnich zakce.
Sytuacja, w jakiej mia si dokona skok do krlestwa wolnoci,
stawiaa wielu Afrykanwwobec trudnego wyboru. Zderzay si w nich
bowiem dwie pamici, dwie lojalnoci, ktre prowadziyze sob bolesny,
trudny do rozstrzygnicia spr. Z jednej strony bya to gboko
zakodowana pamihistorii wasnego klanu i ludu, wiedza o
sojusznikach, jakich znajdoway one w potrzebie, i wrogach,jakich
naleao darzy nienawici, z drugiej za, chodzio przecie o to, aby wej
do rodzinyniepodlegych, nowoczesnych spoeczestw, czego warunkiem
byo wanie wyzbycie si wszelkiegoetnicznego egoizmu i
zalepienia.
Taki wanie problem istnia w Ugandzie. W obecnych granicach by to
kraj mody, majcyzaledwie kilkadziesit lat. Ale na czci jego
terytorium znalazy si cztery stare krlestwa: Ankole,Buganda,
Bunyoro i Toro. Historia ich wzajemnych ans i konfliktw bya tak
barwna i bogata jakdzieje walk Celtw z Sasami czy Gibelinw z
Gwelfami.
Najsilniejsze z nich byo krlestwo Bugandy, ktrego stolica -
Mengo - stanowia jedn z dzielnicKampali. Mengo jest jednoczenie
nazw wzgrza, na ktrym stoi paac krlewski. Kampala bowiem,miasto
nadzwyczajnej urody, pene kwiatw, palm, mangowcw i poinsecji,
pooone jest na siedmiuagodnych, zielonych wzgrzach, z ktrych cz
schodzi prosto do jeziora.
Kiedy kolejno na tych wzgrzach powstaway paace krlewskie: jeeli
umiera krl,pozostawiano opuszczony paac, a nowy budowano na wzgrzu
nastpnym. Chodzio o to, abyzmaremu nie przeszkadza w dalszym
sprawowaniu wadzy, co czyni on nadal, co prawda ju zzawiatw. W ten
sposb wadz miaa caa dynastia, a aktualny krl by tylko jej
dyurnym,tymczasowym przedstawicielem.
W 1960 roku, dwa lata przed wyzwoleniem, ludzie nie uwaajcy si
za podwadnych krlaBugandy utworzyli parti UPC (Uganda People's
Congress), ktra wygraa pierwsze wybory. Na jejczele sta mody
urzdnik Milton Obote; poznaem go jeszcze w Dar es-Salaam.
Dziennikarze, ktrych oczekiwano w Kampali, mieli mieszka w
barakach stojcego nieco zamiastem starego szpitala (nowy - dar
krlowej Elbiety - oczekiwa wanie na otwarcie).Przyjechalimy
pierwsi, baraki, biae i schludne, stay jeszcze puste. W gwnym,
frontowym budynkudostaem klucz do pokoju. Leo pojecha na pnoc
zobaczy Wodospady Murchinsona. Zazdrociemmu, ale musiaem zosta, eby
zebra materia do reportau. Odnalazem swj barak, ktry sta nazboczu,
daleko, wrd bujnych cynamonowcw i tamaryndw. Wejcie do mojego
pokoju byo nakocu dugiego korytarza. Wszedem, postawiem walizk i
torb, zamknem drzwi. I w tymmomencie zobaczyem, e stojce tam ko, st
i szafka unosz si do gry i wysoko, pod sufitem,zaczynaj coraz
szybciej wirowa.
Straciem przytomno.
23
-
Wewntrz gry lodowej
Kiedy otworzyem oczy, zobaczyem biay duy ekran, a na jego jasnym
tle twarz czarnejdziewczyny. Jej oczy przez moment wpatryway si we
mnie, potem, razem z twarz, znikny. Zachwil na ekranie pojawia si
gowa Hindusa. Musia on nachyli si nade mn, bo raptemzobaczyem j w
zblieniu, jakby wielokrotnie powikszon.
- Dziki Bogu, yjesz - usyszaem. - Ale jeste chory. Masz malari.
Malari mzgow.Natychmiast oprzytomniaem, chciaem nawet usi, ale
poczuem, e nie mam siy, e le
zupenie bezwadnie. Malaria mzgowa (ktra po angielsku nazywa si
cerebral malaria} jestpostrachem tropikalnej Afryki. Kiedy - zawsze
koczya si fatalnie. Ale i teraz jest grona, a czsto -miertelna.
Jadc tu, pod Arush mijalimy cmentarz jej ofiar, lad epidemii, ktra
przesza tamtdyprzed kilku laty.
Prbowaem rozejrze si wok siebie. Biay ekran nade mn by sufitem
pokoju, w ktrymleaem. Znajdowaem si w otwartym wanie Mulago
Hospital jako jeden z jego pierwszychpacjentw. Dziewczyna bya
pielgniark o imieniu Dora, a Hindus - lekarzem, doktorem
Patelem.Powiedzieli mi, e dzie wczeniej przywioza mnie tu karetka
pogotowia, ktr wezwa Leo. Leo byna pnocy, obejrza Wodospady
Murchinsona i po trzech dniach wrci do Kampali. Wszed domojego
pokoju i zobaczy, e le nieprzytomny. Pobieg na portierni, eby wezwa
pomoc, ale by towanie dzie, kiedy ogoszono niepodlego Ugandy, cae
miasto taczyo, piewao, nurzao si wpiwie i winie palmowym, pogubiony
Leo nie bardzo wiedzia, jak interweniowa. W kocu sampojecha do
szpitala i sprowadzi karetk. Tak oto znalazem si tu, w separatce, w
ktrej wszystkojeszcze pachniao wieoci, spokojem i adem.
Pierwszym sygnaem nadcigajcego ataku malarii jest wewntrzny
niepokj, ktry zaczynamyodczuwa nagle i bez wyranego powodu. Co si z
nami stao, co niedobrego. Jeeli wierzymy wduchy - wiemy co: to
wszed w nas zy duch, kto rzuci na nas czary. Ten duch obezwadni nas
iprzygwodzi. Tote wkrtce ogarnia nas otpienie, marazm, ociao.
Wszystko nas drani. Przedewszystkim drani wiato, nienawidzimy
wiata. Drani nas inni - ich haaliwe gosy, ich odraajcyzapach, ich
szorstki dotyk.
Ale nie mamy duo czasu na te odrazy i wstrty. Bo szybko, a
czasem nagle, bez adnychwyranych znakw ostrzegawczych, przychodzi
atak. Jest to nagy, gwatowny atak zimna. Zimnapodbiegunowego,
arktycznego. Oto kto wzi nas, nagich, rozpalonych w piekle Sahelu i
Sahary, irzuci wprost na lodowat wyyn Grenlandii i Spitsbergenu,
midzy niegi, wichry i zamiecie. Co zawstrzs! Co za szok! W sekund
robi si nam zimno, przeraliwie, przeszywajco, upiornie
zimno.Zaczynamy dygota, trz si, szamota. Od razu czujemy jednak, e
nie jest to dygot, jaki znamy zwczeniejszych dowiadcze, ot, kiedy
zmarzlimy zim na mrozie, lecz e s to miotajce namiwibracje i
konwulsje, ktre za chwil rozerw nas na strzpy. I eby jako ratowa
si, zaczynamybaga o pomoc.
Co przynosi w takich chwilach najwiksz ulg? Waciwie jedyne, co
moe nam doraniepomc: e kto nas okryje. Ale nie tak, po prostu,
okryje kocem, derk lub kodr. Chodzi o to, eby tookrycie przygniatao
nas swoim ciarem, eby zamykao nas w jakiej ciskajcej formie, eby
nasmiadyo. Wanie o takiej sytuacji bycia miadonym marzymy w tej
chwili. Tak chcielibymy, ebyprzetoczy si nad nami walec
drogowy!
Kiedy miaem silny atak malarii na biednej wsi, gdzie nie byo
adnych ciepych okry. Chopipooyli na mnie wieko jakiej skrzyni i
siedzieli na nim cierpliwie, czekajc a minie moje
najgorszedygotanie. Najbardziej biedni s ci, ktrzy maj atak malarii
i nie ma czym ich okry. Widzimy ichczsto przy drogach, w buszu lub
w lepiankach, jak le na ziemi pprzytomni, oblani potem,zamroczeni,
a ich ciaami targaj rytmiczne fale owych malarycznych konwulsji.
Ale nawet otulenituzinem kocy, kurtek i paszczy szczkamy zbami i
jczymy z blu, poniewa czujemy, e to zimnonie przychodzi z zewntrz -
na dworze jest czterdziestostopniowy upa! - lecz, e mamy je
wewntrz,w sobie, e te Grenlandie i Spitsbergeny s w nas, e
wszystkie kry, tafle i gry lodowe pyn przeznas, przez nasze yy,
minie i koci. I moe myl ta napeniaby nas lkiem, gdybymy byli w
stanie
24
-
zdoby si jeszcze na wysiek odczuwania czegokolwiek. Ale myl owa
przychodzi w chwili, kiedy pokilku godzinach szczyt ataku stopniowo
mija i zaczynamy bezwadnie zapada w stan kracowegowycieczenia i
bezsiy.
Atak malarii jest nie tylko blem, ale jak kady bl -jest te
przeyciem mistycznym.Wchodzimy w wiat, o ktrym jeszcze przed chwil
nic nie wiedzielimy, tymczasem on okaza siistnie obok nas, a w kocu
zawadn nami, stalimy si jego czci: odnajdujemy w sobie
jakielodowate zapadliska, przepacie i otchanie, ktrych obecno
napenia nas cierpieniem i strachem. Aleta chwila odkry mija, duchy
opuszczaj nas, wynosz si i znikaj, a to, co zostaje na miejscu,
podgr najdziwaczniejszych okry, jest naprawd godne poaowania.
Czowiek tu po silnym ataku malarii jest ludzkim strzpem. Ley w
kauy potu, nadalgorczkuje, nie moe poruszy rk ani nog. Wszystko go
boli, ma zawroty gowy i nudnoci. Jestwyczerpany, saby, zwiotczay.
Taki czowiek niesiony przez kogo na rkach sprawia wraenie, jakbynie
mia koci ani mini. I minie wiele dni, zanim znowu stanie na
nogi.
Co roku malaria nka w Afryce dziesitki milionw, ludzi, a tam,
gdzie grasuje najczciej - naterenach podmokych, nisko pooonych,
bagiennych - zabija co trzecie dziecko. S rne rodzajemalarii,
niektre, agodne, przechodzi si jak gryp. Ale nawet one wyniszczaj
kadego, kto padnieich ofiar. Raz - dlatego, e w tym zabjczym
klimacie z trudem znosi si najlejsz niedyspozycj,dwa - poniewa
Afryka-nie czsto s ni