97 Rozdział III: Pieniądz, współczesna bankowość i kreacja pieniądza Po gruntownym omówieniu paradygmatu austriackiej szkoły ekonomii, nadszedł czas na zastosowanie go w dziedzinie, o której traktuje niniejsza praca. Na tym etapie Czytelnik powinien być już zaznajomiony z austriackim sposobem patrzenia na gospodarkę, opierają- cym się na zasadzie subiektywizmu oraz metodologicznego indywidualizmu – które pozwala- ją realnie spojrzeć na procesy zachodzące na rynku. Powinien również znać proponowaną przez austriaków metodologię oraz najważniejsze konsekwencje takiego podejścia do upr a- wiania ekonomii. Powinno to znacznie ułatwić Czytelnikowi zrozumienie teorii, które zostaną zaprezentowane w drugiej części niniejszej pracy. W niniejszym rozdziale podsumujemy przedstawione wcześniej poglądy austriackich ekonomistów na sferę pieniądza, bankowości oraz ich krytykę rezerwy cząstkowej i bank o- wości centralnej. Wiele myśli zostanie rozwiniętych, wiele – uzupełnionych, a część zostanie zaprezentowanych po raz pierwszy. W efekcie omówione zostaną austriackie teorie pieniądza, kredytu i bankowości. 3.1. Pieniądz – powstanie, istota i funkcje 125 Nasze szczegółowe rozważania rozpoczniemy od sfery pieniądza – który przenika i na- pędza gospodarkę, umożliwiając jej istnienie w obecnym, rozwiniętym kształcie. Jego po- wstanie przyczyniło się do fantastycznego rozwoju możliwości w sferze wymiany – co dało niesamowity impuls do postępu specjalizacji, dzięki której znacznie zwiększyła się efekty w- ność produkcji. Doprowadziło to do rozkwitu gospo darki rynkowej oraz znacznego wzrostu dobrobytu społecznego. Austriaccy ekonomiści stoją na stanowisku, że pieniądz nie powstał w wyniku niczyj e- go dekretu – ani też genialnego pomysłu wybitnej jednostki, któremu wszyscy inni przykl a- snęli. Pieniądz wykształcał się stopniowo w wielowiekowym, spontanicznym procesie ewol u- cyjnym, jakiemu podlegają wszystkie najważniejsze instytucje społeczne w sferze moralności, prawa, ekonomii czy języka 126 . 125 Na podst.: M. N. Rothbard, Co rząd zrobił z naszym pieniądzem? [tłum. W. Falkowski], Fijorr Publi shing, Chicago-Warszawa 2009. 126 Por. s. 59-60; 90-94.
42
Embed
Rozdział III: Pieniądz, współczesna bankowość i kreacja ... · jednak nie zna obecnej siły nabywczej pieniądza, która dopiero się kształtuje – ludzie wiedzą ... Teoria
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
97
Rozdział III:
Pieniądz, współczesna bankowość i kreacja pieniądza
Po gruntownym omówieniu paradygmatu austriackiej szkoły ekonomii, nadszedł czas
na zastosowanie go w dziedzinie, o której traktuje niniejsza praca. Na tym etapie Czytelnik
powinien być już zaznajomiony z austriackim sposobem patrzenia na gospodarkę, opierają-
cym się na zasadzie subiektywizmu oraz metodologicznego indywidualizmu – które pozwala-
ją realnie spojrzeć na procesy zachodzące na rynku. Powinien również znać proponowaną
przez austriaków metodologię oraz najważniejsze konsekwencje takiego podejścia do upra-
wiania ekonomii. Powinno to znacznie ułatwić Czytelnikowi zrozumienie teorii, które zostaną
zaprezentowane w drugiej części niniejszej pracy.
W niniejszym rozdziale podsumujemy przedstawione wcześniej poglądy austriackich
ekonomistów na sferę pieniądza, bankowości oraz ich krytykę rezerwy cząstkowej i banko-
wości centralnej. Wiele myśli zostanie rozwiniętych, wiele – uzupełnionych, a część zostanie
zaprezentowanych po raz pierwszy. W efekcie omówione zostaną austriackie teorie pieniądza,
kredytu i bankowości.
3.1. Pieniądz – powstanie, istota i funkcje125
Nasze szczegółowe rozważania rozpoczniemy od sfery pieniądza – który przenika i na-
pędza gospodarkę, umożliwiając jej istnienie w obecnym, rozwiniętym kształcie. Jego po-
wstanie przyczyniło się do fantastycznego rozwoju możliwości w sferze wymiany – co dało
niesamowity impuls do postępu specjalizacji, dzięki której znacznie zwiększyła się efektyw-
ność produkcji. Doprowadziło to do rozkwitu gospodarki rynkowej oraz znacznego wzrostu
dobrobytu społecznego.
Austriaccy ekonomiści stoją na stanowisku, że pieniądz nie powstał w wyniku niczyje-
go dekretu – ani też genialnego pomysłu wybitnej jednostki, któremu wszyscy inni przykla-
snęli. Pieniądz wykształcał się stopniowo w wielowiekowym, spontanicznym procesie ewolu-
cyjnym, jakiemu podlegają wszystkie najważniejsze instytucje społeczne w sferze moralności,
prawa, ekonomii czy języka126
.
125
Na podst.: M. N. Rothbard, Co rząd zrobił z naszym pieniądzem? [tłum. W. Falkowski], Fijorr Publishing,
Chicago-Warszawa 2009. 126
Por. s. 59-60; 90-94.
98
W jaki zatem sposób – według austriaków – powstał pieniądz? Pierwszym krokiem było
dojście przez ludzi do wniosku, że możliwa jest wzajemnie korzystna wymiana, w której każ-
dy wyżej ceni to, co otrzymuje od tego, co oddaje127
. Nie ma więc żadnej obiektywnej rów-
nowartości dóbr – ale przeciwne wartościowanie przez każdą ze stron; wynika to z subiek-
tywnej natury wartości. Ktoś np. miał w bród pożywienia, lecz brakowało mu odzieży – i na-
potkał kogoś w odwrotnej sytuacji. Okazało się, że każdy potrzebował tego, co ma drugi –
i w zamian gotów był oddać część tego, co posiadał. Pozostało jedynie uzgodnić parytet wy-
miany – czyli cenę, na którą obydwie strony się zgodzą, uważając, że jest dla nich korzystna.
Tak narodziła się wymiana bezpośrednia – nazywana barterem. Był to pierwszy krok na dro-
dze do odejścia od samowystarczalności podstawowych grup społecznych i rozwoju gospo-
darki. Każdy mógł zacząć specjalizować się w dziedzinie, do której posiadał predyspozycje,
porzucając mniej owocne zajęcia. Suma zasobów, będących w posiadaniu społeczeństwa,
znacznie wzrosła – a słabszym fizycznie jednostkom umożliwiło to w ogóle przetrwanie.
W barterze napotykamy jednak na dwa problemy: podwójnej zbieżności potrzeb oraz
podzielności dóbr. Nie zapominajmy, że istotą wymiany jest obustronna chęć jej zawarcia.
Nie można więc produkować jakiegokolwiek dobra – trzeba się zastanowić, co będzie można
sprzedać później komuś, kto będzie chciał zaoferować w zamian dobro pożądane przez nas.
W świecie wymiany bezpośredniej sytuacja jest znacznie skomplikowana; kiedy posiadamy
w nadmiarze śliwki, a potrzebujemy czapki – nie dość, że musimy odnaleźć kogoś, kto będzie
miał na zbyciu czapkę, to jeszcze ten ktoś musiałby akurat mieć ochotę na zasmakowanie śli-
wek. W przypadku osoby świadczącej usługi wygląda to jeszcze gorzej: jak tatuażysta miałby
skorzystać z przejazdu taksówką?
Załóżmy jednak, że udało się znaleźć dwie osoby, które przeciwnie wartościują posia-
dane przez siebie dobra – więc wyrażają chęć dokonania wymiany. Muszą jedynie uzgodnić
cenę transakcji. I tutaj znów napotkamy sporą trudność: niewiele jest dóbr, które można dzie-
lić na (niemal) dowolnie małe porcje bez pozbawiania ich właściwości, dla których są przez
ludzi pożądane. W przypadku surowców naturalnych oraz żywności sprawa nie jest bezna-
dziejna – jednak im produkt wyżej przetworzony, tym trudniej go porcjować. Jak np. nabyć
bochenek chleba, kiedy posiada się komputer?
Opisane powyżej trudności sprawiają, że w systemie opierającym się na barterze
nie mogła wykształcić się gospodarka z wysoko rozwiniętą strukturą produkcji. Ludzie są
jednak istotami rozumnymi, co pozwala im na rozwiązywanie wielu napotkanych trudności.
127
Różnice w posiadanych przez jednostki zasobach – które skłoniły ludzi do dokonywania wymiany – wynika-
ją z naturalnych różnic w uzdolnieniach poszczególnych jednostek oraz w rozmieszczeniu geograficznym su-
rowców naturalnych. Przyroda ani świat człowieka nie są wszak monolitami.
99
Tak było i w przypadku barteru.
Jeśli ktoś miał trudności ze znalezieniem kontrahenta, zaczynał poszukiwać osoby, która
byłaby skłonna oddać pożądane przez niego dobro – a następnie dowiadywał się, czego owa
osoba potrzebuje. Otwierało to znaczne pole manewru. Wystarczyło, by sprzedawca śliwek
zapytał sprzedawcę czapek, co ten przyjąłby w zamian, skoro nie jada śliwek – i dowiedział
się, że potrzebuje on mąki. Teraz sprzedawca śliwek nie jest skazany na poszukiwanie sprze-
dawcy czapek, który lubi śliwki – może również znaleźć młynarza, który będzie pożądał jego
towaru. Jeśli go znajdzie, kupi od niego mąkę – lecz nie w celu skonsumowania jej, ale dlate-
go, że ma nadzieję w zamian za nią uzyskać upragnioną czapkę. Zgłosi zatem na mąkę dodat-
kowy popyt, który nie będzie popytem konsumpcyjnym – ten został zgłoszony przez sprze-
dawcę czapek. Mąka stała się środkiem wymiany. W ten sposób kolejna przeszkoda w po-
większaniu dobrobytu została pokonana – w miejsce barteru zastosowano wymianę pośred-
nią128, która znacznie rozbudowała i pogłębiła sieć powiązań gospodarczych.
Trzeba tutaj zwrócić uwagę, że w warunkach wymiany pośredniej pewne dobra, które
okażą się łatwiej zbywalne, staną się dużo bardziej popularne, niż wynikałoby to z wielkości
ich konsumpcji przez ludzi. To, czy dane dobro jest łatwo czy trudno zbywalne, wynika
ze stopnia, w jakim spełnia cechy dobrego środka wymiany. Po pierwsze, powinien być na nie
zgłaszany duży popyt; po drugie, powinno być łatwo podzielne (bez utraty cenionych przez
ludzi właściwości); po trzecie, powinno być trwałe; po czwarte wreszcie, powinno mieć
jak najwyższą wartość w przeliczeniu na jednostkę miary – tak aby można je było łatwo
transportować.
Jeśli zatem w danym społeczeństwie jakiś towar okaże się łatwo zbywalny, będzie
na niego zgłaszany większy popyt, przewyższający zwykły popyt konsumpcyjny. Taki wzrost
zapotrzebowania sprawi, że stanie się on jeszcze łatwiej zbywalny – więc jeszcze więcej ludzi
będzie korzystać z niego jako ze środka wymiany. Dzięki temu najłatwiej zbywalne na danym
obszarze towary będą stopniowo zyskiwać coraz większą popularność jako środki wymiany –
aż w konsekwencji wykształci się jeden lub dwa towary, którymi ludzie będą się posługiwać
w praktycznie każdej transakcji; w ten sposób powstanie pieniądz.
Tak też było w rzeczywistości. W starożytnym Egipcie jako środka wymiany po-
128
Nie utrzymujemy, oczywiście, że wynalezienie wymiany pośredniej było znacznie oddalone w czasie
od odkrycia barteru. Takie twierdzenie przeczyłoby logice ludzkiego działania. Zilustrujmy to przykładem
dzieci w szkole podstawowej, które wymieniają się naklejkami (lub czymkolwiek innym). Jeśli nie są w sta-
nie zaoferować posiadaczowi pożądanej przez siebie naklejki nic, co ten przyjąłby w zamian, umawiają się,
że nabywca wymieni się z kim innym na konkretną naklejkę – a następnie zaoferuje ją 'wybrednemu' sprze-
dawcy i w ten sposób wymiana dojdzie do skutku.
Skoro na tak wczesnym etapie rozwoju intelektualnego i społecznego dzieci są w stanie 'wynaleźć' nieznaną
im wcześniej wymianę pośrednią – tym bardziej dość szybko mogli to zrobić w przeszłości dojrzali ludzie.
100
wszechnie używano miedzi; w starożytnej Grecji taką rolę pełniło bydło; w Abisynii – sól;
w Indiach Zachodnich – cukier; w Szkocji – gwoździe; a w kolonialnej Wirginii – tytoń. Po-
nadto, na różnych obszarach i w różnym czasie, jako powszechny środek wymiany służyło
m.in. zboże, herbata, paciorki, muszelki kauri (monetki) czy haczyki wędkarskie.129
W wie-
lowiekowym procesie ewolucji oraz konkurencji pomiędzy społecznościami wszystkie te to-
wary zostały ostatecznie wyparte przez dwa metale: złoto oraz srebro. Spełniają one bowiem
wszystkie cechy idealnego środka wymiany (pieniądza): jest na nie zgłaszany powszechny
popyt (ze względu na walory zdobnicze), są doskonale podzielne, niezwykle trwałe – a w do-
datku bardzo cenne w przeliczeniu na jednostkę wagi. Ostatecznie utarło się, że złoto – jako
wyżej cenione – wykorzystywano przy większych transakcjach, zaś srebro – przy drobniej-
szych wymianach.
W takim – i tylko w takim – spontanicznym, ewolucyjnym procesie może powstać pie-
niądz. Użytecznością, dla której ludzie zgłaszają popyt na niego, jest jego wartość (siła na-
bywcza); popyt konsumpcyjny stanowi bowiem nieistotną część popytu na pieniądz. Nikt
jednak nie zna obecnej siły nabywczej pieniądza, która dopiero się kształtuje – ludzie wiedzą
natomiast, ile był on wart w niedawnej przeszłości i na tej podstawie zgłaszają określają swo-
je zapotrzebowanie na niego (zgodnie z teorematem regresji Ludwiga von Misesa130
). A więc
najpierw ktoś po raz pierwszy wymienił pewne użyteczne dobro na inne, następnie to dobro –
ze względu na swoje walory – zaczęło zyskiwać uznanie jako środek wymiany, przez co po-
wstał na nie dodatkowy popyt (zgłaszany na podstawie wcześniejszych transakcji), a w końcu
dobro to wyparło inne środki wymiany, zyskując pozycję pieniądza. Na każdym etapie war-
tość pieniądza (a wcześniej: środka wymiany) określana jest na podstawie jego przeszłej war-
tości.
Nie można więc pieniądza 'ustanowić' – określając, że od dziś będziemy nim nazywać
wybrane przez nas dobro, którego nikt wcześniej nie potrzebował131
. Aby pieniądz się ukon-
stytuował, musi najpierw mieć dla ludzi wartość użytkową, dla której zgłaszają na niego po-
pyt konsumpcyjny. Dopiero na tej podstawie tworzy się stopniowo jego wartość w wymianie
pośredniej. Nie jest on abstrakcyjną 'kategorią ekonomiczną', 'miernikiem wartości' ani 'j-
ednostką rozliczeniową', powstałą na mocy 'umowy społecznej' albo dekretu rządu. Jest takim
129
W celu lepszego zapoznania się z historią pieniądza, warto przeczytać:
C. Menger, Principles of Economics, Free Press, Glencoe, Illinois 1950, s. 257-271.
L. von Mises, Teoria pieniądza i kredytu, Fijorr Publishing, Warszawa 2012, s. 51-66. 130
Por. s. 71. 131
Dlatego też pierwotna siła nabywcza każdego pieniądza fiducjarnego, narzuconego społeczeństwu siłą, musi
zostać określona dekretem władz – trzeba taki pusty 'pieniądz' powiązać z wartością jakiegoś powszechnie
akceptowanego dobra, gdyż sam w sobie nie przedstawia dla ludzi żadnej wartości. Później – z racji przymu-
su posługiwania się nim – popyt na pieniądz fiducjarny kształtuje się zgodnie z teorematem regresji.
101
samym towarem, jak każdy inny – choć zapotrzebowanie na niego powstaje głównie w opar-
ciu o jego walory wymienne. Pieniądz również występuje w ograniczonej ilości, jest przez
ludzi gromadzony oraz wystawiany na sprzedaż – a jego cena (wyrażona w innych dobrach)
także kształtuje się w zależności od jego podaży oraz popytu na niego.
Wynalezienie pieniądza pozwoliło na niesamowity rozkwit gospodarki. Dzięki niemu
każdy może specjalizować się w swojej dziedzinie bez obaw o znalezienie nabywcy swojego
produktu i sprzedawcy pożądanego towaru w jednej osobie. Nikt nie musi martwić się o usta-
lenie parytetu wymiany, będącego wielokrotnością jednostek naturalnych wymienianych dóbr,
gdyż pieniądz jest (prawie) doskonale podzielny. Zniknęły więc fundamentalne problemy bar-
teru: podwójnej zbieżności potrzeb oraz podzielności towarów. Wszystkie dobra można wy-
mienić na pieniądz, a pieniądz – na wszystkie dobra. Ludzie zyskali doskonały środek wy-
miany!
Dzięki temu, że wszystkie transakcje dokonywane są z wykorzystaniem pieniądza,
ukształtował się system względnych cen. Ponieważ za ten sam pieniądz można kupić zarówno
pomidory, ziemię, jak i pracę najemną – można porównać ich cenę pieniężną132
. Załóżmy,
że tona pomidorów kosztuje uncję złota, hektar ziemi uprawnej – cztery uncje, a miesięczna
pensja robotnika rolnego – pół uncji. Stąd wiadomo, że hektar gruntu jest na rynku wart czte-
rech ton pomidorów lub ośmiu miesięcy pracy na roli. Co więcej, umożliwia to przedsiębior-
cy oszacowanie, czy produkcja pomidorów będzie opłacalna (dla uproszczenia pomijamy po-
zostałe koszty). Wystarczy, że oczekiwaną przez niego produktywność hektara gruntu pomno-
ży przez spodziewaną cenę pomidorów w przyszłości – i porówna tą wielkość z kosztem za-
kupu hektara gruntu i koniecznego nakładu siły roboczej.
Pieniądz umożliwia więc kalkulację ekonomiczną. Przedsiębiorcy mogą porównać spo-
dziewane przychody ze sprzedaży z oszacowanymi kosztami czynników produkcji – a także
zweryfikować swoje prognozy ex post (sprawdzić, czy osiągnęli zysk, czy ponieśli stratę). Są
więc w stanie ocenić, w jakim stopniu zaspokajają potrzeby konsumentów. System cen pie-
niężnych jest doskonałym kanałem przepływu informacji pomiędzy konsumentami a produ-
centami, koordynującym ich działania. Dzięki jego istnieniu przedsiębiorcy, właściciele dóbr
kapitałowych i pracownicy najemni są w stanie ocenić wysokość potencjalnego zarobku
w przypadku podjęcia poszczególnych działań – a także wykryć i skorygować popełnione
błędy. Dzięki temu posiadane przez społeczeństwo zasoby alokowane są w najbardziej pro-
132
Nie oznacza to wcale, że pieniądz jest enigmatycznym 'miernikiem wartości' – ale że dzięki jego istnieniu
wartość wszystkich dóbr można sprowadzić do wspólnego mianownika, ponieważ pieniądz ma cenę wyrażo-
ną w każdym towarze i w każdej usłudze. Nie pełni więc względem wartości podrzędnej funkcji miernika –
ale tę wartość wyraża.
102
duktywny sposób – w taki, który najlepiej wyjdzie naprzeciw potrzebom ludzi. Umożliwia to
powstanie i trwały rozwój skomplikowanej, wieloetapowej struktury produkcji, w której każ-
dy ma tylko cząstkowy udział.133
Aby kalkulacja ekonomiczna była możliwa, towar pełniący funkcję pieniądza musi,
oczywiście, przybrać jakąś jednostkę. Ponieważ ludzie w ostateczności wybrali złoto i srebro
– a te są doskonale jednorodne134
– do ich mierzenia przyjęli jednostkę wagową. I nie ma tutaj
znaczenia, że w różnych krajach stosuje się różne systemy miar – wszystkie porcje pieniądza
można przeliczyć na pożądaną jednostkę. Warto tutaj zwrócić uwagę na oczywistą – lecz
nie do końca uświadomioną – prawdę, że wszystkie waluty, funkcjonujące przed zniesieniem
prawdziwego standardu złota (1933 r.), swoją nazwę wzięły od jednostki wagowej złota
lub srebra, którą niegdyś oznaczały. Waluta była zatem jedynie definicją jednostki wagowej
kruszcu.
Przykładowo, brytyjski funt szterling oznaczał początkowo funt (ówcześnie ok. 0,37 kg)
srebra, a dolar amerykański135
– uncję (ok. 28,35 g) srebra. Później odgórnie zmieniano defi-
nicje funta i dolara – i na początku XX w. funt odpowiadał ok. 1/4 uncji złota, a dolar –
ok. 1/20. Wynikało stąd, że 5 dolarów amerykańskich (dokładnie: 4,87) można było wymienić
na jednego funta brytyjskiego. Prawidłowo rzecz ujmując: pięć 1/20 uncji złota można było
wymienić na 5/20 uncji złota. I jeszcze ważna uwaga: z perspektywy potocznego rozumienia
ceny, to nie złoto kosztowało ok. 20 dolarów za uncję – lecz dolar kosztował ok. 1/20 uncji
złota; to złoto było bowiem prawdziwym pieniądzem.
W systemie pieniądza kruszcowego kursy wymiany walut były więc sztywne;
nie w wyniku interwencji rządowej – ale właśnie z powodu jej braku. Dzięki temu ludzie jako
pieniądz dobrowolnie wybrali złoto i srebro – a wymiana walut (do czasu zniesienia ich wy-
mienialności na kruszec) oznaczała po prostu zamianę pewnych jednostek wagowych na inne.
W związku zaś z tym, że kurs srebra względem złota (jak każda cena rynkowa) był płynny,
a powiązania pomiędzy gospodarkami narodowymi stawały się coraz ściślejsze, stopniowo
zaczęto odchodzić od równoległego standardu srebra i najważniejsze waluty świata zdefinio-
wano jako jednostki wagowe złota.
Tak samo, jak nie ma znaczenia porcja kruszcu, która przyjmie się na rynku jako pod-
stawowa jednostka pieniężna – również postać pieniądza nie gra roli. Podażą pieniądza jest
133
Por. s. 74-75; 88-90. 134
Co oznacza, że każda uncja czystego złota (lub srebra) na świecie ma dokładnie takie same właściwości –
a więc i równą wartość. 135
Dolar wziął swoją nazwę od talara – powszechnie cenionej srebrnej monety jednouncjowej, bitej w XVI w.
przez czeskiego hrabiego Schlicka w Joachimstal (Dolina Joachima; po czesku: Jáchymov). Stąd jego mone-
ty nazywano 'Joachimstaller guldens' lub 'Joachimstallers' – co później skrócono do 'tallers' (talary). Po cze-
sku wymawiano to jako 'tolars', od czego swoją nazwę wziął dolar.
103
cały zasób kruszcu – niezależnie od formy, w jakiej obecnie występuje. Może to być zarówno
moneta, sztabka, biżuteria, samorodek złota albo złoty pył; pieniądzem jest substancja. Jak-
kolwiek, na rynku okazało się, że ludzie jako pieniądz najwyżej cenią monety – ze względu
na ustaloną wagę, gwarantowaną określonym wzorem oraz ich poręczność – dzięki czemu
zyskały rację bytu prywatne mennice. Konsumenci byli bowiem gotowi za lepsze przystoso-
wanie pieniądza do jego roli zapłacić nadwyżką wartości monety nad wartością zawartego
w nich kruszcu (tzw. agio). Fakt, że ludzie uznali działalność mennic za pożyteczną nie zmie-
nia jednak tego, że podaż pieniądza stanowi złoto w każdej formie.
Podkreślmy, że prowadzenie mennicy jest taką samą działalnością gospodarczą, jak za-
rządzanie każdym innym przedsiębiorstwem. Właściciel inwestuje posiadane (lub pożyczone)
dobra kapitałowe, aby w czasochłonnym, wieloetapowym procesie, który pochłania zasoby
czynników produkcji, wytworzyć pewien towar. Robi to z nadzieją, że przyszłe przychody
z jego sprzedaży przewyższą poniesione koszty – a stanie się tak tylko wtedy, gdy konsumen-
ci będą zadowoleni z jego wyrobów. Żywotnie zależy mu więc na tym, żeby jego produkty
miały jak najlepszą opinię na rynku – a to najlepsza gwarancja jakości.
Prywatni mincerze prześcigaliby się w wynajdywaniu sposobów na najlepsze zapew-
nienie wiarygodności i jakości swoim produktom – a w świecie bez 'rządowych gwarancji'
nie byłoby drogi na skróty. W rzeczywistości, w której ludzie nie musieliby ślepo ufać w pań-
stwowe zapewnienia, wszelkie oszustwa (przynajmniej te dokonywane systematycznie) były-
by szybko demaskowane – a nieuczciwi przedsiębiorcy traciliby wiarygodność i bankrutowa-
li136
. W kraju z poprawnie funkcjonującym systemem sądowniczym, za swoje fałszerstwa do-
datkowo odpowiedzieliby oni przed prawem.
Aparat państwowej propagandy stopniowo wmawiał jednak ludziom, że pieniądz
nie jest towarem, który miałby jakąkolwiek wartość – lecz jej symbolem, mającym jedynie
'wartość umowną'. Miałoby stąd wynikać, że nie jest zwykłym dobrem, wymienianym na
rynku ze względu na swoje właściwości (które dość łatwo sprawdzić) – ale w pewnym sensie
'wartością niematerialną', o którą trzeba zadbać ze szczególną troską (oczywiście, najlepiej
miałoby to zrobić państwo). Dzięki temu władcy mogli zmonopolizować przemysł menniczy,
aby nieskrępowanie fałszować pieniądz, okradając swoich poddanych poprzez inflację.
Analogicznie do argumentacji, że produkcję pieniądza należy znacjonalizować, aby za-
pobiec oszustwom, można by uzasadniać tezę, że w trosce o wiarygodność przekazywanych
informacji należy znacjonalizować wszystkie media; w obawie przed defraudacją – wszystkie
banki; a w obawie przed szkodliwą żywnością – przemysł spożywczy. Rynek opiera się w du-
136
Zob.: H. Spencer, Social Statics, D. Appleton & Co., Nowy Jork 1890, s. 438.
104
żej mierze na zaufaniu, że sprzedawca oferuje produkt, który wiernie odpowiada jego opiso-
wi; powstaje ono dzięki wielokrotnemu sprawdzeniu (zarówno przed zawarciem transakcji,
jak i post factum), że rzeczywiście tak jest. Dzięki temu zyskuje się renomę, o której marzy
każdy producent i każdy sprzedawca. Sporadycznie pojawiające się na wolnym rynku oszu-
stwa nie przekreślą zaufania do sprawdzonych kontrahentów.137
Jeśli jednak pozostawimy produkcję pieniądza poza sferą ingerencji państwa i pozwo-
limy na funkcjonowanie prywatnych mennic – kto będzie kontrolował podaż pieniądza?
Obecnie zajmują się tym całe sztaby planistów, wspieranych przez rzesze statystyków –
co zaś stałoby się na wolnym rynku?
Odpowiadając na to pytanie, trzeba zacząć od przypomnienia, że pieniądz jest towarem
(załóżmy, że – tak jak to było przez wieki – funkcję pieniądza pełni złoto). Oznacza to m.in.,
że występuje na rynku w ograniczonej ilości (istnieje określona jego podaż), ludzie zgłaszają
chęć nabycia go za określone dobra bądź zatrzymania go w swoim posiadaniu (istnieje na
niego popyt) oraz że ma on swoją cenę (dochodzi do transakcji handlowych z jego udziałem).
Podażą pieniądza jest cały obecny zasób (ciężar) substancji, która służy za pieniądz – nieza-
leżnie od tego, w jakiej formie ona występuje (choć wartość pewnych postaci pieniądza może
być wyższa, z uwagi premii za dodatkowe walory użytkowe – lub, analogicznie, niższa). Po-
pyt na pieniądz mierzony jest wolumenem dóbr, które w danym momencie ludzie są gotowi
za niego zaoferować – powiększonym o ilość pieniądza, którą chcą zatrzymać jego posiada-
cze. Cenę pieniądza stanowi zaś cały wachlarz jego kursów wymiany na inne dobra – jest to
jego siła nabywcza. Nie ma jednej ceny pieniądza – cen tych jest tyle, ile dóbr na niego wy-
mienianych; tak samo, jak można powiedzieć, że tona pomidorów kosztuje uncję złota – pra-
widłowe jest również określenie, że uncja złota kosztuje tonę pomidorów.
Skoro występuje zarówno podaż pieniądza, jak i popyt na niego – a w wyniku ich spo-
tkania na rynku kształtuje się jego cena (a ściślej: paleta cen) – oznacza to, że podażą pienią-
dza będą kierować te same siły, które kształtują podaż innych towarów. Jeśli przedsiębiorcy
uznają, że warto produkować (wydobywać) złoto, zwiększy się jego podaż; w wyniku zaś zu-
życia (czy to w przemyśle, czy ze względu na ścieranie się monet) podaż pieniądza maleje.
Ponieważ zaś głównym zastosowaniem pieniądza jest funkcja środka wymiany, nie jest zu-
żywany w zbyt dużych ilościach; z drugiej strony, z uwagi na stosunkowo wysokie koszty
137
Przykłady funkcjonowania prywatnych monet w przeszłości opisane są m.in. w:
B.W. Barnard, The use of Private Tokens for Money in the United States, Quarterly Journal of Economics,
1916-1917, s. 617-626;
Ch. A. Conant, The Principles of Money and Banking, Harper Bros., Nowy Jork 1905, t. I, s. 127-132;
L. Spooner, A Letter to Grover Cleveland, B.R. Tucker, Boston 1886, s. 79.
J. L. Laughlin, A New Exposition of Money, Credit and Prices, University of Chicago Press, Chicago 1931,
t. I, s. 47-51.
105
wydobycia i ograniczoną liczbę złóż kruszców, ich podaż nie przyrasta w zastraszającym
tempie.
Trzeba tutaj zwrócić uwagę, że pieniądz tym różni się od pozostałych towarów,
że nie jest konsumowany – służy jako środek wymiany, który przechodzi z rąk do rąk. Jego
zużycie jest w zasadzie ograniczone do ścierania się monet (które to postępuje bardzo powo-
li); wykorzystanie złota w przemyśle stanowiłoby nieistotną część popytu na złoto, gdyby
wciąż pełniło ono funkcję pieniądza. Skoro zaś ludzie nie mogą pieniądza skonsumować,
oznacza to, że wzrost jego podaży nie przynosi im żadnych korzyści. Wzrost podaży dóbr
konsumpcyjnych powoduje ich łatwiejszą dostępność, przez co ludzie mogą zwiększyć kon-
sumpcję; wzrost podaży dóbr kapitałowych powoduje zwiększenie efektywności struktury
produkcji, dzięki czemu będą mogli zwiększyć konsumpcję w przyszłości; odkrycie nowych
złóż surowców pozytywnie wpływa zarówno na wielkość konsumpcji, jak i produkcji.
Wszystkie te zmiany powodują wzrost ogólnego dobrobytu – teraz lub w przyszłości.
Wzrost podaży pieniądza nie umożliwia zaś ani zwiększenia konsumpcji, ani produkcji;
zgodnie z prawem popytu i podaży, wywołuje jedynie spadek ceny jednostki pieniężnej (siły
nabywczej), co nie przynosi ludziom żadnych korzyści138
. Co więcej, w zależności od sposo-
bu wprowadzenia nowej porcji pieniądza do obiegu, zmienia się struktura względnych cen
wszystkich dóbr – w wyniku zaistniałych zmian ceny różnych dóbr wzrosną w różnym stop-
niu (a niektóre ceny mogą pozostać na niezmienionym poziomie).139
Podobnie spadek podaży
pieniądza nie obniży poziomu dobrobytu w danym społeczeństwie – po prostu każda jego
jednostka będzie więcej warta.
Dochodzimy więc do – być może – zaskakującego wniosku: wielkość podaży pieniądza
w danym momencie nie ma dla gospodarki żadnego znaczenia! Nie ma potrzeby odgórnego
określania 'odpowiedniej' podaży pieniądza i sztucznego dążenia do jego osiągnięcia – gdyż
rynek będzie właściwie funkcjonował przy praktycznie każdej ilości pieniądza. Najważniej-
sze, by odgórnie nie zmieniać jego podaży poprzez działania inflacyjne bądź deflacyjne – po-
nieważ zawsze powoduje to fatalne skutki dla gospodarki.140
Jeśli przedsiębiorcy stwierdzą,
że przy danej cenie pieniądza opłacalne jest wydobycie kruszcu – na pewno skorzystają
z okazji do zarobku; jeśli zaś jego siła nabywcza spadnie poniżej poziomu kosztów, którego
nie będą w stanie obniżyć – wstrzymają się z eksploracją złóż do czasu, aż stanie się ona zy-
138
Oczywiście, wydobycie kruszców nie jest marnotrawstwem zasobów; przynosi społeczeństwu korzyści nie-
pieniężne, wynikające z możliwości zwiększenia ich wykorzystania m.in. w jubilerstwie czy przemyśle – ja-
ko że pieniądz na wolnym rynku jest użytecznym towarem. Nasza uwaga dotyczy jedynie funkcji pieniężnej
kruszców (która jest dominująca) – więc w systemie pieniądza fiducjarnego ma zastosowanie bez powyższe-
go zastrzeżenia. 139
Por. s. 39-41. 140
Por. s. 71-73; 82-86.
106
skowna. Pieniądz jest towarem, więc rynek znakomicie sobie poradzi z 'określeniem' właści-
wej jego podaży.
Po omówieniu skutków zmian podaży pieniądza, nadszedł czas na przyjrzenie się efek-
tom zmian popytu na niego. Jak wyżej napisaliśmy, popyt na pieniądz to zapotrzebowanie ,
jakie ludzie na niego zgłaszają. Wyraża się ono poprzez wolumen dóbr oferowanych w za-
mian za pieniądz, powiększony o wysokość sald gotówkowych, które ludzie decydują się
utrzymać. Wzrost popytu na pieniądz wyraża się więc zarówno poprzez wzrost ilości dóbr
oferowanych za każdą jednostkę pieniężną (ceteris paribus), jak i przez zachowywanie przez
ludzi większej liczby jednostek pieniężnych w swoim posiadaniu (trzeba zatem zapropono-
wać większą ilość danego dobra, aby przekonać posiadacza pieniądza do dokonania wymia-
ny).
Obydwa te zjawiska oznaczają wzrost siły nabywczej pieniądza. Przy niezmienionej
podaży, oznaczać to będzie wzrost realnych sald gotówkowych – a ponieważ ludziom nie za-
leży na matematycznym wzroście wolumenu posiadanego pieniądza, lecz na wzroście jego
wartości – mimo zwiększenia się popytu, przy nowych cenach społeczeństwo zadowoli się
dokładnie taką samą liczbą jednostek pieniężnych (podażą pieniądza), jaką dysponowało do-
tychczas. Po prostu każda jednostka będzie więcej warta. (Oczywiście, przy spadku popytu
sytuacja wygląda analogicznie.)
Wielu ekonomistów stoi na stanowisku, że utrzymywanie przez ludzi 'zbyt wysokich'
sald gotówkowych jest szkodliwe, gdyż zmniejsza efektywną podaż pieniądza – który przez
to nie 'krąży', pobudzając gospodarkę. Nie zauważają oni jednak, że wzmożenie w społeczeń-
stwie skłonności do tezauryzacji oznacza po prostu zwiększenie się popytu na pieniądz. Dla-
czego zaś wzrost popytu na jakiekolwiek dobro uważać za szkodliwe? Wszak to dzięki popy-
towi na dany towar istnieje jego rynek! Poza tym: jak określić 'właściwy' poziom popytu?
Skoro zgłaszane przez ludzi zapotrzebowanie wynika z subiektywnych sądów wartościują-
cych – to wszelka ocena słuszności jego poziomu również musi się opierać na subiektywnym
osądzie.
Ponadto, mylne jest określenie, że pieniądz 'krąży'. W każdym momencie cała podaż
pieniądza (jak każdego innego towaru) znajduje w czyimś posiadaniu – jedynie co jakiś czas
pewna jego ilość zmienia właściciela. Nie ma więc podziału na salda gotówkowe i pieniądz
w obiegu – istnieją wyłącznie salda gotówkowe. Część z nich ludzie co jakiś czas przeznacza-
ją na konsumpcję lub inwestycje (w tym różne produkty oszczędnościowe) – i wtedy ta część
zasila salda gotówkowe kogo innego.
Dlaczego zaś ludzie w ogóle utrzymują salda gotówkowe? Pytanie to wydaje się kurio-
107
zalne – jednak można wyobrazić sobie świat, w którym każdy planuje swoje wydatki w za-
leżności od tego, kiedy spodziewa się dochodu; jeśli będzie musiał dokonać wydatku w cza-
sie, w którym nie przewiduje wpływu – zaplanuje uzyskanie pożyczki dokładnie w tym mo-
mencie. Utrzymywanie sald gotówkowych byłoby całkowicie zbędne – każdy natychmiast
inwestowałby (np. pożyczał) pieniądze, które przewyższają jego bieżące wydatki, planując
dochody z inwestycji dokładnie na moment planowanych wydatków i w ich wysokości. Popyt
na pieniądz byłby więc nieskończenie niski, a wskutek tego – ceny nieskończenie wysokie.
Pieniądz nie miałby racji bytu.
W takim świecie musiałaby jednak istnieć absolutna pewność odnośnie tego, co przy-
niesie przyszłość – a w naszym świecie panuje niepewność (co, jak pokazaliśmy wyżej, ma
zbawienne skutki dla naszego systemu monetarnego). Nikt nie zna dokładnie wszystkich swo-
ich dochodów i wydatków – toteż ludzie decydują się na utrzymywanie sald gotówkowych
na poziomie, który daje im komfort psychiczny. Poziom ten zależeć będzie od ich subiektyw-
nej oceny, na ile przyszłość jest przewidywalna – a więc bezpieczna. Ponadto, ludzie mają
pewne oczekiwania względem przyszłej wartości pieniądza; jeśli będą się spodziewać wzro-
stu jego siły nabywczej, powstrzymają swoje bieżące wydatki w oczekiwaniu na niższe ceny
– jeśli zaś będą przewidywać spadek wartości pieniądza, będą się starali dokonać jak najwię-
cej przyszłych wydatków po niższych, obecnych cenach. Dlatego mówimy, że popyt na pie-
niądz zależy od oczekiwań inflacyjnych (które są częścią oczekiwań względem przyszłości).
Pieniądz nie jest więc użyteczny jedynie w momencie zawierania transakcji – lecz rów-
nież w czasie spoczywania na czyimś saldzie gotówkowym. Pieniądz – jako środek wymia-
ny – posiada się zawsze z myślą o dokonywaniu potencjalnych przyszłych transakcji (choć
nieraz bardzo odległych w czasie). Zatem utrzymywanie salda gotówkowego zapewnia,
że będzie można dokonać dowolnej wymiany (oczywiście, do wysokości sa lda) w dowolnym
momencie. Pieniądz zaspokaja wtedy elementarną potrzebę właściciela – zwiększa jego po-
czucie bezpieczeństwa.
Wysokość utrzymywanych sald gotówkowych zależy również od częstotliwości otrzy-
mywania wynagrodzenia przez ludność. Jeśli ktoś otrzymuje wypłatę co tydzień, będzie
utrzymywał (w przybliżeniu) cztery razy niższe średnie saldo gotówkowe od kogoś, kto po-
biera pensję miesięcznie – mimo że obydwaj zarabiają tyle samo (oczywiście, przy założeniu,
że obydwaj wydatkują całe swoje wynagrodzenie w równych porcjach każdego dnia).
Z im mniejszą częstotliwością ludzie otrzymują wynagrodzenie, tym większy jest ich popyt
na pieniądz, a więc – tym wyższe salda gotówkowe będą utrzymywać (przy każdym poziomie
cen). Im częściej ludzie otrzymują wypłatę, tym większą pracę jest w stanie wykonać dana
108
podaż pieniądza. Oznacza to, że gdyby w społeczeństwie wzrosła częstotliwość wypłaty wy-
nagrodzeń, spadłby popyt na pieniądz (ceteris paribus) – a więc wzrosłyby ceny.141
Kolejnym czynnikiem, wpływającym na popyt na pieniądz jest wydajność systemów
rozliczeniowych, z których korzysta dane społeczeństwo. Wzorując się na przykładzie Mur-
raya N. Rothbarda142
, wyobraźmy sobie, że w okręgu siedzi dziesięć osób, z których każda
jest winna 100 zł sąsiadowi z lewej strony; wszystkie długi stają się wymagalne 1. następnego
miesiąca. Jeśli każdy chciałby spłacić swój dług (lecz nie może mieć pewności, że sam zosta-
nie spłacony w terminie), łącznie trzeba by zgromadzić 1000 zł. Gdyby jednak wszyscy pro-
wadzili rozrachunki w jednej księdze – okazałoby się, że w zasadzie nie potrzeba im ani zło-
tówki, aby się oddłużyć. Dlatego im bardziej wydajne i powszechne są systemy rozliczenio-
we, tym więcej zobowiązań jest spłacanych na zasadzie kompensaty (niejednokrotnie – wie-
lostronnej) – i tym mniejszy jest zbiorczy popyt na gotówkę.
Zatem zmiany popytu na pieniądz – ani w jedną, ani w drugą stronę – nie są niczym
szkodliwym dla gospodarki. Wręcz przeciwnie: gospodarka ma wszak za zadanie pomagać
ludziom w zaspokajaniu potrzeb (osiąganiu celów). Jeśli popyt na pieniądz wzrasta, jego siła
nabywcza również rośnie (realne salda gotówkowe zwiększają się) – dzięki czemu taka sama
podaż pieniądza zaspokaja wzmożone potrzeby ludności; jeśli zaś popyt spada, wartość pie-
niądza obniża się (realne salda gotówkowe maleją) – skutkiem czego niezmieniona ilość pie-
niądza wciąż spełnia oczekiwania społeczeństwa. Podczas więc gdy zmiany podaży pieniądza
nie przynoszą uczestnikom rynku żadnych korzyści – zmiany siły nabywczej pieniądza, spo-
wodowane zmianą popytu na niego, wychodzą naprzeciw ich pragnieniom.
W żadnej mierze nikt nie powinien odgórnie 'stabilizować poziomu cen' (czyli: stabili-
zować siły nabywczej pieniądza), czego gorącymi zwolennikami są monetaryści. Sugerują
oni, że pieniądz powinien mieć stałą siłę nabywczą, gdyż jest 'miernikiem wartości' –
i niepewność względem jego przyszłej wartości powinna być, w interesie społecznym, mini-
malizowana. Tymczasem, jak pokazaliśmy powyżej, w przypadku zmiany popytu na pieniądz
ludzie chcą zmiany jego siły nabywczej! Na jakiej podstawie mielibyśmy im tego zabronić?
Ponadto, w wyniku inwestowania wciąż nowych, zaoszczędzonych dóbr kapitałowych w pro-
cesy produkcji, zwiększa się ich wydajność – obfitość dóbr rośnie i są one coraz wyższej ja-
kości. Czyż naturalną tego konsekwencją nie powinien być spadek cen (wzrost siły nabywczej
pieniądza)? Dzięki temu rosnący dobrobyt jest dystrybuowany pomiędzy wszystkich uczest-
ników rynku. Znakomity przykład zgubnych skutków 'stabilizacji ogólnego poziomu cen'
mieliśmy w latach 20. i 30. XX w. w Stanach Zjednoczonych, kiedy to po dziesięcioleciu sza-
141
M. N. Rothbard, Tajniki bankowości..., s. 71. 142
M. N. Rothbard, Tajniki bankowości..., s. 73.
109
lonego zwiększania podaży pieniądza w pogoni za ogólnym wzrostem produktywności, nad-
szedł Wielki Kryzys143
. Pieniądz jest towarem i jego cena powinna być elastyczna – tak, aby
przedsiębiorcy i konsumenci mogli odczytywać sygnały płynące za pośrednictwem rynku –
i na tej podstawie podejmować właściwe działania, które będą koordynować zachowania
wszystkich uczestników gospodarki. Jeśli usztywnimy siłę nabywczą pieniądza, w gospodar-
ce zapanuje chaos.144
Rozważmy jeszcze jeden aspekt wolnego rynku pieniądza – nikt nie zagwarantuje,
że funkcję pieniądza będzie na nim pełnić tylko jedno dobro. Rzeczywiście, historia podpo-
wiada, że w przypadku denacjonalizacji pieniądza bardzo prawdopodobny byłby powrót
do tzw. standardów równoległych: złota i srebra.145
Mogłoby się zdarzyć, że w pewnych kra-
jach wykształciłby się standard złota, w innych – srebra, a w niektórych krajach posługiwano
by się obydwoma kruszcami. Czy byłby to problem?
Po pierwsze, należy zauważyć, że jeśli tak by się stało – to nie bez przyczyny. Widocz-
nie ludzie stwierdziliby, że posługiwanie się złotem przy większych rozliczeniach, a srebrem
przy dokonywaniu drobnych płatności przynosi im subiektywnie odczuwaną korzyść większą
od trudności, jakie wiążą się z płynnym kursem srebra względem złota. Oznaczałoby to,
że standardy równoległe okazały się lepszym rozwiązaniem od monometalizmu – i taki stan
rzeczy powinien się utrzymać.
Po drugie, kolejny raz przypomnijmy, że pieniądz jest towarem – więc nieustanne fluk-
tuacje jego ceny są zjawiskiem korzystnym, nie zaś – szkodliwym. Nie powodują chaosu –
lecz pozwalają na koordynację i tym samym, paradoksalnie, zwiększają ład gospodarczy.
Co więcej, ze zmiennością cen wszystkich towarów ludzie jakoś sobie radzą – i tak samo by-
łoby w przypadku parytetu wymiany złota i srebra. Nie ma zatem powodu, aby martwić się
o to, który kruszec powinniśmy wybrać jako pieniądz; dzięki temu, że każdy codziennie 'mar-
twiłby się' o to, z którego kruszcu on powinien skorzystać – w krótkim czasie na rynku utrwa-
liłoby się najlepsze możliwe rozwiązanie.
Podsumujmy teraz najważniejsze spostrzeżenia odnośnie pieniądza. Po pierwsze, po-
winno być dla nas jasne, że pieniądz wykształcił się w wielowiekowym, ewolucyjnym proce-
sie, podczas którego ludzie najpierw wynaleźli wymianę bezpośrednią, a następnie pośrednią
– w wyniku dokonywania której na całym świecie utrwaliły się ostatecznie dwa rodzaje pie-
143
Świetną lekturą na ten temat jest: M. N. Rothbard, Wielki Kryzys w Ameryce [tłum. M. Zieliński, W. Falkow-
ski], Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2010. 144
Por. s. 75. 145
Opis historycznych przykładów występowania standardów równoległych można znaleźć m.in. w:
W. S. Jevons, Money and the Mechanism of Exchange, Kegan Paul, Londyn 1905, s. 88-96;
R. S. Lopez, Back to Gold, 1252, The Economic History Review (grudzień 1956), s. 224.
110
niądza: złoto oraz srebro. Zostały one pieniędzmi, gdyż na początku ludzie upatrywali w nich
wartości w perspektywie konsumpcji (były – i pozostały – towarami) – a dopiero później za-
częli zgłaszać na nie dodatkowy popyt, wynikający z ich wysokiej zbywalności. Zbywalność
ta wynika głównie z występowania powszechnego popytu na nie, z ich wysokiej podzielności,
trwałości oraz dużej wartości w przeliczeniu na jednostkę wagową.
Popyt na pieniądz to zapotrzebowanie, jakie ludzie na niego zgłaszają, poprzez ofero-
wanie w zamian różnych dóbr – oraz zatrzymywanie go w swoim posiadaniu. Podaż pienią-
dza stanowi cały obecny zasób (ciężar) jego substancji – bez względu na formę, w jakiej wy-
stępuje (choć ludzie wypraktykowali, że najporęczniejsze w codziennym użytku są monety).
Ceną pieniądza jest jego siła nabywcza – a więc wachlarz parytetów wymiany na każde do-
stępne na rynku dobro. Tak, jak cena każdego towaru, siła nabywcza pieniądza również nie-
ustannie fluktuuje, kształtowana przez zmiany popytu oraz podaży.
Z racji tego, że funkcją pieniądza jest pełnienie roli środka wymiany, nie jest on konsu-
mowany – lecz przekazywany. W związku z tym, zwiększenie jego podaży nie przynosi spo-
łeczeństwu żadnych korzyści – a jedynym jego skutkiem jest rozcieńczenie wartości pienią-
dza na większą liczbę jednostek. Nie ma więc żadnego powodu, aby uważać, że podaż pienią-
dza powinna rosnąć wraz z rozwojem gospodarki. Przy ogólnym wzroście produktywności,
ceny pozostałych dóbr spadną – a każda jednostka pieniężna będzie po prostu efektywniej
wypełniać swoją rolę. Gospodarka 'poradzi sobie' przy każdej ilości pieniądza. Jeśli nawet,
wskutek wyjątkowej obfitości dóbr, ceny spadłyby kiedyś do tak niskiego poziomu, że znacz-
nie utrudniałoby to posługiwanie się pieniądzem – ludzie po prostu wynaleźliby drugi rodzaj
pieniądza, który służyłby do dokonywania drobnych transakcji. (Przykład tego stanowi rów-
noległe funkcjonowanie standardów złota i srebra.)
Poprzez zmiany popytu na pieniądz, ludzie mogą kształtować siłę nabywczą pieniądza
zgodnie ze swoimi preferencjami – jeśli życzą sobie wyższych sald gotówkowych (wzrasta
popyt), ich realne salda gotówkowe rosną; analogicznie, jeśli nie odczuwają potrzeby posia-
dania tak dużych ilości pieniądza, jak do tej pory – ich realne zasoby gotówki spadną.
W przeciwieństwie więc do wzrostu podaży pieniądza, zmiany popytu na pieniądz przynoszą
społeczeństwu korzyści.
Cała podaż pieniądza w każdym momencie znajduje się w czyimś posiadaniu – choć
ze względu na to, że jest on najbardziej płynnym towarem na rynku, najczęściej zmienia wła-
ściciela (co niektórzy myląco nazywają 'krążeniem'). Ludzie decydują się utrzymywać salda
gotówkowe na pewnym poziomie, gdyż przyszłość jest niepewna – nikt nie jest w stanie do-
kładnie przewidzieć momentu wystąpienia oraz wysokości wszystkich swoich przychodów
111
oraz wydatków. Popyt na pieniądz zależy również od oczekiwań względem przyszłości
(w tym oczekiwań inflacyjnych), częstotliwości otrzymywania wynagrodzenia oraz wydajno-
ści i powszechności systemów rozliczeniowych.
Nikt jednak nie gromadzi pieniądza dla niego samego (nie jest on ostatecznym celem
działania) – lecz dla celów, które spodziewa się dzięki niemu osiągnąć. Pieniądz zawsze jest
środkiem. Nie można zatem powiedzieć, że ludzie są w stanie postępować wbrew moralności
dla pieniądza – oni robią to dla realizacji celów, które zamierzają osiągnąć dzięki wejściu
w jego posiadanie. Środek wymiany nie może być ostatecznym celem działania – i w tej per-
spektywie należy patrzeć na wysiłki poszczególnych ludzi, zmierzające do wzbogacenia się.
Jeśli ktoś marzy o zamieszkaniu w luksusowym domu i – z braku innego pomysłu na zdoby-
cie majątku – przeprowadza napad na bank, nie oznacza to, że dokonał agresji, gdyż chciał
wejść w posiadanie zgromadzonych w skarbcu sum – lecz dlatego, że swoją willę cenił wyżej
od moralności (i konsekwencji związanych z jej złamaniem). Pieniądz jest moralnie zupełnie
obojętny – i to nie on popycha różnych ludzi do przestępstw lub postępowania wbrew dobrym
obyczajom.
Dzięki doskonałej uniwersalności, pieniądz jest materializacją ludzkiej woli. W pierw-
szej kolejności człowiek decyduje, które cele najbardziej pragnie osiągnąć; określa, które
środki najefektywniej posłużą do ich realizacji, szacuje ich koszt (czas, wysiłek oraz środki
materialne) – i jeśli oceni, że subiektywnie odczuwane korzyści (w perspektywie czasu, który
go od nich oddziela), przewyższą subiektywnie odczuwane koszty – podejmuje działanie.
W gospodarce pieniężnej podczas większości działań korzysta się z pieniądza – albo się
go przyjmuje, albo wydaje. Wymienia się go zarówno na dobra materialne, niematerialne,
usługi, jak i pracę najemną – które służą ludziom do osiągania upragnionych celów. Działają-
cy człowiek musi więc w pierwszej kolejności zakumulować saldo gotówkowe w odpowied-
niej wysokości – a intensywność wysiłków, zmierzających ku gromadzeniu pieniądza, uza-
leżniona jest od subiektywnej wartości, jaką nadał on swoim celom, które pragnie osiągnąć.
Z drugiej strony, sumy, jaką ludzie są w stanie zapłacić za środki do celu – lub dobra kon-
sumpcyjne – również wyrażają ich wartościowania tych celów. Ludzie manifestują więc swo-
je subiektywne sądy wartościujące poprzez sumy pieniężne, którymi się wymieniają – dzięki
czemu wysyłają informacje, które posłużą przedsiębiorcom oraz pozostałym konsumentom
do przewidywania przyszłego rozwoju zdarzeń i dostosowania do niego swoich zachowań.
Bez pieniądza taka koordynacja byłaby niemożliwa.
112
3.2. Bankowość depozytowa i bankowość kredytowa146
W naszych rozważaniach przedstawiliśmy wolne społeczeństwo, które w wielowieko-
wym procesie jako pieniądz wybrało ostatecznie złoto i srebro. Złoto służy do rozliczeń pie-
niężnych przy większych transakcjach, zaś srebro jest używane w przypadku stosunkowo
drobnych płatności (choć, dla uproszczenia obrazu, czasami przyjmujemy, że pieniądzem jest
jedynie złoto – tak będzie i w tym podrozdziale).
Wraz z rozwojem gospodarki – dzięki oszczędnościom i inwestowaniu ich w strukturę
produkcji – przedsiębiorcy będą w stanie obniżać koszty wydobycia kruszców, dzięki czemu
podaż pieniądza będzie systematycznie rosnąć (choć w niewielkim tempie). Niektórzy ludzie
zgromadzą fortuny, które będą pozwalały na produkcję coraz bardziej skomplikowanych –
a więc również coraz droższych – dóbr kapitałowych wyższych rzędów. Rynek kapitałowy
będzie z czasem rozkwitał. Do skutku będą więc dochodziły transakcje, opiewające na coraz
wyższe kwoty.
Ludzie w pewnym momencie dostrzegą problemy z przechowywaniem pieniądza. O ile
w codziennym użytku monety raczej nie sprawiają zbyt dużych trudności, o tyle przetranspor-
towanie kilkudziesięciu kilogramów złota może już stanowić pewien problem. Poza tym, całą
podaż pieniądza nieustannie trzeba gdzieś przechowywać – wszak złoto zawsze do kogoś na-
leży. Ponieważ rozwinięty rynek charakteryzuje się daleko posuniętą specjalizacją, która
przynosi ogromne korzyści – ludzie stwierdzą, że przechowywanie pieniądza również lepiej
powierzyć przedsiębiorcy, który się w tym specjalizuje, niż robić to na własną rękę.
Tak jak w przypadku każdego innego dobra, którego składowanie sprawia ludziom
trudności, powstaną więc magazyny pieniądza – które nazywamy bankami. Ludzie będą od-
dawać bankierom swoje pieniądze w depozyt, a w zamian będą otrzymywać kwity magazy-
nowe, opiewające na powierzone sumy. Takie kwity nazywamy notami bankowymi – czyli
banknotami. Dzięki temu depozytariusze nie będą już musieli martwić się o posiadane złoto,
gdyż będą to za nich robić bankierzy. Gdy tylko zażyczą sobie swoich pieniędzy z powrotem,
wystarczy, że przedłożą bankierowi posiadany banknot. Za taką wygodę, oczywiście, trzeba
będzie bankierom zapłacić – najprawdopodobniej w postaci ułamka wartości złota w depozy-
cie.
Pieniądz różni się jednak od pozostałych dóbr tym, że w procesie korzystania z niego
nie jest on zużywany – lecz przekazywany. Oznacza to zaś, że – skoro większość ludzi będzie
trzymać swoje pieniądze w magazynach (a tak w przeszłości było) – wygodniej będzie im
146
Na podst.: M. N. Rothbard, Co rząd zrobił..., s. 58-70.
113
przekazywać złoto nie w fizycznej postaci, lecz w formie tytułów do niego – a więc bankno-
tów. Po co klient ma jechać z banknotem do swojego banku, podejmować odpowiednią kwotę
i wieźć ją do sprzedawcy – aby tamten musiał przetransportować ją do swojego banku, a na-
stępnie otrzymał banknot; skoro klient może po prostu przekazać sprzedawcy banknot?
Nie ma powodu, aby sprzedawca realizował każdy otrzymany banknot – skoro może zacho-
wać go dla dokonywania dalszych transakcji. Jeśli zaś postanowi otrzymaną kwotę włączyć
do swojego salda gotówkowego na dłuższy czas, najprawdopodobniej będzie chciał, aby całe
jego złoto spoczywało w jednym miejscu. Wyniknie stąd konieczność przetransportowania go
z jednego banku do drugiego.
W ten sposób powstał substytut pieniądza – banknot. Nie jest on pieniądzem, lecz tytu-
łem własności do niego – znacznie wygodniejszym w użyciu. Historia pokazuje, że ludzie
faktycznie wolą wymieniać się banknotami niż bezpośrednio – kruszcem. Stopniowo coraz
więcej transakcji będzie więc dokonywanych z wykorzystaniem papierowych tytułów do zło-
ta – a coraz więcej kruszcu spoczywać będzie w magazynach. Są jednak trzy czynniki, które
determinują powszechność posługiwania się banknotami jako substytutem pieniądza. Pierw-
szym jest popularność, jaką cieszą się banki w społeczeństwie; jeśli ktoś nie korzysta z usług
bankowych, będzie wymagał od kontrahentów złota w fizycznej postaci. Po drugie, im licz-
niejsza będzie klientela poszczególnych banków, tym mniej będzie trzeba dokonywać transfe-
rów złota pomiędzy nimi. Po trzecie, aby klienci zdecydowali się na powierzenie bankierom
swoich pieniędzy, muszą im ufać. Każdy spadek zaufania do banku będzie skutkował wyco-
fywaniem przez jego klientów swoich depozytów – przez co straci on źródło zarobku.
Jeśli te trzy czynniki będą sprzyjać upowszechnianiu się korzystania z banknotów
przy dokonywaniu transakcji, ludzie prawdopodobnie stwierdzą, że w wielu sytuacjach jesz-
cze wygodniej jest posługiwać się imiennymi rachunkami bankowymi – depozytami w formie
kont księgowych. Polegają one na tym, że bank – zamiast wystawiać banknot na określoną
kwotę – dokonuje w swoich księgach handlowych zapisu, który potwierdza roszczenie klienta
do zdeponowanej sumy. Dzięki temu, ten nie musi nosić przy sobie i przekazywać kontrahen-
tom papierowych tytułów do określonych kwot (na okaziciela) – lecz w razie potrzeby może
złożyć pisemne polecenie przekazania przez jego bank ustalonej kwoty z jego rachunku ko-
muś innemu (czyli wypisać czek). Jest to rozwiązanie wygodniejsze choćby z tego powodu,
że banknoty są wystawiane na okaziciela – zaś rachunki bankowe są imienne. Zatem w przy-
padku zagubienia lub kradzieży banknotu pieniądze przechodzą na własność nowego posia-
dacza banknotu – natomiast utrata czeku (o ile nie jest on podpisany) nie powoduje żadnych
konsekwencji. Ponadto, na czeku można wypisać dowolną kwotę (do wysokości swojego sal-
114
da), co również stanowi spore ułatwienie.
Trzecim substytutem pieniądza, który wykształcił się w przeszłości i ma również teore-
tyczną rację bytu, są tzw. monety zdawkowe (oznaczające sumy, które przewyższają cenę ryn-
kową zawartego w nich kruszcu). Reprezentują one bardzo drobne kwoty i znacznie ułatwiają
dokonywanie codziennych transakcji. Ludzie przez wieki wypraktykowali, że najwygodniej
będzie, jeśli banknoty będą opiewać na większe sumy, natomiast monety zdawkowe –
na mniejsze. Podział ten utrwalił się również w świecie pieniądza fiducjarnego.
Opisaliśmy więc trzy substytuty pieniądza: banknoty, depozyty bankowe i monety
zdawkowe. Upowszechnienie się każdego z nich podlega tym samym trzem ograniczeniom,
które opisaliśmy powyżej: popularności usług bankowych, rozmiarom klienteli poszczegól-
nych banków oraz powszechnemu zaufaniu do bankierów. Ze względu na to, że monety
zdawkowe co do istoty ekonomicznej nie różnią się od banknotów, nie będziemy ich rozpa-
trywać oddzielnie; wszystkie rozważania na temat banknotów należy odnieść również do mo-
net zdawkowych.
Zastanówmy się teraz, czy fakt, że na część złota zostały wystawione banknoty, a po-
nadto część występuje w formie zapisów bankowych, oznacza zwiększenie podaży pieniądza?
Należy odpowiedzieć, że zdecydowanie nie – po prostu część efektywnej podaży pieniądza
zmieniła formę. Jeśli ktoś zdeponuje w banku 50 uncji złota, uzyskując w zamian banknot
(bądź zapis księgowy na jego dobro) opiewający na tę kwotę, to jego zasoby pieniężne nie
powiększą się o 50 uncji złota; nie powiększą się również zasoby pieniężne banku – gdyż
nie będzie on mógł z powierzonego sobie złota skorzystać. Zdeponowane złoto zostanie więc
wykluczone z efektywnej podaży pieniądza i będzie służyć za rezerwę na poczet swojego
substytutu. Substytuty pieniądza mają wartość właśnie dlatego, że ludzie wierzą, iż stoją
za nimi prawdziwe pieniądze, zgromadzone w bankowym skarbcu – które w każdej chwili są
do ich dyspozycji. Jeśli ktoś zdecyduje się spieniężyć 50-uncjowy banknot, zostanie on umo-
rzony; efektywna podaż pieniądza znów zmieni formę – zamiast substytutu, w jej skład wej-
dzie prawdziwy pieniądz.
Po omówieniu bankowości depozytowej oraz stworzonych przez nią substytutów pie-
niądza, czas przeanalizować powstanie i funkcje bankowości kredytowej – wraz z instrumen-
tami, z których korzysta.
Na wolnym rynku okazało się, że sporo jest ludzi, którzy mają pomysł, co zrobić z pie-
niędzmi – jednak brak im pieniędzy. Z drugiej strony, wielu ludzi gromadziło oszczędności –
a najlepszym pomysłem części z nich na wykorzystanie tych pieniędzy było udzielenie po-
życzki na procent. Innymi słowy: zawsze byli ludzie o wysokiej preferencji czasowej, z róż-
115
nych powodów o wiele wyżej ceniący dobra teraźniejsze od dóbr przyszłych – i zawsze byli
ludzie o niskiej preferencji czasowej, którzy nie potrzebowali zbyt silnych bodźców, aby się
zdecydować na odroczenie konsumpcji.
W wyniku spotkania tych dwóch grup narodziła się bankowość kredytowa. Początkowo
polegała ona na pożyczaniu przez bankierów (zwanych niegdyś lichwiarzami) własnych pie-
niędzy. Po prostu znaleźli się ludzie, którym udało się zgromadzić w swoim życiu sporo
oszczędności – i byli gotowi zrzec się tych pieniędzy obecnie, aby w określonej przyszłości
otrzymać z powrotem kwotę pożyczki, powiększoną o ustalony procent. Ponieważ zaś wieści
o tym, kto jest bogaty, szybko się rozchodzą – pożyczkodawcy nie narzekali na brak klientów.
Z czasem zorientowali się oni, że dopuszczając nowych wspólników do interesu, mogą
skoncentrować większy kapitał i rozwinąć swoją działalność. Z drugiej strony, ludziom spoza
branży łatwiej było przyłączyć się do dobrze prosperującego interesu, niż zaczynać od pod-
staw. Łączyli zatem swoje kapitały i proporcjonalnie dzielili zyski. Kiedy rozwinął się rynek
kapitałowy, poszukiwanie nowych wspólników przybrało postać emisji akcji.
Kolejnym ważnym krokiem w rozwoju bankowości kredytowej było wynalezienie obli-
gacji. Są to papiery dłużne (zazwyczaj długoterminowe), zobowiązujące emitenta do zwrotu
ich wartości nominalnej w dniu wykupu; sprzedawane są natomiast poniżej tej wartości
(z dyskontem) – i wysokość dyskonta określa zysk nabywcy obligacji (tzw. obligacje zeroku-
ponowe). Istnieją również obligacje sprzedawane w wartości nominalnej – lecz zobowiązują-
ce emitenta do okresowej wypłaty odsetek (np. kwartalnie; tzw. obligacje kuponowe). Obliga-
cje wystawiane są imiennie lub na okaziciela – co umożliwia ich zbycie przed dniem wykupu.
Mają one tę przewagę nad akcjami, że obligatariusze nie stają się właścicielami spółki – więc
nie mają wpływu na podejmowane przez właścicieli decyzje, a po wykupie nie mają żadnych
roszczeń do majątku emitenta.
Innym papierem wartościowym są – stosunkowo najpóźniej wynalezione – certyfikaty
depozytowe (zazwyczaj krótko- i średnioterminowe). Potwierdzają one złożenie w danym
banku depozytu w określonej kwocie, na określony czas oraz przy określonej stopie procen-
towej – tzw. kuponie, wypłacanym na koniec trwania depozytu. Wystawiane są na okaziciela,
co pozwala na swobodne handlowanie nimi. Dzięki temu deponent może w dowolnym mo-
mencie 'wycofać' swoje środki, wraz z należną częścią odsetek – pod warunkiem, oczywiście,
że znajdzie kupca; kwota depozytu przez cały uzgodniony czas pozostaje zaś własnością ban-
ku.
Instrumenty te pozwalają bankom kredytowym na coraz efektywniejsze gromadzenie
funduszy. Z czasem więc ich funkcja ewoluowała: obecnie oprócz inwestowania własnych
116
środków, pożyczają one pieniądze od jednych (oferując im za to wynagrodzenie w postaci
odsetek) i użyczają je drugim (w zamian za odpowiedni procent). Przedsiębiorstwa te pełnią
więc bardzo pożyteczną funkcję w gospodarce: koncentrują strumień oszczędności i kierują
go na zyskowne przedsięwzięcia. Ich zarobek stanowi różnica między oprocentowaniem wy-
stawianych certyfikatów depozytowych i emitowanych obligacji a oprocentowaniem udziela-
nych kredytów.
Warto podkreślić, że bank kredytowy w każdej chwili jest wypłacalny: harmonizuje
terminy wymagalności pożyczanych od ludzi środków z terminami spłaty udzielanych kredy-
tów – tak aby zachować płynność finansową. Oczywiście, jeśli udzieli zbyt dużego wolumenu
kredytów, które nie zostaną spłacone – zbankrutuje; będzie to jednak bankructwo przedsię-
biorcze, wynikające z błędu – nie zaś bankructwo wynikające z fundamentów funkcjonowa-
nia. Im większa skala ich działalności, tym szybciej banki uczą się oceniać wiarygodność kre-
dytobiorców i udzielać pożyczek w najlepszy możliwy sposób.
Podczas gdy bankowość depozytowa powstała w wyniku specjalizacji w dziedzinie
przechowywania pieniądza, bankowość kredytowa – w sferze rynku pożyczkowego. Ludzie
przekonali się, że zamiast na własną rękę poszukiwać kogoś chętnego pożyczyć ich oszczęd-
ności na preferowany przez nich czas, a następnie prowadzić z nim negocjacje odnośnie wy-
sokości opłaty za pożyczkę, łatwiej będzie przynieść swoje oszczędności do przedsiębiorstwa,
które ma wystandaryzowane terminy zwrotu oraz ustalone stopy procentowe – a ponadto za-
pewnia znacznie większe prawdopodobieństwo odzyskania oszczędności. Z drugiej strony,
ludzie pragnący zaciągnąć pożyczkę, dzięki istnieniu banków kredytowych, również mają
analogicznie ułatwione zadanie. We współczesnej gospodarce funkcję banków kredytowych
pełnią m.in. banki inwestycyjne, firmy faktoringowe oraz kompanie finansowe.
3.3. Bankowa kreacja pieniądza
Przechowywanie cudzych bogactw, po których odbiór coraz rzadziej ktoś się zgłaszał
(gdyż z czasem rosło zaufanie do banków, jako solidnych i przydatnych instytucji), zrodziło
w głowach bankierów depozytowych poważny dylemat moralny: skoro nikt nie zauważy,
gdy przywłaszczą sobie część zdeponowanego w ich skarbcach złota i wykorzystają do zy-
skownych operacji (co nazywamy sprzeniewierzeniem) – dlaczego mieliby tego nie zrobić?
Okazało się, że kręgosłupy moralne wielu z nich złamały się pod ciężarem takiej sposobności
do zarobku: nie dość, że deponenci płacili im za przechowywanie całego złota, mogli jeszcze
część tych pieniędzy z zyskiem zainwestować (np. komuś pożyczyć). Historia pełna jest
117
przykładów nieuczciwych bankierów, którzy zbankrutowali, kiedy ludzie przyszli po swoje
pieniądze – gdyż okazało się, część powierzonych im funduszy sprzeniewierzyli. Warto za-
uważyć, że było to jeszcze w czasach, kiedy prawo nie zachęcało bankierów do przestępstw –
a nieuczciwych bankierów karało nawet śmiercią.147
Skąd tak mocne słowa? Wszak cała dzisiejsza bankowość opiera się na rezerwie cząst-
kowej! Owszem – i to jest przyczyna słabości naszych systemów bankowych i naszych 'pien-
iędzy'. Krytykę powinniśmy jednak rozpocząć odniesieniem stosowania rezerwy cząstkowej
do zasad moralnych (któym obecne prawo niejednokrotnie przeczy). Przyjrzyjmy się więc
bliżej procesowi bankowej kreacji pieniądza.
Depozyt bankowy stanowi umowę depozytu nieprawidłowego148
, dotyczącego pienią-
dza. Zgodnie z prawem rzymskim (które legło u podstaw prawodawstwa zachodnioeuropej-
skiego), depozyt nieprawidłowy to umowa o przechowanie przedmiotu określonego co do ga-
tunku (a więc nieokreślonego co do tożsamości). Umowa ta dotyczy zatem dóbr uważanych
za jednorodne (zamienne), przez co deponentowi nie zależy na zwrocie tych samych jedno-
stek danego dobra – a jedynie na równej jego ilości, rozmiarach lub wadze. W kontrakcie de-
pozytariusz zobowiązuje się do bezpiecznego przechowywania depozytu oraz do natychmia-
stowego zwrócenia go deponentowi na jego żądanie (stąd nazwa depozytu: 'na żądanie'
lub 'a'vista') – które ten może wysunąć w dowolnym momencie. Własność depozytu przez
cały czas trwania umowy pozostaje przy deponencie; przedmiot oddany w depozyt jest więc
dla niego cały czas dobrem teraźniejszym149. Z tego względu deponent musi (o ile tak jest
określone w umowie) uiścić uzgodnioną opłatę, która ma ma uzasadnienie w pokryciu kosz-
tów przechowywania depozytu.
Kontrakt depozytu nieprawidłowego diametralnie różni się więc od pożyczki. Pożyczka
jest bowiem umową, która przenosi na uzgodniony czas własność przedmiotu pożyczki
na pożyczkobiorcę. Pożyczkobiorca przez cały czas trwania umowy swobodnie dysponuje
przedmiotem pożyczki – i jedynie na koniec uzgodnionego okresu zobowiązany jest do zwró-
cenia go pożyczkodawcy. Beneficjentem opłaty za zawarcie kontraktu pożyczki jest pożycz-
kodawca, który uzgadnia cenę, za którą zrzeknie się swojego dobra teraźniejszego i wymieni
147
Znakomitą analizę krytyczną historycznych przykładów łamania umowy depozytu pieniężnego Czytelnik
znajdzie m.in. w: J. H. de Soto, Pieniądz, kredyt bankowy i cykle koniunkturalne [tłum. G. Łuczkiewicz], In-
stytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2009, s. 27-86. 148
Warto zapoznać się z analizą prawną depozytu nieprawidłowego, jakim jest depozyt bankowy, zawartą w:
J. H. de Soto, Pieniądz, kredyt bankowy..., s. 1-26 oraz 87-126. Stąd pochodzą również przytoczone poniżej
definicje depozytu nieprawidłowego oraz pożyczki. 149
Należy zwrócić uwagę, że depozytem na żądanie nie jest jedynie powszechnie kojarzony z nim rachunek
a'vista – lecz każdy depozyt bankowy lub inna umowa finansowa, która pozwala na wycofanie środków
w dowolnym momencie bez utraty kapitału – a więc również np. polisa ubezpieczenia na życie, która spełnia
ten warunek.
Patrz: J.H. de Soto, Pieniądz, kredyt bankowy..., s. 119-126.
118
je na dobro przyszłe.
Widzimy więc, że bankierzy, przywłaszczając sobie część powierzonych im depozytów,
łamią kontrakt depozytu nieprawidłowego. Traktują depozyt jak 'pożyczkę na czas nieokreśl-
ony' i podstępnie korzystają z cudzej własności. Nic więc dziwnego, że z czasem sytuacja
uległa wypaczeniu i to banki, w nadziei na nieuczciwy zarobek, zaczęły płacić za powierzenie
im pieniędzy – które następnie wykorzystywały, łamiąc kontrakt. Bankierzy zorientowali się,
że zamiast sporadycznie sprzeniewierzać część depozytów, mogą rozwinąć regularną działal-
ność kredytową. W efekcie połączeniu uległy dwie – początkowo odrębne – dziedziny ban-
kowości: bankowość depozytowa (zajmująca się magazynowaniem pieniądza) oraz banko-
wość kredytowa (lub inwestycyjna – odpowiedzialna za łączenie ludzi, którzy chcą zainwe-
stować zaoszczędzone środki z ludźmi, którzy tych środków potrzebują). W ten sposób po-