TANYA HUFF CENA KRWI ROZDZIAŁ 1 Ian wcisnął dłonie głęboko w kiesze nie i zerknął spode łba na pusty pero n metra. Ręce mu skos tn iały, miał najgorszy ze wszystkich możliwych złych humorów, za to nie miał pojęcia, czemu zgodził się spotkać z Coreen w jej mieszkaniu. Ogólnie rzecz biorąc, teren neutralny byłby lepszym pomysłem, Ian przesunął chmurne spojrzenie na podświetlany zegar zwisający z sufitu. 12:17. Trzynaście minut, żeby d ostać się z Eglin ton West na stację Wilson, sześć przecznic do poko nania autobus em i jeszcze trzy biegiem. Niewykonalne. „Spó źnię się. Ona się wkurzy . I to tyle, jeśli chodzi o naszą szansę na pogodzenie". Westc hnął. Na- mówienie jej na to spotkanie kosztowało go dwugodzinną sprzeczkę przez telefon. Podtrzymywanie związku z Coreen bywało czasochłonne, ale z całą pewnością nie nudne. Boże, ta kobieta to dopiero miała t emperament... Jego usta odruchowo w ygięły się w uśmie chu. Druga str ona tego medalu spra- wiała, że warto było znosić wiec zną kar uzelę, Ian uśmiechnął się szerzej. Coreen mia ła sporo krzepy jak na kogoś o wzroście niew iele ponad półtora metra. Ponownie zerknął na zegar. Gdzie, do diabła, był ten pociąg? 12:20. „Bądź o 12:30 albo daj sobie spokój", powiedziała, kompletnie ignorując fakt, że w niedziele Przed- siębio rstwo Transportowe Toronto , wszechobecne TTC, drastycznie zmniejszało liczbę połączeń i mu- siałby mieć szczęście, by o tej godzinie załapać się na ostatnie. Ale patrząc n a to z innej, jaśniejszej strony - Ian dotrze na miejsce do piero nocą, a ż e obo je o ósmej rano mieli zajęcia, będzie musiał przenocow ać u Cor een. Westchnął. Jeśli ona w ogóle w puści mnie do środka..." Przeszedł się na południowy kraniec peronu i zajrzał do tunelu. Ani śladu świateł, ale na twa rzy poczuł powiew wiatru, który zwykle oznaczał, że pociąg jest już niedaleko. Odwrócił się, kaszląc. Śmierdziało, jakby coś tam zdechło. Jak w wiejskim domku, kiedy mysz gnije wewnątrz ściany. - Wielka Mysib aba - mruknął, pocierając pięścią nos. Odór dotarł do jego płuc, a on z nowu zakaszlał. Umy sł płatał mu dziwne figle. Teraz, kiedy już poczuł ten smród, mia ł wrażenie, że przybiera on na sile. I wtedy usłyszał dźwięk, który mógł być tylko odgłosem kroków dochodzących z tunelu, z ciemności. Wolnych kroków, nie takich jak pracownika spieszącego się. żeby po nadgodzinach zdążyć na pociąg, albo bezdomnego szukającego bezpiecznego kąta. Wolne, ciężkie kroki kierujące się w stronę jego pleców. Ian z radością pow itał pan iczny strach, który sprawił, że serce zabiło mu mocniej, a oddech uwiązł w gardle. Doskonale wiedział, że kiedy się odwróci i spojrzy, wyjaśnienie okaże się banalne. Zamarł więc i rozkoszował się nieznanym, póki pozostawało nieznane, zadowolony z wywołanej strachem fali adrenaliny, dzięki której wszystkie zmysły wyostrzały się, a sekundy wydawały długie jak godziny. Nie odwrócił się, póki kroki nie pokonały sześciu schodków prowadzących na peron. A wtedy było już za późno. Ledwie zdążył krzyknąć. Wysiadając z autobusu i wchodząc na stację metra w Eglinton, Vicki Nelson wcisnęła podbródek w kołnierz płaszcza. Może i był kwiecień, ale wciąż wilgotny, zimny i bez śladu wiosny. - No cóż, to była katastrofa - stwierdziła. Sta rszy pan, który w ysiadł z autobusu tuż za nią, wy dał z
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.