Top Banner
UWAGA !!! POSZUKIWANA GROŹNA BANDA MIKIEGO ! Banda narobiła sporo zamieszania w USA ! Bandyci poruszają się sześcioma motocyklami, białym Fordem i radiowozem policyjnym skradzionym przez Beti w Las Vegas.
21

Wyprawa Roku 2011

Mar 17, 2016

Download

Documents

Moto-Turysta

Tytuł. Jak odkryliśmy zachodnie stany USA / Autor: Miki / Moto-Turysta 159
Welcome message from author
This document is posted to help you gain knowledge. Please leave a comment to let me know what you think about it! Share it to your friends and learn new things together.
Transcript
Page 1: Wyprawa Roku 2011

UWAGA !!!POSZUKIWANA GROŹNA

BANDA MIKIEGO !

Banda narobiła sporo zamieszania w USA !

Bandyci poruszają się sześcioma motocyklami, białym Fordem i radiowozem policyjnym skradzionym

przez Beti w Las Vegas.

Page 2: Wyprawa Roku 2011

Sponsor głównej nagrody dla Moto-Turysty Roku w postaci bonu na zakup towarów z oferty Sw-Motech o wartości 300 zł.

Relacja nadesłana do publikacji w sezonie 2011 (01.04.2011 - 31.03.2012)

Jak odkryliśmy zachodnie stany USA

Miki (MT 159)

049 / 2011 / Turystyczne wojaże

NR RELACJI

22.09 - 16.10.2011 *

TYTUŁ

AUTOR

DATA WYPRAWY

* Data nadesłania relacji: 20.10.2011GALERIE >>>

5 500 km

DYSTANS

strona A

Opubl ik o w a ny mater ia ł otrzymał tytuł WYPRAWY ROKU 2011. Jest to wyróżn ien ie przyzna w a ne przez admin is tr at o ra porta lu.

Page 3: Wyprawa Roku 2011

Pomysł na wyprawę do USA chodził za nami już jakiś czas i początkowo zamierzaliśmy przejechać całą Route 66

od Chicago do Santa Monica. Potem, ze względów logistycznych odwróciliśmy kierunek, a w końcu postanowiliśmy skupić się

na atrakcjach zachodnich stanów i zrobić pętelkę z i do Los Angeles.

Konkretne planowanie zaczęło się kiedy zakupiliśmy bilety lotnicze i załatwiliśmy wizy. Trasa, zakup motocykli, atrakcje jakie chcemy

zobaczyć oraz ile na to potrzeba czasu i pieniędzy, absorbowały nasze głowy podczas długich miesięcy przygotowań.

W końcu nadszedł upragniony dzień wyjazdu. Najpierw pojechaliśmy do Warszawy, aby wczesnym rankiem w czwartek 23 września

wyruszyć nam w nieznane – na podbój USA, po przygodę życia...

I w tym miejscu opiszę naszą wyprawę w skrócie, a po szczegółowy opis odsyłam poniżej. Większość z Was czytała nasze zapiski

na blogu www.srcmiki.blog.interia.pl, na których oparłem część szczegółową.

Nasze doświadczenia z Ameryką rozpoczęliśmy od zakupu motocykli i ich

ubezpieczania. Zajęło nam to 2 dni po przylocie, czyli bardzo sprawnie. Jak się

okazało dużą pomocą było wcześniejsze mailowe ustalanie szczegółów

ze sprzedającymi.

W końcu wyruszyliśmy w trasę…

Najpierw na północ drogą nr 1

jedną z najładniejszych tuż

przy Oceanie. Santa Monica,

Santa Barbara, Malibu, i inne

nadmorskie miejscowości.

strona B

Page 4: Wyprawa Roku 2011

Następnie odbiliśmy na północny wschód do Sequoia Park i Kings Canyon Park. Widoki i trasa naprawdę przepiękna.

Tama Hoovera i dalej na wschód w kierunku

parków narodowych Zion, Bryce Canion,

Catedral Valley, Arches, Canyonlands. Po drodze mieliśmy wiele przygód

(gumy, zgubione śruby, świrujące nawigacje ,itp.), ale zawsze z łatwością udawało

nam się znaleźć wyjście z sytuacji i pomocną dłoń niezwykle miłych, uprzejmych

i bezinteresownych amerykanów. To właśnie ich podejście do życia - bardzo pozytywne nastawienie zaskoczyło nas najbardziej na plus

i to pozostanie w naszych wspomnieniach,

tak samo długo jak bezkresne przestrzenie

Grand Canion’u czy prosta po horyzont

droga przez wypłaszczone tereny Arizony.

Z górskiego krajobrazu wpadliśmy w stepowy, a dalej w pustynny i tak przez

Death Valley dojechaliśmy do Las Vegas. Tu 2 dni

spędzone na odpoczynku

i szaleństwie zarazem.

strona C

Page 5: Wyprawa Roku 2011

Zaznaliśmy śniegu i temperatur oscylujących wokoło zera, a także +47 (Death Valley), wysokości od - 65m n.p.m.

do prawie 3 tyś m n.p.m. W końcu zaliczyliśmy także Route 66,

Sedonę, Williams, Flagstaff

i dalej do Yucca Valley

I Joshua Three National Park.

Do Los Angeles wróciliśmy po prawie trzech tygodniach i przejechaniu 5,5 tyś km w siodle po amerykańskiej ziemi. Jesteśmy pod

wrażeniem tego wyjazdu i tego kraju. Jeszcze przez jakiś czas po powrocie w nocy śniło nam się, że jedziemy i jedziemy przed siebie,

nie wiedząc gdzie będziemy nocować, gdzie jeść, co nas po drodze spotka i kogo my spotkamy. Zaznaliśmy tej prawdziwej

WOLNOŚCI „Easy Ridera” i to było dla nas najpiękniejsze.

Teraz co rusz odkrywamy miejsca, których nie zobaczyliśmy, pominęliśmy lub nie udało się nam do nich dotrzeć. Wpisujemy je na listę

kolejnej wyprawy do Stanów, bo jedna za życia to z pewnością za mało….

strona D

Page 6: Wyprawa Roku 2011

Victory / Jacek

Po szybkim dolocie

do Lądka Zdr. I sprawnej

przesiadce do naszego "jumbo",

zgodnie z planem wylądowaliśmy na LAX (Los Angeles Airport). Po dwóch godzinnych przejściach na lotnisku

(i tak szybko poszło), wsiedliśmy do autobusu wiozącego nas do - niestety - niewłaściwej wypożyczalni samochodów. Krótki spacer

załatwił sprawę i władowaliśmy się w 7 - osobowego Vana marki KIA (największy z podstawionych do wyboru). Kilkudniowa walka

z bezsennością dawała nam w kość. Codziennie pobudka około 4 -tej i koniec… Nic nie pomagało ale jakoś daliśmy radę.

Potem było już nieco gorzej. Jeździliśmy

po salonach w poszukiwaniu sprzętów.

Jakoś nic nam nie wpadało w oczy.

Jeździliśmy cały dzień i raptem

zaliczyliśmy jeszcze dwa salony.

W końcu wróciliśmy do pierwszego

dealera (Bert's Mega Mall w Covinie)

i cztery osoby zdecydowały się na zakup.

Pierwszym celem był zakup motocykli.

Poszło nieźle w jeden dzień kupiliśmy

6 motocykli! Na pierwszy ogień poszedł jak

burza Jacek. Jego Victory podjechało pod salon

na lawecie. Odpaliliśmy, przejechaliśmy się

i BINGO, zaiskrzyło, miłość od pierwszego

wejrzenia - kupiony!

1 / 15

Page 7: Wyprawa Roku 2011

W sobotę odebraliśmy przygotowane sprzęty wykupiliśmy ubezpieczenie (w wersji rozszerzonej) i wymieniliśmy samochód

z 7 osobowego Vana na dużego SUV’a (Ford Explorer), który pomieścił nasze walizy. Tak przygotowani w niedzielę ruszyliśmy

ku słońcu. Droga nas wzywała….

Codziennie jeden z nas prowadził samochód, a ja jechałem jego motocyklem (mieliśmy 6 motocykli i samochód – czyli siedem osób).

W niedzielę rano niespiesznie spakowaliśmy się

i ruszyliśmy w trasę, powoli przez Los Angeles w stronę

Santa Monica. Dotarliśmy pod molo, gdzie kończyła się

historyczna Route 66. Chwila odpoczynku, zakup pamiątek,

kilka fotek i kawka nad oceanem.

Następnie ruszyliśmy drogą nr 1 (bulwarem zachodzącego

słońca) do Malibu i dalej do Santa Barbara. Po drodze jednak

przyciągnął nas ocean. Wykąpaliśmy się z Marcinem smagani

dość pokaźnych rozmiarów falami, dla których przyjeżdżają

tu surferzy ze wszystkich stron świata.

GALERIA - cz.1 >>>

2 / 15

Page 8: Wyprawa Roku 2011

Później droga nr 1 zamienia się w Highway nr 101, ale wciąż biegnie wzdłuż oceanu. Zaliczyliśmy piękny zachód słońca i skręciliśmy

w głąb lądu. Zaraz potem zerwał się niesamowicie mocny wiatr i jazda stała się o wiele mniej przyjemna, a że zaczął się kończyć dzień

to zjechaliśmy do pierwszego lepszego miasteczka - Buellton do Motelu „6”.

Kolejne dni zaczęły się nam mylić, nieważne były daty, telefony (te służbowe w końcu zamilkły), aż w końcu nadszedł czas,

kiedy mogliśmy się w pełni oddać żywiołowej przygodzie. Dopiero wówczas tak naprawdę zaczęliśmy podróżować, zwiedzać,

czyli uprawiać turystykę w pełni tego słowa znaczeniu.

Santa Maria i dalej na północny wschód drogą 166. Akurat był

wypadek i wszyscy czekali na koronera. W końcu po godzinie czekania

okazało się, że droga będzie zamknięta przez co najmniej kolejne

3 godz., zatem ruszyliśmy objazdem - bingo! Droga przepiękna przez

park narodowy Los Padres National Forest - tylko stacji benzynowej

nie było. Na oparach dojechaliśmy do Fraizer Park. Potem szybko na

północ do Bakersfield z przystankiem na obiadek u meksykańców

w Lebec. Na deser została nam trasa 178 przez kanion Greenhorn MTS,

aż do Lake Isabella.

Ruszyliśmy z Lake Isabella, po śniadanku spożytym

na pięknym słoneczku, tradycyjnie już przy motelowym basenie, w stronę Johsnondale. Trasa w górach przepiękna -porównywalnie

do najpiękniejszych miejsc w Alpach. Przełęcze, przełomy rzek i widoki niemożliwe,

co chwila (bardzo

długie chwile)

jacyś pozdrawiający

motocykliści

i kierowcy

samochodów.

GALERIA - cz.2 >>> 3 / 15

Page 9: Wyprawa Roku 2011

W końcu podjechaliśmy do 100 Giants Trial. Drzewa powalające ! Nasze wyobrażenia o drzewach

musiały zostać przeprogramowane.

Dalej droga nie przestawała nas zaskakiwać...

Przepiękne winkle, przejazd przez prerie

z pasącym się bydłem zaganianym przez

kowbojów, przez plantacje limonek, papryk, itd.

Przestrzenie trudne do ogarnięcia jednym

spojrzeniem.

Dotarliśmy w końcu przed bramę

Sequoia Park w Three Rivers. Byliśmy tu po obiedzie

ok 16-tej i po krótkiej naradzie postanowiliśmy przełożyć nasze

zwiedzanie Sequoia Park i Kings Canyon na jutro. Znaleźliśmy piękny,

niedrogi motelik (22 USD za os) w odległości 96 yardów do rzeki,

gdzie zaaplikowaliśmy sobie rzeczne jacuzzi. SUUUPER sprawa.

GALERIA - cz.3 >>>

4 / 15

Page 10: Wyprawa Roku 2011

Generalnie trzeba powiedzieć, że zaliczyliśmy ze 3 lub 4 różne rodzaje krajobrazów, od skalistych gór, poprzez leśne widoki, plantacje

upraw, aż po prerie z kowbojskich filmów i to wszystko przejeżdżając dystans zaledwie 150 mil, z czego 90% to same winkielki.

Doświadczyliśmy też bardzo wielu dobrych zachowań kierowców samochodów - ustępują miejsca, patrzą w lusterka myślą o innych

uczestnikach ruchu i to wszystko z uśmiechem na ustach. Tu nie trzeba robić akcji w stylu Moto-Autostrady!

http://www.motoautostrada.pl

Poranek wyglądał nieco inaczej niż zazwyczaj (toaleta, pakowanie, śniadanie, wyjazd),

bo pojechaliśmy z Gregiem wymienić / próbować wymienić olej (po 1000 km) w jego nówce sztuce

Volusii. Niestety bez próby zakończyły się niepowodzeniem i dlatego zakupiliśmy klucze, tacki

i ściągacze potrzebne do tej czynności, aby wieczorem zrobić to samemu. Już w parku (Sequoia)

musieliśmy chcąc nie chcąc zwiedzać baaardzo wolno, gdyż z powodu remontu drogi

obowiązywał ruch wahadłowy i na północ puszczali o każdej pełnej godzinie. Droga na szczyt

(gdyby nie remonty), bardzo piękna.

W końcu dotarliśmy

do muzeum parkowego,

a chwilę później do

największego drzewa

na świecie Shermana.

Kiedy wskazówki

naszych paliwomierzy

zaczęły się kłaść

do poziomu, zatankowaliśmy bardzo drogie

paliwo (specjalna cena w parku narodowym), a przy okazji zjedliśmy obiadek.

Posileni i napojeni ruszyliśmy do Kings river Canyon

GALERIA - cz.4 >>>

5 / 15

Page 11: Wyprawa Roku 2011

Droga prowadząca do do Kings river Canyon zapierała dech, widoki wspaniałe. Zdjęcia

nie oddają nawet części tych przeogromnych przestrzeni. Podziwialiśmy tak długo,

że w drodze powrotnej złapał

nas zmrok. Szybki azymut

GPS-a na najbliższy motel

i wylądowaliśmy w końcu

w miejscowości Exeter.

aby zaliczyć typowe amerykańskie śniadanko w amerykańskim barze. Piękne były miny

Kolejny dzień i kolejne przygody…

Dziś zaczęło się od tego, że Jacek zakomunikował

mi, że w motocyklu Beti jest flap. Podjechałem

do stacji i dopompowałem powietrze na tył, ale

mimo to zdecydowaliśmy naprawić koło. Warsztat

otwierali o 10.00, więc mieliśmy dość czasu

naszych kolegów, którzy zamówili jajecznicę, a dostali omleta z syropem klonowym. Na szczęście to była przystawka,

a jak wjechało właściwe danie to od razu na ich facjatach pojawił się banan. Mieliśmy z nich ubaw jak nigdy...

Potem serwis - poszło sprawnie za 75 $ nowa dętka i wymiana. Podczas gdy w serwisie trwała wymiana dętki my połaziliśmy

po miasteczku Exeter (urocza, spokojna i malownicza mieścina) w poszukiwaniu pocztowych znaczków. Z nową dętką

i znaczkami ruszyliśmy w stronę Johnson_Dale. Nasze GPS-y nie chciały jednak mówić jednym głosem i dobrze! Dzięki temu

zaliczyliśmy westernowy Saloon, szutrową dróżkę bez końca wijącą się po górkach i w końcu spotkaliśmy naszą poczciwą babcię,

która nas niesamowicie ugościła. A to było tak....

GALERIA - cz.5 >>>

6 / 15

Page 12: Wyprawa Roku 2011

jeziorem oraz waż do opłukania stóp, małe co nieco do przegryzienia oraz worek słodyczy i worek jabłek. Odwdzięczyliśmy się

jej klubową koszulką, którą od razu założyła.

Zażywając w jeziorku orzeźwiającej kąpieli przeżyliśmy chwilę grozy, gdy Ziutkowe okulary dały nura pod wodę! Oj, oj, oj, wszyscy

zaczęliśmy nurkować i już mieliśmy się poddać w wyławianiu szkieł, gdy Janulos triumfalnie podniósł rękę z okularami.

Odetchnęliśmy z ulgą, a najgłębiej Ziutek. Od dziś, codziennie, aż do końca wyjazdu Ziutek stawia Jim Bean’a.

był skwar, gorąco (40 st Cel). Postanowiliśmy się

wykąpać w pobliskim jeziorze.

Zaparkowaliśmy gdzieś przy

brzegu, wyszła Pani z pytaniem:

what is going on here?" - po chwili

tłumaczenia daliśmy jej znaczek

klubowy, a ona w zamian w wielką

życzliwością i sympatią udostępniła

nam prywatne zejście do plaży nad

Pojechaliśmy dalej na obiad do Kernsville do meksykańskiej knajpy. Później ruszyliśmy

wokoło jeziora Isabelle aby dojechać bardzo malowniczą drogą, usłaną Jukami, do miasteczka

Ridgecrest i zameldować się w Motelu 6. Pomimo, że zapadł już zmrok miasteczko przywitało

nas temperaturą 32o C, więc nie namyślając się długo wskoczyliśmy do basenu. Chwilkę później

gdy nad basenem pojawił się Jim Bean, dołączyli do nas

John i jego szef

z poch. Syryjczyk

(właściciel pobliskiej

knajpki). Zaczęły się

nocne POL - USA

rozmowy.

7 / 15

Page 13: Wyprawa Roku 2011

Rankiem wybraliśmy się w kierunku Death Valley, która chciała nas

zasuszyć na śmierć ale przetrwaliśmy. Potem na przeszkodzie stanęła

niesamowita burza ale nie wystraszyliśmy się i jej.

W końcu dotarliśmy do Las Vegas, gdzie przez 3 dni oddaliśmy się

klimatowi tego miasta rozpusty, uciech i hazardu - szaleństwo

Majki Skowron na 110%

GALERIA - cz.6 >>>

<<< GALERIA - cz.7

Z Las Vegas wyjechaliśmy w kierunku

Parku Narodowego Mead Lake, a potem

na północny - wschód do St. Georges.

Po drodze przez zupełny przypadek trafiliśmy w cudowne miejsce:

Valley of Fire State Park http://parks.nv.gov/vf.htm

8 / 15

Page 14: Wyprawa Roku 2011

do motelu). Wetknęliśmy czwartego kołka i dobiliśmy powietrzem. Po takiej prowizorycznej naprawie podjechaliśmy do serwisu

motocyklowego zakupić nową oponę. Była 17:30 i było już zamknięte (powinni pracować do 18-tej). Kolejny dealer - to samo.

Zawalczymy jutro od 9 - tej. Dopiero wieczorem się okazało, że niechcący wjeżdżając do Utah, wpadliśmy w inną strefę czasową i trzeba

dodać godzinę, więc serwisy zamknęli o właściwej godzinie.

No cóż kolejny dzień pełen wrażeń i przygód za nami, dziś

przejechaliśmy około 300 km wyjeżdżając z Nevady,

przejeżdżając przez kawałek Arizony i lądując w końcu Utah.

Później mieliśmy trochę zabawy z motocyklami i autem (na jakimś

skrzyżowaniu dziadziuś w Cadilac’u wjechał w tył Forda, na szczęście dla nas

bez szkody, z Cadilac’kiem dziadka gorzej).

Janulosowi odkręciła się śruba mocująca zacisk przedniego hamulca

(zakupiliśmy podobną w odpowiedniku naszej Castoramy).

Następnie wypadł kołek z tylnej opony Marcinowej Hondy. Wetknęliśmy

nowy, który także wypadł po 30 km. Wetknęliśmy jeszcze jeden

i poprawiliśmy pianką uszczelniającą. DUPA - znowu klęska po 10 km.

Na gumie dojechaliśmy do serwisu z oponami (reszta grupy pojechała

GALERIA - cz.8 >>>

9 / 15

Page 15: Wyprawa Roku 2011

Zwiedzamy parki narodowe: Zion, Bryce Canion, Catedral Valley, Arches, Canyonlands .

W Zion było bardzo ciepło i słonecznie ale po południu temperatura spadła i motelu już szukaliśmy kompletnie ubrani.

Zostaliśmy na noc w małej miejscowości niedaleko Tropic (nieopodal parku Bryce).

Nie wiedzieć czemu wszyscy narzekaliśmy na ciężkie oddychanie…

Nazajutrz wyjaśniło się, że przecież jesteśmy na wysokości 2400 m n.p.m.

GALERIA - cz.9 >>>

Rano temperatura wynosiła 5O C. Ruszyliśmy po śniadaniu do Parku

Bryce Canion. Na końcu naszej ścieżki było 2,4O C i padał śnieg. Szybkie fotki tego

co nie przykryła okalająca nas i szczyty mgła, i odwrót w stronę Torrey. Jechaliśmy

przepiękną drogą nr 12, a potem równie piękną nr 24 i przemknęliśmy poprzez

<<< GALERIA - cz.10

Park Capitol Reef.

Należy dodać, że na jednej z przełączy (2920 m n.p.m.) temperatura

spadła do 1,8O C i padał nieznośny, zmrożony deszcz.

Acha i jeszcze co jakiś czas na środku drogi stały sobie albo spacerowały

czarne krowy!

10 / 15

Page 16: Wyprawa Roku 2011

Dziś chyba po raz pierwszy od początku wycieczki jadący samochodem nie narzekał na kolejność losowania i grzał przeszczęśliwy

swoje cztery litery w puszcze. Pogoda dała nam dziś w kość, a mimo to zwiedzając nawinęliśmy ponad 400 km. Widoki w dalszym ciągu

zapierają nam dech w piersiach! Już brak nam słów by komentować te krajobrazy. Czasami nam się wydaje, że jesteśmy na innej

planecie. Na noc zostaliśmy w miejscowości Green River i bacznie obserwujemy prognozy pogody w TV na jutro i kolejne dni !

GALERIA - cz.11 >>>

W gradzie, śniegu, deszczu i temp 4 - 8 stopni C, upłynęły

nam 2 kolejne dni - czysty hardcore.

Podobno ma być lepiej. Dojechaliśmy do miasta Tuba City w regionie Indian Navaho,

w którym z jakichś względów nie lubią alkoholu, bo wprowadzili całkowity zakaz

jego podawania w restauracjach i sprzedaży w sklepach.

Na stacji benzynowej lub w markecie można co najwyżej dostać piwo bezalkoholowe. Ciężko było ale daliśmy rade…

11 / 15

Page 17: Wyprawa Roku 2011

Zanim opowiem o Grand Canion -ie, kilka słów na temat ostatnich dni. Jechaliśmy

do miejscowości Aneth malowniczą drogą przez jakiś park krajobrazowy, niestety złapał

nas zmierzch i pomyliliśmy drogę. Było już ciemno i nieciekawie. W końcu na jakiejś

nierówności czy dziurze lub innym defekcie asfaltu, Beti załapała małego ślizga i upadła na

prawą rękę. Na szczęście był z nami Jacek (ortopeda) i nastawił od razu wybity paluszek.

Znaleźliśmy nocleg, a my w trójkę pojechaliśmy do szpitala - co prawda wiejskiego

ale wyposażonego tak jak klinika w dużym polskim mieście. Jacek przeprowadził

wszystkie zabiegi szkoląc przy okazji miejscowych dyżurujących lekarzy. Okazało się,

że nie ma złamań ale profilaktycznie wpakował dwa paluszki prawej ręki Beti w gips.

Od tego momentu Beti jeździła samochodem. Uszkodzenia motocykla okazały się

powierzchowne i kontynuowaliśmy naszą wyprawę bez przeszkód.

Wielki Kanion powala skalą !

Naprawdę tego nie da się opisać ani oddać fotkami.

<<< GALERIA - cz.12

12 / 15

Page 18: Wyprawa Roku 2011

Dziś pojechaliśmy do Sedony przez Flagstaff, gdzie Jackowi w miejscowym serwisie

HD próbowali przykręcić luźną śrubkę w układzie wydechowym - bezskutecznie.

Droga 89A jest piękna. W Sedonie polataliśmy śmigłowcem

<<< GALERIA - cz.13

Miejscowość Jerome to taka dekadencka oaza

motocyklistów, zabawiliśmy tam chwilę

ale nie dało się tam zjeść.

Pojechaliśmy

przepięknymi winkielkami do Prescott.

Tam obiadek i powrót do Williams.

Szybkie zakupy i kilka drinków

w miejscowym barze...13 / 15

Page 19: Wyprawa Roku 2011

No i zaliczyliśmy Route 66.

Szczerze to bez rewelacji

jak dla mnie.

Droga, na tych fragmentach jakie z niej pozostały, jak zwykła droga od czasu do

czasu z miasteczkiem przerobionym na odpust. Pamiątki, koszulki i co tylko

można sprzedać z logo R66. Jeden wielki jarmark i instalacje starych cadilaców,

Elwisa i M. Monroe, gdzie tylko można. Jedyne co warte było tych przejechanych

<<< GALERIA - cz.14

kilometrów to górskie miasteczko Oatman, gdzie czuć było westernowy klimat (choć i tam ludzie codziennie przyjeżdżają do pracy

w sklepach z pamiątkami). Na noc zostaliśmy w Lake Havasu City - pięknej turystycznej miejscowości nad sztucznym jeziorem.

Dalej mieliśmy przejazd przez pustynię do miejscowości Chirinako Summit, gdzie chcieliśmy wjechać do parku Joshua Tree

ale okazało się, że od południa wjazd jest niemożliwy ze wzglądu na uszkodzoną drogę. Zrobiliśmy tylko sobie fotki z miejscowym

szeryfem i musimy dymać do wjazdu od północy tj. od miasteczka Joshua Tree. Na noc zostaliśmy w Yucca Valley.

Odpoczywamy po męczącej podróży z temperaturami dochodzącymi do 35 st. C w cieniu.14 / 15

Page 20: Wyprawa Roku 2011

Z samego rana zaliczyliśmy już ostatni park narodowy na naszej trasie - Joshua Tree. Później była walka z upałem (chwilami

39 st. C) i ponad 300 km dojazdu do Los Angeles. Momentami mknęliśmy 7 pasmowymi autostradami z przeogromnym ruchem

- maskra, prawie teksańska. W końcu dotarliśmy do miejscowości Sunset Beach, niedaleko Long Beach. Mieszkamy tuż przy oceanie.

Następnego dnia z rana nadajemy motocykle do Polski, a potem czas wolny (szoping, plażowanie, etc.).

W piątek zwiedziliśmy Los Angeles i Hollywood, a w sobotę od rana przygotowywaliśmy się mentalnie do 10-cio godzinnego lotu.

Pyszną miodową whiskey tu mają…

GALERIA - cz.15 >>>

Nasza wyprawa dobiegła końca.

Łącznie przejechaliśmy na motocyklach 5,5 tyś km.

To co zobaczyliśmy i przeżyliśmy na zawsze pozostanie w naszej

pamięci. Tysiące zdjęć i setki filmów jeszcze długo będą nam

przypominać magiczny czas spędzony w USA.

15 / 15

Page 21: Wyprawa Roku 2011

THE END

strona E