miles & miles & gone
Mar 09, 2016
miles & miles & gone
2 | S t r o n a
spis treści
miles & miles & gone ................................................................................. 3
ins grüne, ins blaue .................................................................................. 4
miles & miles & more ................................................................................. 5
lub podczas pierwszego dnia, pierwszej kwadry księżyca ..................................... 7
Rajch .................................................................................................... 8
Muzeum opisu ........................................................................................ 9
Faber castelle ........................................................................................ 10
[Non-text portions of this message have been removed] ................................... 11
3 | S t r o n a
miles & miles & gone
Spisu Twoich książek także jeszcze nie mam 158 list Franza do Felicji
Nie czuję się zadomowiony w swojej przeszłości. To jest dziura
wydrążona w tradycji przeczuć, medytacje w najniewłaściwszym czasie -
M. Mówię po wielokroć, że piszę kiedy zobaczę cały tekst,
ale on rozwija się z rolki, poza mną, więc może kocham również
stopniowo, poza sobą?
Wszyscy ci miłośni herosi, Trystan, Kasanowa, Don Żuan, czy kiedykolwiek
stanęli wobec braku pasji? Wobec natłoku obrazów z laminatów, desek
na gołębnik, dłoni płynnie przechodzącej w gąbkę, jej plecy, włosy,
uniwersalny zapach, ciepło Każdej, ale nigdy Jednej? Uroczy kiks.
Czas na obraz. Na cytat obrazu bądź gestu, coś w pobliżu małpowania.
Piszę w liście szeroką frazą o dziś w sukience, że furkoczą jej warkocze,
że podbiega, szczypie i chowa się w prymulkach, że wyłamuje ręce. W końcu
jestem tylko wiadomością, którą napisałem, a mogłem napisać się tysiąc dwa, trzy razy
i przez pomyłkę rozesłać pod więcej adresów w dziełach zebranych. Komiks,
czy jeszcze jedna niezbędna linijka chce przekabacić płętę dla zbędnej strofki?
4 | S t r o n a
ins grüne, ins blaue
edward hopper: sunlight in a cafeteria, 1958
może nie było tam mnie, ani ciebie, a pewnie oboje
swarzymy się z granicznym światłem. może,
owszem, te same wysokie okna, te same zajączki
zbiegające za słoje, to samo ptaszysko cienia wgapione
w pojedyńczą donicę z kaktusem, który nieledwie
sam opiekuje się sobą, udowodnią, że wypełnianie
jest cechą pomieszczeń, nie miarą pomieszczonych.
bo też nauczyłem się wybierać miejsca pustawe.
wrócić chciałoby może, siedzące wielkodusznie, do rojeń
rzutkiego keplera; zaufało raz jeszcze, że sprawcą ruchu
jest duch, że to, że gaśnie światło nie jest niczym
cielesnym, że ono nie wyjeżdża z czeluści niczym
zapóźniona polewaczka na zawołanie melodramatu.
i czy wówczas spostrzeże, że nie było tam mnie, ani ciebie,
tylko recytacja zagłuchana w siebie i ten gest nad blatem?
5 | S t r o n a
miles & miles & more
[trzy brakujące linijki z poematu Afrodyta, Safony]
schodziliśmy lewadą do atlantyku, kiedy, jak utrzymujesz,
zatrzymałeś mnie w kadrze, roześmianego nad złamaną strelicją.
wszystkie gesty i słowa mają swoje synonimy, do mojej ktosi
bąkło ktosio z cię. chyba światy, pisła w duchu moja omacka.
znamienne, nie było obrazów do wyobrażenia. pozostały takie,
które się dostrzega: zatem klify, peonie, aksamitki, dużo zielonej zieleni,
i przewidywalne profile magmowych skał. ni stąd ni z owąd
ciemny świat udał jasny i na odwrót, nie dając punktu odniesienia.
chciałem z tym skończyć. tej podróży nie będzie nigdzie, bo nie ma nigdzie;
będą za to widnokrąg, wysokość, słońce, i pozbawione intencji Wyznało,
(zaśpiewała się, nie wiedzieć czemu, piosenka ένας καινουργιος ανεμος )
7 | S t r o n a
lub podczas pierwszego dnia, pierwszej kwadry księżyca,
ściany są czerwone, podłoga czerwona, sufit podtrzymują belki,
szeleści smak w nieruchomym staniolu. niewłaściwie
przed tą przyszłością uzbrojony garnę się do przeszłości,
gdzie zachodzi księżyc, gdzie hebanowa piękność gwiżdże
na czarne, pierzaste chmury na czerwonym niebie, piasku
gorzknieję. widzę ptaki człapiące po wyboistym podjeździe,
i myślę, jak by to było, zakłusować na kruka, pichcić
z niego potrawkę? nie mam w głowie obrazów oprócz pożyczonych,
pożyczyłem od nocy czerwień, więc jest czarniejsza i bielsza,
a śnieg, ten obrzydliwy lizus, przysypuje posokę. zacząłem
wspominać czas przyszły, stąd mój głos: weź termos, durniu
8 | S t r o n a
Rajch
Mówiła mi, że powszechne Ja trwa nadal,
że występuje tożsamość pomiędzy jednym
życiem i drugim, choć popadamy w niepamięć.
Wytarłem jej twarz prześcieradłem. Czupirek.
Z erefenu przywiozłem co paryskie. Głowę miała
na Litwie, w niej cała Wilia łudziła, zdradzała,
suprymowała najświętsze dziecięcia żemajty,
ale tego nie mogła wiedzieć, wyzuta z siebie.
Spedycji ugrzęzły nogi w Królewcu – tłumaczyłem
jej modernizm. Byłbym ją wymył w autoklawie,
tak była szklista mimo potówek. Śnieg jej się
marzył, sunące po zmarzłych kępach rogucie.
Nigdy jej nie było. Nie w takim oddaniu. Zgorzeje
wszystek syf, rozsypią się czatownie, swacie
słodko zamawiać będą nieślepnącą rzekę,
gołębięta białe, diamentowe, złote. Jak boga kocham.
9 | S t r o n a
Muzeum opisu
Byłem w parku, obserwowałem łabędzie. Kształt
jeszcze przesłania to zdanie, a jednak jego szyja
jest biała, biały jest gors i skrzydła, za kuprem
bulgoce kilwater. Fale, bez niespodzianki,
wzmacniają się, osłabiają, łabędzie przeniknąć się
nie chcą. I swędzi język, żeby powiedzieć głośno
co o tym myślę. Swędzi jak rana pod opatrunkiem.
Nie wiem co myśleć o skurczu macicy. Prawdopodobieństwo
ciała nie przyprawia mnie o mdłości, a jednak podejrzewam,
że środek lalki jest biały. Przypadek, inny niż skaleczenie.
Bełta mi się tao nauki, lecz lokalne niebo jest błękitne,
lokalny jest opis, i nie wiem, czy muszę wszystko otwierać
w domu, żeby otworzyło mi się łono, żeby jasny był ostrokrzew,
tuja i ciemniał po deszczu żwir. Z okapu zwisają ciężko krople,
odrywają się od krawędzi, spadają. Cieszy mnie ten pomiar życia.
10 | S t r o n a
Faber castelle
Więc uważasz, że jesteś ładniusi?
Opowiedz mi o tym. Ładność,
to więcej niż stan? Proces? Biegnijcie
nawałnice dla każdego en face,
nie ma tu niewoli - dują piszczałki
pod bocianią amboną. Ale, co jest ładność?
Czy się przecina z kożuchem po pływie
w aktach maskowania? Czy mierznie
w mózgowcu, wtóruje i niewidzialne
czyni niewidzialnym? Czy wynika
z jestestwa? Czy ładzi się w trywii
wizerunku, w zawieruszeniu fasetek języka?
Czy ładzi się we mnie? W portrecie prawdziwie
dostojnych fikcji? Piosenka Twojej skóry
równie nie pamięta nagości, żeby mogła
milczeć, dzielić ją i milczeć. Więc nazywa.
11 | S t r o n a
[Non-text portions of this message have been
removed]
w szpitalu, w olsztynie, w pniewach, zaniemyślu, gdzieś
po dawkach tramalu studiował wenus w odleżynach
kobiety to kurwy, nie ma w nich świętości. mężczyźni
chcą kobiet, które zdobyłyby się na kompromis
w niszczeniu więzi i nie zawsze chcą dostrzec w pustce
ostateczną formę cienia - jest we mnie taki głos,
a raczej jego oczekiwana wartość,
na którą stawiam wszystko, czego mi brak, całe ryzyko,
na które mogę się zdobyć przerywając szum monte carlo
jest we mnie taki głos. którego się boję. jest uwodzicielski
i zły, i tylko on jest dość silny, aby się przeciwstawić
zmiennej losowej; w każdym razie potrafi rzucać rękawice
12 | S t r o n a
zdjęcie na okładce: john vachon, worker at carbon black plant, texas, 1942
zdjęcie w środku: © weronika woźniak , shape of soul, weronikawozniak.net
wiersze: © przemek łośko