GRZECHOTKA Joanna Jode³ka
Apr 08, 2016
GRZECHOTKAJoanna Jode³ka
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym E-ksiazka24.pl.
Joanna Jode³ka
Polichromia* Zbrodnia o wielu
barwach
(ur. 1973) – zanim
nieoczekiwanie dla samej siebie zaczê³a
pisaæ, zakocha³a siê w Poznaniu.
Tu skoñczy³a historiê sztuki na Uniwersytecie
Adama Mickiewicza, prowadzi³a restauracjê
oraz w³asny sklep z mi³osnymi kosmetykami.
By³a te¿ twarz¹ kampanii reklamowej jednego
z poznañskich domów towarowych.
Jako pisarka zadebiutowa³a w 2009 roku
krymina³em
, za który otrzyma³a Nagrodê
Wielkiego Kalibru. Jest stypendystk¹
Pañstwowego Instytutu Sztuki Filmowej
i pisze scenariusz filmu o Józefie Pi³sudskim.
Prowadzi blog, na którym umieszcza teksty
swoich piosenek.
Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2011
Wydanie I
Warszawa 2011
Grzechotka.indd 4 2011-01-11 10:48:35
5
Budzi a si powoli, bardzo powoli, ci ko. Powieki mru-
ga y, jakby nie chcia y si ze sob rozsta – od siebie
do siebie. W ko cu da y oczom popatrze – na odrapa-
ne okiennice, na odklejaj c si tapet , na grzyb, który
j odkleja i w azi na sufit ju bez przeszkód.
By a u siebie.
Odetchn a spokojniej i palcami zacz a ciera sen
z oczu. Jaki koszmarny sen, e ucieka jak zwierz , e
wyje jak zwierz , e ka jak cz owiek.
Taki sen, przy którym nawet ten grzyb, który jeszcze
wczoraj by obrzydliwym paj kiem krzy akiem, rozwi-
jaj cym sw obrzydliw , wi ksz i coraz wi ksz paj -
czyn , teraz zdawa si egzotycznym kwiatem.
Dlaczego tak si jej wydawa o? Pyta a, bo by a u sie-
bie? Bo ju dobrze? To dlaczego dr y na sam my l,
której nie mo e sobie przypomnie ?
Odpowiedzi nie przychodzi y, wi c zacz a wstawa .
Powoli, bardzo powoli. Oci ale. Ostatnio puch y jej
stopy, czu a si le, pomy la a, e mo e tak powinno
by .
Usiad a na ó ku, okrywaj c si kocem trzymanym
w obu r kach, wysoko, pod szyj . Podkuli a nogi. Co
Grzechotka.indd 5 2011-01-11 10:48:36
6
jej nie pasowa o. Mia a ma y brzuch. Niewiele przyty a,
prawie nic.
Niewiele osób w ogóle go zauwa y o.
Skupi a si na d wiganiu g owy, uparcie kiwaj cej si
na boki. Chwyci a twarz w r ce, zamkn a oczy, troch
pomog o. G owa powoli przestawa a ci y , pu ci a
j . Koc zsun si wcze niej.
I wtedy zobaczy a. Najpierw mankiety bia ej bluzki,
przeszyte czarn nitk , w zygzakowaty wzorek.
Dlaczego w niej spa a?! Dlaczego by y ub ocone, te
mankiety?!
My li zacz y krzycze , a potem si wydziera .
Powieki schowa y si ze strachu. Zosta y wielkie, prze-
ra one oczy, otwarte na o cie , nie mia y gdzie uciec.
Cia o samo zacz o si cofa , pod cian , w k t. Przed
czym , czego nie by o, przed kim , kogo nie by o.
Przed snem, który my la a, e ju si wy ni .
Skuli a si , obj a r kami brzuch, chroni c go delikat-
nie, z czu o ci , któr niedawno odnalaz a.
Potem palce zacz y b dzi . Najpierw powoli. Potem
szybciej! Nerwowo! Szukaj c twardej, ruchomej g adzo-
nej i wyg adzanej powierzchni. Nie mog y jej znale .
Zacz y si zatapia .
Zatapia w galaretowatej, przelewaj cej si pustk
masie.
Bez oporu!
W nic!
G biej i g biej!
Grzechotka.indd 6 2011-01-11 10:48:36
7
Usta otworzy y si , nie wypuszczaj c z siebie adne-
go d wi ku.
Oczy i r ce dalej szuka y i dalej nie znajdowa y.
Zerwa a si . Zacz a si kr ci , odgania , os ania
jak k sana przez niewidzialn watah dzikich zwierz t.
Wbija pi ci w pusty brzuch. Wariowa .
Kto zabra jej dziecko!
Ze rodka!
Bo tam go nie by o.
Za du e spodnie opad y do kolan.
Ub ocone, ukrwawione.
I rozleg si krzyk, który otworzy drzwi do przera e-
nia i do l ku. I zostawi je uchylone.
Weronika Król wsta a z ó ka. Nawet nie pami ta a
momentu, w którym si obudzi a. Wsta a, i ju . Wi cej,
by a pewna, e praw nog , bo jako tak lekko i z y-
ciem. I to wystarczy oby, eby wprawi j w dobry hu-
mor, który miewa a równie cz sto jak z y, bez wyra nej
przyczyny. Na przemian, mniej lub bardziej regularnie.
I wi za o si to z por roku za oknem czy w kalendarzu,
cyklem ksi yca lub jej prywatnym, krwawi cym ser-
cem czy czymkolwiek innym. By a dobra melodia na
ycie b d nie. Tego dnia by a i zapowiada si dobry
dzie .
Grzechotka.indd 7 2011-01-11 10:48:36
8
Podnios a aluzje w oknie. Za oknem czeka czarny
kot i pada szary deszcz.
– Idealnie. – U miechn a si do siebie i popatrzy a
na niebo.
Nie musia a te zadziera g owy zbyt wysoko, nie-
bo w a ciwie zaczyna o si na wysoko ci jej oczu.
Otworzy a drzwi i poczu a zimny wiatr. Z wewn trznej
perspektywy absolutnie jej nie przeszkadza . Móg so-
bie miesza t mokr szaro i kr ci swoim rzadkim
deszczem i g st mg we wszystkich kierunkach –
do woli.
– Idealnie – jeszcze raz powiedzia a do siebie.
Wpu ci a Pomy k i szybko zamkn a drzwi, bo nie-
proszony ch ód ju zacz wpycha si do rodka. Spoj-
rza a na kotk . Ta na ni nie patrzy a, tylko zacz a si
asi w znajomy sposób.
– No i nie zd y am jej wysterylizowa . B d ma e.
Trudno – doda a i posz a w kierunku lodówki.
Po drodze kotka zd y a zakr ci dwie ósemki mi -
dzy jej nogami.
– Odpodoba ci si ten paskud z s siedztwa? –
pyta a ju jedz c i niezwa aj c na nic Pomy k . –
Teraz, po fakcie? Jesz za dwóch, za trzech czy czterech.
Do mnie wróci a czy do tej miski?
Kotka spojrza a na krótk chwil .
– Masz racj . – Weronik rozbawi o to spojrzenie. –
Lepiej nie zadawa takich pyta . A ty mi zreszt pasu-
jesz do dnia.
Grzechotka.indd 8 2011-01-11 10:48:36
9
Plan by jasny: ksi ka, koc, herbata, ptasie mleczko.
To wszystko w ró nych, nie do ko ca jeszcze ustalonych
proporcjach. Deszcz za oknem dla dekoracji i akompa-
niamentu. Tak od rana do wieczora. Rozmy lanie o tym
sprawia o, e poczu a si tak, jakby sama siebie pos o-
dzi a. Idealnie. Mo e tylko wy czy telefon?
Nie zd y a.
Zadzwoni .
Z samego rana. W niedziel .
Nie wy czy a go i patrzy a, jak dzwoni i dr y na stole,
jakby ta czy taniec w. Wita. Zastanawia a si , czy nie
pozwoli mu spa , eby ju si tak nie m czy .
Pi a wod , bo chcia o jej si pi , i dalej patrzy a. Dzwo-
ni natr tnie. Nie mog a zobaczy na wy wietlaczu, kto
dzwoni, po tym, jak telefon wpad do dzbanka z wod ,
ale te drgania jako kojarzy y si jej z by ym m em.
Nie zamierza a zepsu sobie dnia.
Na pewno dzwoni, eby pou ala si nad sob , po
kolejnej sobocie z jak pann . Jak odbior , to pi ter-
ko ptasiego mleczka nie starczy na od a owanie tego,
e odebra am.
– Oj! Nie zd y am, jaka szkoda – powiedzia a do kota
i podesz a do czajnika. Wyla a wczorajsz wod .
Telefon zadzwoni ponownie.
Tym razem nie pota czy sobie. Spad z hukiem
na pod og , centymetr od kotki, która odskoczy a
na metr, pr c si do walki z intruzem.
– Nie denerwuj si , koci tom szkodzi. Ju odbieram.
Grzechotka.indd 9 2011-01-11 10:48:36
10
– S ucham. – To „s ucham” by o nad te, zniecierpli-
wione i niemi e. I takie mia o by .
– Pani Weronika Król?
– Tak? – Nie wiedzia a dlaczego, ale s uchaj c tego
g osu, wiedzia a, e sp yn lukier z jej dnia.
– Musi nam pani pomóc...
– Nie. Nie musz – odpar a zadowolona z w asnej od-
powiedzi. – Z kim rozmawiam, to przede wszystkim? –
zapyta a ju poniesionym g osem.
– Z policj . Sprawa jest bardzo pilna, liczy si ka da
minuta.
– To niech pan dzwoni do stra y po arnej, a nie do
psychologa. Negocjatorem te nie jestem! I ju mnie
nie ma w waszej ksi ce adresowej. Ewentualnie w Po-
znaniu jest jeszcze pi ciuset innych Królów, niech pan
szuka dalej – doda a rzeczowo i u miechn a si sama
do zdobytej ostatnio informacji o ponadpi dziesi cio-
tysi cznej populacji Królów w Polsce.
– Nie ma równie pani kole anek, jedna jest na szkole-
niu, druga nieprzytomna. Takie bezkrólewie, a my mamy
potencjaln dzieciobójczyni bez dziecka, i tego dziec-
ka szukamy! Mam dzwoni po stra po arn ? To nie
kot!
– Gdzie mam by ? – odpowiedzia a, zastanawiaj c
si , czy si my , czy nie my .
– W remizie! Na policji oczywi cie! Wie pani prze-
cie , sk d dzwoni ! – g os zakrzycza , tak przynajmniej
si jej zdawa o.
Grzechotka.indd 10 2011-01-11 10:48:36
11
– Tak... wiem... nie wiem... a nie, ju wiem, dwadzie -
cia minut.
Wiedzia a, e umy to si nie zd y.
– Czekam. – Trzask odk adanej s uchawki.
– Pomy ka, spadaj... – powiedzia a do kotki, która te
co od niej chcia a.
Sprzedawczyni z cukierni czy ci a szyb pó ki, w rod-
ku kr ci y si serniki z galaretk lub wi niami, foremki
z ciastek wype nione orzechami lub migda ami i mlecz-
ne napoje, fioletowe od jagód, a ró owe od truskawek.
Czy ci a t szyb uparcie, ale nawet na ni nie patrzy-
a. Znowu jej wzrok przylepi si do ojca dzieciom,
który w a nie wszed . Patrzy a, jak na idealny, koloro-
wy obrazek. Patrzy a, jak dwóm dziewczynkom odwija
takie same szaliczki, jak rozpina im identyczne kur-
teczki. Zdejmuje onie p aszcz. Jak ci ga czapk z g o-
wy, której nawet nie przeszkadza a plackowata ysina.
Jak zamawia i pami ta zamówienie: dwie porcje lodów
malinowych, jedne z polew czekoladow , drugie bez
polewy, dwie kawy, jedna czarna, druga z podwójn
porcj mleka.
– Sernik wiede ski? Tak, kochanie? – pyta, odwra-
caj c si do ony.
Kochanie, nie wiedz c, jakie ma szcz cie, przy-
takuje z oboj tn min .
Sprzedawczyni patrzy a tak i wy a w rodku.
Grzechotka.indd 11 2011-01-11 10:48:36
12
J opu ci m , jej matk jej ojciec, dziadek babk ,
a pradziadek poszed do partyzantów i te nie wróci .
Patrzy a na kobiet i jej zazdro ci a. Patrzy a na dzie-
ci i im te zazdro ci a. Patrzy a na m czyzn i zobaczy-
a, jak ten odbiera telefon, jak wycofuje si gdzie w k t,
jak s ucha i zamiera w tym s uchaniu... i jak blednie.
I jak kr ci si wokó siebie, jak kr ci, t umacz c co
onie.
Jak wychodzi.
Zastanawia a si , czy wróci, widz c, jak nerwowo za-
k ada p aszcz, przerzuca przez rami szalik, wraca si
po zapomnian czapk .
Zastanawia a si te , czy ona zdaje sobie spraw , co
si dzieje, czy dostrzeg a, tak jak ona, ca pokr tno
dziej cej si wokó niej sytuacji.
Tego nie by a pewna, patrz c na kobiet , która wolniut-
ko miesza a mleczn pian w wysokiej szklance. Przygl -
da a si jej i dziewczynkom jeszcze przez chwil . Mocny
nawiew, przy którym siedzia y, przewraca jasne, krót-
kie grzywki z lewa na prawo, ale nie poruszy ciemnymi,
prosto opadaj cymi na ramiona w osami kobiety.
On te nie ma prawa od niej odej , pomy la a sprze-
dawczyni, my l c o tym, co nadawa o takiego charak-
teru owej drobnej kobiecie. Przygl da a si , ale nie po-
trafi a tego dojrze .
Chuchn a jeszcze raz u o onymi w lejek mi sistymi
ustami na szyb i dalej przygl da si nie mog a, bo su-
cha po chwili powierzchnia zapiszcza a pod cierk .
Grzechotka.indd 12 2011-01-11 10:48:36
13
Musia a przesun si w inne miejsce, z którego nie
by o ju wida , jak kobieta wolno wyci ga d ug y ecz-
k z wysokiej szklanki i pozwala klusce piany spa
do kawy z powrotem. A nast pnie zgarnia z wierz-
chu puszyste, kawowe mleko i wk ada powoli do ust,
których kreseczka ledwo rysuje si na nieruchomej
twarzy, i d ugo trzyma oblizan y eczk . W ko cu usta
j pu ci y, ale ju nie pojawi y si na twarzy, przygry-
zione przez z by.
Nie pokaza y si , gdy wyci gn a telefon i wizytówk
z du ej torebki w w owy dese . Kiedy wystukiwa a
jaki numer i zacz a mówi .
G os wydostaj cy si przez zaci ni te usta us ysza
Bart omiej Pacyk, który odebra telefon, gdy przegl -
da si w lustrze, g adz c siworudego je yka na swojej
g owie, i k tem oka widzia wisz c na cianie licencj
zawodowego detektywa.
Wygl da a ona jak korona, s ucha wi c i potakiwa ,
a do g osu w s uchawce robi profesjonalnie m dr
min .
Z jego ust pad o jedno s owo:
– Dobrze.
A potem drugie:
– Czekam.
Grzechotka.indd 13 2011-01-11 10:48:36
14
Weronika Król wiedzia a, e do koncepcji z kocem
dzie by idealny. Spojrza a na widok za oknem, tym
razem z zewn trznej perspektywy. Zjedzone kostki pta-
siego mleczka nie pomog y za bardzo. Wywo a y tylko
wspomnienie niespe nionej przesz o ci, i to tak silne,
e gdyby ich szybko nie po kn a, toby je wyplu a.
Kr ci a si po mieszkaniu, z ka d chwil pot guj c
liczb pokonywanych dystansów, kursów z garderoby
do sypialni, z sypialni do garderoby – by skompletowa
skarpety – od wieszaka w przedpokoju do wieszaka
na pi trze – by wymieni przed chwil dobrany szalik
do swetra. Sweter te trzeba by o zmieni : ze wzgl du
na plam .
I to wszystko niby szybko, a jakby w zwolnionym
tempie. Cukierki z kofein nie zadzia a y na u pion
pod wiadomo . Weronika Król kawy nie pi a od lata,
kiedy to prawie po kn a dwie utopione w niej muchy.
Próby wykrzesania z siebie jakiej energii spe z y
na niczym, próby zaczerpni cia jej z jakiegokolwiek
innego ród a zdawa y si z góry skazane na niepowo-
dzenie. Listopadowa deszczowa niedziela nadawa a
si tylko do tego, by zosta wewn trz. I tylko do tego.
Spojrza a na Pomy k . Kotka nie zamierza a nigdzie
wychodzi i u o y a si wygodnie na poduszce ko o
kominka.
Pozazdro ci a i kotu, i poduszce. Zatrzasn a drzwi,
by po chwili wróci po parasol. Pada o coraz mocniej.
Oplu aby t pogod , gdyby tylko ta to zauwa y a.
Grzechotka.indd 14 2011-01-11 10:48:36
15
Jeszcze par dni temu z przyjemno ci zgarnia a ze
swego fioletowego garbusa setki li ci – zalanych ó ci
i czerwonych z w ciek o ci na jesie . Teraz jedna mok-
ra noc wystarczy a, eby za wycieraczkami znalaz y si
tylko zgni e mieci.
W rodku samochodu wcale nie by o lepiej. Z obrzy-
dzeniem dotkn a zimnej, wilgotnej kierownicy. Ró o-
we pokrowce na siedzeniach te nie bawi y kolorem,
jak to im si czasami udawa o. Nie uda o si to równie
s siadowi, który pakuj c dzieci ce foteliki do samo-
chodu, krzykn :
– Witaj, pi kna Hiszpanko.
Kiwn a do niego g ow , nie chcia o si jej odpowia-
da . Mo e dlatego, e „pi kna” dodawa tylko wtedy,
gdy nie by o w pobli u jego ony. Zacz a si nawet
zastanawia , czy nie kpi . I nie dlatego, e mówi „Hisz-
panko”, cho doskonale wiedzia , e urod odziedzi-
czy a po matce z Kolumbii, nie z Hiszpanii.
Pomy la a tak, przegl daj c si w samochodowym
lusterku, bo czarne w osy jak zwykle g adko si przy-
czesa y i da y si zwi za w ko ski ogon, ciemne brwi
i rz sy same z siebie agodnie, cho wyra nie, malo-
wa y oko, gorzej natomiast by o z ustami, na których
r cznie podana czerwie z pomadki nie roz o y a si
zbyt symetrycznie. Próbowa a rozprowadzi j palcem,
potem pozagryza a wargi, pocieraj c jedn o drug ,
na koniec przejecha a po nich j zykiem i nie patrzy a
ju wi cej w lusterko.
Grzechotka.indd 15 2011-01-11 10:48:36
16
Ruszy a, cho lusterka nie przekr ci a tak, by mog o
odbija tyln szyb , wi c zerka o sobie na ni i widzia-
o, jak krzyczy:
– Bo e! Dzieciobójczyni!
Uderzy a z ca ej si y otwartymi d o mi w kierownic .
Ta nie pozosta a d u na, puszczona z o liwie popro-
wadzi a ko a w sam rodek ka u y, tej dok adnie, obok
której sta s siad z dzieckiem na r ku.
Doktor Karol W gorzewski zako czy rozmow ,
a chwil pó niej zacz jedn r k wyszukiwa numer
telefonu, pod który musia jeszcze zadzwoni , drug
za po raz kolejny sprawdza , czy drzwi jego gabinetu
s dobrze zamkni te. Nacisn klamk kilkakrotnie, za-
nim upewni si , e klamka jest bezsilna wobec klucza,
który sam przekr ci od wewn trz.
Szuka numeru telefonu, przesuwaj c palcem po wy-
wietlaczu, drug r k próbowa rozpi ko nierzyk
eleganckiej koszuli, której guziczek by sprytnie scho-
wany. W ko cu odnalaz numer i rozpi ko szul .
Nie zadzwoni jednak od razu. Najpierw otworzy
okno swojego gabinetu i wyjrza na ulic Poln , na któ-
rej od stu lat pól nie by o, tylko same kamienice i rów-
nie wiekowy szpital ginekologiczno-po o niczy.
D ugo patrzy na jesienn pogod i na karetki przy-
wo ce kobiety w ró nym stanie, my l c o pacjentce,
któr odes a przed chwil .
Grzechotka.indd 16 2011-01-11 10:48:36
17
Wyci gn jedn r k przed siebie, chwyci w ni tro-
ch si pi cego deszczu i wtar go we w osy. W ko cu
kciukiem drugiej r ki dotkn wy wietlacza.
D wi k przypominaj cy seri z karabinu maszynowego
rozleg si pod stert ubra rozrzuconych przy ó ku.
R ka z wytatuowanym po wewn trznej stronie
przedramienia królikiem leniwie odgarn a róg ko dry
w kwiatki, która ods oni a klatk piersiow ozdobion
smokami. Druga r ka, z granatowym a cuchem na bi-
cepsie, opad a za ó ko i zacz a grzeba w ciuchach,
odrzucaj c najpierw seledynowy biustonosz, potem
zgni ozielone bojówki.
Twarz ziewa a tak, jakby mia a si za chwil roze-
rwa . W ko cu usta si zamkn y, pozwalaj c oczom
popatrze na wiat doko a.
A by o na co popatrze : odrzucona ko dra ods oni a
le ce na boku nagie po ladki, których kr g y pagórek
z jednej strony sp ywa agodnie w kierunku z czo-
nych nóg, z drugiej ostrzej w kierunku pleców, na które
opada y d ugie, l ni ce blond w osy. Ca o lekko falo-
wa a u pionym oddechem.
R ka z a cuchem w ko cu znalaz a dzwoni cy tele-
fon. Odebra a, pojedyncze pomruki potwierdza y s u-
chanie, wi c trzyma a wytrwale aparat przy uchu.
A druga r ka, z królikiem na przedramieniu, najpierw
obwiod a lini pi cego cia a, potem p asko wcisn a
Grzechotka.indd 17 2011-01-11 10:48:36
18
si pomi dzy po ladki i pow drowa a powoli g biej,
mi dzy nogi. Obróci a si i pozwoli a palcom kr ci
si w kó ko.
Po chwili palce wycofa y si , by mla ni te, z at wo ci
w lizn si z powrotem tam, gdzie ju by y. Nakr ca-
j c le ce cia o.
G o niejszy pomruk na zako czenie przerwa roz-
mow i r ka z a cuchem rzuci a telefon na stert
ubra .
Po chwili by a ju pe na piersi.
Skupione cia o wtargn o do drugiego cia a.
A doktor Karol W gorzewski opad na kanap , ode-
tchn z ulg i z zadowolon min cz owieka, który
zas u y na nagrod , kilkoma sprawnymi ruchami wy-
muskanych palców wystuka adres w telefonie, który
móg by si obrazi za nazwanie go telefonem.
Doktorowi pokaza y si wszystkie wyniki ma o spor-
towych zak adów. I tak sko czy o si jego zadowole-
nie.
W samochodzie Weroniki Król zrobi o si co prawda
cieplej, ale nie zmieni o to jej nastawienia do samego
dnia. Nie mia a ochoty na adne uduszone, odstawio-
ne lub porzucone niemowl ta, ani takiego dnia, ani
adnego innego.
Grzechotka.indd 18 2011-01-11 10:48:36
19
Na koszmar w stylu pi ciorga dzieci upakowanych
pomi dzy brukselkami w zamra arce czy ukiszonych
w beczkach po kapu cie nie mia a si y. I wiedzia a, e
szybko jej nie znajdzie, a szuka nie b dzie.
Ze swej D brówki, niegdy wioski pod Poznaniem,
do której – jak obserwowa a – zamierza o si prze-
prowadzi pó Poznania, mia a kilka mo liwo ci, by do-
je cha do centrum. W niedzielny, pusty poranek mog a
w nich przebiera . Min a wi c ko ció w Skórzewie,
w którym kiedy mie cili si wszyscy mieszka cy oko-
licznych wiosek, a teraz t oczyli si mieszka cy poblis-
kich szeregowców. Min a dwie szko y, jedn bardziej
nowoczesn od drugiej. Mog a min jeszcze jedn , ju
w Poznaniu, i skr ci w którymkolwiek momencie, by
przedosta si na Grunwaldzk , która prowadzi a j do
celu. Ale bezwiednie albo wiedziona koszmarnym in-
stynktem, chc c dojecha do Grunwaldzkiej, skr ci a
w Owcz . By a to jedna z tych mo liwo ci, której nie
powinna by a wybiera .
atwo da si zwie . Przetykana le no- ko wymi a-
tami ulica Owcza, gdyby nie cmentarz po drodze, sama
nawet by nie zauwa y a, e ju nazywa si Cmentar-
na. Tak samo zreszt jak wielkie sosny nie wiedzia y,
e ich szyszki od dawna nie spadaj na ziemi , tylko
na g sto stoj ce nagrobki na Junikowie.
Weronika Król nie skraca a sobie tak drogi od bar-
dzo dawna. Nie by a nigdy na tym cmentarzu, odk d
chowano jej narodzone na chwil dziecko. Nawet
Grzechotka.indd 19 2011-01-11 10:48:37
Ksi ki oraz bezp atny katalog Wydawnictwa W.A.B.
mo na zamówi pod adresem:
02-386 Warszawa, ul. Usypiskowa 5
oraz pod telefonem 0 801 989 870
www.wab.com.pl
Grzechotka.indd 303 2011-01-11 10:48:57
Prze³amywanie konwencji mo¿na uznaæ
za nadrzêdn¹ zasadê tekstu Jode³ki.
Co jednak najbardziej istotne, nie jest
ono nachalne, k³uj¹ce w oczy. Jego
wartoœæ polega w³aœnie na subtelnoœci.
Autorka miesza ró¿nego rodzaju sposoby
przedstawiania i jêzyki. W
mo¿na odnaleŸæ zarówno cechy
krymina³u, jaki i powieœci sensacyjnej.
Ewa Kretkowska
Grzechotce
NOWA KSI¥¯KA LAUREATKINAGRODY WIELKIEGO KALIBRU!
Grzechotka
Grzechotce
to druga poznañska powieœæ Joanny Jode³ki,
ciemna i zaskakuj¹ca…
Ponury jesienny dzieñ. Edyta Skomorowska
nic nie pamiêta, jej wielkie oczy pe³ne s¹ przera¿enia.
Wie tylko, ¿e ktoœ zabra³ jej dziecko. Ze œrodka jej cia³a.
To wygl¹da na dzieciobójstwo, tak podejrzewa policja.
Podobnie myœli Weronika Król, gdy swoim fioletowym
garbusem jedzie na komendê przez zamglony Poznañ.
Jako psycholog musi orzec o stanie poczytalnoœci m³odej
kobiety. Na w³asn¹ rêkê œledztwo prowadzi te¿ pewna
dziennikarka, wietrz¹ca w temacie dzieciobójczyni
przepustkê do s³awy…
Joanna Jode³ka kunsztownie operuje konwencj¹
krymina³u. Nie brak w œmiertelnego
niebezpieczeñstwa i przemocy, udrêki i strachu, zbiegów
okolicznoœci i erotyki. Powieœæ – pe³na ironii i gier
jêzykowych – zadziwia i niepokoi, a jej œwiat ma
niepowtarzalny urok.
www.wab.com.pl
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym E-ksiazka24.pl.