1
1
Wczesne popoudnie. Przed domem maa Ania (z opowieci sidmej) bawi
si z lalk, z bloku wychodzi Hanka, trzydziestokilkuletnia, adna i
energiczna. pieszy si, ale nagle zwalnia, jakby zapomniaa czego.
Wraca. Rwnie szybkim krokiem, podbiegajc, idzie do domu.
2
Hanka, nie zdejmujc paszcza, wchodzi do pokoju. Siada na fotelu,
czeka. Nie trwa to dugo. Dzwoni telefon. Hanka po to wanie wrcia i
od razu podnosi suchawk.
ROMAN (off):
HANKA:
ROMAN (off):
HANKA:
ROMAN (off):
HANKA:
Hanka? Cze.
No, cze. Czuam, e zadzwonisz.
Czua?
Wrciam. Ju byam na dole. Skd dzwonisz?
Jeszcze z Krakowa. Wieczorem bd.
Jed ostronie! Pa.
3
Roman siedzi w gabinecie lekarskim. Lekarza nie ma. Roman ma
okoo czterdziestki i twarz czowieka, ktry sporo rozumie. Jest
dobrze zbudowany, moe nawet lekko otyy. Ma mocne rce, ktre, jak si
potem okae, s domi chirurga. Wchodzi, ubrany w krtk lekarsk kurtk,
Mikoaj. Wyrzuca popielniczki z biurka, siada blisko Romana, wyjmuje
malboro i czstuje koleg. Wyjmuje z kieszeni papierki, rozkada
pedantycznie na stole. Patrzy na nie, chocia zna ich tre.
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ
Co chcesz wiedzie?
Prawd.
Aha. No, to kolego, przykro mi. eby byo dowcipnie, musz ci zada
pytanie. Ile miae ju w yciu? No kobiet, dziewczyn, wszystko jedno,
jak je nazwa.
Osiem, dziesi. Moe pitnacie, jak dobrze policzy.
I starczy.
Od dziesiciu lat jestem onaty...
I to starczy. Fajn masz on?
Bardzo.
Chcesz mojej rady? yciowej, nie lekarskiej. Rozwied si.
Roman odchyla si na fotelu, jest gotw do dziaania.
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
Napijesz si?
Jeste pewien? e nigdy z adn kobieta?
Pewien. Wyniki s klasyczne, objawy te.
O objawach nie mwiem ci za duo...
Nie szkodzi, domylam si. Trzy i p, moe cztery lata temu
zauwaye...
Cztery.
No, widzisz. Nie wychodzio ci, zaczo ci wychodzi. Mylae, e to
przemczenie, pojechae na narty, byo lepiej, odetchne. Ale wrcio.
Coraz czciej nie moge sobie poradzi ze swoim maym, wiernym
przyjacielem. Przypomniae sobie zajca z interny, signe do
podrcznikw. Jeste energiczny, sprowadzie sobie e-sze
za grub fors. Brae johimbin i strychnin, nie pomagao. W
Warszawie nie bardzo miae si kogo poradzi, bo wstyd. Wpade w panik,
przyjechae do mnie. Tak byo?
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
MIKOAJ:
ROMAN:
ROMAN:
Mniej wicej...
I nie wyleczysz si z tego.
Nigdy?
Lekarz nie powinien nigdy... i tak dalej. Mwi si, eby w takim
wypadku sprbowa z inn bab... mwi si: partnerk. Nie rb tego.
Nadziejesz si, bdzie gupio.
Dziki. Chyba nie mona byo janiej.
Nie zawiode si na mnie. Tak ju jest, e mao kto si na mnie
zawodzi. Stary Grotzber mwi zawsze...
Mikoaj... przepraszam ci. Gwno mnie obchodzi, co mwi ci stary
Grotzber.
4
Diesel Romana na duej szybkoci wyskakuje zza wzniesienia. Roman
widzi, e szosa lekkimi zakosami wjeda w las. Prostuje si. Szosa
jest pusta, nic nie nadjeda. Roman zamyka oczy. Samochd pdzi. Dopki
szosa jest prosta, nic si nie dzieje, ale ju po chwili samochd
zaczyna zjeda, to na jedno, to na drugie pobocze jedzie prosto cay
czas, tylko szosa skrca raz w lewo, raz w prawo. Prdko jest coraz
wiksza. Roman nie otwiera oczu. Samochd z ogromnym impetem wyrzuca
z pobocza betonowy supek. Huk. Roman spazmatycznie hamuje. Samochd
taczy, ostre hamowanie przy tej szybkoci rzuca nim na boki staje
wreszcie. Roman przytula gow do zagwka, z kcika ust cieknie mu
struka liny. Hanka podnosi wzrok znad biletu w swoim biurze
zagranicznych linii lotniczych. Patrzy przed siebie, ale jakby
dalej, w niewidoczn i dla nas, i dla siebie przestrze. Ma nieruchom
twarz. Elegancki mczyzna, ktremu wypisywaa bilet, przyglda si
zaskoczony.
MCZYZNA:
Prosz pani. Hej!
Hanka nie reaguje.
5
Diesel stoi zaparkowany przed domem. Ju ciemno. Wida mrugajce na
zielono wiateko auto-alarmu, sycha cichy dwik radia Roman zapomnia
je wyczy.
6
Hanka ley w ku, czyta gazet, ale rwnoczenie sucha szumu wody w
azience. Syszc otwieranie drzwi, patrzy w inn stron. Roman wchodzi
do pokoju owinity w pasie rcznikiem, podchodzi do szafy nie patrzc
na Hank, wyjmuje z szafy piam i wraca do azienki. Potem, ju w
piamie gasi wiato po swojej stronie ka, skada swoj kodr w niewielki
kwadrat, kadzie na niej poduszk i zaczyna skada przecierado.
HANKA:
pij tu.
Mia jest dla niego, gos ma agodny, mikki. Roman bez sowa rozkada
z powrotem przecierado, kadzie na miejscu poduszk i kodr. Kadzie si
obok Hanki. Hanka siga do wycznika lampy. Chwil le nieruchomo.
Hanka sypia nago. Odkrywa troszk kodr i kadzie rk Romana na swojej
piersi. W ciszy sycha muzyk. Roman wycza stojce obok ka radio.
ROMAN:
Zapomniaem wyczy radio w samochodzie.
HANKA:
Nie szkodzi... W Krakowie... nie byo adnych panienek?
Przesuwa swoj rk pod kodr.
ROMAN:
Brzydz si. Sam sob.
Hanka przytula si mocniej, obejmuje ma starajc si, by te gesty
nie miay erotycznego charakteru. Mwi cicho, spokojnie.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Dobrze mi.
Kamiesz.
Nie. Kocham ci, moe dlatego.
Byem u Mikoaja. Opowiadaem ci o nim...
Pamitam. Skurwiel.
Powiedzia... on si zna. Zbada, zrobi analizy. Chcesz
wiedzie?
Hanka kiwa gow, e chce.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Nie ma co... udawa ani odsuwa tego. On mi powiedzia wprost. Nie
ma szans. Ani teraz, ani w przyszoci. Nigdy.
Nie wierz. W te wasze badania, analizy, wyroki. Zreszt...
Jeszcze jest w wiecie co waniejszego... S uczucia, jest mio...
S te fakty. Jeli postanowimy teraz, rozstaniemy si bez poczucia,
e kto komu zabra kawaek ycia. Konkretnie ja tobie.
Roman mwi bezosobowym gosem czowieka, ktry postanowi
przeprowadzi spraw, kierujc si rozumem. Hanka ma twarz wtulon w
jego piam.
HANKA:
Kochasz mnie? Powiedz.
Hanka chwil wytrzymuje milczenie, potem odwraca si, bierze ze
stolika papierosy, zapala je, jednego wycigaj rk za siebie podaje
Romanowi.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Boisz si powiedzie: kocham ci, chocia mnie kochasz. A mio nie
polega na sapaniu w ku przez pi minut raz na tydzie.
Na tym te.
To biologia. Mio nie jest ulokowana midzy nogami. Dla mnie
waniejsze jest to, co jest midzy nami, ni to, czego ju nie
bdzie.
Jeste mod kobiet...
Poradz sobie.
Bdziesz musiaa kogo mie.
Hanka odwraca si, patrz teraz na siebie.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Jeli jeszcze nie masz. W kocu od kilku lat...
Nie... Nie mw. S rzeczy, o ktrych nie trzeba mwi do koca.
Haniu, trzeba. Jeeli chcemy by w porzdku i by ze sob, to
trzeba.
Powiedziae, e nie bdziesz mg si ju nigdy kocha ze mn,
przynajmniej tyle mwi medycyna. Ja ci powiedziaam, e chc z tob by
mimo wszystko. A tamto... kobiety umiej sobie radzi i mczyni nie
musz o tym wiedzie. Co, co nie jest nazwane, nie istnieje i dlatego
nie wszystko trzeba nazywa. Chyba e jest co, czego mi nie
powiedziae. Jest?
Nie.
Co, co powinnam wiedzie.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Nie.
e masz kogo... a caa historia z chorob jest pretekstem...
Nie.
Albo...
Albo?
e jeste zazdrosny...
Roman milczy.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Jeste?
Kady troch jest. To kwestia... sposobu ycia... umowy.
Przerabialimy to. Od lat si nie wtrcamy... Nie wszystko trzeba
nazywa...
Masz racj. Gupie pytania.
Roman dotyka jej plecw. Hanka opada i ley na jego piersi. Oboje
zacigaj si rwnoczenie: dwa mae ogniki w ciemnoci pokoju.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Nigdy nie chcielimy mie dzieci...
Nie chcielimy.
Gdyby byy... moe byoby atwiej.
Moe. Ale nie mamy i nie bdziemy mieli. Czy w drodze z Krakowa...
nic si nie dziao?
Dlaczego pytasz? Widziaa samochd?
Nie.
Kto rozwali mi zderzak na parkingu...
Ale w drodze... Wypisywaam bilet i nagle poczuam okropny
niepokj... jakby co miao si sta. Co zego.
Nic si nie stao.
7
Ranek, Roman wsiada do samochodu. Pochyla si nad desk
rozdzielcz, patrzy w gr. Hanka w oknie podnosi rk. Roman powtarza
ten gest. Ju ma ruszy, kiedy uwag jego zwraca mody chopak w
kolorowej kurtce, Roman ma wraenie, e tamten odwraca si tyem, kiedy
apie jego spojrzenie. Roman patrzy na niego; rusza powoli, jadc
obserwuje chopaka we wstecznym lusterku. Skrca za nastpny blok,
zatrzymuje samochd. Wraca chopaka nie ma. Roman szybkim krokiem
idzie w kierunku swojej klatki schodowej.
8
Otwiera drzwi, wchodzi szybko do mieszkania. Hanka czyta gazet
pijc kaw. Syszc drzwi wychyla si, Roman jednym spojrzeniem ogarnia
sytuacj.
ROMAN:
Zapomniaem kwitu do pralni.
Hanka wstaje. Przerzuca drobiazgi na stoliku. Roman w tym czasie
wyjmuje z marynarki zoon kartk, upuszcza ukradkiem, potem
znajduje.
ROMAN:
Ju mam. Spad.
9
Roman podjeda swoim samochodem pod szpital. Jego uwag zwraca
starszy, nobliwie wygldajcy mczyzna w kouszku i srebrnych
okularach, ktry nie moe poradzi sobie z bak, otwartym wlewem paliwa
i lejkiem.
ROMAN:
ORDYNATOR:
Panie ordynatorze, dzie dobry. Mona w czym pomc?
Jeli pan moe... lejek. Cika ta baka.
Roman podnosi z ziemi bak, ordynator wtyka lejek do wlewu.
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
Do czego doszo... Najlepszy kardiochirurg z ordynatorem wlewaj
kupion od zodziei benzyn do starego grata, ktry i tak pewno nie
zapali. Pan ju ma z tym spokj, panie Romanie.
Odetchnem, wie pan.
Wyobraam sobie.
Pan mnie prosi, ebym pogada z pani...
Wanie. Moda dziewuszka, niezbyt j rozumiem. Nazywa si Jarek, Ola
Jarek. Jej matka ma dobry fach, spodobaby si panu. Jest staczem.
Dlaczego waciwie staczem, nie staczk?
Stoi?
Stoi. Potrzebuje pan pralki, stoi. Potrzebuje pan mebli, wystoi
panu. Dwadziecia pi procent droej, ma pan zaatwione.
Roman koczy nalewanie, odstawia bak uwaajc, eby nawet kropla nie
zmarnowaa si. Ordynator wcha rce, w ktrych trzyma lejek.
ORDYNATOR:
mierdzi jak cholera.
10
W tym miejscu korytarza, gdzie wolno pali, siedzi Roman z mod
dziewczyn. Jest to przecitna , szara dziewczyna w szpitalnym
szlafroku. Roman zapala papierosa.
OLA:
ROMAN:
OLA:
Mona?
To nie jest dla pani najzdrowsze.
Nie umr...
Trzyma rk wycignit po papierosa, Roman podaje jej, do
niechtnie.
ROMAN:
Moe nie?
Ola umiecha si, to wyranie dodaje jej jasnoci i wdziku. Roman te
si umiecha, wytwarza si rodzaj porozumienia. Roman mwi wic po
prostu.
ROMAN:
OLA:
Ordynator powiedzia mi, e nie bardzo si moe z pani dogada...
Tak. Cho to nie takie proste... Ja moe nie wygldam, ale ja mam
gos.
Ola znw umiecha si, troch zawstydzona.
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
OLA:
Gos?
Gos. piewam. Moja matka ciko pracuje i wie pan... ona chce, eby
ze mnie co byo. ebym piewaa. Nie przyjli mnie do szkoy muzycznej,
bo mam za sabe serce. Nie wolno mi piewa, bo ono tego nie wytrzyma.
A matka chce, ebym piewaa.
Co pani piewa?
Bacha albo Mahlera... zna pan Mahlera?
Znam.
On jest trudny, ale ja go piewam. I matka marzy, ebym piewaa,
ebym bya wielka, sawna... no, wie pan... Do tego
potrzebna jest operacja. Matka chce, eby ordynator albo jeszcze
lepiej pan...
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
A pani?
Ja chc y. Wystarczy mi, e yj... nie musz piewa. I boj si...
Ordynator chce, eby pan mnie uspokoi. eby pan powiedzia, e to nie
jest niebezpieczne. e potem bd moga wszystko. Niech pan mi to
powie.
Nie powiem. Takie operacje robi si, eby uratowa... W
ostatecznoci, kiedy nie ma innego wyjcia.
A ja mam inne wyjcie, prawda?
Prawd mwic, ma pani. Nie piewa.
Ola znw si umiecha.
OLA:
To jest problem, ile komu potrzeba. Matka chce, ebym miaa
wszystko. A ja potrzebuj... O tyle.
Ola pokazuje na rozstawionych palcach, ile potrzebuje. Niewiele
tego.
11
Roman nastawia zagraniczn pyt. Aparatura odtwarza pieni Mahlera
doskonale, telefon przerywa t muzyk. Roman cisza adapter, podnosi
suchawk.
GOS (off):
Dzie dobry. Czy zastaem pani Hann?
Roman stoi ze suchawk przy oknie i widzi, jak Hanka szybkim
krokiem zblia si do domu.
ROMAN:
GOS (off):
Nie ma jej jeszcze.
Dzikuj.
Hanka, widziana przez Romana, znika w klatce schodowej.
ROMAN:
Czy co powtrzy?
Ale tamten kto odoy suchawk. Roman przez chwil sterczy ze
suchawk w rku. Odkada i znw nastawia muzyk goniej. Wyjmuje
kalendarzyk i przy dzisiejszej dacie stawia wyrany krzyyk. Takie
krzyyki s ju przy innych, poprzednich datach. Chowa kalendarzyk,
zanim Hanka wejdzie w drzwi. Roman z zamknitymi oczyma sucha
Mahlera, Hanka jeszcze w paszczu, cauje go w czoo. Roman tak to
wyglda dopiero teraz j zauwaa.
HANKA:
ROMAN:
Co to?
Mahler. Pikne, nie?
Hanka stoi oparta o framug, nie rozbiera si, te sucha.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Pikne.
By do ciebie telefon.
Kto?
Roman wzrusza ramionami, nie wie. Hanka te wzrusza ramionami,
niewane. Pie si koczy. Roman wycza adapter.
HANKA:
Pikne.
Teraz dopiero przypomina sobie o sporym pakunku, ktry cay czas
trzymaa pod pach. Wyjmuje z niego zapakowan fabrycznie
marynark.
HANKA:
Przymierz.
Roman wstaje z fotela, wkada marynark ley wietnie cofa si kilka
krokw, eby pokaza Hance, jak wietnie.
HANKA:
Widzisz?!
12
Roman prowadzi w studio popularn audycj o pracy serca. Patrzc w
kamer pokazuje, dlaczego serce funkcjonuje le i w jaki sposb
lekarze staraj si usun awari. Pokazuje, korzystajc z materiaw
filmowych i pogldowych, rne rodzaje operacji serca. Jest przystpny
i dowcipny, kiedy potrzeba powany. Ma na sobie now marynark,
pokazuje wanie najbardziej dramatyczny fragment: transplantacj,
wyjcie chorego serca i woenie nowego.
13
Dalszy cig audycji z poprzedniej sceny, ogldanej przez Hank i
Romana. Oboje siedz przed telewizorem. Roman w telewizorze mwi
jeszcze kilka sw i wchodz napisy audycji. Hanka wycza telewizor
pilotem Roman patrzy na ni pytajco, Hanka kiwa gow.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
W porzdku, duo lepiej.
Pewna jeste?
Znw mi bd opowiaday, jakiego mam fantastycznego ma. Dwie nasze
siksy ju si w tobie podkochuj. Niedugo bdziesz mia fan-cluby.
Dobrze, e przeprbowalimy.
A nie chciae...
Mylaem, e trzeba serio... Ale tak jest lepiej, prociej. Moe kto
zrozumie, jeli w ogle ludzie ogldaj takie rzeczy.
Dzwoni telefon. Roman sztywnieje.
HANKA:
Zaraz bdziesz mia dowd.
Podnosi suchawk.
HANKA:
Tak, ju daj...
Podaje suchawk Romanowi.
ROMAN:
Sucham?... Dzie dobry... Dzikuj, bardzo si ciesz... Naprawd?...
A to ju pomys ony... Dobrze, przeka. Do widzenia.
Odkada suchawk, telefon znw dzwoni.
HANKA:
Tak bdzie cay wieczr. We.
Roman podnosi suchawk.
ROMAN:
Halo.
Sucha przez krtk chwil.
ROMAN:
Do ciebie.
Podaje Hance suchawk i cho ona daje znak, eby tego nie robi,
wychodzi z pokoju. Idzie w gb mieszkania. Jest tam malutki pokoik,
w ktrym Roman zrobi sobie rodzaj warsztatu. Zagracony st,
lutownica, piy, motki, imado. Roman siga po stojcy telefon i podcza
do niego maym, abkowym zaciskiem przygotowan wczeniej suchaweczk na
kablu. Suchawka mieci si w uchu. Roman syszy teraz bardzo wyranie
rozmow.
HANKA (off):
GOS (off):
HANKA (off):
GOS (off):
HANKA (off):
Mog.
O szstej, dobrze?
Dobrze.
Na Dobrej?
Dobrze.
Gos Hanki brzmi tak, jakby Roman by w pokoju, jest oficjalny,
bezosobowy. Twarz Romana zmienia si, pojawia si na niej grymas blu
i co, co sprawia, e Roman, mimo tego blu, musi sucha rozmowy dalej.
Roman wychodzi na balkon-loggi. Wieje wiatr. Roman opiera si na
balustradzie balkonu, trzyma twarz w doniach. Wstrzsa nim dreszcz
by moe, jest mu po prostu zimno. Hanka zaglda do maego pokoiku, do
sypialni, do kuchni, puka do drzwi azienki i toalety, cisz.
Zdenerwowana (i by moe z poczuciem winy) zrywa z wieszaka paszcz i
wybiega z mieszkania. Roman dostrzega jej sylwetk w rozwianym
paszczu.
ROMAN:
Hanka!
Hanka dostrzega sylwetk Romana na balkonie szstego pitra.
HANKA:
Szukam ci!
Otula si paszczem, powoli wraca do domu. Roman wychodzi z
mieszkania i zjeda na parter. Hanka czeka, ju przyciskajc guzik
windy. Jeszcze w otwartych drzwiach wtula si w Romana.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Gdzie ty bye? Przestraszyam si...
Wyszedem na balkon... by przyjemny zachd.
Przestraszyam si.
Czego?
Nie wiem. Nie byo ci nigdzie...
14
Hanka dobrze prowadzi samochd, Roman umiecha si, kiedy
ryzykownym manewrem mieci si midzy wyprzedzon ciarwk a nadjedajcym
fiatem. Samochd zatrzymuje si przed pywalni.
HANKA:
Za dwie godziny jestem.
Roman znika w drzwiach pywalni, Hanka odjeda. Roman nie wchodzi
jednak do szatni. Odpowiada skinieniem na pozdrowienie obsugujcego
i wychodzi tylnymi drzwiami. W bocznej uliczce stoi takswka. Roman
otwiera drzwi.
ROMAN:
TAKSWKARZ:
ROMAN:
Pan do mnie?
Na Dobr.
Tak.
Wsiada, takswkarz rusza.
ROMAN:
Dobra rg Solca.
Takswka zatrzymuje si na rogu, Roman wrcza kierowcy
pienidza.
ROMAN:
Za kilka minut bd z powrotem.
Wchodzi w bram. Mija malutki ogrdek i ma przed sob dom, ktry
chcia zobaczy. Przed tym domem stoi chopak w kolorowej kurtce. Po
chwili Hanka zatrzymuje ich diesla na pobliskim parkingu, tu obok
czekajcego chopaka. Wysiada i wlizguje si pod jego rami.
15
Roman w kpielwkach staje na najwyszym pitrze wiey. Patrzy w d i
powoli pochyla si do przodu w ten sposb, e osi obrotu s stopy.
Spada do wody. Pod wod dopywa do drabinki i trzymajc si najniszego
jej szczebla wytrzymuje bez oddechu tak dugo, jak to jest moliwe.
Na powierzchni apie spazmatycznie powietrze, dostarczajc tlenu
zmaltretowanym pucom.
16
Roman robi sobie kaw w lekarskiej dyurce. Bez pukania otwieraj
si drzwi.
SALOWA:
ROMAN:
SALOWA:
ROMAN:
Zje pan doktr?
Co jest?
Czarny salceson.
Dzikuj...
Salowa odchodzi. Roman podchodzi do drzwi, ktrych salowa nie
domkna. Dostrzega Ol.
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
Nie je pani?
Mama mi przynosi.
Niech pni wejdzie. Mylaem o pani.
Zdejmuje z krzesa jakie papiery, zaprasza Ol. Sam siada gboko na
kozetce z kaw w rku. Ola z zazdroci przypatruje si filiance.
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
Pani nie powinna kawy...
Nie, nie...
Kupiem sobie pyt po naszej rozmowie.
Mahlera?
Tak. Po niemiecku... wspaniae.
Ola wyranie si oywia.
OLA:
ROMAN:
Pamita pan?
Co...
Roman prbuje zanuci kilka zapamitanych dwikw. Marnie to idzie.
Ola mieje si. Sama podejmuje tych kilka jego nut i siedzc z atwoci,
czystym, wibrujcym, szlachetnym gosem piewa par taktw. Jest to gos
niewywiczony, ale ju sycha jego pikno. Roman ze zdumieniem przyglda
si Oli. Nie ma mowy o adnym koncercie. Ola po prostu zapiewaa
kawaek muzyki, o ktrej rozmawiali. Widzc wpatrzonego w siebie
Romana, milknie zawstydzona.
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
OLA:
ROMAN:
OLA:
Piknie. Szkoda, eby taki gos...
Mama mwi dokadnie tak samo.
Ma racj.
O czym pan marzy w moim wieku?
Chciaem by chirurgiem.
Marzy pan o domu, o rodzinie?
Roman zastanawia si, nie jest mu przyjemne to wspomnienie.
ROMAN:
OLA:
Nie pamitam.
Moe to nie byo dla pana wane. Ja mam chopca, pracuje w sklepie.
Chciaabym wyj za niego, urodzi dwoje dzieci albo troje. Mieszka
daleko od centrum, na Brdnie albo na Ursynowie. I ju, i nic
wicej.
Roman umiecha si.
ROMAN:
OLA:
I nie chciaaby pani by podziwiana, kochana...
On mnie kocha tak, jaka jestem.
17
Roman podchodzi do swojego zaparkowanego przed szpitalem
samochodu. W nocy by przymrozek, bo szyby s oszronione. Roman czyci
szyby. Wsiada, w skrytce auta, do ktrej odkada szczotk, ley zeszyt
zapomniany wida przez kogo. Roman sztywnieje. Na okadce napisano
flamastrami: Mariusz Zawidzki. Fizyka. VI semestr. Roman przeglda
zeszyt, jest peen tajemniczych, nieznanych mu wzorw. Rusza.
Zatrzymuje samochd przy osiedlowym mietniku. Wysiada i wrzuca
zeszyt do pojemnika. Jedzie dalej, ale po kilkuset metrach hamuje,
cofa samochd, wysiada, podchodzi do mietnika. Zeszytu nie wida.
Rozglda si, znajduje kij. Grzebie w mietniku, znajduje zeszyt. Siga
po niego z wyrazem obrzydzenia, wyjmuje z samochodu szmat, stara si
doprowadzi zeszyt do znonego stanu. Rusza.
18
Roman otwiera ostronie drzwi mieszkania. Wiesza paszcz. Jego ko
jest przygotowane do spania. Hanka pi, odkrya si troch i Roman
delikatnie przykrywa j kodr. Przy ku na pododze stoi torebka Hanki.
Roman podnosi torebk i na palcach wychodzi z pokoju. W azience
przeglda notesy, dziesitki kwitkw, przyborw kosmetycznych, zdjcia.
Na okadce wymitoszonej ksieczki oszczdnociowej znajduje zapisany
numer telefonu. Powtarza w myli cyfry, by je zapamita, nic innego
zasugujcego na uwag nie znajduje. Wkada cay ten baagan z powrotem i
wraca do sypialni. Hanka pi, jak spaa. Roman odstawia torebk.
19
KOLEANKA (off):
Miaa kiedy numer stacji. Znw brakuje oleju...
Hanka siga do torebki, szuka notesu ley gdzie indziej ni zwykle.
Podaje numer koleance i z niepokojem zastanawia si nad swoj torebk.
Wykrca numer telefonu.
HANKA:
GOS (off):
To ja.
Cze.
Hanka rozglda si i cisza gos.
HANKA:
GOS (off):
HANKA:
GOS (off):
HANKA:
GOS (off):
HANKA:
GOS (off):
Mam prob... jeli nie musisz, nie dzwo do mnie do domu.
Co si stao.
Nie, nic. Lepiej do bura.
Od dziesitej do osiemnastej.
Od dziesitej do osiemnastej. We wtorki i czwartki do
dwudziestej.
Jak sobie yczysz.
Dzikuj.
Cze.
20
Wieczorem, ju w ku, Roman mieje si cicho z czytanej ksiki. Jest
to wiat wedug Grapa. Hanka ma na uszach suchawki walkmana, sycha
ciche dwiki muzyki. Roman dotyka jej ramienia, Hanka mwi
nienaturalnie gono w tych suchawkach.
HANKA:
Co?
Roman podaje jej ksik, pokazuje fragment, ktry go rozmieszy.
Hanka czyta i po chwili mieje si tak samo, jak on przed chwil, z
tego samego miejsca, tak samo do siebie, cicho.
21
Roman odwozi Hank pod jej biuro, Hanka wysiada, Roman z
przyjemnoci patrzy, jak Hanka prosto i piknie porusza si; Hanka
przypomina sobie o czym, bo zawraca.
HANKA:
Zapomniaam.
Patrzy na zegarek.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
O czym?
Mama dzwonia... prosia, eby jej przysa parasolk i szal. Dzi nasz
samolot leci do Londynu. Cholera.
Tam nie sprzedaj szali?
Mama lubi swj.
Roman patrzy na zegarek.
ROMAN:
HANKA:
O ktrej ten samolot?
O dwunastej.
ROMAN:
HANKA:
Operacje mam po poudniu... mog pojecha.
Kochany jeste.
Daje mu klucze.
HANKA:
Parasolka jest na wieszaku, szal w komodzie, weniany, w
granatowo-czarn krat. W tej komodzie w sypialni.
Roman odbiera klucze.
ROMAN:
Znajd.
22
Roman rozglda si, jak w stoisku dorabiania kluczy w Domach
Towarowych Centrum facet skada klucz, ktry przed chwil otrzyma od
Hanki, z nowym, jeszcze bezksztatnym kluczem i jak maszynka
precyzyjnie wyabia w tym nowym otwory.
23
Roman prbuje obu kluczy oba dziaaj dobrze. W mieszkaniu -
nieuywanym, wysprztanym i pustym, z meblami pokrytymi pachtami
przed kurzem Roman rozglda si peen ponurych myli i przeczu. Stoi
chwil przed szerokim tapczanem, a potem nagym ruchem odkrywa
narzut. Przecierado jest czyste, nieuywane. Roman starannie nakrywa
narzut. Idzie do azienki i otwiera automatyczn pralk. W rodku ley
pozwijana pociel. Roman przyglda si tej pocieli, rozprostowuje
przecierado z t plam na rodku i z powrotem wkada do pralki. W
pokoju dostrzega kilka gazet. Podnosi je i znajduje to, czego si
spodziewa. Ju wysuszony, cho lekko zmaltretowany po krtkim pobycie
w mietniku ley zeszyt. Roman wykrca numer ten, ktrego si nauczy na
pami.
KOBIETA (off):
ROMAN:
KOBIETA (off):
Halo.
Czy zastaem pana Mariusza?
Mariusz! Telefon!
Roman zasania suchawk rk. Syszy w telefonie miy, mski gos.
MARIUSZ (off):
Sucham.
Roman nie odzywa si.
MARIUSZ (off):
Sucham? Hal?
Nie doczekawszy si odpowiedzi od milczcego Romana, odkada
suchawk. Roman robi to samo. Otwiera komod i syszy dzwonek
telefonu. Zastanawia si chwil, ale podejmuje suchawk.
HANKA (off):
ROMAN:
HANKA (off):
ROMAN:
HANKA (off):
ROMAN:
Jeste?
Jestem.
Cay czas zajte. Gadae?
Nie, dopiero wszedem. Musiaa le wykrci.
Znalaze?
Jeszcze nie. Poczekaj.
Otwiera szuflad, wyjmuje szal, jest taki, jak Hanka obiecywaa,
podchodzi z nim do telefonu.
ROMAN:
HANKA (off):
ROMAN:
HANKA (off):
ROMAN:
Szal ju jest. A parasolk widziaem przy wejciu.
To przyjedaj.
Ju.
Romek... i nie grzeb tam. Mama wszystko lubi mie na swoim
miejscu.
Wiem. Ju jad.
25
W biurze linii lotniczych sporo klientw, ale nie ma toku, Hanka
od razu podchodzi do Romana, odbiera szal i parasol.
HANKA:
Jeszcze nie wyjechali. Kocz o szstej.
Roman wyjmuje kluczyki od samochodu.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Zostawi ci samochd.
Zdysz?
Spokojnie. Kart rejestracyjn zostawiem w samochodzie, w
skrytce.
Obserwuje jej reakcj. Hanka umiecha si.
HANKA:
W porzdku.
Roman wychodzi, Hanka podbiega do modego chopaka w mundurze
linii.
HANKA:
CHOPAK:
We mi to, kapitan wie. Mama zgosi si w Londynie.
Czy mog co jeszcze dla ciebie zrobi?
Hanka odpowiada bez cienia umiechu.
HANKA:
Nic ju, dzikuj.
Nie widzi Romana, ktry przyglda si jej zza szyby.
26
Hanka ma wykrzywion ekstaz twarz, odwraca gow, po jej policzku
toczy si za. Rozkoszy? Wstrtu? Upokorzenia? Chopak z tkliwoci
patrzy na t z, sympatycznym, opiekuczym gestem chce pogaska
policzek, ale ona odsuwa jego rk. Chopak gadzi jej wosy, cauj rk,
ktra go odpycha.
Roman wchodzi do pokoju przed sal operacyjn. Ordynator myje rce
z papierosem w ustach. Po pokoju i sali krc si lekarze i
pielgniarki.
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
Jest pan.
Panie ordynatorze...
Niech pan si przebiera. Zaczynamy.
Chciaem prosi... nie jestem dzi w stanie operowa.
Co si sta?
Nie czuj si dobrze. Jeli pan moe...
Dwie operacje....
Przykro mi.
Ordynator przyglda mu si uwanie.
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
Rozmawia pan z t ma?
Rozmawiaem... Tak naprawd ona nie chce nic wicej, ni ma.
Dobrze. Niech pan idzie.
Chopak siedzi, jeszcze nie ubrany, w mieszkaniu na Dobrej.
Przeglda ze zdziwieniem swj zeszyt.
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
Wpad ci w boto?
Nie, mnie nie. Zostawie go w skrytce? Jeste pewien?
Chyba tak. By czyciutki. Cay semestr fizyki... Gdzie go
znalaza?
W skrytce.
Chopak przytula si do Hanki.
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
Przepraszam...
Za co?
e go zostawiem.
27
Roman podjeda takswk pod dom na rogu Dobrej i Solca.
ROMAN:
TAKSWKARZ:
Ktra u pana?
Wp do smej.
Roman wysiada, przechodzi przez znan nam bram. Na parkingu
diesel, tego si spodziewa i ba. Jest. Migocze wiateko auto-alarmu.
Dotyka rk maski. Ciepa.
28
Roman wchodzi na pitro. Podchodzi do drzwi, nasuchuje. Mona
pomyle, e si zastanawia: wej, wpa do tego mieszkania (ma przecie
klucz) czy pozosta na zewntrz ze swoim nieszczciem, skrywanym i
tylko jemu dostpnym. W kocu wlecze si kilka krokw i siada na
schodach. Gow trzyma w doniach, rce opar na wysoko podniesionych
kolanach. Nie wiemy do koca, czy wyobraa sobie, co robi teraz jego
ona, czy tylko cierpi, bo wie, co moe si tam dzia. Siedzi w kadym
razie bez ruchu, a do momentu, kiedy syszy szczk zamka. Podnosi si
i wchodzi na ppitro. Stamtd widzi, jak Hanka wychyla si z drzwi,
cofa i jak chopak w kolorowej kurtce wychodzi z mieszkania. Zbiega
lekko po schodach, sycha jego swobodne, niefrasobliwe, zgodne z
rytmem krokw pogwizdywanie. Roman odczekuje chwil i z nag
determinacj rusza do drzwi mieszkania. Wyjmuje klucz i ju ma woy go
do zamka, kiedy syszy kroki Hanki. Uskakuje w bok, robi to zupenie
odruchowo, jak kady zapany na tym, czego robi nie powinien. Obok
drzwi przechodz jakie rury i Roman wciska si za nie. Jest
kilkanacie centymetrw od Hanki, kiedy ta wychodzi i zamyka drzwi. W
rozpitym paszczu, z trzyman w nisko opuszczonej rce torebk, wyglda
na bardzo zmczon. Mechanicznie zamyka drzwi i odchodzi korytarzem,
nie zdajc sobie sprawy, e Roman jest obok. Porusza si i wyglda
zupenie inaczej ni rano, kiedy patrzy na ni wbiegajc do biura.
Ociale czapie butami po schodach. Roman ociera spocone, jak na sali
operacyjnej, czoo. Jeszcze przez okno klatki schodowej widzi, jak
jego ona zmczonym, niedbaym ruchem wrzuca torebk do otwieranego
samochodu. Zapomniaa wida o wyczeniu auto-alarmu samochd miga
dugimi wiatami i trbi. Dopiero po chwili sygnay ustaj. Hanka
odjeda. Roman ze swoj szar twarz wyazi zza rur.
29
Roman z podniesionym konierzem paszcza stoi przed portierni
szpitala. Wida oddalajc si takswk. Roman rozglda si, nie chciaby by
przyapany przez kolegw ze szpitala. Patrzy w stron dziedzica, skd
mogliby nadej, staje w cieniu. Z przeciwnej strony nadjeda Hanka.
Zatrzymuje si przed Romanem, otwiera okno. Jest umiechnita,
swobodna, wesoa. Znw inna ni tak niedawno na klatce schodowej, w
domu na Dobrej.
HANKA:
Spniam si? Czekasz?
Roman patrzy na ni, nie mogc zrozumie, jak mona tak szybko i tak
zupenie si zmieni.
HANKA:
Chcesz prowadzi?
Robi gest, eby usun si z siedzenia kierowcy.
ROMAN:
Nie.
Obchodzi dookoa samochd i siada przy niej. Nie potrafi zetrze z
twarzy ladw dzisiejszych przey. Powitalny umiech Hanki powoli znika
z jej twarzy.
HANKA:
Co niedobrze?
Roman zaprzecza. Hanka odwraca si ku niemu i kadzie delikatnie
rk na jego policzku.
HANKA:
Miae zy dzie?
Roman zastyga pod jej dotykiem. Nie moe opanowa myli, e przed
chwil podobnym gestem...
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Operacja? Powiedz mi...
Tak.
Umar kto?
Tak.
Roman myli o jej rce na swojej twarzy. Hanka gadzi go ostronie,
ze wspczuciem.
ROMAN:
Zabierz rk.
Hanka zatrzymuje ruch, ale nie cofa.
HANKA:
Kto ci umar?
Roman wybucha.
ROMAN:
Nie dotykaj!
Od strony szpitala wida nadchodzc grup lekarzy z
ordynatorem.
ROMAN:
No, jed.
Hanka patrzy na niego, nie rozumiejc jego stanu. Roman chce ju
tylko, eby std odjechaa.
ROMAN:
Przepraszam. Jed, ju.
Samochd rusza.
30
Hanka budzi si, jest noc, jeszcze z zamknitymi oczyma dotyka
pustej poduszki obok. Siada na ku.
HANKA:
Romek?
Wstaje, zarzuca szlafrok. Dostrzega sczce si spod drzwi azienki
wiato. Hanka szarpie klamk. Roman siedzi na wannie.
HANKA:
ROMAN:
Roman...
Nie mog spa.
Na pralce ley otwarta paczka papierosw i maa damska zapalniczka.
Roman apie spojrzenie Hanki.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Nie mogem znale swojej...
Nie szkodzi...
Powiedz mi... Ty bya mocna z fizyki?
Czemu?
Ciao zanurzone w cieczy traci na swej wadze... nie mog sobie
przypomnie, jak jest dalej.
Traci pozornie na swej wadze tyle, ile way woda wyparta przez to
ciao... Chyba tak. Id spa.
Chyba tak.
Hanka wraca do pokoju. Kiedy ju znikna, Roman zamyka drzwi na
zasuwk. Z kta za wann wydobywa torebk Hanki. Wkada papierosy i
zapalniczk. Gasi papierosa pod strumyczkiem wody nad umywalk. Hanka
odzywa si gono, tak eby usysza.
HANKA:
Roman!
Roman te mwi gono.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Tak?
Wszystko w porzdku?
Wszystko w porzdku.
Ju w dzie Hanka w duym pokoju nasuchuje odgosw z pokoiku, w
ktrym Roman zrobi sobie warsztat. Syszy uderzenia motkiem w mikki
metal. Podchodzi do telewizora, pokazuj rysunkowy film dla dzieci.
Hanka powoli nastawia telewizor goniej i podnosi suchawk. Roman
rozklepuje nity, czc dwa pasy blachy. W pewnym momencie przerywa t
czynno, nasuchuje chwil, wyciga z szuflady swoj suchawk i podcza do
stojcego obok telefonu. Wkada suchawk w ucho. Syszy sygna. Mski gos
odzywa si po chwili. Gos, ktry Roman zna.
MARIUSZ (off):
HANKA (off):
MARIUSZ (off):
HANKA (off):
MARIUSZ (off):
Sucham.
To ja.
Haniu... dzie dobry.
Musz si z tob zobaczy.
Prosz ci o to od tygodnia.
Twarz Romana przybiera wyraz, ktry znamy, ten spod drzwi
mieszkania na Dobrej, mroczny i chyba coraz bardziej zawzity.
HANKA (off):
MARIUSZ (off):
HANKA (off):
MARIUSZ (off):
HANKA (off):
MARIUSZ (off):
HANKA (off):
Ale teraz chc.
Brak mi ciebie.
Dobrze. Moesz w czwartek?
Mog zawsze. Codziennie.
W czwartek. O szstej.
Haniu... czy co...
O szstej.
Sycha, jak Hanka odkada suchawk. Roman demontuje natychmiast swj
sprzt i uderza motkiem w nity czce dwa pasy blachy.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Co robisz?
Nosido do akumulatora... niedugo zima.
Mam jeszcze jagody w soiku... z Mazur. Moe zrobi ci co? Pierogi?
... Jeste godny?
Nie, ale zjem.
31
Hanka czeka na Mariusza w mieszkaniu na Dobrej. Siedzi przy
duym, starym stole w kuchni. Przeglda wyjmowane z pudeka zdjcia.
Ona z matk w Zakopanem, ona z misiem, te z Zakopanego, stare zdjcia
legitymacyjne, ona jako dziewczynka trzymana przez oboje rodzicw za
rce, rozemiana, na play. Przerywa jej dzwonek do drzwi. Umiechnity
Mariusz wchodzi do rodka. Rozpina kurtk.
HANKA:
Nie zdejmuj. Mamy mao czasu.
Mariusz idzie za ni do pokoju. Chce j obj i Hanka pozwala na to,
ale bez adnego ze swojej strony namitnoci czy radoci nawet.
MARIUSZ:
Tskniem do ciebie.
Hanka wydostaje si z jego obj, siada, chopak kadzie jej rk na
kolanie i powoli, patrzc jej w oczy, chce wsun gbiej. Hanka znw
zatrzymuje go w p ruchu.
HANKA:
Nie.
Chopak cofa rk.
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
Dobrze, nie.
W ogle nie. Widzimy si ostatni raz.
Haniu...
To ci chciaam, tylko powiedzie. Teraz id.
Kamera powoli wjeda w pozornie nieciekawe miejsce. Midzy szaf a
cian, w miejscu zasonitym przez otwarte drzwi pokoju, jest
czterdziestocentymetrowa szpara. W tej szparze, z przechylon na bok
gow ciasnota wymusza tak pozycj stoi Roman.
MARIUSZ:
HANKA:
Ja nie musz i z tob do ka. Nie wyrzucaj mnie.
Nie wyrzucam. Ale id ju.
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
Kocham ci. Nigdy o tym nie mwilimy...
I nie bdziemy.
Dowiedzia si?
Nie dowiedzia si i nie dowie. Zapnij kurtk i id.
Hanka wstaje.
MARIUSZ:
HANKA:
Co zrobiem? Przecie nie moesz nagle, jednego dnia...
Nic nie zrobie. Nie myl tylko o sobie...
Chopak patrzy na ni tak, jakby zrobia mu wielk krzywd. Hanka
podciga mu suwak kurtki.
HANKA:
Bardzo adnie wygldasz.
Chopak nie wie, jak poradzi sobie z now sytuacj. Ma min, ktr
okrela si jako min zbitego psa.
MARIUSZ:
HANKA:
Haniu...
Poradzisz sobie. Zajmij si fizyk... albo koleankami z roku.
Popycha go delikatnie w stron przedpokoju. Chopak chce jeszcze
co powiedzie, czy zrobi, ale Hanka nie daje mu adnych szans. Zamyka
za nim drzwi. Przez chwil opiera si o te drzwi, pewnie zaskoczona
czy ujta wyznaniem chopaka i jego uczuciami, ktrych nie spodziewaa
si. Odczekuje chwil, a chopak odejdzie. Gasi wiato w pokoju i
wychodzc zamyka drzwi. Wtedy dopiero dostrzega co, w co w pierwszej
sekundzie nie moe uwierzy. Robi jeszcze krok, zatrzymuje si. Stoi z
rk na klamce, z poczuciem osoby, ktra patrzc w lustro widzi cudz
twarz. Jeszcze nie wierzc wchodzi do pokoju. Robi krok w stron
szpary midzy szaf i cian. Ciemno. Zapala grne wiato. Znw robi krok.
Tu przed sob widzi twarz Romana. Patrz na siebie dusz chwil. Roman
zastyg w swojej niewygodnej i poniajcej pozycji.
HANKA:
Wyjd!
Potem goniej.
Wyjd!
Roman stoi nieruchomo.
HANKA:
Po co to zrobie? Chciae zobaczy, jak przewracam si z nim w ku?
Trzeba byo przyj tydzie temu, zobaczyby wszystko...
Roman mwi cicho, ledwo poruszajc ustami.
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Byem.
Bye?
Na schodach... Ja wiem.
W ciszy gono brzmi dzwonek do drzwi. Hanka stoi nieporuszona,
Roman oczywicie te.
ROMAN:
Otwrz.
Hanka idzie do korytarza, otwiera. W drzwiach stoi chopak, min
ma powan, wyglda jakby podj najwyszej wagi decyzj.
MARIUSZ:
Jeeli chciaaby wyj za mnie za m... rozwie si i wyj za
mnie...
Hanka nie mwic sowa zamyka drzwi, jakby nikt za nimi nie sta.
Roman wydostaje si zza szafy. Ciemny sweter ma biae smugi tynku.
Hanka wraca do pokoju i nagym ruchem przytula si do brudnego
swetra.
HANKA:
Przytul mnie. Jeeli moesz...
Nie czuje, eby Roman podnosi rce. Przeciwnie. Roman bez si osuwa
si na podog. Siada. Hanka klka przy nim. Ten gest nie ma znaczenia
symbolicznego chce by blisko, tylko tyle.
HANKA:
To najwaniejsza proba w moim yciu... obejmij mnie...
Z napiciem wpatruje si w twarz Romana. Roman powoli podnosi rk,
dotyka jej plecw.
ROMAN:
Nie mam siy...
Hanka wtula si w niego. Pacze bez adnego zahamowania, ma gos jak
dziecko. Roman gaszcze j, uspokaja. Pacz cichnie. Hanka mwi w jego
sweter, tak niewyranie, e pocztkowo Roman nie rozumie nawet co
mwi.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Masz racj... powinnimy...
Tak...
Powinnimy mie dziecko... powinnimy wzi. Jest tyle dzieci, ktrych
nikt nie kocha... miae racj...
Nie mog ju...
Przecie nie rzucisz mnie dlatego... dlatego, e si
przespaam...
Nie.
Ja si zajm... jeeli moesz mi przebaczy... przytulie mnie
przecie...
Tak.
Ja nie wiedziaam... znam ci, ale nie mylaam, e ci to moe tak
obchodzi.
Ja te nie wiedziaem... Ja nie mam prawa do zazdroci.
Masz. A ja... miae racj... Bd ci mwi zawsze i wszystko... eby
nie musia tak...
Ja dorobiem klucz.
Nie bdziesz musia. Zobaczysz...
Powinnimy odpocz od siebie. Na jaki czas.
Tak. Wyjed... Ja zajm si dzieckiem, pjd do adwokata...
Ty wyjd. Nie chc, eby ten fizyk...
Dobrze. Ja wyjad.
Hanka umiecha si. Jest to lekki, prbny umiech. Nie wie, jak
Roman zareaguje, Roman te umiecha si leciutko, w kcikach oczu.
HANKA:
Masz racj. Pojad.
32
W warsztacie narciarskim Roman odbiera par dobrych, wieo
naostrzonych nart. Sprawdza palcem, kiwa gow do zadowolonego z
roboty waciciela. Warsztat peen jest nalepek, z butami, wizaniami,
nartami, innym narciarskim sprztem. Narzdzia wzorowo poukadane,
jednej formy, z czerwonymi rkojeciami. Buty wietnie wchodz w nowo
przymocowane wizania nart.
WACICIEL:
ROMAN:
WACICIEL:
Nie za mae?
To ony.
To co innego. Mikkie narty, kobiece.
33
Hanka wypisuje stert biletw, nagle syszy nad sob gos.
MARIUSZ:
Chciaem zapyta... ile kosztuje bilet do Melbourne.
Hanka podnosi gow. Mwi niezbyt gono.
HANKA:
MARIUSZ:
Id std.
Chciaem tylko zapyta, ile kosztuje bilet do Melbourne.
Hanka absolutnie nie chce krzykw, skandalu. Rozglda si.
Dostrzega chopaka, ktremu kiedy dawaa szal i parasolk.
HANKA:
Janusz!
Hanka gono zwraca si do Mariusza urzdowym gosem.
HANKA:
Kolega pana poinformuje, obsuguje tamten kierunek.
Przeprasza.
Wieczorem biuro jest ju zamknite Roman puka w szyb. Hanka zbiera
si do wyjcia, Janusz, ktrego ju znamy, zamyka za ni drzwi na zmylny
zamek. Hanka zauwaa narty w samochodzie. Tak samo, jak Roman,
przejeda palcami po kantach.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
wietnie.
Kupiem ci sypialny. Na czwartek. Wszystko w porzdku?
Wszystko. Na jutro umwiam si z adwokatem.
34
Hanka wychodzi z drzwi z tabliczk Zesp Adwokacki. Zatrzymuje si
moment przed sklepem z damskimi sukienkami. W odbiciu szyby, tu
przy sobie, dostrzega sylwetk w kolorowej kurtce.
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
MARIUSZ:
HANKA:
Dzie dobry.
Cze. Jeszcze nie w Melbourne?
Ja wtedy... mwiem powanie. Mylaa, e si wygupiam.
Nie mylaam.
Kocham ci.
Suchaj... Potrzebny by mi kto do ka. Bye niezy, ale nie tak
wspaniay, jak pewnie sobie wyobraasz. S lepsi. I nie jeste mi ju
potrzebny. Rozumiesz?
Nie wierz ci.
Moesz mi wierzy. Zmieniam ci na kogo innego.
Nie mw tak. To nie s twoje sowa. To nie ty jeste ...
Ja, ja. A ty... musisz si jeszcze sporo poduczy.
35
Roman zapina na suwak sportowe torby. Narty i kijki stoj ju w
pokrowcu.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
... To do dugo trwa. Z chopcem jest trudniej, z dziewczynkami
krcej. Adwokat mwi, e dyskrecja jest absolutna. Radzi tylko, eby
zrumieni mieszkanie... eby maa nie dowiedziaa si przypadkowo, od
ssiadw... Moemy zrumieni, prawda?
Moemy. I ile to trwa?
Z dziewczynk? Kilka miesicy... dziewczynek jest duo, wszyscy wol
chopcw. Jedyne, co musiaby zaatwi, to... zawiadczenie o bezpodnoci.
Tylko to.
Od Mikoaja.
Roman odstawia torb, Hanka ujmuje go za rk.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
ROMAN:
Roman... chcesz tego?
Tak.
Czy chcesz, ebym dzwonia z Zakopanego? Codziennie?
Nie.
Wierzysz mi, prawda?
Tak.
36
Roman podaje Hance przez okno wagonu sypialnego pokrowiec z
nartami.
HANKA:
ROMAN:
HANKA:
Tylko dziesi dni...
Dobrze ci zrobi.
Romek...
Jest blisko przy nim, wychylona.
HANKA:
Czsto ci si owiadczam... Kocham ci. To jest prawda. Prawdziwsza
ni kiedykolwiek.
37
Roman przelewa mleko z butelki do garnka. Za oknem zauwaa bawic
si na podwrzu ma Ani (t z sidmej opowieci). Ania usadawia swoje
lalki na awce i przemawia do nich. Roman uchyla nawet okno, eby
sysze, co jest przedmiotem przemowy, ale z tej odlegoci nic nie
sysz. Stoi cay czas z garnkiem w rku. Dzwoni telefon. Nikt si w
suchawce nie odzywa.
ROMAN:
Sucham.
Roman syszy, a moe mu si wydaje, e syszy odkadan suchawk z
tamtej strony. Podchodzi do okna i zamyka je energicznie.
38
Roman podjeda pod sklep, parkuje. O tej porze nie ma tu
wielkiego ruchu. Roman wyjmuje jak siatk, zamyka samochd. Nagle
zamiera z rk na klamce. Ze sklepu, objuczony zakupami, wychodzi w
swojej kolorowej kurtce Mariusz. Roman nie moe oderwa od niego
oczu. Mariusz podchodzi do maego fiata. Na dachu samochodu przypite
s narty.
39
Roman jest ju przebrany w bia kurtk i spodnie. Idzie korytarzem
z ordynatorem.
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
ROMAN:
ORDYNATOR:
Panie ordynatorze...
Tak?
Chciabym... jeli to moliwe... eby wyznaczy mi pan mniej
operacji.
Mniej? Dzi pan ma trzy.
W ogle...
Rbna pana ta maa? Ola... jak ona si nazywaa.
Ola Jarek. Rbna...
Nikt nie mg tego przewidzie...
Ja wiem. Ale prosibym ... mniej.
Nie przerzuci si pan chyba na lepe kiszki?
Roman zatrzymuje si zaskoczony artem.
ROMAN:
Wie pan... moe to byoby wyjcie.
40
Roman patrzy bezmylnie na jaki publicystyczny program z wyczonym
dwikiem. Po raz ktry dzisiaj podchodzi do telefonu, mechanicznie
wybiera cyfry. Sygna zajtego telefonu. Tak byo wida kilka razy, bo
Roman natychmiast odkada suchawk. Tym razem zaskoczony syszy
normalny sygna i kto podnosi suchawk. Kobiecy gos.
GOS (off):
ROMAN:
GOS (off):
ROMAN:
GOS (off):
Halo?
Dzie dob... dobry wieczr... nie mogem si do pastwa dodzwoni. Czy
zastaem Mariusza?
Nie ma go. A kto mwi?
Kolega... Kolega z fizyki.
Syn wyjecha na narty. Do Zakopanego. Czy mam co...
41
Hanka stoi przy kocu dugiej kolejki po miejscwki na gr. Kolejka
wylewa si z maego budynku stacji, pogoda pikna, nieg, soce,
narciarze opalaj si na wbitych w nieg nartach. Za Hank pojawia si
Mariusz z nartami. Przyglda si jej chwil Hanka wystawia twarz do
soca. Mariusz wyjmuje z kieszeni dwie miejscwki i przesania rk
soce.
MARIUSZ:
Na 9.45.
Hanka patrzy najpierw na miejscwki, potem dopiero si
odwraca.
HANKA:
MARIUSZ:
Co ty... co ty tutaj robisz?
Dowiedziaem si w twoim biurze... Przyjechaem. Ja nie wierz...
nie uwierzyem w to, co powiedziaa...
Hanka patrzy na niego tylko przez chwil, po czym na jej twarzy
pojawia si wyraz, ktry znamy z jednej z pierwszych scen. Patrzy
intensywnie, jakby w niewidoczn dla siebie przestrze.
MARIUSZ:
HANKA:
Haniu...
Potrzymaj... zapomniaam...
Oddaje mu swoje narty i w butach narciarskich biegnie, lizgajc
si na obluzowanych stopniach do takswki.
42
Hanka w narciarskim stroju i butach wykrca numer midzymiastowego
automatu.
HANKA:
GOS (off):
HANKA:
GOS (off):
HANKA:
GOS (off):
Czy to szpital?
Szpital.
Ja dzwoni z Zakopanego... Hanna Nycz. Czy zastaam ma?
Pan doktr dzwoni, e dzisiaj nie przyjedzie... Syszy mnie
pani?
Sysz... Mam wan prob. Gdyby m dzwoni jeszcze, niech pani powie,
e ja jad do Warszawy... Pierwszym autobusem albo pocigiem...
Halo?
Dobrze, powtrz. Sysz pani.
43
Roman w paszczu siedzi przy stole. Koczy pisanie niezbyt dugiego
listu. Zgina go i chowa do koperty. Kopert rzuca niedbale na st.
Wychodzi z mieszkania.
44
Na dworcu PKS, przy autobusie do Warszawy, Hanka przeciska si
desperacko do wejcia. Potykajc si wchodzi po stopniach.
HANKA:
Zabierze mnie pan? Ja musz...
Jest tak zdecydowana, e kierowca bez sowa wskazuje miejsce obok
siebie.
45
Roman przed domem wsiada do samochodu. Jedzie na poudnie. Wjeda
na pas z wielkim napisem KRAKW. Zaczyna pada deszcz, Roman wcza
wycieraczki. Puszcza radio, znajduje muzyk, nastawia goniej.
Samochd jedzie prdko, radio ryczy, szosa w oddali lekkim ukiem
skrca w prawo. Auto dojeda do tego uku, ale zamiast lekkiego skrtu
pdzi wprost, wypada z szosy i wbija si w otaczajcy jak fabryk
betonowy mur. Cisza. Z przeciwnej strony nadjeda mody czowiek na
rowerze z jednokoow przyczepk, pen bagau. Mody czowiek patrzy w
stron samochodu Romana. Rower zwalnia. Mody czowiek na rowerze ma
wilgotne od deszczu wosy. Mur nie by tak gruby, jak si wydawao.
Przez rozbit szyb wpada do wntrza samochodu drobny deszcz. Roman
wisi na pasach tu nad zmaltretowan kierownic. Krople deszczu ciekaj
po zakrwawionej twarzy. Palce wiszcej rki rozprostowuj si. Roman
uchyla oczy i opada w ty, na siedzenie. Po omacku, nie patrzc, siga
rk i przycisza muzyk. Widzi gromadzcy si na potrzaskanej szybie
deszcz. Otwiera usta, eby pochwyci kropl. Robi si ciemno, deszcz
pada nadal. Autobus mija stojcy na poboczu radiowz. Niedaleko od
tego radiowozu stoi, trzymajc swj rower z przyczepk, mody czowiek.
Hanka ma pprzymknite oczy, ale nawet gdyby patrzya, nie dostrzegaby
w deszczu i zapadajcych ciemnociach, jak grupa ludzi aduje wrak
diesla na duy samochd pomocy drogowej i nie zobaczyaby, jak mody
czowiek wsiada na swj rower i znika w ciemnociach.
46
Hanka (wci w butach narciarskich i kurtce) wchodzi do
mieszkania. Zapala wiato. Jest cicho i pusto. Dostrzega kopert na
stole. Siga po ni, eby ju si stao to, co ma si sta.
47
Roman w bandau na gowie i gipsowym gorsecie na piersiach ley w
pokoju obok nieduej, sabo wyposaonej sali operacyjnej szpitala w
maym miecie. Podchodzi moda pielgniarka, pochyla si nad nim.
PIELGNIARKA:
Syszy mnie pan?
Roman oczyma daje znak, syszy.
PIELGNIARKA:
W hotelu w Zakopanem nie ma pana ony. Dzi rano wyjechaa do
Warszawy.
W twarzy Romana dostrzec mona cie umiechu.
ROMAN:
Do Warszawy... mona? 37 20 65.
Dzwonek telefonu. Hanka nadal w stroju narciarskim, czujc, e
telefon oznajmi to, o czym ju wie, e si stao, zaciska rce, by nie
sign po suchawk. Pielgniarka przenosi telefon moliwie blisko
Romana. Sygna w suchawce nie milknie.
PIELGNIARKA:
Nie ma nikogo?
Roman nie zwraca na ni uwagi, wreszcie syszy podnoszon w swoim
mieszkaniu suchawk i cichy, chrapliwy gos Hanki.
HANKA (off):
ROMAN:
Sucham.
Haniu...