-
1
Rozdział pierwszy
Grecja
Ponton kołysał się to w górę to w dół na falach, które chciałyby
go połknąć. Ze środka
gumowej łodzi słychać było krzyk bólu i łzy zdesperowanych
ludzi, którzy zostawili coś za
sobą… Pod gruzami domów całe rodziny, które nie były
odpowiedzialne za tę wojnę. Czy to
jest sprawiedliwe?
Wśród nich było dwoje dzieci, smutnych i wyczerpanych, Ahmet i
Dalia. Dwoje
uchodźców, którzy stracili rodziny w zamachu bombowym na
Damaszek. Mimo tego nie
utracili dobroci i swojego człowieczeństwa.
- Jest mi zimno, nie zniosę tego dłużej. Chciałabym być teraz w
domu - powiedziała
Dalia.
- Bądź cierpliwa. Obiecuję ci, że wkrótce będzie lepiej.
Pamiętasz te piękne dni, zanim
nastała wojna?
- Jak mogłabym je zapomnieć? Wciąż pamiętam, kiedy wracaliśmy ze
szkoły i czekał
na nas talerz pachnącego jedzenia oraz pełen miłości uścisk
naszej mamy.
Po męczącej i niebezpiecznej wyprawie na horyzoncie ukazały się
światła miasta.
Były to światła nadziei dla każdego bezradnego uchodźcy. O
świcie łódź dobiła do portu. Idąc
brzegiem, dzieci wszędzie widziały szczęśliwe twarze i ludzi
witających ich z otwartymi
rękoma.
- Gdzie my jesteśmy? - zastanawiała się Dalia.
- Nie mam pojęcia – odparł Ahmet.
- Jesteście w Wolos, pięknym mieście Grecji.
-
2
Dzieci wydawały się zdumione, jednak na ich twarzach zagościł
uśmiech.
- Przyjemnie tu jest – powiedziały równocześnie.
Przez kolejne dni dzieci były goszczone przez rodzinę, która
zaoferowała im opiekę
i miłość, aczkolwiek nie był to koniec ich podróży, będzie ona
przebiegać przez inne kraje
Europy do czasu, aż odnajdą swoich krewnych. Dlatego pewnego
słonecznego poranka dzieci
pożegnały się z dobroduszną grecką rodziną i wsiadły do pociągu
jadącego z Dworca
Kolejowego Wolos do kolejnego miejsca podróży - Aten.
-
3
W pociągu było tłoczno, jednak dla dzieci był to spokojny tłok,
nieprzypominający
okropnych dźwięków bombardowania. Pociąg kojarzył się im z
milutką maskotką, pluszową
gąsienicą, którą wiozły ze swojej ojczyzny. Do czasu aż dotarły
na miejsce, dzieci nie mogły
oderwać oczu od szyb. Oglądały wszystko, co mijał pociąg, ale
tak naprawdę widziały tylko
to, co pragnęły zobaczyć. Góry! Drzewa! Duże drogi! Ich oczom
ukazały się również tunele,
dla nich coś niezwykłego. Nagle ich uwagę przykuło olbrzymie
drzewo platana. Gdy Ahmet
je dostrzegł, wiele nostalgicznych myśli przebiegło po jego
głowie. Przypomniał sobie te dni
przed wojną, gdy razem z Dalią siadali pod takim drzewem.
Pamięta, że zrobił huśtawkę na
gałęzi, gdzie spędzili wiele szczęśliwych chwil. Potem westchnął
i powiedział:
- Nie widziałem platana od bardzo dawna.
- Tak, masz racje. Minęło wiele czasu, odkąd bawiliśmy się na
tej huśtawce po
powrocie ze szkoły.
Wraz z głośnym dźwiękiem gwizdka ich wspomnienia odpłynęły.
Dotarli do Aten.
Ahmed i Dalia byli zaskoczone, że ponad pięć tysięcy ludzi
zebrało się wokół stacji. Słychać
ogłuszające głosy połączone z obraźliwymi komentarzami na temat
dzieci i pozostałych
uchodźców.
-
4
- Co się dzieje? Zostawiliście swoje jaskinie i przybyliście
tutaj, żeby nas zarazić
swoimi chorobami?
- Ty jesteś z Ukrainy, nie jesteś Grekiem. Nie masz żadnego
prawa, aby mówić w ten
sposób – przerwał mu inny mężczyzna.
Potem ten sam mężczyzna chwycił dzieci i zabrał je ze
stacji.
- Bardzo dziękuję. Jak masz na imię? - zapytała z ulgą
Dalia.
- Jestem Haris Domazopulos. Czy chcielibyście ze mną zostać?
- Tak! Tylko, jeśli nie będziemy ciężarem.
- Ależ skąd, nie będziecie.
Przez kolejne dni dzieci były goszczone przez pana Harisa. Brał
je na spacer. Kupił im
nowe ubrania i kilka pamiątek, które były dla nich bardzo ważne.
Następnego dnia poradził
im, aby wybrały się pociągiem do Patry. Odprowadził je na stację
i pocałował na pożegnanie.
Pociąg ruszył i dzieci mogły zacząć cieszyć się podróżą. Po
trzech godzinach i przejechaniu
przez Kanał Koryncki dotarły na miejsce. Tak jak doradził im pan
Haris, zapytały konduktora
o drogę do obozu dla uchodźców i w końcu zmęczone, ale spokojne
znalazły schronienie.
Ahmed i Dalia spędzili noc w namiocie podobnie jak tysiące
innych uchodźców.
Następnego dnia wybrali się do portu w Patrze, ponieważ ich
celem było włoskie miasto Bari.
Nagle zdali sobie sprawę, że nie mają więcej pieniędzy, aby
kupić bilety i zaczęli płakać.
-
5
Pewnej starszej kobiecie zrobiło się żal dzieci, ponieważ
wyglądały na zdesperowane. I jej
rodzice byli uchodźcami z Azji Mniejszej, więc była gotowa kupić
im bilety. To był ich
pierwszy krok ku Europie.
-
6
Rozdział drugi
Włochy
Gdy dzieci były na promie płynącym do Bari, pewien mężczyzna je
rozpoznał - był
on przyjacielem rodziny. Na imię miał Reza. Opuścił Damaszek w
poszukiwaniu pracy,
zanim rozpoczęła się wojna. We Włoszech pracował jako barman w
Rzymie. Był w Grecji,
ponieważ odwiedził swoją dziewczynę Joan. Teraz wracał do
Włoch.
Reza zaprosił dzieci, aby spędziły z nim trochę czasu w Rzymie.
Jak tylko zeszli
z promu w Bari, udali się na stację, by złapać pociąg do Rzymu.
Podczas podróży Reza
spostrzegł gąsienicę - maskotkę - wystającą z plecaka Dali.
Obudziły się wspomnienia.
Mężczyzna opowiedział dziewczynce, że gdy była niemowlęciem,
podarował jej tę gąsienicę.
Potem rozmyślał o rodzicach dzieci. W końcu uśpieni przez
kołysania pociągu Ahmet i Dalia
śnili o swojej rodzinie.
Gdy dotarli do Rzymu, dzieci były oszołomione hałasem. Reza
zabrał je do siebie na
pizzę. Następnego dnia spacerowali po mieście, odwiedzając
historyczne miejsca. Dzieci były
oczarowane wspaniałością zabytków: Koloseum, Fontanną di Trevi,
Hiszpańskimi Schodami.
W końcu wszyscy udali się do Ogrodów Willi Borgherse, gdzie
bawili się i jedli lody.
-
7
Kilka dni później Reza przypomniał sobie o swojej przyjaciółce –
Souad, dalekiej
kuzynce z dzieciństwa i postanowił do niej zadzwonić. Souad
powiedziała mu, że jest we
Włoszech w Santa Margherita Ligure, małym miasteczku na Riwierze
Włoskiej, gdzie pracuje
jako dozorczyni willi. Dzieci też rozmawiały z nią przez
telefon, a ona zapewniała je, że
Włochy to bardzo bezpieczne miejsce do życia. Mówiła również, że
mogą z nią zostać, ale
tylko na kilka dni, ponieważ wkrótce wracają właściciele willi i
będzie bardzo zajęta. Dzieci
radośnie zaakceptowały jej propozycję. Souad wzięła dzień wolny
w pracy, aby odebrać
Ahmeta i Dalię z dworca kolejowego.
Dzieci opuściły pociągiem Rzym, Reza kupił bilety, a z
pieniędzy, które zostały,
zafundował im lody w wagonie restauracyjnym. Gdy dotarli do
Santa Margherita, wszyscy
byli pod wrażeniem spokoju, jaki panował w tym miejscu. W willi
zaskoczył ich piękny
widok z okna na morze. Przez moment czuli się jakby byli z
powrotem w Syrii! Znajdował
się tam również basen, w którym przez kolejne dni, pełni
szczęścia, kąpali się całymi dnami.
-
8
Pewnej nocy dzieci obudziły dziwne odgłosy, które je przeraziły.
Postanowiły położyć
się z maskotką pośrodku. Gąsienica towarzyszyła im w podróży a
teraz dodawała odwagi.
Następnego dnia dzieci odkryły przyczynę tych hałasów. Powstały
na skutek porwanego
namiotu, który trzepotał na wietrze. Co więcej, kilka nietoperzy
latało po strychu tam
i z powrotem .
Po śniadaniu, składającego się z soku, chleba i dżemu, Ahmet i
Daila poszli na spacer
wokół Santa Margherita. Zatrzymali się naprzeciwko budynku, na
dziedzińcu którego bawiło
się wiele dzieci. To szkoła Scarsella! Rodzeństwo zdało sobie
sprawę, jak bardzo tęskni za
swoją szkołą. Została zniszczona przez bomby. Kto wie, kiedy
będą mogli tam wrócić… Jaki
piękny czas!
Dzieci razem ze swoim przyjacielem Rezą odbyły też wycieczkę
statkiem, w czasie
której podziwiały Riwierę Liguryjską.
-
9
Po kilku dniach Ahmet i Daila, z mieszanymi uczuciami, musieli
opuścić miejsce,
w którym zagościły. Gdzie pojadą tym razem? Pamiętali, że kilka
lat temu wujek Abkader,
przeprowadził się do Słowacji w poszukiwaniu pracy i w końcu
otrzymał posadę kasjera
w supermarkecie. W plecaku znaleźli stary adres i jak
najszybciej wysłali mu telegram.
Abkader natychmiast odesłał odpowiedź, wraz z pieniędzmi na
bilety do Bratysławy oraz
zdjęciem z jego podobizną, aby dzieci mogły go rozpoznać, gdy
dotrą na miejsce.
-
10
Rozdział trzeci
Słowacja
Ahmet i Dalia dotarli pociągiem do Bratysławy. Gdy wysiedli z
pociągu, pewien
mężczyzna, który wyglądał znajomo, podszedł do nich. Dzieci
spojrzały na zdjęcie
i zrozumiały, że to jest ich wujek Abkader. Wyglądał starzej niż
na zdjęciu, jednak bardzo
przypominał ich tatę. Abkader był bardzo szczęśliwy, gdy
zobaczył dzieci i uściskał je bardzo
mocno. Dzieci były bardzo podekscytowane faktem, iż po raz
pierwszy spotkały starszego
brata taty.
Abkader zaproponował, lunch na co dzieci się zgodziły. W drodze
do restauracji
ujrzały duży zamek i zapytały o niego wujka. Wytłumaczył im, że
jest to Zamek
Bratysławski, bardzo znany i popularny symbol stolicy Słowacji.
Nagle wszyscy się
zatrzymali. Dzieci spostrzegły, że znajdują się na środku mostu
i chciały się dowiedzieć,
dlaczego się zatrzymali i gdzie jest ta restauracja. Jednak
Abkader uśmiechnął się tylko
i powiedział, że restauracja jest dokładnie nad ich głowami.
Ahmet i Dali spojrzeli w górę
i zorientowali się, że nad mostem jest coś na kształt wielkiego
talerza. Wujek wytłumaczył
im, że w środku tego talerza znajduje się restauracja, do której
zmierzają na lunch.
-
11
Wciąż zdumione dzieci i Abkader wsiadali razem do windy i udali
się do restauracji.
Byli zachwyceni widokiem, ponieważ mogli zobaczyć prawie całe
miasto. Wujek zamówił
naleśniki z czekoladą i rozpoczął opowieść o swoim życiu na
Słowacji.
Przyjechał do Słowacji wiele lat temu w poszukiwaniu pracy,
zanim Ahmet i Dalia
przyszli na świat. Pracował przez wiele lat jako kasjer w
supermarkecie, jednak potem, gdy
przeprowadził się do środkowej części Słowacji, otworzył swój
własny sklep cukierniczy
i ożenił się ze Słowaczką, Zuzaną. Zaskoczeniem był również
fakt, że ma dwójkę dzieci -
syna i córkę. Syn ma na imię Zdenko i ma 11 lat, a córka Farah
ma 19 lat. Powiedział im
również, że będzie bardzo szczęśliwy, jeśli zabierze ich do
swojego domu i przedstawi całej
rodzinie.
Później wsiedli do pociągu, którym mieli dojechać do domu
Abkadera. Miszkał on
w mieście zwanym Turčianske Teplice. Jest to miasteczko
uzdrowiskowe, które odwiedza
wielu turystów i pacjentów. To była długa podróż, jednak dzieci
podziwiały piękne
krajobrazy. Zobaczyły wysokie góry, zielone łąki, pola pokryte
kwiatami, głębokie lasy
i piękne rzeki. Gdzieniegdzie udało im się zobaczyć stada krów,
owiec i koni
przechadzających się po polach.
Gdy dotarli na miejsce, Abkader zaprowadził dzieci do swojego
domu, gdzie poznały
swoją ciocię Zuzanę i kuzyna o imieniu Zdenko. Zuzana była
bardzo miła, wesoła i była
szczęśliwa, że mogła ich przywitać w swoim domu rodzinnym.
Powiedziała im, że pracuje
-
12
jako nauczycielka w szkole podstawowej blisko wioski Mošovce,
gdzie również uczęszcza
jako uczeń Zdenko. Dlatego obydwoje zaproponowali dzieciom, że
jeśli chcą, to zabiorą je
do szkoły, aby ją zwiedziły. Dzieci zgodziły się od razu. Gdy
Ahmed i Dalia zapytali,
dlaczego nie ma domu Fary, rodzina wytłumaczyła im, że Farah
zaczęła w tym roku studia
w Polsce, w mieście Kraków. Abkader przygotował im na kolację
tradycyjną słowacką
potrawę – pierogi z owczym serem.
Następnego dnia poszli razem z ciocią i kuzynem odwiedzić szkołę
. Gdy przybyli na
miejsce, byli zdziwieni jak miło i życzliwie traktowali ich
nauczyciele oraz uczniowie. Nie
była to wielka szkołą, dlatego czuli się tam bezpiecznie. Prawie
jak gdyby byli z powrotem
w swojej starej szkole. Ciocia pokazała im wszystkie sale i
potem zostali na chwilę w klasie
Zdenka, aby pobawić się z uczniami. Dalia pokazała im swoją
wypchaną gąsienicę, którą
Słowacy uznali za bardzo słodką.
Gdy wrócili ze szkoły, Abkader zabrał ich, by zobaczyli jego
zakład cukierniczy,
kosztowali wiele słowackich słodkości. Pod wieczór poszli do
aquaparku, gdzie mile spędzili
wieczór pod rozgwieżdżonym niebem.
Ahmet i Dalia byli bardzo zadowolenie ze swojej wizyty na
Słowacji, jednak chcieli
poznać swoją kuzynkę Farah, wiec zgodzili się z wujkiem, że
zabierze ich do Polski.
Następnego dnia spakowali swoje rzeczy, pożegnali się z Zuzaną i
Zdenkiem. Abkader
zapłacił za bilety autobusowe i wyruszyli na swoją wyprawę do
Krakowa.
-
13
Rozdział czwarty
Polska
Podróż ze słowackiego miasteczka Turčianske Teplice do Krakowa
upłynęła
w wesołej atmosferze. Granicę z Polską przekroczyli w Chyżnem.
Za oknem autobusu
widniały góry. Im bliżej Krakowa góry stawały się niższe.
Dojechali na dworzec autobusowy, gdzie czekała na nich Farah.
Zaprosiła ich do
akademika, tam zostawili bagaże, a następnie udali się w stronę
Rynku. Zbliżała się godzina
dwunasta i spostrzegli przed kościołem Mariackim tłum ludzi.
Zatrzymali się i zdziwiona
Dalia zapytała:
- Dlaczego ludzie stoją przed kościołem?
- Za chwilę zobaczycie i usłyszycie – odpowiedziała tajemniczo
dziewczyna.
Wtem rozległ się dźwięk trąbki. Wszyscy unieśli głowę w stronę
wieży kościoła.
- Widzę trąbkę! – zawołała dziewczynka.
- Co godzinę z wieży kościoła rozlega się hejnał, grany przez
trębacza – wyjaśniła
dumnie Farah. Już kilka miesięcy studiowała w Krakowie i zdążyła
poznać to piękne,
zabytkowe miasto.
Po wysłuchaniu melodii udali się do Sukiennic.
- Jest to renesansowy budynek, w którym mieszczą się sklepiki z
pamiątkami
i rzemiosłem artystycznym – tłumaczyła Farah.
Następnie cała czwórka udała się w stronę wzgórza Wawel, nad
którym znajduje się
zamek królewski. Po drodze zauważyli oszklony wózeczek z
preclami przypominającymi
-
14
kształtem ringo. Wujek zakupił dla każdego po jednym. Gdy
dotarli na Wawel, wyszli po
krętych schodkach na dzwonnicę, skąd podziwiali widoki Krakowa i
okolic. Na dole płynęła
Wisła. Po zejściu dotarli na podnóże zamku. Tam znajdował się
kamienny smok. Nagle z jego
paszczy buchnął ogień. Dziewczynka podskoczyła ze strachu. Farah
uspokoiła wszystkich, że
jest to tylko atrakcja turystyczna. Wujek zrobił wszystkim
zdjęcie i zaprosił na wycieczkę
statkiem po Wiśle. W trakcie rejsu z głośników wydobył się głos,
opowiadający legendę
o smoku wawelskim.
„Przed wiekami, za czasów króla Kraka, założyciela krakowskiego
grodu, na
zboczu Wawelu, w wielkiej jamie zamieszkał smok. Było to ogromne
zwierzę z paszczą
i długim ogonem. Pożerał on owce i krowy, które ludzie wypasali
na łąkach wzdłuż
Wisły.
Król zdecydował się oddać rękę swojej córki temu, kto zgładzi
groźnego smoka.
Do Krakowa coraz tłumniej zaczęli przyjeżdżać rycerze, żadnemu
jednak nie udało się
smoka pokonać. Wtedy na dworze królewskim pojawił się pewien
młody szewczyk
Skuba, który obiecał, że poradzi sobie z groźną bestią. Cały
orszak otaczających króla
rycerzy parsknął śmiechem, traktując słowa szewczyka jako dobry
żart. Szewczyk
jednak nie zniechęcił się łatwo.
Dnia następnego zdobył skórę barana, którą napchał siarką i
wystawił ją przed
smoczą jamą. Smok zwabiony widokiem smacznej przekąski porwał
szybko barana i go
zjadł. Wtedy siarka zaczęła parzyć jego brzuch, a potwór zionął
prawdziwym ogniem.
Chcąc uśmierzyć palący ból, zaczął pić wodę z Wisły. Pił, pił i
robił się coraz większy
i większy, aż w końcu pękł.
I tak sprytny, niepozorny szewczyk uwolnił Kraków od groźnego
smoka.
W zamian dostał rękę królewny, z którą żył długo i
szczęśliwie”.
-
15
Dzieci były zafascynowane i uważnie słuchały opowieści. Na końcu
zapytały, czy to
wydarzyło się naprawdę. Farah wytłumaczyła im, że to tylko
legenda. Gdy rejs się zakończył,
poszli do restauracji na kolację. Wujek poprosił kelnera o coś z
kuchni polskiej. Kelner
zaproponował im żurek i gołąbki z sosem pomidorowym. Podane
potrawy bardzo im
posmakowały.
Zmęczone, ale zadowolone z wyprawy po Krakowie, dzieci zasnęły w
akademiku. Na
parapecie okna w akademiku leżała maskotka-gąsienica, na którą
padały promienie księżyca.
Następnego dnia o poranku czekało na nich śniadanie, które
przygotowała Farah.
Dzieci zauważyły, że nie ma z nimi wujka Abkadera. Farah
tajemniczo milczała. W końcu
około godziny dziesiątej wujek stanął w pokoju akademika z
tajemniczym uśmiechem na
twarzy. Zjadł śniadanie w milczeniu, po czym rzekł:
- Drogie dzieci, mój brat, a wasz ojciec, zawsze powtarzał, że
rodzina musi być razem.
Niestety, wojna pokrzyżowała nasze losy, ale otrzymałem list z
Międzynarodowego
Czerwonego Krzyża, który właśnie przesłała mi w mailu żona. Otóż
na Litwie odnalazła się
wasza starsza siostra. Byłem na dworcu i kupiłem wam bilety na
pociąg do Warszawy.
Zawiezie was Farah, bo ja muszę już wracać do domu. Tam wsadzi
was do autobusu, którym
-
16
dojedziecie do stolicy Litwy, czyli do Wilna. Na miejscu będzie
na was czekać wasza siostra
Nadira.
Ahmet patrzył na wujka z niedowierzaniem, po policzku Dalii
płynęły łzy. Nagle
dzieci zerwały się i zaczęły ściskać wujka i dziękować mu za
wszystko. Spakowały swoje
rzeczy do plecaków i udały się na dworzec kolejowy. Na peronie
pożegnały się z wujkiem
i wsiadły do wagonu. W środku Dalia wyjęła z plecaka gąsienicę i
położyła ją na stoliku przy
oknie. Ukołysana spokojnym rytmem pociągu Pendolino usnęła. Jej
starszy brat Ahmet
spoglądał przez okno i nie mógł się nadziwić, jak pociąg mknie w
kierunku Warszawy. Na
myśl o spotkaniu z Nadirą serce zaczęło mu mocniej bić. Wtem
rozległ się głos konduktora:
- Zbliżamy się do stacji Warszawa Centralna.
Farah pomogła dzieciom opuścić pociąg i cała trójka ruszyła w
stronę dworca
autobusowego, skąd rodzeństwo syryjskich dzieci miało udać się w
kolejną podróż. Tym
razem podróż była wielką nadzieją na połączenie z rodziną.
-
17
Rozdział piąty
Litwa
Po krótkiej podróży zielony autokar przyjechał na Litwę. Dwoje
dzieci wysiadło,
rozglądając się niepewnie i próbując odnaleźć swoją siostrę,
rozmyślając, czy będą w stanie ją
rozpoznać. Nieoczekiwanie Dalia rozpłakała się.
- Co się stało? - zapytał Ahmed, nie rozumiejąc sytuacji.
- Nasza siostra! Jest tutaj!- wykrzyczała dziewczynka.
- Co? Amina? Gdzie? - zapytał, rozglądając się, jej brat.
Niespodziewanie podeszła do nich starsza siostra Amina. Była to
wysoka dziewczyna,
miała brązowe oczy i jak wszystkie syryjskie dziewczyny nosiła
chustkę na głowie. Wszyscy
troje byli bardzo szczęśliwi, stali przez dłuższy czas
przytuleni.
- Gotowi, aby zboczyć Wilno? - zapytała siostra z uśmiechem na
twarzy.
W tym czasie Litwinka Gabriele oraz jej mama przechadzały się
wokół ulic Starego
Miasta Wilna. Dziewczynka zauważyła przyjazd Syryjczyków i
postanowiła ich lepiej
poznać!
- Jak macie na imię? Skąd pochodzicie?
- Jesteśmy z Syrii, teraz jest tam wojna, więc musieliśmy
uciekać. Mam na imię
Dalia, to jest mój brat Ahmet i moja siostra Amina.
- Jak długo jesteś na Litwie? – kontynuowała Gabriele.
- Mój brat i ja jesteśmy tu od kilku godzin - odpowiedziała
Dalia.
-Naprawdę? Natychmiast musicie zobaczyć nasze znane wzgórze i
zamek Giedymina,
Troki, kopce Kiernowa oraz całą piękną Litwę!.
Gabriele zapytała mamy, czy pozwoli spędzić jej trochę czasu z
Syryjczykami, ale
przede wszystkim zjeść lunch, ponieważ zauważyła, że dzieci były
głodne, ona zresztą też.
Pojechali do restauracji, Gabriele zamówiła chłodnik z
czerwonych buraków i pierogi
dla wszystkich, po kilku minutach jedzenie zostało
przyniesione.
- Bardzo smaczne! - powiedziała Amina.
- Aby nie skłamać, to jest przepyszne! - Dalia zgodziła się z
nią.
- Jak smakują ci tradycyjne dania litewskie, Ahmet? - zapytała
Gabriele
zaciekawiona.
-Najlepsze jakie kiedykolwiek jadłem! - powiedział chłopiec. -
Jak robi się pierogi?
- To jest utarty ziemniak wypełniony mięsem - wytłumaczyła
Litwinka.
-
18
Po tak wspaniałym obiedzie dzieci podziwiały piękne widoki
stolicy Litwy. Amina
opowiedziała im o Wilnie:
- Te wąskie i tajemnicze ulice Starego Miasta… Tutaj jest jak w
bajce albo we śnie
dziecka, które chce być szczęśliwe.
Ahmet i Dalia prawie zapomnieli o dźwiękach eksplozji bądź kul
świszczących im nad
głowami.
Po wizycie w zamku Giedymina pojechali samochodem na wycieczkę.
Na samym
początku zdecydowali się odwiedzić Kiernów.
- Litwa jest taka zielona? Drzewa, trawa a nawet niektóre
samochody są zielone!
- Tak, to jest Litwa! - z miejsca kierowcy dało się usłyszeć
głos mamy Gabriele.
Dojechali do Kiernowa. Wspinali się na kopce, aż Amina
powiedziała, że jest
zmęczona. Mimo iż Dalia i jej brat chcieli iść wyżej, zdali
sobie sprawę, że ich siostra
naprawdę była wykończona, wiec wszyscy razem wrócili do
samochodu.
- Następny przystanek Troki! – zakomunikowała nawigacja.
Dojechali do Trok, niestety było późne popołudnie i zamek był
już zamknięty, więc
nie mogli wejść do środka, ale mimo to miło spędzili czas w
Trokach.
- Czy chcielibyście pojeździć na rowerze wodnym? - Gabriele
zapytała gości.
-
19
- Co to takiego? - wtrąciła zaciekawiona Dalia.
- Chodźmy, pokażę ci - odpowiedziała matka Gabriele.
Świetnie spędzili czas, zjedli lody i śmiali się, tylko Amina
była dziwnie zamyślona.
Wieczorem oznajmiła, że znalazła ich ojca, który jest w
Hiszpanii. Ahmet nie mógł spać,
przed oczami miał twarz taty, spokojny wieczór w domu, kiedy ich
tata dzielił obiad dla
każdego członka rodziny, aż nagle… wielki wybuch! Wszystko
znikło, nie widział już Dalii,
Aminy, taty czy mamy, słyszał wokół siebie tylko kasłanie, płacz
i jęki. Ahmet bał się tych
strasznych wspomnień, próbował zasnąć, rozmyślając o wspaniałym
dniu spędzonym
w Litwie.
Rankiem Amina zarezerwowała bilety lotnicze do Katalonii w
Hiszpanii, ponieważ
tata oczekiwał ich przyjazdu. Później tego samego dnia wszyscy
udali się na lotnisko.
-Amina, dlaczego nie polecisz z nami do Hiszpanii? - zapytała
Dalia starszą siostrę.
- Już byłam w Hiszpanii, poza tym nie mogę lecieć, bo pracuję.
Będę czekać na wasze
odwiedziny tutaj - powiedziała Amina.
- Będziemy za tobą bardzo tęsknić!
Pojechali na lotnisko. Wkrótce samolot odleciał do Barcelony
wraz z dziećmi, które
poleciały zobaczyć tatę. Przez okno samolotu widziały w dole
płaski teren Litwy, dzieciom
podobał się ten widok, ale niecierpliwie oczekiwały na spotkanie
w Barcelonie. Były trochę
-
20
zaniepokojone, czy tata je rozpozna. Dźwięk silnika uśpił
rodzeństwo. Katalonia i tata
Ahmeta i Dalii czekali na przylot dzieci.