Top Banner
Persona nieco mniej grata Nowe dziesięciolecie przynioslo, na szczęście, nowe wyzwania. Oprócz wspo- mnianej dzialalności odczytowej i wspólpracy z kopenhaskim „Informatorem Polskim” nawiązalem wspólpracę z ciekawie zapowiadającym się zjawiskiem na krajowym rynku publicystycznym, skrajnie prawicowym i bezkompromi- sowym tygodnikiem „Najwyższy Czas”. Do zapukania do redakcyjnych drzwi naklonil mnie najblyskotliwszy z naszego rodzeństwa – Maciek Reczko, rów- nie radykalny i podobnie pryncypialny jak prezes Korwin Mikke. Tyle tylko, że jego wybitna inteligencja pozwalala mu sluchać strony przeciwnej i logicznym argumentom ulegać, co nie zawsze dalo się powiedzieć o redaktorze i wydawcy „Najwyższego Czasu”. Tolerowali mnie tam dość dlugo, bo aż do okolicznościo- wego artykulu na temat kopenhaskiego szczytu i przyjęcia Polski do zniena- widzonego, „bezbożnego Euro-kolchozu”. Widocznie aprobata kopenhaskiego korespondenta dla anschlussu byla niedość zakamuflowana i w konsekencji redakcja z mych uslug zrezygnowala, co mialo przynajmniej tę zaletę, że nie musialem więcej do swej pisaniny doplacać. Przyjaciele przyjaciól i znajomi znajomych nie pozwolili jednak, bym w bezru- chu zażywal emeryckiego ciepelka. Panie sekretarki z policji polecily mnie pa- niom sekretarkom ze znanej, duńskiej stoczni B & W, która próbowala ratować się przed bankructwem, realizując zamówienie na kilka wielkich statków dla Polski. Do dziś nie wiem, jaki kapital, na jakich warunkach i z jakimi skutkami dla stoczni w kraju owe statki budowal. Moim zadaniem bylo w dniach święce- nia i przejmowania kolejnych jednostek tlumaczenie życzeń matek chrzestnych na trybunie obok poświęcanego obiektu oraz przemówień „ojców” sponsorów przy obficie zastawionych stolach w eleganckiej restauracji Esplanaden. O dal- szych, ekonomicznych losach „Lwowskich Orląt”, „Szarych Szeregów”, „Armii Krajowej” czy „Legionów” nic powiedzieć nie potrafię, ale ówczesny sukces propagandowy i wizerunkowy odradzającego się kraju byl niezaprzeczalny. Przyczynily się do niego również matki chrzestne w osobach między innymi pani Olgi Krzyżanowskiej czy wnuczki marszalka Pilsudskiego, pani Onyszkie- wiczowej (z mężem).
8

8. Persona nieco mniej grata

Mar 16, 2016

Download

Documents

Adam Bielnicki

8. Persona nieco mniej grata
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: 8. Persona nieco mniej grata

!"#

Persona nieco mniej grata ¶Nowe dziesięciolecie przyniosło, na szczęście, nowe wyzwania. Oprócz wspo-

mnianej działalności odczytowej i współpracy z kopenhaskim „Informatorem Polskim” nawiązałem współpracę z  ciekawie zapowiadającym się zjawiskiem na krajowym rynku publicystycznym, skrajnie prawicowym i  bezkompromi-sowym tygodnikiem „Najwyższy Czas”. Do zapukania do redakcyjnych drzwi nakłonił mnie najbłyskotliwszy z naszego rodzeństwa – Maciek Reczko, rów-nie radykalny i podobnie pryncypialny jak prezes Korwin Mikke. Tyle tylko, że jego wybitna inteligencja pozwalała mu słuchać strony przeciwnej i logicznym argumentom ulegać, co nie zawsze dało się powiedzieć o redaktorze i wydawcy „Najwyższego Czasu”. Tolerowali mnie tam dość długo, bo aż do okolicznościo-wego artykułu na temat kopenhaskiego szczytu i przyjęcia Polski do zniena-widzonego, „bezbożnego Euro-kołchozu”. Widocznie aprobata kopenhaskiego korespondenta dla anschlussu była niedość zakamufl owana i  w  konsekencji redakcja z mych usług zrezygnowała, co miało przynajmniej tę zaletę, że nie musiałem więcej do swej pisaniny dopłacać.

¶Przyjaciele przyjaciół i znajomi znajomych nie pozwolili jednak, bym w bezru-chu zażywał emeryckiego ciepełka. Panie sekretarki z policji poleciły mnie pa-niom sekretarkom ze znanej, duńskiej stoczni B & W, która próbowała ratować się przed bankructwem, realizując zamówienie na kilka wielkich statków dla Polski. Do dziś nie wiem, jaki kapitał, na jakich warunkach i z jakimi skutkami dla stoczni w kraju owe statki budował. Moim zadaniem było w dniach święce-nia i przejmowania kolejnych jednostek tłumaczenie życzeń matek chrzestnych na trybunie obok poświęcanego obiektu oraz przemówień „ojców” sponsorów przy obfi cie zastawionych stołach w eleganckiej restauracji Esplanaden. O dal-szych, ekonomicznych losach „Lwowskich Orląt”, „Szarych Szeregów”, „Armii Krajowej” czy „Legionów” nic powiedzieć nie potrafi ę, ale ówczesny sukces propagandowy i  wizerunkowy odradzającego się kraju był niezaprzeczalny. Przyczyniły się do niego również matki chrzestne w osobach między innymi pani Olgi Krzyżanowskiej czy wnuczki marszałka Piłsudskiego, pani Onyszkie-wiczowej (z mężem).

Page 2: 8. Persona nieco mniej grata

!#$

Fot. 87. Maciej Reczko, prawe skrzydło narodowej ekstremy w rodzinie

Fot. 88. Przedstawiciel umiarkowanego skrzydła rodziny bywał zapraszany przez polonijne środo-wiska w Danii do wygłaszania odczytów z okazji 11 listopada…

Page 3: 8. Persona nieco mniej grata

!#!

Fot. 89. …lub 3 maja

Page 4: 8. Persona nieco mniej grata

!#%

Fot. 90. Wodowanie kolejnego statku z „patriotycznej” serii w kończącej chwalebny żywot stoczni B & W

Fot. 91. W centrum duńskiej polityki. Po lewej deputowana najskrajniejszej lewicy. Po prawej en-fant terrible prawicy, Kirsten Poulsgård. Spotkanie w Folketingu z okazji wizyty Sejmu Kontrakto-wego, 1990

Page 5: 8. Persona nieco mniej grata

!#&

¶Stosunki polsko-duńskie ożywiały się oczywiście również na politycznej niwie. Całkiem niedługo po „kontraktowych” wyborach delegacja Sejmu zaproszona została przez marszałka Folketingu na kilkudniowe rozmowy i zwiedzanie Da-nii. I znowu, normalną rzeczy koleją, panie z dyrekcji stoczni zarekomendowa-ły gadatliwego tłumacza paniom z administracji parlamentu i przez kilka dni, czasem nawet do późnych godzin wieczornych, obracałem językiem na benefi s premiera Schlütera, marszałka Folketingu  H.P Clausena i  przewodniczących wszystkich poselskch klubów. Z delegacji polskiej najaktywniejszy i najbardziej kompetentmy był wicemarszałek Tadeusz Fiszbach i z nim też udało się najle-piej nawiązać nić porozumienia, mimo że akurat jemu byłem nieco mniej po-trzebny. W przeciwieństwie do kilku pozostałych, świeżo upieczonych posłów, którym potrzebna była czasami nie tylko pomoc lingwistyczna. Zauważył to bystry szef konserwatystów w czasie towarzyskiego wieczoru w parlamentarnej kawiarni, gdy rozmowa zeszła na sprawy polsko-duńskie w latach międzywo-jennych. Zanim zdążyłem przełożyć wyraźnie nieskładną odpowiedź któregoś z posłów PSL-u, Duńczyk złapał mnie za łokieć i mruknął: „Nie podpowiadaj…”. Miłą pamiątką owego wieczoru jest zabawne zdjęcie wykonane przez parla-mentarnego fotografa, przedstawiające „tłumacza w centrum duńskiej polityki”. Rzecz w tym, że znalazłem się przy stole mając po lewej stronie deputowaną ze skrajnie lewicowej partii SF oraz po prawej barwnego rozłamowca i rozra-biacza prawicy pana Kristena Poulsgaarda. Tłumacz przydał się też w czasie kilkudniowej wycieczki na prowincję, gdzie gospodarze pysznili się nowocze-snymi gospodarstwami rolnymi i awangardowym połączeniem spalarni śmieci z gigantyczną szklarnią. Dodam, że z inicjatywy tłumacza, który kiedyś liznął wiedzy historycznej, polscy parlamentarzyści wymogli na Duńczykach, by im pokazano katedrę w Roskilde z jej królewskimi grobami. I choć spowodowało to małe spóźnienie na pożegnalną kolację, gospodarze byli zachwyceni, a wyra-zom uznania dla tłumacza nie było końca.

¶Zwykłem był sobie powiadać w sytuacjach konfl iktowych, że coś się do cze-goś nadaje jak gaduła do fi lmu niemego. A  jak się nadaje, mogłem osobiście doświadczyć, kiedy panie sekretarki parlamentarne poleciły mnie paniom se-kretarkom ze studia fi lmowego, skutkiem czego wylądowałem na planie jako statysta strojny w  mundur sowieckiego pułkownika. Kręcono jakąś reklamę, w której sowieccy generałowie szykowali rakiety przy pomocy jedynej i najlep-szej kawy rozpuszczalnej. Ale, jak się rzekło, właśnie ani słowa się nie rzekło i znajomość rosyjskiego do odebrania, skądinąd wcale godziwego, wynagrodze-nia była całkowicie zbyteczna. Podobnie rola rzymskiego optymata nie wyma-gała bąknięcia bodaj słowa po łacinie, ale była to zaiste szczęśliwa okoliczność, albowiem twórcy tej reklamówki, sławiącej dla odmiany jakiś bank, stworzyli

Page 6: 8. Persona nieco mniej grata

!#'

Fot. 92. Tłumacz premiera. Kwiecień 1990. Pierwszy z prawej premier P. Schlütter, drugi z lewej marszałek T. Fiszbach

Fot. 93. Podziękowania przewodniczącego Folketingu H.P. Clausena

Page 7: 8. Persona nieco mniej grata

na poczekaniu własną odmianę języka, który, by nie przemęczać publiczno-ści, ograniczał się niemal wyłącznie do obfi tego stosowania rzeczowników za-opatrzonych w końcówkę -us. Słów-potworków, z których takie dziwolągi jak: bankus czy samochodus były najbardziej strawnymi. Nieco mniej reklamowego surrealizmu doświadczyłem grając rolę dyrektora banku, ale nawet towarzy-stwo atrakcyjnych sekretarek w kreacjach z lat powojennych na dłużej w świe-cie fi lmu i reklamy mnie nie zatrzymało.

Page 8: 8. Persona nieco mniej grata