Top Banner
JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PHfcMJMKKATA „WSZECHŚWIATA’1. W \Ynr»zawie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. Z. L przesyłką pocztow ą: rocznie rub. 10, półrocznie rub. Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszyst- kich księgarniach w kraju i zagranicą. Kotuitet Redakcyjny \Vazeci»»wiala stanowią Panowie: Czerwiński KM Deike IC., Dickstein S.. £ismond J., Llaum M , Hoyer H. Jurkiewicz K., Kramsztyk S., Kwietniewski Wł., Lewiński J., MorozewiczJ., Natanson J., Okolski S., StrumptK., Tur J., Weyberg Z., Zieliński Z. Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od g. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi ^.c5.r©s ZR,ed.a,!s:cyi: Krakowskie - Przedmieście, IT-r 3 3. Dr. Med. li. KADZIWIŁŁOWICZ. INSTYNKT i ŚWIADOMOŚĆ. Odczyt wygłoszony w dniu 9 marca 1901 roku w Muzeum Przemysłu i Rolnictwa. Łaskawi Słuchacze. Instynkt i świadomość, stosunek obu tych zjawisk do prawa ewolucyi, znaczenie, jakie one posiadają w procesie rozwoju jednostki i gatunku, stanowi przedmiot odczytu. Biologia doniedawna zamykała się w cia- snych granicach doświadczeń laboratoryjnych i bezpośredniej obserwacyi pojedynczych ob jawów życia, pozostawiała roztrząsanie ogól- niejszych zagadnień bytu innym gałęziom wiedzy. Obecnie jesteśmy świadkami, jak i ona uledz musiała powszechnemu prawu ewolucyi, zastosować swe metody badania ścisłego do tych pytań ogólnych, od których niedawno jeszcze stroniła. Z wynikami tych badań w zakresie instyn- ktu i świadomości ma Was zapoznać, Łaskawi Słuchacze, odczyt dzisiejszy. Instynktem nazywamy zdolność wspólną całemu królestwu zwierzęcemu od tworów najniższych aż do człowieka włącznie, a po- legającą na możności bezwiednego, nieświa- domego wykonywania czynności celowych. Instynkt jest własnością wrodzoną, od natury każdej istocie żyjącej daną, do powstania swego nie wymaga ani nauki uprzedniej ani doświadczenia—i tem różni się od innego ro- dzaju czynności celowej, chociaż bezwiednej, przyzwyczajenia i nałogu, polegających na zautomatyzowaniu drogą częstego powtarza- nia czynności, która początkowo była świa- domą. Mowa potoczna określa instynkt nazwą ce- lu, do którego dany przejaw instynktowy zmierza; mówimy o instynkcie samozacho- wawczym, o instynkcie macierzyństwa, o in- stynktowej obawie śmierci i pragnieniu życia i t. d., jakgdyby zwierzę posiadało świado- mość celu, do którego zmierza czynność da- na, jakgdyby istniała w niem świadomość za- równo celu samego jak i drogi doń wiodącej, i ta świadomość była źródłem samego prze- jawu instynktu. Istotnie czynności instyn- ktowe są nieraz tak złożone, cel do osiągnię- cia tak odległy, a droga do niego prowadzą- c a -ta k kręta, że wydaje się nieprawdopo- dobnem, ażeby inna jaka przyczyna, a nie wyraźna i jasna świadomość celu i dróg do celu wiodących mogła czynnością tą kiero- wać. Tak też rozumowano powszechnie, i jeżeli zastanawiano się nad czem, to tylko
16

JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Jan 23, 2021

Download

Documents

dariahiddleston
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PHfcMJMKKATA „W SZ E C H ŚW IA T A ’1.W \Y n r » z a w ie : rocznie rub . 8 , k w arta ln ie ru b . Z .

L p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub . 10 , pó łrocznie rub .

P renum erow ać m ożna w R edakcy i W szechśw iata i w e w szyst­k ich księgarn iach w k ra ju i zagranicą .

K o tu i te t R e d a k c y j n y \V a z e c i» » w ia la s tanow ią P an o w ie :

Czerwiński K M D eike IC., D ickstein S .. £ ism ond J ., Llaum M , H o y er H. Ju rk iew icz K., K ram sztyk S ., K w ietn iew ski W ł., Lewiński J . , M orozew iczJ., N atanson J . , O kolski S., S tru m p tK .,

T u r J . , W eyberg Z., Zieliński Z.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od g. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi

.̂c5.r©s ZR,ed.a,!s: cyi: Krakowskie - Przedmieście, IT-r 3 3.

Dr. Med. li. KADZIWIŁŁOWICZ.

INSTYNKT i ŚWIADOMOŚĆ.Odczyt wygłoszony w dniu 9 marca 1901 roku w Muzeum

Przemysłu i Rolnictwa.

Łaskawi Słuchacze.Instynkt i świadomość, stosunek obu tych

zjawisk do prawa ewolucyi, znaczenie, jakie one posiadają w procesie rozwoju jednostki i gatunku, stanowi przedmiot odczytu.

Biologia doniedawna zamykała się w cia­snych granicach doświadczeń laboratoryjnych i bezpośredniej obserwacyi pojedynczych ob jawów życia, pozostawiała roztrząsanie ogól­niejszych zagadnień bytu innym gałęziom wiedzy.

Obecnie jesteśmy świadkami, jak i ona uledz musiała powszechnemu prawu ewolucyi, zastosować swe metody badania ścisłego do tych pytań ogólnych, od których niedawno jeszcze stroniła.

Z wynikami tych badań w zakresie instyn­ktu i świadomości ma Was zapoznać, Łaskawi Słuchacze, odczyt dzisiejszy.

Instynktem nazywamy zdolność wspólną całemu królestwu zwierzęcemu od tworów najniższych aż do człowieka włącznie, a po­

legającą na możności bezwiednego, nieświa­domego wykonywania czynności celowych. Instynkt jest własnością wrodzoną, od natury każdej istocie żyjącej daną, do powstania swego nie wymaga ani nauki uprzedniej ani doświadczenia—i tem różni się od innego ro­dzaju czynności celowej, chociaż bezwiednej, przyzwyczajenia i nałogu, polegających na zautomatyzowaniu drogą częstego powtarza­nia czynności, która początkowo była świa­domą.

Mowa potoczna określa instynkt nazwą ce­lu, do którego dany przejaw instynktowy zmierza; mówimy o instynkcie samozacho­wawczym, o instynkcie macierzyństwa, o in­stynktowej obawie śmierci i pragnieniu życia i t. d., jakgdyby zwierzę posiadało świado­mość celu, do którego zmierza czynność da­na, jakgdyby istniała w niem świadomość za­równo celu samego jak i drogi doń wiodącej, i ta świadomość była źródłem samego prze­jawu instynktu. Istotnie czynności instyn­ktowe są nieraz tak złożone, cel do osiągnię­cia tak odległy, a droga do niego prowadzą­c a - t a k kręta, że wydaje się nieprawdopo- dobnem, ażeby inna jaka przyczyna, a nie wyraźna i jasna świadomość celu i dróg do celu wiodących mogła czynnością tą kiero­wać. Tak też rozumowano powszechnie, i jeżeli zastanawiano się nad czem, to tylko

Page 2: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

226 W SZECHSW IAT N r 15

nad pytaniem, w jaki sposób zwierzę, nieraz na bardzo niskim szczeblu rozwoju stojące, może posiadać świadomość zjawisk tak zło­żonych, jakien.i bywają nawet u istot naj­niższych przejawy instynktu, ale samego fak­tu istnienia świadomości jako przyczyny in­stynktu w wątpliwość nie podawano, przyj­mowano ją apriorycznie jako źródło każdego przejawu instynktowego.

Tymczasem tak nie jest. Świadomość nie posiada żadnego wpływu decydującego na bieg spraw instynktowych; obywają się one całkowicie bez jej udziału, ani ich ona powo­duje, ani im dróg odpowiednich nie wskazuje; całe zjawisko przebiega bezwiednie, i ta bez- wiedność obok wrodzoności i celowości stano­wi charakterystyczną cechę instynktu.

Przyczyny instynktu, jako źródła zjawiska, szukać należy w czem innem. Stanowi ją sama anatomiczna budowa ciała zwierzęcia. Poprostu, samo istnienie narządów powoduje przejaw instynktu. Żm ija nie dlatego posił­kuje się zębem jadowitym, że posiada świa­domość zawartego w pochewce (grućzole) ja ­du, ale dlatego, że ma ten ząb, jak słoń trą - ' bę, a tygrys pazury. Samo istnienie narzą­dów warunkuje i istnienie ich czynności, a wy­razem zewnętrznym tych czynności są prze­jawy instynktu. W biegu ewolucyi w każ­dym osobniku utrzym ały się tylko narządy pożyteczne, t. j. takie, których czynności sprzyjają rozwojowi jednostki i gatunku, po­m agają jednostce w walce o byt, wspierają ją , zapewniają w tej walce zwycięstwo, zacho­wują jednostkę i gatunek od zagłady. Ta pożyteczność rozwojowa danej czynności fi- zyologicznej stanowi tej czynności celowość.

Celowość w znaczeniu świadomości celu i środków w danej jednostce nie istnieje i istnieć nie potrzebuje, celowość ta istnieje w prawie ewolucyi, które to prawo utrzymu­je i utrwala tylko rozwojowo pożyteczne ce­chy, i w tem tylko znaczeniu mamy prawo czynności instynktowe nazywać celowemi.I jak nie wszystkie narządy u wszystkich zwierząt są pożyteczne, tak też i nie wszyst­kie czynnościowe tych narządów przejawy zewnętrzne korzyść danym osobnikom przy­noszą. Istn ieją liczne instynkty dla rozwoju jednostki i gatunku obojętne, a nawet wprost szkodliwe, i te są bezcelowe. Sąto tak zwane przeżytki instynktowe, pozostałości dawnych

stadyów rozwoju, które wskutek zmienionych warunków życia utraciły swój charakter uży­teczności, a nie zdążyły jeszcze zaniknąć r a ­zem z narządami, których są przejawem czynnościowym.

Ja k zaznaczyliśmy wyżej, instynkt jest najpowszechniejszym objawem życia; istnieje on u tworów najniższych, spotykamy go na wszystkich szczeblach rozwoju zwierzęcego, i w życiu człowieka za]muje miejsce niepo­ślednie. Najwcześniejszym jego przejawem, wspólnym nietylko zwierzętom najniższym, ale spotykanym nawet i w królestwie roślin - nem, jest tropizm. Pod nazwą tą rozumiemy własność, polegającą na zależności kierunku ruchów i wzrostu od pewnych czynności che­micznych i fizycznych, na wpływie, jaki te czynniki zewnętrzne wywierają na ruchy i wzrost rośliny lub zwierzęcia. Is to ta zja­wiska tkwi w tem, że powierzchnia np. ciała zwierzęcego różną na bodźce zewnętrzne po­siada wrażliwość, że oprócz tego posiada ona możność przekazywania tych bodźców na­rządom ruchu, zmniejsza lub powiększa kurczliwość tworzącej je protoplazmy, przez co powoduje zmianę kierunku ruchu zwie­rzęcia. Z powodu symetryi w budowie zwie­rzę zmuszone zostaje do wykonywania ruchu postępowego w kierunku działającej przyczy­ny lub ruchu wstecznego w kierunku odwrot­nym. W pierwszym przypadku mówimy o tropizmie dodatnim, w drugim o tropizmie odjemnym.

Stosownie do bodźca zewnętrznego, który powoduje zmiany kierunku ruchu lub wzro­stu, rozróżniamy różne postaci tropizmu : heliotropizmem nazywamy tę postać, w któ­rej przyczyną zewnętrzną wpływającą na zmiany, jest słońce; geotropizmem, kiedy dy­rektywą ruchu i wzrostu jes t przyciąganie ziemi; galwanotropizmem, kiedy dyrektywą tą jest prąd galwaniczny, hydrotropiżmem— woda, a stereotropizmem obecność ciała tw ar­dego i t. d. Przejawy tropizmu są bardzo liczne, nauka współczesna odkrywa coraz to nowe jego postaci i coraz wyraźniej stwier­dza ważność tego zjawiska w życiu zwierząt najniższych. Zjawisko to, samo w sobie bar­dzo proste, daje skutki nieraz tak dalece złożone, że potrzeba bardzo ścisłych, bardzo mozolnych doświadczeń laboratoryjnych, aże­by wykazać istnienie związku przyczynowego

Page 3: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Nr 16 WSZECHSWIAT 227

pomiędzy zjawiskiem samem, a jedną z po­staci tropizmu.

Kilka przykładów najlepiej objaśni założe­nie powyższe. Istnieje pewien rodzaj polipa, Eudendrium, posiadający instynktowy pociąg do światła. Jeżeli polipa tego posadzimy z boku u okna, tak, że światło padać nań bę­dzie tylko z jednej strony, to polip skręca się ku oknu i rośnie dalej wprost w kierunku promieni słonecznych. Jednostronne oświe­tlenie powierzchni ciała powoduje zmianę kurczliwości przyległej protoplazmy, która przeciwstawia wzrostowi pewien opór. Ciało polipa, rosnąc, usiłuje tę przeszkodę ominąć, i w ten sposób polip wykręca się ku oknu. Kiedy zaś osiągnie położenie takie, że obie jego połowy są równomiernie przez promienie słoneczne oświetlane, ustaje przyczyna, która powodowała różnicę kurczliwości w proto- plazmie, znika przeszkoda jednostronna, po­lip rosnąć zaczyna wprost przed siebie ku światłu.

Pewien rodzaj motyla, Porthesia chrysor- rhea, posiada bardzo ciekawy objaw instyn­ktu samozachowawczego. Gąsienice jego lę­gną się na jesieni, zimują koloniami w gniaz­dach, na drzewach i krzewach, i na wiosnę, kiedy pierwsze promienie słońca zbudzą ro­śliny do życia, powodując ich pączkowanie, ożywiają się i zaczynają rozłazić się po drze­wach. W tym ruchu jednakże zachowują bardzo ścisły porządek, nie rozłażą się bo­wiem we wszystkich kierunkach, ale dążą wszystkie ku czubkom drzew i gałęzi i tam zbierają się, ponieważ tam tylko znajdują świeżo rozwinięte pączki, które im służą za pożywienie.

Gdyby od pierwszej chwili życia nie posia­dały one instynktu, który każe im dążyć ku czubkom drzew, gdyż tam tylko w danej chwili znaleźć mogą pożywienie, zginęłyby z głodu. Heliotropizm jest tego instynkto­wego przejawu powodem. Gąsienice (liszki) póki są czcze, posiadają heliotropizm do­datni, najedzone — własność heliotropizmu tracą. Promienie słoneczne pobudzają kurcz- liwość protoplazmy w ich narządach ruchu, zmuszają je do ruchu postępowego w kierun­ku promieni słonecznych, prowadząc je na szczyty drzew, gdzie jednocześnie znajdują świeżo rozwinięte pączki. Celowość ewolu­cyjna tego instynktu jest bardzo wyraźna,

przyczyna leży w tak prostem zjawisku, jak heliotropizm.

Dziwny tryb życia prowadzi larwa pąkli, Balanus perforatus. W nocy znajdujemy ją na powierzchni wód oceanu, skoro zaś słońce wzejdzie, ucieka w głąb wody—na dno, na głębokości 400 m od powierzchni zatrzymuje się i zaczyna wykonywać ruchy wahadłowe naokoło tej granicy, w górę i w dół, w głąb wody i ku jej powierzchni. Wieczorem po zachodzie słońca znajdujemy ją znowu na powierzchni oceanu. Loeb i Groom stwier­dzili doświadczalnie, że przyczyną tych dzi­wacznych ruchów jest heliotropizm. Skoru­piak ten pod wpływem silnych promieni świetlnych nietylko słońca, ale i gazu (który, jak wiemy, posiada liczne promienie foto­chemiczne), staje się odjemnie beliotropicz- nym, w ciemności ten odjemny heliotropizm traci, a nabiera własności heliotropizmu do­datniego. Z rana, ze wschodem słońca, pod wpływem heliotropizmu odjemnego larwa pąkli ucieka od słońca w głąb wody. P ro ­mienie słoneczne, pochłaniane przez wodę, nie dochodzą głębiej jak do 400 m, wiemy bowiem, źe na tej głębokości można bezkar­nie otworzyć kasetkę fotograficzną, klisza zachowa się jak w ciemni—światło, chemicz­ne jego promienie nie działają wcale. Na tej też głębokości ustaje działanie promieni słonecznych i na ruchy skorupiaka. Pod wpływem ciemności występuje heliotropizm dodatni, który go popycha ku górze na spo­tkanie promieni słonecznych, które go znowu strącają w dół i t. d.; trwa to tak długo, aż słońce zajdzie i pozwoli skorupiakowi swo­bodnie przebywać na powierzchni wody.

Wiemy, jak silny pociąg do światła mają owady, i jak skutkiem tego pociągu nieraz giną w ogniu świecy lub lampy. Nie posia­dają one żadnego pociągu do światła w psy- chologicznem tego słowa znaczeniu, motyle np. ani lubią ani nie lubią światła, dążenie ich do światła nie z uczuciowych wynika po­budek, heliotropizm dodatni, właściwy tej klasie zwierzęcej sprowadza te tak nieraz dla nich fatalne skutki. Promień światła świecy lub lampy, padając jednostronnie na po­wierzchnię ciała motyla, pobudza jednostron­nie narządy ruchu, wskutek czego motyl skie­rowuje się ku źródłu światła. Równoczesne oświetlenie obu połów ciała, wobec syme­

Page 4: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

228 WSZECHSWIAT N r 15

trycznego układu narządów ruchu w obu po­łowach i wzmożonej pod wpływem promieni świetlnych pobudliwości mięśniowej, powodu­je szybki postępowy ruch naprzód i motyl ginie w płomieniu świecy, zanim promieniują­ce od niej na powierzchnię ciała ciepło zdąży otamować ruch postępowy i ocalić owada od śmierci.

Heliotropizm motyla, przystosowany do warunków światła słonecznego i w tych wa­runkach dla życia motyla pożyteczny, a więc celowy, w odmiennych warunkach (światła świecy), do których motyl nie jest przystoso­wany, staje się jego nieszczęściem, prowadzi go na zgubę i śmierć.

Tych kilka przykładów z zakresu heliotro- pizmu wystarczy do wskazania nam, jak ważne znaczenie w życiu zwierząt posiada to zjawisko i jak wiele, na pierwszy rzut oka dziwnych, niezrozumiałych, a nieraz tak bar­dzo złożonych przejawów w tak prostej i tak elementarnej własności organizmu żyjącego znajduje wytłumaczenie. Często heliotro­pizm odjemny łączy się z inną postacią tro ­pizmu—ze stereotropizmem. Stereotropizm zmusza zwierzęta do ciągłego ruchu, dopóki nie znajdą takiej pozycyi, ażeby ciało ich w całej swej powierzchni szczelnie przylegało do jakiej twardej masy; czucia dotykowe, odbierane przez powierzchnię ciała od ze­tknięcia z masą, do której zwierzę przylega, wywołują otamowanie zbyt pobudliwych na­rządów ruchu, zwierzę uspakaja się, przesta­je się poruszać. T a postać tropizmu powo­duje to zjawisko, że pewne kategorye orga- nizacyj niższych usiłują wyszukiwać sobie bardzo ciasne kryjówki, chowają się po no­rach i jamach, gdzie je z trudnością wielką odnaleźć może oko wroga i łupieżcy. Celo­wość, pożyteczność tego zjawiska dla sprawy zachowania jednostki i gatunku jest bardzo wyraźna i samo istnienie własności stereo- tropizmu wystarcza zupełnie do jego wytłu­maczenia.

Rozumiemy dobrze, że celowość tej włas­ności spotęguje się jeszcze bardziej, jeżeli oprócz stereotropizmu istnieć będzie u danej jednostki i heliotropizm odjemny. Zwierzę wtedy kryć się będzie nietylko po dziurach i norach, ale i szukać ciemnych nor, aby tem łatwiej uchronić się od wszystkich wrogów.

Stereotropizm istnieć może samodzielnie

bez heliotropizmu odjemnego. Ten rodzaj jego istnieje np. u nereidy i przekonać się o tem bardzo łatwo można zapomocą do­świadczenia następującego. Jeżeli weźmie­my pudło szklane i napełnimy je wodą, jednę połowę pudła okleimy ciemnym papierem, tak aby ta połowa zupełnie nie odbierała światła, a drugą połowę zostawimy oświetlo­ną, w oświetlonej połowie na dnie pudła ułożymy na klockach, wielkości ciała nerei­dy, przezroczyste tafelki szklane i do tak urządzonego pudła wpuścimy gromadkę ne- reid, to po niedługim przeciągu czasu prze­konamy się, że wszystkie one zbiorą się w oświetlonej połowie pod szklanemi tafelka- mi. W ciemnej nie znajdziemy ani jednej, a przecież tam najlepiej przed pościgiem wroga ukryćby się mogła nereida. Dzieje się tak dlatego, że nereida nie posiada heliotro­pizmu odjemnego, lecz sam tylko stereotro­pizm, który zmusza ją do szukania pozycyi takiej, ażeby przylegać mogła całą powierzch­nią do twardej massy; w danych warunkach zawodzi ją on i zmusza do wyboru pozycyi gorszej, dla zachowania jednostki mniej pewnej i pożytecznej, a więc i mniej celowej.

Jeżeli w badaniach naszych posuniemy się o jeden szczebel w hierarchii zwierzęcej wyżej i spróbujemy określić na czem polega zjawisko instynktu u zwierząt bardziej wy- różnicowanycli, to stwierdzimy, że przyczyna zjawiska w swej istocie jes t identyczna z przyczyną przejawów instynktowych u zwie­rząt o organizacyi niższej. Tak samo jak u zwierząt niższych przyczynę tę stanowi wrażliwość powierzchni ciała na działanie bodźców zewnętrznych fizycznych i chemicz­nych, możność przekazywania ich narządom ruchu, co w połączeniu z celowem przystoso­waniem tych narządów do warunków bytu powoduje pożyteczność ich czynności dla

I sprawy rozwoju jednostki i gatunku. ' Prze- j jawy instyuktowe skutkiem tej użyteczności

zyskują pozornie jakgdyby świadomą celo­wość swego istnienia. Różnica polega tylko na tem, że w organizacyach niższych przeno­szenie się bodźców zewnętrznych na narządy ruchu odbywa się bezpośrednio; u zwierząt wyższych i samo odbieranie bodźców i prze­kazywanie ich narządom ruchu nie odbywa się drogą bezpośrednią, lecz za pośredni-

j ctwem układu nerwowego, który te bodźce

Page 5: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

WSZECHŚWIAT 229

odbiera i przenosi na odpowiednie narządy mięśniowe. U zwierząt wyższych jestto zja­wisko bardziej złożone, ponieważ czynność odbiorczą, spełniają specyalne nerwowe na­rządy zmysłowe, przystosowane do różnego rodzaju bodźców zewnętrznych, a również bardzo złożone mechanizmy nerwowe prze­noszą je na różne grupy mięśniowe, ale isto­ta zjawiska pozostaje zawsze ta sama, co i w przejawach tropizmu. Że tak jest istot­nie, stwierdzić to możemy doświadczalnie.

Do doświadczenia tego bierzemy zwierzę obdarzone najprostszym ustrojem nerwowym np. żachwę, jednę z jej odmian poszczegól­nych, Ciona intestinalis. Zwierzę to przed­stawia worek z dwuma otworami, wpusto wym i wypustowym, cały jego układ nerwo­wy ogranicza się do jednego zwoju (ganglion), leżącego pomiędzy obu otworami i wysyłają­cego włókienka nerwowe ku powierzchni ciała i ku narządom ruchu. Żachwa posiada je ­den bardzo charakterystyczny ruch instyn­ktowy. Oto jeżeli podraźnimy mechanicz­nie jeden z jej otworów, lub jakikolwiek punkt powierzchni ciała, otwory oba zamyka­ją się kurczowo, zaciskają zupełnie światło j otworu, całe ciało żachwy kurczy się, zwija ! i przyjmuje kształt kulisty. Celowość ruchu tego jest bardzo wyraźna. Przez zaraknię- I cie otworów żachwa zapobiega dostaniu się do wnętrza jakichkolwiek dla organizmu nie- ! pożądanych tworów, przez przybranie kształ­tu kulistego przyjmuje postać do obrony przed wrogiem najwygodniejszą, kula bowiem jestto taka postać ciała, w której minimum powierzchni obejmuje maximum zawartości wewnętrznej. Chcąc teraz sprawdzić, jakie znaczenie ma układ nerwowy w powstawaniu ; tego instynktowego przejawu, spróbujmy przedewszystkiem usunąć układ nerwowy zu­pełnie, i zobaczmy, jak żachwa zachowa się bez niego. Operacya sama jest prosta i z po­wodu niskiego stopnia rozwoju żachwy, dla życia jej nie bezwzględnie śmiertelna. Po operacyi zwierzątko leży jak martwe, nie od­działywa wcale na bodźce zewnętrzne, ale powoli, po 24 godzinach, wraca do życia.

Powraca też do życia opisany wyżej cha­rakterystyczny przejaw instynktowy, tylko w stopniu daleko słabszym niż u żachwy nor- \ malnej. To znaczy, że do wywołania go po- trzeba znacznie silniejszej podniety, samo

zjawisko wymaga dłuższego czasu, przebiega znacznie powolniej, ale odbywa się i sam przejaw instynktu nie ginie. Loeb, który doświadczenie powyższe przeprowadził w la- boratoryum zoologicznem w Chicago, z całą naukową ścisłością stwierdził istnienie, za­chowanie tego instynktu u żachwy pozbawio­nej układu nerwowego, wykazał w cyfrach stosunek liczebny stopnia napięcia podniety, potrzebnej do wywołania tego instynktowego przejawu u żachwy normalnej i żachwy po­zbawionej układu nerwowego.

W doświadczeniu tem mamy dowód nie­zbity, że w przejawie instynktu nawet u zwie­rząt posiadających układ nerwowy, działal­ność tego układu redukuje się do odbierania i przenoszenia bodźca zewnętrznego i źe u istot na bardzo niskim stopniu rozwoju będących, przenoszenie to może się odbywać bezpośrednio bez udziału układu nerwowego. U zwierząt wyższych istnienie tego układu jest conditio sine qua non (bezwarunkowe), u nich odbieranie i przenoszenie bodźców bez układu nerwowego jes t niemożliwe, ale u tych zwierząt wTogółe życie bez układu nerwowego nie jest możliwe. Doświadczenie Loeba przekonywa nas, źe cały ten tak celo­wy przejaw instynktu nie jest niczem innem jak zwyczajnym odruchem. Tem samem jest każdy przejaw instynktu i u zwierząt najwy­żej wyróźnicowanych : każdy przejaw instyn­ktu jest albo pojedynczym odruchom, albo szeregiem pojedynczych odruchów tak ze so­bą powiązanych, źe czucie wywołane przez każdy ruch powoduje odruchowo ruch na­stępny, aż nowy jaki bodziec zewnętrzny nie otamuje tego szeregu odruchów.

(ON)

FOTOGRAFIA i BEZPOŚREDNIA OBSERWACYA

MGŁAWIC.

(D o k o ń c z e n ie ) .

Trzeci przykład weźmiemy najbardziej po­uczający ze względu, że fotografia i obserwa- cye okularowe idą równolegle, wzajemnie się dopełniają i dają możność ścisłej kontroli obudwu metod.

Przedmiotem najliczniejszych, jak dotąd

Page 6: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

230 W SZECHŚW IAT' N r 15

zdjęć była mgławica pierścieniowa w gwia­zdozbiorze Lutni oznaczona numerem kata­logu H ersch la2 023 Logólnego 4447. Postać

Fig. 3. Fotografia mgławicy w Lutni.

mgławicy, dostrzegalna narzędziem, nie różni się od podanej na fig. 3 i składa się, jak wi. dać wyraźnie z pierwszej fotografii, z pierście­nia o blasku silnym osobliwie w dolnej (pół­nocnej) jego części. W nętrze pierścienia za­pełnia słabo błyszcząca m aterya (wyraźna na fotografii drugiej) o blasku bardzo zmien­nym najwidoczniej w związku z pewnemi sta­nami atmosfery, w ciągu bowiem jednego wieczoru wnętrze mgławicy widywałem tak błyszczące jak pierścień, poczem blask tak dalece stawał się słaby, że wnętrze niewiele było jaśniejsze od tła otaczającego nieba. Po­dobnie jak mgławice nierozwiązalne silnego powiększenia nie znosi. Najkorzystniej się przedstawia przez oba refraktory naszego obserwatoryum przy powiększeniu od 100 do 300 razy i wtedy blask jej jest najsłabszy; przy powiększeniu 450 razy pierścień i wnę­trze tworzą jednę masę formy eliptycznej.

N a fotografii pierwszej z krótką 10 cio mi- nutcfwą ekspozycyą wnętrze wydaje się p ra­wie pozbawione materyi, widać atoli dwie gwiazdy, większą i mniejszą, jak również gwiazdkę lub p łat m ateryi silnie skoncentro­wanej na samym skraju przednim mgławicy. D ługa ekspozycyą, dwugodzinna (fotografia fig. 4), daje mniej szczegółów, wnętrze p ra­wie całkowicie wypełnione materyą, gwiazda

Fig. 4. Fotografia mgławicy w Lutni.

ków, że jądro jest większe niż było poprzed­nio, dalej, źe wnętrze jes t jaśniejsze wogóle, jakgdyby napełnione materyą kosztem ma-

centralna pojedyńcza, słabo widoczna. Ze­wnętrzny i wewnętrzny brzeg pierścienia jest poszarpany, co jest widocznem na fotografii drugiej; na pierwszej zaś znać różnicę w stop­niu skupienia materyi pierścienia. Przy ob- serwacyach okularowych wszyscy zgodnie uważają brzeg dolny pierścienia za jaśniejszy, przeważnie nie zauważono słabszego blasku na stronie przedniej i tylnej mgławicy, co jednak rysunek Holdena wyraźnie wskazuje (Newcomb. Astronomia, wyd. niemieckie str. 514). Gwiazdy centralne występują na kli­szach już po 2 minutach wystawienia, kiedy sama m aterya mgławicy jest zaledwie widocz­na; jestto właściwością wszystkich mgławic planetarnych, posiadających jądra , i stąd p. Keeler wnioskuje o związku fizycznym po­między gwiazdami a mgławicą. Większa gwiazda centralna stale, chwilami mniejsza* są widzialne przez wielki 36-calowy refraktor obserwatoryum Licka; z wyjątkiem Secchiego w r. 1858 nikt większej dokładnie nie widział aż do dnia 8 lipca 1899 roku, kiedy p. Bail- laud w Toulouzie przez wielki reflektor tam ­tejszego obserwatoryum dostrzegł gwiazdę- W sprawozdaniu o tym fakcie p. B., przy­puszczając możliwość nagłej zmiany w mgła­wicy, zestawia fotografie otrzymane w r. 1890 z ostatniemi z r.p 8 9 9 i dochodzi do wnios-

Page 7: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

teryi pierścienia, wreszcie notuje różnice zau­ważone na zewnętrznych brzegach pierście­nia, pomijając atoli milczeniem zarzuty czy­nione fotografiom mgławic wogóle przez wybitnego znawcę przedmiotu Janssena, wy­powiedziane rok przedtem z przyczyny in­nych zdjęć tejże mgławicy pierścieniowej. A utor obniża wartość swoich podań, zarzuty bowiem Janssena dotyczą jeszcze kwestyj za­sadniczych, jak właściwości użytego narzę­dzia, czasu trwania ekspozycyi, wrażliwości płytek, wreszcie błędów pochodzących z nie­równomiernego biegu zegara, utrzymującego ciało niebieskie w polu lunety. J a k dalece uzasadnione są uwagi Janssena przekonywa porównanie tutaj podanych fotografij, a jesz­cze bardziej opisy klisz przez innych badaczów; tak np. Stratonow znajduje trzy gwiazdki centralne i pewną ich liczbę na obwodzie pierścienia. Te ostatnie bezpośrednio zau­ważył między innemi d ’Arrest, gdyż powiada: „na pierścieniu w części północnej, jaśniej­szej niż inne części, dwie dosyć jasne gwiazd­ki przeblyskują; wnętrze natom iast pierście­nia jest pozbawione ją d ra ”.

W razie dobrego stanu powietrza przez refraktor Oookea powiększający 300 razy zawsze widać pojedyńczo przebłyskujące ja ­sne punkciki i wyłącznie na dolnej stronie pierścienia; osobliwie dokładnie widać je było dnia 14 września r. z., tak, że przypuszczenie złudzenia trzeba wyłączyć.

Prawdopodobnie z przyczyny tych gwiaz­dek uznano pierwotnie mgławicę za rozwią­zalną, t. j. za gromadę, czego jednak nowsze poszukiwania nie stwierdziły. W edług Vo- gła widmo mgławicy wykazuje linie jasne, z typową linią mgławic gazowych; kształt w okularze mgławicy eliptyczny, na fotogra­fii zaś zbliżony do owalu. Dla naszego celu decydującym probierzem wartości fotografii mogą być wyniki pomiarów klisz, i te właśnie zebraliśmy tu taj według pp. K eelera i S tra- tonowa, aby następnie zestawić z danemi z bezpośredniej obserwacyi.

D la różnych czasów ekspozycyi mamy w se­kundach łuku :

Stratonow Keeler

eksp. 20 godz. 10 godz. 10 min. na os wielką zewnętrzną

e lip sy ............................... 92 ,52" 90,19'' 87,3"na oś małą, zewnętrzną

elipsy (krańce) . . . . 63,59" 63,11" 63,9"

N r 15 231------ r

na oś małą zewnętrznąelipsy ( średnio) . . . . — — 58,6"

na oś wielką wewnętrznąelip sy ............................... — 29,13" 40,8"

na oś małą wewnętrznąelip sy ............................... — 24,52" 32,8"

Widzimy tutaj, jak długość osi wielkiej zewnętrznej wraz z czasem wystawienia wzra­sta; rozmiary elipsy wewnętrznej są nader różne, co rzut oka na obie fotografie potwier­dza; pomiary natomiast osi małej zewnętrz­nej są zupełnie zgodne niezależnie od czasu wystawienia. Aby wyniki bezpośredniej ob­serwacyi uczynić zrozumiałemi, musimy ich najogólniejszym zasadom słów kilka po­święcić.

Najsubtelniejsze pomiary na niebie są wy­konywane zapomocą przyrządu zwanego mi­krometrem nitkowym, przytwierdzanego do okularu lunety ustawionej paralaktycznie. (Jędrzejewicz, Kosmografia, rozdz. I). Z asa­dniczą częścią składową tego narzędzia jest śruba, prowadząca nitkę pajęczą równolegle do drugiej takiej samej nitki; obie zwą się „nitkami ruchomemi”. Trzecia nitka zwana

i „sta łą” jest prostopadła do poprzednich, krzyżując się z niemi w środku pola widzenia okularu. Gdy nitki ruchome sprowadzimy śrubą do dokładnego zetknięcia się (koin- cydeucyi), to widać tylko dwie nitki prosto­padłe. Na główce śruby znajduje się po- działka i obok „rachm istrz” wskazujący liczbę obrotów i ich części, na które została odsu­nięta jedna nitka od drugiej, poczynając od punktu koincydencyi, przyjmowanego za punkt wyjścia.

Okular wraz z mikrometrem może się obracać wokoło osi lunety i nitki przyjmują różne kierunki względnie do równika i koła zboczeń.

Jeżeli ustawimy nitki ruchome (w koincy­dencyi) w polu widzenia tak, aby gwiazda, unoszona ruchem dziennym, przechodziła wzdłuż nich nie zbaczając, to nitki przyjmą kierunek równoległy do pozornego ruchu gwiazd na sklepieniu nieba i prostopadły do koła zboczeń. Gdy gwiazda przechodząca wzdłuż nitek ruchomych je s t z położenia do­brze znaną, to względnie do tej gwiazdy można określić położenie badanego ciała nie­bieskiego w postaci różnic obu współrzęd­nych, wzniesienia prostego (AR) i zboczenia

WSZECHŚWIAT

Page 8: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

232 WSZECHŚWIAT

(S), a mianowicie: N otując chwile przejść obu gwiazd przez nitkę sta lą (prostopadłą do r u ­chomych) podług zegara z czasem gwiazdo­wym, znajdujemy różnicę wzniesień prostych. Działając śrubą, odsuwamy jednę z nitek ru ­chomych tak, aby przecięła dokładnie obraz badanego ciała, wtedy gdy^druga nitka do­kładnie przecina obraz gwiazdy zmiennej; rachmistrz i odczyt na główce śruby wska­zują w całkowitych obrotach i części obrotu śruby różnicę w zboczeniu. Znaleziona róż­nica w zboczeniu może być zgóry wiadoma, gdy obserwujemy np. dwie znane dobrze gwiazdy; wtedy przez proste porównanie znajdziemy w sekundach łuku wartość jed ­nego całkowitego obrotu śruby, czyli „krok śruby”. I odwrotnie, znając krok śruby, możemy określić szukaną różnicę zboczenia gwiazdy znanej i nieznanej.

Nieco odmiennym sposobem wyznacza się p- łożenie dwu gwiazd, dostatecznie bliskich, aby jednocześnie mogły być widziane w polu lunety, przy pomocy współrzędnych biegu­nowych : odległości i kąta położenia.

Przez gwiazdę znaną przeprowadzamy wte­dy koło zboczeń tak, żeby przecinało się z dru- giem wielkiem kołem, ptzechodzącem przez ową gwiazdę znaną i przez nieznaną. P rze­cięcie tych kół utworzy kąt, z wierzchołkiem w gwiazdzie znanej, zwany kątem położenia (pozycyjnym). Odległością gwiazd nazwiemy łuk koła przez nie przechodzący, między nie mi zawarty, w sekundach łuku wyrażony. Przy mikrometrze, jako druga część składo­wa, jest przytwierdzone koło, w płaszczyznie prostopadłej do osi lunety, nazwane kołem położeń (pozycyjnem) z podzialką na minuty od 0° do 360°.

Odczyt na kole, wskazujący kierunek nitki stałej, gdy gwiazda znana wzdłuż niej prze­biega, skombinowany z odczytem na kole, gdy taż sam a nitka sta ła dokładnie przecina obrazy gwiazdy znanej i nieznanej, daje kąt położenia szukany.

Utrzymując w tem położeniu na nitce s ta ­łej obie gwiazdy w środku pola widzenia, bądź zapomocą przyrządu zegarowego, obra­cającego lunetę zgodnie z ruchem sklepienia nieba, bądź zapomocą śruby bez końca, roz­suwamy nitkę ruchomą, aby przecięła jednę z gwiazd, gdy równoległa nitka przecina drugą. Odczyt na główce i rachmistrzu

wskazuje odległość dwu gwiazd. Jeżeli b a ­dane ciało niebieskie ma wymiary (plamy słoneczne, kratery księżyca, mgławice, ko­mety), to w podobny sposób określamy poło­żenie i odległość dwu jakichkolwiek punktów danego ciała.

Chcąc dać wyobrażenie o odległości jednej sekundy łuku, powiemy, źe na taką odległość umieszczone cienkie nitki pajęcze, do granic

I możliwości rozciągnięte, przeświecają wąską szczeliną; gdy wszakże odległość nieco zmniej­szymy, np. do 3/4 sekundy, widać już tylko jednę nitkę zgrubiałą; grube nici pajęcze na odległości 1" stykają się z sobą.

W polu lunety widzieć, oczywiście, musi­my ciało niebieskie i nitki mikrometru, więc w czasie nocnej obserwacyi posiłkować się trzeba światłem lampki, która odpowiednio umieszczona oświetla pole, dając czarne nit­ki na jasnem tle; wtedy jednak giną słabe gwiazdki i mgławice; należy więc bokiem rzu­cać światło na same nitki, aby błyszczały na czarnem polu.

P rosto ta i łatwość pomiarów, jak je tutaj przedstawiliśmy, jes t tylko pozorną; cały szereg ubocznych wpływów sprawia, że poje­dyncze wyniki wykazują znaczne różnice, t. j. błędy obserwacyi. Pomiary, wobec drżących obrazów gwiazd, niewyraźnych konturów mgławic, nie mogą być dokładnie zgodne, lecz tego rodzaju błędy, zwane przypadko- wemi, usuwa znaczna liczba wykonanych obserwacyj. Dlatego groźniejsze są błędy stałe z niedokładności narzędzia pochodzące; znać je musi obserwator, inaczej rezultat naj­liczniejszych pomiarów będzie bez wartości. Po uwzględnieniu wszystkich możliwych po­prawek, po wyrugowaniu błędów stałych, wynik ostateczny jest jeszcze obarczony oso­bistym błędem obserwatora, jemu tylko wła­ściwym, niemożliwym do wyrugowania, okre­ślanym jedynie względnie do innego obser­watora przez porównanie pomiarów jednej i tej samej wielkości.

Teraz już łatwo nam przedstawić wyniki pomiarów mgławicy w L u tn i : nastawiając nitki mitrometru, aby wzdłuż jednej z nich mgławica przechodziła, możemy zauważyć przeciąg czasu gwiazdowego, który zużytku­je na przebieżenie drugiej nitki prostopadłej do poprzedniej, śledząc okiem i uważając słuchem na uderzenia zegara w chwilach,

Page 9: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Nr 15 WSZECHSWIAT 233

kiedy mgławica dochodzi do nitki i kiedy ją opuszcza

Pomiary d ’A rresta z r. J861 dają w se­kundach czasu gwiazdowege 5,48 s.; Engel­manna (186ó —1874) 5,525 s ; d’Engelhardta (1883—1884) 5,409 s., moje z r. z. 5,535 s. Różnice nie przenoszą 0,1 sek.; nie są syste­matyczne, lecz przypadkowe; stąd też wnosi my, że czas przejścia mgławicy od r. 1861 nie uległ zmianie i niewiele się różni od śred­niej arytmetycznej z powyższych obserwacyj, równej 5,472 s., dając spostrzeżeniom d’En- gelhardta podwójną wagę, jako najliczniej­szym.

Przecinając elipsę w mgławicy nitką mi­krometru wzdłuż wielkiej osi, znajdziemy kąt położenia mgławicy. D ’A rrest daje 58,7°; Stratonow z pomiarów kliszy pierwszej 61,9°, drugiej 60,8; Barnard 65,43; moje obserwa- cye z trzech wieczorów, każda jako rezultat 5-ciu nastawień, dają 61,1° = 7 3 (6 ^° + 60°4- 63,3°). K ą t zatem podany przez B arnar­da nader się różni od wszystkich innych. Przypuszczając, że pomiar B arnarda jes t obarczony błędem stałym, znajdziemy jego źródło łatwo, przyjmując, że przez wielki refraktor obserwatoryum Licka, którym po­miar był wykonany, stale jest widzialna I centralna gwiazda mgławicy. Nie leży ona na samej wielkiej mgławicy, co wskazuje fo­tografia; przy obserwacyi atoli okularowej faktu tego zauważyć, prawdopodobnie, nie można, zresztą nitka mikrometru pomimo- woli kieruje się na ten punkt wytyczny. Na­sze pomiary nie są tak zgodne pomiędzy so­bą (dwa pierwsze równe tylko przypadkowo), jak pięciokrotne Barnarda (Astron. Nachr. nr. 3 354) w ciągu la t kilku wykonane; są wszakże wolne od błędu stałego, ponieważ wnętrze elipsy jest próżne i nitka nie ma przyczyny do zbaczania w jednę stronę w ię­cej niż w drugą.

Zgodność pozostałych pomiarów jest zu pełnie zadaw alniająca: Rozsuwając nitkimikrometru raz prostopadle do kierunku, wskazującego kąt położenia, drugi raz rów­nolegle, a zawsze do styczności z zewnętrz - nemi brzegami elipsy, znajdziemy jej o s i:

(TArrest Barnardna oś wielką zewnętrzną . . . 78,1" 80,89"

oś małą zewnętrzną . . . . 59,9" 58,81"

Odpowiednio otrzymałem 80,1" i 60,1".

Barnard podaje jeszcze pomiar osi wielkiej wewnętrznej 36,52" i małej 29,36".

Przedstawiliśmy szczegółowo pomiary, aby uzasadnić wniosek, źe bezpośrednie, pomimo różnic w rozmiarach narzędzi, w danym przy­padku nieledwie krańcowych, są zgodriiej- sze niż pomiary klisz. Nie idzie nam w da­nej chwili o to, czy rzeczywistym rozmiarom elipsy mgławicy lepiej odpowiada pomiar kliszy, czy mikrometryczny (fotografia daje rozmiary daleko większe), lecz jedyn ie.o zgo­dność przynajmniej taką, aby pomiary różni­ły się tylko błędami osobiste m i obserwato­rów, co jest cechą narzędzi astronomicznych. Jestto wzgląd najważniejszy, ponieważ ce­lem pomiarów precyzyjnych jes t wyznaczenie położenia badanego ciała na nisbie, dalej określenie ruchu własnego, wreszcie odległo­ści (parałaksy). Dotąd tylko pomiarom mi- krometrycznym i ich zgodności zawdzięcza­my poznanie układów gwiazd podwójnych i paralaksy niektórych gwiazd.

Teoretycznie obserwacya przy pomocy zdjęć fotograficznych powinnaby mieć wyższość, wykluczone są tu bowiem błędy osobiste ob­serwatorów, i na ten ważny fakt przeszło przed półwiekiem zwrócono uwagę. Okazu­je się wszelako istnienie błędów „osobistych” narzędzi, obok licznych stałych różnego po­chodzenia. Badania obecnej chwili są skie­rowane ku ustaleniu metod, co jes t już zro­bione odnośnie do fotograficznej mapy nieba i złączonego z nią katalogu gwiazd. In- strukcyą, wydaną w tym celu na kongresie astronomów z r. 1887, nieobjęte były mgła­wice i gromady gwiazd, i udoskonalenia po­zostawione pracom pojedyńczych astrono­mów. Nieskrępowany kierunek prac może wydać i wydaje pożądane owoce, lecz wyniki należy przyjmować ostrożnie. Widzieliśmy jak dalece uwagi Janssena, wypowiedziane

I przed dwu ma zaledwie laty. dotyczą jeszcze kwestyj podstawowych i elementarnych. P a ­miętać należy, źe wobec nowego niezwykłego faktu bezpośrednio obserwowanego, przy­puszczamy zawsze możność złudzenia, w yra­żenie zaś „stwierdzono na drodze fotograficz­nej” posiada urok rzeczywistości, przez co stać się może źródłem nąjfałszywszych wnio­sków. Śmiałe np., podane poprzednio, hy- potezy p. Baillaud o zmianach jakoby za­szłych w ciągu ostatnich la t w mgławicy

Page 10: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

234 WSZECHSWIAT N r 15

pierścieniowej, mogą się równie dobrze wy­tłumaczyć niedokładnością zdjęć i niewłaści- wem porównywaniem klisz, i jedynie zasta­nawiająca uwaga, nie sprawdzona atoli z in­nych źródeł, polega na notatkach dziennika obserwatoryum, że przed r. 1861 wnętrze mgławicy było tak ciemne jak otaczające tło nieba, gdy dziś jest, niewątpliwie, znacznie jaśniejsza.

Przed kilkunastoma laty jeden z astrono­mów (M. Rayet. Notes sur 1’histoire de la photograpbie astronomiąue. Bulletin astr. 1887 r.), zdając sprawę z postępów fotografii na usługach astronomii, pow iedział: „Dla wielu wydaje się niemożliwem zastąpienie przez kliszę wzroku obserwatora. Jeżeli tak będzie w rzeczy samej pożałuję wrażeń od­noszonych przy wykonywaniu trudnej obser­wacyi bezpośrednio na niebie. Sądzę wsze­lako, że oko i ręka są zbyt dobrze wypróbo­wanemu narzędziami, którym astronom ulać powinien, i nieprędko staną się one bezuży- tecznemi”.

Tenże au tor jeszcze dodaje : „W bada­niach powierzchni słońca, jego korony, w po­miarach widm gwiazd, fotografia z korzy­ścią zastąpiła uciążliwą pracę astronoma; obecnie odtwarza mapę nieba i zamierza za­jąć się gwiazdami podwójnemi” .

Jakkolwiek, w rzeczy samej, spektroskopia prawie wyłącznie posługuje się metodą foto­graficzną, wszelako pomoc obserwacyi o ku­larowej w odróżnianiu poszczególnych ty ­pów widm może okazać się konieczną, jak to wynika z ostatnich prac Vogla, najpoważ­niejszego w tej dziedzinie badacza; subtelne zjawiska na powierzchni słońca mogą być oddane dokładnie tylko zapomocą rysunków; trudne pomiary gwiazd podwójnych są wyko­nywane wyłącznie bezpośrednio; wreszcie przybliżone położenia gwiazd z katalogu fo­tograficznego nieba wyznaczają się względem gwiazd dobrze znanych z obserwacyj połud­nikowych.

Z klisz otrzymane ruchy własne i parala- ksa gwiazd przez P ritcharda, Wilsinga i kil­ka innych, rokują, niewątpliwie, przyszłość świetną metodzie fotograficznej; są to atoli dotąd rezultaty prac pojedyńczych bada­czów, stosujących własne metody do poszcze­gólnych narzędzi. Gdy jes t dowiedziona możliwość pomiaru bezpośredniego, wskaza­

ną metodą i typ narzędzia, rzecz staje się rozstrzygniętą : pomiar wykonać może każdy obserwator, i taka kontrola wzajemna wyni­ków stanowi całą wagę pomiarów precyzyj­nych. Zanim ta zasada, w całej rozciągło­ści, da się zastosować do fotografii, decydują- cemi pozostają narzędzia obserwacyi bezpo­średniej, których znów najważniejszą częścią składową jest człowiek przy okularze, jak się wyraził jeden z wybitniejszych współczes­nych astronomów.

W racając jeszcze na chwilę do rozpatry­wanych tu taj mgławic, musimy kilka słów powiedzieć o ich blasku, odcieniach i kolorze.

Na zasadzie obserwacyi okularowej zau­ważono, o czem już wspominaliśmy, pewne zmiany w blasku wielkiej mgławicy Oryona. Jestto jednak tylko dość nieuzasadniona hy­poteza, i stanowczo rzecz rozstrzygnąć może w przyszłości fotografia, jako metoda objek- tywna, jedynie właściwa wobec zjawiska przedstawiającego wybitną zmienność z przy­czyny wpływów ubocznych, jak stany atmo­sfery, różność narzędzi, użyte powiększe­nia, nie mówiąc już o osobistej wrażliwości oka obserwatora. Z tych samych przyczyn blask i nawet kolor jakiejkolwiek mgławicy, przypuszczalnie niezmiennej, u różnych ob­serwatorów jest różny. Mgławicę w P eg a­zie d ’A rrest nazywa jasną lub dosyć jasną. Jednokrotna obserwacya w ciągu nocy po­godnej, bezksiężycowej dała mi mgławicę dosyć słabą, z blaskiem podobnym do t. zw. „światła szarego” księżyca. Czy takie po­równanie jest trafne, należy jeszcze spraw­dzić. Wogóle wynalezienie podobieństwa do znanych obrazów jest ważne, czasami decy­dujące. Z a przykład można wziąć mgławicę w Lutni, którą stale mianuje d ’A rrest nie­określenie, bardzo jasną, błyszczącą, gdy tymczasem jej blask jest niezmiernie charak­terystyczny : d’Eagelhardt powiada : „m gła­wica błyszczy jak fosfor w ciemności”. Okre­ślenie to tak dokładnie odpowiada rzeczywi­stości, źe gdyby kiedyś astronomowie nie zgodzili się na to, mielibyśmy dowód zmiany blasku. Musimy tylko dodać uwagę, że stosuje się to w razie dość wielkiego po­większenia (najmniej 100 dla refraktorów naszego obserwatoryum), inaczej blask jest bardzo silny, migocący.

Bogactwa barw pomiędzy mgławicami nie­

Page 11: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Nr 15 WSZECHŚWIAT 235

ma, są tylko dość trudno spostrzegane od­cienie, zielonkawy, róźowawy, z przewa­gą białego. Wyraźny kolor niebieski i zie­lony mają niektóre mgławice planetarne, dość pospolite. Nazwa ich wskazuje postać; rozmiary m ają znacznie mniejsze w porów­naniu z pierścieniową w Lutni; wszystkie są gazowe z charakterystyczną zieloną „linią mgławic”; niektóre właściwiej nazwaćby na­leżało pierścieniowemi, dla znacznej różnicy w skupieniu materyi w środku i przy brzegach. Typową przedstawicielką jes t jedna z najpię­kniejszych mgławic wogóle, oznaczona nr. ogólnego katalogu 4373 : pierścień o prze­pysznej szmaragdowej mieniącej się barwie otacza białą, matową gwiazdę, nieco ekscen­trycznie ku przedniemu brzegowi zbliżoną. Mgławica robi wrażenie planety w fazie, po­nieważ brzeg przedni znacznie jest mniej jasny i wyraźny. Porównywając ten opis z opisem podanym przez Engelhardta, zna­lazłem różnicę w barwie, gdyż wzmiankowa­ny obserwator stale nazywa mgławicę nie­bieską. W następny pogodny wieczór spraw­dziłem dokładność pierwszego określenia barwy, i byłem niezmiernie zdziwiony, zau­ważywszy w kilka dni później wyraźny kolor niebieski mgławicy w czasie obserwacyi przy dość złym stanie powietrza. N a wzmianko­wane różnice niemało wpływa światło po­stronne, gdyż noce były bezksiężycowe, i za­zwyczaj obserwacye mgławic odbywają się w zupełnej ciemności, pod osłoniętą zewsząd kopułą i z lampką ręczną w ukryciu. W i­docznie oddziałał tylko odmienny stan po­gody.

Podobnego rodzaju wątpliwości rozstrzyga zdanie wygłoszone prz^z większość obserwa­torów, co, wobec braku metody objektywnej, byłoby wystarczającem, gdybyśmy posiadali dostateczną liczbę obserwacyj tych ciał. Mgławice tymczasem są zaniedbane, na co już przed kilkunastoma laty zwrócił uwagę Tempel; w ostatnich czasach, dzięki meto­dzie fotograficznej, gromady gwiazd i mgła­wice zaczęto badać wszechstronnie; każdy tom Astrophysical JournaPu, w szczególno­ści, przynosi liczne nowe, czasem zgoła nie­oczekiwane zdobycze, osięgnięte za pośred­nictwem najdoskonalszych narzędzi i środ­ków, jakiemi rozporządzają wzorowo urzą­dzone obserwatorya w Ameryce.

Jestto bodźcem do badań okularowych osobliwie mgławic zarówno dostępnych dla obudwu metod, przyczem nie będą pomijane pomiary, dotąd dość nieliczne, w celu wyzna­czenia miejsc tych ciał.

Jeszcze ważniejszym bodźcem jest okolicz­ność, że w kilku przypadkach przypuszczają istnienie ruchów własnych mgławic. Jeżeli te ruchy bądź rzeczywiste, bądź względne, odnośnie do biegu słońca w przestrzeni, zo­staną stwierdzone, to najbardziej rozpo­wszechnione przypuszczenie o bezmiernej od­ległości mgławic, usuwanych poza granice systemu gwiazdowego, straci podstawę. Jesz­cze jeden krok dalej, a znajdziemy się w możności oznaczenia paralaksy mgławic.

Ja k doniosłem zagadnieniem jest wskaza­nie prawdziwego stanowiska gromad i mgła­wic we wszechświecie, wyjaśniać niepotrzeba. Trudno przewidzieć na jakiej drodze zada­nie rozwiązane będzie, czy przez pomiary bezpośrednie, czy teź przy pomocy fotografii, jest pewnern atoli, że pomiary mikrometrycz- ne ubiegłego stulecia służyć będą za podsta­wę do wszelkich prac przyszłych.

B . MerecTci.

W I D Ł A K I .

(D o k o ń c z e n ie ) .

Ze względu na na swą wysoką organizacyą przedrośla widłaków zajmują pierwsze miej­sce wśród wszystkich paprotników oraz msza­ków. Jednocześnie okazują one znaczne róż­nice między sobą, dotyczące nietylko postaci zewnętrznej i budowy anatomicznej, lecz przejawiające się i w innych właściwościach, a mianowicie w historyi rozwoju, w budowie organów płciowych, w rozmaitej długości ży­cia, a w końcu w sposobie odżywiania się (sa­profityczne, nawpół saprofityczne i przyswa­jające przedrośla). To teź Bruchmann przy­puszcza, że gatunki, które odnosimy obecnie za przykładem Linneusza do jednego rodza­ju Lycopodium, należą w rzeczywistości do kilku typów samodzielnych, których ce- . chy zachowały się dotąd wśród pokolenia płciowego. S tąd też Bruchmann proponuje rozdrobnienie rodzaju Lycopodium na kilka nowych rodzajów, odpowiednio do liczby

Page 12: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

236 WSZECHSWIAT N r 15

typów przedrośli. Odnalezienie pokolenia płciowego widłaków pozwala nam także do­kładniej określić stosunek pokrewieństwa tych roślin do innych grup widłakowatych. Z tych ostatnich najbliżej spokrewnione są z widłakami podzwrotnikowa rodzina P si­lotaceae i rozpłaszczki (Selaginellaceae). Rodzina Psilotaceae obejmuje dwa rodzaje : Psilotum i Tm esipteris z kilkoma gatunkami. Zewnętrznym swym pokrojem oraz budową anatomiczną rośliny te przypominają w wy­sokim stopniu widłaki, od których różnią się wszakże kilkukomorowemi zarodniami oraz brakiem korzeni; zamiast tych ostatnich po­siadają one obficie rozgałęzione kłącza, znaj­dujące się stale w połączenie z grzybnią, któ­rej, jak wiemy, w korzeniach widłaków stale brak. W każdym razie rodzina Psilotaceae, której przedrośla niestety dotąd odnalezione nie zostały, znajduje się w najbliższem po­krewieństwie z widłakami, i przedstawia prawdopodobnie boczną gałąź tych ostatnich.

Następną grupę pokrewną widłakom sta­nowią rozpłaszczki (Selaginellaceae). Podo­bieństwo ich do widłaków dotyczy jednak przeważnie budowy anatomicznej i sposobu rozgałęzienia, a w części i historyi rozwoju. Pozatem między obiema temi grupami roślin zachodzą znaczne różnico, występujące za­równo w zarodnikowcu jak i płciowem poko­leniach. O ile bowiem pierwsze posiada u roz- płaszczek stanowczo wyższą organizacyą niź u widłaków (zróżnicowanie np. zarodników i zarodni u rozpłaszczek na męskie i żeń­skie), o tyle znowu same przedrośla okazują się u Selaginellaceae silnie uwstecznioneini. Utraciły one tu bowiem całkowicie zdolność samodzielnego odżywiania się, a żyją jedy­nie kosztem zapasów nagromadzonych w za­rodnikach. Tymczasem przedrośla widła­ków wyróżniają się swą wysoką organizacyą z pośród całego typu rodniowców. Jednem słowem różnice, jakie zachodzą między wi­dłakami a rozpłaszczkami okazują się dale­ko większe niżbyśmy to mogli przypuszczać poprzednio, nie znając przedrośli widłaków. Dają nam one prawo jedynie uważać roz­płaszczki za wyższe ogniwo w rodowym roz­woju widłaków, do których pozostają one w takim stosunku, jak różnozarodnikowe pa­procie (Salviniaceae i M arsiliaceae) do p a­proci zwykłych, łub kopalne różnozarodniko­

we skrzypy (Calamariae, Asterophyllitps) do skrzypów właściwych.

A zatem widłaki przedstawiają zupełnie samodzielną grupę roślin, z której wzięły prawdopodobnie początek zarówno Psilota­ceae jak i rozpłaszczki.

Z jakiej grupy roślin jednak rozwinąć się mogły same widłaki? Oczywiście początku ich szukać należy wśród niższych typów ro­ślinnych, wśród mszaków, specyalnie zaś mię­dzy wątrobowcami, które przecież tak wielką wykazują rozmaitość w budowie swych orga­nów wegetacyjnych. Nie znamy wprawdzie obecnie żadnych przejściowych form między widłakami a wątrobowcami, różnica zaś jaką widzimy między widłakiem a wątrobowcem jest tak olbrzymią, że na razie przypuszcze­nie, jakoby między roślinami temi zachodził jaki związek genetyczny wydaje się zupeł­nie nieprawdopodobnem. A jednak niektóre szczegóły z historyi rozwoju widłaków rażą­co przypominają rozwój wątrobowców. Tak np. u Lycopodium cernuum z kiełkującego zarodnika powstaje nie odrazu przedrośle, lecz początkowo nitka wielokomórkowa, coś w rodzaju zaczątkowego splątka (protonema) mchów, z której dopiero później wyrasta przedrośle. W ten sam sposób rozwijają się wątrobowce, szczególniej z grupy Junger- manniaceae. Zresztą i same przedrośla wi­dłaków z wielu względów tak są podobne do wątrobowców, że gdybyśmy nie znali ich związku z rośliną zarodnikową, zaliczyliby­śmy je z pewnością do tych ostatnich. Licz­ne podobieństwa zachodzą także między roz­wojem owocnika (sporogonium) wątrobow­ców a widłakami. W obu przypadkach np. rozwój zaczyna się od podziału komórki ja ­jowej na dwie nierówne części, z których jedna wydaje zarodek, druga zaś przeobraża się w wieszadełko; w obu przypadkach za­rodek posiada nóżkę, zapomocą której po­biera pokarm z przedrośla. Najwybitniejsza zaś różnica między pokoleniem zarodniko- wem wątrobowców a widłakiem polega na tem, że gdy widłak posiada swe własne or­gany odżywcze, owocnik wątrobowców żyje kosztem plechy, na której się rozwinął. Skutkiem tego widłak w ciągu wieloletniego swego życia może wydać ogromną ilość za­rodników, gdy tymczasem puszka wątrobow­ca zawiera ich ograniczoną liczbę. Ponieważ

Page 13: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N r 15 WSZECHSWIAT 237

jednak zwiększenie ilości zarodników leży w interesie rozpowszechnienia gatunku, prze­to możemy przyjąć, źe u pewnej grupy wą­trobowców owocniki przez samodzielne od­żywianie się zdobyłyby możność produkowa­nia znacznej liczby zarodników i w ten spo­sób przeobraziły się w asymilujące pokolenie zarodnikowe. Przeobrażenie to naturalnie nie mogło się odbyć nagle, lecz musiały je po przedzać liczne stadya przejściowe, kiedy młoda roślina widłaka, zdobywając w części tylko pokarm samodzielnie, musiała jedno­cześnie korzystać z zapasów nagromadzo­nych w przedroślu. Tego rodzaju formy przejściowe nie doszły wprawdzie do nas, nie wskazuje nam ich również i paleontologia, lecz historya rozwoju wielu widłaków (L. cer- nuum, inundatum), których przedrośla we getują na powierzchni gruntu, czyni tego ro­dzaju przypuszczenie bardzo prawdopodo- bnem. U tylko co bowiem wymienionych gatunków, według badań Treuba, młody za­rodek widłaka, wydostając się z rodni, posia­da swoisty bulwkowaty organ czyli t. zw. przez tego badacza pęd pierwotny (proto- cormus). Z organu tego wyrastają u dołu włośniki, wchodzące w połączenie z grzyb­nią, u góry zaś wyrasta on w króciutki listek, obok którego powstaje poniżej kilka nowych listeczków. Listeczki te energicznie przyswa­ja ją dwutlenek węgla z powietrza. W tem więc stadyum roślina nie zadawalnia się już gotowym pokarmem z przedrośla, a pobiera go już częścią samodzielnie z gruntu i po­wietrza. Stadyum więc pędu pierwotnego przedstawia nam jeden z etapów rodowego rozwoju widłaków, w którym roślina zaczęła się już odżywiać samodzielnie, nie natyle jed ­nak energicznie, by się mogła całkowicie uwolnić z zależności od przedrośla.

Tego rodzaju wyodrębnienie się widłaków z pośród postaci podobnych do dzisiejszych wątrobowców musiało się odbyć w bardzo od­ległych epokach geologicznych, szczątki bo­wiem widłaków odnajdujemy już w pokładach węglowych. Rosły one wtedy razem z Lepi- dodendronami i Sigillaryami i występowały w gatunkach właściwych obecnie tylko stre­fom podzwrotnikowym. Musimy więc widła­ki uważać za jednę ze starożytniejszych grup roślinnych. Mimo to jestto grupa znajdu- j

jąca się obecnie jeszcze w pełni swego rozwo- |

ju. Za tego rodzaju przypuszczeniem prze­mawia zarówno geograficzne rozmieszczenie tych roślin, które zniewala nas początek wie­lu gatunków odnieść zaledwie do epoki trze­ciorzędowej, jak również i wysoka plastycz­ność organizacyi widłaków, występująca w ich pokoleniu płciowem jeszcze wyraźniej niż u postaci zarodnikowych. Otóż wskutek tej zaiste godnej podziwu zdolności przystoso­wania się do najrozmaitszych warunków ży­ciowych znajdujemy widłaki we wszystkich częściach świata i pod najrozmaitszemi sze­rokościami geograficznemi, zaczynając od gór wysokich i okolic podbiegunowych a koń­cząc na podzwrotnikowych lasach dziewi­czych ł). Jedynie miejscowości o suchym klimacie i wielkich różnicach w ilości opadów atmosferycznych (stepy, pustynie) są tych ro­ślin pozbawione. Wogóle widłaki potrzebu­ją do swego rozwoju dużo wilgoci. W stre­fie umiarkowanej rosną one przeważnie na gruntach obfitujących w próchnicę, a miano­wicie po lasach, na wrzosowiskach. Pod zwrotnikami większość widłaków wegetuje jako epifity na pniach drzewnych. Niektóre zresztą gatunki napotykają się na gruntach piaszczystych (np. u nas L. inundatum), a na­wet kamienistych (L. cernuum). Inne zno­wu gatunki przystosowały się do życia wod­nego, np. amerykański widłak L. alopecu- roides lub też zamieszkujący peryodycznie zalewane łąki L. inundatum. O statni gatu ­nek rośnie także i na gruntach słonych. Zasługuje w końcu na zaznaczenie obfite wy­stępowanie w okolicach wulkanicznych pod­zwrotnikowego widłaka L. cernuum, pomimo wydzielających się tam bardzo szkodliwych dla wszelkiej roślinności gazów : dwutlenku siarki i siarkowodoru.

J . Trzebiński.

S E K C Y A C H E M IC Z N A .

Posiedzenie z d. 30 marca, 6 -te w r. b.Po przeczytaniu i przyjęciu protokułu posie­

dzenia poprzedniego, dr, L. Łączkowski z Sobie­szyna mówił „o metodach analizy ziem i”. W ła­ściwie prelegent wspomniał tylko krótko o spo-

*) Największą liczby gatunków widłaków wy kryto w Ameryce środkowej i południowej,

Page 14: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

238 WSZECHSWIAT N r 15

sobach analizy mechanicznej oraz o niektórych zalecanych metodach chemicznego ługowania ziemi zapomocą kwasów; bliżej zaś przedstawił wyniki, jakie otrzym ał, porównywając rezultaty analizy, dokonywanej dwuma sposobami : przez ługowanie 1 0 ° /0-owym kwasem solnym na g o ­rąco oraz kwasem solnym 2 5°/0 -owym na zimno przez 4 8 godzin; ostatni sposób zaleca Komisya fizyograficzna Akademii umiejętności. Rezultaty były prawie jednakowe, sposób drugi okazuje się właściwszym w użyciu. Dr. Ł proponuje uży­wanie aparatu rotacyjnego do ługowania, co w e­dług prób jego skraca sam proces do 7 -min godzin.

W dyskusyi p. W. Leppert mówił o potrzebie opracowania metod jaknajprostszych do badania ziemi na pewne poszczególne składniki. Sposoby takie powinny być tak proste, ażeby każdy inte­ligentny człowiek, choć z pracą chemiczną nie oswojony, mógł zbadać ziemię. Szczególniej ważne jest znalezienie sposobu określania ilości kw. fosforowego i potasu, gdyż dla innych części składowych sposoby bardzo praktyczne są już obmyślone.

Następnie przewodniczący p. Znatowicz od­czytał postanowienia W ydziału fiz.-mat. Akad. Um., dotyczące ujednostajnienia słownictwa che­micznego. Uchwała plenarnego zebrania nastąpi niebawem. Rzecz ta w całości ukaziła się w 1-ym numerze „Chemika polskiego".

P. Znatowicz wezwał Sekcyą chemiczną jako iuicyatora reformy, do wprowadzenia jej w życie.

Inż. H. Karpiński wspomniał o konieczności przygotowania dezyderatów, dotyczących reformy taryfy celnej.

P. W ł. Leppert zawiadomił o wyjściu z druku katalogu biblioteki Tow. pop. przem. Dział czasopism chemicznych archiwalnych przedstawia się pokaźnie. Katalog otrzymają wszyscy człon­kowie Towarzystwa.

Na tem posiedzenie zostało ukończone.

KRONIKA NAUKOWA.

— Kalcyt i aragonit. Pytanie, która z tych dwu modyfikacyj węglanu wapuia jest trwal­sza w zwykłych warunkach, dotąd nie zostało rozstrzygnięte. F oote określił rozpuszczalność kalcytu i aragonitu w rozmaitych temperaturach i wykazał, że we wszelkich temperaturach poni­żej punktu topliwości kalcytu trw alszy je s t ten ostatni. Obie modyfikacye zaliczyć więc należy (podług klasyfikacyi Ostwalda) do rzędu jedno- zmiennych („m onotrop” ) t. j. takich, które do­puszczają przemianę w jednym kierunku : arago­nit kalcyt. Do rzędu odwrotnie zmien­nych („enantiotrop”) należą np. dwie modyfika­cye aiarki, rombiczua i monokliniczna, których

temperatura przemiany leży poniżej punktu to­pliwości siarki.(Zeitsch. fur phys. Chem. t. 33, str. 7 4 0 — 759).

M . C.

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

S t a c y a m e teo ro lo g ic zn a w Ojcowie.

Przyrządy potrzebne do wyposażenia stacyi meteorologicznej już od kilku lat znajdowały się w Ojcowie w zakładzie „Goplana”, były one wy­próbowane i porównane z normalnemi na stacyi przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w W arsza­wie. Dopiero jednak od 1 stycznia roku b ieżą­cego, dzięki gorliwości dr. Niedzielskiego, kieru­jącego zakładem, stacya ta rozpoczęła regularnie funkcyonować i nadsyłać wyciągi z dziennika ob­serwacyi do stacyi centralnej przy Muzeum. Z nadesłanych sprawozdań za dwa miesiące : sty­czeń i luty, widać, że stacya meteorologiczna w Ojcowie odrazu została postawiona na gruncie ściśle naukowym i jest prowadzona bardzo sta­rannie i umiejętnie. Może ona służyć wraz ze stacyą w Nałęczowie, również bardzo starannie prowadzoną, za wzór stacyi meteorologicznej, ja ­ka powinna się znajdować przy każdym zakładzie klimatycznym i kąpielowym.

Z nadesłanych dwu sprawozdań wyjmujemy następujące liczby, dla dania wyobrażenia na­szym czytelnikom o różnicy w przebiegu tego­rocznej zimy w dolinie Ojcowskiej i w miejscu zupełnie otwartem. Dla porównania weźmiemy niedaleko stamtąd znajdujące się Ząbkowice, p o ­łożone mniej więcej w tej samej wysokości nad poziomem morza. Temperatura średnia stycznia wynosiła w Ojcowie — 5,5° C, w Ząbkowicach — 6,3° C (w Warszawie — 5,5° C); tempera­tura najwyższa w Ojcowie przypadła d. 26-go i wynosiła —}—5,0° C, najniższa zaś — 15°, 1 C d. 9-go. W Ząbkowicach też same temperatury w ynosiły: + 5 ,0 ° C d . 23 i — 18,7° C d. 6-go. W ilgotność średnia wynosiła w Ojcowie 73, w Ząbkowicach zaś 91. Największą różnicę spostrzegamy w natężeniu wiatrów i wysokości utworzonej powłoki śnieżnej, W dolinie Ojcow­skiej ciszę notowano 41 razy w ciągu miesiąca (na 93 obserwacyj), w Ząbkowicach zaś tylko 19 razy. W Ojcowie przez cały miesiąc utrzy­mywała się powłoka śnieżna 7 cm; w Ząbkowi­cach największa grubość powłoki śnieżnej dosię­gła 3 cm d. 21; zresztą było 7 dni bez powłoki.

Podobnego rodzaju różnice dostrzegamy i w lu ­tym. Temperatura średnia z całego miesiąca w Ojcowie wypadła — 5,0° C; tymczasem w Ząb­kowicach — 5,6° C. W Ojcowio temperatura naj­wyższa 9 ,0° C d. 28; najniższa — 17,0° C d. 14; w Ząbkowicach najw. 6 ,2° C d. 5-go, najniższa — 2 1 ,5° d. 15-go. W ilgotność średnia z m iesią­ca wynosiła w Ojcowie 74, w Ząbkowicach 88 . Powłoka śnieżna w Ojcowie utrzymywała się cią-

Page 15: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N r 15 WSZECHSWIAT 239

gle przoz cały miesiąc; grubość jej wynosiła średnio 5 cm W Ząbkowicach przez pięć dni od 5-go do 9-go włącznie, nie było wcale powło­ki śnieżnej; przez pozostałe dni miesiąca utrzy­mywała się cienka warstwa śniegu, gruba średnio zaledwie na 3 cm. Ciszę notowano w Ojcowie 40 razy, w Ząbkowicach zaś tylko 15 razy na 84 obserwacye.

Jakkolw>ek obserwacye barometryczne, zro­bione w grudniu, styczniu i lutym, nie nada­ją się do ścisłego wyprowadzenia wyniesie­nia miejsca nad poziom morza, to wszakże już i z obserwacyj dotąd zrobionych w Ojcowie wi­dać, że podawane zwykle wyniesienie Ojcowa nad morzem, przenoszące 4 0 0 metrów (np. Album Ojcowa) jest stanowczo za wielkie i odnosi się raczej do wyniesienia tego płaskowzgórza, w któ­rego głębokiem wcięciu leży dolina Prądnika. Zakład „Goplana” leży prawdopodobnie nie wię­cej jak na wysokości 3 0 0 metrów nad poziomem morza. w. k.

ROZMAITOŚCI.

— Przenoszenie siły na wielkie odległości W Kalifornii. Jak wiadomo, zastosowanie elek­tryczności postępuje w Ameryce daleko szyb­szym krokiem niż w Europie, a dzieje się to przedewszystkiem dlatego, że amerykanie są pod tym względem śmielsi i bardziej pomysłowi. Obecnie w Kalifornii puszczono w ruch zakłady i linie do przenoszenia siły, odznaczające się swą długością i wysokością napięcia elektrycznego. Przedsiębiorstwo to prowadzi Bay Counties Po- | wer Company, które posiada trzy zakłady, w y­twarzające obecnie razem 1 6 0 0 0 koni palowych i dostarcza energię elektryczną nietylko do ró ż ­nych miast i kopalu w Jubie i Newadzie, na pół- j

noco wschód od Oaklandu, lecz przy pomocy ] 225-kiłom etrowej linii elektrycznej i dla okrę­gów położonych w Oaklandzie i na wschodnim J brzegu zatoki San Francisco. Przenoszenie siły ■ na tej ostatniej linii dokonywa się z napięciem 60 00 0 woltów.

Największy z trzech zakładów leży w Colgate nad rzeką Juba i po ukończeniu teraźniejszych robót będzie dostarczał 15 0 0 0 koni parowych, w przyszłości zaś może zostać rozszerzony. Do poruszania dynamomaszyn służą, oczywiście, tur­biny. Wszystkich maszyn będzie siedem, trzy po 3 00 0 koni parowych i cztery po 1 500. Na- ! pięcie w maszynach wynosi 2 400 woltów i przy j pomocy transformatorów podnosi się w liniach j przenoszących siłę do 24 0 0 0 . Ponieważ jednak to napięcie jest niewystarczające więc mają być | ustawione inne transformatory, które podniosą je do 4 0 0 0 0 woltów. W linii, przenoszącej ener­gię elektryczną na odległość 225 km do Oaklan­du będzie panować z początku napięcie 4 0 0 0 0 woltów, a 7- biegiem czasu 50 000 , a nawet

6 0 0 0 0 . To stopniowe podwyższanie nia nastę­pować wtedy, gdy wskutek większego obciążenia linii strata napięoia w przewodnikach przekroczy 10°/o. Linię Oaklandzką tworzą dwa rzędy słu ­pów, ustawione w odległości 7 l/2 m jeden od drugiego. Każdy rząd słupów dźwiga prze­wodniki prądu trójfazowego, krzyżowane co 1,6 km Półtora metra poniżej tych przewod­ników umocowano drut telefoniczny. Jeden ob­wód tworzą druty miedziane o średnicy 9,25 m m , a drugi kabel aluminiowy o równem przewod­nictwie. Słupy o wysokości 10 x/ 3 m stoją co 40 m i są zrobione z drzewa cedrowego. Porcelanowe izolatory umocowano przy pomocy kitu siarcza- nego na izolatorach szklanych, a te znów na bardzo wysokich drewnianych podporach. Linia przechodzi przez Woodland, Dickson, Vallojo i inne miasteczka, które również otrzymują prąd elektryczny z tej linii. Ku Napa biegnie odnoga o 20-kilometrowej długości.

Linia ta ma głównie zaopatrywać w siłę piece do topienia rud, fabryki prochu i inne zakłady przemysłowe nawschodniem wybrzeżu zatoki San Francisco.

Jednym z najciekawszych szczegółów linii jest 1 przeprowadzenie przewodników nad cieśniną pod

Carquinez Nad cieśniną, szerokości 1 */2 km zawieszono cztery kable stalowe o średnicy

] 21 mm. Trzy z tych kabli są w użyciu, a je- j den jest rezerwowy. Na wzgórzach po obu stro- | nach cieśniny wzniesiono wieże stalowe, przez

które przeciągnięto kable, przymocowane do izo ­latorów. Napięcie w kablach wynosi 12 ton.

W . w .

ODPOWIEDZI REDAKCYI.

— WP. F. R. W Petersburgu. Dane m eteo­rologiczne dla Warszawy, odnoszące się do lat 55 (poczynając od r. 1825), były zamieszczone przez p. prof. Kowalczyka w 2 pierwszych to­mach Pamiętnika Fizyograficznego. W dalszych tomach wydawnictwo to podało obszerne wywody z tych danych, dokonane przez ś. p. A. Pietkie­wicza, jak również wiele spostrzeżeń i uwag ś. p. J. Jędrzejewicza. Od r. 1885 stale co ro­ku są ogłaszane w Pam. Fizyogr. spostrzeżenia z sieci stacyj meteorologicznych, kierowanej przez Stacyą centralną w Muzeum Przemysłu i Rcdni- ctwa w Warszawie, która pozostaje pod zarządem p. prof. Wł. Kwietniewskiego.

— W. JMCi Księdzu J. K. Z Żórawia. Z ałą­czony okaz ryby nie jest węgorzem lecz t. zw. węgornicą (Ammocoetes). Jestto młoda minoga strumieniowa (Petromyzon Planeri)— ryba znana u nas w wielu rzekach i strumieniach; często znaj­dowana bywa przyssaną do kamienia. Dojrza­łości płciowej dosięga po upływie 2 — 4 lat, k tó­re spędza w mule; po odbyciu tarła umiera (w maju).

Page 16: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

240 WSZECHSWIAT N i 16

E D W A R D STRUMPFw 2 8 - y m r o k u ż y c ia z g a s ł dnja 8 b. m. w S ie d lc a c h .

Zaledwie rozwinięte skrzydła złamał los okrutny. Umysł bystry i jasny, inteligencya szeroka, serce gorące i wierne, zanim ich płomień największej swej mocy zdołał dosięgnąć, zmrożone zimnym tchem śmierci. O, ja k nam ciężko słać na Twą mogiłę ostatnie słowa poże­gnania! Jak ciężko żegnać z Tobą te najpiękniejsze nadzieje, które w Tobie pokładała nauka polska!

13 U L E T Y N M E T E O R O L O G I C Z N Y

za tydzień od d. 3 do 9 kwietnia 1901 r.

(Ze spostrzezeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

Dzi

Barometr 700 mm + Temperatur a w st. 0 .

‘CCJ&

Kierunek wiatruSzybkość w metrach

ca ti-kunde

Sumaopadu

0 w a (f i

7 r ■ ,, Q xv 7 - 1 p 0 <v

3 S. 6 l,i 6o,3 57,0 1,5 9 4 7 4 10,9 1,1 74 W*,S9,SE6 _4 C. 5>,8 47.' 42.7 7,8 18 1 12,0 18,1 6,4 ■>7 SW9SWi3,bW|0 5,5 • od g. 4 p. p .— 8 p. p5P. 4 \« 46,3 47,6 4,o 6,7 2,4 12,0 2,0 75 W'20,SWI4,WS 4,9 A w poi.; a % p. m6 S. 5o,9 53,1 “>1 ,0 2 8 ń,' 4.8 7,3 0,8 68 W'r,SWi3,SWio — / cały dzieft [kilkakr.7 N. 48,8 43 ń 46,0 4/> 8,9 8,1 lo 9 3,o 69 S5,E3,NW3 — cały dzień8 P. Po, 2 5o, 9 50,=! 4 5 K' .8 8,0 12.1 2,0 60 K*,SE*.SE4 —9 W 47,7 46,8 45,6 8,0 •7,7 12.7 18,6 6,3 80 S12,SWr,W' 4,C| • rano; # od g. 8 p m.

S od g. 83«; <

Średnie 49,5 7,9 72 lS,4

T R E Ś ć . InBtynkt i świadomość, przez dr. R. R adziw iłow icza. — F o‘ografia i bezpośrednia obser- wacya mgławic, przez R. M ereckiego (dokończenie). — Widłaki, przez J. Trzebińskiego (dokończe­nie). — Sekcya chemiczna. — Kronika naukowa. — Wiadomości bieżące — Rozmaitości. — Odpo­

wiedzi Redakcyi. — Nekrologia. — Buletyn meteorologiczny.

W y d aw ca W . W R Ó B L E W S K I. R ed ak to r BR. Z N A T O W IC Z .

^osBo.ieHo UflHsypuH*. Bapuiasa *29 MapTa 1901 ro ja Druk W arsz. Tow. Akc. Artystyczno-W ydawniczego.