-
KOMPAS ~ 2013
Oeksandr Grin stworyw u tworach swij osobywyj swit. Uciomu switi
wije witer daekych mandriw, joho naselaju dobri,smiywi, weseli
ludy. A w zaytych soncem hawaniach z roman-tycznymy nazwamy Liss,
Zurbagan, Gel-Gju prekrasnidiwczata oczikuju swojich enychiw. U cej
swit trochy pid-nesenyj nad naszym, odnoczasno fantastycznyj i
realnyj, my izaproszujemo czytacziw.
-
Fejerija, opowidannia
://kompas.co.ua ukrajinomowna pryhodnyka literatura
-
Fejerija
Nini Mykoajiwni Grin pidnosy i pryswiaczuje awtor22 ystopada
1922 r. eningrad
ongren, matros Orina, micnoho trystatonnoho bryga, na jakomu win
prosuywdesia rokiw i do jakoho prychyywsia ducze, ni, buwaje, syn
do ridnoji materi, musyw,ureszti, poyszyty subu.
Staosia ce tak. Pid czas odnoho z joho neczastych powerne dodomu
win ne pobaczyw,jak zawdy, szcze zdala, na porozi domiwky, swojeji
druyny Meri, szczo wdariaasiarukamy w poy, a potim biha nazustricz
do wtraty podychu. Zamis neji bila dytiaczoho li-eczka, nowoho
predmetu w maekomu budynoczku ongrena, stojaa
schwylowanasusidka.
Try misiaci hladia ja jiji, staryj, mowya wona, pohla na swoju
doku.
-
Mlijuczy, ongren schyywsia j uzdriw womymisiaczne stworinnia,
szczo zoseredenospohladao joho dowhu borodu, potim siw, ponurywsia
i poczaw krutyty wus. Wus buw mo-kryj od doszczu.
Koy pomera Meri? pospytawsia win.inka rozpowia sumnu istoriju,
perebywajuczy opowi rozczuenym hulukanniam diw-
czynci ta zapewnenniamy, szczo Meri w raju. Koy ongren diznawsia
pro podrobyci, raj wy-dawsia jomu trochy switliszym od powitky dla
drow, i jomu podumaosia, szczo woho pro-stoho kahancia, buy b wony
wsi razom, utrioch, dla inky, szczo podaasia w nedowidomyjkraj, buw
by nezaminnoju rozradoju.
Misiaciw zo try tomu hospodarki sprawy moodoji matusi buy he
kepki. Z hroszej,szczo jich zayszyw ongren, dobra poowyna pisza na
likuwannia pisla tiakych poohiw, nakopoty za zdorowja
nowonarodenoji; wreszti, zhuba neweykoji, prote neobchidnoji
dlayttia sumy zmusya Meri poprosyty w borh u Mennersa. Menners maw
kramnyciu-traktyr iwwaawsia zamonym czoowikom.
Meri pisza do nioho o szostij hodyni ranku. De o siomij
opowidaczka zustria jiji naszlachu do Lissa. Zapakana i zasmuczena,
Meri skazaa jij, szczo jde do mista zastawyty ob-ruczku. Wona
dodaa, szczo Menners pohodywsia daty hroszi, ta wymahaw za ce
kochannia.Meri niczoho ne domohasia.
W nas u domiwci nemaje nawi krychty jii, skazaa wona susidci.
Pidu ja domista, j my z diwczynkoju perebudemo we jako, poky
powernesia czoowik.
Toho weczora bua choodna, witriana pohoda; opowidaczka namarne
umowlaa moo-dyciu ne chodyty do Lissa ponoczi. Ty namoknesz, Meri,
nakrapaje doszcz, a witer ot-ot pry-nese zywu.
Nazad i wpered wid prymorkoho sea stanowyo ne mensze trioch
hodyn szwydkojichody, ta Meri ne posuchaa porad opowidaczky. Dosta
meni we oczi wam mulaty, ska-zaa wona, j tak ue nemaje maje odnoji
rodyny, de ne pozyczya b ja chliba, czaju czyboroszna. Zastawlu
kabuczku, ta j hodi. Wona pisza, powernuasia, a nastupnoho dnia
ob-laha w hariaczci j marenni; nehoda j weczirnia mriaka zwayy jiji
dwobicznym zapaenniameheniw, jak skazaw mikyj likar, jakoho pohukaa
dobroserda opowidaczka. Za tyde nadwospalnomu liku ongrena yszyosia
poronie misce, a susidka pereseyasia w joho do-miwku hladity j
hoduwaty diwczynku. Jij, samotnij udowi, ce buo newako. Do toho ,
dokynua wona, bez takoho pysklaty nudno.
ongren pojichaw do mista, wziaw rozrachunok, poproszczawsia z
pryjatelamy i poczawwyroszczuwaty maeku Assol. Poky diwczynka ne
nawczyasia twerdo chodyty, wdowa mesz-kaa w matrosa, zaminiajuczy
syritci matir, ta szczojno Assol perestaa padaty, zanosiaczyniku
czerez porih, ongren riszucze ohoosyw, szczo teper win bude sam use
robyty dla diw-czynky, j, podiakuwawszy wdowi za dijalnu czujnis,
poczaw yty samotnim yttiam udiwcia,zoseredywszy wsi swoji pomysy,
nadiji, lubow i spohady na maekij istoti.
Desia rokiw mandriwnoho yttia zayszyy w joho rukach due nebahato
hroszej. Winpoczaw praciuwaty. Nezabarom u mikych kramnyciach
zjawyysia joho ihraszky maj-sterno zrobeni maeki modeli czowniw,
kateriw, odnopaubnych i dwopaubnych witrylny-kiw, krejseriw,
paropawiw odne sowo, toho, szczo win byko znaw, szczo zawdiaky
cha-rakterowi roboty poczasty zaminiuwao jomu hurkit portowoho
yttia i malownyczyj trud pa-wa. W takyj sposib ongren dobuw stilky,
szczob yty w meach pomirnoji ekonomiji. Ne-towarykyj za naturoju,
win pisla smerty druyny staw iszcze bilsz zamknenyj i
widlukuwa-tyj. U swiata joho baczyy w traktyri, ta win nikoy ne
sidaw, a chapywo wypywaw za szynk-wasom szklanku horiky i jszow
sobi, korotko kydajuczy nawsebicz: tak, ni, zdrastujte,proszczawaj,
potrochu, na wsi zwernennia ta kywky susid. Hostej win terpity ne
mih,tycho widprowaduwaw jich ne syomi, ae takymy natiakamy j
wyhadanymy obstawynamy,szczo widwiduwaczewi niczoho j ne yszaosia,
jak tilky wyhadaty pryczynu, szczo ne dozwo-
-
laje sydity dowsze. Sam win te ne nawiduwaw nikoho; to pomi nym
i krajanamy laha cho-odna widczuenis, i jakby robota ongrena
ihraszky, bua mensz nezaena wid sprawsea, to jomu doweosia b
zaznaty na sobi naslidkiw takych stosunkiw. Towary j
charczowizapasy win kupuwaw u misti Meners ne mih by pochwaytysia
nawi paczkoju sirnykiw,kupenoju w nioho ongrenom. Win robyw tako
sam usiu chatniu robotu i terplacze procho-dyw ne wastywe
czoowikowi mystectwo wyroszczuwannia diwczynky.
Assol buo we pja rokiw, i bako poczynaw dedali mjaksze i mjaksze
usmichatysia, zyr-kajuczy na jiji nerwowe, dobre yczko, koy,
sydiaczy w nioho na kolinach, wona trudyasianad tajemnyceju
zastebnutoho yeta abo kumedno naspiwuwaa matroki pisni dyki
re-wowirszi. W peredaczi dytiaczym hoosom i ne zawdy z literoju r
ci spiwanky sprawlaywraennia wedmedia-tanciurysta, jakoho prykrasyy
bakytnoju striczeczkoju. Za toho czasustaasia podija, ti jakoji,
wpawszy na baka, wkrya j doczku.
Bua wesna, rannia j suwora, mow zyma, ta w inszomu rodi. Tyniw
na try prypaw dochoodnoji zemli rizkyj berehowyj nord.
Rybalki czowny, powytiahuwani na bereh, utworyy na biomu pisku
dowhyj riadtemnych kiliw, szczo skydaysia na chrebty weyczeznych
rybyn. Nichto ne zwauwawsia zaj-niatysia promysom za takoji pohody.
Na jedynij wuyci silcia ridko mona buo pobaczytyludynu, jaka wyjsza
z domiwky; choodnyj burewij, szczo hnaw z berehowych pahorbiw
uporoneczu obriju, robyw z widkrytoho powitria suworyj spytok. Wsi
bowdury Kapernykuriysia wid ranku do weczora, szarpajuczy dym po
krutych dachach.
Ta ci dni nordu wymaniuway ongrena z joho maekoho tepoho
budynoczka czasti-sze, ni sonce, szczo jasnoji dnyny zakydao more i
Kapernu zaponamy powitrianoho zoota.ongren wychodyw na mistok,
nasteenyj na dowhych riadach pal, de, na samisikomu
kincidoszczatoho mou, dowho smayw lulku, jaku rozdmuchuwaw witer,
dywlaczy, jak ohoenebila berehiw dno kuriosia sywoju pinoju, szczo
nasyu wstyhaa za burunamy, czyj hurkity-wyj bih do czornoho,
sztormowoho obriju napownyw prostir stadamy fantastycznych
hrywa-tych istot, jaki hnay w rozhnuzdanomu, lutomu widczaji do
daekoji wtichy. Stohony j szumy,rewucze bachkannia weyczeznych
zetiw wody i, zdawaosia, wydyma strumyna witru, jakyjszmahaw
miscewis, takyj duyj buw joho riwnyj probih, daway zmordowanij
dusziongrena tu prytupenis, ohuszenis, jaka, zwodiaczy hore do
newyraznoho smutku, doriw-niuje diji hybokoho snu.
Odnoji takoji dnyny dwanadciatyricznyj syn Mennersa Chin,
uhediwszy, szczo bakiwczowen bjesia pid mistkamy ob pali, amajuczy
borty, piszow i skazaw pro ce bakowi. Sztormrozpoczawsia nedawno;
Menners zabuw wywesty czowna na pisok. Win nehajno popriamu-waw do
wody, de pobaczyw na kinci mou ongrena, jakyj stojaw spynoju do
nioho j kuryw.Na berezi, okrim jich dwoch, nikoho bilsze ne buo.
Menners projszow mistkamy do seredyny,spustywsia w szaeno
nurtujuczu wodu i widwjazaw szkot; stojaczy u czowni, win poczaw
pro-byratysia do bereha, chapajuczy rukamy za pali. Wese win ne
wziaw, j tijeji myti, koy, po-chytnuwszy, propustyw uchopytysia za
czerhowu palu, duyj udar witru burnuw nis czownawid mistkiw u bik
okeanu. Teper, nawi usijeju dowynoju tia, Menners ne mih by
siahnutynajbyczoji pali. Witer i chwyli, rozhojdujuczy, nesy czowna
u zhubnyj prostir. Uswidomyw-szy stanowyszcze, Menners chotiw
kynutysia u wodu, aby pywty do bereha, ta riszennia
johozapiznyosia, pozajak czowen krutywsia we nepodalik wid kincia
mou, de znaczna hybynawody i lu waliw obiciay pewnu smer. Pomi
ongrenom i Mennersom, jakoho tiaho usztormowu daynu, buo ne bilsze
desiaty saniw iszcze riatiwnoji widdali, tomu szczo namistku pid
rukoju w ongrena wysiw zhortok ynwy iz wpetenym u odyn iz jiji
kinciw tiaha-rem. ynwa cia wysia na wypadok pryczau za burchywoji
pohody i kydaasia z mistkiw.
ongrene! zawoaw perelakanyj do smerty Menners. Czomu ty stojisz,
jak tojstowp? Baczysz, nese mene. Ky prycza!
ongren mowczaw, spokijno dywlaczy na Mennersa, jakyj metuszywsia
u czowni, chibaszczo lulka joho zakuriasia ducze, j win,
powahawszy, wyjniaw jiji z rota, szczob kraszcze
-
baczyty, szczo widbuwajesia. ongrene! skimyw Menners. Ty czujesz
mene, ja propadaju, poriatuj!Ta ongren ne skazaw jomu odnoho sowa;
zdawaosia, win ne czuje widczajdusznoho
woannia. Poky ne widneso czowna tak daeko, szczo nasyu doynay
sowa-zojky Mennersa,win nawi z nohy ne perestupyw. Menners rydaw od
achu, zakynaw matrosa bihty do ryba-ok, pohukaty pomicz; obiciaw
hroszi, pohrouwaw i sypaw proklonamy, ta ongren chibapidijszow
bycze do samisikoho kraju mou, szczob ne widrazu zhubyty z oczej
metannia istrybky czowna.
ongrene, doynuo do nioho hucho, nacze z dachu tomu, chto sydy
useredynibudynku, poriatuj!
Todi, nabrawszy powitria i hyboko wdychnuwszy, szczob ne
zhubyosia u witri odnesowo, ongren huknuw:
Wona tak samo prosya tebe! Dumaj pro ce, poky szcze ywyj,
Mennerse, j ne zabu!Todi kryky uszczuchy, i ongren podawsia dodomu.
Assol, prokynuwszy, uhedia,
szczo bako sydy pered zhasajuczym kahancem u hybokij zadumi.
Poczuwszy hoos diw-czynky, jaka hukaa joho, win pidijszow do neji,
micno pociuwaw i wkryw zsunutojukowdroju.
Spy, luboko, skazaw win, do ranku szcze daeko. Szczo ty robysz?
Czornu ihraszku ja zrobyw, Assol, spy!Druhoho dnia tilky j baaczok
buo w meszkanciw Kaperny, jak pro Mennersa, kotryj
propaw, a szostoho dnia prywezy joho samoho, wmyruszczoho j
lutoho. Joho rozpowichutko obetia dowkoyszni sea. Do weczora nosyo
Mennersa; potowczenyj strusamy obborty i dno czowna uprodow
strasznoji boroby iz szaom chwyl, jaki znaj zahrouway wyky-nuty w
more oszalioho kramaria, win buw pidibranyj paropawom ukrecija,
jakyj iszowdo Kasseta. Zastuda i potriasinnia achu dokonay dni
Mennersa. Win proyw trochy menszesoroka womy hodyn, nakykajuczy na
ongrena wsi ycha, jaki moywi na zemli ta w ujawi.Rozpowi Mennersa,
jak matros nahladaw za joho zahybellu, widmowywszy pryjty na
po-micz, tym pacze krasnomowna, szczo wmyruszczyj nasyu dychaw i
stohnaw, pryhoomszyameszkanciw Kaperny. Ne kauczy we pro te, szczo
mao chto z nych zdaten buw pamjatatytiaczu obrazu, ni tu, szczo
jiji zaznaw ongren, i tuyty tak sylno, jak tuyw win do kinciayttia
za Meri, jim buo widrazywo, nezrozumio, wraao jich te, szczo ongren
mowczaw.Mowczky, do swojich ostannich sliw, jaki win posaw
nawzdohin Mennersowi, ongren sto-jaw: stojaw neporuszno, suworo i
tycho, nemow suddia, wyjawywszy hyboku znewahu doMennersa, bilsze,
ni nenawys, buo w joho mowczanni, j usi ce widczuway. Jakby
winkryczaw, wysowluwaw estamy abo metuszywistiu zowtichu, czy szcze
czym-nebu swijtrimf, baczaczy widczaj Mennersa, to rybaky zrozumiy
b joho, ta win uczynyw inaksze, niczynyy wony, wczynyw znaczno
nezrozumio i cym postawyw sebe wyszcze wid inszych odne sowo,
zrobyw te, czoho ne proszczaju. Nichto bilsze ne wkoniawsia jomu,
ne prostia-haw ruky, ne kydaw pohladu, jakym upiznaju i witajusia.
He nazawdy yszywsia win osto-ro wid silkych spraw; chopczaky,
uhediwszy joho, kryczay nawzdohin: ongren utopywMennersa! Win ne
zwertaw na ce uwahy. Tako, zdawaosia, ne pomiczaw win i toho,
szczow traktyri abo na berezi, sered czowniw, rybaky zamowkay w
joho prysutnosti, widchodia-czy nabik, jak wid zaczumenoho. Wypadok
z Mennersom zakripyw raniszu nepownu wid-czuenis. Stawszy pownoju,
wona wykykaa micnu wzajemnu nenawys, i jiji ti wpaa j naAssol.
Diwczynka rosa bez podruh. Dwa-try desiatky ditej jiji wiku,
jaki meszkay w Kaperni,prosiaknutoji, mow hubka wodoju, hrubym
rodynnym naczaom, osnowoju jakoho suywnepochytnyj awtorytet materi
ta baka, perejniatywi, jaki i wsi ditachy na switi, wykresyyraz i
nazawdy maeku Assol zi sfery swoho zastupnyctwa j uwahy.
Zdijsnyosia ce, zwy-czajno , postupowo, szlachom namowy i hrymannia
dorosych, prybrao charakteru suworoji
-
zaborony, a potim, posyene perehudamy i podejkuwanniamy,
rozrososia w dytiaczychumach strachom do matrosowoho domu.
Do toho zamknenyj sposib yttia ongrena wywilnyw teper
isterycznyj jazyk obmowy;pro matrosa kazay, niby de koho zabyw,
tomu, mowlaw, joho j ne beru suyty na sudna,a sam win pochmuryj i
widlukuwatyj, bo joho morduju dokory zoczynnoji sowisty. Hra-juczy,
dity hnay Assol, jakszczo wona do nych nabyaasia, burlay
hriaziukoju i dranyy-sia, niby jiji bako jiw ludke mjaso, a teper
roby falszywi hroszi. Odna po odnij najiwni jijisproby do zbyennia
zakinczuwaysia hirkym paczem, synciamy, podriapynamy ta
inszymywyjawamy hromadkoji dumky; wona prypynya, ureszti,
obraatysia, ta znaj czasom szczedopytuwaasia w baka:
Skay, czomu nas ne lubla? Oj, Assol, kazaw ongren, chiba wony
wmiju lubyty? Treba wmity luby, a ot
cioho wony j ne mou. Jak ce wmity? A o tak!Win braw diwczynku na
ruky j micno ciuwaw sumni oczi, jaki mruyysia wid ninoji
wtichy.Ulubenoju rozwahoju Assol buo weczoramy abo u swiato, koy
bako, poyszywszy
sojik iz kejem, znariaddia i nezakinczenu robotu, sidaw,
zniawszy fartuch, spoczyty z lulkojuw zubach, zalizty do nioho na
kolina i, krutiaczy u bereywomu kilci bakiwkoji ruky,macaty rizni
czastyny ihraszok, rozpytujuczy pro jichnie pryznaczennia. Tak
rozpoczynaasiaswojeridna fantastyczna ekcija pro yttia j ludej
ekcija, w jakij zawdiaky koyszniomusztybowi yttia ongrena,
wypadkowostiam, wypadku wzahali, dywowynym, raziuczym inezwyczajnym
epizodam widwodyosia hoowne misce. ongren, nazywajuczy
diwczyncijmena snastej, witry, predmetiw morkoho wytku, potrochu
zachopluwawsia, perechodia-czy wid pojasne do wsilakych epizodiw, u
jakych widihraway rolu to braszpyl, to sternowekoeso, to szczoha
abo jakyj-nebu typ czowna i podibni reczi, a wid okremych
ilustracijtych perechodyw do szyrokych kartyn morkych mandriw,
uplitajuczy zabobony w dijsnis, adijsnis uw obrazy swojeji
fantaziji. Tut zjawlaasia i tyhrowa kyka, prowisnycia korabel-noji
katastrofy, i etiucza ryba, szczo wmije howoryty, ne posuchatysia
jiji nakaziw ozna-czao schybyty z kursu, j etiuczyj Hoande z
nesamowytym swojim ekipaem, prykmety,prywydy, rusaky, piraty, odne
sowo, wsi ti bajky, jakymy hajaw moriak swoje dozwilla usztyl abo w
ulubenomu szynku. Rozpowidaw ongren tako pro tych, chto zaznaw
korabel-noji katastrofy, pro ludej, kotri zdyczawiy j rozuczyysia
howoryty, pro tajemnyczi skarby,bunty katornykiw i szcze bahato
wsioho, szczo wysuchowuwaosia diwczynkoju uwanisze,ni, moywo,
suchaasia wpersze rozpowi Koumba pro nowyj materyk. Nu, kay iszcze,
prosya Assol, koy ongren, zamysywszy, zamowkaw, i zasynaa na joho
hrudiach z ho-owoju, pownoju czudesnych sniw.
Tako suya dla neji bilszoju, zawdy materijalno suttiewiszoju
wtichoju zjawa pryka-czyka mikoji ihraszkowoji kramnyci, jaka
ochocze kupuwaa robotu ongrena. Szczob zado-bryty baka j
wytorhuwaty zajwynu, prykaczyk prychopluwaw iz soboju dla diwczynky
de-kilka jabuk, soodkyj pyriok, meniu horichiw. ohren zazwyczaj
prosyw sprawniu wartisczerez nelubow do torhu, a prykaczyk skydaw
cinu. Och wy, kazaw ongren, ta ja ciyjtyde sydiw nad cym botom.
(Bot buw pjatywerszkowyj). Pohla, jaka micnis, a osadka,
adobriaczyj jakyj? Cej e pjatnadcia dusz wytrymaje za bu-jakoji
pohody. Zakinczuwaosiatym, szczo tyche porpannia diwczynky, jaka
murkotaa nad swojim jabukom, pozbawlaojoho stijkosty, win
postupawsia, i prykaczyk, napchawszy koszyka czudowymy
micnymyihraszkamy, jszow sobi, posmichajuczy u wusa.
Wsiu chatniu robotu ongren robyw sam: rubaw drowa, chodyw po
wodu, topyw upeczi, hotuwaw, praw, prasuwaw biyznu i, poza tym
usim, ustyhaw praciuwaty zadla hroszej.Koy Assol mynuo wisim rokiw,
bako nawczyw jiji czytaty j pysaty. Win poczaw dekoy braty
-
jiji z soboju do mista, a dali posyaty nawi samu, jakszczo bua
potreba perechopyty hrosze-niat u kramnyci abo zanesty towar.
Traplaosia ce ne czasto, chocza Liss eaw usioho za czo-tyry wersty
wid Kaperny, ta szlach do nioho jszow lisom, a w lisi czymao
takoho, szczo moenalakaty ditej, opricz zycznoji nebezpeky, jaku,
szczoprawda, wako zustrity na takij bykijwidstani wid mista, ae wse
taky ne zawady maty na uwazi. Tomu ysze w hoi dni, wranci,koy
chaszczi, jaki otoczuju szlach, napowneni soniacznoju zywoju,
kwitamy j tyszeju, tourazywosti Assol ne zahrouway fantomy ujawy,
ongren widpuskaw jiji do mista.
Jako, posered otakoji mandriwky do mista, diwczynka sia bila
szlachu zjisty szmat py-roha, jakyj pokay do koszyka na snidanok.
Pidobidujuczy, wona perebyraa ihraszky; z-po-mi nych dwi-try
wyjawyysia nowynkoju dla neji: ongren zrobyw jich unoczi. Odna
takanowynka bua minijatiurnoju perehonowoju jachtoju; bie sudence
te neso czerwoni witrya,zrobeni z obrizkiw karmazynu, szczo joho
zastosowuwaw ongren dla obkejuwannia paro-pawnych kajut, ihraszok
zamonoho pokupcia. Tut, ybo, zrobywszy jachtu, win ne znaj-szow
prydatnoho materijau dla witry, uywszy te, szczo buo, kaptyky
jasno-czerwonohoszowku. Assol perejniaasia zachopenniam. Poumjana
wesea barwa tak jaskrawo paaa wjiji ruci, nemowby wona trymaa woho.
Szlach peretynaa riczeczka z perekynutym czerezneji mistkom iz
woryn; riczeczka o prawu j o liwu rucz priamuwaa w lis. Jakszczo ja
puszczujiji na wodu popawaty trochy, mirkuwaa Assol, to wona ne
namokne, ja jiji potim wy-tru. Widijszowszy w lis za mistok za
teczijeju riczeczky, diwczynka obereno pustya na wodubila
samisikoho bereha sudno, jake jiji poonyo; witrya widrazu siajnuy
czerwonym wid-kydom u prozorij wodi; swito, pronyzujuczy tkanynu,
laho dryaczym roewym wypromi-niuwanniam na biomu kaminni dna. Ty
widkila pryjichaw, kapitane? pospytaa Assolujawnu osobu j,
widpowidajuczy sama sobi, mowya: Ja pryjichaw pryjichaw pryjichawja
z Kytaju. A szczo ty prywiz? Szczo prywiz, pro te ne skau. Aha, on
jak ty,kapitane! Nu, todi ja tebe posadu nazad u koszyk. Szczojno
kapitan pryhotuwawsia uklinnowidpowisty, szczo win poartuwaw i
szczo aden pokazaty sona, jak znenaka tychyj widbihberehowoji
strumyny obernuw jachtu nosom do seredyny riczeczky, j, nacze
sprawnia, pow-nym chodom poyszywszy berehy, wona riwno poynua wnyz.
Myttiu zminywsia massztabwydymoho: riczeczka zdawaasia teper
diwczynci weyczeznoju rikoju, a jachta daekymweykym sudnom, do
jakoho, zamaym ne padajuczy u wodu, perelakana i
pryhoomszena,prostiahaa wona ruky. Kapitan zlakawsia, podumaa wona
j pobiha za ihraszkoju, jakapywa wid neji, spodiwajuczy, szczo jiji
de prybje do bereha. Chutko dwyhajuczy koszyka,jakyj buw ne i
wakyj, ae taky zawaaw, Assol powtoriuwaa: O hospody! Oto chaepaWona
sykuwaasia ne hubyty z oczej preharnoho trykutnyka witry, jakyj
pawno wtikaw,zaszportuwaasia, padaa i znowu biha.
Assol nikoy ne bua tak hyboko u lisi, jak teper. Jij nikoy buo
rozzyratysia nawsebicz,nastilky jiji pohynuo neterplacze baannia
zowyty ihraszku; koo bereha, de wona metuszy-asia, bua dosta
perepon, jaki perejmay uwahu. Mochowyti stowbury poehych derew,
jamy,hinka paporo, szypszyna, asmyn i liszczyna zawaay jij na
konomu kroci; doajuczy jich,wona potrochu hubya syy, zupyniajuczy
dedali czastisze j czastisze, szczob perepoczyty abozmetnuty z
obyczczia ypke pawutynnia. Koy poczaysia w szyrszych misciach
zarosti osokyj oczeretu, Assol he buo zhubya z oczej czerwone
siajannia witry, ta, obbihszy zakrutynutecziji, znowu whedia jich,
wony stateczno j neuchylno bihy he. Raz wona ozyrnuasia, jlisowe
hromaddia z joho strokatistiu, szczo perechodya wid kurnych
switlanych stowpiw uysti do temnych rozpadyn drimuczoji sutini,
hyboko wrazyo diwczynku. Na my znijako-wiwszy, wona zhadaa znowu
pro ihraszku j, dekilka raziw wydychnuwszy hyboke ch-chu-u-u,
pohnaa, skilky snahy buo.
W takij newdatnij i trywonij pohoni wteko de iz iz hodynu, koy z
podywom, ta i zpoehszeju Assol uhedia, szczo derewa poperedu wilno
rozsunuysia, propustywszy synij za-ton moria, chmary i kraj owtoho
piszczanoho urwyszcza, szczo na nioho wybiha wona, majepadajuczy z
utomy. Tut buo hyro riczeczky; rozywszy neszyroko i pytko, a wydnia
pynna
-
houbi kaminnia, hubyasia wona w zustricznij morkij chwyli. Z
newysokoho, pooranohokorinniam urwyszcza Assol pobaczya, szczo bila
riczeczky, na peskatij zdorowekij kame-niuci, spynoju do neji sydy
czoowik, trymajuczy w rukach jachtu-wtikaczku, i zusebicz
roz-hladaje jiji z dopytywistiu sona, jakyj zowyw meteyka. Poczasty
zapokojena tym, szczoihraszka cia, Assol spowza urwyszczem i,
byzeko pidijszowszy do neznajomcia, wtupyasiaw nioho, oczikujuczy,
koy win pidnime hoowu. Ta neznajome tak zanurywsia u spohladan-nia
lisowoho siurpryzu, szczo diwczynka wstyha rozhedity joho z hoowy
do nih, wstanowy-wszy, szczo takych ludej, jak cej neznajome, jij
baczyty szcze odnoho razu ne wypadao.
Pered neju buw ne chto inszyj, jak mandriwnyk-piszanycia Egl,
widomyj zbyracz pi-se, egend, perekaziw i kazok. Sywi kuczeri
bhankamy wypaday z-pid joho soomjanohobryla; sira buza, zaprawena w
syni sztany, j czoboty z wysokymy chalawamy nadaway jomuwyhladu
mysywcia; biyj komire, krawatka, pojas, ponyzanyj sribom blach,
cipok i sumkaz nowisikym nikelowanym zamoczkom zraduway w niomu
horodianyna. Obyczczia joho,jakszczo mona nazwaty obyczcziam nis,
huby j oczi, szczo wyhladay z bujnoji promeniastojiborody, z
pysznych wusiw, szczo, mow ti rohy, luto styrczay dohory,
zdawaosia, buo mlawoprozore, jakby ne oczi, siri, mow pisok, i
yskuczi, mow szczyra stal, z pohladom smiywym iduym.
Teper widdaj meni, nesmio skazaa diwczynka. Ty we pohrawsia. Ty
jak zo-wyw jiji?
Egl pidniaw hoowu, wpustywszy jachtu, tak nespodiwano prounaw
schwylowanyjhoosoczok Assol. Staryj chwyynu rozhladaw jiji,
usmichajuczy i pomau propuskajuczy bo-rodu u weykij, ylastij dooni.
Prana-pereprana sytcewa sukenka nasyu prykrywaa do kolinsmahlawi
nohy diwczynky. Jiji temni husti kosy, powjazani mereanoju
chustoczkoju, zbyy-sia, torkajuczy plicz. Kona rysa Assol bua
wyrazno ehka i czysta, mow polit astiwky.Temni, z widtinkom
sumowytoho zapytannia oczi zdawaysia starszymy wid obyczczia;
johoneprawylnyj mjakyj owa buw obwijanyj toho rodu czudownoju
zasmahoju, szczo pryta-manna dla zdorowoji biyny szkiry. Roztuenyj
maekyj rot siajaw ahidnoju usmiszkoju.
Klanusia Hrimmamy, Ezopom i Andersenom, skazaw Egl, zyrkajuczy
to na diwcza,to na jachtu, ce szczo osobywe! Posuchaj-no, ty,
rosyno! Ce twoja sztuka.
Awe, ja biha za neju po wsij riczeczci; ja hadaa, szczo pomru.
Wona bua tut? Bila samisikych mojich nih. Korabelna katastrofa
pryczyna toho, szczo ja za be-
rehowoho pirata mou wruczyty tobi cej pryz. Jachta, jaku poyszyw
ekipa, bua wykynutana pisok trywerszkowym waom mi mojeju liwoju
pjatoju i kincem kyja. Win hupnuwcipkom. Jak tebe zowu,
krychitko?
Assol, skazaa diwczynka, chowajuczy do koszyka ihraszku, jaku
podaw Egl. Dobre, prowadyw nezrozumiu ricz staryj, ne zwodiaczy
oczej, u hybyni jakych
merechtia usmiszka pryjaznoho nastroju. Meni, wasne, j ne slid
buo zapytuwaty twojenajmennia. Dobre, szczo wono take dywne, take
odnotonne, muzyczne, mow poswyst striyabo homin morkoji muszli;
szczo b ja robyw, jakby ty zwaasia odnym iz tych myozwucz-nych, ae
nesterpno zwycznych imen, jaki czui Preharnij Newidomosti? Tym
pacze ne baajuja znaty, chto ty, chto twoji baky i jak ty ywesz.
Nawiszczo poruszuwaty czariwywis? Japorynuw, sydiaczy na ciomu
kameni, u poriwnialne wywczennia nkych i japonkych siue-tiw a
raptom riczeczka wychlupnua ciu jachtu, a potim zjawyasia ty Taka,
jak je. Ja,luboko, poet u duszi, chocza nikoy ne tworyw sam. Szczo
u tebe w koszyku?
Czownyky, skazaa Assol, struszujuczy koszykom, potim paropaw, a
szcze trojetakych budynoczkiw iz praporamy. Tam wojaky
meszkaju.
Czudowo. Tebe posay prodaty. Po dorozi ty poczaa hratysia. Ty
pustya jachtu po-pawaty, a wona wteka. Chiba ne tak?
Newe ty baczyw? z sumniwom zapytaa Assol, namahajuczy pryhadaty,
czy nerozpowia wona pro ce sama. Tobi chto skazaw? Czy ty
whadaw?
Ja ce znaw.
-
A jak e? Tomu szczo ja najhoowniszyj czariwnyk.Assol
zbenteyasia; jiji napruha z cymy sowamy Egla perestupya meu
perelaku. Pu-
stelnyj morkyj bereh, tysza, wysnaywa pryhoda z jachtoju,
nezrozumia mowa staroho zsiajnystymy oczyma, weycz joho borody i
czupryny poczay zdawatysia diwczynci miszany-noju nadpryrodnoho z
dijsnistiu. Jakby zaraz Egl skorczyw hrymasu abo zakryczaw
szczo-nebu, to wona pomczaa b he, zapakawszy j umliwajuczy wid
strachu. Ta Egl, pomitywszy,jak szyroko rozpluszczyysia jiji oczi,
zrobyw krutyj wolt.
Tobi nemaje czoho bojatysia mene, powano mowyw win. Nawpaky,
meni cho-czesia z toboju howoryty po szczyrosti.
Tut ysze zjasuwaw win sobi, szczo w obyczczi diwczynky tak pylno
laho na karb johowraennia. Neswidome oczikuwannia prekrasnoho,
rajkoji doli, wyriszyw win. Och,czomu ne wrodyw ja pymennykom?
Jakyj harnyj siuet.
Nu bo, prowadyw Egl, namahajuczy zaokruhyty oryginalne
stanowyszcze(schylnis do mitotworennia wyslid powsiakczasnoji
praci, bua ducza, ni pobojuwan-nia kynuty w nedowidomyj grunt
nasinnia weykoji mriji), nu bo, Assol, suchaj meneuwano. Ja buw u
tomu seli, zwidky ty, napewne, jdesz; odne sowo, w Kaperni. Ja
polublajukazky j pisni, j prosydiw ja w seli tu cilisiku dnynu,
namahajuczy poczuty szczo-nebu take,czoho ne czuw nichto. Ta u was
ne rozpowidaju kazok. U was ne spiwaju pise. A jak roz-powidaju i
spiwaju, to, znajesz, ci opowidky pro chytrych diakiw i wojakiw, z
wicznym zwe-yczenniam szachrajstwa, ci brudni, mow nemyti nohy,
hrubi, mow burczannia w czerewi,koroteki spiwanky na czotyry riadky
z achywym motywom Stij-no, ja schybyw. Ja zaba-akaju znowu.
Podumawszy, win prowadyw tak: Ne znaju, skilky myne rokiw, tilky
w Kaperni rozcwite odna kazka, jaku dowho pa-
mjatatymu. Ty budesz weykoju, Assol. Jako uranci w morkij dayni
na sonci siajne jasno-czerwone witryo. Siajywe hromaddia czerwonych
witry ruszy, roztynajuczy chwyli, priami-siko do tebe. Tycho bude
pywty cej czudownyj korabel, bez krykiw i postriliw; na
bereziczymao zberesia ludu, dywujuczy i ochajuczy; j ty budesz
stojaty tam. Korabel pidijde we-yczno do samoho bereha pid zwuky
preharnoji muzyky; oszatnyj, w kyymach, u zooti takwitach, poyne
wid nioho prudkyj czowen. Nawiszczo wy pryjichay? Koho wy
szukajete? zapytaju ludy na berezi. Todi ty pobaczysz chorobroho
wrodywoho kniaycza; win budestojaty i prostiahatyme do tebe ruky.
Zdrastuj, Assol! skae win. Daeko-daeko zwidsypobaczyw ja tebe uwi
sni j pryjichaw, szczob powezty tebe nazawdy u swoje carstwo. Ty
bu-desz tam yty zi mnoju w roewij hybokij doyni. W tebe bude wse,
szczo tilky ty zabaajesz;yty z toboju my budemo tak druno j weseo,
szczo nikoy twoja dusza ne zaznaje sliz i urby.Win posady tebe u
czowen, pryweze na korabel, i ty pojidesz nazawdy w osiajnu
krajinu, deschody sonce j de zori spustiasia z neba, szczob
prywitaty tebe z pryjizdom.
Ce wse meni? tycho zapytaa diwczynka.Jiji powani oczi,
zweseywszy, zajasniy dowiroju. Nebezpecznyj czariwnyk,
zwyczajno
, ne kazaw by tak; wona pidijsza bycze. Moe, win ue pryjszow toj
korabel? Ne tak chutko, zapereczyw Egl, spoczatku, jak ja kazaw, ty
wyrostesz. Potim
szczo kazaty? Ce bude, ta j hodi. Szczo ty todi robya b? Ja?
Wona pohlanua w koszyka, ta, napewne, ne znajsza tam niczoho
hidnoho
suyty wahomoju wynahorodoju. Ja joho lubya b, pospiszno skazaa
wona j ne zowsimtwerdo dokynua: Jakszczo win ne bjesia.
Ni, ne bude bytysia, skazaw czariwnyk, tajemnycze pidmorhnuwszy,
ne bude, jaruczajusia za ce. Jdy, diwczynko, j ne zabu toho, szczo
skazaw ja tobi mi dwoma kowtkamyzapachuszczoji horiky j
mirkuwanniam pro pisni katornykiw. Jdy. Nechaj bude myr puch-nastij
twojij hoowi!
-
ongren praciuwaw na swojemu maekomu horodi, obkopujuczy kuszczi
kartopli.Pidniawszy hoowu, win pobaczyw Assol, jaka storczhoow biha
do nioho z radisnym i neter-placzym obyczcziam.
Nu, ot skazaa wona, sykujuczy opanuwaty podych i wchopywszy
oboma ru-kamy za bakiw fartuch. Suchaj-no, szczo ja tobi rozkau Na
berezi, tam, daeko, sydyczariwnyk
Wona poczaa z czariwnyka i joho cikawoho prowiszczennia.
Hariaczka dumok zawa-aa jij pawno peredaty podiju. Dali jszow opys
zownisznosty czariwnyka i zworotnim a-dom honytwa za wtraczenoju
jachtoju.
ongren wysuchaw diwczynku, ne perebywajuczy, bez posmiszky, j,
koy wona skin-czya, ujawa szwydko namaluwaa jomu newidomoho
diduhana iz zapachuszczoju horikojuw odnij ruci j ihraszkoju w
druhij. Win odwernuwsia, ta, zhadawszy, szczo u weykych wypad-kach
dytiaczoho yttia slid buty ludyni powanoju i zdywowanoju, wroczysto
zakywaw hoo-woju, prymowlajuczy:
Awe, awe Za wsima prykmetamy, nikomu inaksze j ne buty, jak
czariwnykowi.Chtiw by ja na nioho hlanuty Ae ty, jak pidesz znowu,
ne zwertaj ubik: zabukaty w lisinewako.
Pokynuwszy zastup, win siw pid nykym ozowym tynom i posadyw
diwczynku na ko-lina. Straszenno zmorena, wona sykuwaasia szcze
dodaty dejaki podrobyci, ta speka, chwy-luwannia i znemoha chyyy
jiji na son. Oczi jiji zypaysia, hoowa opustyasia na twerdebakowe
pecze, my i wona poynua b u krajinu sniw, a znenaka, zanepokojena
rapto-wym sumniwom, Assol sia priamo, z zapluszczenymy oczyma, i,
wpyrajuczy kuaczkamy wongreniw yet, hoosno mowya:
Ty jak hadajesz: pryjde czariwnykowyj korabel po mene czy ni?
Pryjde, spokijno widkazaw matros, jakszczo tobi ce skazay znaczy,
wse pra-
wylno.Wyroste, zabude, podumaw sobi win, a poky szczo ne warto
widbyraty w neji
taku ihraszku. Ade czymao dowedesia w majbutniomu pobaczyty tobi
ne czerwonych, abrudnych i chyych witry: zdaeku oszatnych i biych,
zbyka podertych i zahonystych.Podoroanyn zaartuwaw z mojeju
diwczynkoju. Szczo ? Harnyj art! Niczoho art!Dywy-no, jak zmoryo
tebe, piwdnia u lisi, w chaszczach. A szczodo czerwonych witry
du-maj, jak ja: budu tobi czerwoni witrya.
Assol spaa. ongren, distawszy wilnoju rukoju lulku, zakuryw, i
witer pronis dym krityn u kuszcz, jakyj ris iz zownisznioho boku
horodu. Bila kuszcza, spynoju do ohoroi, namy-najuczy pyrih, sydiw
moodyj ebrak. Rozmowa baka z dokoju nadaa jomu weseoho hu-moru, a
zapach dobriaczoho tiutiunu naasztuwaw dobutywo.
Daj, hospodariu, zakuryty wbohomu czoowikowi, skazaw win kri
ozu. Mijtiutiun proty twoho ne tiutiun, a, skazaty b, trutyzna.
Ja daw by, nehoosno widkazaw ongren, ta tiutiun u mene w tij
kyszeni. Meni,bacz, ne choczesia budyty doku.
Oto ycho! Prokynesia, znowu zasne, a perechoyj czoowik wziaw ta
j zakuryw. Nu, zapereczyw ongren, ty ne bez tiutiunu wse-taky, a
dytyna zmoryasia.
Zajdy, jak choczesz, zhodom.ebrak znewaywo splunuw, nadiw na
cipka torbynu i wjidywo skazaw: Kniaziwna, pewna ricz. Wtowkmaczyw
ty jij u hoowu ti zamorki korabli! Och ty,
dywak z dywakiw, a szcze hospodar! Posuchaj-no, proszepotiw
ohren, ja, ybo, rozbudu jiji, ta tilky dla toho,
szczob daty tobi dobriaczoji proczuchanky! Zabyrajsia he!Za
piwhodyny ebrak sydiw u traktyri za stoom z desiatkom rybaok.
Pozadu nych, to
sipajuczy czoowikiw za rukaw, to znimajuczy czerez pecze
szklanku z horikoju dla sebe,zwyczajno, sydiy hinki moodyci z
hustymy browamy j rukamy, kruhymy, mow kaminci.
-
ebrak, skypajuczy obrazoju, opowidaw: J ne daw meni tiutiunu.
Tobi, kae, myne pownolitnij rik, a todi, kae, specijalnyj
czerwonyj korabel po tebe. Pozajak twoja dola wyjty za kniaycza.
J otomu, kae, czariw-nyku, wir. Ta ja kau: Budy, budy, mowlaw,
tiutiunciu distaty. Ta win za mnoju piwdo-rohy bih.
Chto? Szczo? Pro szczo baaczka? czuysia dopytywi hoosy
moody.Rybaky, nasyu obertajuczy hoowy, roztumaczuway z posmiszkoju:
ongren z dokoju zdyczawiy, a, moe, uma riszyysia, o czoowik
rozpowidaje.
Czakun buw u nych, tak wono wychody. Wony czekaju titky, wam ne
progawyty b! zamorkoho kniaycza, ta szcze j pid czerwonymy
witryamy!
Za try dni, powertajuczy iz mikoji kramyci, Assol poczua
wpersze: Hej, wiszalnyce! Assol! Pohla-no siudy! Czerwoni witrya
pywu!Diwczynka, zdryhnuwszy, mymochi zyrknua z-pid ruky na zaton
moria. Widtak ober-
nuasia w bik wyhukiw; tam, za dwadcia krokiw od neji, stojaa
kupka ditej; wony krywlay-sia, wysooplujuczy jazyky. Zitchnuwszy,
diwczynka pobiha dodomu.
-
Jakszczo Cezar wwaaw, szczo kraszcze buty perszym u seli, ni
druhym u Rymi, to Ar-tur Grej mih ne zazdryty Cezarewi stosowno
joho mudroho baannia. Win urodywsia kapita-nom, chotiw buty nym i
staw nym.
Weyczeznyj dim, u jakomu narodywsia Grej, buw pochmuryj
useredyni j weycznyj zna-dworu. Do perednioho fasadu prylahay
kwitnyk i czastyna parku. Najkraszczi sorty tiulpaniw
sriblasto-bakytnych, etowych i czornych z roewoju tinniu, zwywaysia
w gazoni li-nijamy wyhadywo kynutych namyst. Stari derewa parku
drimay w rozporoszenomu piwswi-tli nad osokoju zwywystoji
riczeczky. Ohoroa zamku, pozajak ce buw sprawnisikyj
zamok,skadaasia iz kruczenych czawunnych stowpiw, jaki buy zjednani
zaliznym wizerunkom. Ko-en stowp zakinczuwawsia zwerchu pysznoju
lilijeju; ci czaszi w uroczysti dni napowniuwa-ysia olijeju,
paajuczy w nicznomu moroci predowhoju wohnennoju szerengoju.
Grejewi bako j maty buy pychatymy newilnykamy swoho
stanowyszcza, bahatstwa izakoniw toho suspilstwa, stosowno jakoho
mohy kazaty my. Czastyna jichnioji duszi, zaj-niata gaerejeju
predkiw, mao hidna zmaluwannia, druha czastyna ujawne prodowen-nia
gaereji, poczynaasia maekym Grejem, szczo buw pryreczenyj za
widomym, naperedukadenym panom proyty yttia j umerty tak, szczob
joho portret mona buo powisyty nastini bez szkody dla familnoji
czesty. W ciomu pani bua dopuszczena neweyczka pomyka:Artur Grej
narodywsia z ywoju duszeju, jaka j he ne bua schylna prodowuwaty
liniju fa-milnoho nakresennia.
Cia wawis chopczyka poczaa dawatysia wznaky na womomu roci joho
yttia; typycaria czudernakych wrae, szukacza i czudotwora, sebto
ludyny, jaka z nezliczennoho roz-majittia roej yttia wziaa najbilsz
nebezpecznu i zworuszywu rolu peredbaczennia, na-miczawsia w
Grejewi, szcze todi, koy, prystawywszy do stiny stie, szczob
distaty kartynu, najakij buo zobraeno rozpjattia, win wyjniaw
cwiachy iz zakrywawenych ruk Chrysta, sebtoprosto zamastyw jich
houboju farboju, jaku pocupyw u materi. W takomu wyhladi
kartynawydawaasia jomu bilsz sterpnoju. Zachopenyj swojeridnym
diom, win poczaw buo za-maszczuwaty j nohy rozipnutoho, ta joho
zastukaw bako. Staryj zniaw chopczyka zi stilciaza wucha j
pospytaw:
Nawiszczo ty zipsuwaw kartynu? Ja ne zipsuwaw. Ce robota
sawetnoho malara. Meni bajdue, skazaw Grej. Ja ne mou dopustyty,
aby pry meni strymiy z ruk
cwiachy j biha krow. Ja cioho ne choczu.U widpowidi syna Linel
Grej, schowawszy pid wusamy usmiszku, wpiznaw sebe j ne
nakaw karu.Grej newtomno wywczaw zamok, roblaczy raziuczi
widkryttia. Tak, na horyszczi win
znajszow staewyj ycarkyj motoch, knyhy, opraweni w zalizo i
szkiry, zotlili odinnia i zhrajihory. W lochu, de zberihaosia wyno,
win zdobuw cikawi widomosti stosowno atu, ma-dery, cheresu. Tut, u
kaamutnomu switli szpyczastych wikon, pryhniczenych skisnymy
try-kutnykamy kaminnych skepi, stojay maeki j weyki diky;
najbilsza, u formi peskatohokoa, zajmaa wsiu poperecznu stinu
lochu, storicznyj temnyj dub diky ysniw, nacze widszli-fowanyj.
Sered bary stojay u petenych koszykach czerewati plaszky z zeenoho
i syniohoszka. Na kaminciach i na zemlanij doliwci rosy siri hryby
z tonkymy nikamy; skri pli-sniawa, moch, syris, kwasnyj, zadusznyj
sopuch. Weyczezne pawutynnia zootio w dae-komu kutku, koy,
nadweczir, sonce wydywlao joho ostannim promenem. W odnomu miscibuo
zakopano dwi diky najkraszczoho alikante, jake isnuwao za czasiw
Kromwela, j pohrib-nyk, pokazujuczy Grejewi na poronij kutok, ne
wtraczaw nahody powtoryty istoriju sawet-noji mohyy, w jakij eaw
mere wawiszyj, ni zhraja foksterjeriw. Poczynajuczy rozpowi,
-
opowidacz ne zabuwaw sprobuwaty, czy dije kran weykoji diky, j
widchodyw od nioho, y-bo, z poehszeju na serci, pozajak mymowilni
slozy nadto we weykoji radosty byszczay wjoho zweseliych
oczach.
Nu, ot szczo, kazaw Poldiszok Grejewi, sidajuczy na poronij
skryci j natoptujuczyhostroho nosa tiutiunom, baczysz ty ce misce?
Tam ey take wyno, za jake ne odyn pyjakdaw by zhodu wtiaty sobi
jazyka, jakby jomu dozwoyy wychyyty neweyczku szklanoczku.W konij
dici sto litriw reczowyny, wid jakoji wybuchaje dusza j tio
obertajesia w nepo-ruszne tisto. Joho barwa temnisza od wyszni, j
wono ne pobiy iz plaszky. Wono huste, mowdobri werszky. Wono
mistysia w dikach iz czornoho derewa, kripkoho, mow zalizo. Na
nychpodwijni obruczi z czerwonoji midi. Na obruczach atynkyj napys:
Mene wypje Grej, koybude w raju. Cej napys tumaczywsia tak szyroko
j supereczywo, szczo twij pradidu, wyso-korodnyj Simeon Grej,
pobuduwaw daczu, nazwawszy jiji Raj, i hadaw u takyj sposib
uzho-dyty zahadkowyj wysliw z dijsnistiu szlachom newynnoji
dotepnosty. Ta szczo ty hadajesz?Win pomer, dopiru poczay zbywaty
obruczi, wid rozrywu sercia, tak chwyluwawsia asyjdidok. Wid tijeji
pory diku ne czipaju. Wynyko perekonannia, szczo kosztowne wyno
pry-nese ycho. Sprawdi, takoji zahadky ne zahaduwaw ehypetkyj snks.
Szczoprawda, win za-pytaw odnoho mudrecia: Czy zjim ja tebe, jak
zjidaju wsich, skay prawdu zayszyszsiaywyj, ta j to harneko
podumawszy
Zdajesia, znowu kapaje z krana, perebywaw sam sebe Poldiszok,
skisnymy krokamypriamujuczy w kutok, de, zakripywszy kran,
powertawsia z widkrytym, switym ycem. Tak.Harno podumawszy, a
hoowne, ne pospiszajuczy, mudre mih by skazaty snksowi:Chodimo,
bratyku, chylnemo, i ty zabudesz pro ciu durniu. Mene wypje Grej,
koy budew raju!. Jak utiamyty? Wypje, koy pomre, czy szczo? Dywno.
Znaczy, win swiatyj, znaczy,ne pje ni wyna, ni prostoji horiky.
Prypustymo, szczo raj oznaczaje szczastia. Ta jakszczotak stoji
pytannia, to bu-jake szczastia zhuby poowynu swoho siajywoho
pirjaczka, koyszczasywe szczyro pospytaje sebe: czy raj wono? W
tim-to j zakowyka. Szczob z ehkymsercem napytysia z takoji diky i
smijatysia, chopczyno mij, harno smijatysia, treba odnojunohoju
stojaty na zemli, druhoju na nebi. Je iszcze tretie prypuszczennia:
szczo koy-nebuGrej dopjesia do baenno-rajkoho stanu j zuchwao
spustoszy barylce. Ta ce, chopczyno,buo b ne wykonannia proroctwa,
a traktyrna haaburda.
Perekonawszy szcze raz u sprawnomu stani krana weykoji diky,
Poldiszok zosere-deno i ponuro zakinczuwaw:
Ci diky prywiz w tysiacza simsot dewjanosto tretiomu roci twij
predok, Don Grej, zLissabonu, na korabli Bihl; za wyno buo
zapaczeno dwi tysiaczi zootych pistriw. Napysna dikach zrobenyj
zbrojarem Wenijaminom Eljanom iz Pondiszeri. Cioho wyna nichto
nepyw, ne kusztuwaw i ne bude kusztuwaty.
Ja wypju joho, skazaw jako Grej, tupnuwszy nohoju. Oto chorobryj
moodyk! zauwayw Poldiszok. Ty wypjesz joho w raju? Zwyczajno. O
raj!.. Win u mene, baczysz? Grej tycho zasmijawsia, roztuywszy
swoju maeku ruku. Nina, ta z twerdymy rysamy doonia osiajaasia
soncem, i chopczykstysnuw palci w kuak. O win, tut!.. To tut, to
znowu ni
Kauczy ce, win to roztulaw, to styskaw ruku j, ureszti,
wtiszenyj swojim artom, wybih,obihnawszy Poldiszoka, pochmurymy
schidciamy w korydor nynioho powerchu.
Widwidyny kuchni buy suworo zaboroneni Grejewi, ta, widkrywszy
odnoho razu cejdywowynyj swit, jakyj paachkotiw ohniamy baha, swit
pary, kiptiawy, syczannia, kekotukypjaczych ridyn, stukotu noiw i
smakowytych pachoszcziw, chopczyk rewno nawiduwaw-sia u weyczezne
prymiszczennia. W suworij mowczanci, nemow erci, ruchaysia
kuchari;jichni bili kowpaky na tli poczorniych stin nadaway roboti
charakteru wroczystoho suin-nia; weseli, hadki posudomyjnyci bila
diok z wodoju myy posud, dzeekajuczy porcelanojui sribom;
chopczaky, zhynajuczy pid tiaharem, zanosyy koszyky, napowneni
ryboju, ustry-
-
ciamy, rakamy j sadowynoju. Tam, na dowhomu stoli, eay rajduni
fazany, siri kaczky, stro-kati kury; tam swyniacza tusza z
korotekym chwostom i po-dytiaczomu zapluszczenymyoczyma; tam ripa,
kapusta, horichy, syni rodzynky, smahlawi persyky.
Na kuchni Grej trochy nijakowiw; jomu zdawaosia, niby wsim tut
ruchaju temni syy,szczo jichnia wada je hoownoju pruynoju yttia
zamku; pokryky zwuczay, mow komandaj zakynannia; poruchy robotariw
zawdiaky dowhij nawyczci nabuway tijeji wyraznosty, sku-poji
tocznosty, jaka zdajesia natchnenniam. Grej ne buw szcze takym
wysokym, szczob za-zyrnuty do najbilszoji kastruli, szczo wyruwaa,
nacze Wezuwij, ta poczuwaw do neji osobywupowahu; win iz trepetom
dywyw, jak jiji peresuwaju dwi sunyci; na pytu wychlupuwaasiatodi
dymna pina, j para, pidnimajuczy iz szumkoji pyty, chwylamy
napowniuwaa kuchniu.Jako ridyny wychlupnuosia tak bahato, szczo
wona obparya ruku odnoji diwczyny. Szkirawmy poczerwonia, nawi
nihti zrobyysia czerwoni wid prypywu krowi, j Betsi (tak
zwaysunyciu), paczuczy, natyraa olijeju poterpili miscia. Slozy
nestrymno kotyysia jiji kruhymperelakanym obyczcziam.
Grej zawmer. W toj czas, jak inszi inky kopotaysia bila Betsi,
win pereyw widczuttiahostroho czuoho stradannia, jakoho ne mih
diznaty sam.
Czy due tobi bolacze? pospytawsia win. Sprobuj, to diznajeszsia,
widkazaa Betsi, nakrywajuczy ruku fartuchom.Nasupywszy browy,
chopczyk wyliz na oslin, zaczeberchnuw dowhoju okoju haria-
czoji huszczi (doreczno bude skazaty, ce buw sup iz baranynoju)
i chlupnuw na zhyn pjasti.Wraennia wyjawyosia ne sabkym, ta sabis
wid hostroho bolu zmusya joho pochytnutysia.Blidyj, mow boroszno,
Grej pidijszow do Betsi, zastromywszy paajuczu ruku do
kyszenisztanciw.
Meni zdajesia, tobi due bolacze, skazaw win, i sowom ne
obmowywszy pro swijdoswid. Chodimo, Betsi, do likaria. Nu bo
chodimo!
Win zapopadywo cupyw jiji za spidnyciu, todi jak prybicznyky
chatnich zasobiw nawpe-rebywky daway sunyci pomiczni recepty. Ta
diwczyna, diznajuczy hostroji muky, pisza izGrejem. Likar
pomjakszyw bil, nakawszy perewjazku. ysze pisla toho jak Betsi
pisza, chop-czyk pokazaw swoju ruku.
Cej neznacznyj epizod zrobyw dwadciatyricznu Betsi j
desiatyricznoho Greja istynnymydruziamy. Wona napychaa joho kyszeni
jabukamy j pyrikamy, a win rozpowidaw jij kazkyta inszi istoriji,
jaki wyczytaw u swojich knykach. Jako win diznawsia, szczo Betsi ne
moewyjty zami za koniucha Dima, bo w nych nemaje hroszej
rozhospodariuwatysia. Grej roz-troszczyw obcekamy dla komyna swoju
porcelanowu skarbnyczku j wytrusyw zwidtila wse szczo stanowyo byko
sta funtiw. Wstawszy rano, koy bezprydannycia pisza na kuchniu,win
prokrawsia do jiji kimnaty j, zapchawszy podarunok do diwoczoji
skryni, prykryw johokorotkoju zapyskoju: Betsi, ce twoje. Wataok
zhraji rozbijnykiw Robin Hud. Perepooch,jakyj wykykaa na kuchni cia
istorija, nabuw takoho rozmiru, szczo Grej musyw ziznatysia
upidsuwi. Win ne wziaw hroszi nazad j ne chotiw bilsze baakaty pro
ce.
Joho maty bua odnijeju z tych natur, jakych yttia widywaje w
hotowij formi. Wonaya u napiwsni zabezpecznosty, jaka peredbaczaa
bu-jake baannia peresicznoji duszi;tomu jij ne zayszaosia niczoho
niczoho robyty, jak tilky radytysia z krawczyniamy, likarem
imarszakom. Ta prystrasne, maje religijne prywjazannia do swojeji
chymernoji dytyny buo,mabu, jedynym kapanom tych jiji nachyliw,
zachoroformowanych wychowanniam i doeju,kotri we ne ywu, a
newyrazno szumuju, zayszajuczy wolu bezczynnoju. Mostywa
paniskydaasia na pawu, jaka wysydia jajce ebedia. Wona bolisno
widczuwaa prekrasnu widrub-nis syna; sum, lubow i nijakowis
perepowniuway jiji, koy wona prytyskaa chopczyka dohrudej, serce
jiji kazao insze, ni jazyk, jakyj zwyczno widobraaw umowni formy
stosunkiwi pomysliw. Tak chmarnyj efekt, chymerno pobudowanyj
soniacznym prominniam, prosia-haje w symetrycznu obstanowku
kazennoho budynku, pozbawlajuczy jiji banalnych perewah;
-
oko baczy i ne wpiznaje prymiszczennia; tajemnyczi widtinky
swita sered ubohosty wytwo-riuju slipuczu harmoniju.
Mostywa pani, szczo jiji yce j gura, zdawaosia, mohy widpowidaty
ysze kryanojumowczankoju wohnennym hoosam yttia, szczo jiji tonka
wroda radsze widsztowchuwaa,ni wabya, pozajak u nij widczuwaosia
hordowyte zusylla woli, pozbawene inocznoji pry-nadnosty, ta
Lilijan Grej, zayszajuczy naodynci z chopczykom, stawaa prostoju
matu-seju, kotra kazaa zalubenym, ahidnym tonom ti sami szczyri
dribnyczky, jakych ne peredatyna paperi; jichnia sya w poczutti, a
ne w nych samych. Wona he ne moha ni w czomu wid-mowyty synowi.
Wona proszczaa jomu wse: perebuwannia na kuchni, widrazu do
urokiw,neposuch i czysenni dywactwa.
Jakszczo win ne chotiw, szczob pidstryhay derewa, to derewa
zayszaysia neruszeni;jakszczo win prosyw prostyty czy wynahorodyty
koho, toj, komu jszosia pro ce, znaw,szczo tak i bude; win mih
jizdyty na bu-jakomu koni, braty w zamku bu-jakoho psa, por-patysia
w bibliteci, hasaty bosoni i jisty, szczo jomu zabahnesia.
Joho bako wid dowszoho czasu borowsia z cym, ta postupywsia, ne
pryncypowi, abaanniu druyny. Win obmeywsia tym, szczo wydayw iz
zamku wsich czeladnykych ditej,pobojujuczy, szczo zawdiaky nycomu
towarystwu prymchy chopczyka obernusia nachy-amy, jaki wako
wykorinyty. Nazaha, win buw z hoowoju pohynutyj nezliczennymy
famil-nymy procesamy, poczatok jakych hubywsia w eposi wynyknennia
paperowych fabryk, a ki-ne u smerti wsich kawerznykiw. Poza tym,
derawni sprawy, sprawy majetkiw, dyktantmemuariw, wyjizd paradnych
poluwa, czytannia gazet i skadne ystuwannia trymay johow pewnomu
wnutriszniomu widdaenni wid rodyny; syna win baczyw tak ridko,
szczo dekoyzabuwawsia, skilky jomu rokiw.
Oto, Grej yw u swojemu switi. Hrawsia win sam zazwyczaj na
zadnich dworysz-czach zamku, jaki za dawnyny may bojowe znaczennia.
W cych prostorych pustyszczach, izzayszkamy wysokych rowiw, z
kaminnymy lochamy, szczo pozarostay mochom, buo pownoburjanu,
kropywy, opuchiw, ternia i skromno-strokatoho dykoho kwittia. Grej
hodynamy za-yszawsia tut, doslidujuczy krotiaczi nory, wojujuczy z
burjanamy, pantrujuczy na meteykiwi budujuczy z uamkiw cehy
forteci, jaki bombuwaw driuczkamy j kaminciamy.
Jomu jszow ue dwanadciatyj rik, koy wsi natiaky joho duszi, wsi
rozokremeni rysyduchu j widtinky tajemnych potiahiw zjednaysia w
odnomu potunomu momenti j, otry-mawszy zawdiaky tomu strunkyj
wyraz, stay nestrymnym baanniam. Do toho win nemowby znachodyw
chiba szczo okremi czastyny swoho sadu proswit, ti, kwitku,
drimuczyj ipysznyj stowbur, u mnohoti sadiw inszych i znenaka
pobaczyw jich jasno, wsi u pre-harnij, raziuczij widpowidnosti.
Staosia ce w bibliteci. Jiji wysoki dweri z kaamutnym szkom
zwerchu buy zazwyczajzamkneni, ta zaszczipka zamka nasyu trymaasia
u hnizdi stuok; jakszczo natysnuty rukoju,to dweri ruszay,
napruuwaysia i widczyniaysia. Koy doslidnykyj duch zmusyw Greja
pro-mknutysia do bibliteky, joho wrazyo kurne swito, wsia sya j
osobywis jakoho bua w bar-wystomu wizerunkowi werchnioji czastyny
wikonnych szyb. Tysza pokynutosty stojaa tut,nacze woda u stawku.
Temni riady knykowych szaf podekudy prylahay do wikon,
zatuywszyjich do poowyny; pomi szafamy buy prochody, zacharaszczeni
kupamy knyh. Tam roz-hornutyj albom, z jakoho wysyznuy wnutriszni
ystky; tam suwoji, perewjazani zootojuwerweczkoju, stosy knyh
pochmuroho wyhladu, hrubi pasty rukopysiw, nasyp minijatiur-nych
tomykiw, jaki triszczay, nemow kora, koy jich rozhortay; tut
kresennia i tabyci,riady nowych wyda, mapy; rozmajittia paliturok,
hrubych, ninych, czornych, strokatych,synich, sirych, towstych,
tonkych, szerechatych i hadekych. Szafy buy szczilno
napchaniknyhamy. Wony zdawaysia stinamy, jaki wmistyy yttia w
samisikij towszczi swojij. U wid-kydach jichnich szyb wydniy inszi
szafy, ukryti plamamy, szczo miano byszczay. Weycze-znyj gobus,
wmiszczenyj u midnyj sferycznyj chrest ekwatora j merydijana,
stojaw nakruhomu stoli.
-
Obernuwszy do wychodu, Grej pobaczyw nad dwermy weyczeznu
kartynu, jaka zmi-stom swojim widrazu napowniuwaa duszne
zacipeninnia bibliteky. Kartyna zobraaa ko-rabel, szczo pidijmawsia
na hrebi morkoho wau. Strumeni piny stikay joho schyom. Winbuw
zobraenyj w ostatniomu menti zetu. Korabel iszow prosto na
hladacza. Wysoko pidnia-tyj buszpryt zatulaw osnowu szczoh. Hrebi
wau, rozitnutyj korabelnym kiem, skydawsiana krya weetenkoho
ptacha. Pina etia w powitria. Witrya, jaki, mow kri imu, wydnobuo
z-za bakbortu j wyszcze buszprytu, powni nesamowytoji syy sztormu,
wayysia wsimhromaddiam nazad, szczob, perejszowszy wa,
wyprostatysia, a potim, schylajuczy nad bez-odneju, hnaty sudno do
nowych awyn. Rozderti chmary trepetay nad okeanom. mawe swi-to
pryreczeno boroosia z morokom noczi, jakyj nasuwawsia. Ta najducze
wpadaa w oko ucij kartyni posta czoowika, jaka stojaw na bakowi
spynoju do hladacza. Wona widobraaawse stanowyszcze, nawi charakter
momentu. Poza czoowika (win rozstawyw nohy, mach-nuwszy rukamy)
niczoho, wasne, j ne kazaa pro te, szczo win roby, ta zmuszuwaa
prypu-skaty skrajniu napruenis uwahy, zwernenoji do czoho na paubi,
jakoji ne wydno buo hla-daczewi. Zakasani poy joho kaptana szarpaw
witer; bia kosa j czorna szpaha wytiahnutorwaysia u powitria;
bahatstwo wbrannia zraduwao w nim kapitana; tanciuwalne pooen-nia
tia zmach wau; bez kapelucha; win buw, napewne, pohynutyj
nebezpecznoju myttiui kryczaw ae szczo? Moe, baczyw, jak padaje za
bort ludyna, moe, nakazuwaw powernutyna inszyj has abo ,
zahuszujuczy witer, hukaw bocmana? Ne dumky, a tini cych
dumokwyrosy w duszi, poky win dywywsia kartynu. Naraz wydaosia
jomu, niby liworucz pidijszow,stawszy porucz, neznanyj, newydnyj;
warto obernuty hoowu, jak chymerne widczuttia bez-slidno szczezo b.
Grej znaw ce. Ta win ne zhasyw ujawy, a prysuchawsia. Bezhucznyj
hooswyhuknuw dekilka urywystych fraz, nezrozumiych, jak maajka
mowa; prounaw szum ne-mow by dowhych obwaliw; widunnia i pochmuryj
witer napownyy bibliteku. Wse ce Grejczuw useredyni sebe. Win
rozzyrnuwsia; tysza, jaka wmy zapanuwaa, rozsijaa zwuczne
pa-wutynna fantaziji; zwjazok z bureju znyk.
Grej dekilka raziw prychodyw dywytysia ciu kartynu. Wona staa
dla nioho tym potrib-nym sowom u besidi duszi z yttiam, bez jakoho
wako zbahnuty sebe. W maekomu chop-czykowi postupowo wkadaosia
weyczezne more. Win zywsia z nym, porpajuczy u bi-bliteci,
wyskipujuczy j adibno czytajuczy ti knyhy, za zootymy dwermy jakych
widkrywao-sia synie siajewo okeanu. Tam, sijuczy za kormoju pinu,
ruchaysia korabli. Czastyna jich hu-bya witrya, szczohy j,
zachynajuczy chwyeju, opuskaasia w morok bezode, de
myhtiafosforyczni oczi rybyn. Inszi, schopeni burunamy, byysia ob
ryfy; szczoraz tychszi chwyli hri-zno chyytay korpus; zneludnenyj
korabel iz podertymy snastiamy zaznawaw dowhoji aho-niji, a nowyj
sztorm roznosyw joho na druzky. Treti bez pryhod wantayysia w
odnomuportu j rozwantauwaysia w druhomu; ekipa, sydiaczy za
traktyrnym stoom, ospiwuwawpawannia j lubo pyw sobi horiku. Buy tam
szcze korabli-piraty z czornym stiahom i strasz-noju komandoju,
szczo wymachuwaa noamy; korabli-prymary, szczo siajay
mertwotnymswitom synioho ozorinnia; wijkowi korabli z sodatamy,
harmatamy j muzykoju; korablinaukowych ekspedycij, szczo
wydywlaysia wukany, rosyny i twaryn; korabli z
pochmurojutajemnyceju i buntamy; korabli widkryttiw i korabli
pryhod.
W ciomu switi, zwyczajno, wysoczia nad usim posta kapitana. Win
buw doeju, duszejui rozumom korabla. Joho charakter wyznaczaw
dozwilla i praciu komandy. Sama komandadobyraasia nym osobysto i
bahato w czomu widpowidaa joho nachyam. Win znaw zwyczkyj rodynni
sprawy konoji ludyny. Win woodiw uw oczach pidehych magicznym
znanniam,zawdiaky jakomu wpewneno jszow, naprykad, iz Lissabonu w
Szanchaj neozorymy prosto-ramy. Win widbywaw buriu prytydijeju
systemy skadnych zusyl, wbywajuczy paniku korot-kymy nakazamy;
pawaw i zupyniawsia, de chotiw; rozporiadawsia widpyttiam i
nawanta-enniam, naprawoju j widpoczynkom; bilszu j rozumniszu wadu
w ywomu dili, napowne-nomu bezupynnym ruchom, hodi buo j ujawyty.
Cia wada zamknenistiu j pownotoju doriw-niuwaasia do wady
Orfeja.
-
Take ujawennia pro kapitana, takyj obraz i taka istynna dijsnis
joho stanowyszcza zaj-niay, za prawom duszewnych podij, czilne
misce w osiajnij swidomosti Greja. oden fach,okrim cioho, ne mih by
tak wdao zlutuwaty wodno wsi skarby yttia, zberihszy nedotorkan-nym
najtonszyj wizerunok konoho okremoho szczastia. Nebezpeka, ryzyk,
wada pryrody,swit daekoho kraju, czudesna newidomis, merechtinnia
lubowy, szczo kwitne pobaczen-niam i rozukoju; zachopywyj nurt
zustriczej, osib, podij; nezmirne rozmajittia yttia, todijak wysoko
w nebi to Piwdennyj Chrest, a to Wiz, i wsi materyky w zirkych
oczach, cho-cza twoja kajuta napownena nepozbutnioju bakiwszczynoju
z jiji knyhamy, kartynamy, y-stamy j suchymy kwitamy, opowytymy
szowkowystym pasmom, u zamszewij adanci na twer-dych hrudiach.
Woseny, na pjatnadciatomu roci yttia, Artur Grej potajky poyszyw
domiwku j pro-mknuwsia za zooti worota moria. Nezabarom z portu
Dubl wyjsza w Marsel szchuna An-selm, jaka zabraa jungu z maekymy
rukamy i zownisznistiu perebranoji diwczynky. Tojjunga buw Grej,
wasnyk eegantnoho sakwojau, tonkych, mow rukawyczka,
akowanychczobitkiw i batystowoji biyzny z wytkanymy koronamy.
Uprodow roku, poky Anselm widwiduwaw Franciju, Ameryku j
Espaniju, Grej pro-trykaw czastynu swoho majna na tisteczku,
widdajuczy cym naene mynuomu, a resztu,dla teperisznosty j
buduczyny, prohraw u karty. Win chotiw buty haspydkym moriakom.Win,
zadychajuczy, pyw horiku, a na kupanni, mlijuczy sercem, pyhaw u
wodu, storcz ho-owoju, z dwosanewoji wysoty. Potrochu win utratyw
use, krim hoownoho, swojeji dyw-noji etiuczoji duszi; win utratyw
nemicz, stawszy kremeznym u peczach i micnym u mjazach,blidis
zaminyw temnoju zasmahoju, wytonczenu ehkowanis poruchiw widdaw za
wpew-nenu wprawnis zajniatoji praceju ruky, a w joho zadumanych
oczach widbywsia poysk, jaku ludyny, szczo dywysia na poumja. I
joho mowa, wtratywszy neriwnomirnu, hordowyto so-romjazywu pynnis,
staa korotka j toczna, mow udar czajky w strumynu za
trepetnymsribom rybyn.
Kaptan Anselma buw dobroju ludynoju, ta suworym moriakom, jakyj
uziaw chop-czaka czerez jaku zowtichu. U widczajdusznomu baanni
Greja win wbaczaw ysze ekscen-trycznu prymchu j zarannia trimfuwaw,
ujawlajuczy, jak misiaciw za dwa Grej skae jomu,namahajuczy ne
dywytysia u wiczi: Kapitane Hope, ja zbyw likti, powzajuczy
snastiamy; wmene bola boky i spyna, palci ne rozhynajusia, hoowa
triszczy, a nohy trusiasia. Wsi cimokri ynwy o dwa pudy na wazi
ruk; wsi ci ejery, wanty, braszpyli, trosy, stehy j sayngystworeni
na spytok mojemu ninomu tiu. Ja choczu do mamy. Wysuchawszy
podumkytaku zajawu, kapitan wyhooszuwaw, te podumky, taku promowu:
Wyruszajte kudy cho-czete, pysklatko moje. Jakszczo do waszych
ditkywych krylciat pryypa smoa, to wy moetewidmyty jiji wdoma
odekoonom Roza-mimoza. Cej wyhadanyj Hopom odekoon naj-ducze tiszyw
kapitana, j, zakinczywszy ujawnu widpowi, win whoos
powtoriuwaw:Awe. Idi sobi do Rozy-mimozy.
Tym czasom cej wahomyj dijaoh spadaw na dumku kapitanowi dedali
ridsze, pozajakGrej iszow do mety zi zcipenymy zubamy i spootniym
obyczcziam. Win terpiw nespokijnyjtrud z riszuczym napruenniam
woli, poczuwajuczy, szczo jomu staje dedali ehsze, w mirutoho jak
suworyj korabel wamuwawsia w joho organizm, a newminnia
zaminiuwaosiazwyczkoju. Traplaosia, szczo peteju jakirnoho anciuha
joho wayo z nih, stusajuczy ob pa-ubu, szczo kanat, jakyj ne
prytrymay bila knechta, wymykawsia z ruk, zdyrajuczy z
dooniwszkiru, szczo witer byw joho w obyczczia kutom witrya iz
uszytym u nioho zaliznym kilcemi, korotsze mowlaczy, wsia robota
bua torturoju, jaka potrebuwaa pylnoji uwahy, ta, choczjak tiako
win dychaw, nasyu rozhynajuczy spynu, posmiszka znewahy ne poyszaa
joho y-cia. Win mowczky terpiw prysmiszky, znuszczannia j
nepozbutniu ajku, a poky ne staw unowij sferi swojim, ta wid cioho
czasu neodminno widpowidaw boksom na bu-jaku ob-razu.
Jako kapitan Hop, uhediwszy, jak win majsterno wjae witryo na
reju, skazaw sobi:
-
Peremoha za toboju, duryswite. Koy Grej spustywsia na paubu, Hop
wykykaw joho dokajuty j, rozhornuwszy poszarpanu knyhu, skazaw:
Suchaj uwano. Poky cyharku! Poczynajesia obrobka szczeniaty pid
kapitana.I win poczaw czytaty, tocznisze, kazaty i kryczaty z knyhy
dawni sowa moria. Ce buw
perszyj urok Greja. Uprodow roku win poznajomywsia z
nawigacijeju, praktykoju, karabe-buduwanniam, morkym prawom,
ocijeju j buchhaterijeju. Kapitan Hop podawaw jomuruku j kazaw:
My.
U Wankuweri Greja zowyw materyn yst, pownyj sliz i strachu. Win
widpowiw: Jaznaju. Ta jakby ty baczya, jak ja: pohla mojimy oczyma.
Jakby ty czua, jak ja: prytuy dowucha muszlu w nij homin wicznoji
chwyli; jakby lubya, jak ja, wse, to w twojemu ystja znajszow by,
krim lubowi j ludyny, usmiszku. I win pawaw dali, poky Anselm ne
pry-buw z wantaem do Dubelta, zwidky, korystujuczy zupynkoju,
dwadciatyricznyj Grej podaw-sia widwidaty zamok.
Wse buo te same dowkruhy; tak samo neporuszne w podrobyciach i w
zahalnomu wra-enni, jak pja rokiw tomu; chiba szczo hustiszym stao
ystia moodych wjaziw; jichnij wize-runok na fasadi choromyny
rozsunuwsia j rozrissia.
Suhy, jaki zbihysia do nioho, zradiy, strepenuy i zawmery w tij
e poszani, z jakoju,mowby ne ranisz jak uczora, zustriczay cioho
Greja. Jomu skazay, de maty; win projszow uwysoke prymiszczennia i,
tycho pryczynywszy dweri, neczutno zupynywsia, dywlaczy na po-sywiu
inku w czornij sukni. Wona stojaa pered rozpjattiam; jiji
prystrasnyj szepit buwhucznyj, mow powne kaatannia sercia. Za tych,
chto pawaje, mandruje, chworije, stradajei potrapyw u poon czuw,
korotko dychajuczy, Grej. Dali buo skazano: I chopczykumojemu Todi
win mowyw: Ja Ta bilsze niczoho ne mih wymowyty. Maty
obernuasia.Wona zmarnia; w hordowystosti jiji tonkoho obyczczia
switywsia nowyj wyraz, jakyj sky-dawsia na powernenu junis. Wona
strimko pidijsza do syna; korotkyj hrudnyj smich, stry-manyj wyhuk
i slozy w oczach ot i wse. Ta cijeji chwyli wona ya ducze i
kraszcze, niza wse swoje yttia.
Ja widrazu wpiznaa tebe, o mij lubyj, mij maekyj!I Grej sprawdi
perestaw buty weykym. Win wysuchaw pro bakowu smer, potim roz-
powiw pro sebe. Wona suchaa joho bez dokoriw i zaperecze, ta
podumky u wsiomu,szczo win utwerduwaw jak istynu swoho yttia,
baczya chiba szczo ihraszky, jakymy ba-wysia jiji chopczyna. Takymy
ihraszkamy buy suchodoy, okeany j korabli.
Grej probuw u zamku sim dniw; womoho dnia, wziawszy weyku sumu
hroszej, winpowernuwsia do Dubelta i skazaw kapitanowi Hopu:
Diakuju. Wy buy dobrym towaryszem. Proszczawaj e, starszyj
towaryszu. Tut winzakripyw istynne znaczennia cioho sowa achitnym,
jak obceky, potyskom ruky. Teper japawatymu okremo, na wasnomu
korabli.
Hop, spaachnuw, splunuw, wyrwaw ruku j podawsia he, ta Grej,
nazdohnawszy, ob-niaw joho. J wony posiday w hoteli, wsi razom,
dwadcia czotyry czoowika z komandoju, jpyy, jiy, j haasuway, i
spiway, j wypyy, i zjiy wse, szczo buo na bufeti j u kuchni.
Mynuo szcze trochy czasu, u portu Dubelt weczirnia zoria siajnua
nad czornoju linijejunowoji szczohy. To buw Sekret, tryszczohowyj
halit na dwisti szistdesiat tonn, jakohokupyw Grej. Otak, kapitanom
i wasnykom korabla, Artur Grej pawaw szcze try roky, a dolaprywea
joho do Lissa. Ta win ue nazawdy zapamjataw toj hrudnyj smich,
pownyj szczyro-serdoji muzyky, jakym zustriy joho wdoma, j raziw zo
dwa na rik widwiduwaw zamok, zay-szajuczy inci zi sribnymy kimy
netwerdu pewnis u tomu, szczo takyj weykyj chopczyk,ybo, uporajesia
zi swojimy ihraszkamy.
-
Strumi piny, jakyj widkydaa korma Grejewoho korabla Sekret,
pronyzaw okean bi-oju ryskoju i zhas u siajewi weczirnich ohniw
Lissa. Korabel staw na rejdi nepodalik majaka.Desia dniw Sekret
wywantauwaw czesuczu, kawu i czaj; odynadciatyj de komanda zha-jaa
na berezi, u widpoczynku j horiczanomu czadi; dwanadciatoho dnia
Grej hucho zatu-yw, bez bu-jakoji pryczyny, ne rozumijuczy tuhy.
Szcze wranci, nasyu prokynuwszy, winue widczuw, szczo cia dnyna
poczaasia w czornomu prominni. Win ponuro wbrawsia, zne-chotia
posnidaw, zabuwsia proczytaty gazetu j dowho kuryw, porynuwszy u
swit bezcilnohonapruennia, jakyj hodi j wysowyty; sered sliw, jaki
newyrazno spaday na dumku, bukaynewyznani baannia, obopilno
znyszczujuczy sebe riwnym zusyllam. Todi win uziawsia dodia.
W suprowodi bocmana Grej ohlanuw korabel, zweliw pidtiahnuty
wanty, posabytyszturtros, poczystyty kluzy, pominiaty kliwer,
prosmoyty paubu, wyczystyty kompas, wid-czynyty, prowitryty j
zamesty trium. Ta dio ne rozwayo Greja. Pownyj trywonoji uwahy
dotuywosty dnyny, win proyw jiji rozdratowano j urno: joho nemow by
huknuw chto, tawin zabuwsia chto j kudy.
Nadweczir win siw u kajuti, wziaw knyku i dowho zapereczuwaw
awtorowi, roblaczyna polach prymitky paradoksalnoho sztybu. Uprodow
jakoho czasu joho bawya cia hra, ciabesida z nebiczykom, jakyj
wadariuwaw iz domowyny. Po tomu, wziawszy lulku, win poto-nuw u
syniomu dymi, ywuczy sered prymarych arabesok, szczo postaway u
joho koychkychpasmach.
Tiutiun strach jak mohutnij; nemow olija, kotru wyllay u
strybuczyj rozryw chwyl, pry-borkuje jichnij sza, tak i tiutiun:
pomjakszujuczy rozdratuwannia poczuttiw, win zwody jichna kilka
toniw unyz; wony zwucza pawnisze j muzycznisze. Tomu Grejewa tuha,
zhubywszy,wreszti, pisla kilkoch lulok nastupalne znaczennia,
perejsza w zamysenu rozsijanis. Takyjstan trywaw szcze z hodynu;
koy szczeza duszewna ima, Grej otiamywsia, zachotiw ruchu jwyjszow
na paubu. Bua powna nicz; za bortom uwi sni czornoji wody drimay
zori j wohniszczohowych lichtare. Tepe, mow szczoka, powitria pacho
morem. Grej, zwiwszy hoowu,prymruywsia na zootu arynu zori; wmy kri
zapamoroczywis myl promknuasia do johoziny ohnenna hoka daekoji
panety. Huchyj homin weczirnioho mista siahaw suchu z hy-byny
zatoky; wriady-hody z witrom czujnoju wodoju zalitaa berehowa
fraza, jaku skazaynemowby na paubi; jasno prozwuczawszy, wona
zhasaa u rypinni snastej; na baku spaach-nuw sirnyk, osiajawszy
palci, kruhli oczi j wusa. Grej swysnuw; woho lulky ruszyw i
popywdo nioho; nezabarom kapitan uzdriw u pimi ruky j obyczczia
wachtowoho.
Peredaj etyci, skazaw Grej, szczo win pojide zi mnoju. Nechaj
wime wudoczky.Win spustywsia u szlup, de czekaw chwyyn z desia
etyku; metkyj, szachruwatyj
chopjaha, hupnuwszy ob bort wesamy, podaw jich Grejewi; potim
spustywsia sam, naaho-dyw koczety i zapchaw torbynu z charczamy w
kormu szlupa. Grej siw do sterna.
Kudy nakaete pywty, kapitane? pospytaw etyka, kruelajuczy czowna
prawymwesom.
Kapitan mowczaw. Matros znaw, szczo w ciu mowczanku ne slid
wstawlaty sliw, a tomu,j sobi zamowknuwszy, poczaw czymdu
hrebty.
Grej uziaw napriam do widkrytoho moria, potim poczaw trymatysia
liwoho bereha.Jomu buo bajdue kudy pywty. Sterno hucho ebonio;
dzekay i chlupay wesa; resztabua morem i tyszeju.
Uprodow dnia ludyna wczuwaje taku mnohotu dumok, wrae, promow i
sliw, szczowse ce skao b ne odnu hrubu knyku. Obyczczia dnia
nabuwaje pewnoho wyrazu, ta Grejsiohodni marno wdywlawsia u ce
obyczczia. W joho newyraznych rysach swityosia odne ztych
poczuttiw, jakych bahato, ta jakym ne dano najmennia. Chocz jak
jich nazywaty, wony
-
zayszasia nazawdy poza sowamy j nawi poniattiamy, podibni do
nawijannia pachoszcziw.Pid wadoju takoho poczuttia buw teper Grej;
win mih by, szczoprawda, skazaty: Ja czekaju,ja baczu, ja nebawom
diznajusia ta nawi ci sowa doriwniuway ne bilsze, ni
okremikresennia szczodo architekturnoho zadumu. W cych powiwach bua
szcze potuha switohozbudennia.
Tam, de wony pywy, liworucz chwylastym zhustkom pimy
wymalowuwawsia bereh.Nad czerwonym szkom wikon litay iskry z
bowduriw; to bua Kaperna. Grej czuw swarniu ihawkit. Wohni sea
skydaysia na dwerciata hrubky, propaeni diroczkamy, kri jaki
wydnopaajuczi aruky. O prawu rucz buw okean, wyraznyj, nemow
prysutnis sonnoji ludyny. Po-mynuwszy Kapernu, Grej zawernuw do
bereha. Tut tycho prybywao wodoju; zaswitywszylichtaria, win uhediw
jamy urwyka i joho horiszni, nawysli wystupy; ce misce jomu
spodo-baosia.
Tut budemo owyty rybu, skazaw Grej, laskajuczy matrosa po
peczi.Matros newyrazno hmuknuw. Wpersze pawaju z takym kapitanom,
proburmotiw win. Kapitan putnij, ta ne-
schoyj. Kruczenyj kapitan. Wtim, lublu joho.Zatiawszy weso w
namu, win prywjazaw do nioho czowna, j oboje pidniaysia nahoru,
spynajuczy po kaminciach, szczo wyskakuway z-pid kolin i liktiw.
Win urwyka tiahysiachaszczi. Prounao hupannia sokyry, jaka stynaa
suchyj stowbur; powaywszy derewo, e-tyka rozkaw bahattia na
urwyszczi. Ruszyy tini j widbyte wodoju poumja; morok widstu-pyw, i
w niomu wyswityasia trawa j hilla; nad wohnyszczem, perenyzane
dymom, wysiawa-juczy, tremtio powitria.
Grej siw bila wohnyszcza. Nu bo, skazaw win, prostiahajuczy
plaszku, wypyj, drue etyko, za zdorowja
nepytuszczych. Do reczi, ty wziaw ne chinowu, a imbyrnu.
Wybaczte, kapitane, widkazaw matros, zwodiaczy podych. Dozwolte
zakusyty
ocym Win widhryz widrazu poowynu kurczaty j, wyjniawszy z rota
krylce, prowadyw: Ja znaju, szczo wy polublajete chinowu. Tilky buo
temno, a ja kwapywsia. Imbyr, baczte,rozluczuje ludynu. Koy meni
treba pobytysia, ja pju imbyrnu.
Poky kapitan jiw i pyw, matros zyzom pohladaw na nioho, potim,
ne strymawszy, mo-wyw:
Czy prawda, kapitane, szczo, kau, niby rodom wy z szlachetnoji
rodyny? Ce ne cikawo, etyko. Bery wudoczku j owy, jak choczesz. A
wy? Ja? Chtozna, moywo. Ae potim.etyka rozmotaw wudoczku,
prymowlajuczy wirszamy, do czoho buw mastak, na pre-
weyke zachopennia komandy. Z woosini ta ozyny ja zadnaw sobi
dubcia i, haczeczok poczepywszy, swysnuw, mow
babak z kipcia. Potim pooskotaw palcem u korobci z czerwiakamy.
Cej chrobak w zemlikopawsia i yttiu swomu radiw, a teper na hak
popawsia szczuka chap, i pohotiw. Na-reszti win piszow sobi,
spiwajuczy: Tycha nicz, horika z percem, to tremtite, osetry,
mlijte,brattia-oseedci, wudy etyka z hory!
Grej lih bila bahattia, dywlaczy na wodu, jaka widbywaa woho.
Win dumaw, ae bezuczasty woli; w ciomu stani dumka, rozporoszeno
utrymujuczy otoczennia, newyrazno baczyjoho; wona mczy, nemow ki u
tisnomu natowpi, dawlaczy, rozsztowchujuczy j zupyniaju-czy;
poronecza, sumjattia i zatrymka czerez raz idu u pari z neju. Wona
bukaje w duszireczej; wid jaskrawoho chwyluwannia pospiszaje do
tajemnych natiakiw; kruelaje zemeju inebom, yttiewo besiduje z
ujawnymy osobamy, hasy i prykraszaje spohady. U chmarnomurusi ciomu
wse ywe j opuke, j use nedoadne, jak marennia. J czasto
usmichajesia swido-mis u spoczynku, baczaczy, naprykad, jak u
rozmysy pro dolu raptom zajawlajesia hostemobraz he neprydatnyj:
jaka hauzka, zamana dwa roky tomu. Tak dumaw bila bahattia
Grej,
-
ae buw de ne tut.Liko, jakym win spyrawsia, prowooywsia j
zaklak. Blido swityysia zori; morok posy-
luwawsia napruhoju, szczo pereduwaa switankowi. Kapitan poczaw
zasynaty, ta ne pomi-czaw cioho. Jomu zachotiosia wypyty, j win
siahnuw buo do torby, razwjazujuczy jiji weuwi sni. Potim jomu
perestao snytysia; nastupni dwi hodyny buy dla Greja ne dowszi, ni
tidwi sekundy, uprodow jakych win schyywsia hoowoju na ruky. Za cej
czas etyka zjawlaw-sia bila wohnyszcza dwiczi, kuryw i zahladaw
zadla cikawosty do rota spijmanym rybynam szczo tam? Ae tam, samo
soboju, niczohisiko ne buo.
Prokynuwszy, Grej na my zabuw, jak potrapyw u ciu miscynu. Z
preweykym pody-wom baczyw win szczasywyj poysk ranku, berehowe
urwyszcze sered jaskrawoho wittia jpaachkotiuczu syniu daeczi; nad
obrijem, ae wodnoczas i nad joho nohamy, wysio lisz-czynowe ystia.
Pid urwyszczem iz wraenniam, szczo pid samisikoju spynoju Greja,
syczaw tychyj prybij. Majnuwszy z ystka, krapla rosy rozbihasia po
sonnomu obyczcziu cho-odnym lapancem. Win pidwiwsia. Skri
torestwuwao swito. Choodni hooweszky bahattiacziplaysia za yttia
tonkym strumincem dymu. Joho zapach nadawaw zadowoenniu
dychatypowitriam lisowoji zeeni dykoji prywaby.
etyky ne buo; win zachopywsia; win, spitniwszy, wudyw iz
zachwatom azartnohohrawcia. Grej wyjszow iz chaszcz u czahari,
rozkydani schyom pahorba. Kuriasia j ohnemriachtia trawa; wohki
kwity skydaysia na ditej, umytych zymnoju wodoju. Zeenyj swit
dy-chaw nezliczennistiu krychitnych rotiw, zawaajuczy prochodyty
Grejewi sered swojejibuczno-weseoji tisnoty. Kapitan wybrawsia na
widkrytu miscynu, jaka zarosa strokatoju tra-woju, j uzdriw tut
splaczu moodu diwczynu.
Win tycho widchyyw rukoju hauzku j zupynywsia z widczuttiam
nebezpecznoji zna-chidky. Ne dali ni za pja krokiw, skrutywszy,
pidhornuwszy odnu niku j wyprostawszydruhu, eaa hoowoju na zatyszno
pidhornutych rukach stomena Assol. Jiji kosy zsunuysiau bezadi;
bila szyji rozstebnuwsia gudzyk, widkrywszy biu jamku; rozchrystana
spidnyciaoholaa kolina; wiji spay na szczoci, w tini opukoji ninoji
skroni, napiwzatuenoji temnympasmom; mizyne prawoji ruky, jakyj buw
pid hoowoju, zahynawsia do potyyci. Grej prysiwnawpoczipky,
zahladajuczy diwczyni w obyczczia znyzu j ne pidozriujuczy, szczo
skydajesiana Fawna z kartyny Arnolda Benlina.
Moywo, za inszych obstawyn cia diwczyna pomiczena bua b nym
tilky oczyma, ta tutwin po-inszomu pobaczyw jiji. Wse zruszyosia,
wse usmichnuosia w niomu. Zwyczajno, winne znaw ni jiji, ni jiji
imeny, ni tym pacze czomu wona zasnua na berezi; win buw z toho
duezadowoenyj. Win polublaw kartyny bez pojasne i pidpysiw.
Wraennia wid takoji kartynynezriwnianno ducze; jiji zmist, ne
skutyj sowamy, staje bezmenym, ustalujuczy wsi zdo-hady j
dumky.
Ti ystia pidkraasia bycze do stowburiw, a Grej znaj sydiw u tij
e ne welmy zrucznijpozi. Wse spao na diwczyni; spay temni kosy,
spaa suknia i bhanky sukni; nawi trawa po-byzu jiji tia, zdawaosia,
zadrimaa syoju spiwczuttia. Koy wraennia stao powne, Grejuwijszow u
joho tepu omywajuczu chwylu j popyw z neju. Dawno we etyka woaw:
Ka-pitane, de wy? ta kapitan joho ne czuw.
Koy win, ureszti, pidwiwsia, schylnis do nezwyczajnoho zastukaa
joho na hariaczomuz riszuczistiu j natchnenniam rozdratowanoji
inky. Zamyseno postupajuczy jij, win zniawz palcia staroswitku
kosztownu kabuczku, ne bez pidstaw hadajuczy, szczo, moe, cym
pid-kazuje yttiu szczo istotne, podibne do orfograji. Win dbajywo
pustyw kabuczku na ma-ekyj mizyne, jakyj biliw z-pid potyyci.
Mizyne neterplacze zruszywsia j zaklak. Hlanuw-szy szcze raz na ce
obyczczia u spoczynku, Grej obernuwsia j pobaczyw u kuszczach
wysokozaderti browy matrosa. etyka, rozziawywszy rota, dywywsia na
te, szczo roby Grej, z takympodywom, z jakym, napewne, dywywsia
Jona na paszczu swoho meblowanoho kyta.
A, ce ty, etyko! skazaw Grej. Ot pohla na neji. Szczo, harna?
Dywowyne chudonie pootno! poszepky zawoaw matros, jakyj polublaw
knyni
-
wysowy. W rozsudi obstawyn je szczo prychylne. Ja zowyw czotyry
mureny i szcze jakuhadku, mow puchyr.
Tychisze, etyko. Wszywajmosia zwidsy.Wony widijszy u kuszczi.
Jim slid buo b teper zwernuty do czowna, ta Grej zwolikaw,
rozhladajuczy daeczi nykoho bereha, de nad zeenniu j piskom
llawsia wranisznij dymbowduriw Kaperny. W ciomu dymi win znowu
pobaczyw diwczynu.
Todi win ue riszucze zwernuw, spuskajuczy uzdow schyu; matros,
ne pytajuczy,szczo staosia, jszow pozadu; win widczuwaw, szczo
znowu nastaa obowjazkowa mowczanka.We bila perszych zabuduwa Grej
raptom skazaw:
Czy ne wyznaczysz ty, etyko, twojim doswidczenym okom, de tut
traktyr? Napewne, on toj czornyj dach, zmetykuwaw etyka, a wtim,
moe, j ne win. Szczo u cim dachu prymitnoho? Sam ne znaju,
kapitane. Hoos sercia, ta j hodi.Wony pidijszy do budynku; to i
sprawdi buw traktyr Mennersa. W rozczachnomu wikni
na stoli wydnia plaszka; bila neji czyja brudna ruka dojia
szpakuwatyj wus.Chocza hodyna bua rannia, w zahalnij zali
traktyrczyka sydio try czoowika. Bila wikna
sydiw wuhlar, wasnych pjanych wusiw, szczo jich my we pomityy;
pomi bufetom i wnu-trisznimy dwermy zay, za jajeszneju j pywom,
mistyosia dwoje rybaok. Menners, dowhote-esyj moodyk, z
wesniankuwatym pisnym wydom j tym osobywym wyrazom chytroji
motor-nosty w pryslipuwatych oczach, jakyj prytamannyj hendlaram
uzahali, peretyraw za szynk-wasom posud. Na brudnij pidozi eaa
soniaczna chrestowyna wikna.
Nasyu Grej stupnuw u stiahu kurnoho swita, jak Menners,
szanobywo wkoniajuczy,wyjszow iz-za swoho zachystku. Win widrazu
uhadaw u Grejewi sprawnioho kapitana rozriad hostej, jakych ridko
dowodyosia jomu baczyty. Grej poprosyw romu. Nakrywszy stipoowkoju
w szamotni ludkij skatertynoju, Menners prynis plaszku, yknuwszy
pered tymjazykom kinczyk widkejenoji nalipky. Po tomu wernuwsia za
ladu, hypajuczy uwano to naGreja, to na tariku, z jakoji
widkoupuwaw nihtem szczo prysoche.
Poky etyka, wziawszy szklanku obirucz, skromno szuszukawsia z
neju, zyrkajuczy uwikno, Grej pohukaw Mennersa. Chin samowdowoeno
wmostywsia na krajeczku stilcia, po-tiszenyj cym zwernenniam, i
potiszenyj same tomu, szczo wono wyrazyosia prostym poky-wom
Grejewoho palcia.
Wy, zwyczajno , znajete tut usich meszkanciw, spokijno zahoworyw
Grej. Menecikawy najmennia moodoji diwczyny w chustoczci, w sukni z
roewymy kwitoczkamy,temno-rusiawoji j newysokoji, wikom wid
simnadciaty do dwadciaty rokiw. Ja zustriw jijinedaeko zwidsy. Jak
jiji na jmennia?
Win skazaw z twerdoju prostotoju syy, jaka ne dozwolaje
widmykuwatysia wid danohotonu. Chin Menners wnutrisznio zakrutywsia
j nawi edwe usmichnuwsia, ta zownisznio sko-rywsia charakterowi
zwernennia. Wtim, persz ni widpowisty, win pomowczaw ysze
widbezplidnoho baannia zdohadatysia, w czomu sprawa.
Hm! skazaw win, pidnimajuczy pohlad u stelu. Ce, ybo, Korabelna
Assol.Wona nespowna rozumu.
Sprawdi? bajdue skazaw Grej, widsiorbujuczy dowhyj kowtok. Jak e
ce trapy-osia?
Jakszczo tak, to posuchajte, koy wasza aska.J Chin rozpowiw
Grejewi pro te, jak rokiw sim tomu diwczynka rozmowlaa na
berezi
moria zi zbyraczem pise. Zwyczajno, cia istorija, widtodi jak
ebrak stwerdyw jiji buttia wtomu taky traktyri, nabua obrysiw
hruboji j deszewoji obmowy, ta su yszyasia nedotor-kannoju.
Widtodi tak jiji j zowu, skazaw Menners, zowu jiji Assol
Korabelna.Grej mechaniczno zyrknuw na etyku, jakyj i dali buw
tychyj ta skromnyj, widtak joho
oczi zwernuysia do kurnoho szlachu, jakyj prolahaw bila
traktyru, j win widczuw nemowby
-
udar odnoczasnyj udar u serce j u hoowu. Szlachom, obyczcziam do
nioho, jsza ta sami-sika Korabelna Assol, do jakoji Menners dopiru
postawywsia kliniczno. Dywowyni rysy jijiobyczczia, szczo nahaduway
tajinu nepozbutnio chwylujuczych, chocza prostych sliw, po-stay
teper pered nym u switli jiji pohladu. Matros i Menners sydiy do
wikna spynoju, ta,szczob wony czasom ne obernuysia, Grej maw munis
widwernuty pohlad na rudi Chinowioczi. Pisla toho, jak win pobaczyw
oczi Assol, rozwijaasia wsia zaszkarublis Mennersowojiopowidi. A
Chin, niczoho ne pidozriujuczy, prowadyw:
Szcze mou powidomyty wam, szczo jiji bako sprawnisikyj
merzotnyk. Win uto-pyw moho tatusia, mow kota jakoho, nechaj hospo
prosty. Win
Joho urwaw nespodiwanyj, dykyj rew pozadu. Strachitywo
wywalujuczy oczi, wuhlar,strusnuwszy z sebe chmilne zacipeninnia,
raptom harknuw spiwamy, ta tak luto, szczo wsizdryhnuysia:
Koszykariu, koszykariu,upy z nas za koszi!..
Znow ty nadudywsia, welbote klatyj! zawoaw Menners. Idy he!
Ta tilky bijsia potraplatyW naszi rajkiji kuszczi!..
zakykaw wuhlar j, mowby niczoho ne staosia, wtopyw swoji wusa u
chlupanniszklanky.
Chin Menners obureno stenuw peczyma. Czortzna-szczo, a ne
czoowik, skazaw win iz achitywoju hidnistiu mykruta.
Szczorazu taka istorija! Bilsze wy niczoho ne moete rozpowisty?
pospytawsia Grej. Ce ja? Ta kau wam, szczo bako jiji merzotnyk.
Czerez nioho ja, myostywyj pa-
noczku, osyrotiw i szcze ditwakom powynen buw samostijno
pidtrymuwaty tlinne prohodu-wannia
Ty breszesz! nespodiwano skazaw wuhlar. Ty breszesz tak merzenno
j nenatu-ralno, szczo ja protwerezywsia.
Chin i rota ne wstyh roztuyty, jak wuhlar zwernuwsia do Greja:
Win bresze. Joho bako te brechaw; brechaa j maty. Taka poroda.
Moete buty spo-
kijni, szczo wona tak samo zdorowa, jak my z wamy. Ja z neju
rozmowlaw. Wona sydia namojemu wozi wisimdesiat czotyry razy czy
trochy mensze. Koy diwczyna jde piszky z mista,a ja prodaw wuhilla,
to ja we neodminno posadu diwczynu. Nechaj wona sydy. Ja kau,szczo
w neji dobra hoowa. Ce zaraz wydno. Z toboju, Chine Mennerse, wona,
zrozumio, neskae j dwoch sliw. Ta ja, mostypane, u wilnij wuhilnij
sprawi znewaaju sudy j obmowy.Wona howory, jak weyka, ta czudernaka
jiji baaczka. Prysuchajeszsia nemowby wse tesamisike, szczo my z
wamy skazay b, a w neji te same, ta ne zowsim tak. Ot, naprykad,
jakozajszo dio pro jiji remeso. Ja tobi szczo skau, kae wona i
trymajesia za moje pecze,jak mucha za dzwinyciu, moja robota ne
nudna, ot ysze znaj choczesia wyhadaty osob-ywe. Ja, kae, choczu
dobraty takoho sposobu, szczob u mene na doszci sam pawaw
czowen,hrebci hreby b nasprawky; potim wony prystaju do bereha,
widdaju prycza i lubeseko,mow ywi, siadu na berezi pidobiduwaty.
Ja, znaczyccia, zarehotaw, meni, wychody,smiszno zrobyosia. Ja kau:
Nu, Assol, ade ce take twoje dio, j dumky tomu w tebe taki,
adowkruh pohla: wsi w roboti, mow u bijci. Ni, kae wona, ja znaju,
szczo znaju.Koy rybaka owy rybu, win hadaje, szczo zowy weyku
rybynu, jakoji nichto ne owyw. Nu, a ja? A ty? smijesia wona. Ty,
pewne, koy nawalujesz wuhillam koszyka, to
-
hadajesz, szczo win zacwite. O jake sowo wona skazaa! Toji
chwyli smyknuo mene, zi-znajusia, hlanuty na poronioho koszyka, j
tak meni uwijszo u wiczi, niby z ozyn popowzybruky; usnuy ci bruky,
bryznuo po koszykowi ystiam i propao. Ja trochy wytwerezywsianawi!
A Chin Menners bresze jak szowkom szyje ja joho znaju!
Wwaajuczy, szczo rozmowa perejsza w neprychowanu obrazu, Menners
pronyzaw wu-hlara pohladom i schowawsia za ladu, zwidky hirko
pocikawywsia:
Nakaete podaty szczo-nebu? Ni, skazaw Grej, distajuczy hroszi,
my wstajemo j idemo. etyko, ty zayszyszsia
tut, powerneszsia uweczeri j budesz mowczaty. Diznawszy use,
szczo zmoesz, peredaj meni.Ty wtiamyw?
Predobryj kapitane, skazaw etyka z pewnoju familjarnistiu, jaku
wykykaw rom, ne wtiamyty cioho moe chiba szczo huchyj.
Czudowo. Zapamjataj tako, szczo w odnomu z tych wypadkiw, jaki
mou tobi na-hodytysia, ne mona ni kazaty pro mene, ni zhaduwaty
nawi moje imja. Buwaj!
Grej wyjszow. Wid toho czasu joho ne poyszao we czuttia
raziuczych widkryttiw, szczomow iskra w porochowij stupci Bertolda,
odyn iz tych duszewnych obwaliw, z-pid jakychwyrywajesia,
jarijuczy, woho. Duch nehajnoji diji opanuwaw joho. Win otiamywsia
i zi-brawsia z dumkamy, a dopiru jak siw u czowna. Smijuczy, win
pidstawyw ruku, doonejudohory, spekotnomu sonciu, jak uczynyw ce
jako chopczakom u lochu dla wyna; potim wid-pyw i poczaw chutko
hrebty w napriamku hawani.
Proty tijeji dnyny j za sim rokiw po tomu, jak Egl, zbyracz
pise, rozpowiw diwczynci naberezi moria kazku pro korabel z
jasno-czerwonymy witryamy, Assol w odnu zi swojichszczotynewych
widwidyn ihraszkowoji kramnyci powernuasia dodomu zbenteena, z
sum-nym obyczcziam. Swij towar wona prynesa nazad. Wona bua tak
zasmuczena, szczo wi-drazu ne zmoha howoryty, i ysze pisla toho,
jak zi strywoenoho ycia ongrena pobaczya,szczo win oczikuje czoho,
szczo znaczno hirsze wid dijsnosty, poczaa rozpowidaty,
wodiaczypalcem po wikonnomu szku, neuwano spohladajuczy more.
Hospodar ihraszkowoji kramnyci poczaw cioho razu z toho, szczo
rozhornuw rachun-kowu knyhu j pokazaw jij, skilky za nymy borhu.
Wona zdryhnuasia, pobaczywszy czyma-eke tryznaczne czyso.
Ot skilky wy zabray z hrudnia, skazaw torhiwe, a o hlanemo, na
skilky pro-dano. I win upersia palcem w druhu cyfru, we z dwoch
znakiw.
alisno j prykro dywytysia.Ja baczya z joho obyczczia, szczo win
hrubyj i serdytyj. Ja rado wteka b, ta, sowo cze-
sti, sy ne buo wid soromu. I win poczaw kazaty: Meni, luba moja,
ce we newyhidno. Teperu modi zakordonnyj towar, u wsich kramnyciach
powno joho, j ci wyroby ne beru. Tak winskazaw. Win kazaw szcze
bahato czoho, ta ja wse pereputaa j zabua. Mabu, win poaliwmene,
pozajak poradyw pity w Dytiaczyj bazar j Aadinowu ampu.
Wymowywszy najhoownisze, diwczyna obernua hoowu, nijakowo
hlanuwszy na sta-roho. ongren sydiw pochniupywszy, zcipywszy palci
mi kolimy, na jaki spersia liktiamy.Widczuwajuczy pohlad, win
pidniaw hoowu j zitchnuw. Zborowszy tiakyj nastrij, diwczynapidbiha
do nioho, wasztuwaasia sydity porucz i, prosunuwszy swoju ehku ruku
pid szkiria-nyj rukaw joho kurtky, smijuczy i zahladajuczy bakowi
znyzu w obyczczia, prowadya z sy-uwanym powawenniam:
Niczoho, ce wse niczoho, ty suchaj, bu aska. Ot ja pisza. Nu,
prychodu do weykoji
-
straszennoji kramnyci; tam kupa ludu. Mene zasztowchay, prote ja
wybraasia j pidijsza doczornoho czoowika w okularach. Szczo ja jomu
kazaa ja niczohisiko ne pamjataju; na-prykinci win posmichnuwsia,
ponyszporyw u mojemu koszyku, hlanuw deszczo, potim znowuzamotaw,
jak buo, w chustynu j widdaw nazad.
ongren serdyto suchaw. Win mowby nawicz baczyw swoju storopiu
doku w zamo-nomu natowpi bila pryawka, zawaenoho kosztownym
towarom. Akuratnyj czoowik uwokularach pobaywo pojasnyw jij, szczo
win musy rozoryty, jakszczo poczne torhuwaty ne-chytrymy
ongrenowymy wyrobamy. Nedbao i sprytno stawyw win pered neju na
pryawokskadni modeli choromyn i zaliznycznych mostiw; minijatiurni
wyrazni awta, eektryczni na-bory, aeropany j dwyhuny. Ce wse pacho
farboju i szkooju. Za wsima joho sowamy wycho-dyo, szczo dity w
ihrach tilky wzoruju teper na te, szczo robla dorosli.
Assol bua w Aadinowij ampi j u dwoch inszych kramnyciach, ae
niczoho ne do-mohasia.
Raz nam ne taany, to treba szukaty. Ja, moe, znowu podamsia
praciuwaty naFicroj abo Paermo. Zwyczajno, wony maju raciju,
zamyseno prowadyw win, duma-juczy pro ihraszky. Teper dity ne
hrajusia, a nawczajusia. Wony nawczajusia, naw-czajusia j nikoy ne
pocznu yty. Ce wse tak, szkoda, jij-bohu, szkoda. Zumijesz ty
proytybez mene czas odnoho rejsu? Hodi j dumaty pro te, szczob
zayszyty tebe samu.
Ja te moha b suyty razom z toboju, naprykad, u bufeti. Ni!
ongren prybyw ce sowo udarom dooni po stoli, jakyj a
zdryhnuwsia.
Poky ja ywyj, ty suyty ne budesz. Wtim, je czas podumaty.Win
ponuro zamowk. Assol prymostyasia porucz z nym na oslinczyku; win
pobaczyw
zboku, ne obertajuczy hoowy, szczo wona kopoczesia wtiszyty
joho, j zamaym neusmichnuwsia. Ta usmichnutysia oznaczao spoochaty
i zbenteyty diwczynu. Wona, pry-mowlajuczy szczo podumky, rozhadya
joho zakustranu sywu czuprynu, pociuwaa u wusaj, zatuywszy kudati
bakowi wucha maekymy tonekymy palciamy, skazaa:
Nu ot, teper ty ne czujesz, szczo ja tebe lublu.Poky wona
czepurya joho, ongren sydiw, micno zmorszczywszy, jak ludyna,
szczo
bojisia dychnuty dymom, ta, poczuwszy jiji sowa, husto
zarehotawsia. Ty serdeniatko, prosto skazaw win i, popeskawszy
diwczynu po szczoci, piszow na
bereh pohlanuty czowna.Assol jaku chwylu zamyseno stojaa posered
kimnaty, wahajuczy pomi baanniam
widdatysia tychij osmuti j neobchidnistiu chatnich kopotiw;
potim, pomywszy posud, pere-hlanua u sza zayszky prowiziji. Wona ne
waya j ne miriaa, ta baczya, szczo z borosznomne dotiahty do kincia
tynia, szczo u blaszanci z cukrom we dno znaty; obhortky z kawoju
taczajem sywe poroni; nemaje oliji, i jedyne, na czomu, z pewnoju
dosadoju na wyniatok, spo-czywao oko, buw antuch kartopli. Po tomu
wona pomya pidohu j sia stroczyty szlarku dopererobenoji zi staroho
szmattia spidnyci, ta widrazu , pryhadawszy, szczo obrizky
tkanynyea za lustrom, pidijsza do nioho j uziaa zhortok; potim
hlanua na swoje widobraennia.
Za horichowoju ramoju, u switlij poroneczi widobraenoji kimnaty
stojaa toneka ne-wysoka diwczyna, wbrana w deszewyj biyj muslin z
roewymy kwitoczkamy. Na jiji peczacheaa sira szowkowa chustyna.
Napiwdytiacze, u switlij zasmazi obyczczia buo wawe i wy-razne;
preharni, trochy powani jak na jiji wik oczi zyrkay z nijakowoju
zoseredenistiu hy-bokych dusz. Jiji neprawylne yczko moho rozczuyty
tonkoju czystotoju obrysiw; koenzhyn, kona opuklis cioho obyczczia
znajszy b misce u weykij kilkosti inoczych y, ta jich-nia sukupnis,
styl buw cikowyto oryginalnyj oryginalno lubyj; na ciomu my
zupynymosia.Reszta ne pidwadna sowam, krim sowa powaba.
Diwczyna w lustri usmichnuasia tak samo nesamochi, jak i Assol.
Usmiszka wdaasiasumnoju; pomitywszy ce, wona strywoyasia, nemowby
dywyasia na storonniu. Wona pry-paa szczokoju do szka, zapluszczya
oczi j tycho pohadya lustro tam, de buo jiji widobra-ennia. Rij
newyraznych, ahidnych dumok majnuw u nij; wona wyprostaasia,
zasmijaasia j
-
sia, zachodywszy szyty.Poky wona szyje, pohlanemo na neji bycze
wseredynu. W nij dwi diwczyny, dwi
Assol, szczo peremiszaysia w czudownij, preharnij neprawylnosti.
Odna bua doka ma-trosa, remisnyka, jaka majstruwaa ihraszky, druha
ywyj wirsz, z usima dywamy joho su-hoo i obraziw, z tajinoju
susidstwa sliw, u wsij wzajemnosti jichnij tinej i swita, jaki
padayz odnoho na insze. Wona znaa yttia u meach, postawenych jiji
doswidowi, ta ponad zahal-nymy jawyszczamy baczya widobraenyj zmist
inszoho poriadku. Tak, wdywlajuczy u pred-mety, my pomiczajemo w
nych szczo ne linijne, ta wraenniam wyrazno ludke, i taksamo, jak
ludke, rizne. Szczo na zrazok cioho, szczo (jakby potaanyo) skazay
my cymprykadom, baczya wona szcze ponad wydymym. Bez cych tychych
zawojuwa use prostozrozumie buo czue jiji duszi. Wona wmia j
polublaa czytaty, ae j u knyzi czytaa pere-wano pomi riadkamy, jak
ya. Neswidomo, szlachom swojeridnoho natchnennia, wona ro-bya na
konomu kroci weyczeznu kilkis eterno-tonkych widkryttiw,
neskazannych, ta wa-ywych, jak czystota j tepo. Wriady-hody j ce
trywao nyzku dniw wona nawi pe-reroduwaasia; zyczne protyborstwo
yttia prowaluwaosia, mow tysza w udari smyczka; juse, szczo wona
baczya, czym ya, szczo buo dowkruhy, stawao mereywom tajemny
wobrazi powsiakdennia. Ne raz, chwylujuczy, wona jsza unoczi na
morkyj bereh, de, docze-kawszy switanku, cikom powano wyhladaa
korabel iz Czerwonymy Witryamy. Ci chwy-yny buy dla neji
szczastiam; nam wako tak pity w kazku, jij buo b ne mensz tiako
wyjty z-pid jiji wady j czaru.
Inszym czasom, mirkujuczy pro wse ce, wona szczyro dywuwaasia
sobi, ne wiriaczy,szczo wirya; usmiszkoju proszczajuczy more j
sumowyto perechodiaczy do dijsnosty, teper,zsuwajuczy szlarku,
diwczyna pryhaduwaa swoje yttia. Tam buo bahato nuhy i
prostoty.Samotnis udwoch, buwao, nezmirnym tiaharem eaa jij na
serci, ta w nij wytworyasia weta stradnyka bhanka, z jakoji ne
wnesty j ne otrymaty powawennia. Z neji kepkuway, ka-uczy; Wona
pryczynuwata, ne wsi wdoma, wona zwyka j do cioho bolu.
Diwczynitraplaosia nawi terpity obrazy, pisla czoho jiji hrudy
szczemiy, nacze wid udaru. Jak inkawona bua nepopularna w Kaperni,
odnak bahato chto pidozriuwaw, chocza dyko j newyra-zno, szczo jij
dano bilsze, ni inszym, tilky inszoju mowoju. Kapernci oboniuway
kreme-znych, zdorowekych inok z masnoju szkiroju hrubych ytok i
mohutnich ruk; tut zayciay-sia, lapajuczy po spyni dooneju i
szturchajuczy, mow na bazari. Typ cioho poczuttia skydaw-sia na
nemudru prostotu rewu. Assol tak samo yczya ciomu riszuczomu
seredowyszczu, jakyczyo b ludiam wyszukanoho nerwowoho yttia
towarystwo prymary, jakby wona woodiausim czarom Assunty abo
Aspaziji: te, szczo wid lubowi, pro ce tut i dumaty hodi. Tak
uriwnomu huczanni wojakoji surmy czariwna urba skrypky ne w zmozi
wywesty suworyjpok iz diji joho priamych linij. Do toho, szczo
skazano w cych riadkach, diwczyna stojaaspynoju.
Poky wona murkotaa piseku yttia, maeki ruky praciuway zapopadywo
i sprytno;widkusujuczy nytku, wona dywyasia daeko pered soboju, ta
ce ne zawaao jij riwno pidhor-taty rube i kasty petelnyj szow iz
czitkistiu szwakoji maszyny. Chocza ongren ne power-tawsia, ta wona
ne turbuwaasia za baka. Ostannim czasom win czasto pawaw unoczi
owytyrybu abo prosto prowitrytysia. Jiji ne terebyw strach: wona
znaa, szczo niczoho zekoho znym ne trapysia. W ciomu stosunku Assol
bua szcze tijeju maekoju diwczynkoju, jaka mo-yasia po-swojemu,
pryjazno belkoczuczy wranci: Dobryde, boe! a wweczeri:
Prosz-czawaj, boe!
Na jiji dumku, takoho korotkoho znajomstwa z bohom buo cikom
dostatnio dla toho,szczob win odwiw ycho. Wona zastanowlaasia j nad
joho stanowyszczem: boh buw wicznozajniatyj sprawamy miljoniw
ludej, tomu do budennych tinej yttia naeao, na jiji
dumku,stawytysia z delikatnym terpinniam hostia, kotryj, zastawszy
dim perepownenyj ludom, cze-kaje zabihanoho hospodaria,
znachodiaczy prytuok i charcz za obstawynamy.
-
Pokinczywszy z szytwom, Assol skaa robotu na stoyku w kutku,
rozdiahasia j ukaa-sia w liko. Woho buw pohaszenyj. Wona chutko
zawwaya, szczo nemaje sonywosty; swi-domis bua jasna, mo