Top Banner
34

Ostatnie spotkanie w Paryżu

Mar 26, 2016

Download

Documents

SIW Znak

Lynn Sheene: Ostatnie spotkanie w Paryżu
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: Ostatnie spotkanie w Paryżu
Page 2: Ostatnie spotkanie w Paryżu
Page 3: Ostatnie spotkanie w Paryżu
Page 4: Ostatnie spotkanie w Paryżu

Tytuł oryginału: The Last Time I Saw Paris

Copyright © 2011 by HAWKEYE SHEENE. By arrangement with the author. All rights reserved

Copyright © for the translation by Wydawnictwo Otwarte

Projekt okładki: Katarzyna Bućko

Fotografia na okładce: © Julia Davila-Lampe / Flickr / Getty Images / Flash Press Media

Grafika na s. 360: © Steve Taylor / Photographer’s Choice / Getty Images / Flash Press Media

Opieka redakcyjna: Joanna Dziubińska

Opracowanie typograficzne książki: Daniel Malak

Adiustacja, korekta i łamanie: Zespół – Wydawnictwo PLUS

ISBN 978-83-7515-209-8

www.otwarte.eu

Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków,tel. (12) 61 99 569

Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak,w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków. Wydanie I, 2012.

Druk: Colonel, ul. Dąbrowskiego 16, Kraków

Page 5: Ostatnie spotkanie w Paryżu

Mojemu mężowi Kenowi

Rodzicom Jimowi i Joan

Pamięci mojego dziadka Jamesa Alfreda Comstocka, poety (1911–1983)

Page 6: Ostatnie spotkanie w Paryżu
Page 7: Ostatnie spotkanie w Paryżu

Podziękowania

Dziękuję mojemu wspaniałemu mężowi Kenowi Spaldingo-wi za jego cierpliwość, wsparcie i nigdy niegasnącą radość ży-cia. Moim rodzicom, którzy zaszczepili mi miłość do książek. Dziadkowi, który ukazał liryczne piękno perfekcyjnych słów, i Mohicanowi Laine’owi, prawdziwemu przyjacielowi, który ni-gdy nie wątpi. Muszę złożyć specjalne podziękowania Rochel-le Staab, koleżance po fachu i zarazem przyjaciółce, która prze-czytała każde słowo najmniejszej nawet próbki tekstu – stałam się dzięki niej lepszą pisarką. Jestem bezgranicznie wdzięczna mojemu agentowi Kevanowi Lyonowi, który sprawił, że wszyst-ko to się w ogóle wydarzyło, i Kate Seaver z Berkley za jej entu-zjazm i wskazówki.

Page 8: Ostatnie spotkanie w Paryżu
Page 9: Ostatnie spotkanie w Paryżu

9

Rozdział 1

SOCjETA

Nowy Jork, Manhattan, 8 maja 1940 roku

Claire Harris Stone poczuła delikatny zapach róż płynący z ogrodu na dziedzińcu, a jej ciało kołysało się w takt melo-dii In The Mood dobiegającej z otwartych przeszklonych drzwi. Dźwięki orkiestry wewnątrz jej szeregowej kamienicy na Man-hattanie zmieszały się z dudnieniem późnonocnego ruchu na Fifth Avenue.

Szampan wprawił ją w niezwykłe oszołomienie. Poczuła się tak, jakby płynęła nad swoim partnerem, podczas gdy ich kroki postukiwały na podłodze tarasu. Złapał ją mocniej, a jego dło-nie niemal paliły jej skórę przez cienki jedwab sukienki. Opar-ła ramiona na jego barkach.

Był wysoki, co w tej sytuacji było wyjątkowo komfortowe. I umiał tańczyć.

– Rozmarzyłaś się, Claire – von Richter odezwał się pierwszy.– Dzięki tobie. – Claire otworzyła oczy.Miał około czterdziestki, jak zgadywała. Smukła, idealna syl-

wetka, nienaganne maniery europejskiego arystokraty. Ciem-ne włosy zaczesywał gładko do tyłu, a opalenizna nadawała mu wygląd mieszkańca nadmorskich kurortów lub żeglarza prze-mierzającego oceany. Zauważyła też lekki zarys blizny na bro-dzie. Powiedział, że to pamiątka po pojedynku. Nie, stanowczo nie tego się spodziewała po tym wszystkim, co słyszała w tyra-dach Hitlera na temat rasy aryjskiej.

– Powiedz coś po niemiecku – poprosiła.Wyszeptał kilka słów z ustami zbliżonymi do jej szyi.– Co powiedziałeś?

Page 10: Ostatnie spotkanie w Paryżu

10

– Zamierzam zdjąć... – jego ręce powędrowały do jej ud. – Jak to się nazywa po angielsku?

– Moje pończochy?– Pończochy – przez moment smakował obce słowo. – Za-

mierzam zdjąć twoje pończochy. Zębami.– Ale co powie Russell, jeśli je porwiesz?– Stać go na nową parę.– Mmm – westchnęła z twarzą wtuloną w jego ramię. Ma-

rzyła o kolejnym drinku. – Opowiedz mi o Berlinie.– Berlin ma swoje uroki. Merkel cały czas marudzi o powro-

cie. Za to Paryż... To jest dopiero miasto! Kluby... Joséphine Ba- ker tańcząca w Moulin Rouge, plac Pigalle, kobiety... Cóż, mo-że nie powinienem ci mówić, co one potrafią. Tylko Francuzi umieją tak skrupulatnie i w pełni skorzystać z przyjemności ofe-rowanych przez kobiece ciało.

Claire poczuła, że jego palce wędrują coraz niżej i zataczają kręgi na jej udach. Ten był przynajmniej czarujący. Rzadko mia-ła tyle szczęścia, jeśli chodzi o klientów Russella. Jej rola polega-ła na flircie i kuszeniu. Potem przychodziła kolej na męża, któ-ry zadawał celny biznesowy cios.

Von Richter pewnie prowadził ją po parkiecie w rytm mu-zyki jedną ręką. Druga dyskretnie poznawała jej ciało, prześliz-gując się po odsłoniętej skórze od karku, przez szyję aż do nogi wystającej z bocznego wycięcia sukni.

– Kiedy twój mąż zamierza do nas dołączyć? – wskazał gło-wą w stronę drzwi. – Biedny Merkel jest coraz bardziej zmęczo-ny i zniecierpliwiony tam w środku.

Zrobiła nadąsaną minę i zanurzyła dłoń ubraną w rękawicz-kę w jego włosach.

– Nie bawisz się dobrze?– Chciałbym, żeby twój mąż nigdy nie wrócił, moja słodka.

Jesteś idealną gospodynią i wspaniale zajmujesz się gośćmi pod jego nieobecność.

– To prawda. – Uwolniła się z jego objęć, a ręka mężczy-zny zawisła bezładnie w powietrzu, nadaremnie poszukując ple-ców, na których jeszcze przed chwilą spoczywała. Posłała mu

Page 11: Ostatnie spotkanie w Paryżu

11

pocałunek w powietrzu. – Idę poprawić pończochy. Lepiej za-cznij ostrzyć zęby.

Kiedy weszła do środka, natychmiast oślepił ją blask płynący z lśniących żyrandoli. Trzydziestodwuosobowa orkiestra zma-gała się z szemrzącymi głosami i brzęczącymi wokół kryształa-mi. Panowie w smokingach i panie w połyskujących toaletach rozmawiali w grupkach rozrzuconych po sali balowej.

Układając usta w wystudiowany uśmiech, Claire wyłoniła się z cienia. Ledwie dostrzegalnym ruchem bioder sprawiła, że błyszczące kremowe fałdy sukni owinęły się wokół jej nóg ni-czym kurtyna gwiazd okrywająca biały marmur. Oczy wszyst-kich zgromadzonych w sali gości skierowały się w stronę gospo-dyni, a szemrzący gwar rozmów zdominował czyjś ostry głos.

– Claire, kochanie! Żeby w ten sposób opuszczać własne przyjęcie! Gdzie byłaś? – Żyjąca głównie z papierosów i plo-tek Margo Townsend przystroiła swoje chude, tyczkowate cia-ło w zwoje tkanin i upstrzyła całość obficie biżuterią. Złoży-ła pretensjonalny pocałunek na policzku Claire i odezwała się półgłosem:

– Widziałaś Florę Foster? Przyprowadziła ze sobą fotogra-fa. Wyślij Hitlerowi podziękowania. To dzięki niemu zebrał się tu dziś cały Manhattan.

Margo miała rację. Po inwazji Niemiec na Polskę zeszłej je-sieni restrykcje Stanowego Departamentu sprawiły, że tylko dy-plomatom i dziennikarzom wolno było podróżować do Euro-py. Wszyscy byli zatem na miejscu tej wiosny i mogli się zebrać u Stone’ów dzisiaj wieczorem. Claire poszukała wzrokiem Flory Foster, gwiazdy rubryki towarzyskiej „New York Timesa”. Felie-tonistka opisała Claire w swojej kolumnie już kilka razy w ubie-głym roku, ale zdjęcie byłoby doskonałym uwieńczeniem dzi-siejszego przyjęcia. Russell na pewno byłby uradowany, widząc, że jego żona stała się bożyszczem Manhattanu. Gdziekolwiek się teraz ten gnojek podziewał.

Obok niej przechodził akurat ubrany na biało kelner z drin-kami ustawionymi na srebrnej tacy. Claire sięgnęła po kieliszek szampana i zaczęła przeciskać się pomiędzy tańczącymi parami.

Page 12: Ostatnie spotkanie w Paryżu

12

Uśmiechała się, wymieniała powitalne całusy i niezłomnie kie-rowała się na środek sali.

Flora rządziła niepodzielnie w kącie. Szczupła brunetka oto-czona wianuszkiem pochlebców czyhających na sposobną chwi-lę, by obiecała zamieścić o nich wzmiankę w pierwszym akapicie.

– A oto i nasza gospodyni – Flora wyciągnęła długą lufkę w stronę naszyjnika Claire. – Ta błyskotka jest oszałamiająca! Cartier? – Claire pogładziła klejnot czubkiem palca. Uwielbia-ła czuć go na skórze. Inkrustowane diamentami cienkie paję-cze nitki biegnące do znajdującego się w środku wisiora, który spoczywał między jej piersiami. Centralny punkt stanowił wiel-ki brylant, którego załamania odbijały tańczące światło. – Z ja-kiej okazji założyłaś to wspaniałe świecidełko, skarbie? Słówko dla naszych czytelników.

Naszyjnik był prezentem od Russella. Dostała go tej wios-ny na swoje dwudzieste dziewiąte urodziny. Cholernie zasłużo-na nagroda za to, że wspinała się po drabinie społecznej w je-go imieniu.

– Pikantne szczegóły? O, nie! – powiedziała Claire przy akompaniamencie świergotliwego śmiechu zgromadzonych.

Nagle czyjaś ręka odziana w rękawiczkę dotknęła lekko jej ramienia. To był lokaj Davis. Popatrzył swojej pani w oczy z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Claire poczuła iskierkę lekkiej irytacji. Czyżby ta dupa, jej mąż, w końcu zadzwonił? Zmusiła się do uśmiechu, przeprosiła wszystkich, po czym po-szła za Davisem do holu.

– Czy dzwonił pan Stone? Jak długo jeszcze będzie kazał na siebie czekać? – Claire nie wiedziała, co ma zrobić z von Rich-terem, jeśli Russell wkrótce się nie pojawi.

– Nie, pani Stone. Ktoś czeka przy wejściu dla służby.– Niech wejdzie.– Nie ma zaproszenia, pani Stone.– No to w takim razie niech idzie do diabła.– Nie wiem, czy to byłby dobry pomysł. – Davis pochylił się

w jej stronę, a jego głos przeszedł w ledwo słyszalny szept. – Mó-wi, że panią zna. I to zna bardzo dobrze.

Page 13: Ostatnie spotkanie w Paryżu

13

Poczuła, jak gwałtownie wzrasta w niej niepokój na myśl o tym, który z duchów przeszłości stoi właśnie za drzwiami. – Czy rozmawiał tylko z tobą?

Davis pokiwał głową.– I niech tak zostanie – powiedziała krótko.

Claire weszła przez kuchenne drzwi z Davisem u boku. Wy-soka czarna figura ruszyła w jej kierunku, śmierdząc tanią whi-sky i potem. Szerokie ramiona napięły się pod poplamioną kurt-ką, na której widać było ślady jedzenia, picia i długiej drogi.

Ucieleśnienie jej małego prywatnego koszmaru. Zamrocze-nie spowodowane szampanem, które jeszcze przed chwilą wy-woływało przyjemny szum w głowie, ulotniło się nagle bezpo-wrotnie. Zmusiła się, żeby wypowiedzieć spokojnie kilka słów przez zduszone, zaschnięte gardło.

– Davis, proszę wejść do środka i zająć się naszymi gośćmi. – Lokaj zmarszczył brwi, a jego uważne spojrzenie spoczęło na przybyszu. – Proszę, Davis.

– Tak, proszę pani. Proszę zadzwonić, jeśli będzie pani cze-goś potrzebowała. – W następnej chwili zatrzasnęły się za nim drzwi.

Gość wykrzywił ironicznie usta, podczas gdy jego oczy wpa-trywały się intensywnie w Claire.

– Proszę, proszę, moja Clara May. Wyglądasz niczego sobie.– Bernard. Czego chcesz?– Zobaczyłem cię w gazecie i przeczytałem co nieco o twoim

podrobionym rodowodzie. I o bogatym mężu. – Uśmiechnął się szyderczo, patrząc na jej kremową suknię i skórę koloru kości sło-niowej jaśniejącą w blasku księżyca. – Mam dla ciebie mały dro-biazg. – Zacisnęła zęby. Dostała już od niego wystarczająco dużo. Miała dość jego przepoconych obsesji już lata temu. Skierowała się do drzwi. – To list od twojej rodziny. Twojej prawdziwej ro-dziny. – Claire skrzyżowała ramiona na piersiach. Pomyślała, że to niemożliwe. Nie po jedenastu latach. Bernard wyciągnął w jej stronę sfatygowaną kopertę. Na moment ukazał zepsute zęby, gdy

Page 14: Ostatnie spotkanie w Paryżu

14

na jego twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech, ja-ki posłał jej na schodach w domu ojca lata temu. – Przebyłem z nim długą drogę. Może mógłbym coś dostać za swój wysiłek?

Przyjrzała mu się. Włóczęga niewart zachodu, ale za drzwia-mi znajdowało się całe stado sępów, które z największą rozkoszą wydobyłyby jej sekret na światło dzienne. Do tego jeszcze ta ca-ła reporterka ze swoim zasranym fotografem.

– Dobrze. Poczekaj, zaraz wrócę. Nie rozmawiaj z nikim – powiedziała i ruszyła w stronę drzwi.

Złapał ją za ramię. – Nie wierzę ci, Claro May. Masz w zwyczaju znikać bez po-

żegnania. Pamiętam dobrze, gdzie trzymasz pieniądze. – Utkwił spojrzenie na wysokości jej piersi.

Claire wyrwała rękę z jego uścisku. Łajdak miał rację. Dawne lęki umierają ostatnie. Wyciągnęła zwitek banknotów zza dekol-tu sukni. Bernard wyrwał jej pieniądze z wyrazem żądzy na twa-rzy, a Claire wsunęła list na ich miejsce.

Popatrzył na nią pożądliwie i potarł krocze brudną dłonią. – Mam tu ciągle moją maszynę. Mogę cię zabrać na wyciecz-

kę, kiedy tylko zechcesz.– Wynoś się.Przycisnął ją do drzwi, a jego zwalista sylwetka zasłoniła jej

cały widok. Smród prawie zwalił ją z nóg. – Masz na szyi prawdziwe cacko. Nie chciałabyś chyba, że-

by ktokolwiek tam w środku dowiedział się, kim naprawdę je-steś, Claro May Wagner. A ja mogę w każdej chwili powiedzieć im, skąd pochodzisz.

Za nimi rozległ się szczęk zamka.W drzwiach stanął Russell Stone, ściskając w zębach cyga-

ro. Mimo że zbliżał się już do pięćdziesiątki, jego pełna wigo-ru wysportowana sylwetka sprawiała, że wyglądał młodziej. Je-dwabny smoking nie przykrył jednak w pełni szorstkości na-bytej na ulicy.

– Kto to jest, Claire? – Wzrok Russella spoczął na Bernardzie.– Jesteś jej mężem? Mam ci coś do powiedzenia na temat

tej tutaj.

Page 15: Ostatnie spotkanie w Paryżu

15

Russell zaciągnął się głęboko cygarem i wszedł pomiędzy nich. Jednym ruchem rzucił cygaro gdzieś w mrok i wymierzył mocny cios w szczękę Bernarda. Mężczyzna upadł na ziemię, a z nosa buchnęła mu krew. Czubkiem wypolerowanego buta Russell odepchnął go od schodów na trawę.

Od strony drzwi dobiegło przeciągłe westchnienie i zobaczy-li, że Davis stoi na progu z szeroko otwartymi oczami.

– Posprzątaj to, Davis – powiedział Russell i wyciągnął rę-kę w kierunku Claire.

Jego uścisk zdawał się wbijać głęboko w skórę na jej ramie-niu, gdy prowadził ją z powrotem na przyjęcie. Starała się wy-myślić jakieś kłamstwo. Przyjaciel ekscentrycznego wujka. Da-tek dla żebraka. Zwariowany pijak.

– Zaprowadź Niemców do mojego gabinetu. Chcę, żeby tro-chę zmiękli, zrozumiałaś? Daję ci godzinę. – Poprawił jej naszyj-nik i dotknął diamentowego wisiora grubym palcem. Siła tego prostego gestu sprawiła, że Claire musiała zrobić krok do tyłu. – Lepiej o to zadbaj.

Ledwie ukryła grymas bólu, kiedy mąż popchnął ją w stro-nę wejścia.

Flora czekała na nich w sali balowej. – Jak cudownie! Pan Stone nareszcie przybył. Musimy mieć

zdjęcie naszej wspaniałej pary. – Uśmiechnęła się szeroko, błys- kając fleszem.

Dłoń Russella objęła cienkie palce Flory przy powitaniu. – Pani Foster, tak się cieszymy, że zaszczyciła pani dziś wie-

czorem nasze małe przyjęcie wydawane przez moją utalentowa-ną i piękną żonę – powiedział.

Claire nastawiła policzek do zdawkowego pocałunku, który miał być oznaką uwielbienia ze strony jej męża.

Kiedy Flora nareszcie poszła, Russell spojrzał żonie w twarz. Dotknął jej ust kciukiem.

– Ten podejrzany typek nazwał cię Clara May Wagner. Cie-kawie na to zareagowałaś, czyż nie, Claire Harris? A może ja także powinienem nazywać cię Clara? – Jego dłoń powędro-wała w dół po jej ramieniu, zatrzymując się tylko po to, by

Page 16: Ostatnie spotkanie w Paryżu

16

zostawić ślad paznokcia na miękkiej skórze wnętrza jej łokcia. Wzdrygnęła się. – A może powinnaś dołączyć do niego w ryn-sztoku, co?

Gardło jej się ścisnęło, kiedy patrzyła, jak mąż przechodzi przez tłum i kieruje się na sam środek sali balowej. Russell nie tolerował nielojalności u żadnego członka swojej załogi. Nikogo. Złapała kieliszek ze srebrnej tacy przechodzącego kelnera i po-ciągnęła zdrowy łyk, pozwalając zimnym bąbelkom rozwiązać supeł w jej gardle. Jego interesy z Niemcami powinny zająć kil-ka godzin. Zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad jakimś spo-sobem wyjaśnienia tej historii. Nie miała innego wyjścia.

Von Richter i jego partner biznesowy Heimler Merkel stali razem niedaleko kominka i rozmawiali z głowami nachylony-mi ku sobie. Jeśli von Richter był playboyem od stóp do głów, Merkel wyglądał jak typowy księgowy. Siwy, niewysoki czło-wieczek po sześćdziesiątce cicho notujący w archiwach pamię-ci każdy śmiech, plotkę i skandalik w pobliżu. Claire wyobra-żała sobie, że w kieszonce na piersi ma całą listę zapisków na temat otoczenia. Butelki szampana, dwadzieścia cztery, wyda-tek – tyle i tyle.

Jeden z gości w smokingu podszedł chwiejnie do kominka, żeby przyjrzeć się von Richterowi. Oparł się o krawędź i zatoczył łuk pustym kieliszkiem, który trzymał w drugiej ręce.

Claire skuliła się, kiedy usłyszała jak mężczyzna mruczy: – Naziści. – Wygładziła fałdy sukni, powiodła palcami po

naszyjniku i ruszyła w ich stronę. Głos mężczyzny zmienił się tymczasem w przenikliwy szept. – Mówią, że teraz zamierzają napaść Francję, a potem Wielką Brytanię.

Claire podeszła do von Richtera i ujęła go pod ramię.– Alby, mój drogi, zamierzacie zaatakować te paryskie klu-

by, o których mi tyle opowiadałeś?Cienka blizna na brodzie zmarszczyła się lekko, kiedy obda-

rzył ją krzywym uśmieszkiem i przesunął niewidoczną dla in-nych rękę w dół po jej plecach.

Page 17: Ostatnie spotkanie w Paryżu

17

– Już to uczyniłem, Fräulein*, wiele razy.– Russell bardzo przeprasza za spóźnienie. Zaprosi panów

do swojego gabinetu w niedługim czasie. Czy mogę na jakiś czas odciągnąć panów od naszej zabawy?

Przytłumione światło gabinetu ukazało ciężkie krzesła usta-wione wokół kominka i oprawione w skórę książki na mahonio-wych półkach rozpościerających się od podłogi do sufitu. Potęż-ne biurko Russella zwrócone było ku drzwiom.

– Pani mąż musi być zapalonym uczonym – powiedział von Richter, kiedy Claire zamknęła za nimi drzwi, trzymając w rę-kach butelkę szkockiej i trzy szklanki.

– Na to wygląda. – Claire skinęła na swoich gości. Wska-zała im miejsca i zajęła się rozlewaniem trunku do szklane-czek. Usiadła blisko krzesła von Richtera, przytulając się do jego boku.

– Alby, mój drogi, opowiedz mi jeszcze o Paryżu – zagru-chała.

Butelka była już pusta, a ostatni biesiadnicy zostali zapa-kowani do samochodów, kiedy Russell zmaterializował się wreszcie w gabinecie. Von Richter niezdarnie zepchnął Cla-ire ze swoich kolan. Merkel zachwiał się, nieporadnie próbu-jąc wstać. Russell jednak wydawał się niczego nie zauważać i przeprosił za spóźnienie. Claire pożyczyła panom dobrej no-cy i posłała von Richterowi całusa w powietrzu, kiedy zamyka-ła za sobą drzwi. Po takim przedstawieniu ci Niemcy powinni kupić stal Russella bez żadnych targów. Nie żeby sukces gwa-rantował jej jakąkolwiek taryfę ulgową ze strony męża. Ale na pewno dawał jej więcej czasu.

* Fräulein (niem.) – panienka (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

Page 18: Ostatnie spotkanie w Paryżu

18

Górne piętro pogrążone było w ciszy, a złote kinkiety w kształcie stylizowanych liści dyskretnie oświetlały cały kory-tarz. Claire zamknęła drzwi do sypialni i opadła na aksamitny puf, obserwując swe odbicie w lustrze toaletki. Wpatrując się w swoją zachmurzoną twarz, poprawiła ciemnomiodowy lok, który opadł jej na brew. Jej pełne usta pokrywała warstwa świe-żej szminki, a mascara szczelnie otuliła gęste rzęsy. Głębokie niebieskie oczy były jednak twarde jak obrazy wspomnień prze-latujące teraz przez jej myśli.

Miała szesnaście lat, kiedy spotkała Bernarda R. Morri-sa. Tak właśnie jej się przedstawił, gdy stanął na jej werandzie w wykrochmalonej koszuli i krawacie, z gładko upomadowany-mi włosami. Wyszła na zewnątrz, żeby mu się lepiej przyjrzeć, bo nigdy nikt nie przyjeżdżał na ich farmę w Oklahomie.

Clara May, jak ją wtedy nazywano, nie spała od wielu dni, okładając mokrym ręcznikiem wymizerowaną twarz matki. Myła jej wyczerpane ciało i gotowała co tylko udało jej się wy-żebrać na rosół w nadziei, że matka zacznie jeść. Clara błagała ją o wypicie każdego najmniejszego łyczka wody, ale popękane us-ta chorej pozostawały zamknięte. „Zmęczona, tak bardzo zmę-czona” – to było wszystko, co zdołała powiedzieć. „Zmęczona życiem”. Clara była przekonana, że matka to właśnie ma na my-śli. Albo zmęczona tym, co trzeba było znieść, żeby przeżyć na tej wysuszonej ziemi. Więc matka głodowała i więdła w zdrę-twiałych ramionach Clary, podczas gdy jej mąż i synowie pra-cowali na farmie, skąd wracali do domu późno w nocy tylko po to, żeby coś zjeść i zasnąć.

Widok prawdziwej, żyjącej osoby tego ranka sprawił, że Cla-ra poczuła, że sama wraca do życia. Bernard był gładko ogolo-ny, ale nad jego ustami pozostał cienki wąsik, i pachniał cie-płym drewnem. Obejrzał ją od stóp do głów i podszedł bliżej. Sprzedawał Biblie w małych miejscowościach na trasie aż z No-wego Jorku.

Trzy dni później zatęchły zapach śmierci rozprzestrzenił się na zakurzonej farmie, a nierówna, źle oheblowana trumna została wystawiona na stole pośrodku pokoju. Bracia Clary,

Page 19: Ostatnie spotkanie w Paryżu

19

Hank i Willy, stali ze spuszczonymi głowami, składając przed sobą spracowane wielkie dłonie. Ojciec gotował się w ciszy za plecami córki. Śmierć żony była dla niego osobistą zniewa-gą, jak susza. Clara podeszła bliżej i dotknęła postrzępione-go brzegu trumny, wdychając intensywną woń świeżo ścię-tej sosny.

Poczuła ostre spojrzenie ojca, które ukłuło ją w plecy. – Jeśli nie możesz stać tu w miejscu jak porządna córka od-

dająca hołd swojej matce, Claro May, lepiej wracaj do kuchni.Clara nie musiała zaglądać do trumny. Sama ubrała matkę

w jej ulubioną suknię koloru nieba, zaczesała jej włosy w cienki kok i włożyła bladożółty kwiatek do butonierki. Mimo że Cla-ra czuła, jak jej wnętrze rozrywa się na kawałki, od zaciśnięte-go żołądka do palących powiek, wiedziała, że nie ma najmniej-szego powodu do płaczu. Jej matki już tam nie było. Uciekła od okropnego charakteru męża i farmy w jedyny sposób, na jaki mogła sobie pozwolić.

Fala gorąca wypaliła ból z serca Clary. Musiało być coś wię-cej, na co warto czekać, niż tylko umieranie. Potrzebowała cze-goś więcej.

Tylko dwa duże kroki dzieliły ją od dwuskrzydłowych drzwi. Trzy krótkie mile do miasta i pokoi do wynajęcia u pana John-sona, gdzie zatrzymał się ten przystojny sprzedawca Biblii przed drogą powrotną do Nowego Jorku. Clara opuściła więc mia-steczko tej nocy, siedząc sztywno na przednim siedzeniu stu-debakera z ręką Bernarda na swoim kolanie.

Ukłucie dawno zapomnianego bólu przywróciło Clarę do rzeczywistości. Westchnęła głęboko i sięgnęła za dekolt po list. Grube palce pieczołowicie wykaligrafowały napis: „Clara May Wagner, Nowy Jork”.

Claire rozpoznałaby koślawe, niewprawne pismo Willy’ego wszędzie. Pracowali nad nim razem w zimowe wieczory, gdy rzucił szkołę, żeby pomóc ojcu na farmie. Poczuła zna-jomy skurcz, kiedy przypomniała sobie miękki uśmiech

Page 20: Ostatnie spotkanie w Paryżu

20

rozświetlający słodkie spojrzenie brata, gdy wychwalała przed matką jego postępy w pisaniu. Ale następnej zimy, kiedy wresz-cie miał znowu czas na naukę, zarzucił ten pomysł całkowicie. Ostrożnie wygładziła list i rozłożyła go na lakierowanej po-wierzchni toaletki.

Droga Claro May,mam nadzieję, że dobrze Ci się powodzi w Nowym Jorku. Ber-

nard Morris przybył dzisiaj do miasteczka. Mówi, że teraz jesteś bogata. Widział Cię w gazecie i przekaże Ci ten list.

Tata umarł zeszłej zimy. Susza stała się tutaj nie do znie-sienia. Co roku jest coraz gorzej. Wreszcie zeszłego lata straci-liśmy naszą farmę. Zresztą i tak niewiele już na niej pozostało. Mieszkamy teraz w mieście, niedaleko pana Nelsona. Ja jeżdżę ciężarówką dla Morrisa. Hank pracuje w rzeźni. Nie potrzebu-jemy niczego. Chciałem po prostu poinformować Cię o wszyst-kim. Mam nadzieję, że Nowy Jork jest tak piękny, jak to sobie wymarzyłaś.

Willy

Claire wpatrywała się w swoje odbicie, ściskając list zdrę-twiałymi palcami.

Koniec. Przeszłość, od której z takim trudem próbowała uciec, sama się rozpadła. Nie umiała wykrzesać żadnych cie-plejszych uczuć do ojca. Jakiekolwiek więzi, które kiedyś mię-dzy nimi istniały, zostały zerwane dawno temu, w chwili śmier-ci mamy. Farma – cóż, to było tylko brudne piekło, które po-żerało życie każdego, kto w nim zamieszkał. Może teraz Willy i Hank nareszcie zaczną żyć. Postanowiła, że wyśle im trochę pieniędzy.

„Mam nadzieje, że Nowy Jork jest tak piękny, jak to sobie wymarzyłaś”. Claire rozejrzała się po pokoju. Blask żyrandola z weneckiego szkła odbijał się w białych podłogach z włoskie-go marmuru i lakierowanych powierzchniach mebli. Najlepsze, co można było kupić za pieniądze. Jej własna sypialnia została

Page 21: Ostatnie spotkanie w Paryżu

21

zaprojektowana z myślą o kobiecie o wysokim statusie społecz-nym i równie wysokich wymaganiach. Ale jednocześnie była to krypta, mauzoleum wypełnione ozdobami. Tak samo zimne i puste jak jej wnętrze.

W holu na dole rozległy się ciężkie kroki. Claire wstrzymała oddech i nasłuchiwała. Dobiegł do niej wysoki, świdrujący chi-chot, odgłos kolejnych kilku kroków i skrzypnięcie otwieranych i zamykanych drzwi. Wypuściła ze świstem powietrze. Russell po raz kolejny postanowił dotrzymać towarzystwa jednej z kel-nerek zatrudnionych na przyjęcie. Dobrze. To oznaczało kilka dodatkowych godzin więcej.

Clara May Wagner. To wystarczyło, żeby nazajutrz Russell odkrył całą prawdę. Kobieta z wyższych sfer, którą poślubił, aby przydać sobie jeszcze większego blasku i poważania, była zwykłą oszustką. Pozbawioną środków do życia córką farmera.

Bernard doświadczył tylko małej cząstki gniewu Russella, Claire to co innego. Robiła z niego idiotę przez ostatnie pięć lat. Nie pozwoli jej zostać, nie po czymś takim. Ale jego repu-tacja wisiała teraz na włosku. Nie mógł sobie pozwolić na pub-liczne zmieszanie jej z błotem, bo to by również jego wykluczy-ło z socjety.

Pozbędzie się jej.Z trudem łapała powietrze. Ściany wokół niej zdawały się

pękać. Claire Harris Stone została wykluczona. Była zgubiona.Jej wzrok spoczął na czarno-białej fotografii zatkniętej za

ramkę w kącie lustra. Przedstawiała cichą scenę w ogrodzie, pięknie ujętą, króciutką i migawkową. Prezent od Laurenta ofia-rowany jej podczas ich ostatniego popołudnia kilka miesięcy te-mu. Zanim jej kochanek wrócił do Paryża. Sam.

Uderzenia serca wywołały fale ciepła w piersi, które następ-nie rozprzestrzeniły się po całym ciele. Wyjęła zdjęcie zza ram-ki i pogładziła sztywny papier.

Czy była zgubiona, czy raczej powinna uznać się za wolną?Słowo „wolność” zatrzepotało w jej wnętrzu jak ptak. Po-

patrzyła na obraz w pobliżu łóżka. Na ogromnym portre-cie, prawie naturalnych rozmiarów, Russell pochylał się nad

Page 22: Ostatnie spotkanie w Paryżu

22

kominkiem oparty wielkim łokciem o jego kamienny gzyms. Claire uśmiechnęła się krzywo, patrząc na jego oświetloną bla-skiem ognia twarz.

– Podobało ci się trzymanie straży przy łóżku żony i pilno-wanie jej cennych klejnotów, Russell, kochanie?

Dotknęła prawego brzegu rzeźbionej ramy. Obraz przesunął się, odsłaniając zamknięty sejf. Życie może rzeczywiście zatrzęs- ło się w posadach, ale nie zamierzała tylko stać i się temu przy-glądać.

Odbyła krótką rozmowę telefoniczną, spakowała się po-spiesznie i wreszcie mogła wymknąć się na dół. Wyludniony z gości i obsługi zatrudnionej na wieczór dom był ciemny i cichy. Ruszyła w stronę mrocznej kuchni, próbując wymacać drzwi.

– Pani Stone.Zatrzymała się w pół drogi. To był Davis. Pochylał się nad

blatem ze szklaneczką szkockiej w ręce. Popatrzył na kostium podróżny, nakrycie głowy, futro z soboli, pudło na kapelusze i walizkę w jej ręce.

– Powodzenia, Claire.Uśmiechnęła się i powoli wypuściła wstrzymywane przez

moment powietrze. – Dziękuję. Nawzajem, Davis.

Nowy Jork, lotnisko LaGuardia, terminal Marine, 9 maja 1940 roku

Wschód słońca oświetlił cieśninę East River, kiedy Clai-re schodziła z terminalu na metalowe schodki. Zacumowany w dole hydroplan unosił się na wodzie jak olbrzymie morskie ptaszysko. Silniki w kształcie nabojów dudniły pod masywny-mi skrzydłami. Wirujące śruby napędowe popędzały sznur pa-sażerów spieszących do brzucha maszyny. Claire z radością po-witała chłodne uderzenie rozpryskiwanych śmigłem kropelek wody na swojej twarzy.

Page 23: Ostatnie spotkanie w Paryżu

23

Młody oficer stanął obok niej, a jego biały uniform odbijał światło poranka.

– To prawdziwa piękność, nieprawdaż? – Miał na myśli samo- lot, ale jego oczy spoczęły na Claire i stroju skrojonym specjal-nie tak, by w pełni ukazać jej sylwetkę w kształcie klepsydry.

Uśmiechnęła się do niego, ale jej myśli skoncentrowane były na mocnych uderzeniach serca w piersi. Minęło tyle czasu, od-kąd po raz ostatni wypełniało ją tego rodzaju uczucie wolności i... nie, nie żalu. Nigdy. Dzisiaj w powietrzu czuć było płynący od wody zapach benzyny i soli. Żadnego dławiącego kurzu ani dusznego odoru śmierci.

– Gotowa na lot przez ocean? – W głosie oficera pobrzmie-wała wyraźna nutka dumy.

Rzuciła tylko okiem na tłum porannych podróżnych w okrą-głym budynku lotniska. Russell nie wiedział, że odeszła. Jeszcze nie. Uśmiechnęła się jaśniej, gdy wsuwała rękę pod ramię męż-czyzny i poprawiała sobole, które wyglądały, jakby zamierzały odfrunąć z jej ramion. – Nie ma pan nawet pojęcia, jak bardzo jestem na to gotowa, panie pilocie – mruknęła.

– Z pewnością nie mam, proszę pani. – Nagły rumieniec pokrył jego twarz. Schylił się po pudło na kapelusze leżące u jej stóp.

Claire złapała srebrną rączkę walizki i weszła powoli na schodki. Dłonią w rękawiczce dotknęła na moment chłodnej metalowej powierzchni hydroplanu. W środku wybrała wolne miejsce koło okna i ułożyła walizkę na podłodze. Musnęła de-likatnie policzek oficera, kiedy odbierała od niego pudło na ka-pelusze, i opadła na wyściełane siedzenie.

Pasażerami samolotu byli w większości urzędnicy mini-sterialni. Czarne wełniane garnitury, długie płaszcze i walizki umieszczone dyskretnie pod siedzeniami. Poza kilkoma oficera-mi w mundurach widać było morze czarnych jak węgiel strojów. Czuła na sobie spojrzenia pozostałych podróżnych, kiedy zsuwa-ła z siebie sobole. Była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni na nią patrzą, ale dzisiaj, będąc jedyną kobietą na pokładzie, odczu-wała to tak, jakby ktoś namalował na jej plecach tarczę strzelniczą.

Page 24: Ostatnie spotkanie w Paryżu

24

Poprawiła kapelusz i wygładziła spódnicę. Andrew, kocha-ny Andrew, obrzucił ją uważnym spojrzeniem i pokręcił tylko głową, kiedy spotkał się z nią dziś rano przed lotniskiem. Przy-wiózł jej wszystkie potrzebne dokumenty, ale najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że czerwony kostium był najbardziej konserwatywnym strojem, jaki miała.

Andrew i Claire byli dobrymi znajomymi, razem odkrywali uroki nocnego życia Nowego Jorku przez pierwszy rok po tym, jak porzuciła Bernarda. Nauczyła tego grzecznego chłopca pro-sto z college’u, jak wynajdywać najlepsze lokale z przemycanym alkoholem. On władał pięcioma językami i w ramach podzięko-wania nauczył ją jednego – amerykańskiego angielskiego uży-wanego w bardzo wysokich kręgach. Kiedy po raz pierwszy od siedmiu lat zadzwoniła do niego poprzedniej nocy, w pierw-szym momencie odmówił udzielenia jej pomocy. Twierdził, że ryzyko jest zbyt duże. „Twoje ryzyko, czy nie to masz na myśli?” – odpowiedziała. Potem zaczęła zastanawiać się na głos, co by powiedział szef protokołu Departamentu Stanu, gdyby się do-wiedział, jakie wyuzdane zabawy w łóżku ceni sobie jego zięć. Takie, o których jego żonie nawet nigdy się nie śniło. Wtedy po drugiej stronie zapadła głęboka cisza, a po chwili Andrew za-czął obmyślać plan.

Spotkał się z nią o świcie i wręczył jej grubą kopertę.– Twój bilet, paszport ważny w Europie i wizy turystyczne,

francuska i portugalska – powiedział. – Wystawiono je na na-zwisko Claire Harris. Musisz jednak zrozumieć, że po wylądo-waniu w Lizbonie będziesz zdana wyłącznie na siebie. To nie jest oficjalna operacja. To są tylko papiery z pieczątkami. Jeśli coś pójdzie nie tak, to ja o tobie nigdy nie słyszałem, Claire, ale też możliwe, że nikt już nie będzie miał nigdy okazji usłyszeć.

Huk silników i śmigła wypełnił całe wnętrze samolotu, ma-szyna zaczęła ślizgać się po powierzchni wody, a potem nagle wzniosła się w powietrze. Claire usiadła wygodnie w swoim fo-telu i obserwowała, jak najpierw lotnisko, a potem cały horyzont, znikają z jej oczu. Ostatnim razem, kiedy uciekała, po śmierci matki, porzucała jedynie zrujnowany dom na farmie. Obiecała

Page 25: Ostatnie spotkanie w Paryżu

25

sobie, że nigdy już na to nie pozwoli, że nigdy nie dopuści do te-go, żeby zostać w tym, w czym stoi, bez niczego oprócz despe-racji. Patrząc teraz na Atlantyk, Claire poczuła nagle suchą, za-kurzoną ziemię Oklahomy na drodze pod swoimi nagimi sto-pami.

Samolot przestał się wznosić, a hałas nieco przycichł. Clai-re zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy z diamentem i ścis-nęła go w dłoni. Ból spowodowany przez ostre krawędzie ka-mienia nie odwrócił jej uwagi od bólu, jaki w dalszym ciągu ści-skał jej przeponę.

To nie zakończenie małżeństwa tak ją bolało, to te wszystkie zmarnowane lata wysiłków. Wsunęła pierścionek na palec pra-wej ręki i uśmiechnęła się ponuro. To był pierwszy z diamen-tów, jakie otrzymała jako Claire Harris Stone. Za bardzo kon-wencjonalny jak na jej gust i nie największy, ale dość słono ją kosztował. Zresztą jej małżeństwo od początku przypominało bardziej transakcję niż związek dwojga ludzi. On pragnął mieć ładną żonę z wyższych sfer, którą mógłby zdradzać bez prob-lemów, a ona chciała bogactwa i wysokiej pozycji towarzyskiej. Westchnęła i z radością powitała znajome ukłucie w klatce pier-siowej. To znaczyło, że ciągle żyje i ma kolejną szansę.

Otworzyła swój nowy paszport. Popatrzyła na niewyraźne zdjęcie ciemnej blondynki z podkrążonymi oczami, o oficjal-nym wyrazie twarzy. Nawet znośne, biorąc pod uwagę, że zro-biono je w tak ciężki poranek. Kolejną stronę pokrywały po-ważnie wyglądające pieczątki i pozwolenia na podróż po Euro-pie. Popatrzyła przez okno i obserwowała powoli zmieniające się widoki. Za dwadzieścia sześć godzin znajdzie się w Lizbonie, na drugim końcu świata. Potem wysiądzie, złapie pociąg do Pa-ryża, a tam będzie Laurent i nowe życie.

Spotkała Laurenta Oliviera poprzedniego lata, w galerii na Manhattanie. Na wpół pijana i diabelnie znudzona marnowała właśnie popołudnie z przyjaciółką, oglądając zdjęcia z Paryża. Większość fotografii przedstawiała starych mężczyzn o sękowa-tych twarzach na tle budynków z cegieł w wąskich zaułkach. By-ły też dzieci palące papierosy na skrzyżowaniach i kochankowie

Page 26: Ostatnie spotkanie w Paryżu

26

całujący się w ciemnych bramach. Poruszające i w pewien spo-sób romantyczne, to prawda, ale nic takiego, co można by usta-wić na kominku w salonie. Ruszyła na poszukiwanie kolejnej porcji alkoholu.

Trzy koktajle później Claire straciła swoją przyjaciółkę na rzecz żonatego przemysłowca z Teksasu, więc znalazła sobie ja-kiś spokojny kącik. Miała już zamiar wyjść i poczekać na tak-sówkę, kiedy je zobaczyła. Jedyne w swoim rodzaju małe zdję-cie w grubej, czarnej ramce.

– To jest tak zupełnie inne, że zupełnie nie pasuje do pozo-stałych – powiedział czyjś głos o smakowitym akcencie, jakby formującym słowa głęboko w gardle.

Była tak zaabsorbowana fotografią, że minęła dłuższa chwi-la, zanim się odwróciła. Zamarła i poczuła, że się czerwieni. Mężczyzna był wysoki i smukły. Niemal automatycznie spojrza-ła na jego pełne usta i natychmiast zaczęła się zastanawiać, jak by to było poczuć je na swoich. Miał nieco kanciastą twarz, wy-stające kości policzkowe, wyraźnie zaznaczoną szczękę i moc-ny nos. W jednej ręce trzymał opróżniony do połowy kieliszek, w drugiej zapalonego papierosa. Zerknął na spiralny dym.

– Podoba się pani, prawda? – Jego ciepłe brązowe oczy wpa-trywały się wprost w jej. – W takim razie cieszę się, że je zabra-łem. Jestem Laurent Olivier. To jest moja wystawa.

W jednej chwili zapomniała o taksówce.Podczas tamtego lata Claire nie nauczyła się ani słowa po

francusku, ale dobrze poznała gorzki, smolisty zapach francu-skich papierosów i zrozumiała, dlaczego przyjaciele od lat na-mawiali ją, żeby znalazła sobie kochanka. Co ważniejsze, przy-pomniała sobie, że po pięciu zimnych latach bycia kolejną zdo-byczą swojego męża i pod tymi wszystkimi warstwami na pokaz kryje się żywa, czująca kobieta. Oczywiście żaden z przyjaciół Claire nigdy nie doradziłby jej, żeby wyruszyła za kochankiem w świat, choćby nie wiadomo jak był utalentowany w łóżku.

Ona sama też by nigdy o tym nie pomyślała.

Page 27: Ostatnie spotkanie w Paryżu

27

Claire poruszyła się w fotelu, kiedy przypomniała sobie ostatnie popołudnie z Laurentem. Pokój hotelowy, w którym mieszkał, był podobny do wszystkich innych w Greenwich Vil-lage. Meble można było uznać za nieco bardziej wyrafinowane, niż te, jakie się tam zwykle spotykało, obrazki udawały art dé-co, a za oknem widać było Washington Square. Skórzane walizki Laurenta stały wzdłuż ścian, ukazując wnętrze spod podniesio-nych wiek. Pakował się, kiedy przyszła i mu przeszkodziła.

Długie popołudnie żywiło się ich wzajemną kradzioną przy-jemnością, kiedy po raz ostatni leżeli przytuleni w wąskim łóż-ku. Patrzyli na małe brudne okienko i odpoczywali. Sennymi ruchami rysował palcem zawiłe wzory na jej nagim ramieniu. Przewróciła się na bok na brzeżku łóżka i pozwoliła, żeby ba-wełniane przykrycie zsunęło się z jej uda. Poczuła, że Laurent też się poruszył i usłyszała odgłos zapalniczki, kiedy podpalał sobie papierosa.

– Wypływam dzisiaj statkiem, ma chérie. Do Paryża – po-wiedział.

Kilka zdjęć, których nie udało mu się sprzedać, leżało na wierzchu w jednej z otwartych walizek. Ramki spoczywały rów-no ułożone jedna na drugiej, gotowe do spakowania. Wysunęła się z łóżka i podniosła najmniejsze zdjęcie, gładząc je jedną rę-ką. Ledwo zauważalny strumień światła spomiędzy zasłon padł na fotografię, potęgując cichą sielankowość całej sceny.

– Tak szybko? – Pochłaniała obrazek głodnym wzrokiem, chcąc za wszelką cenę zwalczyć uczucie pustki, jakie właśnie zaczęło w niej narastać.

– Oui. – Zgasił papierosa i wygramolił się z łóżka. – Dlacze-go zawsze przyglądasz się akurat temu, Claire? Jest takie naiwne, prawda? Zrobiłem je dla żartu, dla znajomego. Sam nie wiem, po co je tu w ogóle przywiozłem. – Otoczył ją ramionami.

Ciepło jego nagiego ciała zmiękczyło nieco jej zesztywniałe plecy, ale nie przestawała studiować fotografii. Potrząsnęła gło-wą. Prosta scena w ogrodzie. Fotka warta mniej niż jedwabna halka, którą zsunął jej z ramion. Nie umiała opisać, co sprawia, że stała się dla niej tak fascynująca. Zaczarowała ją po prostu.

Page 28: Ostatnie spotkanie w Paryżu

28

Dotknął szybki, za którą znajdowało się zdjęcie, i wyszeptał wprost w jej włosy:

– Mogę cię zabrać do tego miejsca. Będę cię powoli rozbie-rał, ułożę na trawie i...

– Jakiego koloru są róże?Laurent odłożył fotografię na podłogę. Odwrócił Claire twa-

rzą do siebie i zaczął niemal pożerać ją wzrokiem. – To piękno wymaga Paryża. Jedź ze mną.

– Laurent...– Nie mam majątku, Claire, ale znam ludzi. Żyję jak król.

Kolacja w Ritzu, przyjęcie w Le Meurice. Szampan, moda, sztu-ka. Piękno tego wszystkiego. Jesteś tutaj szczęśliwa, ale w Pary-żu mogłabyś błyszczeć, moja muzo.

Pozwoliła mu się kusić, aż wreszcie wydała z siebie długie westchnienie. Poprowadziła go z powrotem do łóżka.

– Nie.Popchnął ją na posłanie. Zaczął całować jej kolana i przesu-

wać się powoli do talii. – Nie? Dlaczego?Nie mogła mu powiedzieć dlaczego. Że nazywa się Claire

Harris Stone i walczyła naprawdę ciężko, żeby osiągnąć to, co osiągnęła, więc nie może teraz po prostu tego zostawić. Przy-ciągnęła go bliżej do siebie.

Silniki brzęczały. Claire popatrzyła jeszcze raz na znikający kontynent. A więc tego ranka, dziewięć miesięcy później, całe to z trudem wywalczone życie się skończyło. I nie odchodziła, tym razem od niego odlatywała.

Page 29: Ostatnie spotkanie w Paryżu

29

Portugalia, Lizbona, 10 maja 1940 roku

Hydroplan osiadł na wodach Tagu i prześlizgnął się w stronę trapu lizbońskiego terminalu. Było wczesne popołudnie. Claire podała swoje dokumenty urzędnikowi czekającemu wewnątrz budynku lotniska i skupiła uwagę na niesamowicie cichym tłu-mie podróżnych zmierzających w stronę samolotu. Złapała ba-gaż, odwróciła wzrok od ponurych twarzy i wyszła.

Na zewnątrz szlochała jakaś kobieta, wycierając oczy białą koronkową chustką. Obok, na chodniku wznosiła się pokaźna sterta bagaży. Spocony taksówkarz walczył z kolejną skrzynią wewnątrz otwartego samochodu.

– Czy mogłaby mi pani wskazać drogę do stacji kolejowej? – zapytała Claire.

Kobieta tylko pokręciła głową i znów schowała zapłakaną twarz w chustce.

– Co się dzieje? Co to ma znaczyć? – pytała zaniepokojo-na Claire.

Rozległ się głośny trzask, kiedy skrzynia wylądowała na chodniku. Kobieta zaczęła zawodzić.

Kierowca skrzywił się i wyprostował.– Naziści. Zaatakowali.Claire wstrzymała oddech. – Zaatakowali? Kogo?– Północ. Daleko. Nie tutaj. – Wzruszył ramionami i popro-

wadził Claire w stronę swojej otwartej taksówki. – Zawiozę pa-nią na pociąg. Estação de Santa Apolónia.

Francuska granica, 11 maja 1940 roku

Sud Express toczył się przez wioski, a jego żelazne koła wy-bijały rytm na torach. Drugi niekończący się dzień w pociągu. Claire drzemała oświetlana promieniami słońca z trudem wy-glądającymi spoza gęstego lasu za oknem. Walizka boleśnie wbi-jała jej się w żołądek.

Page 30: Ostatnie spotkanie w Paryżu

30

– Vive la France – mruknął mężczyzna naprzeciwko. Otwo-rzyła oczy i zobaczyła ciemniejący w oddali Atlantyk. Pociąg zwolnił i zatrzymał się, kiedy dojechali do małego portowego miasteczka. Dowiedziała się, że to Hendaye. Niezbędna była zmiana pociągów na granicy francuskiej. Ostatni etap podróży, a potem z samego ranka miała zjawić się w Paryżu.

Przycisnęła dłonie do szyby, pozwalając, by wieczorny chłód przeniknął przez jej skórę, i wyglądała na zewnątrz. Wielka gru-pa ludzi kotłowała się na stacji i ruszyła w stronę pociągu, kiedy tylko zaczął wjeżdżać na peron. Mężczyzna w zakurzonym uni-formie krzyczał i gestykulował zawzięcie przed francuskim poli-cjantem, który z całych sił starał się go trzymać z dala od siebie. Claire przebiegły ciarki po plecach, kiedy opuściła pociąg i ru-szyła za strumieniem pasażerów, którzy przecinali peron i kie-rowali się w stronę następnego czekającego składu.

Urzędnik zasiadł za stolikiem u szczytu kolejki. Miał rozpię-tą marynarkę i kołnierzyk od koszuli.

– Paszport. – Podbił dokument bez zaglądania do środka. – Wiza. – Nagle zbladł na dźwięk zbliżających się krzyków. Zapi-sał jej imię na formularzu, w pośpiechu wziął odcisk palca, roz-mazał tusz, ale tylko na nią machnął i krzyknął:

– Allez, madame, allez!*Claire pospiesznie wsiadła do wagonu. Znalazła miejsce przy

oknie w zatłoczonym przedziale i patrzyła skamieniała, jak po-licja spycha walczący tłum z peronu. Pociąg szarpnął do przo-du i zaczął pospiesznie opuszczać stację. Drżąc na całym ciele, Claire przyciągnęła do siebie walizkę i zwolniła zamek. Jej palce przebiegały wewnątrz po miękkich śliskich materiałach, aż do-tarły do sztywnych fotografii. Przyłożyła zdjęcie do okna i wpa-trywała się w nie przy świetle księżyca.

Na pierwszym planie widniał marmurowy posąg kobiety. Spo-kojna kamienna twarz pokryta patyną patrzyła w dół na plątaninę bluszczu, który pokrywał jej stopy. Niewidzialne słońce posyłało złote plamki światła spoza ciężkich gałęzi prosto na jej białą skórę

* Allez, madame, allez! (franc.) – Proszę iść!

Page 31: Ostatnie spotkanie w Paryżu

31

i tańczyło na trawie. Różane pędy przedostały się z drugiej stro-ny murku do tego zakątka i teraz stanowiły tło fotografii. Kwiaty uchwycone w kadrze miały jasnoszary kolor, ale wyobraźnia Cla-ire zabarwiła je na jasnoróżowo. Zakrzywione oparcie kamiennej ławki w rogu zdjęcia zapraszało do spoczynku.

Claire poczuła, że napięcie powoli ją opuszcza. Scena wyda-wała się tak znajoma, a jednocześnie tak bardzo odległa od tego, czego dotychczas doświadczyła w życiu. Piękno ogrodu sprawi-ło, że poczuła się pełniejszym człowiekiem. Dodało jej czegoś, czego nie było w niej wcześniej. Odwróciła zdjęcie i przesunęła palcami po adresie Laurenta wypisanym na fotografii. Chmury zakryły księżyc i przedział pogrążył się w ciemności.

– Jak się obudzisz, będziesz już w Paryżu – powiedziała do siebie. Wsunęła fotografię z powrotem do walizki, zamknęła oczy i umościła się wygodniej na siedzeniu.

Pociąg wtoczył się na stację, a koła zaskrzypiały przy hamo-waniu. Panowały gęste ciemności, kiedy Claire obudziła się roz-kojarzona i próbowała poruszyć zdrętwiałymi ramionami. Napis informował, że są w Biarritz. Konduktor przebiegał przez wagony, wołając coś do pasażerów wystawiających głowy z przedziałów. Mężczyzna siedzący naprzeciwko Claire krzyknął we wściekłym proteście w stronę oddalających się pleców konduktora.

– Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona Claire.Mężczyzna popatrzył na nią gniewnie i sięgnął po walizkę. – La guerre. Wojna. Musimy wysiąść.Pasażerowie naokoło Claire zaczęli narzekać, a w ich gło-

sach dało się wyczuć strach, kiedy zbierali swoje bagaże i po-woli opuszczali wagony. Poczuła znajomy ścisk w dołku, dołą-czając do sznura ludzi wychodzących na przepełniony peron. Pociąg odjechał, pozostawiając za sobą smugę dymu. Odwró-ciła się na odgłos nagłego łomotu. Ciężka drewniana okiennica opadła, zamykając okienko kasy biletowej.

Usłyszała opryskliwy głos, który wołał coś po angielsku, przekrzykując tłum. Starszy siwowłosy mężczyzna zbiegał właś-

Page 32: Ostatnie spotkanie w Paryżu

32

nie po schodach na peron. Jego wydatny brzuch wypychał drew-niane guziki białego wymiętego lnianego garnituru. Gwałtow-nie potrząsał biletem ponad głową.

– Dobry Boże, czy to był pociąg do Lizbony? – zapytał zdy-szany.

– Nie. Jechaliśmy nim do Paryża – odpowiedziała Claire.– Wyruszyłem stamtąd dwa dni temu. Dotarłem aż do Bay-

onne Sud Expressem. Ale potem cholerna armia żabojadów wy-sadziła nas na peron i zabrała nasz pociąg. Powiedzieli, żeby ła-pać coś do Lizbony stąd. Jechałem rozklekotanym rowerem. Nie dam rady już dalej – wyrzucił z siebie jednym tchem.

Poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją prosto w splot słonecz-ny. Wydała ostatnie pieniądze na ten pociąg.

– Jak ja się teraz mam dostać do Paryża? – wyszeptała sła-bym głosem.

– Nie będzie stąd następnego pociągu. Niech pani spróbu-je z Bayonne. I niech pani strzeże swojego biletu, panienko. Jest wart góry złota.

Okiennica w kasie biletowej zaklekotała głośno. Claire uto-rowała sobie drogę i zastukała w drewniane okno. Okiennica uniosła się nieznacznie, ukazując parę oczu.

– Ile kosztuje wynajęcie automobilu? – zapytała Claire.W świetle księżyca zauważyła tylko zęby kasjera, które błys-

nęły w szyderczym uśmiechu. Mężczyzna zarechotał i okienko ponownie zamknęło się z trzaskiem.

Claire spróbowała znaleźć pokój w dużym hotelu skiero-wanym frontem w stronę plaży. Miał wielkie wrota wejściowe i liczne balkony wychodzące na morze. Kolejka do recepcji koń-czyła się na zewnątrz. Hotel był przepełniony. Wszędzie, jak za-uważyła, było przepełnienie.

Błąkała się bez celu po plaży w bladym blasku księżyca wzdłuż nadmorskiej promenady. Wyczerpana upuściła wreszcie walizkę i oparła się o niską metalową poręcz. Patrzyła na białe grzbie-ty fal liżące jasny piasek, ale jej zmęczone myśli powodowały

Page 33: Ostatnie spotkanie w Paryżu

33

jedynie jeszcze większy mętlik w głowie. Jak, do jasnej cholery, zdoła dostać się do Bayonne, żeby złapać pociąg?

– Bonsoir, madame. – Podszedł do niej mężczyzna. Chuda szyja wystawała mu jak łodyga z otwartego kołnierzyka ciemne-go garnituru. Popatrzył na nią i zadał ciche pytanie.

Claire wychwyciła dwa ostatnie słowa, le train.Wstała gwałtownie i wygładziła spódnicę. – Pociąg do Paryża? Tak. Zapowiedzieli jakiś?Omiótł ją szybkim spojrzeniem, a jego usta zacisnęły się

w wąską kreskę. Wyszarpnął nóż z kieszeni płaszcza i wycelo-wał w jej szyję.

– Votre billet, s’il vous plaît.Claire zamarła. Teraz zrozumiała. Billet. Jej bilet na pociąg.Serce podeszło jej do gardła. Zmusiła się jednak do spokoj-

nego oddechu. – Przykro mi, nie mówię po francusku – powiedziała, gra-

jąc na zwłokę.Miała nadzieję, że prędzej czy później ktoś się tutaj pojawi.

Ludzie obozowali wszędzie w tym miasteczku. Ale droga by-ła ciągle pusta.

– Votre billet de train! – syknął.Księżyc oświetlił ostrze zbliżające się niebezpiecznie bli-

sko do jej gardła. W jego oczach błysnęła nagła desperacja, a jego mizerne zarośnięte policzki sprawiały wrażenie cieni na twarzy.

Claire zaczęła niepewnie grzebać w swojej przewieszonej przez poręcz torebce. Jej drżące palce próbowały niezdarnie ot-worzyć zapięcie. Przeklinając, wyrwał jej torebkę z rąk. Czubek noża odsunął się gwałtownie od jej gardła, kiedy nieznajomy za-czął przetrząsać wnętrze.

– Fuyez, Américaine. Fuyez maintenant!* – Bilet zatrzepo-tał w jego palcach. Mężczyzna cisnął torebką w fale i zniknął w ciemnościach.

* Fuyez, Américaine. Fuyez maintenant! (franc.) – Uciekaj, Amerykanko. Ucie-kaj w tej chwili!

Page 34: Ostatnie spotkanie w Paryżu