Opowiadanie 2 1 Wszelkie prawa co do udostępniania, rozpowszechniania oraz sprzedaży opowiadania są zastrzeżone. Każde udostępnienie, rozpowszechnianie lub sprzedaż tekstu bez wiedzy i akceptacji autora podlegają karze zgodnie z ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. 1994 Nr 24, poz. 83, t.j. Dz.U. z 2017 r., poz. 880).
18
Embed
Opowiadanie 2 - ewaolchowa.com™... · Opowiadanie 2 3 ± Czy aby na pewno wszystko to jest konieczne? ± VS\WDáDQLHSHZQLH5RVH SU] yJOGDMF VL sobie w lustrze . Oczy i usta , ]E\WPRFQRSRGNUH
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Opowiadanie 2
1
Wszelkie prawa co do udostępniania, rozpowszechniania oraz sprzedaży opowiadania są zastrzeżone.
Każde udostępnienie, rozpowszechnianie lub sprzedaż tekstu bez wiedzy i akceptacji autora podlegają karze zgodnie z ustawą o prawie
autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. 1994 Nr 24, poz. 83, t.j. Dz.U. z 2017 r., poz. 880).
Opowiadanie 2
2
„Wyrzec się siebie i stać się człowiekiem”
Zatracić siebie.
Wyrzec się siebie… w imię czego?
Jak pozostać sobą, kiedy udawanie stało się jak oddychanie?
Kiedy czujesz, że nie potrafisz już żyć swoim życiem.
A co, jeśli już nigdy nie będzie ci dane być sobą?
„Koniec z indywidualnym tokiem nauczania, pójdziesz do normalnej szkoły i koniec dyskusji na
ten temat!” – Na wspomnienie tych słów Rose dosłownie brakowało tchu.
– Spokojnie – mówiła do siebie pod nosem.
Stała w progu szkolnych drzwi i nie potrafiła zrobić tego jednego kroku. Jej kolana się trzęsły,
ręce drżały. Gdyby nie obietnica złożona Lucy, już dawno by jej tu nie było.
„Jeśli się zgodzisz, przystanę na twoje prośby i zacznę leczenie… I jeśli trzeba będzie, poddam
się operacji”. – Kolejny fragment rozmowy z Lucy wybrzmiał jej w głowie, przypominając, z jakiego
powodu tak naprawdę się tu znalazła.
Rose początkowo była wściekła na babcię za ten szantaż. Traktowała szkołę jak karę, ale nie było
wyjścia, jeśli miała przekonać Lucy do leczenia. Pomimo tej całej niechęci była świadoma, że kiedyś i
tak musiało do tego dojść. Granie przed innymi kogoś, kim nie była, męczyło i wymagało dużego
skupienia, ale mogło dać jej coś, czego nigdy nie miała możliwości poczuć – namiastkę wolności.
Świat, który dotychczas znała, obejmował dom, jego cztery ściany i Lucy. Dobrze wiedziała,
dlaczego tak musiało być, i nie miała o to do nikogo pretensji. Nawet wolała taki styl życia i cieszyła
się, że nie jest zmuszana do przeciwstawiania się własnym lękom. Pewnie już dawno zostałaby
posłana do szkoły, gdyby nie fakt, że nie potrafiła jeszcze w pełni nad sobą panować.
Samokontrola to było coś, czemu Rose poświęcała całą uwagę i dotychczasowe życie. Stosując
różne techniki, ćwiczyła samą siebie, próbowała okiełznać zmysły, siłę i szybkość. Nie było to łatwe,
wymagało niewyobrażalnego samozaparcia i systematyczności. Co ją motywowało do tak
morderczych treningów? Lęk, że któregoś dnia może wyrządzić Lucy nieodwracalną krzywdę. Nie
sposób zliczyć, ile siniaków przysporzyła babci z własnej winy. Wystarczyło, że w nieodpowiedni
sposób jej dotknęła, przytuliła czy coś jej podała. Każda, nawet najbanalniejsza czynność wydawała
się przeszkodą nie do pokonania. A skoro Rose nieświadomie sprawiała ból osobie, którą kochała
najmocniej na świecie, to co dopiero mówić o innych.
Opowiadanie 2
3
– Czy aby na pewno wszystko to jest konieczne? – spytała niepewnie Rose, przyglądając się
sobie w lustrze. Oczy i usta, zbyt mocno podkreślone makijażem, zdawały się krzyczeć. – Zamiast
wtopić się w tłum będę się jeszcze bardziej wyróżniać.
– Widziałaś, jak teraz wyglądają nastolatki. Pierwszy dzień w nowej szkole jest bardzo ważny.
Może zaważyć o wszystkim. Chyba nie chcesz odstawać od innych. – Babcia udawała, że wie, co robi,
ale tak naprawdę nie była niczego pewna. Świat zbyt mocno się zmienił od czasu, kiedy sama była
szesnastolatką. – Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. A teraz pędź do szkoły, bo się spóźnisz na
pierwszą lekcję.
Gdy tylko Rose zniknęła za rogiem, Lucy powiedziała do siebie:
– Mam nadzieję, że sobie poradzi.
Tylko ona wiedziała, że jeśli dziewczyna się przestraszy albo wpadnie w panikę, może się to
skończyć źle. Nie można być niczego pewnym. Sama również miała okazję kilka razy tego
doświadczyć i to nie tylko na początku przemiany Rose.
– Potraktuj to jak charakteryzację, dzięki której łatwiej będzie ci wejść w nową rolę – mówiła do
siebie Rose, przedłużając moment wejścia do szkoły. Czuła się nieswojo w tym całym przebraniu.
– Wchodzisz czy nie? – Jakiś chłopak szturchnął ją w ramię, zmuszając, aby weszła do środka. –
No, dalej. Przez ciebie spóźnię się na lekcje.
– Przepraszam. Tak, już wcho… – Rose odebrało mowę na widok tłumu nastolatków kotłujących
się na korytarzu. – …dzę.
– Włóż plecak do pojemnika i przejdź przez bramkę – poinstruował ją ochroniarz, nie odrywając
wzroku od monitora prześwietlającego zawartość tornistrów. – Wszystko w porządku. Możesz iść. –
Pchnął plecak w kierunku Rose. Tylko dzięki refleksowi dziewczyny plecak nie upadł na podłogę.
Zbyt długo zwlekała, przez co lekcje już prawie się rozpoczęły. Rozwinęła zmiętą kartkę z
planem lekcji. Mimo że znała jej treść na pamięć, po raz wtóry zerknęła na numer sali, w której miały
się odbyć pierwsze zajęcia.
– Sala sto trzy. – Rozejrzała się po niemal opustoszałym korytarzu, ale nigdzie nie widziała
takiego numeru. – Spóźnię się i to jeszcze pierwszego dnia.
Ogarnął ją niepokój, przez który jeszcze trudniej było jej odnaleźć salę. Serce jej przyspieszyło,
była już bliska paniki, ale podszedł do niej chłopak – blondyn o zielonych oczach.
– Pomóc ci? Jakiej sali szukasz? – Zabrał pomiętą kartkę z jej rąk. – Sala sto trzy. To pierwsze
piętro. Ja też tam idę, lepiej się pospieszmy, bo będziemy mieli przechlapane. – Chłopak ruszył w
kierunku schodów. – Chodź.
Rose podbiegła do niego, starając się ze wszystkich sił nie zrobić tego za szybko.
– Tak w ogóle mam na imię Maik, a ty?
Opowiadanie 2
4
– Ja? Ja… Moje imię… – jąkała się, nie potrafiąc sklecić prostego zdania. Po raz pierwszy
rozmawiała z rówieśnikiem i to jeszcze z chłopakiem. Czuła zakłopotanie – chociaż to mało
powiedziane.
– Wrócimy jeszcze do tej rozmowy. – Uśmiechnął się do niej zaczepnie, po czym otworzył drzwi
i przepuścił dziewczynę w progu.
Cała klasa jednocześnie spojrzała w kierunku wchodzących. Przerażona Rose obróciła się, chcąc
uciec, ale tylko wpadła na Maika i podeptała mu palce stóp.
– Widzę, że nasza znajomość ciekawie się zapowiada. – Zadowolony z siebie zielonooki chłopak
objął ją ramieniem i wprowadził dalej.
– Maik, ty jak zawsze spóźniony. Powiedz lepiej: kogo tym razem nam przyprowadziłeś?
– Też bym chciał wiedzieć. – Rozbawiony puścił oczko do Rose i zostawił ją na środku
pomieszczenia. Sam zaś zajął swoje miejsce w ostatnim rzędzie.
– Przedstawisz się nam? – ponaglił nauczyciel historii.
– Nazywam się Rose Campbell i jestem nową uczennicą.
– Tak, zgadza się, całkowicie wyleciało mi to z głowy. – Zakłopotany mężczyzna zaczął szukać
czegoś w swoich papierach, rozrzucając je na prawo i lewo.
Rose wyczuwała jego zdenerwowanie, zdradzały je przyspieszone bicie serca i nadmierna
potliwość ciała. Świadomość, że nie tylko ona jest zestresowana, pomogła jej zdobyć się na odwagę,
aby spojrzeć na klasę. Ku swojemu zdziwieniu nie dostrzegła wśród uczniów niczego niepokojącego,
tylko czystą ciekawość, co było zrozumiałe.
Odetchnęła z ulgą, kiedy zrozumiała, że nie było czego się bać.
Wystarczy, że będę ostrożna – mówiła sobie w duchu – a nikt nie zauważy niczego podejrzanego.
Grunt to samokontrola.
Wzięła głębszy oddech, aby dodać sobie animuszu.
– Proszę już nie szukać, po lekcji nadrobimy papierkowe sprawy. – Udając pewną siebie, przeszła
przez salę i usiadła na wolnym krześle, tuż obok nowo poznanego chłopaka. – Dzięki za pomoc.
– Nie ma za co, Rose – odpowiedział jej zadowolony.
– Hej, jak chcesz, to możesz dołączyć do naszej paczki i zjeść z nami lunch – zaproponowała
blond dziewczyna, siedząca tuż przed Rose, a następnie zawiesiła wzrok na Maiku. – Gdzie moje
maniery? – Wyciągnęła rękę od niechcenia i cofnęła ją, nim Rose zdążyła uchwycić podaną dłoń. –
Jestem Jessika.
Dziwna dziewczyna – pomyślała Rose. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby Rose wiedziała, z kim
ma do czynienia. Jessika była klasycznym przykładem szkolnej gwiazdy.
Kiedy lekcja historii się skończyła, Jessika podeszła do Rose i bez krępacji chwyciła ją pod rękę
jak najlepszą przyjaciółkę.
– Jeśli chcesz, mogę cię oprowadzić po szkole. Znam tu każdego, a każdy zna mnie. Ze mną nie
zginiesz – oświadczyła bez grama skromności.
Opowiadanie 2
5
– Znalazłaś sobie nowego pupila? – podśmiechiwał się Maik.
Rose nie wiedziała, czemu miała służyć gra tej dziewczyny, ale stwierdziła, że nie będzie lepszej
okazji, aby w naturalny sposób wejść w nowe środowisko.
Kiedy w końcu Jessika dała Rose spokój, wówczas dopadł ją Maik.
– Wreszcie sama. Jesteś nową błyszczącą zabawką Jess?
– Nic podobnego.
– W końcu przemówiłaś.
– Przy Jess trudno dojść do słowa.
– Tak to jest, jak pojawia się zagrożenie ze strony młodego narybku. Ślicznego narybku.
Rose nie była przyzwyczajona do flirtu, jej twarz oblała się rumieńcem.
– A ja, naiwna, sądziłam, że liczy się tylko wnętrze. – Pomimo zakłopotania zdobyła się na
odważną ripostę.
– Coś mi mówi, że jedno i drugie masz w porządku.
Maik był śmiały, zbyt śmiały. Walcząc ze stresem, usilnie starała się zapanować nad wariującym
sercem.
– Ee… dzięki.
– Przyjdziesz na moje urodziny?
– No, nie wiem, mam już plany na ten weekend. – Przechodziła apogeum zażenowania. Przecież
dopiero co się poznali.
– Weekend? Nie mówiłem o tym weekendzie. Mam urodziny w kwietniu.
– Przecież to za osiem miesięcy. – Szybko przeliczyła w głowie.
– Widzę, że nie masz bladego pojęcia o organizacji szesnastych urodzin. – Chłopak zaśmiał się
rozbawiony, jakby usłyszał świetny żart.
– Cieszę się, że wprawiłam cię w dobry nastrój.
– Tu, w Londynie, trzeba takie imprezy organizować z dużym wyprzedzeniem – mówił, jakby
rozmawiał z małomiasteczkową dziewczyną. – Wiesz co, polubiłem cię.
– Dzięki. A co do urodzin, to jeszcze się zastanowię.
Lucy prawie wydeptała ścieżkę pod salonowym oknem. Gdy tylko wypatrzyła wnuczkę, od razu
podbiegła do drzwi wejściowych.
– Co tak długo? Miałaś wrócić tuż po lekcjach.
– Wszystko przez Jess i Maika.
– Kogo? – Lucy nie ukrywała zaskoczenia. Czyżby pierwszy dzień w szkole okazał się aż takim
sukcesem? – Opowiadaj, jak było. – Nawet nie dała Rose rozebrać się z prochowca, tylko od razu
zasypała ją pytaniami. – Jak nauczyciele, uczniowie? Czy coś zauważyli? Miałaś jakiś problem?
– Spokojnie, babciu. Nauczyciele i uczniowie niczego nie zauważyli. Poszło nadspodziewanie
dobrze i to do tego stopnia, że dostałam zaproszenie na urodziny.
Opowiadanie 2
6
Przeszczęśliwa babcia przytuliła Rose z całych sił.
– Chciałabyś pójść?
– No co ty, babciu. Na samą myśl robi mi się słabo. Wystarczy, że muszę chodzić do tej szkoły.
– Bo wiesz, że gdybyś chciała pójść, to ja nie widzę przeszkód? – Lucy przechodziła już samą
siebie.
– Nie, babciu, możesz być pewna, że to ostatnia rzecz, na jaką miałabym ochotę. – Rose sięgnęła
po plecak z książkami. – Pójdę się odświeżyć i przebrać. Muszę zmyć z siebie ten okropny makijaż.
Odetchnęła dopiero, gdy weszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Przez cały dzień
była tak spięta, że teraz czuła każdy mięsień. Położyła plecak przy biurku i zaczęła masować
zesztywniały kark.
– Kąpiel. Muszę wziąć prysznic. Długi i gorący prysznic. – Zanim jednak poszła do łazienki,
usiadła przed toaletką, aby zmyć z siebie tonę tapety. – To ja, ale jakby nie ja. – Spojrzała na swoje
wypacykowane odbicie.
Wyciągnęła z szufladki mleczko do demakijażu i pudełeczko z płatkami kosmetycznymi. Kiedy
oczyściła twarz, rozpuściła włosy.
– Tak lepiej. – Spojrzała na garść brudnych wacików, nim je wyrzuciła. – Oto cena bycia piękną
w świecie ludzi.
Wstała z krzesła, wyjęła z szafy czyste ubranie i udała się do łazienki.
Wykąpana, stanęła w ręczniku tuż przed dużym łazienkowym lustrem. Jednym ruchem przetarła
parę z jego tafli, aby móc spojrzeć sobie w twarz. Skupiła się na swoich błękitno-brązowych oczach i
zaczęła oddychać miarowo. Wciągała powietrze nosem i wypuszczała ustami. Częstotliwość
oddechów była bardzo ważna. Odpowiednio wolne pozwalały się wyciszyć i wsłuchać we własne
serce. Rose już dawno zauważyła, że jeśli spowolni uderzenia serca, jest w stanie wyciszyć całą siebie.
Może zachowywać się naturalnie, jak przystało na człowieka.
Kiedy uznała, że jest gotowa, przebrała się w domowe dresy i zeszła z powrotem do Lucy.
– Tu jestem! – zawołała babcia z kuchni, ale Rose nie potrzebowała wskazówek, aby ją znaleźć.
Doskonale wyczuwała jej zapach, słyszała uderzenia serca oraz oddech. Zawsze wiedziała, kiedy Lucy
ma gorszy dzień, a jej ciało niedomaga. Czasami była w stanie wyczuć to szybciej niż jej babcia. –
Trzeba uczcić ten dzień czymś wyjątkowym. Z tej okazji upiekłam coś pysznego…
– Poczekaj – przerwała jej Rose. – Niech zgadnę. Pieczeń z warzywami, a na deser szarlotka.
Jedzenie i gra na fortepianie stanowiły dla Rose lek na całe zło. Zawsze dopisywał jej apetyt.
Wystarczyło, że poziom cukru podnosił się w jej organizmie chociaż odrobinę, i wszystko wydawało
się prostsze.
Kolejnego dnia Rose również weszła do klasy równo z dzwonkiem.
Opowiadanie 2
7
– Nareszcie jesteś. Już myślałem, że przez Jess postanowiłaś zmienić szkołę. – Maik uśmiechnął
się szeroko, odsłaniając swoje równe białe zęby. – Zająłem ci miejsce. – Wskazał na ławkę w
środkowej części sali. – Mam nadzieję, że nie masz mnie dość, bo jest tuż przy mojej.
Było coś miłego w jego zachowaniu. Dotychczas nikt nie zabiegał o jej względy, było to nowe
doświadczenie, które coraz bardziej jej się podobało.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się i usiadła na swoim krześle.
– Pewnie już to słyszałaś, ale masz piękne oczy. – Maik zdobył się na śmiały komplement.
– Takie miłe słowa i to już od rana? Nie jestem przyzwyczajona. – Rozbawiona zaczęła wyciągać
podręczniki z plecaka i układać je na ławce.
– Może to za wcześnie, ale mam coś dla ciebie.
– Co takiego? – Zaskoczona podniosła na niego wzrok.
– Taki mały drobiazg z okazji przeniesienia do naszej szkoły. – Podał jej małe pudełko.
Zmiana miejsca zamieszkania – taka była oficjalna przyczyna przeniesienia Rose do nowej
szkoły.
– No co ty, nie mogę tego przyjąć. Przecież się nie znamy.
– I waśnie chciałbym to zmienić. – Maik ani nie myślał z powrotem przyjąć prezent.
– Wracajcie na swoje miejsca – poprosiła piskliwym głosem nauczycielka matematyki.
Rose dyskretnie zerknęła do środka i zobaczyła błękitną bransoletkę. Zamknęła pudełko i na znak
sprzeciwu pokręciła głową. Na szczęście dla Maika właśnie zaczęła się lekcja, inaczej nie pozwoliłaby
podarować sobie takiego zobowiązującego prezentu. Postanowiła, że rozmówi się z nim, gdy tylko
wybrzmi dzwonek na przerwę.
– Maik, ja nie mogę tego przyjąć. – Rose położyła pudełko na ławce kolegi. – To musiało sporo
kosztować.
– Nie martw się, stać mnie na taki gest.
Dzieci bogatych rodziców rozpuszczone do granic możliwości – pomyślała Rose.
– Co tam masz? – Jess zamierzała już złapać za pudełko, ale Rose ją wyprzedziła. Jej ruch był
zbyt szybki, wręcz na granicy ludzkiej percepcji. – Spokojnie, chciałam tylko zobaczyć, co jest w
środku.
Nie wiedząc, jak się zachować, Rose wyszła pospiesznie na korytarz. Tuż za nią podążył Maik.
– Co znów? Przecież nic jej nie zrobiłam. – Jess zgrywała niewiniątko. – Nowa jest
przewrażliwiona.
– Wszystko w porządku? – Maik pociągnął Rose za ramię.
– Nigdy więcej nie stawiaj mnie w podobnej sytuacji. – Przytknęła prezent do jego klatki
piersiowej, zmuszając, aby go od niej odebrał.
Zła na siebie wyszła ze szkoły, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
– Głupia, przecież ten incydent mógł wszystko przekreślić.
Opowiadanie 2
8
Przechodzący obok uczniowie zaczęli się przyglądać, z kim rozmawia.
– Lepiej już wrócę, bo zaraz wezmą mnie za wariatkę.
Kiedy weszła do klasy, obrażona Jess nawet nie chciała na nią spojrzeć, a Maik był wyraźnie
zakłopotany. Obawiając się pogorszenia relacji, Rose uśmiechnęła się do nich pojednawczo. Jess była
nieugięta, ale Maik odczytał ten gest jako dobry znak i od razu się rozpogodził.
– Przepraszam, jeśli cię uraziłem. Może rzeczywiście za bardzo się pospieszyłem – zaczął się
tłumaczyć.
– Ja również cię przepraszam, nie powinnam tak zareagować. Po prostu mnie zaskoczyłeś.
– Mną się nie przejmuj.
– Tobą może faktycznie nie muszę, ale widzę, że Jess obraziła się na dobre.
– Nie martw się, ona ma tak co chwilę.
Jess dopiero z początkiem następnego tygodnia przestała się dąsać.
– Już się na ciebie nie gniewam – oznajmiła wszem wobec, stając przy stoliku Rose, gdzie nie
brakowało gapiów. Pora lunchu była idealna na takie przedstawienie. – Zobacz, co dostałam od
mojego tatusia. – Wyciągnęła dłoń, pokazując złotą bransoletkę. – Właśnie wrócił z Paryża i
przywiózł mi prezent. Zawsze przywozi mi coś ślicznego.
Koleżanki, które były w pobliżu, zbiegły się do niej i zaczęły zachwycać się nową błyskotką.
– Cieszę się razem z tobą. – Rose od początku wiedziała, że Jess jest próżna, ale dzisiaj
dziewczyna przechodziła samą siebie.
– Ty nie podchodź, bo i tak ci nie pokażę. – Jess potrafiła być też okrutna.
Anna w jednej chwili zgasła i odeszła od rówieśników, którzy się z niej naśmiewali. Tylko Rose
nie było do śmiechu. Mimo to czuła się podle. Samo patrzenie i nieme przyzwolenie na szykanowanie
wzbudzało w niej wyrzuty sumienia. Pomimo wewnętrznych rozterek była zmuszona podjąć słuszną
dla siebie decyzję. Nie mogła dopuścić się ryzyka, które niosłoby ze sobą chociażby cień
przypuszczeń, że coś jest z nią nie tak. A jedyną słuszną metodą uniknięcia tego było wtopienie się w
środowisko, które bywało okropne i płytkie.
– Pokazywałam ci już, jakim autem przyjadę na bal? – Nie czekając na odpowiedź Rose, Maik
wybrał zdjęcie z galerii w telefonie i pokazał jej. – To najnowszy model bentleya w stylu cabrio.
– Super. – Rose, chcąc odciąć się od wyrzutów sumienia, wzięła telefon Maika i zaczęła
przeglądać fotki, aby zająć czymś ręce i głowę. – Tylko czy nie będzie to zbyt ryzykowne jak na naszą
londyńską pogodę? Chyba nie chcesz przemoknąć w drodze na bal?
– Zawsze można zamknąć dach.
– A jak idą przygotowania do urodzin?
– To będzie odjechana szesnastka. Jeszcze takiej nie było w naszej szkole. Przyjdzie z
sześćdziesiąt osób.
– Sześćdziesiąt? Naprawdę? – Rose aż zatkało.
Opowiadanie 2
9
– To tylko tak się wydaje. Nasza klasa to już dwadzieścia sześć osób… – Maik zaczął wyliczać. –
…dolicz do tego drużynę koszykarską, znajomych ze szkoły i rodzinę. Gdyby tata znał prawdziwy
budżet, toby zrobił niezłą awanturę, ale mama potrafi z nim rozmawiać. Powiedz mi lepiej: skąd ta
ciekawość?
– Tak pytam.
– A już myślałem, że zdecydowałaś się przyjść na urodziny.
– Maik, przecież to jeszcze tyle czasu.
– Wiem, ale lista gości musi zostać zamknięta najpóźniej do początku marca. – Kolega nie
ustępował.
– Zatem mam jeszcze sześć miesięcy.
– Rozumiem, nie będę naciskał, bo wiem, że tego nie lubisz.
– Obiecuję, że się zastanowię. Zadowolony?
– Na razie tak, a póki co zapraszam cię na mecz.
– Jaki mecz?
– W przyszłą sobotę gramy w kosza. Nasza szkolna drużyna przeciwko drużynie z jakiegoś
podlondyńskiego liceum. Musisz zobaczyć, jak ich miażdżymy. – Widać było, że Maikowi bardzo
zależy na obecności Rose.
– Zobaczę. – Nie chciała obiecywać, ale z drugiej strony nie widziała w tym nic złego. W końcu
mecz miał zostać rozegrany w szkolnej hali i to w dzień.
Rose zjawiła się półgodziny przed rozpoczęciem meczu. Długo biła się z myślami, zanim
zdecydowała się przyjść. Tak naprawdę znalazła się tu przez Lucy, która przekonywała wnuczkę, że
powinna spędzić trochę czasu z rówieśnikami.
Chłopcy właśnie się rozgrzewali. Maik podbiegł do niej, gdy tylko ją zobaczył.
– Wyglądasz prześlicznie. – Jego oczy aż błyszczały na jej widok.
– Dziękuję. – Rose wygładziła nierówność na zwiewnej czarnej sukience w drobne kwiatuszki.
– W mundurku wyglądasz świetnie, ale w normalnych ciuchach jesteś po prostu zjawiskowa.
Rose przeklinała w duchu Lucy za to, że namówiła ją na tę sukienkę.
– Ty też dobrze się prezentujesz w tym stroju. – Zaśmiała się, chcąc przenieść uwagę z siebie na
kolegę.
– Maik! – krzyknął trener. – Kończ tę randkę i wracaj na płytę.
– Do zobaczenia po meczu. – Zadowolony chłopak wrócił do rozgrzewki, starając się ze
wszystkich sił dobrze wypaść przed Rose.
Najgłośniejszy doping dobiegał z pierwszych ławek. Jess wiodła prym, krzycząc na całe gardło i
wymachując transparentem. Jej ubiór praktycznie nie istniał. Dobrze, że w szkole był nakaz noszenia
mundurków, strach pomyśleć, jak ubierałaby się na co dzień.
Opowiadanie 2
10
– Do boju, Tygrysy! – skandowała.
– Aut! – krzyknął sędzia i zagwizdał gwizdkiem. – Piłka dla gospodarzy.
Na tablicy było trzydzieści do dwudziestu siedmiu dla Tygrysów. Zegar odliczał ostatnie minuty.
Maik był przy piłce. Dryblując między przeciwnikami, dobiegł pod sam kosz. Odbił się od parkietu i
wykonał ostatni wrzut za jeden punkt, po którym sędzia dał sygnał gwizdkiem, że spotkanie dobiegło
końca.
Cała hala zawrzała.
– To był świetny mecz. – Rose pogratulowała Maikowi.
– Grałeś tak dobrze jak nigdy. – Trener podszedł i poklepał Maika po ramieniu. – Jeśli to dzięki
tobie, mała, to musisz teraz przychodzić na każde spotkanie – zażartował i udał się do szatni.
– Jeszcze raz gratulacje i do zobaczenia w poniedziałek.
– Poczekaj. – Maik przytrzymał dłoń Rose. – Nie możesz tak po prostu pójść. Teraz będzie
najlepsze. Idziemy całą drużyną do lokalu na niezdrowe żarcie, aby uczcić wygraną. Musisz iść z
nami. Musisz pójść ze mną.
– Dobrze. – Od razu spodobał się jej ten pomysł, bo była bardzo głodna. – Zadzwonię tylko do
babci.
– Ja w tym czasie wezmę szybki prysznic.
Cały chodnik był ich, kiedy szli do pobliskiej pizzerii. Jess nie byłaby sobą, gdyby nie doczepiła
się do zwycięskiej drużyny. Przez całą drogę wisiała na lewym ramieniu Maika, Rose zaś szła po jego
prawej stronie, zachowując bezpieczną odległość. Chłopak kilka razy próbował się wyswobodzić, ale
Jess nie dała się przegonić.
– Już wiesz, z kim pójdziesz na bal? – Z pozoru niewinne pytanie Jess stanowiło część wielkiego
planu o kryptonimie „Bal”. Cała szkoła huczała, że Jess poluje na Maika jako partnera na szkolną
imprezę. Rose przyglądająca się wszystkiemu z boku nie wiedziała, czy Maik tylko dobrze grał, czy
rzeczywiście nie dostrzegał starań Jess.
– Aaa… jeszcze nie wiem. – Kątem oka spojrzał na Rose, a jego policzki lekko się zarumieniły.
Rose odwróciła wzrok, udając, że tego nie widziała. Fala ciepła napłynęła na jej twarz.
– Jesteśmy! – krzyknął chłopak idący na czele grupy. – Kto ostatni, ten stawia wszystkim pizzę!
W jednej chwili zrobił się taki popłoch, że niemalże staranowano Rose i Maika. Niewątpliwym
plusem tego szału był fakt, że Jess w końcu odczepiła się od Maika. Rose była pełna podziwu dla
siebie, że potrafiła zachować zimną krew i zareagowała we właściwy sposób. Maik delikatnie
podtrzymał ją za łokieć.
– Maik, płacisz za wszystkich! – ogłosił prowodyr całego zamieszania.
– Na biednego nie trafiło – dodał ktoś inny.
Opowiadanie 2
11
– Spokój. Nie zachowujcie się jak dzikusy. – Trener przywołał grupkę do porządku. – Wejdźcie
do środka i nie martwcie się, ja za wszystko płacę.
– Przepraszam cię za nich. Nic ci się nie stało?
– Nie, wszystko w porządku. – Rumieniec jeszcze nie zszedł z jej twarzy. – Chodźmy, bo zaraz
zajmą wszystkie miejsca albo, co gorsza, wszystko zjedzą, a ja jestem piekielnie głodna.
Maik roześmiał się rozbawiony, pchnął drzwi wejściowe i przepuścił w nich Rose.
– Jeśli chcesz, możemy usiąść sami – zaproponował.
– Świetny pomysł – podchwyciła Rose i wybrała miejsce przy oknie, stolik dalej od reszty
drużyny.
Maik podał Rose czterostronicową kartę.
– Na co masz ochotę?
– Zgadzam się na każdą pizzę, pod warunkiem że będzie miała serowe brzegi. A do picia
poproszę… – Rzuciła okiem do menu. – …wodę z cytryną.
Maik uniósł dłoń, aby przywołać kelnerkę. Dziewczyna podeszła bez zwłoki.
– W czym mogę wam pomóc?
– Poprosimy dużą pizzę z pomidorowym sosem, pieczarkami, bekonem i z serem w brzegach. A
do picia wodę z cytryną i pepsi.
– Już się robi.
Gdy tylko kelnerka odeszła, Maik przesiadł się koło Rose, na kanapę.
– Za dwa tygodnie też gramy. Może przyszłabyś pokibicować?
– Niestety, ale mam już inne plany.
– Co może być ważniejszego niż koszykówka? – zażartował. – Wiesz, że jeśli przegramy, to
będzie twoja wina. A co najgorsze, będziesz musiała żyć z tymi strasznymi wyrzutami sumienia do
końca życia.
Kelnerka podeszła z zimnymi napojami.
– Dziękuję – odpowiedzieli jednogłośnie.
– Pewnie będzie mi trudno, ale jakoś to przetrzymam.
– Widzę, że nie dasz się przekonać. Zdradź mi chociaż, co takiego będziesz robiła.
– Idę z babcią do lekarza.
– Nie mówiłaś, że masz chorą babcię.
– Nie należę do tych rozmownych.
– Zauważyłem. W naszej szkole to rzadkość i bardzo mi się podoba, że właśnie taka jesteś. Lubię
cię.
– Dzięki, Maik. Ja też lubię z tobą rozmawiać i spędzać czas.
Opowiadanie 2
12
– Lucy, jesteś pewna, że mogę iść na tę imprezę? – Rose, pełna obaw, patrzyła na babcię,
próbując odczytać z jej twarzy chociaż drobny znak, że powinna zostać w domu. Sama nie wiedziała,
jakim cudem dała się w końcu namówić Maikowi na te urodziny.
– Wiesz, że ani ja, ani ty nie możemy być niczego pewne. Ale kiedy, jeśli nie teraz, mogłabyś się
odważyć na coś podobnego? Niedługo też masz bal, chciałabym, abyś na niego poszła i przeżyła tę
przygodę. Nie masz się czego obawiać. Potrafisz się kontrolować lepiej niż kiedykolwiek. Potraktuj tę
zabawę jak nagrodę za wyniki w nauce. Bądź tylko ostrożna i reaguj na wszystko, co chociaż w
niewielkim stopniu cię zaniepokoi.
Rose zauważyła, że im więcej przebywała wśród ludzi, tym lepiej radziła sobie z samą sobą, nie
tylko w kwestii swobody poruszania się czy rozmawiania. Najważniejsze, że udawanie człowieka
stało się dla niej jak oddychanie. W niczym już nie odbiegała od ludzi, nawet uderzenia jej serca były
zsynchronizowane z ludzkim. Nie musiała się już na tym skupiać, wszystko działo się samoistnie.
– Obiecuję, że nie będę tam długo i że wrócę taksówką prosto do domu.
– Masz pieniądze?
– Mam. – Pokazała na swoją czarną kopertówkę, leżącą na komodzie.
– Wyglądasz prześlicznie w tej zielonej sukience i ramonesce – pochwaliła babcia, dając Rose
pożegnalnego buziaka w policzek. – Baw się dobrze.
Dziewczyna odpowiedziała jej uśmiechem, wzięła kopertówkę, prezent i wyszła przed dom,
gdzie czekała już na nią zamówiona taksówka.
Kierowca o nic nie pytał, tylko od razu ruszył. Rose czuła na sobie jego wzrok. Z początku
ignorowała to dziwne zachowanie, ale ciekawość okazała się silniejsza i wtedy ich spojrzenia spotkały
się we wstecznym lusterku.
Błękitne oczy przykuły jej uwagę i jednocześnie zmroziły krew. Wyskoczyła z pojazdu, gdy tylko
dotarła na miejsce. Nie oglądając się za siebie, weszła do klubu, gdzie czekał na nią Maik.
– Cieszę się, że już jesteś – przywitał ją podekscytowany. – Jak zwykle wyglądasz zabójczo.
– Dziękuję. – Rose rozejrzała się po lokalu. – Ty również wyglądasz świetnie w tym idealnie
skrojonym garniturze.
– Dzięki.
– Widzę, że jestem jednym z pierwszych gości. – Rose ogarnęła wzrokiem salę.
– Tak, ale wiesz, jak to jest z naszą klasą, mało kto jest punktualny.
– Nie licząc Anny. – Rose dostrzegła ją w drugiej części sali. – Cieszę się, że ją zaprosiłeś.
– W sumie zrobiłem to dla ciebie. Widziałem, jak było ci przykro, gdy się z niej śmiali.
– Miło z twojej strony. Zapomniałabym. Oto twój prezent. – Podała mu pudełko zapakowane w
szary papier, przewiązany zieloną wstążką, pod kolor jej sukienki. – Nie miałam pomysłu, co mogłoby
przypaść ci do gustu. Pewnie masz już wszystko, czego mógłbyś tylko zapragnąć.
– Niestety nie mam tego, czego pragnę najmocniej. – Spojrzał na Rose w taki sposób, że
nietrudno było odczytać jego myśli.
Opowiadanie 2
13
– Wybrałam coś, co sama bym chciała dostać. – Świadomie nie zareagowała na tę dwuznaczną
wypowiedź.
– Dziękuję, aż nie mogę się doczekać, aby go rozpakować i sprawdzić, o czym marzysz. – Tętno
chłopaka przyspieszyło, co nie wróżyło niczego dobrego. – Rose, wiesz… dziś są moje urodziny i tak
sobie pomyślałem… Może jestem zbyt śmiały, a wiem, że ty tego nie lubisz, ale… muszę o to zapytać
– zaczął mówić bez ładu i składu. – Gdybyś się zgodziła, to… no wiesz… Czy pójdziesz ze mną na
bal? – Kiedy w końcu to z siebie wydusił, z jego oczu spozierała niepewność i lek przed odtrąceniem.
– Maik…
Przerwał jej, nie dając szansy na odpowiedź:
– Zanim odpowiesz, zastanów się. Pomyśl, jak moglibyśmy się razem świetnie bawić. Taka
impreza jest tylko raz w życiu.
– Dobrze.
– Co?
– Dobrze. – Uśmiechnęła się zadowolona. – O, jest Jess.
– Poczekaj. – Uchwycił ramię Rose, aby skupić na sobie jej uwagę. – Jestem prostym facetem. Ja
nie czytam między wierszami. Możesz mi to powiedzieć dosadniej? Bo nie wiem, co znaczy twoje
„dobrze”. To coś w stylu „dobrze, zastanowię się” czy może jednak „dobrze, pójdę z tobą na ten bal”?
– Dobrze, pójdę z tobą na ten bal. – Uśmiechnęła się, zobaczywszy jego radość.
Maik wziął ją w objęcia i mocno przytulił.
– Boże, ja przez ciebie padnę na serce!
– Gospodarz powinien lepiej dbać o swoich gości. – Jess podeszła do nich, nie czekając, aż
przestaną się ściskać. – Co wy tacy podekscytowani?
– Cześć, Jess. Fajnie, że jesteś. – Przeszczęśliwy Maik ucałował koleżankę w policzek. –
Przepraszam was, drogie panie, ale muszę przywitać nowych gości. A do ciebie jeszcze wrócę –
powiedział do Rose.
Rose po raz pierwszy doświadczała czegoś tak wyjątkowego. Mogła robić to, co inni – dobrze się
bawić i czuć te motyle w brzuchu.
– Co mu zrobiłaś? A może już coś brał?
– Co ty wygadujesz, Jess? Po prostu jest szczęśliwy.
– Szczęśliwy? A, to dobrze – naśmiewała się. – A ta co tutaj robi? – Jess dostrzegła Annę. – I co
na siebie nałożyła? Ta dziewczyna to w ogóle nie ma gustu.
– Jess, daj spokój. Chodźmy lepiej do dziewczyn.
– Masz rację. Szkoda na nią czasu.
Jej zachowanie było okrutne. Przez nią Rose straciła chęć na jakąkolwiek zabawę.
– Wiesz co, Jess, muszę zadzwonić do babci – skłamała. – Idź sama, niedługo do was dołączę.
– Jak sobie chcesz. – Wzruszyła ramionami i poszła do swoich koleżanek.
Opowiadanie 2
14
Rose z każdym dniem coraz bardziej była rozczarowana osobami, którymi się otaczała. Jedynie
Maik wydawał się w porządku, choć i jemu zdarzały się wpadki, kiedy fiksował na punkcie szkolnego
balu. Najgorsze było to, że sama Rose chwilami nie była od nich lepsza. Tak bardzo starała się do nich
upodobnić, że zapominała, kim tak naprawdę jest.
Weszła na patio, chcąc zostać sama. Schowała się za rzędem gęstych fikusów z nadzieją, że nikt
jej nie wypatrzy. Długo jednak nie nacieszyła się spokojem. Z klubu wyszła grupka chłopaków. Na
szczęście nikt jej nie zauważył.
– Maik, chodź do nas! – zawołał najniższy.
– Co tam, chłopaki?
– Zapalisz z nami? – Wyciągnął z kieszeni spodni papierośnicę, ale jej zawartość daleka była od
tytoniu.
– Nie, dzięki, nie dziś.
– Od kiedy stałeś się taki porządnicki? Stary, ta Campbell ma na ciebie zły wpływ. Na balu też
będziesz tak przynudzał?
– Dajcie spokój. – Maik próbował się wykręcić od odpowiedzi.
– Nie gadaj, że idziesz z nią na bal. – Chłopak podpalił skręta i zaciągnął się nim dwa razy.
Wypuścił dymek i podał jointa dalej. – Oj, Jess będzie wściekła, jak się dowie.
– Co ty opowiadasz? Przecież one się kolegują. Zresztą to nie jest jej sprawa – uniósł się Maik.
– Kolegują? Chyba żartujesz. Znasz to powiedzonko o trzymaniu wrogów blisko siebie? Jess
udaje milutką, a poza szkołą aż wariuje i nie daje nam żyć. Gdybyś widział, jakie pisze do nas SMS-y.
– Dajcie spokój. Zaprosiłem Rose, a ona się zgodziła.
– Ty się w niej zabujałeś.
– Nawet jeśli, to co?
– Maik? – Jego mama stanęła w progu patio. Jeden z chłopaków pospiesznie schował skręta za
plecami. – Przyszli nowi goście. Chodź ich przywitać.
– Muszę lecieć. – Maik się wycofał.
– A wy lepiej to zgaście, jeśli jeszcze raz was przyłapię, to wszystko zarekwiruję i przekażę
waszym rodzicom. – Kobieta od razu wyczuła zapach trawki. – Już was tu nie ma! – Raz dwa
rozgoniła całe towarzystwo.
Co ja robię? – Rose spojrzała po sobie. – Co ja tutaj właściwie robię? Bawię się jego kosztem.
Kogo ja chcę oszukać? W niczym nie jestem lepsza do Jess. Biedny Maik. Jak ja to wszystko odkręcę?
– Jej ręce zaczęły drżeć, a serce niebezpiecznie przyspieszyło. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak się
czuła. Im bardziej wzbierała w niej panika, tym mocniej zaciskały się jej pięści. Musiała stąd uciec.
Robiło się zbyt niebezpiecznie, i dla niej, i dla każdego, kto się do niej zbliży.
– Tu jesteś. Wszędzie cię szukałem. – Maik zjawił się w najgorszym momencie z możliwych. –
Chodź, zaraz się zacznie. Chyba nie chcesz, żeby ominął cię mój występ?
Opowiadanie 2
15
Rose, niewiele myśląc, wybiegła z patio. Póki jeszcze potrafiła zachować chociaż odrobinę
pozorów normalności.
Zdążyła tylko uchwycić pełne nienawiści spojrzenie Jess.
– Rose! – zawołał za nią Maik. Bańka mydlana pękła. Zapłakana Rose wybiegła z klubu.
Taksówka, która ją przywiozła, stała po drugiej stronie ulicy. Dziewczyna złamała dane Lucy słowo i
podjęła ryzyko samotnego powrotu do domu. Emocje wzięły nad nią górę. Rzuciła się biegiem przed
siebie. Zatrzymała się dopiero dwie przecznice dalej.
Jak mogłam być aż tak głupia? – Nie umiała powstrzymać łez. Zaniepokojeni przechodnie zaczęli
zwracać na nią uwagę. – Weź się w garść. – Chlipiąc, próbowała się pozbierać. Wierzchem dłoni
starła z twarzy łzy, które rozmazały makijaż i pozostawiły na dłoni czarne ślady tuszu do rzęs. –
Muszę wyglądać okropnie. – Wyciągnęła z torebki chusteczkę i małe lusterko. Przejrzała się. – Nie
mogę tak się pokazać Lucy. – Zaczęła pośpiesznie ścierać ciemne smugi.
Powoli szła ulicami Londynu. Czekał ją ponadgodzinny marsz, ale za nic nie chciała go skracać.
Musiała wszystko przemyśleć, a co najważniejsze – uspokoić się. Miała nadzieję, że kiedy dotrze do
domu, Lucy będzie już spała.
Przez całą drogę prowadziła wewnętrzny monolog, próbując zrozumieć, jak w ogóle mogło do
tego dojść.
Biedny Maik. Jak ja mogłam do tego dopuścić? Jestem taka głupia, naiwna i próżna. Przecież on
mi nie wybaczy. – Poznała go już na tyle, aby wiedzieć, że źle znosi zawody, także miłosne. –
Dlaczego uważałam, że mogę być jedną z nich? Przecież to absurd. Co ja teraz zrobię? Jak ja się
pokażę w szkole? Co ja sobie w ogóle myślałam?
Lucy miała już wejść pod prysznic, kiedy jej telefon zaczął wibrować.
– Lucy…
Wystarczyło, że usłyszała swoje imię, i od razu wiedziała, kto jest po drugiej stronie słuchawki.
– Rose wybiegła z lokalu i poszła sama do domu.
– Co? – Nie wierzyła, że dziewczyna mogła zachować się tak lekkomyślnie. – Przecież obiecała
mi, że wróci taksówką prosto do domu. Czy coś się stało?
– Nie wiem, co się tam wydarzyło, ale była zapłakana.
– Wiesz, gdzie teraz jest?
– Tak, nie martw się, mam ją na oku. Idę za nią.
– Nie pozwól, aby cię zauważyła.
– Nie bój się, na pewno mnie nie wyczuje. Będę towarzyszył jej do samego domu.
– Miałam się wykąpać, ale zejdę już na dół, będę na nią czekała.
– Spokojnie zażyj kąpieli. Będziemy dopiero za godzinę.
– Dziękuję, że ją zawiozłeś i że nad nią czuwasz. – Lucy po raz pierwszy ucieszyła się, że mogła
liczyć na jego pomoc.
Opowiadanie 2
16
– Jeśli mogę coś poradzić… Połóż się i zostaw ją samą. Nie wiem, co ją wyprowadziło z
równowagi, ale zapewniam cię, że wolałaby teraz zostać sama.
– Wiem, jak postępować z wnuczką – obruszyła się.
– Lucy, ja ci niczego nie ujmuję, ale ten jeden raz proszę: posłuchaj mnie.
– Dobrze. – Westchnęła, nie do końca przekonana. – Tylko trzymaj się od niej z daleka –
ostrzegła, niechętnie przystając na jego prośbę.
– Kiedyś ci to obiecałem i nie złamię słowa, choćby nie wiem co.
Światła były już pogaszone, kiedy Rose dotarła do domu. Cieszyła się, że babcia nie czekała na
jej powrót. Lucy leżała już w łóżku, ale sen nie chciał nadejść. Nasłuchiwała odgłosów domu, ciesząc
się, że Rose bezpiecznie wróciła.
Dziewczyna przemknęła do łazienki, wzięła szybki prysznic, wskoczyła w piżamę i wsunęła się
pod pościel. Nie miała odwagi spojrzeć na telefon, który co rusz wibrował od wiadomości.
Muszę to zakończyć jednym ostrym cięciem. Żałuję, że pozwoliłam sobie na takie bliskie relacje
z kimkolwiek. Powinnam być taka jak Anna. Obojętna i odpychająca. Nie skupiać na sobie niczyjej
uwagi. Lucy się myliła. Całe te przebieranki tylko pogorszyły sprawę. Muszę się z tego wszystkiego
wycofać i to jak najszybciej.
W poniedziałkowy ranek wszystko miało się zmienić. Rose usiadła przed lustrem i zamiast zrobić
szkolny makijaż wrzuciła kosmetyki do szuflady.
– Zrzucamy maskę z hukiem – powiedziała do swojego odbicia. Bez makijażu i w
rozpuszczonych włosach zeszła na śniadanie.
Gdy tylko Lucy ją zobaczyła, wiedziała, że sobotnia impreza nie do końca była udana. Przez całą
niedzielę wypytywała wnuczkę o wrażenia, ale ta odpowiadała zdawkowo.
– Dobrze się czujesz? – spytała zatroskana kobieta.
– Wszystko jest w jak najlepszym porządku – Rose twardo trzymała się swojej wersji.
– Zdążysz się wyszykować do szkoły? Do wyjścia zostało pięć minut.
– Jestem już gotowa.
– Masz zamiar tak iść?
– Tak, a co, źle wyglądam? – Pokazała na siebie, udając zdziwienie.
– Nie, nic podobnego, tylko martwię się twoją nagłą zmianą wyglądu.
– Zmianą wyglądu? Przecież to jestem ja. Prawdziwa ja, a nie wypacykowana lala, którą byłam
przez ostatnie miesiące.
– Wiesz, że nie o to mi chodziło. – Lucy czuła, że wchodzi na kruchy lód i jeśli źle to rozegra,
może być tylko gorzej.
– Po prostu zmęczyły mnie te całe przebieranki. Zresztą wcale ich już nie potrzebuję. Świetnie
sobie poradzę bez tej całej otoczki.
Opowiadanie 2
17
Lucy nie miała wyjścia. Musiała uszanować decyzję wnuczki.
– Rose, co ci się stało!? – Jess miała taki wyraz twarzy, jakby zobaczyła ducha.
– Wszystko jest w jak najlepszym porządku – odpowiedziała szczerze, z szerokim uśmiechem na
ustach. – Nigdy nie czułam się lepiej.
– Daj jej spokój. – Maik wstawił się za Rose.
– Phi – prychnęła Jess, obróciła się na pięcie i odeszła.
– Maik, nie potrzebuję adwokata – zwróciła mu uwagę Rose i odeszła w ustronne miejsce.
Chciała odciąć się od Maika tak szybko, jak to tylko możliwe. Dlatego nie tylko gasiła go przy
każdej możliwej okazji, ale też unikała go na lekcjach, zajmując miejsca daleko od niego. Jednak
chłopak nie potrafił długo wytrzymać w niepewności. Nie rozumiał jej drastycznej zmiany.
– Rose, coś się stało? Obraziłaś się na mnie?
– Nic podobnego.
– To dlaczego przede mną uciekasz? Zrobiłem coś nie tak na urodzinach?
Zobaczywszy jego zmartwienie, Rose nieco zmiękła.
– Nie, mam trochę gorsze dni i tyle. Nie gniewaj się, ale chciałabym pobyć sama.
– OK, rozumiem.
Na lunchu usiadła sama. Maik nawet do niej nie podszedł. Zgodnie z jej życzeniem dał jej na
jakiś czas spokój. Po tygodniu podjął kolejne próby porozumienia się z Rose, jednak ona skutecznie
go odtrącała.
Miał już dość jej uników. Tracił już nie tylko nadzieję, ale i cierpliwość. Dało się wyraźnie
odczuć, że nadchodzi godzina zero, a z nią – nieuchronne. Tydzień przed balem Rose miała zrobić
coś, co miało urazić Maika do żywego.
– Maik, możemy porozmawiać? – zwróciła się do niego.
– Pewnie. – Wstał z ławki i odszedł z nią klika metrów, aby nikt im nie przeszkadzał. – Coś się
stało?
– Przepraszam, ale nie mogę pójść z tobą na bal.
– Jak to: nie możesz? – Maik zaczerwienił się zmieszany. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego
zmieniłaś zdanie?
– Nie każ mi tego wyjaśniać. Po prostu nie mogę.
– Wiesz, w jakiej stawiasz mnie teraz sytuacji? – Podniósł głos, aż cała klasa zamilkła i
zwróciła na nich uwagę. – Byłem cierpliwy. Sądziłem, że przejdą ci te dziwne nastroje.
Rose milczała.
– Gdzie ja teraz znajdę partnerkę tydzień przed balem?
– Na pewno sobie poradzisz.
Opowiadanie 2
18
– Pomyśleć, że chciałem z tobą chodzić. Jeszcze będziesz tego żałowała. – Pogroził jej palcem
tuż przed twarzą. – Zapamiętaj to sobie.
Jess uśmiechnęła się zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Rose może i miała dobry plan – jej odmowa podziałała na Maika jak kubeł zimnej wody – ale
sprawy z dnia na dzień przybierały coraz mniej korzystny obrót. Początkowo naiwnie sądziła, że
wszyscy dadzą jej spokój i pozwolą stać się drugą klasową Anną. Szybko jednak wyprowadzono ją z
błędu. Zaczęło się od pozornie niewinnych spojrzeń i szeptanych za jej plecami docinków, które jakoś
do niej docierały. Z czasem jednak zwykłe złośliwości zamieniły się w klasowy hejt. Mimo to Rose
nie dała się sprowokować. Wszystko to kształtowało jej charakter, czyniło ją silniejszą.
Odbierając swoją pierwszą lekcję życia, zrozumiała, że bycie sobą wśród ludzi jest równie
niebezpieczne, co dążenie do stania się jednym z nich.