Top Banner
1 KAZIMIERZ ŚLĘCZKA UNIWERSYTET ŚLĄSKI Feminizm czy feminizmy? Feminizm jako wiązka ideologii [pierwotnie w: Zofia Gorczyńska, Sabina Kruszyńska, Irena Zakidalska (red.) Płeć – kobieta feminizm, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 1997, s. 15-34] Z oddali, zwłaszcza podglądany przez okno telewizora, feminizm może wydawać się czymś nader jednorodnym, zwartym i nużącym swą monotematyczną fiksacją, a i personalnie ucieleśnionym we wciąż powracających postaciach pikietujących parlamenty i hałasujących na ulicach sfrustrowanych młodych kobiet, domagających się nade wszystko swobody aborcji (tam, gdzie jej nie ma) lub protestujących przeciw zakusom na ten rodzaj wolności obywatelskiej (tam, gdzie akurat ustawowo przysługuje). To przekonanie mogą umacniać i same feministki, utrzymujące czasem, z błyskiem w oku, iż istnieje tylko jeden feminizm, ten właśnie, którego hasła głoszą, i każdy, kto nie we wszystkim się z nimi zgadza, nie ma prawa do tej etykiety, a jeśli mimo wszystko deklaruje się jako zwolennik feminizmu, podszywa się jedynie pod tę formację, może nawet w celu osłabienia ruchu. Ten rodzaj sekciarskiej postawy znamionuje jednak jedynie pewne radykalne skrzydło, a obecność takich zachowań sama już sygnalizuje, iż mamy zapewne do czynienia ze zjawiskiem wewnętrznie zróżnicowanym i na tyle bogatym, że dzielącym się na skrzydła i odłamy. Wypaczony przez swą jednostronność obraz feminizmu w mediach i w myśleniu potocznym, sprowadzający całe to zjawisko – pars pro toto do jego najbardziej skrajnych, wizualnie atrakcyjnych form, jest odpowiedzialny zapewne i za to, że wiele osób, krytycznie odnoszących się do seksistowskiego establishmentu i chcących ujawnić swoje zdystansowanie do niektórych form dyskryminacji kobiet, rozpoczyna swą wypowiedź od zastrzeżenia, iż nie są zwolenniczkami czy zwolennikami feminizmu. Ileż to już razy słyszało się i i słyszy w rozmowach tę introdukcję: „Nie jestem feministką, ale…”. Feminizmów jest wiele. Nie tylko w dziejach, kolejno po sobie (tak, tak, feminizm ma już swoje dzieje – licząc tylko historię samego ruchu, półtora wieku!), ale aktualnie, obok siebie. Wniosek taki nasuwa się nieuchronnie każdemu, kto zbliży się do tej wielkiej formacji kulturowej, politycznej i psychologicznej naszych czasów, kto sięgnie po publikacje prasowe i książkowe autorek i autorów oraz ugrupowań identyfikujących się lub identyfikowanych jako feministyczne, kto podejmie próbę rozeznania się w samych ruchach czy akcjach feministycznych. W literaturze przeprowadzano już wielokrotnie klasyfikacje orientacji feministycznych, z rezultatami nie w pełni pokrywającymi się, gdyż wychodzącymi od różnych punktów widzenia, zresztą sam obiekt tych rozważań jest na tyle żywy i szybko transformujący się, iż wymyka się próbom sztywnego szufladkowania 1 . Wystarczy jednak wymienić określenia najczęściej spotykane, aby teza o pluralizmie feminizmu przestała być gołosłowna. Oto pojawiały się kolejno – biorąc tu od uwagę jedynie okres tzw. neofeminizmu 1 Oto kilka ważniejszych prób całościowych systematyzacji myśli feministycznej: G. G. Yates, What Women Want? Cambridge, Mass. 1975; M. Janssen-Jureit, Sexismus. Über die Abtreibung der Frauenfrage, München 1976; H. Eisenstein, Contemporary Feminist Thought, London 1984; J. Rendall, The Origins of Modern Femin- ism, London 1985; What Is Feminism? J. Mitchell, A. Oakley (eds.), Oxford 1986; R. Tong, Feminist Thought, A Comprehensive Introduction, London 1989. W języku polskim dostępny jest [pisane w 1996 roku!] M. Humm, Słownik teorii feminizmu, Warszawa 1993, ponadto dobry przegląd teorii feministycznych zawiera praca I. Reszke, Nierówności płci w teoriach, Warszawa 1991.
14

Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

Mar 27, 2023

Download

Documents

Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

1

KAZIMIERZ ŚLĘCZKA

UNIWERSYTET ŚLĄSKI

Feminizm czy feminizmy?

Feminizm jako wiązka ideologii [pierwotnie w: Zofia Gorczyńska, Sabina Kruszyńska, Irena Zakidalska (red.) Płeć – kobieta – feminizm,

Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 1997, s. 15-34]

Z oddali, zwłaszcza podglądany przez okno telewizora, feminizm może wydawać się

czymś nader jednorodnym, zwartym i nużącym swą monotematyczną fiksacją, a i personalnie

ucieleśnionym we wciąż powracających postaciach pikietujących parlamenty i hałasujących

na ulicach sfrustrowanych młodych kobiet, domagających się nade wszystko swobody aborcji

(tam, gdzie jej nie ma) lub protestujących przeciw zakusom na ten rodzaj wolności

obywatelskiej (tam, gdzie akurat ustawowo przysługuje). To przekonanie mogą umacniać i

same feministki, utrzymujące czasem, z błyskiem w oku, iż istnieje tylko jeden feminizm, ten

właśnie, którego hasła głoszą, i każdy, kto nie we wszystkim się z nimi zgadza, nie ma prawa

do tej etykiety, a jeśli mimo wszystko deklaruje się jako zwolennik feminizmu, podszywa się

jedynie pod tę formację, może nawet w celu osłabienia ruchu. Ten rodzaj sekciarskiej

postawy znamionuje jednak jedynie pewne radykalne skrzydło, a obecność takich zachowań

sama już sygnalizuje, iż mamy zapewne do czynienia ze zjawiskiem wewnętrznie

zróżnicowanym i na tyle bogatym, że dzielącym się na skrzydła i odłamy. Wypaczony przez

swą jednostronność obraz feminizmu w mediach i w myśleniu potocznym, sprowadzający

całe to zjawisko – pars pro toto – do jego najbardziej skrajnych, wizualnie atrakcyjnych form,

jest odpowiedzialny zapewne i za to, że wiele osób, krytycznie odnoszących się do

seksistowskiego establishmentu i chcących ujawnić swoje zdystansowanie do niektórych form

dyskryminacji kobiet, rozpoczyna swą wypowiedź od zastrzeżenia, iż nie są zwolenniczkami

czy zwolennikami feminizmu. Ileż to już razy słyszało się i i słyszy w rozmowach tę

introdukcję: „Nie jestem feministką, ale…”.

Feminizmów jest wiele. Nie tylko w dziejach, kolejno po sobie (tak, tak, feminizm ma

już swoje dzieje – licząc tylko historię samego ruchu, półtora wieku!), ale aktualnie, obok

siebie. Wniosek taki nasuwa się nieuchronnie każdemu, kto zbliży się do tej wielkiej formacji

kulturowej, politycznej i psychologicznej naszych czasów, kto sięgnie po publikacje prasowe

i książkowe autorek i autorów oraz ugrupowań identyfikujących się lub identyfikowanych

jako feministyczne, kto podejmie próbę rozeznania się w samych ruchach czy akcjach

feministycznych. W literaturze przeprowadzano już wielokrotnie klasyfikacje orientacji

feministycznych, z rezultatami nie w pełni pokrywającymi się, gdyż wychodzącymi od

różnych punktów widzenia, zresztą sam obiekt tych rozważań jest na tyle żywy i szybko

transformujący się, iż wymyka się próbom sztywnego szufladkowania1. Wystarczy jednak

wymienić określenia najczęściej spotykane, aby teza o pluralizmie feminizmu przestała być

gołosłowna. Oto pojawiały się kolejno – biorąc tu od uwagę jedynie okres tzw. neofeminizmu

1 Oto kilka ważniejszych prób całościowych systematyzacji myśli feministycznej: G. G. Yates, What Women

Want? Cambridge, Mass. 1975; M. Janssen-Jureit, Sexismus. Über die Abtreibung der Frauenfrage, München

1976; H. Eisenstein, Contemporary Feminist Thought, London 1984; J. Rendall, The Origins of Modern Femin-

ism, London 1985; What Is Feminism? J. Mitchell, A. Oakley (eds.), Oxford 1986; R. Tong, Feminist Thought, A

Comprehensive Introduction, London 1989. W języku polskim dostępny jest [pisane w 1996 roku!] M. Humm,

Słownik teorii feminizmu, Warszawa 1993, ponadto dobry przegląd teorii feministycznych zawiera praca I.

Reszke, Nierówności płci w teoriach, Warszawa 1991.

Page 2: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

2

– począwszy od połowy lat sześćdziesiątych, początkowo w Stanach Zjednoczonych, a potem

w całym świecie zachodnim, i trwają obok siebie nadal, często łącząc się i zlewając w

różnych płaszczyznach myśli i działania: feminizm liberalny, radykalny, marksistowski,

socjalistyczny, egzystencjalistyczny, psychoanalityczny, chrześcijański (w różnych,

wyznaniowych wariantach, ostatnio także katolicki), wreszcie – modny zwłaszcza obecnie w

kręgach awangardy intelektualnej – feminizm postmodernistyczny, często utożsamiany –

niesłusznie, bo zawężająco – z feminizmem kulturowym. A dodać by należało jeszcze –

wyodrębiane ze względu na niespecyficznie feministyczne cele programowe, ale realizowane

metodami feministycznymi czy na platformie feministycznej – takie ruchy i prądy ideowe,

jak: ekofeminizm, pacyfizm feministyczny itp. Wszystko zaś, dotąd wymienione, bywa od

pewnego czasu brane w jeden nawias jako feminizm białych kobiet (i to głównie klasy

średniej), które nie rozumieją specyfiki sytuacji kobiet innych ras, narodów i kultur; stąd

pojawił się feminizm czarny, latynoski, afrykański, arabski, azjatycki – rzecz jasna znów jako

zbitki pojęciowe, wewnętrznie dywersyfikujące się w zależności od odmiennych doświadczeń

społecznych, z których wyrastają.

Jest więc wiele feminizmów. Przynajmniej rozpatrywanych jako ruchy społeczne, o

określonych aktywnościach, ideach programowych, formach oragnizacji (i braku

zorganizowania, czasem zamierzonego), metodach działania, taktykach, sojuszach itd.

Dlaczego zatem wspólna nazwa? Czy ten plik wizytówek rodzinnych łączy jedynie to samo

nazwisko, czyli wspolnota pochodzenia? Czy mówiąc „feminizm” mamy do czynienia

wyłącznie z „rodziną pojęć” (w sensie późnego Wittgensteina), tzn. z sytuacją, w której każdy

z elementów tego zbioru ma co najmniej z jednym z pozostałych coś wspólnego, ale za

każdym razem może to być coś innego, i nie istnieje nic takiego, poza owym kolejnym,

genetycznym wywodzeniem się z siebie, co łączyłoby wszystkie elementy? W płaszczyźnie

działania dochodzi wprawdzie do solidarnych wystąpień, ale też nigdy nie obejmujących całej

rodziny feminizmów (nawet walka o dostęp do aborcji nie łączy wszystkich). A w

płaszczyźnie idei, którymi kierują się ruchy feministyczne, rzecz wygląda jeszcze gorzej.

Wszelakoż, intuicja podpowiada, że jakiś rodzaj wspólnoty łączy wyznawczynie/ów

feminizmów, jednoczy też – to może w sposóbjeszcze bardziej widoczny – ich oponentów.

Poniżej podejmuję próbę identyfikacji takich ewentualnych elementow wspólnych.

Jako historyk idei, rezygnuję jednak z ambicji rozpatrywania feminizmu jako splotu ruchów

społecznych, z rozważaia konkretnych polityk i aktywności poszczególnych ugrupowań.

Feminizm to oczywiście owe ruchy, ale feminizm to także, w ogromnym stopniu, idee

feministyczne, stanowiące nieodłączny przyodziewek programów oraz zaplecze haseł i apeli,

to określone ideologie, i na nie właśnie kieruję teraz uwagę. Czynię to także w sposób li tylko

skrótowy i przeglądowy, gdyż ramy niniejszego wystąpienia nie pozwalają rzecz jasna na

wyczerpujące potraktowanie rozległego obszaru badawczego2.

O terminie „ideologia”

Na wstępie jeszcze krotkie objaśnienie sposobu użycia przeze mnie terminu

„ideologia”. Rezygnuję zupełnie z aspektu krytyczno-teoriopoznawczego. Nie odróżniam

„prawdziwych” teorii od „deformujących rzeczywistość” ideologii. W ideologiach mogą i

muszą występować elementy prawdziwego odzwierciedlenia rzeczywistości społecznej,

zapewne także muszą występować poznawcze zniekształcenia, ale – wzięte w całości –

ideologie w ogóle nie mogą być ani prawdziwe, ani fałszywe, gdyż odwołują się nieuchronnie

2 [W 1999 roku ukazała się moja ksiązka Feminizm. Ideologie i koncepcje społeczne współczesnego feminizmu,

Katowice, w której poruszana tu problematyka znalazła szerokie i bardziej ugruntowane rozwinięcie – K.Ś.]

Page 3: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

3

do określonych hierarchii wartości, a także do określonych koncepcji filozoficznych, zaś oba

te składniki wykluczają zabiegi całościowej weryfikacji poznawczej.

Ideologie to przyodziewki programów i polityk ruchów i sił społecznych. Programy

nie bywają prezentowane nago ani osobom spoza ruchu, ani nawet jego własnym członkom. Z

reguły cele programowe muszą się jawić jako realizujące wartości powszechnie wśród

członków ruchu szanowane i wysoko w hierarchii usytuowane (najlepiej podzielane w całym,

czy prawie całym społeczeństwie, takie jak dobro każdego człowieka, dobro całego

społeczeństwa itd.), muszą także prezentować się jako realistyczne, czyli możliwe do

zrealizowania (na gruncie posiadanej wiedzy o konkretnej sytuacji oraz o mechanizmach

społecznego dziania się) i racjonalne (czyli optymalnie zużywające nakłady przy

minimalizowaniu strat), nie (nazbyt) partykularne, czyli nie naruszające lub naruszające w

minimalnie niezbędnym stopniu dobro i interesy osób postronnych, itd. Ten sam program lub

elementy programowe mogą mieć, rzecz jasna, różńe przyodziewki (co pozwala przyciągać

do ruchu osoby o odmiennych światopoglądach, aksjologiach itd., a także tworzyć okresowe

sojusze i neutralizować lub osłabiać ewentualnych przeciwników), a i ten sam przyodziewek

może po odpowiednich krawieckich zabiegach obsługiwać różne programy (co zapewnia

pewne minimum bezpieczeństwa socjalnego specjalistom od różnych „teorii”,

wykorzystywanych w ideologiach przez różne ruchy i siły społeczne).

W zależności od punktu odniesienia, można mówić o różnych formach wspólnot

ideologicznych. Przykładowo agraryzm, podkreślając przede wszystkim pewną wspólnotę

programową, tworzy „lejkową” rodzinę ideologii (wychodząc od różnych aksjologii, teorii i

odmiennych obrazów świata, od rozbieżnych punktów wyjścia, doprowadzając „u dołu” do

tego samego programu), zaś humanizm, akcentując głównie pewien typ wspólnej aksjologii,

tworzy „stożkową” rodzinę, prowadząc w drodze konkretyzacji ku rozwierającym się szeroko

u dołu różnym, czasem nawet przeciwstawnym, programom. Do jakiego typu rodziny

ideologii, jeśli to w ogóle rodzina w nie tylko wittgensteinowskim sensie, należy feminizm?

Warstwy ideologii

Przeanalizujemy różne warianty ideologii feministycznych, przeglądając je w

kolejnych warstwach, poszukując w nich ewentualnych elementów wspólnych, a zarazem

specyficznych tylko dla feminizmu, przyjmując nierestryktywnie, iż za feministyczne uznamy

wszystkie te enuncjacje, które bądź same siebie za takie uznają, bądź od zewnątrz jako

feministyczne są identyfikowane, nie akceptując prób perswazyjnego wyróżniania jedynie

słusznego czy „prawdziwego” feminizmu spośród pozostałych. Dla celów analitycznych

ustalamy pewien ciąg pytań, odpowiedzi na które tworzą kolejne warstwy ideologicznego

przyodziewku, kryjącego, sugerowane ich kształtem, zasadnicze jądro: program.

Punktem wyjścia, perwszą warstwą, czynimy opis stanu faktycznego, odpowiedź na

pytanie: „Jak jest?”. Może on być, choć nie musi i często nie bywa, ujęty w języku na tyle

neutralnym i opisowym, iż umożliwiającym porozumienie ze zwolennikami innych opcji

aksjologicznych i filozoficznych. Już on oparty jest wprawdzie na zakładanym elementarnym

podłożu teoretycznym, a uznawana aksjologia sugeruje obszary szczególnego zainteresowania

poznawczego, ale w tej fazie, jeśli ją analitycznie wypreparować, udział założeń

teoretycznych i aksjologicznych może być jeszcze skromny. Drugie pytanie brzmi jednak:

„Czy tak, jak jest, jest dobrze, czy źle?”, a odpowiedź ma charakter oceny, tu zatem zakładana

hierarchia wartości znajduje bezpośrednie zastosowanie i – wcale niejednoznaczne –

przełożenie na język konkretów. Pojawiają się z reguły terminy oskarżycielskie i mobilizujące

do działania. Kolejne pytanie, odpowiedź na które ma ogromne znaczenie praktyczne,

Page 4: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

4

dotyczy przyczynowej interpretacji opisanego i ocenionego stanu rzeczy: „Dlaczego tak

jest?”. Tu znajdują zasadnicze zastosowanie najrozmaitsze wyznawane (lub sugerowane jako

prawdziwe) teorie i quasi-teorie, naukowe i filozoficzne, ale też zdroworozsądkowe,

potoczne, religijne, estetyczne itd. Opisany stan faktyczny zostaje przedstawiony jako

wynikający z wywołujących go przyczyn i wcześniejszych stanów rzeczy, ale także często

teleologicznie, z celów, które realizuje i realizować musi (np. na gruncie uznawanych

finalistycznych historiozofii), albo z determinacji strukturalnych w ramach szerszej całości

itd. W sumie, druga i trzecia warstwa tworzą wraz z pierwszą trudny w praktyce do rozbicia

całościowy obraz sytuacji społecznej, z wyróżnieniem stanu aktualnego oraz

prognozowanych stanów przyszłych, które nieuchronnie lub tylko prawdopodobnie by

wystąpiły, gdyby bieg rzeczy nie został odchylony przez próby realizowania określonych

programów działania (także zachowawczego, jeśli ideologia ma charakter konserwatywny).

Zawiera on też zazwyczaj odpowiednio spreparowany obraz historii, przeszłości, która do

dnia dzisiejszego doprowadziła, a także wskazanie na siły społeczne, sojuszników,

przeciwników itp., a przede wszystkim image podmiotu społecznego, czasem tylko

potencjalnego podmiotu, do którego adresowane są owe zabiegi ideologiczne.

Kolejne pytanie brzmi: „Czy trzeba(by) działać?”, a potrzeba jakichkolwiek działań

zależna jest od oceny stanu rzeczy i prognoz. Jeśli jest źle i samo się nie polepszy, należałoby

podjąć działania melioracyjne. Również wtedy, jeśli jest wprawdzie dobrze, ale mogłoby być

jeszcze lepiej. Choć lepsze bywa czasem wrogiem dobrego, więc konserwatyści wezwą raczej

do powstrzymania się od nierozsądnych działań. Natomiast wszyscy wezwą do działań, jeśli

inne siły społeczne będą ich zdaniem zagrażały pogorszeniem status quo. Zanim jednak

padnie ostateczna odpowiedź na pytanie , czy trzeba działać i co robić, muszą pojawić się

odpowiedzi na pytania pomocnicze. Po pierwsze, „Czy można dokonać zmian?”, w sensie:

czy to jest technicznie możliwe, czy jest realne? Jeśli na uznawanym podłożu teoretycznym

przeprowadzanie korzystnych zmian okazuje się praktycznie niemożliwe, nawoływanie do

jakiegokolwiek aktywizmu byłoby przejawem irracjonalizmu, co dziś byłoby źle odebrane,

lub wezwaniem do romantycznego mierzenia sił na zamiary, także bez szans na szerszy

odzew. Po ustaleniu realności ewentualnych zamierzeń, pojawiają się jeszcze pytania: „Czy

wolno?” i „Czy warto?”. Pierwsze dotyczy wartości chronionych – czy nie zostaną w sposób

niedozwolony naruszone? Drugie – innych kosztów, naruszenia innych wartości: Czy opłaci

się skórka za wyprawkę. Tu rzecz jasna rachunki zysków i strat przy tych samych programach

czy kierunkach działań wypadną rozmaicie dla różnych uczestników procesu społecznego,

może być więc i tak, że mimo zgody na wszystko, co wcześniej zostało ustalone, pojawią się

dalej, jako „wniosek praktyczny”, stanowiska wręcz przeciwstawne.

Dopiero teraz, w przypadku pozytywnych odpowiedzi, pojawia się to, co w gruncie

rzeczy z punktu widzenia praktyki społecznej (a więc działaczy, ruchów, partii itp.)

najważniejsze, i co często de facto wyprzedza zabiegi owej ideologicznej racjonalizacji:

program(y) działania. Program może mieć bardziej lub mniej rozbudowaną postać, czasem

tylko jeden punkt (np. zniesienie zakazu aborcji). Składają się nań: cele (dalsze i bliższe),

metody ich osiągnięcia, taktyka, strategia itp. Ruch, uzbrojony w całą tę konstrukcję krocząc

naprzód, będzie na bieżąco „dedukował” z niej także uzasadnienie wszystkich kolejnych

swych kroków, czy polityk. Z czasem i w przyodziewku dokona tu i ówdzie poprawek,

czasem przebierze się dla innej klienteli, czasem odrzuci niemodne elementy stroju na rzecz

dyktowanych nowymi modami, ale dopóki trwa twarde jądro programowe i skupiona wokół

niego podstawowa siła społeczna, trwa też tożsamość danego ruchu.

Jakie wyniki ujawnia w ten sposób przygotowana ankieta, kiedy wypełnią ją kolejne

członkinie rodziny feminizmu?

Page 5: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

5

Jak jest?

Najmniej dziś zapewne kontrowersji wzbudzi opis stanu faktycznego. Powtórzmy:

opis, nie obraz (bo to już opis połączony z oceną, z wartościowaniem opisywanego stanu

rzeczy). Co nie znaczy, że drogi jeszcze w tym miejscu nie rozchodzą się, niemniej wiele tu

wspólnego. Tyle że wspólnego także z autorami i badaczami spoza obszaru feminizmu.

Zaznaczyć jednak na wstępie wypada, że fakt, iż dzisiaj istnieje rozległa już wiedza i

literatura na temat społecznego znaczenia płci, jest w zasadniczym stopniu do zawdzięczenia

pojawieniu się w latach sześćdziesiątych i stałemu naporowi ruchów feministycznych. To z

ich inicjatywy w środowiskach akademickich potworzyły się, początkowo natrafiając na

wielki opór uczelni, ośrodki badań feminologicznych (Women’s Studies Centers, dziś coraz

częściej Gender Studies), przyciągające coraz szersze kręgi coraz poważniejszych i bardziej

odpowiedzialnych uczonych, to samo polityczne i ideowe funkcjonowanie feminizmu

pchnęło coraz szersze rzesze naukowców wcale z ruchem nie związanych, a często mu

nieprzyjaznych, do zajęcia się samą problematyką płci na obszarach biologii i medycyny,

psychologii, socjologii, filozofii, historii, pedagogiki, kulturoznawstwa, teorii nauki itp. Dziś

istnieje już potężny korpus wiadomości na te tematy, w którym spory obszar jest właściwie

bezdyskusyjny. Przedmiotem dyskusji stają się dopiero – i nieuchronnie – takie fakty, które

funkcjonują wyłącznie przy dokonaniu określonych wyborów i założeń teoretycznych, a

zatem np. fakty statystyczne, czy ustalenia empiryczne na temat występowania nieco

arbitralnych konstruktów w rodzaju na przykład „kobiecości” i „męskości” w badaniach nad

osobowością, w kulturoznawstwie itd. Zasadniczy trzon ustaleń faktycznych pozostaje jednak

niewątpliwy i jaskrawo czytelny.

Nikt nie może na przykład zaprzeczyć istnieniu wyrazistego rozdziału znacznej części

ról społecznych w zależności od płci osobników ludzkich. Płeć nie jest na pewno obojętnym

funktorem biologicznym, jak jest np. barwa włosów, kolor oczu (już nie kolor skóry, rzecz

jasna!) czy waga ciała, i to nie jest nim nie tylko w odniesieniu do ról związanych z

rodzeniem oraz karmieniem niemowląt. Zasadniczy podział społeczeństw współczesnych na

sferę prywatną i sferę publiczną skorelowany jest – mniejsza o możliwe spory co do zakresu i

dynamiki tego zjawiska – z płcią. W sferze prywatnej, tym jakoby „królestwie kobiet”,

kobiety są podstawowymi wykonawczyniami obowiązków. A w sferze publicznej, w której

od niedawna są także masowo obecne, skupiają się głównie w pewnych wydzielonych

obszarach pracy, zaś w strukturze warstw władzy drastycznie maleje ich obecność w miarę

wspinania się po szczeblach kompetencji. Występuje też – znów mimo możliwej

dyskusyjności szczegółowych ustaleń – stała różnica w ekwiwalencie zarobkowym. Kobiety

zarabiają mniej niż mężczyźni. Często za tę samą pracę. A także dlatego, że tzw. zawody i

branże sfeminizowane są w ogóle gorzej płatne.

To są po prostu fakty. Tych żadne dyskusje teoretyczne i ideologiczne nie odmienią. O

cyfry można się czasem spierać, np. o to, jaką część produktu globalnego wnoszą prace

wykonywane przez kobiety w domu, a także w sferze publicznej, ale takich cyfr, jak liczba

kobiet w parlamencie, w rządzie, w policji, w wojsku (a to są organy władzy) oraz ogólna

liczba kobiet w społeczeństwie żadna interpretacja nie zmieni, choć ich zestawienie może, na

gruncie różnych teorii i aksjologii, różnie być wyjaśniane oraz do różnych prowadzić

wniosków i ocen. Podobnie wyraźna dysproporcja płci pojawia się wśród bohaterów historii,

twórców wynalazków, wybitnych uczonych i artystów. Choć w tym wypadku należy nie

zapominać, że historię pisywali i ocen dokonywali dotąd głównie mężczyźni3; co jednak

proporcji zasadniczo nie zmieni. Udział kryteriów teoretycznych, np. psychologicznych,

3 Programowa pod tym względem okazała się książka S. Rowbotham, Hidden from History, London 1973.

Page 6: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

6

estetycznych i innych, daje też o sobie coraz intensywniej znać, kiedy chce się statystycznie

badać rozkład jakichś „kobiecych” czy „męskich” cech w populacji lub kiedy tropi się

obecność „kobiecości” w kulturze i twórczości. Warstwa opisu faktycznego przechodzi

wówczas stopniowo w warstwę teoretycznie interpretowanego obrazu świata.

Ale – powtórzmy – trzon, jądro stanu faktycznego okazuje się dziś czymś

niedyskusyjnym. W tej warstwie różne orientacje feminizmu pozostają na ogół ze sobą

zgodne, choć często uwagę koncentrują na innych obszarach rzeczywistości (np. feminizm

liberalny na sferze obowiązków domowych i na sferze formalnych praw obywatelskich kobiet

i możliwości ich egzekwowania4, feminizm radykalny na sferze obyczajowości, języka,

kultury, a także historii5, feminizm psychoanalityczny na sferze relacji rodzicielskich

6,

feminizm marksistowski na sferze stosunków pracy i wartości pracy domowej kobiet7,

feminizm socjalistyczny na sytuacji socjalnej kobiet8 itd.). Zgodni z feminizmem pozostają –

bo fakty są faktami – także badacze spoza kręgu feminizmu, nie jest zatem ten wspólny

obszar dziś czymś specyficznie feministycznym.

Ocena stanu faktycznego

Sytuacja diametralnie się zmienia, kiedy przechodzimy do oceny stanu faktycznego i

jego przyczynowej interpretacji. Tu drogi feminizmu i niefeminizmu zasadniczo się

rozchodzą, ale rozchodzą się też, czasem w istotny sposób, drogi w samym feminizmie. Tylko

dla celów analitycznych rozdzielam tu warstwę aksjologiczną od warstwy wyjaśniającej i

prognostycznej.

Przeciwnicy feminizmu mówią zazwyczaj: Tak, jak jest, jest dobrze; tak, jak jest, nie

jest źle; tak, jak jest, jest zgodnie z wolą Bożą; tak, jak jest, jest zgodnie z naturą (naturą

kobiety, rzecz jasna); tak, jak jest, jest może źle, zwłaszcza niektórym, ale lepiej być nie

może, a próby zmian pogorszą sytuację. Modna na przełomie lat czterdziestych i

pięćdziesiątych w USA „mistyka kobiecości” głosiła wręcz, że kobietom jest cudownie.

Właśnie – bo właściwie komu jest dobrze czy komu źle? Interweniują tu dwa typy

aksjologii: indywidualistyczny i holistyczny (głównie: ogólnospołeczny). Chwalcy status quo

utrzymują na ogół, że tak, jak jest, jest dobrze dla społeczeństwa, nawet jeśli w jego obrębie

różnie to dla różnych jednostek wypada. Głoszą potrzebę solidaryzmu, a zatem, gdy trzeba,

także poświęcania się dla drugich, a raczej dla ogółu. Tymi, którzy mają się poświęcać,

bywają często kobiety (wiele z nich jednak w tym poświęceniu znajduje swoistą radość),

tymi, dla których mają się poświęcać, bywają nade wszystko dzieci, a ponadto: ojczyzna (to

specjalność dla Matki-Polki) czy społeczeństwo jako takie (złożone, jak wiadomo, poza

kobietami i dziećmi płci obojga, z mężczyzn). Indywidualistyczne dochodzenie swego jest

4 Tak już w słynnej „biblii feminizmu”, za jaką uchodzi wydana po raz pierwszy w 1963 roku w Nowym Jorku

książka B. Friedan, The Feminine Mystique. 5 Tak już w pierwszym wielkim manifeście tej orientacji, K. Millet, Sexual Politics, New York 1969.

6 Zob. np. J. Mitchel, Psychoanalysis and Feminism, New York 1974; D. Dinnerstein, The Mermaid and the

Minotaur: Sexual Arrangements and Human Malaise, New York 1977. 7 Tak już w słynnym artykule M. Benston, The Political Economy of Women’s Liberation, w “Monthly Review”

z września 1969, zob. też E. Reed, Problems of Women’s Liberation: A Marxist Approach, New York 1969; M.

Dalla Costa, S. James, The Power of Women and the Subversion of the Community, New York 1972; S. Robo-

tham, Women’s Consciousness, Man’s World, Harmondsworth 1973; M. Barret, Women’s Oppression To-

day:Problems in Marxist Feminist Analysis, London 1980. 8 Zob. np. G. Martin, Socialist Feminism: The First Decade, 1966-1976, Seattle 1978; Capitalist Patriarchy and

the Case for Socialist Feminism, Z. Eisenstein (red.), New York 1979; Women and Revolution: A Discussion of

the Unhappy Marriage of Marxism and Feminism, w: L. Sargent (red.), Boston 1981.

Page 7: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

7

raczej napiętnowane jako egoizm, nie ma się prawa dla własnego jednostkowego dobra

narażać na szwank dobra ogółu. Tyle – różni przeciwnicy feminizmu, których tu nie

różnicuję, bo nie oni tu przecież mają być bohaterem rozważań.

Są jeszcze nieprzeciwnicy, często nie wyzbyci pewnej sympatii dla feministek. Ci

uznają na ogół racje aksjologii indywidualistycznej. I godzą się na to, że część kobiet może

mieć powody do nieukontentowania. I tak oto przemawiają do zbuntowanych: Rozumiemy

was. Ale zrozumcie i wy. Społeczeństwo, my wszyscy, potrzebujemy stabilnego i

komplementarnego systemu rozdziału ról. Korzystamy na tym wszyscy. Wy może mniej. Ale

taki już wasz los. „Biology is destiny” (Freud). Co więcej jednak, przeprowadzenie zmian na

rzecz równego rozdziału ról, choć byłoby możliwe, byłoby, po pierwsze: bardzo kosztowne

społecznie i nieopłacalne, także dla was, a, po drugie, byłoby sprzeczne z waszą naturą i

unieszczęśliwiłoby was wtedy dopiero naprawdę, bo w skali masowej. Przecież obecnie

większość kobiet jest zadowolona z losu i znajduje w swej ciężkiej pracy dla drugich powody

do prawdziwej satysfakcji. Kobiety z natury są masochistkami (Helene Deutsch)9,

służebnicami (lepiej nie cytować), no i oczywiście rodzicielkami (biologia), z czego przecież

wynika (komu wynika to wynika), że to właśnie one mają być też pielęgniarkami,

opiekunkami i wychowawczyniami dzieci, a zatem (skąd to „zatem”?) jest logiczne, że wobec

tego – za jednym zamachemn – i opiekunkami całych swoich rodzin.

Odpowiedź feministek (i raczej rzadziej spotykanych feministów) brzmi unisono: Nie!

Tak, jak jest, nie jest wcale dobrze, i nie jest to zapewne zgodne z wolą Bożą (z wolą Boga-

mężczyzny może tak – ale taki obraz Boga wykreowali sami zainteresowani), ani z rozkazem

natury. I źle jest nie tylko kobietom, zwłaszcza niektórym kobietom, ale kto wie czy nie

wszystkim, tylko że nie wszystkie o tym wiedzą (że ponoszą szkody i nieuświadomione

straty); źle jest także niektórym mężczyznom, a może i wszystkim (choć znów: nie wszyscy o

tym wiedzą). Indywidualistki aksjologiczne już w tym miejscu gotowe są zatrzymać się: I to

wystarczy! Nie wolno społeczeństwu (interesująca hipostaza! kto się też za nią kryje?)

wymagać od jednostek, aby się dla jego (hm! czyjego?) dobra poświęcały. Nawet nie dla

dobra dzieci. Stop. Każdy człowiek ma prawo troszczyć się o swoje dobro – tak głosi

liberalizm. Do tego przychylały się także feministki radykalne i niektóre reprezentantki

innych odłamów. Wszystkie warianty feminizmu uznają, iż kobiety, ze względu właśnie na

płeć, są dyskryminowane. Natomiast tylko niektóre orientacje dodają, iż zło, wyrządzane

kobietom, nie ogranicza się do nierównego ich traktowania, ale ponadto przybiera postać ich

ucisku (opresji) i/lub wyzysku (eksploatacji). Tak więc już na gruncie indywidualizmu

aksjologicznego konkretyzacja krzywdy kobiet rozmaicie bywa przeprowadzana.

Ale, co więcej, również zwolennicy naczelności „dobra ogółu”, którzy już

oskarżycielsko denuncjują feministki jako egoistki i hedonistki, nie mają racji. Na ogół

wszystkie gałęzie feminizmu uznają – choć niekoniecznie eksponują – i ten argument, że

także społeczeństwo jako całość, a nawet ludzkość jako całosć, źle wychodzą na owym

płciowym podziale ról społecznych. Oto np. społeczeństwo – wskutek dyskryminowania

kobiet w sferze publicznej – traci bezpowrotnie diamenty, uzdolnione do działalności

publicznej kobiety, które w tym systemie nigdy nie ujawniają się jako przedsiębiorczy

menedżerowie, wybitni przywódcy, wielcy uczeni i odkrywcy, twórcy wspaniałych dzieł

sztuki, itd. itp., gdyż większość takich kobiet pozostanie przy domowych pracach nie

wymagających zdolności i intelektu przekraczających możliwości 8-letniego dziecka (takie

rezultaty badań przytoczyła pierwsza Betty Friedan); w tym samym zaś czasie mierniejsi

mężczyźni będą siłą rzeczy zmuszeni zajmować przerastające ich możliwości stanowiska10

.

9 H. Deutsch, The Psychology of Women, vol. 1-2, New York 1944-1945.

10 C. Bird, Born Female: The High Cost of Keeping Women Down, New York 1968.

Page 8: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

8

Źle też na obecnym systemie wychodzą dzieci (nadopiekuńczość i jednostronność

wychowania przez same matki)11

, a przez to także całe społeczeństwo, którym kierują coraz

słabsze psychicznie generacje. Żle wychodzi na tym cała ludzkość, zdominowana przez

typowo męski, agresywny, nieprzyjazny dla środowiska typ politycznej i gospodarczej

mentalości; dopuszczenie kobiet do światowej polityki, ale przy założeniu, że zachowałyby

swą pciową odmienność psychiczną i kulturową, mógłby złagodzić obyczaje i uratować

wręcz ludzkość przed ostateczną katastrofą ekologiczną, nuklearną itp. Podsumowując: tak,

jak jest, jest na pewno źle dla dużej liczby kobiet i sporej gromady mężczyzn (tych, którym

nie odpowiadają z kolei narzucane im standardy męskości), jest źle także dla wielu dzieci – i

oni wszyscy mają prawo być niezadowolonymi. Co więcej jednak, dla dobra społeczeństw

całych, a nawet ludzkości, może nawet dla ocalenia przed zagładą, zmiana społecznego

systemu funkcjonowania płci mogłaby okazać się zbawienna.

Dlaczego tak jest?

Czy to jednak dałoby się zmienić? Zanim padnie odpowiedź na to pytanie, konieczne

jest przyczynowe zinterpretowanie dotychczasowego stanu rzeczy i przprowadzenie

możliwych prognoz dalszego, samoczynnego rozwoju sytuacji. Tylko znajomość

mechanizmów wytwarzających ów społeczny system funkcjonowania płci może doprowadzić

do racjonalnego projektowania zmian, o ile takie okażą się konieczne i możliwe.

Kiedy do wyjaśniania wprzęgnięte zostają rozmaite teorie, wielorakość feminizmu od

razu dochodzi do głosu. Przede wszystkim przyczyna sytuacji kobiet może być mniej lub

bardziej personalizowana. W ujęciu feminizmu liberalnego, a także marksistowskiego i

socjalistycznego źródłem status quo są raczej struktury społeczne i tradycje kulturowe,

powielające z pokolenia na pokolenie pewne zastane wzory zachowań i instytucji. W ujęciu

liberalnym, zwłaszcza w jego pierwszej fazie rozwojowej, społeczeństwo jako całość jakby

anonimowo podtrzymywało płciowy rozkład ról, a poszkodowanymi okazywały się nie tylko

kobiety, lecz właściwie wszyscy, tyle że w inny sposób. Tradycje edukacyjne i kulturowe

sprawiały, iż kolejne generacje były socjalizowane według płciowych stereotypów, a brak

zmian wynikać miał głównie z braku chęci zmian. Feminizm ten apelował do świadomości

decydentów w zakresie praw oraz ich egzekwowania, i do samych kobiet (aby zechciały

chcieć), a także do pedagogów (żeby zmienili rozdzielnopłciowy system edukacyjnych metod

i wzorców), przy czym nie identyfikowano tu mężczyzn jako beneficjentów12

. Także po

podjęciu działań praktycznych, głównie na arenie parlamentarnej i administracyjnej, kiedy

pojawił się realny opór realnych ludzi, feminizm liberalny nie utożsamiał przeciwników z

przeciwną płcią. Główną przeszkodą w realizacji postulatów feministycznych okazywał się

nadal bezwład materii społecznej, ucieleśniający się w zwolennikach stanu dotychczasowego,

zarówno mężczyznach, jak i kobietach.

Feminizm marksistowski uznał z kolei za przyczynę wyzysku i ucisku kobiet nade

wszystko podział klasowy. Zniesienie klas miało jakoby automatycznie usunąć także źródło

specyficznego, bo podwojonego wyzysku kobiet z klas wyzyskiwanych, a problem

ewentualnego ucisku kobiet z klas panujących, traktowany jako marginalny, rozwiązałby się

11

W różnych wariantach teza ta rozwijana jest na gruncie psychoanalizy. Zob. D. Dinnerstein, op. cit.; N. Cho-

dorow, The Reproduction of Mothering, Berkeley 1978. 12

Widać wyraźnie w B. Friedan, op. cit., a także w innym równie wcześnie powstałym dokumencie liberalnego

feminizmu: A. S. Rossi, Equality between the Sexes: An Immodet Proposal, „Daedalus”, vol. 93, nr 2, wiosna

1964 (cały numer tego pisma zawiera bardzo interesujące artykuły, obrazujące ówczesny stan świadomości

feminologicznej wśród uczonych amerykańskich, m.in. E. H. Ericsona i D. Riesmana).

Page 9: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

9

sam przez się wraz ze zniesieniem tych klas. Linia podziału nie biegnie tu między płciami,

lecz między klasami; kobietom proletariuszkom znacznie bliżej do braci proletariuszy (mimo

pewnych form ucisku domowego), niż do kobiet ze sfer panujących. Feminizm socjalistyczny

znajduje receptę na ucisk, dyskryminację i wyzysk kobiet w tym, w czym w ogóle szuka

recepty na poprawę losu ludzi społecznie upośledzonych: w reformach systemu, czyniących

go bardziej sprawiedliwym i przyjaznym. Dostrzega jednak wyraźniej potrzebę odrębnej

walki kobiet o poprawę ich losu, gdyż nie umykają jego uwadze przejawy dyskryminowania

kobiet w samych związkach zawodowych i partiach socjalistycznych.

Inaczej sprawa wygląda w feminizmie radykalnym i wywodzących się z niego

współczesnych formach feminizmu kulturowego. Tu źródłem opresji, bo o niej tu głównie

mowa, są konkretni ludzie płci odmiennej. Społeczeństwa w sposób bardziej pierwotny niż na

klasy ekonomiczne w sensie marksitowskim dzielą się od dawna na klasy płciowe, przede

wszystkim w zakresie władzy i możliwości stosowania przemocy. System seksistowski, czyli

patriarchat, jest w dziejach ludzkości powszechny (z wyjątkiem ewentualnych

matriarchalnych początków) i doprowadza dopiero wtórnie do, skorelowanego z nim

zasadniczo, systemu klas ekonomicznych. Opresja i agresja pociągają za sobą także wyzysk,

nie mówiąc już o najrozmaitszych postaciach dyskryminacji. Przewaga mężczyzn i ucisk

kobiet zaczynają się u samych podstaw życiowych – w stosunkach prywatnych, a stamtąd

dopiero promieniują na sferę publiczną władzy politycznej, obyczajów i kultury. Mówienie o

poszkodowaniu samych mężczyzn uznane tu zostaje za jawną kpinę, ich korzyści – za

oczywiste13

.

Inny podział w zakresie wyjaśnień teoretycznych przebiega poprzecznie do

poprzedniego, a dotyczy stosunku do roli czynników wrodzonych, czyli w skrócie „biologii”

czy „anatomii”, jak to tutaj bywa nazywane. Zaczęło się zasadniczo, wspólnie, od negacji

znaczenia, jakie różnicom biologicznym przypisywali zwolennicy seksistowskiego

establishmentu. Oczywiste różnice wrodzone miały nie sięgać dalej niż zdolności rozrodcze i

karmicielskie. Reszta miała być skutkiem seksistowskiego wychowania oraz socjalizacji. W

ujęciu zwłaszcza pierwszych feministek radykalnych – kobiety miały po prostu być zdolne do

tego wszystkiego co mężczyźni, tyle że socjalizacja im te zdolności odbierała, a ich resztek

panująca patriarchia nie pozwalała wykorzystywać. Ten punkt widzenia, nigdy zresztą nie

głoszony w postaci domyślanej do końca, ustąpił rychło podobnie równościowemu

odniesieniu do biologii, zwanemu podejściem androgynicznym. Przeprowadzono ważne

rozróżnienie i rozdzielenie płci biologicznej (ang. sex) od płci psychicznej i kulturowej (ang.

gender) – od początku bliskie feminizmowi liberalnemu – i uznano, iż zarówno kobiety, jak i

mężczyźni wykazują podobny rozrzut rozmaitych cech przynależnych sumarycznie do

psychologicznej i kulturowej „kobiecości” i – odpowiednio – „męskości” i tylko

socjalizacyjna stereotypizacja wtłacza ludzi w prefigurowane wzorce. Jeśli otworzy się przed

osobnikami płci obojga jednakowo palety wyborów, pojawi się bogata różnorodność

zachowań jednakowo rozproszona po osobnikach obu płci. Rzekomy dyktat biologii uznano

w gruncie rzeczy za dyktat kulturowy, za wynik presji społecznego systemu seksizmu, w

którym sex i gender powiązano na mocy dekretu tradycji, będącej w gruncie rzeczy formą

ideologii wspierającej strukturę patriarchatu.

Cóż jednak stało się dalej? Dalsza ewolucja okazuje się dość zaskakująca. Część

feministek, głównie z nurtu radykalnego i psychoanalitycznego, pożeglowała wprost ku

13

Poza wspomnianą już książką K. Millett szczególnie ostro zarysowane tego rodzaju poglądy zebrane zostały w

bardzo reprezentatywnych antologiach wczesnych tekstów radykalnego feminizmu: B. Roszak and T. Roszak,

Masculine/Feminine: Readings in Sexual Mythology and the Liberation of Women, New York 1969; Radical

Feminism, A. Koedt et al. (red.), New York 1973; The Body Politic: Writings from the Women’s Liberation

Movement in Britain 1969-1972, M. Wandor (red.), London 1972.

Page 10: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

10

wczoraj jeszcze tak potępianym brzegom antropologii dualizmu płciowego. Biologia, więcej,

sama anatomia narządów płciowych, zaczęła okazywać się czynnikiem społecznie,

psychologicznie i kulturowo rozstrzygającym!14

„Kobiecość” okazuje się dla współczesnego

feminizmu kulturowego, zwłaszcza postmodernistycznego, wrodzonym biologicznie

zespołem cech psychicznych, wzorów myślenia, odczuwania, poznawania, sposobów

zachowań, stosunku do świata i człowieka. Rzecz jasna, podobnie ma być z męskością.

Gender na powrót, a może jeszcze bardziej niż dawniej, zrósł się z sexem. Co nie oznacza

bynajmniej, iż ten rodzaj feminizmu przeszedł na stronę atakujących feminizm w latach

pięćdziesiątych i sześćdziesiątych piewców „mistyki kobiecości”. Różnica polega na tym, iż

to, co przeciwnicy feminizmu konstruują jako typową kobiecość, jest zdaniem omawianych

feministek kobiecością zdeformowaną, wręcz spotworniałą w klatce, w której patriarchat

trzyma od urodzenia kobiety. Istnieje prawdziwa kobiecość, zapomniana, zakryta, stłamszona,

odzywająca się dotąd z wielki trudem i tylko stłunionym „innym głosem”, a właściwie tylko

przejawiająca się niemo, gdyż język, pismo, kulturę, naukę i wszelki w ogóle głos opanowali

mężczyźni. Krótko mówiąc, odmienność losu kobiet w społeczeństwie istotnie tłumaczy się

ich wrodzoną, zasadniczą, nie tylko anatomiczno-fizjologiczną, odmiennością, tyle że w

połączeniu jednak z działaniem przeciwko samym kobietom. Nic tak bardzo nie odbiega od

początków neofeminizmu i nie różnicuje w sferze myślenia teoretycznego współcześnie obok

siebie występujących feminizmów niż ta właśnie rozbieżność postaw w odniesieniu do owej

płciowej antropologii filozoficznej, społecznej i kulturowej. Niektórzy, właśnie z tego

powodu, ze względu na ten powrót feministek kulturowych do biologistycznej antropologii

płci15

, zaczęli mówić o „postfeminizmie” – co jednak nie wydaje mi się uzasadnione:

większość problemów tradycyjnie podnoszonych przez feminizm nie znikła ze sztandarów

ruchów kobiecych, choć recepty na ich rozwiązanie odchodzą coraz bardziej od klasycznych

schematów.

Poza zróżnicowaniem feminizmów w zakresie pojmowania mechanizmów

kształtujących i przyczynowo warunkujących społeczną sytuację płci zachodzi wiele dalszych

różnic w odniesieniu do pojmowania historii i dziejowej roli kobiet, ekonomicznych relacji i

skutków płciowego podziału pracy, znaczenia wychowania rodzinnego z dominującą lub

nawet wyłączną rolą matki itd., które z braku miejsca pominiemy. Istotne odmienności

dotyczą także prognozowania przyszłości. Z wyjątkiem jednak marksistowskiego feminizmu,

którego rola polegała raczej na odciąganiu kobiet od zaangażowania w autonomiczne ruchy

kobiece poprzez zapewnianie, że jedyna właściwa droga prowadzi przez uczestnictwo w

klasowej (w sensie klasycznym) walce politycznej, wszystkie inne feminizmy zbieżne są w

przekonaniu, iż bez specjalnej feministycznej aktywności sytuacja kobiet nie ulegnie istotnej

poprawie, choć co do rodzaju niezbędnej aktywności zdania są znów podzielone – ale o tym

niżej, przy analizie warstwy programowej.

Czy można, czy wolno, czy warto?

Pojawia się jednak pytanie, czy zmiana w ogóle jest możliwa, czy możliwe jest

wyjście z tego Egiptu niewoli. Wbrew chętnie zaprzeczającym takiej możliwości

zwolennikom seksistowskiego status quo feminizm we wszystkich swych odmianach zgodnie

podtrzymuje odpowiedź twierdzącą. Nie ma nemezis, społeczeństwa się zmieniały pod

14

Znakomitym i nieprzewyższonym dotąd wyrazem tej koncepcji jest L. Irigaray, Speculum de l’autre femme,

Paris 1974. Dobrą próbą twórczości literackiej w tym duchu są M. Wittig, Les Guérilleres, Paris 1969 (ang.

przekład w 1971). 15

Część zwolenniczek feminizmu kulturowego odżegnuje się coraz częściej od biologizmu, choć poprzestaje

przeważnie na deklaracjach.

Page 11: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

11

wieloma względami, zniesiono niewolnictwo, zniesiono poddaństwo chłopów, zniesiono

przynajmniej formalnie systemy rasistowskie (choć ustępowanie praktyk rasistowskich jest

procesem długo trwającym) i nacjonalistyczne, dlaczegóż by i taka przemiana, w której

zniesiona zostanie nierówność płciowa, dyskryminacja, ucisk i wyzysk, miała nie być

możliwa? Nawet zwolenniczki biologicznego determinizmu widzą możliwość przemiany,

wedle nich – poprzez wyzwolenie nie tylko kobiet, ale i kobiecości. W kobiecości tkwi siła:

„Sisterhood is powerful”. Rzecz jasna metody i kierunki przemian okażą się prawie

natychmiast częściowo przynajmniej rozbieżne, ale o tym za chwilę.

A czy wolno? Czy moralnie jest to dopuszczalne? Nienaganne? Realizacja projektu

przemian przyniesie na pewno jakieś koszty społeczne, o czym niżej, ale: czy nie zostanie

wyrządzona krzywda innym ludziom, nie ponoszącym winy za istniejące zło, czy nie poniosą

szkód, których wyrządzenia nie usprawiedliwia egoistyczne dążenie do polepszenia własnego

bytu? Radykalny feminizm winił mężczyzn za opresję kobiet, nie czuł więc skrupułów, jeśli

to owi mężczyźni mieli okazać się poszkodowanymi w wyniku przemian antyseksistowskich.

We wszystkich innych wypadkach feminizmu, mimo różnic, panuje raczej zgoda co do tego,

że mimo pewnych doraźnych strat ponoszonych przez pewną część społeczeństwa (mężczyzn,

dzieci, część kobiet dobrze czujących się w dotychczasowym systemie) zniesienie

dyskryminacji i wyzwolenie kobiet przyniesie wszystkim długofalowe korzyści. A w każdym

razie, jeśli już trzeba ponosić ciężary, nie ma niczego zdrożnego w tym, że kobiety dążą do

bardziej równomiernego obłożenia nimi wszystkich członków wspólnoty. Nie może się to

także nie podobać samemu, sprawiedliwemu przecież, Bogu – uspokaja się sumienia

wierzących. Jeśli woli Boga przypisuje się skazanie kobiety na status niewolnicy społecznej i

rodzinnej, choćby to jej poddaństwo przybrane było w odpustowe peany pochwalne na cześć

macierzyństwa i kobiecej opiekuńczości, to czynią tak – jak zapewniają zwolenniczki teologii

feministycznej – sami mężczyźni, którzy od dawna, może od początku, uzurpują sobie prawo

do wypowiadania się w imieniu Boga. Religię trzeba odkłamać i odseksizować, a wtedy

znikną skrupuły religijne16

. Zresztą ostatnio nawet najwyższe autorytety kościoła katolickiego

uznały częściowo, iż miały w dziejach miejsce fakty niesprawiedliwości wobec kobiet, w

wyrządzeniu której i ten kościół miewał swój udział.

Czy jednak warto? Czy straty nie przewyższą zysków? Część kobiet serdecznie nie

cierpi, może nawet nienawidzi feminizmu i feministek właśnie dlatego, że obawia się utraty

swojej tradycyjnej dotychczasowej pozycji żon-matek i li tylko pomocniczek mężczyzn. Im

rachunek spodziewanych zysków i strat zapowiada ujemne saldo. Ale feminizm – na ogół –

uspokaja: chcemy jedynie, aby każdy mógł być tym, czym chce, żeby żadnej kobiety nie

wtłaczano na siłę w prokrustowe łoża czy to matek-Polek, czy to ladacznic, żeby żadnego

mężczyzny nie przymuszano gwałtem do pełnienia roli dzielnych i szlachetnych

budowniczych i obrońców Ojczyzn, czy to cwanych, agresywnych i zawsze odnoszących

sukcesy arywistów. Kto zechce, zostanie tam, gdzie jest. Zresztą walka toczy się dopiero o

przyszłe pokolenia, które wyrosną od podstaw w odmieniających się i przez nie same

odmienianych warunkach, obecne matrony na pewno dotrwają w spokoju wieku sędziwego,

jeśli im tylko zdrowie dopisze. Feministki nie chcą także wyrównania społecznych szans i ról

– jak to im często dawniej zarzucano – za cenę zatraty kobiecości, za cenę „stania się

mężczyzną”. Chcą kobiecości przywrócić jej cały możliwy blask, bądź też obdarzyć prawem

do bycia-kobiecą/ym każdego człowieka, który tego zechce, niezależnie od płci biologicznej

(podobnie bycia-męską/im). Zyskają także po części mężczyźni. Zyskają dzieci,

wychowywane przez oboje rodziców. Zyska społeczeństwo jako całość, uzyskując bogatszą

16

Zob. M. Daly, The Church and the Second Sex, Boston 1968 i tejże, Beyond God the Father: Toward a Phi-

losophy of Women’s Liberation, Boston 1973.

Page 12: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

12

ofertę ludzi utalentowanych na różne stanowiska. Zyska ludzkość, wprowadzając w

krwiobieg polityki inne, przyjazne wobec świata postawy. A zatem warto!

Co i jak robić?

I docieramy ostatecznie do warstwy programowej. Nie sposób było dotąd ją wyłączyć.

Pewne jej elementy pojawiały się w toku wcześniejszych rozważań. I natychmiast można było

przeczuwać, że pojawią się zasadnicze rozbieżności. Od minimum do maksimum, od metod

stopniowych i realpolitycznych po rewolucyjne burzenie i nader utopijne projekty budowania.

Zasadniczo reformistycznie usposobiony był i jest feminizm liberalny i feminizm

socjalistyczny (socjaldemokratyczny), a także feminizm chrześcijański, choć i one różnią się

między sobą co do metod działania. Pierwszy chce kroczyć przede wszystkim drogą korekt

ustawodawczych i przestrzegania zmienionego prawa, mając na względzie przede wszystkim

zapewnienie formalnej równości szans życiowych obu płciom. Chce zmieniać system

edukacyjny i jego treści. Chce zapewnienia równości w samym prawie, także poprzez

znoszenie przywilejów dawanych kobietom (sic!). Równość praw to równość obowiązków.

Minimum odchyleń na rzecz kobiet, nieuniknionych jedynie w okresie rodzenia dzieci. To

wszystko.

Feminizm socjalistyczny, przeciwnie, pragnie wyrównywać nie tylko szanse

[formalne], ale i realne warunki życiowe kobiet. Licząc się realistycznie z długofalowością

procesu głębiej sięgających przemian modelów rodzinnych, zawodowych, politycznych itd.,

chce określonych uprzywilejowań socjalnych dla kobiet, dopóki skutki wielowiekowych

tradycji nie ustąpią i dopóki nie zaistnieją warunki dla rzeczywistej równości. Chce specjalnej

opieki nad matkami, zwłaszcza samotnymi, chce ewentualnej płacy za pracę domową, pragnie

też tzw. dyskryminacji pozytywnej kobiet w polityce, np. systemu kwotowego we władzach

(dopóki kobiety na tyle nie zmienią swej świadomości i nie uzyskają równych szans

nabywania wykształcenia i kultury politycznej, że ich specjalne wyróżnianie stanie się

zbędne). Feminizm socjalistyczny bliższy jest też zrozumieniu szczególnych problemów

kobiet mniejszości etnicznych, rasowych, religijnych itd. w społeczeństwach wieloetnicznych,

choć ujmuje te kwestie głównie w płaszczyźnie nierówności socjalnej.

Feminizm chrześcijański pragnie jedynie korekt, a ich zakres wypada różnie w

zależności od kościoła i wyznania. Tradycyjnie podkreśla szczególne powołanie

macierzyńskie i rodzinne kobiet, ale zarazem domaga się takiej rekonstrukcji systemu

społecznego, aby umożliwić kobietom pełnienie wielu ról publicznych oraz zapewnić im

należyty szacunek i uznanie; z reguły domaga się też zwiększenia roli kobiety w życiu

profesjonalnym kościoła, choć postulaty w tym zakresie są bardzo zróżnicowane.

Reformistyczny program wysuwa także wcześniejsza postać feminizmu psychoanalitycznego,

ograniczając go głównie do potrzeby zmiany modelu rodzinnego wychowywania dzieci tak,

aby uczestniczyli w nim jednakowo intensywnie oboje rodzice czy szersze grupy rodzinne. To

jednak pociąga za sobą, często tu bliżej nie rozpatrywane, konieczne zmiany w wielu innych

dziedzinach życia społecznego, ponieważ nieobecność ojców w tradycyjnych domach nie jest

przypadkowa i łączy się z ich dominowaniem w sferze publicznej. Równe zaangażowanie w

domu to rewers równego zaangażowania w polityce i w życiu publicznym.

Inne feminizmy są znacznie bardziej radykalne. Nie widzą szans na realizowanie

istotnych przemian w zakresie społecznego i kulturowego funkcjonowania płci bez

przekroczenia horyzontów dotychczasowych systemów społecznych. Głoszą w tej lub innej

postaci potrzebę przemian rewolucyjnych. Dla feminizmu marksistowskiego celem jest, rzecz

jasna, rewolucyjne zniesienie klas społecznych, cokolwiek to może dzisiaj jeszcze znaczyć.

Page 13: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

13

Szczególnie gromko rewolucyjne były na początku hasła feminizmu radykalnego, który

wyrósł zresztą z gleby silnie lewicujących studenckich ruchów lat sześćdziesiątych w USA.

Zamiast tracić siły na próby korygowania opresyjnego, seksistowskiego kapitalistycznego

patriarchatu, lepiej od razu przejść do rewolucji, poczynając od przemiany rewolucyjnej w

świadomości kobiet (consciousness raising), poprzez rewolucyjną przemianę życia

rodzinnego i w ogóle prywatnego stosunku do mężczyzn aż po obalenie – w ten właśnie

sposób – całego patriarchatu17

. Rychło zdano sobie sprawę z utopijności takiego programu,

zaś głoszenie, nie mówiąc już o przeprowadzeniu, politycznej rewolucji wkraczało jakoś

wyraźnie na teren tradycyjnego arsenału męskich sposobów zmieniania świata. Opór kobiet,

nawet rewolucyjny, miał być raczej bierny. Miał polegać na odmowie, na wycofywaniu się. I

w tym kierunku poszła dalsza ewolucja. Z radykalnego feminizmu, przy współudziale

feminizmu egzystencjalistycznego, psychoanalitycznego i wreszcie postmodernistycznego,

wyłonił się późniejszy, współcześnie może najlepiej nagłaśniany, feminizm kulturowy,

głoszący potrzebę odseparowania się, wyizolowania się kobiet ze społeczeństwa,

zdominowanego przez mężczyzn, zwłaszcza zaś ich, męskiej samej w sobie,

fallogocentrycznej kultury, a w końcu nawet nauki. Jak to przełożyć na język konkretów, nie

bardzo wiadomo, ale samo kreślenie precyzyjnych programów i organizowanie realizujących

je ruchów politycznych uchodzi wśród zwolenniczek tego feminizmu za typowo męską

deformację aktywności. Aktywność ma być żywiołowa, ma organicznie narastać i rozwijać

się w procesie przemian. Kreśli się raczej literackie wizje przyszłych społeczeństw, buduje się

też coraz wnikliwsze studia kobiecości, kobiecej kultury, kobiecego języka itp.18

. Doraźnie

zaś uczestniczy się w innych ruchach protestu, jak ruch ekologiczny, pacyfistyczny,

obrońców praw zwierząt, działalność New Age. Wiele tu żywiołowości i samorzutności. Z

feminizmu kulturowego wyodrębniły się też feministyczne grupy twórców i naukowców,

działając w pewnej izolacji od reszty.

Przy omawianiu różnic celów programowych ujawniły się już siłą rzeczy także

różnice w poglądach na temat metod działania oraz taktyk i strategii. Od podejmowania

działań opartych na regułach dyktowanych przez obecne systemy, czy tworzenia regularnych

partii politycznych (National Organization for Women [NOW] w USA, od 1966

nieprzerwanie do dziś) lub przynajmniej stowarzyszeń, aż po luźne niehierarchiczne

ugrupowania i doraźne skupianie się celem przeprowadzania konkretnych akcji, czasem

jeszcze mieszczących się w granicach systemu, a czasem już je przekraczających. Różny jest

też stopień otwartości na współpracę i sojusze z innymi siłami społecznymi: od regularnej

blokowej działalności partyjnej, organizowania grup inicjatyw obywatelskich itp., aż po

separatystyczne izolowanie się w wąskich grupach o charakterze quasi-sekciarskim i

wyraźnie już – nie tyle sub-, co kontrkulturowych.

17

Obok wspomnianych wyżej zbiorów tekstów feminnizmu radykalnego na szczególną uwagę zasługuje

standardowa dla tego ruchu książka S. Firestone, The Dialectic of Sex, New York 1970. 18

Zob. zwłaszcza kolejne pozycje M. Daly: Gyn/ecology, Boston 1978 oraz Pure Last: Elemental Feminist

Philosophy, Boston 1984. [Dziś, na początku 2015 roku, trzeba stwierdzić, że ten typ feminizmu po osiągnięciu

zenitu w okresie prawicowego kontruderzenia (backlash) z drugiej połowy lat 80. ustąpił miejsca na powrót

narastającej wierze we własne siły i możliwość realnych sukcesów politycznych w drugiej połowie lat 90.

Sprzyja też temu pewna stabilizacja badań akademickich w ramach gender studies. Polska, zdominowana przez

konserwatywno-nacjonalistyczny Kościół Katolicki, jest tu pewnym wyjątkiem i można mówić w ostatnich

latach o narastającym kontruderzeniu antyfeministycznych sił prawicowych. Być może zjawisko to okaże się

przejściowe, gdyż nie znajduje wsparcia zewnętrznego, a młode pokolenie wkraczające na scenę publiczną

wydaje się w większości przyjmować za oczywiste osiągnięcia zachodniego feminizmu. Chyba że w świecie

zewnętrznym odniesie sukces kontruderzenie konserwatywnego islamu, jednak i wśród muzułmanów coraz

mocniejszą antyseksistowską presję wywiera młode pokolenie, zwłaszcza młode kobiety.]

Page 14: Feminizm czy feminizmy. Feminizm jako wiązka ideologii (1996)

14

Czy zatem feminizm czy feminizmy?

Powyższy, skrótowy przegląd współczesnych ideologii feministycznych ujawnia

mimo wszystko obecność pewnego zakresu wspólnych treści, zwłaszcza w niektórych

warstwach, co nie dziwi, gdyż mimo całego bogactwa zjawiska feminizmu intuicyjnie

wyczuwa się w nim jakąś ideową tożsamość Ten wspólny korpus idei jest jednak nader

ograniczony. Jeśli spojrzeć na całą tę rodzinę ideologii od strony uznawanych w nich

aksjologii i koncepcji teoretycznych, stanowiących – w sensie logicznym (choć w

rzeczywistości bywa to racjonalizacja wtórna) – podłoże i punkt wyjścia wszelkich ocen i

obrazów współczesności prowadzących do programów, zauważamy wyraźny rozrzut.

Aksjologie bywają indywidualistyczne i holistyczne, a w tych ostatnich jeszcze różnie

określające ową nadrzędną całość (społeczeństwo, wspólnota religijna, ludzkość, świat

żywych istot, kosmos). Teorie obejmują różne ontologie i antropologie, różne ontologie

społeczne i historiozofie, różne podejścia do otwartości bądź zamkniętości procesu

społecznego, różne koncepcje przyczynowości społecznej. Schodząc w głąb, natrafiamy

jednak na wspólne, dość zwarte jądro: stanowi je opis stanu faktycznego oraz jego

zdecydowanie negatywna ocena. Tym zatem, co z grubsza łączy wszystkie feminizmy, jest

zasadniczy zrąb opisu współczesnych społeczeństw jako systemów patriarchalnych i

antyseksizm, czyli niezgoda na status quo; oraz przekonanie, że stan ten można, wolno i

należy zmienić. Dalej zaś drogi się znowu szybko rozchodzą; pojawiają się rozbieżne

programy zawierające różne, odmienne cele, niejednakowe metody działania, odmienne

taktyki i strategie, odmienne polityki. Rodzina feminizmów okazuje się czymś w rodzaju

wiązki czy snopa, zebranego w pasie, o nader cienkiej talii [którą stanowi niezgoda na

patriarchat]. Mimo to talia ta najwyraźniej wystarcza, by feminizm trwale wyróżniał się w

środowisku społecznych sił i idei. Zapewne sprzyja temu sam zewnętrzny napór otoczenia,

które niezwykle żywo, prawie bez marginesu neutralności, reaguje na wszelkie kwestie

zahaczające o społeczny status płci. Nikt prawie nie potrafi, ale też nikt chyba nie chce

uchylać się od opowiedzenia się po jednej ze stron: za zachowaniem czy za zmianami

społecznego systemu ról płciowych. Sprawy, o które walczy feminizm, poruszają wszystkich

do żywego i nierzadko motywują niewybredne napaści na jego zwolenniczki czy

zwolenników, od prób ośmieszania, przez wyszydzanie, po otwarte zwalczanie. To zapewne

umacnia feminizm od zewnątrz, pomimo całej jego wielopostaciowości. Ale też i od

wewnątrz jego pluralizm kryje nadal wspolne jądro, źródło spoistości i siły. Wszak pozostaje

owa wspólna talia. Osa mimo wąskiej kibici jest, jak wiadomo, stworzeniem nader

żywotnym.