Na Powiślu Kwartalnik Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddziału Powiśle NR 28 wrzesień 2013 ISSN 1689-9091 Plac Zofii Wóycickiej Plac „przed szpitalem na Solcu”, dzięki staraniom Oddziału Powiśle TPW, został nazwany w roku 2007 imieniem Zofii Wóycickiej, wyróżnionej w ten sposób za swoją pracę na rzecz Warszawy i Powiśla. Było to miejsce niezadbane, bez jakichkolwiek roślin. Wskutek naszej interwencji Plac początkowo wypiękniał i cieszył oczy bujną roślinnością. Niestety z przykrością stwierdzamy, że ostatnio Plac wygląda dosyć skromnie. Przeznaczono niewiele miejsca na roślinność, która nie jest też sezonowo zmieniana. Może to wszystko wynika z braku odpowiednich środków pieniężnych, a może ze zwykłej opieszałości gospodarza terenu ? ______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
24
Embed
Na Powiślusrodmiescie.warszawa.pl/uploads/pub/pages/page_562/text...urszulanek Serca Jezusa Konającego z Szarego Domu przy ul. Wiślanej powitać wszystkich Państwa na spektaklu
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Na Powiślu
Kwartalnik Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddziału Powiśle
NR 28 wrzesień 2013 ISSN 1689-9091
Plac Zofii Wóycickiej
Plac „przed szpitalem na Solcu”, dzięki staraniom Oddziału Powiśle TPW, został nazwany w roku 2007
imieniem Zofii Wóycickiej, wyróżnionej w ten sposób za swoją pracę na rzecz Warszawy i Powiśla. Było to
miejsce niezadbane, bez jakichkolwiek roślin. Wskutek naszej interwencji Plac początkowo wypiękniał i cieszył
oczy bujną roślinnością. Niestety z przykrością stwierdzamy, że ostatnio Plac wygląda dosyć skromnie.
Przeznaczono niewiele miejsca na roślinność, która nie jest też sezonowo zmieniana. Może to wszystko wynika
z braku odpowiednich środków pieniężnych, a może ze zwykłej opieszałości gospodarza terenu ?
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
(z Berlinem na czele) i oczywiście w licznych teatrach
polskich. Świetnie napisana sztuka okazała się dla aktorów
doskonałym materiałem do tworzenia znaczących,
pogłębionych psychologicznie kreacji, toteż role w tym
dramacie zaliczane są do najwybitniejszych osiągnięć
wielu polskich artystów. Profesora Sonnenbrucha grali
m.in. Karol Adwentowicz, Tadeusz Białoszczyński,
Jan Kreczmar, Jan Świderski, Zdzisław Mrożewski,
Gustaw Holoubek, Andrzej Łapicki, Igor Przegrodzki.
Bertę – Ewa Kunina, Halina Kossobudzka, Halina
Mikołajska. Ruth – Aleksandra Śląska, Maja Komo-
rowska, Krystyna Janda. Willy’ego – Igor Śmiałowski,
Mieczysław Kalenik, Ignacy Gogolewski, Roman
Wilhelmi, Andrzej Seweryn. Imponujący zestaw
nazwisk! A przecież i inne, mniejsze role w Niemcach
obejmowali nieraz naprawdę wybitni aktorzy. Oprócz tego
podjął się Kruczkowski rzeczy z pozoru karkołomnej.
Wziął bowiem „na warsztat” zapomnianą i niedokończoną
sztukę Stefana Żeromskiego Grzech. Zrekonstruował ją
i dopisał brakujący trzeci akt (zaowocowało to znanym
w swoim czasie w środowisku literackim dowcipem: „Jak
zdrowie? Tak jak Kruczkowski. To znaczy? Dopisuje”),
zaś premiera tak odtworzonego dzieła Żeromskiego,
okraszona wybitną kreacją ciężko już wówczas chorego
Aleksandra Zelwerowicza w głównej roli, odbyła się
13 maja 1951 roku.
Leon Kruczkowski zmarł w Warszawie 1 sierpnia
1962 roku. Pochowany został na komunalnym cmentarzu
powązkowskim zwanym powszechnie Powązkami
Wojskowymi. Choć był człowiekiem związanym
politycznie z władzą ludową, wysoko postawionym
działaczem PZPR, po przemianach 1989 roku ulica jego
imienia nie zmieniła patrona. Zasługi Leona
Kruczkowskiego dla polskiej kultury i dla rozsławienia
imienia polskiej dramaturgii na całym świecie były i są
bowiem niepodważalne i niezależne od podejmowanych
przez pisarza politycznych wyborów.
Rafał Dajbor
Biblioteka Publiczna dla Dzieci i Młodzieży Warszawa ul. Okrąg 9
Urodziłam się na Powiślu, w domu przy ulicy Okrąg. Naprzeciwko mojego domu był wielki gmach z szerokimi, wysokimi schodami. Mówiono o nim gmach PKO albo Pekaoszczak. W tym domu, na pierwszym piętrze mieściło się przedszkole. Po domu rodzinnym, było to drugie miejsce poznawania świata. My, dzieci Powiśla chętnie chodziliśmy do tego przedszkola. Tutaj poznawałam świat zabawy, świat książki. Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły, przedszkole zostało przeniesione w okolicę ulicy Zagórnej do pałacyku. Zaraz po wojnie we wspomnianym pałacyku urządzono Bibliotekę Publiczną. W latach 1956 - 1957 władze miasta Warszawy zdecydowały się przenieść przedszkole do pałacyku a Bibliotekę Publiczną umieścić w miejscu dawnego przedszkola.
Ja, uczennica pierwszej, a może już drugiej klasy, poszłam zapisać się do Biblioteki. Przywitała mnie starsza pani i na co zwróciłam uwagę, miała piękne ręce. Od tej chwili zaczęła się moja przygoda z książką, która trwa do dziś. Biblioteka przy ulicy Okrąg była dla dzieci Powiśla drugim domem. Wobec biednego, szarego życia w powojennej Warszawie, to miejsce dawało nam powiew nowego innego świata baśni, świata przygody, świata nauki. Pamiętam jak wypożyczyłam pierwszą książkę: "Pyza na polskich dróżkach". Stanęłam na szczycie wysokich schodów i byłam taka dumna, że trzymam w ręku taką grubą książkę. Oprócz zabawy na podwórku, dzieci z ulicy Okrąg, Ludnej, Wilanowskiej, Solec przychodziły do biblioteki.
NR 28 • wrzesień 2013 ______________________________________________________________________________________
Czytelnia była to wielka sala z dużą ilością stolików i krzesełek. Na regałach oprócz książek leżały aktualne czasopisma dla dzieci, jak: Miś, Świerszczyk, Płomyk, Płomyczek, Poznaj Świat i inne, a obok stały oprawione roczniki tych czasopism. I były długie godziny czytania. Organizowano też spotkania z pisarzami, poetami. Zapamiętałam jedno z nich, było to spotkanie z poetą dla dzieci, Czesławem Janczarskim (kto
go jeszcze pamięta?). A ja, przed nim recytowałam jego wiersz. Z przejęcia i tremy, pomyliłam się, ale autor podpowiedział i dalej poszło jak z płatka. Na początku lat sześćdziesiątych zaczęła pracę bibliotekarki nowa pani. Miała ona dużo pomysłów dla zachęcenia dzieci i dorastającą młodzież do odwiedzania biblioteki. Na początku mini zabawy taneczne, gdzie królował twist, rock and roll.
Kiedy nawiązały się znajomości. pani Ela zaproponowała starszej młodzieży, zrobienie przedstawienia dla dzieci. Na początek był „Smok Wawelski", potem „Szewczyk Dratewka" i in. Wspominam o tym dlatego, że dzieło pani Eli przetrwało i wówczas zawarte znajomości trwają do dziś. Ta nasza Pani Ela (tak nazywamy ją w rozmowach) zintegrowała młodzież z Powiśla. Wspominamy Ją jako żywiołową pełną pomysłów Naszą Panią Elę. Teraz pytam czy jest dziś taka pani Bibliotekarka, która rozdaje role do teatrzyku dla dzieci (Janek - ty będziesz królem Krakiem, Kaziu – będziesz Szewczykiem, a Ewa - gdzie jest Ewa ? - będziesz królewną, a Ela - będzie żoną króla Kraka). My Dzieci Powiśla z ulic Okrąg, Ludnej .... dziękujemy Pani Eli !
Maria Królikowska
Pierwsze spotkanie z książką Fotografie z archiwum rodzinnego autorki. 10 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Promocja Zeszytu Nr 7
„O Powiślu trochę więcej…”
Pani Elżbieta Rynkiewicz – bohaterka książki oraz Pan Rafał Dajbor – autor książki pt. Teatr Pani Eli – na pierwszym spotkaniu
promocyjnym w Szkole Podstawowej Nr 34 im. St. Dubois, w czerwcu br.
Zeszyt Nr 7 z cyklu „O Powiślu trochę więcej…”, który ukazał się w czerwcu br. poświęcony jest Pani Elżbiecie Rynkiewicz – reżyserowi Zespołu Teatralnego na Powiślu. Autor – Pan Rafał Dajbor – był jednym z aktorów zespołu Pani Eli, mieszczącego się przy parafii Św. Trójcy na ul. Solec. Promocja tego Zeszytu – noszącego tytuł „Teatr Pani Eli”
odbyła się dwukrotnie. Po raz pierwszy 13 czerwca, po
imprezie zorganizowanej ku czci generała Stefana
Roweckiego (Grota), a po raz drugi 6 października 2013 r.
- w Kościele Św. Trójcy, po spektaklu „Czupurek”
Benedykta Hertza, reżyserowanym przez Panią Elżbietę
Rynkiewicz. Na spektakl ten - dedykowany członkom
naszego Towarzystwa – otrzymaliśmy zaproszenie od
zespołu teatralnego.
Autor Zeszytu nr 7 Pan Rafał Dajbor i reżyser Pani Elżbieta Rynkiewicz oraz aktorzy - po spektaklu „Czupurek” B. Hertza w Kaplicy Matki Bożej
NR 28 • wrzesień 2013 ______________________________________________________________________________________
PRACOWNIA NA POWIŚLU
W 1974 roku, kiedy moja żona Ewa była w zaa-wansowanej ciąży, a ja wciąż nie miałem własnego mieszkania, udało mi się, jako architektowi z prawami twórcy, uzyskać przydział strychu do adaptacji. Była to przedwojenna kamienica przy Czerwonego Krzyża, naprzeciwko szpitala.
Przyległy skwer u zbiegu Solca, Dobrej i Czerwo-nego Krzyża nazwano nieoficjalnie placem Skołowanych, z powodu grona zasiadających tam stale mężczyzn „pod wpływem” (alkoholu – oczywiście).
Mój kuzyn, technik elektryk, zatrudniony w „Telefonach” na Powiślu też nie stronił od alkoholu, a towarzystwa nie wybierał. Dowiedział się od „kolegów po kieliszku”, że w ich domu rządzi się jakiś facet ze Śródmieścia i coś buduje na strychu. „My mu łeb utniemy!” Mój kuzyn powiedział: „Ja go znam, to chłopak z przed-wojennego Powiśla – z dalekiego Solca. Uważaj-cie, żeby on was nie załatwił.” Od tej pory miałem w nich przyjaciół, z którymi zawsze witałem się mocnym uściskiem dłoni, co ich przekonało, że nie jestem mięczak, który podaje przy przywitaniu sflaczałą dłoń niedorajdy. Nie wiedziałem, że mocny uścisk dłoni ma takie psychologiczne znaczenie...
Kiedyś spotkałem któregoś z tych gentlemanów przy windzie. Ledwie stał, podpierając ścianę. Powiedział: „Sąsiedzie, pomóż mi pan, ja mieszkam na trzecim piętrze; postaw mnie pan przy drzwiach do mojego mieszkania, zadzwoń i – sp.......j czym prędzej, bo moja stara może panu zrobić krzywdę.”
I rzeczywiście: oparłem go o drzwi, nacisnąłem dzwonek i wbiegłem schodami na górę. Usłyszałem tylko, jak wściekła kobieta zaczęła krzyczeć: „Gdzie jest ten łobuz, co mi męża upił? Zaraz mu łeb butelką rozwalę”. Pospiesznie ewakuowałem się do siebie i zamknąłem drzwi.
Na poziomie strychu, dokąd dochodziła winda, co było dla nas bardzo ważne ze względu na małe dziecko, w niewielkim pomieszczeniu mieszkały dwie sympatyczne panie – matka z córką, przedstawicielki najstarszego zawodu. NB jedna z nich miała sztuczną nogę. Obie te niewiasty uwielbiały maleńką Kasię, która się właśnie urodziła. Spotykaliśmy je w windzie i na ulicy. Zawsze mile rozmawialiśmy.
Mieszkałem tam przeszło dwa lata. Kiedy wyjeżdżaliśmy na kontrakt do pracy w Afga-nistanie, przekazałem pracownię Wydziałowi Kultury, za zwrotem kosztu adaptacji. Moi znajomi dziwili się: „Mogłeś frajerze zarobić sporo pieniędzy na odstąpieniu pracowni.” Ale, czy to byłoby w porządku?
Warto jeszcze zapisać, że w tych trudnych czasach, kiedy zaopatrzenie w materiały budowlane było dostępne tylko na przydział - dla przedsiębiorstw, trzeba było kombinować. I tak : drewno – kantówkę, płyty wiórowe i styropian - uzyskałem z zakupionego w Przedsiębiorstwie Wystaw i Targów polskiego pawilonu wystawo-wego z Iraku, który został złomowany i wysta-wiony na sprzedaż. Rozbijałem prefabrykowane płyty ścienne, dla pozyskania materiału. Wełnę mineralną (wówczas rarytas), znalazłem w podar-tych workach, na śmietniku, przy budowie szwedskiego hotelu na Solcu. Szwed, kierownik budowy, oddał mi je za darmo. Pozostałe materiały kupowałem, wyszukując te najtańsze, najczęściej w sklepach poza Warszawą.
Efekt był dobry. Wszystkim podobało się jedno-przestrzenne, surowe wnętrze, w którym było tylko dwoje drzwi: do łazienki i do „kanciapy” - magazynku z szafami, regałami i walizkami. Nawet dziecinny „pokój” zorganizowałem stawiając parawanową ściankę przy ścianie kończącej budynek, gdzie mieściło się łóżeczko dla dziecka. Na noc zaciągaliśmy zasłony z obu stron tej ścianki. Nasza sypialnia była we wnęce, na podwyższeniu powstałym ze złożonego tam gruzu pozostałego po wybiciu okien. Nazywaliśmy ją „sceną małżeńską”.
Mała Kasia hulała po pracowni w swoim „chodziku” na kółkach, a my oboje z Ewą mieliśmy dość miejsca na ustawienie dużych rajzbretów – stołów kreślarskich, do naszej pracy. Było cudownie! Byliśmy szczęśliwi.
To był nasz pierwszy, własny Dom. Żal było wyjeżdżać, ale... czekała nas Przygoda! Lata pracy w Azji Środkowej, a potem w Afryce Zachodniej i na Środkowym Wschodzie wzbogaciły nasze życie. Po powrocie zamiesz-kaliśmy na Żoliborzu.
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Spotkania z Misiem Miodusiem
Dalekie podróże z Misiem Miodusiem dzieci odbyły 16 czerwca. Miś spotkał się z dziećmi przed Muzeum Azji i Pacyfiku i stamtąd wszyscy wyruszyli na wyprawę. Dzieci otrzymały mapy i przy pomocy rodziców odnalazły drogę do Parku im. Janiny Porazińskiej. Tam każdy uczestnik wyprawy zbudował sobie pojazd do dal-szej podróży, której celem było odnalezienie egzotycznych zwierząt. Każde takie odnalezione zwierzę zostało pokolorowane, a niektórym uczestnikom wyprawy udało się nawet dorysować coś z otoczenia tych zwierząt. Potem miś opowiedział dzieciom legendę o powstaniu wyspy Borneo. A ponieważ z każdej podróży przywozi się pamiątki, miś na koniec wydobył całą torbę swoich skarbów, spośród których można było sobie coś wybrać – właśnie na pamiątkę z tej wyprawy.
Po wakacjach Miś Mioduś spotkał się z dziećmi
dwa razy: 15 i 29 września. Na spotkaniu pt. Z książką za pan brat - 15-go września - Miś pokazał dzie-ciom nową Bibliotekę UW i opowiedział, jak powstała i jak się z niej korzysta w nowoczes-ny sposób. A potem wszyscy postanowili założyć własną bibliotekę. Potrzebne do niej książki dzieci wykonały własnoręcznie, przy niewielkiej pomocy rodziców i opiekunów. Była więc tam książka, w której Miś Mioduś wyrusza w Kosmos, inna, w której zaprzy-jaźnia się z misiem przyniesionym przez Piotra z pierwszej klasy i wiele, wiele innych. Jeden z bliźniaków, chyba Pawełek, ale Miś nie jest tego pewien, zrobił nawet książkę w trzech tomach, którą zatytułował „Pan i potwór". Tekst pomagała pisać mama chłopca, a rysunki wykonał on własnoręcznie (można też było jako ilustracje wykorzystać obrazki i zdjęcia wycięte ze starych czasopism). W ten sposób powstała zupełnie
nowa biblioteka. Wszystkie książki zostały potem głośno odczytane. Dzieci zrobiły z nich wystawę, a jedna z babć zrobiła drugą - zbioru książek z własnego dzieciństwa. Okazało się, że wiele z tych książek dzieci mają w domach i że czytali je im rodzice.
Na ostatnie w tym roku spotkanie Miś zaprosił dzieci do Parku im. Janiny Porazińskiej. Odbyło się ono 29 września, a jego hasłem było „Na tropach bajek i baśni". Dzieci musiały odnaleźć w parku i zapamiętać jak najwięcej baśniowych postaci z książek Janiny Pora-zińskiej. Kto zapamiętał najwięcej, wygrywał nagrodę - zakładkę do książek. Oczywiście wygrali wszyscy, tylko niektórzy dopiero za drugim razem i przy niewielkiej po-mocy rodziców. Potem trzeba było odnaleźć ukryte wśród zarośli kolorowanki i odgadnąć, z jakich bajek i baśni są to ilustrację. Kto miał ochotę, mógł od razu pokolorować jeden obrazek, bo Miś przyniósł na spotkanie pudło kredek. A potem, ponieważ wraz z Miodusiem przybyło do parku całe mnóstwo pacynek, mogły dzieci ułożyć i przedstawić rodzicom własną bajkę. Miś nie wie już, o czym była ta bajka, bo każda pacynka mówiła o czymś innym, a poza tym Misiowi bardzo już chciało się spać, więc dzieci ułożyły go w jego łóżeczku, dały mu małego miśka - przytulankę, a w kąciku łóżeczka postawiły słoik miodu, żeby nie był głodny, gdy się obudzi. Na zakoń-czenie Wojtuś ze szkoły muzycznej zaśpiewał Misiowi piękną kołysankę, a wszystkie dzieci mu pomagały. „Nie mogę się już doczekać wiosny" - powiedział Piotr, którego miś tak się zaprzyjaźnił z Miodusiem.
spotykany jest na rozproszonych stanowiskach i – jako gatunek rzadki - objęty jest ochroną, jarząb mączny
(mąkinia) Sorbus aria występuje w górach - w reglu
dolnym Karkonoszy, Tatr i Pienin, rzadko na niżu. Wszystkie te gatunki można jednak spotkać na skwerach
i ulicach miast, gdzie zostały sztucznie wprowadzone
w celach dekoracyjnych.
Mają one wspólną cechę – są roślinami światło-żądnymi, odpornymi na mróz i upały, a owoce ich, zeb-
rane w baldachowate owocostany, zwane są potocznie
koralami. Największe korale ma jarząb mączny – średnica ich dochodzi do 2 cm, są kuliste, żółtawoczerwone lub
szkarłatne. Korale jarzębu szwedzkiego są kuliste,
pomarańczowe, o średnicy 1,3 cm, jarzębu brekinii - podłużnie jajowate, o średnicy 1,5 cm, brązowe, nakrapia-
ne na długich szypułkach. Najmniejsze są, pomarańczowo-
czerwone lub czerwone owoce jarzębiny - mają ok. 0,8 cm
średnicy - ale za to najliczniej pojawiają się na drzewie. Różnice między tymi gatunkami jarzębów najbar-
dziej widoczne są w kształcie liści. Tylko jarząb pospolity
ma liście zwane pierzastymi - na długim ogonku naprzeciw siebie ustawionych jest 9-15 lancetowatych
listków. Pozostałe jarzęby rosnące w Polsce mają liście
pojedyncze. Jarząb szwedzki ma liście eliptyczne, długości
6-10 cm, z lekko wciętymi okrągłymi klapami, z wierzchu ciemnozielone a pod spodem filcowato owłosione. Jarząb
brekinia ma liście długości 10 cm, na cienkim długim
ogonku, szerokojajowate, z niewielkimi ostro zakończo-nymi klapami, ciemnozielone, spodem jaśniejsze.
Natomiast jarząb mączny ma liście eliptyczne długości
6-12 cm, z wierzchu ciemnozielone, spodem gęsto pokryte białym kutnerem.
Najpospolitszym gatunkiem jarzębu, spotykanym
zarówno w stanie naturalnym jak też w miastach i ogro-
dach, gdzie jest sztucznie wprowadzony w celach dekora-cyjnych, jest jarząb pospolity Sorbus aucuparia - czyli
nasza popularna jarzębina. Może być krzewem o wielu
pędach lub niewielkim drzewem. W młodości rośnie dość
szybko i dorasta do 15 m wysokości, po czym rosnąć przestaje. Nie jest drzewem długowiecznym - zwykle nie
dożywa do 100 lat. Nie ma też dużych wymagań w stosun-
ku do siedliska – może rosnąć nawet na ubogich glebach piaszczystych. Pojawia się też wysoko w górach, przy
górnej granicy lasu i w piętrze kosodrzewiny. Wykorzys-
tuje się tę jej właściwość przy utrwalaniu obsuwających się górskich stoków oraz stosując ją jako przedplon na
terenach skażonych i wymagających rekultywacji.
„Wszędzie cieszy się ludzką życzliwością, a w podaniach
i legendach jest drzewem, które Pan Bóg stworzył dla przyozdobienia świata, dla zatrzymywania śnieżnych lawin
w górach, dla nakarmienia niczyich, dzikich ptasząt, dla
pocieszenia pustelników po lasach, aby i oni mieli się do czego uśmiechać” – tak pięknie napisała o jarzębinie
Maria Ziółkowska w swojej książce „Gawędy o drzewach”
(LSW 1983).
Wiosną, zwykle w maju jarzębina zakwita. Kwiaty żółtawobiałe są niewielkie i zebrane w baldachogrona.
Wkrótce pojawiają się owoce – początkowo żółtawe,
później stają się pomarańczowe, a jesienią – czerwone, nazywane koralami. Owoce długo pozostają na drzewie,
czasami nawet zimą czerwienią się na gałązkach przysy-
panych śniegiem. Dziko rosnąca jarzębina – w lesie, na polach –
odgrywa bardzo ważną rolę w środowisku. Wiosną gdy
kwitnie, nektarem jej kwiatów żywią się owady m.im.
pszczoły, a jesienią owocami karmią się różne ptaki (np. gil, drozd, jemiołuszka, jarząbek), a nawet niektóre
ssaki (np. jeże, sarny, borsuki). Kiedyś używali jej owo-
ców ptasznicy jako przynęty w swoich pułapkach, do czego może nawiązywać jej łacińska nazwa (aucuparia)
oznaczająca „łowiąca ptaki”, jak podała Anna Mazerant
w książce Mała księga ziół. (Inst. Wyd. Zw. Zawodowych,
1990). Dla człowieka jarzębina ma przede wszystkim
duże walory dekoracyjne i często sadzona jest w parkach
miejskich, ogrodach, na skwerach lub przy ulicach. Poza tym drewno jej - ciężkie, twarde i trudno łupliwe – nadaje
się do toczenia, wykorzystywane bywa też w stolarstwie.
Nie można zapominać jednak o tym, jak cenne są jej kwia-ty i owoce, zawierające dużo witamin (C, E, P, K, PP),
karoten, garbniki i pektyny. Mają zastosowanie w lecz-
nictwie oraz przemyśle spożywczym, jednakże przed
konsumpcją muszą być wcześniej przemrożone lub poddane krótkiemu gotowaniu, w celu pozbycia się
gorzkiego smaku oraz kwasu parasorbinowego, który ma
własności trujące. 22 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Zdobi nasze parki, ulice i ogrody o każdej porze roku. Najpiękniejsza jest jednak wtedy, gdy przybiera barwy jesieni. Po raz pierwszy opisał ten gatunek i nazwał jarzębiną, botanik Michał Szubert w 1827 r. Taką też nazwę znamy z poezji i pieśni ludowych. Jednakże we współczesnej systematyce roślin figuruje jako jarząb pospolity.
Fot.
: A
nna K
licz
kow
ska
F
ot.
htt
p:/
/uplo
ad.w
ikim
edia
.org
/wik
iped
ia
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Już lato odeszło i kwiaty przekwitły, a jeszcze coś w polu się mieni, To w polu i w lesie czerwienią się, spójrzcie korale, korale jesieni… Anna Beata Chodorowska
Wyzłocone jesienią lipy na ulicy Kruczkowskiego Ulica Kruczkowskiego zaczyna się od ulicy Książęcej. Od strony skarpy gra-
niczy z parkiem zwanym tradycyjnie „Na Książęcem”, który sięga wiaduktu
Mostu Poniatowskiego. Po przeciwnej stronie znajduje się nowoczesne osie- dle, a następnie wejście do Parku Janiny Porazińskiej. Dalej ulica biegnie
pod wiaduktem Mostu Poniatowskiego i Mostu Kolejowego, mijając po lewej
stronie dworzec kolejowy Powiśle. Wychodząc spod wiaduktu dostrzec można, że dalsza część ulicy, podobnie jak wcześniejsza, zabudowana jest tylko od strony wschodniej, natomiast od strony
skarpy wiślanej jest jednym pasem zieleni, na który składa się Park Beyera, ogrody Zgromadzenia Sióstr Miło-
sierdzia św. Wincentego a Paulo oraz skwer przy skrzyżowaniu z ul. Tamka. Skwer ten – do niedawna jeszcze zielony - wkrótce prawdopodobnie przybierze postać kolejnej na Powiślu betonowej bryły, gdyż wycięto tam 26 drzew - niektóre
nawet dość cenne - m.in. lipę szerokolistną, klon jawor, jabłonie ozdobne, topole chińskie, złotokapy i forsycje.
Więcej na temat ulicy i Leona Kruczkowskiego jest w artykule z cyklu „Patroni naszych ulic” na str. 8-9.
Wydruk gazety z projektu współfinansowanego przez Miasto Stołeczne Warszawa – Dzielnicę Śródmieście
Wydrukowano w: Copy Right ul. Okólnik 2, 00-368 Warszawa tel. 22/8277241 w. 293; www.crdruk.pl
Redakcja: Elżbieta Wolffgram, Anna Kliczkowska Współpracują: Mariola Bujak, Wiesława Dłubak-Bełdycka, Jadwiga Kowejsza, Rafał Dajbor, Małgorzata Krakowiak-Owczarek, Karolina Adamczyk, Karolina Półtorak Korespondencję należy kierować na adresy: [email protected] lub TPW Oddział Powiśle, ul. Św. Franciszka Salezego 4 m. 20 00-392 Warszawa Poprzednie numery umieszczone są pod adresem: www.srodmiescie.warszawa.pl/cms/prt/view/glos-powisla.html
Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania selekcji oraz niewielkich zmian w nadesłanych materiałach
Jesień – paleta farb rozrzucona pośród kwiatu przyrody. Błyszcząca w promieniach słońca, złocistymi barwami świata. ( …)